Skocz do zawartości

W pogoni za En....


Rekomendowane odpowiedzi

Kiedy blondynka dobiegła do hotelu wślizgnąłem się niezauważony do środka i udałem się w kierunku tajemniczego pokoju 69, w którym mieszkała. Po kilku minutach usłyszałem jej kroki, więc stanąłem w najciemniejszym miejscu, gdzie światło księżyca nie docierało i czekałem. Trzask przekręcanego klucza zmieszał się z powstrzymywaniem potoku łez.

- Nikt nie jest wart, byś przez niego płakała - powiedziałem tajemniczo nie wychodząc z cienia.

Blondynka na dźwięk moich słów podskoczyła przestraszona wypuszczając na podłogę pęk kluczy.

- Kim jesteś ? - zapytała przez zaciśnięte zęby schylając się po zgubę.

- Nikt nie jest wart Twoich łez, nerwów i smutku. Nikt nie ma prawa ranić, oczerniać i poniżać - odparłem.

- Bardzo mocne słowa. A skąd wiesz, że ktoś mnie poniżał, oczerniał itd ? Śledzisz mnie ? - zapytała blondynka łapiąc za klamkę drzwi.

- Czuć zapach rozpaczy w powietrzu, to mi wystarcza - odpowiedziałem przestępując z nogi na nogę.

- Czarujesz ... ale może innym razem. Teraz wybacz, jestem zajęta. Muszę wziąć prysznic - szepnęła dziewczyna znikając za drzwiami.

Nie widziała mnie. To dobrze, bo nie wiadomo jak by się to skończyło. Ale zrealizowałem swój cel. Teraz mam pewność, że to ona i że mieszka tutaj.

Wracając do mojego pokoju zapaliłem papierosa. Dawno nie wciągałem tytoniowego dymu, dlatego ten papieros był wyjątkowy, jak pierwszy raz. Drzwi do pokoju były zamknięte. Sięgnąłem do kieszeni po klucz, wygrzebałem go spomiędzy sterty pogniecionych papierków i otworzyłem drzwi. W środku panowała cisza. Drzwi od szafy w której trzymaliśmy ciuchy były otwarte na oścież. W środku została tylko moja odzież i powietrze pachnące wspomnieniem. Kopnąłem z nerwów stolik na którym leżał przewodnik. W kuchni panował rozgardiasz. Rozlana kawa plamiła marmurowy blat przyklejając do niego spody szklanek. Przy otwartym oknie leżała na parapecie popielniczka z czterema nadpalonymi filtrami.

- Pewnie się śpieszyła na samolot - pomyślałem zrzucając kiepy do kosza na śmieci.

Usiadłem na krawędzi łóżka szarpiąc się za włosy. Czasami lepiej być samemu, choć na chwilę, choć na kilka dni. Ale wczasy miały być oderwaniem od rzeczywistości, a okazały się brutalną rzeczywistością broczącą krwią na cztery strony świata.

Zgasiłem tlący się jeszcze niedopałek o buta, zamknąłem drzwi na klucz i zszedłem na dół do baru.

W restauracji było cicho i spokojnie. Kłęby dymu unoszące się w powietrzu snuły się majestatycznie ponad głowami rozgadanych ludzi. Usiadłem przy barze, spojrzałem na barmankę i po chwili przed moim nosem stała szklanka z whisky.

- Kłopoty z dziewczyną ? - zapytała brunetka polerując pokal po piwie.

- Mam to wypisane na twarzy czy jak ? - odparłem niegrzecznie wlewając w siebie pół szklanki trunku.

- Nikt nie jest wart, by przez niego zalewać robaka, a już na pewno nie ty - odparła brunetka świdrując mnie swoimi brązowymi oczami.

Uśmiechnąłem się do niej i zamówiłem drugą szklankę ambrozji. Na parkiecie nie było nikogo, poza chwiejącym się grubasem, który zalotnym gestem próbował nakłonić młode dziewczyny do tańca.

- Przychodzi tu codziennie wieczorem. Mówią na niego dziadek do orzechów. Biedaczek w 1998 roku poderwał nie tą dziewczynę co trzeba i ... że tak powiem ... wykastrowali go na żywca przed oczami wszystkich wczasowiczów - powiedziała brunetka rozkładając łokcie na stole i opierając głowę o pięści.

- Jak Ci na imię ? - zapytałem stawiając pustą szklankę przed barmanką.

- Może jeszcze mam Ci podać numer telefonu i pozycję którą lubię najbardziej ? - odparła nalewając mi trzecią podwójną whisky.

- I czy to robisz na pierwszej randce - odparłem parskając śmiechem.

Barmanka postawiła przede mną szklankę i zniknęła w ciemności przejścia do kuchni. W jej miejsce po chwili przyszedł ten sam Azjata, którego ostatnio zbeształ na oczach wszystkich niejaki Todorov.

Po godzinie wlepiania oczu w parkiet zostawiłem na blacie pieniądze i ruszyłem chwiejąc się na boki przed siebie. Kiedy otwierałem drzwi brunetka z którą rozmawiałem właśnie wchodziła do środka. Uśmiechnąłem się do niej wskazując drogę. Kiedy przechodziła obok syknęła mi do ucha :

- Zależy gdzie i zależy z kim.

Nie zdążyłem odpowiedzieć, a już zniknęła za ladą powracając do pracy. Stałem przez chwilę z rozdziawioną buzią starając się wydusić z siebie jakieś słowo.

 

Pierwszy poranek bez En bolał bardziej niż kastracja dziadka do orzechów. Głowa wielkości balona pękała mi w szwach, przez co nie miałem siły nawet sięgnąć po butelkę z wodą mineralną, która stała obok łóżka pod ścianą. Promienie słoneczne wbijały się w moje źrenice raniąc mnie psychicznie i mentalnie.

Nie zdążyłem jeszcze ogarnąć rzeczywistości kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Podszedłem trzymając się lewą ręką za głowę i nie spoglądając w judasza otworzyłem drzwi.

W progu stała ta sama brunetka, z którą jeszcze wczoraj tak miło mi się rozmawiało.

- Eee chyba przyszłam nie w porę - powiedziała czerwieniąc się.

- Nie, wszystko jest ok, wejdź jeśli nie boisz się bałaganu - odparłem otwierając drzwi na oścież.

- Nie, ja tylko ... pomyślałam sobie, że będzie Ci się chciało pić i ... - mówiąc to wręczyła mi zgrzewkę Red Bulla.

- Dziękuję, nie trzeba było ... o Jezu, mój łeb - podziękowałem przykładając obiema rękoma zimne puszki do czoła.

- To ja już pójdę ...- zawstydzona barmanka wskazała palcem na schody - jak byś czegoś potrzebował, pracuję do 24 dzisiaj. A i ... jak będziesz schodził to ... wiesz, mi nie przeszkadza, ale .... mógłbyś chociaż założyć bieliznę.

Spojrzałem na siebie i wytrzeźwiałem w jednej chwili. Dziewczyny nie było już w progu, a ja stałem trzymając puszki na czole kompletnie nagi, jak mnie Pan Bóg stworzył.

Odnośnik do komentarza

Jak dla mnie to opowiadanie to majstersztyk, naprawdę, bardzo ale to cholernie bardzo dobre opowiadanie, najlepsze jakie czytałem. Czytam to już od pierwszej strony i nigdy mi nie jest tego dosyć. Naprawdę, podziwiam cię za zrobienie czegoś tak wspaniałego. Gorąco pozdrawiam i oczywiście czekam na kolejne odcinki.

 

ps. Masz wszystkie części opowiadania w jednym folderze ? Nawet bez zdjęć mogą być.

Odnośnik do komentarza

Opuszki palców uderzały w czarne klawisze plastikowej klawiatury laptopa, gdy za oknem usłyszałem nawoływanie sowy. Podszedłem do szyby, odsłoniłem firankę i wyjrzałem na zewnątrz rozglądając się po okolicy. Gwiazdy niczym latarnie oświetlały stygnący piasek na plaży wprowadzając spacerujących brzegiem morza zakochanych w stan melancholijnego upojenia swoimi oddechami.

Założyłem na siebie marynarkę, wsadziłem w kieszeń kilka euro i zszedłem po schodach wychodząc na dwór. Noc była piękna, usłana gwiazdami. W oddali nuty muzyki z plażowej dyskoteki przypominały o wakacjach i przygodach letniej namiętności. Usiadłem na murku przy zejściu na plażę kładąc obie nogi na betonowych poręczach. Wyciągnąłem z kieszeni niedopalone cygaro, oparłem się o prawy łokieć i odpaliłem zbity tytoń delektując się każdym stłumionym oddechem.

Moje powieki powoli zamykały się ze zmęczenia, kiedy poczułem na krawędzi ucha ciepły, spokojny oddech.

- Dziś pić nie będę. Ale dziękuję za ... - odwracając głowę do tyłu byłem pewien że to niedawno poznana barmanka, ale się pomyliłem.

- O Boże - krzyknąłem zdławionym głosem czując jak sztylet podniecenia przekłuwa mi serce i wycina kilometry aorty powodując wewnętrzne krwawienie. Przede mną stała Dasha trzymając w dłoni wciśniętego w brązową szklaną lufkę papierosa. Blondynka ubrana była w obcisłe białe spodenki, które na dobrą sprawę były niewiele dłuższe od majtek. Opięta biała bluzka wypychała biust w górę, przez co miałem wrażenie, że powiększyła sobie piersi z pieniędzy, które wysysała jak pijawka z " ukochanych ". Rozpuszczone włosy opadały jej na twarz, na której panowało przerażenie, zdziwienie, radość i smutek.

- Pa ... Paweł ... co Ty ... jak ... - usiłowała wydusić z siebie jakieś konstruktywne zdanie.

- No właśnie nie wiem - odparłem śmiejąc się. Zszedłem z murku, strzepnąłem piasek z marynarki i zapytałem :

- A Ty co tu robisz ? Z Rosji to trochę daleko prawda ?

Dasha nie powiedziała nic. Złapała mnie za szyję, przycisnęła moją twarz do swoich piersi i tak staliśmy " wtuleni " w siebie słuchając bicia serca, które szalało rozrywając klatki piersiowe. Zapach mydlanych perfum wypełnił moje płuca, skórę pokryła gęsia skórka a w oczach stanęły łzy. Wyrwałem się ściągając jej delikatne ręce z karku i zapytałem :

- Dlaczego dajesz się mu tak traktować ?

Dasha zrobiła zdziwioną minę, poprawiła lekko biust i odparła :

- A skąd Ty to wiesz ?

- Ostatnio widziałem jak się szamoczesz z nim na plaży. Todorov tak ? Byłem pod Twoimi drzwiami, ale nie chciałaś rozmawiać.

- To byłeś Ty ?! - krzyknęła dziewczyna zasłaniając sobie za sekundę usta.

Złapałem dziewczynę za rękę i zeszliśmy schodami na plażę.

- Poczekaj, muszę zdjąć buty bo w szpilkach nie da się spacerować - powiedziała Rosjanka schylając się i wypinając swoją pupę w moją stronę. Przez moment nie wiedziałem jak mam na imię i co tak naprawdę tutaj robię, ale po otarciu potu z czoła wziąłem się w garść i zmieniłem punkt obserwacji na morze.

- Przypłynąłem tutaj promem z En - zacząłem rozmowę starając się nie spoglądać na Dashę - od kilku dni mieszkamy w tym pokoju - mówiąc to wskazałem palcem na taras.

- A gdzie jest En ? Śpi ? - zapytała Dasha łapiąc białe kozaczki na szpilce w dłonie.

- Wyjechała. Pokłóciliśmy się i wyjechała do Leeds - odparłem wkładając obie dłonie w kieszenie spodni.

- A ... rozumiem ... tzn nie rozumiem, ale nie wnikam. Pewnie jesteś załamany ? - zapytała.

Spojrzałem badawczo na twarz dziewczyny. Miała ślady łez na policzkach.

- Czasami czuję się jak stary samochód. Wiozę ją przez życie, a ona siedzi po prostu w środku nie płacąc za paliwo. Ale za każdym razem kiedy przejeżdża obok nowe auto z salonu widzę po niej, że pragnie wysiąść i przesiąść się do niego. Taka cholerna niewdzięczność.

- Nie próbowałeś z nią rozmawiać ? - zapytała pociągając za końcówkę szklanej rurki.

- Próbowałem ... tak jak widać zresztą ... dlatego jestem sam

Szliśmy brzegiem morza przez moment w milczeniu a ja zastanawiałem się co robić, co powiedzieć, o czym rozmawiać.

- Jeśli potrzebujesz pomocy, wsparcia, chcesz porozmawiać, to mam dziś całą noc. Todorov pojechał gdzieś z kolegami, pewnie do burdelu znowu, a zresztą ... co mnie to obchodzi ...

- Kim jest dla Ciebie ? - przerwałem jej wypowiedź.

- Sponsorem - odparła czerwieniąc się i odwróciła twarz w stronę wody.

- Jutro muszę wracać do Leeds. Kończy mi się urlop, a chłopaki nie mogą czekać. Zresztą, zmienił się prezes zarządu, mają nowe cele na nadchodzący sezon. Poza tym muszę się wreszcie spotkać z nowymi piłkarzami, którzy przeszli do klubu w okienku transferowym ... dużo tego ... a jeszcze En, której pewnie w domu nie będzie ... ech - schowałem twarz w dłoniach pociągając lekko nosem.

Rosjanka położyła kozaczki na piasku, objęła mnie pasie, przyłożyła ucho do lewej piersi i w tym samym momencie wszystkie smutki i troski zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Chciałem coś powiedzieć, zdjąć ją z siebie, być mężczyzną, ale w tym momencie było mi tak dobrze, że nie myślałem o niczym innym jak o ... o niczym.

Po kilku minutach ciszy Dasha podniosła głowę i zapytała :

- Co u Fabrizzo ? Nadal jesteście w trzeciej lidze ?

- Fabrizzo sprzedał Leeds i słuch o nim zaginął. W trzeciej ? Jesteśmy w Premiership, wprowadziłem Leeds na nowo w szeregi najlepszych - mówiąc to wyprostowałem się prężąc klatkę piersiową.

Dasha pogładziła mnie po piersiach mówiąc :

- Widzę, że nadal ćwiczysz.

Odnośnik do komentarza

Obudziłem się na plaży przysypany do połowy piaskiem. Nie miałem na sobie koszuli, prawego buta, a marynarka zgnieciona leżała przy koszu na śmieci pod plastikową reklamówką. Ból głowy nie pozwalał mi się podnieść, dlatego przez chwilę przewracałem się z boku na bok usiłując opanować rozwrzeszczane ciało. Dookoła nie było nikogo poza kilkoma mewami, które z wielką pasją mordowały niewinne małże leżakujące na piaszczystym wybrzeżu. Gdzieś na horyzoncie ubrany w zielone spodnie robocze mężczyzna nabijał na szpikulec śmieci leżące na piasku, pozostawione przez turystów dzień wcześniej.

Spojrzałem na zegarek, była 5:30 rano a ja o 9 miałem samolot do Londynu. Nie zważając na kamienie w głowie gruchoczące mózg zerwałem się na nogi i na w pół przytomny udałem się do hotelu. Po drodze kilka razy musiałem przysiąść strzepując z siebie ziarenka piasku, które wrzynały się w ciało jak kolczatka w szyję psa tworząc na skórze brzydkie czerwone ślady. Co się stało w tę noc ... byłem chyba tak pijany, że nie pamiętam. Pamiętam tylko spacer z Dashą, kilka kropel wina i ... i to wszystko.

W pokoju wszystko było poukładane i spakowane. Wystarczyło wziąć walizki w dłonie, zejść na dół, wymeldować się, zamówić taksówkę i pojechać, wrócić do szarej rzeczywistości, zarabiać pieniądze, żyć jak młody Bóg.

Złapałem głęboki oddech, przykucnąłem, poderwałem walizki z ziemi i zszedłem na dół. W recepcji starszy człowiek właśnie wykreślał z księgi zameldowania wczasowiczów. Po kilku minutach stałem już przed hotelem przeciągając się i głośno ziewałem oczekując na taksówkę.

- Ty już wyjeżdżasz ? - usłyszałem za plecami, kiedy nabierałem powietrza w płuca.

- Tak ... obowiązki mnie wzywają niestety - odparłem schylając się bo w głowie miałem " helikopter ".

- Szkoda ... wczoraj było nam tak cudownie - odparła Rosjanka podchodząc do mnie.

- Co się właściwie wczoraj stało ? Pamiętam tylko wino i Ciebie.

Dasha przystawiła mi palec wskazujący do ust i szepnęła :

- Nie martw się ogierze, nie zdradziłeś jej ... chociaż gdybym chciała to byś był mój - uśmiechając się zalotnie wyciągnęła z kieszeni telefon komórkowy i podała mi go bym wpisał swój numer.

- Myślisz, że się jeszcze kiedyś spotkamy ? - zapytałem łapiąc za rączki walizek, bo taksówka już podjechała.

- Spotkaliśmy się w Anglii, w Rosji, we Francji ... widać jest nam pisane tęsknić za sobą - odparła Dasha przyklejając swoje usta do moich.

- Żegnaj - powiedziałem gładząc jej włosy.

- To kiedyś może być Twoje - odparła ściskając swoje piersi i głaszcząc się po pupie. W jej oczach stanęły łzy chociaż się śmiała.

Wsiadłem do żółtego mercedesa, w którym Japończyk właśnie stroił radio. Kiedy odjeżdżałem serce mi mówiło " Jeszcze całe życie przed Tobą, jeszcze ją zobaczysz ".

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Śmierdzące Leeds wyglądało tego dnia jak wysypisko śmieci po świeżej dostawie. Poyet czekał na mnie na dworcu autobusowym przeglądając poranną prasę przy stoliku w kawiarni. Kiedy podszedłem do niego poczęstował mnie białym uśmiechem, podał rękę i powiedział :

- Cieszę się, że jesteś. Jak się udał urlop ?

- Nie czarujmy się, przecież wiesz jak było. Ty wiesz przecież wszystko - odparłem poklepując go po plecach.

Wsiedliśmy razem do czarnego Bentleya, którego Poyet klupił sobie z okazji awansu do Premiership i ruszyliśmy wprost do domu zostawiając za sobą smród wysokooktanowej benzyny zamienionej w dym.

- Jej nie ma w Leeds. Miałem Ci cholera o tym nie mówić, ale jesteś moim przyjacielem i nie mogę milczeć. Była wczoraj rano w biurze, zostawiła Ci klucze od mieszkania. Chciałem ją zatrzymać, zapytać co się stało, ale wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.

- Wiem Gustavo ... domyśliłem się, chociaż nikt mi o tym nie powiedział, ani Ty, ani ona - odparłem zagryzając wargi i pięści.

- Jeśli potrzebujesz rozmowy, pomocy czy coś ... - mówiąc to zmieniał biegi wyprzedzając emerytów w osobówkach.

- Dziękuję, będę pamiętał ... jesteś prawdziwym przyjacielem - położyłem rękę na ramieniu czerwonego Urugwajczyka.

- Wszyscy nowi piłkarze są już w klubie. Trenujemy od wczoraj dwa razy dziennie po trzy godziny. Ten nowy prezes jest strasznie dziwnym człowiekiem. Dzwoni do mnie po kilka razy dziennie wypytując jak nam idą przygotowania do sezonu, czy nie można jakoś zredukować płac piłkarzom. Ha, wyobraź sobie, że dziś rano zapytał mnie, czy nie lepiej wypożyczyć autokar z jakiejś firmy, niż kupować nowy, skoro i tak z niego nie korzystamy dzień w dzień.

Spojrzałem błagalnym wzrokiem na Poyeta i odparłem :

- Może pozostawmy to bez komentarza.

Obaj wybuchnęliśmy śmiechem.

Znów byłem sam, jak palec albo ... coś.

Odnośnik do komentarza

Drogi Panie Miśkiewicz. W związku z niedostosowaniem się do poleceń nowego prezesa nakładamy na Pana grzywnę w wysokości 100 tysięcy funtów. Liczymy, że był to ostatni taki incydent. Następnym razem się pożegnamy.

 

"Siedziba zarządu"

 

Poranny sms zbudził mnie skuteczniej niż espresso serwowane przez panią McGuee w barze mlecznym na rogu.

- Sto tysięcy funtów ? Nie ma mowy - powiedziałem głośno sam do siebie wkładając stopy w nogawki spodni od garnituru. Pusty żołądek dawał znać o sobie co chwila burcząc, ale nie zważałem na to wsiadając do samochodu. Po kilku minutach smród palonej opony pożegnał sąsiadów wrośniętych w parapet okien.

 

Będę za tydzień w Manchesterze. Hotel Phoenix, Forest Street 34 - odczytałem drugiego sms'a, po czym wyrzuciłem telefon na tyle siedzenie zapominając w tej samej chwili o jego treści. Pobocza nafaszerowane konarami drzew groziły mi palcem za każdym razem, kiedy redukując na niższy bieg zostawiałem w tyle inne samochody. Po kwadransie Audi zaryczało pod budynkiem zarządu hamując centymetr od wysokiego krawężnika. Kiedy otworzyłem drzwi wiatr rozrzucił po parkingu kartki papieru, które leżały na siedzeniu pasażera.

- Jak się pieprzy to już wszystko - warknąłem sam do siebie odkładając na fotel walizkę.

Po kilku minutach wreszcie otworzyłem drzwi do budynku. W środku panował dziwny spokój. Sekretarki odziane w najmodniejsze gustowne ciuchy z gracją naciskały guziki w klawiaturze, poranna kawa stygła w białych porcelanowych filiżankach witając wszystkich zapachem.

- Ty ! - z gąszczu pracowników krzątających się po sali wyrósł jak z pod ziemi Haverson wskazując na mnie palcem.

Odwróciłem się lekceważąco do tyłu udając, że nie wiem do kogo mówi, po czym spojrzałem z uśmiechem na brodacza pokazując na siebie palcem ze zdziwieniem :

- Ja ! - krzyknąłem.

- Do mojego gabinetu ! Migiem ! - warknął Haverson odwracając się do mnie plecami.

- Pani pozwoli - ukłoniłem się jeden z sekretarek i chwyciłem filiżankę opróżniając ją do dna.

Zdziwiona dziewczyna spłonęła spoglądając na mnie.

W gabinecie Haversona panował bałagan jak na jarmarku staroci w Jeleniej Górze. Sterty dokumentów poplamionych kawą gryzły się z nowoczesnym wyposażeniem biura. Bez pozwolenia usiadłem na czerwonej kanapie stojącej tuż przy biurku prezesa, założyłem nogę na nogę podtrzymując tą na górze dłońmi i czekałem, aż rozjuszony byk wyda wyrok.

- Co Ci mówiłem o kontraktach ? Miałeś to ZE MNĄ ustalać !! - ryknął kopiąc w biurko z którego spadł dziurkacz.

Uśmiechnąłem się szczerząc zęby, wsadziłem palec w dziurkę od nosa i zacząłem wykopki.

- Kim do cholery jest Nowak ? I po co ściągnąłeś tego gówniarza z Liverpoolu ? Mało Benitez napsuł nam krwi ?

- Nam ? - odparłem rozglądając się po sali - nam tzn komu ? Bo nie widzę tu nikogo z kim był bym na Ty.

Twarz Haversona zmieniła kolor na purpurowy, żyłki w oczach o mało co nie pękły.

- K...a 200 tysięcy funtów kary !!! - ryknął rzucając w ścianę krzesłem na którym normalnie siedział na co dzień.

- Czy to wszystko ? - odpowiedziałem ściszonym głosem poprawiając delikatnie fryzurę - śpieszę się na siłownię.

- Będziesz dostawał kary pieniężne za każdym razem kiedy coś mi się nie spodoba ! - mówiąc to oparł się o blat biurka dwoma rękoma.

Podszedłem tak blisko jak się tylko dało, oparłem moje dłonie o równoległą krawędź, przysunąłem twarz do twarzy brodacza :

- Zmuś mnie.

Wychodząc z biura rzuciłem na poduszkę kanapy pięć euro :

- Kup sobie tabletki na uspokojenie i Tik taki ... bo Ci jedzie.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...
  • 3 tygodnie później...

Krople deszczu spadały na przednią szybę mojego audi rozmazując obraz świata przed maską samochodu. Nie zdążyłem pomyśleć, a komputer sam włączył wycieraczki przecierając powierzchnię szkła. Zatrzymałem się na poboczu wjeżdżając prawym kołem w kałużę błota. Liście gnały gonione wiatrem roztrzaskując się o konary drzew, lakier samochodu i nadjeżdżające koła samochodów.

Czułem się jak ten liść klonu, rozjechany na pasie popękanej farby oddzielającej dwa pasy ruchu. Każda kolejna opona rozrywała jego ciało rozrzucając kawałki po okolicy. Jego krzyk tłumił świst wiatru, przykry zapach rozkładającego się ciała ginął gdzieś pomiędzy zapachami jesieni. Budziłem się bez przekonania, że warto wstać, że warto żyć. Oprócz życia zawodowego nie miałem nic. Sztuczni przyjaciele z nadzianymi portfelami byli tylko tekturowym postaciami które powyginał wiatr kariery. Wyjąłem ze skrytki paczkę papierosów, odpaliłem jednego i oparłem się o maskę samochodu nie wyłączając silnika.

 

Biały tynk obejmujący z wszystkich stron budynek kawiarni klubowej był dziś szary od kropel deszczu. Poranna kawa zagryzana ciastkiem z konfiturą smakowała jak tanie pomyje serwowane przez McDonalds z resztek kawy z dnia poprzedniego. W telewizorze zamiast teledysków leciał dokument „ Przeznaczone do burdelu ”. Nawet pani Wilkinson, starsza pani z mopem w dłoniach i turbanem na głowie dziś zamiast sprzątać siedziała w kącie kawiarni popalając papierosa.

 

Na parkingu stały dwa Mercedesy zaparkowane przodem w stronę okien. W środku siedziało kilku mężczyzn bacznie obserwujących kawiarnię. Od czasu do czasu zerkałem na nich udając, że podnoszę z ziemi kartkę, którą wcześniej niechcący zrzuciłem.

- Podać panu coś ? – zapytała czarnoskóra kelnerka w uniformie.

- Nie dziękuję, niedługo wychodzę – odparłem nie podnosząc głowy znad monitora.

- Może jednak skusisz się na coś ? – nie dawała za wygraną kładąc dłoń na klawiaturze.

To był ukryty znak. Kiedy podniosłem głowę w górę na twarzy młodej dziewczyny zobaczyłem strach. Kiedy skinęła głową rzuciła się do drzwi wyjściowych zahaczając nogą o kabel zasilający. Laptop gruchnął o ziemię rozsypując guziki klawiatury po kafelkach. W tym samym momencie z samochodu wyskoczyło ośmiu uzbrojonych mężczyzn z pistoletami.

Usłyszałem tylko „ Rany boskie, umrzemy ” i pierwsza kula rozbiła szybę wbijając się w ramię pani Wilkinson. Upadłem na ziemię przykrywając głowę rękoma. Ryk karabinów rozrywał na kawałki wnętrze kawiarni zostawiając w ścianie ogromne dziury. Pokale, talerze i wazony pękały z hukiem, kawałki szyby wbijały się w skórę, a ja ściskałem z całej siły głowę zwijając się w kulkę. Kiedy otworzyłem oczy Pani Wilkinson drżała od pocisków, które wbijały się co kilka setnych sekund w jej ciało. Tańczyła stojąc i krzycząc, a jej fartuch robił się coraz bardziej czerwony. Pod ladą leżał pan Roberts z dwoma dziurami w głowie. Patrzył na mnie pustym wzrokiem prosząc o pomoc, kiedy co chwila zbłąkana kula zadrżała w jego wnętrznościach. Czterech studentów leżało obok barmana brocząc krwią z ust. Jeden z nich podnosił rękę do góry, ale po chwili kolejna salwa rozerwała mu dłoń. Zamknąłem oczy. Ostrzał trwał kilka minut zamieniając wszystko w pył. Po chwili trzask zamykanych drzwi, kilka przekleństw i pisk opon przerwały piekło na ziemi. Podniosłem głowę do góry i rozejrzałem się po Sali. Piękna kelnerka trzęsła się wypluwając co chwila krew. Jej ciało wyglądało jak durszlak. Rozerwana bluzka zamiast nagich piersi ukazała wnętrzności.

Nagle świat zaczął wirować, zamknąłem oczy, poczułem uderzenie o kafelki i straciłem przytomność.

Odnośnik do komentarza

- Paweł .... Paweł .... Paweł ....

- Zbudź się ... Zbudź się ... Zbudź się ...

- Paweł .... Paweł ...

Czyjeś słowa krążyły po orbicie uderzając co chwila w powierzchnię bębenków w uszach. Słyszałem sygnał karetki pogotowia, piski opon spóźnionych radiowozów i wszędobylskie kur....a które dodawało pikanterii. Powoli otworzyłem oczy, ale obraz był rozmazany jak mucha na szybie pod naciskiem dłoni.

 

- Kur...a co tu się stało ?

 

- Synku !!! Nieeeee!!! Boże nie !!!!!!!

 

- Zabierzcie ją stąd do cholery !!!!!

 

- O Boże ... !!!!

 

- Porachunki gangów były prawdopodobnie przyczyną śmierci kilku osób w kawiarni klubowej ....

 

Blask świateł straży pożarnej wwiercał się w źrenice rozszarpując obie półkule mózgu na kawałki. Odwróciłem głowę w drugą stronę. Telewizja rozpoczynała ucztę. Zboczeni reporterzy biegali jak opętani z mikrofonem w dłoniach przedzierając się przez tłumy płaczących ludzi.

 

- Becket, zabierz mi stąd tych pismaków do cholery !!

 

- Tam była moja córka !!!!

 

- Dylan, nie !!! Boże nie !!!!

 

Łeb pękał mi od hałasu. Po chwili plastikowa maska przykryła mi twarz. Tlen wypełnił po brzegi moje płuca przywracając mi wzrok i słuch. Po kilku sekundach już wyraźnie widziałem co się stało. Tysiące fleszy, koroner, plastikowe worki i płaczące matki na kolanach, ocean krwi, setki dziur od kul. Krew, pot i łzy.

Helikopter telewizyjny krążył nad nami jak sęp nad padliną pochłaniając każdą sekundę rozpaczy. Policjanci poustawiani przy żółtych taśmach skutecznie odgradzali tłum gapiów od miejsca tragedii. Leżałem w karetce spoglądając na zgliszcza które pozostały z miejsca, w którym na ogól rozpoczynałem dzień.

- Nikt nie przeżył oprócz Ciebie chłopie. Miałeś szczęście - powiedział lekarz poklepując mnie po obolałym ramieniu.

- Nie czuję nóg. NIE CZUJĘ NÓG !! - krzyknąłem uderzając się pięścią po udzie.

- Uspokój się ! - warknął mężczyzna przypinając mnie pasami do łóżka.

Ścisnąłem pięści z całej siły, nabrałem powietrza w płuca, spiąłem wszystkie mięśnie ciała i wyrzuciłem z siebie w stronę nieba :

- Nie czuję nóg !!!!!!!!!

I po chwili usnąłem.

Odnośnik do komentarza

Smród szpitalnych chemikaliów beształ me podniebienie chuchając mi w twarz chlorem. Sztywna od krochmalenia poduszka wżynała się w szyję, ale nie miałem siły przekręcić się na bok. W sali nie było nikogo oprócz mnie, kroplówki i telewizora zawieszonego pod sufitem, który czekał na monety. Na zegarku wskazówki pokazywały właśnie 15:30, kiedy drzwi do sali otwarły się na oścież. W progu stał Poyet, Gorawski i ... Haverson.

- K...a już się bałem że się nie obudzisz - krzyknął Gustavo siadając na krawędzi łóżka.

- Co się stało ... ? - słowa wymykały się z ust z wielkim trudem.

Poyet popatrzył pojednawczo na dwóch kompanów, którzy postawili krzesła przy moim łóżku.

- Podejrzewamy - rozpoczął prezes - że byli to ludzie byłego właściciela klubu, niejakiego Fabrizzo del Constanto, syna znanego we Włoszech biznesmena Alessandro del Constanto, który został kilkadziesiąt lat temu brutalnie zamordowany przez rosyjskich żołnierzy Jelcyna i Bierezuskiego. Fabrizzo nie mógł się pogodzić ze stratą kury znoszącej złote jajka, więc postanowił uporać się z sumieniem i posłać Cię do piachu. Nie wiem ile w tym prawdy, ale podobno to właśnie jego żołnierze o mało co nie posłali do piachu prezesa Batesa.

Przez chwilę usiłowałem połączyć to wszystko w spójną całość, ale poduszka raniąca moją szyję nie dawała mi chwili wytchnienia.

- Czy złapali kogoś ? - zapytałem zaciskając dłoń na krawędzi kołdry.

- Nie, ale świadkowie poznali jednego z napastników. To Pasqualle Condello, kuzyn Fabrizzo del Constanto, znany światu jako jeden z wielkich baronów narkotykowych.

- Wiem, znam ich obu - machnąłem zrezygnowany ręką.

Wszyscy patrzyli na mnie z przerażeniem wybałuszając oczy. Do tej pory moje bliskie kontakty z mafijną rodziną były tajemnicą, dlatego zdziwienie było ogromne.

- Znasz ? Ale skąd ? - zapytał Haverson.

- A myślisz, że pracę znalazłem na portalu internetowym ? - zarechotałem zaciskając po chwili zęby w grymasie bólu.

- Condello uciekł z więzienia w Wenezueli trzy miesiące temu zabijając po drodze 20 strażników. Jest ścigany międzynarodowym listem gończym przez kilkadziesiąt państw na całym świecie. Podejrzewamy, że ukrywa się na Sycylii, ale jak na razie nie mam pewnych informacji.

- A co z drużyną ? - przerwałem wywód prezesa.

- Trenujemy pod okiem Poyeta - przedarł się przez gąszcz słów Gorawski wyraźnie zadowolony z siebie.

- Przed szpitalem stoi trzech policjantów, pod Twoimi drzwiami dwóch zmienianych co dwanaście godzin. Zostaniesz tutaj jeszcze przez kilka dni na obserwacji, a później wypiszą Cię do domu - Poyet wyjął z kieszeni papierosa i odpalił go.

- Fabrizzo nie da łatwo za wygraną. Musisz mieć oczy na około głowy - powiedział Gorawski poklepując mnie po udzie - jeśli chcesz, możesz zamieszkać z nami na trochę. Żona nawet nie zauważy tego. Jej i tak wiecznie nie ma przecież.

- Dziękuję - skinąłem głową.

Odnośnik do komentarza

Przygotowania do sezonu ruszyły pełną gębą już następnego dnia. Pomimo ścisłej kontroli policyjnej kibice i tak dostali się na trybuny pstrykając gigabajty fotek.

Mecze towarzyskie były sprawdzianem drużyny przed sezonem, do którego niestety przygotowywał ich Poyet. Wyniki były na bieżąco relacjonowane przez Urugwajczyka, więc lecząc obolałe ciało mogłem chociaż w małym stopniu kierować grą drużyny.

Pierwszy sparing rozegraliśmy z Tranmere. Przeciwnik był bardzo słabym zespołem i po upływie 90 minut na tablicy widniał wynik 1:3.

Kilka dni później naszą formę sprawdził belgradzki Partizan, który przyjechał na Elland Road w najmocniejszym składzie. jedyną bramkę dla Leeds zdobył oczywiście Stancu, który na treningach wylewał siódme poty.

Leeds 1:1 Partizan. Po tym meczu do sali w której karmiła mnie kroplówka przyszła pielgrzymka dziennikarzy z popularnych szmatławców. Pomimo długich i wyczerpujących informacji jakich im udzieliłem na drugi dzień i tak przeczytałem zupełnie co innego. Od tamtej pory przestałem udzielać zbiorowych wywiadów dbając o własną reputację.

Betis Sevilla okazał się zbyt wysoką poprzeczką dla beniaminka Premiership. Wschodząca gwiazda brazylijskiej piłki - Rafael Sobis pokazał nam miejsce w szeregu zdobywając dwie piękne bramki. Honorowe trafienie zaliczył wystawiony na listę transferową Portugalczyk Da Costa. Leeds 1:2 Betis.

Odnośnik do komentarza

Wenflon z dnia na dzień coraz bardziej mi przeszkadzał w swobodnym poruszaniu się nawet w obrębie własnego łóżka. Siostrzyczki skakały dookoła mnie przynosząc na każdy posiłek coś wyśmienitego. Jednej chyba nawet wpadłem w oko, bo pod talerzem z pieczenią znalazłem karteczkę z imieniem i numerem telefonu. Niestety nie zadzwoniłem nigdy, bo nie wiedziałem o którą siostrzyczkę chodzi, a nosorożce i hipopotamy były wśród personelu gatunkiem przodującym.

Prezes Haverson wykazał się dobrodusznością opłacając abonament telewizyjny na cały pobyt w szpitalu z góry. Jedynym problemem był fakt iż w kineskopie najczęściej leciała stacja lokalna wykastrowana z filmów i seriali. W porannych godzinach watahy staruszków przybywały uzbrojone w krzesła by obejrzeć wiadomości.

 

Życie trenera to nie bułka z masłem. Jednego dnia jesteś na ustach kibiców, drugiego pod podeszwą mediów wleczony przez poranne tytuły jak gówno przyklejone do podeszwy.

Wzmocnienia klubu po przemyśleniu strategii okazały się zbyt słabe, ale niestety pozbyłem się większej części budżetu i teraz byłem zmuszony świecić oczami na lewo i prawo.

En nie dawała znaku życia. Pewnie nie miała pojęcia, że leżę w szpitalu z nogami jak durszlak napastowany przez zapaśników w spódnicy. Inaczej siedziała by przy mnie z pudełkiem czekoladek, sernikiem i dobrym słowem na pocieszenie. Na pewno by siedziała ...

Diagnozy ordynatora zmieniały się częściej od humoru kobiety. Jednego dnia dostawałem pozwolenie na warunkowe opuszczenie oddziału, drugiego okazywało się, że dren umieszczony w kolanie się zapchał i trzeba zostać dzień dłużej na obserwacji. Cztery kule w lewej nodze, siedem w prawej, jedna w lewą rękę i jedna w bok. Byłem polskim 50 Centem.

 

 

Po zwycięstwie 1:2 nad Bangor City przyszło nam przełknąć gorzką pigułkę. Konflikt w klubie spowodowany nieprofesjonalnym podejściem do wszystkiego Haversona zaowocował strajkiem piłkarzy. Cała drużyna zbojkotowała mecz towarzyski z Shelbourne dając się pokonać gładko 3:0. Jeszcze tego samego dnia dostałem " na uda " do podpisania dokument zwalniający z kontraktu Tore Andre Flo i Ankergrena. Jak zwykle i tym razem nie zgodziłem się na podobne rewolucje, przez co Haverson nałożył na mnie karę dyscyplinarną w postaci wstrzymania tygodniowej wypłaty.

Zarząd klubu sam dmuchał w balon który napełniał się systematycznie gniewem i niechęcią. Wszyscy wiedzieli, że kiedyś to wszystko pęknie i Leeds pójdzie ponownie na dno.

Odnośnik do komentarza

Debiut w Premiership zbliżał się wielkimi krokami. Od kilku dni czułem oddech na plecach wyzwania, jakiemu musiałem podołać. Jeszcze dwa lata temu biegaliśmy po polach trzeciej ligi zdobywając drobne na wydatki za wyniki, a już niebawem mamy stanąć w szranki z najlepszymi.

W pokoju plastikowa torebka na wieszaku bulgotała podając mi co kilka minut kolejną dawkę odżywczej wody z lekarstwami. Karmili mnie tym świństwem od kilkunastu dni, a ja pragnąłem znów poczuć w ustach smak szarlotki, kawy i hamburgera. Chciałem założyć dres i wybiec na murawę razem z piłkarzami, poczuć wiatr we włosach, zapach sportu, krzyknąć na nich, zmobilizować do lepszej gry. Niestety nogi przykuły mnie do łóżka w którym według lekarzy będę musiał leżeć jeszcze kilka tygodni. Wskazówki zegara pokonywały kilometry parząc się co godzina na oczach wszystkich, a ja wegetowałem wrastając w kołdrę.

Telefon na szafce przy łóżku przez całą noc drżał podskakując radośnie na blacie, ale zwijając się z bólu nie miałem ani siły ani chęci by sięgnąć po niego. Dziury w nogach zrastały się bardzo powoli, przez co krzyczałem po nocach, lecz echo odbijało się tylko od ścian i wracało do mnie tak samo samotne jak przedtem.

O poranku jakoś zmusiłem się do naciśnięcia " odbierz sms " i zacząłem lekturę. Jeden był od Poyeta " Wracaj do zdrowia, czekamy na Ciebie ". Inny był od Brayana - mojego ogrodnika " Jak Pan będzie miał możliwość proszę do mnie zadzwonić ". Jeszcze jeden był od pani Robertson, pobożnej staruszki zza płotu " Panie Pawle, modlimy się z Rupertem ( jej pudelkiem ) o pańskie zdrowie ". Było mi bardzo miło, że wszyscy się o mnie martwili. Ostatni sms był od Dashy " Słyszałam co się stało. Będę następnym samolotem ".

 

Ostatni mecz sparingowy przyszło nam rozegrać na Molineux z Wolverhampton. Oglądałem to spotkanie w telewizji dzięki uprzejmości fan klubu Leeds - jeden z kibiców kręcił domową kamerą spotkanie od wejścia na murawę po opuszczenie przez kibiców trybun. Po raz pierwszy od dawna mogłem zobaczyć moich pupili w akcji ... w akcji która była tak naprawdę walką o przetrwanie, o nieskompromitowanie się na oczach setek kibiców.

Niestety i tym razem przegraliśmy z niżej notowanym rywalem 2:1 co było dowodem na to, że Premierleague to za wysokie progi przynajmniej dla połowy grajków.

Media serwowały czytelnikom coraz to nowsze informacje o stanie mojego zdrowia. Spekulowano nawet kto obejmie posadę po mnie, wybierano miejsce spoczynku, mówiono czym się zajmę po zakończeniu kariery. Steki bzdur pożerane przez wiecznie głodnych kibiców napełniały balon coraz bardziej, coraz mocniej ...

Odnośnik do komentarza

Dren w kolanie wysysał ze środka mieszaninę ropy i krwi napełniając plastikowy zbiornik pod łóżkiem z precyzją szwajcarskiego zegarka. Bulgotanie cieczy wprawiało mnie w nastrój podobny do tego przed puszczeniem pawia po wieczornych wojażach w pubie. Co chwila w korytarzu słychać było czyjeś kroki podparte uderzeniem gumowej końcówki kuli o parkiet. W telewizji leciał właśnie Jerry Springer, kiedy do mojej sali wszedł ordynator ze swoją świtą z sztucznym uśmiechem na twarzy.

- Za kilka dni będzie Pan zdrów jak ryba !

Podchodząc do karty pacjenta poklepał mnie po prawej nodze, przez co dren zsunął się na wykładzinę a krew rozlała się radośnie po jej powierzchni.

- A może i trochę dłużej Pan u nas zostanie panie Pawle.

Miałem ochotę wstać i wymierzyć mu sprawiedliwość jak niegdyś Leonowi Constantie na początku moich zmagań z Leeds, lecz nogi cięższe od kul armatnich przyszpiliły mnie do łóżka.

- Ma Pan gościa, czeka na Pana w poczekalni, siostrzyczka zrobi Panu tylko zastrzyk - skinął głową w stronę praktykantki czerwonej jak burak ze wstydu - i ma pan cały dzień dla siebie.

Kiedy igła poznała wnętrze mojego uda nie czułem nic ... zupełnie nic. Było mi obojętne czy była gruba, długa, czy zastrzyków było dużo, czy siostra trafiła w miejsce w które powinna. Od pasa w dół byłem trupem ... żywym trupem z mózgiem i rozumem przywódcy ... kastratem z wielkim zapałem do działań.

Po skończonej ceremonii rozdziewiczenia nastoletniej duszy praktykantka wyszła chowając czerwoną twarz pomiędzy ramionami. Przez moment zostałem sam, więc miałem możliwość spryskać się kroplami perfum ukrytych w szufladzie nieodzownego wyposażenia sali szpitalnej.

- Boże, nic Ci nie jest ? Powiedziała mi Ruslana o wszystkim, ja pędziłam ile sił w nogach, ja wiem że jestem późno ale wcześniej nie mogłam, Boże to on Ci zrobił, to jego ludzie, to za mnie, za klub, nic Ci nie jest ? - kanonada z ust Dashy trafiała w moje uszy z siłą piórka opadającego na ziemię. W sercu poczułem miód rozlewający się po przedsionkach, w żołądku ulgę. Była kroplami żołądkowymi na niestrawność, Panadolem na zrastające się rany i zapachem fiołków dla powietrza szczelnie uwięzionego w pokoju.

- Co tu robisz ? - zapytałem szczerze zdziwiony, że w ogóle widzę Rosjankę.

- Przecież nie mogłam pozwolić, żebyś był sam w takim momencie. Ja wiem, że to del Constantino Ci to zrobił, jestem pewna.

- Uspokój się, usiądź, zdejmij płaszcz ... napijesz się herbaty ? Zawołam siostrę to nam przyniesie.

Dasha usiadła na drewnianym krześle przy moim łóżku i zaczęła płakać. Opowiadała mi o swoich problemach z Todorovem, o spotkaniach z Fabrizzo, o życiu jakie prowadziła Ruslana po wyjeździe z Moskwy. Razem spędziliśmy kilka godzin wspominając, rozmyślając i śmiejąc się jak dzieci w piaskownicy.

- Zatrzymałam się w hotelu Phoenix, niedaleko szpitala. Będę u Ciebie dzień w dzień. Nie możesz być przecież sam - mówiąc to odchyliła głowę do tyłu rozczesując palcami swoje włosy. Jej dekolt działał na mnie jak melisa.

- Dziękuję, że jesteś ale ...

- Ciiii - położyła palec na moich ustach wstając z krzesła - już 22. Muszę uciekać, bo mnie jutro tu nie wpuszczą. Jutro o 10 będę.

Patrzyłem jeszcze przez chwilę na jej tańczące pośladki, nim drzwi zatrzasnęły się za jej osobą.

Odnośnik do komentarza

Piłkarze Leeds zgromadzili się pod wejściem głównym szpitala jeszcze przed śniadaniem. Kordony policji ratowały zawodników przed pożarciem przez aparaty i dyktafony, ale i tak w BBC program był nadawany na żywo.

Śniło mi się, że jestem na wyspie pełnej Amazonek bez jednej piersi, które uczyły mnie jak polować na zwierzęta. Rozebrane do pasa kobiety ze strzałą w napiętej cięciwie mrużyły oczy celując do jeleni.

- To się robi tak - powiedziała niska brunetka podchodząc do mnie od tylu. Na szyi poczułem jej gorący oddech i w jednej chwili skóra pokryła się dreszczami. Poczułem jej pierś łaskoczącą plecy, napiąłem łuk ...

- Nie tak, źle, słyszysz ? - szarpała mnie za ramię - Nie tak, Słyszysz .... ? Hej !

Kiedy otworzyłem oczy nade mną stał ordynator uzbrojony w okulary, notes i długopis. Za rękę szarpała mnie pielęgniarka szczerząc swoje żółto-czarne zębiska jak koń. Spaliłem rumieńcem i podciągnąłem się rękoma na łóżku poprawiając jednocześnie kołdrę.

- Wychodzisz, siostry Cię wykąpią, podpiszesz kilka papierków i masz tydzień wolności. W niedzielę widzę Cię na obserwacji. Siostro Meg, proszę iść po Raven i Dorothy, wykąpcie pana Pawła i przebieżcie w jego rzeczy.

Hipopotamosłoniokoń wyszczerzył zęby do lekarza, spojrzał na mnie zalotnie i zniknął w podskokach.

- Czy to konieczne ? Wykąpię się w domu.

- W domu to Ty sobie rób co chcesz. Dziś jedziesz do Newcastle. I radzę się pospieszyć, bo autokar czeka przed wejściem i tarasuje wjazd.

Siostra Raven była na oko trzydziestoletnią panną, która mieszka z rodzicami na przedmieściach. Ubrana w zwiewną spódniczkę szczuła pacjentów okazją do potencjalnego uwolnienia płynów fizjologicznych gdzieś w zaciszu szpitalnych ciemności. Dorothy zaś była zadbaną mamą trójki dzieci, która pracowała na dwa etaty by zarobić na w miarę godne życie. Wszystkie trzy niestety musiały oglądać mnie nago, bezbronnego, kiedy strumień wody spływał po mojej skórze.

I chyba po raz pierwszy byłem zadowolony, że nie czuję nic od pasa w dół, bo wszystkie trzy spoglądały na moje ciało z większą pasją niż wygłodniały ośmiolatek na pudełko czekoladek w wigilijny wieczór.

 

Spotkanie z Leeds było dla nas inauguracją sezonu w upragnionej pierwszej lidze. Blisko piętnaście tysięcy fanów z baru Old Peacock przybyło specjalnie wynajętym autokarem pod bramy legendarnego St. James Park, na którym jeszcze nie tak dawno przecież bramki zdobywał mitologiczny Alan Shearer. Całą podróż naszym nowoczesnym autokarem spędziłem na dwóch przednich siedzeniach ciesząc się jak dziecko przed otwarciem zestawu Happy Meal w McDonald's.

Kiedy pan Phil Dowd złapał piłkę w dłonie wiedziałem że jestem żywą legendą zmartwychwstałych pawi. Dziś po raz pierwszy od kilku lat kibice mogli być dumni, że jesteśmy na szczycie. Bez względu na to jak daleko zajdziemy.

Pierwsza połowa była teatrem walki na śmierć i życie. Już w 25 minucie Rumun Stancu doznał kontuzji ścięgna Achillesa i musiał opuścić murawę w towarzystwie klubowego medyka. W jego miejsce Poyet po konsultacji ze mną wpuścił Tore Andre Flo, co wzbudziło zarówno w kibicach Leeds jak i Newcastle zdziwienie. Norweg został przywitany gromkimi brawami a na trybunie za bramką Ankergrena kibice Newcastle zaczęli śpiewać " Chociaż nie jesteś z nami i tak Cię po tylu latach ponownie witamy ".

W 45 minucie Norweg po dośrodkowaniu z rzutu wolnego wpakował piłkę do bramki popularnych Srok. Jego radość była tak ogromna, że podbiegł do mnie, złapał mnie jak pan młody pannę młodą i uniósł do góry pokazując kibicom. Wszyscy bili brawo wrzeszcząc na całe gardło.

Niestety po wznowieniu gry zmobilizowana drużyna Keagen'a zdobyła bramkę wyrównującą po indywidualnej akcji Andy Caroll'a.

Do końca meczu wynik nie uległ już zmianie. Byłem szczęśliwy, że zdobyliśmy punkt.

Newcastle 1:1 Leeds

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...