Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Końcówka fazy grupowej Mistrzostw Świata zaznaczyła się sensacyjnym zwycięstwem 3:0 Rosji nad Anglią, szybkim pożegnaniem z turniejem reprezentacji Portugalii, a także odpadnięciem USA, które w meczu o być albo nie być uległo gładko Włochom 0:3. W pierwszym spotkaniu 1/8 finału Australia przegrała zaś ze Szewcją 0:1, szybko tracąc entuzjazm z niespodziewanego zajęcia pierwszego miejsca w naszej grupie.

 

 

W naszym obozie z kolei postawiłem wszystko na jedną kartę i po klęsce na zakończenie fazy grupowej zebrałem całą reprezentację w przestronnej świetlicy hotelu, gdzie ogłosiwszy całkowitą wolność słowa oraz swobodę w używaniu ostrego języka zarządziłem wielką burzę mózgów nad naszą postawą, przez którą mało brakowało, a nie wyszlibyśmy z grupy. Trzeba było coś zrobić, bo bez radykalnej reakcji Argentyna bez trudu by nas zmiażdżyła. Zwołane przeze mnie zebranie udało mi się tak zaaranżować, że nikt wzajemnie na siebie nie wjeżdżał, a bardziej się skonsolidowaliśmy i wyrzuciwszy mnóstwo wulgaryzmów odnowiliśmy własną motywację, a naszym hasłem zostało "jesteśmy mistrzami". Z góry też nakreśliłem zmiany personalne, w wyniku których w wyjściowym składzie na Argentynę na lewej obronie wyjść miał Tomek Woźniak, w środku pola za Kwiatkowskiego Piątek, a w miejsce niewidocznego Gorząda przywrócić zdecydowałem Korzyma.

 

Gdy byliśmy już w szatni przebrani i gotowi do wyjścia na murawę Arrowhead Stadium w Kansas, stanąłem na środku i z odpowiednim patosem wygłosiłem podnoszącym się sukcesywnie głosem polską wersję

. Na koniec przemówienia chłopaki donośnymi rykami skandowali wraz ze mną, swoim mentorem, "jesteśmy mistrzami"...

 

 

Przy blisko 80 tysiącach kibiców sędzia Desta rozpoczął spotkanie, a nad wyraz pewni siebie Argentyńczycy, którzy myśleli, że dostali w swoje ręce słabą na tym mundialu Polskę, zabrali się za podnoszenie z murawy awansu do ćwierćfinału... Nie na długo! Po dziesięciu minutach zabawy w kotka i myszkę wrzasnąłem zza linii bocznej "naprzód!", i od tej pory zaczął się jeden z największych koszmarów Argentyny w jej mundialowej historii, a litości nie mieliśmy, o nie. W 11. minucie na prawym skrzydle Brodecki serią zwodów wykiwał Garcíę i posłał głęboką centrę w pole karne, Korzym nie sięgnął jej głową, a Ustari został w ten sposób zmylony przez Maćka i piłka niedotknięta już przez nikogo wpadła do bramki! Tak jest! Kwadrans później mimo asysty trzech rywali Szymański i tak zdołał przepchnąć piłkę do Adamczyka, Tomek rozciągnął na lewo do Machnikowskiego, Mateusz mierzonym podaniem znalazł Brodeckiego, a ten strącił delikatnie do Korzyma, który pewnie podwyższył na 2:0. Po zaledwie czterech minutach i rzucie z autu na wysokości pola karnego ponownie fantastyczną wrzutką popisał się Brodecki, zaś Adamczyk w polu bramkowym nie miał najmniejszych problemów z pokonaniem Ustariego! Poezja! Widok Argentyńczyków, którzy po tym golu łapali się zdezorientowani za głowy, był bezcenny.

 

Po przerwie niesieni piłkarskim szałem nie zwalnialiśmy tempa, cały czas tłukąc rywali na kwaśne jabłko. Chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy najpierw Adamczyk przerzucił piłkę na prawe skrzydło, tam nie kto inny jak Brodecki posłał krótką centrę, a po drodze tor lotu piłki minimalnie zmienił Piątek, podwyższając na 4:0 i zdobywając swojego pierwszego gola na Mistrzostwach Świata. Argentyńczycy kompletnie nie mogli sobie poradzić z naszym gigantycznym naporem, oglądając tylko bezradnie plecy moich zawodników w pojedynkach 1 vs 1. W 55. minucie Machnikowski skorzystał z ogromu wolnego miejsca na lewej flance, precyzyjnie dograł Adamczykowi w pole karne, a Tomek przeszedł Insúę, przełożył sobie piłkę i niewyobrażalnie silnym strzałem, którym prawdopodobnie ustanowił nowy rekord prędkości nadanej futbolówce, zaaplikował kapitulującym rywalom już piątego gola! Spektakularnie oszukaliśmy przeznaczenie, Argentyńczycy, którzy nie oddali ani jednego celnego strzału na naszą bramkę opuszczali plac gry z mocno zwieszonymi głowami, a my zaciskając pięści w geście zwycięstwa cieszyliśmy się wraz z kibicami i amerykańską Polonią z awansu do ćwierćfinału!

23.06.2018, Arrowhead Stadium, Kansas City, widzów: 79 093; TV

MŚ 1/8F Argentyna [7.] – Polska [2.] 0:5 (0:3)

 

11' M. Brodecki 0:1

25' M. Korzym 0:2

29' T. Adamczyk 0:3

48' R. Piątek 0:4

55' T. Adamczyk 0:5

90' E. Insúa (ARG) ktz.

 

Polska: M.Górka 8 – J.Błaszczykowski 8, A.Kowalczyk 8, M.Piotrowski 8, T.Woźniak 9 – M.Brodecki 10, R.Piątek 8 (75' M.Kwiatkowski 7), P.Szymański 9, M.Machnikowski 10 (80' D.Frankiewicz 7) – M.Korzym 8 (69' G.Gorząd 7), T.Adamczyk 10

 

GM: Mateusz Machnikowski (O LŚ, P L, Polska) - 10

Odnośnik do komentarza

Nasze miażdżące zwycięstwo nad Argentyną i wykopanie jej z powrotem do Buenos Aires, określane w mediach jako "gwałt na Albicelestes", odbiło się szerokim echem w piłkarskim świecie, a w naszych szeregach panowały iście bitewne nastroje. To, co pokazaliśmy w Kansas, mogło spokojnie konkurować z trzema "przedwczesnymi finałami" – Holandia po ciężkiej walce wyeliminowała Hiszpanię zwycięstwem 3:2, Anglia po remisie 1:1 skuteczniej od Francji wykonywała rzuty karne, tak samo zakończył się pojedynek Niemiec z Brazylią, wygrany w konkursie jedenastek przez Niemców. Niespodzianką był awans do ćwierćfinału Irlandii kosztem Włoch, a także zwycięstwo Rosji nad Paragwajem. Mnie najbardziej interesował mecz Iranu z Danią, bowiem ze zwycięzcą tej pary zmierzyć mieliśmy się w ćwierćfinale – ostatecznie Duńczycy po efektownej fazie grupowej w ich wykonaniu spisali się słabo, przegrali 1:3, i to z Iranem zawalczyć mieliśmy o trzeci za mojej kadencji półfinał wielkiej imprezy.

 

Radek Janukiewicz cały czas zmagał się ze skutkami swojej kontuzji, ale dzień przed meczem ćwierćfinałowym podszedł do mnie w hotelu po śniadaniu, by powiedzieć, że zmienił swoją decyzję, i zamiast zakończyć karierę za dwa dni, 30 czerwca, buty na kołku zawiesi 9 lipca, dzień po zakończeniu mistrzostw. Byłem dumny z jego oddania reprezentacji, więc serdecznie uścisnąłem jego dłoń i wypowiedziałem najbardziej szczere "dziękuję" w całej mojej karierze.

 

 

 

Tym razem czekała nas naprawdę daleka podróż, bo aż na kraniec Stanów, do Seattle. Patetyczna przemowa "Jesteśmy mistrzami" była numerem na jeden raz, dobrze o tym wiedziałem, więc chcąc zachować nastrój z 1/8 finału nie zmieniłem absolutnie nic w wyjściowym składzie, stawiając na rozumienie się podstawowej jedenastki. Ktoś mógłby powiedzieć, że Iran to najłatwiejszy dla nas przeciwnik na tym mundialu, ale tak samo mówiono o Australii, o czym nie zapominaliśmy ani na chwilę.

 

Iran może był jednym z największych zaskoczeń czempionatu, ale Biało-czerwonych wyraźnie się obawiał i wyszedł na nas ustawiony bardzo defensywnie. W tej sytuacji szybko przystąpiliśmy do zmasowanej ofensywy, dzięki czemu w 4. minucie Machnikowski wykonał aut na wysokości pola karnego, Hosaini zdjął piłkę z głowy Brodeckiemu i wybił ją na 30. metr, gdzie do futbolówki dopadł Woźniak i bez zastanowienia kropnął w kierunku bramki ponad wysuniętym Mohammadim, trafieniem od słupka dając nam błyskawiczne prowadzenie. Dobrze kleiła nam się zwłaszcza gra skrzydłami, a swoją postawą bardzo cieszył mnie Korzym, który często cofał się do drugiej linii i z powodzeniem pomagał budować ataki pozycyjne – bardzo dobrze, że się pokazał w tej roli, ponieważ w 25. minucie kolejną żółtą kartkę w turnieju obejrzał Szymański, zapewniając sobie absencję w ewentualnym kolejnym spotkaniu. Po drugiej stronie barykady był Adamczyk, który nie licząc meczu z Argentyną całkowicie stracił skuteczność, którą imponował w eliminacjach, i nie stanowił dla Mohammadiego żadnego wyzwania.

 

Po przerwie Tomek kontynuował marnowanie stuprocentowych okazji, aż podjąłem decyzję o zdjęciu go z boiska, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Kiedy Irańczycy już zaczynali myśleć o rzuceniu się na hurra w poszukiwaniu wyrównania, w 78. minucie ich zapędy ostudził Kowalczyk, udanym przechwytem inicjując kontratak, Szymański po rajdzie środkiem boiska zagrał w uliczkę do Korzyma, Maciek zatrzymał się na wychodzącym z bramki Mohammadim, a nadbiegający z boku rezerwowy Gorząd nie miał problemów ze skierowaniem piłki do na w pół pustej bramki, zaliczając debiutanckie trafienie na Mistrzostwach Świata, a nas znacznie uspokajając. Jak się okazało, rywale zwątpili w odwrócenie losów meczu, tak więc po końcowym gwizdku z czystym sumieniem mogliśmy świętować ponowny awans do półfinału Mistrzostw Świata i czekać na zwycięzcę spotkania Rosja - Niemcy.

29.06.2018, Qwest Field, Seattle, widzów: 66 969; TV

MŚ ĆwF Polska [2.] – Iran [73.] 2:0 (1:0)

 

4' T. Woźniak 1:0

78' G. Gorząd 2:0

 

Polska: M.Górka 7 – J.Błaszczykowski 7, A.Kowalczyk 7, M.Piotrowski 8, T.Woźniak 7 – M.Brodecki 7, R.Piątek 6 (66' M.Kwiatkowski ŻK 6), P.Szymański ŻK 7 (83' M.Zganiacz 7), M.Machnikowski 7 – M.Korzym 8, T.Adamczyk 6 (70' G.Gorząd 7)

 

GM: Marcin Piotrowski (O Ś, Polska) - 8

Odnośnik do komentarza

Cała Polska oraz amerykańska Polonia w Stanach w pełnym napięciu oczekiwała na naszego rywala i mecz półfinałowy, a ja przedzwoniłem nawet do Baljicia, by powiedzieć mu, by z telefonami na temat naszych transferów wstrzymał się co najmniej do piątego lipca, gdyż byłem zbyt zajęty, żeby zawracać sobie głowy sprawami, które mogę bez trudu załatwić już po powrocie z USA.

 

W końcu nadszedł 30 czerwca, czyli dzień rozegrania dwóch pozostałych meczów ćwierćfinałowych. Skromne zwycięstwo Anglii 1:0 w klasycznym meczu z Irlandią wywołało u nas co najwyżej przeciętne zainteresowanie, ponieważ wszyscy żyliśmy oczekiwaniem na godzinę 19. A kiedy już wybiła, całą reprezentacją i sztabem szkoleniowym zgromadziliśmy się w uprzednio przygotowanej własnymi siłami świetlicy, gdzie w pełnym skupieniu oglądaliśmy pojedynek Rosja - Niemcy; przy okazji ja wraz z trenerami i Maćkiem Skorżą uważnie przyglądaliśmy się grze taktycznej obu drużyn, by już teraz wstępnie rozpracowywać potencjalnych rywali.

 

Spotkanie okazało się nad wyraz ciekawym starciem. Po kwadransie prowadzenie Rosjanom dał ekspert od goli samobójczych Per Mertesacker już drugim swojakiem we własnym wykonaniu na tym turnieju, dwie minuty później wyrównał Castro z karnego, po chwili drugiego gola dorzucił mój klubowy podopieczny Thomas Bode, tuż przed przerwą Rosjanie cieszyli się z remisu, gdy następny rzut karny wykorzystał Timofiejew, a że w drugiej połowie i dogrywce więcej goli już nie padło, o wszystkim zadecydować miały... rzuty karne.

 

W tym przypadku właściwie obydwa zespołu były praktycznie nieomylne z jedenastu metrów, ale rywalizację rozstrzygnęło pudło Hinza w trzeciej serii, tak więc zdecydowanie najgorętszy ćwierćfinał tych mistrzostw, który był nazywany "Wieczorem dwunastu karnych", wskazał ostatecznie na Rosjan. Tym samym półfinał Mistrzostw Świata ponownie miał być dla nas pojedynkiem z odwiecznym rywalem, tym razem z bloku wschodniego...

 

 

Czerwiec 2018

 

Bilans (Osnabrück): 0-0-0, 0:0

Bundesliga: –

DFB-Pokal: –

Liga-Pokal:–

Liga Mistrzów: –

Finanse: 7,48 mln euro (+10,93 mln euro)

Gole: –

Asysty: –

 

Bilans (Polska): 3-1-1, 12:4

Mistrzostwa Świata 2018: grupa A (3:0 z Kolumbią, 1:1 z Czechami i 1:3 z Australią), 1/8 finału - 5:0 z Argentyną, ćwierćfinał - 2:0 z Iranem, półfinał, vs. Rosja

Eliminacje do Euro 2020: czwarta grupa (vs. Hiszpania, Finlandia, Malta i Białoruś)

Ranking FIFA: 2. [=]

 

 

Ligi:

 

Anglia:

Austria: –

Francja: –

Hiszpania:

Niemcy: –

Polska:

Rosja: CSKA Moskwa [+3 pkt]

Szwajcaria: –

Włochy: –

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

-

 

Reprezentacja Polski:

- 06.06, MŚ 2018, grupa A, Polska - Kolumbia, 3:0

- 12.06, MŚ 2018, grupa A, Czechy - Polska, 1:1

- 19.06, MŚ 2018, grupa A, Australia - Polska, 3:1

- 23.06, MŚ 2018, 1/8 finału, Argentyna - Polska, 0:5

- 29.06, MŚ 2018, ćwierćfinał, Polska - Iran, 2:0

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1307], 2. Polska [1238], 3. Francja [1183]

Odnośnik do komentarza

Jako pierwsi o finał walczyli Holendrzy i Anglicy. Trzeciego lipca na Rose Bowl w Pasadenie obu reprezentacjom szczególnie zależało na zwycięstwie – Oranje w ostatnich latach spisywali się poniżej oczekiwań, stojąc obecnie przed największą od dawna szansą, z kolei Synowie Albionu byli podrażnieni po porażce w finale w 2010 roku i zajęciu trzeciego miejsca cztery lata temu. Nic więc dziwnego, że mecz był pełny pilnowania tyłów, sytuacji podbramkowych niewiele, a jedną z nich w 76. minucie na decydującego gola zamienił Collins John, który zapewnił Holendrom miejsce w finale i radosne oczekiwanie – my, czy Rosjanie.

 

 

Ja tymczasem musiałem zmierzyć się z koniecznością rozwiązania problemu z dziurą w środku pola. Oprócz Szymańskiego zawieszony za kartki był także Kwiatkowski, mającego lata świetności daleko za sobą Zganiacza wolałem nie wystawiać od początku w tak arcyważnym spotkaniu, toteż jedyną sensowną możliwością było cofnięcie do pomocy Korzyma, który przeciwko Iranowi dobrze sprawdzał się w kreowaniu akcji. Rosjanie grali na tym mundialu skutecznie i efektownie, tak więc musieliśmy wspiąć się na wyżyny, zwłaszcza z uwagi na fakt, że wystąpić mieliśmy w pechowych dla nas, jednolicie czerwonych strojach...

 

Z drugiej strony po raz drugi od meczu otwarcia pojawiliśmy się na Rose Bowl w Los Angeles, a mecz prowadzić miał nawet ten sam sędzia Kevin Carelse. W fazie pucharowej byliśmy już jednak innym zespołem, który bardziej przypominał ten z 2014 roku, zwłaszcza odkąd przed spotkaniem z Argentyną zaczęliśmy napędzać się hasłem "jesteśmy mistrzami". Bezpardonowo postawiliśmy się Rosjanom, kciuki za nas trzymała również, co zrozumiałe, amerykańska widownia, wszystko działało u nas bez zarzutu, więc nasi rywale mieli pełne prawo się bać. Nie bez powodu, bo w 21. minucie Brodecki zdecydowanym wejściem odebrał piłkę Petrence i natychmiast fantastycznie wysunął daleko do przodu do uciekającego defensywie Adamczyka, któremu futbolówkę wytrącił Marat Morozow z Osnabrücku, ale Błaszczykowski poprawił z prawej flanki, a teraz Tomek w sytuacji sam na sam pewnym strzałem w krótki róg pokonał Akinfiejewa! Goooool!!! Zadaliśmy Rosjanom potężny cios, ale to nie było wszystko, co dla nich przygotowaliśmy tego wielkiego wieczoru. Niedaleko przerwy w 42. minucie rozegraliśmy świetny atak pozycyjny, Machnikowski wkręcił w murawę Timofiejewa, Piątek rozciągnął na skrzydło do Woźniaka, świeżo upieczonego zawodnika Fiołków, Tomek podał płasko w pole karne, a tam Gorząd podbił sobie piłkę i potężnym strzałem lewą nogą z półwoleja wpakował ją w okienko, podwyższając na 2:0! Taaaaak!

 

Rosjan ukróciliśmy do tego stopnia, że stać ich było na jedyny celny strzał na naszą bramkę w wykonaniu Łaptiewa w 37. minucie, który bez najmniejszych problemów wyłapał niepokonany w fazie pucharowej Górka. Wraz z upływem czasu radosna wrzawa na trybunach przybierała na sile, ponieważ każdy tak na stadionie, jak i w telewizji wyraźnie widział, że w pełni kontrolując przebieg spotkania pewnie zmierzamy w historycznym kierunku. Zmiany przeprowadzałem dość późno, by mieć zapas na czarną godzinę, na boisko honorowo wszedł nawet Zganiacz, a kiedy sędzia Carelse po raz ostatni użył gwizdka, jego donośny dźwięk został całkowicie zagłuszony przez gwałtowną lawinę potężnych ryków z rozłożystych trybun Rose Bowl – coś niewyobrażalnego, zostajemy w Los Angeles do niedzieli, bo po raz drugi z rzędu i w historii w pięknym stylu wdarliśmy się do finału Mistrzostw Świata!

 

Ledwo zdążyłem otrzeć łzy wzruszenia i radości, kiedy armia moich wspaniałych podopiecznych w czerwonych strojach porwała mnie i triumfalnie poczęła nieść przez murawę, niczym rozentuzjazmowani fani Niki Laudę na Monzie w 1976 roku po jego wielkim powrocie po kraksie na Nürburgringu. Teraz ja i reprezentacja Polski byliśmy swoimi wzajemnymi synonimami, a przecież możemy sięgnąć po więcej, bo finał dopiero przed nami!

04.07.2018, Rose Bowl, Los Angeles, widzów: 92 509; TV

MŚ PłF Polska [2.] – Rosja [17.] 2:0 (2:0)

 

21' T. Adamczyk 1:0

42' G. Gorząd 2:0

 

Polska: M.Górka 7 – J.Błaszczykowski 7 (87' K.Wróblewski 6), A.Kowalczyk 8, M.Piotrowski 7, T.Woźniak 7 – M.Brodecki 8, R.Piątek 8, M.Korzym 6 (79' M.Zganiacz 6), M.Machnikowski 8 – G.Gorząd 7 (74' M.Pawlak 6), T.Adamczyk 8

 

GM: Mateusz Machnikowski (O LŚ, P L, Polska) - 8

Odnośnik do komentarza

Łomatko, jeszcze nigdy nie miałem takiej kariery :eusa_pray:

 

A po klęsce z Australią poważnie myślałem, że 1/8 finału będzie naszym ostatnim meczem na tym mundialu, w fazie grupowej pomimo wymęczonego awansu wypadliśmy bardzo blado. Finał może rozegrałbym jeszcze wczoraj, ale wstając do pracy o 4:40 już kilka miesięcy temu dałem sobie spokój z zarywaniem nocek w środku tygodnia.

 

------------------------------------------------

 

Wielbione przez kibiców na całym globie Mistrzostwa Świata nieuchronnie zbliżały się już ku końcowi. Pierwszym akcentem magicznego schyłku mundialu był mecz o 3. miejsce pomiędzy Anglią a Rosją. Najwyraźniej Anglicy oglądali nasze półfinałowe starcie, ponieważ nie mieli problemu ze zneutralizowaniem Sbornej, już w pierwszej minucie wynik efektownym trafieniem otworzył White, po przerwie drugiego gola z rzutu karnego dorzucił Gibson, i Synowie Albionu po raz drugi z rzędu zostali trzecią drużyną świata. Tak oto zakończyła się ostatnia sobota mistrzostw.

 

 

W niedzielę zaś od samego rana Los Angeles zamieniło się w stolicę światowego futbolu, nawet klimatyczne kawiarenki rodem z "Pulp Fiction" nosiły wyraźnie widoczne piłkarskie akcenty, a sama ceremonia zamknięcia mistrzostw stanowiła typowe dla Amerykanów show, na którym nie zabrakło także gwiazd Hollywood. Mimo ogromnej odległości od Polski, na ulicach Miasta Aniołów wręcz roiło się od Polaków bawiących się w rytm przejeżdżających przecznicami żółtych taksówek oraz bicia pełnych nadziei i wiary w sukces serc; cóż, ja sam niewiele spałem w noc poprzedzającą wielki finał, a wypitą przez siebie kawę można było chyba mierzyć w hektolitrach.

 

 

Po raz pierwszy od momentu rozpoczęcia turnieju miałem do dyspozycji wszystkich 23 zawodników, jakich z wielkim zaufaniem powołałem na mistrzostwa. Nie chciałem popełnić żadnego błędu w doborze wyjściowego składu na silnie zdeterminowaną Holandię, która zazdrościła nam posiadania choćby tego jednego tytułu sprzed czterech lat, więc wszystkie swoje decyzje głęboko przemyśliwałem. Ostatecznie zdecydowałem, że atak złożony z Adamczyka i Korzyma zapewniał nam sporego kopa z przodu, więc przywróciwszy Szymańskiego na środek pomocy Grześka Gorząda obsadziłem w roli pierwszego w kolejce do wejścia na boisko rezerwowego napastnika.

 

Po Oranje od razu było widać, że pragną w końcu przełamać mundialową klątwę i po dwóch niepowodzeniach sięgnąć po upragniony tytuł, dlatego nie powinno dziwić, że od razu spróbowali zepchnąć nas do obrony, co wywołało we mnie szczery niepokój, bo Holandia była jedyną drużyną, która na tym mundialu wygrała wszystkie swoje mecze. Ale cztery lata temu świat poznał bezlitosną stronę Polski, która w trudnych sytuacjach potrafiła wykorzystać każdą nadarzającą się okazję, więc w 6. minucie przerwaliśmy kolejny groźny atak rywali, Piątek w środku pola uruchomił Brodeckiego, który posłał płaskiego crossa w pole karne, a Adamczyk strzałem na bliższy słupek pod brzuchem Stekelenburga jeszcze silniej podgrzał atmosferę! Ledwo dwie minuty później temperatura na Rose Bowl osiągnęła poziom wrzenia, ponieważ po wczesnym objęciu prowadzenia za mocno się rozluźniliśmy, Holendrzy wyprowadzili kolejną akcję, Kowalczyk zgubił Binnekampa, a ten uderzeniem z gatunku "stadiony świata" raz dwa wyrównał stan rywalizacji. "Nic się nie stało, walczymy!!!", zagrzewałem moich zawodników do boju, sukcesywnie drąc gardło.

 

Od tej pory finał Mistrzostw Świata przerodził się w wielką, piłkarską bitwę, w której w niczym nie ustępowaliśmy faworyzowanym Holendrom, a wszyscy byli nerwowi i nieustanny pressing po obu stronach mógł doprowadzić do różnych zaskakujących zwrotów. W 25. minucie nastąpił jeden z takowych – po bardzo groźnej akcji rywali, która dotarła aż w nasze pole karne, ofiarną interwencją wyswobodził nas Woźniak, w okolicy linii środkowej Korzym wytrącił piłkę Petersowi, naprawiający błąd kolegi Nigel de Jong bez zastanowienia pod presją Adamczyka wycofał czym prędzej do bramkarza, a Stekelenburg koszmarnie minął się z piłką, która leniwie wjechała do pustej bramki, zamieniając się w kuriozalne trafienie samobójcze! Gooooooool!!! Mało tego, pięć minut później przeszliśmy do kontrofensywy, Adamczyk po podaniu Korzyma już urywał się na wolne pole, ale w tym momencie bezczelnym faulem zatrzymał go Boogaart, otrzymując za to czerwoną kartkę. Ależ emocje w Los Angeles!

 

Mimo gry w osłabieniu, w drugiej połowie Holendrzy, czując oddalającą się szansę na przełamanie swojej klątwy, zaczęli coraz mocniej naciskać i wyglądało to coraz groźniej. Do stanów przedzawałowych mnie i publiczność doprowadzał zwłaszcza Błaszczykowski, ponieważ nasz kapitan co jakiś czas popełniał błędy, które stwarzały Oranje sporo niebezpiecznych sytuacji, ale na szczęście nasi stoperzy i Górka w bramce byli nieustraszeni i heroicznie naprawiali potknięcia Kuby. Na kwadrans przed końcem czujący zaciskającą się pętlę na szyi Holendrzy ruszyli ławą na naszą bramkę, aż w 85. minucie zdołaliśmy się uwolnić z uścisku – fenomenalną robotę wykonał najlepszy na boisku Tomek Adamczyk, który na naszej połowie zaczął kręcić kółka przy linii bocznej, po czym obrócił się i mocnym wykopem z półobrotu zagrał między rozpaczliwie wracających obrońców do Gorząda, który wleciał w lukę, wyszedł sam na sam ze Stekelenburgiem i pokonał go kąśliwym uderzeniem po ziemi!!! "IJJJJJEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!" – eksplodowały trybuny potężnym, donośnym jak nigdzie na świecie rykiem, który zrywał czapki z głów! Tytuł mistrzów świata zostaje z nami na kolejne cztery lata!!! "Wnu..., wnukom! Wnukom będę opowiadał!!!" darł mi się prosto w nos szczęśliwy Grzesiek Gorząd, a po chwili dopadła do nas reszta reprezentacji i sztabu szkoleniowego, byśmy wszyscy utonęli w objęciach naszej wielkiej, biało-czerwonej rodziny!

 

Tym razem w przeciwieństwie do włoskiego czempionatu to na środku boiska gigantycznego Rose Bowl w mgnieniu oka wyrosła imponująca scena, na której najpierw przygaszeni i wyraźnie załamani Holendrzy odebrali swoje zasłużone srebrne medale, a po chwili zebraliśmy się tam my, Sepp Blatter z trudem dopchał się do podwyższenia i przekazał w ręce Kuby Blaszczykowskiego cudowny, lśniący puchar, który energicznie powędrował w górę, rozpoczynając wielkie święto – święto wszystkich Polaków, także tęskniącej za ojczyzną amerykańskiej Polonii. Cztery lata temu wielu mówiło o dziele przypadku, ale dziś Polska ostatecznie dołączyła do panteonu jako trzecia reprezentacja w historii, która obroniła tytuł mistrzowski, pokazując się jako turniejowa drużyna. For those about to win - WE SALUTE YOU!!!

08.07.2018, Rose Bowl, Los Angeles, widzów: 92 522; TV

MŚ F Holandia [6.] – Polska [2.] 1:3 (1:2)

 

6' T. Adamczyk 0:1

8' M. Binnekamp 1:1

25' N. de Jong 1:2 sam.

30' M. van den Boogaart (NED) czrw.k.

85' G. Gorząd 1:3

 

Polska: M.Górka 7 – J.Błaszczykowski 7, A.Kowalczyk 8, M.Piotrowski 9, T.Woźniak 8 – M.Brodecki 8, R.Piątek 7 (75' M.Kwiatkowski 7), P.Szymański 7 (86' M.Zganiacz 6), M.Machnikowski 8 – M.Korzym 7 (67' G.Gorząd 8), T.Adamczyk 10

 

GM: Tomasz Adamczyk (N, Polska) - 10

 

Campeones del mundo!

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...