Skocz do zawartości

Tańcząc z Guanczami


Fenomen

Rekomendowane odpowiedzi

- Czego możemy od pana oczekiwać na rynku transferowym? Będzie wiele wzmocnień?

- Drużyna wymaga poszerzenia ilościowego, ale ponieważ sytuacja finansowa nie pozwala na szastanie pieniędzmi, będziemy zatrudniać graczy głównie z wolnego transferu i na pewno każdego eurocenta pięć razy obejrzymy, zanim zdecydujemy się podpisać kontrakt z jakimś zawodnikiem.

 

- Czy zamierza pan rozszerzyć sztab szkoleniowy swoimi ludźmi?

- Już o tym mówiłem, ale dodam jeszcze, że nie mam kogoś takiego, jak ‘swoich ludzi’. Jestem jednak już po słowie z kilkoma znanymi postaciami ze świata futbolu, które teraz zajmują się pracą dla dobra innych piłkarzy. Dołączy do nas jedna światowa gwiazda futbolu lat dziewięćdziesiątych oraz kilku innych, mniej znanych, ale nie mniej uzdolnionych w swoim fachu specjalistów.

 

- Może pan zdradzić nazwisko tej osoby?

- Mogę, ale nie chcę. Niech to będzie niespodzianka.

 

- Na czym opiera się pana taktyka?

- Głównie na równowadze między atakiem i obroną. Preferuję ustawienie klasyczne 4-3-3 z jednym pomocnikiem typowo defensywnym, odbierającym piłkę, jednym biegającym od szesnastki do szesnastki i jednym ofensywnym, tzw. playmakerem. W ataku muszę mieć jednego piłkarza, który będzie wykańczał akcje swoich partnerów w tej formacji.

 

- Jak takie podejście ma się do składu Vecindario, w którym jest wielu skrzydłowych i mało środkowych pomocników?

- Niektórych skrzydłowych przekwalifikujemy na pomocników, innych na napastników, jeszcze może kogoś dokupimy i jakoś sobie poradzimy, żeby dostosować ten materiał, który posiadam pod taktykę.

 

- Nie powinno być na odwrót? Żeby dobierać taktykę do piłkarzy?

- Są różne szkoły. Ja wybieram tę, a nie inną. Będziecie mnie z tej decyzji rozliczać w trakcie sezonu.

 

- Chodzą plotki, że jest pan zainteresowany pozyskaniem Aitora Monroya z Leganes. Jak może pan to skomentować?

- To nie jest prawda. Nie stać nas na wykupywanie karty zawodniczej piłkarza z innych klubów. Będziemy sprowadzać wyłącznie graczy z wolnego transferu lub na zasadzie bezgotówkowego wypożyczenia.

 

- Kibice oczekują, że zatrzyma pan w klubie jego ikonę, Davida Dortę...

- Będę się o to starał. David jest dla nas bardzo ważnym piłkarzem, wręcz pierwszoplanowym i mam nadzieję, że z nami pozostanie. Zrobił dla nas wiele, ale jeszcze może wiele dobrego nam zaoferować. Myślę, że się dogadamy. Oboje jesteśmy profesjonalistami, a nasze relacje układają się poprawnie.

 

- Jeśli nie ma więcej pytań... - wtrącił rzecznik - Serdecznie dziękuję wszystkim dziennikarzom za przybycie. A trenerowi Polo również życzę powodzenia na nowej ścieżce.

- Dziękuję za życzenia oraz za pytania od dziennikarzy. Do zobaczenia niebawem - zakończyłem konferencję.

Odnośnik do komentarza

- No i co? Jak mi poszło? - zapytałem Mario, który był obecny na konferencji prasowej, ale nie brał w niej aktywnego udziału.

- Uważam, że całkiem nieźle. Odpowiadałeś rzeczowo, neutralnie, dobrze dobierałeś słowa. Wygląda na to, że media cię polubią i często będziesz udzielał wywiadów.

- Tak sądzisz?

- Jasne. Popatrz tylko, ile pytań ci zadano. Aż sam rzecznik musiał przerwać konferencję, bo chyba nie spodziewał się aż takiego zainteresowania i żywej dyskusji.

- No to jeden strup z głowy...

- I co teraz? Jak tam początki pracy w klubie?

- Ciężko. Sytuacja kadrowa, ze sztabem szkoleniowym włącznie, jest, delikatnie mówiąc, daleka od idealnej. Czeka mnie chyba teraz dużo pracy, zanim zbuduję tu na tyle solidne struktury kadrowe, które pozwolą nam mierzyć się z najlepszymi.

- A jak potencjał zespołu?

- Różnie, ale z naciskiem na słabo. Niektóre formacje są nieźle obsadzone, jak na przykład środek obrony, czy skrzydła, ale jeśli rzeczywiście zamierzam zupełnie przemodelować styl tej drużyny, to czeka mnie również gruntowna przebudowa zespołu.

- Aż tak źle?

- Wiesz, ja generalnie nie chciałbym grać typowymi szeroko ustawionymi skrzydłowymi, a sytuacja kadrowa ewidentnie do tego zachęca. Z kolei preferowane przeze mnie ustawienie z trzema środkowymi pomocnikami może nie pyknąć, bo w składzie mam raptem dwóch graczy o takiej charakterystyce. Stąd mówię, że dużo pracy przede mną, bo albo będę musiał przekwalifikować niektórych na takie pozycje, na których ja ich widzę, albo będę musiał sprowadzić nowych piłkarzy do klubu, a na to nie ma pieniędzy.

- No właśnie miałem pytać jak finansowo stoicie...

- Fatalnie. Na transfery dostałem okrągłe zero. Atrakcyjnych pensji dla graczy z wolnego transferu też niespecjalnie mogę oferować. W klubie generalnie bida. Nie ma co liczyć na rychłe inwestycje w obiekty szkoleniowe, więc będziemy musieli się męczyć na tym, co mamy.

- A jak ci się układa współpraca z prezesem? Podczas konferencji dało się zauważyć pewne spięcie między wami.

- No właśnie tu jest problem, bo prezes wyraźnie mnie nie lubi. Uważa, że cała ta sprawa z Preciado, podejrzenie mnie o morderstwo mocno zaszkodziło wizerunkowi klubu.

- No to po cholerę cię zatrudniał?

- Jak stwierdził, wybrał mniejsze zło, bo, jego zdaniem, mam podobno bardzo duże poparcie wśród kibiców i samych piłkarzy, którzy naciskali, żeby to mnie wybrano trenerem.

- Tyle dobrze, co - tendencyjne pytanie z ust przyjaciela chyba miało mi poprawić humor.

- Niby tak, ale wiesz jak to jest z tymi sportowcami. Rozkapryszone gwiazdeczki mogą mieć humory i równie dobrze za miesiąc mogę być dla większości największym wrogiem.

- E tam, nie będzie tak źle - powiedział ze sztucznym optymizmem w głosie Mario.

- Oby. Powiem ci, że wkręciłem się w tę fuchę. Chociaż roboty jest w cholerę, wydaje mi się, że rodzi mi się w głowie powoli pomysł na to, jak tu zbudować solidną drużynę. I chyba wreszcie będę robił to, co naprawdę sprawia mi przyjemność.

- No to super. Wiesz co, muszę już lecieć. Robota czeka, a muszę zamknąć sprawy redakcyjne przed swoim wylotem do Stuttgartu.

- Jasne. Pamiętaj, że będąc w Niemczech możesz na mnie liczyć, gdy tylko będziesz miał jakiś problem.

- Dzięki. Do zobaczenia po moim powrocie.

- Hasta la juego!

Odnośnik do komentarza

- Oglądałaś mnie w telewizji? - zapytałem Amelii niejako na przywitanie.

- Nie, ale słyszałam od znajomych, że dobrze wypadłeś.

- Kiedy się widzimy?

- Jeśli o mnie chodzi, to możemy jeszcze dzisiaj. Maria pojechała na dziecięcy obóz do San Sebastian. Mam dwa tygodnie odpoczynku od córki.

- W takim razie chętnie się zjawię.

- A może wyskoczymy gdzieś na miasto?

- Hmm, z przyjemnością, chociaż nie mam pojęcia, co jest dziś ciekawego, wartego zobaczenia.

- Na Teneryfie jest dziś koncert Enrico Moricone, który ma wykonać z tamtejszą filharmonią swoje najlepsze filmowe utwory. Co ty na to?

- Nie jestem wielkim fanem twórczości tego Makarona, ale jeśli chcesz, chętnie się tam z tobą wybiorę. Nie dla obcowania z subtelną sztuką, ale żeby być po prostu z tobą.

- Rzeczywiście, marny z ciebie romantyk.

- Żeby nie było, że nie ostrzegałem!

- Dobra dobra. Jest w tym twoim sposobie bycia coś pociągającego.

- Tak sądzisz?

- Bądź na naszym lotnisku o dwudziestej. O dwudziestej pierwszej mamy odlot. Zdzwonimy się na miejscu - unikając odpowiedzi na moje wcześniejsze pytanie, jednocześnie zdefiniowała nasze wieczorne plany.

- Będę na pewno.

- Do zobaczenia.

- Już nie mogę się doczekać. Ciao!

 

Na zegarze była godzina osiemnasta. Miałem zatem dwie godziny. Wystarczająco dużo, żeby coś jeszcze wciągnąć na ruszt i wykonać jeszcze jeden telefon. Na szczęście dzisiejsza konferencja wymusiła na mnie ubranie się w możliwie oficjalne ciuchy, dlatego problem zmiany garderoby na okoliczność koncertu w filharmoni sam się rozwiązał.

Od wczoraj po głowie chodziło mi wykonanie jeszcze jednego telefonu.

 

- Hola, Martin, jak się masz? - zawołałem radośnie do słuchawki, nie kryjąc swojego dobrego nastroju.

- Marco? Kopę lat. Nie spodziewałem się telefonu od ciebie. U mnie wszystko w porządku. Co się stało, że dzwonisz?

- A to musi się coś stać, żebym się dowiedział, jak idą interesy?

- Przepraszam, ale do tej pory nie dzwoniłeś.

- Bo musiałem sobie poukładać tutaj pewne sprawy, ale teraz już powoli się statkuję.

- Masz tę robotę?

- Tak, wreszcie ją dostałem, ale ty mi powiedz lepiej, co w firmie.

- A dzięki. Jakoś leci, ostatnio mieliśmy dwa większe zlecenia, jedno w Góry Skaliste, a drugie w Andy. Generalnie straszni nadziani turyści chcieli odbyć swoje podróże życia, dzięki czemu ustawiłem firmę na najbliższe kilkanaście miesięcy. Mogę teraz spać spokojnie.

- To świetnie. Kurde, nigdy nie byłem w Stanach. Szkoda, że mnie taka frajda ominęła.

- A ja się cieszę, bo tak to pewnie ty byś mi zabrał tę przyjemność - zaśmiał się serdecznie do słuchawki - Powiem ci, że to coś pięknego. Musisz się tam kiedyś wybrać.

- A są jakieś bardziej lajtowe trasy? Dla kogoś, kto nie ma doświadczenia wysokogórskiego?

- Jasne, coś się znajdzie. A co? Masz już kogoś, z kim chciałbyś tam pojechać? - czułem ten ironiczny uśmiech na jego twarzy, gdy zadawał to pytanie, mimo, że dzieliły nas tysiące kilometrów i łącze telefoniczne.

- Być może mam. A właściwie to na pewno mam.

- Super. Cieszę się, że ci się tam układa. Chociaż mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tu do nas wrócisz.

- Oczywiście. Niczego nie wykluczam. Zbuduję tutaj solidną ekipę, wygram z nimi ligę hiszpańską, Ligę Mistrzów i mogę spokojnie wracać do naszej zabawy - odparłem wesoło.

- No to muszę się spieszyć, jeśli chcę zobaczyć te wszystkie ciekawe miejsca, bo jak chcesz niedługo wrócić, to znów będziesz mi zabierał ciekawsze oferty.

- Jasne. Nie bój nic. Wygranie wszystkiego zajmie mi tu trochę czasu. Ale zapraszam cię tu do nas na Kanary. Jak tylko będziesz miał turystów chętnych na Teide, to wal.

- Dzięki stary. Na pewno się zjawię, bo ludzie często o to pytają. Dobra, muszę kończyć, bo kobita woła. Miłego wieczoru.

- Tobie również.

 

Cieszyłem się, że chociaż już dosyć długo się nie widzieliśmy, wciąż potrafiliśmy ze sobą na luzie rozmawiać. Martin chyba nie ma do mnie wielkiego żalu, że zostawiłem firmę na jego głowie. Chyba wręcz przeciwnie, cieszy się na te nowe okoliczności, bo może sam więcej podróżować po świecie.

Ot kolejny optymistyczny kamyczek do mojego ogródka.

Odnośnik do komentarza

Porcja odchamiania się, jaką sobie z Amelią zafundowaliśmy korzystnie wpłynęła na nasze samopoczucie. Chociaż sam koncert nie zrobił na mnie oszałamiającego wrażenia, już samo przebywanie w takim miejscu jak filharmonia, skutecznie oddziałuje na psychikę. Po koncercie była jeszcze kolacja, spacer i takie tam bajery, aby ostatecznie temat zamknąć w kanaryjskim pokoju hotelowym.

Nazajutrz obudziłem się... a wcale, że nie z bólem głowy, a w doskonałej formie. To dobrze zwiastowało, bo na ten dzień miałem zaplanowane spotkanie z rozszerzonym już sztabem szkoleniowym Vecindario celem ustalenia podziału prac, obowiązków i odpowiedzialności. Dotyczyć to miało zarówno trenerów, jak i naszych nowych skautów. Spotkanie to miało się odbyć po południu, ale okazało się, że specjalnie dużo czasu do niego nam nie zostało. Pobudka, poranna toaleta, śniadanie i ponowna porcja bajerów zajęła na tyle dużo czasu, że Teneryfę opuściliśmy dopiero grubo po południu, w okolicach godziny piętnastej. Spotkanie ze sztabem było zaś umówione na godzinę siedemnastą, więc niemalże prosto z lotniska udałem się do siedziby klubu, gdzie mieliśmy debatować.

 

- Witam panów. Cieszę się, że wszyscy przyszli punktualnie - otworzyłem spotkanie ogólnym przywitaniem - Żeby nie marnować czasu, chciałbym, abyśmy od razu przeszli do konkretów.

- W porządku - odrzekł Nauzet Aguado.

- Najpierw zajmijmy się ustaleniem treningów. Zaplanowałem różne reżimy treningowe dla poszczególnych pozycji. I tak obok nowego programu dla bramkarzy, będziemy mieć jeszcze oddzielne reżimy dla bocznych obrońców, środkowych obrońców, defensywnych pomocników, ofensywnych pomocników, skrzydłowych oraz napastników.

- Czy to konieczne tworzyć tak dużo programów - zapytał zafrasowany Corino.

- Uważam, że dzięki temu w każdej grupie będzie można się skupić na innych aspektach, co pozwoli lepiej wyspecjalizować piłkarzy i uczynić ich lepszych na swoich pozycjach. I tak treningiem bramkarzy zajmie się Chano Lozano, treningiem taktycznym głównie pod kątem środkowych obrońców, bocznych obrońców i defensywnych pomocników będzie kierował Sergio Corino. Będzie on również odpowiedzialny za trening defensywny dla tych piłkarzy. Przygotowaniem fizycznym zajmie się Nauzet Aguado, wspierany przez mojego asystenta, pana Suso Ruano. Pozostaje nam jeszcze Ciani, który będzie odpowiedzialny za trening strzelecki, a Robert Prosinecki będzie prowadził treningi ofensywne oraz zajęcia ze stałych fragmentów. Jakieś pytania?

 

Po zgromadzonych przeszedł dziwny pomruk, ale nikt nie protestował.

 

- Świetnie. Skoro mamy zgodę, panowie są wolni. Teraz zajmiemy się przydziałem zadań dla skautów.

Trenerzy bez słowa opuścili nasze towarzystwo.

- Dobra panowie. To ja to teraz widzę tak - zacząłem. - Joaquin Perral zajmie się poszukiwaniem wzmocnień na rynku hiszpańskim. Roberto Abellan będzie zaś pracował w całej środkowej Europie. Tutaj nie oczekuję natychmiastowych efektów, bo wiem, że zbudowanie tam odpowiedniej siatki kontaktów może zająć trochę czasu, ale też w nieskończoność czekał nie będę. Mariano Aguilar już dostał przykaz wyjazdu do Niemiec celem poszukiwania właśnie tam wartościowych graczy, natomiast Daniel Abad, podobnie jak Roberto, ma zająć się szukaniem potencjalnych wzmocnień w środkowej Europie. Liczę jednak na to, że zamiast ze sobą rywalizować, będziecie współpracować i gdy jeden będzie w jednym miejscu, drugi będzie równolegle pracował w innym. Chyba, że uznacie, że wolicie pracować razem, ale wtedy będę od was oczekiwał dużo lepszych wyników. Wybór należy do was. Stawiam na skuteczność i z tego będę was rozliczać. Jakieś pytania?

- Czemu nie możemy jechać do Ameryki Południowej albo chociaż do Skandynawii, by tam szukać wzmocnień? - zabrał głos Abellan.

- Na razie klubu na to nie stać, ale jeśli kiedyś nasza sytuacja finansowa się poprawi na tyle, by można było wydać kilka tysięcy euro na waszą pracę na innym kontynencie, na pewno pomyślimy o budowie naszej siatki kontaktów również w państwach dużo bardziej oddalonych od Wysp Kanaryjskich.

- Od kiedy zaczynamy? - zapytał przekornie Aguilar.

- Od zaraz. Jeśli nie ma żadnych dodatkowych pytań, spotkanie uważam za zakończone.

Odnośnik do komentarza

Przygotowania do sezonu ruszyły pełną parą. Skauci rozjechali się we wszystkie możliwe strony w poszukiwaniu graczy, którzy mogliby wzmocnić naszą drużynę. Trenerzy wraz z asystentem wzięli się za piłkarzy i przygotowywali ich fizycznie do zbliżającego się sezonu i wszystkich trudów, które się z tym wiążą. Ja zaś sam miałem za zadanie to wszystko ogarnąć.

 

A łatwo nie było. Chodziło bowiem przede wszystkim o rozbudowanie kadry, bowiem na chwilę obecną prezentowała się ona nieciekawie. Pierwszym moim posunięciem było sfinalizowanie umowy o klub partnerski, podpisanej z włodarzami Racingu Santander. To pozwoli nam wyszukiwać młodych, zdolnych ze szkółki tegoż klubu. Do wyboru jednoosobowy zarząd w osobie prezesa dał mi jeszcze Rayo, Getafe i Hercules, ale uznałem, że Racing to najlepsza opcja. Kto wie, może trafi mi się niedługo nowy Sergio Canales?

 

Niemal od razu też rozdzwoniły się telefony agentów piłkarzy pozostających na wolnym transferze. Wszyscy szukali dla swoich klientów jak najlepszej oferty. Ja zaś wcale nie zamierzałem im tego uniemożliwiać i, kto tylko chciał, sprowadzałem na miesięczne testy. W ten sposób w niedługim czasie zbudowałem niemal drugą jedenastkę opartą na graczach, przebywających u nas na testach. Większość z nich prezentowała umiejętności, które mnie zupełnie satysfakcjonowały, ale ich wymagania finansowe były z kosmosu, a przynajmniej na pewno nie na poziomie trzeciej ligi hiszpańskiej. Dlatego z kontraktowaniem ich był spory kłopot.

 

W tak zwanym międzyczasie, w pierwszych tygodniach swojej pracy, budowałem mozolnie taktykę, którą mieliśmy sprawdzać w meczach sparingowych. Trudno stwierdzić, na ile to, co zaproponowałem w pierwszej gierce wewnętrznej było dobrym rozwiązaniem, ale więcej miał już powiedzieć pierwszy sparing, który rozgrywaliśmy z zespołem z portugalskiej ekstraklasy, Nacionalem de Madeira.

 

O samym meczu ciężko cokolwiek powiedzieć, bo zakończył się bezbramkowym remisem, który chyba powinniśmy traktować, jak dobry symptom. W całym spotkaniu przeważali goście, ale nie potrafili wbić choćby jednego gola. Nasza umiejętna gra w defensywie (zaskakująco umiejętna, jak na poziom piłkarski materiału, który posiadałem) pozwoliła nam wywalczyć bezbramkowy remis. Inną kwestią jest agresja i głupie żółte kartki, które łapiemy (w tym sparingu w ilości trzech), ale jest jeszcze czas, żeby ten element wyeliminować z naszej gry. Ogólnie jednak pierwszy sparing wypadł pozytywnie.

 

Towarzyski, 25.07.2010

Municipal, Vecindario, 271 widzów

Vecindario - Nacional de Madeira, 0:0

MoM: Bruno Bruna (Nacional de Madeira)

 

 

- Szefie, znalazłem fajnego piłkarza i wydaje mi się, że byłby sensownym wzmocnieniem.

- Konkrety, mój drogi, konkrety.

- Ibrahima Sory-Conte, 29-letni Gwinejczyk. WIelokrotny reprezentant swojego kraju. Prawy obrońca.

- Oooo, prawy obrońca powiadasz?

- No tak. Właśnie dlatego mówię, że to dobre wzmocnienie.

- A jakie ma CV?

- Wyjątkowo bogate, jak na piłkarza, który wstępnie wyraża zainteresowanie grą dla nas. Spędził cztery lata w belgijskiej ekstraklasie, w Lokeren, skąd po rocznym wypożyczeniu do klubu z niższych lig francuskich, trafił do drugoligowego francuskiego Tours. Teraz wypełnił kontrakt, który go zobowiązywał i nie dostał propozycji nowej umowy.

- A co on umie?

- Właściwie wszystko, czego moglibyśmy oczekiwać po prawym obrońcy. Przynajmniej na poziomie tej naszej trzeciej ligi. Oprócz niezłych umiejętności czysto defensywnych w odbiorze piłki, czy ustawianiu się i grze głową, potrafi też sporo dać drużynie w ofensywie za sprawą dokładnych podań i jeszcze lepszych dośrodkowań. Ogólnie technicznie piłkarz niezły.

- A motorycznie jak się prezentuje?

- Na tle naszych chłopaków? Wyśmienicie. Niezły start do piłki, szybkość i wytrzymałość. Do tego jest nieustępliwy. Jak dla mnie idealny kandydat do gry na prawej flance.

- No dobra, pociśniemy ten temat i może się go uda sprowadzić. Wyślij mi jakieś materiały wideo z jego gry. Sobie obejrzę i najwyżej ruszymy sprawę dalej.

 

Rzeczywiście, Gwinejczyk pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie, przynajmniej w tych materiałach, które otrzymałem i dlatego kilka dni później jego transfer został sfinalizowany. Z wolnego transferu pozyskaliśmy pierwszego piłkarza. Ibrahima Sory-Conte (GWI, 29, 45A / 2G, D / WB R) został naszym pierwszym nabytkiem.

Odnośnik do komentarza

Mogą być. Nie ma problema.

 

 

- Szefie, szefie, jest niesamowita okazja. Świetny potencjalny transfer! - słuchawka aż kipiała od emocji, którymi emanował Daniel Abad.

- Spokojnie, wyluzuj. Weż głęboki oddech i mów o co chodzi.

- Znalazłem kapitalnego środkowego obrońcę, który szuka klubu i jest zainteresowany nawet dla nas zagrać. Ma się niedługo stawić na testy.

- No, ale powiedz mi coś więcej o nim. Co w nim takiego zajebistego?

- Remi Fournier, 26-letni Francuz. Wychowanek USM Endoume. Ostatnie trzy lata spędził w Ajaccio, gdzie był podstawowym stoperem. Piłkarz pierwsza klasa.

- Doprawdy?

- Oczywiście. 190cm wzrostu, bardzo silny i skoczny, nie do przestawienia. Wygrywa wszystkie pojedynki główkowe. Do tego zażarcie walczy o wszystkie piłki.

- Ja nie chcę, żeby od walczył za żarcie, tylko za pieniądze - odpowiedziałem z wyraźnym rozbawieniem w głosie, ale skaut chyba nie załapał dowcipu.

- Sam trener uzna, czy stosownym jest go zatrudniać. Ma się stawić w klubie na testach w ciągu dwóch dni. Niech może zagra w jakimś sparingu i może zdoła pana do siebie przekonać. Mnie już przekonał.

- No dobra, skoro tak twierdzisz, to niech przyjeżdża.

 

I faktycznie, gra francuskiego stopera wyjątkowo mi się spodobała i chociaż środek defensywy nie był tak newralgiczną pozycją, wymagającą wzmocnień, nie wahałem się wydać ani eurocenta na pensję dla Remiego Fourniera (FRA, 26, DC), który od dnia 28. lipca 2010 roku stał się naszym piłkarzem.

 

 

W tak zwanym międzyczasie rozegraliśmy kolejny sparing. Naszym rywalem były rezerwy Las Palmas. Spotkanie miało zaskakująco jednostronny przebieg. To my atakowaliśmy, do my strzelaliśmy na bramkę i to tylko my zdobywaliśmy gole. A konkretnie to jednego, kiedy w 15 minucie jeden z tego grona testowanych piłkarzy, Juan Alberto Ramon (HIS, 33, SC) zakończył swój imponujący rajd przez połowę boiska precyzyjnym strzałem w długi róg bramki. Tajemnicą poliszynela pozostaje, czemu obrońcy rywala pozwolili mu na taki swobodny rajd, ale to nie nasz problem. My wygrywamy, a styl pozwala mieć nadzieję, że chociaż nie gramy olśniewająco, jesteśmy skuteczni. Wszak to już drugi sparing na zero z tyłu.

 

Towarzyski, 01.08.2010

Pepe Goncalves, Las Palmas de la Gran Canaria, 114 widzów

Las Palmas (rezerwy) - Vecindario, 0:1 (RAMON ‘15)

MoM: Juan Alberto Ramon (Vecindario)

 

 

- Marco, jak praca?

- Mario? Co za niespodzianka. Fajnie, że dzwonisz. A praca? Przygotowania do sezonu idą pełną parą. Co się stało?

- Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że mój powrót się trochę przeciągnie...

- Cóś nie tak z siostrą?

- Bardzo nie tak. Za cztery dni pogrzeb.

Ja wiadomość gruchnęła mną, jakby mnie kto rzucał o ścianę.

- O kurwa... Mogę ci jakoś pomóc? - wydusiłem z siebie, idotycznie się przy tym czując, że na żadne konkretniejsze słowa mnie nie stać w takiej chwili.

- Wystarczy, że pomodlisz się za jej duszę. Nie możesz więcej zrobić - Mario zachowywał stoicki spokój, chociaż wiedziałem, że w środku koszmarnie to przeżywa.

- Cholera, nie wiem co powiedzieć.

- Nic nie mów. Ale wygrajcie następny mecz, zróbcie to dla niej.

- Nie mój drogi. Dla niej to my wygramy pierwszy mecz ligowy. I wszystkie kolejne. I całą ligę - odrzekłem z pełną szczerością.

- Dzięki, przyjacielu.

- Trzymaj się jakoś. Do zobaczenia.

Odnośnik do komentarza

- Panowie musimy dzisiaj pogadać. Do tej pory klepaliśmy sobie beztrosko piłkę, ale pora, żebyśmy zaczęli realizować jakiś pomysł na grę. Ja już mam pewną wizję i chcę się nią z wami podzielić.

- Słuchamy - odpowiedział kapitan drużyny, David Dorta.

- Przede wszystkim, wykombinowałem sobie, że powinniśmy grać ustawieniem 4-3-3.

- Ale chwileczkę - wtrącił Erik - przecież Vecindario było znane z potencjału na skrzydłach. Do tego brakuje nam napastników, żeby grać trójką z przodu.

- Spokojnie, dajcie mi dokończyć. Chcę, żeby obok jednego wysuniętego napastnika, grało dwóch, nieco cofniętych, ustawionych czasem szeroko - tacy fałszywi skrzydłowi, schodzący napastnicy - kontynuowałem. - W ten sposób uda mi się zmieścić w taktyce zarówno naszych znakomitych skrzydłowych jak i zagrać trójką z przodu, piecząc dwie pieczenie na jednym ogniu.

- A co ze środkiem pola? Żeby grać trójką pomocników, trzeba mieć bogactwo na tej pozycji, a ja takiego nie widzę - oponował Nestor.

- Tu rzeczywiście może być trudniej, ale i na to mam pomysł. Zaraz wam wszystko wytłumaczę - wziąłem do ręki tablicę z wyrysowanym boiskiem i zaznaczyłem na nim pozycje. - W bramce na razie zagra Lampon. Czwórkę obrońców z tyłu będą stanowić Sory-Conte na prawej flance i Saul, jak wyzdrowieje na lewej. Póki co jego miejsce zajmie najprawdopodobniej Eduardo, który tym samym zrobi w środku miejsce Fourierowi, który będzie partnerem dla Davida.

- No to już wiemy, kto będzie grał. Teraz jeszcze pasowałoby wiedzieć, jak mamy się zachowywać - ironicznie zauważył Achi, dla którego w tym systemie zabrakło na razie miejsca.

- Boczni obrońcy mają się skupić na defensywie. Na razie nie wiem, jakim potencjałem na skrzydłach dysponują inne zespoły w trzeciej lidze hiszpańskiej. Jeśli się okaże, że możemy wykorzystać potencjał ofensywny bocznych obrońców, na pewno będziemy z tego korzystać, ale jeszcze nie teraz.

- A środkowi? - zapytał Fournier.

- Tu bym chciał zagrać tak zwanym systemem cover - stopper. Czyli jednym wysokim, zbierającym górne piłki i walczącym w powietrzu. W tej roli widzę właśnie ciebie, Remi - odrzekłem pytającemu. - Drugi z graczy ma ubezpieczać tyły i tu znakomitym rozwiązaniem wydaje się właśnie Dorta. Oczywiście inni gracze również dostaną swoje szanse, żeby zaprezentować swoje umiejętności w tych rolach.

- Co z pomocnikami - zapytał wyraźnie zaniepokojony Yeray.

- Trójkę środkowych pomocników jeszcze kompletujemy, ale chciałbym, wykorzystać tzw. system “destroyer - passer -creator”: jeden pomocnik skupiony głównie na grze defensywnej, coś jak Makelele kiedyś w Realu Madryt. Obok zawodnik mający nieco więcej swobody taktycznej, ale też angażujący się w akcje defensywne - mniej więcej coś w stylu Carricka z Manchesteru United. No i jeszcze jeden pomocnik, typowo ofensywny, playmaker, którego głównym zadaniem będzie rozprowadzanie piłek do grających z przodu, tak jak czyni to na przykład Xavi z Barcelony. Tak jak mówiłem, jeszcze nie wiem do końca, kto zajmie które miejsce i być może konieczne będą wzmocnienia, ale tu macie pole do popisu.

- A co z napastnikami - z wyraźnie zafrasowaną minął włączył się do rozmowy Ortega.

- Tak jak mówiłem. Zagramy jednym wysuniętym, którego zadaniem będzie finalizowanie akcji wypracowanych przez zespół. W tej roli widzę, rzecz jasna, Johnny’ego, który ma największe doświadczenie i odpowiednie umiejętności. Na skrzydłach, czy też jako cofnięci napastnicy będą mu wtórować Yeray i Ortega. Chociaż obaj wolicie grać na lewym skrzydle, oczekuję od was dobrej postawy po obu stronach boiska. Macie umiejętności, ale musicie je potwierdzić. Jeśli nie, znajdą się inni w zespole, którzy was z chęcią zastąpią. To dotyczy z resztą wszystkich piłkarzy.

- I to tyle - tym razem głos zabrał Aridane.

- Myślę, że tak. Jeszcze tylko dodam, że chcę, żebyście grali jak Hiszpanie, czyli krótko po ziemi, dokładnie, bez bzdurnych dalekich podań na zapalenie płuc. Nie ciśniemy rywali, ale też się nie bronimy. Musimy starać się zachować elastyczność, ale nie ułańską fantazję, ani nie bojaźń w grze. Musimy być agresywni, ale nie brutalni, metodyczni, ale nie powolni - to tak na koniec nawrzucałem im trochę oklepanych frazesów. - A teraz kończymy. Do zobaczenia na kolejnym treningu, panowie.

 

Ucząc się nowej taktyki, przystąpiliśmy do meczu z Teniscą, małą lokalną, kanaryjską ekipą. Drużyna ta gra w czwartej lidze, ale postawiła nam warunki jak solidny drugoligowiec. Grało nam się ciężko, ale jest to zrozumiałe. Przecież chłopaki zapoznawali się z moim pomysłem na grę. Na razie widać, że jest jeszcze sporo rzeczy do poprawienia, ale chyba łapią ogólny zarys tego systemu i wszystko wskazuje na to, że będziemy się tego trzymać. To spotkanie zakończyło się remisem, chociaż tylko moi podopieczni strzelali bramki. Ufam, że odpowiednio stweakowana taktyka pomoże nam osiągnąć w kolejnych spotkaniach jeszcze lepszy poziom.

 

Towarzyski, 04.08.2010

Municipal Virgen de las Nieves, Santa Cruz de La Palma, 141 widzów

Tenisca - Vecindario, 1:1 (Sory-Conte [og] ‘45, ORTEGA ‘54)

MoM: Yeray Ortega (Vecindario)

Odnośnik do komentarza

Telefony agentów dzwoniły pełną parą, a do klubu codziennie przybywał pełen kontener nowych zawodników, którzy mogliby być potencjalnym wzmocnieniem naszego zespołu. Problemem było stworzenie odpowiedniego zestawu selekcji tak, aby wybrać tylko tych najlepszych, którzy jeszcze nie chcą za dużej pensji.

 

- Jose Maria, zostań po treningu, chcę z tobą pogadać.

 

Chłopak został, a ja mogłem go próbować nakręcać, żeby z testów od na już nie wracał, tylko żeby podpisał profesjonalny kontrakt.

 

- Słuchaj, podoba mi się jak grasz. Chcę, żebyś podpisał kontrakt.

- Wie pan, trenerze, wszystko fajnie, ale mój agent rozmawia tez z przedstawicielami innych klubów.

- Dobra, krótka piłka: ile chcesz?

- Tysiąc dwieście euro tygodniowo, plus bonusy.

- Chyba zwariowałeś, mogę ci dać czterysta euro.

- Za taką stawkę na pewno się nie zgodzę. Gdzie indziej dają mi tysiąc euro.

- Pięćset euro plus gwarancja podwyższenia pensji w razie awansu o 30 procent.

- Osiemset euro plus ta gwarancja.

- Sześćset euro, gwarancja i jeszcze bonus sto euro za każdego strzelonego gola.

- Niech będzie, ale sześćset pięćdziesiąt euro plus te dodatki.

- Ech, deal. Żydowskim targiem, ale się udało. Witamy na pokładzie.

- Ja również. Cieszę się, że podpisałem ten kontrakt.

 

W ten sposób do zespołu dołączył Jose Maria Diaz Munoz (HIS, 28, MC), który w ostatnich latach błąkał się po klubach z niższej hiszpańskiej półki. Jest wychowankiem Algecirias, ale większość kariery spędził w Murcii, z którą grał nawet w Segunda Division A. Jego kupno to trochę inwestowanie w kota w worku, bo w ostatnim sezonie chłopak nigdzie nie grał zawodowo, ale zrobił na mnie na tyle dobre wrażenie, że zaufałem intuicji. Jak na środkowego pomocnika przystało, jest bardzo wszechstronny. Nieźle bije stałe fragmenty, potrafi celnie podać, ale też uderzyć z daleka. Biorąc pod uwagę, że przez ostatni rok nigdzie zawodowo nie trenował, to motorycznie też prezentuje się nienajgorzej. Myślę, że może być naszym solidnym wzmocnieniem. Widzę go na pozycji tej typowej boiskowej szóstki - box to box midfielder.

 

W tak zwanym międzyczasie rozegraliśmy kolejny sparing. Naszym rywalem były rezerwy Tenerife, więc miałem okazję wrócić na wyspę. Szkoda tylko, że nie było czasu, żeby wyskoczyć chociaż na piwo z Halinką, ale zadzwoniłem do niej, powiedziałem jak jest i obiecałem, że oblejemy pierwsze trzy ligowe punkty, które zdobędziemy.

 

A na razie musieliśmy się zadowolić zwycięstwem w tym sparingu. Wreszcie zagraliśmy dobry mecz. Nasza gra mogła się podobać. Było w niej sporo radości i finezji, ale też konsekwencji i dyscypliny taktycznej. Moi podopieczni szybko łapią, o co mi się w tym systemie rozchodzi i dobrze realizują polecenia taktyczne. Warto odnotować bardzo ładną bramkę Johnny’ego bezpośrednio z rzutu wolnego (co ciekawe, z dziwnej pozycji - narożnika pola karnego) i piękny strzał z dystansu, z pierwszej piłki Yeraya, który potwierdził naszą przewagę i ustalił wynik meczu.

Towarzyski, 07.08.2010

Centro Insular de Atletismo de Tenerife, Santa Cruz de Tenerife, 221 widzów

Tenerife B - Vecindario, 1:3 (JOHNNY ‘3, QUESADA ‘71, YERAY ‘73, Eliecer ‘78)

MoM: Johnny (Vecindario)

 

Co ciekawe, to spotkanie poprowadził hiszpański sędzia międzynarodowy, pan Perez Lasa.

Odnośnik do komentarza

Do inauguracji sezonu zostało nam niewiele czasu. Dwa tygodnie ostatnich przygotowań poświęciliśmy na szlifowanie taktyki. W tym okresie rozegraliśmy jeszcze jeden sparing, w którym naszym rywalem była lokalna drużyna Mensajero, o której nic wcześniej nie wiedziałem.

 

Samo spotkanie miało kuriozalny przebieg. Po dwudziestu minutach obie drużyny miały na koncie po jednej bramce strzelonej... przez drużynę przeciwną. Najpierw nie popisał się nasz stoper, Fournier, który przy rzucie rożnym tak niefortunnie interweniował, że skierował piłkę głową do naszej siatki. Jednak, to co zrobił obrońca gospodarzy, Soler było zagraniem tak niekonwencjonalnym, że wszyscy, jak jeden mąż, jednakowo zbaranieli. W kolejnych fragmentach meczu, z minuty na minutę, nasza przewaga zdecydowanie rosła. Rywal nie był bardzo wymagający, więc mogłem sobie pozwolić na testowanie różnych wariantów dopasowania piłkarzy do pozycji na boisku. Wprowadziło to nieco chaosu w nasze poczynania i długo nie potrafiliśmy udokumentować naszej przewagi bramkami. Gole padły dopiero w doliczonym czasie gry, kiedy najpierw Yeray wykorzystał błąd obrońców gospodarzy przy wyprowadzaniu piłki, a w ostatniej akcji meczu Sanchez strzałem głową po dośrodkowaniu Ortegi z rzutu rożnego zapewnił nam wygraną.

 

Towarzyski, 14.08.2010

Nuevo Silvestre Carillo, Santa Cruz de la Palma, 142 widzów

Mensajero - Vecindario, 1:3 (FOURNIER [og] ‘7, Soler [og] ‘18, YERAY ‘90+2, SANCHEZ ‘90+5)

MoM: Roberto Sanchez (Vecindario)

 

Trochę mam pretensje do asystenta, że wybrał takich “lekkich” rywali, bo tak naprawdę wszyscy w tym meczu zagrali dobrze i nie wiem do końca, na co kogo będzie stać w sezonie ligowym.

To był ostatni sparing, który zdołaliśmy rozegrać.

 

O ile zamknęliśmy temat meczów kontrolnych, karuzela transferowa kręciła się pełną parą. Miałem jeszcze kilka pozycji, które wymagało obsadzenia, chociaż okazało się, że piłkarze, których ściągnąłęm, teoretycznie nie byli nam niezbędni, ale wierzę, że postąpiłem słusznie, zatrudniając ich w Vecindario.

 

Pierwszym z grona graczy, którzy jeszcze uzupełnili kadrę, jest Ali Gharzouli (TUN, 24, 1u21-A / 0G, D C), za którego nie zapłaciliśmy oczywiście ani centa, a przywędrował on do nas z francuskiego Sedan, w barwach którego spędził ostatnie trzy sezony. Jest wychowankiem Tuluzy, ale nie zagrał tam ani jednego oficjalnego spotkania. Przez cztery lata grał też w Club African, lecz i tam nie można powiedzieć, żeby był graczem podstawowego składu. Ma umiejętności, które na Segunda Division B spokojnie wystarczą, a pewnie i na coś więcej. Dobrze gra głową i kryje rywali. Fizycznie też prezentuje się niczego sobie.

 

Drugim z obrońców jest wszechstronny Sekou Outtarra (WKS, 24, 1u-21A / 0G, D / WBR / DM R C). Może on grać niemal na każdej pozycji w obronie i pomocy na środku lub prawej stronie boiska, ale korzystając z jego uniwersalności będę chciał przekształcić go w lewego obrońcę. Papiery na to ma. Jest szybki, sprawny, potrafi odebrać piłkę, nieźle drybluje i dysponuje solidnym wyrzutem z autu, co dla bocznego obrońcy jest atrybutem niezmiernie ważnym. Jego piłkarskie CV zawiera trzy pozycje. Zaczynał w JMG Academy, skąd trafił, jak większość Iworyjczyków, do belgijskiego Beveren. W lidze belgijskiej furory nie zrobił, chociaż grywał sporo (również w barwach Roeselare, gdzie był wypożyczony na jeden sezon), dlatego wędrował na wypożyczenia do francuskiego Le Mans, gdzie rozegrał aż trzy sezony. Chociaż “rozegrał” to za dużo powiedziane. Po prostu - był w kadrze.

 

Ostatnim ze sprowadzonych przed rozpoczęciem sezonu piłkarzem jest Carlos Sanchez (HIS, 32, GK). Bramkarza, co prawda, bardzo nie potrzebowałem, ale tak jak mówiłem - przy dobrej okazji, nie zawaham się z niej skorzystać. A za taką właśnie uważam Sancheza, wychowanka samego Realu Madryt, który, rzecz jasna w swoim macierzystym klubie nie miał szans zrobić kariery. Dlatego trafił do Castellon (z krótkim epizodem w Ejido i Almerii w międzyczasie), gdzie w drugiej lidze hiszpańskiej rozegrał ponad sześćdziesiąt spotkań. Ma sporo doświadczenia i naprawdę wysokie umiejętności, którymi bije na głowę wszystkich moich bramkarzy razem wziętych. Uważam, że może być naprawdę opoką naszej gry defensywnej..

Odnośnik do komentarza

Przed swoim debiutem ligowym czułem olbrzymią presję, ale zeszła ona częściowo na wiadomość o tym, że nie będę musiał występować przed meczem w konferencji prasowej, ponieważ nie była ona w planach. Nie mam zupełnie pojęcia dlaczego, ale było mi to ewidentnie na rękę.

Miałem jednak inny problem.

 

- Halo?

- Uważaj, mamy na ciebie oko...

- Kto mówi?

- Twój anioł stróż.

- Przestań sobie stroić żarty. Mów, coś za jeden.

- Ten, który obserwuje każdy twój krok. Dzwonię, bo mam dla ciebie ostrzeżenie...

- Jakie znowu ostrzeżenie?

- Jeszcze jeden asfalt w zespole i będzie żółta kartka. Następnego ostrzeżenia nie będzie, tylko od razu kartka czerwona. Mam nadzieję, że rozumiesz o czym mówię.

 

Po tych słowach, facet się rozłączył. Teraz naprawdę zacząłem się bać, ale ponieważ był weekend, oficer prowadzący ciąg dalszy mojej sprawy w policji nie będzie osiągalny. Będę musiał się z nim skontaktować po meczu z rezerwami Deportivo, którym inaugurujemy sezon.

W składzie na to spotkanie zabrakło kontuzjowanych od dłuższego czasu Saula i Conte, który wypadł mi dosłownie w ostatniej chwili. Jego miejsce na prawej flance zajął Outtarra, a na lewej obronie zameldował się Gharzouli.

 

Sanchez - Outtarra, Gharzouli, Dorta, Fournier - Erik, Nestor, Jose Maria - Ortega, Yeray, Johnny

 

Mecz nie był porywającym widowiskiem. Obie drużyny zagrały asekurancko, wyraźnie nie chcąc przegrać na start rozgrywek ligowych. My pierwsi groźniej zaatakowaliśmy i chociaż pierwsza nasza akcja ofensywna zakończyła się nieudanym strzałem Erika, chwilę potem gola strzelił niezawodny Johnny, który precyzyjnym strzalem z osiemnastu metrów umieścił piłkę w okienku bramki gości. Po chwili kontuzji doznał Yeray i w jego miejsce wprowadziłem Oscara Sancheza. Ten gol dodał nam skrzydeł. Stworzyliśmy sobie w pierwszej połowie jeszcze dwie strzeleckie okazje, ale niestety nie zakończyły się one golami, bo dobrze intwerweniował Edu. Pod koniec pierwszej połowy jeszcze jedną okazję mieli goście, gdy z rzutu wolnego z siedemnastu metrów uderzał Andreu lecz piłka poszybowała ponad bramką. Na drugą połowę Ayoze zastąpił Jose Marię i już trzy minuty po wejściu na boisko piłkarz ten zarobił żółtą kartkę. Goście zaś powoli przejmowali inicjatywę, choć na razie ich ataki były pozbawione zębów. My odgryzaliśmy się kontratakami, ale brakowało nam skuteczności, jak choćby w sytuacji z 66 minuty, gdy kontrę zmarnował Ortega. Po chwili goście dopięli swego i doprowadzili do wyrównania, gdy świetnym podaniem do Juana Carlosa popisał się Vela, a napastnik gości nie miał już problemów z pokonaniem naszego bramkarza. Osiem minut po utracie gola zaatakowaliśmy ponownie, szukając znów szansy na wywalczenie trzech punktów. Po akcji na obwodzie piłka trafiła do Sancheza, ale jego strzał minął bramkę gości. Koniec końców, niewiele brakło, a nawet byśmy ten mecz przegrali, gdy w doliczonym czasie precyzyjnie z rzutu wolnego uderzył Stopira, ale kapitalnie interweniował Sanchez, ratując nam jeden punkt.

 

Segunda Division B1, 1/38, 29.08.2010

Municipal, Vecindario, 1425 widzów

Vecindario - Deportivo B, 1:1 (JOHNNY ‘25, Juan Carlos ‘70)

MoM: Piscu (Deportivo B)

 

Po meczu dziennikarze już nie dali mi spokoju i zmusili mnie, bym odpowiedział na ich pytania.

- Remis na starcie to zły wynik?

- Trudno powiedzieć. Zasłużyliśmy może na zwycięstwo, ale nie uważamy, żeby podział punktów nas jakoś bardzo skrzywdził.

- Świetny mecz przeciwko wam rozegrał Piscu. Jak pan to skomentuje?

- Rzeczywiście, niestety dla nas, Piscu zagrał fenomenalnie.

- W dzisiejszym meczu oficjalnie zadebiutował Carlos Sanchez. Co może pan powiedzieć o jego grze?

- Debiuty nigdy nie są łatwe, ale dziś Carlos poradził sobie znakomicie. Wybronił przecież piłkę meczową, jaką goście mieli w doliczonym czasie gry. To świetny bramkarz, który już od pierwszego spotkania potwierdza swoje wysokie kwalifikacje.

 

Po przerwie na mecze eliminacji do Mistrzostw Europy czekał nas kolejny ligowy test. Naszym rywalem miała być drużyna Conquense, ale media to właśnie w nas upatrywały murowanego faworyta do zwycięstwa. Ja tam nie zamierzałem jednak rywalom odpuszczać i czekać aż mecz sam się wygra.

 

Sanchez - Outtarra, Gharzouli, Dorta, Fournier - Erik, Nestor, Jose Maria - Ortega, Yeray, Johnny

 

Do spotkania przystąpiliśmy w takim samym składzie, jak przed tygodniem, bo i specjalnie alternatywy żadnej nie było. Pierwsze pół godziny tego spotkania nie przyniosło żadnej, choćby mało groźnej sytuacji podbramkowej. Dopiero potem udało nam się przycisnąć i w 31 minucie objęliśmy prowadzenie, gdy Johnny wykorzystał rzut karny podyktowany przez arbitra za faul na Yerayu. Trzy minuty potem bramkarza gości próbował zaskoczyć Ortega strzałem spod siebie z dosyć znacznej odległości, ale Sergio zachował czujność. Po chwili mocno, acz niecelnie z daleka uderzał Jose Maria, ale w 40 minucie wykorzystaliśmy brak zdecydowania przy wyprowadzaniu piłki przez obrońców gości i gdy ta trafiła do Johnny’ego, ten już wiedział, co z nią zrobić. W drugiej odsłonie odezwały się w nas demony z pierwszego meczu i znów pozwoliliśmy rywalom odbudowywać formę. W 55 minucie w zamieszaniu podbramkowym najbliżej zdobycia bramki dla gości był Balencoso, ale nie potrafił doskoczyć przed Sanchezem do futbolówki. W 62 minucie zadaliśmy trzeci cios i znów w roli głównej wystąpił Johnny, który wykorzystał prostopadłe podanie Nestora. Podłamani goście nie potrafili, a może już nie chcieli nawiązać walki, odpuszczając ostatnie pół godziny. Dlatego niewielkim nakładem sił dowieźliśmy to zwycięstwo do końca.

 

Segunda Division B1, 2/38, 05.09.2010

Municipal, 1210 widzów

[12] Vecindario - [5] Conquense, 3:0 (JOHNNY (k) ‘31, JOHNNY ‘40, JOHNNY ‘62)

MoM: Johnny (Vecindario)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...