Skocz do zawartości

Diabelska Przystań


Makk

Rekomendowane odpowiedzi

09.10.1988, Warszawa, godz. 20:04.

 

- Mamo, a my tam długo będziemy jechać?

- Około 3 godzin. A co?

- Tak się tylko pytam.

- Pamiętasz jak w zeszłym roku jechaliśmy do Nottingham? Ponad godzinę lecieliśmy samolotem potem prawie dwie samochodem z wujkiem.

- Aaaa, tak tak, pamiętam.

- To teraz będzie podobnie.

- Czyli jak?

- Ty już powinieneś spać a nie tu mi gadać.

- Oj, mamo powiedz proszę!!

- Z samego rana na lotnisko, do samolotu, godzina i jesteśmy na lotnisku w Londynie. Potem się przesiądziemy do drugiego samolotu i polecimy dalej. Wylądujemy w takim kraju co go nazywają „Zielona Wyspa”. Tam ma na nas czekać z samochodem kolega taty, który zawiezie nas do tego nowego domu.

A teraz śpij już!

- Mamuś, a czemu tam jedziemy?? Nie możemy tu zostać?

- Przecież ci już mówiliśmy, że tata dostał nowe miejsce do pracowania i firma go chciała przenieść. Uznaliśmy, że będzie nam wszystkim tam lepiej i dlatego.

Będziemy mieć nowy domek, ty nowe przedszkole, potem nową szkołę. Zobaczysz będzie dobrze.

- Hhhmmmmm…

- Śpij! Dobranoc.

- Dobranoc mamo, cześć tato.

- Cześć. Do jutra.

 

10.10.1988, Warszawa, godz. 06:30.

 

- Maciek, wstawaj już! Zobacz, która godzina! Musimy się zbierać! Za pół godziny przyjedzie taxówka.

- Ale mamo, nie chce mi się! Spać jeszcze!

- Marek, weź go zwlecz!

- Dobra mały, wstawaj. Coś Ci powiem- jak wszystko pójdzie ok. i się już rozbijmy w domu to się brykniemy do najbliższego sklepu i pooglądamy zabawki. Chcesz??

- Taaak, a kupisz mi coś?!

- Heheh, zobaczymy. Teraz wstawiaj, myj żeby i się ubieraj. Mama naszykowała ci ubranie. Zabawki masz spakowane??

- Tak, tam w plecaku.

- Ok., to go weźmiesz sobie do środka samolotu a reszta przyleci później.

- Nooo dobra.

 

10.10.1988, Warszawa, godz. 07:30.

 

- A duży będzie ten samolot?

- Nie wiem synku. Zobaczymy. Ten nasz teraz może nie być aż tak duży. Ten potem może być już większy. A co, boisz się?

- Nie!! Rok temu się nie bałem to i teraz nie będę. Ciekawe czy też dostane jakieś karteczki i kredki do malowania?

- A swoich nie masz?

- Mam, nawet te małe co poprzednio dostałem.

- Oo, już prawie jesteśmy! Nie zapomnij swojego plecaka!

- Dobra, trzymam go mocno.

- Tu nas pan wysadzi pod wejściem.

- Dobrze.

- Ile płacimy?

- 9,20.

- Dziękuję.

- Dziękujemy.

- Kochanie, bierz małego a ja pójdę jeszcze do kiosku kupić fajki. Przy odprawie się spotkamy. Mamy jeszcze dużo czasu.

- Dobra.

 

10.10.1988, Warszawa, godz. 08:13

 

- Ciekawe czy pan pilot nas przywita, hihihi

- Pewnie tak. Zawsze tak robią.

- A kiedy będziemy na miejscu??

- Spokojnie jeszcze nie odlecieliśmy z Okęcia. Pewnie jeszcze ze 3 godziny się nam zejdzie.

- Aż tyyyle!!! Ja już bym wolał być na miejscu.

- Ja też.

- Dobra, moim panowie, zapinać pasy.

- Dzień dobry. Mówi kapitan Jerzy Nieruchalski. Za 2 minuty zaczynamy kołowanie na pasie startowym. Pogoda bardzo słoneczna, + 12 stopni, zachmurzenia bardzo małe. Planowane lądowanie na Heathrow o 9:45 polskiego czasu. Dziękuję za uwagę i życzę miłej podróży.

 

Tyle pamiętam z tego startu. We wspomnieniach wpadają jeszcze małe kawałki obrazów z lotu- chmury, piękne słońce, czasem małe domki w dole.

I już. Musiałem być spięty i zajęty swoimi sprawami bo nie pamiętam nawet lądowania.

Dopiero mam w pamięci lotnisko i zdarzenia tam.

Odnośnik do komentarza

10.10.1988, Heathrow, godz. 10:02.

 

- Maciuś, połóż na tej taśmie plecak i przejdź przez tą bramkę.

- Dobrze.

Ting Ting Ting Ting Ting!!!

- Mamo, co to?

- Nie wiem, chyba wykrywacz metali piszczy. Masz tam coś takiego w plecaku?

- Nie. Tylko baterie do samochodziku.

- Dobra, przesuńcie się gdzie ta pani pokazuje. Mówi iż będzie wyjmować wszystko z torby bo coś nie tak jest. Nie wiem co dokładnie.

- Marek, a nie spóźnimy się na ten lot do Belfastu?

- Nie. Nie powinniśmy. Pewnie to jego baterie. Bo co innego? Noży tam nie ma, hehe.

 

W tym momencie pani zaczęła powoli wszystko wyjmować. A była tam cała masa moich zabawek. Żołnierzyki, Indianie, samochodziki, parę klocków, papier i kredki.

Nagle zamarła. Zawołała policjanta, który stał trochę z boku za nami i się cały czas uważnie przyglądał.

Podszedł szybkim krokiem i przez krótkofalówkę wezwał kogoś.

 

Ona zaś włożyła rękę do nieszczęsnego plecaka, i powolutku zaczęła COŚ wyjmować. Wszyscy przy odprawie patrzyli na nas zaniepokojonym wzrokiem.

Po chwili w górze trzymała w dwóch palcach pistolet. Mały czarny. Takich wtedy używali policjanci na filmach i serialach.

Pan z ochrony lotniska odsunął nas bardziej pod ścianę i zaczął rozmawiać z moim tatą. Okazało się iż zrozumieli pomyłkę i że dobrze teraz już wiedzą o tym pistolecie- zabawce.

Na wszelki wypadek aby „na pewno” nie wystrzelił włożyli go do papierowej koperty z pęcherzykami powietrza.

Do dziś spokojnie sobie wisi ta zbrodnicza maszyna w gablotce obok pierwszego pocisku, który dostałem.

 

- Spokojnie, oddadzą ci go. Jak tylko wylądujemy mamy się zgłosić do takiej pani i nam odda.

- Wiesz synku, oni muszą działać jak jest takie coś. Muszą się upewnić iż to zabawka a nie prawdziwy. Ktoś by jeszcze w samolocie strzelił i co by było?!

- Ale ja chce mój pistolet!!! Czemu mi zabrali.

- Nie zabrali tylko go przechowają.

- Dobra, ruszamy dalej bo musimy przejść o tam na druga stronę i wsiadać powoli.

- Oo, już sprawdzają tam chyba bilety?!

- No no, racja. Lecimy.

Odnośnik do komentarza

10.10.1988, Belfast, godz. 11:20.

 

- Maciuś, obudź się. Już wylądowaliśmy. Zaraz wychodzimy.

- Aaaaaa, dobrze tato.

- A wiesz chociaż jak ten facet wygląda co ma po nas przyjechać??

- Jack? Oczywiście. To przecież on był w zeszłym roku u nas w instytucie i oglądał maszyny. Spokojnie, powiedział, że wszystko jest ok. i będzie czekał od ran. Choćby i do wieczora.

- Aha.

- Tato, a jaki on ma samochód?

- Kto?

- No ten Twój kolega!

- Aaa, teraz to nie wiem. Rok temu miał BMW czarne. Spodobało by ci się.

- Tak. Chyba tak.

- Ooo, tam stoi. Pomachajcie mu.

- Przestań tato!!!

- Hej, Jack!!!! Here!!!

- Oh, maidin mhaith! Hi Marek. Hi Martha. Hi Maczek. I`m Jack Murray.

- Hi.

- No nie wstydź się się! Spokojnie, Jack zna polski. Jego żona jest polką.

- Hehhe, troszke znać polski. Nie bój się mały. Nie pożrem cie. Ok., chodżmy do auta. Tam jest na parking.

 

- Ok., lets go. Jak to się u wasz mówi, gruchocze odpalaj?!

- Heeheh, tak to można ująć. Ale Twój samochód do takich nie należy!

- Cad?

- To auto bardzo fajne jest a nie gruchot. W Polsce takich nie ma. Jeszcze, hehe

- Aj!

- Ile będziemy jechać, Jack?

- Och, cosz koło 10 minutes. To niedaleko. Teraz everybody szą w work i jest puszto. Dom Wam się szpodoba. Ładni sąsiedzi są.

- Chyba ładne sąsiedztwo?!

- O tak, tak. Własznie o to miałem powiedziecz.

- Patrz tato, tam jedzie ciężarówka twojej firmy!!

- Gdzie?

- Tam po prawej!

- A szkąd to wiesz mały?

- Bo tam jest napisane ROSLER , proszę pana.

- Mów mi Jack, ok.?

- Ok.

- Wiesz Maciek, Jack ma syna. W twoim wieku dokładnie. Pewnie jutro go poznasz bo idziemy do nich na kolacje. On też mówi po polsku to się dogadacie i może się nauczysz angielskiego od niego.

- Taa, bardzo śmieszne.

- Takie nie miało być. Mówię poważnie. Przecież po nowy roku idziesz do przedszkola znowu a potem do szkoły. A tu nie ma polskich. Będziesz chodzić do normalnej.

- O Jezu!!! A muszę?!

- Oczywiście.

 

Zajechaliśmy pod duży dom z czerwonej cegły. Na około znajdowały się inne domki a nie tak jak w Warszawie bloki. Choć ja tam lubiłem nasz domek między budynkami z wielkiej płyty.

Wysiedliśmy z samochodu, Jack nam pomógł z walizami. Podał mojemu ojcu kluczyki do drzwi domu i powitał jak to powiedział w „nowej rezydencji opłacanej przez firmę”.

 

- I co mały, podoba się?

- No, może być.

- Od dziś mieszkamy tu: Denorrton Park 19. Zapamiętaj tą ulicę.

- Tato, a czemu park?? Nie widzę tu żadnego praku.

- Haha, tak tu się nazywają ulice.

- Niech będzie.

- Poczekaj aż zobaczysz swój pokój.

- A duży będzie, tato?

- Haha, będziesz mógł w nim grać w piłkę.

- Wolałbym z tobą.

- Ze mną to będziesz w ogrodzie pykał, ok.?

- Tak!

- Oo, zobacz, widzisz gdzie podjechał Jack?

- Yesss.

- Dom dalej będziesz miał koleszkę, o którym ci mówiliśmy. Mały Jacka nazywa się zdaje się Eamonn. Podobno by tylko kopał piłkę.

- Dobraa.

- No to fajnie. A teraz chodź obejrzymy cały dom i się zaczniemy rozpakowywać.

 

12.10.1988,Belfast, godz.18:30.

 

RING! RING! RING!

- Oh, hi Marek! Dia duit! Come on!

- Cześć. Nie za wcześnie jesteśmy?

- Nie, nie. Bardzo dobrze.

- Chodź , poznasz Maćka.

- Cześć, jestem Eamonn.

- Ja Maciek.

- Idź pokarz mu swój pokuj i możecie lecieć do ogrodu pograć w piłę.

- Dobra mamo.

- A kiedy będzie obiad?

- Za pół godziny.

- Dobra. Pa

- Pa.

 

Pobiegliśmy na górę do jego pokoju. Otworzył drzwi i okazało się iż pół pokoju ma praktycznie na czerwono. Na ścianie wisiał wielki plakat jakiejś drużyny piłkarskiej z czerwonym diabełkiem w górnym prawym rogu.

Stałem i wpatrywałem się chwilę w inne rzeczy z pokoju w takich samych barwach co plakat.

 

- Podoba ci się?- spytał Eam.

- Ale co?

- Plakat.

- Chyba tak. Ale nie wiem co to jest. Piłkarze.

- Moja ulubiona drużyna. Manchester United.

- Jak?

- Manchaster United. Oni grają w Anglii. Najlepszy team na świecie. Chciałbym kiedyś tam grać. A ty lubisz kopać?

- Tak, z tatą albo kolegami czasami gram.

- A twoja ulubiona drużyna jaka jest?

- Nie wiem. Nie mam raczej.

- Jak to? Nie lubisz Man Utd, ani Realu Madryt, albo Milanu, albo Ajxu?

- Nie, nie znam.

- Aha. Ok. to kiedyś do mnie przyjdziesz to ci pokażę wszystko.

- Dobra.

- Chodź. Pójdziemy sobie pograć do ogródka.

 

- Mamo, idziemy grać.

- Dobrze. Tylko się przebierz bo się cały zaraz wysmarujesz trawą.

- A co mam założyć?

- Nie wiem, coś do grania.

- A strój swój mogę?

- Który?

- No ten czerwony od taty. Manchesteru.

- Tak możesz.

- Fajnie. To Maćkowi też dam tą druga koszulkę.

- Ok.

 

Po chwili Eamonn przyszedł na dół w pełnym stroju piłkarskim. Czerwonym stroju. W ręku niósł koszulkę dla mnie.

- Masz załóż ją. Ja już w niej nie chodzę. Wolę tą. Jak będziesz szedł to możesz sobie wziąć.

- Fajnie, dziękuję.

- Ej, chłopaki, za pół godziny będę Was wołał na obiad.

- Doooobraa.

Odnośnik do komentarza

12.10.1988, Belfast, godz.20:48

 

- Maciek! Chodź idziemy już.

- Już?? Chciałem jeszcze się pobawić.

- Tak, już idziemy. Późno jest. A jutro trzeba wstać, iść zakupy zrobić, rozpakować się dalej.

- Ale ja już się prawie cały rozpakowałem.

- A my nie. Chodź. Przecież nie raz będziecie się bawić. Mieszkacie od siebie „rzut kamieniem”.

- Właśnie, tata ma rację. Jutro Sean wpadnie do nas i się zajmiecie zabawą. Ok.?

- Noo dobra.

- To cześć. Wpadniesz jutro?

- Tak. A masz swoją koszulkę?

- Mama ma.

- Cześć.

- Cześć.

- Dzięki za kolację i wszystko inne.

- Nie ma za co. Dobrej nocy.

- Wzajemnie.

- Na razie.

 

13.10.1988, Belfast, Denorrton Park, godz. 8:24.

 

- Cześć synek. Wyspałeś się po wczorajszym kopaniu?

- Tak tato. Mamo dasz mi jeść bo strasznie głodny jestem.

- Już nalewam ci mleka.

- Tato, a kupisz mi taki plakat jak ma Eamonn?

- Możemy obejrzeć i zobaczyć ile kosztuje. A gdzie oni kupili?

- Nie wiem.

- Ok., to zapytam po południu Jacka i najwyżej podjedziemy.

- On coś mówił o tym, że chyba tata mu z Anglii przywiózł.

- Oo, to już gorzej. Będzie trudno ale coś poradzimy.

- Dobra.

- Tak bardzo się ci się spodobał synku??

- Noo, fajny ten diabełek czerwony z żółtym.

 

24.12.1988, Belfast, godz. 19:30.

 

Tego pięknego zimowego dnia stałem się posiadaczem pięknej koszulki z białym numerem na plecach, do tego spodenki, skarpety, piłkę, plakat.

Wszystko oczywiście w wymarzonych „diabelskich czerwonych” barwach.

Zyskałem też bardzo w oczach Eama. Teraz już byłem kibicem Man Utd na tym samym poziomie co on. Oczywiście w małym móżdżku dzieciaka.

To że zna się cały skład i ogląda mecze w TV oznacza wiernego fana. Jedynego w swym rodzaju.

Taki urok dzieciństwa.

 

05.01.1989, Belfast, Wellwood Avenue, godz. 07:53.

 

- Dobra mały, ja już muszę lecieć do pracy a ty na górę. Baw się dobrze, nie rozrabiaj i dasz sobie radę.

Na szczęście udało się i będziesz w tej samej grupie co młody Murray. Dogadacie się i jak coś to ci pomoże.

- Ok.

 

- Witajcie dzieci po świętach. Odpoczęłyście?

- Taaak!

- A dużo prezentów dostałyście?

- Taaak!

- Od dziś będziemy mieli nowego kolegę w przedszkolu. Nazywa się … Maczek…ee… Maszek…

- On jest Maciek, proszę pani.

- Maciek van Makk, tak?!

- Tak, teraz dobrze.

- Powiedzcie mu głośne „Hiiii!”

- Hiiii!

- Hi.

- Mam nadzieję, że będziecie się z nim dobrze bawić. Z tego co mówili jego rodzice on nie zna dobrze naszego języka więc musimy mu też pomóc w nauce. Zgadzacie się?

- Taaak!

- No to fajnie.

 

05.01.1989, Belfast, Denorrton Park, godz. 15:40.

 

- Cześć. I jak tam pierwszy dzień? Dobrze wszystko?

- Tak.

- Bawiliście się?

- Tak, byliśmy też na dworze.

- I co, dzieciaki nauczyły się twojego polskiego imienia?

- Nie. Wołają „Maczek” a pani będzie mówić na mnie „Makk”. Tak Eamonn powiedział.

- Ahaaa, tak myślałam.

- To nie jest śmieszne mamo!

- No już, nie złość się. Dobrze będzie, nie?!

- Chyba tak.

- Chodźmy do domu. Obiad dziś będzie dobry.

- A jaki?

- Pizza.

.- Supppeeer! A będę mógł po obiedzie iść z Eam`em się bawić?

- Zobaczymy. Ale pewnie tak.

- Ok.

 

Jeszcze tego samego popołudnia opowiedziałem historyjkę „swojego nowego imienia” tacie. Ten strasznie się uśmiał. Obiecał, że jak będzie miał możliwość to kupi mi koszulkę Man Utd z moim „imieniem” na plecach- Makk.

I tak już zostałem tym Makkiem do końca przedszkola.

Odnośnik do komentarza

24.01.1989, Belfast, Denorrton Park, godz. 9:23.

 

- Czołem synu. Dobrze że już wstałeś. Co będziesz jadł na śnaidanie?

- Nie wiem jeszcze. A co jest?

- Ja mam jajecznice. Chcesz?

- No, mogę chcieć.

- Dobrze Ci suę spało?

- Tak. Ale pospał bym jeszcze.

- Hehe, takiś zmęczony?

- No.

- Jak zjesz ładnie, ubierzesz się i ogarniesz swój pokój to powiem jaką mam niespodzankę.

- Ooo, no powenie. A nie możesz teraz?

- Nie. Najpierw zrób to o co proszę, ok?

- Ok.

- To dobrze. Masz czas do 13. Potem jedziemy na zakupy.

 

24.01.1989, Belfast, godz. 13:17.

 

- Właź już i zamykaj drzwi.

- No już mamo.

- Ja już wiem jaką tata ma niespodzianke dla Ciebie.

- No to już niech powie.

- Dobra dobra, już gadam.

- Chciałbyś iść na mecz?

- Jaki mecz?

- Według moich biletów dziś gra Glentoran z Linfield.

- Taaaa!

- Cieszysz się?

- No jasneee!!!

- To dobrze. Pierszy mecz nasz, nie?!

- Aj.

- Jack zabiera swojego. Mecz zaczyna się o 19:45 więc musimy być gdzieś 19:30 pod bramą stadionu. Zgarniemy ich po drodze i na nóżkach na stadion.

- Huraaa!

Odnośnik do komentarza

24.01.1989, Belfast, Denorrton Park, godz. 19:20.

 

- No to dzwoń po swego przyjaciela.

DING DONG!!!

- Aj, aj, we going aj!

 

Po chwili drzwi się otworzyły i kolejny ojciec z synem wyszedł na ulicę.

Ja z moim kumplem szliśmy przedem a nasi padrowie krok za anmi cały czas o czymś nawijając.

 

- Hej, Maciek, gdzie masz szalik albo koszulke??

- Eeee...., zdaje się że zapomniałem.

- Nie ładnie, oj nie ładnie! Pierwszy mecz a Ty nie masz?!

- Tatoo, zapomniałem wziąć koszulki z domu.

- Oj synu, teraz się już nie będziemy cofać bo się spóźnimy. Zobaczymy, może będą pod stadionem to sobie zakupimy szaliczki zielone. Co Ty na to??

- Super!

 

Jakieś 10 minut potem dotarliśmy pod stadion. Nie była to zbyt okazała twierdza ale mi i tak się podobalo. Atmosfera była gorąca. Wokół kręciło się cała zgraja osób w zielonych koszulkach.

Jak się chwilę później dowiedziałem zaineteresowanie meczem było ogromne gdyż Gelntoran jako mistrz ostatniego sezonu modejmował drugą drużynę rozgrywek jak i swojego nejwiększego wroga- Linfield F.C.

 

- Tato, tato, patrz tam jest stragan.

- Dobra chodź.

- Którą wolisz: tą zieloną czy czarną?

- Zieloną.

- W porządku zakupimy takie dwie, jedną dla mnie, drugą dla Ciebie.

 

 

5 minut później zaczeliśmy we czwórkę wchodzić po schodkach na główą trybunę.

Zasiadliśmy niedaleko boiska praktycznie centralnie na wprost linii środkowej.

Cała pierwsza połowa meczu przebiegała pod dyktando drużyny z naszej części miasta.

Wygrywali 2-0.

W przerwie spiker dumnie ogłośił iż jest nowy rekord w ilosci fanów na trybunach. W dniu tym pojawiło się na The Oval 10 323 widzów. Co oczywiście zostało przyjęte gorącym aplauzem ze strony kibiców Glentoran.

Kibice Niebieskich w tym momecie wygwizdali nas bardzo rozbawieni.

Na koniec meczu to my jednak wychodziliśmy rozbawieni i w doskonałych nastrojach gdyż nasz team wygrał 4-0.

Wszystkie bramki zdobył nasz najlepszy napastnik wtedy Gary McCartney.

 

Byłem zachwycony i meczem i całą tą otoczką. Mój ojciec to zauważył i powiedział, że jak wszystko pójdzie dobrze i nadal będę chciał chodzić na mecze to postara się o bilety do końca sezonu.

Z tego co pamietam właśnie od tego momentu zostałem wiernym fanem The Glens.

Kibicowanie Man Utd zeszło na drug plan.

 

Niestety sezon 1988-89 nie był szczęśliwy dla kibiców Glentoran. W końcowej kwalifikacji nasz największy rywal wygrał. Linfield FC zostało Mistrzem Irlandii Północnej. To był ich 40 triumf w tych rozgrywkach.

My zajeliśmy szacowną drugą pozycję ze stratą 10 punktów aż.

Odnośnik do komentarza

23.05.1992, Belfast, Denorrton Park, godz. 12:30.

 

- Maciek, chodź, tata przyszedł.

- Już idę, idę!!

 

- Cześć tato.

- Siemasz mały! Co tam? Co słychać? Byłeś grzeczny?

- Nic ciekawego. Wszystko w porządku.

- Co porabiałeś z rana?

- Nic, poszedłem z mamą na zakupy, posprzątałem trochę pokój. A ty gdzie byłeś? W pracy?

- Powiedzmy. Hehe, po południu wpadnie do nas Jack z Eamonn`em.

- O to dobrze. Musze mu oddać parę rzeczy.

- Ok., to leć sprzątać dalej.

- Cześć kochanie, co tam?

- Nic, po zakupach jesteśmy, a zaraz idę do ogródka odpocząć. A u ciebie co?

- Nic nowego, po południu wpadną do nas Murrey`owie. Załatwiliśmy coś dla chłopaków.

- A co takiego? Znowu mecz?

- Hehe, nie, nie mecz. Lepiej!

- Lepiej? Kupiłeś drużynę całą?? hehehehe

- Nie, aż tak nie. Pomyśleliśmy z Jackiem że może zapiszemy naszych chuliganów do szkółki piłkarskiej. Poszliśmy, dowiedzieliśmy się wszystkiego i mają mieć testy za tydzień. Ale pamiętaj: Ciii!!!!! To tajemnica!

- Jasne, jasne. Ucieszą się. I w końcu wyżyją się. A nie, latają jak opętani, od nas do nich i od nich do nas. Ostatnio przecież był u nas ten z pod 9, bo grali w piłkę na ulicy i trzy razy kopnęli ją w samochód. Na szczęcie nic się nie stało.

- W końcu to chłopki rozrabiaki, nie?!

- Trudno się nie zgodzić, hihihi.

 

 

23.05.1992, Belfast, Denorrton Park, godz. 17:17.

 

PUK! PUK!

- Już moment!! Moment!

 

- Wchodźcie, wchodźcie. Po co dzwonicie? Od wczoraj się znamy, ahaha?!

- Tak sobie nie żartuj Marek! Obrażamy się i wychodzimy! A naszego małego sobie zostawcie!!

- Buahahahaha, dobre, dobre Jack!

- Ahahahah, następnym razem obiecuję nie będziemy pukać i dzwonić.

- Ok., trzymam was za słowo.

- A nasz mały diabeł zdaje się iż jest już u was, nie?!

- Tak, Karol, jest już u nas od jakiejś godziny. Coś tam broją na górze. Ciekawe czy się ucieszą z tego co im powiemy?!

- Pewnie tak. Będą się mogli wyżyć.

- Hehe, wiesz, moja Marta powiedziała dokładnie to samo!

- Kobiece myślenie takie samo!

- Tak, tak, bez komentarza, hihi.

- Dobra, dobra, idźcie sobie bo mam was dosyć już. Zajmijcie się grillem a potem chłopakami.

- Chodź Jack, bo zaraz to myślenie kobiece nas przeprogramuje!

- Oj racja, uciekamy w takim razie do ogrodu.

Odnośnik do komentarza

23.05.1992, Belfast, godz. 18:52.

 

- Ooo, ale się najadłem! Dobre było. Nie ma to jak polskie ogóreczki do kiełbaski, nie Marek?!

- Tak, nie powiem, dobrze mi dziś to wyszło. Ładnie się podpiekły. Jack, Karola- jeszcze po piwku?

- Czemu, nie. Nie będzie mnie suszyć po tym grillu tak.

- To już przynoszę. Ty kochanie też chcesz?

- Tak możesz mi przynieść.

- Zawołam może już chłopaków, co?!

- Dobra, dawaj ich tu.

 

- Maciek, Eam chodźcie na dół.

- Zaraz, nie jesteśmy na dole, tylko w salonie. Już idziemy.

- Dobra, czekamy w ogrodzie.

 

- Już idą, są w salonie.

- To dobrze.

- Oo, dobrze że już jesteście obaj, siadajcie sobie. Chcieliśmy z wami pogadać, oboma.

- A o czym tato?

- O tych uwagach w dzienniczkach ze szkoły, Maćku!

- Że co?? Jakich uwagach?

- Żartuje. Siadajcie.

- Mamy dla was niespodziankę, ale nie wiemy czy się ucieszycie.

- Jaką??

- Właśnie jaką wujku??

- No już mówię. Mianowicie mieliśmy pomysł z Jackiem i zapisaliśmy was do szkółki piłkarskiej. Co wy na to?

- Naprawdę? Nie żartujecie?

- Nie, poważnie.

- Supeerrrr!!!!

- Kiedy zaczynamy tato?

- Spokojnie, zaraz powiem wszystko.

- Dobra, mów!

- Po pierwsze: za tydzień macie testy do juniorów Glentoran. Po drugie: Zostanie automatycznie wypisani przez nas w momencie kiedy zaczniecie się gorzej uczyć. Zrozumiano??

- Tak.

- To dobrze. Coś jeszcze miałem im powiedzieć, Jack?

- Chyba już nie.

- Ok., to możecie już lecieć zająć się swoimi rzeczami.

- Chodź Eamonn, lecimy!

- Lecimy!!!

 

- To co Jackieboy, jeszcze po jednym browaru?

- Tak, jeszcze jedno i lecimy. Jutro trzeba się wyspać.

- Dobra, trzymaj. Widzę iż chłopaki są przeszczęśliwi faktem testów.

- Chyba jak cholera, hehe.

- Ciekawe ile się zjawi małych na testy.

- Pewnie mniej niż w Linfield. Chyba teraz oni są bardziej na topie.

- W sumie może i racja. Zobaczymy. Pójdziemy, przetestują ich i zobaczymy. Jak się załapie mój to przynamniej będzie jeden ‘egzotyczny” gracz, hehehe

- Co racja to racja, hehehe

- A jak tam u was w wydziale? Słyszałem że umowa z Chińczykami jest jakoś dopinana?!

- Tak, Chińczyki są blisko. Ja ze swojej strony przygotowałem im dobrą ofertę. Czekamy na ich ruch. To są dobre maszyny i dobry serwis. A co się z tym wiąże mniejsze koszta bo wyszkolimy, jak sam wiesz Jackie, ich paru pracowników serwisowych.

- Ta, już mamy u nas przygotowane wszystko, wiec będzie lipa jak tego nie podpiszą, hehehe.

- Nie sądzę. W tej chwili jesteśmy bezkonkurencyjni na tym rynku.

- Też się chyba już nie możesz doczekać, co?!

- No oczywiście! Będzie pokaźna premia za ta umowę. A nie ukrywam- przydała by się. Tak samo jak nowy samochodzik, hehehe!

- Ta, te BMW już ma swoja lata i niezbyt to rodzinne autko. Coś masz na oku?

- Wiesz, Jack, ja bym chciał jakiś fajny motur i do tego samochód, a Marta się uparła na Rovera. Zobaczymy.

- Taa, zobaczymy. Dobra, my się powoli zbieramy. I jak byście mogli zaraz pogonić naszego diabła do domu.

- Hehehe, spokojnie Jack, niech się jeszcze bawią. Młoda godzina. Odprowadzimy go potem.

- To narazka.

- Si ja.

- Si.

 

Po tym wieczorze byłem strasznie zajarany tym że przyjdzie mi uczestniczyć w prawdziwej szkółce klubu piłkarskiego. Cały tydzień trenowaliśmy bieganie i strzały z Eamonn`em u nas w ogrodzie.

Z perspektywy czasu jest to strasznie śmieszne dla mnie. Już się jarałem szkoleniami a nawet nie byłem na testach. Jak to dzieciaki. Zawsze i wszędzie. Widzą swoje marzenia i nie ma rzeczy nie możliwych. I to właśnie jest chyba jedna z najważniejszych rzeczy, o której później się niestety zapomina.

Odnośnik do komentarza

30.05.1992, Belfast, Denorrton Park, godz. 8:02.

 

- Maciek!!! Wstawaj, na testy się spóźnisz. Czekam w samochodzie na ciebie!

- Już zaraz schodzę! Biorę worek i lecę.

- No to dawaj, Eam jest już!

- Idę, idę!!

 

10 minut później, Parkgate Drive.

 

- Wyłaźcie i idźcie z Jackiem. Ja zaparkuje i podejdę do was.

- Ok., tato. Idziemy się przebrać.

 

Przebraliśmy się szybko na boczny boisku. Oprócz nas było gdzieś jeszcze z 20 chłopaków. W naszym wieku i ciut młodszych.

Było 3 trenerów. Podzieli nas na 5 grup. Pokazali nam gdzie i jak mamy przebiec. Po ukończeniu tego, znowu zostaliśmy podzieleni. Tym razem na 4 grupy i zagraliśmy małe sparingi. 5 na 5. Kołcze cały czas nas uważnie obserwowali i notowali.

I tak graliśmy po 3 razy.

Na reszcie po meczykach nastąpił koniec.

- Proszę o chwile uwagi. Nazywam się Jamie Ofalonn. Odpowiadam w klubie za szkolenie młodzieży. Dziękuję wam młodzi adepci za przybycie oraz za włożenie w ten test kawałka waszego serca. Serdecznie gratuluje. Rodzice mogą być dumnie z was! Spisaliście się świetnie. Wszystko mamy zapisane i nagrane. W poniedziałek po południu zapraszam wszystkich do głównego budynku i tam będą wywieszone ostateczne wynik. Na chwilę obecną wszyscy się nam spodobaliśmy. Widzimy kilka naprawdę fajnych talentów.

A więc do zobaczenia.

 

Trwało to chwilę. Przemowa trenera, potem jazda powrotna. Natomiast cała niedziela, poniedziałek w szkole trwały chyba po 100 godzin. Dłużyło się strasznie. Zaraz po lekcjach miał po nas podjechać ojciec Eamonn`a.

 

01.06.1992, Belfast, Wellwood Avenue, godz. 15:27.

 

Szybko wylecieliśmy ze szkoły. Na parkingu już czekało na nas czarne BMW wraz z Jackiem. Wsiedliśmy szybko i ruszyliśmy.

W drodze oczywiście przechwalaliśmy się, któremu lepiej poszło na testach.

 

- Ja byłem lepszy- strzeliłem w pierwszym meczu 4 bramki.

- No to co!

- Tato, powiedz mu że to dużo.

- Hehe, to zależy jak na to spojrzeć synu. A ty Makk, jak grałeś wg siebie?

- Całkiem nieźle. Chyba. Strzeliłem tylko jednego gola. 3 razy podawałem.

- To bardziej z ciebie pomocnik niż napastnik, nie ?!

- Eeee, nie bardzo. Za pomocnikiem trzeba za dużo biegać! Wolę chyba obronę.

- No widzisz, trzeba zawsze pamiętać, że nie wszyscy mogą jako snajperzy grać, prawda Eam?!

- Tak, tato, racja.

- No to good.

 

01.06.1992, Belfast, Parkgate Drive, godz. 15:45.

 

- No pospiesz się tato!

- Ok., ok.! Lista nie ucieknie

- ucieknie, ucieknie wujku!

- No to lećcie przodem.

- Chodź Maciek biegniemy! Kto drugi ten oferma!

- Sam jesteś oferma!

 

- Chłopaki ale tłok tu straszny. Zaraz się dopchamy na luzie. Bez stresu, na Bank się dostaliście. Zobaczycie!

- Oo, tam tato jest! Czytaj.

- Już, już.

- Jesteście! Dostaliście się. Moje gratulacje!

- Yessss!

- Yesss, hurraaaa, super!

 

W tym momencie wyszedł zarządca drużyn młodzieżowych Ofalonn. Był z nim asystent.

 

- Witam wszystkich. Gratuluje tym co się dostali. Zaraz przekażemy niezbędne informacje wam oraz rodzicom.

Tak gwoli ścisłości: na testy zgłosiło się łącznie 52 kandydatów. Wybraliśmy 28. Niestety jeden chłopiec zrezygnował. W zasadzie przeszedł do naszego rywala. Więc będzie trenował zapewne w Linfield.

Wracając do was- ci co się dostali. Treningi chcemy zacząć jakoś pod koniec sierpnia. Więc jak ktoś będzie jeszcze albo dopiero na wakacjach to proszę się zgłosić do mnie z informacją. Pierwsze zebranie z nami- czyli mną i asystentami odbędzie się 21 sierpnia na bocznym boisku więc zapraszam serdecznie. A teraz zapraszam po kolei do biura na piętrze w sprawach formalnych. Proszę wchodzić wg listy, która wywiesiliśmy. Do zobaczenia. Dziękuję za uwagę.

 

Podpisanie odpowiednich dokumentów itd. Zajęło nam ponad godzinę. Zmęczeni powróciliśmy do domu. Ale oczywiście szczęśliwi strasznie.

Odnośnik do komentarza

01.06.1992, Belfast, Denorrton Park, godz. 18:00.

 

-Tato, tato! Dostaliśmy się! Jesteśmy w drużynie!

- Taa, no to fajnie! Gratuluje! Wiedziałem, że dobrze pójdzie. Mama w nagrodę zrobiła coś pysznego dla ciebie z tej okazji.

- Tak a co?

- Nie wiem. Idź zapytaj. Może ci pokarze.

- Mamooo, co masz dla mnie dobrego?!

- Chodź do kuchni to dam.

- Idę.

 

- Ooo, blok czekoladowy! Super. Same fajne niespodzianki dziś.

- To dobrze, że się cieszysz. W końcu dziś dzień dziecka!

- Ano tak!!! Zapomniałem!

- Nie dziwne, byłeś tak zaoferowany testami i wynikami iż zapomniałeś!

- Mamy dla ciebie z tatą niespodziankę.

- Jaką?? Jaką? Gdzie jest?

- Spokojnie, Maciuś, spokojnie. Proszę. To od nas.

- WOW!!! Nowe korki, super!! Idealne do treningów będą.

- Podobają się??

- Bardzo!

- No to dobrze. Niech ci się dobrze gra.

 

15.06.1992, Belfast, Denorrton Park, godz. 17:20.

 

- Kochanie jestem już!!

- Idę już. Jesteśmy z Maćkiem na tarasie.

- Cześć, co tam? Jak w pracy? Widzę, że zmęczony jesteś. Siadaj zaraz zrobię ci herbatę i odgrzeje zapiekankę. Chcesz?

- Tak jestem po maxie głodny. Te Chińczyki mnie wykończą. Jak by nie rozumieli co się do nich mówi. Acz mówią dobrze po angielskiemu.

- I co podpiszą tą umowę? Już coś wiadomo?

- No niby tak…

- Co?

- PODPISALI!!!!

- Naprawdę??

- Nom, poważnie! W końcu podpisali dziś. Rozmawialiśmy z nimi 4 godziny non stop. Ale podpisali! Do końca miesiąca mi za to premię wypłacą.

- WOW, ile?? Dasz mi na nowe buty?

- Ahaha, najpierw kupimy samochód. Jakiś fajny i szybki.

- I wakacje trzeba gdzieś zaklepać w tym tygodniu.

- Spokojnie, jeszcze nie mam tej kasy na koncie. Jak dostane to pomyślimy.

- Ok.

 

19.06.1992, Belfast, Denorrton Park, godz. 16:20.

 

- Cześć tato.

- Cześć synku. Gdzie mama?

- W ogrodzie.

- Chodź, mam wam coś do powiedzenia.

- A co? Masz coś dla mnie?

- No nie do końca… ale tak. Dla was oboje. Dla nas wszystkich.

- Dobra.

- Cześć mężu.

- Cześć żono. Mam niespodziankę.

- Gdzie?

- Aa, to na razie tajemnica! Siadajcie. Już mówię.

- To my słuchamy.

- Dziś dostałem premię. Za tą umowę z Chinami. Dostałem troszkę więcej niż liczyłem.

- Troszkę?

- No sporo więcej!

- To super! Cieszę się i gratuluję.

- Ja też się cieszę.

- Tato, a gdzie ta niespodzianka?

- No właśnie mężu drogi- gdzie niespodzianka?

- W zasadzie są dwie. Pierwsza- zaklepałem dla nas wyjazd wakacyjny. 3 tygodnie spędzimy w malowniczym, pięknym, spokojnym miasteczku nad morzem. Co wy na to?

- Mega! Cieszę się bardzo.

- Ja też tato. A gdzie to dokładnie?

- Mieścina to Portstewart. Na północy.

- Bardzo się cieszę bo już jestem zmęczona i chętnie odpocznę na plaży.

- Druga rzecz to… A zresztą, stoi przed domem.

- Gdzie? – WOW ale fajny, strasznie duży.

- Faktycznie, mały ma rację. Ogromny ten Rover!

- Taki chciałaś mieć?

- Dokładnie.

- No to już masz. Nowiutka sztuka. Prosto z salonu. W poniedziałek został sprowadzony. Specjalnie dla mnie.

- Chyba dla nas?!

- Dla mnie! Ja go zamawiałem, hehehe.

- Ale to był mój pomysł drogi Marku.

- Eh, niech ci będzie. Z tego co wiem to Jack też wybiera się w tym samym czasie do Portstewart. Maciek będzie mógł się dalej powściekać z Eam`em. Będziemy mogli go zostawić kiedyś z nimi i sobie jakąś wycieczkę morską zrobić tylko we dwoje.

- Bardzo dobry pomysł.

 

- Mamo, tato idę do Murrey`ów. Będę za godzinę.

- Dobra.

- Ciekawe czy już wie o wakacjach?

- Nie wiem. Jak będziesz to zapytaj.

- Właśnie po to idę.

- Ok., już możesz lecieć Maciuś.

- Pa.

- Pa.

Odnośnik do komentarza

30.06.1992, Belfast, godz. 11:30.

 

- Spakowany?

- Tak tato.

- To zanieś swoje graty i postaw koło samochodu. Zaraz je dopakuje. Pogonię mamę żeby się streszczała z tym żarciem. I ruszamy w drogę.

- Kogo pogonisz??

- Ano miałem ciebie właśnie. Już najwyższa pora. Masz wsio?

- Tak mężu. Twoje wszystko też spakowane. Kanapeczki pyszne też gotowe.

- Wrzucaj na tył bo już się głodny robię i zaraz zjem toto.

- Hehe, dobra.

- No to odjazd.

- Tato, a ile będziemy jechać? Długo?

- Cały dzień.

- Aż tyle??!

- Żartuję. Coś koło półtorej godzin. Wskoczymy na A26 i cały czas prosto. Jak dobrze pójdzie to po 13 będzie już na miejscu. No to odpalamy!

 

 

30.06.1992, Portstewart, godz. 13:33

 

- Ooo, jak dobrze rozprostować kości. Obudź Maćka, już na miejscu jesteśmy.

- Dobra.

- I jak? Podoba się na razie?

- No, domek fajny. Piękny widok na morze.

- Widziałem na zdjęciach i wiedziałem, że ci się spodoba. O mały, widzę iż się obudziłeś już. To fajnie. Łap się za swoje manatki i można wnosić do domku.

 

Z tego co pamiętam było to wtedy bardzo urokliwe miasteczko. Typowo portowe. Utrzymywało się z połowów i turystów. Piękne widoki i przyjazny klimat.

Tak było wtedy na wakacjach.

I tak zostało do teraz.

 

05.07.1992, Portstewart, godz. 16:00.

 

- Tato patrz na ten plakat!

- Który?

- No ten zielony. Zobacz. Glentoran przyjeżdża za 2 dni.

- Ano faktycznie. Będą grali tu sparing.

- Z kim?

- Z tutejszą drużyną. Portstewart FC. Tak tu jest napisane.

- Pójdziemy?

- Możemy iść. Zabierzemy mamę. Ok.?

- Ok.

- A teraz idziemy na obiadek. Na co masz ochotę?

- Chyba na rybę.

- A ty żono droga?

- Chyba też na rybę.

- No to idziemy. Wieczorkiem pójdziemy na spacer do portu i na gofry.

- Hurrraaaa!

 

Sparing Glentoran udał się bardzo dobrze. Wygraliśmy 6-1. Ale w końcu to był pojedynek mistrza z zespołem trzecio ligowym.

Cały pobyt minął szybko i przyjemnie. Połowa wakacji bardzo fajne były. Postanowiliśmy wrócić w to samo miejsce za rok.

Był też plan odwiedzenia Polski. Od 3 lat nie byliśmy w odwiedzinach.

Ale ja bardziej nie mogłem się doczekać rozpoczęcia szkoły i treningów.

 

30.08.1992, Belfast, Denorrton Park, godz. 19:30.

 

- Tato, zawieziesz mnie jutro na trening?

- Jasne. A o której jest bo nie pamiętam?

- O 9 na bocznym.

- Ok. nie ma problemu. Zabieramy twego koleszkę?

- Chyba nie, bo mówił że z wujkiem jedzie.

- Aha. Pewnie po będziesz strasznie głodny to może skoczymy se we dwóch do restauracji. Takie męskie popołudnie. Co ty na to?

- Super.

- To jesteśmy umówieni.

Odnośnik do komentarza

21.08.1992, Belfast, Denorrton Park, godz. 8:30.

 

- Co tam mały?? Już gotowy?

- Tak, za 45 minut trening się zaczyna!

- A to już mamy wychodzić? Przecież na boisko mam z 15 minut piechotą.

- No wiem, ale pospiesz się!

- Spoko spoko, wypiję kawę, dopalę i idziemy.

- Będę czekał na ciebie przed domem.

- Dobra.

 

21.08.1992, Belfast, Parkgate Drive, godz. 9:17.

 

- Gotowi?

- Tak!

- To lećcie i pokażcie co potraficie.

- Dobrze tato.

- Tak jest wujku!

- Maciek, Eamon- życzę połamania nóg!

- Oj nie kracz nie, kracz!

- Pa.

- Pa.

 

5 minut później

 

- Witam chłopcy. Dla przypomnienia ja jestem Jamie Ofalonn. Będę waszym trenerem. Opiekuję się graczami naszej szkółki do lat 13. więc jeśli wytrzymamy wszyscy razem to jeszcze 3 lata zostały. Ale głowa do góry- będzie dobrze. Pomagają mi zazwyczaj John O`Hara- mój asystent oraz Sean Smith-trener bramkarzy.

Cieszymy się, że uwielbiacie grać w piłkę i trafiliście do tego klubu ale pamiętajcie iż oceny w nauce też są bardzo ważne. Od początku roku szkolnego będziemy mieli wgląd w wasze oceny. 5 jedynek w dzienniku i zostajecie zawieszeni w treningach aż do momentu ich poprawy. Zrozumiano?

- Taaak!

- Ok. Jedziemy dalej. Na chwilę obecną mamy was tu 27. Więc praktycznie 2 gotowe drużyny. Wstępna weryfikacja dopiero będzie wg waszych umiejętności. Mam zanotowane już po testach info co do niektórych. O ile dobrze pamiętam zgłosiło się 3 chłopców na bramkarzy. Zgadza się?

- Tak, ja.

- I ja.

- Ja też na bramkę.

- Fajnie, to nie będzie już z tym problemu. Zachwalę zaczniemy trening, potem was podzielimy na 3 zespoły i pogracie troszkę. Przez najbliższy miesiąc będziemy się uważnie przyglądać i potem rozdzielimy po pozycjach, które „Wam dobrze leżą”. Może być?

- Taak!

- Ok., to teraz jazda na boisko, rozgrzewka czeka.

 

21.08.1992, Belfast, Denorrton Park, godz. 12:07.

 

- Cześć mamo, już po.

- No witam witam. Jak tam było?

- Nie pamiętam. Jestem strasznie zmęczony.

- Dobra, to idź umyj ręce i coś zjesz.

- Nie mam siły jeść. Chcę iść spać.

- Poważnie?

- Tak.

- Chyba poważnie, bo jak wracaliśmy to przez całą drogę powiedział 2 słowa. Eamon to samo.

- Hehe, to was tam zamęczą. Może już wystarczy tych treningów?!

- Oj mamo, przestań!

- Dobra, jak tam wolisz. Leć umyj łapy i się połóż. Jak wstaniesz to coś zrobię do jedzenia, ok.?

- Ok.

Odnośnik do komentarza

21.08.1992, Belfast, Denorrton Park, godz. 17:03

 

- Wstałeś już piłkarzyku?

- Tak, i jestem strasznie głodny.

- No fakt, przecież miałeś po treningu zrobić sobie dzień z tatą.

- Tak, ale już nie miałem siły. Co dziś na obiad?

- W sumie to nic bo nie mieliście w domu jeść. Więc moja propozycja to jest albo pizza albo hamburgery.

- W domu?

- Nie, chodźmy gdzieś we trójkę.

- Ok.

- To zapytam taty.

- Bardzo chętnie pójdę. A potem lody?

- Zobaczymy. Marek idziesz z nami na pizze albo do Macka??

- Idę. Pewnie że tak. Na hamburgery zawsze jestem chętny.

- Wiemy, tato.

- Hehe, dobra, dobra, nie cwaniakuj mały. Ja już wiem co zjem. Mam ogromną ochotę na duuuży zestaw Royala z frytami i colą. A ty?

- Tortillę bym zamówił i tez frytki. Tylko duże żeby mi do lodów zostały.

- Widzę iż zaczynasz jeść jak tata??!

- Tak, a próbowałaś mamo frytki z lodami? Super smak.

- Próbowałaś. Tata już nie raz mi dawał. Faktycznie dobry smak.

- To lecimy. Pakujta się do samochodu a ja wezmę kasę.

- Idziemy.

 

01.09.1992, Belfast, Denorrton Park, godz. 7:03

 

- Wstawaj Maciuś. Za godzinkę musimy być w szkole.

- Ale mi się nie chce. Tak dobrze było w wakacje…

- A wakacje się skończyły i trzeba się ruszyć do szkoły. Wstawaj no!

- Zaraz. Daj mi jeszcze 5 minut.

- Ok., tylko 5 minut. Potem przychodzę i masz się z marszu ubierać.

- Dobrzee, mamo.

- I pamiętaj- możesz nie chodzić do szkoły ale wtedy z treningów też nici.

- Pamiętam.

 

21.09.1992, Belfast, Parkgate Drive, godz. 9:32.

 

- Jak tam chłopaki, kto już ma dosyć treningów? … Nikt? To dobrze. Ok., jeszcze jedno okrążenie i zbiórka. Ważne informacje będą.

 

- Dobra zapraszam wszystkich. Siadajcie sobie. Razem z trenerem O`Hara ustaliliśmy jakie są wasze mocne i słabe strony. Każdego z osobna. Wiąże się to przyszłościowo z obsadą pozycji na boisku. Wiem, że większość chciałaby być napastnikami ale niektórzy spisują się dużo lepiej w innych sytuacjach. Zostanie to zakomunikowane także waszym rodzicom. Zaraz przeczytam wam jak my to widzimy. No to jedziemy…

 

 

21.09.1992, Belfast, Parkgate Drive, biuro, godz. 10:32.

 

- Witam Panie van Makk.

- Dzień dobry trenerze.

- Proszę siadać, to nic nie dobrego, hehe.

- Mam nadzieję. A więc słucham. Jak tam Maciek się spisuje?

- Całkiem dobrze. Jest w tej grupie co sobie nad wyraz dobrze radzą. Ale ta rozmowa ma nieco inny charakter. Chodzi mianowicie o przedstawiony dziś raport o mocnych i słabych stronach naszych podopiecznych. Oczywiście nie jest totalnie wiążący. Po prostu robimy tak abyśmy wiedzieli w jakim kierunku mamy bardziej rozwijać naszego młodego adepta.

Co oczywiście nie oznacza iż ktoś teraz zakwalifikowany jako np. obrońca nie da sobie dobrze rady za rok albo dwa jako napastnik albo pomocnik.

- Jasna sprawa. W końcu to młode chłopaki, nie?!

- Oczywiście. Na razie i tak będą się bawić grą niż taktycznie ćwiczyć. A wolimy mieć po prostu kontakt z rodzicami i wspólnie kształtować młodych.

- I bardzo dobrze. W takim razie jak ja mogę pomóc. Na jakiej pozycji jest widziany Maciek?

- Więc Maciek jest troszkę słabszy technicznie od innych ale za to lepiej sobie radzi w odbiorze piłki i fajnie mu dośrodkowania wychodzą. W przyszłości widziałbym go jako bocznego obrońcę. Na środkowego raczej nie.

- Aha. Właśnie widziałem iż woli zostań z tyłu i podawać niż pchać się na sam przód.

- Racja. Ale jak mówiłem. To tylko na razie spostrzeżenia.

- Rozumiem.

- I to chyba by było wszystko z mojej strony. Za parę lat ta grupa chłopców będzie za pewne stanowić o sile Glentoran.

- Mam nadzieję. Jeśli to wszystko to do widzenia.

- Tak, tak, do widzenia. Trzymajcie się.

Odnośnik do komentarza

24.12.1992, Belfast, Denorrton Park, godz. 19:20.

 

- Chodź Marek, siadamy do stołu. Wszystko już jest.

- Już moment, naleje jeszcze picia temu rozbójnikowi. Maciek co chcesz?

- Coli!!

- Nie ma teraz! Do bigosu?? Herbata albo sok.

- Herbata.

- To już idę.

 

- Hmm, nie ma to jak polskie żarcie na wigilię! Te pierożki, rybka i bigosik oczywiście! Pyszota. Mają pecha ci co nieznaną tego. Nie ma lepszego żarcia niż to nasze.

- Tato, a w tym roku gdzie idziemy na Sylwestra?

- Właśnie, mężu drogi- gdzie w tym roku zabierasz mnie na bal?

- Hmm, w sumie miałem wam powiedzieć dopiero po świętach, ale skoro tak wyłudzacie to powiem. Załatwiałem nam przyjemny 5 dniowy pobyt w hoteliku nad morzem.

- W Portstewart może?

- Zgadza się żono, właśnie tam. Podoba się?

- Super!!! Zawsze chciałam zobaczyć morze zimą.

- Bardzo się cieszę.

- I trzeba będzie też gdzieś urlop ogarnąć, nie?! Bo nad może to już chyba nie bardzo.

- Teraz będziemy i ostatnio byliśmy to może coś innego.

- Marta, ja jestem za. A ty mały?

- Ja też.

- To mój pomysł to wstępnie można pojechać do Polski, odwiedzimy dziadków. Już dawno nie byliśmy. A na resztę coś się zaplanuje.

- No, możemy tak zrobić.

- Dobra to zjadamy szybko i za prezenty się bierzemy!

Odnośnik do komentarza

30.12.1992, Belfast, Denorrton Park, godz. 8:10.

 

- Już zapakowałem nas do auta. Maciek masz swoje rzeczy w plecaku?

- Tak.

- Żarcie zaraz zabieramy, picie jest już. Jak coś to się potem zatrzymamy na obiad.

- Marek, a jedziemy prosto do Portstewart?

- Hmm, tzn. miałem taki plan aby pojechać najpierw trochę bardziej na wschód od Belfastu do Larne. Ponoć warto odwiedzić to miasto.

- Tato, a co tam jest?

- Mama już zaraz ci powie a ja pójdę pozamykać dom.

- Więc? Co będziemy oglądać w tym miasteczku?

- Wiesz synku, tata zawsze ma jakiś ukryty plan albo niespodziankę więc…

Całkowicie nie wiem ale to jest bardzo stare miasto. W zasadzie to portowe miasto. Od ponad 1000 lat. No na przykład emigranci, którzy uciekali do Ameryki stamtąd wypływali. Jakiś czas temu postawili właśnie taki pomnik. Teraz z tego co pamiętam jest zatoka dla jachtów i ponoć najnowocześniejszy klub dla właścicieli.

- Aha, to pooglądamy jachty?

- Teraz jest zima więc pewnie na nadbrzeżu w garażach są pochowane.

- Eee, to nie będzie nic ciekawego??

- Podejrzewam, że będzie.

- Dobra, już jestem. I co dowiedziałeś się co chciałeś?

- A coś fajnego będzie tam?

- Gdzie? W Larne?

- Tak.

- Zapewniam iż będzie.

- To dobrze.

- No to ruszamy. Za jakieś 40 minut będziemy.

Odnośnik do komentarza

30.12.1992, Larne, godz. 10:03.

 

- Maciuś, podobał się port?

- Tak, fajne były te dwie łodzie motorowe.

- Fajnie by mieć taką, nie?!

- I pływać po morzu najszybciej jak się da!

- A tak najbardziej co się podobało?

- Sklep z G.J. Joe! Nie widziałem aż tylu u nas w sklepie. Od groma ich tam było.

- Jak będziesz grzeczny to może jak będziemy wracać to zajedziemy znowu do tego sklepu.

- Taaak!

- A teraz pokarzemy coś co się spodoba bardzo mamie…

- Co?

- Niespodzianka. 15 minut jazdy i będziemy na miejscu.

- Dobra.

- Każemy mamie zakryć oczy?

- Taaak.

- Ok., to jak powiem „już” to jej zakryjesz recami, ok.?!

- Ok.

- To jazda.

 

- Dobra mały, zakrywaj oczy.

- Już.

- Spokojnie, zaraz zakręcamy, ooo, jeszcze raz, teraz w lewo i już prawie jesteśmy.

- A będę musiała wychodzić z samochodu?

- Tak, pomogę Ci wysiąść ale obiecaj, że nie będziesz podglądać!

- Obiecuję.

- Daj rękę i wychodzimy.

- Ok.

- Dobrze, jeszcze dwa kroki.

- Tato, co oglądamy?

- Ciiii!!!!

- Marek już?

- Taadaam!!

- Hę? Czyj to dom? Kogo podglądamy?

- Hehe, nikogo. To znaczy nie wiem kogo. Podoba ci się?

- No bardzo. Piękny jest.

- A wiesz jaki duży? Ma 3 sypialnie na górze, dwie łazienki, garaż na 2 albo 3 samochody, ogromny salon, kuchnie też wielką i spiżarnie.

- WOW! A skąd wiesz?

- Ach, byłem tu jakiś czas temu, hehe.

- I nic nie powiedziałeś??

- To miała być niespodzianka.

- I jest, wierz mi.

- No to ok. Chcesz go zobaczyć w środku?

- Jak można, to tak.

- Można. Zaraz powinien być agent. Oprowadzi nas.

- Fajnie.

 

Pół godziny później.

 

- Poprzedni właściciele wyprowadzają się do Kalifornii i dali atrakcyjną ceną jak za taki dom. Warte przemyślenia.

- To ty chcesz go kupić?

- Nie ja, tylko my. Transakcja z Hindusami na finiszu, po nowym roku jadę z maszynami do nich więc troszkę grosza wpadnie.

- Tyle co ostatnio?

- Nie, więcej. A tobie się podoba, Maciek?

- Dom?

- Tak, dom.

- Fajny, duży. Mój pokój też duży. W ogrodzie można by było grać. Ale jak się tu przeprowadzimy to jak będę chodził na treningi?

- Właśnie! A co z moją pracą?

- W sumie o wszystkim pomyślałem. Potem obgadamy. To co pakujemy się w dalszą drogę?

- Tak.

Odnośnik do komentarza

30.12.1992, Millside, godz. 13:32.

 

- Tu sobie możemy obiadek zjeść bo ja już głodny. A wy?

- Ja też.

- A na co masz ochotę, Maciuś?

- Nie wiem. Chyba na jakieś mięso. Na kotleta z frytkami.

- Dobra, to mamy jeden zestaw.

- A dla ciebie żono?

- To samo co dla niego.

- Ok.

- Marek, wracając do naszej rozmowy apropo pracy i treningów. Jak to widzisz?

- Hmm, więc tak… Po pierwsze to przecież rzut kamieniem od Belfastu, po drugie na urodziny chciałem ci sprezentować jakieś fajne autko. Na oko miałem Mini.

- Ooo, coraz ciekawiej się robi. Jestem na razie ZA.

- Na treningi będę cię woził. Poza tym tu też jest klub fajny.

- Jaki?

- Larne FC.

- E, jak? Nie znam.

- Oni grają w trzeciej lidze.

- Aha.

- Wolę Glentoran.

- Ok. niech będzie. Najwyżej będę cię podwozić na treningi. To „całe” 20 minut więcej niż teraz masz. Da radę wytrzymać.

- Yhy.

- Zobaczysz fajnie będzie.

- Tata ma rację. W ogrodzie będziemy imprezy robić..

- Taaa.

- Dobrze już, jeszcze podyskutujemy. Teraz zjadamy i lecimy do Portstewart.

- Mężu, tylko jedna kwestia- ile to nas będzie kosztować?

- Oj nie martw się. Moja w tym głowa.

- No mów!

- Ok., ok., więc tak sama posesja z domkiem to koszt 285 tys. Funtów. Myślę iż w pół milionie się zmieścimy spokojnie.

- Ile?

- Liczę pół miliona. Umeblowanie jeszcze. Drobne prace remontowe też zapewne będą. Coś się drzwi garażowe zacinają. Damy radę! Spoko.

- Skoro tak mówisz. Teraz na razie o tym myśleć i tak nie będę. Jadę wypoczywać a nie się martwić.

- Ok.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...