Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Dlatego też nie mam zamiaru sprzedawać go już teraz. Niemniej jednak muszę coś z nim zrobić, bo jest za stary, by ogrywać go w rezerwach, z drugiej strony na częstsze występy w pierwszym zespole nie ma zbyt wielkich szans, bo mam tutaj paru lepszych i skuteczniejszych od niego, a jeśli dalej będzie grzał ławkę/trybuny, w końcu zacznie marudzić i siać zamęt.

Odnośnik do komentarza

Końcówka maja w Osnabrücku przebiegła pod znakiem zaklepywania kolejnych transferów i podpisywania kontraktów. Przede wszystkim postanowiłem nie czekać na zbawienie i głębiej sięgnąć do portfela, zatwierdzając letnie przejście dawno obserwowanego przeze mnie Rafała Lody (26 l., O Ś, Polska; 12/0 U-21), którego warszawska Legia zdecydowała się wreszcie odstąpić, ale kosztować nas miał 950 000 euro. Później skorzystałem z przywileju bycia selekcjonerem reprezentacji Polski, będąc informowanym na bieżąco o zwalnianych z polskich klubów juniorach, spośród których wypatrzyłem parę perełek. Zatem już teraz szeregi Fiołków, póki co w zespole rezerw, zasilili Zoran Halilović (17 l., N, Polska; U-19), na którym nie poznała się... Legia Warszawa, oraz zwolniony z Zagłębia Lubin pomocnik Grzegorz Szczotka (17 l., P Ś, Polska; U-19). Miałem jeszcze na oku piekielnie utalentowanych Andrzeja Brzezińskiego i Marcina Pawlaka, ale kiedy dowiedziałem się, że zaczęły starać się o nich kluby pokroju Manchesteru United, Valencii, czy Birmingham, wiedziałem, że mogę o nich zapomnieć. I słusznie.

 

A jeżeli mowa o reprezentacji Polski, niecałe dwa tygodnie przed pierwszym meczem mundialu nadszedł termin ogłoszenia 23-osobowej kadry na turniej. Tym razem ostateczna selekcja była dla mnie o wiele łatwiejsza, niż w przypadku Euro dwa lata temu, bo jednego zawodnika – Mirka Sznaucnera – wyeliminowała kontuzja, rezygnację z usług Tadka Kaczora rozważałem już parę miesięcy wstecz, a 35-letni Mariusz Lewandowski był już zdecydowanie zbyt leciwy. W drugą stronę pewne miejsce w drużynie miał Tomek Adamczyk, z którego z racji zawieszenia za kartki z eliminacji będę mógł skorzystać dopiero w drugim spotkaniu grupowym.

 

Biłem się z kolei z myślami w kwestii obsady defensywy, ponieważ nie zamierzałem po raz kolejny dawać szansy Mitarowi Pekoviciowi, który parę razy mnie poważnie rozczarował, i musiałem zdecydować, kogo zabrać do Włoch w jego miejsce. Finalnie zdecydowałem się na krok, na temat którego zapewne całymi dniami miały rozpisywać się polskie portale sportowe – wybaczyłem Arturowi Kowalczykowi, gdyż uznałem, że już się wiele napokutował, w związku z czym uwzględniłem go w powołaniach. Relacja z konferencji, na której ogłosiłem swoje decyzje kadrowe, na antenie TVN24 trwała dokładnie 28 minut, a informacje na jej temat do późnego wieczora przewijały się na żółtym pasku.

 

Bramkarze:

– Marcin Bęben (34 l., BR, CSKA Sofia, 24/0);

– Artur Boruc (34 l., BR, Celtic Glasgow, 38/0)
– Łukasz Fabiański (29 l., BR, CSKA Moskwa, 5/0).

 

Obrońcy:

– Witold Cichy (28 l., LB, O PŚ, Wisła Kraków, 6/1);

– Tomasz Woźniak (22 l., O LŚ, OP LŚ, N, Wisła Kraków, 12/2);

– Artur Kowalczyk (23 l., O Ś, Tottenham Hotspur, 9/0);

– Marcin Piotrowski (23 l., O Ś, Bayern Monachium, 26/0);

– Jakub Błaszczykowski (28 l., O/DBP/P P, Genk, 60/0);

– Adrian Gudewicz (27 l., O/DBP/OP P, Bari, 5/0).

 

Pomocnicy:
– Maciej Kwiatkowski (22 l., DP, Legia Warszawa, 4/0);
– Konrad Gołoś (31 l., DP P LŚ, Chievo Verona, 30/1);

– Maciej Brodecki (19 l., OP PŚ, Schalke 04, 1/0);

– Mateusz Cieluch (26 l., OP PŚ, N Ś, Hércules, 19/8);

– Wojciech Łobodziński (31 l., OP PŚ, N Ś, Karlsruher SC, 15/1);
– Euzebiusz Smolarek (33 l., OP PŚ, N Ś, Borussia Dortmund, 51/15);

– Dariusz Frankiewicz (27 l., OP LŚ, Wisła Kraków, 24/3);

– Sebastian Mila (31 l., OP LŚ, Hearts, 68/5);

– Sławomir Peszko (29 l., OP LŚ, N Ś, Getafe, 30/2);

– Piotr Szymański (22 l., OP Ś, Lazio Rzym, 21/4);
– Mariusz Zganiacz (30 l., OP Ś, Deportivo, 42/6).

 

Napastnicy:

– Maciej Korzym (26 l., OP/N Ś, Sporting Lizbona, 22/14);
– Tomasz Adamczyk (19 l., N, Liverpool, 6/4);

– Jarosław Kasprzycki (24 l., N, Le Havre, 9/1).

Odnośnik do komentarza

W Neapolu, skąd odjechaliśmy autokarem do hotelu, który miał być naszą bazą na czas mistrzostw, wylądowaliśmy jeszcze ostatniego dnia maja, żeby mieć nieco więcej czasu na przywyknięcie do gorącego, śródziemnomorskiego klimatu. Zatem już na włoskiej ziemi dowiedzieliśmy się o prognozach bukmacherów co do typów nowego Mistrza Świata, którego poznać mieliśmy za miesiąc – wiadomym było, że uwaga fachowców skupiała się przede wszystkich na potentatach, czyli takich drużynach, jak Brazylia, Włochy, Argentyna, Francja, czy Hiszpania, dlatego najbardziej interesowały mnie opinie o nas, które zgodnie z przewidywaniami nie obwieszczały nam szczególnie świetlanej przyszłości na tym mundialu. Tyle więc dobrze, że piłkarze nie dali się ugiąć, a Maciek Korzym w jednym z wywiadów odważnie zapowiedział, że tanio skóry nie sprzedamy. I oby tak było już 6 czerwca w meczu z Japonią na Stadio Olimpico w Rzymie.

 

 

 

Maj 2014

 

Bilans (Osnabrück): 1-0-2, 6:5

2.Bundesliga: 10. miejsce

DFB-Pokal: –

Finanse: -4,56 mln euro (-654 tys. euro)

Gole: Roberto Doveta (16)

Asysty: Fitim Kacik (9)

 

Bilans (Polska): 0-0-0, 0:0

Mistrzostwa Świata: grupa C

Ranking FIFA: 20. [=]

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: Arsenal Londyn [M]

Austria: Rapid Wiedeń [M] / Gratkorn – 6.

Francja: AS Monaco [M]

Hiszpania: Valencia [M]

Niemcy: Bayern Monachium [M]

Polska: Wisła Kraków [M]

Rosja: Saturn Moskowskaja Obłast [+2 pkt]

Szwajcaria: FC Basel [M]

Włochy: AC Milan [M] / Avellino – awans do Serie B

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

-

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1324], 2. Argentyna [1154], 3. Hiszpania [1096], ..., 20. Polska [751]

Odnośnik do komentarza

Na inaugurację Mistrzostw Świata od razu padła pierwsza sensacja, jaką był bezbramkowy remis Zambii z Brazylią, natomiast w drugim meczu grupy A na miarę oczekiwań zagrała Szwecja, która pewnie odprawiła Jamajkę 3:0. Następnego dnia, czyli 5 czerwca, w takim samym stosunku Francja rozbiła Koreę Południową, Czechy wygrały 2:1 z silną Kolumbią, a później nadszedł czas na "Orły Mr. Ralfa"...

 

 

6 czerwca 2014 Stadio Olimpico szczelnie wypełniło się ponad 80 tysiącami kibiców, z których większość stanowili kibice polscy – serce rosło widząc przed odegraniem hymnów biało-czerwone morze na trybunach, pełne pasji wydające z siebie wrzawę przypominającą bezkresny akwen oceanu ogarnięty sztormem o sile 10 stopni w skali Beauforta. Wcześniej podjąłem dwie być może zaskakujące decyzje kadrowe, jakimi było posadzenie na ławce zasłużonych Mili i Smolarka, w miejscu których znaleźli się Frankiewicz i Błaszczykowski. W bramce naturalnie Bęben, skład obrony, do jakiego przyzwyczaiłem kibiców, w środku pola niezniszczalni Gołoś i Zganiacz, a w ataku Korzym z Cieluchem.

 

Byliśmy uważani za faworyta meczu z Japonią, ale dobrze wiedziałem, jak kończyło się to choćby w Korei 2002, i nie lekceważyłem naszych rywali. Uczulałem moich podopiecznych, że trzeba zagrać tak, jakby miał to być pojedynek o złoto, dzięki czemu zaczęliśmy rewelacyjnie, kiedy w 2. minucie Korzym wygrał pojedynek główkowy z Nakamurą, Gołoś rozciągnął na prawo do Błaszczykowskiego, który zatańczył przed rywalem i posłał centrę na jedenasty metr, skąd Korzym fantastyczną główką wpakował piłkę w okienko bramki Matsudy! Goool! Przy ogłuszających rykach widowni dostaliśmy skrzydeł i już siedem minut później rozegraliśmy świetny atak pozycyjny, jaki od ponad czerech lat wałkowałem na każdym zgrupowaniu, w trakcie którego Frankiewicz i Zganiacz dali pokaz doskonałej techniki, a na końcu piłkę przed polem karnym dostał Gołoś i uderzył płasko po ziemi, tak zaskakując Matsudę, że futbolówka odbiła się od słupka i wpadła do bramki! 2:0 po dziesięciu minutach! Liczyłem na kolejne trafienia, ale Japończycy zaczęli podnosić się z kolan i groźnie odgryzać. Niestety w 32. minucie po raz pierwszy zawiódł mnie Piotrowski, który przy dośrodkowaniu Nakamury odpuścił krycie Sato, pozwalając mu głową pokonać Bębna.

 

Wiadomym było, że mecz nie jest jeszcze wygrany, dlatego w szatni nawoływałem do jednego – trzeba dać z siebie jeszcze więcej, by pozbawić nieprzewidywalnych Azjatów złudzeń.

 

Raz jeszcze doskonale dotarłem do moich podopiecznych; dwie minuty po rozpoczęciu drugiej połowy Korzym po raz kolejny udzielił lekcji latania japońskiemu obrońcy, po czym wystartował do precyzyjnego zagrania Gołosia w uliczkę, wpadł w pole karne, zwodem oszukał bramkarza i pewnym strzałem do pustej już bramki zdobył swojego drugiego gola. Znowu mieliśmy bufor, ale tylko przez cztery minuty, po których limit błędów na ten wieczór wyczerpał Piotrowski, kładąc w polu karnym w niegroźnej sytuacji Yamadę, w wyniku czego Mori z jedenastki ponownie zdobył gola kontaktowego. Marcin tak rozzłościł mnie swoim nieprzemyślanym faulem, że momentalnie go zdjąłem i wpuściłem za niego Kowalczyka. I to Artur już po pięciu minutach wygranym pojedynkiem główkowym rozpoczął nasz kontratak, na końcu którego Woźniak przypuścił daleką centrę, a Korzym popisał się wielkim kunsztem – najpierw wyczekał na to, co zrobi bramkarz, a kiedy kątem oka dostrzegł, że błędnie ocenia tor lotu piłki, głową skierował ją w przeciwny róg bramki, kompletując hat-tricka! Znakomicie! Po tym golu Japonia całkowicie się rozsypała, dzięki czemu w 66. minucie po rzucie rożnym dla rywali Błaszczykowski energicznym odbiorem ruszył z solowym rajdem, wysunął do Cielucha, a Mateusz wyciągnął Matsudę z bramki i odegrał do genialnego dziś Korzyma, który czwartym golem wpisał się na stałe na karty historii polskiej reprezentacji.

 

Efektowne zwycięstwo na inaugurację naszego udziału we włoskim mundialu stanowiło to, czego było nam najbardziej potrzeba, na wielu programach polskiej telewizji co rusz pokazywano powtórki bramek Korzyma i Gołosia, a przez najbliższe dwa dni cała Polska tętnić miała euforią po przełamaniu schematu trójmeczu "otwarcia – o wszystko – o honor". Mieliśmy swoje pięć minut.

06.06.2014, Stadio Olimpico, Rzym: 81 178; TV

MŚ Gr.C (1/3) Polska [20.] - Japonia [51.] 5:2 (2:1)

 

2' M. Korzym 1:0

9' K. Gołoś 2:0

32' K. Sato 2:1

47' M. Korzym 3:1

51' K. Mori 3:2 rz.k.

56' M. Korzym 4:2

66' M. Korzym 5:2

 

Polska: M.Bęben 7 – A.Gudewicz ŻK 8, M.Piotrowski 6 (51' A.Kowalczyk 7), W.Cichy 8, T.Woźniak ŻK 8 – J.Błaszczykowski ŻK 8 (78' M.Brodecki 6), K.Gołoś 9, M.Zganiacz 8, D.Frankiewicz 8 – M.Korzym ŻK 9 (70' J.Kasprzycki 6), M.Cieluch 8

 

GM: Maciej Korzym (OP/N Ś, Polska) - 9

 

W drugim meczu naszej grupy Wybrzeże Kości Słoniowej niespodziewanie pokonało 2:1 Holandię, co zostało przeze mnie przyjęte z mieszanymi uczuciami, ponieważ nie wiadomo było, czy a) to Holandia miała bardzo słaby dzień, a WKS rewelacyjny, b) Holandia tragiczny, a WKS przeciętny, czy c) WKS jest aktualnie jeszcze silniejsze od Holandii.

 

Grupa C:

1. Polska – 3 pkt – 5:2

2. Wybrzeże Kości Słoniowej – 3 pkt – 2:1

3. Holandia – 0 pkt – 1:2

4. Japonia – 0 pkt – 2:5

Odnośnik do komentarza

Chociaż moje pierwsze zwycięstwo jako selekcjonera na imprezie rangi mistrzowskiej sprawiało, że przepełniała mnie radość, na wszelkich konferencjach po zwycięstwie nad Japonią decydowałem się na spokojne wypowiedzi i często przypominałem, że to był tylko jeden mecz, przy czym warto pamiętać, że WKS pokonało Holandię, jedną z najsilniejszych drużyn świata.

 

Jednakże zanim mieliśmy zmierzyć się z potencjalnym czarnym koniem naszej grupy, nadal rozgrywane były mecze pierwszej serii spotkań grupowych, w których jednym z hitów był pojedynek w grupie H między Urugwajem a Hiszpanią, wygrany ostatecznie przez piłkarzy z Ameryki Południowej dzięki bramce Sosy, a w drugim sprawy przybrały świetny obrót i Niemcy zostali zmiażdżeni przez Anglię aż 1:5, co stanowiło powtórkę z 2001 roku. Później jeszcze tylko rozpoczęcie drugiej tury przez grupę A, w której Brazylia podniosła się i pewnie pokonała Szwecję, a Jamajka ograła Zambię 1:0, w grupie B z marzeniami o 1/8 finału pożegnała się Kolumbia, przegrywając z Koreą Południową, a Czesi minimalnie pokonali Francuzów.

 

 

W czwartek 12 czerwca w Treviso czekało nas ciężkie zadanie, ponieważ nie tylko Wybrzeże Kości Słoniowej okazało się być ekipą nieobliczalną po "sprzątnięciu" Holendrów, ale też mecz miał się rozpocząć o godzinie 15, przy morderczym, 35-stopniowym upale. Wystąpić mógł już Tomasz Adamczyk, ale nie zagrał jeszcze od pierwszej minuty, ponieważ zdecydowałem nie zmieniać dobrze rozumiejącego się w Rzymie ataku, a jedyną zmianą było wystawienie w obronie Kowalczyka, który zastąpił kiepskiego Piotrowskiego.

 

Kiedy wraz ze sztabem reprezentacji wnikliwie analizowaliśmy zapis wideo z meczu WKS - Holandia, okazało się, że obydwa gole dla Iworyjczyków zdobył Salomon Kalou strzałami z 30 metrów, a skoro nie radził sobie z nimi nawet golkiper Oranje, należało blisko kryć rywali na naszej połowie, by uniemożliwić im oddawanie uderzeń bez ostrzeżenia. Na całe szczęście udało nam się ich ukrócić w tej materii, ponieważ WKS osiągnęło wyraźną przewagę już od pierwszych minut, a zmuszanie ich do strzałów z pola karnego pozwoliło zneutralizować zagrożenie, gdyż ci robili to wręcz fatalnie i solidnie straszyli kibiców na sektorach za naszą bramką. Był to bardzo ciężki mecz, dlatego że nie było prostą sprawą pójść bark w bark ze zwinnym, silnym Iworyjczykiem i tak po prostu go przejść.

 

Na szczęście w 23. minucie udało nam się przedostać pod ich pole karne i wywalczyć rzut rożny. Piłkę w narożniku ustawił Mariusz Zganiacz i posłał centrę w okolicę linii piątego metra, gdzie minął się z nią Koné, a Kuba Błaszczykowski zdołał ubiec obrońcę i wepchnął piłkę do bramki, w wymarzonym momencie zdobywając swojego pierwszego gola w kadrze! Nie zdołaliśmy niestety dorzucić drugiego trafienia, które uspokoiłoby sytuację, ale rywale szczęśliwie razili nieskutecznością i nawet z kilku metrów nie potrafili zmieścić piłki w naszej zaczarowanej, strzeżonej przez dzielnego Bębna bramce. To minimalne zwycięstwo nad drużyną, która niecały tydzień wcześniej ograła Holandię, stawiało nas w doskonałej sytuacji i pozwalało w spokoju ducha czekać na wieczorne starcie Oranje z Japonią.

12.06.2014, Stadio Omobono Tenni, Treviso: 44 608; TV

MŚ Gr.C (2/3) Wybrzeże Kości Słoniowej [12.] - Polska [20.] 0:1 (0:1)

 

23' J. Błaszczykowski 0:1

 

Polska: M.Bęben 7 – A.Gudewicz ŻK 7, A.Kowalczyk 7, W.Cichy 7, T.Woźniak 7 – J.Błaszczykowski 7 (70' M.Brodecki 6), K.Gołoś 7, M.Zganiacz 8, D.Frankiewicz 7 – M.Korzym 7 (84' S.Peszko 6), M.Cieluch 6 (46' T.Adamczyk 7)

 

GM: Mariusz Zganiacz (OP Ś, Polska) - 8

 

Do hotelu udało nam się wrócić parę minut przed rozpoczęciem spotkania Holandia - Japonia, tak więc bez wyciągania podręcznych bagaży z autokaru czym prędzej zebraliśmy się w świetlicy przed telewizorem. Holendrzy nie zawiedli swoich kibiców i wygrali 2:0, włączając się do poważnej walki o awans. Awans, którego jeszcze nie byliśmy w tej sytuacji pewni, ale był on na wyciągnięcie ręki.

 

Grupa C:

1. Polska – 6 pkt – 6:2

2. Holandia – 3 pkt – 3:2

3. Wybrzeże Kości Słoniowej – 3 pkt – 2:2

4. Japonia – 0 pkt – 2:7

Odnośnik do komentarza

W jednym z kolejnych grupowych szlagierów Argentyna o włos, bo tylko 1:0, pokonała gospodarza imprezy, reprezentację Włoch, a dzień później autorem kolejnej sensacji została Austria, która takim samym wynikiem ograła Portugalię, przedłużając swoje nadzieje na awans do najlepszej szesnastki. Jako pierwsze swoje rozgrywki zakończyły grupy A i B, w których promocję wywalczyły Brazylia i Szwecja, pokonując odpowiednio Jamajkę i Zambię, oraz Francja i Czechy, z czego tylko Trójkolorowi podołali Kolumbijczykom, rozbijając ich 4:0, zaś Czesi przegrali z Koreą 0:1.

 

 

A 18 czerwca nadeszła chwila, której w wielkim zniecierpliwieniu oczekiwał właściwie cały polski naród – od przeciętnego kibica przed telewizorem, poprzez władze PZPN-u, Dariusza Szpakowskiego i Włodzimierza Lubańskiego na stanowisku komentatorskim, kibiców na trybunach, aż po naszą kadrę oraz mnie samego. Oto na Delle Alpi w Turynie stawaliśmy przed historyczną szansą awansu do 1/8 finału Mistrzostw Świata, o który walczyć mieliśmy z Holandią, która "prześladowała" nas już na drugiej z rzędu imprezie, a trzecich rozgrywkach prowadzonych w formacie grupowym. Po raz kolejny musiałem delikatnie zażonglować składem, ponieważ za dwie żółte kartki zawieszony był Gudewicz, czemu zaradziłem cofnięciem do obrony Błaszczykowskiego, a na prawym skrzydle wystawiłem do gry młodego Brodeckiego. Do tej pory za mojej kadencji nie zdołaliśmy jeszcze pokonać Oranje, więc może do czterech razy sztuka?

 

Do awansu wystarczał nam po prostu brak porażki w środowym starciu, ale patrząc na Włochów, którzy przeciwko Argentynie starali się dowieźć bezbramkowy remis do końca, a ostatecznie przegrali 0:1, nie warto było pilnować najmniej pewnego rozwiązania. W dużo gorszej sytuacji stała Holandia, która miała nóż na gardle i drżała o awans, niczym Tokio przy pięciu w skali Richtera. Nie zdziwiłem się zatem, że rywale rzucili się na nas z wielkim animuszem i musieliśmy się sporo natrudzić, by nie ugiąć się pod pomarańczową nawałnicą. Niestety nie wszyscy w jednolicie białych trykotach z orzełkiem na piersi zagrali dobrze – w 23. minucie Woźniak przyjął podanie Kowalczyka, ale momentalnie w fatalnym stylu dał sobie zabrać piłkę Biseswarowi, co skończyło się asystą Sneijdera przy golu Johna, przez którego pierwszy raz na tym turnieju musieliśmy odrabiać straty.

 

I szybko okazało się, że dzięki dobremu przygotowaniu do imprezy, poszło nam to nad wyraz dobrze; zaledwie dwie minuty później wywalczyliśmy rzut wolny na 30. metrze, a do jego wykonania podszedł Frankiewicz, który fantastycznym rogalem ponad murem wpakował piłkę do bramki od słupka! Kiedyś to Holandia szybko odebrała nam prowadzenie – teraz role się odwróciły, nosił wilk razy kilka. Do przerwy schodziliśmy zatem przy wyniku 1:1, a w szatni dowiedzieliśmy się, że WKS gromi Japonię już 4:0, tak więc nasza porażka zdecydowanie nie wchodziła w grę.

 

Raz jeszcze okazało się, że dotąd na tym turnieju miałem ogromną siłę przebicia w szatni; po rozpoczęciu drugiej połowy wystarczyło kilkaset sekund, po których wyszliśmy z szybkim kontratakiem, Brodecki uruchomił Korzyma długim podaniem, następnie Maciek kiwnął Maduro i dośrodkował w narożnik pola karnego, gdzie do strzału złożył się Cieluch, potężnym wolejem bez przyjęcia w samo okienko efektownie wysuwając nas na prowadzenie! Holenderscy kibice pierwszy raz poważnie przycichli i było słychać przede wszystkich naszych fanów. Z czasem rywale zaczęli tracić wiarę i determinację, dzięki czemu – choć ci nadal straszyli nas falowymi atakami – z powodzeniem broniliśmy się i rozbijaliśmy ataki jeszcze przed polem karnym, zwłaszcza kiedy usunąłem z boiska beznadziejnego dziś Woźniaka, który był bliski podarowania przeciwnikowi drugiego gola. Zanosiło się na nerwową końcówkę, ale w 80. minucie zepchnęliśmy Pomarańczowych do obrony, Zganiacz oddał nieprzyjemny strzał zza pola karnego, który przed siebie sparował Stekelenburg, a rezerwowy Adamczyk przepchnął Maduro i do pustej bramki podwyższył na 3:1! Już nawet najwięksi pesymiści nie mieli prawa mieć wątpliwości! Cztery minuty później Gołoś przytomnie wyłuskał piłkę na naszej połowie, Brodecki raz jeszcze doskonale podał po linii, a tym razem ruszyliśmy z liczebną przewagą, Adamczyk zgrał piłkę do środka obok zagubionego Stekelenburga, tak że Cieluch po raz drugi pewnie wpakował ją do bramki. Poezja, ambrozja!

 

Nawet Dariuszowi Szpakowskiemu w transmisji na TVP1 łamał się głos, szczęśliwi kibice w biało-czerwonych barwach na trybunach w euforii i łzach szczęścia rzucali się sobie w objęcia, a ja stałem przy linii bocznej już ochrypły z rękami wzniesionymi do nieba, zanim szczelnie otoczyli mnie współpracownicy, a w końcu piłkarze. Nieoczekiwanie z kompletem punktów i miażdżącym zwycięstwem nad Holandią przebojem wdarliśmy się do 1/8 finału Mistrzostw Świata, gdzie czeka już na nas Nigeria!

18.06.2014, Delle Alpi, Turyn: 69 002; TV

MŚ Gr.C (3/3) Polska [20.] - Holandia [7.] 4:1 (1:1)

 

23' C. John 0:1

25' D. Frankiewicz 1:1

47' M. Cieluch 2:1

80' T. Adamczyk 3:1

84' M. Cieluch 4:1

 

Polska: M.Bęben 8 – J.Błaszczykowski 8, A.Kowalczyk 8, W.Cichy 8, T.Woźniak 4 (66' M.Piotrowski 7) – M.Brodecki 9, K.Gołoś ŻK 8, M.Zganiacz ŻK 8, D.Frankiewicz 8 (81' S.Mila 6) – M.Korzym 7 (77' T.Adamczyk 7), M.Cieluch 8

 

GM: Maciej Brodecki (OP PŚ, Polska) - 9

 

Wybrzeże Kości Słoniowej ostatecznie wzięło z nas przykład i również zakończyło swoje spotkanie wynikiem 4:1, odsyłając Japonię do domu bez choćby punktu. Tym samym i dla wielkiej Holandii mundial się już skończył, tak więc odbiliśmy sobie wszelkie krzywdy z ostatnich dwóch lat.

 

Grupa C:

1. Polska – 9 pkt – 10:3; Awans

2. Wybrzeże Kości Słoniowej – 6 pkt – 6:3; Awans

3. Holandia – 3 pkt – 4:6

4. Japonia – 0 pkt – 3:11

 

------

 

We did it!

Odnośnik do komentarza

Już teraz cała Polska zwariowała po efektownym wyjściu z grupy, a to poskutkowało tym, że w promieniu półtorej kilometra od naszego hotelu kręciła się przytłaczająca liczba polskich dziennikarzy i wszelakiej maści reporterów. Przez to bardzo trudno było mi niepostrzeżenie przedostać się na lotnisko, gdzie czekał na mnie czarter do Niemiec, jako że Włochy znajdowały się zaledwie dwie godziny lotu samolotem do kraju mojego klubowego pracodawcy. Znalazłem jednak sposób, by utorować sobie drogę bez podnoszenia alarmu, że selekcjonerowi zbiera się na wyjazdy, zamiast przygotowywać zespół na arcyważny mecz z Nigerią – zarządziłem dzień wolnego i rozpuściłem piłkarzy po mieście, dzięki czemu rozproszyli oni uwagę rodzimych pismaków i już cztery godziny później bezstresowo zajeżdżałem taksówką pod siedzibę Osnabrücku.

 

Powód mojego wyrwania się na jeden dzień był oczywisty – podsumowanie sezonu na posiedzeniu zarządu ze sztabem szkoleniowym, którego nie chciałem odpuścić. Na kibicach największe wrażenie zrobił nie kto inny, jak Roberto Doveta, który otrzymał od nich nagrodę dla Piłkarza Roku, następnie zaś osobiście podałem dłoń podekscytowanym chłopcom dołączającym do drużyny U-19, którzy mieli wielką frajdę ze spotkania z gościem, którego parę dni temu oglądali w telewizji podczas wciąż trwającego wielkiego turnieju. Byli to Stefan Freund (15 l., N, Niemcy), Marc Heine (16 l., OP LŚ, Niemcy), Christian Woll (15 l., N, Niemcy) i Christian Artmann (15 l., OP Ś, Niemcy) – zgodnie z Baljiciem uznaliśmy, że szczególnie Woll rokuje nadzieje na bardzo obiecującego napastnika, który miałby szanse zostać pierwszym w historii klubu stuprocentowym wychowankiem z perspektywami na wielką karierę.

 

Później przyszła oficjalna część zebrania, na której dominowały tematy ekonomiczno-sportowe. Od DFB otrzymaliśmy 3 500 000 euro za prawa do transmisji telewizyjnych, co niestety nie zdołało pokryć całego zadłużenia, ponadto podpisaliśmy nową, dwuletnią umowę sponsorską, wartą 325 tysięcy euro rocznie. Ogłoszono też terminarz i pierwsze trzy mecze nowego sezonu 2.Bundesligi, na które składało się starcie twarzą w twarz ze spadkowiczem z Wolfsburga, a następnie z Wuppertalem i Energie Cottbus, przy czym prezes Rasch zażyczył sobie wywalczenia przez klub przyzwoitego miejsca w końcowej klasyfikacji. Pomóc mi w tym miała kwota 250 000 euro na transfery, z której miałem nadzieję nie musieć w rozpaczy korzystać.

 

Na koniec prezes z zadowoleniem poinformował, że wynosząca 17 623 widzów przeciętna frekwencja stanowi nowy rekord Osnabrücku. Tym większa szkoda, że brakowało nam w tej chwili gotówki w klubowej kasie, ponieważ był to dobry grunt na przymiarki do starań o kolejne bicie tego rekordu...

 

W Neapolu wylądowałem zanim zaczęło zmierzchać, tak więc w hotelu zjawiłem się o takiej porze, że nikt nawet nie zauważył, iż większość dnia byłem tysiąc kilometrów stąd.

Odnośnik do komentarza

Ciekawa teoria :>

 

------------------------------------------

 

W fazie grupowej jeszcze jeden potentat przedwcześnie pożegnał się z turniejem, a była to Portugalia, która w grupie F dała się wyprzedzić Austrii. W pierwszych dwóch spotkaniach 1/8 finału Czechy dość nieoczekiwanie pokonały głównego kandydata do złota, Brazylię, a Francja niczym walcem drogowym połknęła Szwecję aż 4:0. Wielu komentatorów podkreślało, że jest to bardzo obfitujący w gole mundial.

 

 

Przed pojedynkiem z Nigerią, który w przypadku powodzenia już teraz mógł zapewnić nam nieśmiertelność wśród Polaków, długo zastanawiałem się nad Tomkiem Woźniakiem, który w meczu z Holandią zawiódł na całej linii. Postanowiłem jednak trochę zaryzykować i dać mu szansę rehabilitacji. Przed wyjściem na murawę stadionu we Florencji nastroje w drużynie były doskonałe – udało mi się wytworzyć znakomitą atmosferę, dzięki której na tym turnieju, wraz z cały sztabem reprezentacji, byliśmy jak wielka, 31-osobowa rodzina. Do tej pory i tak przebywaliśmy we Włoszech dłużej, niż nam przepowiadano, a w trakcie Mazurka Dąbrowskiego na Stadio Artemio Franchi w serce samoistnie wlewał się zapał, by zajść jeszcze dalej.

 

Już raz na tym turnieju mierzyliśmy się z drużyną z Czarnego Lądu, toteż i w tym przypadku spodziewałem się wyczerpującego fizycznie meczu. Tak też było, choć początkowo Nigeria rozczarowywała i zepchnęliśmy rywali do obrony, a ci rozdawali nam kolejne rzuty wolne nie do końca przemyślanymi faulami. Niedługo po rozpoczęciu spotkania ze stałego fragmentu gry w bramkę nie wstrzelił się jeszcze Gołoś, ale w 10. minucie do drugiego wolnego podszedł tym razem Frankiewicz, po czym podobnie jak z Holandią uderzył pewnie i precyzyjnie, pakując piłkę w okienko bramki Enyeamy! Zszokowani Nigeryjczycy nie potrafili złapać rytmu, dzięki czemu oblegaliśmy jeszcze przez kilkanaście minut ich pole karne, ale nie przyniosło nam to kolejnych goli. Później niestety rywale zaczęli dochodzić pomału do głosu i wykorzystywać swoje warunki fizyczne, przez co mieliśmy problemy z radzeniem sobie w obronie, a na półgodziny gry przy centrze Martinsa Woźniak zgubił Makinwę, który trochę zbyt łatwo pokonał Bębna łagodną główką, i zrobiło się nieswojo.

 

Tym razem w przerwie byłem chyba trochę nazbyt spokojny, przez co druga połowa stanowiła dosyć nudne 45 minut, w trakcie których ani my, ani Nigeryjczycy nie potrafiliśmy wypracować sobie dogodnych sytuacji, a kiedy w doliczonym czasie zaczęliśmy budować obiecującą akcję, sędzia nie zważając na to obwieścił koniec regulaminowego czasu gry. Przewidywałem takie rozwiązanie, dlatego zdecydowałem zachować ostatnią zmianę, na rozpoczęcie dogrywki wpuszczając Ebiego Smolarka za podmęczonego Korzyma.

 

Obawiałem się tego "extra time'u", bowiem po ewentualnej stracie gola piekielnie ciężko dogonić wynik. Nigeryjczycy wydawali się ciągnąć do konkursu jedenastek i zaczęli pierwszą część wyraźnie cofnięci, co w czwartej minucie pozwoliło nam wywalczyć rzut rożny, z prawego narożnika dośrodkował Zganiacz, a w polu bramkowym Kowalczyk zdołał wynurzyć się z gąszczu potężnych obrońców i głową zdołał zmieścić piłkę w okienku bramki, zdobywając pierwszego gola w kadrze! Rywale zostali posłani na deski, my dalej cisnęliśmy, ile pary w nogach, i chwilę później debiutujący na Mistrzostwach Świata Kwiatkowski rozegrał na prawo do Brodeckiego, ten posłał daleką dochodzącą centrę, a rezerwowy Adamczyk uciekł Yobo, strzelił z główki i rozstrzygnął losy awansu! Mamy ćwierćfinał i prawo gry z Francją!

22.06.2014, Stadio Artemio Franchi, Florencja: 47 325; TV

MŚ 1/8F Polska [20.] - Nigeria [17.] 3:1 (ft.1:1) (dp.1:1)

 

10' D. Frankiewicz 1:0

30' S. Makinwa 1:1

94' A. Kowalczyk 2:1

97' T. Adamczyk 3:1

 

Polska: M.Bęben 7 – J.Błaszczykowski 8, A.Kowalczyk 8, W.Cichy ŻK 7, T.Woźniak ŻK 8 – M.Brodecki 9, K.Gołoś 7 (78' M.Kwiatkowski 7), M.Zganiacz ŻK 7, D.Frankiewicz 8 – M.Korzym 7 (90' E.Smolarek 7), M.Cieluch 7 (68' T.Adamczyk 8)

 

GM: Maciej Brodecki (OP PŚ, Polska) - 9

Odnośnik do komentarza

W ćwierćfinale Mistrzostw Świata nie mieliśmy już łatwo. Przystępowaliśmy do niego osłabieni brakiem zawieszonych za kartki Zganiacza i Woźniaka; o ile Mariusza mogłem zastąpić na kilka wariantów, o tyle absencja Tomka utrudniała mi sprawę, ponieważ popełniłem drobny błąd przy powołaniach i zabrakło w składzie zawodnika, dla którego pozycja lewego obrońcy byłaby naturalną. Na szczęście w ostatnim meczu grupowym mogłem sprawdzić wariant z Cichym w roli bocznego defensora i postąpiłem tak również teraz, z kolei w środku pola dokooptowałem Maćka Kwiatkowsiego, którego swojego czasu w Avellino ukształtowałem jako piłkarza.

 

Tymczasem w kraju swoimi występami coraz bardziej zarażaliśmy rodaków piłką nożną, tak że ci przerabiali teksty rozmaitych utworów, co przed ćwierćfinałem chyba najlepiej wyszło im z "Ajrisz" od T.Love:

 

"Zabieram cię do baru, będzie osiem zero dla mnie,

Zakładamy się, że Polska pokona Francję.

Drugi strong, trzeci strong, rozmawiamy bez wytchnienia,

O ćwierćfinale, który jest nie do uwierzenia."

 

 

 

Był to mecz, przed którym miałem największe obawy od chwili inauguracji mundialu. Owszem, byliśmy pokrzepieni rozbiciem Holandii, ale ta ogólnie zanotowała fatalny występ, a Francja jednak spisywała się na miarę oczekiwań, potykając się jedynie w grupie na Czechach. Nie przeszkadzało to jednak w utrzymywaniu bojowych nastrojów, czego obrazem była wypowiedź Kuby Błaszczykowskiego, który dzień przed pojedynkiem zapowiadał walkę do ostatniej kropli krwi.

 

Ale w pierwszej połowie w ogóle tego nie pokazywaliśmy. Kiedy w jednej z pierwszych minut przedzieraliśmy się prawym skrzydłem, Francuzi momentalnie zabrali nam piłkę i wyprowadzili zabójczy kontratak, po którym doprawdy cudem uratował nas fantastyczny Bęben. Mimo że ogólny obraz gry był wyrównany, bo ani my nie przeważaliśmy, ani Francja nie siedziała na naszej połowie, brakowało nam zdecydowania w drugiej linii, przez co nieprzyjemnie pachniało golem dla rywali. Niestety, nie bez powodu – w 27. minucie Kowalczyk przegrał pojedynek główkowy z Guyotem, a Sanna wbiegł w lukę w obronie i strzałem obok wychodzącego Bębna umieścił piłkę w naszej bramce. Do przerwy nie istnieliśmy w ataku, więc bez mojej reakcji w przerwie porażkę mieliśmy niewyjętą.

 

W szatni poczekałem, aż wszyscy już wejdą i zacząłem:

Dobra, panowie. Kiedy tutaj przyjeżdżaliśmy, wszyscy patrzyli na nas z uśmieszkami politowania i sądzili, że 19 czerwca będziemy wymeldowywać się z hotelu. Teraz ci sami ludzie przecierają oczy ze zdumienia i coraz chętniej stawiają na nas u bukmacherów, a postronni kibice darzą nas sympatią za determinację i upór. Gdzie to się teraz podziało? Oni – wskazałem ręką w kierunku szatni Francuzów, – myślą, że mają nas już na widelcu. Pokażmy im, że się grubo mylą! Od początku drugiej połówki rzucamy im się do gardeł, z Polską nie ma żartów! Holendrzy przez prawie dziesięć minut po meczu z nami łkali leżąc na murawie, teraz czas na łzy Francuzów!

 

Za kompletnie niewidocznego Cielucha wpuściłem jeszcze jokera Adamczyka i pozostało mi mieć nadzieję, że moja przemowa była wygłoszona z wystarczającą ekspresją w mowie.

 

Efekt był zdumiewający. Wróciliśmy na murawę dysząc rządzą masakry, a po dziesięciu minutach Piotrowski posłał długą piłkę lewą flanką, zaś Adamczyk, który rozruszał nasz przód, urwał się Thicotowi, dopadł piłki i fantastycznym rogalem z bardzo ostrego kąta wkręcił piłkę do bramki przy dalszym słupku! Trzy minuty później Cichy wznawiał grę z autu, Gołoś podał do Kwiatkowskiego, a ten przerzucił piłkę ponad obroną prosto na nogę Korzyma, który nie zawiódł i strzałem między nogami Freya wysunął nas na prowadzenie. To były fantastyczne chwile. Francja trochę się zagubiła, dzięki czemu osiągnęliśmy wyraźną przewagę i wycisnęliśmy z niej wszystkie soki – w 70. minucie Kowalczyk wygrał pojedynek główkowy z Sanną, a Gołoś posłał crossa na wolne pole do Korzyma, który ruszył sam na sam z wychodzącym z bramki Freyem. "Lobuj, lobuj!", ryczałem na całe gardło, lecz mój głos niknął w potężnej wrzawie z trybun. A jednak Maciek zdawał się mnie słyszeć, bo wykonał ostry zwód, przełożył sobie piłkę i miękko wrzucił ją lobikiem ze szpica do francuskiej bramki! 3:1! Cały świat patrzał, jak wykańczamy Francuzów. Niestety niedługo później Kowalczyk trochę mnie rozczarował, faulując Colibaulego niemalże na linii pola karnego, co było równoznaczne z kontaktowym golem Ben Arfy, który z rzutu wolnego spokojnie go zdobył.

 

Końcówka meczu była wielką walką o przetrwanie, ale okazaliśmy się w niej lepsi i już niecały kwadrans później cały glob był w szoku – Polska znalazła się w półfinale Mistrzostw Świata! Byłem dumny z powtórki osiągnięcia z 1974 i 1982 roku, a apetyty nieustannie rosły. Nasz mundialowy sen wydawał się obracać w rzeczywistość.

27.06.2014, Stadio Omobono Tenni, Treviso: 44 604; TV

MŚ ĆwF Francja [4.] - Polska [20.] 2:3 (1:0)

 

23' F. Sanna 1:0

55' T. Adamczyk 1:1

58' M. Korzym 1:2

70' M. Korzym 1:3

77' H. Ben Arfa 2:3

 

Polska: M.Bęben 7 – J.Błaszczykowski 7, A.Kowalczyk 8, M.Piotrowski 8, W.Cichy 7 – M.Brodecki ŻK 7, K.Gołoś 8 (73' P.Szymański 6), M.Kwiatkowski 8, D.Frankiewicz 7 – M.Korzym 9 (78' S.Peszko 6), M.Cieluch 6 (46' T.Adamczyk 8)

 

GM: Maciej Korzym (OP/N Ś, Polska) - 9

Odnośnik do komentarza

Jako że ćwierćfinał, w którym pokonaliśmy Francję, rozgrywany był w piątek, przez kolejne dwa dni cała Polska biła szampanem i gorzałą, bo od czasów Antoniego Piechniczka półfinał mundialu był dla nas nie do osiągnięcia. Teraz zaś piękne czasy powróciły i ponownie reprezentacja Polski znalazła się w najlepszej czwórce globu, a jedyną niewiadomą pozostawało, z kim zagramy o finał.

 

Drabinka fazy pucharowej przybrała taki układ, że czekaliśmy na zwycięzcę meczu Argentyna - Niemcy. Przed meczem ustawiłem przed hotelową świetlicą dużą tablicę, na której wraz z kadrowiczami wpisywaliśmy swoje typy odnośnie ostatecznego wyniku rywalizacji dwóch potentatów. Ostatecznie najlepsi w typowaniu byli Darek Frankiewicz, Maciek Korzym i Witek Cichy, którzy trafili z tym, iż ten mecz skończy się na serii rzutów karnych. Ja zgodnie z moimi piłkarskimi sympatiami i antypatiami celowałem w pewne zwycięstwo Argentyny, a wraz ze mną m.in. Marcin Bęben i Tomek Adamczyk. Niewiadomą tylko był rezultat loterii, jaką są rzuty karne.

 

Ostatecznie jedenastki skuteczniej egzekwowali Niemcy i to z nimi mieliśmy zagrać w strefie medalowej. Momentalnie nad Wisłą padła lawina artykułów w prasie, przez cały dzień na żółtym pasku TVN24 przewijały się informacje o odpowiedniej treści, a takie osobistości, jak Jan Tomaszewski, czy Grzegorz Lato, wracały wspomnieniami równo 40 lat wstecz, kiedy Polska tak samo zderzyła się z Niemcami w takim samym półfinale Mistrzostw Świata. W wywiadach dawałem upust poczuciu humoru, żywiąc nadzieję, że tym razem na murawie nie będą stały kałuże wody i będzie dało się porządnie grać.

 

Innymi słowy, majaczenia ze szpitalnego łóżka, które stanowiły podwaliny mojej menedżerskiej kariery, okazały się prorocze. Po czterdziestu latach od słynnego "meczu na wodzie" stawaliśmy ze mną na czele przed niepowtarzalną możliwością rewanżu na odwiecznych rywalach i pomszczenia ekipy legendarnego Kazimierza Górskiego...

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...