Skocz do zawartości

Futbol - jak daleko nogi poniosą...


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

No way, Searle zbyt dobrze wykonuje rzuty wolne :> Mogę kopsnąć Browna, bo coraz głośniej marudzi :>

 

------------------------

 

Ligę wznawialiśmy wyjazdem do Alfreton, któremu w rundzie jesiennej daliśmy sobie w końcówce wydrzeć dwubramkową przewagę poprzez oczywiście rzut karny w 87. minucie. Do bramki wrócił odpoczywający ostatnio Nielsen, a w ataku partnerem Gattinga został Frost. Gospodarze tkwili w strefie spadkowej, więc "był to dobry dzień, by przegrać, mój synu".

 

Tym razem jednak moi piłkarze skosztowali po Snickersie, powiedzieli: "synu, byłoby dobrze, gdybyśmy odnieśli zwycięstwo" i po przeczekaniu pierwszych kilkunastu minut, w trakcie których Alfreton zamieszkało na naszej połowie, wzięli się do roboty. W pierwszej połowie jeszcze nic z tego nie wynikało, ale po niespełna dziesięciu minutach drugiej, Gatting zagrał krótkiego crossa w szesnastkę rywali, tam co prawda piłkę zgarnął Howarth, ale jego ślamazarność sprawiła, że Frost wytrącił mu ją spod nóg i pewnym strzałem po ziemi założył siatkę bramkarzowi. Do końca mogliśmy jeszcze podwyższyć rezultat, ale Gatting, któremu Elliott wypracował znakomitą sytuację, wstrzelił się tylko w Hinchcliffe'a. Gospodarze w końcówce przeszli na 4-2-4, ale chyba liczyli, że kolejny raz podarujemy im rzut karny, bo bez trudu odpieraliśmy ataki, dzięki czemu odnieśliśmy tak rzadkie w naszym wykonaniu ligowe zwycięstwo.

 

16.01.2008, Town Ground, Alfreton, widzów: 175
CNat (28/46) Alfreton [21.] - Margate [17.] 0:1 (0:0)

 

53' E. Frost 0:1

 

Margate: T.Nielsen 7 – A.Allman 7, J.Bristow 8, M.Thompson 7, F.Murray 7 – M.Martin 7, A.Pulis 7, S.Hall 7 (77' J.Bye 7), T.Winters 7 (65' J.Beswethernick 6) – J.Gatting 7, E.Frost 7 (77' M.Molango 7)

 

GM: Elliott Frost (N, Margate) - 7

Odnośnik do komentarza

Nie ma ch*ja, ja w tym gównianym klubie nie wytrzymam do końca sezonu :x

 

---------------------------------

 

19 stycznia był niczym nieróżniącym się od innych dniem – piłkarze przygotowywali się do meczu z Accrington, ja siedziałem w swoim gabinecie nad codziennymi klubowymi sprawami, a za oknem rozbrzmiewały radosne okrzyki bawiących się dzieci. Nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, co będzie się ze mną działo za kilka godzin.

 

Jak już wspomniałem, przyjeżdżało do nas jedenaste w tabeli Accrington. Jako że ostatnio zaprezentowaliśmy się poprawnie, nie przeprowadzałem w składzie żadnych zmian. Z resztą, kogokolwiek desygnowałbym do gry, efekt byłby taki sam, bo cały bez wyjątku zespół zagrał taki stos odrażająco cuchnącego gówna, że dostalibyśmy ciężki wpierdol nawet od mega-amatorów z dziesiątej ligi Kambodży.

 

Gdy wychodziliśmy na murawę, na tablicy już widniał przygotowany wynik 0:1, bo zanim sędzia zdążył wyciągnąć gwizdek z ust po zasygnalizowaniu początku spotkania, David Brown otrzymał vipowskie zaproszenie w pole karne i strzałem jak do pustej bramki z dziecinną łatwością otworzył wynik spotkania. Pierwsza połowa nie wyglądałaby jeszcze tak źle, gdyby nie dwunasty zawodnik gości, Marvin Thompson, który dał im rzut karny, od razu zbierając czerwoną kartkę. Do piłki podszedł Proctor i było 0:2. Niecałe dziesięć minut po rozpoczęciu drugiej odsłony Brown w pojedynkę wkręcił w murawę moich "obrońców" tak, że wystawały z niej tylko czubki ich głów, po czym bez trudu podwyższył na 0:3. Już w tym momencie wręcz kipiałem, więc łatwo sobie wyobrazić moją reakcję, gdy moment później Allman ściął z nóg rywala i obejrzał czerwoną kartkę, fundując nam grę w dziewiątkę.

 

W tym momencie nie wytrzymałem i rzuciłem się galopem do szatni. Zaniepokojony Hassan powiedział tylko do Raine, by prowadził dalej zespół, po czym pobiegł za mną. Gdy mnie znalazł, z obłędem w oczach pisałem na pomiętej kartce A4 swoją rezygnację.

 

– Miszter, co robisz?! – wrzasnął, wyrywając mi z rąk kartkę tak, że aż potargała się od nacisku długopisu.

 

– Jak to "co robię"?! Przecież widziałeś, siedziałeś tam na ławce! Nie mam zamiaru dłużej dobrowolnie babrać się w gównie! Nie jestem szambonurkiem!

 

Hassan złapał mnie za bary.

 

– Miszter, co nagle, to po diable. Chodźmy się napić, co? – zaproponował.

 

– Napić? – spytałem retorycznie, dysząc z nerwów. – Mam nadzieję, że DUŻO się napić!

 

– Masz to jak w banku. To co? Idziemy?

 

– Idziemy... – odsapnąłem. – Ale możesz mnie puścić, nie jestem debilem i mogę iść o własnych siłach!

 

Gdy obaj wprowadzaliśmy się w stan upojenia alkoholowego, na murawie Hartsdown Park dalej trwała rzeź. Bramki strzelili jeszcze McSweeney w liczbie dwóch oraz na sam koniec Wringley. Nikt nie miał zielonego pojęcia, jakim cudem "honorowego", o ile o honorze można mówić, gola zdobył Bridge-Wilkinson, jednocześnie zaliczając pierwsze trafienie w barwach Margate i wraz z Martinem będąc jedynymi, którzy nie mieli się czego wstydzić. Nic to jednak nie zmieniło, moje siermięgi poniosły największą klęskę, odkąd jestem w tym klubie, następnego dnia poleciały głowy, a moja motywacja do dalszej pracy z tym czymś wynosiła już -150.

 

19.01.2008, Hartsdown Park, Margate, widzów: 175
CNat (28/46) Margate [17.] - Accrongton [11.] 1:6 (0:2)

 

1' D. Brown 0:1

43' M. Thompnson (M) czrw.k.

44' A. Proctor 0:2 rz.k.

53' D. Brown 0:3

55' A. Allman (M) czrw.k.

67' L. McSweeney 0:4

72' L. McSweeney 0:5

79' M. Bridge-Wilkinson 1:5

80' C. Wringley 1:6

 

Margate: T.Nielsen 3 – A.Allman CZ 5, J.Bristow 4 (43' J.Beswethernick 5), M.Thompson CZ 5, F.Murray 3 – M.Martin 7, A.Pulis 3, S.Hall 5, T.Winters 3 – J.Gatting 5 (68' M.Molango 6), E.Frost 5 (68' M.Bridge-Wilkinson 7)

 

GM: Leon McSweeney (N, Accrington) - 10

Odnośnik do komentarza

Przyzna Prof, choćby na własnym doświadczeniu, że chęć rzucenia aktualnego bagna jest częstym naturalnym odruchem przy tego typu "popisach", zwłaszcza gdy poprzedza je passa raczej kiepskich wyników :> Zawsze po klęskach wietrzę przed następnym meczem skład, odsuwając najbardziej beznadziejnych w danym blamażu. Teraz będę musiał posłać do boju niemalże drugi garnitur, choć nie wiem, czy niektórzy siłą rzeczy nie będą musieli zagrać, bo jeszcze nie mogę sobie pozwolić na kolekcjonowanie szerokiej kadry juniorów w rezerwach.

Odnośnik do komentarza

Oczywiście, to nic przyjemnego. Nie przeżywałem jeszcze aż takiego kryzysu, tym bardziej ciekawi mnie, jak z niego wyjdziesz. Z lektury innych for widziałem, że jakimś sposobem ratowania sytuacji jest zignorowanie gwiazdek i skilli technicznych, a postawienie na zawodników mocnych fizycznie i koniecznie z wysoką determinacją. Nie wiem, czy to zadziała, ale ponoć niekiedy się sprawdza. Zwłaszcza w niskich ligach twardzi fizycznie i mentalni twardziele mają dużą siłę rażenia.

Odnośnik do komentarza

ja zwykle po takich ciosach wymieniam jedenastke na tych, ktorzy maja wzglednie najlepsze morale w druzynie - zauwazylem (przynajmniej w poprzednich FMach), ze to pomaga

no i to, co napisal Prof - warto postawic na fizycznych koksow i graczy z wysoka determinacja, a nawet na wychowankow - w sumie niewiele tracisz, bo ci najlepsi nie daja teraz gwarancji wygrywania, a mlodzi, zadni gry, beda gryzc trawe, zeby sie pokazac - a ze moze im braknac umiejetnosci - coz, no risk, no fun :)

 

dawaj dawaj

i sie nie poddawaj

 

:kutgw:

Odnośnik do komentarza

Spokojnie, towarzysze po fachu, ja nie gram w FM od wczoraj, choć w starty z najniższych możliwych lig bawię się dopiero od roku ;) Na pewno ze składu wylatują wszyscy trójkowicze (czyli ci, co zagrali na [3], a paru ich jest) i czwórkowicze, a nad resztą się zastanowię. Na pewno nie poślę na kolejny mecz tej samej jedenastki, a bardziej trzyma mnie tutaj spojrzenie na nadchodzące letnie transfery, zwłaszcza Donga, który na papierze prezentuje się świetnie.

 

Do uniknięcia spadku potrzeba nam, patrząc na ostatnie sezony, 50-parę punktów. Na chwilę obecną taką pulą mogą poszczycić się zespoły z czołówki, a moje Margate ma teraz "oczek" nieco ponad 30.

 

A co do "gwiazdek" (o których ignorowaniu wsponiał Prof), to u mnie nie ma świętych krów - jak ktoś nawala i jest bez formy, to leci ze składu bez wglądu na to, jak się nazywa i czy cały kraj odmienia jego nazwisko na koszulce przez przypadki.

Odnośnik do komentarza

Po "tym czymś" z Accrington, bo ciężko mi trafnie i odpowiednio dosadnie określić przebieg i wynik tamtego wydarzenia, zespół czekały poważne konsekwencje. Na liście transferowej znalazł się Anthony Allman, który z premedytacją podwójnie osłabił zespół drugą czerwoną kartką, a już wcześniej był u mnie na celowniku, do rezerw dla ochłonięcia odesłałem bramkarza Nielsena, kilku zawodników usłyszało ode mnie gorzką wiadomość o obniżeniu statusu w klubowej hierarchii, a oprócz tego w wyjściowej jedenastce utrzymali się tylko Bridge-Wilkinson z Martinem. Poza nimi, z graczy, którzy mieli kontakt z murawą przed trzema dniami, od pierwszej minuty wyjazdu z Weymouth zagrał tylko nie tak tragiczny wówczas Molango, i to tylko ze względu na prezentowane przez niego solidne morale – Kongijczyk jako jeden z bardzo niewielu odczuwał sportową złość.

 

Tak oto w bramce wystąpił Searle, w obronie od prawej Edkins, Graham, z konieczności Edwards oraz Lambu, w pomocy na prawym skrzydle Martin, w środku Bridge-Wilkinson z Bye'm, na lewej flance Noakes, a w ataku u boku Molango zagrał Amoako.

 

Co to zmieniło? Właściwie tylko tyle, że nie przegraliśmy aż 1:6. Weymouth oczywiście miało zdecydowaną przewagę, a my nieliczne szanse na kontry. Jednak jak już coś nam się trafiało, od razu były to prawdziwie groźne sytuacje, natomiast najlepsza miała miejsce w 36. minucie, kiedy to Molango ruszył wraz z Amoako z dwójkową akcją, zakończył ją dośrodkowaniem idealnie na głowę partnera, ale Adolph z metra ustrzelił tylko bramkarza. Nie było zatem nic dziwnego, że już minutę później gospodarze mieli kserokopię tej sytuacji po drugiej stronie boiska, a McGarth pokazał naszemu napastnikowi, jak się je prawidłowo wykańcza.

 

Mój ochrzan w szatni podziałał tylko przez kwadrans, a najbardziej przez pięć pierwszych minut. Wtedy to Martin zrobił efektowne kółeczko wokół rywali, podał prostopadle do wbiegającego bez opieki w pole karne Bridge'a-Wilkinsona i sensacyjnie wyrównaliśmy. Wszystko co dobre, szybko się kończy, zatem już dziesięć minut później Hollands zagrał do stojącego przed naszą bramką Eribenne'a, a sędziego nie interesował fakt, że znajdował się on na dwumetrowym spalonym i uznał nieprawidłowo zdobytą bramkę. Chwilę później strzelec pierwszej bramki dla gospodarzy wykorzystał to, że obrońcy, którzy powinni być na obrzeżu pola karnego, najzwyczajniej w świecie rozpłynęli się w powietrzu i nieatakowany przez nikogo podwyższył na 1:3. Jeszcze w końcówce Bay zdołał zdobyć kontaktowe trafienie po wyjściu za plecy stoperów, ale była to niestety ostatnia bramka w tym meczu i planowo przegraliśmy. Cóż, nadal tkwiliśmy po uszy w szambie i nic nie wskazywało na to, byśmy wartko mieli się z tego wygrzebać, ponadto strefa spadkowa sukcesywnie powiększała się nam w lusterkach.

 

22.01.2008, Wessex Stadium, Weymouth, widzów: 578
CNat (30/46) Weymouth [15.] - Margate [17.] 3:2 (1:0)

 

37' J. McGarth 1:0

50' M. Bridge-Wilkinson 1:1

60' C. Eribenne 2:1

64' J. McGarth 3:1

82' J. Bye 3:2

 

Margate: S.Searle 7 – A.Edkins 7, L.Graham 7, B.Edwards 5 (65' J.Beswethernick 7), G.Lambu 6 – M.Martin ŻK 7, M.Bridge-Wilkinson ŻK 7, J.Bye ŻK 8, M.Noakes 6 (65' I.Hutchinson 7) – A.Amoako 7 (46' P.Walsh 7), M.Molango 7

 

GM: John McGarth (OP L, Weymouth) - 9

Odnośnik do komentarza

Następna kolejka Conference National miała stanowić dla nas najłatwiejszy mecz w sezonie. Na Hartsdown Park podejmowaliśmy bezapelacyjną czerwoną latarnię ligi, przez cały sezon nieopuszczające ostatniego miejsca Barrow. Goście przez 30 rozegranych kolejek odnieśli zaledwie trzy zwycięstwa i sześć remisów, resztę meczów przegrywając – może i byliśmy beznadziejnym zespołem, ale porażka z tym rywalem byłaby obrzydliwą kompromitacją. Strata punktów również chwały by nam nie przyniosła, ale po mojej drużynie już wszystkiego można było się spodziewać. Na środku obrony jednak za starego już na grę Edwardsa zastąpiłem Beswethernickiem, w ataku szansę rehabilitacji dałem Gattingowi i jadziem, panie zielonka.

 

Zaczęliśmy nieźle, bo w ósmej minucie z lewego skrzydła miękko dośrodkowywał Lambu, a Gatting musnął piłkę głową, pokonując Keena. Później wszakże nie spieszyliśmy się z zadaniem drugiego ciosu, a w 24. minucie Edkins najpierw beznadziejnie ociągał się z powrotem za uciekającym Carey-Bertramem, a gdy łaskawie to zrobił, postanowił zaliczyć samobójczą asystę przy wyrównującym golu Dammsa. Ashley grał tak tragicznie, że już w przerwie odesłałem go pod prysznic i powiedziałem, by przy okazji zmył z siebie resztki myśli o pierwszym zespole. Szczęśliwie niedługo po straconym golu, znowu błysnął Joe Gatting, wykańczając wybornego crossa, ponownie autorstwa Lambu.

 

Bramkarz gości interweniował bardzo ospale, a przy obu straconych golach mógł bez trudu sparować strzały, toteż po cichu liczyłem na trzy punkty. Jednakże gdy bujałem w obłokach, coś pochwyciło i ściągnęło mnie w dół, bo po kwadransie drugiej połowy Beswethernick idiotycznie wyszedł do przodu, by Warriner mógł bezstresowo odebrać nam zwycięstwo. Po meczu ostro nawrzeszczałem na obu, którzy zawalili nam ten mecz – Edkins odważnie został w szatni po wyjściu spod natrysków –, a następnie bez słowa poszedłem do domu. Nie miałem już ochoty tego dnia nawet oglądać nazwy Margate F.C. na budynku klubowym. Było pewnym, że jesteśmy w tej chwili jednym z dwóch najsłabszych zespołów ligi, o ile nie samodzielnym najsłabszym, i niebawem znajdziemy się już tam, gdzie nasze miejsce, czyli w strefie spadkowej.

 

26.01.2008, Hartsdown Park, Margate, widzów: 1040
CNat (31/46) Margate [18.] - Barrow [24.] 2:2 (2:1)

 

8' J. Gatting 1:0

24' R. Damms 1:1

32' J. Gatting 2:1

61' A. Warriner 2:2

 

Margate: S.Searle 6 – A.Edkins 4 (46' S.Ridley 6), L.Graham 6, J.Beswethernick 6, G.Lambu 7 – M.Martin 6, M.Bridge-Wilkinson ŻK 7, J.Bye ŻK 7, M.Noakes ŻK 7 (65' I.Hutchinson 6) – J.Gatting 8, M.Molango 7 (77' P.Walsh 6)

 

GM: Mark Salmon (O Ś, Barrow) - 8

Odnośnik do komentarza

Anthony Allman nie musiał zbyt długo kisić się w rezerwach i jeszcze przed końcem stycznia zainteresowało się nim szóstoligowe Nuenaton. Kupcy szybko doszli do porozumienia ze mną, później z samym zainteresowanym, i tak oto za 18 000 euro i 50% kwoty kolejnego transferu zasilił on skład swojego nowego klubu. Kilka zespołów interesowało się również permanentnym transferem Garry'ego Richardsa i pozostało tylko czekać na rozstrzygnięcie.

 

Styczeń 2008

 

Bilans: 1-3-2, 10:13

Conference National: 19. [+1 pkt nad Woking, -1 pkt do Hickley]

FA Cup: -

FA Trophy: 2R, 2:0 z Hendon

Finanse: -455 tys. euro (-489 tys. euro)

Gole: Joe Gatting (14)

Asysty: Joe Gatting (9)

 

 

Ligi:

 

Anglia: Liverpool [+4 pkt]

Francja: Olympique Lyon [+3 pkt]

Hiszpania: Valencia [+1 pkt]

Niemcy: Hertha BSC Berlin [+6 pkt]

Polska: Legia Warszawa [+10 pkt]

Rosja: -

Szwajcaria: FC Basel [+0 pkt]

Włochy: Inter Mediolan [+1 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

Puchar UEFA:

-

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1203], 2. Anglia [1100], 3. Hiszpania [960], ..., 32. Polska [657]

Odnośnik do komentarza

Generalnie trzecią rundę FA Trophy witałbym z otwartymi rękoma, ale skoro trafiliśmy w tej fazie na Farnborough, które rywalizowało z nami w lidze, o miłej odskoczni od piątoligowych młócek nie mogło być mowy. W składzie zaszły tylko dwie zmiany, z czego jedna wymuszona była zawieszeniem Bye'a za żółte kartki. Zdecydowałem, że wystąpi za niego Gradley, natomiast na środku obrony za Beswethernicka zagrał Thompson, pierwszy raz od blamażu z Accrington. W przypływie wspaniałomyślności Edkins otrzymał od mojej osoby szansę przekonania mnie, że wystawienie piłki Dammsowi było tylko koszmarnym wypadkiem przy pracy. Zaznaczyłem jednak przy tym, że jeśli spisze się bezbarwnie, moje postanowienie wydane w przerwie ostatniego meczu stanie się prawomocne.

 

Farnborough było faworytem, ale któż z naszej ligi nie byłby obecnie w świetnej sytuacji przed meczem z nami? W ostatnim czasie rzadko kiedy coś układało się po naszej myśli, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz i tego dnia goście chyba zbyt szybko dopisali sobie awans do kolejnej rundy. Oczywiście to musiało ich zgubić i po niespełna 25 minutach gry ruszyliśmy z kontrą, Noakes z lewego skrzydła głęboko zacentrował w szesnastkę, gdzie bramkarzowi piłkę sprzed nosa głową sprzątnął Gatting, otwierając wynik spotkania. Później długo trwała walka w środku pola i gdy zastanawiałem się, kiedy Farnborough oprzytomnieje i wybije nam z głowy marzenia o awansie, w 66. minucie po dośrodkowaniu z narożnika piłka trafiła w końcu do Gradleya, który się nie ociągał, natychmiast oddał strzał i zmieścił piłkę w oknie bramki Scrivena, podwyższając na 2:0. Niespodzianka stała się faktem i to my, wbrew wszystkiemu, przeszliśmy dalej, wielka szkoda jedynie, że najlepszy na boisku Gatting rozwalił sobie przy okazji kostkę, eliminując się na miesiąc z gry. Abstrahując od tego, gdybyśmy tak prezentowali się w lidze...

 

02.02.2008, Hartsdown Park, Margate, widzów: 262
FAT 3R Margate [CNat] - Farnborough [CNat] 2:0 (1:0)

 

23' J. Gatting 1:0

66' P. Gradley 2:0

 

Margate: S.Searle 8 – A.Edkins 7, L.Graham 8, M.Thompson 8, G.Lambu 7 – M.Martin 6 (61' S.Hadland 7), M.Bridge-Wilkinson ŻK 7 (79' I.Hutchinson 6), P.Gradley 8, M.Noakes 8 – J.Gatting 8, M.Molango 7 (67' P.Walsh 7)

 

GM: Joe Gatting (N, Margate) - 8

Odnośnik do komentarza

Richards podjął decyzję i za 10 000 euro przeniósł się do walczącego o utrzymanie w Conference South zespołu Redditch United. Tym razem podziało się również w drugą stronę i kolejnym zawodnikiem, którego zgarnąłem na prawie Bosmana został lewy obrońca Nicky Nicolau (O/DBP/P L, Cypr; 6/0) ze Swindon. Zdaniem Kendalla, Cypryjczyk idealnie nadawał się do krajowej Conference, toteż mogłem mieć nadzieję, że nie okaże się kolejnym meczowym kolaborantem i wzmocni naszą lewą flankę.

 

Tymczasem przyszła pora zmierzyć się z Gravesend, które jesienią, kiedy przez pięć minut znajdowaliśmy się na fali, ograliśmy gładko 3:0 na wyjeździe. Dopiero teraz miało się okazać, czy był to jedynie efekt chwili sławy, czy może mamy na nich receptę. Kontuzjowanego Gattinga zastąpił Walsh, a Beswethernick usiadł na ławce zamiast Ridleya, który odpadł na dwa tygodnie z urazem twarzy.

 

Początek wyglądał identycznie, jak wiele ostatnich meczów w naszym wykonaniu, a więc zdecydowana przewaga gości i ratujący nas brak skuteczności ich napastników. Zaczynałem obstawiać, za ile nastąpi przełom w postaci pierwszej straconej bramki, gdy krótko przed 20. minutą wywalczyliśmy rzut wolny z linii pola karnego, a Bridge-Wilkinson ze stoickim spokojem ulokował piłkę między ręką Hollowaya a dalszym słupkiem. W doliczonym czasie pierwszej części gry Molango opanował wybitą na połowę Gravesend piłkę, wycofał ją do Lambu, a Goma dośrodkował na jedenasty metr, gdzie Walsh udzielił Charlesowi lekcji latania i potężną główką strzelił gola do szatni.

 

Wychodząc na drugą połowę spodziewałem się, że znów damy wydrzeć sobie zwycięstwo i niewiele brakowało, by moje przewidywania znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości. Najpierw dziesięć minut po przerwie McDonald wykorzystał lukę w naszej defensywie – Thompson był akurat opatrywany po przeciwległej stronie boiska – i z ostrego kąta zdobył kontaktowego gola, w czym pomógł mu Searle. Szczęśliwie goście słono za to zapłacili, i jak się później okazało, tylko to uratowało nam zwycięstwo – niedługo po straconym golu Noakes dośrodkował niemal na samą linię bramkową, skąd piłkę do bramki wepchnął po raz drugi Walsh, a moment po wznowieniu futbolówkę Goodingowi zabrał Molango, wpadł w pole karne i spokojnie podwyższył na 4:1. To był koniec goli, ale niestety tylko po naszej stronie. Kolejnych kilka minut później zacząłem podejrzewać, czy trójki sędziowskie przydzielane do sędziowania naszych meczów nie próbują nas wyrzucić z piątej ligi i McDonald zaliczył swoje drugie trafienie, tym razem z wyraźnego spalonego. To jeszcze jednak nie było najgorsze, bowiem w 88. minucie Grant prawdopodobnie chciał zagrać w uliczkę do jednego z partnerów, a skoro nikt do niego nie wyszedł, futbolówka toczyła się leniwie w kierunku bramki. Patrzałem w oczekiwaniu, aż Searle ją złapie, ale ten stał jak wryty i wzrokiem odprowadził piłkę ocierającą się jeszcze o jego nogę do bramki. "Stuart, k*rwaaaaa..." – złapałem się za głowę. Przez niego mieliśmy bardzo nerwową końcówkę, Gravesend parokrotnie było o krok od wyrównania, ale szczęśliwie dowieźliśmy mało przekonujące zwycięstwo do końca.

 

W szatni nawrzeszczałem na Searle za frajersko wpuszczoną bramkę, a następnego dnia do rezerw zdegradowany został Hadland, który już od dłuższego czasu pojawiając się na boisku częściej szkodził, niż pomagał.

 

06.02.2008, Hartsdown Park, Margate, widzów: 899
CNat (32/46) Margate [19.] - Gravesend [12.] 4:3 (2:0)

 

19' M. Bridge-Wilkinson 1:0

45+2' P. Walsh 2:0

56' C. McDonald 2:1

61' P. Walsh 3:1

64' M. Molango 4:1

69' C. McDonald 4:2

88' J. Grant 4:3

 

Margate: S.Searle 7 – A.Edkins 7, L.Graham ŻK 7, M.Thompson 7, G.Lambu 7 – M.Martin 6 (62' S.Hadland 5), M.Bridge-Wilkinson 8, P.Gradley 7 (69' I.Hutchinson 6), M.Noakes 8 – P.Walsh 8, M.Molango 8 (78' E.Frost 6)

 

GM: Michael Noakes (OP L, Margate) - 8

Odnośnik do komentarza

Doprawdy? :nigdy:

 

-------------------------------

 

Przed egzekucją w York ze składu wypadł mi Edkins, który zderzył się na treningu z Lewisem, wskutek czego obaj musieli odpocząć od treningów na tydzień. Miejsce Ashleya zajął powracający do pierwszego zespołu Smith.

 

Do grona zjawisk niewyjaśnionych mogło spokojnie aspirować to, że gospodarze, mając olbrzymią przewagę, przez lwią część spotkania nie potrafili zaaplikować nam kilku ładnych goli. Najbliżej celu byli tuż przed przerwą, kiedy piłka minęła wszystkich, łącznie z bramkarzem, ale kiedy miała już przekraczać linię bramkową, Searle był bliski teleportacji i w ekwilibrystyczny sposób zatrzymał futbolówkę. Mimo tej interwencji, Stuart został jednym z antybohaterów meczu – w 79. minucie zaczynałem nieśmiało liczyć na jeden punkt i właśnie wtedy Merris zagrał mocno za naszych obrońców, nawet zbyt mocno, a nasz irytujący bramkarz, który mógł bez problemu do niej dopaść i co najmniej wyekspediować na orbitę, zatrzymał się w połowie drogi i poczekał na Nygaarda, by pozwolić mu nas pogrążyć.

 

Mimo tego już dwie minuty później Bridge-Wilkinson, stosując się do moich wrzasków zza linii, zagrał cudownego crossa wprost do Molango, który nie zmarnował okazji i wartko wyrównał stan rywalizacji. Znowu naiwnie zacząłem wierzyć w uniknięcie porażki, zapominając, że to przecież jest Margate i chwilę przed końcem York w typowo niemiecki sposób wdusiło zwycięskiego gola, gdy moi obrońcy nie uznali za stosowne zaopiekować się Bishopem w polu karnym. Byłem już bliski stwierdzenia, że nieuchronnie zmierzamy z powrotem do szóstej ligi.

 

09.02.2008, Bootham Crescent, York, widzów: 2585
CNat (33/46) York [6.] - Margate [17.] 2:1 (0:0)

 

79' M. Nygaard 1:0

81' M. Molango 1:1

87' A. Bishop 2:1

 

Margate: S.Searle 7 – L.Smith 7, L.Graham 6, M.Thompson ŻK 6, G.Lambu 6 – M.Martin 6 (79' N.Wainwright 6), M.Bridge-Wilkinson 7, P.Gradley 7, M.Noakes 7 (69' I.Hutchinson 6) – P.Walsh 6 (62' E.Frost 6), M.Molango 7

 

GM: Marc Nygaard (N, York) - 8

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...