Skocz do zawartości

W pogoni za En....


Rekomendowane odpowiedzi

Czytam całe opowiadanie od początku i powiem,że czegoś tak dobrego jeszcze nie widziałem.A link z opowiadania poprzesyłałem do kolegów,którzy jak ja grają w FM i również są zafascynowani tym,co piszesz.Pozdrawiam i liczę,że szybko nie zakończysz pracy w Leeds.

Odnośnik do komentarza

Woń czystości uwalniająca się z włókien hotelowej pościeli zbudziła mnie o 6 rano w sobotę. Przetarłem oczy, przeciągnąłem się na łóżku namiętnie ziewając i odwróciłem się w stronę śpiącej jeszcze Rosjanki. Dasha wyglądała cudownie. Jej ciało odziane w białą, koronkową bieliznę obficie wystawało spod skrawka kołdry budząc zmysły szybciej niż kawa z mlekiem. Leżałem tak kilka minut wpatrując się w arcydzieło rąk Boga skalane szatańską duszą. Dopiero wstając z łóżka zauważyłem, że jej noga i ręka zwisały bezwładnie z łóżka dotykając perskiego dywanu.

Woda wylatująca z dziurek w słuchawce od prysznica śmierdziała chlorem. Nie dało się umyć ani głowy, ani ciała, bo włosy sklejały się od niej, a mydło nie trzymało się skóry. Zrezygnowany wyszedłem spod prysznica zapominając kompletnie o włożeniu czegoś na siebie.

Rosjanka otworzyła oczy akurat wtedy, kiedy przechodziłem obok niej dziarsko strzepując z dłoni krople wody.

- mmmrrr jesteś nie tylko wielki w słowach ... - powiedziała na w pół przytomnie odkrywając swoje ciało z uśmiechem.

Kolor mojej skóry w jednej sekundzie zmienił się z lekko brązowego na truskawkowy. Wskoczyłem pod kołdrę, przykryłem się po samą szyję i tak siedziałem kilkadziesiąt sekund patrząc w stronę Rosjanki.

- Nie masz się czego wstydzić - powiedziała Dasha wstając z łóżka.

- Pewnie widziałaś większe - odparłem usiłując dojść do siebie.

Dasha nie odpowiedziała nic. Uśmiechnęła się tylko do mnie, rozpięła stanik i poszła w stronę łazienki zabierając po drodze z oparcia krzesła ręcznik.

 

Po dwóch godzinach niezręcznych sytuacji porankowych wyszliśmy z pokoju numer 44 zamykając drzwi specjalną kartą magnetyczną. Ruslana ze swoim towarzyszem siedzieli już przy recepcji popijając cappuccino z pianką w malutkich filiżankach.

- No nareszcie gołąbki. Już myślałam, że nie zobaczę was dzisiaj - powiedziała brunetka odstawiając filiżankę na blat brzozowego stołu.

- Zaspaliśmy troszkę, ale już jesteśmy gotowi - powiedziałem czerwieniąc się przy tym.

- No ja domyślam się kochany, gdybym była mężczyzną przy Dashy też bym wiecznie była zaspana - odpowiedziała Ruslana puszczając do mnie oczko.

- Chodźmy. Przed hotelem czeka na nas Ray w samochodzie. Sierota gdzieś się zapodział na lotnisku wczoraj i noc spędził w hotelu.

- Kim jest Ray ? - zapytałem zdziwiony.

- A z kim kochany Fabrizzo Cię miał puścić - odpowiedziała Ruslana pytaniem na pytanie.

Drapiąc się po głowie starałem się przypomnieć sobie upojną noc, kiedy rozmawiałem z Włochem po raz ostatni.

 

" Pudzianowski " czarnoskóry mężczyzna wciągał ustami ostatni buch papierosa. Jego powieki zwężały się przy tym do postaci japońskich oczek nastolatków. Kiedy zobaczył nas wychodzących głównymi drzwiami Ray przekręcił kluczyk w stacyjce i 4,2 litra czarnego Audi A8 zostało uruchomione.

Droga do burdelu w którym pracowała En była bardzo długa. Wyspałem się za wszystkie czasy w nocy, więc teraz chcąc nie chcąc musiałem delektować się wątpliwym urokiem podmiejskich blokowisk, wśród których na próżno szukać firanek w oknach, czystych tynków i ładnych samochodów. Brud i smród to najdelikatniejsze słowa, które opisywały tamten widok.

Ray nie mówił nic przez całą drogę. Przez lekko uchylone okno od strony kierowcy do środka wlatywało mętne powietrze zatykając nozdrza i powodując odruchy wymiotne. Trójka pasażerów spała, a ja musiałem dzielnie walczyć z rosyjską gościnnością natury. Afroamerykanin spojrzał w lusterko mrużąc delikatnie powieki.

- Słyszałem kiedyś - zaczął wreszcie mówić - że tutejsze dzieci biją się o jedzenie.

- Ja też słyszałem - odpowiedziałem próbując nawiązać dialog z jedyną przytomną osobą.

- Ale to nie tak jak myślisz - ciągnął Ray - tutaj nie ma nawet trawy. Chłopi pieką z niej chleb. Wódkę robi się ze wszystkiego. A dzieci, które nie wiedzą co to czekolada, Coca Cola czy Mars walczą o każdy kawałek chleba. Słyszałem, jak jedna z ... ekhm ... przyjaciółek Dashy opowiadała jak trójka 5-6 latków poszła szukać pożywienia. Trafili na pole, a z zasadzie na to co z niego zostało. Na polu pasła się krowa. W błocie jeden z chłopców zauważył kawałek kolby kukurydzianej. Cała trójka rzuciła się w stronę śmiecia pragnąc ją zjeść. Niestety w ferworze walki poprzewracały się, a krowa, jak to się mówi gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta, zeżarła tą kolbę.

- To straszne - powiedziałem lekko rozbawiony.

- Straszne jest to, że ta trójka maluchów siedziała dwanaście godzin pilnując krowy, aż wydali tą kolbę.

Spojrzałem na murzyna starając się dostrzec w jego minie żart, ale nie udało mi się. Perspektywa jedzenia wysranej kolby kukurydzy sprawiła, że nie miałem ochoty dalej rozmawiać z wielkoludem.

 

Mijaliśmy wielkie fabryki z czarnymi kominami, z których jak ogień z pyska smoka wylatywały kłęby śmierdzącego dymu. Wszystkie budynki były przykryte szarym pyłem, przez co wyglądały jak średniowieczne domki z filmów fabularnych. Większość starszych mężczyzn nosiła na głowie berety, takie jak mój dziadek kiedy jeździł traktorem po polu rozsypując obornik na ziemi. Widziałem, jak na przerwie obiadowej dwóch chudych pracowników piło jakiś trunek z butelki ze zbitą szyjką. Wypluwali co chwila kawałki szkła na ziemię rechocząc przy tym. Krowy pasące się na polu wyglądały jak anorektyczki. Skóra i kość, ale gość. Nie chciałem nawet myśleć jak smakują. O ile w ogóle smakują.

 

Agencja towarzyska w której pracowała En znajdowała się w szczerym polu, tuż pod lasem, na końcu dróżki wyłożonej popękanym betonem. Podjeżdżając pod bramę narobiliśmy tyle kurzu, że nawet ślepy by zauważył nas z odległości kilkuset metrów. Ray wysiadł z samochodu, podszedł do czegoś, co przypominało domofon i po chwili czarne kraty wejściowe otwarły się na oścież.

Zaparkowaliśmy przy zielonym Porsche.

- No, jesteśmy kochany - powiedziała Ruslana przeciągając się na świeżym powietrzu.

Ray pierwszy ruszył w stronę drzwi wejściowych. Tak naprawdę nie wiedziałem co mam robić. Miałem przy sobie mnóstwo pieniędzy, ochroniarza, niemowę i dwie dziwki. To był mój cały ekwipunek, a ja przecież przyjechałem zabrać stąd kobietę mojego życia. Czy nie stać mnie na więcej ? Może warto było wziąć jakąś małą armię ? Bombę ?

Raz kozie śmierć.

Wchodzimy !

Odnośnik do komentarza
Dziękuję za uznanie. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałem się takich pochwał.

Mam nadzieję, że nie straci opowiadanie na jakości, chociaż szczerze przyznam, że zastanawiam się powoli nad jakimś zakończeniem.

 

Niebawem przecież nowy FM i nowa kariera :)

Panie, zanim 2k9 będzie grywalny trzeba będzie poczekać do lutego 2009, masz dużo czasu. Pisz i nawet nie myśl o zakończeniu kariery.

Cała Polska na Ciebie liczy :)

Odnośnik do komentarza

- Dzień dobry państwu. Witamy w naszych skromnych progach. Dziś szef kuchni poleca gorącą pięćdziesiątkę w towarzystwie młodziutkiej osiemnastolatki. Przy dwóch godzinach trzecia gratis. Dodajemy do tego darmową wizytę u kosmetyczki, orzeszki, chipsy i karnet upoważniający do 5% rabatu przy kolejnej wizycie. Zapraszam do portierni - głos dobiegający zza głośnikowej kratki wprowadził nas do środka budynku, w którym kobiety sprzedawały swą niewinność.

- Nieźle, ja bym na to poszła - powiedziała Ruslana spluwając na dłonie i pocierając jedną o drugą.

Szliśmy po marmurowych płytach długim korytarzem. Na samym końcu, za ladą siedziała starsza kobieta. Jej siwe włosy w połączeniu ze złotym łańcuchem, staromodną suknią rodem z filmów o Izraelu tworzyły niezapomniany widok.

- Czym mogę państwu służyć - powiedziała kobieta podnosząc głowę i spoglądając na nas.

Przez moment nie mogłem wykrztusić z siebie słowa. Stałem jak słup soli wlepiając wzrok w rozcięcie sukni, w którym ukryte były piersi.

- Kolega - rozpoczęła Ruslana uderzając mnie otwartą dłonią w plecy - chciałby skorzystać z usług jednej z dziewczyn.

- Rozumiem ... a reszta ? - odparła starsza pani zdejmując okulary z nosa.

- Płacimy ekstra za to, że będziemy mogli to oglądać. Co macie najlepszego ? - bezpardonowo wybuchła Rosjanka.

- Svetoslav !! Przyprowadź tu śmietankę naszą ! - krzyknęła kobieta.

Po chwili drzwi znajdujące się za plecami portierki otwarły się na oścież. W progu stanął wielki grubas trzymający w dłoni gruby, srebrny łańcuch. Jego ciężki oddech systematycznie wprowadzał nas w stan nieważkości żołądkowej. Jeszcze moment, a cały asortyment hotelowego jedzenia znalazłby się na blacie.

- Ho nu tu !! - krzyknął brodaty grubas szarpiąc za łańcuch.

Zza drzwi zaczęły wychodzić kobiety tak piękne, że przez moment straciłem poczucie tego po co tu przyjechaliśmy. Były tu brunetki, blondynki, łyse, szatynki, rude, małe, duże, grube, chude, do wyboru do koloru.

- Wybieraj kolego. Od najtańszej - portierka wskazała na grubą kobietę wciśniętą w skórzany uniform, który o mało co nie pękał w szwach - do najdroższej - tym razem jej dłoń wskazała na piękną, szczupłą brunetkę o niebieskich oczach, która spaliła rumieńcem spoglądając na mnie.

- A ... macie kogoś z Polski ? - zapytałem nieśmiało częstując brunetkę uśmiechem.

Svetoslav odsunął swoją grubą i spoconą ręką dwie pierwsze dziewczyny, rąbnął łańcuchem o kant blatu i ryknął w moją stronę :

- To nie Zoo ! Bierzesz ? Płacisz ? Nie ? To Won !!

- Kolego. Spokojnie. Nie szukamy kłopotów. Mój przyjaciel jest z Polski. Nie był w swoim kraju już ponad dziesięć lat. Może znajdzie się jakaś dziewczyna z jego ojczyzny ? Płacimy podwójnie - powiedział Ray stając pomiędzy mną a grubasem.

- Jest tu jaka z Polski ?! - ryknął w stronę zakłopotanych dziewczyn.

- Jest sprzątaczka. O, tam idzie - jedna z dziewczyn wskazała palcem na kobietę z chustą na głowie, która właśnie zamykała drzwi wejściowe.

Wszyscy odwrócili głowy w jej stronę. Ubrana była w wytarte jeansy, starą flanelową koszulę. W jednej ręce trzymała mopa, w drugiej wiadro. Wyglądała jak zwykła sprzątaczka na etacie w szkole podstawowej, której pensja starcza na piwo i papierosy dla męża. Dziewczyna spojrzała na nas. Położyłem palec na swoich ustach pokazując do niej, żeby nie mówiła nic.

- Biorę ! - krzyknąłem do grubasa.

- To nie jest dziwka ! To sprzątaczka przecież. Co Ci z niej ? To nic nie potrafi przecież, spójrz na nią - mówiąc to splunął na ziemię.

- Biorę. Ile się należy ? - zapytałem kobiety na portierni.

- 200 euro za godzinę + 20 euro od każdej osoby za patrzenie.

- Stoi !

 

Pokój w którym mieliśmy rzekomo odprawiać czarną magię perwersyjnych zakamarków ludzkiego erotyzmu usłany był czerwonymi płatkami róży. Pachniało w nim wanilią. Każda żarówka świeciła na delikatny, różowy kolor. W kącie pokoju stało wielkie łóżko. Na pościeli leżały wszelakie akcesoria umilania towarzyskich igraszek, z kajdankami i paralizatorem włącznie.

Kiedy drzwi do pokoju zamknęły się za nami przez chwilę zapanowała cisza.

- Jak wy ... Ty ... teraz ... - En nie mogła wydusić z siebie słowa. Łzy ciekły jej po policzkach tworząc na kołnierzu koszuli niezgrabną plamę.

- Uspokój się kochanie - powiedziałem do dziewczyny przytulając ją z całej siły do piersi.

- Nie czas i miejsce na to. Musimy obmyślić plan. I to piekielnie dobry plan, bo wyrwać dziewczynę nie będzie łatwo - mówiła Ruslana chodząc w kółko po pokoju.

- Mam ! - klasnęła w dłonie wskazując palcem na mnie - powiesz tej babie na zewnątrz, że dziewczyna okazała się na tyle dobra, że chciałbyś ją zabrać do studia nagrań. Zapłacimy za jej " wynajem " od ręki. Dawać tu na pościel każdy kasę.

Spojrzałem na Dashę, która udała że nie słyszy genialnego planu swojej rodaczki. Ray grzebał po kieszeniach szukając pomiętolonych banknotów.

- Nie, nie ma sensu takich rzeczy robić - zabrał głos mężczyzna, który towarzyszył Ruslanie od początku wycieczki.

- To co ? Masz lepszy pomysł - zapytała Rosjanka przekrzywiając głowę na bok.

- Ile masz przy sobie pieniędzy ? - zapytał mężczyzna spoglądając na mnie.

- Jakieś 20 tysięcy dolarów - odparłem otwierając podróżną torbę.

- Myślę, że wystarczy. Mogę skorzystać z telefonu ? - zapytał.

- Bierz - odparłem bez namysłu wyciągając Nokię z ciemności kieszeni.

 

Pół godziny mamrotania w słuchawkę powodowało, że poziom adrenaliny wybijał mi zęby. Zaciskałem pięści gniotąc gdzieś w środku gniew ostatkami sił.

- Długo jeszcze ? - pytałem co chwila spoglądając na mężczyznę.

W odpowiedzi dostawałem podniesiony w górę palec.

Kiedy mężczyzna skończył rozmawiać odetchnąłem na chwilę siadając na łóżku.

- Za kwadrans będą czekać przed domem. O, tu, przy tym drzewie - człowiek rozchylił żaluzje tamujące dopływ promieni słońca i wskazał na starą jabłoń, która wydawała ostatnie tchnienia przy ogrodzeniu.

- Ale kto ? -zapytała Ruslana.

- Chcą 5 tysięcy dolarów teraz i pięć tysięcy po akcji. Ray, Ty będziesz nas osłaniał. Masz tu - wyciągnął zza pasa czarną Berettę - klamkę. Nie spudłuj, bo piach nam będzie przyjacielem i bratem na zawsze. Dasha, stań przy drzwiach i wydawaj odgłosy tak, żeby nikt nie słyszał otwierania okna.

Patrzyłem na człowieka, który wydawał mi się kompletnym idiotą, z wielkim zdziwieniem. Nie pytałem o szczegóły. Nie chciałem nawet ich znać. Ważne, by uratować En. By przestać za nią gonić.

 

Kwadrans minął jak z bicza strzelił. Zdążyłem obgryźć paznokcie razem z nagniotkami.

- Są ! - szepnął głośno Ray.

Spojrzałem na Dashę, która odwróciła głowę.

- Jesteś taki gorący ! aaaachhhhh - zaczęła śpiewać do szczeliny przy drzwiach.

Okno otworzyliśmy bez problemu. Pokój znajdował się na pierwszym piętrze, więc nie mieliśmy problemów z zeskoczeniem na ziemię.

- Taaaak !! Tutajj właśnie !!! - krzyczała Dasha kiedy Ray wyskakiwał przez okno lądując tyłkiem na kaktusie.

- Chodź już, zostaliśmy tylko my - machałem ręką do Dashy.

Rosjanka spojrzała na mnie z miłością w oczach :

- Nigdzie nie idę. Uciekajcie póki czas.

- Co Ty mówisz do cholery ? Ruszaj zanim skończy się nam czas !

- Nigdzie nie idę. Nie ma sensu. Kochasz ją, jedź z nią, żyj z nią. Ja zostanę tutaj. Jestem dobra w tym co one robią. Może najlepsza.

Nie odpowiedziałem. Pocałowałem swoją dłoń, dmuchnąłem w całusa i szepnąłem :

- Kiedyś się jeszcze spotkamy.

 

Zardzewiała furgonetka ruszyła spod Agencji. Mknęliśmy po bezdrożach raz po raz uderzając podwoziem o konary drzew, kamienie i wystające z ziemi metalowe pręty - pozostałości po płotach i zasiekach. Patrzyłem w tylną szybę, w której kurczył się budynek. Została tam, sama, na pastwę losu. Była dla mnie kimś więcej niż koleżanką, kompanem, kolegą, aniołem pożądania. Była przez moment moją Beatrycze. Dzięki niej chodzę, żyję, jestem tu. Łza spłynęła po moim policzku zatrzymując się na wysokości nosa.

Ta ostatnia łza była dla niej.

Odnośnik do komentarza

Życie jest jak pudełko czekoladek - mawiał Gump w powieści Grooma. W moim życiu słodyczy było jak na lekarstwo. Łykałem za to hektolitry gorzkiego oleju rycynowego zagryzając stęchłym jajkiem i pajdą zielonego chleba.

Kiedy furgonetka odjechała spod lotniska w głowie miałem sieczkę. Jeszcze kilka godzin temu siedziałem z Dashą w hotelowym pokoju popijając małymi łyczkami rosyjską kawę. Jeszcze kilka oddechów wcześniej nie wiedziałem, czy przeżyję tę piekielną próbę odbicia z rąk zboczeńców mojej kobiety. Teraz stoję tu, pomiędzy płatkami śniegu, tuż przy drzwiach prowadzących do miejsca, w którym wzbijają się w powietrze cudowne maszyny.

 

- My nie jedziemy - słowa Ruslany przebiły się przez gąszcz moich filozoficznych myśli. Zatrzymałem się na moment przy drzwiach, spojrzałem na Rosjankę i zapytałem :

- Dlaczego ?

- Mieszkamy w Moskwie, po co mamy z wami wracać ? Za kilka miesięcy odwiedzimy Dashę, może wpadniemy do was na święta - odpowiedziała Ruslana wyciągając z kieszeni srebrny łańcuszek.

- Masz, schowaj go póki En nie widzi. To należy do Dashy. Myślę, że chciała by żebyś go nosił. Jak nie na szyi to w kieszeni.

Ucałowałem dziewczynę w policzek, uścisnąłem dłoń jej towarzyszowi i ruszyłem w stronę drzwi za którymi z niecierpliwością czekała En.

- Co tak długo ? O czym rozmawialiście ? - pytała zaciekawiona.

- A takie tam. Oni tu zostają. Może kiedyś nas odwiedzą w Leeds.

 

 

Zapach kobiety o poranku, lekki podmuch wiatru z szczeliny pomiędzy dwoma połówkami okna, kawa, taboret, krajobraz tropikalnej burzy w słońcu saharyjskiej pustyni ukryty w centymetrach kołdry, na w pół nagi, cudowny, mój.

Siedziałem popijając Nescafe i patrzyłem na śpiącą En. Nie zmieniła się nic. Kochałem każdą jej zmarszczkę, każdy uśmiech, każdy centymetr aksamitnej skóry. Warto było ryzykować. Warto było nawet zginąć.

 

Nowy rok zapukał do naszego życia szybciej niż się mogliśmy tego spodziewać. Sylwester w tym roku wyglądał jak zwykła noc. Szampan, spokojna muzyka, trzask spękanego drewna w kominku i my pośrodku tej zwykłej codzienności.

Ale dla nas było cudownie. Bo jeśli nie widzi się ukochanej osoby taki szmat czasu, nawet wspólne milczenie jest rozmową naszpikowaną filozoficznymi myślami.

Podróżowałem po ciele En z góry na dół z taką samą pasją jak kiedyś. Czułem jej oddech na swoim ciele, jej delikatny dotyk, jej smak i zapach. Jeśli prawdą jest, że pierwszy dzień nowego roku wygląda tak jak cały rok, to królestwo Albionu musiało legnąć przy mych stopach.

Byłem królem.

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Poyet przywitał mnie w klubie zwykłym uściskiem dłoni. Poklepałem po plecach kompana, podziękowałem mu za objęcie drużyny podczas mojej nieobecności i ruszyłem na murawę stadionu z wielką pasją. Wszystkie problemy zniknęły gdzieś, za żelazną kurtyną oddzielającą Rosję od krajów wielkiej cywilizacji.

Poranny trening był jedynie rozbieganiem. Dziś o 19 mieliśmy spotkać się w Pucharze Anglii z nieobliczalną drużyną Burnley. Nie chciałem forsować chłopaków, dlatego godzina truchtania i ćwiczeń rozciągających musiała im w zupełności wystarczyć.

Taktyka na to spotkanie nastawiona była na defensywę. Na szpicy postanowiłem postawić na doświadczonego Flo, który w Pucharach nie zawodził. Po podaniu Pruttona to właśnie Norweg strzelił pierwszą bramkę.

Burnley 1:1 Leeds

Remis na stadionie gości stawiał nas w dobrej sytuacji przed rewanżem.

 

W międzyczasie do zespołu dołączył kolejny Polak. Z Krylia Sowietow bez sumy odstępnego nasze szeregi zasilił Krzysztof Łągiewka. Brakowało mi solidnego środkowego obrońcy, który w razie problemów mógł zastąpić defensywnego pomocnika.

 

Kilka dni po zakontraktowaniu zawodnika zagraliśmy jedno z najgorszych spotkań w historii. Żaden zawodnik ani razu nie strzelił celnie w bramkę. Sędzia trzy razy chciał zakończyć spotkanie, bo piłkarze skakali sobie do gardeł. Mecz był tak nudny, że w 80 minucie na trybunach pozostała jedynie garstka kibiców.

Ostatecznie zremisowaliśmy ze słabiutkim Scunthorpe 0:0

 

Po tym meczu zmieniłem taktykę. Postanowiłem zagrać dwoma napastnikami i ustawić zaraz za nimi ofensywnego pomocnika. Rola defensywnego, cofniętego gracza przypadła Łagiewce, natomiast ofensywnie zagrał Da Costa. Na prawym skrzydle dałem szansę pozyskanemu z Arsenalu Simpsonowi. Rewanż z Burnley udał nam się wybornie.

Leeds 3:1 Burnley.

Odnośnik do komentarza

bardzo piękny opis zachwytu nad kobietą i chyba każdy tu może wstawić swój ideał piękna, realny czy też nie, w sumie chyba o to chodzi ;)

 

łapię się na tym, że czekam na wasze zdjęcia, ale potem przypominam sobie, że to literacka fikcja :):kutgw:

Odnośnik do komentarza

Walka o awans nabierała z meczu na mecz coraz większych rumieńców. Kibice mdleli na trybunach obserwując spotkania, gazety rozlewały się na swoich stronach szukając taniej sensacji. Nie wiem kiedy, ale jeden z paparazzich zrobił mi zdjęcie z Dashą, z Ruslaną, z En, po czym umieścił wszystkie fotografie w gazecie opisując w artykule poniżej moje bujne życie erotyczne. Na szczęście En nie czyta gazet, chociaż małe sprostowanie pewnie by się jej przydało.

Kilka dni po ostatnim meczu zostałem wezwany do gabinetu prezesa przez sekretarkę. Zdziwiło mnie to bardzo, bo zwykle Bates sam fatygował się na trening by ze mną porozmawiać. Tym razem rozmowa wyglądała zupełnie inaczej.

- Klub prawdopodobnie zostanie przejęty przez jakiegoś Amerykańca, tfu ! - powiedział prezes widząc że wchodzę do sali.

Zamknąłem drzwi za sobą, bez pytania odsunąłem fotel przy biurku i usiadłem w nim nie spuszczając wzroku z twarzy działacza.

- Czy to pewne ? - zapytałem zdziwiony.

- Trwają rozmowy. Nie wiem czy przejmie całość klubu, czy tylko 51% akcji, ale pewne jest, że wprowadzi nowe porządki.

Przez moment zastanawiałem się jaki w tym interes ma Fabrizzo.

- Prezesie, może to tylko słowa kibiców i prasy. Może chcą nas zmotywować do lepszej gry - nie dawałem za wygraną.

- Może ... - odpowiedział Bates siadając za biurkiem.

Jego grube paluchy zaczęły uderzać w klawiaturę. Szukał czegoś, bo nie odzywał się ani słowem do mnie wlepiając wzrok w kineskop monitora.

- O, tu jest informacja, dostałem ją mailem od właściciela klubu - odwrócił monitor w moją stronę wskazując palcem na nagłówek.

" Drogi Panie Bates. Trwają rozmowy dotyczące ewentualnego wykupienia większości akcji Leeds United "

Reszty maila przeczytać nie zdążyłem, bo prezes odwrócił monitor w swoją stronę, wcisnął guzik i kineskop zgasł.

- Sam widzisz. Dziś nie możesz być pewny swojej pracy. Jednego dnia jesteś w sercach kibiców, drugiego jesteś wspomnieniem. Takie już jest to cholerne życie - mówiąc to splunął do kosza na śmieci stojącego tuż przy biurku.

 

Wychodząc z gabinetu nie mogłem odpędzić się od myśli, że to kolejny czarny interes Włocha, w który zostanę wplątany.

Musiałem coś z tym zrobić, bo kolejna afera mafijna nie była mi w smak.

 

Wracając do mieszkania zatrzymałem się na pobliskiej stacji benzynowej by zatankować auto i kupić jakieś czerwone wino do kolacji.

- Do pełna ! - krzyknąłem machając ręką do pracownika stacji.

Wchodząc do sklepu zapomniałem zabrać ze sobą portfela. Wróciłem się do samochodu, otworzyłem skrytkę i już miałem wyciągnąć z niej skórzany portfel kiedy usłyszałem rozmowę dwóch mężczyzn sponiewieranych tanim winem.

- Słyszałeś o tym trenerze z naszego klubu ? Mówią, że dostał posadę od właściciela Leeds. Ponoć to jego szwagier - mówił pierwszy popijając co chwila drobnymi łyczkami sfermentowany napój.

- Gówno tam wiesz. Jaki szwagier ? Fabrizzo posuwa jego kobietę kiedy chłopak jest na meczu - mówił drugi klepiąc się po udzie.

- Jaką panienkę ? Którą ? Bo już się nie łapię w tym wszystkim.

- Taką sztuczną blondynę. Oj wiesz przecież którą - odparł mu kompan wypluwając na ziemię kawałek korka z butelki.

- Ja słyszałem, że ten trener, jak mu tam na imię ... Paul ?, że ten trener niedługo już nie będzie pracował, że go wypierd...ą na zbity pysk za korupcję. Mówią ludzie, że kupował mecze, bo awansować nie mógł. A ch..j z nim - mówiąc to przechylił butelkę wypijając ostatnie krople.

- Kupował ? Pewnie i kupował. Każdy kupuje. Teraz piłka to tylko kasa i kasa. Popatrz na nas Robert, my nie potrzebujemy tej mamony. Ja tam idę na mecz żeby obejrzeć jak się leją kibole.

- Ty, a słyszałeś, że właściciel klubu chce się go pozbyć ? Podobno ma jakieś problemy z prawem i musi wracać do Włoch.

- Do Włoch ? Ja myślałem, że on z Polski jest !

- Z Polski ? A gdzież to chłopie na mapie ?

 

Zamknąłem drzwi od samochodu i ruszyłem w stronę malinowych nosów. Stanąłem przed nimi, wyciągnąłem z kieszeni 50 euro i powiedziałem :

- Zbieracie na wino ? Na piwo ?

Obaj w jednej chwili wyprostowali się, poprawili fryzury i spalili się rumieńcem patrząc w ziemię.

- Macie. Kupcie sobie jakąś lepszą gazetę, bo te bzdury które tu opowiadacie ... ech szkoda mi słów - rąbnąłem drzwiami wchodząc do sklepu aż ekspedientka wypuściła z rąk butelkę z sokiem.

Odnośnik do komentarza

Coca Cola Championship, 17 stycznia 2009 roku, kolejne spotkanie Burnley z Leeds. Nie motywowałem chłopaków zbytnio. Wszyscy czuli, że tylko w ich stopach leży możliwość awansu do Premiership. Tylko od nich zależy, czy ich zarobki zwiększą się przynajmniej o połowę, czy też pozostaną na takim samym poziomie.

Byliśmy zwarci i gotowi.

Zagraliśmy 4-4-2 z dwoma ofensywnie usposobionymi pomocnikami i dwoma bocznymi obrońcami, którzy włączali się do ataku za każdym razem, kiedy pomocnicy byli przy polu karnym. Rolę defensora powierzyłem o dziwo młodemu Brzozowskiemu, który po awansie do Championship nie gra już tak wyśmienicie jak rok temu.

Burnley 0 : 2 Leeds

Blisko 22 i pół tysiąca kibiców oglądało pewne zwycięstwo Leeds. Kolejne trzy punkty i już tylko 12 punktów straty do lidera. Mamy piąte miejsce w tabeli.

 

To co się udało na Turf Moore, nie udało się już na Elland Road. Kontuzjowanego Carolle na prawej flance zastąpił charyzmatyczny Le Tallec. Poza tą zmianą skład nie zmienił się. Wyszliśmy na murawę pełni entuzjazmu. I to nas zabiło niemal na śmierć. Mecz życia, dzień konia, czy jak to się nazywa przeżył Ankergren. Nie dość że wybronił aż siedem sytuacji sam na sam, to jeszcze nadwyrężył prawy bark i przez 20 minut stał pomiędzy słupkami narażając się na bardzo poważną kontuzję. Ani Stancu, ani Gorawski, ani nawet Le Tallec nie zdołali wbić choć jednej bramki znakomicie broniącej się drużynie Watford.

Ostatecznie zremisowaliśmy bezbramkowo z Łosiami.

Leeds 0 : 0 Watford

 

Postanowiłem zmienić trochę ustawienie intensywności treningu. Po ostatnich wyczynach moich napastników doszedłem do wniosku, że skuteczność jest naszą piętą achillesową. Marnując jedną sytuację po drugiej wprawialiśmy co starszych kibiców w stan pod zawałowy, a na stratę fanatyków pozwolić sobie nie mogliśmy.

Od tej pory większą uwagę napastnicy przykładali na strzały, drybling i trening siłowy. Od pomocników wymagałem pełnego zaangażowania w trening taktyczny, bo z tym elementem gry szwankowaliśmy, co zresztą usłyszałem od niejednego kibica podczas treningu.

Wychodząc na murawę naszego stadionu pokrzykiwałem do " starej gwardii " mojej drużyny, by motywowała młodszych do bardziej zaciętej gry. Na przekór wszystkim najlepszy mecz rozegrali właśnie Ci, którzy na co dzień byli podporą kadry. Po bramkach Gorawskiego, Beckforda i Flo zwyciężyliśmy Yeovil aż 3:1

 

Dwa dni mieli piłkarze na dojście do siebie. Wszyscy dostali od klubu darmowy karnet na odnowę biologiczną. Dwa dni pełnego luzu jedni wykorzystali na basen, saunę, solarium i masaże, drudzy na imprezki, burdele i litry wódki w zimnych szklankach najdroższych pubów.

Efekty mojego " wyluzowania " można było oglądać w spotkaniu z Watford, tym razem w Championship. Liczyłem, że w ramach podziękowania za dni wolne od pracy wszyscy piłkarze zagrają na 150% swoich umiejętności. Jakże pomyliłem się w tamten dzień.

Pan Drysdale zakończył mecz po regulaminowych 90 minutach. Na ekranie ponad głowami rozszalałych fanów widniał wynik :

Watford 2:0 Leeds.

Odnośnik do komentarza

Podszedłem do okna i lekko odsłoniłem zasłonę odkrywając nagość dnia codziennego. Znów padał deszcz, delikatnie, systematycznie mocząc każdy milimetr suchej materii. Pogoda w Anglii nie raz wprowadzała mnie w stan melancholii, która zazwyczaj kończyła się opróżnieniem butelki alkoholowego zapomnienia.

Usiadłem na krześle w kuchni odpalając papierosa. Chłód kafelek wyścielonych na podłodze był tak dokuczliwy, że podkurczyłem nogi by ogrzać je ciepłem własnej dłoni. Pomimo ciszy panującej dookoła dom tętnił głosem. Nie byłem już sam, a to bardzo wiele. Tytoń tlący się na końcu papierosa pochłonął kilka milimetrów papieru owiniętego dookoła, sięgnąłem po kubek z wczorajszą kawą i wypiłem jednym duszkiem całą jego zawartość. Po śniadaniu założyłem na siebie płaszcz przeciwdeszczowy i wyszedłem na zewnątrz podnieść lekko namokniętą od kropel przenoszonych wiatrem gazetę.

Wchodząc do kuchni nie zdjąłem klapek, których podeszwy były całe w błocie.

Drzwi od pokoju uchyliły się, po chwili stanęła w nich En rozczochrana, zaspana, z odciskami łóżka na prawym policzku.

- Cześć Maleńka - powiedziałem uśmiechając się do dziewczyny.

- Czeee ... no cholera jasna, wczoraj tu sprzątałam, patrz ile śladów narobiłeś.

Wstałem z krzesła, podszedłem do En, przytuliłem ją i powiedziałem :

- Nawet nie wiesz jak mi brakowało Twojego zrzędzenia.

 

Dzisiejszy trening prowadził Poyet. Urugwajczyk wyrabiał sobie właśnie papiery trenera, a że brakowało mu wpisu z zajęć praktycznych, pozwalałem mu czasem obejmować pierwszą drużynę.

Usiadłem na skórzanym fotelu ławki rezerwowej, otworzyłem z sykiem puszkę i wlałem w gardło zimnego Red Bulla.

Brakowało mi takich dni, kiedy będę z drużyną, nawet jako obserwator. Scribe latał po słupkach usiłując udowodnić, że ostatnie mecze były wypadkiem przy pracy. Bez względu na to jak by się nie starał i tak Ankergren pozostanie numerem jeden. Wszyscy na murawie trenowali w pocie czoła. Wszyscy, prócz Flo, który co chwilę klękał na jedno kolano udając, że wiąże sznurówki.

Podszedłem do Norwega, oparłem się o bandę odgradzającą siedzenia od murawy i zapytałem :

- Coś się stało ?

Flo szybko odwrócił się w moją stronę, otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, że jestem na treningu i odparł:

- Nie. To tylko buty. Założyłem stare korki i teraz mnie obcierają.

- Idź do masażystów. Tam jest pełno butów, załóż jakieś na miłość boską, bo nabawisz się jeszcze jakiejś kontuzji.

Norweg skinął głową, wstał z murawy i lekko kuśtykając pobiegł w stronę szatni.

Znów usiadłem na fotelu dopijając ostatnie krople energetyzującego napoju. Podobało mi się, z jaką pasją o piłkę walczył Łagiewka. Jeśli przeniesie ducha walki na murawę, będziemy mieli z niego ogromny pożytek. Aż dziw bierze, że poprzedni klub nie chciał z nim podpisać nowego kontraktu.

 

W domu czekał na mnie pachnący obiad, czerwone wino uwięzione w lśniących kieliszkach i blask świeczki, która stała pośrodku stołu samotnie jak dziewczynka z zapałkami w mroźny, zimowy wieczór.

Usiedliśmy z En przy stole. Złapałem ją za dłoń, przysunąłem bliżej siebie i pocałowałem. En wstała, pogładziła mnie po włosach i powiedziała :

- Zapomniałam o najważniejszym.

Mówiąc to podeszła do wieży, nacisnęła guzik play a z głośnika poleciała kojąca wszystkie nerwy ballada Claptona " River of Tears ".

 

Wieczorem wyszliśmy na spacer. Deszcz jak na zawołanie przestał spadać na niewinną ziemię, więc bez parasola krok po kroku przemierzaliśmy okolicę w milczeniu. Wdychałem świeże powietrze z całych sił delektując się przy tym zapachem perfum dziewczyny. Raz na jakiś czas wybuchając śmiechem musieliśmy odskakiwać od krawędzi krawężnika by nie zostać ochlapanymi przez nadjeżdżający samochód. Przypomniała mi się deszczowa piosenka z jednego z musicali i zacząłem skakać i śmiać się dookoła En, która trzymała się za brzuch rechocząc razem ze mną.

Pieniądze, drogie samochody, narkotyki, alkohol, prostytutki, masaż, jedzenie ... nic nie daje takiej frajdy jak zwykły spacer z ukochaną.

Odnośnik do komentarza

" Kto następcą Miśkiewicza ? "

" Ile zarabia trener Leeds United ? "

" Porno i duszno na Elland Road "

" Quo Vadis Leeds "

 

Nagłówki tabloidów w angielskich salonach prasowych kuły oczy jak szpilki wbijane przez kata torturowanym. Byłem na ustach każdego mieszkańca Leeds. Nie rzadko dochodziło niemal do bijatyki między mną a kibicami podczas spaceru, zakupów czy zwykłej przejażdżki samochodem. Dzień w dzień telewizja, prasa, radio były zalewane kaskadą bzdurnych wiadomości wyssanych z najmniejszego palca u nogi. Stałem się przedmiotem badań statystyków, konotacją bajońskich zarobków, a powiązania z mafijnym rodem Fabrizza sprawiały, że w czarnych samochodach czarnych charakterów pasażerowie kłaniali mi się za każdym razem.

Przejeżdżając przez dzielnicę, w której urzędował Włoch postanowiłem zajechać z niezapowiedzianą wizytą. Zaparkowałem samochód przed bramą główną, wysiadłem z niego, wcisnąłem dzwonek domofonu z telewizorem i czekałem na sygnał zwolnienia blokady wejścia. Po kilku sekundach od naciśnięcia guzika przy bramie stanął człowiek ubrany w czarny płaszcz, w kapeluszu rodem z filmów o Ojcu Chrzestnym. Mężczyzna spojrzał na mnie badawczo, zmrużył oczy, wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza papierosa i odpalił go nie spuszczając ze mnie oczu.

- Mogę wejść ? - zapytałem bez zastanowienia łapiąc prawą dłonią za kratę.

Wydychając dym papierosowego nałogu mężczyzna odpowiedział :

- A Ty kto i do kogo ?

- Paweł, do Fabrizzo - odpowiedziałem wysuwając przednią szczękę do przodu ze zdenerwowania.

- Nie ma go i dzisiaj już nie będzie. Jutro też nie.

Jeszcze raz poczęstowałem mężczyznę badawczym, pełnym nienawiści spojrzeniem, po czym splunąłem na ziemię, otworzyłem drzwi od samochodu i wsiadłem do środka zamykając je z hukiem.

Odjeżdżając spod posiadłości Włocha miałem dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. Kim był ten człowiek i dlaczego traktował mnie w taki sposób ? Sumienie gryzło mnie mocniej niż rozwścieczony szerszeń w gorące, letnie popołudnie.

Zatrzymałem się przecznicę dalej. Pięć minut zajęło mi dotarcie na tyły posiadłości. Schowałem sie w krzakach, tuż przy starej lipie, skąd miałem najlepszy widok na drzwi wejściowe. Po kilku minutach dotarło do mnie, że całe podwórko jest ogrodzone żółtą taśmą, taką samą jak ta, kiedy mój dom został splądrowany a En porwana.

Przed basenem stał ten sam człowiek, którego przed momentem o mało co nie oplułem, i wymachiwał przed drugim krótkofalówką. Nie minęło kilka sekund, a z domu wyszło pięciu policjantów i jeden fotograf, który co kilka sekund pstrykał zdjęcia notując coś jednocześnie w skórzanym notesie.

- No to pięknie. Pewnie znów się wrąbał w jakieś bagno - pomyślałem wychodząc z krzaków i strzepując na ziemię kawałki liści i połamanych gałązek.

- Szuka Pan tu czegoś ?

Znajomy głos wyrwał mnie z ciemności własnych myśli. Kiedy odwróciłem głowę ujrzałem grubego Garcię, którego nie tak dawno przecież posłałem na deski kilkoma sierpowymi.

- Aaa, to Ty kochasiu. No, znów się spotykamy co ? - zarechotał policjant.

- Nie mam czasu, śpieszę się - odparłem usiłując przejść obok zapaśnika.

- Ale ja mam dużo czasu. Bardzo dużo. I Ty też go znajdziesz, gwarantuję Ci - odparł funkcjonariusz łapiąc mnie za przegub ręki.

- Czego chcesz ? - syknąłem.

- Może wyjaśnisz nam wszystkim, po co tłuczemy tyłki w radiowozach żeby zapanować nad porządkiem w tej dzielnicy ?

- Jaka praca taka płaca - uśmiechnąłem się szyderczo.

- W takim razie - Garcia sięgnął po krótkofalówkę - wzywam posiłki. Czynne stawianie oporu przy rewizji, obrażanie policjanta na służbie, próba włamania się na tą posiadłość, gdzie ich znaleźliście. Jestem z tyłu

- Przyjąłem, zaraz tam będziemy - skomputeryzowany głos odpowiedział w głośniku.

Odnośnik do komentarza

Siedziałem w głuchym pomieszczeniu otoczony lustrami weneckimi. Dookoła mnie było pusto i duszno, a żarówka z lampki zawieszonej tuż przed moją twarzą opalała skórę na lekko czerwony kolor. Nie pamiętam ile tak siedziałem, aż do środka wszedł człowiek, którego dzień wcześniej widziałem przed bramą. Mężczyzna miał przy sobie czarną walizkę. Ubrany był w zwykłe niebieskie dżinsy, wytartą starą koszulę i jeszcze starsze czarne trzewiki, które wyglądały niemal jak " drewniaki " noszone przez ordynatorów w szpitalach.

- No to sobie pogawędzimy - powiedział mężczyzna wyciągając z wnętrza walizki stos papierów.

- Mógłbym wiedzieć dlaczego zostałem zatrzymany ? - zapytałem odchylając się lekko na krześle do tyłu.

- Oczywiście. Zaraz Ci wszystko wyjaśnię. Pozwól mi tylko znaleźć ... gdzie ja to mam ... - mówiąc to drapał się co chwila po głowie.

Krople potu ściekały po zmarszczonej skórze czoła policjanta.

- Psia mać, gdzieś to miałem ... o jest ! - euforycznie krzyknął mężczyzna wyjmując żółtą kopertę.

- Co takiego ? - zapytałem opierając się łokciami o blat biurka.

- Znasz ich ? - rzucił mi na blat trzy zdjęcia. Na pierwszym widniała młoda dziewczyna z poderżniętym gardłem. Na drugim był uwieczniony ochroniarz, bez oka, z rozłupaną do połowy czaszką.

- Nie znam, a powinienem ? I po cholerę mi pokazujesz te zdjęcia ? - odparłem poruszony.

- Tego też nie znasz ? - policjant pokazał mi zdjęcie zastrzelonego kilka miesięcy temu Eddiego Graya.

- Znałem. Zginął jakieś pół roku temu ... hmm ... gdzieś w okolicach stadionu.

- To dziwne, bo jego ciało znaleźliśmy razem z dwoma pozostałymi w mieszkaniu Fabrizzo. Mało tego. Oprócz trupów w mieszkaniu była też bomba, która nie wiadomo dlaczego nie została zdetonowana. Nasi saperzy rozmontowywali ją przez półtora dnia. Rosyjska precyzja pakowania ładunków wybuchowych. Pytanie tylko ... co Ty tam robiłeś ?

- A co miałem robić ? Włoch jest właścicielem klubu. Chciałem przyjechać porozmawiać o finansach i ewentualnych zmianach w hierarchii sztabu szkoleniowego. Nie pozwoliłeś mi wjechać na posesję, to pomyślałem sobie, że chociaż sprawdzę co jest ważniejszego ode mnie. Wlazłem w krzaki, zobaczyłem Ciebie i jakiegoś policjanta. Chciałem pójść już do samochodu i wrócić do domu kiedy napatoczył się ten grubas ..

- Nie obrażaj funkcjonariusza policji - zarechotał mężczyzna odpalając papierosa.

- ... Jak zwał tak zwał. I po raz kolejny za jego pomocą trafiłem tutaj.

- Nie sądzisz, że to dziwne ? Co kilka miesięcy trafiasz do aresztu. Coś tu jest nie tak. Może się przedstawię. Komisarz Harry O'Hara, to ja rządzę w Leeds.

- Paweł Miśkiewicz. Możesz rządzić sobie w mieście, ale na stadionie rękę Boga mam ja - odpowiedziałem szczerząc zęby.

- Powiedz mi Miśkiewicz ... znasz dobrze Włocha ? - O'Hara oparł się o łokcie zbliżając twarz do mnie.

- Nie znam. Szef, nic poza tym. Byłem u niego raz, albo dwa razy. Nie łączy nas nic poza pracą.

- Interesujące ... - papieros niknął zamieniony w dym wdychany przez płuca funkcjonariusza.

- Mogę iść ? Narzeczona się niepokoi - zapytałem wyraźnie zdenerwowany.

- Czym się tak denerwujesz kolego hmm ? Może jest coś, czego nie wiem, a co powinienem wiedzieć ?

- Nie dam się wrobić w wasze sztuczki z mocą perswazji. Powiedziałem co miałem do powiedzenia.

Komisarz wstał, odszedł od biurka i odwrócił się do mnie plecami mamrocząc coś pod nosem. Trwało to kilka sekund, po czym odwrócił się do mnie i powiedział :

- Czy Eddie Gray był Twoim przyjacielem ? Kimś bliskim ? Kolegą, kuzynem czy coś w tym stylu ?

- Eddie był znajomym. To dzięki niemu pracuję w klubie - odparłem zakładając nogę na nogę.

- No właśnie - prawa ręka komisarza zaczęła gładzić jego brodę - tak też myślałem ... hmm ...

- A kim są pozostali ? - zapytałem wstając z krzesła.

- Tzn kto ? - odparł Harry uśmiechając się szyderczo.

- Trupy a kto do cholery - odpowiedziałem tupiąc nogą z nerwów.

- Denerwujesz się ? I tak to z Ciebie wyciągnę. Dobrze wiesz kim są. Przecież byłeś przy tym jak ginęli Ty psycholu !! - ryknął policjant kopiąc nogą w stół.

- Już prawie was dopadłem. Już prawie leżysz i kwiczysz kolego. Wsadzę Cię do celi z kolegami, którzy trzy razy dziennie będą pucować Ci pośladki aż nie będziesz w stanie bez cewnika normalnie się wysrać. Zatęsknisz za domowym jedzonkiem, cycuszkami swojej kobiety i zapachem liści butwiejących w rosie jesiennej pogody. Już nikt przez was nie zginie. Rozumiesz ? Nikt !! - krzycząc przyparł mnie do ściany wypluwając co chwila małe kropelki śliny.

- Odwal się ode mnie ! Zaskarżę Cię o czynną napaść ! - krzyczałem starając się wzbudzić w komisarzu odrobinę normalności.

- A kto Ci uwierzy ? Hm ? Pozdrowienia dla Fabrizzo od komisarza O'Hara - szepcząc mi do ucha uderzył mnie w krocze z zamkniętej pięści.

Upadłem na ziemię. Rzeczywistość rozmyła mi się w oczach jak obraz olejny na deszczu. W oddali ciemności widziałem tylko zamykane drzwi.

Odnośnik do komentarza

Kolejny mecz z Watford, kolejna walka na śmierć i życie i kolejny koncert Rumuna Stancu. Kibice zgromadzeni na trybunach przeżywali koszmar. Po solowej akcji Stancu objęliśmy prowadzenie. Kilka minut później Rumun podwyższył na 2:0 plasowanym strzałem sprzed pola karnego. Drużyna gości rzuciła się do odrabiania strat. Jeszcze przed przerwą kontaktowego gola zdobył Priskin uderzając nie do obrony z 6 metrów. Po przerwie Smith doprowadził do wyrównania. Bezpańska piłka przed polem karnym padła łupem jego stóp, huknął sprzed linii pola prosto w okienko. Kibice oszaleli na trybunach. Smith podbiegł do sektora najwierniejszych fanów i rzucił w ich stronę koszulkę. Mecz musiał być wstrzymany na kilka minut, bo okazało się, iż zastępczej koszulki nie ma w komplecie stroi rezerwowych. Ostatecznie jeden z kibiców oddał Anglikowi koszulkę, za co w zamian po meczu został zaproszony przez klub do szatni po autografy.

8 minut trwało świętowanie Watford, bo po raz kolejny w tym meczu przypomniał o sobie Stancu. Uderzenie z rzutu wolnego przez Le Talleca odbiło się od słupka i Rumun z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki gospodarzy.

 

Watford 2:3 Leeds

 

Trzy dni później na Elland Road podejmowaliśmy sensacyjnego spadkowicza z Premiership, drużynę Tottenhamu. Po pierwszym zwycięskim meczu musieliśmy przełknąć gorycz porażki. Moja taktyka została perfekcyjnie rozpracowana przez menadżera Kogutów. Pomimo usilnych starań nie potrafiliśmy ani razu pokonać Robinsona i w efekcie na własnym stadionie przegraliśmy aż 0:2. Na domiar złego kontuzji nabawił się Francuz Le Tallec i w kolejnym spotkaniu musiałem skorzystać z usług rezerwowego Carolle.

 

Leeds 0 : 2 Tottenham

 

Britannia Stadium, Stoke-on-Trent jest stadionem, na którym przegrywali już najwięksi. Gospodarze, drużyna Stoke podejmowała nas w najsilniejszym składzie. Pierwszą bramkę z rzutu wolnego zdobył nasz lewy obrońca Ben Parker. Dwudziestolatek pokonał bramkarza gospodarzy uderzając piłkę tuż przy słupku. Nasze szczęście trwało niestety tylko cztery minuty, bo Dan Gosling w 16 minucie wyrównał wynik spotkania. Dopiero w 89 minucie zmiennik Le Talleca - Sebastian Carolle zdobył zwycięską bramkę.

 

Stoke 1:2 Leeds

 

Cztery dni później, w dzień Świętego Walentego podopieczni Roya Keane'a pokazali nam miejsce w szeregu. Przyjechaliśmy na Stadium of Light pełni nadziei na sprawienie wielkiej niespodzianki. En musiała poczekać z prezentem na święto zakochanych. Niestety trzeba mierzyć siły na zamiary. Trzy bramki Sunderland strzelił po naszych błędach w obronie. Brakuje nam wyraźnie środkowego i lewego obrońcy.

Piąta runda Pucharu Anglii okazała się dla nas ostatnią.

 

Sunderland 3:0 Leeds

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...