Skocz do zawartości

Götterdämmerung


Feanor

Rekomendowane odpowiedzi

6.0.2

Baza ogromna (z drobną modyfikacją: z nudów dodałem klub z rodzinnego miasta).

 

 

 

Nazywam się Heinz Wicklein. Dwójka dzieci, rozwodnik. Mojej żonie nie spodobała się wprowadzona przeze mnie polityka integracji z personelem mojej firmy. Szczególnie tym noszącym miseczki D. Mam dom, dwa samochody i pistolet przy skroni.

- Herr Wicklein, pozwolę sobie się przedstawić - odezwał się osobnik trzymający pistolet. - Jestem... windykatorem. Ci mili panowie krzątający się wokół nas, to moja ekipa windykacyjna. Wolą posługiwać się pseudonimami artystycznymi, więc nie zrobię teraz wyjątku: oto Wątły, Dzierżyński i Sylaba. Jest z nami jeszcze Gwiazda, ale ona przyjdzie za chwilę. Spóźni się, pan rozumie.

Czwórka mężczyzn roześmiała się. Uznałem, że stosownym będzie docenić poczucie humoru człowieka negocjującego za pomocą broni palnej i uśmiechnąłem się nerwowo.

Jak oni dostali się do mojego mieszkania?! Wolf nie zaszczekał,. alarm się nie uruchomił...

Windykator mówi z polskim akcentem. Głupio, że się zdziwiłem.

Osobnik zwany Wątłym ciągle się śmiejąc podszedł do komody i wywrócił ją. Wywołało to nową salwę śmiechu moich uroczych gości. Nawiasem mówiąc, Wątły miał dwa metry wysokości i posturę buldożera. Gdy wchodził do mieszkania, drzwi używał chyba wyłącznie z przyzwyczajenia.

Stojący obok Dzierżyński był jego antytezą. Chuderlawy, z wąsikiem i kozią bródką, okulary. Interesującym szczegółem była też piła spalinowa w rękach i błysk obłędu w oczach. A może to jednak okulary? Trzymajmy się tej myśli.

- Herr Wicklein, ponieważ nie lubię długiej polemiki, od razu powiem: ależ tak, pan wie kim jest Wiktor Dremov. Powszechnie szanowany biznesmen z Grodna.

Oczywiście, że wiedziałem.

- Pierwsze...

- Zanim pan doda coś nierozsądnego, niech pan spojrzy na lufę tego pistoletu - przerwał mi Windykator. - Widzi pan krzyżyki?

Widziałem te pierdolone krzyżyki. 15. Jęknąłem cichutko.

- To kiedyś były kreski - powiedział pogodnie Windykator. - Po piętnastej nieudanej windykacji zabrakło lufy. Więc jeszcze raz; zna pan Wiktora Dremova, naszego pracodawcę?

Przeobraziłem się w Gorliwe Potakiwanie.

Sylaba, potężnie zarośnięty troglodyta z twarzą w kształcie pięści zaczął mi sikać na dywan.

- Widzi pan, moi przyjaciele są filmowymi erudytami - kontynuował wyraźnie rozbawiony Windykator wskazując Sylabę. - Ale ad rem. Nasz wspólny znajomy z Grodna nie chce zwrotu swego długu. Ma przyjaciela, również biznesmena. To Polak, choć mieszka na Teneryfie. Jego syn marzy o prowadzeniu drużyny piłkarskiej. Umożliwi to mu pan, prawda herr Wicklein?

Chciałem zaprzeczyć. Chciałem zauważyć nonsensowność pomysłu. Chciałem zauważyć, że z aktualnym menedżerem mojego klubu podpisany mam długi kontrakt. Ale wtedy weszła Gwiazda.

Była... Ekhm..

Długie włosy o barwie kasztanów skrzących się w słońcu opadały jej figlarnymi lokami aż za łopatki. Okalały kształtną, lekko opaloną twarz z brązowymi oceanami oczu i pełnymi ustami. Wygiętymi właśnie w kpiarskim uśmiechu, takim jak lubię. Niżej były... dwa masywy jej piersi, sprawdzające w okrutny sposób wytrzymałość materiału zielonej bluzki, którą miała na sobie.

Jeszcze niżej były jej dłonie. Trzymała w nich Wolfa, mojego owczarka alzackiego. Właściwie, to głowę Wolfa. Reszta zniknęła. Krew ściekająca na podłogę stanowiła pewien trop.

- Herr Wicklein, przyjmuje pan naszą propozycję?

Odnośnik do komentarza

Marcin Stróżyna okazał się być nieco nieśmiałym 32-latkiem z okularami i skłonnością do pesymizmu.

Głupiec. Do siedziby klubu przyszedł przecież z pięcioma powodami du optymizmu. Windykatorem, Wątłym, Sylabą, Dzierżyńskim i Gwiazdą. "Koledzy ojca", przedstawił ich mi. Powitałem ich z entuzjastyczną serdecznością. Prezesi klubowi obłudę mają wyćwiczoną tak dobrze, że w sumie stosujemy ją już podświadomie.

- Media sądzą, że nie mamy szans na pozostanie w lidze - stwierdził Stróżyna po wymianie wstępnych uprzejmości. - Mają trochę racji.

No proszę, mój nowy menedżer stara się skopiować Kolumba. Sorry, na odkrywanie Ameryki Genueńczyk ma już copyright.

- Gazety przesadzają, Bayreuth to klub z silną kadrą, o awans może nie powalczymy, ale...

Windykator przerwał mi chrząknięciem. Podał mi kartkę.

 

Ponieważ nie chcę się denerwować, przeleję swe myśli na kartkę.

Dwóch bramkarzy. Pięknie, pięknie. W razie kontuzji któregoś z nich nie będę się nudził. Jaki do ciężkiej cholery klub ma jedynie dwóch bramkarzy? Podobno mamy drużynę młodzików, pomyślałem że tam znajdę trzeciego. Szkoda, że ostatni raz młodzików klubu widziano dwa lata temu, gdy ich pieprzony autokar odjeżdżał w stronę Goerlitz. Goerlitz! To jest pieprzona granica z Polską, idioci! Z Polską!! Czy wy, niemyte matoły, nie wiecie co dzieje się z niemieckimi samochodami w POLSCE?!

No więc mamy DWÓCH bramkarzy. Christian Berchtold ma 21 lat i na tym powoli kończą się zalety. Zalety? Ten cały Berchtold ma zalety chyba tylko w oczach swoich rodziców! Jezu, przecież on ucieka przed piłkami! UCIEKA! Dochodzi coś? Bramkarz i uciekanie przed piłką!? Widzimy jakąś sprzeczność?! Drugi to Thomas Gebauer. 22 lata, nie ucieka przed piłką. Rewelacja, prawda? Nagram go i zacznę puszczać zapętlony materiał Berchtoldowi, może załapie.

Obrońcy. Może zacznę od tego adehadowca Kaula. Po polsku jego nazwisko mocno przypomina słowo "Kał", i nie jest to chyba zbieżność przypadkowa. Gościa rozrywa energia, szkoda, że jedynie metaforycznie. Andreas Deffner ma 33 lata. Jeśli miałby zadatki do wielkości, umarłby zaraz. Hmm, jeśli miałby trochę przyzwoitości, to również by to zrobił. Ale jest lepszy od Kału, pardon: Kaula. Markus Haushahn, 25 lat, 187 centymetrów, lepszy od Deffnera. Średnia rekomendacja, prawda? Zdajecie sobie chyba z tego sprawę? Aleksandar Konjevic. Zatrudniliście go, by pochwalić się cudzoziemcami? A może on ma jakieś ukryte zalety? Podobno dobrze gra głową, szkoda cholera, że nie swoją. Przecież on kopie piłkę niczym 75-letni ogrodnik! Nie uwłaczając.

Jest wśród obrońców jeszcze Marcel Mayr, ale nie chcę przeklinać. A zresztą... Zakręt, zakręt, zakręt! On jest, zakręt, beznadziejny!

Poprzednio pracował tu ktoś z obsesją na punkcie prawych pomocników. Mamy ich pięciu. Mamy dwóch bramkarzy, ale prawych pomocników mamy pięciu. Świetnie. Giorgio Arancino od 25 lat męczy Włochy i Niemcy swoją irytującą, gadatliwą obecnością. Ta cała mafia to stowarzyszenie ciot, przecież dawno powinno się go już wykończyć! W dodatku przyjechał do Bayreuth z całą swoją cholerną rodziną, matka included... Na Boga, ona strzela słowami niczym karabin maszynowy! Giorgio to, Giorgio tamto, Giorgio jest uwielbiany przez tutejsze dziewczęta, Giorgio jest dobrym chłopcem bo dokarmia gołębie, czy zauważył pan, że Giorgio ma przyjemny profil, Giorgio wczoraj strzelił bramkę (Berchtoldowi na treningu, wyczyn godny Złotego Buta)... Jochen Kauper byłby całkiem niezły, gdyby nie jego 32 lata i galopujące suchoty. Biedny Jochen dyszy po przebiegnięciu 50 metrów, po 100 kaszle krwią i czymś lepkim! Cholera! Czy ja jestem na misji humanitarnej w północnej Abisynii?! Christian Wiesner... Ten to chyba znalazł się tu zupełnym przypadkiem, jest całkiem przyzwoity. No i jeszcze Markus Goller, chodzące potwierdzenie darwinowskiej ewolucji. Czy on potrafi mówić? Jest jeszcze Michael Bock, ale na niego spuszczę całun miłosierdzia. Nie, nie zasłonę. Całun pasuje idealnie.

Christian Endler, lewy pomocnik, podobnie jak Wiesner trafił do Bayreuth przez przypadek zapewne. Szukał znanego bawarskiego klubu na "B" jak sądzę. Oby nikt go nie wyprowadził z błędu. Ma 25 lat. Na lewej stronie próbuje też biegać Benjamin Demel. Próbuje... To ostrożne, dobre określenie.

32-letni Alexander Contala otwiera listę naszych defensywnych pomocników. Lista nie jest długa, gdyż zawiera dwa nazwiska. Zupełnie jak lista atutów Alexandra. To wielki, tłusty przetwornik piwa w urynę! Tyle. Lepszy jest Julian Matiasovits. Widuje się go trzeźwego. Czasem. W każdym razie co najmniej raz.

Matthias Heckenberger. No tak. Tego przysłał miejscowy Caritas? W ramach akcji "Spełniamy marzenia"? k***a! Tak wygląda ofensywny pomocnik!?!?! Ofensywny w sensie, że mnie obraża, tak? W takim razie idealnie wchodzi w rolę, obraża mnie swoim istnieniem.

Alberto Mendez. 30-letni hiszpański pomocnik, który otarł się o Arsenal. Może być.

Alexander Geiger. Radioaktywność zabija.

Timo Fussman. Ofensywny pomocnik, który biega wolniej ode mnie? Bogowie...

Stefan Seufert. Kolejny ofensywny pomocnik. Nawet niezły technik, szkoda że gnie się pod wpływem wiejącego wiatru. Ale może coś z niego wykrzeszemy.

Mikhail Sajaia. Gruzin. Kiedyś słyszałem, że gdy Gruzin wkłada kutasa do wiadra z wodą, to ta wrze. Hmm, ten jest żywym (prawie) przykładem obalającym tę teorię. Niby pomocnik i niby napastnik. Do recyklingu.

Martin Driller, napastnik. Martin ma dobre imię i całkiem niezłe parametry. Ale ma 35 lat, to boli.

Markus Fuchs, 25 lat, napastnik. Obiecujący.

Florian Schrepel. 23 lata, napastnik. Mam dość.

 

Marcin Stróżyna, menedżer Bayreuth.

 

Podniosłem oczy znad kartki. Powoli, z wysiłkiem, wygiąłem usta do serdecznego uśmiechu. Walcz, Heinz! Bądź miły!

- Interesujące - wykrztusiłem. - Może da się kogoś dokupić?

Odnośnik do komentarza
- Interesujące - wykrztusiłem. - Może da się kogoś dokupić?

Ciekawe zjawisko: człowiek w stresie w ogóle nie myśli o konsekwencjach. W ogóle.

Gdy Stróżyna ruszał na rynek transferowy to wyglądało to, jakby gotował się do wojny. I potrzebował dużo mięsa armatniego.

Może to trochę i moja wina. Zapomniałem mu nadmienić, że w naszej lidze obowiązują restrykcyjne limity. Co najmniej 6 Niemców do 26 roku życia i 2 do 21 roku życia w składzie. Mój nowy menedżer nie kupił żadnego piłkarza, który mieściłby się w tych widełkach. Właściwie, to nie kupił żadnego, który mówiłby w naszym pięknym, śpiewnym języku Goethego.

Jednego nawet znałem. Gdy wyszedł z autobusu, jego szczera, kwadratowa, śniada twarz uruchomiła niewyraźne wspomnienia. Gustavo Poyet. Ująłem jego dłoń i potrząsnąłem energicznie. Gustavo wydawał się mnie nie zauważać. Patrzył z niemym przerażeniem na wielką tablicę informacyjną umieszczoną na dworcu i coś mamrotał . Cichutko.

Nachyliłem się dyskretnie. Chyba powtarzał nazwę naszego wspaniałego miasta. W szoku.

Albo miłośnik Wagnera, albo kolejny, który nabrał się na starą dobrą sztuczkę ze "znanym klubem z Bawarii na B".

Innych już nie znałem. Najpierw przyjechali dwaj Polacy. Stróżyna ściągnął ich z wolnego transferu, podobnie jak Poyeta. Zdziwiłem się lekko, bo sądząc po swoim samochodzie Rafał Dopierała i Mieczysław Agafon[/b] byli zamożnymi ludźmi, po co im te nędzne grosze w Bayreuth? Samochód był antyczny, jego obłości przywodziły na myśl lata międzywojenne, kosztował z pewnością majątek. Nie wiedzieć czemu Agafon kopnął go w koło tuż po wyjściu, zapewne jakiś polski rytuał. Agafon był 33-letnim środkowym pomocnikiem. Dopierała był jego 6 lat młodszą wersją.

To nie był koniec polskiej fali. Następnego dnia Do mojego biura zgłosił się Tomasz Raczka. Dla wzmocnienia efektu Stróżyna wysłał go do mnie razem z Sylabą. Sylaba zakrzywiał czasoprzestrzeń - przy nim wszystko wyglądało piękniej. Raczka kosztował nas tysiąc funtów i beczkę lizaków dla żony (obsesja czy zamiłowanie, ciągle mnie to nurtuje). Był 24-letnim ofensywnym pomocnikiem pozyskanym z ŁKS. "Bardzo mi miło", skłamałem patrząc jednocześnie na Sylabę. Szybko tego pożałowałem, gdyż Sylaba odwzajemnił mi się uśmiechem. Zęby Sylaby były strefą starcia między kilkoma agresywnymi kulturami bakterii. Po ich wyjściu zjadłem tubkę pasty.

Dwa dni później do Bayreuth zawitał ostatni Polak. Dariusz Sztylka. obrońca i środkowy pomocnik, 27-letni nabytek ze Śląska, spojrzał na mnie spode łba. Był to niezły wyczyn zważywszy na jego 188 centymetrów, ale udało mu się. Uśmiechnąłem się niepewnie i podałem mu rękę. Sztylka parsknął.

- Jeden rewizjonistyczny tekst i przekonacie się, co oznacza gniew Polaka! Nie zardzewiał jeszcze miecz spod Grunwaldu!

I wyszedł.

Jakiego Grunwaldu?

Ostatnim zakupem Stróżyny nie był Polak. Andrew Tucker był mulatem pochodzącym z Republiki Południowej Afryki. Miał 36 lat i szczery uśmiech. Podobno był obrońcą. Nawet Stróżyna był zdziwiony na jego widok.

Na pierwszym meczu towarzyskim podejmowaliśmy Concordię z Bazylei. Gdy usiadłem na swym tradycyjnym miejscu, przysiadł się do mnie Dzierżyński. Uśmiechnąłem się do niego tak serdecznie, jak tylko potrafiłem.

Prócz nas, na trybunach zasiadło 54 ludzi. Jak widać, Bayreuth ogarnął prawdziwy entuzjazm.

W bramce stanął Gebauer, w obronie Deffner, Haushahn i sędziwy Tucker, przed linią defensywy stanął Sztylka, w samym środku znajdował się Agafon. Na skrzydłach stali niepewnie Endler i Wiesner. Stróżyna wyznaczył też dwóch ofensywnych pomocników (Poyet i Mendez) oraz samotnego napastnika (Fuchs). Dziwnie.

Po wypędzeniu z boiska jakichś wyrostków, chcących zrobić sobie zdjęcie z Poyetem oraz wysokiego młodzieńca chcącego podarować Tuckerowi banana, rozpoczął się mecz.

To był koszmar.

Haushahn był wolny tak bardzo, że odbierał piłki przeciwnikom tylko wtedy, gdy ci w pełnym pędzie nie zdążali go wyminąć.

Endler podczas rajdów wybiegał poza boisko i nawet tego nie zauważał.

Mendez swoimi strzałami poważnie zagroził zdrowiu szwajcarskiemu bramkarzowi. Przepona podczas śmiechu mu się nadwerężyła.

Poyet biegał bokiem. "Nie chciałem mieć zdjęć z profilu", tłumaczył później.

Fuchs przez 63 minuty do piłki doszedł 8 razy. Sześciokrotnie celnie podał. Ani razu nie znalazł się na polu karnym przeciwnika. "Starałem się grać konstruktywnie" tłumaczył się później z miną zbitego spaniela. Windykator poszedł go pocieszać. Następnego dnia pocieszonego Fuchsa znaleziono na boisku treningowym, biegającego w kółko po polu karnym. Mamrotał coś obłąkańczo w kółko.

Przegraliśmy 0-2. Ci Szwajcarzy to frajerzy.

Odnośnik do komentarza

@ Prof: i cóż to może być za samochód... :)

@ Dżelei: nie, chociaż wiaderko mam przyszykowane :)

@ reszta: dzięki :)

 

- Uważam, że nieco przesadzasz - powiedziała Ingrid i roześmiała się. Kobiety mają zabójczo wysoki współczynnik braku zrozumienia powagi sytuacji.

Szliśmy brzegiem Czerwonego Menu. Nie podała mi ręki. Co prawda płynące środkiem nurtu truchło kota średnio nastrajało do romantyzmu, ale spotykaliśmy się już pół roku! Gdybym nie miał większych zmartwień, w głowie rozszalałyby się dzwonki alarmowe.

A poza tym, Ingrid była moją sekretarką! Sekretarką! Ten zawód do czegoś zobowiązuje, prawda? Szczególnie, jeśli do głównych kompetencji tejże należało noszenie mikroskopijnych spódniczek.

- On mi trzymał pieprzony pistolet przy skroni - wycedziłem i kopnąłem kamień. Z godnością stłumiłem krzyk bólu. To był korzeń.

- Nie przeklinaj, Heinz. Poza tym - chyba ci się coś przywidziało. Po co Henryczek miałby do ciebie mierzyć z pistoletu?

"Henryczek"? Cholera, mi się Windykator nigdy nie przedstawił.

- Żebym przyjął tego Stróżynę, przecież tłumaczę ci to już pół godziny!

Podobno świat jest wypełniony pięknymi i mądrymi kobietami. Tylko czemu mnie ktoś umieścił w matriksie?

Ingrid zrobiła obrażoną minę.

- To czemu nie pójdziesz na policję?

Z drugiej strony, mój świat wypełniony jest kobietami intuicyjnie potrafiącymi zadawać najbardziej niewygodne pytania. Co prawda kwestia Ingrid i tak przegrywała o kilka długości z pamiętnym pytaniem mojej eks-żony Else: "Co ona na tobie robi?", ale i tak miała sporą siłę rażenia.

Policja... Jak ja jej wyjaśnię moje związki z Dremovem...

- Poza tym - kontynuowała niezmordowana Ingrid. - przecież ten Stróżyna nie radzi sobie najgorzej.

W sumie miała rację. Cztery ostatnie mecze towarzyskie były... przyzwoite. Najpierw rozgromiliśmy Wattenscheid 5-0 (Mendez 2, Arancino 2, Geiger), później honorowo przegraliśmy z Eintrachtem Frakfurt 1-2 (Sztylka), mniej honorowo z Ulmem 0-1, by w końcu pokonać Cloppenburg 2-0 (Poyet, Agafon). Poza tym, kupiliśmy obiecującego 20-letniego napastnika Marca Poldera za 8000 funtów ("w ramach dochodzenia do tych waszych kretyńskich restrykcji ligowych", jak stwierdził Stróżyna).

Ale czy to ważne w obliczu pięciu psychopatycznych morderców dekapitujących psy?

- ...no i ten twój Wolfie był naprawdę nieprzyjemnym psem, żle mu pachniało z pyska i szczekał na wszystkich - ciągnęła Ingrid, niekoronowana mistrzyni w Żlym Doborze Argumentów Na Czas.

Z drugiej strony Czerwonego Menu na ławeczce siedział Dzierżyński. Pomachał nam. Mięśnie twarzy posłusznie wygięły moje usta w uśmiech.

Odnośnik do komentarza

- Nie zaczęło się najlepiej. Chyba. - rzucił Wątły. Wątły miał zdecydowanie filozoficzne zacięcie, zazwyczaj rzucał jakąś kwestię i pogrążał się w głębokiej zadumie. Czyli na jakieś 5 minut mam go z głowy.

Ligowy debiut mieliśmy tydzień temu, na Waldstadion w Elversbergu. Stróżyna po raz pierwszy wypróbował tam swoją tajną broń: taktykę z trzema obrońcami (Tucker, Deffner, Konjevic) i dwoma defensywnymi pomocnikami (Agafon, Sztylka) ustawionymi tuż przed linią obrony. Skrzydła też cofnięte (Endler, Arancino) co sprawiło, że po połowie gospodarzy biegało zazwyczaj tylko trzech straceńców w czarno-złotych koszulkach: środkowy pomocnik Mendez, ofensywny pomocnik Poyet oraz napastnik Polder. Tak zmasowana obrona sprawiła, że piłkarze Elversbergu przez cały mecz biwakowali na naszej połowie boiska, schodząc z niej w zasadzie tylko na przerwę. No i po bramkach. Co ciekawe, dwie pierwsze strzeliliśmy my. W 28 minucie Endler wypuścił w uliczkę Mendeza i ten przedryblował bramkarza. Mendez odtańczył skomplikowany program taneczny, a bramkarz Elversbergu Knodler pytał niepewnie kolegów, czy tak wyglądają napastnicy Bayreuth, bo ich wcześniej nie widział i się zamyślił... W 36 minucie zamyślił się ponownie, Polder odebrał mu piłkę i z 30 metrów wpakował ją do bramki. 2-0 do przerwy, w loży prasowej rozpoczęto intensywną resuscytację jednego z dziennikarzy.

Ale w drugiej połowie Elversberg strzelił trzy gole i wszystko wróciło do normy.

A dziś bezczelni panowie z Kaserslautern II strzelili nam bramkę w 26 sekundzie meczu prowokując Wątłego do rozmyślań nad metodologią ocen sportowych.

Wtedy stało się coś dziwnego. Stróżyna podciągnął dwóch defensywnych pomocników do środka i osiągnęliśmy przewagę. Agafon zaczął grać jak natchniony, likwidując jedną akcję gości po drugiej. Polder strzelił dwie bramki, Endler jedną.

- Chyba jednak nie. - powiedział nagle Wątły w 89 minucie meczu.

Wygraliśmy 3-1.

Odnośnik do komentarza
Wczoraj w godzinach nocnych patrol policji na Kirchplatz natknął się na grupę głośno zachowujących się kibiców w szalikach Bayreuth (prawdopodobnie polskiego pochodzenia. Po próbie wylegitymowania jednego z nich...

Znam trochę dokładniejszy zapis wypadków. Moja "polska fala" w klubie postanowiła o północy przypomnieć mieszkańcom o niedawnym zwycięstwie. Ze śpiewem na ustach i Żubrówkami w dłoniach. Gdy Agafon poproszony został o dokumenty, zwymiotował, przeprosił i zemdlał. Mniej więcej w takiej kolejności, choć istnieją sprzeczne wersje.

...reszta zaczęła zachowywać się agresywnie...

- Hej, biją Miecia - krzyknął nierozsądnie Raczka. Zadziwiające: gdy zbiera się grupa liczniejsza niż trzy osoby, pewne jest niemal, iż ktoś krzyknie coś nierozsądnego.

- Kto nie z Mieciem, tego zmieciem! - krzyknął dramatycznie Dopierała.

- Booguroodzicaaa... - zaintonował Sztylka.

...i zaatakowała patrol...

- Booooogiem słaaaawieena...

- DALEJ WIARAAA!

Dwaj policjanci spojrzeli na siebie i zaczęli skracać front (względnie przemieszczać się na wcześniej wybrane pozycje obronne).

...który wobec przewagi liczebnej napastników uciekł, wzywając posiłki. Zanim te dotarły, chuligani zniknęli.

Zadeptany przez szarżujących kolegów Agafon na prawie miesiąc wypadł ze składu Bayreuth.

Odnośnik do komentarza
Wczoraj w godzinach nocnych patrol policji na Kirchplatz natknął się na grupę głośno zachowujących się kibiców w szalikach Bayreuth (prawdopodobnie polskiego pochodzenia. Po próbie wylegitymowania jednego z nich...

Znam trochę dokładniejszy zapis wypadków. Moja "polska fala" w klubie postanowiła o północy przypomnieć mieszkańcom o niedawnym zwycięstwie. Ze śpiewem na ustach i Żubrówkami w dłoniach. Gdy Agafon poproszony został o dokumenty, zwymiotował, przeprosił i zemdlał. Mniej więcej w takiej kolejności, choć istnieją sprzeczne wersje.

...reszta zaczęła zachowywać się agresywnie...

- Hej, biją Miecia - krzyknął nierozsądnie Raczka. Zadziwiające: gdy zbiera się grupa liczniejsza niż trzy osoby, pewne jest niemal, iż ktoś krzyknie coś nierozsądnego.

- Kto nie z Mieciem, tego zmieciem! - krzyknął dramatycznie Dopierała.

- Booguroodzicaaa... - zaintonował Sztylka.

...i zaatakowała patrol...

- Booooogiem słaaaawieena...

- DALEJ WIARAAA!

Dwaj policjanci spojrzeli na siebie i zaczęli skracać front (względnie przemieszczać się na wcześniej wybrane pozycje obronne).

...który wobec przewagi liczebnej napastników uciekł, wzywając posiłki. Zanim te dotarły, chuligani zniknęli.

Zadeptany przez szarżujących kolegów Agafon na prawie miesiąc wypadł ze składu Bayreuth.

 

:rotfl: :rotfl: :rotfl: :rotfl:

 

Przegenialne! :D

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...