Skocz do zawartości

W pogoni za En....


Rekomendowane odpowiedzi

Promienie słońca gnane wiatrem jesiennych dni opadały niczym welon na moją skórę, kiedy sącząc Red Bulla z zimnej puszki kupionej w pobliskim spożywczym siedziałem na ławce drapiąc się po nogach. Dasha miała na nosie lśniące, czarne okulary przeciwsłoneczne. Spoglądała w niebo z błogim uśmiechem rozkoszując się w pełni każdą sekundą mojej bliskości. Zremisowaliśmy z dużo wyżej notowanym rywalem 1:1 i tylko ta radość wypełniała moje serce. W ogrodzie pani Rawlinson plewiła swój ogródek ukradkiem zerkając na nas za każdym razem, kiedy wsadzała w ziemię nowe drzewko. Wiedziałem, że za kilka godzin pół miasta będzie wiedziało, że przesiaduję obok domu z jakąś młodą laską, która wygląda jak ladacznica.

- Paweł, czy myślisz, że mogę u Ciebie zostać kilka dni ?

- Możesz, przecież to nie grzech - odparłem z uśmiechem - ale śpimy w osobnych pokojach.

Dasha lekko odchyliła okulary i spojrzała na mnie tak, jak profesor spogląda na studentki.

- I będę Ci gotować i prać i sprzątać i ...

- I nie będziesz, bo znów za bardzo się przyzwyczaisz do mnie i będzie Ci ciężko wyjechać - bezpardonowo wypaliłem z grubej rury.

 

W klubie Old Peacock panowała euforia po pierwszym punkcie zdobytym w lidze. Rzesze kibiców upojonych roztworem chmielu z alkoholem śpiewały hymn Leeds bijąc pokale na żółtej wykładzinie. Bez Gray'a jednak klub nie był tym samym miejscem co kiedyś. Gray był duszą drużyny ... teraz dosłownie zresztą.

Komisarz O'Hara odwiedzał mnie raz na dwa dni, za każdym razem zadając mi ten sam garnitur pytań. Czułem się jak gracz Milionerów który wpadł w pętlę czasu.

 

Drugi mecz rozegraliśmy z drużyną Reading, która miała reputację klubu potrafiącego napsuć krwi najlepszym. Pomimo atutu własnego boiska zagraliśmy klasycznym 4-4-2 bez wysuniętych skrzydłowych, za to z typowym defensywnym pomocnikiem w środku pola. Napastnicy dostali rolę cofania się po piłkę do 3/4 boiska, bo walka w środku o piłkę przypominać będzie walki gladiatorów.

Kibice zamarli na trybunach, kiedy to Soley niefortunnie kopnął piłkę w stronę bramkarza a ta zamiast wylecieć na rzut rożny wpadła do pustej bramki.

Jedyną bramkę dla Leeds zdobył wystawiony na listę transferową Da Costa, który po podaniu Boulharouza wpakował futbolówkę z najbliższej odległości do siatki.

Kolejny punkt.

Leeds 1:1 Reading.

Początek sezonu wypadł bardzo dobrze.

 

Rehabilitacja przebiegała bardzo boleśnie. W towarzystwie Dashy codziennie jeździłem do szpitala imienia kapitana Hooka, w którym pod okiem doktora Blow ćwiczyłem po trzy godziny dziennie. Opad tułowia, wznos, zgięcie nogi, wyprost, siad, powstań, czułem się jak owczarek niemiecki podczas szkolenia do policji. Przez pierwsze dwa dni producent środków przeciwbólowych wzbogacił się na mnie o kilka tysięcy, bo tabletka była moim posiłkiem na śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację. Leząc na łóżku zwijałem się w kłębek jak kot i wyłem w poduszkę gryząc jej powierzchnię aż do pierza. Dasha siedziała spokojnie z boku z założonymi rękoma i czekała, aż wreszcie pigułka zacznie działać. Kiedy już myślałem, że wszystko powraca do normy dźwięk kostek O'Hary uderzających o drzwi przyprawił mnie o wymioty.

- Panie O'Hara, mógłby Pan przyjść później ? Paweł się źle czuje - wystrzeliła Dasha zrywając się z krzesła, kiedy funkcjonariusz wyjął z kieszeni płaszcza długopis z notesem.

- Niestety nie mogę - opowiedział stanowczo siadając na krześle pod oknem.

- Panie Pawle, mam dla Pana złe wiadomości. Condello był widziany w okolicach Old Peacock. Jego Mercedes wyładowany " Pudzianowskimi " stał po drugiej stronie ulicy obserwując wnętrze klubu przez kilka godzin. Z zeznań świadków wyraźnie wynikało, że był zdenerwowany, bo co chwila odwracał się w stronę kompanów wymachując ręką.

- O Boże - Dasha schowała twarz w dłoniach - czego oni znów chcieli ! ?

- Niestety to nie wszystko. Na ostatnim meczu ochrona nie wpuściła na trybuny jakiegoś Włocha, który wydawał się nad wyraz pobudzony jakimś środkiem. Brunet szarpał się z ochroniarzami, ale kiedy pojawiła się policja zniknął niespodziewanie gdzieś w tłumie kibiców. Po podaniu rysopisu odniosłem wrażenie, że był to ten sam człowiek, z którym miał Pan starcie trzy lata temu w biurze Leeds.

- Tak, pamiętam jak zlałem go po mordzie masztem od chorągiewki - wyszczerzyłem zęby dumny z siebie.

- Być może mamy tu do czynienia nie tylko z zamachem na pańskie życie, ale również z walką dwóch karteli narkotykowych, nad których ujęciem działamy od ponad sześciu lat. Niestety za każdym razem kiedy trafiamy na ich ślad zostawiają za sobą dywan trupów, przez co nie możemy uzyskać żadnej rzetelnej informacji.

- Tak było z Grayem ? - te słowa niemal złamały wkład w długopisie komisarza.

- Istotnie. Tak było właśnie z Eddiem.

- Jutro mecz z Boltonem, liczę na trzy punkty - uśmiechnął się do mnie wstając z krzesła.

- Pan pozwoli, że go odprowadzę do drzwi - Dasha poprawiła biust i włosy, po czym zniknęła w ciemności razem z komisarzem.

Odnośnik do komentarza

Mecz z Boltonem rozegraliśmy w chłodną sobotę na Reebok Stadium bez kibiców Leeds. W barze Gangbang, naprzeciwko stadionu na dwie godziny przed meczem doszło do starć chuliganów Boltonu ze zwykłymi kibicami Leeds, co w konsekwencji dało stadionowy zakaz wejścia naszym fanatykom. Pomimo naszych interwencji decyzja nie została zmieniona.

Siedząc na ławce trenerskiej miałem dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Wprawdzie na stadionie było ponad 25 tysięcy kibiców, ale ten wzrok przeszywał mnie na wskroś jak muszkieter kardynała Richelieu.

Pierwsza połowa była nudna jak flaki z olejem. Pod bramką gospodarzy nie działo się nic, ale za to i Ankergren nie musiał ani razu interweniować. Kopanina została nagrodzona gwizdami z trybun, a w stronę naszego bramkarza ktoś rzucił palącą się racę i sędzia musiał przerwać spotkanie na pięć minut.

Motylki w brzuchu nie dawały mi spokoju, co w połączeniu ze stłumionym bólem prawego uda dawało zupę iście pikantną.

Po rozpoczęciu drugiej połowy w 51 minucie cały stadion zamilkł jak goście na pogrzebie podczas opuszczania trumny, kiedy do bramki gospodarzy futbolówkę wpakował Beckford. Piłka poszybowała na wysokości pasa bramkarza tuż przy słupku odbijając się jeszcze krawędzią od niego. Cała ławka rezerwowych wystrzeliła jak z procy w stronę Anglika, który tańcząc Makarenę okazywał swą radość.

Niestety kilka minut później ten sam zawodnik opluł sędziego za podyktowanie rzutu wolnego dla Boltonu, przez co został wyrzucony z hukiem z boiska przy akompaniamencie 25 tysięcy gwizdów.

Bolton 0:1 Leeds

 

Trzeci mecz bez porażki w Premiership !

 

- Widziałeś trenerze tych ludzi ? - wskazywał palcem Douglas na czterech osiłków przedzierających się przez tłum kraulem. Młodzi kibice upadali pod naporem olbrzymich przedramion.

- Kto to ? - zapytałem poprawiając krawat.

- Nie wiem kto, ale pytali się o Ciebie - odparł poruszony Irlandczyk.

- Wyglądali na groźnych - Sburlea zdawał się być rozbawiony całą sytuacją. Drapiąc się po głowie wystawił język w ich stronę pokazując przy tym " fuck you ".

- O co Cię pytali ?

- Nie mnie. Pytali kibiców którędy zespół opuszcza stadion i jakim autokarem przyjechaliśmy. Ten łysy w brązowej skórze - wskazał palcem na znikającego w przejściu dryblasa - wyglądał jak by miał kogoś zabić. Z pyska leciała mu ślina, a w oczach popękały mu żyłki. Serio, jak Frankenstein - wyrzucił z siebie jednym tchem Douglas.

 

Po kilku minutach zebraliśmy wszystkie rzeczy i w eskorcie lekarzy ruszyłem przejściem w stronę autokaru. Po drodze wytrzeszczałem oczy na wszystkie strony szukając wielkoludów wśród dziennikarzy. Ból prawego uda doskwierał mi tak bardzo, że przystanki do autokaru oddalonego od wyjścia o 200 metrów były co kilka kroków.

- Co Ty masz na szyi ? - zapytał Poyet łapiąc mnie za kark.

- To są pociski, które utkwiły w moim ciele - wyszczerzyłem zęby wypuszczając powietrze.

Poyet pokręcił głową na boki i wchodząc do autobusu burknął pod nosem " Pieprzony John Rambo ".

Odnośnik do komentarza

" Weszli z butami do Premiership "

" Wywiad z wampirem, czyli manager znikąd "

" Schabowy i wątróbka sposobem na awans "

 

Poranny stos gazet kupionych na rogu w kiosku u pana Holmesa był wstępem do rozpoczęcia dnia. Dasha oprócz magazynów przyniosła mi kubek kawy, rogalika polanego jeszcze ciepłym lukrem i odżywkę białkową w plastikowym szejkerze. Gdy wygramoliłem się spod kołdry Rosjanka zaczerwieniła się i spuściła głowę w dół przesuwając stopę po podłodze.

- Co się stało ? - zapytałem zdziwiony przeciągając się.

- Nie masz nic na sobie - odparła dziewczyna nie podnosząc głowy.

Zasłoniłem genitalia poduszką, uśmiechnąłem się sztucznie paląc twarz rumieńcem

- I tak widziałam, nie masz co się chować, ogromny.

 

Spotkanie Leeds z West Ham United obserwowało blisko czterdzieści tysięcy kibiców uzbrojonych w szeroki wachlarz fast foodów, szalików i trąbek. Na specjalnej loży dla VIP zauważyłem samego Baraka Obamę, co jak na mecz o pietruszkę w świecie sportu było nie lada wyczynem. Media podawały, że prezydent pojawić się miał w towarzystwie żony i dwójki dzieci, jednak oprócz kilku ochroniarzy z szyderczym wyrazem twarzy nie zauważyłem nikogo innego. Inną sprawą był widok Eddie Murphy'ego, który szczerzył zęby za każdym razem gdy ktoś wycelował w niego lufę aparatu fotograficznego.

Pomimo atutu własnego boiska wyszliśmy na murawę z jednym napastnikiem, ale za to z trzema środkowymi pomocnikami, z czego Soley był cofniętym defensywnym.

Na lewej flance zamiast Da Costa wystąpił Holender Babel. Portugalczyk w przeddzień spotkania nabawił się grypy jelitowej i dziś rozgrywał własny mecz pomiędzy umywalką a sedesem. Bena Parkera zastąpił charyzmatyczny Calin Cristea, natomiast w bramce tym razem postawiłem na doświadczonego Gentenaara ( którego pamiętałem z występów w NEC, kiedy to z chipsami w misce i Warką w dłoni pasjonowałem się rozgrywkami Eredivisie ).

Po dwudziestu minutach niedoceniany przez wszystkich Douglas strzelił pierwszego gola. Plasowanie uderzona futbolówka znalazła lukę między nogami bramkarza, niczym klient między nogami Dashy, i tocząc się przekroczyła linię bramkową. Kibice Młotów schowali twarze w dłoniach, a z trybun Leeds na boisko posypały się konfetti.

W drugiej połowie nie działo się zupełnie nic i dopiero na sześć minut przez ostatnim gwizdkiem pana Wallworka Stancu indywidualną akcją ustalił wynik spotkania.

Leeds 2:0 West Ham United.

 

Zaledwie cztery dni później podejmowaliśmy na własnym boisku w Pucharze Ligi słabiutkie Wrexham.

Już w czwartej minucie gola zdobył Le Tallec z rzutu wolnego podyktowanego w odległości 30 metrów od bramki. Od tej pory Walijczycy skupili się na murowaniu dostępu do bramki kosząc nas równo z trawą. W 70 minucie po szóstym już faulu w przeciągu dziesięciu minut nerwowo nie wytrzymał Babel. Holender ciosem kung-fu powalił na murawę przeciwnika za co został usunięty z boiska. W doliczonym czasie gry Crofts powalił przed polem karnym na ziemię Douglasa stosując chwyt rodem z amerykańskiego Wrestlingu, za co ujrzał czerwień. Kropkę nad i postawił Beckford. Anglik podbiegł do piłki, zamknął oczy i łupnął jak najmocniej potrafił ponad głowami chowających w barkach głowy obrońców.

Leeds 2:0 Wrehxam

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Opuścił szybę do połowy, tak, by nikt nie widział jego twarzy. Na nosie miał ciemne okulary chociaż była 23, a na niebie gwiazdy przykryte chmurami zapadły w sen. Skórzane rękawiczki w których ukrył zmarznięte palce opinały okrąg kierownicy zaciskając się na każdym wgłębieniu. Pachniał szarym Hugo Bossem. To był jego ulubiony zapach. Tak pachniała Dasha, kiedy pierwszy raz ją widział ubraną w męską koszulę w sypialni Hatema. Liście spadające z drzew tańczyły gnane ramionami wiatru, a w oknach gasły światła kładąc Leeds do łóżka. Todorov wyjął ze srebrnej papierośnicy szklaną rurkę i położył ją na siedzeniu pasażera. Zgrabnym ruchem rozkręcił długopis wysypując biały proszek na pudełko prezerwatyw. Te ostatnie kilka sekund przyspieszyło bicie serca. Wdech ... chwila zadumy ... i swobodny wydech z wirującym światem w oczach. Todorov poklepał się po policzkach by nie zasnąć. Czuł jak narkotyk rozchodzi się systematycznie po organizmie milimetr po milimetrze. Słyszał każde uderzenie serca, jakby je miał na dłoni. Czuł lekkość, ale z piersi wyrywał się duch walki. Chciał rozszarpać świat potężnymi bicepsami.

Kiedy wcisnął guzik od alarmu kierunkowskazy zabłysły światłem śmierci. Krok po kroku szedł przed siebie zostawiając pod podeszwami jeszcze niewinne płyty chodnika. Skrojony na miarę garnitur od Armaniego skrywał narzędzie zbrodni, które Todorov z pasją polerował każdego dnia, od kiedy Dasha zniknęła z domu nie pozostawiając po sobie nawet listu.

Zemsta wypełniała go po brzegi. Serce pompowało krew coraz mocniej ... coraz szybciej ... coraz głośniej ...

Kiedy zatrzymał się na moment by poprawić trójkąt krawata u pani Rawlinson właśnie zgasło światło. Na dworze było cicho jak na mszy w kościele.

Nagle dźwięk rozciąganego łańcucha zmącił ciszę rozszarpując ją po chwili szczekaniem. Kundel pani Rawlinson uwiązany przy budzie zauważył obcego i zaczął alarmować okolicę.

- Pierwsza kula miała być dla niego - powiedział do siebie Todorov wyjmując z kabury pistolet. Kiedy przykręcał tłumik do wylotu w lufie pies szczekał coraz głośniej, szarpiąc się próbował zerwać łańcuch.

- Ale będzie dla Ciebie ... świst stłumionego pocisku zgrał się z otwieranym oknem przez panią Rawlinson.

- Cicho bądź ! Do budy !

Pies pisnął cicho padając na ziemię przy płocie z rozciągniętym łańcuchem.

Todorov wyjął białą szmatkę z kieszeni, wyczyścił pistolet i ruszył w stronę drzwi ...

Odnośnik do komentarza

River of Tears Erica Claptona wlewała się w moje uszy drążąc skałę umysłu. Leżałem na łóżku przykryty do pasa czerwonym, miękkim kocem, który pachniał płynem do płukania tkanin. Ciemność wypełniała przestrzeń pokoju kładąc spać cały świat. Wcisnąłem kostki pięści w oczodoły i przekręcałem je w lewo i w prawo głośno ziewając, aż łzy popłynęły po policzkach rozlewając się na kołnierzu koszuli. Szum kropel spadających na ziemię wprawił mnie w stan melancholii. Zamknąłem powieki.

En biegła po polanie w zwiewnej sukni radośnie podskakując. Tańczyła na wietrze trzymając w dłoniach kwiat słonecznika świecący z daleka promieniami słońca. Jej uśmiech działał uspokajająco. Była taka niewinna, taka piękna ... taka ... moja ...

Wyciągałem do niej ręce śmiejąc się na cały głos ... " Chodź tu kochanie " ... " Bliżej " ... z nieba promienie słońca cięły rzeczywistość. Biegliśmy w swoją stronę z uśmiechem wyciągając ręce ...

 

Klamka powędrowała w dół, lecz drzwi nie ustąpiły trzymane zamkiem wchłoniętym przez futrynę. Spróbował drugi raz naciskając na powierzchnię drzwi całym ciałem. I tym razem dźwięk blokującego metalu zagrodził mu drogę. Todorov odszedł kilka kroków do tyłu, ściągnął okulary i zmierzył wzrokiem konstrukcję budynku. Okna były za wysoko. Wejście do piwnicy ukryte w czeluściach krzewów zaciśnięte było zębami kłódki. To była jedyna szansa. Ponownie przykręcił tłumik do końcówki lufy, wycelował w otwór do klucza i pociągnął za spust. Srebrna iskra rozerwała szpony zatrzasku, a z klamek wydobył się lekki, śmierdzący spalenizną dym. Nie zastanawiając się długo złapał prawą dłonią skrytą w skórzanej rękawicy i pociągnął drzwi do siebie. W środku było ciemniej niż na dworze. Ostrożnie wsunął stopę w otchłań i po chwili cały zniknął w środku. Wyciągnął ręce przed siebie szukając po omacku ścian.

- Masz nową wiadomość, masz nową wiadomość - dźwięk telefonu komórkowego odbijał się echem w piwnicy rozświetlając ją blaskiem ekranu.

Serce Todorova zaczęło pompować krew jeszcze szybciej. Przez te kilka sekund ogarnął pomieszczenie wzrokiem, wyłączył komórkę i ruszył w kierunku drewnianych schodów prowadzących ku górze.

 

Dasha odziana w krótkie spodenki i stanik paradowała po kuchni usiłując przyrządzić coś pysznego na kolację. Na patelni podskakiwał wypatroszony dorsz, w czajniku bulgotała radośnie woda, a pod ostrzem srebrnego Berghoffa ginął ogórek.

" Masz wiadomość " " Masz nową wiadomość " - Rosjanka przestała poruszać rękojeścią, odwróciła się w stronę drzwi prowadzących do spiżarni i wstrzymała oddech.

- Czy to mi się śniło - zmrużyła powieki zaciskając na drewnianej rączce palce. Podchodząc do drzwi czuła jak krew pompowana do jej mózgu rozrywa naczynka krwionośne tryskając po całym organizmie adrenaliną. Jej delikatne dłonie chwyciły okrągłą klamkę drzwi. Trzask napinanej sprężyny cofającej skobel w drzwiach kazał zacisnąć jej dłoń na nożu w całych sił.

Tut tut, tut tut, tut tut serce waliło jak oszalałe przeszkadzając w swobodnym oddechu. Rosjanka cofnęła się do tyłu opierając plecy o kremowe panele. Skrzyp nienasmarowanych zawiasów rozerwał bezpieczne powietrze w kuchni. Krawędź drzwi drgnęła i zaczęła się przemieszczać w stronę Dashy.

Tut tut, tut tut, tut tut.

 

River of Teeearrrrsss nuciłem cichutko poruszając delikatnie głową na boki. En była już obok. Czułem jej zapach skóry smakujący jak ambrozja z olimpowego szczytu. Jej włosy falowały w powietrzu odsłaniając roześmianą twarz. Ostatnie kilka kroków i dotknę jej dłoni, wtulę jej głowę w ramiona i napełnię jej wnętrze biciem serca. Już ciepło jej ciała ogrzewało opuszki palców, po plecach przebiegł dreszcz pozostawiając na ciele gęsią skórkę. " Kocham Cię " - krzyczała płacząc z radości ... " Kocham " ....

 

Otworzył drzwi przecierając czoło rękawem czarnego swetra. Serce przestało szaleć, biło spokojniej. Lufa broni wędrowała po kuchni razem ze wzrokiem w prawo, w lewo, do góry. Wziął głęboki oddech i górną częścią podeszwy postawił pierwszy krok na parkiecie, tak, by nikt go nie usłyszał. Zapach skaczącej ryby wypełnił jego nozdrza przypominając czasy, kiedy matka gotowała obiad wołając go przez okno z podwórka, na którym lepił zamki z piasku.

Kropla potu spłynęła po zmarszczonym czole delikatnie gilgocząc go po skroni. Palec wskazujący łechtał krawędź spustu, która paliła się do odebrania rodzinie ukochanej osoby. Cierpienie rodzącej matki, radość z pierwszych kroków, prezenty pod choinką, pierwszy tornister, studia, okres dojrzewania ginęły w jednej sekundzie pod naporem pocisku. Pozostawał strach, łzy i tęsknota za czymś, czego już nie będzie nigdy.

Todorov spojrzał w stronę przedpokoju, w którym ogień zżerał bezbronną korę z świeżo porąbanego pnia sosny. Nie było nikogo na dole.

 

Dasha wiedziała, że kilka najbliższych sekund zadecyduje o jej życiu. Todorov był za drzwiami wciągając w płuca powietrze, a ona była taka bezbronna, taka niewinna ... czuła się tak, jakby na nowo dostała dar błony dziewiczej z niebios.

 

Nie widząc nikogo ruszył w stronę schodów prowadzących na górę. Eric Clapton zdradzał Pawła leżącego pod kocem.

- Zapłacisz mi za to - syknął do siebie opuszczając lufę na dół.

 

Dasha rzuciła się całym ciałem na plecy Rosjanina. Todorov krzyknął przerażony, ale było już za późno. Jej zgrabne ciało z łatwością oplotło go nogami i rękoma. Ostrze noża zagłębiło się w klatce piersiowej Todorova wyrzucając ze środka wodospad krwi. Drugi ruch powędrował prosto w szyję rozrywając aortę na dwie części. Ściany kuchni pokryły się gęstą krwią, a w powietrzu słychać było krzyk tłumiony cieczą wypełniającą gardło. Todorov ukląkł na kolanach wymachując bezradnie rękoma. Trzecie pchnięcie było decydujące. I chociaż kolejnych uderzeń ostrzem Todorov już nie czuł Dasha z maniakalną rządzą krwi wbijała w niego srebrnego Berghoffa krzycząc na całe gardło, póki łzy nie przysłoniły jej obrazu denata. Po kilku sekundach mięśnie dłoni wypuściły na parkiet pistolet.

 

- Zgłodniałem - powiedziałem sam do siebie otwierając oczy. Zsunąłem nogi na podłogę, wsadziłem stopy w kapcie i chwyciłem za kule. Już miałem się podnosić z łóżka, kiedy drzwi do pokoju otworzyły się na oścież. W progu stała Dasha w naderwanym staniku. Było ciemno, więc nie wiedziałem jej twarzy.

- Co pysznego na kolację ? - zapytałem próbując podnieść ciężkie ciało z materaca.

Kiedy światło rozświetliło ciemność zmrużyłem powieki.

- O k***a ... Co się stało ! - krzyknąłem zrywając się na równe nogi.

Rosjanka stała w progu z nożem w dłoni, z którego kapała krew. Jej ciało pokryte czerwienią wyglądało okropnie ... wyglądała jak laleczka Chucky ...

Odnośnik do komentarza

Więzienie Death Proof znane było w całej Anglii jako miejsce w którym osadzeni byli najgroźniejsi przestępcy z całego regionu Wysp Brytyjskich. Ogromny budynek otoczonym murem w koronie z drutu kolczastego skryty w lesie, u podnóża Gór Pennińskich, nad brzegiem rzeki Aire w ostatnich latach zyskał renomę więzienia, w którym strażnicy wymierzają sprawiedliwość. Legendy głosiły, że w porozumieniu z kimś z zewnątrz można opłacić klawisza, który dzieląc się z kompanami nakłada specyficzną prezerwatywę na delikwenta dzięki której reszta klawiszy spogląda na niego pobłażliwym okiem. W Death Proof swój żywot zakończył niejaki Charles Bickwell, gwałciciel, który swoje ofiary wynajdywał w dyskotekach i pubach. Po wsypaniu tabletki gwałtu do trunku zaciągał młode dziewczyny do swojego mieszkania, gdzie kradł im karty kredytowe, pieniądze, gwałcił przed kamerami wraz z kilkoma kompanami a później straszył ofiary wysłaniem nagrania do rodziny żądając co miesiąc odpowiedniej gaży. Nierzadko kończyło się to samobójstwem nastolatek.

Death Proof kryje tajemnice śmierci blisko pięćdziesięciu więźniów, których ciał do dziś nie udało się odnaleźć. Zaostrzony rygor nie jedną osobę popychał do samobójstwa.

Przed bramą wjazdową czekał na mnie komisarz O'Hara popalając papierosa. Kiedy Poyet zaparkował Audi O'Hara pomógł mi wydostać się z środka, po czym obaj weszliśmy na " dziedziniec " więzienia. Po prawej stronie, za siatką grupa czarnoskórych grała w koszykówkę. Obok na specjalnej siłowni inni ćwiczyli tężyznę fizyczną. Kilkadziesiąt metrów dalej grupa skinheadów kopała piłkę nożną patrząc spod byka w stronę znienawidzonej rasy. Na murach w wieżyczkach z karabinami snajperskimi przewieszonymi przez ramię strażnicy bacznie obserwowali otoczenie.

- To są ludzie, którzy siedzą tu za morderstwa - rzucił O'Hara.

Idąc dalej po lewej stronie za siatką ujrzałem kilka kobiet, które grały w siatkówkę. Były to młode dziewczyny, na oko do 22-23 lat, różnej maści i postury.

- Kobiety i mężczyźni w jednym więzieniu ? - zapytałem.

- Death Proof to więzienie dla ludzi z wyrokami dożywocia, bądź kilkudziesięciu lat pozbawienia wolności. Gdybyśmy mieli tworzyć osobne ośrodki, podatki musiały by być dużo większe. Państwo nie ma pieniędzy na finansowanie marginesu społeczeństwa. Poza tym kobiety znajdują się w zachodnim skrzydle, oddzielonym od wschodniego stołówką, portiernią i salą wykładową.

- Salą ?

- W Deah Proof można skończyć studia. Co prawda w historii więzienia udało się to zaledwie garstce, ale jednak taki plan resocjalizacji też wchodzi w rachubę. Mamy tu kierunki związane z ekonomią, zarządzaniem i AWF.

Pod budynkiem dwóch strażników zrewidowało nas zapisując dane w komputerze, po czym w eskorcie jednego z nich udaliśmy się w stronę portierni. Przy ladzie otoczonej klejącymi się od cukru kubkami po kawie siedział młody strażnik grający właśnie w Fifę. Kiedy nas ujrzał zerwał się z krzesła przykładając dłoń do skroni i zasalutował.

- Spocznij - huknął O'Hara zachodząc strażnika od tyłu.

- To tak się wypełnia obowiązki na służbie ?!

Po kilku minutach wypełniania papierów udaliśmy się do zachodniego skrzydła w towarzystwie ogromnej strażniczki wyglądającej jak siostra Oprah.

Dasha czytała książkę " Kobiety są z Wenus, Mężczyźni z Marsa " odwrócona plecami w stronę korytarza. Kiedy zatrzymaliśmy się pod celą numer 69 Oprah wyjęła pęk kluczy, zamek trzasnął i po chwili byłem w środku.

- 10 minut - chrząknęła opierając się o balustradę.

Rosjanka widząc mnie zaczęła płakać. Usiadłem obok niej na pryczy biorąc książkę w ręce. Przytuliła się do mnie szlochając i tak siedzieliśmy w milczeniu kilkadziesiąt sekund patrząc w szarą ścianę.

- Dopiero za miesiąc jest rozprawa - przerwała ciszę.

- Wiem. Będę na niej. Jakoś Cię wyciągnę z tego więzienia, zobaczysz że wszystko się ułoży.

- Adwokat poradził mi, żebym oświadczyła, że nie byłam świadoma tego co robię. Ale ja wiedziałam, że on nas zabije. Wiedziałam !

Przytuliłem jej głowę i pogładziłem po włosach. Krople łez poplamiły mi białą koszulę ukrytą pod marynarką.

- O'Hara mówił, że być może do tego czasu złapią Condello i Fabrizzo. Jeśli tak, możesz zeznawać w roli świadka koronnego, przez co wyrok będzie łagodny.

- Przecież oni mnie zabiją, a jak nie oni to ich ludzie.

- To chyba jedyne wyjście. Poza tym rozmawiałem z O'Harą. Jeśli uda się wsadzić cały kartel do pudła w porozumieniu z państwem sfinansuję Ci operację plastyczną, zmienimy Ci dane i przeprowadzisz się do innego domu, państwa.

Dasha uśmiechnęła się delikatnie w moją stronę i szepnęła do ucha :

- Bez Ciebie i tak to wszystko nie ma sensu. Jeśli to coś zmieni, będę zeznawać.

 

Kilka minut później Oprah otworzyła celę, złapała mnie za ramię i chrząknęła :

- Koniec randki.

Odnośnik do komentarza

12 września 2009 roku był większym świętem w Leeds niż Independent Day w U.S.A. Przed Elland Road od wczesnych godzin gromadziły się tłumy w oczekiwaniu na wielkie 90 minut, pierwsze starcie legendarnego Leeds z Manchesterem United od kilku lat. Podniecenie sięgało zenitu. Kibice pomalowani w barwy The Whites śpiewali na całe gardło obwieszając ewangelię. Dziś po raz pierwszy od pamiętnego sezonu 2003/2004, w którym to Eddie Gray spuścił drużynę do Hadesu Premiership całe miasto przybyło obejrzeć ten niesamowity spektakl.

Do gry desygnowałem następującą jedenastkę :

W bramce Gentenaar, dalej Calin Cristea, Khalid Boulharouz, Rafael Forster i Frazer Richardson. W pomocy od lewej Damian Gorawski, David Prutton, Jonathan Douglas i Anthony Le Tallec. W ataku wystąpili Stancu z Beckfordem.

Od samego początku rzuciliśmy się do frontalnych ataków wkręcając w ziemię defensorów wyżej notowanych gości. Już w 5 minucie bliski pokonania blisko 40 letniego van der Sara był Stancu, ale piłka po jego strzale uderzyła w poprzeczkę. Kibice zareagowali gromkimi brawami a z trybun gdzie zasiadali najzagorzalsi fanatycy Leeds popłynęła piosenka The Strutting Ground. W piłce nożnej jak w przyrodzie, nic nie ginie. W 18 minucie chwilę nieuwagi Wesa Browna wykorzystał Stancu. Po podaniu Gorawskiego Rumun minął byłego reprezentanta Anglii i z najbliższej odległości wpakował futbolówkę do siatki. Pomimo bólu w nogach rzuciłem się w stronę tańczącego napastnika. Cała ławka rezerwowych tańczyła razem z nim skacząc, śpiewając i ściskając się, póki nie interweniował pan Clattenburg udzielając nam słownej reprymendy. Nie zdążyłem dobrze usiąść na fotelu, kiedy pięć minut później Irlandczyk Douglas przepięknym lobem z ponad 35 metrów wpakował piłkę za kołnierz holenderskiego bramkarza. Kibice oszaleli. Spiker o mało co nie zeżarł mikrofonu krzycząc GOOOOLL !!! Zacząłem płakać i biec w stronę piłkarzy. Zachowywaliśmy się jak drużyna juniorów na jakimś turnieju. Nasza radość ponownie została stłamszona przez arbitra, a ja wraz z Poyetem ujrzeliśmy żółtą kartkę.

Po przerwie z rzutu wolnego bramkę honorową zdobył kupiony w letnim okienku transferowym Lasse Qvist. Do końca nie oddaliśmy prowadzenia.

Leeds 2:1 Manchester United !!!

 

Siedem dni później doszło do kolejnej arcytrudnej potyczki z pretendentem do tytułu - Arsenalem Londyn. Mecz na Emirates Stadium obejrzało niespełna 56 tysięcy kibiców, z czego aż 30% stanowili fanatycy Leeds. " Zwycięskiego składu się nie zmienia " zwykł mawiać Jacek Gmoch chrząkając przy tym jak świnia. Postanowiłem pójść za myślą polskiego szkoleniowca, co jak się później okazało wcale nie było dobrym pomysłem.

Wenger nie zlekceważył nas, jak twierdziła prasa i do gry desygnował najsilniejszą jedenastkę. Tym razem pan Dean po raz kolejny udowodnił, że arbitrem jest co najwyżej przeciętnym. W 23 minucie z kapelusza podyktował jedenastkę którą na bramkę zamienił Adebayor. Piłka po kilkunastu sekundach znalazła się na linii środkowej boiska. Stancu podał do Pruttona, Anglik został brutalnie sfaulowany przez Fabregasa, ale pan Dean nie widział całego zajścia, bo właśnie wiązał sznurówkę. Hiszpan podał do niepilnowanego Veli a ten zakończył nasze marzenia o remisie zdobywając bramkę na 2:0. Jeszcze pod koniec drugiej połowy do siatki z rzutu wolnego trafił Stancu, ale wynik spotkania nie uległ już zmianie.

Arsenal 2:1 Leeds

 

Pomimo porażki z Londyńczykami zajmowaliśmy bardzo wysokie, piąte miejsce, a w prasie coraz częściej pojawiały się artykuły zatytułowane " Czasy Dona Reviego minęły, teraz czas na Miśkiewicza ". Rumuna Stancu stawiano na równi z takimi tuzami Old Peacock jak John Charles, Billy Bremner czy Gordon Strachan.

Odnośnik do komentarza

Na twarzy mężczyzny siedzącego w kącie sali malował się grymas bólu. Pocięta twarz od tępych żyletek zatopionych w plastiku maszynek do golenia piekła cholernie od porannej toalety tak przewidywalnej jak rozgrywki Ligi Mistrzów. W kieszeni marynarki odpoczywał dyktafon, po cichu czekający na pierwszą ofiarę wieczornych zmagań z kuflem i dnem kieliszka. Tfu - splunął na ziemię otwierając zębami butelkę schłodzonego Carlsberga. Pociągnął trzy duże łyki z zielonej szyjki, wyprostował rękę spoglądając na naklejkę ...

- Prawdopodobnie k***a najlepsze szczochy na świecie - parsknął uderzając butelką o stół.

W barze Green Night na ogół panował spokój. Za siatką oddzielającą scenę od sali ostatnie tchnienia wydawał jakiś student śpiewając We Are The Champions przy akompaniamencie drewnianej harmonijki. Siatka była ostatnią deską ratunku dla barowych gwiazd, kiedy butelka leciała w ich stronę.

- Barman ! Podwójną szkocką - ochrypły głos brzmiał jak cięcie ręczną piłą do metalu styropianu. Mężczyzna podrapał się po świeżo wyschniętej krwi na policzku, wyciągnął z kieszeni papierosa i po chwili powietrze dookoła wypełniło się zapachem palonego tytoniu. Kolejny dzień mijał pod znakiem śledztwa prowadzonego od ponad dwóch lat. Żona odeszła pół roku temu. Uciekła z barmanem z baru Old Peacock nie zostawiając po sobie nic oprócz kartki z napisem " Idź do diabła ".

Kiedy ciecz wypełniła jego usta wyjął z kieszeni portfel, wyciągnął z niego zdjęcie żony i wpatrywał się w nie zaciskając zęby. Szkocka doskonale koiła wszelkie życiowe niepowodzenia. Córeczka Kelly, którą sąd odebrał mu zeszłego lata wyjechała do Derby, gdzie mieszka z babcią i przyrodnią ciocią. Pies Murdock zginął pod kołami szkolnego autobusu w miesiąc po stracie córki, a srebrnego Dodge Caravana sprzątnął mu z podwórka jakiś czarnoskóry chłopak, kiedy odkurzał bagażnik.

Komisarz O'Hara był typem spokojnego człowieka, któremu nie raz śmierć zaglądała prosto w oczy. Pomimo przeciwności losu zawsze miał receptę na niepowodzenia w postaci tanich prostytutek z pobliskiego burdelu i szklanki szkockiej za kilka spoconych od dłoni monet. Prostując i zginając biodra na moment zapominał o tym kim jest płacąc nastoletnim dziwkom za upojne chwile.

Green Night był znanym barem w Leeds z powodu częstych wizyt gangów rządzących w centrum. Blood Dogs i Wild Devils były grupami walczącymi o panowanie w dzielnicy, co często kończyło się randką z koronerem. Dziś O'Hara jednak nie czekał na kolejne statystyki, jak to zwykle miał w zwyczaju. Dziś daniem głównym był Shawn, jeden z żołnierzy Blood Dogs, który kilka lat temu był szefem ochrony willi Fabrizzo del Constantino.

Przeraźliwe ryki nastolatka w klatce zostały zakończone po wręczeniu barmanowi 20 funtów. Mężczyzna w podeszłym wieku spuścił kurtynę włączając w głośnikach brawa. O'Hara pociągnął z gwinta Carlsberga, poprawił kołnierz i wyjął z kieszeni notatnik.

Shawn przybył równo o 22. Ubrany w bluzę z kapturem, czarne szerokie spodnie i bawełnianą czapkę wzbudził w gościach strach. Chyba każdy czekał na mrożące krew w żyłach słowa " Wyskakujcie z siana dziwki, to napad " ale tym razem z ust gangstera wydobyło się tylko " Znajcie łaskę pana " i po chwili siedział przy stoliku razem z komisarzem.

- Tylko wyłącz k***a ten dyktafon, bo pomyślę, że mnie nie szanujesz.

- Doszły mnie słuchy, że Condello jest w Leeds - rozpoczął O'Hara.

- Jest, ale moi ludzie już nad nim pracują. Pobił jedną z moich dziewczyn i teraz mam deficyt. j***ny Makaroniarz.

- A co byś powiedział na to, że nie wsadzę Cię do pudła w zamian za pomoc w złapaniu Condello ?

- Nic na mnie nie masz białasie - parsknął Shawn kręcąc głową na boki.

O'Hara wyciągnął z kieszeni przezroczysty woreczek z białym proszkiem i podsunął go pod oczy Shawna :

- Założysz się, że mi bardziej sędzia uwierzy, że to Ty miałeś przy sobie ?

Przez moment panowała cisza. Pięści Shawna były gotowe do zadania ciosów.

- Więc ... pomożesz mi odnaleźć Włocha. Jeśli wsadzimy go za kraty wyda Fabrizzo. Wtedy będziecie mogli rządzić niepodzielnie.

- Słuchaj białasie. Jebie mnie ten cały Makaroniarz i to Twoja brocha żeby go znaleźć. Ja Ci mogę dać cynk, nic więcej. A ten worek lepiej schowaj bo Ci go zaraz wepchnę w dupę tak głęboko, że Ci gardłem wyjdzie - łupnął pięścią w stół z hukiem odsuwając krzesło na którym siedział.

Strup pokrywający brodę odpadł pod naporem palców. O'Hara patrzył przez okno na odjeżdżającego gangstera sącząc kolejną wódkę. To był dobry dzień. To był naprawdę dobry dzień.

Powietrze pachniało śmiercią.

Odnośnik do komentarza

Puchar Ligi Angielskiej rządzi się swoimi prawami. Większość menadżerów desygnuje na murawę rezerwowy skład dając pograć tym gorszym i tym, którzy czekają na swoją szansę mając na karku okres pierwszych włosków pod pachami i polucji nocnych. Po ciężkich wojażach z Czerwonymi Diabłami i Kanonierami na murawie 23 września pojawiło się kilku zmienników.

Scribe, Richardson, Heath, Huntington, Sumusalo, Brzozowski, Ptutton, Le Tallec i Carole, Stancu i Babel.

Spotkanie z Wigan miało być lekkim spacerkiem w jesienne przedpołudnie z watą cukrową i coca colą w dłoniach.

Tymczasem po 90 minutach na tablicy widniał napis Leeds 1:1 Wigan i sędzia wskazał na wapno. Seria rzutów karnych okazała się horrorem i spektaklem obu bramkarzy. Ostatecznie przeszliśmy dalej, ale kibice byli bardzo niezadowoleni.

Leeds 4:3 Wigan

 

Trzy dni później również na Elland Road podejmowaliśmy słabo spisującą się w tym sezonie ekipę Evertonu. Bramki w tym spotkaniu strzelali wyłącznie goście, przez co o mało co nie nabawiłem się niestrawności i wrzodów żołądka. Masa niewykorzystanych sytuacji w polu karnym rywala zaowocowała zdobyciem jednego punktu, co jak na rewelację jesieni było naprawdę słabym wynikiem.

Leeds 1:1 Everton

 

Początek października przeplatał rozprawę w sądzie Dashy z meczami Leeds. 3 października u siebie podejmowaliśmy beniaminka Preston. Już w 2 minucie spotkania wypożyczony z rezerw Manchesteru United Brandy wyprowadził gospodarzy na prowadzenie zdobywając bramkę po błędzie Gentenaara. Kwadrans później do remisu doprowadził Ruchardson umieszczając futbolówkę pod poprzeczką. Niespełna dwanaście minut później Gentenaar dostał podanie po ziemi od Parkera. Piłka odbiła się od nogi Holendra i wtoczyła się do bramki zmieniając wynik. Szalałem na ławce rezerwowych jak byk podczas Corridy. Na szczęście w doliczonym czasie gry pierwszej połowy nie zawiódł mnie weteran Flo, który po rzucie rożnym strzałem z główki wpakował piłkę do siatki. W drugiej połowie trzy punkty dał nam rewelacyjny Stancu. Rumun minął czterech rywali na pełnym biegu i w sytuacji sam na sam z bramkarzem technicznym lobem ustalił wynik meczu na 3:2. Po tym meczu nadal mieliśmy 5 miejsce w tabeli.

Leeds 3:2 Preston

Odnośnik do komentarza

Końcówka października była dla nas szalona jak nastolatka podczas pierwszego wyjazdu na wakacje bez rodziców. Po remisie z bezbarwnym Blackburn 2:2 zremisowaliśmy również z podpiecznymi Keana 0:0 i po tym meczu w drużynie morale wyraźnie spadły. Jeszcze kilka tygodni temu ruszyliśmy przed siebie jak syberyjska kolej rozgarniając na boki wszystkie przeszkody, by dziś zakotwiczyć na głębokiej wodzie podtapiani przez bałwany morskie.

Oficjalna strona klubu codziennie serwowała nową dawkę emocji przyprawiając kibiców o siwe włosy, obstrukcje i zawały. Po Le Talleca łapy wyciągnął Tottenham oferując nam 7 milionów. Ankergren znalazł się na celowniku włoskiej Parmy, Prutton Lazio a za podpis Stancu na kontrakcie City wykładało na stół aż 14 milionów. Zupa którą gotowałem potrzebowała nieco soli, bo zaczynała być za słodka.

Nowy kontrakt dla Rumuna został przygotowany w rekordowym czasie dwóch dni. Zarobki rzędu 50 tysięcy tygodniowo zadowoliły napastnika, czego nie mogłem powiedzieć o Pruttonie. Anglik żądał podniesienia zarobków do 30 tysięcy tygodniowo, co jak na klub z ogromnymi długami było niemożliwe. Po krótkiej wymianie zdań postanowiłem wystawić go na listę transferową, przez co całe Lazio dostało wielkiego wzwodu. Za Anglikiem na tą samą listę trafił wiecznie niezadowolony Douglas. Irlandczyk po konsultacji z mamą, babcią i sąsiadką swojej byłej żony męża doszedł do wniosku, że grajkiem jest nietuzinkowym, więc za każdy występ powinien inkasować przynajmniej 5 tysięcy. Ostudziłem jego zapał rozpryskując flegmę na czubku jego lakierek.

Woda sodowa zbierała swoje żniwa niczym zaraza w krajach afrykańskich.

 

Po przeprowadzeniu dezynfekcji rozegraliśmy mecz z Southampton. Puchar Ligi przyniósł kibicom w Polsce ( a zwłaszcza dziennikarzom ) wiele radości. Jedyną bramkę dla gospodarzy zdobył sam Pinokio, przez co selekcjoner powołał go na najbliższe spotkanie z Serbią. Na szczęście dla Leeds było to trafienie honorowe, bo po koncertowej grze pokonaliśmy Southampton 1:2

 

Tore Andre Flo po raz czwarty ogłosił w klubie, że po tej rundzie zawiesi buty na kołku i zajmie się interesami w ojczyźnie. Norweg przez ostatnie tygodnie intensywnie trenował ... tańce występując w licznych programach telewizyjnych. Pogodziłem się już z tym faktem rozglądając się za ewentualnym następcą. Na szczęście doświadczenie napastnika nie przemija jak kondycja, dzięki czemu zainkasowaliśmy trzy punkty w spotkaniu z Middlesbrough.

Koniec rundy jesiennej zbliżał się wielkimi krokami.

Odnośnik do komentarza

Chłód więziennej celi wgryzał się w skórę zostawiając w umyśle wspomnienia ciepłego łóżka przy domowym ognisku. Prześcieradło brudne od mieszaniny tuszu z łzami wyglądało jak szmata mechanika, a jego zapach roznosił się po okolicy jak dym z ogniska drażniąc nozdrza sąsiadek. Dasha siedziała na łóżku ze spuszczonymi w dół nogami czytając książkę Nicka Hornby'ego " Futbolowa Gorączka ". W korytarzu co kilka minut trzask przekręcanego zamka mącił pozorny spokój osadzonych wyciągając dziewczyny na zewnątrz. Rosjanka wiedziała, że nadejdzie jej kolej ...

 

Oprah dłubiąc w nosie notowała pomyślne zaliczenia prób kolejnych dziewczyn w swoim notesie. Odziany w coś, co przypominało na pierwszy rzut oka krokodylą skórę zlepek papierów podskakiwał radośnie na fałdach tłuszczu, kiedy strażniczka przesuwała ciężkie stopy po metalowej podłodze. Każdy krzyżyk przy numerze dziewczyny oznaczał pozytywnie zaliczoną próbę. Każde kółko - ponowny test, każdy dziubek - nagrodę za perfekcyjnie wykonane zadanie, każda kreska - kara wykonywana przez wszystkich strażników. Więzienie Death Proof rządziło się swoimi zasadami.

 

Krzyczały głośno pomimo szmat wsadzonych w usta. Takim samym karom podlegały skazane za gwałt, morderstwa, kradzież i nieumyślne spowodowanie śmierci. Litość była pojęciem względnym, które wraz z współczuciem pracownicy więzienia zostawiali przed bramą główną, tam, gdzie kończą się ludzkie uczucia.

Sala testów, kar i nagród znajdowała się w podziemiach, tuż za kotłownią. Wiedzieli o niej wszyscy, ale nikt głośno nie odważył się rozmawiać o tym. Kiedy w nocy któraś z cel była otwierana dziewczyny w sąsiednich celach dziękowały Bogu za łaskę jednocześnie prosząc o kolejną szansę, o kolejną noc bez cierpień.

Nikt nie walczył z nimi. Każda próba użycia siły, sprzeciwu czy obelżywych słów kończyła się tak samo - kreską w notatniku i bólem całego ciała przez kilka następnych dni.

 

Tego wieczoru Dasha była pod prysznicem razem z innymi dziewczynami. Zbiorowe kąpanie odbywało się co drugi dzień, zawsze po 21, kiedy był czas zmiany warty. Strażniczki uzbrojone w paralizatory stały wtedy przy wejściu bacznie obserwując nagie kobiety. Po powrocie do celi założyła na siebie krótkie spodenki, przewiewną bluzkę i przykryła się kocem zwijając się w kłębek. Noc była gorąca i cicha. Pachniało wanilią, kamforą i lakierem do paznokci.

Kiedy sen położył swe dłonie na jej ciele ciszę zmącił trzask kluczy uderzających o zamek w celi. Dasha zerwała się na równe nogi podkulając kolana pod brodę. Strzał adrenaliny rozerwał jej spokojne myśli niemal wyrywając serce z piersi. Wiedziała, że dziś będzie jej sprawdzian, jej test, jej ... obowiązek. Oprah chwyciła ją tłustą ręką za przegub ręki i ściągnęła jednym szarpnięciem na ziemię. Nie walczyła ze strażniczką. Nie chciała wyglądać jak Britney, mała brunetka którą widziała kilka dni temu na stołówce. Dziewczyna z siniakami na twarzy i dłoniach musiała jeść na stojąco nie mogąc nawet usiąść na krześle z bólu.

Droga do sali była krótka, ale tego wieczoru ktoś wydłużył ją w nieskończoność. Serce pompowało krew do mózgu rozrywając głowę na kawałki. Kolana przestały być posłuszne gnąc się co chwila.

- Nie spowalniaj tego bo wstawię Ci krechę - kwiknęła Oprah.

W kotłowni było gorąco. Śmierdziało tu smarem, węglem i potem, a w powietrzu unosił się dym testosteronu mężczyzn zza ściany.

Kiedy drzwi do sali otwarły się na oścież Oprah wrzuciła Rosjankę do środka i zamknęła pomieszczenie na klucz.

- Dzisiaj jest kolej Barta - powiedział majestatycznie jeden ze strażników odpalając cygaro. Kiedy Dasha stanęła przy nim zmrużył oczy, wyciągnął rękę przed siebie i wsunął dłoń pod bluzkę. Przez moment panowała w sali cisza.

- Psia mać, szkoda, że nie moja. Ale zawsze możesz stawiać opór - roześmiał się dobrze zbudowany blondyn.

Bart złapał Dashy włosy w garść i wciągnął ich zapach w płuca. Wydychając głośno powietrze roześmiał się szyderczo gładząc się po udzie.

- Takie gwiazdy jak Ty nagrywam na kamerę - mówiąc to skinął palcem na grubasa w kącie, który wyjął ją z szuflady - i postaraj się moja droga, żeby nie wyglądało to jak gwałt, to może dostaniesz czystą pościel i podwieczorek.

Dasha oparła dłonie o blat stołu. Po chwili jej spodenki leżały już na biurku, tam, gdzie jej bluzka.

Odnośnik do komentarza

Niespełna tydzień po zwycięstwie nad byłym klubem Mendiety naszą formę sprawdzili piłkarze Porsmouth. Po letnich transferach drużyna gości zajmowała wysokie, 8 miejsce w tabeli, przez co telewizja uznała nasze spotkanie za arcyciekawe transmitując je w telewizji. Mecz rozpoczął się wspaniale dla Porsmouth. Już w 2 minucie Farfan strzelił gola na 1:0 wprawiając kibiców w euforię. Jeszcze przed przerwą wyrównał Anglik Beckford ustalając wynik spotkania.

Leeds 1:1 Porsmouth. Pomimo cennego punktu nie byłem zadowolony ze stylu gry dając upust emocjom w szatni. Dostało się trenerom siłowym, fizjoterapeucie i samemu Stancu, który zmarnował co najmniej 4 sytuacje sam na sam z bramkarzem.

Trzy dni po remisie trenowaliśmy na przemian w sali i na boisku. O poranku oprócz standardowych ćwiczeń rozciągających, siłowni i masażu dodałem siatkonogę zafascynowany treningami Corinthians, które miałem przyjemność oglądać przez internet. Komiczne pozy zawodników i kaskada śmiechu załagodziły napięty nastrój po moim wybuchu.

 

Craven Cottage przywitał nas salwą wyzwisk, kamieni i butelek rzucanych w kierunku piłkarzy. Policja próbowała opanować sytuację kierując strumień wody w stronę szarżującej piechoty. Mało brakowało, a pan Styles odwołałby spotkanie, przez co trafilibyśmy do historii jako drużyna, która budziła najwięcej agresji. Spiker przez cały mecz prosił fanatyków o spokój serwując im keks ostrzeżeń i kar jakim będą podlegać.

Dopiero po ponad godzinie gry żelazny rezerwowy Da Costa fenomenalnym uderzeniem z rogu pola karnego dał nam trzy punkty. Fulham 0:1 Leeds United. Haverson ufundował mi po tym meczu nowy samochód.

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Death Proof przywitało mnie smrodem rozkładającego się mięsa zmieszanym z zapachem strachu i rozpaczy. Głuche uderzenia metalu o metal tłumiły zakorzenione gdzieś głęboko współczucia dla wszystkich osadzonych, przez co nie dostrzegałem wszystkich łez i zawistnych spojrzeń pełnych pożądania. Byłem smakowitym kąskiem dla najbardziej doświadczonych dziewczyn zza krat pełnych goryczy niespełnienia kobiecego. Mijałem je jak zwierzęta w zoo przyciśnięte do metalu. Wszystkie patrzyły na mnie jak dziecko na czekoladkę wyciągając łapczywie ręce, oblizując górną wargę koniuszkiem języka.

- Strzel mi gola piłkarzyku !! Nnnoo strzzelll - krzyczała czarnoskóra kobieta obnażając przede mną piersi.

- On nie lubi asfaltu ! Chodź do mamy i pokaż mi swoje piłeczki - dogryzała inna.

Nie zwracałem na nie uwagi spuszczając głowę w dół. Pod stopami znikały metry metalowych kratek z których zbudowana była podłoga.

Dasha leżała odwrócona plecami do wejścia. Nie spojrzała nawet w moją stronę kiedy usiadłem na łóżku parterowym.

- Przyniosłem Ci sernik od pani Rawlison.

Nie czekając na odpowiedź odwinąłem kawałek pachnącego ciasta i położyłem go na brudnym blacie stołu.

- Mam też herbatę, kawę i ...

- Daruj sobie te prezenty - przerwała dziewczyna odwracając się w moją stronę. Jej włosy były posklejane i poszarpane. Twarz zdobił wielki siniak pokrywając większą część policzka. Delikatne wargi które kiedyś potrafiły pieścić społeczeństwo pękły jak balon pokrywając się grubą skorupą strupów i nalotu ze śliny.

- O matko, co Ci się stało ?! - zerwałem się na równe nogi muskając jej policzek.

- Zabierz mnie stąd, proszę Cię, zabierz - łzy zatopiły końcówkę zdania.

Odnośnik do komentarza

En po przylocie do Polski zamieszkała na Dolnym Śląsku u wujka Alberta który był sołtysem wsi. Gospodarstwo wujka wymagało kobiety, która będzie dbała o krowy, konie, kury, robienie masła itd. Żona Alberta - Genowefa - zmarła ostatniej zimy na wylew. Podczas wyciągania wody ze studni pan Dąbrowski widział, jak Genowefa upadła na ziemię uderzając głową w betonowy mur. Jeszcze kilka dni żyła w szpitalu poruszając jedynie oczami. Lekarze byli bezradni.

Każdy dzień En wyglądał podobnie. O poranku chodziła doić krowy i kozy, później wypuszczała na dwór watahę kur. Po śniadaniu sprzątała izbę, napełniała wiadra wodą i gotowała obiad. Kiedy Albert wracał do domu zawsze czekał na niego ciepły posiłek, zsiadłe mleko i świeży chleb. Wieczory były za to długie i ciągnęły się w nieskończoność. Na wsi ludzie chodzili spać razem z kurami, więc po 19tej cisza była nie do wytrzymania. Samotne spacery po polach obfitych w złote kłosy były jedyną rozrywką zmęczonej życiem dziewczyny.

Najbliższy sklep oddalony był od domu o półtorej godziny drogi na piechotę, a PKS przejeżdżał przez wieś raz w tygodniu, zatrzymując się tylko na żądanie. Nie miała telefonu komórkowego, bo wyrzuciła go do kosza po kłótni ze mną. Nie miała komputera, bo na wsi prąd miał tylko pan Dąbrowski - właściciel jedynego gospodarstwa w którym był traktor ( i to jaki ! Lamborgini ). Samotność wypełniała wszystkie zakamarki myśli, marzeń i planów na życie. En nie miała niczego, pieniędzy, przyjaciół, rodziny. Jej brata zastrzelił Fabrizzo, rodzice umarli kilka lat temu, a wuj Albert traktował ją jak zwykłego pracownika wypłacając co miesiąc pensję.

Od wyjazdu z Leeds minęło już ponad pół roku. Wiejski język dawał się we znaki wżynając się w poprawną polszczyznę jak za ciasne majtki w dupę.

Do wsi raz w tygodniu przyjeżdżał listonosz. Raz w tygodniu cała wieś zbierała się pod budynkiem poczty w oczekiwaniu na listy od rodziny. Ceremonia rozdawania korespondencji wyglądała jak rozdanie jedzenia biednym w krajach afrykańskich. Listu ode mnie nie było, bo nie wiedziałem, gdzie En mieszka. Nie miałem pojęcia czy wróciła do Polski, czy wyjechała do innego kraju.

 

- Panienko, a Panienka skąd się tutaj wzięła ? - starsza kobieta niosąca reklamówki z kartoflami zatrzymała się spoglądając na En.

- Przyleciałam do wujka z Anglii - odparła dziewczyna częstując kobietę uśmiechem.

- A to mój syn w Anglii mieszka. Właśnie przylatuje w tym tygodniu. Szkoda, ze na jeden dzień tylko.

- W Anglii ? A gdzie ?

- A bo ja wiem. Jakiś Myndżester, czy coś takiego - zrezygnowana machnęła ręką chwytając siatki z zakupami.

- Wy, młodzi to byście tylko latali i latali zamiast wziąć się do roboty. Krowy nie ma kto wydoić, jajka gniją na grzędach ...

Ostatnie słowa zniknęły gdzieś w oddali myśli En. Każda okazja była dobra, by wyrwać się z tego miejsca.

 

Myndżester okazał się miastem, w którym mieszkał Edward. Polski chłop na emigracji trudnił się budowlanką, remontami i wykończeniówką. Pensja wystarczała mu na wszystko a i czasem coś wepchnął w wełnianą skarpetę uszytą przez mamusię. Raz na pół roku przylatywał do domu zostawiając pieniądze na gospodarstwo i jedzenie.

- Cza se inwestnąć w przyszłość - mawiał uśmiechając się do En, gdy ta wypytywała go o Anglię.

Czas powrotu do pracy zaplanował na przyszły wtorek, więc późnym wieczorem w niedzielę musiał jechać do Wrocławia. En codziennie przychodziła do niego przynosząc świeży chleb prosto z pieca, wędzoną szynkę i szarlotkę.

- Żem się poczuł jak na Amerykanskych filmoch - uśmiechał się pochłaniając ciasto.

- Czy zabierzesz mnie ze sobą ? - zapytała dziewczyna podając mu do ręki ciepłe mleko.

Edward beknął w dłoń chowając nieświeży zapach między nogi, pociągnął porządnie z kubka i odparł :

- A co byś tam robiła hm ?

- Ja chcę tylko wyjechać stąd. Tam, na miejscu mam przyjaciół, oni mi pomogą.

- Tyś se wymyśliła babo. Bilet to nie taka łatwa sprawa, oj nie taka łatwa. No ale pomogem Ci, bo dobry chłop ze mnie.

- Dziękuję - mówiąc to musnęła jego zarośnięty rudym włosem policzek ustami.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...