Skocz do zawartości

Wielka rodzina


wenger

Wyniki są wiążące.  

88 użytkowników zagłosowało

Nie masz uprawnień do głosowania w tej ankiecie oraz wyświetlania jej wyników. Aby zagłosować w tej ankiecie, prosimy się zalogować lub zarejestrować.

Rekomendowane odpowiedzi

Awans? Powiedziałbym teraz albo nigdy...

---------------------------------------------------

 

Ostatnie szlify przed ligowym sezonem – za przeciwników mieliśmy już samych czwartoligowców, którzy mieli przetestować naszą faktyczną wartość. Na pierwszy ogień poszła drużyna Sparvagen, przeciwko której wybiegli tylko rezerwowi gracze. Musiałem ich przecież ogrywać, aby w razie kontuzji byli gotowi do gry na 100% swoich możliwości. W podstawowej jedenastce znalazło się większość zawodników, stanowiących trzon drużyny z pierwszego sezonu. Nic dziwnego, że goście obnażyli wszystkie nasze słabości i bez problemu odnieśli przekonywujące zwycięstwo.

 

Mecz towarzyski:

Varmbols[4L] – Sparvagen[4L] 0:3 (0:0)

(Stahl 2, Shkulig)

 

Widzów: 47

Notes: Wyraźny brak ogrania.

 

 

W kolejnym meczu żartów już nie było. Wybiegliśmy w optymalnym ustawieniu i nie daliśmy żadnych szans przeciwnikom. Szybko opanowaliśmy środek pola, skąd poszły dwie pierwsze asysty w tym pojedynku. Obie wykorzystał niezawodny Marcelinho, a trzeciego gola dołożył obrońca Saine, który potwierdził, że aklimatyzacja w nowym otoczeniu przebiega bez jakichkolwiek zgrzytów.

 

Mecz towarzyski:

Varmbols[4L] – Frej[4L] 3:0 (0:0)

(Marcelinho 2, Saine)

 

Widzów: 47

Notes: Moc jest z nami – oby tak w lidze było.

 

 

Dość niespodziewanie w naszym kalendarzu pojawił się mecz pucharowy z trzecioligową drużyną Ostersunds FK. Postanowiłem wystawić po raz kolejny rezerwowy skład, gdyż kluczowi zawodnicy byli za bardzo przemęczeni ostatnim sparingiem. Gdybym wiedział, że Puchar Szwecji to bardzo ważne rozgrywki, pewnie postąpiłbym inaczej. Przed tą potyczką musiałem odpowiadać na liczne pytania dziennikarzy i tłumaczyć się kibicom, dlaczego nie grają najlepsi. Na dodatek stadion zapełnił się niemalże całkowicie, co było zjawiskiem dotychczas niespotykanym i nieoczekiwanym zarazem.

Odnośnik do komentarza

Pucharowy pojedynek przyciągnął na trybuny rekordową liczbę widzów, a ja zacząłem mocno żałować decyzji wystawienia rezerwowego składu.

 

Ostersunds FK, 3 liga.

50:1, u siebie.

Puchar, drugi garnitur.

Nic dobrego z tego nie wyjdzie…

 

Mając w pamięci dotkliwą porażkę ze Sparvagen, nakazałem bardzo ostrożną grę i atakowanie przeciwnika dopiero na własnej połowie. Tymczasem moi piłkarze nie przestraszyli się wyżej notowanego rywala i od początku śmiało zapuszczali się pod jego bramkę. Już w 8 minucie Noden wyszedł na czystą pozycję, ale bramkarz wyczuł jego intencje i sparował uderzenie na rzut różny. Potem obie jedenastki miały jeszcze swoje szanse, ale brakowało precyzji, bądź bramkarze byli na posterunku i bronili niebezpieczne uderzenia. Gdy zegar wskazał 84 minutę, wyciągnąłem asy z rękawa, desygnując do boju trójką muszkieterów: Talevski, Marcelinho, Raditenac. Po 5 minutach Marcelinho urwał się lewym skrzydłem, idealnie obsłużył Nodena, a ten spokojnie położył bramkarza i umieścił piłkę w pustej bramce. 1:0! Myśleliśmy, że jest po meczu, ale w 3 minucie doliczonego czasu lewy obrońca Svensson tak niefortunnie podawał do bramkarza, że piłkę przejął Elving i doprowadził do wyrównania.

 

90 minut to była tylko przygrywka do prawdziwych emocji, jakich byliśmy świadkami w dogrywce.

 

W 96 minucie Marcelinho ograł bramkarza i uderzył obok słupka. W 106 minucie kolejna szybka akcja tego zawodnika zakończyła się faulem, za który sędzia sprezentował nam rzut karny. Pechowym egzekutorem okazał się Noden i gra toczyła się dalej. Za moment jeden z napastników gości nie trafił do pustej bramki. Kibice oglądali końcowe fragmenty na stojąco. Akcja za akcję, strzał za strzał – nikt nie myślał o obronie. W 112 minucie nastąpiła długo oczekiwana eksplozja radości. Noden wszedł odważnie pomiędzy obrońców i tym razem skutecznie przelobował bramkarza. 2:1! Bohater był na ustach, ale musieliśmy jeszcze utrzymać korzystny wynik. Jeden z napastników gości ograł Martenssona i nie trafił po raz kolejny do pustej bramki. Coś nieprawdopodobnego! W końcówce czerwoną kartkę ujrzał Svensson, a po drugiej stronie boiska Marcelinho mając przed sobą pustą bramkę został powalony przez Sallandera... bez konsekwencji. Koniec meczu przyjąłem z prawdziwą ulgą, gdyż wiele rzeczy mogło się jeszcze wydarzyć.

 

Puchar Szwecji – 1 runda:

Varmbols[4L] – Ostersunds FK[3L] 2:1 (1:1, 0:0)

89’ – Noden 1:0

90’+3’ – Elving 1:1

112’ – Noden 2:1

 

Widzów: 623

Notes: Co za mecz! Prawdziwe pucharowe emocje!

Odnośnik do komentarza

Podziękuję po następnej rundzie ;)

----------------------------------------

 

- Wenger, to są normalne jaja!

- Qcz, że niby co?

- Fakt, statek sobie kupiłem dzięki twoim zwycięstwom w poprzednim sezonie, ale ja bym chciał mieć teraz całą flotę! Co oni podają, co to za sztucznie obniżony kurs na twoje zwycięstwo wywiesili? 2:1, przecież to absurd? A może coś wyniuchali?

- Żaden absurd, jesteśmy czwartym z kolei faworytem naszej grupy. W końcu docenili moje ruchy transferowe.

- To nie jest dobry kurs, na czym ja teraz będę zarabiał?

- Nie bój nic, w pojedynczych meczach zawsze będziemy mieli przynajmniej 10:1…

 

I rzeczywiście. Po raz pierwszy od bardzo, bardzo długiego czasu byliśmy wymieniani jako jedni z faworytów rozgrywek. Była to zupełnie nowa dla mnie sytuacja, z którą trochę dziwnie się czułem. Zważywszy na nasz potencjał, miejsce poza pierwszą trójką przyjmę jako osobistą porażkę.

 

Wyniki losowania 2 rundy Pucharu Szwecji przyjąłem z ogromnym zadowoleniem. Za kilka dni miał zawitać do nas utytułowany pierwszoligowiec Elfsborg, a to oznaczało komplet widzów na trybunach oraz dochody ze sprzedaży hot-dogów, chipsów łososiowych i innych świństw. Po cichu marzyłem o megasensacji, oczami wyobraźni widziałem się w blasku fleszy, udzielającego ekskluzywnych wywiadów i przyjmującego intratne propozycje… ech.

 

Ostatnim sprawdzianem przed pucharowym bojem była potyczka z zespołem Dala Jarna. Bardzo dziwny przebieg meczu podzielił obie jedenastki punktami, ale wszystkie statystyki były na naszą korzyść. Wpierw prowadzenie objęli gospodarze, ponieważ Malke pomylił koszulki i podał piłkę do przeciwnika. Długo biliśmy głową w mur, posiadając ogromną przewagę, aż w końcu Radetinac zdołał pokonać golkipera miejscowych przytomnym uderzeniem z kilku metrów i był to jedyny pozytywny aspekt tego widowiska. Po stronie strat musieliśmy zanotować kontuzję Marcelinho, który będzie kurował się co najmniej dwa tygodnie.

 

Mecz towarzyski:

Dala Jarna[4L] – Varmbols[4L] 1:1 (0:0)

(Holgersson – Raditenac)

 

Widzów: 38

Notes: Wszystkie oczy na Katrineholm! Pucharowa środa tuż, tuż…

Odnośnik do komentarza

Nadkomplet widzów na naszym stadionie to rzecz niespotykana, ale puchar wyzwala w ludziach zupełnie inne emocje niż zwykły ligowy mecz. Przecież wszyscy oczekują tylko jednego, aby Dawid pokonał Goliata i w skrytości ducha wierzą, że stanie się to właśnie dzisiaj, na tym stadionie. Piłkarze również zechcą być bohaterami jednego dnia i zrobią wszystko, aby ten jeden, jedyny raz wspiąć się ponad swoje umiejętności, wykrzesać kondycyjne rezerwy, walczyć do upadłego i dorównać nieosiągalnemu rywalowi. W piłce wszystko może się zdarzyć, czasem brakuje niewiele, tak niewiele…

 

Elfsborg, ekstraklasa.

50:1.

Nie mamy prawa nawet pomarzyć o równorzędnej walce.

 

Na cóż mogliśmy liczyć? Na najniższy wymiar kary albo łut szczęścia, który pozwoliłby chociaż przez pewien czas pożyć wątłą nadzieją. Nadzieja została rozwiana w 15 minucie, kiedy goście szybką wymianą podań rozkleili moją obronę i otworzyli wynik meczu. Dalsza część gry wyglądała jak typowy mecz kontrolny. Lepsi przeciwnicy byli bez przerwy przy piłce, a my mogliśmy tylko oglądać ich poczynania i do maksimum zagęścić pole gry przed bramką Hallina, aby uniknąć dalszych strat. Druga bramka długo nie padała, za długo… Dwadzieścia kilka strzałów oddanych na naszą bramkę nie przyniosło rezultatu. Przez chwilę przemknęło mi przez głowę, że mecz układa się po naszej myśli. Przecież wystarczyła jedna akcja, jedna piłka, która zaskoczyłaby uśpionych obrońców Elfsborga. I oto się stało… Marcelinho, bezczelny, ośmielił się przekroczyć połowę boiska i pomknąć po lewym skrzydle. Nie miał komu dośrodkowywać, partnerzy nie nadążyli. Uderzył więc z całej siły w poprzek bramki, a tam obrońca Kibebe fatalnie skiksował i zamiast wybić futbolówkę daleko przed siebie, skierował ją do własnej bramki. GOOOL!!! 1:1! Malutki stadionik miał swoją wielką chwilę, szaleństwo ogarnęło wszystkich!

 

7 minut do końca. Przeciwnik 4-3-3, my odważnie 4-2-1-3.

 

Serce mi mocniej zabiło, kiedy rozochoceni piłkarze Varmbols zapędzili się pod pole karne rywali i wypracowali Radetinac’owi dogodną sytuację. Serb nie wytrzymał napięcia, strzelił obok. Gwizdek sędziego oznaczał 30 minut dodatkowych emocji.

 

Goście wzięli się solidnie do roboty i w 93 minucie Keene jakimś cudem nie trafił do pustej bramki. Potem strzelał J. Gustaffson, ale wysoko nad poprzeczką. Sensacja wisiała na włosku, czułem to! Nasi przeciwnicy byli wyraźnie lepsi, oddaliśmy im całkowicie boczne sektory boiska, ale oni uparcie dalej pchali się środkiem. Ja zostawiłem czwórkę piłkarzy na desancie i liczyłem na cud. Jednak obrońcy nie dawali się zaskoczyć, byli szybsi, lepiej wyszkoleni i tłumili nasze zamiary w zarodku. I nastała 99 minuta. Dlaczego ona, taka pechowa? Jak na ironię bramkę straciliśmy po… kontrataku. Keene wyszedł na czystą pozycję i nie dał szans Hallinowi. Błagalnym wzrokiem patrzyłem na sędziego bocznego. Spalony? Nie… Za dwie minuty Berglund powinien rozwiać wszelki wątpliwości, ale fatalnie przestrzelił z najbliższej odległości. Odpuściliśmy całe pole gry, daliśmy grać rywalom i szukaliśmy jednej akcji, jednego podania. A nuż się uda? Na próżno. Czas płynął nieubłaganie, już nie wierzyłem, nie mieli siły. W doliczonym czasie Berglund postawił kropkę nad „i”. Koniec.

 

Puchar Szwecji – 2 runda

Varmbols[4L] – Elfsborg[1L] 1:3 (1:1, 0:0)

15’ – Sjohage 0:1

83’ – Kibebe 1:1 samob.

99’ – Keene 1:2

120’ – Berglund 1:3

 

Widzów: 706 (nadkomplet)

Notes: Po cichu liczyłem, że FM zrobi mi niespodziankę. Nie, to by było za pięknie.

Odnośnik do komentarza
Czy jest rozgrywane Royal League?

Nie wiem, o czym mowa. Z Royala mamy tylko spirytus :]

------------------------------------------------------------------

 

Nadszedł czas inauguracji. Skład miałem nieporównywalnie mocniejszy, niż w roku ubiegłym, ale czy to wystarczy? Czy nie trafimy na drużynę pokroju Esklinstuny City z ubiegłego sezonu? Nie będę niczego owijał w bawełnę i udawał fałszywą skromność. Wypożyczeni zawodnicy mają poderwać drużynę i wywalczyć awans do 3 ligi. Jak nie teraz, to nigdy! Piłkarze Varmbols będą grać pod ogromną pod presją wyniku. Jeśli im się nie uda, to wylecą wszyscy, albo – co bardziej prawdopodobne – zrezygnuje trener i wróci niepyszny w ojczyste strony.

 

- Wenger! Gotowy?

- Gotowy szefie, gotowy! Tylko ranga jednego z faworytów trochę mnie stresuje, nie lubię tego.

- Co tam bredzisz? Ciesz się, że masz w miarę przyzwoitych grajków, którzy powinni wygrać tę słabą 4 ligę. A potem… Potem, to będzie dopiero ciężko! Jak z Durango!

- Taaa… marzę o tym!

 

Motala AIF

7:1, u siebie.

Tylko zwycięstwo!

 

Po pucharowych emocjach trudno było emocjonować się spotkaniem, w którym jedna drużyna prowadziła grę, a druga myślała tylko o obronie własnej bramki. Byliśmy lepsi w każdym elemencie sztuki piłkarskiej, ale na bramkę czekaliśmy aż do 45 minuty. Wtedy kamień spadł mi z serca, ponieważ w potwornym zamieszaniu podbramkowym przytomnością umysłu wykazał się debiutujący w naszych barwach J. Gustaffson i wepchnął bezpańską piłkę do bramki przeciwnika. Pomimo wielu okazji, więcej goli nie padło. Najważniejsze, że wygraliśmy…

 

4 liga – 1 kolejka

Varmbols[-] – Motala AIF[-] 1:0 (1:0)

45’ – J.Gustaffson

 

Widzów: 234

Notes: Ani przez moment nie byliśmy zagrożeni.

Odnośnik do komentarza

Dokopałem się, nie ma...

-----------------------------

 

Spokojne dotąd miasteczko Katrineholm nagle podzieliło się na dwa obozy, tocząc ożywioną dyskusję na temat dotąd lekceważony i pomijany. We wszystkich barach, pubach, na skwerkach i deptakach zadawano sobie ciągle jedno i to samo pytanie: „Czy trener lokalnej drużyny piłkarskiej jest zdrowy na umyśle i ciele?”. Jego buńczuczne wypowiedzi na temat ewentualnego awansu odebrano z niedowierzaniem i obawą zarazem, że beztroskie dotąd życie mieszkańców zamieni się w prawdziwe piekło. W 3 lidze na Stadion Miejski będą zjeżdżać hordy pseudokibiców z najgorszych zakątków kraju. Będą demolować przystanki autobusowe, rozwalać szyby w oknach wystawowych, a nawet, o zgrozo, gwałcić niewinne córy Katrineholm.

„Nie, my tego nie chcemy!” – głosiła pikieta pod miejskim ratuszem.

„Stop kapitalistycznym zakusom niezrównoważonego Wengera!” – grzmiała komunistyczna, regionalna prasa.

„Zaorać boisko i posadzić w to miejsce konopię… potrzebną do kadzidełka oczywiście!” – gorączkował się na ambonie proboszcz tutejszej parafii.

 

Wenger chronił swoich piłkarzy jak umiał. Wykupywał wszystkie niepoprawne politycznie dzienniki, treningi wyznaczał w godzinach popołudniowych Mszy Świętych i zakazał zawodnikom wychodzenia z domu do czasu, aż wszystko ucichnie. Nie zapominał przy tym podtrzymywać bojowe nastroje w zespole, bez przerwy tłukąc do głowy swoim podopiecznym jedynie słuszny kierunek działania:

- Tylko awans się liczy! Awans to lepsze życie, dla was i waszych rodzin, to okazja do wypłynięcia na szersze wody! Nie możecie zmarnować tej szansy, nie możecie mnie zawieść!

 

To, czy drużyna Varmbols awansuje było jedną, wielką niewiadomą, ale sądząc po przebiegu wyjazdowego meczu ze Smendby, emocje w tym sezonie były gwarantowane!

 

Smendby, 2 miejsce.

Trochę niepewności i stresu.

Czy tym razem zdołamy przełamać wyjazdową niemoc?

 

Zaczęliśmy bardzo mocno, gdyż nabuzowani propagandą Wengera piłkarze ruszyli do szturmu i o mało co nie staranowali przeciwnika. Bramka nie padła, Noden i Talevski przestrzelili dobre okazje, ale początek meczu zapowiadał świetne widowisko. Tymczasem, po wrzutce „na aferę”, gospodarze zdobyli gola autorstwa M. Karlssona, a za chwile nerwy puściły Talevskiemu , który za brutalny faul wyleciał z boiska. Nie tak to miało wyglądać, nie tak… O dziwo, przeciwnik rozluźnił się, a my zaczęliśmy grać coraz lepiej. Najpierw Noden wykorzystał nieporozumienie obrońców i bezpańską piłkę zamienił na gola. A po kilku minutach ten sam zawodnik zadziwił wszystkich przepięknym, soczystym uderzeniem z linii pola karnego 1:2! Gospodarze otrząsnęli się dopiero w drugiej części i grając w przewadze zdołali wbić nam wyrównującego gola. Myślałem, że już po nas, ale przecież w swoich szeregach mieliśmy Nodena. Nowy król, nowy mistrz, lepszy od Borjessona, lepszy od kogokolwiek. W 74 minucie zrobił coś nieprawdopodobnego, stojąc tyłem do bramki uderzył tak mocno, że bramkarz nie zdążył zareagować. Nawet miejscowi kibice zaczęli bić brawo. Zachłyśnięty jego popisem zupełnie zapomniałem, że mecz jeszcze się nie skończył i zamiast cofnąć drużynę głęboko pod naszą bramkę, poleciłem kontynuować otwartą piłkę. To mogło się skończyć tylko jednym, rywale rzucili wszystkie siły i dopięli swego. Pozostał niedosyt…

 

4 liga – 2 kolejka

Smendby[2] – Varmbols[4] 3:3 (1:2)

14’ – M. Karlsson 1:0

32’ – Noden 1:1

38’ – Noden 1:2

72’ – M. Karlsson 2:2

74’ – Noden 2:3

86’ – Bojang 3:3

 

Widzów: 214

Notes: Grając w osłabieniu remis wziąłbym w ciemno, ale po ostatnim gwizdku pozostał niedosyt. Dlaczego nie cofnąłem drużyny, nie broniłem wyniku w końcówce? Tego nie wiem…

Odnośnik do komentarza

Muszę uważać...

------------------

 

Noden był u nas na wypożyczeniu. Skryty, cichy i grzeczny chłopak mieszkał w hotelu, gdzie czuł się zapewne trochę samotny, tym bardziej, że ostatnio zarządziłem zakaz wychodzenia na miasto. Po świetnym występie postanowiłem trochę chłopaka zabawić, bo przecież każdy rozsądny trener musi dbać o swoich najlepszych podopiecznych.

 

- Słuchaj Noden, ty coś z dziewczynami… wiesz… ten tego?

- Czasami.

- To znaczy rzadko?

- No.

- Czyli nigdy?

- Właśnie.

- Mam tu taką jedną fryzjerkę. Młoda, trochę się boi, ale jak ją dobrze zbajerujesz, to za pierwszym razem będzie twoja. Podeślę ci ją dzisiaj po treningu.

- Jak to podeślę? Przecież ja jej w ogóle nie znam. Przyjdzie do mnie tak sobie?

- Nie, zapuka i spyta, czy może skorzystać z toalety. Wiesz, taki układ, że niby przypadkiem, że tędy przechodziła.

- A co ja mam robić?

- No, będziesz dżentelmenem, zaprosisz ją do środka, a potem normalnie, rutyna.

- Czyli co?

- Zaproponujesz jej herbatę.

- Herbatę?

- k***a, może być kawa! A potem normalnie, gadka szmatka, co robi, gdzie mieszka?

- No, przecież będę wiedział, że fryzjerka!

- A skąd? Ty wiesz ode mnie, ale jak ona taka obca do ciebie przyjdzie, to nie wiesz. Wiesz?

- Nie wiem.

- Ona powie, że psychologię studiuje. Tylko jej nie zadawaj trudnych pytań. A potem zapytasz ją, czy lubi dzieci i już będziecie blisko.

- A jak powie, że nie?

- To nic już nie mów, tylko działaj. One lubią na ostro!

- To może grzybki marynowane jej zaproponować?

- Rób jak chcesz do cholery. Ona głupia nie jest, pokapuje się!

 

Wieczorem.

 

- Siema ciacho. Jest kibel u ciebie?

- Co?

- Eee dobra, co będziemy czas tracić. Wchodzę, ale tylko na kwadrans. Szybko się uwiń, bo mi się jeszcze niezła imprezka szykuje na wieczór.

- Toaleta jest tam…

- No co ty, nie ściemniaj, to miał być taki haczyk. Gdzie kanapa, chyba, że na podłodze? Ho, ho, ho…

- Zrobię herbatę.

- O k***a, jaki palant. Daj mi setkę, bo tutaj nie wytrzymam.

- Mam tylko 50 euro, wypłata w klubie dopiero za tydzień.

- Setkę wódki mi nalej, lamusie, a pieniędzy nie chcę, już mi ktoś zapłacił.

- Co studiujesz?

- A kto ci powiedział, że studiuję? Dobra, dla ciebie mogę studiować anatomię mężczyzny.

- A nie psychologię? Coś tu nie gra…

- OJP… Koleś, sprężaj się, bo zaraz Kaśka będzie zdzwoniła. Taki jeden nadziany ma wolną chatę i nie chce dobrej okazji stracić.

- No to może… zagramy w bierki?

- Nie, teraz zagramy w dwie kulki i armatę, a potem spadam!

- Aaaaaaaaaaaaaaa…

 

......

 

Sleipner, u siebie.

10:1, czyli musimy wygrać.

Tylko zwycięstwa się liczą!

 

Bez historii. Szybko strzelone dwie bramki ustawiły mecz, a potem jedynie kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń. Rozkojarzony Noden podszedł do rzutu karnego bez należytej koncentracji i bramkarz sparował strzał. Na szczęście dobitka tego samego zawodnika znalazła drogę do bramki. Następnie Raditenac pięknym lobem pokonał Nasholma i moi zawodnicy spoczęli na laurach. Dali sobie strzelić bramkę w doliczonym czasie gry, za co w rzeczywistym świecie futbolu dostaliby ostrą reprymendę w szatni.

 

4 liga – 3 kolejka

Varmbols[4] – Sleipner[12] 2:1 (2:0)

3’ – Noden 1:0

9’ – Raditenac 2:0

90’+3’ – Rosenberg 2:1

 

Widzów: 298

Notes: Zdecydowana przewaga, wynik nie odzwierciedla przebiegu meczu.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...