Skocz do zawartości

Marynia rozmyśla o swoim American Dream, rozpoczynając 568 godzinę gry w nowego efema


Hajd

Jak to jest pisać w nowej Maryni, dobrze?  

49 użytkowników zagłosowało

Nie masz uprawnień do głosowania w tej ankiecie oraz wyświetlania jej wyników. Aby zagłosować w tej ankiecie, prosimy się zalogować lub zarejestrować.

Rekomendowane odpowiedzi

Godzinę temu, Gabe napisał:

 

No ja już tak ponad 10 lat - do pociągu 10-20 minut (w zależności od tego czy samochodem, czy rowerem), a później 30 minut w pociągu, więc rozrywka :D , czytanie albo oglądanie, i znów 5-10 minut do pracy. Z jednej strony fajnie by było nie spędzać dwóch godzin na dojazdach - ale rozwiązaniem by było się przeprowadzić, albo znaleźć pracę w okolicy, co raczej nie wchodzi w grę - ale z drugiej strony czytelnictwo by u mnie całkiem upadło gdyby nie pociąg ;) 

Funkcjonowałem bardzo podobnie. 15 min na pociąg (rowerem 5, ale bardzo rzadko na to się decydowałem), 20 min w pociągu i potem 15-20 min z buta do pracy lub komunikacją 5-30 min. Z wiadomych względów wybierałem ruch, a nie komunikację :keke: Powrót wygląda trochę gorzej bo należy doliczyć czekanie na pociąg, ten jeździ średnio raz na godzinę. W obie strony opóźnienia, przepuszczanie ICC itp.

I potwierdzam czytanie u mnie znaczaco spadło. Wcześnie jto była książka w 2-3 tygodnie, teraz dwa razy dłużej. Ale oszczędność czasu, przy 15 minutach spacerkiem do pracy jest warta mojego zchamienia! 

Odnośnik do komentarza
48 minut temu, Bebok napisał:

Tez tak miałem. Nigdy wiecej. Biuro mam 15 min spaceru od domu. Zabieram psa i idziemy, wiec od razu dwa spacery mam z glowy.

ja mam 10 minut, czy to autem czy to rowerem i bardzo sobie to cenie :) o 6 pbudka, szybki prysznic i o 6.30 juz jestem w biurze :)

 

Odnośnik do komentarza

Jednym z moich emocjonalnych braków jest nieumiejętność empatyzowania z cierpieniem zwierząt :/ Wiem nawet, gdzie ma to swoje źródło, w jednym z pierwszych moich wspomnień w ogóle z życia. Miałem może z 4 lata, byłem na wakacjach na wsi u dziadków i taka przydomowa suka urodziła 5 szczeniaków. No i z braćmi i siostrami ciotecznymi bawiliśmy się z nimi przez kilka dni, a później przyszedł ich ojciec, mój wujek, i powiedział swoim dzieciom, że mają wybrać jedno. Wybrali takiego białego szczeniaczka. Następnie wujek, co za zwyrol, zabrał nas za stodołę i na naszych oczach zakopał żywcem pozostałą czwórkę. Przeżyłem to na tyle poważnie, że od tamtej pory jestem całkowicie uodporniony na cierpienie zwierząt i ciężko mi być empatycznym wobec osób, które przeżywają stratę swojego pupila :(  

  • Smutny 5
  • Zmieszany 1
Odnośnik do komentarza

Niestety na wsiach częsta sprawa. Moje kotki znalazłem wyrzucone w worku (przepuszczającym powietrze) w lesie - znalazłem 4, ostatecznie przeżyły 2, samców się nie udało odratować. Jestem w stanie zrozumieć, że ktoś może być debilem i po prostu powielać schemat zabijania niepotrzebnych mu zwierząt, bo tak robił ojciec, dziadek itd. Nie jestem w stanie zrozumieć natomiast jakim trzeba być skurwysynem, żeby zamiast szybkiej, humanitarnej śmierci wybrać zakopywanie, albo właśnie wyrzucenie w ten sposób. 

Odnośnik do komentarza
Teraz, Man_iac napisał:

Niestety na wsiach częsta sprawa. Moje kotki znalazłem wyrzucone w worku (przepuszczającym powietrze w lesie) - znalazłem 4, ostatecznie przeżyły 2, samców się nie udało odratować. Jestem w stanie zrozumieć, że ktoś może być debilem i po prostu powielać schemat zabijania niepotrzebnych mu zwierząt, bo tak robił ojciec, dziadek itd. Nie jestem w stanie zrozumieć natomiast jakim trzeba być skurwysynem, żeby zamiast szybkiej, humanitarnej śmierci wybrać zakopywanie, albo właśnie wyrzucenie w ten sposób. 

 

No i mógł nas okłamać i powiedzieć, że odda sąsiadom, czy coś, a następnie zakopać w tajemnicy, a nie brać ze sobą dzieci, żeby zobaczyły to na własne oczy. 

Odnośnik do komentarza
19 minut temu, szramek napisał:

Ale, kurwa, jak to!? Wujek powiedział: "Chodźcie dzieciaki, pokażę wam coś fajnego"?

?

 

Tego nie pamiętam aż tak dokładnie. Najprawdopodobniej było tak, że ktoś zapytał się o to, co z pozostałymi szczeniakami, a on po prostu odpowiedział, żebyśmy poszli z nim i zobaczyli.

Odnośnik do komentarza
18 minut temu, ajerkoniak napisał:

 

7 uczuć

 

Bardzo dobra scena, ale straszna jednocześnie.

Ogólnie bardzo dobry film. Aczkolwiek też przesycony symboliką i taki w sumie - nie wiem, jak to inaczej wyrazić - bardziej teatralny, niż filmowy, co nie każdemu przypadnie do gustu. 

Odnośnik do komentarza
6 minut temu, Feanor napisał:

Może to taki swoisty rytuał przejścia? Gdy jesteś rolnikiem, z zabijaniem zwierząt musisz być obeznany (przynajmniej zazwyczaj). 

 

No takim rytuałem przejścia to imo było uczestnictwo w pracach przy zwierzętach na wsi i potem też nie unikanie przez rodziców tego, że to zwierzęta na późniejsze zjedzenie. Np uczestniczenie w świniobiciu czy obrabianie królików (to z mojej rodziny na wsi info) i podobne tego typu rzeczy, które miały ten pozytywny wpływ, że oswajały z faktem śmierci i unikały pomysłów tego, że mięso bierze się ze sklepu. Ale nijak mi się to nie łączy z tym co zrobił wujek krzysfiola. Raczej bym stawiał na to, że na wsi zwierzęta miały cel głównie użytkowy i traktowano je znacznie niżej niż obecnie traktujemy. Przecież chyba każdy pies na wsi miał swoją budę i często był przypięty do łańcucha + pełnił rolę obronną. Obecnie to się bardzo różni gdzie pies w mieszkaniu jest czymś zwyczajnym, a i szkolenia są mniej oparte na ślepym posłuszeństwie psa, a bardziej na tworzeniu więzi przewodnik - towarzysz.

Odnośnik do komentarza
3 minuty temu, Feanor napisał:

Może to taki swoisty rytuał przejścia? Gdy jesteś rolnikiem, z zabijaniem zwierząt musisz być obeznany (przynajmniej zazwyczaj). 

 

To pewnie zależy, ale ja w całym swoim dziecięcym życiu nie widziałem zabijania zwierząt. Inna sprawa, że dziadek, z którym mieszkaliśmy na jednym podwórku umarł zanim się urodziłem, a moi rodzice prowadzili szczątkową hodowlę zwierząt: kury żeby niosły jajka - nigdy żadnej nie zjedliśmy, gdy któraś przestawała się nieść... dostawała emeryturę i żyła sobie dalej :), króliki żeby... zjadały odpadki typu obierki, oraz chyba dwa razy świnie - to w celach zarobkowych, bo potrzebne były pieniądze. Tak czy inaczej - u mnie zwierząt nie zabijano, nie tylko na oczach dzieci.

 

Wydaje mi się też, że raczej kilkulatkom inni też oszczędzali widoku zabijania zwierząt. Uświadamianie ich w tym wieku o brutalności życia to coś w stylu brania ich na polowanie.

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza
Teraz, Gabe napisał:

Wydaje mi się też, że raczej kilkulatkom inni też oszczędzali widoku zabijania zwierząt. Uświadamianie ich w tym wieku o brutalności życia to coś w stylu brania ich na polowanie.

 

Musiałbym się upewnić, ale w mojej rodzinie do takiego widoku były dopuszczane dzieciaki chyba w wieku 10/12 :-k

Odnośnik do komentarza

A mój dziadek hodował króliki na pasztet i kurę. Widziałem zabijanie kury, widziałem kurę uciekającą po ucięciu głowy i mnie to nie ruszało. Natomiast królików broniłem i mojego ulubieńca, z ktorym się bawiłem dziadek nigdy nie tknął. A królik zresztą  dostał imię "Łibi" od znaku WB który się wyświetlał przed królikiem Bugsem - wtedy jeszcze nie wiedziałem że to się nie tak czyta :keke:

Odnośnik do komentarza
  • Hajd zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...