Skocz do zawartości

[FM2006] Guys in the red... are fighting for win...


Rekomendowane odpowiedzi

| Pos   | Team		  | Pld   | Won   | Drn   | Lst   | For   | Ag	| G.D.  | Pts   | 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 1st   | Chelsea	   | 20	| 14	| 4	 | 2	 | 41	| 10	| +31   | 46	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 2nd   | Man Utd	   | 20	| 13	| 3	 | 4	 | 42	| 23	| +19   | 42	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 3rd   | Man City	  | 20	| 11	| 5	 | 4	 | 35	| 21	| +14   | 38	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 4th   | Carlisle	  | 20	| 11	| 4	 | 5	 | 42	| 22	| +20   | 37	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 5th   | Liverpool	 | 20	| 10	| 6	 | 4	 | 32	| 18	| +14   | 36	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 6th   | Tottenham	 | 20	| 10	| 5	 | 5	 | 32	| 25	| +7	| 35	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 7th   | Arsenal	   | 20	| 8	 | 7	 | 5	 | 21	| 17	| +4	| 31	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 8th   | Newcastle	 | 20	| 8	 | 6	 | 6	 | 31	| 25	| +6	| 30	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 9th   | West Ham	  | 20	| 8	 | 5	 | 7	 | 22	| 23	| -1	| 29	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 10th  | Everton	   | 20	| 8	 | 5	 | 7	 | 29	| 32	| -3	| 29	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 11th  | Leicester	 | 20	| 7	 | 6	 | 7	 | 30	| 26	| +4	| 27	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 12th  | Middlesbrough | 20	| 6	 | 8	 | 6	 | 32	| 30	| +2	| 26	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 13th  | Aston Villa   | 20	| 5	 | 9	 | 6	 | 24	| 24	| 0	 | 24	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 14th  | Bolton		| 20	| 6	 | 6	 | 8	 | 33	| 37	| -4	| 24	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 15th  | Preston	   | 20	| 5	 | 9	 | 6	 | 18	| 22	| -4	| 24	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 16th  | Southampton   | 20	| 6	 | 5	 | 9	 | 17	| 23	| -6	| 23	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 17th  | Portsmouth	| 20	| 4	 | 3	 | 13	| 18	| 37	| -19   | 15	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 18th  | Blackburn	 | 20	| 3	 | 5	 | 12	| 18	| 30	| -12   | 14	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 19th  | Reading	   | 20	| 1	 | 6	 | 13	| 12	| 43	| -31   | 9	 | 
| --------------------------------------------------------------------------------------| 
| 20th  | Plymouth	  | 20	| 2	 | 1	 | 17	| 8	 | 49	| -41   | 7	 | 
| --------------------------------------------------------------------------------------|

Odnośnik do komentarza

Przed meczem z Boltonem niestety nie dostałem żadnych pocieszających wieści od klubowego fizjoterapeuty. Wszystkie kontuzje raczej się jeszcze przedłużały i nie miałem co liczyć na szybki powrót kluczowych graczy. Chwilowo musimy sobie radzić w mocniej eksperymentalnym składzie. Mam nadzieję, że nie przeszkodzi nam to gromadzić punktów, zwłaszcza jeśli gramy z takim przeciwnikiem, jak Bolton, który ładnie powieźliśmy w rundzie jesiennej.

 

 

Cecchini – Ifil, Queudrue, Mokoena, Albiol – Pienaar, Farag, Viana, Sissoko – Obinna, Manucharyan

 

Zaatakowaliśmy od samego początku, ale mało skutecznie. Manucharyan z Obinną wcale nie siali takiego fermentu, jaki powinni i dlatego bardzo długo utrzymywał się bezbramkowy remis. Jednak z kolejnymi minutami graliśmy lepiej i lepiej. Coraz więcej składnych akcji rozgywanych było przez moich podopiecznych. W 31 minucie szybkości zabrakło Obinnie, który gdyby doszedł do piłki to miałby świetną okazję. W 41 minucie ponownie szarżował Manucharyan i prawdopodobnie znów niewiele by z tej akcji wyniknęło, gdyby nie to, że Ormianin został sfaulowany w polu karnym i sędzia podyktował jedenastkę, którą na bramkę zamienił Sissoko. Po przerwie to jednak goście zaatakowali odważniej, wyraźnie walcząc o odrobienie strat i przynjamniej próbując wywalczyć remis. Oblężenie naszej bramki trwało jednak krótko, bo raptem dziesięć minut. W 63 minucie bardzo blisko strzelenia bramki był wprowadzony na boisko Dervishi. W 67 minucie padła druga bramka dla Carlisle, a strzelił ją rezerwowy, już trochę zapomniany, Bouazza, a asystę przy bramce zanotował… Cecchini, który długim wykopem uruchomił francuskiego napastnika. W 79 minucie goście zmniejszyli rozmiary porażki, wykorzystując rzut karny podyktowany za faul Mokoeny na Ben-Haimie. Ale już dwie minuty później Farag celnie dośrodkował, a akcję wykończył zbiegający z prawego skrzydła Dervishi. Rywala na sam koniec dobił świetny tego popołudnia Bouazza.

 

Premiership, 21/38, 03.01.2011

Brunton Park, 22443 widzów

[5] Carlisle – [13] Bolton, 4:1 (SISSOKO (k) ’41, BOUAZZA ’67, Larsen (k) ’79, DERVISHI ’81, BOUAZZA ‘88)

MoM: Hameur Bouazza (Carlisle United)

 

 

Zwycięstwo dało nam awans o jedną pozycję, ale do Manchesteru City tracimy tylko jeden punkt I mamy mecz zaległy do rozegrania także jest szansa wyprzedzić drużynę Citizens. Tymczasem rozpoczynaliśmy rozgrywki w ramach Pucharu Anglii. W 3 rundzie zmierzymy się z Nottingham Forest. Na ten mecz desygnowałem rezerwowy skład.

 

 

Jones – Elliott, Green, Morais, Albiol – Eagles, Vantaggiato, Potter, Petrov – Obinna, Manucharyan

 

Początek mieliśmy fatalny, bo straciliśmy gola juz w 5 minucie spotkania, gdy Jonesa pokonał Stokes. Już sześć minut później do wyrównania doprowadził Potter, który celnie wyegzekwował rzut wolny i zamienił go na bramkę. Trzy minuty później Obinna wykorzystał swoje warunki fizyczne i wywalczył sobie pozycję do oddania strału i celnym uderzeniem nie dał szans bramkarzowi gości. Minęły raptem dwie minuty, a swojego drugiego gola w meczu dołożył Potter, który wykończył podanie od Vantaggiato. Wydawało się, że jest już po meczu ale goście szybko strzelili gola kontaktowego na 3:2, a jego autorem został były gracz Chelsea, Cole. W 40 minucie hattricka mógł ustrzelić Potter, ale jednak uderzył niecelnie i piłka poleciała obok bramki. Po przerwie tempo meczu znacznie siadło. Goście tylko niemrawo od czasu do czasu przeprowadzali jakieś niegroźne ataki, a my broniliśmy się praktycznie całą drużyną. Bardzo długo zdawało to egzamin, ale goście z minuty na minutę grali coraz pewniej i musieliśmy się mieć na baczności. Końcówka spotkania to już zdecydowany szturm przeciwnika, który dopiął swego i strzelił gola wyrównującego, który każe nam rozgrywać mecz powtórkowy.

 

FA Cup, 3 runda, 09.01.2011

Brunton Park, 6901 widzów

[P] Carlisle – [C] Nottingham Forest, 3:3 (Stokes ‘5, POTTER ’11, OBINNA ’14, POTTER ’16, Cole ’23, Stokes ‘90+2)

MoM: Darren Potter (Carlisle United))

 

 

Po meczu dostałem jednak inną, znacznie bardziej optymistyczną wiadomość. Otóż zakończyła się rozbudowa naszego stadionu i teraz będzie on mógł pomieścić równe 32 tysiące widzów. To wspaniała wiadomość dla wszystkich, którzy ostatnio mecze naszej grużyny mogli oglądać tylko w telewizji.

Odnośnik do komentarza

Jeśli wygramy mecz powtórkowy z Nottingham Forest to w następnej rundzie trafimy na… Manchester United. Zapowiada się naprawdę ciekawa rywalizacja i chyba nawet za wszelką cenę będę chciał awansować i zmierzyć się z Czerwonymi Diabłami. Jeszcze przed meczem z Portsmouth udało mi się sprowadzić napastnika, który mógłby załatać dziury podczas kontuzji innych. Na zasadzie wypożyczenia do klubu do końca sezonu trafił Niklas Bendtner, były gracz Arsenalu.

 

 

Cecchini – Elliott, Queudrue, Mokoena, Ferdinand – Eagles, Farag, Adams, Sissoko – Bendtner, Manucharyan

 

Spotkanie rozpoczęło się od ataków gości, co było do przewidzenia, bo Portsmouth w tym sezonie jest słabą drużyną I tylko walczy o utrzymanie. Musieliśmy zatem koniecznie wygrać to spotkanie. W 8 minucie pierwszą okazję miał Farag, ale nie trafił czysto w piłkę. Osiem minut później Friedel udowodnił, że mimo sędziwego wieku nadal jest dobrym bramkarzem. W 22 minucie ponownie amerykański bramkarz uratował skórę gospodarzom. W 27 minucie już jednak nie dał rady. Co prawda sparował jeszcze strzał Faraga, ale wobec dobitki Bendtnera, który w swoim oficjalnym debiucie strzelił bramkę, był już bezradny. Później Portsmouth ruszyło do odrabiania strat, a w 37 minucie LuaLua miał dogodną sytuację, ale na szczęście Cecchini nie dał się pokonać. Jeszcze przed przerwą doskonałą okazję zmarnował Farag, ale ogólnie pierwsza odsłona, toczona pod nasze dyktando dała nam pewny komfort. Po przerwie znów zaczęliśmy od mocnego uderzenia i w 51 minucie po strzale Bendtnera Friedel znów wykazał się świetnym refleksem. W 68 minucie gospodarze stworzyli groźnie wyglądają akcję, ale beznadziejna wrzutka Konchesky’ego zniweczyła cały plan. W 81 minucie Sissoko mógł strzelić fantastycznego gola, ale piłka po jego piekielnie mocnym strzale tylko odbiła się od poprzeczki. Gospodarze nie byli już w stanie do końca meczu niczym odpowiedzieć.

 

Premiership, 22/38, 12.01.2011

Fratton Park, 19289 widzów

[18] Portsmouth – [4] Carlisle, 0:1 (BENDTNER ’27)

MoM: Aaron Mokoena (Carlisle United)

 

 

Krótko po meczu dostałem także informację, że Rodrigo Lasmar, fizjoterapeuta, z którym toczyliśmy negocjacje w sprawie przejścia z Atletico Mineiro przystanął na nasze warunki I za 160 tysięcy euro rekompensaty dołączy do druzyny. My zaś wyjeżdżaliśmy na spotkanie ligowe do Reading, które również walczy tylko o utrzymanie.

 

 

Cecchini – Elliott, Queudrue, Mokoena, Ferdinand – Eagles, Farag, Adams, Sissoko – Bendtner, Manucharyan

 

Podobnie jak w poprzednim meczu, tak I tutaj naszym zadaniem jest wywiezienie zwycięstwa bo Reading walczy tylko o utrzymanie, ale pamiętajmy, że te drużyny potrafią mając nóż na gardle wygrywać z najlepszymi, zatem na pewno nie będzie łatwo. Już w 4 minucie dogodną sytuację na objęcie prowadzenia dla gospodarzy zmarnował Galloppa. Podobnie i w 8 minucie nie potrafił on oddać dobrego strzału na bramkę, niszcząc dorobek graczy konstruujących całą akcję. W 22 minucie wreszcie najbardziej widoczny po stronie gospodarzy oddał strzał w światło bramki, ale poradził sobie z nim Cecchini. W 29 minucie po stałym fragmencie gry straciliśmy bramkę. Halls dośrodkował z rzutu wolnego, piłkę odzyskał Cork i strzałem głową nie dał szans naszemu włoskiemu goalie. W 45 minucie Sissoko oddał mocny strzał, ale Richards nie miał z nim problemów i do przerwy niebezpiecznie przegrywaliśmy. W 54 minucie Ferdinand, który zawędrował pod pole karne przeciwnika mógł strzelić bramkę, gdyby szybciej przyjął piłkę i lepiej zorientował się w sytuacji. W 65 minucie znów szalał ten niesamowity Galloppa, ale Cecchini był na posterunku. Siedem minut później Adams mógł doprowadzić do wyrównania, ale piłka po jego strzale minimalnie minęła prawy słupek bramki Richardsa. W 76 minucie obronił on strzał Bendtnera, wyrastając na prawdziwą gwiazdę tego meczu. W końcówce znów mocniej przycisnęli gospodarze i już nie było nam dane stworzyć sobie dogodnej sytuacji strzeleckiej.

 

Premiership, 23/38, 15.01.2011

Madejski Stadium, 12743 widzów

[19] Reading – [3] Carlisle, 1:0 (Cork ’29)

MoM: Danny Richards (Reading)

Odnośnik do komentarza

Tak jak obiecałem, w meczu powtórkowym z Nottingham Forest wystawiłem możliwie najsilniejszą jedenastkę. W składzie pojawił się jednak gracz, który dołączył do klubu dopiero na kilka dni przed meczem. Sprowadzony z Boltonu Lee Peltier, wychowanek Liverpoolu szybko miał okazję zadebiutować w drużynie. Nowy obrońca kosztował klub dwa i pół miliona euro.

 

 

Cecchini – Elliott, Queudrue, Peltier, Ferdinand – Eagles, Farag, Adams, Sissoko – Bendtner, Manucharyan

 

Początek meczu zdecydowanie należał właśnie do nas. W 11 minucie po oblężeniu bramki gospodarzy Bendtner miał bardzo dobrą okazję do strzelenia bramki, ale spudłował w decydującym momencie. Po chwili tojednak Nottingham dochodziło do głosu. Strzał z 14 minuty Rivy jeszcze obronił Cecchini, ale w 18 minucie nie poradził sobie przy strzale Vandamme i gospodarze objęli sensacyjnie prowadzenie. Niesieni wspaniałym dopingiem swoich fanatycznych kibiców gracze po chwili rozmontowali naszą linię defensywną i wbili nam drugiego gola. Tym razem na listę strzelców wpisał się Stokes, który pogrążył nas w pierwszym spotkaniu. W 28 minucie gola kontaktowego mógł i powinien był strzelić Eagles, ale źle dostawił głowę do piłki i ta poszybowała wysoko ponad bramką. Doskonałą okazję zmarnował również w 35 minucie Bendtner, któremu wystarczyło tylko przystawić nogę, ale i to wykonał źle. W 39 minucie bliski pokonania Tunbulla był Manucharyan, ale i on sobie nie poradził. Na domiar złego w doliczonym czasie pierwszej połowy gospodarze wyszli z szybkim kontratakiem i Vandamme bezlitośnie go wykończył, zdobywając swojego drugiego gola w meczu. Druga połowa to już nasze nieustanne ataki, które jednak nie kończyły się w siatce gospodarzy, bo świetną partię rozgrywał ich bramkarz, Tunbull. Inna sprawa, że skuteczność moich napastników też pozostawiała naprawdę wiele do życzenia, to raz. A dwa to brakowało tej zaciętości, która pozwalała nam wygrywać z Tottenhamem, czy Liverpoolem.

 

FA Cup, 3 runda, powtórka, 19.01.2011

The City Ground, 29845 widzów

[C] Nottinhgam Forest – [P] Carlisle, 3:0 (Vandamme ’18, Stokes ’20, Vandamme ‘45+1)

MoM: Michael Vandamme (Nottingham Forest)

 

Konieczne były jakieś zmiany w składzie, bo taka porażka nie powinna nam się była przytrafić. Wiem, że to tylko puchar, ale grając pierwszym składem nie możemy dostawać takich batów od drużyny z niższej ligi. Na szczęście na spotkanie z Tottenhamem już się wykurowali zarówno Drogba jak i Danili, zatem nasz atak powinien wreszcie należycie funkcjonować.

 

 

Cecchini – Elliott, Queudrue, Mokoena, Ferdinand – Eagles, Farag, Berson, Sissoko – Drogba, Danili

 

Od samego początku narzuciliśmy własny styl gry I juz w 4 minucie meczu Farag mógł pokonać Robinsona z rzutu wolnego, ale Anglik dobrze obronił. Wobec strzału Daniliego z 6 minuty nie miał już jednak nic kompletnie do powiedzenia i prowadziliśmy. W 9 minucie Defoe popisał się indywidualną akcją, ale zabrakło skutecznego wykończenia. Podobnie jak w 12 minucie, ale wtedy już wykazać musiał się umiejętnościami Cecchini. Również w 30 minucie goście groźnie zaatakowali, na bramkę strzelał Perry, jednak znów górą był nasz włoski bramkarz, który grał z przeziębieniem. Trzy minuty później strzeliśmy drugiego gola, którego zapisał sobie Berson, uderzając bardzo ładnie z dystansu. Po przerwie niewiele się zmieniło. Tottenham atakował częściej, ale nasze próby były bardziej skuteczne. W 52 minucie Danili strzelił drugiego gola i już niemal było po meczu. Piętnaście minut później goście strzelili gola kontaktowego, ale bramka Perry’ego to było za mało. Zwłaszcza, że po chwili Danili skompletował hattricka. Koguty mogły zostać rozbite jeszcze bardziej, gdyby w ostatniej akcji meczu Queudrue wykorzystał rzut karny, ale nie mam mu za złe tego pudła.

 

Premiership, 24/38, 22.01.2011

Brunton Park, 31208 widzów

[3] Carlisle – [5] Tottenham, 4:1 (DANILI ‘6, BERSON ’33, DANILI ’52, Perry ’67, DANILI ’71)

MoM: Marco Danili (Carlisle United)

 

 

Zagraliśmy po raz pierwszy na rozbudowanym obiekcie I od razu został on zapełniony prawie do samego końca. Od razu też odczuły to nasze finanse, gdyż za ten mecz uzyskaliśmy dochody rzędu 1,1 miliona euro, co stanowi absolutny rekord klubu.

Odnośnik do komentarza

Przed nami było teraz niezwykle trudne wyzwanie. Jechaliśmy bowiem na New Anfield, by zmierzyć się z wielkim Liverpoolem, z którym przecież u siebie wygraliśmy. Teraz zadanie będzie jednak nieporównywalnie trudniejsze, chociaż wcale nie niemożliwe. Potrzebujemy do tego pełnego skupienia i koncentracji. Warto nadmienić, że na ławkę rezerwowych usiadł nasz bramkarz z rezerw – Kennedy, bo Jones został wypożyczony do Rotherham, a Forster doznał urazu.

 

 

Cecchini – Elliott, Queudrue, Mokoena, Ferdinand – Eagles, Farag, Berson, Sissoko – Drogba, Danili

 

Gospodarze od samego początku mieli pecha, bo juz w 5 minucie kontuzji nabawił się Nihat I musiał opuścić boisko. W 12 minucie zakotłowało się pod naszą bramką, ale Cecchini obronił ostatecznie strzał Pongolle. W 14 minucie nowy nabytek gospodarzy, Sergio Ramos, sfaulował w polu karnym Drogbę i sędzia przyznał nam rzut karny, który na bramkę zamienił Elliott, uciszając cały stadion. W następnych minutach, o dziwo, udało nam się maksymalnie ograniczyć ofensywne poczynania Liverpoolu praktycznie zamykając gospodarzy na ich połowie, a w 25 minucie Drogba wykończył bardzo składną akcję całego zespołu i już zrobiło się 0:2, a Iworyjczyk pokazał, że wraca do pełnej dyspozycji po kontuzji. Dwanaście minut później już mogło być po meczu, gdyby Danili bardziej przyłożył się do strzału. W 43 minucie zrobiło się bardzo groźnie pod naszą bramką, gdy uderzał Cisse, ale Cecchini poradził sobie z tym strzałem. Po zmianie stron nastawialiśmy się już głównie na kontry i stałe fragmenty. Po jednym z nich, zaraz na początku, Ferdinand strzelił trzeciego gola i sensacja wisiała w powietrzu. Zwłaszcza, że Liverpool wcale nie grał dobrego meczu, jego piłkarze robili niewiele by zmienić rezultat, a może po prostu to moi podopieczni grali skutecznie w destrukcji. W 82 minucie gospodarzy pogrążył ich piłkarz, który otrzymał czerwoną kartkę i jeszcze osłabił zespół. Ostatecznie po świetnym meczu rozbiliśmy wielki Liverpool na New Anfield. Piłkarze zaś zasłużyli na skrzynkę soku marchewkowego!

 

Premiership, 25/38, 02.02.2011

New Anfield, 54982 widzów

[7] Liverpool – [3] Carlisle, 0:3 (ELLIOTT (k) ’14, DROGBA ’25, FERDINAND ’47)

MoM: Federico Cecchini (Carlisle United)

 

 

Terminarz rozgrywek mieliśmy tak ‘super’ ułożony, że zaraz po meczu z Liverpoolem przyjeżdżał do nas aktualny ldier tabeli, chyba niezniszczalny Manchester United, który awansował na pierwszą pozycję dopiero przed tą kolejką. Jesteśmy jednak na fali i chyba możemy powalczyć z liderem!

 

 

Cecchini – Elliott, Queudrue, Mokoena, Ferdinand – Eagles, Farag, Berson, Sissoko – Drogba, Danili

 

Czerwone Diabły wyraźnie przyjechały na Brunton Park wyłącznie po zwycięstwo I od samego początku narzuciły swój styl, zmuszając nas do cofnięcia się do obrony. Jednak nie zamierzaliśmy całkowicie rezygnować z gry ofensywnej. Chwilowo tylko musieliśmy się bronić. W 11 minucie prowadzenie dla gości mógl zdobyć Ronaldo, ale piłka po jego strzale jeszcze musnęła rękawicę Cecchiniego i wyleciała poza światło bramki. W 18 minucie ponownie Portugalczyk nękał naszego golkipera, ale ponownie bez rezultatu. Jak to jednak powiadają, ‘do trzech razy sztuka’. W przypadku Ronaldo powiedzenie to się sprawdziło i w 24 minucie wreszcie jego trzecia próba okazała się skuteczna. Dopiero w 34 minucie przeprowadziliśmy pierwszą groźną akcję, kiedy Elliott zawędrował pod pole karne przeciwnika i był bliski pokonania Franco. Chwilę później jednak musieliśmy uważać, bo Rooney szarżował z piłką, ale jego strzał był niecelny. Jeszcze przed przerwą Eagles był blisko zdobycia bramki z rzutu wolnego, ale Franco dobrze obronił próbę Anglika. Po przerwie pierwsze minuty to pokazy umiejętności bramkarskich z obu stron. Trudno nawet było wskazać druzynę lepszą w tych czterdziestu pięciu minutach. Walczyliśmy o wyrównanie, ale Franco był tego popołudnia nie do pokonania i nie mógł tego uczynić ani Drogba, ani Danili, ani Farag, ani zastępujący go po przerwie Viana. Po prostu byliśmy bezsilni wobec Argentyńczyka między słupkami Manchesteru United.

 

Premiership, 26/38, 05.02.2011

Brunton Park, 31993 widzów

[3] Carlisle – [1] Manchester United, 0:1 (Ronaldo ’24)

MoM: Leo Franco (Manchester United)

 

 

Do zapełnienia stadionu zabrakło tylko siedmiu kibiców! Przychody z meczu zaś wyniosły aż 1,3 miliona euro. Klub się szybko bogaci.

Odnośnik do komentarza

Do następnego spotkania z Plymouth mieliśmy trochę czasu, bo rozgrywane były teraz mecze międzypaństwowe. Warto nadmienić, że w dorosłej reprezentacji Anglii zadebiutował Anton Ferdinand! Kolejny mecz w kadrze zanotował również Petrov, dla którego był to już 91 występ! Po powrocie piłkarzy ze zgrupowań natychmiast przystąpiliśmy do przygotowań do meczu.

 

 

Cecchini – Elliott, Queudrue, Mokoena, Ferdinand – Eagles, Farag, Berson, Sissoko – Drogba, Danili

 

Spotkanie zaczęło się dla nas bardzo dobrze, gdyż już w 3 minucie Berson dobijał uderzenie Faraga, wobec którego bramkarz gospodarzy już nie miał szans i objęliśmy prowadzenie. W 11 minucie Krul, bramkarz Plymouth obronił strzał Sissoko, wzbudzając tym samym aplauz na trybunach. Ponownie musiał on się wykazać dziewiętnaście minut później, gdy groźnie uderzał Danili, ale znów górą był holenderski bramkarz. W 40 minucie nie popisał się on jednak, podobnie jak w 3 minucie, i tylko odbił strzał Eaglesa, do piłki dopadł Danili i zrobił swoje. Po przerwie kontrolowaliśmy przebieg meczu, a w 56 minucie Queudrue miał świetną okazję na podwyższenie prowadzenia, ale nie wykorzystał on jedenastki – drugiej w krótkim odstępie czasu. Sześć minut później dobrą sytuację miał Drogba, ale minimalnie spudłował. Pod koniec meczu jeszcze jedną świetną sytuację miał Danili, ale i on nie trafił, co nie zmienia faktu, że zanotowaliśmy kolejne zwycięstwo.

Premiership, 27/38, 13.02.2011

Home Park, 9469 widzów

[20] Plymouth – [3] Carlisle, 0:2 (BERSON ‘3, DANILI ’40)

MoM: Mohammed Sissoko (Carlisle United)

 

 

To zwycięstwo jest bardzo ważne, bo pozwoli nam ono uwierzyć w siebie przed meczem z Chelsea na Stamford Bridge. To będzie bardzo trudny sprawdzian dla moich podopiecznych, ale wierzę, że jeśli zagramy jak z Liverpoolem, to i Chelsea możemy zwyciężyć. Do tego potrzeba jednak wielu czynników. Zapowiada się pasjonujące widowisko.

 

 

Cecchini – Elliott, Queudrue, Mokoena, Ferdinand – Eagles, Farag, Berson, Sissoko – Drogba, Danili

 

Początek meczu zdecydowanie należał do gospodarzy. Już w 1 minucie spotkania Cecchini musiał obronić groźny strzał Robbena. Osiem minut później bardzo dobrą sytuację miał Lampard, ale jej nie zdołał wykorzystać, podanie od Bojinova otrzymał naprawdę wysokiej klasy. Trzy minuty później próbował Pazzini, ale również nieskutecznie. Dopiero w 28 minucie gospodarze zdołali przełamać nasz blok defensywny i strzelić bramkę. Terry po podaniu piłki od Pazziniego przedłużył ją do Robbena, a Holender już bezproblematycznie pokonał naszego włoskiego golkipera. Chwilę później mogło być po meczu, ale jednak Cecchini obronił sytuację, któregj wydawać się mogło, nie powinien był. W 35 minucie swój były klub mógł skarcić Drogba, ale i on nie zdołał strzelić bramki. W 43 minucie doprowadziliśmy do sensacyjnego wyrównania. Berson rozegrał w środku piłkę z Sissoko, a Malijczyk wspaniałym podaniem uruchomił Daniliego, który wykorzystał znakomitą okazję. Do przerwy utrzymaliśmy remis i trzeba przyznać, że niskim kosztem. Dlatego po zmianie stron zdecydowałem się przekazać moim podopiecznym instrukcję, by zagrali znacznie szybciej i zmęczyli przeciwnika. Zwycięstwo było w naszym zasięgu! W 52 minucie Lampard oddał strzał z rzutu wolnego, ale obronił to Cecchini, a sześć minut później Carlisle miało dobrą okazję, ale Farag nie trafił po strzale głową. W 64 minucie znów Cecchini został zatrudniony przez Bojinova, ale znów sobie poradził. W 81 minucie wydawało się, że Robben musi strzelić bramkę, ale znów klase pokazał Cecchini. W doliczonym już czasie gry to my przycisnęliśmy Chelsea i stworzyliśmy sobie chyba trzy stuprocentowe sytuacje w krótkim odstępie czasu. Okazje mieli Vantagiatto i Viana, którzy pojawili się na boisku po przerwie oraz Sissoko, któremu zabrakło bardzo mało, by zapewnić nam zwycięstwo. Z drugiej jednak strony – remis przed meczem bralibyśmy w ciemno.

Premiership, 28/38, 27.02.2011

Stamford Bridge, 42486 widzów

[2] Chelsea – [3] Carlisle, 1:1 (Robben ’28, DANILI ’43)

MoM: Arjen Robben (Chelsea)

Odnośnik do komentarza

Początek marca oznaczał dla nas ligowe spotkanie z Aston Villą, która w tym sezonie spisuje się znacznie poniżej oczekiwań I na chwilę obecną zajmuje dopiero 14 miejsce w lidze. My, chcąc walczyć o udział w Lidze Mistrzów, musimy wygrywać takie spotkania, zwłaszcza, że gramy na własnym obiekcie i powinno nam to pomóc. Musimy jednak mieć się na baczności, bo Aston Villa ma bardzo szybkich napastników: Barosa i Ariettę.

 

 

Forster – Elliott, Queudrue, Mokoena, Ferdinand – Eagles, Farag, Berson, Sissoko – Drogba, Danili

 

Początek meczu był bardzo niewyraźny. Trudno było wskazać, która z drużyn ma przewagę. Żadna nie stworzyła sobie dogodnych sytuacji strzeleckich. Dopiero w 19 minucie zmusiliśmy Lastuvkę do pokazania swoich najwyższych umiejętności, kiedy to Czech musiał w odstępie kilkudziesięciu sekund obronić kilka groźnych strzałów, między innymi Drogby, Queudrue, Faraga, czy Bersona. Nie potrafiliśmy jednak pokonać dobrze dysponowanego czeskiego golkipera, a czas uciekał. W 35 minucie już widziałem piłkę w siatce po strzale z rzutu wolnego Eaglesa, ale Lastuvka jakimś cudem podbił piłkę ponad poprzeczkę. Podobnie doskonale obronił strzał trzy minuty później, gdy szarżował Drogba. Po zmianie stron nic się nie zmieniło. Nadal dominowaliśmy, ale nie potrafiliśmy strzelić bramki. Lastuvka zaczarował bramkę i nikt nie potrafił jej odblokować. Nawet będący w wyśmienitej formie strzeleckiej Danili. W 72 minucie Farag ostro zacentrował w pole karne i wydawało się, że piłka wpadnie do siatki za kołnierz czeskiego bramkarza, ale ten znów cudem wybił piłkę. Zdecydowanie Lastuvka był najlepszym graczem meczu.

Premiership, 29/38, 05.03.2011

Brunton Park, 31962 widzów

[3] Carlisle – [14] Aston Villa, 0:0

MoM: Jan Lastuvka (Aston Villa)

 

 

Koniecznie potrzebowaliśmy po tym gorszym meczu trzech punktów w spotkaniu z Preston. Wielu kibiców pamięta łomot z rundy jesiennej, kiedy wygraliśmy aż 6:0, ale teraz trudno będzie powtórzyć ten wynik. Chciałbym tylko zwycięstwa, nie musi być wcale efektowne, byleby wpadły trzy niezwykle ważne punkty.

 

 

Forster – Elliott, Queudrue, Mokoena, Ferdinand – Eagles, Farag, Berson, Sissoko – Drogba, Danili

 

Niestety ten mecz rozpoczął się dla nas fatalnie, gdyż już w 4 minucie straciliśmy bramkę, kiedy po kombinacyjnej akcji Johsnona i Bellamy’ego Walijczyk strzelił gola otwierającego wynik. Po chwili co prawda Danili mógł doprowadzić do wyrównania, ale znów jego skuteczność może pozostawiać wiele do życzenia. W 19 minucie Bellamy wypracował doskonałą pozycję strzelecką Johnsonowi, a Anglikowi nie pozostawało nic więcej jak tylko wepchnięcie piłki do siatki i zrobiło się naprawdę groźnie. W 24 minucie Drogba powinien był strzelić gola kontaktowego, bo on zazwyczaj takich okazji nie marnuje, ale nie tym razem. Dziewięć minut później akcja Sissoko i Daniliego również nie dała nam bramki, bo dobrze zachował się Blackmore, bramkarz gospodarzy. W szatni Carlisle w przerwie nie było za wesoło. Powiedziałem piłkarzom co myślę o ich grze i nakazałem zdecydowaną poprawę. Chyba jednak nie zrozumieli o co mi chodziło, bo w 57 minucie straciliśmy trzeciego gola i znów na listę strzelców wpisał się Bellamy. Chwilę później co prawda strzeliliśmy gola po trafieniu Bendtnera, ale to wciąż było za mało, potrzebowaliśmy kolejnych bramek. W 70 minucie Drogba znów nie zdołał pokonać Blackmore’a. Osiem minut później Iworyjczyk przegrał kolejny pojedynek z angielskim golkiperem gospodarzy. Na domiar złego w 81 minucie kontuzji doznał rezerwowy Albiol, a że miałem już wykorzystany komplet zmian, to mecz kończyliśmy w dziesięciu. A skoro w 11 nie udawało nam się strzelać bramek, to jak mogliśmy tego dokonać grając w osłabieniu?

 

Premiership, 30/38, 14.03.2011

Deepdale, 16899 widzów

[16] Preston – [4] Carlisle, 3:1 (Bellamy ‘4, Johnson ’19, Bellamy ’57, BENDTNER ’62)

MoM: Craig Bellamy (Preston North End)

Odnośnik do komentarza
Czyżby końcowa zadyszka?

tak jakby

 

 

 

Na mecz z Blackburn zdecydowałem sie juz na kilka roszad kadrowych. Przede wszystkim wprowadziłem do pierwszego składu Vianę, którego kreatywność będzie niezwykle przydatna w zbliżającym się spotkaniu. Do tego miejsce Eaglesa, który grał ostatnio przeciętnie zajął Pienaar. Ostatnia zmiana do powrót do składu Ifila, który wreszcie zagra na prawej obronie. Warto wspomnieć, że Blackburn to drużyna, która w ok. 90% zbudowana jest z włoskich piłkarzy.

 

 

Forster – Ifil, Queudrue, Mokoena, Ferdinand – Pienaar, Farag, Viana, Sissoko – Drogba, Danili

 

Spotkanie zaczęło się od naszych ataków, co z resztą było do przewidzenia. W 4 minucie Drogba był bliski pokonania bramkarza gości, ale minimalnie spudłował strzelając z główki. W 11 minucie niespodziewanie goście przeprowadzili szybką kontrę, która dała im bramkę, gdy akcję wykończył efektownym strzałem La Manna. W 24 minucie wydawało się, że doprowadzimy do wyrównania, gdy Ifil posłał dobre dośrodkowanie, ale Daniliego uprzedził Taylor, bramkarz gości, jeden z niewielu „nie-Włochów” w drużynie Blackburn. W 38 minucie Forsell mógł nas pogrążyć, ale tym razem dobrze zachował się zastępujący kontuzjowanego Cecchiniego Forster. W 43 minucie faulowany w polu karnym był Drogba i sędzia przyznał nam jedenastkę, którą na bramkę zamienił Queudrue. Po przerwie goście zmienili taktykę. Zaczęli grać znacznie bardziej defensywnie, ale też bardziej agresywnie. Jednak ta agresja w zdecydowanej większości zamieniała się na brutalne faule, które odbierały moim podopiecznym ochotę do gry. Często gracze Carlisle też nie wytrzymywali nerwowo i łapali kartki, ale generalnie mało było dobrego futbolu w drugich czterdziestu pięciu minutach i spotkanie zakończyło się remisem 1:1, co dla nas oznacza stratę dwóch punktów, a nie zdobycie jednego.

Premiership, 31/38, 19.03.2011

Brunton Park, 31054 widzów

[4] Carlisle – [17] Blackburn, 1:1 (La Manna ’11, QUEUDRUE (k) ‘43)

MoM: Marco Donadel (Blackburn Rovers)

 

 

W kolejnym spotkaniu postanowiłem zaryzykować I zerwać z przyzwyczajeniem, że na mecz wyjazdowy wystawiam dwóch defensywnych pomocnikow. Na mecz z West Hamem zdecydowałem się bowiem na wstawienie do składu Viany, który miał nam pomóc w odniesieniu zwycięstwa, ale o to wcale nie będzie łatwo, bo West Ham to nie żadne ogórki, a poza tym jesteśmy kompletnie bez formy…

 

 

Forster – Ifil, Queudrue, Mokoena, Ferdinand – Dervishi, Farag, Viana, Sissoko – Manucharyan, Danili

 

Zdążyliśmy już przyzwyczaić naszych kibiców, że zazwyczaj zaczynamy mecz od mocnego uderzenia I tym razem wcale nie było inaczej. Nadal jednak brakowało nam skuteczności, którą zachwycaliśmy w pierwszej części sezonu. W 14 minucie doskonałą okazję do objęcia prowadzenia zmarnował Sissoko, uderzając za mocno i piłka poleciała daleko za bramkę. W 17 minucie Mathijsen przeprowadził akcję gospodarzy, dośrodkował w pole karne, tutaj dziwnym trafem znalazł się Upson i skierował piłkę do siatki. Natychmiast spróbowaliśmy doprowadzić do wyrównania, ale Manucharyan źle w końcowej fazie akcji odegrał do Daniliego i akcja zakończyła się niepowodzeniem. W 24 minucie wreszcie jednak Danili się odblokował i strzelił bramkę po podaniu Manucharyana. Niestety bardzo szybko straciliśmy drugiego gola, kiedy Johnson wykorzystał podanie od Jonesa i strzelił nie do obrony. W 36 minucie znów udało się nam doprowadzić do wyrównania. Tym razem dobrym wykończeniem akcji popisał się Manucharyan, który dobrze zachował się przy wrzutce Dervishiego. Po zmianie stron nakazałem grę bardziej ofensywną i szybko przyniosło to efekt. W 58 minucie Sissoko strzelił gola, który dawał nam prowadzenie. Później gospodarze próbowali doprowadzić do wyrównania, ale Ferdinand z Mokoeną stworzyli bardzo pewny duet obrońców. Ostatecznie w 78 minucie rywali pogrążył Danili, strzelając swojego drugiego gola, tym razem po dośrodkowaniu Faraga.

 

Premiership, 32/38, 02.04.2011

Upton Park, 34074 widzów

[11] West Ham – [4] Carlisle, 2:4 (Upson ’17, DANILI ’24, Johnson ’28, MANUCHARYAN ’36, SISSOKO ’58, DANILI ’78)

MoM: Achmed Samir Farag (Carlisle United)

Odnośnik do komentarza

Przed kolejnym spotkaniem ligowym wiedziałem, że nie będę mógł skorzystać z usług Bendtnera, mimo iż był zupełnie zdrowy. Wielu już zapewne się domyśliło, że zagramy mecz z „właścicielem” karty duńskiego piłkarza – Arsenalem. Spotkanie to na pewno nie będzie łatwe, ale z drugiej strony możemy sobie poradzić, bo Arsenal gra poniżej oczekiwań, a my na własnym obiekcie w tym sezonie jeszcze nie przegraliśmy.

 

 

Cecchini – Ifil, Queudrue, Mokoena, Ferdinand – Dervishi, Farag, Berson, Sissoko – Manucharyan, Danili

 

Pierwsze minuty pokazały, że wcale nie boimy się bardziej utytłowanego rywala I w odstępie kilku minut dwukrotnie zagroziliśmy bramce Arsenalu. Obie próby były autorstwa dwóch defensywnych pomocników: Sissoko i Bersona, ale obie były niecelne. W 18 minucie Dervishi posłał dobrego crossa w kierunku Manucharyana, ale Ormianina uprzedził Kameni. W 24 minucie bardzo blisko był Farag, gdy piłka po jego strzale z rzutu wolnego minimalnie przeleciała nad poprzeczką. Po chwili goście powoli zaczęli dochodzić do glosu, ale nadal mieliśmy wyraźną przewagę. W 40 minucie nadzialiśmy się jednak na szybki kontratak, wyprowadzony przez Cole’a i zakończony przez Reyesa. Natychmiast ruszyliśmy do odrabiania strat, ale w pierwszej połowie już nic nam się nie udało zdziałać. Zaraz po zmianie stron doskonałą okazję miał Hornuss, który w przerwie zastąpił Manucharyana, a w 53 minucie kolejny rezerwowy – Adams, zaprzepaścił kolejną szansę. W 54 minucie blisko pokonania Cecchiniego po raz drugi był Reyes, ale Włoch stanął na wysokości zadania. W 76 minucie kolejną okazję do zdobycia bramki miał Farag, ale znów górą był Kameni, rozgrywający świetną partię. W 84 minucie jeszcze raz próbował Sissoko, ale znów nie dał rady Kameniemu. Kameruńczyk zasłużył sobie na nagrodę dla piłkarza meczu w 100%.

 

Premiership, 33/38, 09.04.2011

Brunton Park, 31913 widzów

[3] Carlisle – [9] Arsenal, 0:1 (Reyes ’40)

MoM: Carlos Idriss Kameni (Arsenal Londyn)

 

 

Była to nasza pierwsza porażka na własnym stadionie w tych rozgrywkach. Obawiam się tylko o to, żeby nam nie brakło punktów z tego spotkania w końcowym rozrachunku. Dlatego koniecznie musimy wygrać z Evertonem na Goodison Park, zwłaszcza, że rywale nam uciekają i końcowka sezonu może być dla nas bardzo nerwowa.

 

 

Cecchini – Ifil, Queudrue, Mokoena, Ferdinand – Dervishi, Farag, Adams, Sissoko – Drogba, Danili

 

Początek meczu to okazja do zdobycia prowadzenia przez obie drużyny. Zarówno Howard jak i Cecchini radzili sobie dobrze i długo nie mógł paść gol otwierający wynik meczu. Wydawało się jednak, że przewaga gospodarzy rośnie i prędzej czy później uda im się strzelić bramkę, jednak Cecchini wziął przykład z Kameniego z poprzedniego meczu i bronił jak najęty. A gracze ofensywni Evertonu walili głową w mur, bo nie dość, że często byli nieskuteczni w wykończeniu akcji to jeszcze jeśli udawało im się oddać strzał w światło bramki to był to strzał, który obronił Cecchini, grający jak z nut. W doliczonym już czasie pierwszej połowy po zupełnie niegroźnym wyrzucie piłki z autu na wysokości pola karnego odzyskał ją Queudrue, ale został powalony na ziemię i arbiter przyznał nam jedenastkę, którą wykorzystał po wojnie nerwów sam poszkodowany, co dało nam komfort przed drugą połową. I faktycznie druga odsłona to zupełnie inny mecz. Od samego początku graliśmy bardzo pewnie i wydawało się, że padną tutaj kolejne bramki dla Carlisle. W 54 minucie jednak to gospodarze doprowadzili do wyrównania, gdy Babayaro i Cahill wykorzystali chwilę nieuwagi w naszym zespole i szybkim atakiem rozmontowali defensywę. Momentalnie jednak doprowadziliśmy do ponownego prowadzenia za sprawą Sissoko. Nie minęło wiele czasu, a Danili strzelił bramkę, która już chyba ustawiła spotkanie. Moi podopieczni nadal jednak grali bardzo dobrze i bramki wisiały w powietrzu. W 68 minucie Ifil posłał dalekie podanie, a akcję celnym strzałem głową zakończył Sissoko, zdobywając drugiego gola, a trzy minuty później Malijczyk zanotował asystę, podając do wychodzącego na czystą pozycję Daniliego, który również strzelił drugą bramkę i ustalił wynik meczu.

Premiership, 34/38, 17.04.2011

Goodison Park, 38103 widzów

[10] Everton – [5] Carlisle, 1:5 (QUEUDRUE (k) ‘45+1, Cahill ’54, SISSOKO ’56, DANILI ’62, SISSOKO ’68, DANILI ’71)

MoM: Mohammed Sissoko (Carlisle United)

Odnośnik do komentarza

Marco Danili 2011

 

 

 

Ostatnie zwycięstwo pozwalało nam uwierzyć, że znów łapiemy wiatr w żagle I końcówka sezonu będzie niezwykle ciekawa. Zostały nam do rozegrania cztery kolejki, w których musimy zdobyć tak dużo punktów, jak tylko się da, czyli przynjamniej komplet w spotkaniach na własnym obiekcie i ugrać coś na wyjazdach. Pierwszy mecz wyjazdowy to spotkanie z Southampton.

 

 

Cecchini – Ifil, Queudrue, Mokoena, Ferdinand – Dervishi, Farag, Adams, Sissoko – Drogba, Danili

 

Mecz rozpoczęliśmy całkiem dobrze, bo już w 3 minucie Drogba stworzył sobie pierwszą dogodną sytuację do zdobycia gola, a w 10 minucie już wpisał się na listę strzelców, strzelając kapitalnego gola z około dwudziestu dwóch metrów. Gospodarze jednak natychmiast wyrównali za sprawą Shutte, który wykorzystał dobre podanie od Wintera i nie miał problemów z umieszczeniem piłki w siatce. Kolejne minuty to przede wszystkim pokaz bramkarskich umiejętności Smitha, który raz za razem był zatrudniany przez graczy Carlisle, ale ani razu nie kapitulował. Angielski golkiper Świętych grał jak natchniony, a my nie mogliśmy znaleźć na niego sposobu, ani przed przerwą, ani po zmianie stron. Męczyliśmy się okropnie, wielokrotnie próbowaliśmy różnych rozwiązań w ofensywie, ale Smith pozostawał pewnym punktem w bramce gospodarzy. Na domiar złego w 60 minucie Winter strzelił nam bramkę po bardzo sprawnie przeprowadzonym kontrataku i już właściwie było pozamiatane, bo choć do zdobyczy punktowej brakowało nam tylko jednego gola, to jednak z dzisiejszą postawą Smitha i naszych napastników było to zadanie niewykonalne.

 

Premiership, 35/38, 25.04.2011

St. Mary’s Stadium, 25395 widzów

[15] Southampton – [4] Carlisle, 2:1 (DROGBA ’11, Shutte ’13, Winter ’60)

MoM: Paul Smith (Southampton)

 

 

Manchester City wykorzystał nasze potknięcie i na chwilę obecną zajmujemy dopiero (W kontekście całego sezonu) piąte miejsce. Koniecznie musimy wygrać z Middlesbrough, ale i to nie da nam powrotu do strefy Ligi Mistrzów. Musimy mieć iście piorunującą końcówkę sezonu jeśli chcemy w przyszłym roku zagrać w tym elitarnym gronie najlepszych drużyn Starego Kontynentu.

 

 

Cecchini – Ifil, Queudrue, Mokoena, Ferdinand – Dervishi, Farag, Adams, Sissoko – Drogba, Danili

 

Spotkanie po spokojnych kilku pierwszych minutach nabrało rozpędu w 12 minucie, gdy bramkę strzelił Yakubu, który wykorzystał bardzo dobre podanie od Jaliensa. Następne minuty zas tego meczu były bliźniaczo podobne do tego sprzed tygodnia. Waliliśmy głową w mur, ale ten złożony z defensorów gości oraz bramkarza, Stenilda, był nie do rozbicia. Irytujące jest to gdy przez cały mecz jest się drużyną wyraźnie lepszą, ale przegrywa się przez jedną akcję. Tak właśnie było w tym meczu. Nie potrafiliśmy, mimo, że zgnietliśmy rywala w każdym innym aspekcie, strzelić bramki, dającej nam choćby remis i spotkanie zakończyło się naszą porażką, na którą kompletnie nie zasłużyliśmy, będąc w przekroju całego meczu drużyną zdecydowanie lepszą. Futbol jednak bywa okrutny, co zostało udowodnione w tym meczu. Nie muszę chyba dodawać, że nagrodę dla najlepszego piłkarza meczu otrzymał bramkarz gości, który bronił nawet to, czego zwykły śmiertelnik nie powinien był obronić? Oczywiście wszystko można ‘podpiąć’ pod ducha sportowej rywalizacji, ale aż trudno mi uwierzyć w taki zbieg okoliczności, by przegrać dwa mecze z rzędu i zamiast sześciu punktów notować zero. Nie chciałem tego głośno mówić, ale wietrzę sabotaż… A może po prostu w Święto Pracy moi podopieczni postanowili zastrajkować?

Premiership, 36/38, 01.05.2011

Brunton Park, 31917 widzów

[5] Carlisle – [10] Middlesbrough, 0:1 (Yakubu ’12)

MoM: Kenneth Stenild (Middlesbrough)

 

 

Teraz trzeba walczyć o utrzymanie pozycji gwarantującej start w Pucharze UEFA…

Odnośnik do komentarza
Są jeszcze teoretyczne szanse na Lm?

muszę wygrać oba mecze i liczyć na potknięcie Man City. W następnej kolejce przyjeźdżają do nas właśnie Citizens, więc szanse są spore chyba :-k

 

 

Wobec naszej formy w ostatnich spotkaniach teraz naprawdę musimy się skupić wyłącznie na obronie miejsca, dającego prawo do gry w Pucharze UEFA. To zadanie jednak też nie będzie łatwe. W przedostatniej kolejce gramy bowiem z będącym na fali Manchesterem City. Ciężko nam będzie z taką formą ich pokonać.

 

 

Cecchini – Ifil, Queudrue, Mokoena, Ferdinand – Potter, Farag, Petrov, Sissoko – Drogba, Danili

 

Zaczęliśmy słabo i przeciwnik jakby to zauważył I natychmiast przycisnął, zmuszając nas do obrony. Nie poddawaliśmy się jednak i próbowaliśmy walczyć. Manchester był jednak w pierwszych minutach spotkania zdecydowanie lepszy. Na początku meczu doskonałe okazje marnował Routledge, który sam mógł ustrzelić hattricka już po piętnastu minuach, a nadal utrzymywał się bezbramkowy remis. W 22 minucie Briand pokonał Cecchiniego i wepchnął piłkę do siatki, ale okazało się, że był spalony i sędzia gola nie uznał. Co się odwlecze to nie uciecze – w myśl tego powiedzenia straciliśmy bramkę siedem minut później kiedy na listę strzelców wpisał się Bent. W pierwszej połowie gracze Carlisle byli praktycznie niewidoczni w ofensywie i tylko się broniliśmy, mimo, że musieliśmy gonić wynik. Po zmianie stron zaczęliśmy jednak grać lepiej. Zaraz po przerwie Sissoko prostopadłym podaniem uruchomił Drogbę, a ten już prawidłowo zakończył akcję. Cztery minuty później Bendtner, który zastąpił Daniliego pokonał Schmeichela po raz drugi, tym razem po dośrodkowaniu Faraga i już prowadziliśmy. Cieszyliśmy się z niego dwadzieścia minut, bo właśnie w 70 minucie po niepewnym wybiciu piłki przez Ferdinanda dopadł do niej Barton i strzelił gola wyrównującego. Znów zaatakowaliśmy, bo zwycięstwo było w naszym zasięgu. W 75 minucie blisko pokonania Schmeichela był Petrov, ale piłka po jego strzale minimalnie poleciała obok słupka. Dopiero w samej końcówce rezerwowy Eagles celnie dośrodkował na głowę Drogby, a Iworyjczyk nie zwykł marnować takich sytuacji. Jednak jeszcze cztery minuty później po raz drugi po akcji Eagles Drogba padł gol, który już rozwiał wszystkie wątpliwości odnośnie przyznania punktów ligowych za to spotkanie.

Premiership, 37/38, 04.05.2011

Brunton Park, 31984 widzów

[5] Carlisle – [4] Manchester City, 4:2 (Bent ’29, DROGBA ’46, BENDTNER ’50, Barton ’70, DROGBA ’86, DROGBA ‘89)

MoM: Didier Drogba (Carlisle United)

 

 

Końcowka sezonu będzie niezwykle interesująca. Odrobiliśmy bowiem trzy punkty do Manchesteru City (bo tył przecież mecz o „sześć” punktów) i teraz w razie naszego zwycięstwa z Leicester na wyjeździe (możliwe) i porażki City u siebie z Blackburn (mało prawdopodobne) możemy jeszcze wyprzedzić Citizens i zająć czwarte miejsce!

 

 

Cecchini – Ifil, Queudrue, Mokoena, Ferdinand – Potter, Farag, Petrov, Sissoko – Drogba, Danili

 

Zaczęliśmy od mocnego uderzenia, gdy w 10 minucie bramkę otwierającą wynik spotkania strzelił Drogba. To trafienie zmobilizowało nas do jeszcze lepszej gry i w kolejnych minutach nadal powaznie naciskaliśmy na przeciwnika, ale strzelanie bramek już nie szło tak łatwo. W 19 minucie Danili uderzał na bramkę, piłka odbiła się od Roseniora, ale nie sprawiła kłopotów Niemiemu. W 34 minucie gospodarze przeprowadzili jedną z niewielu groźnych akcji, Pagano uderzał z rzutu wolnego, ale Cecchini wyciągnął się jak struna i obronił uderzenie Włocha. Jeszcze przed przerwą udało nam się powiększyć prowadzenie. Danili zabrał piłkę Johansennowi i pobiegł z nią w kierunku bramki, kończąc akcję celnym strzałem. Po zmianie stron zagraliśmy już dużo bardziej spokojnie i wydawało się, że to nawet Leicester obejmuje przewagę w środku pola, ale akcje Lisów były mało skuteczne, nasze za to, choć rzadsze, dużo bardziej niebezpieczne. Jak choćby sytuacja z 64 minuty, gdy Drogba był bardzo bliski pokonania Niemiego po raz drugi. I tak to uczynił w 79 minucie, gdy wygrał z nim bezpośredni pojedynek jeden na jeden, po nieudanej pułapce ofsajdowej gospodarzy. Dzieki temu odnieśliśmy efektowne zwycięstwo na koniec sezonu, ale teoretycznie, nie znając wyniku z Manchesteru, niewiele ono nam pomagalo.

 

Premiership, 38/38, 08.05.2011

Walkers Stadium, 23155 widzów

[15] Leicester – [5] Carlisle, 0:3 (DROGBA ’10, DANILI ’45, DROGBA ’79)

MoM: Didier Drogba (Carlisle United)

 

Do niebywałego wydarzenia doszlo w Manchesterze, gdzie City po zaciętym meczu przegrało z gryzącym trawę, walczącym o utrzymanie Blackburn. Choć to niespodzianka gospodarze zawalili ten mecz bo odpuścili go, mysląc, że drużyna z dołu tabeli nie może im zagrozić. To już jednak nie nasz problem. Dla nas oznacza to awans na czwartą pozycję!

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...