Skocz do zawartości

Marynia donosi, że aż 466 rozgrywających jest lepszych od Rafaela van der Vaarta


Kuchar

Kto jest najlepszym rozgrywającym wszechczasów?  

60 użytkowników zagłosowało

Nie masz uprawnień do głosowania w tej ankiecie oraz wyświetlania jej wyników. Aby zagłosować w tej ankiecie, prosimy się zalogować lub zarejestrować.

Rekomendowane odpowiedzi

Nie ma czegoś takiego jak dorozumiana zgoda.

 

Oczywiście, że jest. Zaprzeczając temu uprawiasz klasyczny vamizm, czyli głosisz twierdzenia sprzeczne z prawdą, uzasadniając je "bo tak" albo "bo ja tak mówię".

 

Sytuacja, w której podchodzisz do baru, kładziesz na ladę 10 zł, a barman nalewa ci browara i nie zamieniacie ani jednego słowa jest właśnie przykładem zawarcia umowy dorozumianej. No chyba że - skoro przeczysz jej istnieniu - ukradłeś to piwo?

 

 

 

Jeśli nie wyrażę na coś otwarcie zgody, to oznacza, że tej zgody nie ma.

 

A jak definiujesz "otwarcie"? Czy nie mieszasz/mylisz tego z "na piśmie"? Idąc dalej tym tropem - jak definiujesz zgodę? Formalnie czy materialnie? Jeżeli przy podpisywaniu umowy osoba ją podpisująca jest świadoma, że w przypadku chorób pracowników funkcjonuje zasada "jeden za wszystkich wszyscy za jednego"(czyli ten opisywany wyżej układ) i mimo to podpisuje umowę to mamy tutaj do czynienia ze zgodą, nieprawdaż? Jest to właśnie forma zgody dorozumianej. Natomiast jeśli i)nie jest tego świadoma albo ii)nie godzi się na takie coś( i informuje o tym przed zawarciem umowy), to nie wykonuje dodatkowej pracy, która powstała w związku z nieobecnością pracownika i i)naraża się na ostracyzm w miejscu pracy ii)daje pracodawcy możliwość rozważenia czy chce taką osobę zatrudnić.

 

 

 

 

 

Chyba że uważasz, że możesz uprawiać seks z pijaną do nieprzytomności kobietą, bo przecież jest dorozumiana zgoda.... Taka sama sytuacja.

 

Tutaj już robisz kurwę z logiki. Gdzie w tym wypadku jest dorozumiana zgoda, skoro kobieta jest nieświadoma? Nie jest zdolna wyrazić zgody lub odmowy, czy to wprost czy w sposób dorozumiany. Ale dobry przykład z tym seksem. Podrywasz laskę, dobierasz się do niej, idziecie do łóżka. Czy podczas tego procesu, zadałeś jej pytanie "chcesz uprawiać ze mną stosunek seksualny?". Jeśli nie, albo ona nie wypowiedziała tej formuły, to znaczy że to był gwałt?

Odnośnik do komentarza

 

Nie ma czegoś takiego jak dorozumiana zgoda.

 

Oczywiście, że jest. Zaprzeczając temu uprawiasz klasyczny vamizm, czyli głosisz twierdzenia sprzeczne z prawdą, uzasadniając je "bo tak" albo "bo ja tak mówię".

 

Sytuacja, w której podchodzisz do baru, kładziesz na ladę 10 zł, a barman nalewa ci browara i nie zamieniacie ani jednego słowa jest właśnie przykładem zawarcia umowy dorozumianej. No chyba że - skoro przeczysz jej istnieniu - ukradłeś to piwo?

 

 

Sorry ale nie widzę żadnej analogii do zabierania przymusem pieniędzy jednemu, by dać drugiemu. Barman jest pracownikiem usługodawcy lub samym usługodawcą, a ja klientem. To zupełnie inna relacja. Jeśli tego nie rozumiesz, uprawiasz klasyczny kaderyzm.

 

Jeśli nie wyrażę na coś otwarcie zgody, to oznacza, że tej zgody nie ma.

 

A jak definiujesz "otwarcie"? Czy nie mieszasz/mylisz tego z "na piśmie"? Idąc dalej tym tropem - jak definiujesz zgodę? Formalnie czy materialnie? Jeżeli przy podpisywaniu umowy osoba ją podpisująca jest świadoma, że w przypadku chorób pracowników funkcjonuje zasada "jeden za wszystkich wszyscy za jednego"(czyli ten opisywany wyżej układ) i mimo to podpisuje umowę to mamy tutaj do czynienia ze zgodą, nieprawdaż? Jest to właśnie forma zgody dorozumianej. Natomiast jeśli i)nie jest tego świadoma albo ii)nie godzi się na takie coś( i informuje o tym przed zawarciem umowy), to nie wykonuje dodatkowej pracy, która powstała w związku z nieobecnością pracownika i i)naraża się na ostracyzm w miejscu pracy ii)daje pracodawcy możliwość rozważenia czy chce taką osobę zatrudnić.

Otwarcie to znaczy otwarcie, a nie domniemanie. W pracy oczywiście formalnie - robie tylko to, co mam zapisane w umowie - i ani sekundy i ani grama wiecej. Nie ma zasady "jeden za wszystkich wszyscy za jednego", chyba że dobrowolnie podpiszesz umowę ze wszystkimi jego uczestnikami, a kazdy z nich rowniez uczyni to dobrowolnie. NIe ma innej możliwości. Dalsza czesc Twojego posta jest problemem wtornym wynikajacym z prostej zasady, iz socjalizm to ustroj bohatersko rozwiazujacy problemy nieznane w zadnym innym ustroju. W normalnym ustroju pracodawca zatrudnia kogos, kogo chce zatrudnic i na takich zasach, na jakich chce to zrobic, a ta osoba to zaakceptuje. Nie wiem co jest trudnego w zrozumieniu tego prostego faktu. Wszelkie dywagacje pod narzucona etatystyczna narracja obecnego status quo nie maja sensu, gdyz z gory zakladaja wlasnie te narracje. Ja nie neguje prawa pracodawcy do wyboru pracownika ani ostracyzmu oddolnego w jakiejkolwiek sprawie. Ja neguje etatystyczna narracje, ktora nakladasz na wszystko co piszesz.

Tutaj już robisz kurwę z logiki. Gdzie w tym wypadku jest dorozumiana zgoda, skoro kobieta jest nieświadoma? Nie jest zdolna wyrazić zgody lub odmowy, czy to wprost czy w sposób dorozumiany. Ale dobry przykład z tym seksem. Podrywasz laskę, dobierasz się do niej, idziecie do łóżka. Czy podczas tego procesu, zadałeś jej pytanie "chcesz uprawiać ze mną stosunek seksualny?". Jeśli nie, albo ona nie wypowiedziała tej formuły, to znaczy że to był gwałt?

 

Tu nie chodzi o formuly. Jak napsialem - zawsze znajdzie sie ktos, kto Twoj idylliczny uklad (ktory istnieje tylko w etatystycznej utopii pseudoaltruizmu) obali. Ja mowie o jednym, a Ty o drugim. W ogole o innych rzeczach rozmawiamy. Nie wiem czy tak trudno Ci jest to zrozumiec, ale pozwol ze jeszcze raz wytlumacze: jesli kobieta jest w pelni swiadoma, to moze odmowic seksu - pracownik nie moze odmowic bycia w tym ukladzie, gdyz jest N A R Z U C O N Y P R Z E Z P R Z E P I S Y K O D E K S U P R A C Y. W wolnym kraju tak jak ta kobieta moze powiedziec: nie bedziesz dzisiaj bzykal (a przynajmniej nie mnie), tak i pracownik moze powiedziec: nie bedziesz - drogi chory czlowieku - bzykac mnie (w domysle: dostawac hajs za moja prace). Reasumujac - chcesz NARZUCIC KOBIECIE BYCIE BZYKANA, BO PRZECIEZ KIEDYS TO ONA MOZE CHCIEC SEKSU A KTOS Z NIA NIE!

Taka postawa napawa mnie obrzydzeniem.

Odnośnik do komentarza

Antybiotyk tak momentalnie zmula :/ nie wyobrażam sobie kogoś po tym antybiotyku za kółkiem.

 

Też obalam, nie widzę związku :P A jaki masz?

Bezpośrednio w dzień chemioterapii jest już nieco gorzej, ale też się da.

Odnośnik do komentarza

Tak, najnowszy up Gietza.

 

Chociaż mam wrażenie, że Ekstraklasa tu lekko przepakowana, bo bez problemu zgarnąłem Bielika, Milika, Olkowskiego itd. W dodatku tylko dwa razy rozbudowałem obiekty treningowe i młodzieżowe, a są już "świetne".

Odnośnik do komentarza

oO Trochę odpłynąłeś. Ja o rzeczach bardziej przyziemnych piszę, tak wręcz czepiając się szczegółów trochę i wskazując na pewne oczywistości, a Ty wyskakujesz z jakimiś etatystycznymi narracjami :lol:. Wskaż mi gdzie przejawia się ta narracja, a stawiam browara(Tyskie, oczywiście).

 

W ogóle, zdaje się że o sześciu różnych rzeczach mówimy, albo ja Ciebie albo Ty mnie nie rozumiesz.

 

Moje punkty

 

1) Chodzi mi o to, że nie wszystko musi być zapisane w umowie, że niektóre rzeczy są dorozumiane(swoją drogą, tutaj ładna próba manipulacji z Twojej strony. ja nie piszę o domniemanej zgodzie, a o dorozumianej. Dwie zupełnie różne rzeczy!!!) I nie podpieram tego etatyzmem, ani niczym takim tylko zdrowym rozsądkiem i racjonalnością. To właśnie Twoje podejście trąci biurokratyzmem. No bo tak do tego podchodząc - pracodawca może ci zabronić korzystać z kibla w miejscu pracy. No bo nie ma tego w umowie, więc się na to nie zgadzał. Itd.

 

2) Pomijasz istotę tego do czego się odnosiłem. Ty twierdzisz, że jak ktoś zachoruje to pozostali są zmuszani do pracy za niego, podczas gdy on dostaje za ten wolny czas pieniądze.

Jednak empiryczna i zdroworozsądkowa obserwacja wskazuje na coś innego. Większość osób jest świadoma funkcjonowania w pracy takiego mechanizmu(tak jak jest świadoma tego, że nie należy przychodzić do pracy w stroju Borata, mimo braku zapisów na ten temat w umowie) i podpisując umowę w sposób dorozumiany wyraża na to zgodę. Ci którzy mają niską inteligencję społeczną i nie są tego świadomi, bądź są buntownikami mogą respektować tylko formalnie określone obowiązki(licząc się oczywiście z konsekwencjami).

 

No i do czego dążę, co z tego wynika? Że nie jest to żadna forma nienawiści do ludzi, symptom zakleszczonego etatyzmem mózgu tylko zwyczajne zdroworozsądkowe działanie grupy ludzi, którzy się wspierają. I tego się głównie czepiłem, bo z resztą elementów Twoich poglądów nie chce mi się dyskutować, bo zbyt dużo czasu na to potrzeba, a z częścią się w pełni zgadzam.

 

Ale ogólny problem z Twoimi poglądami IMO nie jest taki jak najczęściej się zarzuca. Tym największym błędem jest przekonanie o absolutnym atomizmie społeczeństwa, traktowanie człowieka jak samotnej wyspy. A takie podejście zostało już dawno obalone, nawet na gruncie neurobiologii. To nie jest kwestia poglądów filozoficznych czy przekonań. Przyjmując takie założenie budujesz swój system moralny na złych fundamentach. Umowa społeczna istnieje i jedyne nad czym można dyskutować to jaki jest jej zakres.

Odnośnik do komentarza

oO Trochę odpłynąłeś. Ja o rzeczach bardziej przyziemnych piszę, tak wręcz czepiając się szczegółów trochę i wskazując na pewne oczywistości, a Ty wyskakujesz z jakimiś etatystycznymi narracjami :lol:. Wskaż mi gdzie przejawia się ta narracja, a stawiam browara(Tyskie, oczywiście).

 

W ogóle, zdaje się że o sześciu różnych rzeczach mówimy, albo ja Ciebie albo Ty mnie nie rozumiesz.

 

Moje punkty

 

1) Chodzi mi o to, że nie wszystko musi być zapisane w umowie, że niektóre rzeczy są dorozumiane(swoją drogą, tutaj ładna próba manipulacji z Twojej strony. ja nie piszę o domniemanej zgodzie, a o dorozumianej. Dwie zupełnie różne rzeczy!!!) I nie podpieram tego etatyzmem, ani niczym takim tylko zdrowym rozsądkiem i racjonalnością. To właśnie Twoje podejście trąci biurokratyzmem. No bo tak do tego podchodząc - pracodawca może ci zabronić korzystać z kibla w miejscu pracy. No bo nie ma tego w umowie, więc się na to nie zgadzał. Itd.

 

2) Pomijasz istotę tego do czego się odnosiłem. Ty twierdzisz, że jak ktoś zachoruje to pozostali są zmuszani do pracy za niego, podczas gdy on dostaje za ten wolny czas pieniądze.

Jednak empiryczna i zdroworozsądkowa obserwacja wskazuje na coś innego. Większość osób jest świadoma funkcjonowania w pracy takiego mechanizmu(tak jak jest świadoma tego, że nie należy przychodzić do pracy w stroju Borata, mimo braku zapisów na ten temat w umowie) i podpisując umowę w sposób dorozumiany wyraża na to zgodę. Ci którzy mają niską inteligencję społeczną i nie są tego świadomi, bądź są buntownikami mogą respektować tylko formalnie określone obowiązki(licząc się oczywiście z konsekwencjami).

 

No i do czego dążę, co z tego wynika? Że nie jest to żadna forma nienawiści do ludzi, symptom zakleszczonego etatyzmem mózgu tylko zwyczajne zdroworozsądkowe działanie grupy ludzi, którzy się wspierają. I tego się głównie czepiłem, bo z resztą elementów Twoich poglądów nie chce mi się dyskutować, bo zbyt dużo czasu na to potrzeba, a z częścią się w pełni zgadzam.

 

Ale ogólny problem z Twoimi poglądami IMO nie jest taki jak najczęściej się zarzuca. Tym największym błędem jest przekonanie o absolutnym atomizmie społeczeństwa, traktowanie człowieka jak samotnej wyspy. A takie podejście zostało już dawno obalone, nawet na gruncie neurobiologii. To nie jest kwestia poglądów filozoficznych czy przekonań. Przyjmując takie założenie budujesz swój system moralny na złych fundamentach. Umowa społeczna istnieje i jedyne nad czym można dyskutować to jaki jest jej zakres.

Jak już kiedyś napisałem: naczelne zazwyczaj (chyba zawsze, ale nie jestem biologiem, więc się ubezpieczam) są zwierzętami stadnymi. Absolutna wolność jest dla nich pojęciem nienaturalnym.

 

BTW: odchodząc na chwilę od tych górnolotnych aksjologii: współczesna rola państwa nie wzięła się znikąd. Od końca XVIII wieku przez następne stulecie średnio co 20 lat na ulicach europejskich miast urządzano sobie dni sznura, tyle że wieszano bynajmniej nie tych, których Vami by tam widział. To rosnący strach przed kolejnymi rewolucjami zbudował "państwo opiekuńcze". Nie jestem jego entuzjastą, wręcz przeciwnie, mnie też boli że w wielu przypadkach państwo stara się regulować rzeczy, które nie powinny być regulowane, że zbyt często się obywateli traktuje jak niedojrzałe dzieci. Tyle, że nie patrzę na to w jakichś manichejskich wymiarach Pierwotnego Zła. Ot, po prostu narzędzie nie jest doskonałe.

Odnośnik do komentarza

 

 

oO Trochę odpłynąłeś. Ja o rzeczach bardziej przyziemnych piszę, tak wręcz czepiając się szczegółów trochę i wskazując na pewne oczywistości, a Ty wyskakujesz z jakimiś etatystycznymi narracjami :lol:. Wskaż mi gdzie przejawia się ta narracja, a stawiam browara(Tyskie, oczywiście).

 

W całym Twoim wywodzie o tym, że pracownik automatycznie godzi się na warunki kodeksu pracy. A ja Ci próbuję przekazać, że nie może być mowy o zgodzie, jeśli warunki są narzucane przez osoby trzecie. W wolnym społeczeństwie - to znaczy takim, że zasady współegzystencji ustalają tylko osoby bezpośrednio zamieszane, a nie odgórne regulacje, nie byłoby w ogóle tematu. Jest to problem sztucznie wytworzony przez etatyzm. I to właśnie próbuję Ci wytłumaczyć.

 

 

 

W ogóle, zdaje się że o sześciu różnych rzeczach mówimy, albo ja Ciebie albo Ty mnie nie rozumiesz.

 

Widocznie. Ja mówię cały czas o jednym. O tym, że moralnie naganne jest zabieranie jednemu i dawanie drugiemu. Pod jakimkolwiek pretekstem.

 

 

 

Moje punkty

 

1) Chodzi mi o to, że nie wszystko musi być zapisane w umowie, że niektóre rzeczy są dorozumiane(swoją drogą, tutaj ładna próba manipulacji z Twojej strony. ja nie piszę o domniemanej zgodzie, a o dorozumianej. Dwie zupełnie różne rzeczy!!!) I nie podpieram tego etatyzmem, ani niczym takim tylko zdrowym rozsądkiem i racjonalnością. To właśnie Twoje podejście trąci biurokratyzmem. No bo tak do tego podchodząc - pracodawca może ci zabronić korzystać z kibla w miejscu pracy. No bo nie ma tego w umowie, więc się na to nie zgadzał. Itd.

 

Zdrowy rozsądek to zaprzeczenie istniejącego prawa opartego na przymusie, a absurdalne sytuacje można mnożyć zawsze w każdym systemie. Dla mnie większym absurdem od problemu kibla jest to, że muszę pracować za kogoś, bo ktoś jest chory i nie dostanę za to większego wynagrodzenia.

 

2) Pomijasz istotę tego do czego się odnosiłem. Ty twierdzisz, że jak ktoś zachoruje to pozostali są zmuszani do pracy za niego, podczas gdy on dostaje za ten wolny czas pieniądze.

 

Bo tak jest.

 

 

Jednak empiryczna i zdroworozsądkowa obserwacja wskazuje na coś innego.

 

O zdrowym rozsądku już napisałem. Używasz tego terminu na daremno.

 

 

 

Większość osób jest świadoma funkcjonowania w pracy takiego mechanizmu(tak jak jest świadoma tego, że nie należy przychodzić do pracy w stroju Borata, mimo braku zapisów na ten temat w umowie)

 

No i widzisz - ja się nie zgadzam. Jeśli będę miał ochotę przyjść w stroju Borata, a mój pracodawca nie zastrzegł w ratyfikowanej obustronnie umowie ze mną, że zrzekam się takiego prawa, to nie ma prawa mi tego zabronić. Jeśli np. pracuję z klientami i przez to nie bedę miał wyników, to oczywiście z tego paragrafu moze mnie zwolnic (o ile do jakichs wynikow sie zobowiazalem). Natomiast pracodawca nie jest panem, a ja nie jestem niewolnikiem. Po raz kolejny pokazujesz, ze zamiast w wolnosci, tkwisz w paradygmacie master / slave. Jak pisal Mises: Pracownik nie jest winien swemu pracodawcy służalczości i posłuszeństwa. Jest mu jedynie winien usługę, za którą otrzymuje zapłatę, będącą nie łaską, lecz zasłużonym wynagrodzeniem.

 

i podpisując umowę w sposób dorozumiany wyraża na to zgodę. Ci którzy mają niską inteligencję społeczną i nie są tego świadomi, bądź są buntownikami mogą respektować tylko formalnie określone obowiązki(licząc się oczywiście z konsekwencjami).

 

Po raz kolejny: problem znany tylko w etatyzmie. Po drugie: daruj sobie tę prymitywną erystykę (tekst o niskiej inteligencji społecznej), bo Ci nie wychodzi. Wszelkie relacje społeczne muszą spełnić warunek dobrowolności, by w ogóle można było nazwać je relacjami społecznymi. Jeśli ktoś potrzebuje państwowego przymusu, by zawierać namiastki relajci społecznych - to dopiero świadczy o braku takowej inteligencji.

 

 

 

No i do czego dążę, co z tego wynika? Że nie jest to żadna forma nienawiści do ludzi, symptom zakleszczonego etatyzmem mózgu tylko zwyczajne zdroworozsądkowe działanie grupy ludzi, którzy się wspierają. I tego się głównie czepiłem, bo z resztą elementów Twoich poglądów nie chce mi się dyskutować, bo zbyt dużo czasu na to potrzeba, a z częścią się w pełni zgadzam.

 

Ja mysle ze wynika z niewiedzy i trwania w paradygmacie master/slave i dwudziestowiecznych etatystycznych przesadach. Szczerze mam nadzieje, ze nienawisc to za duze slowo.

 

 

 

 

Ale ogólny problem z Twoimi poglądami IMO nie jest taki jak najczęściej się zarzuca. Tym największym błędem jest przekonanie o absolutnym atomizmie społeczeństwa, traktowanie człowieka jak samotnej wyspy.

 

Żaden wolnościowiec tak nie twierdzi. Esencją wolnego rynku jest INTERAKCJA. Tylko że ja cały czas próbuję Ci uświadomić, że aby do takiej doszło, aby w ogóle doszło do RELACJI międzyludzkiej, musi istnieć DOBROWOLNOŚĆ takiej relacji. Przymusowa relacja może istnieć tylko i wyłącznie w niewolnictwie, a nie jest to chyba pożądana przez Ciebie forma stosunków międzyludzkich? Każdy szanujący się wolnościowiec ma bardzo wysoko rozwiniętą inteligencję społeczną, bo wie, że tylko w społeczeństwie jest w stanie realizować swoje egoistyczne cele. Parafrazując Ayn Rand, wszystko co robimy, czynimy z egoizmu - chyba że wyzbywamy się samego siebie, ale to już forma samobójstwa - a samobójstwo ducha gorsze jest niż samobójstwo ciała. Reasumując, aby zaistniał wolny rynek i wolne społeczeństwo, niezbędna jest siatka międzyludzkich relacji. Warunkiem ich istnienia jest ich dobrowolność, a nie przymus. Przymus jest zaprzeczeniem relacji.

 

 

 

A takie podejście zostało już dawno obalone, nawet na gruncie neurobiologii. To nie jest kwestia poglądów filozoficznych czy przekonań. Przyjmując takie założenie budujesz swój system moralny na złych fundamentach. Umowa społeczna istnieje i jedyne nad czym można dyskutować to jaki jest jej zakres.

 

Już Ci napisałem, że mit o atomizmie to... mit właśnie. Umowa społeczna nie istnieje i jeśli chcesz się dowiedzieć więcej, poczytaj Spoonera. Żaden człowiek nie może być odpowiedzialny za to, co ustalili inni ludzie. Każda jednostka odpowiedzialna jest tylko i wyłącznie za siebie.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...