Skocz do zawartości

Dziś wygra znów kochany klub


Guli

Rekomendowane odpowiedzi

- Patrz jak ten człowiek wygląda. On ma być trenerem?! – ni to stwierdził, ni zapytał starszy jegomość.

- Musimy coś zmienić. Atmosfera jest napięta, sam o tym doskonale wiesz – odparł młodszy z rozmówców.

- Ale on ma reprezentować wizytówkę tego miasta, nie możemy pozwolić, żeby nasz zespół trenował menel spod budki z piwem – nerwowo odpowiedział pierwszy.

- Tyle, że ten menel zdobył ostatni mistrzostwo Albanii.

- Panie prezydencie – Śląsk Wrocław jest Mistrzem Polski i musi go reprezentować ktoś, kto wygląda jak ogarnięty człowiek.

- To co proponujesz, panie sekretarzu? – rozmowa zaczęła przybierać oficjalny ton.

- To, że Orest odchodzi to już postanowione, teraz znajdźmy nowego trenera.

- No ale nadal nie odpowiedziałeś, co proponujesz?

- Jest taki jeden człowiek, kibic Śląska, wariat, fanatyk, kręcił się kiedyś przy klubie, teraz na kibicowskiej emeryturze . Polecił mi go były pracownik.

- Nazwisko? Wiek?

- 29 albo 30 lat. Ksywa – Guli, czasem pisze na stronie slasknet.com

- Oraz na Fan Śląsku – dodał prezydent – a wiesz, że to kontrowersyjna strona. Jego ksywa rzuciła mi się w oczy.

- Wiem, ale może on wpłynie na to towarzystwo. Potrzeba kogoś z charakterem. Rodzi się jednak pytanie: co na to tow. Zegarek?

- Solorz? Chuj mu w dupę – nie daje pieniędzy to niech spierdala.

- Dosadny jesteś.

- Bo tak trzeba. Przez tego dupka spada mi reputacja, a chciałem dobrze sprzedając mu większościowy pakiet akcji. Teraz chciałbym się go pozbyć.

- No i właśnie Guli będzie najlepszym kandydatem. Gość bez doświadczenia, może on wykurzy Solorza z klubu.

- Okej, namierz go i zaproś na rozmowę.

 

Wywaliłem dubla ;) - Vami

Odnośnik do komentarza

Balanga trwała w najlepsze. Mistrzostwo Polski zdobyte 6 maja świętowałem trzeci tydzień z rzędu.

 

- Za tych co nie mogą! – wzniósł toast Tomson.

 

Skrzywiłem się. Wódka pita w nadmiarze, do tego zapijana piwem nie smakuje zbyt dobrze, jednak jak mówi powiedzenie: piwa i pacierza nie odmawiam.

 

- Gulion – zwrócił się do mnie Lion – kiedy wracasz na gniazdo?

- Niech pomyślę – wziąłem łyka mineralnej – nigdy.

- No nie daj się prosić, za twoich czasów było zajebiście.

- A wy cały czas ilekroć się widzimy drążycie ten temat. Nie wrócę. Są młodsi, ja już jestem dziadek.

- 30-letni dziadek. Dobre! Polać mu! – zaśmiał się szyderczo Cichy.

- Wiecie jakie pytanie zadałaby większość małolatów jakbym teraz wszedł na gniazdo?

- No?

- Takie jak Patryk Małecki do Macieja Sadloka.

- Jakie to było?

- Ka te ka jot pe – odparłem

- Mów po ludzku – miny moich rozmówców wskazywały, że nie wiedzą o co chodzi.

- Kim ty kurwa jesteś pedale – odparłem.

- Zresztą już nie ten głos co 6-7 lat temu. Nie dałbym rady.

- Teraz są mikrofony, nagłośnienie – Lion nie dawał za wygraną.

- Fakt, że kiedyś wystarczyło własne gardło oraz tuba „szczekaczka”, ale powtarzam nie wrócę.

- Ale ty byłeś najlepszy!

- I teraz też jestem, patrzcie – wskazałem ręką na Dżina który spał smacznie na krześle – wszyscy odpadają, a ja się trzymam. Wódka mnie zajebiście konserwuje, ale nie głos – dodałem szybko.

- To zdrowie – Tomson zarządził obalenie kolejnego kieliszka.

Odnośnik do komentarza

- Namierzyłeś go? – zapytał prezydent.

- A może byś zapytał co u mnie słychać – odparł sekretarz.

- Gówno mnie to obchodzi. Mam ważniejsze sprawy na głowie – odparł wkurzony Dutkiewicz.

- Co się stało?

- Janicki. Straszy mnie sądem, ktoś musiał polecieć po Euro. Wypadło na niego, ale jest młody, poradzi sobie.

- No, może…

- Nie może tylko tak. Namierzyłeś go? – ponownie spytał prezydent.

- Ma wyłączoną komórkę, jedyny numer który mamy. Na poczcie głosowej informacja „Siemaneczko, tu Guli. Mam nowy numer, ten wykasuj i pamiętaj ‘Cała Polska w cieniu

Śląska’ ”. Widać, że żyje tym klubem.

- Wszystko pięknie, ale nadal go nie znaleźliśmy – rzekł ponuro pytający.

- Pewnie świętuje mistrzostwo. Raz na 35 lat można się zabawić.

- Włodek kurwa mać! Od 4 dni próbujecie namierzyć gościa. Idź do klubu, weź dane z jego karty kibica, listy wyjazdowej, w dupie mam jak to zrobisz. Chcę go widzieć jutro rano! Akurat 1-go czerwca zrobisz mi prezent na dzień dziecka.

***

 

Tomson miał ogródek przy swoim domu, więc nie musieliśmy się martwić, że pijąc w plenerze namierzy nas psiarnia, czy straż miejska, bo dla nich jesteśmy kibolami, bandytami, mordercami. Nie odpowiadamy tylko za gradobicie, trzęsienie ziemi i koklusz.

Sięgnąłem do turystycznej lodówki po browarka, charakterystyczny trzask otwieranej puszki obudził Dżina, który do tej pory był „zmęczony”. Ten to był dopiero aparat. Gdziekolwiek się piło pojawiał się Dżin, no ale nigdy nie przychodził z pustymi rękoma. Dochodziła 18-ta, do zachodu słońca było jeszcze sporo czasu.

 

- To co, dziś o północy kończy się kontrakt Lenczyka? – zapytałem szukając potwierdzenia.

- Taaa, ciekawe kto będzie następcą – odparł Lion.

- Media mówią o jakimś magiku z Albanii, widzieliście jego zdjęcia? Parodia…

- Sorry, że się wtrącę – proponuję toast za Mistrzostwo Polski – Tomson nie owijał w bawełnę.

- Jasne – zdrowie! Ale wracając do tematu – już widzę jak internetowe trolle będą się śmiały.

- Nic nie zrobisz. A może jednak będzie miał wyniki.

- Coś czuję – urwałem szukając określenia – że w tym roku będziemy bronić się przed spadkiem z ligi.

- Ej, aż tak to chyba nie. Stawiam na mocny środek tabeli - powiedział Lion.

- Zobaczycie, nie przedłużenie kontraktu z Celebanem i wyżelowanym Madejem wyjdzie nam bokiem. Zwłaszcza brak Celebana. Do tego brak Fojuta, karierę zakończył Sztyla. A kto na ich miejsce? Patejuk, Murzyn którego nazwiska nie potrafię wymówić, a wskutek braków w obronie będzie grał Wasiluk? Załamka – miałem duże wątpliwości.

- Będzie dobrze, nic to, zwijamy chyba bo wódka się skończyła – stwierdził Cichy.

- Czekaj dopijmy piwko, zamówi się Alejandro, żeby nas porozwoził swoim bolidem, rzućcie po 15 zł, żeby nie był stratny.

 

Alejandro to taksówkarz. Kiedyś jeździliśmy w jednej firmie, ale on jeżdżąc pod szyldem Śląska nigdy nie był na meczu, co wypominałem mu przy każdej możliwej okazji. Wysiadałem ostatni, ale jeszcze poszedłem do sklepu po piwo na kaca. Udałem się do domu, odpaliłem kompa, żeby móc poczytać najświeższe informacje.

 

Od razu na stronach Śląska rzucił mi się w oczy tytuł: „Trener Skënderbeu Korçë przejmie mistrzów Polski”. W artykule była informacja, że 1-go czerwca zostanie zaprezentowany nowy trener i podpisana umowa na okres jednego roku z opcją przedłużenia o kolejne 12 miesięcy. Trener Stanislaw Levy jest już we Wrocławiu i dzisiaj spożywał piwo w Spiżu na Rynku we Wrocławiu.

 

Prawie udławiłem się piwem. Nie potrafię wymówić nazwy tego dziwnego czegoś, do tego te wspaniałe zdjęcie trenera z cyklu „a najlepsza fryzura jeśli jeszcze nie wiecie krótko z przodu długo z tyłu i wąsy na przedzie” . Poszedłem w kimę, postanawiając, że pojawię się na konferencji, zadając nowemu trenerowi kilka niewygodnych pytań.

Odnośnik do komentarza

Rano zdążyłem jeszcze odwiedzić fryzjerkę (fajna dupa swoją drogą), zmieniłem fryzurę z 0,3 mm na kompletne 0. Wziąłem prysznic, zjadłem lekkie śniadanie (tłusty rosół, w sam raz najlepszy na kaca) i udałem się na konferencję.

 

- Szanowni państwo, witam na konferencji prasowej zorganizowanej tutaj we wrocławskim Ratuszu przez Urząd Miejski Wrocławia. Konferencja z udziałem współwłaścicieli WKS Śląsk Wrocław SA pana mec. Józefa Birki, przedstawiciela Zygmunta Solorza-Żaka, który nie mógł dzisiaj pojawić się we Wrocławiu oraz Prezydenta Miasta Wrocławia p. Rafała Dutkiewicza. Panie Prezydencie oddaję panu głos.

 

- Dzień dobry państwu. Marzenia wielu osób się spełniły. 6 maja br. sen stał się jawą. To, co budowaliśmy mozolnie przez kilka ostatnich lat jako udziałowiec Śląska przyniosło spodziewany efekt. Ciężka praca, trochę szczęścia, ale przede wszystkim umiejętności sportowe spowodowały, że tysiące wrocławian świętowało drugie w historii, a pierwsze w swoim życiu Mistrzostwo Polski Śląska Wrocław. Wielka w tym zasługa Oresta Lenczyka, który postanowił nie przedłużać kontraktu z naszym klubem. Z tego miejsca pragnę w imieniu wszystkich kibiców Śląska podziękować mu za wicemistrzostwo oraz zdobycie Mistrzostwa Polski. Spełniły się sny o potędze i przez najbliższe 12 miesięcy to Śląsk Wrocław będzie dzierżył berło i koronę.

 

W sali rozległ się gromki śmiech i brawa. Spowodowane to było aluzją do wrocławskich chórzystów zawieszonych na kilka spotkań za przyśpiewki o berle i koronie dla kreowanego przez media Mistrza Polski ze stolicy. Ostatecznie mistrzem został Śląsk, a nie wielki faworyt mediów – warszawska Legia.

 

- Coś się kończy i coś się zaczyna, dlatego od dziś będzie miał miejsce mowy początek – rozpoczynamy współpracę z nowym trenerem, który także zdobył ostatnio mistrzostwo kraju. Przed państwem Mistrz Albanii z zespołem Skënderbeu Korçë – pan Stanislav Levy.

- Dobrý den. Jsem velmi rád, že mohu být tady s vámi dnes – odezwał się nowy trener.

 

O Boże – pomyślałem – to ma być przywódca? Ten gość wygąda jak... pół dupy zza kzaka. Nie... ja chyba jeszcze śpię.

 

- Za kilka minut podpiszemy kontrakt, teraz oddam głos dyrektorowi ds. sportowyc h panu Krzystofowi Paluszkowi.

- Witam państwa. Zapewne pierwszym pytaniem będzie dlaczego taki wybór. Pozwolę sobie już na wstępie odpoeiedzieć – potrzeba nam nowego, zewnętrznego spojrzenia na świat. Pan Stanislav Levy wychował się na stylu niemieckiej szoły trenerskiej, wydaje nam się, że będzie odpowiednim kandydatem do poprawienia gry zespołu. Oczekujemy ofensywnego futbolu, który przyciągnie nowych kibiców na stadion.

 

- Drodzy państwo – odezwał się prezydent – myślę, że możemy przystąpić do najważniejszej części tej konferencji, czyli podpisania z panek trenerem umowy. Po parafowaniu przeze mnie jako przedstawiciela miasta oraz trenera będziecie mogli zadawać pytania.

 

To nie może być prawda. Gość nie może nas trenować. Jak on będzie gonił zawodników do roboty? Przecież gołym okiem widać, że facet lubi sobie golnąć, jestem pełen pbaw, ale zachowam je dla siebie. W każdym razie na oko typ nie ma w sobie nic z przywódcy. Do tego język czeski, przcież tam nawet przekleństwo nie brzmi poważnie. Parafowano umowę, zaczęły się pytania. Każdy dziennikarz przedstawiał się z imienia i nawiska oraz podawał nazwę redakcji.

Pytań było wiele – długość umowy, spodizewany styl gry, ewentualne transfery. W końcu dorwałem się do mikrofonu bezprzewodowego, ktory wędrował po sali.

 

- Aleskander Janik, serwis slasknet.com – pytanie do pana trenera odośnie promowania młodzieży. Czy możemy się spodziewać, że pojawi się pan na meczach Młodej Ekstraklasy w celu obserwacji młodych zawodników? (w tym momencie sekretatrzowi miasta wypadła z dłoni butelka z wodą mineralną, na szczęście zakręcona)

- To je část mé práce, takže to je asi normální, že zápasy budou na mládežnických týmů.

- Jak pan zamierza rozmawiać z zawodnikami? Niby języki podobne, ale czasem będzie brakować odpowiedniego słowa.

- Klub najmout tlumočníka, který mi pomůže. Myslím, že to také pomůže Marian Kelemen.

- A czy ten tłumacz będzie miał pojęcie o sporcie? Żeby powiedzieć zawodnikom dokładnie to co pan myśli?

- Doufám, že budete mít potřebné znalosti předat své znalosti hráčů.

- Ostatnie pytanie – ile pan sobie daje czasu? Potrzeba trenera na już, walczymy w końcu o ligę mistrzów, kibice będą od razu żądać efektów.

- Prosím, požádat prezidenta, podepsal smlouvu na 1 rok, a já bych chtěla pracovat tak dlouho, jak je to možné.

 

- Jeżeli to wszystko, to teraz trener zostanie zawieziony na Stadion Miejski, a państwu dziękuję za przybycie do Ratusza, dalsza część konferencji – nagrania dla telewizji i bezpośrednio dla rozgłośni radiowych w sali konferencyjnej na stadionie przy al. Śląskiej około godziny 15.

 

Football Manager 2013 v 13.3.3

update Gietza II liga pl

Ligi: Polska (1-3), Anglia, Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania (1-2)

odcinki opka bardzo nieregularne

Odnośnik do komentarza

Konferencja zakończyła się, a do mnie niezwłocznie podszedł jeden z urzędasów.

 

- Pan pozwoli na słówko, prezydent ma do pana sprawę.

- Ja? Przecież ja taki nieogolony – zażartowałem sobie.

 

Zostałem zaprowadzony do gabinetu szefa tego miasta. Wnętrze robiło wrażenie. Meble, obrazy i inne pierdolniki, wszystko warte kupę siana. Usiadłem i czekałem aż Dutkiewicz przyjdzie – musiał jeszcze udzielić kilku wywiadów. Czas wlekł się, tykający zegar przypominał mi, że mam kaca. Brakowało jeszcze miękkiego dywanu, a na mim dostojnie tuptającego perskiego kota. Masywne drzwi w końcu się otworzyły, wszedł prezydent Dutkiewicz.

 

- Nareszcie. Szukaliśmy pana od kilku dni, ale to pan znalazł nas – odezwał się główny sprawca całego zamieszania.

- Zatem mi miło również pana poznać – odrzekłem.

- Panie Aleksandrze, nie będę owijał w bawełnę. Potrzebujemy kogoś z pana wyglądem. Jakiegoś straszaka na trenera Levego. Teraz nie mogę go zwolnić bo byłaby to kompromitacja, ale czy byłby pan w pogotowiu przejąć stery zaraz po nim, jeżeli mu coś nie wyjdzie?

- Z całym szacunkiem panie Prezydencie, ale nie.

- Co?! Jak to?

- Jestem zbyt zakochany emocjonalnie w tej drużynie, wiem, że to głupio brzmi, ale chyba kilku zawodników powinno dostać w ryj za opieprzanie się na treningach.

- I właśnie tak ma być! Tej drużynie potrzeba charakteru. Prowadził pan doping, wie pan jak porwać tłum.

- Dobra, póki rozmawiamy jak dwaj wariaci – jak pan sobie to wyobraża? – zadrwiłem z niego.

- Odbędzie pan kurs w PZPN, papiery ze skierowaniem dostanie pan maksymalnie za tydzień. Jest kila 2-3 dniowych zjazdów. Polega to na piciu morza wódki, więc pewnie jak każdy kibol da pan radę.

- A co potem?

- Odbierze pan licencję i będzie czekać aż zwolnimy trenera Levego.

- Może zwariowałem ale się zgadzam.

 

Wtem do gabinetu wpadł zdyszany Włodzimierz Patalas – sekretarz miasta.

 

- Udało mi się, namierzyłem jego telefon! Tego Guliego co pan pytał. Dali mi inni dziennikarze, bo on zmył się po konferencji.

- Super, ale ten pan właśnie tu siedzi, dzięki za nic, porozmawiamy później.

- Ale…

- Nie ma żadnego „ale”, do widzenia. Widzi pan – dodał zwracając się do mnie – z kim ja muszę pracować…

- Bywa i tak, ale wracając do naszej rozmowy…

- Owszem, powiadomimy pana telefonicznie odnośnie daty rozpoczęcia kursu. Pierwszy miesiąc może być intensywny, ale potem będzie już z górki. Jeszcze poproszę o pański numer telefonu, pod którym mogę pana złapać.

- Proszę.

- Okej, będę dzwonił z zastrzeżonego, więc proszę odbierać. Tak więc proszę potraktować moją propozycję poważnie. W połowie kursu odbędzie się staż w jednym z klubów Ekstraklasy, 1-ej, lub 2-ej ligi. Do zobaczenia.

 

Wyszedłem, pytając siebie w myślach: „Coś ty chłopie najlepszego zrobił”?

Odnośnik do komentarza

@jmk - inna kariera, tamta mi padła, gra się wysypała i miałem 12 spotkań w plecy, więc skasowałem sejwa.

 

Obudziłem się bardzo wcześnie, kilka minut po północy, a konkretnie przed 9-tą rano. 20 minut później zadzwonił telefon. Numer prywatny. Odebrałem.

- Panie Aleksandrze, są papiery. Kurs zaczyna się jutro w Gdańsku.

- Kur… gdzie?

- W Gdańsku. Przecież Śląsk ma zgodę z Lechią – stwierdził prezydent.

- No i właśnie tego się boję, bo jak mnie namierzy ktoś ze znajomych, to będzie przerąbane.

- Zakwaterowanie i dieta na koszt UM Wrocławia, proszę mnie nie zawieść i zapraszam po papiery, pod bramą czeka już na pana nasz służbowa Skoda z kierowcą.

- Rany boskie, już jadę.

Wyjrzałem przez okno. Faktycznie pod blokiem stała czarna Skoda Superb. Na takie auto swego czasu byłem chory, ale nie udało mi się nic sensownego znaleźć. Zszedłem więc na dół. Kierowca zawiózł mnie do Ratusza, gdzie odebrał mnie jeden z pracowników i zaprowadził do dobrze znanego pokoju. Usiadłem w oczekiwaniu na prezydenta, który pojawił się po pięciu minutach.

 

- Witka. Startujesz dzisiaj.

- Jak to dzisiaj?! – ja mam zobowiąznia…

- Jakie?

- No… muszę jeszcze świętować Mistrzostwo Polski 2012! – odrzekłem zgodnie z prawdą.

- Na to będzie jeszcze czas. Kierowca odwiezie Cię do domu, spakujesz się i zawiezie Cię do Gdańska. Zakwaterowanie jak wszyscy uczestnicy kursu masz w Hiltonie.

- Ten Hilton? Od Paris Hilton? Fajna opcja :)

- Na ile jadę? – zapytałem dla pewności.

- Prawie 4 tygodnie, na miejscu wszystkiego się dowiesz. Jutro o 9 rano spotkanie organizacyjne w sali konferencyjnej Hiltona.

- Ja nie mogę. Chyba śnię, dobra lecę.

- Nie zawiedź mnie, potrzebujemy trenera.

 

Zszedłem na dół. Kierowca odwiózł mnie do domu, spakowałem się, wziąłem ze sobą PS3, jak się bawić to się bawić. Barwy Śląska, w końcu w Gdańsku będę czuł się jak u siebie. Pożegnałem się z rodziną, która nie oponowała – w końcu od wielu lat chodzę własnymi ścieżkami i udałem się do samochodu. Przed nami długa podróż, najlepsze dopiero miało się zacząć.

Odnośnik do komentarza

Kierowca prawdopodobnie był niemową. Całą drogę przesiedziałem więc w milczeniu, trochę kimałem, trochę poczytałem neta z komórki, w końcu na wieczór zameldowaliśmy się w najdalszej dzielnicy Wrocławia – nad Motławą.

Niepewnie udałem się do recepcji, okazało się, że mam zarezerwowany jednoosobowy pokój. Piękna recepcjonistka powiedziała, że jutro o 9-ej rano jest spotkanie inauguracyjne w sali konferencyjnej, i zapytała czy zamawiam budzenie. Poprosiłem o ewentualną próbę obudzenia mnie o 8-ej. Próbę, bo nie wiadomo, czy będę w stanie wstać.

 

W pokoju po prostu bajka. Klimatyzacja, lodówka, zajebista łazienka, wygodne kojo, telewizor plazmowy. Nadal myślałem, że śnię, ale jednak to była prawda. Na stole leżała zaadresowana to mnie koperta z PZPN-u. Otworzyłem ją i wyjąłem liścik:

 

„Witamy Pana serdecznie na szkoleniu trenerów. Został Pan wybrany do tego elitarnego grona nie bez przyczyny. Wszyscy pokładają w Panu ogromne nadzieje, życzymy owocnej nauki i zdania egzaminu na szóstkę z plusem.

 

Z poważaniem

 

Prezes PZPN

 

Grzegorz Lato”

 

Poszedłem spać. Rano obudziłem się około 7-ej, nawet nie pamiętam która była godzina, bo byłem podekscytowany nadchodzącym dzień. Umyłem się, ubrałem w polówkę Śląska i dżinsy, oraz udałem się na śniadanie. Nacisnąłem przycisk windy. Ta jechała z góry, z pasażerami. Drzwi się otworzyły, a ja zamarłem z przerażenia/zachwytu/tak sobie. W windzie stali Piotr Świerczewski, Tomasz Hajto i Jerzy Dudek, wszyscy nie tak dawno grali jeszcze w Reprezentacji Polski.

Odnośnik do komentarza

- Dzień…dobry – nie było to zająknięcie, ale nadal nie mogłem pozbierać szczęki z podłogi.

- Siemaneczko! – odrzekł Świerczewski – na szkolenie?

- No tak – odparłem – Olek jestem wyciągnąłem rękę.

- Piotrek.

- Jurek.

- Tomek.

- Herb na koszulce mówi, że skierował cię tu Śląsk Wrocław. Gratulacje za zdobycie Mistrzostwa Polski – zaczął Dudek.

- Dzięki bardzo, no tak, na razie to wydaje mi się, że to jest wszystko snem, mówię o skierowaniu mnie tutaj przez Śląsk.

- Dlaczego snem?

- Długa historia – odparłem.

- Mamy czas, opowiesz nam przy śniadaniu.

 

Winda zatrzymała się na parterze. Udaliśmy się do hotelowej restauracji. Wszystko na koszt PZPNu. Normalnie bajka. Nażarłem się jak świnia, Legendom polskiego futbolu opowiedziałem o tym jak prezydent Wrocławia zwariował, oni zaś nie mogli uwierzyć, że na kurs trenerski wysyłają totalnego żółtodzioba, który najwyżej kopał piłkę na podwórku i w rozgrywkach międzyszkolnych.

 

- Kurde, zajebiście! – my już mamy nieco ułatwione zadanie. Ja prowadzę Motor Lublin, a Tomek Jagiellonię. Tylko Jurek jeszcze nie, ale z pewnością będzie pracował jak trener, może bramkarzy?

- Czas pokaże – odrzekł Dudek.

- Ale żeby mi ktoś powiedział kilka dni temu, że będę jadł śniadanie z takimi zawodnikami, to powiedziałbym, żeby puknął się w łeb.

- Widzisz, życie pisze różne scenariusze- ja zdobyłem LM i poszedłem w odstawkę. Nasze kariery mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej, np. mogliśmy nigdy nie wyjechać z Polski, a mimo to los się do nas uśmiechnął, być może i do ciebie, skoro wysłano cię na kurs.

- Tak, ja mam być straszakiem, przede wszystkim jestem kibicem, czy jak to mówią media „kibolem”. O taktyce nie mam pojęcia, o przygotowaniu fizycznym no kino po prostu – zacząłem narzekać.

- Wyluzuj się małolat! Ja mam kontakty, zadzwonię do Avrahama Granta, Arsene Wengera to pojedziesz na staż – mrugnął okiem Świr.

- Hahahahaha – zaczęli się śmiać pozostali rozmówcy.

- No to cię się wtedy Cafe Futbol udało, jak wypowiedź Piotrka Ćwielonga, że „jest niedziela, 17-ta, pogoda też nie dopisuje do gry w piłkę”. A poważnie tak jak mówi Świerszczu – wszystkiego się nauczysz, a Piechniczek sprawi, że poznasz polską myśl szkoleniową z lat 80-tych ubiegłego wieku.

- Jurek, ale on jest urodzony chyba w 19-tym wieku – zaśmiał się Hajto.

- Może i racja.

- Dobra, pojedli, pogadali, wieczorem popiją, a teraz chodźmy na salę konferencyjną – zarządził Świerczewski.

Odnośnik do komentarza

W sali konferencyjnej było już kilkanaście osób. Między innymi Jerzy Engel – były selekcjoner Reprezentacji Polski, Ryszard Tarasiewicz – były trener Śląska Wrocław, Waldemar Fornalik – obecny selekcjoner, przyjechał nawet sam Antoni Piechniczek z Wisły.

 

Pierwszy i ostatni z wymienionych majstrowali coś przy rzutniku multimedialnym, na sale wchodzili kolejni słuchacze. Wśród nich rozpoznałem m.in. Macieja Szczęsnego, Piotra Piechniaka, Pawła Kaczorowskiego, Marcina Adamskiego, Jacka Popka, Jacka Ziarkowskiego i kilku innych solidnych – byłych już ligowców.

 

Każdy z nas miał osobne krzesło z rozkładaną podstawką, która imitowała kawałek biurka. Usiadłem wygodnie, obok mnie po lewej stronie „Świr”, po prawej zaś Jurek Dudek. Na sali wszyscy między sobą cicho rozmawiali, a przy rzutniku i mikrofonie nadal majstrował Piechniczek z Engelem. Po 15-tu minutach chyba się poddali.

 

- Panowie, czy jest tu na sali jakaś kompetentna osoba, która mogłaby nam uruchomić ten sprzęt? – zapytał w końcu Piechniczek.

- W czym mogę pomóc? Co nieco się na tym znam – odpowiedziałem widząc, że entuzjastów jest od groma i ciut ciut.

 

Podszedłem do sprzętu, włączyłem wtyczkę do prądu i nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczęło działać. Wyregulowałem jeszcze głośność, ustawiłem rzutnik i wróciłem na swoje miejsce.

 

- Dziękuję panu – powiedział Piechniczek.

- Dobrze Antku, zaczynajmy – dodał po cichu Engel.

- Szanowni państwo. Witam was wszystkich bardzo ciepło na Kursie Kształcenia Trenerów UEFA A. Dostaliście się do tego elitarnego grona, więc my, jako kadra szkoleniowa mamy wielką nadzieję, że wszyscy zaliczycie szkolenie pozytywnie. Cały kurs zakończy się w czerwcu przyszłego roku, harmonogram zjazdów dostaniecie pod koniec zajęć. Ten miesiąc spędzicie tutaj w Gdańsku i będzie on najbardziej intensywny, no ale potem będzie już z górki. Tymczasem przeczytamy listę obecności.

- Ale on pierdoli, jaka tu jest sztuczna atmosfera – zwrócił się do nas siedzący przed nami Tomek Hajto – wieczorem idziemy na miasto, a ty młody idziesz z nami – dodał po chwili.

- Nie ma sprawy.

- Pan Aleksander Janik?

- Obecny – podniosłem rękę.

- Obecny, odznaczamy. Jeszcze raz dziękujemy za pomoc.

 

Wyczytano jeszcze kilka nazwisk, zanim lista dobiegła do końca na sali pojawił się pierwszy spóźniony, były mąż „słynnej” Dody – Radosław Majdan.

 

- Przepraszam za spóźnienie – zaspałem, ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że dojechałem dopiero w nocy, bo nagrywaliśmy wczoraj w Warszawie reklamę kosmetyków i zeszło nam do późna – zaczął się usprawiedliwiać były golkiper Wisły.

 

- Proszę usiąść – cieszymy się, że pan nas odwiedził.

- Dobrze, panowie – w recepcji są przygotowane dla was przesyłki, są to dresy reprezentacyjne PZPN. Będą potrzebne na zajęcia WF. Macie 2 pary, jedna na WF, druga na teorię taką jak teraz. Pierwsze zajęcia w terenie jutro, będziecie robić to co umiecie najlepiej, grać w piłkę, jest was 26 osób, więc zagracie albo mini turniej, albo na duże bramki ze zmianami, coś wymyślimy – Piechniczek opowiadał z pasją.

- Teraz proszę po jednej osobie z każdego rzędu o podejście do nas i pobranie harmonogramu zjazdów. Dodam, że szczegółowy plan każdego dnia będzie wisiał na drzwiach tej sali konferencyjnej. Z kwestii formalnych – pobudka 6:00, a cisza nocna o 22:00 – dodał Engel.

- Hahaha –zaśmiał się cicho Piotr Świerczewski – przecież o 6-tej to wszyscy wrócą jutro z baletów.

- Żeby panom nie przyszło do głowy dzisiaj balować, to jutro z rana odbędzie się WF, może zamiast gry w piłkę o której wspomniał Antoni zrobimy trening biegowy. Jesteście młodzi, dacie radę. Na dziś tyle z organizacji, jakieś pytania?

- Ile dziennie będą trwały zajęcia?

- Od 8-ej do 14:30. 6:00 pobudka i toaleta, 8:00 śniadanie, 9:00 zajęcia, 15:00 obiad i zajęcia własne, 18:00 kolacja i czas wolny, a 22:00 cisza nocna. Nie będziemy sprawdzać czy wszyscy śpicie bo jesteście dorośli, ale lista obecności na zajęciach będzie na 100%.

- Czy planowane jest jakieś spotkanie integracyjne? – spytał głos z sali.

- Nie przewidujemy.

- To sami zrobimy! – temu pomysłowi zawtórowały wielkie brawa.

- Dobrze panowie, za chwilę kolejne zajęcia, zarządzam przerwę, idźcie odebrać dresy. Każda paczka jest na wasze nazwisko, pokwitujcie pani recepcjonistce.

 

Wyszliśmy na zewnątrz. Hajto pociągnął e-papierosa, Świr wyciągnął komórkę i zadzwonił do kogoś, wszyscy po sekundzie wiedzieliśmy do kogo.

 

- „No i on go kurwa kopał.. ten przyaktorzył”, chodź no tu gwiazdo – zaśmiał się do słuchawki Świerszczu.

- Siema! – przybił pionę Majdan z Jurkiem, Piotrkiem i z Hajtą - ze mną, bo byłem w końcu żóltodziobem przywitał się na końcu – Witam Śląsk Wrocław.

- Witam, witam, cały czas pamiętam jak w latach 90-tych obroniłeś na Oporowskiej flagę Pogoni. Wielki szacuj za to.

- O fanatyk, będzie o czym pogadać. Dobra pany, ja w sprawie formalnej – odezwał się do ogółu Majdan – idziemy dziś na miasto?

- Jasne, zrobimy drugie Mielno! – zaśmiał się Świr – Młody który masz numer pokoju?

- 359 – odrzekłem.

- Dobra, to na pewni wpadniemy po ciebie po 18-ej, a teraz chodźmy po te dresy i wróćmy na zajęcia.

Odnośnik do komentarza

Mimo, że na wykładach przynudzano (w czym brylował Antoni Piechniczek), to zleciały one w miarę szybko. Po zajęciach odezwał się Świr.

 

- Młody, ty jesteś stąd, nie?

- No… konkretnie z Wrocławia – odrzekłem.

- Wiem, ale Śląsk i Lechia to zgoda, więc pewnie znasz jakieś knajpy – stwierdził.

- Ma być tanio i klimatycznie czy drogo i ekskluzywnie? – zapytałem.

- A czy ja, albo lepiej, czy my wyglądamy jakbyśmy spali na forsie? – wtrącił się do rozmowy Hajto – tanio ma być.

- No to jak tanio to idziemy do Maxa – stacja SKM Gdańsk Politechnika. Tylko może być problem...

- Jaki?

- No powiedzmy, że nie jesteście anonimowi, zlecą się młodzieżowcy po autografy.

- Walić to, mam ochotę się nabzdryngolić! Rozumiem, że w dresach nas tam wpuszczą?

- Tam tak, mógłby być problem do restauracji Panorama. Znajduje się ona na 16-tym piętrze. Kiedyś jak graliśmy mecz Arka – Śląsk to wpadliśmy dzień wcześniej. Wbiłem w dresie Śląska, a ochraniarz do mnie, że muszę wyjść, bo jestem w dresie. No to ja mu powiedziałem, że nazywam się Janusz Gancarczyk (były skrzydłowy Śląska) i jutro gram mecz w Gdyni, a innego stroju nie mam. Nie wiem jak to przeszło, bo byłem pijany jak świnia, ale jeszcze się doprawiłem.

- Okej, to widzimy się na dole na kolacji i potem od razu na miasto. Daleko to?

- Czekaj, sprawdzę w komórce. Na moje oko wychodzi 4,5 km.

- Świetnie, spalimy trochę kalorii, a potem w siebie wlejemy – zaśmiał się Dudek.

 

Udałem się do pokoju. Podłączyłem telefon do ładowarki, wziąłem prysznic, ubrałem się w dres, w końcu trzeba się będzie jakoś zaprezentować. Po kolacji poszliśmy na miasto. A to był dopiero początek wrażeń.

Odnośnik do komentarza

Dzięki wszystkim za miłe słowa. Kiedyś (dawno temu) z przyjemnością pisało się opki. Teraz po kilku latach nawet taka forma zaczęła mi się znowu podobać ;)

 

W Maxie jak to w Maxie. Specyficzne miejsce, ale pamiętam ile tu wyżłopałem miejscowego Specjala, jeszcze kiedy Lechia grała na Traugutta 29. Wzięło mnie na wspomnienia. Po 7-ym piwie ekipa zaczęła chyba mieć pomału dość.

 

- Co, idziemy dalej na jakieś żarełko? – zaproponował Majdan.

- Ty i tak dobrze wyglądasz, praca w reklamach dobrze ci służy – zaśmiał się Jurek Dudek.

- Ej Castrol, nie powiem kto reklamuje oleje samochodowe – odparował Radek, ale widać było, że to z czystej sympatii.

- Dobra, małolat – zwrócili się do mnie – może na to szesnaste piętro? Jesteśmy głodni.

- No ale jest problem, ja kiedyś udawałem piłkarza, ale czterech „dresiarzy” to już nie wpuszczą – zauważyłem przytomnie.

- Nas nie wpuszczą? Prowadź! – Świr od razu był gotowy do wojny.

 

Poszliśmy więc piechotą, po drodze podziwiając samice, które kręciły się przy parku. Niektóre jeździły na rowerach, inne na rolkach, jeszcze inne uprawiały jogging. Zwłaszcza jedna przykuła moją uwagę – średniego wzrostu blondynka, świetny tyłeczek, spore melony podskakujące w rytm niezłego technicznie biegu. Minęła nas, przy okazji obdarzając ślicznym uśmiechem. Odwróciliśmy się jak to normalny zdrowy psychicznie samiec ma w zwyczaju, żeby podziwiać atrakcyjne widoki. Ja patrzyłem najdłużej…

 

- Młody – szturchnął mnie Majdan – jutro sobie pobiegasz tak jak ona na WF-ie, a teraz jesteśmy głodni, prowadź do tej restauracji.

- „No żeby chłop nie mógł z gołą babą w windzie…” – dobra idziemy.

 

Dotarliśmy do celu. Wsiedliśmy do windy, która zawiozła nas na 16-te piętro. Nie była to winda z samo otwierającymi się drzwiami, więc trzeba było je otworzyć samemu. A szkoda, bo w dresach Reprezentacji Polski musieliśmy wyglądać naprawdę zajebiście i efektowne wyjście z windy na pewno podziałałoby na gości bardzo „opiniotwórczo”. Niestety nasz ubiór podziałał, ale na ochroniarza, który najpierw podszedł do nas grzecznie.

 

- Panowie wybaczą, ale nie można tutaj przebywać w takim stroju.

- Koleżko – odrzekł grzecznie Hajto – tylko coś zjemy i sobie pójdziemy, nie szukamy zwady.

- Naprawdę, widzę że panowie są grzeczni, ale nie mogę pozwolić, żebyście mi straszyli gości. To zbyt poważna restauracja – odparł stanowczym tonem ochroniarz, któremu przyjrzałem się bliżej. Typowy żeluś, podejrzewam, że bez jakichkolwiek umiejętności związanych ze sztukami walki.

- Gościu! Chcemy coś zjeść, więc delikatnie powiem – idź na parter i zobacz czy cię tam nie ma – Świerczewski był bardzo bezpośredni. Chyba chciał zagrać na „chaos”, bo nie było czasu na pokojowe pertraktacje.

- Pan jest niegrzeczny, dzwonię na policję.

 

W momencie, kiedy wyciągał z kieszeni telefon na jego nosie wylądowała pięść byłego środkowego pomocnika Bastii, takiego uderzenia nie powstydziłby się sam Andrzej Gołota za swoich najlepszych czasów.

 

- Spadamy stąd – syknął Jurek Dudek – robi się za gorąco.

- Czekaj jeszcze nie skończyłem – Świr kopnął z pięknego low-kicka ochroniarza.

- Przestań, kurwa! Zabijesz go! – spanikował Majdan.

- Zwijamy się! – krzyknąłem.

Szybki zjazd windą i znaleźliśmy się na dole. Pod budynkiem stała taksówka, niestety dla 4 osób.

- Hotel Hilton! Szybko! – rzucił do taksówkarza Hajto.

- Panowie, jest was pięciu…

- Jedź kurwa mać! - Świr rzucił mu 100 zł – Gazem!

 

Samochód ruszył z piskiem opon. W półtorej minuty byliśmy na miejscu. Iście kosmiczna prędkość. Zmyliśmy się, udając się do swoich pokoi.

 

- Było ciepło. Widzimy się rano na śniadaniu i potem na zajęciach – powiedział na koniec tego emocjonującego dnia Piotr Świerczewski, który chyba wyrósł na lidera naszej grupki. Naprawdę fajne sobie wybrałem towarzystwo, nie ma co…

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...