Skocz do zawartości

W pogoni za En....


Rekomendowane odpowiedzi

Zerwałem się w środku nocy zrzucając poduszkę na chłodną podłogę. Krople spływały po moim ciele, a serce waliło mi mocniej niż Rocco kobiety w swoich filmach. Nerwowo spojrzałem w prawo, w lewo, za siebie, zrzuciłem nogi z łóżka wprost na panele i usiadłem na krawędzi chowając twarz w dłoniach.

Znów ten sam koszmar spędził mi sen z powiek. Biegłem na boso po ogrodzie, w którym pachniało wrzosem i jesiennymi liśćmi. W oddali słyszałem te same słowa " Nie powiem nikomu, obiecuję, nie rób tego, błagam ! ". Im bliżej byłem osoby, która krzyczała, tym ciemniej się robiło. Kiedy dobiegałem do wielkiej lipy, słyszałem kilka huknięć, błysk i zrywałem się na równe nogi nierzadko budząc przy tym En.

Tego wieczoru zszedłem po schodach do kuchni by połknąć kilka kropel wódki ukrytej pomiędzy przyprawami nad lodówką.

Usiadłem na aluminiowym taborecie który poczęstował mnie chłodem. Nie chciałem brudzić szkła, więc chwyciłem flaszkę i pociągnąłem kilka zdrowych łyków, aż w głowie zaczęło wirować.

" Kim był człowiek, który krzyczał ? " zadawałem sobie w kółko to pytanie patrząc na księżyc, który zasypiał przykryty chmurami. Nagle w kominku coś strzeliło, błysnęło i zapalił się ogień. Wypuściłem z rąk butelkę, zerwałem się na równe nogi i stanąłem jak wryty patrząc na języki ognia.

- Jest tu ktoś ? - zapytałem retorycznie szukając za plecami po omacku coś do ewentualnej obrony. Chwyciłem za rękojeść noża i podszedłem do kominka. Ciszę zmącił dźwięk uderzania ręką o szybę. Znów odskoczyłem na bok łapiąc się dłonią o kant ściany. Gęsia skórka spowiła moje ciało a nogi odmawiały posłuszeństwa uginając się w kolanach. Powoli podszedłem do okna, odsłoniłem zasłonę przystawiając twarz i ostrze noża do szyby. Na dworze nie było nikogo.

- Ja chyba wariuję - szepnąłem do siebie zasłaniając zasłonę.

Znów usiadłem w kuchni popijając trunek zapomnienia. Smakowała mi w tej chwili wybornie. Nie musiałem się zmuszać do przełknięcia ani kropli. Jeden łyk ... drugi ....

ŁUP - coś rąbnęło w piwnicy przewracając kartony z niewypakowanymi garnkami.

- Paaaaweeeeełłłłłł .... Ppppaaaawweeeełłłł .... - zza drzwi prowadzących do piwnicy ktoś mnie wołał delikatnym głosem.

- Jest tam ktoś ? !! Kim jesteś do cholery i co robisz w moim domu !! - krzyczałem podchodząc niepewnie do drzwi.

- PPppaaaweeełłł .... tuuu jesttteemmmm .... tttęęssknięęę - głos z piwnicy przypominał dźwięki kobiety. W kominku za moimi plecami buchnął ogień zrzucając na posadzkę metalowe pręty do rozgrzebywania popiołu. Podbiegłem szybko do jednego z nich, chwyciłem go w dłoń zaciskając z całej siły palce na jego końcu i uzbrojony w nóż ruszyłem by otworzyć drzwi prowadzące na dół.

- hihihihihi chhhodźź tutaj do mnie ... ssstęęęskniiiłłaaammm sięęę.

Schodziłem powoli przerażony ściskając z całych sił nóż i pręt. Na dole było ciemno. Pachniało świeżo ściętym drewnem, mchem i niewyschniętą farbą. Łokciem wcisnąłem guzik zapalający światło. Na sekundę w piwnicy błysnęło, ale po krótkim czasie żarówki pękły i ponownie nastała ciemność.

- hihihihihi - śmiech kobiety zdawał się docierać raz z lewej, raz z prawej strony.

- Kim jesteś !! Wyjdź i pokaż się bo zadzwonię na policję!!

- Ppppaaaweeeełłłłł .... ostatnie " ł " było na tyle głośne i wyraźne, że mogłem zlokalizować miejsce z którego dochodziło. Podszedłem do okna przez które do środka wpadał blady blask księżyca. W tek samej chwili przed moimi oczami pojawiła się postać kobiety. Jej skóra była cała w nacięciach, strupach i siniakach. Nie miała gałek ocznych, z buzi wylatywała jej ziemia. Śmierdziała stęchlizną, padliną, wilgocią ... Narzędzia wypadły mi z rąk i zacząłem głośno krzyczeć.

- Sssspóóóójrzzz jestem przecież taka pięęęknaaa hihihihi, podobałaammm Ci sięęę przecieżżż

- Ratunkuuuuuu !!!!

 

- Paweł, obudź się, Paweł - poczułem na swojej twarzy uderzenie dłoni. Otworzyłem oczy. Nade mną siedziała przerażona En ...

- Gdzie ja ...

- Śnił Ci się koszmar .... uspokój się ...

Odnośnik do komentarza

Rewanż z Charltonem zapowiadał wielkie emocje, co doskonale tłumaczyło wykupienie kompletu biletów w przeciągu czterech godzin. Na boisku zameldowałem się już dwie godziny przed spotkaniem, co media uznały za próbę dotarcia do pana Kevina Wrightam który był sędzią spotkania. Już dawno nie rozgrywaliśmy tak ważnych spotkań, dlatego sensacja kryjąca się na każdym rogu była nie lada gratką dla brukowców.

Ciepłe popołudnie w majowy środek tygodnia zgromadził na trybunach ponad 40 tysięcy kibiców, co jak na 2 ligę było wielkim osiągnięciem. Na trybunach w loży V.I.P zasiedli między innymi Ferguson, O'Leary i Schuster, co było dla nas dodatkowym bodźcem do jeszcze lepszej gry.

Kiedy sędzia gwizdnął pierwszy raz na trybunach rozpoczęło się święto. Kibice śpiewali zajadając popcorn i hot-dogi. Na krzesełkach siedzieli młodzi, starzy, zakonnice, policjanci, dzieci, geje, ludzie pomalowani w barwy klubowe. Poczułem po raz pierwszy, że piłka nożna potrafi jednoczyć.

90 minut kopaniny nie dało żadnego rezultatu w postaci bramek i mecz zakończył się bezbramkowym wynikiem.

Leeds 0:0 Charlton

Mieliśmy dwa tygodnie na przygotowania do spotkania z Watfordem.

Dzień po meczu wszyscy mieli wolne, poza mną. Siedziałem w biurze walcząc z papierami. Podczas absencji prezesa Bates'a odpowiadałem nie tylko za szkolenie, treningi i rozmowy motywacyjne, ale dodając do tego walki na noże z biurokratami stałem się człowiekiem-orkiestrą. Na dodatek w nocy powracał koszmar krzyczącego chłopaka w ogrodzie.

 

Dwa tygodnie przepracowane w pocie czoła nafaszerowane było treningami, ścisłą dietą i fazami nasycenia kreatyną. Działaliśmy jak roboty, które po dodaniu paliwa mogły funkcjonować kilka a nawet kilkanaście godzin.

 

25 maja, początek tygodnia, mitologiczny Wembley. Spotkanie pomiędzy Watford i Leeds transmitowane było na żywo w 4 stacjach telewizyjnych na Wyspach Brytyjskich i ponad 20 na całym świecie. W powietrzu unosił się zapach napięcia. Wojska policji ustawione dookoła stadionu napawały grozą i respektem, co dało znakomite efekty - zero burd na i poza stadionem.

Jeszcze przed wejściem do szatni odebrałem telefon z siedziby zarządu.

- Na klub zostało nałożone embargo transferowe. Proszę nie kontaktować się z żadnymi nowymi piłkarzami, trenerami czy kimkolwiek kto mógłby dołączyć do klubu. Powodzenia w meczu.

Odkładając słuchawkę miałem wrażenie, że to co usłyszałem po prostu mi się śniło.

 

Witam Państwa w to piękne południe. Początek tygodnia to czas walki na śmierć i życie pomiędzy Leeds a Watford. Stadion Wembley nie po raz pierwszy stanie się areną krwawej batalii. Pytanie tylko kto okaże się lepszy i w przyszłym sezonie zagra w najwyższej klasie rozgrywkowej ? To nie tylko mecz o awans, to dla Leeds United walka o być albo nie być w angielskim futbolu. Drodzy państwo pamiętam jak dziś, kiedy to Miśkiewicz, nie znany nikomu trener przejął stery w zespole nominowanym do spadku. Gdzie Leeds wylądowało dziś ? Piłka nożna po raz kolejny udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych ...

ale o tym za chwilę bo na murawę wybiegają oba zespoły. Po prawej stronie na kanarkowo czerwone łosie z Watford, po lewej stronie popularne Pawie, które w ostatnich miesiącach mają coraz większą rzeszę kibiców i fan klubów. Spotkanie poprowadzi znany wszystkim sędzia międzynarodowy Keith Stroud. 90 tysięcy kibiców na Wembley, proszę państwa, ja czegoś podobnego nie widziałem już dawno. Ten spektakl można chyba porównać jedynie do finału Ligi Mistrzów. Proszę posłuchać jaka wrzawa panuje na trybunach ...

... pan Stroud spogląda na bramkarzy, wszystko w porządku i ... rozpoczęło się spotkanie finałowe barażu o Premiership...

... mamy pierwszy rzut wolny ze strony Watford. Do piłki podchodzi DeMerit .... piłkarz patrzy jak ustawiony jest Ankergren .... strzela ... fatalnie proszę państwa, fatalnie ...

... Mam 24 minutę spotkania. Na lewej stronie do piłki dochodzi Portugalczyk Da Costa ... finezyjny pomocnik mija przekładanką Shittu, Da Costa .... oj śliska murawa utrudnia taniec filigranowemu pomocnikowi ...

... 32 minuta spotkania. Przy piłce Leeds, Parker podaje do Da Costy, ten przerzuca piłkę na prawą stronę do Francuza Le Talleca, młody pomocnik rusza pełną parą balansując na krawędzi boiska, podaje do niepilnowanego Pruttona, Anglik mija balansem ciała Parkesa .... puścił w uliczkę Rumuna Stancu !! Stancu sam na sam z Poom'em, Stancuuuuuuuuuuuuuiiiijeeeden do zera !!!!!!!! Goooooolllll!!!!! Proszę państwa gooool gooooooolll!!!!! Pierwsza bramka w tym spotkaniu tak jak w pierwszym spotkaniu z Charltonem autorstwa Rumuna Stancu. Zobaczmy powtórkę ... podanie Pruttona w uliczkę, Stancu uderza precyzyjnie tuż pod ręką doświadczonego Estończyka. A więc 1:0 dla Leeds United!...

..... koniec pierwszej połowy. Do przerwy popularne Pawie prowadzą z byłym zespołem znanego piosenkarza Eltona Johna. Zapraszam państwa na przerwę reklamową .

.............

Piłkarze już na środku boiska, gwizdek sędziego i kolejne niezwykle emocjonujące 45 minut przed nami. Czy Leeds zdoła utrzymać korzystny wynik do końca ? Nie widzę żadnych zmian w składzie podopiecznych Miśkiewicza, za to w Watford w miejsce Kanadyjczyka Kerstena wszedł John Collins.

..... 51 minuta spotkania, przy piłceeee hmm Wiliams. Szkot spogląda w lewo, gdzie stoi niepilnowany Rinaldi i posyła długą piłkę wprost na klatkę Brazylijczyka. Rinaldi balansem ciała schodzi do środka boiskaaaa strzaał !! Ajjjj jaka cudowna robinsonada Ankergrena. Bramkarz w cudowny sposób piąstkuje piłkę, która wylatuje na rzut rożny.

Do piłki ustawionej w narożniku boiska podchodzi Santiago Aloi. Miękka wrzutka w pole karneeee ii ... ii goooolllll !!!!! Kapitalna główka DeMerita i mamy wyrównanie !! Leeds 1 Watford 1 !!! Piłka wrzucona w pole karne niemal zawisła w powietrzu ... spotkanie zaczyna się nam na nowo ...

... Za nami godzina meczu. Kibice nie przestają dopingować obu drużyn zdzierając gardła. Niepilnowany Beckford przejmuje piłkę na środku boiska. Anglik prowadzi futbolówkę tuż przy nodze szukając piłkarzy. Beckford ... Beckford poda...ajjjj nie proszę państwa, Anglik zamarkował podanie do Pruttona i ruszył na bramkę Pooma. Beckford ma przed sobą tylko Avinel'a .... czy poradzi sobie z Francuzem .... Beckford zdecydował się na uderz.....goooooooooooooooooooollllll !!! gol gol gooooolllll Jermaine Beckford zdobywa bramkę na 2:1 pięknym uderzeniem sprzed pola karnego. Bezradny Mark Poom spojrzał tylko w prawe okienko swojej bramki, gdzie zatrzepotała w siatce biała futbolówka. Dawno nie widziałem równie pięknej bramki. Aż ciarki po plecach przechodzą....

.... Miśkiewicz decyduje się na pierwszą zmianę. Kontuzjowany Le Tallec opuszcza murawę, w jego miejsce wchodzi Francuz Carole. Przy linii rozgrzewają się młodszy brat Scholy Ameobiego - Tomi i Steven Carr ... Leeds nadal prowadzi zasłużenie 2:1 całkowicie dominując na boisku. Nie ma tu miejsca na jakiekolwiek błędy. Jeszcze dwadzieścia minut i powrót do Premiership okaże się rzeczywistością.

.... 82 minuta spotkania, na murawie zamiast Beckforda pojawia się młody Ameobi. Jest to niebywała szansa dla 17 latka, który w drużynie rezerw zdobył 23 bramki w 32 spotkaniach. Ale o tym za moment bo z kolejną akcją rusza Prutton. Anglik jest niewątpliwie motorem napędowym drużyny. Prutton podaje do Łagiewki, teen przerzuca piłkę do Da Costy. Portugalczyk odgrywa ją do Stancu. Rumun przyjmuje futbolówkę prostym podbiciem, wypuszcza ją przed siebiee.... Stancu będzie strzelałłłł....ale Shittu odbija piłkę ciałem i ta wychodzi na aut. Z autu Łagiewka .... Polak szykuje się do długiego wyrzutu ... Łagiewka wrzuca w pole karne ... mmm tam jest Ameobiiii, Anglik Strzela !!! Poom wypluwa piłkę przed siebie, do niej dopada Da Costa i 3:1!!!!!!!! To jest koniec marzeń o awansie Watford do Premiership !!!! Da Costa !!!!!

.....

 

Kiedy sędzia gwizdnął ostatni raz razem z trenerami i ławką rezerwowych wbiegłem na murawę krzycząc na całe gardło " Jeeeeeesssttt !!!! ". Kibice rozerwali kordon ochrony i wtargnęli na boisko. Dziesiątki tysięcy ludzi rzuciło na zieloną murawę serpentyny, konfetti. Z głośników poleciał Freddie Mercury ze swoim We Are The Champions. Wszyscy płakali. Na murawie leżał zmęczony Stancu z uniesionymi rękoma do nieba, obok niego klęczał Beckford wycierając łzy z policzków. Kibice dobiegli do mnie, podnieśli mnie do góry i podawali sobie przez pół boiska podrzucając mnie co chwila krzycząc " Thank You !! Thank You !! ". Policja nie interweniowała. Ankergren robił gwiazdy unosząc co chwila zaciśnięte pięści w górę, Gorawski kulejąc biegł w moją stronę razem z Łagiewką, który służył mu za kulę. Byliśmy tego dnia najlepsi. Drużyna stworzona z pomysłem pokonała bogatszych i potencjalnie lepszych.

Dziś świat należał do nas !!!

 

Leeds 3:1 Watford

 

Premiership, nadchodzimy !!

Odnośnik do komentarza

Prezes Bates leżał na łóżku przypięty do kroplówki gumowym kablem. Przez te kilka tygodni postarzał się znacznie. Zapach szpitalnych korytarzy odbijał mi się jeszcze długo po opuszczeniu budynku. Lekarze twierdzili, że sytuacja jest opanowana, ale pocisk uszkodził nie tylko tętnice, ale również jeden z nerwów i prawdopodobnie do końca życia poczciwy kompan będzie przykuty do łóżka i aparatury.

Na szafce przy łóżku leżał laptop, zdjęcie żony z synem i kilka ogryzków jabłek, z których co chwila odlatywała mała muszka. Trzymałem En za rękę patrząc na człowieka, który pomógł mi osiągnąć sukces. Jeszcze kilka tygodni temu siedział obok mnie plując, przeklinając ... miał tyle energii w sobie, a dziś z siwymi włosami, z wzrokiem który utkwił w suficie leżał nie wymawiając ani słowa.

- Prezesie ... awansowaliśmy do Premiership - powiedziałem łapiąc go za przegub dłoni. Jego twarz jakby rozjaśniała. Uśmiechnął się delikatnie spoglądając na mnie. Nie musiał nic mówić. Wiedziałem, że się cieszy.

- Mówią, że jak tak dalej pójdzie, za kilka miesięcy będzie w stanie rozmawiać i normalnie się poruszać, ale zawsze będzie musiał mieć przy sobie kroplówkę i aparat tlenowy - usłyszałem słowa żony Batesa, która właśnie weszła na salę niosąc w rękach przeźroczystą reklamówkę z owocami.

- Gdybym mógł jakoś pomóc, proszę do mnie dzwonić o każdej porze dnia i nocy - odparłem odsuwając się o kilka kroków do tyłu.

- Dziękuję, ale Ty sam masz teraz mnóstwo problemów. Ten awans, pieniądze, nowi piłkarze, przecież ja wiem, że na to trzeba czasu ...

En wyciągnęła z reklamówki zdjęcie drużyny, które zrobił nam fotograf po awansie, i postawiła obok rodzinnego mówiąc do Batesa " Zawsze będą Twoją rodziną ".

 

Jadąc do domu nie mogłem pozbyć się myśli kto strzelił do prezesa Leeds i jaki miał motyw. Miałem dziwne wrażenie, że ponownie łapy maczał w ty Fabrizzo ... a raczek jego wrogowie z Rosji.

Odnośnik do komentarza

Jeszcze kilka miesięcy temu zapewniano mnie, że pogłoski o przejęciu klubu przez nowy zarząd są wyssane z palca. Fabrizzo przylatując do Leeds dał mi dowód na to, że pomimo listu gończego, którym był ścigany przez Interpol nadal pozostawał właścicielem drużyny. Niestety życie w klubie, w którym sternikiem jest gangster naszpikowane jest adrenaliną bardziej niż szarlotka jabłkami, co w efekcie doprowadziło do dość kuriozalnej sytuacji.

Na początku lipca dostałem mailem wiadomość, że pomimo przygotowań do nowego sezonu embargo na sprowadzanie piłkarzy nadal funkcjonuje. Mało tego, miałem zakaz udzielania wywiadów, pokazywania się publicznie. Przyjeżdżając na trening miałem obowiązek zrobić swoje i wrócić do domu. Decyzje zarządu motywowano bardzo prozaicznie - klub musi skupić się na treningach przed arcytrudnym sezonem, w którym utrzymanie w lidze będzie priorytetem.

Kilka dni później Benayoun został zaproponowany Leeds przez trenera Beniteza, ale w ogniu walki zarządu z nieznanym mi przeciwnikiem musiałem odmówić. A szkoda, bo tak wszechstronnie uzdolniony piłkarz byłby wyśmienitym uzupełnieniem kadry.

Przeglądając pocztę znalazłem bardzo miły dla mnie komunikat. Otóż na początku czerwca 9 z pośród 11 zawodników trafiło według mediów do zespołu tygodnia.

Długo nie czekałem na rezultat walki w zarządzie. W ten sam dzień zostałem późnym popołudniem wezwany do gabinetu prezesa, w którym obradowało kilku wysoko postawionych rangą w społeczeństwie panów skrytych za dostojnością na miarę szytych garniturów.

- O, jest Pan panie Miśkiewicz. Proszę usiąść - powiedział nieznany mi człowiek wskazując miejsce na fotelu przy ścianie - zebraliśmy się tutaj by przedyskutować plan strategiczny na nadchodzący sezon. Jak pan wie panie Miśkiewicz, obecny prezes klubu pan Bates leży w szpitalu i prawdopodobnie długo jeszcze nie opuści łóżka. Z całym szacunkiem dla ogromu pracy jaki włożył w odbudowę zespołu, nie możemy sobie pozwolić na start w najwyższej lidze bez osoby, która pociągnie to wszystko do przodu. Dlatego po długich pertraktacjach postanowiliśmy wybrać nowego prezesa. Został nim Matthew Haverson - mówiąc to wskazał na brodatego jegomościa, który maczał w czerwonym sosie frytki - i to z nim od dziś będzie pan współpracował. Pragnę dodać jeszcze, że embargo na transfery zostało zniesione z dniem dzisiejszym, niemniej jednak nie ma Pan wolnej ręki do kontraktowania zawodników. Wszystkie działania skierowane ku pozyskiwaniu i sprzedawaniu piłkarzy muszą zostać zaakceptowane przez pana Haversona, czy wyrażam się jasno ?

- Z całym szacunkiem dla ... a kim pan u licha jest, że będzie decydował o tym kto zostaje prezesem, kogo ja mam kupować itd ?

- Przepraszam, nie przedstawiłem się, Chuck Blazer , komisarz Fifa.

- Czy wy macie pojęcie co robicie ? Bates włożył w klub całe serce i duszę. Jest ikoną Leeds od lat, a wy go wyrzucacie na bruk jak śmiecia ? I co, może po nieudanym starcie w Premiership mnie też zwolnicie ? Ja się w dupę ruchać nie dam, po moim trupie ! Jesteście bandą skorumpowanych kretynów - huknąłem nogą w szufladę biurka, aż tacka z frytkami spadła na podłogę plamiąc perski dywan za kilkadziesiąt tysięcy funtów.

Haverson spojrzał na rozsypany posiłek takim wzrokiem, jakim patrzy ukochana żegnając marynarza wypływającego w rejs na kilka miesięcy.

- A kim pan jest panie Miś ... nawet nie wiem jak pan masz na nazwisko, że będziesz pan stawiał warunki ? - zaburczał nowy prezes wstając z krzesła - będziesz mi pan żarł z ręki i robił to co Ci karzę, albo wylecisz razem z paroma piłkarzami, których trzymasz tylko dlatego, że się przyjaźnicie - podnosząc głos rąbnął pięścią w stół.

W sali zapanowała niezręczna cisza. Patrzyliśmy na siebie jak rozjuszone byki pragnące dorwać się do krowy z cieczką.

- Panowie, myślę, że dojdziemy do porozumienia, tylko spokojnie - powiedział Poyet siedzący obok mnie.

- Do porozumienia ? A co z prezesem ? - odparłem spoglądając pojednawczo na kompana.

- Panie Miśkiewicz - ciągnął Blazer - pan Bates będzie dożywotnio dostawał zapomogę z klubu i proszę mi wierzyć, na godne życie w zupełności wystarczy.

Odchrząknąłem, splunąłem na ziemię niedaleko stopy Harversona i powiedziałem :

- Jeśli to wszystko to idę na trening. Chłopaki czekają. Muszę jeszcze wziąć prysznic, bo śmierdzę padliną - spojrzałem na prezesa i wyszedłem zamykając za sobą z hukiem drzwi.

Na drugi dzień w porannej gazecie przeczytałem Konsorcjum finalizuje przejęcie klubu

Odnośnik do komentarza

Koniec sezonu w Championship przyniósł nam łzy radości i gorzki smak niedocenienia. Pomimo wspaniałej gry przez większość sezonu, prasa i tak wieszała na nas psy posądzając mnie niemal o nepotyzm. W klubie nie chciano Gorawskiego, Łagiewki i Brzozowskiego. Trwały spekulacje dotyczące Stancu, który dostał oferty między innymi z Manchesteru United, Arsenalu, Interu Mediolan i Valenci. Nie mogłem sobie pozwolić na sprzedaż najlepszego napastnika nawet kosztem obniżenia jego morale. Tabela na koniec sezonu prezentowała się następująco. Trzecie miejsce zostało odebrane przez krytyków zasiadających za biurkiem jako zmarnowanie potencjału zespołu, który powinien szturmem awansować już na 3-4 mecze przed zakończeniem sezonu.

 

" Czy Miśkiewicz powinien zostać "

" Jest szansa na nowych piłkarzy ? "

" Skandal na Elland Road. Bates zwolniony "

 

To tylko nieliczne tytuły wbijające gwóźdź do trumny. Nie zważając na nowego prezesa postanowiłem działać na własną rękę narażając się na gniew ze strony działaczy. Kilka dni po rozmowie z Haversonem udałem się na rozmowę do pobliskiego hotelu " Public ", znanego z drogich apartamentów, luksusu i przepychu, z dwoma piłkarzami.

Rozsiadłem się wygodnie w wiklinowym krześle, rozłożyłem przed sobą stertę dokumentów, laptopa, poprosiłem barmana o serwowanie kawy co pół godziny do mojego stolika i rozpocząłem rozmowę z pierwszym potencjalnym piłkarzem.

- Przechodząc na Stamford Bridge jeszcze za kadencji Mourinho obiecywano mi złote góry, a wylądowałem w bagnie po uszy. Nie przebiłem się do pierwszego składu, bo już na samym początku na treningu przy interwencji sfaulowałem dziewczynę Portugalczyka - Drogbę.

Roześmiałem się zakładając rękę na rękę, kiedy wysoki jegomość opowiedział mi tę historię i w wyczekiwaniu na dalszą część historii wciągnąłem zawartość porcelanowej filiżanki.

- Gra w rezerwach nie jest dla mnie. Ja znam swoją wartość i nie pozwolę z siebie robić śmiecia. Nie tak mnie wychowano. Nie muszę zarabiać tyle ile u Czerwonego Romka, ważne, bym grał.

- No dobrze - odnotowałem sobie kilka uwag w notesie - do kiedy obowiązuje Cię kontrakt ?

- Jeszcze dwa lata, ale myślę, że klub chętnie się mnie pozbędzie ...

- Nie będziesz tęsknić za Londynem ?

Holender spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem ... to był mój pierwszy udany transfer do klubu.

W zakładce pozyskani odznaczyłem sobie - Khalid Boulahrouz

 

Pół godziny później na miejscu obrońcy usiadł kolejny Holender.

Rozmowa trwała bardzo krótko, bo na telefonie wisiał Gorawski, który był wyraźnie zniesmaczony ostatnimi artykułami w prasie.

Kolejnym pozyskanym przeze mnie był bramkarz Ajaxu Amsterdam - Dennis Gentenaar .

Wierzyłem, że Ankergren jest bardzo dobrym golkiperem, ale grając w Premiership trzeba mieć co najmniej dwóch bardzo dobrych zawodników na każdą pozycję.

Jeszcze tego samego dnia zakontraktowałem z rezerw Korony Kielce Huberta Nowaka, oraz Wojciecha Szczęsnego z Arsenalu Londyn.

 

Po tych wzmocnieniach nadszedł dla mnie czas wakacji.

Odnośnik do komentarza

Oparłem się łokciami o burtę i lekko wychyliłem do przodu. Fale wcale nie szumiały delikatnie uderzając o kadłub promu. Muśnięte wiatrem zasypiały już na kilka metrów przed nim tworząc na wodzie idealnie płaską powierzchnię. En od rana nie wychodziła z pokoju. Choroba morska dopadła ją jeszcze tego samego dnia, kiedy wsiadaliśmy na prom w porcie, więc musiałem sam podziwiać piękno przyrody. Co chwila mijał mnie jakiś jegomość w towarzystwie wytapetowanej do granic możliwości dziewczyny, która wkładając mu rękę pod rękę stawała się księżniczką, przynajmniej do pierwszego razu w pościeli. Wiatr zrywał z głów czapki, dlatego załoga przechadzając się po pokładzie trzymała lewą ręką nakryć głowy, by prawą móc w razie potrzeby zasalutować.

Na horyzoncie oprócz wody nie było nic. Nawet słońce nie było gorące.

Kiedy wróciłem do " kajuty " En leżała w łóżku oglądając telewizję. Obok stała miska, na wypadek niespodziewanych rewolucji żołądkowych. Uśmiechnąłem się do dziewczyny, ściągnąłem kurtkę i usiadłem przy wielkim oknie, z którego rozpościerał się widok na ... ciecz.

- Kochanie, kiedy w końcu dopłyniemy ? - zapytała En gładząc się po brzuchu.

- Jeszcze sześć godzin. Wytrzymasz, to całkiem niedaleko.

- Nie mogliśmy polecieć samolotem ? Już byśmy myli na miejscu.

- Nigdy nie płynąłem statkiem - mówiąc to wstałem z miejsca i poszedłem zrobić sobie kawę.

Rejs trwał osiem godzin. Cięliśmy powierzchnię wody dziobem pozostawiając za sobą ogromny ślad budzący grozę. Przypominał mi film, który oglądałem będąc jeszcze dzieckiem, kiedy to gangsterzy wrzucili biznesmena do łuzy, w której pracowały śruby napędzające statek i zamiast niebieskiego śladu za rufą można było oglądać kawałki zmielonego człowieka.

Wychowałem się na książkach Borchardta i chociaż prom nie był mitologicznym żaglowcem, na którym załoga dbała o cały takielunek, przygoda na morzu i tak była przednia.

- Czy możemy pójść do restauracji ? Napiłabym się czegoś mocniejszego - zapytała En usiłując podnieść się z łoża.

- Mogę napić się herbaty - odpowiedziałem zapalając światło w łazience.

Kiedy wchodziliśmy do restauracji podszedł do nas czarnoskóry olbrzym opięty w biały garnitur.

- Dla palących, czy niepalących ? - zapytał łamaną angielszczyzną.

- Dla nie - spojrzałem na En - palących prosimy.

- Chciałam zapalić przy drinku, będę musiała wyjść na zewnątrz - powiedziała z wyrzutem.

- Wyjdź. Na dworze jest strasznie zimno, może to Cię oduczy tego cholernego nałogu.

Kiedy szliśmy za mężczyzną do stolika po drodze kątem oka zobaczyłem dziewczynę odzianą w skąpą sukienkę, która ściśle opinała jej ciało uwydatniając kształty. Dziewczyna siedziała z nogą założoną na nogę majestatycznie pociągając za brązową rurkę przytwierdzoną do filtra papierosa. Spoglądając kątem oka na blondynkę z impetem wyrżnąłem w krzesło stojące przy naszym stoliku i upadłem na kolana zrzucając obrus z całą zawartością stolika na podłogę.

W sali zapanowała na moment cisza. Nawet braman nalewając piwo przestał spoglądać na ilość browara w pokalu rozlewając go na ladę.

- Nic mi nie jest, wszystko w porządku - powiedziałem głośno wyciągając ręce w geście zniechęcenia oferowaną pomocą w podniesieniu. Twarz spaliła się rumieńcem, a En zamiast mi pomóc usiadła na krześle obok chowając w dłoniach czerwoną ze śmiechu twarz.

Kiedy spojrzałem znów kątem oka na miejsce w którym siedziała blondynka nie było tam już nikogo.

Odnośnik do komentarza

Echo szumu fal odbijało się od ścian popielatych budek dla ratowników, kiedy po raz pierwszy wyszliśmy na plażę podziwiać piękno Lazurowego Wybrzeża. Pod stopami gorące ziarenka piasku masowały skórę wprowadzając nas w stan relaksu. Objąłem En w pasie, przytuliłem do siebie i szepnąłem jej do ucha " Cieszę się, że jesteś tutaj ze mną ".

Drewnanie ścieżki ułożone na plaży służyły turystom do bezpiecznego podchodzenia do morza, tak, by nie poparzyć stóp.

Podeszliśmy do jednej z budek z piwem i kupiliśmy sobie po plastikowym pokalu. W temperaturze 36 stopni nawet piwo siekało jak wódka.

Na horyzoncie małe statki ścigały się w drodze do portów oddalonych od siebie o kilka a nawet kilkaset kilometrów. Nad głowami mewy toczyły spór drąc się w niebogłosy. Pachniało latem, namiętnością i perfumami En, które nie tak dawno dostała ode mnie w prezencie.

- Jak myślisz, czy nasze pieski tęsknią za nami ? - zapytała dziewczyna robiąc w moją stronę oczy kota ze Shreka.

- Z całą pewnością. Przecież to niemal Twoje dzieci - roześmiałem się całując En w czoło.

Realizując się w roli trenera nareszcie poczułem smak bycia mężczyzną u boku kobiety. Nie było to wcale trudne. Wystarczyło tylko być obok, dotykać, całować i mówić wszystkie słowa, które ukrywały się gdzieś pomiędzy zastawkami w sercu. Nie było czasu na sprzeczki, kłótnie i chwile milczenia będące wstępem do batalii na śmierć i życie. Białe zęby czarnoskórych mężczyzn roznoszących olejki do opalania, coca colę i gotowaną kukurydzę spędzały z oczu zmęczenie powodując uśmiech.

Usiedliśmy na krawędzi drewnianego podestu trzymając się za ręce.

- Spójrz - wskazałem na mały jacht prujący dywan morza - następnym razem popłyniemy naszym jachtem na wycieczkę.

- Naszym ? - En odwróciła się ze zdziwieniem.

- Kiedyś dostałem od Fabrizza w ramach ... a już nawet nie pamiętam w ramach czego - odparłem muskając ustami jej usta.

 

Hotel w którym mieszkaliśmy znajdował się na skarpie, tuż przy brzegu. Z naszego pokoju rozpościerał się bajeczny widok na morze i plażę, który można było podziwiać z wielkiego tarasu.

Wyjąłem z lodówki zimnego szampana, otworzyłem go bez huku i wlałem zawartość butelki w dwa błyszczące kieliszki. Wychodząc na taras ściągnąłem z siebie koszulę.

- Uwielbiam szampana - powiedziała En nie odwracając się w moją stronę.

- Wiem ... - mówiąc to pocałowałem dziewczynę w szyję. Natychmiast na jej powierzchni pokazała się gęsia skórka.

Staliśmy objęci trzymając w dłoniach kieliszki. Milczenie było w tym momencie złotem.

Odnośnik do komentarza

Gdzieś pomiędzy namiętnością skrytą pod kołdrą hotelowego pokoju, a gorącem piasku u wybrzeży morza znalazłem czas przyjrzeć się liście piłkarzy, których przygotowali mi scouci.

Po wzmocnieniu pozycji bramkarza postanowiłem zakupić obrońców. I tak oto do klubu dołączyli :

 

Rafael Forster z Internacional za 850 tysięcy euro.

Calin Cristea ze Steauy Bukareszt za 1,6 mln euro ( polecał go sam Stancu )

Mikko Sumusalo z norweskiego Rosenborg za 210 tysięcy euro.

 

Po wzmocnieniach formacji defensywnej postanowiłem wzmocnić linię pomocy. Za rekordową sumę 11 milionów euro z angielskiego FC Liverpol na Elland Road przybył holender Ryan Babel

 

Oto lista transferowa piłkarzy :

 

Sezon 2008/2009

Sezon 2009/2010

Odnośnik do komentarza

- Ku...a co to jest ? To jest kotlet ? - krzyknął mężczyzna podnosząc kawałek mięsa wbity na ostrza zębów widelca.

- Tak proszę pana, to jest kotlet - odparł kelner zarzucając ręcznik na przedramię.

- Zabieraj to ode mnie, nie będę jadł takiego gówna ! Żądam rozmowy z szefem kuchni !

- Tak proszę pana, z szefem kuchni - składając ręce jak do modlitwy Azjata ukłonił się i odszedł pozostawiając na talerzu brązowy kawał zwierzaka, które jeszcze nie tak dawno radośnie truchtało po trawie.

- Ciekawe co jest w tej zupie. Pewnie pomyje zakrapiane magi i toną pieprzu...tfu ! Banda pieprzonych złodziei ! - mężczyzna wstał z krzesła, rąbnął pięścią w stół i wyszedł z restauracji w której od momentu pierwszego wybuchu wszyscy siedzieli rozdziawiając buzie i patrzyli na niego.

Kiedy wychodził En szturchnęła mnie łokciem mówiąc półszeptem :

- Jakiś wariat.

Wzruszyłem bezradnie ramionami odprowadzając mężczyznę wzrokiem do wyjścia. Złapałem za widelec lewą dłonią, prawą uzbroiłem w nóż i już miałem rozerwać włókna mięsa, kiedy z toalety jak nimfa z wody wyskoczyła cudowna blondyna odziana w kuse spodenki i obcisłą bluzeczkę w paski. Patrząc na nią zamiast w kotlet trafiłem w stół robiąc przy tym zawstydzoną minę. Długonoga dziewczyna pobiegła w stronę wyjścia zostawiając za sobą zapach Victoria Beckham i nutę erotyzmu. En odchrząknęła i założyła rękę na rękę :

- Była tak piękna, że odebrało Ci mowę ?

Nie odpowiedziałem nic. Nadal wlepiałem oczy w dziewczynę, która za drzwiami dogoniła wulgarnego mężczyznę. Krople potu spłynęły mi po czole a ręce zaczęły się telepać jak alkoholikowi przed spożyciem trunku.

- Co ona tutaj robi. Czy to była na pewno ona ? Może mi się wydawało - powtarzałem w myślach otwierając oczy ze zdziwienia.

- Halo, jestem tutaj - En machała mi przed oczami ręką wyraźnie zdenerwowana - jak chciałeś podrywać młode laski, to trzeba było jechać z kolegami z drużyny - mówiąc to wstała z miejsca.

Złapałem ją za rękę kiedy chwyciła torebkę i spokojnym tonem rzekłem :

- Uspokój się. Zdawało mi się, że to stara znajoma, ale chyba się pomyliłem.

Zapłaciłem za rachunek i wyszliśmy na świeże powietrze nie rozmawiając ze sobą. Z każdym krokiem motylki w brzuchu były coraz mocniejsze i szybsze, przez co dostałem mdłości, nadkwasoty i drgawek. Starałem się nie pokazywać En mojego zachowania, dlatego zaciskając zęby poszliśmy do pokoju by wziąć prysznic przed pójściem na plażę.

Kiedy En kąpała się wynurzyłem głowę z pokoju, rozejrzałem się w lewo i w prawo i wyszedłem na chwilę cicho zamykając za sobą drzwi. Na palcach przeszedłem pierwsze kilka kroków, zbiegłem po schodach i stanąłem przy wielkim oknie oddzielającym basen od portierni.

- Nie, to niemożliwe. A jednak to ona - powiedziałem na głos zaciskając pięści z podniecenia. Jej piękne ciało wiło się na plastikowym leżaku popijając drinka z parasolką. Wyglądała jak Afrodyta, jak rusałka. Wlepiałem w nią wzrok pożerając ją milimetr po milimetrze. Kiedy odwróciła się w moją stronę na moment wstrzymałem oddech. Jej piękne niebieskie oczy spoglądały w moją stronę, ale zdawało się jak by mnie nie zauważała.

Po chwili odwróciłem się w stronę schodów, poprawiłem włosy, krok w spodniach i jak by nigdy nic wróciłem do pokoju.

Odnośnik do komentarza

Żagiel trzepoczący na wietrze, latające liny, którymi powinien być odpowiednio przywiązany, zapach morza, wodorostów - to było coś co wilki morskie lubią najbardziej. Szczury lądowe przyklejone do burt malowały ich powierzchnie kawałkami obiadów, śniadań i innych dań napoczętych kwasem żołądkowym i litrami śliny. Stałem na samym dziobie przy linie oddzielającej mnie od otchłani morskiej z szeroko rozpostartymi rękoma. Teraz wiem jak czuł się Leonardo " Jack " Di Caprio w Titanicu, kiedy razem z dziewczyną swojego życia płynęli ku śmierci czując podniecenie. Na ustach zbierała się sól, w uszach zakorzenił wiatr, a fale w dole rozbijając się o kadłub żaglowca śpiewały 10 w skali Beauforta !

Miałem ochotę dosiąść bukszpryt jak Zorro rumaka i mknąć po bezkresie wody.

En schowała się pod pokładem, w barze gdzie serwowano gorące kiełbasy, grog i garnitury surówek. Niestety ani kęs ani łyk nie przeszedł jej przez gardło. Zemdlona kołysaniem żaglowca kurczowo trzymała się oparcia krzesła czekając aż ktoś opuści tron w toalecie.

Ojciec z synem pokazywali na mnie palcem uśmiechając się do siebie, co chwila pstrykając aparatem fotograficznym. Złapałem w obie dłonie szarej, twardej liny i odwróciłem głowę w stronę największego masztu. Jeśli Borchardt potrafił stanąć na samym szczycie, mając pod stopami tylko " jabłko ", rozpościerając ręce, to należała mu się co najmniej nagroda Nobla.

Kiedy słońce powoli układało się do snu zszedłem pod pokład do En. Dziewczyna siedziała uśmiechnięta pod ścianą, trzymając w dłoni pokal do połowy zapełniony piwem. Kiedy mnie zobaczyła odstawiła naczynie, wstała i podeszła do mnie chwiejnym krokiem mówiąc :

- Kochanie, pan mi właśnie opowiadał jak pracował na żaglowcach, w marynarce handlowej.

Spojrzałem na brodatego mężczyznę, który wycierał właśnie czerwoną szmatą szklankę po whisky.

- Mhm ... no dobrze, a co takiego powiedział, że musiałaś się upić ?

- Upić ? Nazywasz mnie pijaczką ? - odparła poruszona.

- Uspokój się. Żadną pijaczką, tylko ze mną nie miałaś o czym rozmawiać na pokładzie, a z tym " chiefem " masz.

En odwróciła się ode mnie plecami, podeszła do stolika przy którym stał pokal, jednym duszkiem wypiła całą zawartość, po czym podchodząc do mnie rzuciła :

- Chciałeś durnej wycieczki statkiem ? Idź i baw się na pokładzie. Ja mam zamiar wypić jeszcze kilka.

Spojrzałem zdenerwowany na dziewczynę i nie mówiąc słowa wyszedłem z baru zostawiając na blacie 20 euro.

 

Kiedy wróciliśmy do hotelu w pokoju panowała cisza. En naprocentowana przebrała się w pidżamę i położyła do łóżka zaciągając na głowę kołdrę.

- Włączyć Ci telewizor ?

Odpowiedzi nie było. Wcisnąłem guzik i wyszedłem na zewnątrz zostawiając na pół przytomną En w pokoju.

Schodząc po schodach zauważyłem przy portierni tego nadętego mężczyznę, który niedawno naurągał kelnerowi. Przechodząc powoli obok wytężałem z całych sił słuch, by dowiedzieć się w jakim pokoju mieszka.

- Ja nie pytam czy pan ma sejf, bo gówno mnie to obchodzi. Ja pytam gdzie mogę przechować mojego Rolexa, kiedy idę na basen. Przecież nie zostawię go w tych pokoikach z karcianymi drzwiami bo mi ku...a ktoś podpier....li przecież !

- Tak proszę pana, może Pan zostawić nam na portierni a ja osobiście dopilnuję, żeby trafił do głównego sejfu.

- No i trzeba było ku...a tak od razu ! Masz tu, kup sobie jakieś inne perfumy, bo te śmierdzą aż mnie na rzyganie zbiera ku...a - mówiąc to obślinił językiem banknot i przykleił portierowi na czoło.

- Pokój 69, sejf, natychmiast - notował portier z grobową miną nie odlepiając papierka z głowy.

- Pokój 69 ... brzmi interesująco - zamruczałem do siebie i udając że czegoś zapomniałem wróciłem po schodach na górę. Korytarz na pierwszym piętrze był długi i kręty. Numery parzyste w lewym skrzydle, nieparzyste w prawym. Spojrzałem w górę, czy En nie schodzi na dół i ruszyłem przed siebie spoglądając na każde drzwi i każdą cyfrę.

Pokój 69 znajdował się na samym końcu korytarza. Białe drzwi okraszone złotym numerem były jedynymi na tej ścianie. Musiał więc być strasznie drogi, bo następny pokój znajdował się dopiero kilka metrów dalej. Podchodząc do drzwi przyłożyłem ucho, by wyczuć, czy ktoś jest w środku. Po kilku sekundach ciszy delikatnie nacisnąłem na klamkę.

- Zamknięte, cholera - klasnąłem z nerwów w ręce sycząc sam do siebie.

- Pan kogoś szuka ? - słowa starszej kobiety zwaliły mnie z nóg.

Odwróciłem się w stronę starszej kobiety, która pchała przed sobą wózek z brudną pościelą.

- Nie, ja tak tylko ...

- Jeśli wpadła panu w oko ta lalka z wielkimi cyckami, to może pan sobie darować. Kolejny szczeniak, któremu w głowie tylko bzykanie i bzykanie - mówiąc to splunęła na podłogę wciągając zaraz po tym zawartość dziurek od nosa.

- Kolejny ? Ale ja ...

- Wie pan ilu takich napaleńców przychodzi tu szukać szczęścia ? Mają szczęście ... jak ich pan Todorov nie poszczuje swoimi ochroniarzami. Banda zboczeńców. Czego wy chcecie od tej biednej dziewczyny ?

- A kim jest pan Todorov ? - zapytałem pytaniem na pytanie.

- A idź pan w cholerę. Wszyscy się go boją. Chodzi i wymachuje portfelem na lewo i prawo a cały hotel całuje go po stopach. Nie wiem, jakiś gangster chyba, ale mówią, że jest właścicielem kilku tankowców. A zresztą, co mnie to. Uciekaj pan stąd zanim się ktoś zorientuje.

- Dziękuję kochana - odpowiedziałem przechodząc szybkim krokiem obok małej sprzątaczki.

- Duże cycki i wszyscy wariują. Kiedy ja byłam w waszym wieku ...

Ostatnie słowa zniknęły za mną gdzieś pomiędzy pokojem 45 a 47.

Odnośnik do komentarza

- Boli mnie głowa, mógłbyś mi skoczyć na recepcję po tabletki - powiedziała En naciągając na głowę poduszkę.

- Tylko założę coś na siebie bo się kąpałem - odparłem podniecony perspektywą samotnego zejścia na dół.

- Pośpiesz się, bo umieram ! - odparła dziewczyna podnosząc głos.

Zbiegałem po schodach jak jelonek Bambi uśmiechając się sam do siebie. Recepcjonista spojrzał na mnie z uśmiechem i ze sztuczną uprzejmością zapytał :

- W czym mogę szanownemu panu pomóc ?

- Ma pan może tabletki przeciwbólowe ? - rzuciłem rozglądając się po basenie i okolicy.

- A owszem. Dla naszych klientów gratis - powiedział recepcjonista wyjmując zza lady paczkę.

Chwyciłem tabletki i podszedłem bez " dziękuję " do szyby. Na dworze aż roiło się od gorących ciał rozpalających otoczenie swoimi kształtami. Były tu ponętne brunetki, seksowne blondynki, finezyjne murzynki i małe ale za to bardzo słodkie Azjatki. Mężczyźni prężyli swoje mięśnie wciągając ten od piwa, by pokazać ile drzemie w nich testosteronu.

Już miałem odwrócić się i wrócić do pokoju, kiedy poczułem woń mydlanych perfum, które połaskotały mnie po podniebieniu. W jednej chwili moje ciało zesztywniało tak bardzo, że nie miałem możliwości odwrócić się w stronę schodów.

- Ja i moja niunia idziemy się zabawić do miasta. Przyślij po nas o 18tej taksówkę. Tylko nie zapomnij bo ku...a urwę łeb przy samej dupie - usłyszałem za plecami udając, że nie słyszę.

- Chodź, bo ku...a nie mogę patrzeć na tego idiotę. Przecież do niego należy przyjmować polecenia i przekazywać dalej. Czy to ku...a takie trudne do ch...a ?

Odpowiedzi nie było. Kiedy nastała cisza coś pozwoliło mi odkleić od posadzki wpierw prawą nogę, później lewą. Kiedy nareszcie odzyskałem czucie przy portierni nie było już nikogo. Tylko zapach perfum, który pozostawiła po sobie dziewczyna. Łapałem go na zapas wypełniając nim płuca po sam brzeg.

 

- Co tak długo do cholery ? Przecież mówiłam Ci, że się źle czuję ! - warknęła En zrywając się z łóżka. Poduszka i pościel spadły na podłogę.

- Jesteś bardzo nieprzyjemna i to, że masz kaca wcale Cię nie usprawiedliwia - odparłem rzucając na pościel paczkę tabletek.

En nie odpowiedziała nic, zabrała antidotum na kaca i poszła do łazienki.

Przez moment patrzyłem przez okno na fale rozbijające się o brzeg. Każda widziała wiele : państwa, statki, bałwany wodne i śmierć.

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Wieczorna kolacja w restauracji była wyborna. Pieczony krab w sosie słodko kwaśnym, do tego listki bazylii, pieczone ziemniaczki i czerwone wino, nastrojowa muzyka ukryta gdzieś w głośnikach, których ludzkie oko dostrzec nie potrafi. Siedzieliśmy patrząc każde w inną stronę i gdyby nie smak potrawy pewnie w ogóle byśmy się nie poruszali.

Wlewałem w siebie czerwone, sfermentowane owoce w kieliszku i rozmyślałem o tym, jak to będzie po powrocie do domu. Jeszcze dwa dni tej "niby-bajki" i powróci szarość dnia codziennego. Nie stać nas było na kolejne wzmocnienia, bo kasa klubu nadal była uszczuplana przez banki, które niczym Tyranozaury pożerały nasze dochody.

- Pójdziemy się gdzieś przejść - głos En wyrwał mnie z rozmyślań.

- Aa mmm tak ... przejść ... oczywiście - odpowiedziałem zmieszany.

Wieczór pachniał luksusem. Nad głowami ptaki poszły spać zostawiając po sobie złudne krzyki. Piasek wyłączył baterie marznąc na wietrze. Nawet fale były jakoś dziwnie spokojne, nagie, bezbronne.

- Dawno nie byliśmy na takiej wycieczce - zacząłem głośno myśleć.

- Nie masz czasu przecież na nie. Wiecznie pracujesz, od rana do wieczora.

Stanąłem, wyprostowałem się i zdenerwowany rzekłem :

- A co w tym złego ? Przecież dzięki temu jakoś żyjemy prawda ?

- Nie denerwuj się - złapała mnie za dłoń - ja tak tylko ... po prostu przyzwyczaiłam się do myśli, że Cię nie ma co dzień, że jest coś ważniejszego ode mnie.

- Nie ma nic ważniejszego. Po prostu muszę pracować, bo mam kontrakt do wypełnienia.

En nabrała piasku na stopę i wyrzuciła go przed siebie. Przez moment zapanowała cisza, jak makiem zasiał. Szliśmy brzegiem morza podziwiając na siłę żywą naturę.

- Wiesz co ? - dziewczyna zatrzymała się patrząc na mnie. W oczach miała łzy.

- Nie wiem - odparłem wkładając ręce w kieszenie.

- Może lepiej, żebyśmy przez jakiś czas odpoczęli od siebie, nabrali dystansu, poukładali swoje sprawy. Dla Ciebie liczy się kariera, a ja siedzę jak ta kura domowa i zabawiam psy.

- To pójdź gdzieś do pracy. Nigdy nie mówiłaś, że jest Ci z tym źle.

- Bo nigdy nie pytałeś. Oprócz czubka własnego nosa nie widzisz nic.

Ostatnie słowa zostały urwane, bo En zaczęła biec w stronę hotelu. Stałem z rękoma w kieszeniach, wiatr czochrał moje włosy, a piasek muskał piszczele. Nie zatrzymywałem jej. Nie mogłem. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem przed siebie wdychając wiatr. Na horyzoncie latarnia morska puszczała do mnie oko : zalotne, rozpaczliwe. Wędrowałem wprost w jej ramiona cierpiąc wewnątrz jak asceta. Byłem sam.

- Dałem jej tyle siebie, tyle poświęciłem, tyle planów razem a ona pluje mi na ręce ? - w myślach toczyłem zażartą walkę między sumieniem, sercem a zdrowym rozsądkiem.

- Może powinienem pójść do niej i powiedzieć, że od jutra zrywam kontrakt. O, tak zrobię.

- Durny, a za co będziesz żyć ? Za co zapłacisz rachunki, z czego zapłacisz karę za zerwanie kontraktu ?

- Ale miłość ... uczucie ...

- Jeśli Cię kocha, pozwoli Ci wytłumaczyć i nie będzie Cię hamować. Możesz się spełniać jako trener i jako mężczyzna.

- Zrób coś z tym. Przecież ona cierpi.

- Nie wracaj. Niech pomyśli nad tym wszystkim, przecież chciała być sama.

Schowałem twarz w dłonie, usiadłem na brzegu i wziąłem głęboki oddech. Jedna z fal przytuliła się do mnie odpływając za chwilę. Było cicho i romantycznie. Księżyc przykrył się kołdrą nieba i powoli kołysząc na boki czarował powieki. Położyłem się na plecach. Ziarenka piasku wleciały mi do uszu i za kołnierz, nie dbałem o to. Powieki powoli wędrowały w dół. Powoli szum ustawał ...

- Spier....j ode mnie. Idź do pokoju i czekaj aż ku...a przyjdę. Jesteś tak samo głupia jak wszystkie lalki. Po ch...j ja Cię ze sobą brałem skoro tu tyle dup ?

Przez chwile myślałem, że to sen, zły sen. Z każdym słowem jednak słyszałem coraz wyraźniej. Zerwałem się, przetarłem oczy, wsadziłem palca w ucho by pozbyć się piasku.

- Zostaw mnie. Przecież nic Ci nie zrobiłam. Zostaw mnieeee !!! - głos kobiety zadziałał na mnie jak zastrzyk adrenaliny.

- Nie wku...j mnie bo Ci zaraz przyłożę ! Idź do pokoju i czekaj na mnie !!

Wytężyłem wzrok z całej siły. Przy koszu na śmieci obok wydmy stała para szamocząc się. Dziewczyna uwolniła się od uścisku i zaczęła biec w stronę hotelu. Ruszyłem za nią szybkim krokiem. Słyszałem jej szybki oddech i stopy, które z lekkością zostawiały małe ślady na piasku.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...