Skocz do zawartości

Götterdämmerung


Feanor

Rekomendowane odpowiedzi

Wyrwę po Agafonie Stróżyna załatał Contalą. Poza tym, 14 sierpnia podczas wyjazdowego meczu z Aalen skład był ten sam, co w poprzednim tygodniu.

Stróżyna ciągle czuł się niepewnie. To dziwne: człowiek, którego wspiera uzbrojona ekipa egzekucyjna, wydaje mi się ostatnim kandydatem do bycia niepewnym. Ale Stróżyna był. Odzyskiwał ją jedynie w kontaktach ze mną, cholera.

A kiedyś byłem bogiem Bayreuth. Upadek bogów zawsze jest bolesny.

Usiadłem sobie smętnie na centralnej trybunie Waldstadion am Rohrwang, przez nikogo nie rozpoznawany strzęp radosnego Heinza sprzed dwóch miesięcy. Przepraszam: rozpoznawał mnie Sylaba, który usiadł ławkę niżej. Jego zamknięte głęboko w bastionach oczodołów oczy co jakiś czas rzucały mi zalotne spojrzenia. Na szczęście Windykator wyjaśnił mi wcześniej, że Sylaba ma trudności z wyrażaniem uczuć, i czasem środki ekspresji mu się mylą. Oby.

W 17 sekundzie spotkania Poyet strzelił bramkę na 1-0 i Waldstadion zrobił się cichutki. Słychać było wyłącznie okrzyki moich piłkarzy oraz łupież sypiący się kaskadami na ramiona Sylaby.

Aalen poderwało się do kontruderzenia. To znaczy: miało taki zamiar.

Następna bramka Poyeta wyperswadowała gospodarzom ten pomysł. W 4 minucie.

Przez moment zapomniałem o instynkcie samozachowawczym i wyściskałem się z Sylabą. Po sekundzie instynkt wrócił, ale Sylaba ściskał mnie nadal. Przyjąłem to z przepełnioną stoicyzmem rezygnacją.

Aalen obudziło się w 17 minucie, gdy po nieudanej pułapce ofsajdowej Bayreuth Hillebrand przelobował Gebauera. Bramka kontaktowa dała gospodarzom nadzieję i raz za razem skrzydłami przedzierać się zaczęli pod nasze pole karne. W 37 minucie strzelili na 2-2. Zrezygnowany nie zszedłem nawet do szatni w przerwie.

I dobrze. Nie zobaczyłem dzięki temu Poyeta narzekającego na skurcze. Stróżyna zdecydował się go zdjąć na rzecz Dopierały.

I tenże Dopierała na sam koniec drugiej, przeraźliwie nudnej połowy podał Polderowi tak idealnie, że ten jedynie dołożył nogę. I wygraliśmy. I znowu wyściskałem się z Sylabą.

I nawet wytrzymałem bez prysznica aż do powrotu.

Przez 4 dni byliśmy na 5 miejscu w tabeli.

A dziś ci idioci zaprzepaścili to przegrywając 0-1 ze słabiutkim Stuttgartem II. Pierwszy raz zgodziłem się w czymś ze Stróżyną. Ta drużyna wybrała drogę bólu.

Odnośnik do komentarza

@ Feno - skończą się wakacje, opek z pewnością co najmniej zwolni :)

@ łaziii - jestem dość nieuporządkowanym typem, postaram się pisać wyraźniej :)

 

Otworzyłem drzwi do szatni. Nad nimi ktoś wyskrobał w tynku napis: Lasciate ogni speranza voi ch'entrate. Pewnie Arancino.

Szatnia Bayreuth podczas przerwy meczowej stanowi widok, który wbija ci się w mózg i nie chce z niego wyjść, nawet pod naporem ciężkiej amnezji. Poyet wymiotujący ze zmęczenia. Konjevic leżący bezwładnie na podłodze. Mendez wrzeszczący na Poldera i vice-versa. Sztylka polerujący swą spoconą koszulką metalowego orła, którego przywiesił sobie nad swoimi rzeczami. Endler klęczący i łkający przed Stróżyną przepraszając za dwa totalnie niecelne strzały z pierwszej połowy...

Był jeszcze smród. To znaczy Smród. Na szczęście przestawało się go czuć po kilku sekundach. Zmysł węchu po szybkim nokaucie rzucał ręcznik.

Jest 16 września, przerwa w meczu z wiceliderem Augsburgiem i cudem remisujemy 0-0.

Tydzień temu szokując wszystkich znawców piłki pokonaliśmy na wyjeździe Regensburg 1-0 (Arancino). Co prawda w dużej mierze było to efektem czerwonej kartki, jaką dostał jeden z obrońców gospodarzy już w 17 minucie, ale tak czy inaczej pokonanie faworyzowanych gospodarzy wywołało szok. Skoczyliśmy z 9 na 7 miejsce w tabeli.

Dziś nadal był remis. REMIS! Z AUGSBURGIEM!

Stróżyna niedbale odkopnął Endlera, omiótł wzrokiem szatnię (potrzebowała omiecenia z pewnością) i uśmiechnął się.

- Agafon, przejdziesz z defensywy do środkowej pomocy.

Mieczysław Agafon, człowiek który do dziś miał bliznę w kształcie podeszwy na czole, uśmiechnął się krzywo. To był jego pierwszy mecz po kontuzji i był głodny gry. Względnie po prostu głodny, patrząc na Agafona nie można było być tego pewnym.

Druga połowa zaczęła się ostrożnym badaniem Augsburga, czy to bezczelne Bayreuth zauważyło już, że gra z silniejszym rywalem. Nie zauważyliśmy. W 58 minucie Sztylka omal nie pokonał bramkarza gości dzięki znakomitemu dośrodkowaniu Endlera. Widać klęczenie jest niezłą metodą wychowawczą. W 65 minucie napędzany już chyba jakimiś nekromanckimi mocami Stróżyny Poyet solową akcją też prawie pokonał Knackmussa. W 74 minucie dośrodkował celnie Arancino, piłkę przejął Polder, ograł przerażonego obrońcę i strzelił.

1-0.

Świat utonął w czerni i złocie.

Zdemolowany moralnie Augsburg nie zrobił już nic.

Kolejne zwycięstwo. Jesteśmy na piątym miejscu. Przy okazji jesteśmy bardzo zadowoleni. Nawet ja.

Przez chwilę.

Odnośnik do komentarza

Mówiłem już, że nienawidzę prasy?

24 IX graliśmy z liderem, Pfullendorfem. Pojechaliśmy tam jak na egzekucję - i tak to do pewnego momentu wyglądało. Pierwszą bramkę straciliśmy w 32 sekundzie, potem było jeszcze lepiej. W 5 minucie Konjevic zaczął dyskusję z sędzią która zakończyła się czerwoną kartką, najwyraźniej Serb źle dobrał erystyczne argumenty. 0-4 do przerwy, linia obronna grała oszałamiająco słabo a Polder w ataku oddał dwa strzały na bramkę. Oba wyszły na aut.

W drugiej połowie lider grał spacerowo, więc nieoczekiwanie strzeliliśmy dwie bramki (Mendez, Poyet). Cóż, wynik 2-4 i tak był dość przytłaczający.

O co mi się spytał jakiś dziennikarzyna z Pfullendorfu na konferencji prasowej?

"Czy prawdą jest, że Greenpeace z Bayreuth oskarżył mnie o zabicie swego psa"?

Zrobiłem głupią minę i odparłem: "Nie wiem. A pan ma psa?"

Zrobiło się nieprzyjemnie. Dziennikarz się zakrztusił.

W tabeli spadłem na 6 miejsce.

W następnym tygodniu przegraliśmy u siebie z rezerwami TSV 1860 Monachium 1-2 (Poyet). Zamiast brodatego Serba w obronie całkiem udanie zagrał Haushahn, to był jedyny pozytyw tego dnia. Polder grał w tym meczu tak, jakby ktoś wcześniej wlał mu do ust borygo. A później zaprawił wodą brzozową.

I jeszcze raz borygo.

A później wraził mu w oczy rozżarzony pręt.

Na konferencji prasowej dziennikarz w źle dopasowanym pulowerku i czerwonej dżokejce spytał mi się, czy jestem za powstrzymaniem migracji Polaków do Niemiec.

Nie, jestem za to za eksportem niektórych Niemców do Polski.

Spadliśmy na 7 miejsce.

Po dwóch kolejnych porażkach na wyjazd do Darmstadt jechaliśmy w roli przystawki (daniem głównym była impreza urodzinowa miejscowego prezesa, mi nigdy takiej nikt nie zorganizował). Do ataku Stróżyna wstawił Geigera, Polder był... w niełasce.

W 3 minucie Poyet popsuł humory gospodarzom strzelając bramkę po wspaniałym podaniu Agafona. Darmstadt uderzył z potworną zajadłością, czego efektem były 3 bramki strzelone przez 20 następnych minut. Z tego jedna uznana... Sędziego chyba też zapomniano zaprosić na imprezę urodzinową.

W 19 minucie Agafon poprawił wynik na 2-1 i stadion w Darmstadt zaniemówił (to znaczy: prawie zaniemówił; w tle ciągle płynęły nuty piosenki podającej w wątpliwość cnotę matki sędziego). Kolejne szturmy gospodarzy rozbijały się o fenomenalnie grającego Tuckera...

...do 58 minuty, w której Haushahn przebiegł sobie po napastniku Darmstadt. W polu karnym oczywiście. 2-2.

W 63 minucie upadł na murawę i prawie umarł Mendez. Zastępujący go Dopierała na minutę przed końcem spotkania prostopadłym podaniem tak uruchomił Poyeta, że definitywnie stracił szanse na zaproszenie na urodzinową balangę. Poyet zresztą też je stracił.

3-2 i Darmstadt na kolanach!

Na konferencji prasowej nie spytano mnie o nic. A tak chciałem się wygadać.

Pomimo zwycięstwa spadliśmy na 8 miejsce. Typowe.

Tydzień później zmiażdżyliśmy Karlsruhe II 4-0 (Polder, [/b]Poyet[/b] 3). Mendeza zastąpił Dopierała a Polder został wypuszczony z klatki dla psów. Wykorzystał szansę.

Na konferencji prasowej spytano mnie, dlaczego drużyna wykorzystała tylko 4 z prawie dwudziestu sytuacji.

Powstrzymałem się. Życie z Windykatorem uczy pokory.

Awans na 5 miejsce.

Odnośnik do komentarza

To jest dopiero OPOWIADANIE!!! A nie tam recenzja z kolejnego meczu... (chyba powinienem zakończyć swój opek :eusa_sick: )

 

Ostatnim opkiem, w którym tak bardzo podobała mi się fabuła było W cieniu narcotraficantes by Vinyl- też genialne pomysły, którymi można by obdzielić dziesiątki opków. Obyś jak najdłużej utrzymał poziom... :kutgw:

Odnośnik do komentarza
To jest dopiero OPOWIADANIE!!! A nie tam recenzja z kolejnego meczu... (chyba powinienem zakończyć swój opek :eusa_sick: )

 

Ostatnim opkiem, w którym tak bardzo podobała mi się fabuła było W cieniu narcotraficantes by Vinyl- też genialne pomysły, którymi można by obdzielić dziesiątki opków. Obyś jak najdłużej utrzymał poziom... :kutgw:

o tak, tamtem opek też był miszcz :D

:kutgw:

Odnośnik do komentarza

29 października mieliśmy wyjazd do Eschborn. Stróżyna postanowił dać odpocząć zmęczonemu Dopierale i na boisko wybiegł zamiast niego Raczka. Mecz miał być piknikiem, Eschborn było na 13 miejscu i sprawowało się ostatnio fatalnie.

Niestety niektórzy idioci pikniki urządzają pod Wiszącą Skałą.

Maria Arancino, matka Giorgio postanowiła pojechać z drużyną. Siedziała teraz koło mnie zalewając mnie słowami i ostrymi wyziewami perfum. Starałem się nie patrzeć w jej oczy, okolone wielkimi placami ultramaryny, ale niezmordowana pani Maria nie zauważała mojego demonstracyjnego braku zainteresowania dla sagi rodu Arancino.

Dowiedziałem się na przykład, iż dziadek Giorgia, Antonio (prawdziwy mężczyzna, nie jedna z tych wyblakłych kopii których pełno dziś na ulicach) służył podczas wojny w armii Duce. Uciekał przed Grekami w Albanii, później przed Anglikami w Libii i z rozpędu trafił na Sycylię, gdzie wreszcie udało mu się bohatersko dostać do niewoli. Tam rozkręcił interes...

...bardzo możliwe, iż podczas swych peregrynacji Antonio Arancino poznał się z przodkami Sabera Ben Netichy tunezyjskiego napastnika Eschborn który w 7 minucie strzelił nam bramkę. A po następnych dziesięciu minutach jeszcze jedną.

...młodsza stryjenka Giorgia, Izabela (ta k***a) nie przyjechała na wesele Marii i Giulio (ukochanego męża, genialnego cieśli, czułego ojca) tylko dlatego, że Giulio nie był wcześniej na jej weselu. A kto by jechał na wesele do Mediolanu, do tych zarozumialców z lombardii (niestety nie ma litery "l" mniejszej od tej, a zdaniem Marii Arancino powinno się taką na potrzeby lombardii wynaleźć).

...może gdyby rodzice Giorgio bardziej lubili się z odłamem rodziny z Mediolanu, to ten przeklęty, chimeryczny skrzydłowy grałby chociaż w połowie tak, jak makaroniarze z Milanu lub Interu. A tak, zapatrzył się na grę pastuchów z Corleone.

...Giorgio ma też brata. Ma na imię Emanuel, jest 5 lat młodszy i 75 kilogramów cięższy. "Nie sądzi pan, że nadałby klub mógłby go zatrudnić? Ma takie słodkie spojrzenie i nigdy nie grymasi przy obiedzie."

Przegraliśmy 1-2, gdyż Sztylka zdołał trafić z karnego. A to ci niespodzianka.

Za tydzień Marię Arancino wyślę do szatni przeciwników. Do diabła z tym, że to pogwałci wszystkie konwencje genewskie.

 

 

 

Zapomniałem o tym pomyśle. Do składu wrócili Konjevic i Dopierała. Wrócił też fuks życiowy Stróżyny. Goście z Trier do 89 minuty prowadzili 2-0. Później Pojet strasząc obrońców swą twarzą brunatną z wysiłku dwukrotnie przedarł się przez ich linię i doprowadził do remisu. Prezes Trier zasłabł a menedżer złamał nogę kopiąc ławkę dla gości.

 

7 miejsce.

Odnośnik do komentarza

O ile All Systems Ready uważałem za genialnego opka, o tyle tutaj nie wiem w ogóle co powiedzieć... Opowiadanie po prostu miażdży klejnoty solidnie wymierzonym kopniakiem, ew. po prostu urywa mosznę. Mam nadzieje, że następne części pojawią się niedługo.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...