tinieblador Napisano 30 Sierpnia 2011 Udostępnij Napisano 30 Sierpnia 2011 Otóż to. Małżeństwo JEST wieczne i jest OBOWIĄZKIEM akceptowania tych zmian. Ale to zrozumie tylko katolik. bez urazy, ale bzdura. definicji małżeństwa jest niemal tyle ile systemów religijnych (i prawnych) na świecie; ile kultur i społeczeństw itd... rozumiem, że dla katolika istnieje tylko takie sakramentalne, ale nie zawłaszczajcie sobie tego słowa bardzo proszę. Cytuj Odnośnik do komentarza
Feanor Napisano 30 Sierpnia 2011 Udostępnij Napisano 30 Sierpnia 2011 Otóż to. Małżeństwo JEST wieczne i jest OBOWIĄZKIEM akceptowania tych zmian. Ale to zrozumie tylko katolik. bez urazy, ale bzdura. definicji małżeństwa jest niemal tyle ile systemów religijnych (i prawnych) na świecie; ile kultur i społeczeństw itd... rozumiem, że dla katolika istnieje tylko takie sakramentalne, ale nie zawłaszczajcie sobie tego słowa bardzo proszę. Ależ ja sobie niczego nie zawłaszczam. Właśnie dlatego napisałem, że nie zamierzam na ten temat z Henkelem dyskutować. Druga część mojej wypowiedzi nie wynika jednak wyłącznie z moralności chrześcijańskiej. Cytuj Odnośnik do komentarza
Vami Napisano 30 Sierpnia 2011 Udostępnij Napisano 30 Sierpnia 2011 Otóż to. Małżeństwo JEST wieczne i jest OBOWIĄZKIEM akceptowania tych zmian. Ale to zrozumie tylko katolik. bez urazy, ale bzdura. definicji małżeństwa jest niemal tyle ile systemów religijnych (i prawnych) na świecie; ile kultur i społeczeństw itd... rozumiem, że dla katolika istnieje tylko takie sakramentalne, ale nie zawłaszczajcie sobie tego słowa bardzo proszę. No ale skoro wypowiadam się o swoich poglądach na miłość to i o swoich na małzeństwo. Więc DLA MNIE małżeństwo jest NIEROZERWALNE. Pod żadnym względem, Cytuj Odnośnik do komentarza
tinieblador Napisano 30 Sierpnia 2011 Udostępnij Napisano 30 Sierpnia 2011 Ależ ja sobie niczego nie zawłaszczam. Właśnie dlatego napisałem, że nie zamierzam na ten temat z Henkelem dyskutować. Druga część mojej wypowiedzi nie wynika jednak wyłącznie z moralności chrześcijańskiej. rozumiem, ale wiesz - co kultura, co religia to inne podejście do instytucji małżeństwa, inne zwyczaje, zasady itd... ja jestem osobą niewierzącą i odrzucającą religię w ogóle - dlatego nie wyobrażam sobie, żeby moja partnerka była wierząca (nieważne w co/kogo) - ale nie uważam, że związek to tylko arytmetyka - owszem - w pewnym zakresie tak i nie wierzę tym, którzy mówią, że nie (zresztą wystarczy prześledzić wypowiedzi w tym wątku - "ja kocham bezinteresownie, ale ważne jest dla mnie żeby moja partnerka..."). ale zupełnie nie wierzę w związki oparte tylko na miłości - bo nie wierzę w miłość daną przez istotę wyższą, za to jak najbardziej wierzę w potęgę endorfin i dopaminy. sęk w tym, że ten heroinowy haj mija po góra 6 miesiącach i potem zaczyna się szara rzeczywistość i miłość zastępowana jest przyjaźnią, wzajemnym szacunkiem, zrozumieniem swoich potrzeb, poznaniem swoich wad i ich zaakceptowaniem itd. i oczywiście poświęceniem się sobie - ale bez przesady - jeśli ktoś mi mówi, że nie widzi świata poza mną, że jestem całym jej życiem to niestety na usta ciśnie mi się tylko jedno - że ma bardzo ubogie życie... Cytuj Odnośnik do komentarza
Vami Napisano 30 Sierpnia 2011 Udostępnij Napisano 30 Sierpnia 2011 A ja bym tak chciał. Do końca życia. Żeby nikt świata poza mną nie widział. Cytuj Odnośnik do komentarza
Henkel Napisano 30 Sierpnia 2011 Udostępnij Napisano 30 Sierpnia 2011 A ja bym tak chciał. Do końca życia. Żeby nikt świata poza mną nie widział. To, ze Ty bys chcial to nie znaczy, ze jest to mozliwe. Ja tez bym chcial wiele rzeczy, ale wole jednak pomyslec ile w tym co bym chcial jest realnosci, a na ile to zwykle mrzonki. Cytuj Odnośnik do komentarza
Fubert Napisano 30 Sierpnia 2011 Udostępnij Napisano 30 Sierpnia 2011 A ja bym tak chciał. Do końca życia. Żeby nikt świata poza mną nie widział. Zgadzam sie, ze milosc = wszystko za wszystko ale musi byc margines na WLASNE obowiazki, sprawy i wyprawy; inaczej czyz nie nalezaloby powiedziec, ze zycie Twoje bez tej drugiej osoby nie jest nic warte? Obowiazki czasami wykluczaja uwieszanie wlasnej egzystencji na partnerze i koniec koncow chyba nikt nie ma jednak takiego komfortu, zeby jego zycie mogloby byc nic nie warte. Cytuj Odnośnik do komentarza
T-m Napisano 12 Września 2011 Autor Udostępnij Napisano 12 Września 2011 Kalkulacja w związku czy w małżeństwie? Dla mnie to jakieś nieporozumienie. Gdybym tak miał postrzegać związek już chyba dawno byłbym w klasztorze Karmelitan Bosych. Dla mnie zawsze najpiękniejszą definicją miłości jest List do Koryntian (1 Kor 13,1−13). Pojmowanie związku bez miłości jako rachunku matematycznego jest moim zdaniem potwornym wypaczeniem. Nie chcę używać mocniejszych słów, bo bardzo cię lubię Przemku, ale naprawdę taka postawa jest niewłaściwa. Wszystkim - i tym wierzącym i odrzucającym Boga polecam lekturę tego krótkiego fragmentu Listu do Koryntian, może to pozwoli Wam zmienić swoje podejście. Święty węzeł małżeński nie jest wieczny, więc lepiej nie pisz... Dla mnie jest wieczny i Twoje gadanie tego nie zmieni. Primo nie gadanie, tylko opinia i oparta na własnych przeżyciach. Też wierzyłem, że węzeł jest wieczny, ale nie jest i tyle. Jak byś miał moją twarzy, to byś zrozumiał. Przyjmij do wiadomości, z dobrej woli Ci to powiem, że wiara w nierozerwalność jest dobra - tylko czasami życie układa się inaczej niż nasze wierzenia :-) Otóż to. Małżeństwo JEST wieczne i jest OBOWIĄZKIEM akceptowania tych zmian. Ale to zrozumie tylko katolik. Katolik, ateista, jeden ch**. Nie jesteś sam w związku, są dwie osoby i czasami możesz się zesrać, zajebać, zaorać, a nie będziesz miał wpływu na to, co zrobi druga osoba. Cytuj Odnośnik do komentarza
Vami Napisano 12 Września 2011 Udostępnij Napisano 12 Września 2011 Owszem, będę, jeśli druga osoba będzie miała takie same przekonaina. I koniec. Cytuj Odnośnik do komentarza
Man_iac Napisano 12 Września 2011 Udostępnij Napisano 12 Września 2011 Owszem, będę, jeśli druga osoba będzie miała takie same przekonaina. I koniec. Rozumiem, że w sytuacji, gdyby okazało się, że jednak łączy Was wylącznie sakrament, a wady okazały się nie do wytrzymania, wolałbyś, żeby byla z Tobą dalej ze względu na obietnicę? Można obiecać i dotrzymać słowa, że będzie się z kimś do śmierci, natomiast nie można obiecać, że uczucia nie wygasną, bo na to nie mamy żadnego wpływu. Myślę, że taka osoba, która by była z Tobą tylko ze względu na obietnicę nie uczyniłaby Cię szczęśliwym i sama nie byłaby szczęśliwa. I tutaj jest ten problem nierozerwalności. Ja w takiej sytuacji wolałbym, żeby ta osoba znalazła sobie kogoś bardziej do niej pasującego i żebym ja zrobił to samo, niż się wzajemnie męczyć. Natomiast religia katolicka w takiej sytuacji jednak skazuje na te męki. Cytuj Odnośnik do komentarza
Vami Napisano 13 Września 2011 Udostępnij Napisano 13 Września 2011 Tak. Sakrament jest święty. Cytuj Odnośnik do komentarza
Henkel Napisano 13 Września 2011 Udostępnij Napisano 13 Września 2011 Tak. Sakrament jest święty. Ale zycie masz jedno - chcesz je zmarnowac meczac sie to Twoja sprawa. Jednak jak widac wielu woli nie tkwic w nieszczesliwym zwiazku w imie tego, ze ktos tak kiedys wymyslil i narzucil. Cytuj Odnośnik do komentarza
Vami Napisano 13 Września 2011 Udostępnij Napisano 13 Września 2011 Nie męcząc a wypełniając odpowiedzialnie obowiązek który nałożył na mnie Bóg. Ateista tego nie jest w stanie zrozumieć. Cytuj Odnośnik do komentarza
jasonx Napisano 13 Września 2011 Udostępnij Napisano 13 Września 2011 Ja jednak uwazam, ze prawda lezy gdzies po srodku. Decyzja o slubie to (przynajmniej w teorii) decyzja dwojga dorosłych ludzi, swiadomych znaczenia tego słowa. Od kilku(nastu?) lat panuje jakas dziwna nowomoda na uciekanie w momencie, kiedy cos jest nie tak. Dla mnie to troche oznaka tchórzostwa czy moze niedojrzaosci bardziej. Henio uzyl argumentu o meczeniu sie. To w takim razie po co sie zenic? Jesli dwie osoby przebywaja ze soba dzien w dzien, zawsze beda jakies tarcia, zawsze ktos kiedy wybuchnie z byle powodu. Pal licho, jak w malzenstwie nie ma dzieci.. Ogolnie w moim otoczeniu bardzo duzo osob sie rozwiodlo (i to z ktorkim stazem, jako malzenstwo). Ale czemu sie dziwic, skoro obecnie oswiadczyny brzmia nie "czy spedzisz ze mna reszte zycia" ale "czy wezmiesz ze mna preferencyjny kredyt hipoteczny". Smutne, troche smieszne, ale prawdziwe. Cytuj Odnośnik do komentarza
FYM Napisano 13 Września 2011 Udostępnij Napisano 13 Września 2011 obowiązek który nałożył na mnie Bóg NIe wiem czy to jest trafny dobór słów. To Ty sam nakładasz na siebie obowiązki w obliczu Boga. Cytuj Odnośnik do komentarza
Vami Napisano 13 Września 2011 Udostępnij Napisano 13 Września 2011 obowiązek który nałożył na mnie Bóg NIe wiem czy to jest trafny dobór słów. To Ty sam nakładasz na siebie obowiązki w obliczu Boga. Na jedno wychodzi. Bóg daje Miłość, więc i ten obowiązek. Cytuj Odnośnik do komentarza
Amen Napisano 13 Września 2011 Udostępnij Napisano 13 Września 2011 @Vami Czyli rozumiem, że w hipotetycznej sytuacji kompletnego rozpadu pożycia małżeńskiego, mamy tkwić związku bez żadnego uczucia drąc koty, aż do końca życia nieważne, że unieszczęśliwiamy siebie nieważne, że dajemy marny przykład dzieciom. Ten Bóg który jest miłością, każe tkwić w nieszczęściu, aż do końca życia? Cytuj Odnośnik do komentarza
timon Napisano 13 Września 2011 Udostępnij Napisano 13 Września 2011 Co do rozwodów, rozstań, to też jestem przeciwny rozwodom po roku czy dwóch w małżeństwie. Dlatego sam nawet nie mówię o żadnym małżeństwie mimo już ponad 3 lat z moją Lubą. A ludzie wokół, znajomi ze szkoły już biorą śluby. W jednej jednak sytuacji rozwód jest u mnie usprawiedliwiony. Moi rodzice żyli ze sobą ponad 20 lat, z czego większość czasu ojciec miał i ma problemy z alkoholem. I pamiętam jak dziś, kiedy Mama tłumaczyła mnie i bratu, dlaczego chce się rozwieść. Małżeństwo bowiem było zbierane do kupy, trzymała się przy Ojcu tylko z naszego powodu. Nie chciała się rozwodzić, kiedy z bratem byliśmy młodsi. I chwała jej za to. Uznała jednak, że skoro my już z gniazda wyfrunęliśmy, to jest pora, żeby i Ona ze swoim życiem coś zrobiła. Wzięła z Ojcem rozwód, choć nic się nie zmieniło - niestety dalej mieszkają pod jednym dachem. Po rozwodzie czuć było jednak, że kobieta odżyła. I nie mówię to o odżyciu w sensie nowego związku - po prostu nie czuje na sobie jakiegoś balastu. Choć balast ten niewiele się zmniejszył z racji wspólnego zamieszkiwania. Nadal, tak jak w dawnych czasach, musi ponaglać ojca o jakieś pieniądze na dom, rachunki, bo niestety w prawie nie ma chyba możliwości, żeby ojca się z domu "pozbyć". Ot, życie. Cytuj Odnośnik do komentarza
Amen Napisano 13 Września 2011 Udostępnij Napisano 13 Września 2011 No widzisz, ja ją doskonale rozumiem. Niemniej są ludzie którzy takie postępowanie będą potępiali z całą mocą. I nieważne, że to nie ich sprawa. Cytuj Odnośnik do komentarza
jmk Napisano 13 Września 2011 Udostępnij Napisano 13 Września 2011 Vami, teoretyzujesz bez praktyki...Mimo, że jestem katolikiem to wolałbym, żeby moi rodzice się rozwiedli dużo wcześniej, jak jeszcze z nimi mieszkałem, przynajmniej oszczędziliby piekła zarówno mi jak i sobie. Z katolikami łączyły ich tylko tradycje,ale byli niewierzący, nie chodzili do kościoła... Byli ze sobą ponad 20 lat. W takich ludziach nie szuka się Boga tylko człowieczeństwa. Cytuj Odnośnik do komentarza
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.