Skocz do zawartości

Götterdämmerung


Feanor

Rekomendowane odpowiedzi

Filip ma interesujący sposób powiadamiania mnie o miejscach spotkania. Przed kilkoma godzinami do mojego gabinetu wpadła cegła z odpowiednią inskrypcją. Musiał to ryć całymi minutami.

Cegła trafiła Zinowiewa, który ze strachu uciekł przez drzwi.

Ze względu na dziurę w drzwiach mam teraz w gabinecie potworne przeciągi.

Stał pod wiązem paląc papierosa. Camela. Mogłem się domyślić.

Poza papierosem w ustach na twarzy miał też potężną szramę na czole w ksztacie żelazka. I iskry furii w oczach.

- Nie powiedziałeś mi, że ten cały Windykator działa w zespole. Zaskoczyli mnie.

Domyślałem się, o czym mówił. Stało się to tuż po meczu z Stuttgarter Kickers. Windykator był cały w skowronkach. "Prawie dorwaliśmy skurwiela" powiedział, przewijając akurat Benedykta. Przynosił tego bękarta do biura chyba tylko po to, by mnie pognębić.

O meczu z Kickers lepiej zapomnieć. Graliśmy beznadziejnie. Przegraliśmy tylko 1:2 (Donkor) chyba tylko dzięki Gebauerowi. Stróżyna chodził po ścianach. Spadliśmy na 12 miejsce.

Nasz upadek bynajmniej na tym się nie skończył. Tydzień później zmierzyliśmy się z Pfullendorfem na wyjeździe. Wyczerpanego Dmitrieva Stróżyna wycofał w zamian za krytykowanego Sachę. Polak odwdzięczył się niezłą grą, ale prawdziwymi bohaterami Bayreuth tego dnia byli Mendez i Doraro. Ten pierwszy strzelił bramkę, po czym przepięknie asystował Donkorowi 40-metrowym podaniem. Ten drugi zaliczył następną asystę (Gluchowi) i harował jak wół na przedpolu bramki przeciwnika. Trzy bramki nie wystarczyły, gdyż Pfullendorf strzelił cztery. Nam nie zaliczono bramki strzelonej w 89 minucie...

Nasza obrona dawała się ogrywać jak naprawdę tania dziwka z alfonsem wagi piórkowej. Spadliśmy na 15 miejsce. W strefie spadku.

- Wycofujesz się - spytałem z nadzieją. Cała ta sytuacja przerosła mnie. Filip okazał się być typem jeszcze bardziej psychicznym niż ci polscy psychopaci. Ostatnio wrzucił Windykatorowi do mieszkania granat przeciwpiechotny przez okno. To znaczy: próbował wrzucić. Windykator zamontował sobie szyby pancerne w oknach. Być może zauważony właśnie przeze mnie brak kciuka lewej dłoni Filipa ma z tym jakiś związek.

- Nie - odpowiedział sucho.

No jasne. Wszystko się waliło, więc trudno oczekiwać pomyślnych wieści.

W ostatnim tygodniu rozegraliśmy dwa mecze. Najpierw z Offenbach. Stróżyna wrócił do diamentu, co dało całkiem miłe rezultaty. Faworyzowany Offenbach mocno się namęczył, zanim doprowadził do tradycyjnego 1:2 (Mendez). Pomógł im w tym Wallschlager, który przez chwilę poczuł w sobie instynkt kickboksera. Prócz tego meczu, odsunięty został na dwa następne. Wspaniale.

W związku z tym, w następnym meczu (z Elversbergiem) na prawej pomocy biegał sobie Gluch. Od 13 minuty graliśmy w przewadze liczebnej, którą szybko wykorzystał z rzutu wolnego Agafon, ale później... Rzadko kontrujący gospodarze dwukrotnie przedarli się przez naszą obronę i oczywiście znowu przegraliśmy 1:2. Koncert niemożności zagrał Wagner. Ktoś powinien wytłumaczyć temu ciągle uśmiechniętemu Brazylijczykowi, że mamy kilka środków perswazji, z którymi nie chciałby się spotkać. Środków uzbrojonych, wyrywających nóżki muchom w dzieciństwie.

Filip westchnął.

- Po prostu będziesz musiał zacząć mi więcej płacić.

Odnośnik do komentarza

Dzierżyński tak naprawdę nazywa się Józef Pobóg-Czartoryski i krew ma taką, że ultramaryna skromnie przestępuje z nogi na nogę i mówi, że będzie się bardziej starać. Średnio w co drugim pokoleniu miał jakiegoś powstańca czy bojownika o wolność państwa sezonowego, które co jakiś czas pojawiało się i znikało u wschodnich granic Niemiec. Do 1945 roku wielkość feudalnego latyfundium jego rodziny spokojnie przebijała terytoria kilku państewek EU.

Potem przyszła czerwona fala i ród nagle zauważył korzyści płynące z regularnej pracy zarobkowej.

Co nie znaczy, że Pobóg-Czartoryskim się to spodobało.

Kolejne generacje karmione były nienawiścią do wszystkiego, co wiązało się z nowym reżimem. Młodzi potomkowie dawnych ziemian zamiast "włazł kotek na płotek" nucili sobie "do boju, lance w dłoń, bolszewika goń, goń, goń". Zamiast do harcerstwa, stawali się ministrantami, członkami jedynej antykomunistycznej mundurowej młodzieżówki PRL. Oglądając "Czterech pancernych" wpadali w depresję przerywaną jedynie śmiercią Olgierda.

Dzierżyński był inny.

W młodzieńczym buncie odnalazł walory ortodoksyjnego stalinizmu. Gdy w latach późnego Jaruzelskiego wszyscy niemal Pobóg-Czartoryscy patrzyli z ekstazą na erozję systemu i w cieniu swoich warsztatów kuli kosy, nastoletni Dzierżyński myślał nad zamachem bombowym na ambasadę USA w Warszawie. Gdy gruchotano pomnik Dzierżyńskiego, ostatecznie porzucił stare, drobnomieszczańskie życie i założył Pięść Ludu, tajną komórkę elitarnej awangardy proletariatu.

Pięść była jednoosobowa, więc jej elitarność rzecz jasna nie podlegała dyskusji. Akcja werbunkowa nie szła Dzierżyńskiemu zbyt dobrze. W rzeczy samej był tylko drobnym, nieśmiałym studentem socjologii nie mogącym przebić się przez III rok studiów.

Dopiero gdy przygarnął go Windykator, zrozumiał że i on może robić rewolucję. Przy upojnym dźwięku piły spalinowej (niestety produkcji imperialistycznego Boscha).

Wiedziałem to wszystko, gdyż Dzierżyński zaczął mi się zwierzać przy wódce.

Ostatnio miałem wiele okazji.

20 pażdziernika 2007 zagraliśmy u siebie z Crailsheim. Było kilka niespodzianek w składzie. Na skrzydłach zagrali Sacha i Gluch, w ataku zmęczonego Donkora zastąpił Bajdziak. Ten ostatni okazał się być pomyłką, Gluch zagrał przyzwoicie a Sacha jak natchniony, najczęściej szarpiąc rajdami obronę gości i raz asystując. Wygraliśmy po raz pierwszy od tygodni. Wygraliśmy 5:0 (Mendez 2, Doraro 3), co wprawiło mnie w oszołomienie. Lokalną prasę również. Nazajutrz pisano o cudzie i ofiarach z czarnych kotów zakopanych pod bramką przeciwnika. Awansowaliśmy na 14 miejsce.

Na sam koniec meczu los potraktował mnie niczym roznegliżowana kusicielka, która tuż przed zbliżeniem kopie swego amanta w genitalia. Zniesiono z boiska Mendeza, jego mina nie zwiastowała niczego dobrego. Munch byłby nią zachwycony.

4 dni później graliśmy z SVW Mannheim. Skład podobny jak z Crailsheim, Bajdziaka zastąpił Fasanelli, Mendeza Poyet. Kandydaci do awansu (mają trzecie miejsce) pokazali nam szybko miejsce w szyku, w 20 minut strzelając dwie bramki. Wtedy dopiero w mózgownicach moich graczy zaświtał sygnał, iż mecz już się rozpoczął. W 41 minucie indywidualna akcja Doraro dała nam bramkę kontaktową. Tfu, to znaczy honorową. Mannheim dołożyło trzecie trafienie...

3 listopada ruszyliśmy na stadion Kaiserslautern II. Do składu wrócił Donkor i Wallschlager wypierając odpowiednio Fasanellego i Glucha.

Nie były to dobre powroty.

W 10 minucie Michael Lehmann oszukał moją linię obronną i pokonał Gebauera. Nie jest dobrze. Liczyliśmy na łatwą przeprawę, Kaiserslautern II było na 17 miejcu.

W 28 minucie Fabian Schonheim dołożył drugą bramkę. Będzie trudno ich dogonić.

W 31 minucie Fritsch strzelił trzecią bramkę dla Kaiserslautern II. Cholera, przegramy z kimś takim?!

Stróżyna zaczął krzyczeć z bólu. Kopnął swoją ławkę trochę zbyt mocno.

W 45 minucie było 0:4. Caetano.

Dzierżyński telefonicznie zamówił stolik w Bayreuth. I skrzynkę wódki. Zaprosił mnie.

W drugiej połowie stanęliśmy do walki hiperofensywnie. Za dwoma napastnikami stanęło w linii trzech pomocników.

W 60 minucie Reule zaczął przekonywać nas, że to nie był najlepszy pomysł. 0:5.

I w 65 minucie też.

0:6. Na pewno nie wygramy.

W 80 minucie wprowadzony do gry Geiger strzelił na 1:6.

W 86 minucie Michał Ilkow-Golab poprawił na 1:7.

Minutę później Geiger wbił drugą bramkę.

Trzy minuty później Reule ustalił na 2:8.

Mamy rekord.

I kaca też.

Odnośnik do komentarza
Dla takich opków powinno się założyć osobny dział. Serio mówię!!! :respekt:

 

Widać, że Feanor ma ogromny talent do pisania :) Powinieneś, zamiast "kisić" się w Opowiadaniach, napisać od razu jakąś książkę traktującą o Twojej karierze w FMie - bestseller murowany ;)

 

 

Za rekordowy wynik: :przytul:

Odnośnik do komentarza

Bardzo miłe jest to, co piszecie. Problem polega na tym, że nie potrafię najwyraźniej już grać w FM.

Dla wiadomości: odniosłem jeszcze dwa zwycięstwa i dwie kompromitujące porażki. W ostatnim meczu były trzy karne dla przeciwnika. I jeden dla mnie. Niewykorzystany.

Ragnarok się dopełnił.

Dziękuję wszystkim za komentarze i lekturę.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...