Wujek Przecinak Napisano 20 Października 2011 Udostępnij Napisano 20 Października 2011 Wujek, a czy ty uważasz że ktoś kto uważa samego siebie za mizantropa, chodzi tylko od osoby do osoby i mówi tym delikwentom za jakie gówno ich uważa? Zlot, jak sam Keith wspomniał był dla niego jednym z nielicznych wyjątków. Flinta musi sobie z tym jakoś sam poradzić, ja miałem chyba te(to?) szczęście że po prostu trafiłem na ludzi z którymi się dogaduje, i to nawet na całkiem spore grono takich ludzi. Choć z drugiej strony, to sprawia że jest jeszcze więcej okazji do zawodów, cóż...Nie ma chyba po prostu złotego środka, Flint musi sobie odpowiedzieć na pytanie czy jest w stanie żyć sam, czy nie. Jeśli potrzebuje współtowarzyszy w tym życiu, no to jednak w końcu będzie musiał się przemóc, innej możliwości nie ma. W takim razie Flint musi sobie postawić pytanie "czego chcę od życia?". Cytuj Odnośnik do komentarza
Sutek Napisano 20 Października 2011 Udostępnij Napisano 20 Października 2011 Przede wszystkim to musi zrozumieć, że kwestia tego, kim jest i jaki jest, to nie jest jakaś siła wyższa, wyrok Boski, na który on nie ma wpływu. Ponieważ to on i tylko on ma wpływ. Musi się najpierw zastanowić, czego naprawdę chce - ponieważ większość mizantropów skrycie znajdują satysfakcję z tego, kim chcą, są tak jakby z siebie dumni, że są "inni". A kiedy już zdecyduje - trzeba po prostu zacząć nad sobą pracować. To nie jest nic niemożliwego. Cytuj Odnośnik do komentarza
Keith Flint Napisano 21 Października 2011 Udostępnij Napisano 21 Października 2011 Sutek - racja, wszystko co napisałeś jest prawdą, tak muszę się zastanowić czego chcę, bo jestem rozdarty. Bo z jednej strony zaczynam odczuwać potrzebę kontaktu z ludźmi, a z drugiej jak patrzę jakie gówno mają co po niektórzy w łbach, to najchetniej zaszyłbym się w samotnii. Vami - piękne romantyczne podejście, amor vincit omnia, to jednak nie dla mnie. Bycia pragmatykiem i przeliczania wszystkiego tco się da, to ja w sobie nie zmienię. Cytuj Odnośnik do komentarza
Lagren Napisano 21 Października 2011 Udostępnij Napisano 21 Października 2011 zaczynam odczuwać potrzebę kontaktu z ludźmi, a z drugiej jak patrzę jakie gówno mają co po niektórzy w łbach Toć nikt nie każe się 'integrować' ze wszystkimi, trzeba znaleźć "swoje" towarzystwo i od razu świat staje się piękniejszy. Wiadomo to nie takie proste, ale trzeba działać ;) Cytuj Odnośnik do komentarza
Feanor Napisano 21 Października 2011 Udostępnij Napisano 21 Października 2011 Bycia pragmatykiem i przeliczania wszystkiego tco się da, to ja w sobie nie zmienię. Masz 20 lat, tak? Porzuć tę pewność siebie. Tak mniej więcej do trzydziestki człowiek może zaliczyć jeszcze klika zwrotów. A poza tym: jeśli zaczynasz teraz odczuwać potrzebę kontaktu, to zapomnij o byciu samotnym wilkiem. To się będzie nasilać. Sam tak miałem. I co prawda nadal lubię chwile samotności.... ale z akcentem na _chwile_ . Cytuj Odnośnik do komentarza
Gość MitnickMike Napisano 9 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 9 Listopada 2011 Miałem nadzieję, że już tutaj nie zawitam a jednak Tak w skrócie to... zazdroszczę tym którzy mają normalne rodziny, takie gdzie ktoś o kogoś dba, gdzie domownicy interesują się sobą nawzajem, gdzie każdy MOŻE LICZYĆ NA WSPARCIE RODZINY itp. Ja tego niestety nie mam, nauczyłem się z tym żyć, ba, wykształciłem w sobie już takie mechanizmy obronne które pozwalają mi na realizowanie siebie (praca, sport) bez potrzeby aplauzu czy akceptacji rodziny. Postanowienie mam jasne - w swoim domu stworzę prawdziwą rodzinę z realnym ojcem. Jedyne z czego jestem dumny to, że przez pewne sprawy jestem na etapie na którym zapewne bym nie był w normalnych, zdrowych, okolicznościach. Cóż jednak z tego, skoro cieszyć się tym moge jedynie z narzeczoną. Jak sobie przypomnę moje reakcje z lat wcześniejszych to jest też postęp. Jednak sporty walki wzmacniają charakter i uczą samodzielności w działaniu, brania odpowiedzialności za swoje czyny. Mimowolnie większy szacunek mam (poza jednym z braci) wśród ludzi dla mnie obcych (znajomi) i tylko na takich ludzi mogę zawsze liczyć. Niektórzy nie powinni zakładać rodzin czy podejmowac pewnych życiowych decyzji będąc w istocie rzeczy osobami niedojrzałymi emocjonalnie. Taka puenta na koniec Cytuj Odnośnik do komentarza
jmk Napisano 10 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 10 Listopada 2011 Doskonale Cię rozumiem. Bywa ciężko, gdy na przykład uda Ci się coś w życiu - ja np zdałem egzamin na prawko czy inny na studiach i... zadzwonić mogłem tylko do jednej osoby, żeby się jej pochwalić. To taki naturalny odruch, wszyscy wyciągają telefony, dzwonią, cieszą się, a Ty stoisz... Przychodzą najważniejsze święta dla Twojej wiary, a Ty zamiast się cieszyć to wspominasz te, kiedy jeszcze byłeś razem z rodziną, teraz tych świąt nie chcesz, bo po co. Ja spędzam je z rodzicami dziewczyny, mimo, że nie mogę im niczego zarzucić i tam znajduję swój drugi dom, to jednak nie to samo. Znajomi mówią, że 'jadą na chatę' i zdziwieni pytają ' a Ty zostajesz?'. Jest kilka chwil w życiu, kiedy ma się takie napady przygnębienia, kiedy mimo bliskiej osoby (narzeczona) czuje się samotnie. Kiedy chciałoby się porozmawiać z rodzicami, z resztą rodziny. Tak po prostu. Nigdy nie usłyszałem z ust rodziców, że są ze mnie dumni, może na to nie zasłużyłem, nie wiem. Nie mam do nich pretensji, widocznie chcieli mieć swoje życie i życzę im jak najlepiej, a ja do swojej sytuacji się przyzwyczaiłem. Z drugiej strony ma to też swoje plusy. Jesteś niezależny, odpowiedzialny, bardziej dojrzały. Wszystko dźwigasz na swoich brakach i możesz być z siebie zadowolony, że Ci się jakoś udaje. Nie słyszysz żadnych pretensji, ocen Twoich wyborów, Twojego życia. Czujesz się bardziej wolny. Gdy byłem mały, nie pamiętam za dużo, ale mogę wspomnieć, że ojciec rzadko bywał w domu, a jak wracał z wojska, to najczęściej pijany i agresywny. Z biegiem lat się to jednak unormowało, ojciec przeniósł się do SG i były to chyba nasze najlepsze lata. Kiedy jednak zaczęły się problemy z siostrą, wychowawcze przede wszystkim - nie chciała chodzić do szkoły i inne takie, mimo, że zawsze uczyła się najlepiej. Ja zostałem odtrącony na drugi tor, byłem wtedy w gimnazjum i... nikt się mną nie interesował. Miałem 15 lat i wracałem pijany i naćpany do domu i zero reakcji. Kilka razy wracałem z siniakami na twarzy, nikt się nawet nie zapytał z kim się biłem. Wtedy czułem się dobrze, dziś mogę to jedynie przyrównać do dzisiejszych czasów i potraktować tamto, jako trening, przygotowanie do tego teraźniejszego życia. Sytuacja się zmieniła, kiedy poznałem dziewczynę, od I klasy liceum, zmieniłem się, byłem dobrym chłopakiem ;) Jednak rodzice zwrócili uwagę na mnie dopiero, jak siostra wyjechała na studia. Wtedy zaczął się okres ich nadopiekuńczości, której nie mogłem czasami wytrzymać. Dzwonienie kilka razy dziennie, wypytywanie itp itd, no aż do czasu mojej choroby i potem rozstania z nimi. Dziś jest już 1,5 roku jak się z nimi nie widziałem. I wiesz co? Chyba czuję się lepiej. Cytuj Odnośnik do komentarza
dragonfly Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 To i ja wtrącę swoje 3 grosze. Jeśli ktoś ma zamiar odpowiedzieć mi ironicznie, to niech sobie daruje, bo w tej chwili byłaby to ostatnia rzecz jakiej bym chciał. Mam nawrót lęków, niektórzy może pamiętają że o czymś podobnym pisałem dwa lata temu. W zasadzie to chyba jakieś masochistyczne samobiczowanie, ale czuję że tracę kontrolę nad swoim życiem. Z jednej strony nie mam powodów do narzekań: praca, nowe mieszkanie, wspaniali przyjaciele. A jednak znowu czuję ten stalowy uścisk na gardle, który nie daje spokoju. Nie mam siły podnieść powieki rano przed pójściem do pracy, mam obsesyjny, wręcz paniczny lęk przed śmiercią a do tego niestety piję bardzo dużo alku. Znowu mieszkam sam - tydzień temu przeprowadziłem się na trzy pokoje - trochę za dużo mam tam miejsca. Do tego alk mnie rozstraja psychicznie. Z przerażeniem stwierdzam że piję w inny sposób teraz. Rano na kacu zamiast się leczyć, dopijam to co zostało z dnia poprzedniego, w efekcie mam podtrzymaną banię. Następnego dnia idę do pracy, niby nie mam kaca, ale całego mnie trzepie. Boję się że to wyższy level i ocieranie się o alkoholizm. Z drugiej strony po takich akcjach odechciewa mi się alku na kolejny tydzień. Boję się że te lęki, połączone z dużą ilością spożywanych procentów, zaczną odbijać się na moich obowiązkach. Nie mam siły walczyć z każdym kolejnym dniem, z obowiązkami, z oczekiwaniami z presją. Najchętniej przeleżałbym w wyrze, gapiąc się w sufit. Nie, nie jestem leniem, wykonuję wszystkie moje obowiązki, ale nawet zwykły drobiazg kosztuje mnie ogromny wysiłek. Ciągle myślę o umieraniu, zastanawiam się kiedy i na co umrę. To jest jakieś chore :| Mam oparcie w mamie, rozmawiam z nią często i mówi mi że jej się zaczęło to samo też w tym wieku. "Pocieszyła" mnie że regularnie te demony wracają. Co jakiś czas. Najgorsze jest to że budząc się w weekend na kacu wiem że nie powinienem dopijać tego co zostało, ale robię to, bo wtedy świat jest bardziej przetrawialny, nie licząc się z tym jakie konsekwencje poniosę następnego dnia. I tak chora pętla się zamyka. Wszyscy dookoła wydają mi się tacy twardzi, ogarnięci, a ja sam jestem taki słaby, rozlazły, choć podobno w ogóle tego po mnie nie widać. P.S. Jak mi ktoś napisze "znajdź sobie babę", to uduszę. Wiem że to by pomogło, ale póki co nie mam dobrej passy w tej dziedzinie. Cytuj Odnośnik do komentarza
Jahu Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Może głębsze uduchowienie się? Cytuj Odnośnik do komentarza
dragonfly Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Nie rozumiem co masz na myśli. Cytuj Odnośnik do komentarza
Jahu Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Szukaj oparcia w Bogu. Może przez tą przezwyciężysz pierwsze oznaki alkoholizmu. Cytuj Odnośnik do komentarza
dragonfly Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Matko, tylko mi z Bogiem nie wyskakuj! Jestem zadeklarowanym ateistą i racjonalistą. Myślę że jest kilka przyczyn takiego stanu rzeczy - stresująca praca, wejście na "wyższy level" świadomości - już nie jestem młody, któremu wydawałoby się że jest nieśmiertelny i rodzinne tendencje do depresji i alkoholu. Cytuj Odnośnik do komentarza
Rothman Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Ja się zgadzam z Jahem. Forum raczej słabo nadaje się do nawracania ;) Ale może właśnie w takiej chwili warto się zastanowić nad swoim ateizmem. Żeby było prościej - może coś poczytać. Oczywiście to Twoja prywatna decyzja. Cytuj Odnośnik do komentarza
dragonfly Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Dzięki za troskę, ale w tej kwestii nikt mnie nie przekona. Muszę z tym po prostu żyć, muszę się bardziej ogarnąć. Cytuj Odnośnik do komentarza
Keith Flint Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 @Rothman - znam wielu ateistów co znają Pismo święte na wyrywki, więc czytanie nic nie pomaga> @Dragon - Ile to już trwa? Cytuj Odnośnik do komentarza
meyde Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 A skąd ta obsesja śmierci? Zresztą racjonaliści i ateiści chyba podchodzą do tej kwestii na zimno. Mnie bardziej 'rusza' perspektywa ew. starości, co wiązałoby się z bólem psychicznym i fizycznym. A śmierć to tylko chwila; później już są tylko robaki, których i tak już nawet nie czujemy ;]. Cytuj Odnośnik do komentarza
dragonfly Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Pierwsze symptomy miałem w 2009, też jesienią, jak zacząłem pracę w szkole. Czułem że sobie nie radzę. Potem mi przeszło, teraz znowu uderza. Dzisiaj pierwszy raz tak mocno w tym roku. Jedno mnie pociesza - idę zaraz do pubu, tylko po to żeby pobyć ze znajomymi, ale nie wyobrażam sobie żebym choć łyk piwa wziął. Tyle dobrego. jmk - z tą śmiercią mam już chyba od dwóch lat. Większość mojej rodziny już umarła (ojciec, dziadkowie, wujkowie), część bardzo młodo i chyba to mnie skrzywiło. Cytuj Odnośnik do komentarza
pawoj Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 dragon spróbuj zapisać sie na siłownię/sale gimnastyczną/ sztuki walki jesień, zima powroty depresji a tak sam sobie dasz po pizdzie i będziesz tak zmęczony, ze nie bedziesz myślał o głupotach a to zmęczenie po wysiłku jest bardzo przyjemne baaa poprawia nawet samopoczucie Cytuj Odnośnik do komentarza
Głosik Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 ja bym powiedział, że szukanie oparcia w Bogu prędzej przysparza rozczarowań niż pożytku, ale to materiał na inną dyskusję ;) wracając do problemu Dragona to starałbym się znaleźć jakiś 'zabijacz czasu' (gierka komputerowa, siłownia, wyjście na piłkę z kumplami) wiem, że bardzo łatwo się to pisze z przed monitora, ale najważniejsze (przynajmniej mi to zawsze pomagało podczas okresowych deprech) to umieć znaleźć dystans do tego wszystkiego Trzymaj się Cytuj Odnośnik do komentarza
Keith Flint Napisano 14 Listopada 2011 Udostępnij Napisano 14 Listopada 2011 Ale zabijacz czasu jest tylko na krótką metę, w końcu i tak przyjdzie moment aż wewnętrzne chimery zjedzą Dragona. Najlepszą metodą czasem jest zmierzenie się ze swoją słabością, może to zabrzmi niepoważnie, ale wizyta w jakiejś kostnicy pomogłaby ci. Cytuj Odnośnik do komentarza
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.