Skocz do zawartości

[FM2006] Guys in the red... are fighting for win...


Rekomendowane odpowiedzi

Ostatnie dwa mecze imponujące. Zmieniałeś coś w ustawieniach zespołu, czy po prostu złapaliście formę?

Ustawiłem grę troszkę bardziej na defensywną, ale myślę, że to przede wszystkim zasługa nowych graczy, którzy doskonale się wkomponowali

 

 

AC Milan uprzedził nas w kwestii pewnego transferu. Otóż od kilku miesięcy usiłowałem sprowadzić na Brunton Park świetnego brazylijskiego napastnika Santosu, Andre. Za pierwszym podejściem nie zgodził się on na proponowane warunki kontraktowe. Za drugim razem wybrał ofertę Rosso-neri i powędrował do Mediolanu. Gdyby trafił do nas byłby to najwyższy transfer – kwota oscylowała wokół piętnastu milionów euro. Tymczasem osłabieni kolejną kontuzją Fila przystępowaliśmy do spotkania z Tottenhamem.

 

 

Forster – Dervishi, Queudrue, Ferdinand, Albiol – Pienaar, Farag, Berson, Sissoko – Drogba, Danili

 

Niestety mecz ten zaczął się dla nas fatalnie, bo jeszcze dobrze się nie rozgrzaliśmy, a już straciliśmy gola, gdy na listę strzelców w 3 minucie wpisał się ten niesamowity Defoe. Natychmiast ruszyliśmy do odrabiania strat i w 18 minucie Danili wykorzystał nieporozumienie między Kingiem a Dawsonem, przejął piłkę, strzelił i doprowadził do wyrównania. W 27 minucie było bardzo groźnie pod naszą bramką, Pedersen miał dogodną sytuację, ale w ostatniej chwili uprzedził go wszędobylski Sissoko. W 32 minucie Pienaar popisał się rajdem na prawym skrzydle, ale źle dośrodkował i Danili nie miał szans w powietrznym pojedynku z Robinsonem, mimo swoich 193 cm wzrostu. W 42 minucie udało nam się wyjść na prowadzenie, na listę strzelców wpisał się Drogba, który doskonale wywiązuje się ze swoich zadań. Do przerwy utrzymaliśmy tą jednobramkową przewagę, a po zmianie stron kontrolowaliśmy przebieg spotkania. Tottenham co prawda próbował atakować, ale te próby były bardzo chaotyczne i nieskuteczne, nie prowadziły do żadnego zagrożenia pod naszą bramką. W 78 minucie zaś Ostrygi pogrążył rezerwowy Manucharyan, który w pojedynku z Robinsonem zachował zimną krew i strzelił gola.

 

Premiership, 5/38, 28.08.2010

White Hart Lane, 29580 widzów

[5] Tottenham – [3] Carlisle, 1:3 (Defoe ‘3, DANILI ’18, DROGBA ’42, MANUCHARYAN ’78)

MoM: Didier Drogba (Carlisle United)

 

 

Po piątej kolejce jesteśmy… samodzielnym liderem tabeli! Teraz czeka nas krótki odpoczynek od spotkań ligowych. Swoje spotkania rozgrywać będą reprezentacje w ramach eliminacji do Mistrzostw Europy. Z moich podopiecznych zagrali: Dervishi (bardzo dobry występ przeciwko Luksemburgowi), Petrov (pełne dziewięćdziesiąt minut w spotkaniu ze Szkocją), Manucharyan (dobry występ i bramka w spotkaniu z Walią) oraz Busheiko (również pełny wymiar czasu z Czechami). Przed meczem z Manchesterem United wyzdrowieli już Cecchini i Mokoena, ale tylko ten pierwszy powróci do składu. Kontuzji natomiast doznał Pienaar, w miejsce którego wystawiłem gracza, który ma coś do udowodnienia Manchesterowi.

 

 

Cecchini– Dervishi, Queudrue, Ferdinand, Albiol – Eagles, Farag, Berson, Sissoko – Drogba, Danili

 

Obie drużyny wyszły na to spotkanie z jednakowym chyba nastawieniem – najważniejsze to nie stracić w początkowych minutach bramki. Dlatego też kibice nie oglądali w pierwszych fragmentach jakiegoś świetnego meczu. Tempo rozkręcało się jednak z każdą minutą i prędzej czy później bramki paść musiały. Przeciwnik to jednak nie byle jaki i musieliśmy się liczyć z jego klasą. W 18 minucie dogodną sytuację zmarnował Johnson, pięć minut później znów Amerykanin nie popisał się przyjęciem piłki, ta mu w efekcie odskoczyła i dobrze zapowiadająca akcja skończyła się niczym. W 31 minucie Park Ji-Sung oddał strzał z niczego, ale piłka odbiła się od pleców Albiola i zaskoczyła Cecchiniego, wpadając do siatki. Chwilkę później gospodarze będąc na fali zadali drugi cios, znów autorem trafienia był Koreańczyk. Już minutę po drugim trafieniu gola kontaktowego mógł strzelić Queudrue, ale nie trafił do siatki z rzutu wolnego. Po przerwie, nie mając już nic do stracenia, zaatakowaliśmy ze wzmożoną siłą, ale musieliśmy uważać na kontry graczy z Old Trafford. W 53 minucie Franco obronił piłkę, z której musiał paść gol, a tak się nie stało. W 65 minucie wprowadzony w przerwie Morais zmarnował dogodną sytuację, fatalnie pudłując po podaniu od Faraga. Wreszcie w 69 minucie Danili strzelił gola kontaktowego. Cztery minuty później Drogba mógł wyrównać, ale nie trafił. Iworyjczyk miał wyraźnie słabszy dzień. Końcówka spotkania to pojedynek Rooney-Cecchini, z którego jednak trzykrotnie górą wychodził włoski bramkarz. Nam już nie udało się doprowadzić do wyrównania.

Premiership, 6/38, 19.09.2010

Old Trafford, 75992 widzów

[4] Manchester United – [1] Carlisle, 2:1 (Park ’31, Park ’35, DANILI ‘69)

MoM: Park Ji-Sung (Manchester United)

 

 

Zanotowaliśmy pierwszą porażkę od 8 ligowych spotkań, wliczając w to również ostatnie dwa mecze ostatniego sezonu. Nasza dobra gra zaś nie pozostała niezauwazona. Zostałem wybrany najlepszym menedżerem sierpnia, a Drogba najlepszym graczem tegoż miesiąca.

Odnośnik do komentarza
Europa na Ciebie czeka :D A dlaczego na Tottenham mówią "Ostrygi"? :>

w nazwie klubu przecież nawet mają "Gorąca ostryga" :>

 

 

We wrześniu nie rozgrywamy wielu meczy, ale właśnie teraz rozpoczniemy naszą walkę w Pucharze Ligi, w którym w drugiej rundzie naszym przeciwnikiem jest drużyna z League One, Rotherham. Aż dziw bierze, że jeszcze kilka lat temu graliśmy ze sobą w lidze, a teraz różnica poziomów jest tak znaczna, ale takie są chyba koleje losu. Na spotkanie wystawiłem trochę rezerwowy skład.

 

 

Cecchini– Elliott, Dervishi, Ferdinand, Albiol – Eagles, Farag, Giandomenico, Sissoko – Hornuss, Manucharyan

 

Udało nam sie bardzo dobrze rozpocząć to spotkanie I już w pierwszej jego akcji zdobyliśmy gola, a na listę strzelców wpisał się Hornuss, który udowadnia swoją ogromną przydatność dla drużyny. Kolejne minuty to też nieustanne ataki moich podopiecznych, ale Jones, bramkarz gospodarzy, radził sobie nieźle i bronił kolejne uderzenia Faraga, Manucharyana, czy Giandomenico. Wobec dobrej formy strzeleckiej Hornussa był jednak bezsilny i w 19 minucie Francuz strzelił drugiego gola, co prawda na raty, ale skutecznie. W 28 minucie ekwilibrystycznym strzałem z dwunastu metrów próbował Jonesa zaskoczyć Sissoko, ale Anglik był na posterunku. W 37 minucie bardzo blisko pokonania bramkarza był Farag, ale piłka po strzale głową minimalnie przeszła ponad poprzeczką. Do przerwy utrzymaliśmy prowadzenie, a na drugą połowę wyszli kolejni rezerwowi: Morais, Coles i Vantaggiato. Szczególnie Włoch był bardzo aktywny i szalał na lewym skrzydle. W 71 minucie Eagles posłał piłkę w okolice pola karnego gospodarzy, tam walczył o nią Ferdinand, ale został powalony na ziemię przez jednego z obrońców gospodarzy. Rzut wolny to doskonała okazja dla Giandomenico i Włoch skorzystał z szansy, by wpisać się w protokół meczowy. Tym samym ustalił on wynik meczu, bo ostatnie dziesięć minut już niczego nie zmieniły.

 

Carling Cup, 2 runda

Millmoor Stadium, 4971 widzów

[L1] Rotherham – [P] Carlisle, 0:3 (HORNUSS ‘1, HORNUSS ’19, GIANDOMENICO ‘71)

MoM: Julian Hornuss (Carlisle United)

 

 

Za zwycięstwo otrzymaliśmy 30 tysięcy euro. W trzeciej rundzie zmierzymy sie z Boltonem, który to tak ładnie powieźliśmy w meczu ligowym. Mam nadzieję, że uda się powtórzyć ten wyczyn. W lidze natomiast przyjeżdża do nas Plymouth, z którym kiedyś walczyliśmy w barażach o awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Obecnie znajdujemy się na niskim, 9 miejscu, ale tylko dlatego, że mamy aż dwa mecze zaległe do czołówki.

 

 

Cecchini– Ifil, Queudrue, Ferdinand, Mokoena – Eagles, Farag, Viana, Sissoko – Drogba, Danili

 

Znów bardzo dobrze rozpoczęlismy to spotkanie. Pierwszy gol padł w 19 sekundzie meczu. Sissoko podał do Daniliego, ten odegrał do Drogby, a po chwili już cieszyliśmy się z prowadzenia. Raptem cztery minuty później Viana dobijał uderzenie Drogby i prowadziliśmy dwoma bramkami. Zapowiadał się prawdziwy pogrom gości. Na kolejnego gola kibice faktycznie nie czekali długo bo tylko trzy minuty, a wtedy to bramkę strzelił Danili, wykorzystując podanie od Drogby. Trzybramkowa przewaga dawała nam już pewien komfort, ale nie zamierzaliśmy na tym poprzestać. W 16 minucie Drogba odegrał do wbiegającego w pole karne Sissoko, a defensywny pomocnik popisał się celnym atomowym uderzeniem, które dało nam czwartego gola. Potem dopiero goście przeprowadzili pierwszy groźny atak, ale Kuqi nie potrafił go wykończyć. W przerwie od razu zmieniłem trzech najbardziej zmęczonych graczy, bo mecz był już praktycznie wygrany. Nie było żadnych przesłanek świadczących o tym, że może tu nam się wydarzyć jakaś krzywda. I faktycznie po nudnej drugiej połowie, w której już nie forsowaliśmy tempa, udało się dowieźć do końca zwycięstwo.

 

Premiership, 7/38, 27.09.2010

Brunton Park, 21529 widzów

[9] Carlisle – [18] Plymouth, 4:0 (DROGBA ‘1, VIANA ‘5, DANILI ‘8, SISSOKO ’17)

MoM: Didier Drogba (Carlisle United)

Odnośnik do komentarza

Dokładnie Hotspur to znaczy Gorąca ostroga, ale popularniejsza nazwa to "Koguty". Wiem bo jestem ich fanem. Co do kariery to właśnie całą przeczytałem i podoba mi się bardzo. Świetne transfery i smykałka do interesu. Także mecze potrafisz zagrać dobrze kiedy jest to potrzebne (przykład- 3:3 z Liverpoolem w poprzednim sezonie). Niestety nierówna forma. Ale w tym sezonie wróże PU lub LM. :D

Odnośnik do komentarza

Ostatnie zwycięstwo z pewnością dodało nam otuchy przed następnymi spotkaniami. Zwłaszcza, że w następnej kolejce podejmowaliśmy na własnym obiekcie samą Chelsea. Poza kontuzją Queudrue wszyscy byli sprawni i gotowi do gry, co mnie bardzo cieszyło. Prawdopodobnie zagramy dwoma defensywnymi pomocnikami, bo nie nastawiam się na szturm bramki Cecha, ale raczej na odwrót.

 

 

Cecchini– Ifil, Dervishi, Ferdinand, Mokoena – Eagles, Farag, Adams, Sissoko – Drogba, Danili

 

Zaczęło się od naszych ataków. W 4 minucie Adams dośrodkowywał w pole karne, ale piłka odbiła się od Lamparda I mogła zaskoczyć Cecha, ale ostatecznie bramkarz The Blues poradził sobie z tym pseudo-strzałem. W 10 minucie zaatakowali goście, Pazzini dał popis indywidualnych umiejętności i było naprawdę groźnie, ale jednak minimalnie chybił. W 16 minucie Farag zapoczątkował akcję, dośrodkowując w pole karne, tam piłkę głową zgrał Danili do Drogby, a były gracz Chelsea zdobył bramkę. Pokazał zatem trenerem Londyńczyków, jak wielki błąd zrobili, umożliwiając Iworyjczykowi odejście z klubu. Minutę później doskonałą okazję do podwyższenia prowadzenia zmarnował Adams, który nie zdołał skierować piłki do pustej bramki, dobijając strzał Faraga. Do przerwy pewnie prowadziliśmy, a na drugą odsłonę nie wyszedł już Eagles, który sporo się nabiegał. Po zmianie stron goście ruszyli do odrabiania strat. W 54 minucie blisko pokonania Cecchiniego był Robben, który posłał ostrą piłkę w nasze pole karne i o błąd w komunikacji między Mokoeną a bramkarzem było nietrudno, ale obaj spisali się na medal. W 74 minucie Mokoena posłał daleką piłkę z pominięciem linii pomocy do Drogby, a ten uderzył bez namysłu, ale jednak Cech obronił. Cztery minuty później znów Drogba szalał pod bramką przeciwnika, ale tym razem nawet jeśli padłby gol, byłby on nieuznany, gdyż był spalony. W 85 minucie goście przeprowadzili groźną akcję. Owen rozdysponował piłkę do Adu, a ten pokazał, że jest szybkim zawodnikiem, minął obrońcę i oddał strzał, z którym Cecchini sobie już nie poradził, doprowadzając do wyrównania.

 

Premiership, 8/38, 02.10.2010

Brunton Park, 22451 widzów

[3] Carlisle – [2] Chelsea, 1:1 (DROGBA ’16, Adu ’85)

MoM: Aaron Mokoena (Chelsea)

 

 

Po meczu znów mielismy trochę przerwy, bo gracze wyjeżdżali na mecze międzypaństwowe swoich reprezentacji. Pełne spotkania rozegrali Busheiko oraz Dervishi, jednak obaj nie pomogli drużynie wygrać i zarówno Białoruś, jak i Albania przegrały swoje mecze. W następnej kolejce zagrał Viana, który wchodząc z ławki zdołał asystować przy bramce. Manucharyan strzelił gola w wygranym przez Armenię meczu. Busheiko i Petrov nie pomogli drużynom wywalczyć jakichkolwiek punktów, a Albania z Dervishim w składzie zaskakująco zremisowała z Niemcami. Po powrocie do klubu szybko rozpoczęli oni przygotowania do spotkania wyjazdowego z Aston Villą.

 

 

Cecchini– Ifil, Dervishi, Ferdinand, Albiol – Eagles, Farag, Viana, Sissoko – Drogba, Danili

 

Początek meczu był bardzo ciekawy. Obie drużyny przeprowadziły w krókim czasie kilka groźnych akcji I wydawało się, że cały mecz będzie taki. Trudno było stwierdzić, która z drużyn ma przewagę. Dopiero w 14 minucie bardzo groźną akcję przeprowadzili gospodarze, ale po strzale Larsena, Cecchini nie miał problemów z obroną. Pięć minut później Duńczyk znalazł jednak sposób na bramkarza Carlisle i wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Długo nie mogliśmy się pozbierać, ale wreszcie w 35 minucie po akcji Drogby i wystawieniu futbolówki Daniliemu, Włoch doprowadził do wyrównania. Dziesięć minut później znów wyszliśmy na prowadzenie. Znów architektem bramki został Drogba, podając do wbiegającego Sissoko, Malijczyk zwykł nie marnować takich sytuacji. Po przerwie nadal atakowaliśmy, chcąc maksymalnie szybko strzelić trzeciego gola i mieć spokojną końcówkę. W 52 minucie faktycznie udało nam się podwyższyć prowadzenie. Bramkę strzelił Drogba, ale co ciekawe, z rzutu wolnego. Później niepotrzebnie trochę odpuściliśmy i gospodarze przejęli inicjatywę, ale Cecchini dobrze sobie radził. Poza tym od czasu do czasu groźnie kontratakowaliśmy zatem Aston Villa nie mogła się całkowicie otworzyć. Choć gospodarze zmniejszyli w doliczonym czasie gry rozmiary porażki, nie wystarczyło im to do zmiany przydziału punktowego za to spotkanie.

 

Premiership, 9/38, 16.10.2010

Villa Park, 28344 widzów

[14] Aston Villa – [5] Carlisle, 2:3 (Larsen ’19, DANILI ’35, SISSOKO ’44, DROGBA ’52, Arrieta ‘90+1)

MoM: Didier Drogba (Carlisle United)

Odnośnik do komentarza

Po roku przerwy znów możemy zmierzyć sie z drużyną Preston, która właśnie awansowała do Premiership. Z Championship mamy raczej miłe wspomnienia i mam nadzieję, że takie pozostaną i po tym meczu. Zwłaszcza, że mam do dyspozycji właściwie wszystkich kluczowych graczy. Wszyscy w Carlisle wierzą w nasz sukces.

 

 

Cecchini– Ifil, Dervishi, Ferdinand, Albiol – Eagles, Farag, Viana, Sissoko – Drogba, Danili

 

Goście od samego początku grali bardzo bojaźliwie I raczej tylko kwestią czasu było, kiedy obejmiemy prowadzenie I zaczniemy zupełnie kontrolować przebieg meczu. W 16 minucie bramka padła, a jej strzelcem został Viana, który przejął po Giandomenico pałeczkę perfekcyjnego wykonywania rzutów wolnych. Cztery minuty później po raz kolejny Viana świetnie wykonał rzut wolny choć z nieco innego miejsca. Po raz drugi też „asystentem” przy bramce był faulowany Eagles. Pięć minut później goście przeprowadzili pierwszą groźniejszą akcję, ale Johnson nie zdołał celnie uderzyć piłki. W 37 minucie zaś padła trzecia bramka dla Carlisle, a jej autorem został obrońca Preston, Duffy, który odbił piłkę po podaniu Eaglesa do Sissoko i zaskoczył swojego bramkarza. Po przerwie zdecydowałem się zdjąć z boiska Daniliego i wprowadzić Manucharyana i był to bardzo dobry ruch, gdyż w 69 minucie Ormianin strzelił bramkę. W 80 minucie zaś doszło do precedensu. Viana strzelił swojego trzeciego gola i to trzeciego bezpośrednio z rzutu wolnego. To naprawdę niespotykane, aby jeden gracz ustrzelił w meczu hattrick tylko wykonując rzuty wolne. To jednak nie był koniec emocji. Trzy minuty później Farag dośrodkował w pole karne i akcję wykończył niezawodny Drogba, ustalając wynik meczu.

 

Premiership, 24.10.2010

Brunton Park, 22449 widzów

[3] Carlisle – [13] Preston, 6:0 (VIANA ’16, VIANA ’20, Duffy [og] ’36, MANUCHARYAN ’69, VIANA ’80, DROGBA ’83)

MoM: Hugo Viana (Carlisle United)

 

 

Nie było jednak czasu na świętowanie. Zajmujemy w lidze cały czas trzecią pozycję, ale teraz wracamy do walki na froncie Pucharu Ligi, w którym w trzeciej rundzie zmierzymy się z Boltonem, który odprawiliśmy z kwitkiem w pojedynku ligowym. Mam nadzieję, że uda nam się powtórzyć tamten wyczyn. Mecz ten będzie szansą dla Petrova, który zadebiutuje w oficjalnym meczu.

 

 

Cecchini– Ifil, Dervishi, Ferdinand, Albiol – Eagles, Farag, Petrov, Sissoko – Drogba, Danili

 

Fantastycznie rozpoczęliśmy to spotkanie I już w 5 minucie Danili podał piłkę do Eaglesa, ten ominął dwóch obrońców gospodarzy I strzelił bramkę otwierającą wynik spotkania. Dziewięć minut później Yildirim dał się nam we znaki, ale na szczęście w decydującym momencie zawahał się i Albiol zdołał odebrać mu piłkę. W 28 minucie z rzutu wolnego pod nieobecność Viany strzelać próbował Drogba, ale Jaaskelainen obronił. Sześć minut później groźnie atakowali gospodarze, ale byli szalenie nieskuteczni, tym razem szansę zmarnował Carew. Po przerwie graliśmy mniej wiecej to samo co w pierwszej odsłonie. W 50 minucie Farag próbował oddawać strzał z rzutu wolnego, ale i on nie dał rady pokonać Fina. W 61 minucie wreszcie padła druga bramka. Bardzo aktywnyna prawym skrzydle Eagles dośrodkował w pole karne, do piłki doszedł Petrov i strzelił bramkę w swoim debiucie. Potem na chwilę oddaliśmy inicjatywę gospodarzom, jednak nie potrafili oni pokonać Cecchiniego. W 71 minucie zaś padła trzecia, ostatnia bramka dla Carlisle w tym meczu. Po raz drugi na listę strzelców wpisał się Eagles, który wykorzystał bardzo dobre podanie od Petrova, który tym samym zaliczył świetny debiut.

Carling Cup, 3 runda, 27.10.2010

Reebok Stadium, 23462 widzów

[P] Bolton – [P] Carlisle, 0:3 (EAGLES ‘5, PETROV ’61, EAGLES ’71)

MoM: Chris Eagles (Carlisle United)

Odnośnik do komentarza

Przed spotkaniem z Blackburn wylosowano pary czwartej rundy Pucharu Ligi, w której to zmierzymy się z klubem z Championship, Norwich. Sytuacja kadrowa na chwilę obecną przedstawiała się bardzo zachęcająco. Z pierwszego składu brakowało tylko Mokoeny, Albiola Drogby i Bersona, ale mam nadzieję, że poradzimy sobie bez nich.

 

 

Cecchini– Ifil, Queudrue, Ferdinand, Elliott – Eagles, Farag, Petrov, Sissoko – Hornuss, Danili

 

Juz na samym początku osiągnęliśmy przewagę nad przeciwnikiem, ale na pierwsze akcje podbramkowe kibice musieli poczekać około dziesięciu minut. Wtedy to dopiero Hornuss oddał pierwszy groźny strzał na bramkę. Pięć minut później znów Taylor najadł się strachu, gdy groźnie uderzał Farag. W 34 minucie doszło do ciekawego wydarzenia. W odstępie kilkudziesięciu sekund Sissoko obejrzał dwie żółte kartki i musiał opuścić boisko. Natychmiast w miejsce Hornussa pojawił się na boisku Morais i zajął miejsce u boku Petrova. Mimo gry w osłabieniu nadal przeważaliśmy i wreszcie w 43 minucie Danili wyprowadził nas na prowadzenie, wykańczając akcję Faraga. Po przerwie niewiele się zmieniło. Cały czas kontrolowaliśmy boiskowe poczynania, od czasu do czasu kontratakując. W 53 minucie Morais oddał strzał, ale bardzo niecelny. Jedenaście minut później Farag mógł wpisać się na listę strzelców, ale również był nieskuteczny. W przeciwieństwie do nich, Danili prezentował dobrą skuteczność i w 84 minucie po raz drugi wpisał się na listę strzelców, ustalając wynik meczu.

 

Premiership, 11/38, 30.10.2010

Ewood Park, 28754 widzów

[16] Blackburn – [3] Carlisle, 0:2 (DANILI ’43, DANILI ’84)

MoM: Stilian Petrov (Carlisle United)

 

 

Na zbliżający się mecz z West Hamem nadal nie mogłem skorzystać z kilku czołowych graczy, ale trochę pewności siebie dawało nam poczucie siły na własnym stadionie. Nie można było jednak lekceważyć Młotów, które zaczęły ten sezon powyżej oczekiwań i na chwilę obecną zajmują ósmą pozycję w lidze. W składzie gości jest wielu ciekawych i niebezpiecznych – z punktu widzenia naszych obrońców.

 

 

Cecchini– Ifil, Queudrue, Ferdinand, Elliott – Eagles, Farag, Petrov, Viana – Hornuss, Danili

 

Wydawało się, że zaczynamy od mocnego uderzenia I będziemy kontrolować mecz. W 8 minucie Danili oddał pierwszy groźny strzał na bramkę. W 17 minucie jednak interweniować musiał Cecchini, broniąc strzał Toure z rzutu wolnego. Przewaga Młotów niebezpiecznie rosła. W 32 minucie bardzo blisko pokonania naszego bramkarza był Lopez, a dwie minuty później po akcji Lopeza i Johnsona, ten drugi zdołał pokonać Cecchiniego. Zaraz próbował do wyrównania doprowadzić Danili, ale piłka po jego strzale głową minimalnie minęła poprzeczkę bramki gości. Po zmianie stron ruszyliśmy natychmiast do odrabiania strat, ale mieliśmy tego popołudnia pod górkę, gdy kontuzji jeszcze doznał Petrov. W 69 minucie znów wykazać musiał się Cecchini, ale spisał się bez zarzutu. Chwilę później kilkakrotnie Włoch ratował nas przed utratą kolejnych bramek. Nie potrafiliśmy wyjść ze składnym atakiem. Zostaliśmy zgnieceni przez przeciwnika. Taki stan rzeczy utrzymał się do końca i z jednej strony powinienem być wściekły za tę porażkę, ale jednak jednobramkowa przegrana to zdecydowanie najniższy wymiar kary.

Premiership, 12/38, 06.11.2010

Brunton Park, 22321 widzów

[3] Carlisle – [8] West Ham, 0:1 (Johnson ’34)

MoM: Maxi Lopez (West Ham United)

Odnośnik do komentarza

Ta porażka nie przyszła w dobrym momencie, bowiem w następnej kolejce przyjeżdża do nas sam Liverpool i jesli zagramy tak słabo jak z Młotami, to może być nieciekawie. Tym razem już jednak zdecydowałem się na dwóch typowo defensywnych pomocników: Sissosko i Adamsa. Również nastąpiła zmiana w linii ataku oraz w środku obrony.

 

 

Cecchini– Ifil, Queudrue, Ferdinand, Mokoena – Eagles, Farag, Sissoko, Adams – Manucharyan, Danili

 

Początek meczu to brak jakichkolwiek emocji I gra głównie w środku pola. Obie drużyny zaczęły spotkanie z nastawieniem żeby nie stracić bramki, a przecież doskonale wiemy, że Benitez potrafi tak nastawić drużynę. Wszak dyscyplina taktyczna u niego jest najważniejsza. W 19 minucie jednak już Cecchini musiał interweniować po strzale Le Talleca. Cztery minuty później doskonałą sytuację zmarnował Pongolle, ale chwilkę później stworzyliśmy sobie pierwszą groźną sytuację. Farag dostał piłkę i oddał strzał z półwoleja, który minimalnie minął bramkę Reiny. W 34 minucie hiszpański bramkarz gości stylowo obronił uderzenie Eaglesa z rzutu wolnego. Pięć minut później z kolei straszył Cecchiniego Tuncay, ale bez rezultatu, a po chwili przeprowadziliśmy szybki kontratak, Sissoko odegrał do wychodzącego na czystą pozycję Daniliego i Włoch strzelił bramkę. Po zmianie stron bynajmniej wcale nie zamierzaliśmy odpuścić i tylko bronić prowadzenia. Szybko zmusiliśmy Reinę do pokazywania najwyższego bramkarskiego kunsztu, ale Hiszpan radził sobie bardzo dobrze i utrudniał nam życie, jak tylko mógł. W 55 minucie ponownie bardzo źle akcje wykończył Pongolle, który miał okazję do wyrównania. W 68 minucie Sissoko uruchomił Faraga na lewym skrzydle, ten zacentrował w pole karne, główkowy pojedynek wygrał Danili i strzelił drugiego gola. Sześć minut później Włoch mógł dobić przeciwnika i ustrzelić jednocześnie hattrick, ale tym razem Reina stanął na wysokości zadania. W 80 minucie również Manucharyan miał okazję do strzelenia gola, ale nie zgrzeszył skutecznością. Nie zmienia to faktu, że pewnie zwyciężyliśmy z utytułowanym rywalem!

 

Premiership, 13/38, 10.11.2010

Brunton Park, 22445 widzów

[3] Carlisle – [6] Liverpool, 2:0 (DANILI ’40, DANILI ’68)

MoM: Mohammed Sissoko (Carlisle United)

 

 

To zwycięstwo odbiło się szerokim echem w angielskim światku piłkarskim, bo choć radzimy sobie powyżej oczekiwań to jednak zwycięstwa z potentatami zawsze zaskakują. Nie mamy jednak czasu na popadanie w zbytnią euforię, ponieważ już tylko kilka dni dzieli nas od kolejnego niezwykle trudnego spotkania. Tym razem jedziemy na Emirates Stadium, by podjąć Arsenal. Akurat teraz kontuzji doznał Cecchini…

 

 

Forster – Ifil, Queudrue, Ferdinand, Mokoena – Eagles, Farag, Sissoko, Adams – Manucharyan, Danili

 

Niestety zabrakło nam koncentracji od początku spotkania I juz w 2 minucie meczu daliśmy sobie wbić gola. Obrońcy nie upilnowali Henry’ego, a ten nie zwykł marnować dogodnych sytuacji. Siedem minut później mógł strzelić drugiego gola, ale tym razem się pomylił. W 17 minucie dogodną sytuację zmarnował Reyes, a mogło już być po meczu. Już dwie minuty później było bardzo blisko, aby Danili strzelił gola wyrównującego, ale Kameni jednak popisał się wspaniałym refleksem. W 28 minucie zaskoczyć Kameruńczyka próbował Farag, strzelając z ostrego kąra, ale bez efektu. W 36 minucie po wspaniałej akcji lewym skrzydłem Cole’a, Anglik dośrodkował w pole karne, piłkę przejął Gudjohnsen i strzałem po ziemi pokonał Forstera. Jeszcze przed przerwą Islandczyk mógł strzelić gola, ale nie wykorzystał znakomitego podania od Fabregasa. Po przerwie nadal praktycznie nie istnieliśmy na boisku. W 53 minucie Gudjohnsen zmarnował kolejną świetną okazję. Siedem minut później Danili był blisko pokonania Kameniego, ale zabrakło mu szybkości, dogonił do Cole i wybił piłkę. W 67 minucie Forster bardzo ładnie obronił strzał Fabregasa z woleja. Na kolejne ciekawe akcje kibice czekali dziesięć minut. Wtedy to Farag po raz kolejny próbował strzału z dystansu, ale znów nieskutecznie. Pięć minut później po blędzie Mokoeny van Persie znalazł się w świetnej sytuacji, ale chyba sam nie zdawał sobie sprawy, że uda mu się do niej dojść i zmarnował okazję. Ale Arsenal już zwycięstwa sobie odebrać nie dał.

 

Premiership, 14/38, 20.11.2010

Emirates Stadium, 51466 widzów

[11] Arsenal – [2] Carlisle, 2:0 (Henry ‘2, Gudjohnsen ‘36)

MoM: Luca Rocchini (Arsenal)

Odnośnik do komentarza

Porażka z takimi tuzami, jak Arsenal była chyba wliczona w ryzyko tego sezonu, jednak z drugiej strony jesli chcemy rywalizować z Chelsea o mistrza Anglii, to nie powinniśmy przegrywać aż tylu meczy. Musimy koniecznie zwyciężyć z Evertonem w następnej kolejce, jeśli chcemy utrzymać dystans do prowadzącej ekipy z Londynu. W przeciwnym razie trzeba będzie zmienić nastawienie i priorytety.

 

 

Forster – Ifil, Queudrue, Ferdinand, Mokoena – Eagles, Farag, Sissoko, Adams – Manucharyan, Danili

 

Zaczęliśmy od mocnego uderzenia, a przeciwnik musiał skoncentrować się tylko na obronie dostępu do własnej bramki. W 9 minucie głową uderzał Adams, ale obronił Howard, podobnie Amerykanin poradził sobie w 15 minucie, gdy próbował Manucharyan, również głową. W 20 minucie już jednak był bezsilny. Choć strzał Daniliego jeszcze obronił, to przy dobitce Sissoko był już bez szans. Pięć minut później bliski doprowadzenia do wyrównania był Cahill, ale piłka po jego strzale poleciała ponad poprzeczką. W 31 minucie znów próbował Ormianin, ale był nieskuteczny tego popołudnia. Cztery minuty później goście odpowiedzieli groźnym atakiem, a swoimi umiejętnościami popisał się Babel, chociaż i jemu zabrakło szczęścia w wykończeniu akcji. Goście spróbowali jeszcze raz doprowadzić do wyrównania w 43 minucie, ale i wtedy im się nie udało. Po przerwie zaczęliśmy grać agresywniej, bo pierwsza odsłona pokazała, że nie czujemy się zbyt pewnie, to przeciwnik miał wtedy przewagę. Teraz zagraliśmy lepiej i przede wszystkim skuteczniej. W 52 minucie Manucharyan posłał cudowną, prostopadłą piłkę do Daniliego, a ten już nie zwykł marnować takich sytuacji. Ledwo minęły trzy minuty, a na listę strzelców wpisał się ormiański napastnik. Po tej bramce na chwilę oddaliśmy inicjatywę rywalowi, ale ten nie zdołał w czasie swoich przysłowiowych pięciu minut strzelić choćby gola honorowego. Po chwili zaś wróciliśmy do ataków i w 70 minucie Farag ustalił wynik meczu, dobijając piłkę po strzale Manucharyana.

 

Premiership, 15/38, 28.11.2010

Brunton Park, 22436 widzów

[2] Carlisle – [9] Everton, 4:0 (SISSOKO ’20, DANILI ’52, MANUCHARYAN ’55, FARAG ‘70)

MoM: Achmed Samir Farag (Carlisle United)

 

 

Sissoko wybrany został najlepszym piłkarzem miesiąca listopada, ale była to jedyna nagroda, jaka przypadła w udziale piłkarzom Carlisle. Warto jednak cieszyć się i z takich małych sukcesów, które budują pozytywną atmosferę. Morale w drużynie jest naprawdę dobre i mam nadzieję, że dzięki temu nic złego nam się nie przytrafi w wyjazdowym meczu z Norwich. Mimo, że to tylko mecz pucharowy, zdecydowałem się wystawić w miarę najsilinejszy skład.

 

 

Forster – Ifil, Queudrue, Ferdinand, Mokoena – Eagles, Farag, Sissoko, Adams – Manucharyan, Danili

 

Spotkanie rozpoczęło się nieciekawie, gdyż już w 6 minucie straciliśmy bramkę po szarży Mitchella, który w pojedynkę rozmontował naszą mało skoncentrowaną obronę. Potem natychmiast ruszyliśmy do odrabiania strat. Najpierw próbował Eagles, potem Sissoko oraz Mokoena. Od czasu do czasu kontratakowali też gospodarze, w szeregach których najgroźniejszy był zdecydowanie strzelec bramki. Wyrównanie przyszło jednak dopiero w doliczonym czasie gry pierwszej połowy. Eagles dośrodkował z rzutu rożnego, do piłki doszedł Farag i celnym strzałem z woleja dał nam remis i gola do szatni przeciwnikom. Po przerwie gospodarze wyszli już chyba zupełnie podłamani, jeszcze ułatwiając nam zadanie. W 58 minucie strzelec pierwszej bramki ponownie oddał strzał, tym razem jego uderzenie odbił bramkarz gospodarzy, ale wobec dobitki Daniliego już był bezsilny. W 72 minucie na baczności musiał się mieć Forster, gdy na bramkę strzelał Barcham, ale Anglik sobie z tym uderzeniem poradził. W 80 minucie Sissoko uruchomił prostopadłym podaniem Daniliego, który wyszedł za obrońców bez spalonego i będąc sam na sam uczynił swoją powinność. W 90 minucie Włoch skompletował hattricka, kończąc celne dośrodkowanie Ifila. Gdyby mecz trwał jeszcze dłużej to pewnie Marco powiększyłby jeszcze swój dorobek bramkowy, bo złapał wiatr w żagle.

 

Carling Cup, 4 runda, 01.12.2010

Carrow Road, 19745 widzów

[C] Norwich – [P] Carlisle, 1:4 (Mitchell ‘6, FARAG ’45+1, DANILI ’52, DANILI ’80, DANILI ‘90+1)

MoM: Marco Danili (Carlisle United)

Odnośnik do komentarza

Ostatnie zwycięstwa dodają nam coraz więcej pewności siebie i na pewno nie można nas skreślać z walki o najwyższe lokaty w tym sezonie. Niestety lista kontuzjowanych przed meczem z Manchesterem City niebezpiecznie się wydłuża. Do kontuzjowanych dołączyli Petrov, Potter oraz Farag. Liczę jednak, że zmiennicy pokażą, że wcale nie są gorsi.

 

 

Forster – Ifil, Queudrue, Ferdinand, Mokoena – Eagles, Viana, Sissoko, Adams – Manucharyan, Danili

 

Spotkanie zaczęło się dla nas fatalnie, bo juz w 3 minucie gospodarze objęli prowadzenie po tym, jak na listę strzelców wpisał się Rosales, który wykorzystał niepewne wybicie piłki Ferdinanda. Osiem minut później gracze Man City mieli doskonałą sytuację by podwyższyć prowadzenie, ale Vassel fatalnie spudłował. W 16 minucie już jednak gospodarze dopięli swego. Barton popisał się kapitalnym strzałem z rzutu wolnego i nie dał szans Forsterowi. Chwilę później jednak doskonale obronił uderzenie De Lucii. W 26 minucie przeprowadziliśmy groźniejszą akcję, której jednak nie zdołal wykończyć Danili. Jakby tego wszystkiego było mało to w 33 minucie kontuzji doznał Mokoena, w jego miejsce powołałem na boisko Moraisa. W 43 minucie Barton mógł strzelić drugiego gola z rzutu wolnego, ale tym razem Forster nie dał się zaskoczyć i piękną paradą wybił piłkę. W przerwie od razu zdecydowałem się na pozostałe dwie zmiany. Na boisku pojawili się Dervishi oraz Hornuss. W 51 minucie to właśnie Albańczyk zmarnował dobrą sytuację po podaniu od Viany. W 64 minucie blisko pokonania Stenilda był Manucharyan, ale nie trafił. Za to pięc minut później Flood strzelił fantastyczną bramkę z przewrotki i już nas zupełnie pogrążył. Co prawda zaraz ruszyliśmy do odrabiania strat, ale byliśmy tego dnia bardzo nieskuteczni. Musimy też podziękować Forsterowi, że dobrze spisywał się na bramce, bo dzięki niemu przegraliśmy „tylko” 0:3.

Premiership, 16/38, 04.12.2010

City of Manchester Stadium, 46668 widzów

[4] Manchester City – [2] Carlisle, 3:0 (Rosales ‘3, Barton ’16, Flood ‘69)

MoM: Richard Dunne (Manchester City)

 

 

Przed meczem z Southampton nie dość, że nastrój w drużynie nieco się pogorszył to jeszcze plaga kontuzji zbiera nadal swoje żniwo i mam już powazne problemy ze skompletowaniem jedenastki meczowej. Dość powiedzieć, że kontuzji doznał Forster, niewyleczony jest Cecchini i nie ma już w drużynie Santonico, który sobie w końcu odszedł z klubu. Między słupkami zatem zagra najprawdopodobniej wyciągnięty z rezerwy Jones. Środek obrony to zaś kompletny eksperyment…

 

 

Jones – Ifil, Queudrue, Morais, Albiol – Pienaar, Farag, Viana, Sissoko – Danili, Manucharyan

 

Znów zasypiamy początek meczu. Straciliśmy bramkę w 5 minucie spotkania, gdy Walcott posłal długą piłkę w pole karne, a w pojedynku główkowym piłkę wyłuskał Karadas i strzelił bramkę. Natychmiast ruszyliśmy do odrabiania tych strat, bo przecież porażka z tą drużyną nie wchodziła w ogóle w grę. W 16 minucie Smith obronił uderzenie Sissoko, a w 21 minucie poradził sobie ze strzałem z rzutu wolnego Viany. W 24 minucie już jednak był bezradny, kiedy Sissoko uruchomił Manucharyana, a Ormianin już pewnie wyegzekwował sytuację. W 32 minucie doskonałą okazję zmarnował Danili, podobnie jak siedem minut później. Włoch obecnie nie grzeszy skutecznością. Do przerwy utrzymał się remis, ale ten wynik mnie wcale nie satysfakcjonował. Po zmianie stron tempo meczu bardzo wzrosło. Obie drużyny stwarzały sobie wiele świetnych sytuacji strzeleckich. Jones radził sobie jednak bardzo dobrze, podobnie z resztą jak i Smith, który jednak w 56 minucie skapitulował wobec uderzenia Hornussa, dającego nam prowadzenie. Kolejne minuty to raczej walka o piłkę w środkowej strefie i dopiero pod sam koniec przebudzili się goście, którzy sprawdzili czujność Jonesa, ale nic więcej – tylko sprawdzili. Nasz rezerwowy bramkarz w końcówce spotkania obronił kilka groźnych strzałów i zapewnił nam zwycięstwo.

Premiership, 17/38, 11.12.2010

Brunton Park, 22441 widzów

[3] Carlisle – [14] Southampton, 2:1 (Karadas ‘5, MANUCHARYAN ’24, HORNUSS ‘56)

MoM: Mohammed Sissoko (Carlisle United)

Odnośnik do komentarza

Kontuzje powoli zmierzały chyba ku końcowi I coraz więcej graczy było do mojej dyspozycji. Przede wszystkim wrócili do treningów obaj bramkarze, ale z drugiej strony kontuzji doznał Hornuss, co znacznie osłabiło nasz atak. Wciąż nie mogę też skorzystać z żadnego defensywnego pomocnika oprócz Sissoko, który mógłby zająć miejsce u boku Malijczyka w środku pomocy na mecz z Middlesbrough.

 

 

Cecchini – Ifil, Queudrue, Mokoena, Albiol – Pienaar, Farag, Viana, Sissoko – Danili, Manucharyan

 

Gospodarze rozpoczęli od mocnego uderzenia i już po kilkudziesięciu sekundach mogli objąć prowadzenie, gdyby nie fenomenalna interwencja Cecchiniego. W 11 minucie gospodarze groźnie zaatakowali po raz kolejny, ale tym razem nieskutecznie akcję wykańczał Yakubu. Jedenaście minut później Adebayor był znów bliski pokonania Cecchiniego, ale znów górą był nasz bramkarz. W 26 minucie był on jednak już bezradny wobec precyzyjnego strzału Downinga. Ruszyliśmy do odrabiania strat, ale duński bramkarz gospodarzy bronił bardzo dobrze i ani Manucharyan ani Danili nie mogli go pokonać. Druga połowa rozpoczęła się od ataków gospodarzy i w 50 minucie straciliśmy drugiego gola, który zupełnie nas chyba podłamał. Raptem siedem minut później trzeci cios zadał nam Woodgate, który wykorzystał dośrodkowanie Bridge’a. Chwilę potem udało nam się zmniejszyć rozmiary porażki, gdy na listę strzelców wpisał się Manucharyan, ale nie trwało długo, gdy Boro zadali czwarty cios, który zupełnie „położył nas na łopatki”

Premiership, 18/38, 18.12.2010

Riverside Stadium, 32984 widzów

[13] Middlesbrough – [2] Carlisle, 4:1 (Downing ’28, Downing ’50, Woodgate ’57, MANUCHARYAN ’62, Adebayor ‘68)

MoM: Jonathan Woodgate (Middlesbrough)

 

 

Ta porażka pokazała nam, że jeszcze wiele pracy przed nami, zanim klub zacznie grać jak prawdziwy europejski potentat, bo właśnie do takiego określenia pretendujemy. W ćwierćfinale Pucharu Ligi zaś, do którego awansowaliśmy czekał na nas sam Liverpool, z którym co prawda wygraliśmy w meczu ligowym, ale grając na własnym obiekcie. Na stadionie Anfield może być dużo trudniej, ale z drugiej strony – przecież to tylko puchar i w razie porazki wielka krzywda też nam się nie stanie.

 

 

Cecchini – Ifil, Queudrue, Mokoena, Albiol – Pienaar, Farag, Morais, Sissoko – Danili, Manucharyan

 

Spotkanie zaczęło się od kilku parad Cecchiniego, który w początkowych fragmentach meczu ratował nam skórę, bo po kwadransie mogliśmy przegrywać już co najmniej dwoma bramkami. Skapitulował on dopiero w 25 minucie, gdy po akcji Pongolle i Ben Arfy, ten drugi strzelił bramkę. Gol ten tylko dodał skrzydeł gospodarzom i jeszcze bardziej zepchnęli nas do obrony, jednak nie potrafili strzelić kolejnych bramek, bo bardzo sprawnie grała nasza obrona. W 32 minucie nawet udało się przeprowadzić akcję ofensywną, gdy po wyjściu Sissoko z kontratakiem, Danili doszedł do piłki, ale minimalnie chybił. W 45 minucie blisko pokonania Reiny był Manucharyan, ale ostatecznie do przerwy przegrywaliśmy 1:0. Po zmianie stron znów Liverpool zaatakował, ale wprowadzony po przerwie Kewell również nie mógł się wstrzelić w bramkę Cecchiniego. W 58 minucie kolejną okazję zmarnował Manucharyan, który słabo grał tego popołudnia i został zmieniony przez Bouazzę. W 72 minucie dogodną okazję miał także Danili, ale i on nie zdołał piłki skierować do siatki. Końcowka meczu jednak zdecydowanie należała do nas. Przycisnęliśmy gospodarzy i dało to efekt, gdy w doliczonym już czasie Danili doprowadził do wyrównania. Na dogrywkę przekazałem moim podopiecznym nowe zadanie – jak najdłuższe utrzymywanie się przy piłce i maksymalne marnowanie czasu, aby tylko jakoś dotrwać do konkursu rzutów karnych. Pierwsza połowa dogrywki jednak przyniosła kilka dobrych okazji strzeleckich dla Liverpoolu, chociaż żadna nie zamieniła się na bramkę. W drugiej odsłonie zaatakowaliśmy troszkę odważniej i w 113 minucie Reina został zmuszony do wysiłku broniąc strzał Moraisa. W 117 minucie Danili miał piłkę meczową, ale spudłował w wyśmienitej okazji, stojąc już praktycznie przed pustą bramką. Za to gospodarze w doliczonym czasie gry drugiej połowy dogrywki zdołali strzelić gola i nie udało się nam dotrwać do karnych, ani tym bardziej awansować…

Carling Cup, ćwierćfinał

New Anfield, 59591 widzów

[P] Liverpool – [P] Carlisle, 2:1 (Ben Arfa ’25, DANILI ‘90+1, Ben Arfa ‘120+2)

MoM: Hatem Ben Arfa (Liverpool)

Odnośnik do komentarza

Niestety sytuacja kadrowa znów zrobiła się niewesoła I na mecz z Leicester w lidze mam do dyspozycji tylko jednego nominalnego napastnika – Manucharyana. Pozostali napastnicy są kontuzjowani i prawdopodobnie będę musiał sięgnąć do rezerw i dać kolejną szansę Obinnie, który w rezerwach jest postacią wyróżniającą się najbardziej spośród wszystkich napastników w nich się znajdujących.

 

 

Cecchini – Ifil, Queudrue, Mokoena, Albiol – Pienaar, Farag, Berson, Sissoko – Obinna, Manucharyan

 

Zaczęliśmy ten mecz od naprawdę mocnego uderzenia, strzelając bramkę już w 3 minucie, gdy na listę strzelców wpisał się niezawodny ostatnimi czasy Manucharyan, przy bramce którego asystował Obinna, odgrywając piłkę głową. W 8 minucie Cecchini obronił pierwszą próbę gości, gdy na bramkę uderzał Budan. Dwadzieścia minut później dobrą okazję miał Farag, ale do szczęścia zabrakło paru centymetrów. Trzy minuty później w poważnych opałach był Cecchini, ale ostatecznie poradził sobie z nawałnicą gości i strzałem Livemore’a. w 38 minucie gola mógł strzelić wracający do składu Berson, ale jednak skuteczność po kontuzji u Francuza już nie ta. Po zmianie stron musieliśmy oddać pole Lisom, które zaczęły groźnie kąsać. W 54 minucie doskonałą okazję do wyrównania zmarnował Paul, podobnie jak w 63, gdy przeszkodził mu w oddaniu skutecznego strzału Sissoko. W 77 minucie bardzo blisko pokonania Cecchiniego był Rosenberg, ale jeszcze górą był Włoch. Nie poradził on jednak w 81 minucie, gdy do wyrównania doprowadził Budan. Zwycięstwo było tak blisko i tak daleko...

Premiership, 19/38, 26.12.2010

Brunton Park, 22198 widzów

[4] Carlisle – [11] Leicester, 1:1 (MANUCHARYAN ‘3, Budan ‘81)

MoM: Mohammed Sissoko (Carlisle United)

 

Niestety nie udało nam się zrobić sobie dobrego prezentu na tzw. Boxing Day. Nie ukrywam, że liczyłem na zwycięstwo, a zanotowaliśmy tylko remis ze słabszym, bądź co bądź, przeciwnikiem. Koniecznie trzeba będzie odkuć się po tym remisie w meczu z Newcastle pokazać, że dołek formy wcale nas nie dopadł.

 

 

Cecchini – Ifil, Queudrue, Mokoena, Albiol – Pienaar, Farag, Viana, Sissoko – Obinna, Manucharyan

 

Nie przypuszczałem, prawdę mówiąc, że tak łatwo zdobędziemy pole gry w tym meczu. Newcastle od samego początku zagrało ultradefensywnie, nastawiając się chyba tylko na remis. Naszym zadaniem było zatem jak najszybsze przełamanie defensywy gości. W 10 minucie pierwszą okazję miał Obinna, ale nie zdołał skierować piłki głową do siatki. W 30 minucie goście odpowiedzieli jedną z niegroźnych kontr, którą na bramkę próbował zamienić Postiga, ale również nieskutecznie. Generalnie mając ogromną przewage w posiadaniu piłki nie zdołaliśmy zbyt często zagrozić bramce Givena w pierwszej połowie. W drugiej zaczęliśmy ostro i w 48 minucie Sissoko zmarnował okazję, strzelając niecelnie głową. Minutę później znów próbował Postiga, ale znów beznadziejnie mu to wyszło. W 72 minucie Obinna był faulowany przed polem karnym Z rzutu wolnego celnie przymierzył Farag i objęliśmy prowadzenie. W końcówce jeszcze bardzo dobrą sytuację na podwyższenie prowadzenia miał Queudrue, ale piłka po jego atomowym strzale przeleciała nad poprzeczką. Najważniejsze jednak, ze wygraliśmy.

Premiership, 20/38, 28.12.2010

Brunton Park, 22440 widzów

[5] Carlisle – [8] Newcastle, 1:0 (FARAG ’72)

MoM: Achmed Samir Farag (Carlisle United)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...