Skocz do zawartości

Tańcząc z Guanczami


Fenomen

Rekomendowane odpowiedzi

Wszystko zmierza w dobrym kierunku. Zasilacz przywieziony, zamontowany, FM z savem z Vecindario odpalony w tle... ;)

 

 

 

- Gratuluję! – krzyknęła na powitanie Amelia i objęła mnie w pół, zupełnie nie przejmując się kręcącymi się w okolicy przechodniami.

- A jest czego? – zapytałem ponuro.

- Oczywiście. Organizacja Kanaryjskiego Ruchu Niepodległości została uznana za winną przygotowania zamachu na życie trenera Preciado. Dwóch głównych mocodawców zostało skazanych na dwadzieścia lat pozbawienia wolności, a wykonawca wyroku dostał dożywocie.

- Wreszcie jakieś dobre nowiny – mruknąłem pod nosem.

- Tak, ale pamiętaj. Oni będą chcieli zemsty. Sąd jednak już zlecił procedury mające na celu zapewnienie ci państwowej ochrony, przynajmniej dopóki sprawa będzie świeża.

- Czyli ugotują moje flaki dopiero kiedy temat wystygnie? Sweet – odrzekłem równie ponuro, jak przedtem.

- Spokojnie. Będziemy cały czas monitorować sytuację. Jest jednak bardzo prawdopodobne, że teraz w tej organizacji sporo się zmieni, zwłaszcza w jej najwyższych strukturach. Jednak teraz jesteś jednym z jej głównych wrogów.

- Widzę, że robisz wszystko, żebym się nie cieszył z wyroku sądu… - zabrzmiało gburowato. Sam nie wiem, czy tak miało zabrzmieć…

- Próbuję raczej ci uświadomić, że chociaż jedną bitwę wygraliśmy, wojna jeszcze nie jest zakończona. Musimy uzbroić się w cierpliwość i bardzo uważać na każdy krok. Sprawa jest bardzo delikatna.

- No dobra. To co dalej? – zapytałem już zupełnie zdezorientowany.

- Na razie swój ruch wykonał sąd. Teraz czas na miejscową policję, która pewnie niebawem się do ciebie zgłosi, celem ustalenia szczegółów tej ochrony. Dopiero jak będzie jasne, na czym stoimy w kontaktach z policją, będzie można podjąć jakieś decyzje – o całej procedurze Amelia mówiła spokojnie, rzeczowo, bardzo metodycznie.

- Stoimy? Myślałem, że sam stoję – dużo ryzykowałem tym stwierdzeniem, ale co tam…

- Noooo… jak chcesz – wydusiła z siebie.

- Nie, nie chcę. Chcę, żeby było normalnie, miło i czule – jeśli relacje z Amelią mnie czegoś zdążyły już nauczyć, to na pewno bezpośredniości.

- Coś proponujesz? - jej oczy zaświeciły się chytrze.

- Dziś, godzina dwudziesta druga. U mnie – cóż za pewność w głosie. Sam siebie zadziwiłem.

- Brzmi interesująco.

 

Cholera ciągnie mnie za język…

 

- Postaram się przypomnieć sobie co nieco ze swoich kuchennych doświadczeń. Może coś typowo polskiego?

- Przekonałeś mnie. Będę na pewno.

 

W dobrych nastrojach wróciłem do domu. Po ogarnięciu się nieco, zrobiłem potrzebne zakupy, przygotowałem typowo po polsku żeberka, dokupiłem czerwone wino i czekałem na kobietę.

 

Randka sama w sobie udała się perfekcyjnie. Oczywiście nie czas jeszcze było na przejście do etapu bardziej intymnego, tym niemniej ten wieczór spędziliśmy bardzo miło, jak chyba jeszcze nigdy odkąd jestem na Teneryfie. Cały czas byłem bardzo podekscytowany.

 

Ale chyba nie tylko z powodu kobiety.

Wcześniej odebrałem telefon.

Zadzwonił prezes.

Chciał się spotkać już następnego dnia. Pilnie.

Odnośnik do komentarza

Z panem Pablo Alvarezem byłem umówiony o jedenastej w klubowej kawiarni. Przy porannej kawie mieliśmy porozmawiać pierwszy raz od tamtego feralnego dnia, gdy mieliśmy dyskutować o przyszłości klubu jeszcze z Preciado. Wiedziałem, co ta dzisiejsza rozmowa dla mnie oznacza. Skoro zostałem oczyszczony z zarzutów, decyzja prezesa mogła być tylko jedna. Ale nie chciałem wyprzedzać faktów.

Punktualnie o jedenastej byłem na miejscu. Podobnie jak Alvarez.

 

- Usiądź, zamówiłem już dwie kawy. Czekali z podaniem na ciebie.

- To miło z ich strony.

- Może od razu, bez zbędnych ceregieli, przejdziemy do rzeczy?

- Jasne, nie ma czasu do stracenia.

- W takim razie. Po pierwsze primo, najchętniej wyprostowałbym ci szczękę, a potem urwał głowę i zamienił miejscami z kutasem.

- Hmm?

- To przez ciebie na klub zeszła teraz zła sława. Zamieszanie asystenta w morderstwo trenera...

- Moment. Przecież zostałem oczyszczony z zarzutów. Nic złego przecież nie zrobiłem - zaprotestowałem.

- Cicho. Teraz ja mówię - apodyktyczny charakter prezesa dawał się dobitnie poznać - Gdybym tylko mógł, zrobiłbym wszystko, żeby ci nie dać tej satysfakcji i nie dać tej roboty.

- Jakiej roboty? - zapytałem głupio. Aż za głupio. Pytanie było idiotyczne. Nawet średnio uzdolniony intelektualnie jamochłon wiedział, o co toczy się tu rozgrywka.

- Nie udawaj głupiego. Presja otoczenia jest jednak bardzo silna. Jeśli nie zatrudnię cię na stanowisku pierwszego trenera, piłkarze i kibice mnie zlinczują.

- Co w konsekwencji doprowadzi do upadku pana prezydentury w klubie - zauważyłem szyderczo.

- Nie cwaniakuj. To, że jesteś oczyszczony przez sąd nie oznacza, że nie będę miał na ciebie oka. Mam swojego człowieka w klubie i on będzie uważnie pilnował, żebyś się z czymś głupim znów nie wychylił.

- Co znaczy to ‘znów’?

- Nie mogę sobie pozwolić na kolejne wahania zaufania inwestorów wobec klubu. Vecindario to niewielkie sportowe przedsiębiorstwo, a ostatnia afera już skutecznie nadszarpnęła wizerunek klubu. Dlatego teraz masz spokojnie poprowadzić drużynę w kolejnym sezonie. Nie wychylać się na czoło stawki, ale też uniknąć nerwowej walki o utrzymanie.

- Dlaczego nie chce pan walki o najwyższe cele?

- Zastanów się, El Polacco. W razie awansu do Liga Adelante, konieczne będą remonty i modernizacja obiektów. Na to nas nie stać, podobnie naszych sponsorów. Poza tym wielu piłkarzy ma wpisaną w kontrakcie klauzulę automatycznego podwyższenia pensji w razie promocji do wyższej ligi. Awans nas finansowo zniszczy.

- Szczerze mówiąc, ciężko mi sobie wyobrazić współpracę z panem skoro już na wstępie jest pan do mnie tak uprzedzony - sztukę ryzykownych zagrań w dyskusji opanowałem już chyba do perfekcji.

- Nie bój nic. Nie będę się bardzo wtrącał. Ani w taktykę, ani w treningi, ani nawet zbytnio w politykę kadrową. Powiem ci coś w sekrecie. Nie jestem wielkim fanem futbolu. Traktuję Vencidario jak przedsiębiorstwo, które ma przynieść zyski.

- Rozumiem. Skoro nie będziemy sobie wchodzić w drogę, to jestem skłonny zaakceptować tę propozycję.

- Czuję, że nie robisz mi łaski. Wszyscy wiedzą, że miałeś chrapkę na ten etat.

- Szczerze mówiąc, guano mnie obchodzi, co inni sobie myślą.

- W tym sezonie masz spokojnie budować drużynę. Przez ten rok poszukamy sponsorów i jak znajdziemy bogatych wujków, wzmocnimy się za rok, żeby walczyć o awans.

- Przed chwilą mówił pan co innego... - zauważyłem.

- Przed chwilą mówiłem o planach na nadchodzący sezon, nie o długofalowej strategii. Awans do wyższej klasy będzie w końcu potrzebny, bo to zwiększa naszą wartość sportową, co bezpośrednio prowadzi do wzrostu wartości marketingowej. Czy naprawdę muszę ci to wszystko tłumaczyć?

- Nie. Nic pan nie musi. Mam jednak jeszcze jedną prośbę.

- Słucham?

- Proszę o znalezienie klubu patronackiego w Primera Division, z którego moglibyśmy wypożyczać zdolnych piłkarzy. W obliczu niekoniecznie dobrej sytuacji finansowej klubu, to może być dobra szansa na wzmocnienie zespołu przed sezonem.

- Zobaczę, co da się zrobić. Czyli co? Bierzesz tę robotę?

- Tak jest.

- No to zmiataj stąd. Jutro pierwszy trening okresu przygotowawczego. I pamiętaj. Mam na ciebie oko. Żegnam.

- Żegnam. Miłego popołudnia.

 

Nie ukrywam, że spodziewałem się tej propozycji prezesa, ale okoliczności i jego nastawienie do mojej osoby mocno mnie zaskoczyły. Wygląda na to, że nie będę miał wrogów jedynie wśród terrorystów, ale też najbliższych współpracowników...

 

 

*******************************************

* Football Manager 2011, 11.2.1

* Baza danych: średnia

* Wybrane ligi: hiszpańska (wszystkie), francuska (wszystkie)

* Zasady: własne

*******************************************

Odnośnik do komentarza

Zacząłem czytać od samego początku. Jestem pod wielkim wrażaniem fabuły, która wciągnęła mnie jak żadne opowiadanie, i nawet jak miałem potrzeby fizjologiczne czytałem do końca. :P Masz we mnie stałego czytelnika :respekt:

Odnośnik do komentarza

- Mario, przyjacielu. Mam dla ciebie nowinę! - wykrzyknąłem w słuchawkę telefonu.

- No zamieniam się w słuch.

- Dostałem robotę pierwszego trenera w Vecindario!

- Noo, bueno! Gratulacje!

- Dzięki, też się cieszę.

- Ale przyznaj sam, to było do przewidzenia.

- Tak sądzisz?

- Jasne. Na mieście od dawna się o tym mówi.

- Skoro tak sądzisz. Na pewno nie będę się sprzeciwiał. By the way, jutro odbędzie się konferencja prasowa z udziałem nowego trenera. Zapraszam się serdecznie.

- Nie wiem, czy dostanę akredytację, ale jeśli tak, to naturalnie, że się zjawię.

- Przyjdź choćby nie jako dziennikarz, a mój przyjaciel.

- Dzięki. Będę o tym pamiętał. I co teraz planujesz?

- Zadzwonię jeszcze do Amelii, a potem zacznę ogarniać sprawy klubowe. Jest tego sporo.

- A właśnie, jak wam się układa z kobietą?

- Chyba coraz lepiej. Wczoraj udało się spędzić razem wieczór. Było bardzo przyjemnie i chyba wszystko jest na dobrej drodze.

- To świetnie. Cieszy mnie, że zaczyna ci się wreszcie układać. Po tym wszystkim, co tu przeżyłeś na wstępie swojej przygody, najwyższy czas odbierać prezenty od losu.

- Dzięki. A co u ciebie? Jak twoja siostra?

- Nie przyjedzie. Stan się bardzo pogorszył. Prognozy lekarzy nie dają jej wielkich szans.

- Damn. Mogę ci jakoś pomóc?

- Nie sądzę... Jak? Muszę to jakoś przeboleć. Pojutrze wylatuję do Stuttgartu.

- Mam znajomego Niemca. Gdybyś potrzebował coś załatwić w Niemczech, to wal śmiało. Mogę go poprosić, żeby pomógł.

- Dzięki, ale mam nadzieję, że się obejdzie.

- W razie czego nie krępuj się. Od tego są kumple, żeby sobie pomagać. Sam mi to niedawno powiedziałeś.

- Zgadza się. Cieszę się, że to zapamiętałeś.

- Wpadnij jutro na konferencję to jeszcze potem pogadamy.

- Zobaczymy, co da się zrobić. Do zobaczenia.

- Na razie!

 

Rozłączyłem się, ale nie dzwoniłem od razu do Amelii. Musiałem sobie poukładać w głowie to, co usłyszałem od Mario. Życie to jedno wielkie pasmo niepowodzeń i jak już mi się zaczęło powoli układać, to jemu się świat wali.

Wreszcie się pozbierałem do kupy i wykonałem telefon.

 

- Mam tę robotę! - wrzasnąłem do słuchawki.

- Halo?! - odebrał wyraźnie dziecięcy głos.

- Yyyy - zmieszałem się - mogę prosić mamusię do telefonu.

- Mamo, ktoś do ciebie - słychać było odgłosy tła w słuchawce.

- Słucham?

- Amelia Tu Marco! Dostałem robotę w Vecindario.

- Świetnie! Tak się cieszę, może uczcijmy to jakoś.

- Czemu nie! Mam znakomity nastrój i chętnie się nim z kimś podzielę.

- Wpadnij dziś do mnie. Przygotuję coś specjalnego na tę okazję.

- Będę po dwudziestej drugiej.

- Może być i wcześniej.

- Ok. Wpadnę, jak tylko się wyrobię.

- A co cię tak absorbuje? Chyba nie zaczynasz od razu angażować się w swoje obowiązki służbowe?

- Nie bój nic. Na pewno nie przesłonią mi one pięknej kobiety.

- Słaby z ciebie romantyk - wypaliła z rozbawieniem.

- Heeej. Ale przynajmniej się staram. Doceń to!

- No już dobrze. Doceniam. A bardziej docenię wieczorem.

- No to do zobaczenia.

- Pa!

Odnośnik do komentarza

Zanim udałem się do Amelii na kolację, przejrzałem wszystkie dostępne materiały dotyczące klubu, który objąłem i który w dalszej bądź bliższej przyszłości będę miał poprowadzić do sukcesów.

 

Vecindario to klub założony w 1942 roku, względnie zatem niedawno. Swoje mecze rozgrywa na stadionie Municipal, który może pomieścić na wygodnych krzesełkach dwa i pół tysiąca widzów, co jest wynikiem mocno przeciętnym nawet jak na realia trzeciej ligi hiszpańskiej, w której aktualnie klub gra. Uściślając, jest to grupa B1 trzeciej ligi. W tej grupie w tym sezonie zmierzymy się między innymi z tak znanymi firmami hiszpańskiego futbolu jak Badajoz, Castilla (rezerwy samego Realu Madryt), Deportivo B, Getafe B, Leganes, czy Pontevedra. Co ciekawe, będziemy rozgrywać ligowe kanaryjskie deby z młodzieżówką z Gran Canarii - Universitad Las Palmas.

 

Zaplecze treningowe i infrastruktura niestety stoją na bardzo niskim poziomie. Dzięki Bogu standardem tutaj są szatnie, łazienki z prysznicami i chociaż jedno boisko treningowe i w te elementy zostaliśmy wyposażeni. Jest nawet coś na kształ akademii piłkarskiej, ale na ile gwarantuje ona rokroczny przypływ zdolnej młodzieży to sam nie wiem, chociaż nie liczę na problem bogactwa.

 

Największym sukcesem klubu było wygranie trzeciej ligi w 2003 roku po to, by rok później z hukiem do niej powrócić. Trzy lata wcześniej drużyna zajęła trzecie miejsce w rozgrywkach ligowych, ale nie udało jej się przebrnąć baraży decydujących o awansie.

 

Jeszcze kilka słów o ludziach, z którymi, oprócz prezesa, przyjdzie mi tu współpracować. Moim asystentem jest Suso Ruano, o którym nic nie wiem, ale liczę na to, że nie weźmie ze mnie przykładu i nie pozbawi mnie zaraz etatu. Trenerem bramkarzy jest Chano Lozano, 46 letni Hiszpan o CV biednym jak białoruski rencista. Niewiele więcej dobrego można powiedzieć o Luciano Alfonso Perdomo aka Ciani, który jest naszym jedynym trenerem. Ten ponad dziesięć lat młodszy od swojego kolegi Hiszpan najlepiej pewnie zna się na naprawie samochodów w warsztacie, który prowadzi ze swoim bratem, bo na pewno nie na prowadzeniu fachowych treningów.

 

Jedynym fizjoterapeutą jest Samuel Guerrero, który po tym jak wyrzucono go ze studiów za nielegalne korzystanie z uczelnianych laboratoriów do tworzenia leków poprawiających wydolność na bazie amfetaminy, załapał się na posadę w Vecindario. Na leczeniu piłkarzy nie zna się praktycznie wcale, ale umie czytać ulotki na opakowaniach, a to może być już wystarczająca zdolność.

 

Osobą odpowiedzialną za wyszukiwanie potencjalnych wzmocnień jest Joaquim Perral... i nikt więcej. Sam jeden na pewno nie stworzy dostatecznie gęstej siatki wywiadowczej, szukającej zdolnych piłkarzy chętnych do gry dla Vecindario. Zwłaszcza, że jego umiejętności w zakresie wyszukiwania piłkarzy są, delikatnie mówiąc, mocno ograniczone. Ale nie może być inaczej, gdy pracuje się jako kierowca tira dowożącego dostawy dla Tesco. Podobno znajduje talenty będąc w trasie, ale po mojemu to on w trasie może znajdywać co najwyżej przelotne uciechy.

 

Bez prawdziwych fachowców w sztabie szkoleniowym daleko nie zajedziemy, dlatego już rozpocząłem poszukiwania wartościowych pracowników.

 

Kadrze przyjrzę się jeszcze szczegółowo na najbliższych treningach, ale już po tych kilku miesiącach spędzonych tu w roli asystenta menedżera wiem, że nie wygląda ona zbyt różowo.

Odnośnik do komentarza

Fatalnie się czułem ze świadomością, że wielu z moich współpracowników, z którymi wcześniej pracowałem jako asystent trenera Preciado, teraz być może będzie musiało się pożegnać z posadą. Potrzebowałem bowiem dużo lepszych specjalistów, którzy pomogliby mi budować silną drużynę. Dotyczyło to zarówno trenerów, jak i fizjoterapeutów oraz przede wszystkim skautów.

I tak moimi pierwszymi decyzjami kadrowymi była rozbudowa sztabu szkoleniowego.

 

Akurat mój asystent, niejaki Ruano zdołał zachować posadę, ale tylko dzięki osobistej interwencji prezesa. Dzięki temu przynajmniej już wiem, kto będzie jego osobistym konfidentem. Z panem Ruano zatem trzeba będzie obchodzić się wyjątkowo ostrożnie.

 

Rozbudowa sztabu pociągnęła za sobą najwięcej zmian w gronie trenerów. Tutaj dołączyło do nas trzech nowych fachowców:

 

  • Robert Prosinecki (CHO, 41, 49A / 10G) - tego pana oczywiście nie trzeba nikomu przedstawiać. Szukałem kogoś ze znanym nazwiskiem, kto pomógłby budować mi dobrą atmosferę w zespole. Atmosferę wokół legendy. Robert wydaje się idealnym kandydatem. A jeśli dodamy do tego jego umiejętności z zakresu treningu technicznego i ofensywnego sądzę, że na tym transferze możemy dużo zyskać. Na pewno jego sława pomoże też częściowo odciążyć szum medialny, który na razie skierowany jest wyłącznie na mnie.

  • Nauzet Aguado (HIS, 31) - nikomu nieznany trener, który wcześniej był (również nikomu nieznanym) piłkarzem. Zrobił papiery trenerskie po tym, jak doznał ciężkiej kontuzji prawej stopy, która przerwała mu karierę. Zna się trochę na treningu ofensywnym i ma dar dobrej współpracy z młodzieżą, co może okazać się nieocenione, jeśli weźmiemy pod uwagę młody średni wiek naszej kadry.

  • Sergio Corino (HIS, 35) - to z kolejni zupełnie niezły fachowiec od przygotowania taktycznego i gry obronnej. Kogoś takiego bardzo potrzebowałem, bo na razie klub nie posiadał nikogo, któ na tym rzemiośle choć trochę by się znał. Corino wydaje się dobrym wzmocnieniem naszego sztabu szkoleniowego. Warto odnotować, że Corino w przeszłości był całkiem niezłym piłkarzem, który w La Liga rozegrał niespełna trzysta spotkań, głównie w barwach Salamanki, Realu Sociedad oraz Rayo Vallecano.

Ponieważ Guerrero nie ma pojęcia o leczeniu piłkarzy, sprowadzenie fizjoterapeuty, który znałby się na swoim fachu, było absolutnym priorytetem. Ciężko jednak było znaleźć odpowiedniego kandydata. Ostatecznie trafiło na Alberto Leona (HIS, 42), który poprzednie dwa lata spędził w Ceucie. Nie jest wybitnym specjalistą, ale na pewno umie więcej niż jego poprzednik (który nota bene w klubie pozostał). Mimo wszystko w razie poważniejszej kontuzji, któregoś ze swoich graczy pewnie będziemy ugotowani. Nikomu nie życzę, żeby musiał się znaleźć pod opieką naszych fizjoterapeutów.

 

Osobnym tematem było poszerzenie grona skautów, którzy pomogliby wynajdywać ciekawych graczy, mogących wzmocnić nasz zespół. Ponieważ trzecioligowy klub, jakim jest Vecindario, nie jest szczególnie atrakcyjny, trudno było znaleźć wybitnych specjalistów w tej dziedzinie. Tym niemniej trzech szperaczy udało się sprowadzić:

 

  • Roberto Abellan (HIS, 35) - syn kolejarza i szwaczki. Pracował wcześniej jako kontroler biletów w kanaryjskiej komunikacji, stąd chwali się szerokimi znajomościami. Pytanie tylko, jak te jego znajomóści mogą nam pomóc. Pewnie ma też wielu wrogów.

  • Mariano Aguillar (HIS, 39) - nawet znana postać hiszpańskiego futbolu. Ma za sobą kilka lat całkiem udanej kariery piłkarskiej. Jest wychowankiem Atletico Madryt, gdzie nawet powąchał ławki rezerwowych pierwszej drużyny. Najlepsze lata spędził w Getafe i Leganes, gdzie grał regularnie. Kończąc karierę został skautem. Jego znajomości jeszcze z czasów ganiania po boisku mogą okazać się cenne.

  • Daniel Abad (HIS, 35) - wyciągnięty z rybnego targowiska. Przechwala się, że zna każdego na Kanarach. Śmierdzi rybami, ale nie żądał wysokiej pensji, więc zaryzykowałem. Jak się nie sprawdzi, skończy tam, skąd go wyciągnąłem. Podobno jest gejem, a przynajmniej na takiego wygląda. Trzeba się przy nim mieć na baczności i mieć zawsze pod ręką korek.

Odnośnik do komentarza

W tak zwanym międzyczasie, kiedy dopinałem sprawy transferów rozszerzających nasz sztab szkoleniowy w klubie działy się ciekawe rzeczy. Przede wszystkim miał miejsce pierwszy trening ze mną w roli selekcjonera. Zaczęło się bardzo uroczyście. Moi podopieczni zbudowali szpaler, w którym witali mnie jak bohatera, który, nie przymierzając, wygrał Ligę Mistrzów, a nie ledwo co odzyskał reputację i dostał marnie płatną robotę. Skoro jednak tak mnie widzą, to może przynajmniej z nimi złapię dobrą nić współpracy.

Jeden z nich nawet zabrał głos. Kapitan. David Dorta.

 

- Panie Polo. Jesteśmy zachwyceni, że został pan naszym trenerem. Mamy nadzieję, że nasza współpraca będzie układała się równie znakomicie, jak za czasu, gdy był pan asystentem tego chuja Preciado - zaczął bardzo pompatycznie.

- Cieszę się, że tak mnie witacie. A teraz zapierdalać na rozgrzewkę!

 

Nikt nie protestował. Wszyscy posłusznie wykonali swój obowiązek. Pierwszy trening miał jednak być luźniejszy. Piłkarze dopiero co powracali z urlopów (na które ich przecież sam nie tak dawno wysyłałem), więc nie chciałem ich za mocno forsować, żeby się nie przegrzali jeszcze przed startem sezonu. Okres przygotowawczy jest długi. Na pewno zdążą się wdrożyć.

 

- Dobra panowie. Musimy pogadać.

 

Piłkarze zebrali się wkoło, chcąc wysłuchać przemówienia swojego trenera.

 

- Nie oczekujcie wyniosłych przemówień. Jestem tutaj, bo zdaniem prezesa, jestem najbardziej odpowiednią osobą na to stanowisko...

- No jasna sprawa. Wiadomo! - krzyknął ktoś z tłumu.

- Ale nie oszukujmy się. W takiej konfiguracji, jaka jest teraz, przed klubem nie ma zbyt szerokich perspektyw.

- Co ma pan na myśli, trenerze? - zapytał z niepokojem drugi z bramkarzy.

- Konieczne będą wzmocnienia. Udało mi się dogadać z prezesem już w sprawie nawiązania współpracy z Racingiem Santander, który będzie naszym klubem patronackim. Będzie on mógł wysyłać do nas swoich utalentowanych,. mam nadzieję, młodych piłkarzy, by mogli się u nas ogrywać.

- Będą transfery? - usłyszałem pytanie zza siebie.

- Są nieuniknione. Na niektórych pozycjach mamy wyjątkowe wakaty. Na przykład Saul jest jedynym lewym obrońcą. Nie muszę mówić, co się stanie, jeśli dozna on kontuzji. A właśnie, gdzie on jest? - zapytałem, nie widząc naszego bocznego obrońcy w pobliżu.

- Przecież nie było go na treningu. Złamał nogę na urlopie w Maroku.

- Matko Boska...

- Podobno ma pauzować do pół roku - wtrącił się Alberto Leon.

- No to, kurwa, pięknie. Sami widzicie, transfery będą konieczne. Inaczej polegniemy.

- Czyli niektórzy z nas też odejdą?

- Odejdą, nie odejdą. Kadra jest wąska. Będę się starał ją poszerzyć odpowiednimi graczami. Na razie nikt nie może być pewny miejsca w składzie, ale też nikogo z góry nie skreślam. Okres przygotowawczy wyłoni nam skład, którym będziemy walczyć o ligowe punkty - odpowiedziałem treningowo przed podobnym pytaniem, które na bank pojawi się na konferencji prasowej.

- Panie trenerze. My za panem stali murem. Mamy nadzieję, że pan się teraz na nas nie wypnie.

- Nie zamierzam się na nikogo wypinać. Zamierzam zbudować tu silny zespół. Z waszą pomocą. A teraz do roboty. Gramy minigierkę. Muszę sobie zrobić rozeznanie, w jakiej jesteście formie po wakacjach. Raz! Raz! Raz!

- Czyli co? - zapytał wyraźnie zafrasowany jeden z napastników.

- Gramy meczyk. Pierwsza drużyna kontra młodzieżówka. Do roboty!

Odnośnik do komentarza

No, ciekawe jak Ci pójdzie w sezonie. Czasami jak mnie wciągała fabuła w jakimś wątku przeskakiwałem odcinki z opisami spotkań.

Ciekawe jak długo będziesz to opowiadanie ciągnął ( mam nadzieję, że latami :D ). Jeśli przynajmniej te 2-3 sezony, to to będzie najdłuższe fabularnie opowiadanie w historii forum.

Odnośnik do komentarza

Wewnętrzna gierka sparingowa nie powiedziała mi wiele o dyspozycji poszczególnych piłkarzy. Z resztą nie tego jeszcze oczekiwałem, ale musiałem jakoś ich zmotywować do pracy na tym pierwszym treningu. Pierwszy skład wygrał pewnie 3:1 (między innymi po ładnym lobie Ortegi i mocny strzale z daleka Johny’ego), a ja na podstawie tego co widziałem, musiałem zacząć wyciągać pewne wnioski dotyczące obsady poszczególnych pozycji i roli konkretnych piłkarzy w zespole.

Towarzyski, 03.07.2010

Municipal, Vecindario, 143 widzów

Vecindario - Vecindario u19, 3:1 (NUNEZ ‘2, ORTEGA ‘10, JOHNY ‘45+2, Domingo ‘83)

MoM: Jonathan David Rodriguez ‘Johny’

 

Na tej podstawie i na własnych obserwacjach mogłem już co nieco o swoich podopiecznych powiedzieć.

 

 

Bramkarze:

Santi Lampon (HIS, 37) - bardzo doświadczony bramkarz, wychowanek Las Palmas, który ma na swoim koncie występy m. in. w Getafe, gdzie grał regularnie w Segunda Division A przez dwa sezony. Jako jeden z nielicznych pamięta złote czasy występów Vecindario w drugiej lidze, będąc wtedy kluczowym graczem tej ekipy. Ma na swoim koncie ponad trzysta występów ligowych. Na chwilę obecną będzie naszym pierwszym bramkarzem, ale jeśli uda się znaleźć kogoś lepszego, to nie zawaham się posadzić staruszka na ławce.

Santi Hidalgo (HIS, 24) - nasz wychowanek. Dołączył do pierwszej drużyny przed dwoma laty, a w poprzednim sezonie rozegrał nawet szesnaście spotkań ligowych. Jest dużo słabszy od Lampona. Jedynie nieco lepiej od swojego bardziej doświadczonego kolegi radzi sobie w grze w powietrzu, ale to za mało. Ławka, głęboki skład. W przypadku transferu kogoś innego - będzie do odstrzału.

Notatka: Lampon nie jest zły, ale już mocno wiekowy. Hidalgo zaś jest za słaby na pierwszy skład. Jak znajdę ciekawego bramkarza, to poważnie się zastanowię nad wzmocnieniem tej formacji, choć nie jest ona priorytetem.

 

Prawi obrońcy:

Notatka: Hmm. No jest wesoło. Nie stwierdziłem żadnego nominalnego prawego obrońcy w zespole. Konieczne wzmocnienia. Królestwo za prawego obrońcę! Przydałby się chociaż jakikolwiek...

 

Lewi obrońcy:

Saul Suarez Hernandez (HIS, 22) - nasz wychowanek. Nawet niezły. Pamiętam go z tamtego sezonu, kiedy fajnie hasał po lewej flance. Nie ogranicza się tylko do obrony, ale też potrafi celnie zacentrować. Szkoda tylko, że najbliższe miesiące ma z głowy. W poprzednim sezonie w 25 meczach strzelił jednego gola. Jeden z lepszych motorycznie piłkarzy w zespole.

 

Notatka: Ponieważ jest to nasz jedyny lewy obrońca, tu również wzmocnienia będą bardziej niż wymagane. Inaczej nie będzie komu grać na lewej flance w pierwszych tygodniach sezonu. A jak nie daj Boże, kontuzja się przeciągnie... Brrr... aż nie chcę o tym myśleć.

 

Środkowi obrońcy:

David Dorta (HIS, 32) - nasz najlepszy i przy okazji najbardziej doświadczony stoper. Ponad trzysta występów w meczach ligowych na różnym szczeblu robi swoje. Większość kariery spędził w Mensajero, gdzie trafił z macierzystego Tenerife. Potem dwa lata grał w Herculesie, by ostatecznie w 2003 roku trafić do Vecindario. Został już żywą legendą klubu, dla którego rozegrał ponad sto trzydzieści ligowych tylko meczów.

 

Eduardo (HIS, 23) - jeden z lepszych produktów naszej szkółki piłkarskiej. Wychowanek Vecindario, który do pierwszej drużyny dołączył przed rokiem i od razu wywalczył sobie miejsce w wyjściowym składzie, rozgrywając rok temu 33 ligowe spotkania. Dobrze się ustawia i kryje rywala, dzięki czemu braki szybkościowe udaje mu się z łatwością nadrabiać. W powietrzu też radzi sobie zupełnie nieźle.

Daniel Achi (HIS, 22) - wychowanek Tenerife dołączył do drużyny tego lata, będąc zatwierdzonym transferem jeszcze przez Preciado. Nie wiem jednak, po co było go sprowadzać, bo umiejętności ma niewielkie, by nie rzec, mierne. Dużo słabszy od wyżej wymienionej dwójki, do tego niższy i gorzej grający w powietrzu. Głęboka rezerwa i najprawdopodobniej lista transferowa.

 

Jonay Carreno (HIS, 25) - wychowanek Las Palmas nigdy nie awansował do pierwszej drużyny swojego macierzystego klubu. Jako nastolatek trafił do Santy Brigidy, skąd przywędrował do Vecindario tego lata. To kolejny chybiony ruch transferowy Preciado i następny w kolejce do odstrzału. Piłkarz, który na pewno nie mógłby nawiązać walki ani z Eduardo, ani z Dortą. Podobno doszedł do finału kanaryjskiej edycji Jukendens, ale to za mało, by mnie przekonać, abym dał mu szansę.

Roberto Sanchez (HIS, 25) - najsłabszy z grona stoperów. Trafił do nas przed rokiem ze szkółki Las Palmas, gdzie nie przebił się do pierwszej drużyny. U nas rok temu rozegrał jedenaście spotkań, ale nie można o nim powiedzieć, aby był ostoją defensywy. Cienki jak dupa węża, przeznaczony na sprzedaż. Pytanie, czy znajdę frajera, który o niego chociaż zapyta...

Notatka: Eduardo z Dortą powinni zagwarantować spokój na środku obrony, ale w razie kontuzji któregokolwiek z nich, leżymy i kwiczymy, dlatego konieczne będzie znalezienie godnych rezerwowych, na których ze spokojem, w razie niedyspozycji któregoś z nich, będzie można postawić.

Odnośnik do komentarza

Defensywni pomocnicy:

 

Erik Santiago Sanchez (HIS, 18) - kolejny produkt naszej szkółki. Do pierwszej drużyny trafił już przed trzema laty, ale nie potrafił od tego czasu zbudować sobie pozycji w zespole. Dość powiedzieć, że dopiero przed rokiem zdołał w nim zadebiutować. Umie odebrać piłkę, przyjąć, oddać strzał z daleka (być może ‘umie’ to za dużo powiedziane, ale na bezrybiu...). Fizycznie za słaby do roli pitbulla i obawiam się, że to go skreśla.

 

Notatka: jedyny nominalny defensywny pomocnik. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że jest to pozycja newralgiczna w moim systemie gry trójką środkowych pomocników, no to dramat gotowy. Wzmocnienia konieczne!

 

 

Środkowi pomocnicy:

 

Nestor Morales Rodriguez (HIS, 25) - nie skończył szkoły, bo wolał grać w piłkę. Szkoda tylko, że gra w nią pewnie tak samo albo i gorzej jak się przykładał do szkolnego obowiązku. Piłkarz słaaaabiutki. Jedyne pozytywy: jako jeden z nielicznych może grać na pełnych obrotach przez 90 minut w każdym meczu. Czasem zdarzy mu się też poprawnie przyjąć piłkę. Dużo za mało, jak na typowego środkowego pomocnika.

 

Notatka: dramatu część dalsza. Jeden środkowy pomocnik, do tego jeszcze tak dupny, że aż żal patrzeć. Obowiązkowo trzeba kogoś znaleźć na tę pozycję.

 

 

Ofensywni pomocnicy:

 

Ayoze Medina (HIS, 21) - jeżeli o poprzednich piłkarzach można było powiedzieć, że są słabi, to dla Ayoze brakuje już skali. Totalne beztalencie. Jedyne co potrafi to czasem kopnąć mocno i prosto z daleka w bramkę. Wychowywał się w rodzinie gimnastyków i chyba przejął po nich naturalną sprawność, ale z takim atutem to do cyrku, a nie na boisko.

 

Miguel Angel Nunez (HIS, 31) - dużo starszy od swojego rywala do gry na tej pozycji, ale wcale nie lepszy. Na pewno ma przewagę doświadczenia, bo grał sporo (prawie dwieście występów ligowych w karierze, m. in. w barwach Numancii, w której liznął nawet futbolu w La Liga). Z dawnych umiejętności zostało niewiele, chyba tylko agresja i nieustępliwość w grze. To za mało.

 

Notatka: tylko dwóch piłkarzy na tej pozycji, a dla Nuneza i tak pewnie braknie miejsca w składzie, bo jest za stary i nie zdołam go zarejestrować. Bida aż piszczy. Jeśli nie przekwalifikuję na tę pozycję, któregoś ze skrzydłowych to również pasowałoby kogoś tu dokupić.

 

 

Prawi skrzydłowi:

 

Michel Ponte Sanchez (HIS, 33) - bardzo doświadczony piłkarz (blisko trzysta występów ligowych), ale całą swoją karierę spędził na trzecioligowych boiskach, więc wielkiego futbolu nie powąchał. Wychowanek Ferrolu, grał również w Zamorze, Lugo i Pajara Playas. Od 2004 roku piłkarz Vecindario, dla którego strzelał ważne bramki, przede wszystkim w sezonie 2005-2006, kiedy był kluczową postacią w zespole. Teraz już ma swoje latka, ale wciąż może sporo zaoferować zespołowi.

 

Ruben Comendez (HIS, 38) - jeszcze bardziej doświadczony od swojego kolegi. Chociaż aż pięć lat starszy, rozegrał tylko czternaście ligowych spotkań więcej w karierze. W Vecindario od czterech lat. Zawsze kluczowa postać w zespole, ale teraz to się pewnie zmieni, bo słabszy od Sancheza, a i motoryka już nie ta. Chociaż trzyma się wyjątkowo dzielnie, trafi zapewne na listę transferową.

 

Alex Ventura (HIS, 24) - umie dośrodkować, czasem. I to tyle, jeśli chodzi o jego walory. Poza tym jest tragicznie przygotowany pod kątem motoryki, nie prezentuje należytej motoryki, a do tego bije żonę. Wypad.

 

Notatka: licznie obsadzona pozycja, ale ponieważ nie gram z wykorzystaniem typowych skrzydłowych, raczej żaden z tych graczy nie zagrzeje na dłużej miejsca w składzie. Emerytowani Sanchez i Cormendez raczej w ogóle nie znajdą się w kadrze, a Ventura jest za słaby, żeby grać.

 

 

Lewi skrzydłowi:

 

Pedro Yeray Lopez Rodriguez (HIS, 32) - jeden z naszych najlepszych, jeśli nie najlepszy, piłkarzy. Wychowanek Las Palmas, ale niemal całą karierę spędził w Vecindario. Zasłużył więc na tytuł żywej legendy tego klubu. Rozegrał dla niego ponad sto osiemdziesiąt meczów ligowych. Świetnie wyszkolony technicznie, znakomicie dośrodkowuje z akcji i z rzutów rożnych, czy wolnych. Może już nie tak szybki, jak dawniej, ale nadrabia to naprawdę dobrą techniką. Nie wiem jeszcze czy będzie grał jako napastnik, czy środkowy pomocnik, ale będzie grał na pewno.

 

Yeray Ortega Guarda (HIS, 31) - drugi z ‘yerayów’ i drugi równie dobry. Swoją karierę rozpoczynał w Las Palmas, ale sporą jej część spędził na Lanzarocie, a także w Oviedo. U nas od poprzedniego sezonu, w którym był kluczową postacią, zdobywając dziesięć bramek w 31 meczach. Nasz najlepszy drybler, bardzo błyskotliwy, zupełnie nieźle przygotowany kondycyjnie i motorycznie (jak na warunki trzeciej ligi hiszpańskiej to nawet znakomicie). Też pewniak do gry. Czy w ataku, czy w pomocy, to się jeszcze okaże.

 

Ruben Quesada (HIS, 22) - kolejny z piłkarzy aż ociekających przeciętnością. Wychowanek Las Palmas nie zrobił kariery w swoim macierzystym klubie i przed rokiem trafił do Tenerife, skąd teraz przed sezonem przyszedł do nas. Wychodzi mu jeden na dziesięć dryblingów i potrafi grać zespołowo. Reszta na mizernym poziomie. Raczej do odstrzału.

 

Notatka: licznie i mocno obsadzona formacja. Mam dwóch znakomitych lewoskrzydłowych, ale żaden z nich nie będzie grał na swojej nominalnej pozycji. Ortega ma trochę pojęcia o grze w ataku, więc on pewnie zagra razem z dwoma napastnikami w pierwszej linii, a Rodriguez będzie chyba grał jako nasz główny rozgrywający. Quesada zostanie, bo jest młody, ale nie liczę na fajerwerki z jego strony. Czasem może dam mu szansę na środku pola.

 

 

Napastnicy:

Jonathan David Rodriguez Auyanet ‘Johnny’ (HIS, 31) - zdecydowanie nasz najlepszy napastnik. Wychowanek Teneryfy, w której jednak nie przedarł się do pierwszego składu i trafił do ligi portugalskiej. Początkowo nie mógł się tam odnaleźć, ale gdy trafił do Estoril, zaczął grać regularnie. Potem był transfer do Amadory, gdzie posmakował gry w najwyżej portugalskiej klasie rozgrywkowej. Dwa lata temu trafił do Vecindario. Wydawało się, że będzie tu powoli kończył karierę, ale w swoim debiutanckim sezonie strzelił dla klubu szesnaście bramek i był jego najlepszym strzelcem! Liczę na to, że w tym sezonie nawiąże do tamtego rezultatu i być może nawet go poprawi.

 

Aridane Tenesor Marrero Hernandez (HIS, 26) - jedyne, czym ten piłkarz może się pochwalić to złożone nazwisko. Piłkarsko nie prezentuje nic, co pozwalałoby mu na dłużej pozostać w zespole. Nie widzę u nas dla niego miejsca. Czasem, co prawda, umie wykończyć akcję, ale to za mało. Wychowanek Fuertaventury (kolejny ‘rodowity’ Kanaryjczyk) jest zatem przeznaczony na sprzedaż.

 

Ruyman Arbelo Garcia (HIS, 20) - ma nieświeży oddech. To go dyskryminuje. Ale w składzie pozostanie, bo muszę mieć odpowiednio dużo graczy poniżej 23 roku życia. Niech mimo wszystko nie liczy na częste występy. To niby nasz wychowanek, ale prezentuje tak skandalicznie niski poziom (wręcz podwórkowy), że zostanie na ten sezon tylko dlatego, że musi i że jest siostrzeńcem prezesa. Ten z resztą argument tłumaczy też, dlaczego pobiera on klubową pensję już trzeci sezon z rzędu...

 

Notatka: Dramat. Jeden napastnik i dwóch darmozjadów...

Odnośnik do komentarza

- Dobry wieczór państwu. Serdecznie witamy na konferencji prasowej poświęconej zatrudnieniu przez klubu pana Marco Polo na stanowisku pierwszego trenera Vecindario. Prosimy o zadawanie pytań - rzecznik prasowy klubu zaczął tak oficjalnie, jak tylko się dało.

 

- Siedzi pan tutaj jako menedżer Vecindario. Czy to pana wymarzona praca?

- Po prostu cieszę się, że pan prezes mi zaufał. Mam tutaj coś do zrobienia i udowodnienia. A czy to praca wymarzona? Nigdy nie marzyłem, że będę pracował jako trener. Ta szansa spadła na mnie nieco z nienacka. Dlatego się po prostu cieszę,

 

- Przed panem trudne zadanie. Zastąpić na stanowisku Raula Borrero, który był trenerską legendą Vecindario jeszcze przed epoką pana Preciado.

- Skoro był taką legendą, nie zostałby tak potraktowany - wymownie spojrzałem na prezesa - nie wyrzuca się legendy w trakcie sezonu. Ja rozumiem, że drużyna potrzebowała zmian, ale moment chyba nie był odpowiedni - zauważyłem, że prezes zaczyna się aż gotować, więc zmieniłem ton - ale ja nie zamierzam nikogo naśladować. Oczywiście porównania będą nieuniknione, choć ja chcę wypracować własny styl pracy z zespołem. Styl, z którego jestem znany z pracy jako asystent pana Preciado.

 

- Mówi się, że nowi trenerzy koniecznie chcą wprowadzać swój porządek. Nazywa się ich ‘nowymi miotłami’ zamiatającymi niepotrzebnych piłkarzy poza klub. Czy w Vecindario będą duże zmiany?

- Za wcześnie by o tym mówić. Wzmocnienie kadry jest niezbędne, ale każdy z dotychczas zastanych w kadrze zawodników dostanie swoją szansę. Wiem, na co ich stać, bo pracowałem z nimi przez kilka tygodni, ale nie chcę, żeby zmiana mojego stanowiska automatycznie zmieniła status niektórych w zespole. Niech każdy udowodni, na co go stać.

 

- Jak bardzo chce pan się angażować w codzienne zarządzanie klubem?

- Skoro to moja praca, moim obowiązkiem będzie regularne i dokładne monitorowanie, kontrolowanie oraz decydowanie, czyli ogólnie - zarządzanie tym przybytkiem. Nie ukrywam, że liczę na udaną współpracę ze sztabem szkoleniowym, który również zostanie poszerzony.

 

- Jaki jest pana styl współpracy z piłkarzami? Czy będzie pan z nich ściągał presję? Jakim będzie pan dla nich trenerem? Mentorem czy może obserwatorem?

- Proszę ich o to zapytać - zaśmiałem się - Chcąc, aby w klubie panowała dobra atmosfera, muszę znać wszystkie szczegóły z szatni. Dlatego oczekuję, że piłkarze nie będą się wahać, by przyjść do mnie ze swoim problemem.. Jestem tu po to, żeby pomóc drużynie, a pomóc jej można wtedy, gdy będę pomagał każdemu jej elementowi - indywidualnemu piłkarzowi.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...