Skocz do zawartości

W pogoni za En....


Rekomendowane odpowiedzi

Czternastego lutego świat wygląda zupełnie inaczej niż we wszystkie inne dni. Każdy pokazuje całemu światu, jak bardzo kocha drugą osobę obdarowując ją setkami prezentów, wierszy i innych symboli uczucia zaklętych w materialne dobra.

Nigdy nie lubiłem tej sztuczności, podobnie jak obstrukcji związanej z zakupami hektarów jedzenia przed dwoma dniami świąt Bożego Narodzenia.

Przed spotkaniem z Sunderlandem wybrałem się na małe zakupy do pobliskich centrów handlowych. Przemierzając kilometry kafelek co chwila zatrzymywałem się przy stoiskach z prezentami przyrządzonymi specjalnie na tą właśnie okazję.

Ile ludzie potrafią wydać pieniędzy na czekoladowe serca, breloczki, kartki, pamiątki, misie i tym podobne gadżety.

Jeśli się kocha drugą osobę trzeba jej to okazywać 365 dni w roku, a nie w ten jeden.

Zamyśliłem się stojąc przed kwiaciarnią, w której starsza pani ubrana w zwiewną sukienkę pakowała tuzin róż w srebrne ubranko.

- Pomóc Ci w czymś młody człowieku ? - zapytała nie patrząc na mnie.

- Poproszę ... wszystkie płatki róż jakie Pani ma.

Kobieta przestała pakować bukiet, podniosła wzrok na mnie, odchyliła lekko okulary i powiedziała :

- A na cóż Ci to ? Mam reklamówkę płatków. Dasz funta i są Twoje.

Wyciągnąłem z kieszeni portfel, wygrzebałem ze środka dwa funty i wręczyłem kobiecie.

Pierwszą część niespodzianki zrealizowałem w 100%. Teraz czas na kupno jakiejś dobrej płyty muzycznej. Po dwóch godzinach przeglądania kolorowych okładek zdecydowałem się na wydanie specjalne - wszystkie płyty Katie Melua.

..............

Zapach waniliowego kadzidła wypełniał cztery ściany pokoju, w którym czerwone płatki róż przykrywały białą pościel na łóżku. Czerwone zasłony lekko odchylone w bok przepuszczały promienie mrocznego księżyca, które delikatnie muskały powierzchnię kołdry. Wcisnąłem " play " i pokój wypełnił się nutami aksamitnych dźwięków łechtających podniebienie. Kucnąłem przy kominku, odkręciłem gaz, wrzuciłem kilka drewnianych kawałków do środka i rozpaliłem ogień. Blask języków gorąca rozświetlił mrok pokoju tworząc na ścianach liczne cienie.

Kiedy En stanęła w progu jej oczy wypełniły łzy. Położyłem palec wskazujący na swoich ustach, wstałem z ziemi i podszedłem do niej łapiąc ją za rękę. Podeszliśmy do kominka. En usiadła na pościeli odgarniając kilka płatków róż by zrobić dla mnie miejsce.

Uklęknąłem przed nią, wyjąłem spod łózka pergamin na którym zapisałem wiersz, który tworzyłem przez ostatnie dni i zacząłem czytać jej na głos co chwila spoglądając w jej oczy.

Byliśmy blisko. Ale to blisko było o wiele bliższe od tego codziennego. Była tego wieczoru tylko moja. Ja i ona, sami, pośrodku miłości, w centrum marzeń. Trzymając się za dłoń płynęliśmy po morzu ekstazy.

 

Ten wieczór mógł trwać wiecznie.

Odnośnik do komentarza

Rob Lewis był sędzią głównym meczu pomiędzy Leeds United a słabiutkim Sheffield United. Impreza sportowa zgromadziła na trybunach blisko czterdzieści tysięcy kibiców, co jak na drugą ligę było bardzo dobrym wynikiem. Już w drugiej minucie spotkania do siatki gości trafił młody Michał Brzozowski. Po podaniu Pruttona ze środka pola młody skrzydłowy złapał na wykroku bramkarza i uderzył piłkę po ziemi, między nogami golkipera. Na odpowiedź kibice musieli czekać niemal do końca pierwszej połowy. W sytuacji sam na sam znalazł się Tonge i z łatwością pokonał Ankergrena.

Na Elland Road mecz na remis.

 

Leeds 1:1 Sheffield Utd

 

Cztery dni po spotkaniu z Sheffield wybraliśmy się do Coventry, gdzie tamtejsza drużyna pod dowództwem Robbie Simpsona czekała na nas z niecierpliwością. Na The Ricoh Arena nie pokazaliśmy może finezji, ale punkt zdobyty na trudnym terenie zadowalał mnie w 100%. Pod koniec pierwszej połowy, w doliczonym czasie gry pozyskany z Arsenalu Londyn przed tym sezonem młodziutki Simpson uderzył nie do obrony z 14 metrów pod poprzeczkę. Do przerwy prowadziliśmy z gospodarzami skromnie 1:0. Niestety jak to w piłce nożnej bywa jednobramkowe prowadzenie trudno dowieźć do końca. W 82 minucie wspomniany już przeze mnie Robbie Simpson z rzutu wolnego wpakował nam piłkę do siatki.

 

Coventry City 1:1 Leeds

 

Pierwsze trzy punkty zdobyliśmy dopiero 28 lutego na Elland Road. Po remisach długo nie mogłem zmotywować drużyny do lepszej gry, więc do meczu z Bristol City desygnowałem niemal cały drugi skład. Pretensje takich grajków jak Prutton, Le Tallec, Ankergren czy Tore Andre Flo nie robiły na mnie większego wrażenia.

Blisko 30 tysięcy kibiców oglądało bardzo zaciętą walkę. Mecz rozstrzygnął się dopiero w drugiej połowie. Najpiękniejszą bramkę zdobył Jermaine Beckford. Po podaniu Soleya minął dwóch rywali i w sytuacji sam na sam lekkim podbiciem przelobował interweniującego na pełnym gazie bramkarza.

 

Leeds 3:2 Bristol City

Odnośnik do komentarza

- Dosyć ! Codziennie kilkudziesięciu napalonych grubasów z aparatami czeka przed drzwiami kiedy idziesz na trening. Nie mam ani chwili spokoju. Chcę się wyprowadzić ! - ryk lwa ukryty w gardle En niszczył moje bębenki w uszach.

Nim się zorientowałem kolejny talerz wylądował na podłodze pękając na kilkanaście malutkich kawałków. Już na zawsze.

- Uspokój się, może coś ...

- Dość ! Dzisiaj się kąpałam a jakiś paparazzi próbował mi zrobić zdjęcie wspinając się na drzewo ! Przecież to jest chore ! Nie wytrzymam tego. Gdzie nie idę ktoś z mikrofonem podbiega, mdli mnie od błysku fleszy, nie mogę nawet wyjść wynieść śmieci, bo zaraz napiszą w gazetach co wyrzucamy do kosza! - tym razem szklanka zniknęła gdzieś w drugim pokoju rozbijając się o panele na ścianie.

- Uspokój się - usiłowałem załagodzić sytuację - wszystko się da załatwić. Może wynajmiemy ochronę ? Może ...

- Ochronę ? Żeby mnie podglądali zboczeńcy ? Nigdy ! Chcę normalnego życia ! Paweł, zrób coś, proszę Cię - ostatnie słowa nie były już tak wyraźne. Ich ostrze zatopiło kilka łez.

- Usiądź. Porozmawiajmy. Chcesz się wyprowadzić ? Gdzie ? - zapytałem spokojnie zakładając nogę na nogę.

- Nie wiem. Chcę mieć swój domek, ogród, psa, samochód i prywatne życie !

 

Przeglądając oferty domków w internecie nie mogłem się zdecydować na nic. Albo były za duże, albo za małe, albo w centrum miasta, albo na zupełnym zadupiu, pośród wieśniaczych chat krytych strzechą. Kupno domu w Leeds graniczyło z cudem nie mniejszym niż zamienienie wody w wino w Kanie Galilejskiej.

Z pomocą wyszedł Damian Gorawski, który mieszkał w małym domku tuż za miastem, gdzie nie dojeżdża żaden autobus. Nowe osiedle usytuowane pomiędzy jeziorem a dwoma szczytami z których widać całą panoramę wielkiego Leeds okazało się najlepszym miejscem na zamieszkanie. Dwa osiedla domów jednorodzinnych połączone ze sobą nową, asfaltową drogą wyglądały jak wisienka na torcie urodzinowym.

Nie zastanawiając się długo kupiłem dom obok Damiana. Kolejne cyfry znikały z konta w zastraszającym tempie. Budowałem przyszłość, a na to nigdy za wiele pieniędzy. Oprócz budowli do mojego garażu wjechały dwa nowe samochody.

 

http://www.otomoto.pl/index.php?sect=show&id=C5809368 dla mnie.

http://www.otomoto.pl/index.php?sect=show&id=C6174260 dla En.

 

Oprócz samochodów musiałem zainwestować w psa, czy inne zwierzę, żeby En nie było smutno kiedy mnie nie ma.

Wybrałeś się z Damianem do pobliskiego hodowca, który miał w swojej kolekcji naprawdę pokaźną ilość przeróżnych maści czworonogów.

- Weź jakiegoś małego. Mało żre, mało robi kup, a pełno go wszędzie - rechotał Gorawski podchodząc do klatek.

Po godzinie spędzonej pośrodku smrodu psich odchodów postanowiłem kupić dwa kurduple Yorkshire.

Po powrocie do domu schowałem psy w kartonie z dziurkami i wsadziłem na tylne siedzenie Audi, które czekało na En w garażu.

 

Po dwunastu godzinach spędzonych na kupowaniu wszystkiego co się dało pojechałem z Damianem do mieszkania, w którym En czekała na mnie z kolacją.

Kiedy nacisnąłem na klamkę moja kobieta stała już przy drzwiach z oczami przepełnionymi gniewem:

- Miałeś być dwie godziny temu. Wszystko jest już zimne. O, cześć Damian - mówiąc to ze wszystkich sił starała się powstrzymać od wybuchu.

- Damian, zjemy coś ? - zapytałem z uśmiechem.

- Dzięki szefie. Chodźmy, bo moja żona też czeka pewnie z kolacją.

 

Kiedy dojechaliśmy na osiedle blask dnia zniknął gdzieś w mroku nadchodzącego wieczoru.

- Co my tu robimy ? - zapytała En rozglądając się dookoła.

- Zamknij oczy. No zamykaj szybciutko ! - odparłem odwracając się w stronę siedzącej na tylnym siedzeniu dziewczyny.

Kiedy Gorawski podjechał pod dom otworzyłem drzwi En, pomogłem jej wysiąść, postawiłem ją przed furtką i zabrałem jej dłonie zasłaniające widok.

Kilkanaście sekund panowała niezręczna cisza, póki nie przerwał jej głos Damiana :

- To ja szefie uciekam. Jak byście czegoś potrzebowali, jestem za płotem.

Odnośnik do komentarza

Komisarz O'Hara był znany w świecie karteli narkotykowych, właścicieli nocnych klubów i paserów. Swoją reputację zawdzięczał krwawym akcjom, podczas których ginęło mnóstwo żołnierzy mafijnych rodzin. Ostatnim sukcesem Anglika było rozbicie gangu handlującego tabletkami gwałtu, które z Walii były szmuglowane przez Anglię, Francję, Niemcy do Polski. Mówiło się o bezlitosnym pociąganiu za spust, kiedy ktoś błagał o życie, sadystycznych środkach wymuszających informacje od podejrzanego i wyrokach w zawieszeniach za nadużycie siły, broni i przywilejów funkcjonariusza policji.

 

Kiedy w domu Fabrizzo znaleziono ciało Eddiego Graya długo nie mogłem zasnąć zastanawiając się jak to możliwe, że człowiek dzięki któremu znalazłem się w szeregach Leeds nie tak dawno przecież został znaleziony pod murami klubu z dwoma kulami w głowie, teraz ginie na nowo. Przecież sam widziałem starego Szkota, który leżał w kałuży krwi spoglądając bez ducha w niebieskie niebo, na którym pojawiać się zaczęły już czarne chmury burzowe.

Podczas przesłuchania O'Hara zarzucił mi, że brałem udział w zabójstwie trzech osób, które dzień wcześniej zginęły zamordowane w bestialski sposób w willi Włocha. Po wyjściu z aresztu kilkakrotnie starałem się skontaktować z właścicielem Leeds, ale w słuchawce za każdym razem pani nagrana na sekretarkę przepraszała mnie za niedostępność abonenta.

Jak by to była jej wina.

 

W poniedziałkowy wieczór wybrałem się z En do centrum Leeds na kolację. Długo nie mogliśmy znaleźć miejsca do zaparkowania jej błyszczącego Audi A3, aż wreszcie pod chińską restauracją " Sam-Jem-Tu" udało się nam wcisnąć pomiędzy zdezelowane Vauxhalle. Wyciągnąłem z portfela monetę, wręczyłem ją angielskiemu chińczykowi prowadzącemu osiadły tryb życia w starej, spróchniałej przyczepie kempingowej, śmierdzącej olejem rzepakowym.

Mężczyzna złożył ręce jak do modlitwy, ukłonił się nam trzy razy w pas i powrócił do swojego miejsca pracy uruchamiając odbiornik telewizyjny.

Restauracja " Deluxe " znajdowała się naprzeciwko chińskiej speluny, w której przesiadywał margines społeczeństwa. Przechodząc na drugą stronę ulicy po pasach miałem dziwne wrażenie, że ktoś nas obserwuje. Ściskając w dłoni drewnianą rękojeść parasolki rozglądałem się po otaczających nas blokach nerwowo zagryzając wargi.

Portier przywitał nas sztucznym uśmiechem proponując salę dla niepalących. Po oddaniu do szatni okryć wierzchnich w towarzystwie kelnera udaliśmy się w stronę wcześniej zarezerwowanego stolika numer 44, który czekał na nas pod oknem, w prawym rogu wielkiej sali.

- Napiją się państwo czegoś przed kolacją ? Proponuję lampkę Binekhi z 1974 roku - kelner wyglądający jak Jack Nicolson dwadzieścia lat wcześniej z kamienną twarzą spoglądał na nas oczekując zamówienia.

- Poprosimy butelkę Binekhi - odparłem.

- Za chwileczkę przyniosę.

 

- Czy nas na to stać ? - zapytała En ściskając moją dłoń i przysuwając twarz do mojej twarzy.

- Na co ? Na Lampkę wina ? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie szczerze rozbawiony.

- Nie głuptasie. Na nowy dom, samochód, psy, kolacje ... na to wszystko.

- Maleńka, jestem menadżerem jednego z najlepszych klubów w drugiej lidze. Niebawem awansujemy do pierwszej i zarobki moje, piłkarzy i działaczy wzrosną przynajmniej o połowę. Nie martw się o to - odparłem całując En w dłoń.

 

Lampka czerwonego Binekhi smakowała wybornie. Delektowałem się każdą kroplą w ustach z taką samą pasją, z jaką całowałem ciało En po powrocie z Rosji. Kiedy kelner podszedł po raz drugi do naszego stolika spojrzałem na niego i chciałem zamówić już coś na przystawkę, kiedy w sali nagle zgasło światło i zapanował delikatny harmider.

- Proszę się nie martwić proszę państwa, za chwilę włączymy korki i wszystko powróci do normy - krzyczał ktoś z obsługi biegając nerwowo pomiędzy stolikami.

En wstała z miejsca i po omacku podeszła do mnie, usiadła mi na kolanach i szepnęła :

- Nie podoba mi się to wszystko. Jak może wysiąść światło w tak drogiej restauracji ?

Po chwili w ciemności zobaczyliśmy trzy razy błysk i stłumiony huk, po czym drzwi od restauracji otwarły się na oścież.

- Boże !! On nie żyje !! Ludzie !! Ratujcie go !! - krzyk kobiety z końca sali zmroził krew w żyłach każdego, kto siedział w restauracji. Chwilę później słychać było pisk opon i ryj silnika odjeżdżającego samochodu. Nie zdążyłem odsłonić wielkich zasłon, a auto zniknęło w ciemności nocy gdzieś pomiędzy alejami miasta.

W tym samym momencie blask żarówek rozświetlił mrok panujący w sali i wszyscy ujrzeli okropny widok.

- Ile tu krwi !! Ludzie !! Dzwońcie na pogotowie !! - kobieta klęczała nad ciałem mężczyzny który obficie broczył krwią z tętnicy szyjnej unosząc lekko rękę w górę.

- On żyje ! Dzwońcie na policję i pogotowie ! Czy jest na sali lekarz ? - jeden z kelnerów przeskoczył nad barem, przycupnął przy umierającym i na moment zatamował wyciekającą krew własną ręką.

Kilka minut później przed drzwiami do " Deluxe " zaparkował ambulans. Cała akcja nie trwała dłużej niż dziesięć minut i w eskorcie policji karetka ruszyła na pełnym gazie wprost do pobliskiego szpitala.

Kiedy wszyscy zaczęli opuszczać ekskluzywną restaurację podszedłem do właściciela, który pokonał już cztery papierosy i zapytałem :

- Paweł Miśkiewicz, miło mi - podałem dłoń znerwicowanemu człowiekowi - kim był ten mężczyzna ? Nie widziałem go bo leżał przed tłumem gapiów.

Właściciel " Deluxe " popatrzył na mnie przerażony

- Przecież to był Bates. Ken Bates ...

Odnośnik do komentarza

Na stadionie Ninian Park w Cardiff kibice Leeds wywiesili czarne flagi z napisem " Stop Killer ". Siadając na ławce trenerskiej nie wyłączyłem telefonu. Czekałem na informacje dotyczące naszego prezesa.

W 31 minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Tore Andre Flo uderzył piłkę głową. Futbolówka odbiła się jeszcze od słupka i wpadła do siatki rywali. Norweg nie cieszył się ze strzelonego gola. Uklęknął tylko przed trybuną fanatyków Leeds i złożył ręce do modlitwy. Była to prośba o modlenie się za Batesa.

Pod koniec spotkania nerwy puściły Damianowi Gorawskiemu. Stojąc przy linii pola karnego Cardiff odwrócił się w stronę kibiców i pokazał im środkowy palec krzycząc " Fuck You ". Sędzia pokazał mu czerwoną kartkę i Polak pod eskortą ochrony opuścił murawę.

Cardiff 0:1 Leeds

 

Telefon milczał przez cały dzień. Policja zabroniła mi przyjechać do szpitala mówiąc, że mogę być następną ofiarą zamachowca. Z prasy dowiedziałem się jedynie, że Ken Bates żyje, ale jest w stanie krytycznym, pod ciągłą opieką lekarzy. Fabrizzo nie dawał znaku życia już od miesiąca. Jego willa stała opuszczona, z sześcioma ochroniarzami bacznie patrolującymi teren posiadłości. Nic już nie było takie jak dawniej. Kolejne zwycięstwa okraszane były radością Włocha, hojnymi darami, podwyżkami dla zawodników i pomocną dłonią w problemach. Dziś zostałem praktycznie sam, bo Bates nie wróci na fotel prezesa jeszcze długo ( o ile w ogóle wróci gdziekolwiek ), Fabrizzo zapadł się pod ziemię, a Urugwajczyk Poyet rozpoczął negocjacje z Newcastle United, które po zwolnieniu Keegana gorączkowo poszukiwało menedżera.

Gdyby nie En pewnie znów sięgnął bym po przyjaciela Danielsa, który nie raz przecież pomagał mi na chwilę oderwać się od brutalnej rzeczywistości usianej trupami, rozłupanymi głowami i pieniędzmi z plamami świeżej krwi.

 

Trzy dni po zwycięstwie nad Cardiff zmierzyliśmy się na własnym trawniku z mocnym Crystal Palace. W trakcie spotkania kibice zgromadzeni na trybunie środkowej środkowym palcem pozdrawiali przyjezdnych spoglądając na nich wzrokiem pełnym nienawiści. Pierwszą bramkę dla gości strzelił Morrison pokonując Ankergrena z najbliższej odległości strzałem między nogami. Jeszcze w pierwszej połowie do remisu zdołał doprowadzić fenomenalny Rumun Stancu ustalając wynik spotkania na 1:1.

Leeds 1:1 Crystal Palace

Już dawno nie widziałem w moich podopiecznych takiego braku zaangażowania. Po serii tragicznych wypadków w szeregach pierwszego i drugiego zespołu zaczęły krążyć plotki, jakoby następnymi do odstrzału byli najlepsi grajkowie.

Po meczy z Crystal sam Beckford przyszedł do mojego gabinetu, kiedy właśnie tworzyłem raport pomeczowy.

- Trenerze, co się dzieje ? Wszyscy są zaniepokojeni. Krążą plotki, że ktoś z nas dostanie kulkę za to, że był blisko z prezesem.

Odłożyłem niebieski długopis na stertę papierów, odwróciłem się w stronę napastnika i rzekłem :

- Jeśli ktoś z was czuje się zagrożony, niech przyjdzie do mnie a ja mu najmę najlepszą ochronę na Wyspach Brytyjskich. Nic więcej zrobić nie mogę.

- Trenerze ... od kiedy wróciłeś z Rosji w klubie morale wyraźnie spadły. Piłkarze nie chcą już z Tobą rozmawiać, bo naruszyłeś ich zaufanie zostawiając klub na finiszu rundy jesiennej - prawił Beckford patrząc na mnie jak dziecko patrzy na rodzica który ma mu zaraz kupić czekoladę.

- Beckford - odparłem odchylając się na fotelu do tyłu i mrużąc oczy - powiedz mi, a co Ty byś zrobił na moim miejscu gdyby Ci porwali żonę. Masz żonę ? Nie ? A narzeczoną ?

Anglik spuścił głowę w dół, przez moment milczał, po czym odparł :

- Ja Ciebie trenerze rozumiem i masz moje pełne poparcie. Ale rolę mentora kadry przejął już dawno Poyet. A teraz i on ma odejść. Nie wiem, czy wszyscy wytrzymają te napięcie. Nie zrozum mnie źle, ale słyszałem już od kilku piłkarzy, że w okienku transferowym będą chcieli opuścić drużynę. Przyjechali na wyspy grać i zarabiać pieniądze, a nie ryzykować utratę zdrowia a nawet życia za cenę trzech punktów.

- Przyjąłem do wiadomości. Przemyślę to Beckford i jutro porozmawiamy o tym po treningu dobrze ?

Anglik skinął głową, odwrócił się na pięcie i zniknął za drzwiami.

Odnośnik do komentarza

Wiosenne rozgrywki nabierały rozpędu z meczu na mecz, co w przypadku Leeds kończyło się często nadmierną prędkością i rozbitym czołem gdzieś po drodze o krawężnik.

Jeszcze całkiem niedawno oglądałem batalie Ipswich Town w Pucharze Uefa a dziś z moim Leeds udałem się na stadion Portman Road by sprawdzić, czy rzeczywiście klub z koniem w herbie jest tak słaby, by grac w Championship.

Wynik spotkania otworzył Flo. Strzałem z 15 metrów pod poprzeczkę zwalił z nóg wszystkich zasiadających na trybunach. Jego radość trwała tylko siedem minut, bo do remisu doprowadził beznadziejnie spisujący się w tym sezonie Clarke. Tym razem Ankergren wpuścił " szmatę ". Futbolówka uderzona z ponad 35 metrów leciała wprost w jego rękawice. Niestety z niewyjaśnionych przyczyn golkiper przepuścił ją pomiędzy rękoma pozwalając gospodarzom wyrównać. Na szczęście w szeregach Białych występuje Stancu, który niespełna dziesięć minut później ustalił wynik spotkania na 2:1. W sytuacji sam na sam z bramkarzem minął złapanego na wykroku zawodnika i z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki. Pan Michael Jones po 90 minutach zakończył ten mecz.

 

Ipswich 1:2 Leeds

 

Cztery dni później Withdean Stadium w Brighton było świadkiem koncertowej gry mojej drużyny. Leeds potrzebowało zaledwie trzynastu minut by doprowadzić kibiców Brughton do szewskiej pasji. Pierwszy raz w życiu widziałem, by po kwadransie kibice opuszczali stadion z głowami spuszczonymi w dół.

I chociaż jeszcze przed przerwą Legwinski zdołał strzelił bramkę kontaktową, nic i nikt nie wydarł nam trzech punktów.

 

Brighton 1:3 Leeds

 

Marzec zakończył się dla nas bardzo pomyślnie. Jeszcze nie tak dawno przecież notowaliśmy serie porażek przeplatanych z remisami, a teraz, na fali byliśmy w stanie pokonać każdego. Kolejnym klubem do odstrzału okazał się Blakpool. I chociaż skromny wynik nie odzwierciedlał przebiegu meczu, byłem bardzo zadowolony z postawy moich podopiecznych. Widać, ostatnia rozmowa w gabinecie z kapitanem drużyny - Beckfordem - dała wiele.

 

Leeds 1 : 0 Blackpool

 

Rozpoczynając kwiecień w tabeli Championship zajmowaliśmy czwarte miejsce.

Odnośnik do komentarza

- Panie Miśkiewicz, ma pan gościa. Wpuścić ? - głos sekretarki wydobywający się z głośnika telefonu zmącił chwilę skupienia. Właśnie pracowałem nad taktyką drugiej drużyny, która spisywała się nad wymiar słabo.

- Proszę wpuścić panno Wrinkles - odpowiedziałem bez namysłu naciskając guzik.

Po chwili drzwi do mojego gabinetu otwarły się na oścież i w progu tyłem do mnie stanął mężczyzna ubrany w płaszcz przeciwdeszczowy, który kłaniał się w pas dziękując sekretarce za wpuszczenie go do środka.

- Z kim mam przyjemność ? - zapytałem gryząc końcówkę długopisu przed monitorem.

- Smith, Larry Smith - odparł jegomość podając mi mokrą od deszczu ( tak myślałem ), dłoń.

Nie czekając na moją reakcję Smith usiadł na plastikowym krześle pod oknem, strzepnął na ziemię krople wody zalegające w gąszczu jego i tak nielicznych włosów, zza pazuchy wyciągnął teczkę z dokumentami i rozpoczął wertowanie jej zawartości. Spoglądałem na niego w skupieniu z lekko opuszczoną głową.

- Panie Miśkiewicz, zostałem tutaj oddelegowany przez niejakiego pana Fabrizzo, który dziś rezyduje na Sycylii. Prosił żeby przekazać Panu serdeczne gratulacje z powodu powodzenia misji. Otóż pan Fabrizzo zapragnął podzielić się z Panem swoimi sugestiami odnośnie prowadzenia polityki transferowej a co za tym idzie pomnażania i tak już niemałych przecież pieniędzy.

- Fabrizzo ? Na Sycylii ? A ja myślałem, że on nie żyje - wypowiedziałem te słowa jednym tchem.

Smith spojrzał na mnie badawczo, podrapał się po zakolach i ciągnął dalej :

- Otóż żywy pan Fabrizzo pragnie, by w najbliższym okienku ściągnął pan takich piłkarzy, którzy gwarantować będą widowisko na odpowiednim poziomie, dzięki którym puste krzesełka staną się przeszłością. Nie jest to prośba, tylko polecenie, a sam pan wie jaką reputację ma Włoch.

Odchyliłem się na krześle do tyłu zakładając nogę na nogę i sięgnąłem do szuflady po prawej stronie, w której trzymałem paczkę pogiętych Marlboro. Wyciągnąłem powoli jedną rurkę wypełnioną śmierdzącą nikotyną, odpaliłem ją i odparłem :

- Kim pan jest panie Smith ?

- Księgowym - odparł człowiek ze zdziwieniem.

- Widzisz pan, panie księgowy, za takie groźby mogę pana wsadzić za kratki. Zapier... tu od świtu do nocy, żeby ulepić z gówna miód, a pan mi tu będzie prawił morały ? Skąd pan u licha w ogóle wie, że istnieje ktoś taki jak Włoch ? - powiedziałem podniosłym głosem uderzając na sam koniec wypowiedzi pięścią w stół.

- Byłem jego księgowym w Leeds, poza tym, mi pan może co najwyżej nabluzgać. Nie chciałem tu przychodzić, ale Fabrizzo prosił, a w zasadzie nalegał, a przyjaciołom się nie odmawia.

- Przyjaciel ? - parsknąłem śmiechem. Wstając od stołu strzepnąłem nadmiar spalonego tytoniu do aluminiowego kosza na śmieci - on by Cię sprzedał razem ze swoją rodziną, byle zarobić. Że niby kogo mam ściągnąć na Elland Road ? Ronaldo ? Kaka ? A może Beckhama z USA ?

- Nie wiem kogo i szczerze mówiąc nic mnie to nie obchodzi. Myślałem, że będziesz bardziej skory do rozmowy, ale widzę, że nic tu po mnie. Przekazuję tylko informację - mówiąc to Smith wstał z krzesła, zarzucił na siebie żółty, plastikowy płaszcz, otworzył drzwi i zniknął z hukiem za nimi pozostawiając w pomieszczeniu nieprzyjemny zapach kolejnego napięcia. Już odzwyczaiłem się od myśli, że Fabrizzo powróci na Wyspy.

 

Deszczowe popołudnie z chłodnym wiatrem, który wciskał niemiłosiernie krople deszczu pomiędzy wszystkie szczeliny w ubraniu wyglądało jak moje wnętrze po rozmowie z księgowym. En przywiozła mnie do klubu swoim samochodem i pojechała do przyjaciółki, za miasto, dlatego o powrocie do domu musiałem myśleć sam. Kałuże rozpływały się z trzaskiem pod podeszwą moich butów, echo uderzeń o beton chodnika umierało co chwila w ciemnych uliczkach. Dzień szybko zamieniał się w wieczór, noc w księżyc, a dobre myśli razem z temperaturą uciekały pozostawiając po sobie legendy. Z czarnej parasolki jednym ciurkiem spływały małe potoczki rozbijając się o buty, o chodnik, o spodnie. Byłem przemoknięty do suchej nitki, a przede mną jeszcze tyle drogi na autobus, który i tak nie dojeżdża przecież na osiedle na którym mieszkamy. Tęskniłem za Polską, po raz pierwszy od kilku miesięcy. Kiedy padał deszcz wracałem do domu wypełnionego po brzegi zapachem świeżego chleba, wędlin i miłości rodziców, którzy zawsze wiedzieli jak poprawić mi humor. Na stole czekała gorąca, gęsta zupa z wielką pajdą gorącego jeszcze chleba, na drugie danie tradycyjne ziemniaki, schabowy, surówka i kompot. Nigdy nie narzekałem na swój los, ale zawieszony w czasie i przestrzeni, strudzony ciągłym napięciem umierałem wewnętrznie zamieniając się w człowieka, któremu obce są wyższe uczucia.

W pewnym momencie przekroczyłem barierę pomiędzy normalnością a rządzą zarabiania pieniądza.

... Strumień wody lecący w moją stronę spod koła pędzącego samochodu wytrącił mnie z rozmyślań.

- Podwieźć Cię kolego ? - z lekko uchylonej szyby starego jak świat Vauxhalla Omega stary człowiek z beretem na głowie zapraszał mnie do środka.

- Nie dziękuję - odparłem - mieszkam niedaleko.

Odnośnik do komentarza

4 kwietnia na własnym podwórku podejmowaliśmy rewelacyjne Wigan. Nie zmieniałem specjalnie taktyki na ten mecz, jedynie dodając bocznym obrońcom możliwość włączania się do akcji ofensywnych. Pierwszą bramkę zdobył Francuz Le Tallec, ściągnięty przeze mnie nie tak dawno przecież za darmo do drużyny. Do remisu doprowadził Aghahowa umieszczając futbolówkę w bramce w 63 minucie.

Leeds 1:1 Wigan

 

Tydzień później udaliśmy się do Londynu na stadion The Valley, na którym na co dzień swe mecze rozgrywał spadkowicz z Premiership - Charlton Athletic. Niestety i w tym meczu nie potrafiliśmy przechylić szali zwycięstwa na naszą stronę. Po katastrofalnych błędach w obronie, kiksach Richardsona i Parkera ze stolicy wywieźliśmy jedynie punkt.

Charlton 2:2 Leeds

Po tym meczu musiałem się zastanowić nad wzmocnieniem formacji defensywnej. Wertując listę zawodników natrafiłem na kilka nazwisk, które musiałem sprawdzić. Do boju ruszyli więc moi scouci ... w liczbie dwóch.

 

Kolejny punkt zdołaliśmy wywalczyć w meczu z West Brom. Pierwszego gola zdobył Beckfrod z rzutu wolnego. Niecałe pół godziny zajęło przyjezdnym doprowadzenie do remisu. Niestety pod koniec pierwszej połowy Łagiewka ujrzał czerwoną kartkę i resztę spotkania graliśmy w dziesiątkę. Szalałem na ławce trenerskiej częstując wszystkich dookoła przekleństwami. I tak jak się spodziewałem nie udało się nam podwyższyć wyniku.

Leeds 1:1 West Brom

 

Od trzech meczy nie potrafiliśmy wygrać. W prasie pojawiły się pierwsze pogłoski odnośnie konfliktu mojego z drużyną. Spekulowano, czy odejdę, kto obejmie moją posadę i które miejsce zajmie Leeds pod koniec sezonu. Niejednokrotnie spotkałem się z wymyślonym wywiadem, w którym rzekomo brałem udział. Dowiedziałem się na przykład, że mam propozycję objęcia kadry narodowej Polski, że kontaktowała się ze mną sama Chelsea Londyn i inne tego typu newsy.

 

Czwarty remis zanotowaliśmy ze słabym Hull. Tygrysy przyjechały na Elland Road w bardzo osłabionym składzie, bez trzech kluczowych zawodników i trenera, który w spotkaniu z Wigan obejrzał czerwoną kartkę i dwa mecze musiał przesiedzieć na trybunach w towarzystwie ochroniarzy. Scenariusz był niemal identyczny jak w spotkaniu z West Brom. Już w 10 minucie rezerwowy Sonko strzelił nie do obrony sprzed pola karnego otwierając worek z bramkami. W 62 minucie Prutton opluł sędziego za podyktowanie rzutu wolnego dla Hull, za co ujrzał czerwony kartonik. W doliczonym czasie gry Pedersen strzelił z rzutu wolnego prosto w okienko.

Leeds 1:1 Hull

Odnośnik do komentarza

En była już na nogach od piątej rano. Krzątając się po kuchni nierzadko przestawiała jakieś naczynia, spod których wydobywały się dźwięki skutecznie utrudniające mi sen. Jak by tego było mało o pobudce pomyślały też dwa szczeniaczki i radośnie harcując walczyły ze sobą akurat przed drzwiami do sypialni co chwila uderzając o ich dolną krawędź. Przez ponad godzinę zasypiałem budząc się jednocześnie, co jak się później okazało miało bardzo negatywne skutki.

Odziany w szlafrok stąpałem schodek po schodku pokazując swój żołądek czterem ścianom. Prędkość wydychanego powietrza mogła by zabić niejedną muchę. W kuchni pachniało jajecznicą na bekonie, świeżą kawą i ciepłym chlebem, który przywoził pan Robertson codziennie pod nasze drzwi razem z darmową gazetą " City ".

Całus w policzek był synonimem " Dzień dobry kochanie. Jak się spało ? ", dlatego nie odparłem nic, założyłem jedynie nogę na nogę, nacisnąłem guzik na pilocie i w telewizorze ukazała się postać młodej dziewczyny zapowiadającej jakąś listę przebojów. En wyszła z mieszkania razem z yorkami. Jeszcze drzwi na zewnątrz nie zdążyły się zatrzasnąć, a w tych ostatnich sekundach szczeniaczki odwróciły się w stronę mieszkania trzęsąc się z zimna i błagalnym wzrokiem prosząc o powrót.

Łyk kawy o poranku zagryzionej jajecznicą na bekonie, z dwoma wielkimi pajdami chleba grubo posmarowanymi masłem były przez moment oderwaniem od rzeczywistości, podróżą do rodzinnych stron, zapomnieniem o zmęczeniu. Niestety chwilę później spoglądając w lustro, w którym ujrzałem moje czerwone popękane żyłki w oczach na nowo przypomniały mi jak bardzo chce mi się spać.

 

Kiedy stłumiony ryk silnika wypełnił po brzegi garaż, ostatni raz sprawdziłem czy wszystko mam, po czym lekkim ruchem stopy nakazałem tygrysowi ukrytemu pod metalową maską ruszać. Okolica powoli i systematycznie coraz szybciej mijała szybę mojego Audi nie machając wcale na do widzenia.

 

Przemoknięta wiosna płakała widząc dreptających chodnikami staruszków, którzy wyszli z domów w nadziei na odżywczy spacer, a powrócą z bakteriami anginy za koszulą. Ludzie schowani we wnętrzu kurtek przyciskali ze wszystkich sił brodę do kołnierza chcąc uniemożliwić natrętnej wichurze przymusowy masaż skóry. Patrzyłem na to wszystko przymrużonym wzrokiem, gdy na monitorku deski rozdzielczej widniał napis 21 C, a z głośnika leciała właśnie Melua. I pewnie pochłonięty tą melancholią zasnąłbym za kierownicą niszcząc przód pojazdu o pobliskie drzewa, gdyby nie to, że przede mną zauważyłem samochód komisarza O'Hara, toczący się boczną aleją wprost pod bramę główną Elland Road.

Odnośnik do komentarza

O'Hara wytoczył się z samochodu, poprawił kołnierz swojego czarnego płaszcza, przygładził włosy i ruszył w moją stronę nieustannie marszcząc czoło. Starałem się nie zwracać na niego uwagi. Odwrócony tyłem do policjanta wyciągnąłem z tylnego siedzenia samochodu szarą torbę z rzeczami na zmianę, zgrzewkę napojów izotonicznych i puszkę kreatyny. Po chwili komisarz stanął przede mną, włożył ręce w kieszenie i rzekł :

- Co Smith chciał od Ciebie ?

Udając zmieszanie odłożyłem na dach Audi torbę i odparłem :

- Smith ? Mówisz o tym grubasku ? Szukał pracy, ale ja mam już sztab szkoleniowy i kadry, dlatego odmówiłem.

- Pracy powiadasz ? - gładząc się po brodzie O'Hara wyjął z kieszeni swoją wizytówkę i wręczył mi ją triumfalnie :

- Gdyby jeszcze raz się pojawił gdzieś w okolicy, daj mi znać. Uważaj, to bardzo niebezpieczny człowiek.

Skinąłem głową i z uśmiechem zabrałem swoje rzeczy ruszając w drogę na murawę. O'Hara jeszcze długo stał w bezruchu odprowadzając mnie wzrokiem za mury budynku klubowej kawiarni.

 

Na boisku było sucho. Panowie odpowiedzialni za stan techniczny murawy zadbali nawet o boczną murawę treningową, malując świeże, białe linie na wszystkich miejscach do tego przeznaczonych. Dwudziestu siedmiu piłkarzy ubranych w dresy wybiegło na bieżnię robiąc cztery kółka dookoła stadionu na rozgrzewkę. Ja z Poyetem ustawiałem pachołki przed linią pola karnego szkicując raz po raz coś w swoim roboczym notesie. Po ostatnich spotkaniach nasza skuteczność leżała deptana butami plebejuszy z ligi i nie mogliśmy nic z tym zrobić. Brakowało mi dwóch trenerów - bramkarzy i siłowego, dlatego musiałem podnieść pensję pozostałym, by zakleili lukę w sztabie do wakacji.

Bardzo ciężko było ściągnąć na Elland Road odpowiednich fachowców, bo większość pracowała już w bardziej renomowanych firmach, a ograniczony budżet płacowy skutecznie blokował mi ich transfery. Nie miałem kontaktu z ludźmi z Polski. Po śmierci Jurka nikt już do mnie nie dzwonił, nie pisał, nie wiedziałem, czy ktoś w ojczyźnie nie szuka pracy.

Podczas treningu, kiedy Flo w dziecinny sposób pakował piłkę do siatki Alana Martina, na trybunach spostrzegłem postać księgowego, który ostatnio wprosił się do mojego gabinetu. Mężczyzna siedział na samej górze próbując ukryć swą tożsamość pod czerwoną czapką Coca Cola. Co kilka minut zmieniał miejsce obserwacji przemieszczając się coraz niżej i niżej, aż pod koniec sesji siedział tuż przy ławce rezerwowych wlepiając wzrok we mnie i Poyeta.

Po sporządzeniu ostatnich notatek dałem chłopakom wolne, co przyjęte zostało z wielką radością. Kiedy Poyet zniknął w ciemnościach szatni podszedłem do Smitha :

- Czego Pan tutaj szuka i kto w ogóle wpuścił pana na trening ?

- Chciałem z Tobą porozmawiać - odparł Smith przeskakując przez ogrodzenie.

- Pogadać ? Ale o czym ? - odparłem rozgoryczony.

- Fabrizzo przyleci na Wyspy pod koniec tygodnia specjalnie wyczarterowanym samolotem. Prosił, byś przyjechał w piątek o 23 do niego i przywiózł mu pełny raport dotyczący budżetu. Nie ukrywam że był rozgoryczony postawą drużyny w lidze.

Przez chwilę ciarki przebiegły mi po plecach na wspomnienie o rozmowie, w której Włoch dał mi do zrozumienia, że albo drużyna awansuje, albo moje ciało upodobni się do durszlaka.

- O 23 ? Będę - rzuciłem niedbale mierząc z góry poczciwego grubaska.

Odnośnik do komentarza

Powietrze pod ciśnieniem rozsadzało cztery ściany mieszkania, kiedy z bólem brzucha spacerowałem nerwowo z kąta w kąt zastanawiając się, czego może chcieć ode mnie Fabrizzo. En siedziała na krześle z założoną nogą na nogę. Popalając papierosa co drugi wydech dymu wymyślała nowy powód, dla którego dziś miałem przyjechać do Włocha.

- Może chce Ci zaoferować nowy kontrakt ? A może po prostu stęsknił się ?

- Proszę Cię, nie opowiada bzdur - rąbnąłem jak Rambo z karabinu w stronę dziewczyny.

- Nie denerwuj się - odparła En podchodząc do mnie. Kiedy objęła mnie delikatnie szepcząc do ucha " Kocham Cię " na moment całe nerwy zeszły ze mnie jak płyn ze strzykawki rozlewając się po podłodze bezszelestnie. Zapach kobiety, która całym sercem pragnie pomóc działa jak najsilniejszy narkotyk, jak najwspanialszy w świecie środek złoty. Sięgnąłem po niedopalonego papierosa, zrobiłem trzy szybkie i głębokie wdechy, po czym objąłem En mocno, tak, bym czuł jej bliskość ciała na całym ciele.

 

Wskazówka w zegarze pokonywała z prędkością światła kolejne cyfry nieubłaganie, jak kolej syberyjska pędząca przez krople deszczu, zmarznięte sopelki lodu gruchocące jej napoczęty zębem rdzy lakier. Gdyby nie En pewnie postradał bym zmysły wyrywając sobie pukle włosów z głowy za każdym razem, kiedy pomyślałbym o spotkaniu. Siedzieliśmy w kuchni trzymając się za dłonie. Spoglądając w jej oczy wiedziałem, że między nami jest jakaś magiczna więź, jakaś siła która działa jak liposukcja stresu.

- Pojadę z Tobą - nagle z tej wrzeszczącej ciszy En wydobyła dźwięki łaskoczące moje myśli.

- Ze mną ? Ale po co ? - spojrzałem badawczo na twarz mojej kobiety.

- Chciałabym, żebyś był przy mnie zawsze, kiedy tego potrzebuję. A Ty potrzebujesz wsparcia. Jadę i już - mówiąc to zeskoczyła zgrabnie z krzesła i poszła w stronę łazienki.

- Tylko się pospiesz, mamy niewiele czasu - rzuciłem w stronę zamykających się drzwi.

 

Czerń nocy oślepiała mnie bardziej, niż światła przejeżdżających z naprzeciwka samochodów. Nerwowo ściskałem kierownicę lewą ręką nerwowo zgrzytając zębami. En trzymała moją prawą dłoń w swojej, całując jej powierzchnię co kilka minut. Pedał gazu dygotał pod podeszwą jak mały piesek pozostawiony na mrozie w zimowy wieczór, kiedy płatki śniegu z pędem wiatru zasypują wszystko na swojej drodze.

W głośnikach nie leciała żadna muzyka. Głucha cisza wdzierała się w uszy rozrywając bębenki na kawałeczki.

I trwając w tym stresie, z którego wyjścia nie miałem z dłonią En w dłoni wjechałem w dzielnicę, w której jeszcze nie tak dawno mieszkał właściciel Leeds.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Głuchy pisk opony i gruchotanie felgi przywitało wysoki krawężnik oddzielający mokry asfalt od chodnika, po którym nie spacerował nikt. Liściasty dywan rozesłany precyzyjnie przez dłonie wiatru wcale nie umilił wysiadania z samochodu. Kiedy opuściłem pojazd na podwórzu nie było nikogo poza jednym mężczyzną, który bacznie przyglądał mi się od chwili przyjazdu. Poprawiłem nerwowo kołnierz garnituru, ułożyłem niezgrabną fryzurę i ruszyłem w stronę wielkich drzwi willi pozostawiając za sobą parę z ust, zdeptane krople deszczu i En, która wlepiała w moje plecy swoje piękne oczy.

Mijając bramę główną miałem wrażenie, że jednak ktoś mnie obserwuje.

 

Ochroniarz przywitał mnie skinieniem głowy. Uniosłem ręce do góry i pozwoliłem się dokładnie zrewidować. Po krótkich oględzinach zostałem wpuszczony do znanej mi rezydencji, w której mieszkał morderca brata mojej kobiety. Złość i nienawiść toczyły zażartą walkę w moim sercu, ale mimo wszystko uderzałem podeszwą w marmurowe kostki podłogi włoskiej posiadłości podążając za ochroniarzem uzbrojonym w coś, co na filmach amerykańskich nazywało się UZI.

Mijaliśmy kolejne pomieszczenia przepełnione wspomnieniami i pustką. Coraz głośniej słyszałem rozmowy dochodzące zza drzwi znajdujących się na końcu korytarza.

Kiedy stanąłem przed nimi chciałem uciec, choć nie wiedziałem dlaczego i dokąd.

 

Fabrizzo siedział odwrócony plecami do wejścia. Nad jego głową unosiły się kłęby dymu kubańskiego cygara, które przysyłał mu sam Fidel Castro. Kiedy pozwolono mi usiąść na kanapie pod oknem Włoch majestatycznie odwrócił się w moją stronę, założył nogę na nogę i twardym uderzeniem zgasił tlący się tytoń.

- Kopę lat przyjacielu - odchrząknął zakładając rękę na rękę.

Nie odpowiedziałem nic, tylko wyprostowałem się jak uczeń, którego ktoś wyczytał do przeczytania zadania domowego.

- Doszły mnie słuchy, że nie radzisz sobie z klubem, że narzekasz na zarobki, że dostałeś lepszą ofertę z Arsenalu. Zreferuj mi ostatnie miesiące - mówiąc to pogładził się palcami po brodzie, która urosła mu od ostatniego spotkania.

- Żadnej oferty nie dostałem, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Bates leży w szpitalu z przestrzeloną tętnicą szyjną, w klubie panuje euforia bo zbliżamy się do strefy premiowanej awansem, a zarobki miałem i mam dość dobre, chociaż wiadomo, że zawsze może być lepiej - wyrzuciłem z siebie jednym tchem.

- Lepsze powiadasz ? A ile to jest to " lepsze " ? - Odpowiedział Fabrizzo wstając z miejsca.

- Ja nie twierdze ...

- Ile ? - powiedział tym razem ostro i dosadnie.

- Czasem brakuje mi na ...

- Dostaniesz dziesięć tysięcy więcej, a po awansie .... jeszcze się zastanowię - powiedział Włoch zakładając płaszcz.

Skinąłem pojednawczo głową.

- A ... jak tam życie ? Lepiej ? - zapytał nie patrząc na mnie.

- Jakoś się toczy - odparłem wstając z miejsca.

- Będę w Leeds za dwa miesiące. Dam Ci wcześniej znać, bo mam dalsze plany co do Ciebie.

Wychodząc z pomieszczenia Fabrizzo odwrócił się w moją stronę i rzucił :

- I powiedz panu O'Hara, że jego żona strasznie krzyczy, kiedy ... - puszczając do mnie oko zniknął za drzwiami w towarzystwie świty.

 

Wybiegłem z willi kilka chwil po Włochu, ale nie zdążyłem go już złapać. Zniknął razem z czarną limuzyną pozostawiając po sobie smród spalin.

En stała obok Audi nerwowo pociągając papierosa.

- Co tak szybko ? - wydusiła z siebie przedzierając nuty głosu pomiędzy kłębami dymu.

- Wskakuj Kochanie. Jedziemy do domu ... do naszego domu ... - odparłem otwierając drzwi

Odnośnik do komentarza

Tore Andre Flo czekał na mnie przed wejściem do klubowej kawiarni. Ubrany w sportową kurtkę usilnie próbował naciągnąć na twarz gruby kołnierz, by schronić się przed szalejącą wichurą.

- Witaj Tore - powiedziałem do Norwega.

- Cześć szefie. Możemy porozmawiać ? - odparł Flo smutniejąc z chwili na chwilę coraz bardziej.

- Jasne, ale za pół godziny mamy trening - odparłem chowając w kieszeń kurtki telefon komórkowy.

 

W restauracji pachniało czystością doprawioną liściem zapachu świeżo zmielonej kawy. W głośnikach leciał właśnie Don Mclean częstując wszystkich nostalgicznym " starry starry night ". Usiedliśmy przy ladzie zamawiając dwie kawy rozpuszczalne. Odstawiłem walizkę z papierami na krzesło obok, oparłem głowę o prawą ręką i czekałem, aż Flo wyrzuci z siebie to, co niszczyło go od środka.

- Szefie ... mam problemy ze zdrowiem. Byłem ostatnio u lekarza na profilaktycznych badaniach. Okazało się, że mój organizm wymaga przynajmniej pół roku odpoczynku od sportu wyczynowego, a i to nie daje mi gwarancji powrotu do piłki nożnej. Mam startą chrząstkę w prawym kolanie, co wiąże się z ryzykiem zerwania łąkotki.

- Tore - położyłem rękę na ramieniu olbrzyma - ja to wszystko rozumiem. Jesteś genialnym napastnikiem i fantastycznym człowiekiem. Jeśli potrzebujesz urlopu, dam Ci go od ręki, ale obiecaj mi, że wrócisz do nas jak najszybciej.

- Szefie - odparł poruszony Norweg - ale tu nie chodzi tylko o mnie. Moja żona tęskni za Norwegią. Dzieci uczą się naszego języka tak samo szybko jak angielskiego, ale coraz częściej mnie naciskają, żeby wyjechać do ojczyzny, żeby spotkać się z rodziną, z przyjaciółmi. Mam w planach razem z Ole Solskjaerem założyć firmę zajmującą się szkoleniem i promowaniem młodych adeptów szkółek piłkarskich. Mamy mnóstwo ...

- Słuchaj - przerwałem wypowiedź Norwega - masz kontrakt, który obowiązuje Cię do końca sezonu. Mogę Ci pomóc, ale nie możesz zrezygnować z gry w piłkę w Leeds. Jesteś nam potrzebny. Twoje doświadczenie daje młodym piłkarzom bardzo wiele. To od Ciebie uczy się połowa młokosów, jesteś dla nich wzorem. Wypełnij kontrakt do samego końca, a to raptem trzy - cztery miesiące i ogłosimy w mediach, że zakończyłeś karierę z powodu przewlekłej kontuzji. Ale teraz nie możesz od nas odejść, zrozum, walczymy o awans !

Flo wypił jednym duszkiem zawartość filiżanki, poklepał mnie po plecach i powiedział :

- Ty jesteś gość szefie. Potrafisz zbudować w człowieku pewność siebie. Widzimy się na treningu - mówiąc to zarzucił na plecy kurtkę, położył na ladzie euro i zniknął za szklanymi drzwiami.

Jeszcze kilka minut siedziałem sam wlepiając oczy w plazmę przyklejoną ponad głowami barmanek, w której Rihana pokazywała swoje wdzięki.

Odnośnik do komentarza

Po licznych niepowodzeniach w lidze naszedł wreszcie czas zbierania pochwał. Hillsborough w Sheffield był stadionem, na którym mieliśmy odwrócić szpikulec miecza raniącego przegranych. Pan Andy Woolmer sędziował wyśmienicie. Nie miałem po raz pierwszy od dawna pretensji do żółtego człowieka z gwizdkiem w ustach. Dwie bramki zdobył Francuz Le Tallec i z kompletem trzech punktów wróciliśmy do Leeds.

 

Sheff Wed 0 : 2 Leeds

 

Naładowani energią jak po zmianie baterii rzuciliśmy się do odrabiania strat spowodowanych głupimi remisami z potencjalnie słabszymi rywalami. Przed spotkaniem z Leicester w szatni podjąłem decyzję, że etatowym wykonawcą rzutów karnych zostanie ... Bramkarz. Nikt się nie sprzeciwił, bo po ostatnich treningach to właśnie Ankergren wykazywał się największą skutecznością.

Osłabione stratą kilku kluczowych zawodników Leicester przyjechało na Elland Road w chłodne popołudnie, kiedy rtęć w termometrze wskazywała 10 stopni. Pokrzepieni ostatnim zwycięstwem ruszyliśmy od pierwszego gwizdka niczym lokomotywa do przodu bombardując rywala strzałami. Koncertowo zagrał Beckford zdobywając dwa piękne gole. Dziesięć minut po drugim trafieniu sędzia podyktował jedenastkę.

Kibice na trybunach zamarli, kiedy do piłki umieszczonej na wapnie podbiegł bramkarz!!. Po gwizdku oznaczającym nakaz wykonania egzekucji Ankergren bardzo pewnie umieścił piłkę w prawym dolnym rogu Leicester.

Jak się okazało, była to bramka na wagę trzech punktów.

 

Leeds 3:2 Leicester

 

" Szalony Miśkiewicz znów zaskakuje ! "

" Bramkarz katem przyjezdnych "

" Rękawice piąstkowały, w rękawicach strzelał

 

To tylko kilka z licznych tytułów porannych tabloidów.

 

Po meczu kiedy schodziłem do szatni podbiegł do mnie rozczochrany reporter nerwowo ściskając mikrofon.

- Jest Pan najbardziej kontrowersyjnym szkoleniowcem w lidze. Co pan o tym sądzi ?

- Nie jestem najlepszy, ale lepszych ode mnie nie ma - odparłem z powagą z trudem hamując wulkan śmiechu.

Reporter przez moment zbaraniał spoglądając na mnie z niedowierzaniem, po czym wystrzelił :

- Dlaczego Ankergren strzelał ? Nie ma w klubie lepszych ?

- Są lepsi i lepsi od lepszych, ale dziś najlepszy z lepszych okazał się najlepszym.

- Drodzy państwo nikt i chyba nic mnie nie przekona, że jednak sporty samochodowe są bardziej zrozumiałe dla mnie. Ze stadionu Elland Road - David Tremayne.

 

- Panowie - wchodząc do szatni huknąłem jak z armaty do przebierających się piłkarzy - WATFORD ULEGŁO QPR, PRZED NAMI BARAŻE O PREMIERSHIP !!!!

W górę poleciały koszulki, bidony i wszystko co leżało na, obok i pod krzesełkami.

Odnośnik do komentarza

Pierwszy mecz o awans do Premiership rozegraliśmy na stadionie The Valley w stolicy, gdzie kibice Charltonu rozgrzani do czerwoności demolowali wszystko i wszystkich, którzy stanęli im na drodze. Hordy policjantów uzbrojonych jak żołnierze III Wojny Światowej pałkami jak maczetą w dżungli torowali sobie przejście pod bramy stadionu pozostawiając za sobą zakrwawione twarze utaplane błotem. Kiedy autokar zajechał na parking pod przednie drzwi podbiegł jeden z ochroniarzy i krzyknął do wnętrza pojazdu nie patrząc na nikogo :

- Proszę podjechać pod ten rękaw ! - Wskazując palcem na metalowy tunel prowadzący na murawę pobiegł w jego stronę machając do nas rękami. Kierowca autokaru bez namysłu ruszył pod wielką rurę, którą mieliśmy bezpiecznie zostać wprowadzeni na murawę.

Blisko 27 tysięcy rozdartych gardeł wyśpiewywał pod obłoki raz hymn Charltonu, raz hymn Leeds. Komentatorzy zamknięci w wieży ponad głowami fanatyków musieli zakładać na uszy słuchawki wygłuszające krzyki. Nie było czasu na zastanawianie się, ruszyliśmy metalowym rękawem, w który co kilka sekund uderzały butelki, kamienie i inne przedmioty rzucane przez fanatycznych hool's. Kilka minut po wejściu na murawę tym samym rękawem zostali wprowadzeni pozostali kibice Leeds United skrupulatnie zrewidowani kilka minut wcześniej przez szwadron wyspecjalizowanych funkcjonariuszy.

 

Witam państwa serdecznie na spotkaniu pomiędzy Charltonem a beniaminkiem ligi Leeds. Zespół prowadzony przez charyzmatycznego Polaka szturmem wdarł się w czołówkę tabeli zostawiając w tyle potencjalnie silniejsze drużyny. Czy dziś Bogdan Stancu pokona bramkarza Charltonu ? Czy Miśkiewicz po raz kolejny zaskoczy nas ustawieniem, pierwszą jedenastką ? Czy dziś po raz drugi da szansę wykonywania stałego fragmentu przez bramkarza ? Zapraszam państwa na relację z pierwszego meczu baranżowego. Po krótkiej przerwie reklamowej powrócimy na murawę w Londynie

 

- Panowie ! - zacząłem przemowę podniosłym głosem - dzisiaj możecie postawić ogromny krok naprzód w waszych karierach. Tylko od was zależy, czy kiedyś bark w bark będziecie walczyć z Ronaldo, Szewczenko czy Torresem. Tylko od was zależy, czy na wasze konto wpłynie większa wypłata. Budujecie historię klubu. Możecie udowodnić, że degradacja do trzeciej ligi była wypadkiem przy pracy. Bierzcie dupy w troki i zapier.... mi !! No już !!

 

Drodzy państwo Andy Hall gwiżdże po raz pierwszy. Rozpoczęła się walka o awans ! Przypomnę tylko, że zwycięzca dwumeczu zagra ze zwycięzcą pary Watford - Coventry. Bezpośredni awans uzyskał Tottenham i Sunderland.

Pierwsza akcja drużyny Charltonu, Faye drybluje na prawej stronie, fantastycznie mija przekładanką Pruttona, ale jest, gdzie być powinien Ben Parker. Z kontratakiem ruszają podopieczni Miśkiewicza. Prutton zagrywa do Le Talleca. Francuz prawą stroną przedziera się przy linii bocznej boiska, centruje w pole karne, Stancu !!!!.... i tylko jęk na trybunach. Zmarnowana pierwsza sytuacja przez Leeds

 

Szalałem na ławce rezerwowych. Kiedy Le Tallec podbiegał do linii bocznej podawałem mu instrukcje taktyczne, a ten krzyczał do pozostałych zawodników ustawiając ich na murawie. Ciężko było porozumieć się, bo kibice nie dawali za wygraną wrzeszcząc na całe gardło.

 

Ten mecz miał być walką o przetrwanie, tymczasem oba zespoły wykazują niemrawość. Zaledwie dwa strzały na bramkę gospodarzy, przy trzech uderzeniach przyjezdnych ... fatalnie proszę państwa, fatalnie !! Na murawę pada Faye. Piłkarz biegł z piłką i nieatakowany przewrócił się tuż przy polu karnym. Widzę wielki grymas na jego twarzy. To okropne, to z pewnością zakończy się źle. Sędzia zezwala lekarzom na interwencję. Czterech mężczyzn z noszami wbiega na murawę. Faye krzyczy, oj jak głośno krzyczy. Słyszymy to tutaj, w naszych sektorach dziennikarskich. To koniec meczy dla tego zawodnika. Będzie zmiana.

 

Kiedy Charlton oddał nam piłkę na czystą pozycję wybiegł Stancu.

 

Lagiewka podaje wprost do niepilnowanego Rumuna. Stancu przyjmuje piłkę klatką piersiową i wypuszcza ją daleko przed siebie. Czy zdąży ! ... Proszę państwa emocje sięgają zenitu. Stancu ...

Stancu ... mija bramkarza i ma pustą bramkę !!!!! Stancu i Gooooooooooooooooooollllllll !!!!!! Fenomenalna akcja Leeds United !! Pozyskany w ostatnim okienku młody Rumun zdobywa pierwszego gola dla przyjezdnych. Może ja nie będę komentował tego, może państwo posłuchają śpiewów na trybunach ...

 

W przerwie nie dokonałem żadnych zmian. Gorawski na lewej flance spisywał się doskonale.

 

W przerwach trenerzy nie dokonali żadnych zmian. Ciekawe czy w drugiej połowie obejrzymy równie nudną walkę co w pierwszej.

Drodzy państwo, właśnie dostałem informację, że Watford prowadzi z Coventry 2:1. Jeśli takimi rezultatami zakończą się oba spotkania, w meczu który będzie decydował o bezpośrednim awansie zagrają Leeds i Watford.

......

Mamy 66 minutę spotkania. Na lewej flance szarżuje niesamowity Gorawski. Gorawski ... Gorawski ... przerzucił technicznie piłkę nad obrońcą, jednym zwodem minął kolejnego i ... oj to był brutalny faul. Sędzia powinien dać czerwoną kartkę graczowi Charltonu. Będziemy mieli rzut wolny z odległości 35 metrów od bramki. Do piłki podchodzi poszkodowany .... Polak ustawia futbolówkę .... bierze rozpęd. Gorawskiiiiiiiiiiiii ajjjj piłka uderza w mur ... ale tam jest Stancu, Stancuuuuuuuuu i ggggooooooooooooolllllllllllllll !!!!!! Bogdan Stancu wpakowuje piłkę po raz drugi do pustej bramki drużyny z Londynu !!! 2:0 !! Szaleją kibice na trybunach !! Miśkiewicz wyskoczył jak z procy z fotela menadżera i pognał jak sarna wprost w ręce rozradowanego napastnika. No proszę państwa, co ja mam państwu powiedzieć ....

 

W pierwszym meczu udało się nam zdobyć cenne dwubramkowe prowadzenie.

Charlton 0 : 2 Leeds

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...