Skocz do zawartości

W pogoni za En....


Rekomendowane odpowiedzi

- Giń skur....u !! - krzyczał Dymitrij wpakowując cały magazynek w klęczącego przed nim gangstera. Czarne UZI wypluwało z siebie pociski, które zniekształcały martwe już ciało, które jedynie siłą układu kości i mięśni klęczało jeszcze przed rozwścieczonym Rosjaninem.

Po dokonaniu egzekucji widziałem, jak wskakiwał do pokoju rozbijając przy tym szybę własnym ciałem.

Powietrze pachniało śmiercią. Raz po raz z okien rezydencji z krzykiem wylatywał człowiek rozbijając swoje życie o dywany betonu wylane przed rezydencją.

Widziałem ludzi uciekających przed rozwścieczonymi psami, które rządne krwi dopadały co chwila któregoś nieszczęśnika rozszarpując go na kawałki. Rosjanin patrzył jak jego kończyny latają po posiadłości jak patyki rzucane psom na aport.

Widziałem Fabrizzo, który uzbrojony w Kałasznikowa walczył o życie posyłając do krainy wiecznych łowów każdego, kto zbliżył się do drzwi jego pokoju. Szyby w oknach przestały istnieć jeszcze przed moim przyjazdem, dlatego widok był dobry, choć okropny.

Huk wybuchającego granatu w miejscu, gdzie jeszcze kilka godzin temu znajdowała się kuchnia na moment powstrzymał szaleńczą walkę o życie. Sam granat nie narobił tylu szkód, co butla gazowa, która eksplodując zakończyła żywot dobudówki zawalając 30% budynku. Pod gruzami zginęło wielu gangsterów, którzy przed śmiercią podnosili kikuty pourywanych rąk i nóg usiłując wydostać się spod ton kawałków sufitu i ścian.

- Boże, nie ! - piszczała Dasha przyklejając twarz do szyby.

Na dachu stał Dymitrij. Patrzył w naszą stronę wzrokiem pozbawionym złości. Rosjanin podniósł rękę w górę jak by się żegnał. Za nim pojawił się Fabrizzo. Uzbrojony w wielki nóż stanął za Dymitrijem spoglądając w stronę zbierających się na dole gangsterów.

Nastała grobowa cisza. Wszyscy patrzyli w górę na dwóch przywódców mafii.

- Nikt nie będzie bezkarnie napadał na mnie ! - rozpoczął przemowę Włoch.

- Nikomu nie ujdzie na sucho bezczeszczenie ciała moich bliskich. Nikt nie będzie większy od rodziny mojej, która niepodzielnie rządzi od dziesięciu lat na tych terenach.

Fanrizzo złapał Dymitrija za włosy, kopnął go w kolano powodując upadek. Tak skończy każdy z was ! - krzyknął Włoch, po czym łapiąc za nóż rozpoczął odcinanie głowy Rosjanina. Krzyk błagania o życie zmieszał się z krztuszeniem krwią i przerażającym dźwiękiem chrupania ciętej kości. Po minucie ciało Dymitrija spadło na ziemię zmniejszone o głowę.

Wśród resztki rosyjskich wojowników zapanowało przerażenie. Włoscy mafiozi otoczyli ich ze wszystkich stron podchodząc coraz bliżej.

Po kilku minutach Fabrizzo z głową Dymitrija zszedł na dół rozgarniając tłum swoich żołnierzy.

Na środku koła wojowników stał blady jak trup Jerzy. Ściskając w dłoniach nienabity pistolet patrzył na zbliżającego się Włocha. Fabrizzo rzucił w niego głową Rosjanina, która odbijając się od jego ciała potoczyła się po betonie i wpadła do basenu zmieniając kolor wody.

- Na kolana śmieciu ! - krzyknął Fabrizzo.

Jerzy uklęknął przed Włochem nie spuszczając go z oczu.

Otworzyłem drzwi i wygramoliłem się z samochodu. Chciałem iść w stronę teatru śmierci, ale ból złamanej nogi na dobre powstrzymał moje ciało od ruchu. Leżałem na betonie wpatrując się w ostatnie chwile życia człowieka, dzięki któremu przebrnąłem przez szkołę średnią i studia. Obok mnie usiadła na krawężniku Dasha. Już nie ukrywała swoich piersi w koszulce. Nachyliła się nade mną szepcząc mi do ucha " Kiedyś wszystko się poukłada ".

- Myślałeś, że ujdzie Ci na sucho to, co zrobiłeś z moją kobietą ? - zapytał Fabrizzo.

- Dymitrij mi kazał - lamentował Jerzy wyciągając swoje ręce błagalnie w stronę Włocha.

Fabrizzo poprawił swój poszarpany garnitur, wygładził włosy i spojrzał w tłum swoich żołnierzy.

- Gianluca, daj panu spróbować rozkoszy - skinął głową na dobrze zbudowanego kompana, który podszedł do Jerzego rozpinając rozporek.

- Fabio, przynieś kamerę. Nakręcimy co nieco dla rodziny Jurka - powiedział Fabrizzo.

Po chwili Fabio trzymał w dłoniach kamerę, którą skierował na klęczącego Jerzego.

- A teraz zrobisz laskę mojemu koledze - powiedział Fabrizzo ładując pistolet i kierując go w skroń Jerzego.

- Jak będzie dobrze zrobiona, może daruję Ci życie - zarechotał Włoch.

Jerzy płacząc i błagając rozpoczął ohydny rytuał krztusząc się co chwila. Wszyscy Włosi stojący dookoła zaciągali się śmiechem pokazując co chwila palcem na przerażonego Polaka z penisem w ustach.

Po kilkunastu minutach zadowolony Ganluca zapiął rozporek, poklepał Jerzego po głowie i powiedział :

- Gdybyś był moją dziewczyną, miałbyś wszystko za taką laskę.

Fabrizzo nie zamierzał zakończyć ceremonii na tym.

- Nie oglądałem filmu, który nagrywaliście z tym - splunął w tym momencie na podłogę spoglądając w stronę basenu - psychopatą, ale wiem, że zoofilia też wchodziła w grę. To teraz zobaczymy, czy psy polubią twoje dupsko.

Rozebrać go - krzyknął Fabrizzo. Po sekundzie zapłakany Jurek był już nagi. Trzymajcie go. Gianluca, wypuść psy.

Po chwili przy Jerzym stały cztery wielkie Rottweilery.

- Baw się dobrze - powiedział Fabrizzo odwracając się od Polaka plecami.

Widok był okropny. Wszyscy stojący dookoła garstki Rosjan odwrócili się plecami do Jerzego. Włoch zapalił cygaro, zmrużył oczy i po raz pierwszy dostrzegł, że leżę na betonie przed posesją.

Po kilku minutach Fabrizzo przykucnął przy mnie, złapał mnie za ramię i podniósł.

- Nic Ci nie jest przyjacielu ? - zapytał klepiąc mnie po policzkach.

Na w pół przytomny spojrzałem na zakrwawioną twarz Włocha.

- Nie. Nie rób jej krzywdy tylko, proszę ... - odpowiedziałem.

Dasha stała oparta o samochód i patrzyła w stronę zbiorowiska ludzi, wśród których jedynie Fabio patrzył na ucztę psów trzymając kamerę w dłoniach.

- Nie zrobię jeśli tego chcesz - odparł Włoch - ale on zginie.

Kiwnąłem jedynie głową, bo nie miałem siły wypowiedzieć słowa. Po chwili przy nas zjawiło się kilku osiłków.

Fabrizzo powrócił do nieprzytomnego Jerzego, obok którego z wywalonymi jęzorami na wierzchu stały psy.

- Nooo, moje kochane, ulżyło wam ? - zarechotał Włoch głaszcząc olbrzymy po łbach.

No to teraz najlepsza część przedstawienia. Alessandro, przynieś piłę. Potniemy sobie trochę.

Co się stało dalej, nie pamiętam. Pamiętam jedynie zapach delikatnych kropel porannego brzasku, zapach seksu i miłości zaklęty w dłoniach Dashy. Ryk silnika samochodu ukołysał mnie do snu.

- Jedziemy do szpitala - usłyszałem tylko z ust Rosjanki

...i usnąłem.

Odnośnik do komentarza

Zapach mydlanych perfum podniósł moje powieki po kilkunastogodzinnym śnie, podczas którego mój organizm regenerował siły. Nie wiedziałem gdzie jestem, ale zapach perfum przypominał mi ostatnie chwile przed zaśnięciem.

Za oknem słońce budziło wszystko do życia muskaniem promieniami, które razem z kroplami deszczu tworzyły obraz malowany pędzlem najwyższej klasy.

Podniosłem lekko kołdrę do góry. Moja noga uwięziona w plastikowy, niebieski gips wyglądała komicznie, ale przynajmniej ból odszedł. Wszystko zdawało się być tylko snem ... snem w którym przyjaciele przenieśli się do krainy wiecznego szczęścia ...

Po chwili zamyślenia drzwi do pokoju uchyliły się i przez szczelinę głowę wsunęła Dasha. Kiedy dostrzegła że już nie śpię otworzyła już szerzej drzwi i weszła do środka niosąc na tacy kawę i pączki. Wyglądała cudownie. Blond włosy spięte w zgrabny kucyk falowały delikatnie z tyłu głowy. Białe, obcisłe spodnie od dresu idealnie przylegały do jej ciała. Biała bluzeczka z napisem " Love me If You Can " na piersiach wyglądała jak zachęta, jak rozkaz i prośba.

- Cieszę się, że już nie śpisz. Bałam się o Ciebie. Nie budziłeś się już dwa dni - powiedziała Rosjanka siadając na brzegu łóżka.

- Gdzie ja jestem ? - odparłem.

- U mnie w domu - odpowiedziała Dasha uśmiechając się szeroko. Miała zęby białe jak płatki śniegu.

- Jak się tu znalazłem ? I ... gdzie jest moje ubranie ? - zapytałem czerwieniąc się lekko.

- Po wizycie u chirurga założyli Ci gips. Później Luca zawiózł Cię do mnie. Ja wykąpałam Cię, nasmarowałam olejkiem i kremem i położyłam do mojego łóżka - odpowiedziała Dasha schylając się po kubek kawy.

Przez chwilę zastanawiałem się co było po tym jak odjechaliśmy, ale strach stłamsił moją rządzę wiedzy.

- Odpoczywaj. Włączę Ci telewizor. Tutaj masz pilota, tu telefon a tu - wskazała palcem na siebie - osobę, która zrobi dla Ciebie wszystko.

- Dziękuję - odparłem - ale nie wiem dlaczego to wszystko robisz.

- Kiedyś Ci powiem - powiedziała Dasha całując moje czoło swoimi gorącymi ustami.

Kiedy ostatni kawałeczek pośladka Rosjanki zniknął za drzwiami złapałem za telefon i zacząłem wybierać numer do klubu. W tym samym momencie w drzwi od sypialni ktoś zapukał, po czym bez czekania na odpowiedź klamka powędrowała w dół.

W progu stanął Michał Brzozowski i Damian Gorawski. W rękach trzymali wielki bukiet kwiatów, czekoladki i litrową butelkę Jacka Danielsa.

- Martwiliśmy się o Ciebie szefie - powiedział Damian wchodząc pierwszy do sypialni.

- Myśleliśmy, że nie żyjesz - dodał Michał siadając na krześle obok łóżka.

- To jest od zarządu - Damian postawił wielki bukiet kwiatów na podłodze - a to od nas - wręczając mi alkohol i czekoladki otarł łzę ściekającą już po policzku.

- Dziękuję przyjaciele - powiedziałem starając się podnieść z łóżka by usiąść.

- Tylko spokojnie. Odpoczywaj - nerwowo wyrzucił z siebie Michał.

- Długo mnie nie było ? - zapytałem.

- Liga toczy się dalej swoim kołem. W gazetach aż wrze od informacji dotyczących niedawnego mordu u tego Włocha - powiedział Damian.

- A jak Leeds ? - zapytałem poprawiając gips.

- Sam zobacz szefie - Michał podał mi gazetę klubową - tam, na końcu - wskazał palcem - są wyniki pięciu ostatnich spotkań.

Wertowałem każdą stronę gazety oprawionej w najwyższej jakości papier. Na samym końcu rzeczywiście przedstawione były wszystkie ostatnie mecze. Mecze, w których mnie nie było :

Tottenham 3:2 Leeds

Leeds 4:1 Coventry - Michał widząc, że czytam właśnie tą pozycję poprawił delikatnie włosy na głowie prostując się i wypinając pierś do przodu.

Leeds 3:1 Stoke

Birmingham 3:2 Leeds

Sheffield United 1:5 Leeds

- W tym ostatnim spotkaniu - Damian pokazywał palcem na wynik - strzeliłem gola z przewrotki.

- Boże, a już myślałem, że beze mnie nie dacie rady - powiedziałem do chłopaków ocierając pot z czoła.

- Dajemy radę szefie. Przed każdym meczem kibice na trybunach śpiewają pieśń na Twoją cześć - powiedział radośnie Michał zrywając się z krzesła.

- Tak ? A co takiego ? - zapytałem zaciekawiony.

- A nie wsłuchuję się za bardzo, ale pamiętam, że coś o tym jaki byłeś dzielny walcząc za nasz klub, że teraz leżysz gdzieś i odpoczywasz zbierając siły, że powrócisz jak nowo narodzony i zmiażdżysz rywali swoją siłą, że jesteś największy, najmocniejszy i nieśmiertelny - odparł Damian.

- haha, no to mi poprawiliście humor - odpowiedziałem.

Dasha weszła do pokoju trzymając założone na piersi ręce.

- No, chłopaki, dosyć tych odwiedzin. Paweł musi odpoczywać - wyrzuciła z siebie.

Damian zmierzył Dashę wzrokiem, spojrzał na mnie i szepnął :

- No ... z taką to bym mógł odpoczywać do końca życia.

Kiedy wychodzili z pokoju Michał odwrócił się do mnie, pokazał palcem na Rosjankę i podniósł kciuk do góry w geście triumfu. Popukałem się w czoło z uśmiechem spoglądając na Polaka.

Drzwi zostały zamknięte i zostałem znów sam na sam z sobą z ciszą w głuchej sypialni.

Odnośnik do komentarza

Księżyc zaczął spoglądać na ziemię wieczornym chłodem, kiedy kołdra moja spadła na ziemię. Złapałem się oburącz krawędzi łóżka i podniosłem ciało w górę starając się utrzymać równowagę. " Nie mogę tu dłużej zostać " myślałem szukając w ciemności czegoś, czego mógłbym się złapać. " Mogą po mnie przyjść. Nie jestem tu bezpieczny " w myślach toczyłem ze sobą monolog, któremu wtórowało głośne bicie serca. Złapałem za krzesło na którym siedział jeszcze kilka godzin temu Damian. Na siedzeniu leżały moje ubrania, czyste, pachnące i wyprasowane. Kilkanaście minut trwało zakładanie spodni przez plastikowy gips, który jak na złość nie mieścił się w nogawkę. Jakimś cudem jednak przyodziałem cały garnitur ubrań i ruszyłem ku drzwiom trzymając jedną ręką krzesło, a drugą wyciągając przed siebie.

Nagle na oknie pojawiły się dwa koła światła z reflektorów samochodowych. Usłyszałem dźwięk silnika i zatrzymałem się na moment spoglądając za szyby. Przed domem stał terenowy Cadillac, z którego wysiadło dwóch mężczyzn ubranych w czarne garnitury. Nie minęło kilka sekund a drzwi do mojego pokoju otworzyły się na oścież obnażając moją osobę stojącą przy oknie.

- Dlaczego wstałeś ? Przecież miałeś odpoczywać - krzyknęła Dasha podbiegając do mnie i łapiąc mnie za ramiona.

- Wyjdź. Teraz my z nim porozmawiamy - powiedział Fabrizzo wskazując na mnie.

Dasha odprowadziła mnie do łóżka, pomogła usiąść, zapaliła lampkę przy poduszce i wyszła bez słowa zakrywając twarz w dłoniach.

- Cieszę się, że nic Ci nie jest - powiedział Włoch stając przy oknie i spoglądając w stronę samochodu przy którym stał jego goryl.

- To cud, ze Ty żyjesz - odpowiedziałem.

- Cuda się nie zdarzają - zaśmiał się Fabrizzo - to szczęście, nic więcej. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego, co zrobiłem ? - zapytał.

- Tzn czego konkretnie ? - odpowiedziałem zaniepokojony.

- Tego, że płytę z nagraniem egzekucji Jurka wysłałem do Polski - odpowiedział Fabrizzo spoglądając na mnie z przymrużonymi oczami.

Przez moment milczałem przełykając głośno ślinę.

- Tzn do kogo konkretnie ? - ciągnąłem.

- Do Mordy, tego gangstera z Twojego miasta. Niech wie jak kończą zdrajcy - powiedział Włoch.

- Już myślałem, że do rodziny - odpowiedziałem ocierając pot z czoła.

- Strasznie krzyczał na koniec, jak mu ucinałem piłą jaja - rechotał Włoch, ale w porę się opamiętał i nie opisując mi szczegółów.

- Musisz wrócić na ławkę trenerską. Musicie awansować do pierwszej ligi. Wiesz, że jestem bogaty, że nie pożałujesz jeśli tego dokonasz - mówił Fabrizzo wyraźnie zaniepokojony czymś, co starał się ukryć w gąszczu informacji.

- Ciężko będzie, ale zrobię co w mojej mocy - odparłem.

- Twoja En jest teraz w Rosji. Ten wariat porwał ją z Twojego domu i wywiózł na Sybir - mówił Fabrizzo - i tam mieszka razem z prostytutkami z Polski. Pracuje jako sprzątaczka za jedzenie i dach nad głową. Mam tam swoich szpiegów. Nie robią jej krzywdy, chociaż to bardzo dziwne, bo po śmierci Dymitrija rosyjska mafia poprzysięgła zemstę.

- Na pewno nic jej nie jest - zapytałem poruszony zrywając się z łóżka.

- Moja prawa ręka jest tam księgowym. Mówił, że traktują ją jak zwykłą pokojówkę. Przynieś, podaj, pozamiataj. Nie wiem czy Dymitrij przed śmiercią nie powiedział im kim jest En, nie wnikam w to. Najważniejsze, że nic jej nie jest. Ale nie prędko ją zobaczysz. Granice Rosji są teraz szczelnie strzeżone przez żołnierzy Dymitrija. Nie ma możliwości wjechać niezauważonym do tego kraju - Fabrizzo usiadł na krześle, założył nogę na nogę i krzyknął - Dasha, chodź tu !

Do pokoju w przeciągu kilku setnych sekundy wpadła Rosjanka mierząc nas wzrokiem.

- Paweł będzie u Ciebie mieszkał dopóki nie wyzdrowieje. Później przeniesie się do mojej rezydencji. Masz o niego dbać. Jak powie, że chce kaczkę w pomarańczach, masz mu dać kaczkę. Jak powie, że chce wyjść na spacer, masz z nim iść na spacer. Jak powie, że chce żebyś mu zrobiła dobrze, masz mu zrobić dobrze. Zrozumiano ?

Rosjanka pokiwała głową, uśmiechnęła się patrząc mi głęboko w oczy i zapytała :

- Napijecie się czegoś ?

- Przynieś nam literatki. Wypijemy za nasze zdrowie - powiedział Fabrizzo otwierając mojego Jacka Danielsa.

Dasha usiadła na podłodze obok mojego łóżka i zaczęła rozlewać ciecz do szklanych pojemników. Każdemu po równo, tak, by nie urazić nikogo.

Po wypiciu kilku głębszych Fabrizzo opuścił sypialnię w towarzystwie Rosjanki szepcząc jej coś do ucha przed wyjściem z budynku. Leżałem na łóżku błądząc myślami po bezdrożach swojego nieszczęśliwego losu.

Kiedy samochód odjechał spod domu do sypialni ponownie weszła Dasha.

- Zjesz coś ? Chcesz iść na spacer ? Chcesz ... - w tym momencie zaczerwieniła się spoglądając na mnie.

- Usiądź po prostu - odparłem szczerząc zęby - i włącz nam jakąś komedię. Dosyć emocji na dziś.

Odnośnik do komentarza

Opowiadanie jest fantastyczne.Ma w sobie wszystko.Dramaturgię połączoną z trenowaniem Leeds.Bardzo ciekawe zwroty akcji,niesamowite wydarzenia. Jak Byś napisał książkę to każdy gracz Fm przeczytałby ją z niesamowitą pasją.Mam przy okazji takie pytanie.Czy od początku wiedzialeś, że napiszesz o śmierci Jurka??

Odnośnik do komentarza

Staram się trzymać schematu tego opowiadania. Tak, śmierć była zaplanowana przeze mnie.

Kiedy pojawi się nowy Football Manager zacznę nową karierę i opowiadanie. Mam już pomysł na kolejną akcję, ale nie zdradzę szczegółów.

Chciałbym napisać kiedyś książkę, ale kto mi to wyda ? Bądźmy realistami.

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Staram się trzymać schematu tego opowiadania. Tak, śmierć była zaplanowana przeze mnie.

Kiedy pojawi się nowy Football Manager zacznę nową karierę i opowiadanie. Mam już pomysł na kolejną akcję, ale nie zdradzę szczegółów.

Chciałbym napisać kiedyś książkę, ale kto mi to wyda ? Bądźmy realistami.

 

Pozdrawiam

Bądźmy realistami - nie dowiesz się czy Ci ktoś wyda jak nie spróbujesz

Odnośnik do komentarza

Całą noc rzucałem się na łóżku usiłując znaleźć odpowiednią pozycję do spania. Kołdra pomiędzy nogami, na głowie, na podłodze, poduszka pod nogami, bez poduszki, wszystkie sposoby okazały się być beznadziejne. Co pięć minut spoglądałem na czerwone cyferki wyświetlacza budzika ukrytego w radiu, które strzegło mego łoża niczym strażnik Teksasu.

Kiedy wreszcie słońce przebiło się przez gąszcz ciemnej mieszaniny tlenu i azotu nie czekając na śpiew zegarka wskoczyłem w ciuchy i ruszyłem na podbój angielskich stadionów. Droga po schodach okazała się trudniejsza niż przypuszczałem. Po pół godzinnej pielgrzymce nareszcie znalazłem się przy drzwiach wejściowych.

- Żegnaj łóżko, witaj świecie - szepnąłem do siebie spluwając na dłonie i pocierając jedną o drugą.

- A gdzie Ty się wybierasz o tej porze - usłyszałem słowa Dashy kiedy ręką złapałem klamkę. W jednej chwili poczułem się młodszy o dwadzieścia lat, kiedy to wykradałem ciastka z talerza stojącego na stole w kuchni.

- No ... na mecz - odparłem wyraźnie zmieszany.

- Masz tu jedzenie - powiedziała Rosjanka wręczając mi reklamówkę wypełnioną pojemnikami.

- Dziękuję - odparłem częstując ją uśmiechem.

- Ale chyba nie myślisz, że sam tam pojedziesz ? Jadę z Tobą - powiedziała Dasha zakładając na stopy czarne szpilki.

Chcąc nie chcąc zostałem pasażerem samochodu, który prowadziła niedawna jeszcze kobieta lekkich obyczajów. I chociaż podobno żadna praca nie hańbi, nie chciałem się pokazywać z nią w gronie przyjaciół z Leeds.

... nie chciałem, ale musiałem ...

 

Dziś Leeds United spotkało się w lidze z Bristol City. Dasha zawiozła mnie wprost na Ashton Gate, co było dla mnie sporym zaskoczeniem. Nikt z piłkarzy nie wiedział, że przyjadę na ten mecz, dlatego wchodząc do szatni wywołałem wielką euforię.

- Dzień dobry - powiedziałem przekraczając próg przebieralni.

- Cześć szefie !! Co się z Tobą stało - gąszcz ciał przykleił się do mnie jak plaster skutecznie odcinając dopływ powietrza.

- Dajcie mi odetchnąć - wyrzuciłem ostatnimi siłami.

- Spokój ! - krzyknął Gorawski.

- Dziękuję Damian - powiedziałem klepiąc Polaka po ramieniu

- Nie ważne co się ze mną działo. Kiedyś wam opowiem, chociaż w gazetach z tego co się orientuję piszą o tym od kilku dni. Cieszę się, że miażdżycie rywali, chociaż nie ma mnie na ławce trenerskiej. Dziękuję Ci Gustavo - skinąłem głową w stronę Urugwajczyka - że trzymasz wodze tego zespołu. Wygrajcie dziś dla mnie.

Tak jak powiedziałem, tak też się stało. Goście ulegli Leeds 0:1.

 

Po meczu wróciłem z Dashą do jej domu. Całą drogę opowiadałem jej o swoim życiu aż do przyjazdu na wyspy, o Eddiem, o En i o Jerzym. Rosjanka słuchała z przejęciem wszystkiego co mówiłem, pochłaniając z apetytem każdą głoskę.

Kiedy skończyłem swoją opowieść poprosiłem ją o jej życiorys.

- Nie ma co opowiadać. To nic nadzwyczajnego.

- Mimo wszystko nalegam - nacierałem nie dając za wygraną.

- Pochodzę z biednej rodziny. Ojciec był robotnikiem w moskiewskiej fabryce lokomotyw. Zginął pod kołami pociągu. Mama mówiła, że zabrały go anioły, ale ja wiem swoje. Pewnie pokłócił się z kolegą o wódkę i został wepchnięty pod nadjeżdżający pociąg. Ociec lubił pić. Zresztą, kto w Rosji nie lubi. Miałam wtedy 8 lat - ciągnęła Rosjanka raz po raz pociągając nosem.

- A co się stało z mamą ? - zapytałem.

- Mama była sprzątaczką w podstawówce. Kiedyś przyszła wcześniej do pracy, by zrobić swoje i wrócić do domu. Kiedy sprzątała szatnię chłopców usłyszała dziwne dźwięki. Szatnie były ogrodzone wielkimi kratami, jak w klatkach w zoo. Na samym końcu szatni jeden z nauczycieli uprawiał seks z chłopakiem z mojej klasy - powiedziała Dasha spoglądając w lusterko. - Mama poszła na drugi dzień do dyrektora szkoły i opowiedziała mu o zajściu. Została wyrzucona z hukiem z gabinetu pryncypała. Kiedy wróciła do domu przed drzwiami czekało na nią dwóch mężczyzn. Widziałam przez okno jak się kłócili wymachując rękami. Jeden uderzył mamę w twarz. Kiedy podbiegłam do drzwi mężczyzn już nie było. Mama kazała mi iść odrobić lekcje. Na drugi dzień wyszła jak zwykle do pracy, ale już jej nie zobaczyłam. Milicja znalazła ją zakopaną pod schodami wejściowymi do podstawówki - w tym momencie Dasha zatrzymała samochód, otworzyła drzwi i wysiadła.

- Nie musisz mówić dalej - krzyczałem przez otwarte okno.

- Miałam dziesięć lat kiedy umarł mój dziadek. Nikt mnie nie chciał przyjąć pod swoje skrzydła więc wylądowałam na dworcu. Szybko zauważyłam, że więcej zarobię obsługując klientów niż żebrząc. I tak zostałam najmłodszą prostytutką w Moskwie. Trzy lata trwał mój horror, aż przypomniał sobie o mnie Dymitrij. Wujek przygarnął mnie pod swój dach. Miałam mu sprzątać, gotować, zmywać i takie tam, w zamian za jedzenie, dach nad głową i drobne na wydatki. Kiedy miałam 16 lat oddawałam się jego gorylom za pieniądze, bo brakowało mi na ciuchy - wyrzuciła z siebie.

- Dlaczego to robiłaś - zapytałem szczerze zdziwiony.

- To jest jak nałóg. Zamykasz oczy, rozluźniasz ciało i czekasz kilka minut aż napakowany osiłek wyrzuci z siebie kilka kropel. Później dostawałam kilka papierowych pieniędzy. Kilka minut i zarobek na cały miesiąc.

Spojrzałem w oczy blondynki. Nie było w nich strachu, obrzydzenia ani smutku. Jej oczy były przepełnione nadzieją. Wyglądały jak statek rozbity o rafę koralową, który nie idzie na dno, ale smagany wiatrem i topiony falami powoli oddaje ducha rzeczywistości. Cudowna chwila zaklęta w źrenicach ... a dookoła dym papierosa.

Odwróciłem głowę w stronę szyby, wcisnąłem guzik i szkło powędrowało w górę odcinając mnie od rzeczywistości.

Odnośnik do komentarza

Pierwszy mecz na ławce trenerskiej po długiej przerwie obejrzałem na Elland Road. Na stadion Leeds przyjechało Cardiff City. Nie miałem zielonego pojęcia kto jest w jakiej formie, kto ma kontuzje, kto jest z kim w konflikcie. Porozumiewałem się z moim asystentem raz po raz krzycząc coś do moich podopiecznych, którzy z całego serca chcieli wygrać to spotkanie. Niestety pan Fred Graham i tym razem pokazał nam środkowy palec drukując całe spotkanie. I gdyby nie cwaniactwo boiskowe Damiana, pewnie poleglibyśmy z kretesem. Tymczasem w 66 minucie spotkania Gorawski dostał podanie od Stancu, wypuścił piłkę przed siebie i markując uderzenie minął dwóch środkowych obrońców wychodząc sam na sam z bramkarzem rywali. Efekt ? Leeds 1:1 Cardiff

 

Przedzierając się przez gąszcz narzekań, błagań, prezentów i komplementów ze strony Dashy udałem się już niemal w pełni sił na Selhurst Park, do Londynu. Rosjanka prowadziła samochód nie pozwalając na to, bym pojechał na mecz razem z drużyną.

- Jeszcze się rozchorujesz i znów wylądujesz w łóżku - mówiła mrużąc do mnie swoje piękne oczy.

Cóż mogłem zrobić więcej. Wzruszałem bezradnie ramionami częstując ją uśmiechem.

 

W meczu z Crystal Palace zabrakło miejsca w składzie dla Jermaine Beckforda. Po kompletnie nieudanych spotkaniach z początku sezonu jego miejsce ponownie zajął Tore Andre Flo. Z kolei na prawej flance zamiast Sebastiana Carolle postanowiłem wystawić ofensywnego Le Talleca. Zespół zagrał w tradycyjnym ustawieniu 4-4-2 z dwoma ofensywnie usposobionymi bocznymi pomocnikami - Gorawskim i Le Talleciem. Ich rajdy skrzydłami kończyły się najczęściej mocnym dośrodkowaniem w pole karne, gdzie potężnie zbudowany Norweg straszył co chwila bramkarza rywali. Worek rozwiązał się już w 34 minucie, kiedy to Flo z główki zdobył pierwszego gola umieszczając futbolówkę w okienku bramkarza Crystal.

Na początku drugiej połowy fenomenalny Stancu podwyższył wynik meczu na 2:0 zdobywając gola z rzutu wolnego bitego z prawej strony pola karnego.

Crystal Palace 0 : 2 Leeds

Kolejne trzy punkty umacniały nas na pozycji lidera.

 

Fabrizzo dzwonił do Dashy codziennie o 19:45. Rosjanka musiała zdawać mu relację z całego dnia, opowiadała mu o meczach, stanie zdrowia i planach na jutro. Strasznie mnie to denerwowało, bo powoli zaczynałem tracić grunt pod stopami. Nie mogłem wychodzić na spacer, rozmawiać ze znajomymi przez telefon, jeść kurczaków ani pić Whisky. W zamian oglądałem Rosjankę biegającą wieczorem między łazienką a własnym pokojem, która za każdym razem miała mniej ubrań na sobie. Moje posiłki ograniczały się jedynie do owoców mytych przed konsumpcją w gorącej wodzie, ryżu z mrożonkami, a w ramach alkoholu mogłem wypić lampkę wina przed zaśnięciem. Codziennie w nocy Dasha przychodziła do mojego pokoju sprawdzając, czy jestem przykryty. Wstyd mi było nawet bąki puszczać pod kołdrą, więc leżałem zwinięty w kulkę czekając, aż Dasha wejdzie, nachyli się nade mną w samym staniku, pocałuje mnie w szyję i wyjdzie myśląc że śpię. Zastanawiałem się często kiedy jej piersi wylecą z miseczek i uderzą mnie w policzki budząc z tego niby snu. Zastanawiałem się też co bym wtedy zrobił ...

 

Kolejny mecz, kolejne nerwy i kolejne 90 minut na ławce trenerskiej w charakterze obserwatora. Potężne niegdyś Ipswich Town przyjechało na Elland Road w najmocniejszym składzie. Pamiętałem ich z czasów, kiedy grali w Pucharze Uefa, a dziś byli rywalem mojej drużyny. To było naprawdę niesamowite przeżycie.

Kiedy sprowadzałem do klubu Stancu, większość trenerów pukała się w głowę mówiąc, że Rumuni nie potrafią grać w piłkę.

- Rumun to nie pochodzenie. To zawód - mówił Bates uderzając pięścią w stół.

Całe szczęście, że dostałem wolną rękę i to ja byłem Michałem Aniołem klubu.

Bogdan Stancu nie tylko czarował niekonwencjonalnymi zagraniami, ale też strzelał bramek więcej, niż pozostali piłkarze razem wzięci. W spotkaniu z Ipswich również zdobył gola. Po solowym rajdzie minął skracającego kont bramkarza i strzelił do pustej bramki wprawiając w psychiczny orgazm tysiące kibiców na trybunach. Niestety w 88 minucie kontrowersyjną bramkę zdobył Walters. Futbolówka po jego strzale uderzyła w poprzeczkę i spadła na linię bramkową. Do dziś nie wiem jakim cudem Paul Taylor zobaczył piłkę w bramce. Po spotkaniu oglądałem tę sytuację kilkadziesiąt razy. Za każdym nie byłem przekonany o słuszności decyzji.

Leeds 1 : 1 Ipswich

Odnośnik do komentarza

W poniedziałkowy poranek nareszcie gips został stracony przez chirurga na ceremonii obnażania mojej prawie zdrowej nogi. W poczekalni ludzie spadali z krzeseł ze śmiechu spoglądając na moje wygibasy. Jedna noga stąpała twardo po ziemi, ale druga uderzała kolanem w brodę. Czułem się lekki jak płatek śniegu.

Wychodząc ze szpitala trzymałem się prawą ręką poręczy, lewą ramienia Dashy. Na parkingu szpitala stał czarny mercedes, tak dobrze mi znany z włoskiej rezydencji. Kiedy Fabrizzo zobaczył mnie z uśmiechem na twarzy, wysiadł z auta, podszedł do mnie i zapytał :

- Wszystko w porządku ? Jak się czujesz ?

- Aż za dobrze - odparłem z radością w oczach.

- To dobrze. Dasha, Ty wracaj do domu - skinął głową na zapatrzoną w moje oczy Rosjankę - a my się przejedziemy.

Chcąc, nie chcąc musiałem wsiąść do samochodu mafiozy. Tylna kanapa okazała się po raz pierwszy wygodna.

Droga wiodła przez leśne dróżki skute niegdysiejszym asfaltem, na których dziur było prawie tyle ile w ciele rosyjskich goryli Dymitrija.

- Dokąd jedziemy ? - zapytałem Włocha, który właśnie wyjmował z kieszeni swojej marynarki telefon.

- Zobaczysz. Mam dla Ciebie małą niespodziankę - odparł Fabrizzo uderzając mnie lekko swoją wewnętrzną częścią dłoni w prawie zdrowe udo.

Tirówka jedna po drugiej uśmiechały się do nas machając rękami. Czułem się prawie jak w zoo, tyle że obiektem zamkniętym byliśmy my. Przydrożne bary przepełnione kierowcami ciężarówek zdawały się być oazami odpoczynku. Niestety w rzeczywistości były to miejsca schadzek najtańszych kobiet, które oddawały już za gorącą herbatę, papierosa i miłe słowo.

W pewnym momencie kierowca zahamował, skręcił w prawo i wjechaliśmy w leśną ścieżkę, tak dobrze znaną tym pięknym kobietom. Głupie, myślały, że trzech facetów przyjechało się odprężyć i biegły za tyłem naszego samochodu jak żywe trupy za żywym człowiekiem. Nim zdążyłem się zorientować co jest grane z gąszczu drzew wyłonił się niewielki domek z dachem krytym strzechą. Jego mury były nagie, pozbawione nawet śladowej ilości tynku. Jedynie firanki w oknach świadczyły o tym, że ktoś w środku jednak mieszka. Zajechaliśmy pod same drzwi. Kierowca wysiadł zza kółka, podszedł do nas, otworzył drzwi i powiedział :

- Jesteśmy. Czekają na was.

- Ale kto czeka ? - odparłem łapiąc się kurczowo krawędzi drzwi.

- Za chwilę się dowiesz - powiedział Fabrizzo wypychając mnie na powietrze obiema rękoma.

Leśne powietrze nafaszerowane drobinkami wody było cudownie orzeźwiające. Śpiew ptaków zdawał się działać na nerwy lepiej niż wszystkie chemikalia zamknięte w tabletce. Wyciągnąłem się głośno ziewając i zacząłem podziwiać cuda przyrody zrodzone tuż przy domku.

Fabrizzo wyjął z kieszeni paczkę papierosów.

- Chodź przyjacielu. Chociaż tyle na dziś mogę Ci pokazać - mówiąc to objął mnie ramieniem i poszliśmy razem w stronę drzwi.

Kiedy nacisnąłem na klamkę usłyszałem skrzypnięcie starych, dębowych drzwi, które z majestatyczną prędkością obnażyły wnętrze budynku. W środku nie zobaczyłem nikogo. Weszliśmy do środka tylko we dwoje. Fabrizzo zamknął za sobą drzwi, pociągnął za sznureczek wiszący obok klamki i ciemność wypełniła się blaskiem słabej żarówki. Czułem się jak na tanim filmie sensacyjnym, w którym komendant Kowalski przesłuchuje pana Iksińskiego.

- Chodź. Są tutaj - wskazał ręką Włoch na schody prowadzące na pierwsze piętro.

- Ale tu nie ma poręczy, a ja z tą nogą to ... tak jakoś ... nie bardzo - odparłem zmieszany.

- Złap się mnie. Jesteś silny chłop, nie baba - huknął na mnie mafiozo łapiąc mnie za ramię.

Wspinaczka po schodach okazała się cięższa, niż godzinny trening.

Na samej górze, w pokoju siedziały dwie dziewczyny i potężnie zbudowany mężczyzna.

- Zostaw nas na chwilę samych - powiedział Fabrizzo bez sentymentu.

" Pudzianowski " wstał, spojrzał na kobiety z uśmiechem i odparł :

- Moje kurczaczki, ale ja tu zaraz wrócę !

Kiedy zostaliśmy sami Fabrizzo kazał mi usiąść obok kobiet, a sam zajął miejsce na drewnianym krześle stojącym w koncie pomieszczenia.

- No więc - rozpoczął mowę - drogi przyjacielu, to są Ruslana i Svetlana, dwie rosyjskie prostytutki, które uciekły z Moskwy w nadziei, że w Polsce znajdą lepsze życie. Niestety jedyne co znalazły to niemieckich grubasów, którzy za potężne jak na rosyjskie warunku, pieniądze używali ich jako narzędzie do relaksu. Po pewnym czasie jeden z nich przywiózł je na wyspy chcąc uczynić je własnymi prostytutkami. Bastian, to jeden z moich przyjaciół. Kiedy opowiedział mi o swoim nowym nabytku pojechałem do niego by sprawdzić jakość kupionego towaru - roześmiał się Włoch - po czym dowiedziałem się, że pracowały w Rosyjskim Śnie, tym samym, w którym En jest sprzątaczką.

- Co ? - zerwałem się na równe nogi mierząc obie dziewczyny gorącym spojrzeniem.

- No właśnie to co słyszysz - powiedział Włoch wskazując ręką na Rosjanki.

Ruslana pomyślała, że przyszliśmy skorzystać z ich usług. Po skinięciu Fabrizza zrzuciła z siebie koszulkę i zaczęła zdejmować spodnie ukazując nam swoje piękne, nagie i pełne alkoholu ciało.

- Co Ty robisz durna ! - krzyknął Fanrizzo.

Svetlana spojrzała na koleżankę, nie rozumiejąc ani słowa też zrzuciła z siebie ciuchy, położyła się na łóżku i zaczęła gładzić swoje podbrzusze dłonią.

- No i tak to właśnie z nimi jest. Rozmawiać nie chcą, ale pracy sie nie boją - roześmiał się Włoch.

- Tak, są piękne, ale mnie to nie rusza. Co się dzieje z En ? - zapytałem siadając obok nagiej brunetki.

- No więc właśnie ... mam pomysł jak ją wydostać z Moskwy. Bo widzisz ... Bastian często korzysta z domów uciechy cielesnej będąc na delegacji. Trochę nie rozumiem jego podejścia do życia, bo ma piękną żonę i trójkę dzieci. Często jest tak, że przyjeżdża do agencji, wybiera dwie, trzy dziewczyny, płaci alfonsowi i zabiera je do siebie do domu by zrelaksowały jego, jego goryli i przyjaciół. I pomyślałem, że może będąc w Moskwie kupi właśnie En, przywiezie ją na wyspy, a stąd już jej wydrzeć nie pozwolę.

Nie zdążyłem odpowiedzieć, gdy Ruslana usiadła mi na kolanach i zagłębiła język w moich ustach.

- Tfuu, spier...j ode mnie - krzyknąłem zrzucając dziewczynę na podłogę.

Dziki rechot Fabrizza zakończył naszą rozmowę.

Odjeżdżając dusiłem w sobie dwie myśli. Co będzie, jeśli Bastian nie kupi En ? Ta myśl nie była jednak tak straszna, jak ta, że Bastian to niemiecki przedsiębiorca. A co będzie, jeśli uzna, że En bardziej przyda mu się jako dziewczyna do uciech, niż dziewczyna dla Włocha ?

 

ó

Odnośnik do komentarza

Elland Road wyglądało tego dnia przepięknie. Śpiew ptaków radośnie baraszkujących na krawędzi dachu wprawiał w błogi nastrój nawet najbardziej skacowanych piłkarzy. Nareszcie byliśmy razem, zwarci i gotowi. Bez gipsu czułem się jak nowo narodzony.

Dzisiejsze spotkanie z Charltonem było kolejnym pojedynkiem, w którym drugi garnitur przyodziało Leeds, by dać odpocząć tym najlepszym. Analizując dokonania piłkarzy z drugiej drużyny postanowiłem przesunąć do pierwszej jedenastki Simpsona, Scribe, Cetnarskiego i Sonko. Czterech rezerwowych piłkarzy wybiegło na murawę w podstawowym składzie wprawiając z zdumienie wszystkich zgromadzonych na trybunach. Mecz wyglądał jak walka gladiatorów. Zacięte pojedynki kończyły się najczęściej faulem, dlatego dziękowałem Bogu za pomysł wprowadzenia rezerwy. Gdyby komuś przytrafiła się kontuzja, nie będzie to koniec świata.

Po 90 minutach na ekranie ponad trybunami widniał wynik 3:3. Koncertowa gra Stancu była wisienką na torcie.

Cztery dni przerwy między meczami nie naładowało naszych akumulatorów. Sam byłem potwornie zmęczony codzienną rutyną przygotowań do walki w lidze. Zmieniłem plan treningowy wprowadzając więcej teorii taktycznej, a skracając czas wykonywania rzutów wolnych zmieniłem nastawienie drużyny. Boczni obrońcy od tej pory musieli włączać się do ataku zamieniając się miejscami z pomocnikami. Stancu był najbardziej wysuniętym napastnikiem, natomiast Flo musiał schodzić po piłkę do środka pola. Dwóch defensywnych pomocników miało stanowić zaporę nie do przejścia. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Spotkanie z Wigan było pierwszym meczem, w którym moja taktyka miała wziąć górę. Niestety, jak to zwykle bywa z eksperymentami i tym razem ponosiłem po części porażkę. Nie skonstruowaliśmy ani jednego składnego ataku. Zepchnięci do defensywy raz po raz cudem wychodziliśmy z opresji nie tracąc bramki.

Remis 0:0 był dla nas naprawdę zwycięstwem.

Po spotkaniu spotkałem się z zarządem w biurze. Analizowaliśmy ostatnie mecze wyszukując najsłabsze punkty drużyny. W prasie pojawiła się informacja, jakoby magnat z Ameryki Północnej szykował się do przejęcia Leeds. Tym samym miałem stracić posadę menedżera na rzecz Glena Hoddle'a. Prezes rozwiał jednak moje wątpliwości tłumacząc się tym, iż prasa stara się znaleźć kolejny smakowity kąsek. Po strzelaninie u właściciela klubu jesteśmy na cenzurowanym.

Nie zrażając się zaistniałą sytuacją przystąpiłem do pojedynku o trzy punkty ze słabiutkim Brighton, które w obecnych rozgrywkach było faworytem do spadku. Jedyną bramkę zdobył Rumun Stancu w 20 minucie z rzutu karnego.

Leeds 1:0 Brighton

To był naprawdę pracowity tydzień. Pomimo długiego urlopu spowodowanego złamaną nogą na nowo poczułem się jak człowiek toczący przed sobą na górę wielki głaz życia.

Odnośnik do komentarza

Trzepot skrzydeł zbudził mnie w środku nocy. Prawą ręką zrzuciłem z siebie nerwowo kołdrę i usiadłem na łóżku spoglądając niepewnie w stronę okna. Firanka falowała na wietrze tworząc obraz rodem z horroru. Wstałem. Moje stopy dotknęły chłodnych paneli. Blask księżyca mącił ciemność spokojnej ciszy nocnej raz po raz spoglądając na moją koszulę nocną. Podszedłem do okna. Na parapecie siedziała szara sowa wlepiając we mnie swoje ogromne, żółte ślepia.

- O kur...a - pomyślałem odchylając firankę.

Wielki ptak rzucił przerażone spojrzenie na moje ciało, zerwał się niczym bolid formuły 1 i zniknął trzepocząc skrzydłami w głębinach nocnych przestworzy. Spoglądałem na falujące pióra pożerane przez czerń powietrza i myślałem o tym, jak by to było móc polecieć, być wolnym, rzucić wszystko i odejść w zapomnienie.

Nagle zerwał się wiatr zamykając z hukiem prawą połowę okna. Odskoczyłem na bok.

- To tylko wiatr - powtarzałem w myślach podchodząc ponownie do szyby.

Chwilę później szum spadającej z chmur na ziemie wody zmącił całkowicie ciszę budząc niepokój i niepewność. Cały świat w kilkanaście sekund zmienił się nie do poznania. Spojrzałem w prawo, w stronę bramy wjazdowej przy której zwykle siedział uzbrojony w Kałasznikowa żołnierz Fabrizzo. Tej nocy nie było tam nikogo. Światło księżyca odbijało się jedynie od tafli świeżych kałuż rozświetlając podwórkową szarość.

Odwróciłem się od okna i ruszyłem w stronę łóżka. W połowie drogi zatrzymałem się, bo zza drzwi wejściowych do mojego pokoju słychać było kroki. Drobne kroki tłumione przez podeszwę japonek.

Nieskrzypiące drzwi uchyliły się delikatnie wprawiając firanki w zwariowany taniec. Stałem pośrodku pokoju spoglądając na zaspaną Dashę, która zawsze o tej godzinie przychodziła do mnie sprawdzając czy jestem nakryty.

Rosjanka wsunęła delikatnie głowę w otwór pomiędzy ościeżnicą a drzwiami, ogarnęła pokój wzrokiem i zatrzymała go na mnie.

- mmmm .... dlaczego nie śpisz .. mmmm ? - zapytała zaspanym głosem.

- Idę właśnie zamknąć okno, bo zimno mi - skłamałem odwracając się od niej plecami.

- Połóż się mmmm ... ja zammmmknęę - mruczała na w pół przytomnie Dasha.

Kiedy drzwi do pokoju uchyliły się ujrzałem Anioła odzianego w skąpą pidżamę. Błękitna góra miała wycięty mocno dekolt obnażając nagie piersi, które falując w rytm stawianych na panelach stóp wprawiały moje ciało w drgania.

- Boże ... jaka Ty piękna jesteś - powiedziałem do dziewczyny, która właśnie nachylała się by wyjrzeć na podwórko.

Dasha odwróciła się w moją stronę spoglądając w moje oczy tak, jak spogląda pies na człowieka trzymającego w rękach kość. Nie mówiąc ani słowa podeszła do mnie, dotknęła ustami mojej szyi i powiedziała :

- Jak będzie chciał żebyś mu zrobiła ...

Przerwałem jej cytowanie słów Fabrizzo kładąc palec na ustach.

- Ciii ... nie kończ - szepnąłem jej do ucha całując jego krawędzie.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...