Skocz do zawartości

W pogoni za En....


Rekomendowane odpowiedzi

Przeciętny dwudziestokilkuletni mężczyzna, który nie miał kobiety od kilku miesięcy łapie każdą okazję, by zaspokoić drzemiącą w nim postać nienażartego erotyzmem potwora. Zapieprzając gdzieś po dywanach dróg szybkiego ruchu raz po raz traci wierność zakamuflowany w gąszczu przydrożnych krzewów. Kiła to tylko jedna z kilkudziesięciu przygód, jakie podróżują z nim dalej, do domu, do rodziny.

Kiedy Dasha powaliła moje na w pół przytomne ciało na łóżko straciłem panowanie na sobą. Zacząłem topić się w oceanie ekstazy nie łapiąc wcale ani oddechu, ani koła ratunkowego. Kiedy jej dłonie rozpoczęły wędrówkę po moim ciele straciłem na kilkanaście sekund poczucie rzeczywistości. Byłem w samym środku tego, czego chciałem od dawna. Było mi dobrze. Za dobrze. Za .... d . o .. b ...

Zerwałem się zrzucając Rosjankę z siebie.

- Nie mogę - rzuciłem niedbale w stronę roznegliżowanej dziewczyny, która patrzyła na mnie jak na wariata.

- Dlaczego ?! - krzyknęła zdenerwowana - nie podobam Ci się ? !

- Podobasz. Ale ja już mam kogoś.

- Ale może już jej nie zobaczysz. Czego oczy nie widzą ...

- Nie kończ !! - wrzasnąłem zatykając jej dłonią usta.

Dasha wstała z łóżka, podeszła do okna i stanęła przy nim całkiem naga.

- Masz duszę romantyka - powiedziała nie odwracając głowy.

Nie odpowiedziałem nic. Włożyłem na siebie koszulę, założyłem spodnie i buty i usiadłem na krawędzi łóżka zawiązując sznurówki.

Po kilku minutach niezręcznego milczenia Dasha wreszcie odwróciła się w moją stronę, podeszła do mnie, stanęła przy łóżku i zapytała :

- A może Ty się mnie brzydzisz hm ? Że miałam ich tak wielu ?

Nie czekając na odpowiedź wyszła z pomieszczenia w którym spędziłem całą noc siedząc i gapiąc się na sowę za oknem.

- Nie jesteś debilem - powtarzałem sobie na głos - nie jesteś.

 

Nazajutrz po raz pierwszy od momentu zamieszkania u Rosjanki pojechałem samotnie na mecz. Cisza, spokój, Tupac w głośnikach i te 440 koni pod maską ryczącego jak tygrys silnika. To było antidotum na skacowany umysł.

 

Blackpool, stadion Bloomfield Road, blisko 4 tysiące kibiców.

Nie byłem przygotowany na taki mecz. Futbol brytyjski od dawna charakteryzuje się brutalnością, a powiedzenie Kick and Go podobno odchodzi do lamusa. Mecz z Blackpool był wyraźnym potwierdzeniem pierwszego i negacją tego drugiego.

Na szczęście obeszło się bez kontuzji, ale po spotkaniu w klubowych salach masażu wylądowało aż 8 z 11 zawodników, co jak na Leeds stanowi do dziś niechlubny rekord.

Rumuńska armia zawodników szturmem przeszła po polu bitwy angielskiego słabeusza. Łatwo strzelaliśmy bramki ośmieszając defensywę gospodarzy.

I chociaż zasługiwaliśmy na więcej, wynik 1:3 jak najbardziej nas satysfakcjonował.

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Krople deszczu niczym salwa pocisków z CKMu dziurawiły powietrze pozostawiając po sobie przyjemny zapach zatopionej suchej ziemi. W kuchni panował idealny porządek. Siedziałem na skórzanym krześle barowym przy ościeżnicy wielkiego okna popijając małymi łyczkami gorącą jeszcze od grzałki czerwonego czajnika kawę. Brytyjska pogoda działała na mnie jak bat na niewolnika, który ciężko pracując stara się uniknąć chłosty. Zatapiając usta w brazylijskiej roślinie rozpuszczonej w wodzie przypominałem sobie chwile, w których En wtulała się we mnie mówiąc " Kocham Cię ".

Źle się czułem mieszkając u pięknej Dashy. Rozkochana we mnie do czerwoności dziewczyna gotowa była poświęcić życie, by mi było z nią dobrze. I było. Ale dając serce En zatraciłem w sobie ducha testosteronu, ducha samca pragnącego codziennie zrzucać z siebie ciężar podniecenia.

Byłem gatunkiem na wymarciu.

- Takich facetów już nie ma - mówiła Dasha za każdym razem kiedy widziała, że rozmyślam, że myślę o En.

Może i miała rację. Zawsze fascynowały mnie amerykańskie wyciskacze łez, które swoją cukierkowością mdliły jeszcze kilka dni po emisji.

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Dwie porażki z rzędu zgromadziły chmury nad moją głową. Chodziłem rozwścieczony do granic możliwości. Kopałem wszystko co mi stanęło przy nodze, kiedy z ust leciały obelgi w stronę przebierających się graczy.

Po meczu z West Bromwitch szalałem w szatni rzucając po ścianach krzesłami, które niczym wafelek pękały pod naporem moich rąk.

- Jak do cholery mogliście dać sobie strzelić dwie bramki !! ? - darłem się na obrońców wymachując rękami.

- Dupa wam od ziemi odrosła ! Grać się nie chce, tylko wywiadów udzielać !! Do roboty nieroby !! Za co wam płacę !! - wykrzykiwałem z szewską pasją.

West Brom bo bezbarwnym meczu pokonało nas 2:0, zdobywając obie bramki po błędach obrońców.

Za to po meczu z Hull po twarzy oberwało się bramkarzowi. Kiedy wchodziłem do szatni jeszcze przed otwarciem drzwi z hukiem usłyszałem słowa " Znów będzie darł mordę na nas ".

Drzwi o mało co nie wyleciały z zawiasów pod naporem mojej nogi.

- Ty !! - krzyknąłem wskazując palcem na przerażonego Ankergrena.

- Co ja ? Co znowu ja ? - odparł bramkarz wysuwając szczękę do przodu ze złości.

- Ostatnio dwie szmaty, dzisiaj dwie szmaty, powędrujesz na ławkę albo w ogóle wypier...e Cię z klubu za pyszczenie !! - darłem się tak głośno, że Sburlea stojący najbliżej mnie zatkał uszy.

- To sobie sadzaj do cholery jak taki cwany jesteś !! - wydarł się Ankergren podchodząc do mnie krok po kroku.

- Bogdan, Jermaine, Damian, co to miało być !! ? Gracie jak juniorzy !! - nie dawałem za wygraną.

- Gówniane zmiany robisz człowieku - krzyknął bramkarz niemal opluwając mnie śliną.

- Dwa tygodnie wstrzymana pensja !! - huknąłem - do rezerw spier...j, koniec niańczenia !!

- Ja Ci dam spier...j - krzyknął Ankergren odpychając mnie od siebie.

Nie zastanawiając się długo rąbnąłem go prawym sierpowym prosto w prawe oko. Piłkarz zachwiał się, złapał kurczowo ręką wieszaka na ręcznik i runął na ziemię przewracając stojące na krzesełku napoje izotoniczne.

W szatni zapanowała cisza jak makiem zasiał. Wszyscy spoglądali z przerażeniem to na mnie, to na broczącego krwią bramkarza.

- Ma ktoś jeszcze jakieś sugestie ?! - zapytałem podniesionym głosem.

Nikt nic nie odpowiedział. Nikt nie odważył się nawet pomóc na w pół przytomnemu koledze.

- Medyk !! - krzyknąłem otwierając drzwi od szatni - zabierzcie go, załóżcie opatrunek. Sierota się przewrócił i rozwalił sobie głowę !!

Hull 2:1 Leeds

... To był pierwszy raz, kiedy puściły mi nerwy ...

Odnośnik do komentarza

Pierwszy mecz bez Ankergrena zagraliśmy z bardzo trudnym rywalem. Na Elland Road przyjechała drużyna Sheffield Wednesday. Pomiędzy słupkami stanął niedoświadczony Scribe. I chociaż młody Francuz dwoił się i troił i tak pod koniec spotkania musiał wyjąć piłkę z siatki. Na nasze szczęście był to gol honorowy, bo po koncertowej grze całej drużyny pokonaliśmy gości.

Leeds 2:1 Sheffield

 

9 grudnia spotkaliśmy się w lidze z mocnym Leicester. Pan Fred Graham był sędzią głównym naszej klęski. Nie potrafiliśmy skleić ani jednej składnej akcji tracąc przy tym bardzo głupie bramki. Pierwsza już w 19 minucie padła po błędzie Scribe. Bramkarz nie trafił w piłkę czysto i ta po ziemi dostała się pod nogi Hume, który z łatwością pokonał młodego Francuza. Drugi gol padł pod koniec spotkania. Hume ponownie znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem i plasowanym strzałem pokonał Francuza.

Leicester 2:0 Leeds

Zwycięstwo w lidze dryfujące na horyzoncie wzroku powoli niknęło w ciemnościach pozostawiając po sobie piekące plamy na skórze.

 

Scribe nie popisał się również w spotkaniu z Sunderlandem. Dwie bramki wpuszczone z ponad trzydziestu metrów utwierdziły mnie w przekonaniu, że nowy bramkarz powinien znaleźć się w naszej kadrze jak najszybciej. Po porażce z Sunderlandem aż 2:0 zostałem wezwany na dywanik prezesa i po krótkiej wymianie zdań przesunęliśmy Francuza do drugiej drużyny jednocześnie pozwalając powrócić do łask zmęczonego już bezdrożami meczy o pietruszkę Ankergrenowi.

Odnośnik do komentarza

Kupiłem nowy dom na osiedlu, na którym mieszkali niegdyś sam Alan Smith i Paul Robinson. Mała posiadłość z trawnikiem, garażem i dachem w kształcie stożka nie różniła się niczym od pozostałych. Byłem dumny ze swojego zakupu, bo chociaż lubuję sie w luksusowych dodatkach, tym razem po nocach spędzonych w domu Dashy zapragnąłem powrócić do normalności.

 

Q.P.R przyjechało na Elland Road jeszcze przed Wigilią. 20 grudnia byliśmy bardzo zmęczeni rundą jesienną, każdy myślami krążył przy rodzinnym stole, gdzie pośród niezliczonej ilości jedzenia odnaleźć można ducha miłości rodzinnego ciepła. Mecz miał być formalnością, kolejnym łatwym zwycięstwem. Trzeba było zagryźć zęby i zdemolować przyjezdnych.

Leeds 2 : 0 QPR

 

Dwa dni po meczu pojechałem do pobliskiego Tesco na zakupy. Jak przystało na porządnego kierowcę chwyciłem w obie dłonie uchwyt wózka i ruszyłem przed siebie co chwila odrywając jedną by wrzucić coś do paszczy kratowanego potwora.

Nigdy nie lubiłem robić zakupów, dlatego En biegała po sklepie, a ja pchałem wózek. Jak żuczek kulkę z kupy.

Cały nastrój świąt Bożego Narodzenia znikał gdzieś za rogiem. Ile razy podchodziłem bliżej, uciekał za następny. Nie widziałem go tak naprawdę. Pogrążony w tęsknocie za ukochaną nie raz złapałem się na tym, że stojąc przy stoisku z jedzeniem wlepiałem wzrok w przechodniów błądząc gdzieś myślami. Wyglądałem co najmniej jak pies, który pieskim zwyczajem spogląda błagalnym wzrokiem na osobę jedzącą pętko kiełbasy. Wszyscy tego dnia żarli kiełbasę !

Przy stoisku z ciastami na plastikowym krzesełku siedział człowiek ubrany w strój Świętego Mikołaja. Wymachując laską zakręconą jak baranie rogi rozdawał najmłodszym drobne upominki.

- Czy byłeś w tym roku grzeczny mały Johnie - zapytał Mikołaj chłopczyka

- Tak panie Wheller. Pomagałem panu sprzątać w ogrodzie - odparł chłopiec wprawiając w zakłopotanie przebierańca.

 

Wracałem do domu taksówką. Dobrze zbudowany, czarnoskóry mężczyzna kiwał się na boki w rytm kolęd lecących ze starego jak świat radia samochodowego.

- Czujesz ten zapach karpia ? Moja żona od rana już zasuwa przy rybce. Mmm paluchy lizać - mówił odwracając co chwila głowę w moją stronę.

- Nie mam żony - odparłem.

Taksówkarz chyba nie usłyszał co odparłem. Podwożąc mnie pod sam wjazd do garażu nie przestawał tańczyć.

- Pozdrów rodzinkę. I niech Bóg będzie z wami ! - krzyknął do mnie przez lekko uchylone okno.

- Ty też pozdrów ! - odparłem machając mu na do widzenia.

 

Kiedy drzwi do mieszkania otworzyły się na oścież w środku panowała cisza. Sześć toreb jedzenia, po trzy na każdą rękę, ślady błota zmieszanego ze śniegiem, ciepło domowego ogniska i cisza ... i cisza ... i tylko to mnie dziś wita.

A za dwa dni Wigilia.

Spojrzałem na zdjęcie stojące na półce przy kominku. W brązowej ramce schowaliśmy się z En trzymając się za ręce.

- Nawet nie wiesz ile bym dał, żebyś była obok - powiedziałem sam do siebie wlepiając oczy w fotografie.

W tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.

Nie zdejmowałem butów, więc idąc w stronę wyjścia zrobiłem kolejne ślady. Przez moment zawahałem się odwracając głowę w stronę kuchni.

" I tak nikt nie będzie krzyczał, że nabrudziłem " - pomyślałem machając ręką w geście zrezygnowania.

 

- Przyniosłam Ci makowca i sernik - powiedziała Dasha spoglądając na mnie oczami Kota ze Shreka.

- Dziękuję ... ale skąd ... - nie skończyłem wypowiedzi a Rosjanka już weszła do środka, zdjęła buty, powiesiła kurtkę na wieszaku i poszła do kuchni wypakowywać swoje zakupy.

Nie powiedziałem ani słowa. Włączyłem tylko radio stojące przy chlebaku i z głośnika popłynęły nuty kolęd.

Odnośnik do komentarza

24 grudnia położył swe łapy na moich ramionach szybciej, niż mogłem się tego spodziewać. Za oknem śnieg przykrywał zmarzniętą ziemię swym ciałem nie pozostawiając ani jednego nagiego skrawka.

Zapach gorącego makowca łechtał moje podniebienie przypominając czasy, kiedy mama ubrana w czerwony fartuch w pocie czoła szykowała ucztę wigilijną.

Usiadłem w kącie pokoju spoglądając na blask żarówki odbijający się od bombki. Dzień w którym nikt nie powinien być sam był dla mnie czasem nostalgicznych przemyśleń. Czułem się jak szczeniak przywiązany do drzewa w deszczowy letni dzień, kiedy rodzinka wyjeżdża nad morze.

 

- Jadę do miasta. Kupić Ci coś ? - zapytała Dasha poprawiając makijaż przy lusterku.

- Dimple - odpowiedziałem.

Dasha spojrzała na mnie przestając na moment zmieniać barwę ust szminką.

- Będziesz pił w Wigilię ?

- Dzień jak co dzień.

 

Tęskniłem za domem, za rodziną ... za En ...

 

Karp, ciasto, zapach lasu uwalniany z szpilek choinki, w tle kolędy, a ja nawalony jak pan Romek spod Spożywczaka o 6 rano w dzień powszedni, leżałem na łóżku śpiewając " W życiu piękne są tylko chwile ".

Dasha siedziała na czarnym, skórzanym fotelu popijając z czerwonego kubka po Nescafe gorący barszcz. Nie było nikogo kto mógł być przy niej w ten radosny dzień. Mnie też nie było. Odpłynąłem w nieznane pochłaniając drobnymi łyczkami ambrozję prosto z butelki.

- Myślałam, że usiądziemy razem do stołu. Pomodlisz się, podzielimy się opłatkiem, że będzie tak jak na filmach, jak w rodzinie.

- aaależż młooogemmm usiąść droga towarziszko przy stole, czemu by nie yp - powiedziałem usiłując podnieść swoje naprocentowane ciało z łóżka.

- Mógłbyś ...

- Allle psze pani yp, jak w rodziniiie njee bendzieee - wskazałem ostrzegawczo palcem na Dashę - njee bendzie yp.

Rosjanka uśmiechnęła się do mnie, odsunęła fotel stojący przy ławie i pomogła mi na nim usiąść.

- Masz, napij się, może to Ci pomoże - powiedziała podając mi kubek z czerwonym barszczem.

 

Wieczór upłynął spokojnie. Dasha opiekowała się mną jak dziecko chomikiem raz po raz podając mi talerz z jedzeniem.

Nie było prezentów, nie było śpiewania kolęd, dzielenia się opłatkiem.

Nie spędzałem świąt z tą osobą z którą powinienem.

Z którą chciałem.

I pewnie cały wieczór skończyłby się zamknięciem powiek przed telewizorem, gdyby nie dzwonek do drzwi.

23:30, gęsty kożuch ze śniegu na ulicy bez śladów stóp, wiatr wbijał szpilki mrozu w skórę.

- uuuu o tiiij porzem ktoś do nas wita - wybełkotałem obracając ciało w stronę drzwi wejściowych.

- Otworzę.

Odnośnik do komentarza

Drzwi do mojego mieszkania otwarły się z hukiem robiąc ślad na świeżym tynku. Do przedpokoju wleciały płatki śniegu gnane wiatrem. W jednej chwili zrobiło się zimno jak na Syberii, świeczki zgasły, ogień w kominku zaczął tańczyć strzelając co chwila pęknięciem drewna.

Dasha złapała za klamkę, wyjrzała na zewnątrz mrużąc oczy od naporu śniegu.

- Dziwne, zdawało mi się, że słyszałam dzwonek.

Siedziałem w fotelu wybałuszając gały w stronę wejścia. Zamiast kogoś widziałem światła domowego ogniska zaklęte w szybach mieszkań sąsiadów. Po kilku sekundach usłyszałem kroki.

- Jednak ktoś tu jest. Halo !! jest tam kto ? !! - krzyknęła Dasha przykładając dłonie do ust.

Zamieć śnieżna skutecznie utrudniała identyfikacje dwóch ludzi, którzy schowani za kołnierzem zimowej kurtki usilnie przedzierali się przez huragan w naszą stronę. Jeszcze krok i będą na schodach, jeszcze chwila i zobaczę kim są niespodziewani goście. Jeszcze ... w momencie kiedy Dasha wyszła na zewnątrz spadłem z fotela uderzając głową w podłogę. Cicho wszędzie, ciemno wszędzie, i tylko smak krwi sączącej się z rozciętej wargi uświadamiał mnie, że żyję.

 

Kostki lodu zawinięte w woreczek śniadaniowy topiły się na rozpalonym czole kiedy otworzyłem powieki.

- Ałć ... cholera, jak to boli - powiedziałem sam do siebie dotykając ostrożnie łuku brwiowego.

Leżałem na łóżku w sypialni, zupełnie sam. Szczelina pomiędzy podłogą a drzwiami świeciła się blaskiem żarówek, a głosy dochodzące zza ściany były oznaką, że ktoś jednak do nas zawitał.

Powoli podniosłem się z łóżka chwytając dłonią blat szafki nocnej. Krok po kroku podchodziłem do drzwi trzymając w dłoni woreczek z lodem.

- haha, Jaki śmieszny miś. Przywiozłaś go z Rosji ? - głos rozbawionej Dashy, która zwracała się do jakiejś kobiety zmroził krew w moich żyłach. Zastrzyk adrenaliny ugiął moje kolana. Złapałem się kurczowo klamki i otworzyłem drzwi do przedpokoju. Całkiem niechcący zresztą.

W pokoju nastała cisza. Słyszałem jedynie mlaskanie języków ognia, dźwięk odkładanego kubka na szklany blat stołu i bicie własnego serca, które z każdym uderzeniem było głośniejsze.

 

- Witaj Paweł ...

Odnośnik do komentarza

Opowiadanie jest niesamowite.Częściej czekam na fabułę niż relację z meczu.Ale mam 1 zastrzeżenie. Nie Piszesz regularnie. Wchodzę na stronę co najmniej 15 razy dziennie, ale rzadko kiedy jest coś nowego. Zazwyczaj pojawia się raz na 5 dni. Poza tym jest fenomenalnie!! Czytam to jednym tchem.

 

PS. To musi być En... Teraz trudny wybór...

Odnośnik do komentarza

Zgrzyt zębów zaciskanych wszystkimi siłami przerwał niezręczną ciszę panującą w pokoju w którym siedzieli goście.

Jeszcze kilka sekund temu odpłynąłem w marzeniach jak narkoman na kompocie myśląc, że ujrzę moją En, która rzuci się mi na szyję przewracając mnie na podłogę. Myślałem, że nareszcie Bóg złączy na nowo dwa serca, które biją w tym samym rytmie, w tym samym momencie, które pompują krew dla siebie. Żyłki w oczach pękały od ciśnienia w głowie.

- Witaj ... ee ... a kim jesteś ? - odpowiedziałem kobiecie siedzącej obok Dashy, usiłując ze wszystkich sił zachować spokój.

Mała brunetka odziana w niebieskie jeansy, czarną koszulkę spojrzała na mnie swoimi brązowymi oczami jak pies spogląda na kiełbasę, którą zaraz dostanie.

- Nie poznajesz mnie ? Widzieliśmy się kilka miesięcy temu - odparła dziewczyna wstając z fotela i odstawiając kubek z parującą cieczą na szklany blat.

- Yp ... zmięczonyyi jestem, yp, nie pamiętyaam - odpowiedziałem starając się zachować choć odrobinę trzeźwości.

- A kogo rżnął Twój Jureczek ? Już zapomniałeś ? - zapytała z uśmiechem dziewczyna podchodząc do mnie na odległość kilkudziesięciu centymetrów.

- Co tu robisz ? - zapytałem szczerze zdziwiony zaistniałą sytuacją.

- Ja wiem, że są święta. Wiem, że nie powinniśmy tu przychodzić - odwróciła głowę w stronę mężczyzny, który wpatrywał się w kineskop telewizora - ale mam dla Ciebie wiadomość i nie chciałam z tym czekać do jutra.

- Usiądź z nami Paweł - Dasha bez nutki podniecenia wskazała na krzesło stojące najbliżej jej pięknego ciała.

Dotarłem do siedliska z trudem utrzymując równowagę.

- To jest Ruslana - ciągnęła Dasha - niby masażystka Twojego Jureczka.

- Nje mów tak już o nim ok ? Świeć panje nad jego diuszką - odpowiedziałem poruszony.

- Mów co chcesz. Ruslana przyjechała podobnie jak ja do Anglii szukając lepszego życia. Niestety, poza rozkładaniem nóg za pieniądze niewiele umiemy - spojrzała w tym momencie na rozbawioną tymi słowami brunetkę - dlatego też podszywając się pod masażystkę wykorzystywała bogatych, takich jak Jurek. Po śmierci Dymitrija Ruslana musiała wrócić do Moskwy.

- Pieeeekna opowieść, jak wigilijna, mam płakać - zapytałem opierając głowę na łokciu.

- Co ona w Tobie widzi ? - zapytała oburzona Ruslana.

- Kto ? - odpowiedziałem znudzony.

- Ta Polka, ciągle tylko o Tobie mówi.

Te słowa zadziałały na mnie jak amfetamina. Podniosłem szybko głowę z oparcia, spojrzałem na brunetkę, która właśnie gładziła swoje włosy i wystrzeliłem :

- ZNASZ EN ???

- Nie wiem czy En. My na nią mówimy Poleczka. Taka mała dziewczynka wykorzystywana przez wszystkich. Ciągle tylko sprząta, gotuje, sprząta, popychadło. No ale co zrobić w burdelu, kiedy pożytku z niej innego nie ma ? A właśnie, bo przecież po to tu przyszłam. Słuchaj koleżko, En prosiła, żeby Ci przekazać, że nic jej nie jest. Nie wiem jak to zrobisz, ale lepiej jakoś ją zabierz z tego domu, bo alfons Sasha ma na nią ochotę i może długo nie wytrzymać, a jurne bydle jest jak cholera.

- Hihihi, ale dobry rumak z niego - dodała Dasha, po czym spojrzała na mnie i spłonęła rumieńcem spoglądając w dół.

- Gdzie ona jest ? Powiedz mi adres, jak tam dojechać, powiedz mi gdzie ją szukać - mówiłem szybko dusząc się własnym oddechem.

- Spokojnie koleżko. Przecież dzisiaj tam nie pojedziesz - odpowiedziała Ruslana uśmiechając się do mnie zalotnie.

- Mów do cholery - krzyknąłem.

Mężczyzna wpatrujący się w kineskop odwrócił głowę w moją stronę, wstał z fotela, poprawił marynarkę i powiedział :

- Jeszcze raz podnieś głos, a wyniosę Cię na dwór i zakopię pod schodami.

Zbaraniałem. Nie dość że wchodzi do mojego domu bez pozwolenia, ogląda telewizję, chleje moją kawę, to jeszcze ma czelność obrażać mnie ? Tego było już za wiele. Zebrałem wszystkie siły w sobie, podciągnąłem się na poręczy krzesła i ... i miałem zamiar mu coś odpowiedzieć, ale Dimple we krwi posadziło mnie ponownie na krześle.

- Spoko dziadek - odparłem poprawiając lekko fryzurę.

- Jutro lecimy do Moskwy. Sam wiesz jak to jest, w pracy ciężko o urlop. Tym bardziej, że teraz mamy boom na usługi. Idą święta. Ci, którzy nie mają rodzin przychodzą do nas szukając miłości. Oczywiście za pieniądze, bo darmo dawać nie będziemy. Nie jesteśmy dupodajki co nie ? - powiedziała Ruslana sięgając po kubek.

- Paweł, może pojedziemy z nimi na kilka dni ? - zapytała Dasha.

- Przecież ja mam kontrakt z klubem. Ja nie jestem na urlopie - odpowiedziałem.

- A En ? - zapytała Ruslana.

- Dasha, zadzwoń do Fabrizzo - powiedziałem do Rosjanki.

 

- Czego?! - oschły głos w słuchawce był znakiem rozpoznawczym włoskiego mistrza uśmiercania.

- Przepraszam, że dzwonię o tej godzinie ....

- Jedź!. Weź ze sobą Raya i jedź!. Ale przed sylwestrem widzę Cię z powrotem. Z nią, czy bez niej, bez znaczenia.

... tuut tuut tuut ...

Jeszcze kilka sekund trzymałem słuchawkę w dłoniach patrząc w ścianę.

Odnośnik do komentarza

Szpilki lodowatego wiatru wkuwały się w moje ciało pozostawiając na skórze brzydkie, sine ślady. Nigdy nie widziałem tyle śniegu, bo w Polsce i Anglii od kilku lat zima przejeżdża tylko saniami machając nam zarazem na dzień dobry i do widzenia.

Pas startowy przez moment tylko obnażył asfalt. Kilka sekund później ślady kół samolotu zginęły przysypane gęstym puchem śniegu.

Przechodząc przez korytarz prowadzący do bramki, przy której stało dwóch uzbrojonych celników nie mogłem oprzeć się pokusie by zrobić kilka zdjęć syberyjskim krajobrazom. Zatrzymałem się na chwilę w samym środku nurtu ludności, położyłem torbę na kamiennej podłodze i zacząłem rozpinać zamek. Nie zdążyłem dojechać suwakiem do połowy, gdy nagle Ruslana złapała za torbę, poderwała ją z ziemi i łupnęła mnie przez głowę mówiąc

- Durny Polak

Skarcony spuściłem głowę, złapałem za torbę i poszedłem w stronę celników nie pytając o nic.

Przy bramce przez którą przechodził każdy stało dwóch brodatych mężczyzn uzbrojonych w Kałasznikowy. Obaj mieli na sobie mundury, przez co wzbudzali przynajmniej we mnie grozę.

Przechodząc przez bramkę, która piszczała za każdym razem kiedy ktoś miał przy sobie coś metalowego miałem dziwne uczucie, że za chwilę dźwięk maszyny poruszy rosyjskich celników, którzy powalą mnie na ziemię, skują, zakneblują i zamkną w izolatce. Nic podobnego nie miało jednak miejsca.

Opuszczając budynek moskiewskiego lotniska w towarzystwie trzech osób wyjąłem wreszcie aparat fotograficzny i zrobiłem kilkadziesiąt zdjęć ubogiej rosyjskiej infrastruktury.

- Gdybyś zrobił choć jedno zdjęcie na lotnisku wylądowałbyś w więzieniu - syknęła Ruslana ładując bagaże do zdezelowanej, szarej łady, która robiła za taksówkę.

- Gdzie jedziemy ? - zapytałem udając, że nie słyszałem komentarza Rosjanki.

- Do hotelu. A gdzie mamy jechać ? Na Karaiby ? - odparła zamykając bagażnik.

Strzał z rury wydechowej był znakiem, że Łada zaraz ruszy. Jak daleko zajedziemy ? Nie wiem.

Odnośnik do komentarza

Hotel wyglądał jak z innej bajki. Kolorowe mozaiki zdobiły każde okno, przez co promienie słoneczne wpadające do pomieszczeń oświetlały je na sto różnych sposobów. Surowe wnętrze rosyjskich domów zniknęło gdzieś, daleko, poza granicami galaktyki hotelowego przepychu. Ku mojemu zdziwieniu przed drzwiami wejściowymi nie stał żołnierz uzbrojony w coś do zabijania, a gruby, niski człowiek odziany w garnitur z najwyższej półki.

W hotelu nie zabrakło miejsca na kawiarnię, w której był Hot Spot, gorące napoje i jeszcze gorętsze kelnerki schowane za jedwabnym uniformem.

Ruslana zamówiła nam dwa pokoje. Byłem skazany na nieszczęśliwie zakochaną we mnie Dashę, która od przylotu do Moskwy nie odezwała się słowem patrząc cały czas przed siebie jak skazaniec, który zaraz spadnie z krzesła przy szubienicy.

Boy hotelowy mamrotał coś pod nosem po rosyjsku szczerząc zęby do nas jak osioł. Nie miałem nic, by wepchnąć mu w pysk, więc po zaniesieniu naszych toreb pod same drzwi poczęstowałem młodziaka monetą.

Pokoje wyposażone były w najwyższej klasy sprzęt, począwszy od ogromnych, plazmowych telewizorów, skończywszy na wannie z hydromasażem, skórzanych sofach i darmową whisky ukrytą w chłodzie srebrnego coolera w lodówce. W takich warunkach nawet Moskwa wydawała się przyjazna dla człowieka.

Rozsiadłem się wygodnie w skórzanym fotelu, pod nogi podłożyłem sobie pufę, otworzyłem butelkę z Whisky i włączyłem telewizję. Niestety jak na ironię w kineskopie mogłem zobaczyć tylko rosyjskie kanały. Skacząc z jednego na drugi nie znajdywałem nic poza wystąpieniami rządowymi, kreskówkami rodem z lat świetności Bolka i Lolka, oraz tandetną pornografię bez cenzurowanych kwadracików, co u Dashy spowodowało wypieki na twarzy.

- Może zamówimy pizzę ? - rzuciłem bez zastanowienia.

- Pizzę ? Tutaj ? Kaczkę w pomarańczach to ok, ale pizzę ? - rozbawiona Rosjanka nakrywała się nogami ze śmiechu tarzając się po łóżku.

- Nie widzę w tym nic zabawnego - roześmiałem się na jej widok.

- Zamów kawior i wódkę. Jutro z samego rana pojedziemy tam, gdzie mamy pojechać, ale dziś chcę Cię mieć tylko dla siebie - powiedziała Dasha wstając z łóżka.

- Nie cierpię gorzały. A kawioru nigdy nie jadłem. Może więc ... lampkę wina ?

Dasha pokręciła przecząco głową.

- Szampana ?

Głowa kręciła się na boki nadal.

- To może po piwku ?

- Zamów wódkę i kawior i co tam jeszcze chcesz, a ja idę się wykąpać. Tylko pospiesz się, bo o 18 zamykają bar.

- Ok - odpowiedziałem wyjmując z kieszeni wibrujący telefon.

 

" Plymouth 0 : 3 Leeds . Nie istnieli na boisku." Sms od Poyeta wprowadził mnie w błogi stan. Teraz mogłem pić nawet denaturat przepuszczony przez spleśniały chleb.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...