Skocz do zawartości

[FM2006] Guys in the red... are fighting for win...


Rekomendowane odpowiedzi

Dzięki takim meczom jak z Chelsea trzymam was w napięciu :wallbash:

 

 

Z taką formą jaką pokazaliśmy w ostatnich trzech meczach to my naprawdę nie mamy czego szukać w Pucharze UEFA, ale ja jednak cały czas wierzę, że teraz przyszedł właśnie ten dzień, kiedy na nowo zaczniemy wygrywać. Sevilla to już nie przelewki i jeśli teraz zawalimy jeden mecz, to w rewanżu możemy tego nie obronić. Co gorsza w meczu tym nie zagra Siivonen i zestawienie linii defensywy jest nieco eksperymentalne.

 

 

Degre – Lundberg, Bellucci, Grossi, Matthews – Galante, Farag, Virtanen, Meyer – Cardenas, Ekola

 

Pierwsi groźną akcję przeprowadzili goście, gdy w 8 minucie uderzał głową Iakovenko, ale minimalnie spudłował. Dziewięć minut później odpowiedzieliśmy ładną akcją zespołową, ale strzał Galante, który ją kończył nie sprawił trudności Schmeichelowi. W 30 minucie ponownie górą był Schmeichel, tym razem w pojedynku z Ekolą. Dziesięć minut później Szwed raz jeszcze znalazł się w świetnej sytuacji lecz minimalnie przestrzelił. W drugiej połowie tempo meczu siadło jeszcze bardziej i już kompletnie kibice nie mieli czego oglądać. Dopiero w 69 minucie przeprowadziliśmy jeszcze jedną szybką akcję, która wreszcie dała nam gola. Wyglądało to tak jakby udało nam się uśpić rywala. Bramkę strzelił aktywny tego popołudnia Ekola z podania Virtanena. W samej końcówce miałem jeszcze pełne gacie, bo kontuzji doznał Degre, a wcześniej dokonałem trzech zmian i na bramce na ostatnie pięć minut musiał stanąć Matthews, ale dzielnie się spisał i bramki nie puścił.

 

Puchar UEFA, 1/8 finału, 1 mecz, 04.03.2021

Kenilworth Road, 26997 widzów

[ANG] Luton – [HIS] Sevilla, 1:0 (EKOLA ’67)

MoM: Vicent Kompany (Sevilla CF)

 

 

Powrót do ligowej rzeczywistości był bardzo szybki, bo w zbliżający się weekend graliśmy z Chelsea, która sprawiła nam pewne trudności już w pierwszej rundzie spotkań, a teraz depcze nam po piętach. Ostatnie spotkania sprawiły, że przestaliśmy się już liczyć w walce o mistrzostwo – tracimy do Kogutów już 14 punktów, których nie da rady odrobić. Kontuzja Degre okazała się poważniejsza i nie zagra on w kilku meczach.

 

 

Ghilardi – Lundberg, Bellucci, Grossi, Matthews – Galante, Farag, Virtanen, Meyer – Cardenas, Ekola

 

Początek spotkania pokazał, że obaj bramkarze tego dnia będą mieli sporo pracy. Najpierw strzał Araujo świetnie obronił Ghilardi, a po chwili równie dobrą interwencją po strzale Cardenasa popisał się Nsonsa. W 15 minucie świetnym rajdem na lewym skrzydle popisał się Farag lecz jego strzał już nie znalazł drogi do siatki. Trzy minuty później groźnie się zrobiło pod naszą bramką, gdy strzelał Pascual, ale w ostatniej chwili zdołał piłkę zablokować Lundberg. W 25 minucie już jednak nie potrafiliśmy powstrzymać Londyńczyków i po akcji Araujo i wystawieniu piłki Pascualowi Hiszpan wiedział, jak zakończyć akcję. Jeszcze nie ochłonęliśmy po tym golu, a Hiszpan po raz drugi pokonał Ghilardiego, znów po asyście Araujo. Odpowiedzieliśmy w 34 minucie akcją indywidualną Cardenasa i jego strzałem na bramkę lecz świetnie obronił Nsonsa. Sześć minut później Chelsea strzeliła kolejnego gola. Tym razem dokładne podanie Abrahamssona dotarło do Edgara i ten zakończył akcję pewnym strzałem obok bezradnego Ghilardiego. Po chwili Bellucci zdecydował się na ryzykowną interwencję po dośrodkowaniu Edgara, ale tak niefortunnie przeciął lot piłki, że ta wpadła za kołnierz Ghilardiego . Wreszcie w 44 minucie udało nam się strzelić gola, którego autorem został Cardenas, ale na drugą połowę schodziliśmy z bagażem trzech bramek do odrobienia. W 50 minucie bardzo blisko strzelenia kolejnego gola dla gospodarzy był Ferreira, ale minimalnie się pomylił. Dziewięć minut później gola strzelił rezerwowy Cenci lecz bramki tej nie uznał sędzia dopatrując się spalonego, którego nie było. W 67 minucie Ghilardi świetnie obronił strzał Araujo, a po chwili równie dobrej sytuacji nie wykorzystał Todd. W 72 i 78 minucie dwukrotnie szansę na pokonanie bramkarza gospodarzy miał Sivok lecz dwukrotnie górą był Nsonsa. Przy tak dysponowanym Francuzie nie mogliśmy wiele zdziałać.

 

Premiership, 29/38, 07.03.2021

Stamford Bridge, 42492 widzów

[7] Chelsea – [3] Luton, 4:1 (Pascual ’25, Pascual ’27, Edgar ’40, BELLUCCI [og] ’43, CARDENAS ’44)

MoM: Alejandro Martinez (Chelsea Londyn)

Odnośnik do komentarza

Biorąc pod uwagę naszą formę w Premiership w ostatnich spotkaniach, to nawet przeciętna polska drużyna rozniosłaby nas w drobny mak :|

 

 

Fatalna seria w lidze trwała nadal, a tutaj wobec tej cienkiej gry trzeba było walczyć jeszcze na froncie europejskim, gdzie na szczęście po pierwszym meczu z Sevillą mieliśmy małą zaliczkę, którą koniecznie należało teraz obronić. W składzie zaszły kolejne zmiany. Miejsce Lundberga zajął Siivonen, który już się wyleczył. Co więcej, straciłem zaufanie do Faraga, którego zastąpił Parisi. Egipcjanin wyraźnie nie potrafi się odnaleźć po tej półrocznej kontuzji. Do składu wraca też, szybciej niż przypuszczałem, Degre.

 

 

Degre – Siivonen, Bellucci, Grossi, Matthews – Galante, Parisi, Virtanen, Meyer – Cardenas, Ekola

 

Początek spotkania był mało obiecujący. Dopiero po pierwszym kwadransie nasza drużyna przeprowadziła pierwszą groźną akcję, która od razu dała nam gola. Autorem tego trafienia został Cardenas, który w ostatnich tygodniach prezentuje zdecydowanie najlepszą formę wśród napastników. Na następną szansę kibice musieli czekać aż do 27 minuty, kiedy to gospodarze przeprowadzili atak, nie wykończony skutecznie jednak przez Iakovenko. W 39 minucie raz jeszcze zaatakowali gracze Luton. Tym razem na prawym skrzydle szarżował do spółki z Virtanenem Galante, ale bramka z tej akcji nie padła. Druga połowa rozpoczęła się dla nas z pewnymi obawami. W 52 minucie groźnie strzelał Garcia, jednak Degre nie dał się zaskoczyć. Cztery minuty później na lewym skrzydle pokazał się Parisi, którego strzał obronił Schmeichel. W 57 minucie gospodarze raz jeszcze spróbowali akcji z pominięciem drugiej linii. Piłka nawet dotarła do Romana, lecz hiszpański napastnik nie potrafił skutecznie sfinalizować akcji. Po chwili gospodarze doprowadzili do remisu za sprawą Garcii ale tylko na moment, bo szybko odpowiedzieliśmy bramką Cenciego, dla którego było to pierwsze trafienie w dorosłej drużynie Luton – i to w takim meczu! W 75 minucie Włoch mógł po raz drugi wpisać się na listę strzelców, zabrakło mu naprawdę niewiele, jego strzał obronił Schmeichel. W 80 minucie kolejne uderzenie naszego gracza, Virtanena, obronił Schmeichel. W 89 minucie ostatnią szansę na zmianę wyniku mieli gospodarze gdy strzelał Rey (zbieżność nazwisk z pogromcą z Manchesteru) ale nie potrafił pokonać Degre.

Puchar UEFA, 1/8 finału, rewanż, 11.03.2021

Estadio Ramon Sanchez Pizjuan, 30397 widzów

[HIS] Sevilla – [ANG] Luton, 1:2 (CARDENAS ’15, Garcia ’63, CENCI ’67)

MoM: Nicolas Meyer (Luton Town)

 

 

W ćwierćfinale Pucharu UEFA zmierzymy się z dobrze nam znaną drużyną Leeds, a jeśli awansujemy do półfinału to zagramy ze zwycięzcą pary Arsenal – Sampdoria. Warto w ogóle wspomnieć, że wśród ośmiu drużyn w ćwierćfinale, jest aż pięć angielskich. Dla nas natomiast szansą teraz na przerwanie fatalnej passy w lidze miał być mecz z Cardiff, z którym to tak pechowo przegraliśmy w rundzie jesiennej. Do składu zaś wraca po kontuzji Phillips, który powoli żegna się z klubem. Na miejsce w składzie zasłużył też Cenci, który zastąpił kontuzjowanego Ekolę.

 

 

Degre – Siivonen, Phillips, Grossi, Matthews – Galante, Parisi, Virtanen, Meyer – Cardenas, Cenci

 

Już na początku szansę na strzelenie bramki zmarnował Cardenas, a potem w jego ślady poszedł Francis, choć w tym drugim przypadku to Degre musiał tutaj zapracować. W 19 minucie szansę miał Parisi po strzale głową, ale jego strzał obronił OBrien. W 27 minucie raz jeszcze próbował bramkarza gości zaskoczyć Cardenas, ale i ta próba była nieudana. Była to de facto ostatnia groźna akcja pierwszej połowy. Drugą zaczęliśmy od efektownej akcji i strzału Cardenasa, który jednak nie potrafił tego dnia zdobyć bramki. W przerwie z resztą w miejsce Cenciego wprowadziłem Okoye. W 62 minucie to właśnie Nigeryjczyk był bliski strzelenia gola, ale świetnie bronił O’[b]Brien[/b]. W 78 minucie Irlandzki bramkarz obronił swoją drużynę przed utratą gola po strzale Phillipsa z rzutu wolnego. W 82 minucie ponownie górą był O’Brien, tym razem w pojedynku z Okoye. Wreszcie w 88 minucie Cardenas się przełamał i strzelił bramkę. Szkoda tylko, że w doliczonym czasie gry Degre urządził sobie wycieczkę poza swoje pole karne i wykorzystał to Remy, strzelając gola prawie z połowy boiska.

 

Premiership, 30/38, 14.03.2021

Kenilworth Road, 16057 widzów

[3] Luton – [19] Cardiff, 1:1 (CARDENAS ’89, Remy ‘90+3)

MoM: Juan Camilo Cardenas (Luton Town)

Odnośnik do komentarza

To ja bym chciał grać tylko w europejskich pucharach... można tak?

 

 

Rozgrywki Pucharu UEFA wkraczały w decydującą fazę. W ćwierćfinale już czekała na nas drużyna Leeds, z którą tak niewygodnie gra nam się w lidze angielskiej. Mam jednak nadzieję, że w pucharze utrzymamy dobrą formę, jaką prezentujemy od pierwszej rundy. Rozgrywanie meczu w Pucharze UEFA (zwłaszcza na tym etapie) w ten sam dzień co mecze reprezentacji nie było jednak najlepszym pomysłem organizatorów. W ten sposób na boisko Ellan Road wyszło wielu zawodników, którzy w domyśle mieli ten mecz oglądać z ławki rezerwowych.

 

 

Degre – Bellucci, Phillips, Grossi, Matthews – Galante, Parisi, Sivok, Lundbeg – Gunnarsson, Cardenas

 

Wyszliśmy na to spotkanie jednak z nadzieją, że przecież mecze kadr tak samo powinny osłabić drużynę przeciwnika. Dlatego też zagraliśmy bez kompleksów i to było widać. Bramka dla Luton padła w 17 minucie, gdy doskonałe podanie Cardenasa na bramkę zamienił Gunnarsson, który w dobrym stylu powraca po kontuzji. W 37 minucie po raz drugi zaatakowaliśmy bramkę przeciwnika. Tym razem strzelającym był Galante lecz piłka minęła obrys bramki gospodarzy. Pięć minut później zaś gospodarze zdołali doprowadzić do remisu. Strzał Antonio zdołał świetnie sparować Degre, ale w sobie tylko znany sposób z bardzo ostrego kąta dobijał Casali i doprowadził tym do wyrównania. Jednak my jeszcze przed przerwą wyszliśmy ponownie na prowadzenie. Tym razem za sprawą Cardenasa, który wykorzystał dobre prostopadłe podanie od Sivoka. Drugą połowę również dobrze zaczęliśmy, gdy w 53 minucie Gunnarsson pewnym strzałem sfinalizował swoją indywidualną akcję. Szykował się tutaj pogrom gospodarzy, którzy prezentowali się bardzo mizernie. I rzeczywiście. A pogromu tego dokonał Cardenas. W 60 minucie wykończył on akcję rezerwowego Faraga, który zastąpił na boisku niewidocznego Parisiego. Cztery minuty później Serrano obronił jeden ze strzałów następnego z rezerwowych, Kalu, ale wobec akcji i strzału Cardenasa trzy minuty później był zupełnie bezradny. W 74 minucie zaś Cardenas ustalił wynik meczu, gdy dobijał strzał Gunnarssona, po którym piłka odbiła się od poprzeczki, ale wróciła w pole i to umożliwiło Kolumbijczykowi przejęcie futbolówki.

 

Puchar UEFA, ćwierćfinał, 1 mecz, 25.03.2021

Ellan Road, 39607 widzów

[ANG] Leeds – [ANG] Luton, 1:6 (GUNNARSSON ’17, Casali ’42, CARDENAS ’44, GUNNARSSON ’53, CARDENAS ’60, CARDENAS ’67, CARDENAS ’73)

MoM: Juan Camilo Cardenas (Luton Town)

 

 

Trochę szkoda dla kibiców, że mecz rewanżowy nie będzie miał już żadnej wartości. Trudno bowiem wierzyć, że Leeds będzie w stanie na wyjeździe wygrać z nami 5:0. Tymczasem koniec marca oznaczał dla mnie spore zamieszanie w klubie. Mianowicie dostałem ofertę nowego kontraktu. Wybrałem sobie płacę na pensje w wysokości 1,5 mln euro tygodniowo i co za tym idzie budżet transferowy w wysokości, bagatela, 43 mln euro. A przed nami już rewanż w Pucharze UEFA. Na ten mecz wystawię ten sam skład, który sprał Leeds tydzień temu. Tyle tylko, że bez Cardenasa który pojechał na mecze kadry Kolumbii.

 

 

Degre – Bellucci, Phillips, Grossi, Matthews – Galante, Parisi, Sivok, Lundbeg – Gunnarsson, Ekola

 

Trzeba było nastawić się w tym meczu wyłącznie na obronę, bo Leeds grało o resztki honoru. I faktycznie szybko zaatakowali. W 7 minucie do interwencji Degre zmusił Antonio. Siedem minut później przeprowadziliśmy nieśmiały kontratak, zakończony nawet strzałem Gunnarssona, ale niecelnym. Dwie minuty później świetnie strzał portugalskiego napastnika gości obronił Degre. W 20 minucie nie potrafił naszego bramkarza pokonać również drugi z napastników – Casali. Z kolei pięć minut później ponownie w pojedynku Antonio z Degre górą był Francuz. Trzy minuty później przeprowadziliśmy swój drugi atak w tym spotkaniu lecz ta próba w wykonaniu Ekoli też nie była zbyt udana. Wreszcie w 35 minucie goście osiągnęli swój cel. Bramkę strzelił Casali, ale to była tylko kropla w morzu potrzeb dla Leeds. Zwłaszcza, że mecz życia chyba rozgrywał Degre i co chwila ratował nas po strzałach Antonio czy Casaliego. Taki wynik utrzymał się do przerwy, a na drugą połowę wyszli od razu po przerwie Pitman, Farag i Lolli. Niestety w 54 minucie kontuzji doznał Gunnarsson i musiałem przez resztę meczu grać w 10. Goście zaś cały czas napierali. Degre ratował nas raz za razem: w 57, 60 i 63 minucie świetnie bronił strzały Casaliego i dwukrotnie Antonio. Żaden z napastników Leeds nie mógł znaleźć sposobu na naszego golkipera. Minuty siedemdziesiąte to popis gry Antonio, ale jednocześnie popis jego fatalnej skuteczności. Miał on tak wiele szans, że obdzieliłby nimi cały nasz zespół, a on żadnej nie wykorzystał. W 79 minucie przegrał on nawet pojedynek sam na sam z Degre, co wcześniej mu się nie zdarzało. W 88 minucie ostatni raz naszej bramce zagroził Antonio lecz bramka oczywiście nie padła. A my na domiar złego dla Leeds doprowadziliśmy do remisu w doliczonym czasie gry, gdy rezerwowy Farag w zamieszaniu pod bramką gości zachował się najlepiej i umieścił piłkę w siatce.

Puchar UEFA, ćwierćfinał, rewanż, 01.04.2021

Kenilworth Road, 18440 widzów

[ANG] Luton – [ANG] Leeds, 1:1 (Casali ’35, FARAG ‘90+2)

MoM: Vincent Degre (Luton Town)

Odnośnik do komentarza

Myślę, że mam na tyle dobrych bramkarzy, że nawet rezerwowy Ghilardi czy też Petkovic nie puściliby aż tylu bramek ;)

 

 

 

Przed nami teraz krótki ale bardzo wyczerpujący okres, kiedy w przeciągu trzech dni musimy zagrać dwa mecze ligowe, aby zrównać się w ilości występów z resztą stawki. Najpierw na nasz obiekt przyjeżdża zawsze nieobliczalna Aston Villa, która choć nie ma w swoich szeregach gwiazd, to jako kolektyw prezentuje się co najmniej nieźle. Do naszego składu wraca Meyer i Virtanen, którzy już się wyleczyli z wszystkich urazów.

 

 

Degre – Bellucci, Phillips, Grossi, Matthews – Galante, Parisi, Virtanen, Meyer – Gunnarsson, Ekola

 

Początek spotkania zdecydowanie należał do graczy drużyny gości, którzy już w 4 minucie stworzyli sobie okazję zmarnowaną jednak przez Smitha. Dziewięć minut później ten sam piłkarz wpisał się jednak na listę strzelców, wykorzystując zawahanie naszych obrońców i kończąc akcję, po której gol paść nie powinien. Na szczęście szybko odpowiedzieliśmy, gdy Virtanen prostopadłym podaniem uruchomił Gunnarssona, a Islandczyk takich okazji nie zwykł marnować. Minutę później już mogliśmy prowadzić, znów po strzale Gunnarssona, ale tym razem na drodze do szczęścia stanął Fowler, który zablokował strzał. W 27 minucie Moss świetnie odebrał piłkę Virtanenowi i natychmiast posłał ją w kierunku Smitha, a Anglik będący tego dnia w dobrej formie wykończył wzorowo akcję, wyprowadzając The Villans znów na prowadzenie. Dwie minuty później ten sam piłkarz zmarnował jednak dogodną okazję na skompletowanie hattricka. W 36 minucie jedną z nielicznych okazji na strzelenie kolejnych bramek miał Gunnarsson, gdy kończył akcję Galante, próbującego zrobić coś z niczego na prawym skrzydle. W 43 minucie znów było groźnie pod bramką Evansa, gdy dośrodkowywał Bellucci, ale najlepiej w polu bramkowym zachował się właśnie bramkarz gości i złapał piłkę. Drugą połowę również rozpoczęliśmy agresywnie i w 52 minucie Galante strzałem głową mógł pokonać Evansa, gdyby nie jego świetna interwencja. Podobnie rzecz miała się w 62 minucie, tym razem bramkarz gości poradził sobie z mocnym ale mało precyzyjnym strzałem rezerwowego Cardenasa. W 70 minucie raz jeszcze górą był Evans, obronił on strzał kolejnego naszego rezerwowego – Lundberga. W samej końcówce jeszcze jedną okazję miał Gunnarsson lecz tym razem fatalnie spudłował.

 

Premiership, 31/38, 03.04.2021

Kenilworth Road, 25394 widzów

[3] Luton – [4] Aston Villa, 1:2 (Smith ’13, GUNNARSSON ’18, Smith ’27)

MoM: Gorka Garrido (Aston Villa)

 

 

Nie wygraliśmy meczu ligowego od pięciu kolejek i nic nie zapowiadało tego, że stan ten ulegnie zmianie po następnej kolejce, gdyż jechaliśmy na Goodison Park podejmować Everton, który wciąż ma jeszcze iluzoryczne szanse na mistrzostwo, a już jest zdecydowanie poza naszym zasięgiem. Z resztą po ostatnim meczu wyprzedziła nas już nawet Aston Villa, więc w tym momencie walczymy już tylko o zachowanie szansy gry w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie.

 

 

Degre – Bellucci, Phillips, Scotti, Matthews – Galante, Parisi, Virtanen, Meyer – Gunnarsson, Ekola

 

Miałem chyba rację co do tego, jak będzie wyglądał ten mecz. Ostatnio gramy totalnie źle, nic nam nie wychodzi, a jeśli wychodzi to bramkarze drużyny przeciwnej mają mecz życia. Tym razem zastosowaliśmy ten pierwszy wariant, w którym gramy jak cioty. Zaczęliśmy w naszym stylu, czyli tracąc głupio piłkę w niegroźnej sytuacji, która zamieniła się w bramkę dla gospodarzy po strzale Alvareza. Po sześciu minutach było już 2:0, a strzelcem bramki został Vries. Gospodarzom w zdobyciu tego gola nie przeszkodził nawet fakt, że od chwili grali w 10, gdy czerwoną kartkę zobaczył Arslan. Dwie strzelone szybko bramki pozwoliły gospodarzom wycofać się do obrony, a katastrofalna gra moich pomocników i napastników tylko uspokajała trenera Evertonu, który mógł do woli uskuteczniać futbol oparty na obronie korzystnego wyniku, który nijak nie mógł ulec zmianie na naszą korzyść. Nieco pozytywnego ożywienia wniosło wprowadzenie na boisko Cardenasa, który zastąpił słabego tego dnia Gunnarssona. To właśnie Kolumbijczyk w 55 minucie strzelił gola kontaktowego po indywidualnej akcji. Nam trzeba jednak akcji zespołowych, wzajemnego zrozumienia na boisku i tego, co powodowało, że nie przegrywaliśmy meczu za meczem (a przecież mieliśmy serię 16 meczy bez porażki w lidze). Tego dnia zwycięstwo nie było nam jednak dane. W drugiej połowie graliśmy nieco lepiej, ale okazało się, że Kennedy też akurat dzisiaj rozgrywa mecz życia i obronił przynajmniej trzy strzały, których normalny śmiertelnik obronić nie powinien, gdy strzelali Cardenas, Ekola oraz Parisi.

 

Premiership, 32/38, 05.04.2021

Goodison Park, 39499 widzów

[2] Everton – [4] Luton, 2:1 (Alvarez ‘5, de Vries ’11, CARDENAS ’55)

MoM: Carlos Alvarez (Everton)

Odnośnik do komentarza

Po meczu z Evertonem spadliśmy już na piąte miejsce w lidze, zatem kryzys rozwija się w najlepsze, a ja kompletnie nie umiem sobie z nim poradzić. Raczej też wątpliwe, że uda nam się go zażegnać w następnej kolejce, kiedy do nas przyjeżdża już prawie obrońca tytułu, Tottenham. Jeśli nie potrafiliśmy w ostatnich kolejkach wygrywać z drużynami ze środka tabeli, to dlaczego mielibyśmy zwyciężyć teraz w meczu z absolutnym dominatorem ligi?

 

 

Degre – Bellucci, Phillips, Scotti, Matthews – Galante, Parisi, Virtanen, Meyer – Gunnarsson, Ekola

 

Mecz ten zaczął się niepomyślnie dla gości, którzy już w 3 minucie meczu stracili bardzo ważne ogniwo swojej drużyny, gdy boisko na noszach musiał opuścić Duda. Niecały kwadrans później przeprowadziliśmy swoją pierwszą groźną akcję lewym skrzydłem, gdzie pokazał się Parisi i nawet oddał strzał lecz Jones zdołał dobrze interweniować. Podobnie dwie minuty później, gdy znów zagrożenie pojawiło się z lewej strony, tym razem świetnie obronił on strzał Bellucciego. W 30 minucie pierwszy raz zatrudniony w bramce został Degre, gdy musiał obronić, niegroźny na szczęście, strzał Cano. Pięć minut później na naszą bramkę strzelał Perry, ale jego uderzenie również nie było zbyt precyzyjne. W 39 minucie odpowiedzieliśmy akcją pod polem karnym Kogutów. Dośrodkowywał Galante, a strzałem głową Jonesa zaskoczyć próbował Meyer, lecz jego uderzenie pewnie obronił angielski golkiper. W drugiej połowie na boisku pojawili się Cardenas oraz Lundberg. Ale ta zaczęła się od ataków gości. W 47 minucie groźnie z rzutu wolnego uderzał Homola, ale Degre zdołał sparować piłkę na rzut rożny. Siedem minut później niecelny strzał w kierunku naszej bramki oddał Alexander. Przewaga gości stawała się coraz wyraźniejsza. Cztery minuty później nasz francuski bramkarz zmuszony był do interwencji po strzale Copparda. Wreszcie w 69 minucie przypomnieliśmy rywalowi, że też potrafimy grać w ofensywie, gdy mocnym strzałem sprawdził czujność Jonesa Cardenas. Trzy minuty później znów jednak byliśmy w defensywie, gdy pod naszą bramką zamęt wprowadzał Johnson. Gol na szczęście nie padł. Gdy już wydawało się, że spotkanie zakończy się podziałem punktów, w ostatniej minucie meczu przycisnęliśmy rywala i po kilku próbach strzałów w bardzo krótkim odstępie czasu wreszcie piłka znalazła się w siatce po uderzeniu Lundberga i dała nam zwycięstwo!

 

Premiership, 33/38, 10.04.2021

Kenilworth Road, 26937 widzów

[5] Luton – [1] Tottenham, 1:0 (LUNDBERG ’90)

MoM: Mike Matthews (Luton Town)

 

 

Zwycięstwo, choć nieoczekiwane, według wielu niezależnych obserwatorów się nam po prostu należało. Pozwoliło nam ono awansować już na trzecie miejsce w ligowej tabeli i znów myślimy o dogonieniu Evertonu, ale obawiam się, że strata dziewięciu punktów może być nie do odrobienia. Tymczasem przyszła już pora na rozpoczęcie rywalizacji z Arsenalem w półfinale Pucharu UEFA. Na pierwszy mecz nie zdecydowałem się na żadną zmianę w składzie w stosunku do meczu poprzedniego z Tottenhamem.

 

 

Degre – Bellucci, Phillips, Scotti, Matthews – Galante, Parisi, Virtanen, Meyer – Gunnarsson, Ekola

 

Zaczęliśmy trochę bojaźliwie i dlatego goście wyczuli jakby naszą słabość atakując od pierwszych minut. W 4 minucie doskonałą szansę na prowadzenie dla gości zmarnował Hall. My odpowiedzieliśmy osiem minut później równie niecelnym uderzeniem Ekoli, który rozegrał wzorowo piłkę z Gunnarssonem. Dopiero w 25 minucie kibice doczekali się kolejnej groźnej akcji. Przed polem karnym gości faulowany był Parisi, piłkę do wykonania rzutu wolnego ustawił sobie Meyer i mocnym ale precyzyjnym strzałem nie dał szans bramkarzowi Arsenalu. Po chwili humor nam się pogorszył, gdy boisko z kontuzją opuścił Virtanen. W jego miejsce na placu gry pojawił się Grossi. Przed przerwą mieliśmy jeszcze jedną szansę, znów niewykorzystaną przez Ekolę, który w połowie meczu opuścił boisko, a w jego miejsce pojawił się na nim Cardenas. Ponadto, podobnie jak w poprzednim spotkaniu, Lundberg zastąpił Galante. W 56 minucie goście przeprowadzili kolejny groźny atak, kończony przez Ortiza, piłka jednak nie znalazła drogi do naszej bramki. W 71 minucie bliski zdobycia gola był Rocchini, który już nawet wygrał pojedynek z Meyerem lecz jego strzał minimalnie minął bramkę Degre. Dwie minuty później goście próbowali nas zaskoczyć strzałem z rzutu wolnego w wykonaniu Souzy, ale Degre nie miał kłopotów z interwencją. W 82 minucie po raz drugi sędzia przyznał nam stały fragment gry, ale tym razem był to rzut karny podyktowany za faul Parkinsona na Lundberg (nawiasem mówiąc też Parkinson faulował Parisiego w sytuacji, gdzie podyktowany rzut wolny na bramkę zamienił Szwajcar). Do piłki podszedł etatowy wykonawca stałych fragmentów i mocnym strzałem pokonał bramkarza gości, strzelając swojego piętnastego gola w sezonie. W końcówce zagraliśmy na utrzymanie wyniku i dzięki temu mamy dobrą zaliczkę przed rewanżem.

Puchar UEFA, półfinał, 1 mecz, 15.04.2021

Kenilworth Road, 26940 widzów

[ANG] Luton – [ANG] Arsenal, 2:0 (MEYER ’25, MEYER (k) ’82)

MoM: Nicolas Meyer (Luton Town)

Odnośnik do komentarza

Nie sposób byłoby nie wspomnieć, że kilka tygodni temu w meczu ligowym między Luton i Arsenalem też padł wynik 2:0 i też obie bramki strzelił Meyer. Widać, że Szwajcar ma patent na strzelanie bramek Kanonierom i mam nadzieję, że potwierdzi to raz jeszcze w meczu rewanżowym. W przeciwieństwie do Arsenalu, my do meczu rewanżowego przystępujemy bez żadnego dodatkowego spotkania rozgrywanego w międzyczasie. Kanonierzy przy weekendzie musieli jeszcze rozegrać trudny mecz z Tottenhamem na White Hart Lane, zremisowany szczęśliwie 2:2.

 

 

Degre – Siivonen, Bellucci, Scotti, Matthews – Galante, Mulenga, Virtanen, Meyer – Cardenas, Ekola

 

Pierwsze minuty spotkania były dla nas bardzo obiecujące. Już w 3 minucie Meyer miał pierwszą sytuację w tym meczu, ale tej jeszcze nie zdołał wykorzystać. Potwierdził jednak, że jest w dobrej formie. W 22 minucie kontuzji doznał nasz sprzymierzeniec z poprzedniego meczu, Parkinson. W jego miejsce trener Banfield postawił na Rossiego. Cztery minuty później znakomitą paradą popisał się Souza, który obronił strzał Gunnarssona z bliskiej odległości. W 42 minucie akcją w ofensywie odpowiedzieli gospodarze. Strzelał Del Monte, kończąc indywidualną akcję, lecz jego uderzenie nie było najwyższej klasy i nie mogło zaskoczyć Degre. Gdy już mieliśmy schodzić na przerwę, Rocchini sfaulował przed polem karnym Ekolę. Do piłki podszedł Meyer, a dla niego rzut wolny to jak karny. Tak było i tym razem i Arsenal dostał gola do szatni. Drugą połowę rozpoczęliśmy defensywnie. W 52 minucie dwukrotnie interweniować musiał Degre. Najpierw próbował Del Monte, a potem jeszcze szukał bramki Ortiz. W 59 minucie bliski podwyższenia prowadzenia był Ekola lecz piłka po jego strzale odbiła się tylko od słupka i wyszła w boisko. W 68 minucie raz jeszcze dogodną okazję miał Ekola ale i tej nie potrafił Szwed wykorzystać. Dwie minuty później ponownie sprawdzone zostały umiejętności Degre, który nie miał problemów z obroną strzału Rae. W 83 minucie wreszcie padł gol (zasłużony) dla Arsenalu. Z rzutu wolnego dośrodkowywał Noble, a piłkę głową do siatki skierował Rocchini. Ten sam, po którego faulu w pierwszej połowie Meyer strzelił gola. Nadzieja gospodarzy umarła jednak bardzo szybko. Dwie minuty później Ekola wyprowadził nas ponownie na prowadzenie, a w końcówce meczu grający na stojąco Londyńczycy dali sobie wbić jeszcze dwa gole. Najpierw wpisał się na listę strzelców Parisi, a dzieła zniszczenia dokonał Ekola.

 

Puchar UEFA, półfinał, rewanż, 22.04.2021

Emirates Stadium, 59980 widzów

[ANG] Arsenal – [ANG] Luton, 1:4 (MEYER ’45, Rocchini ’83, EKOLA ’85, PARISI ’88, EKOLA ‘90+1)

MoM: Riccardo Parisi (Luton Town)

 

 

Za awans do finału otrzymaliśmy okrągły milion euro. W finale zmierzymy się jednak z Manchesterem United, który raz już nas pokonał w tym sezonie w meczu finałowym (Carling Cup). Może właśnie teraz przyszedł czas na rewanż? Trzeba jednak na razie zapomnieć o Pucharze UEFA a skoncentrować się na lidze, gdzie musimy koniecznie dogonić przynajmniej trzecią w tabeli Chelsea. Dlatego potrzebujemy zwycięstwa w meczu z Middlesbrough. W meczu tym zabraknie kontuzjowanego Scottiego, zastąpi go jego rodak.

 

 

Degre – Siivonen, Bellucci, Grossi, Matthews – Galante, Mulenga, Virtanen, Meyer – Cardenas, Ekola

 

Piłkarzem, który jako pierwszy mógł tego dnia zapisać się pozytywnie w protokole meczowym był Parisi, który swoją szansę na gola zmarnował w 7 minucie spotkania. Osiem minut później i tak już prowadziliśmy, gdy akcję właśnie Parisiego wykończył celnym strzałem Ekola, który powrócił do dobrej formy strzeleckiej. Po chwili kontuzji doznał Gunnarsson i w jego miejsce wprowadziłem Cardenasa, ale to Ekola był bohaterem tego spotkania, gdy kilka minut później po raz drugi wpisał się na listę strzelców. W 35 minucie fantastyczną akcję lewym skrzydłem przeprowadził Parisi, gdy przejął piłkę od Konniga i popędził z nią samotnie w kierunku bramki, oddając w końcu strzał nie do obrony, nawet dla Poziellego. Pięć minut później okazję na zwiększenie prowadzenia przed przerwą zmarnował jeszcze Cardenas, ale mogłem być zadowolony z tej połówki. W przerwie zdjąłem z boiska narzekających na drobne urazy Cardenasa i Virtanena. W drugiej połowie zagraliśmy ustawieniem 4-5-1 z wysuniętym Ekolą, wspieranym na skrzydłach przez dwóch Włochów. Ta część meczu była popisem gry Parisiego, który choć gola nie strzelił to wielokrotnie stwarzał zamęt pod bramką rywala i był zdecydowanie naszym najlepszym graczem na boisku. Chociaż rezerwowy Farag również miał swoje szanse na strzelenie gola, jak choćby sytuacja z 59 minuty, gdy mocno uderzał z dystansu, a piłka minimalnie tylko przeszła obok bramki Poziello. Cztery minuty później jedną z nielicznych akcji przeprowadzili goście. Strzał Delgado po błędzie Grossiego nie mógł jednak zrobić krzywdy Degre. W 71 minucie goście sami się osłabili, gdy czerwoną kartkę zobaczył obrońca Knight. Wobec takiego obrotu sprawy goście nie mieli już kompletnie czym nam zagrozić.

Premiership, 35/38, 25.04.2021

Kenilworth Road, 26885 widzów

[5] Luton – [14] Middlesbrough, 3:0 (EKOLA ’15, EKOLA ’22, PARISI ’35)

MoM: Riccardo Parisi (Luton Town)

Odnośnik do komentarza
Ładnie, bardzo ładnie. Czas na zemstę na Czerwonych Diabłach.

najpierw w lidze :D

 

 

Zwycięstwo z Middlesbrough okupiliśmy poważną kontuzją Gunnarssona, która na pewno wyeliminuje go z udziału w meczu finałowym Pucharu UEFA. Podobny los może spotkać naszego bohatera z ostatnich dni, Parisiego, który również narzeka na uraz stawu skokowego i nie wiadomo czy zdąży się wykurować. Tymczasem przed nami teraz przedsmak finału Pucharu UEFA i mecz ligowy właśnie z Manchesterem United.

 

 

Degre – Siivonen, Bellucci, Scotti, Matthews – Galante, Mulenga, Virtanen, Meyer – Cardenas, Ekola

 

Początek spotkania to okres wytężonej pracy Degre, który musiał nas kilkakrotnie ratować przed utratą bramek. Tak było w 4 minucie, gdy obronił strzał Collinsa, tak też i było dwie minuty później, gdy musiał sobie poradzić ze strzałem Rooneya. W 11 minucie jednak niespodziewanie objęliśmy prowadzenie. Doskonałe podanie Meyera wykończył bezlitośnie Cardenas. Dziesięć minut później gospodarze spróbowali odpowiedzieć za sprawą strzału z dystansu Romano lecz Włoch nie trafił w światło bramki. W 30 minucie sytuacja nam się trochę skomplikowała. Grossi trochę za bardzo wziął sobie do serca moje słowa o odcięciu od gry Chapmana i skroił go równiutko, za co zobaczył czerwoną kartkę. Natychmiast przesunąłem bliżej linii obrony Virtanena i Meyera, a jako środkowy pomocnik miał teraz grać Cardenas. Pięć minut później właśnie Kolumbijczyk popisał się efektownym rajdem, którego jednak nie potrafił skutecznie wykończyć. Sześć minut później po raz drugi do wyrównania spróbował doprowadzić Romano, po raz drugi nieudanie. Po przerwie na boisku pojawili się Farag oraz Okoye i to właśnie Nigeryjczyk został bohaterem spotkania. W 53 minucie wypracował on sobie pierwszą groźną sytuację, której nie zdołał jeszcze wykorzystać. W 56 minucie gospodarze zaś strzelili gola. Rey doprowadził do wyrównania, co tylko rozsierdziło moich podopiecznych, którzy grając w dziesiątkę pokazali Man Utd jak się gra w piłkę. A konkretnie uczynił to Okoye. Najpierw w 61 minucie, gdy strzałem głową skończył akcję Siivonena, potem trzy minuty później znów po dwójkowej akcji z Finem, a minutę później na potrójne raty, ale wreszcie skutecznie dobił rywali. Trzy bramki w sześć minut to niezwykły wyczyn. W 71 minucie szansę na pogrzebanie rywali zmarnował jeszcze Cardenas, a niewykorzystaną sytuację pomścił po chwili Rey, strzelając gola kontaktowego. Jednak antyfutbol jaki zagraliśmy w ostatnim kwadransie uniemożliwił gospodarzom odrobienie strat i zanotowaliśmy niezwykle ważne zwycięstwo. Czyżby Luton miało nowego króla?

 

Premiership, 36/38, 28.04.2021

Old Trafford, 75977 widzów

[10] Man Utd – [4] Luton, 2:4 (CARDENAS ’11, Rey ’55, OKOYE ’61, OKOYE ’64, OKOYE ’65, Rey ’75)

MoM: Uche Okoye (Luton Town)

 

 

Zwycięstwo oczywiście nie przeszło bez echa w całej Anglii i nawet Europie, a media już szukały nowego klubu dla niezadowolonego podobno Okoye. Już według The Sun Nigeryjczyk lądował w Arsenalu, Marca pisała o kontrakcie z Barceloną, a Der Spiegel widział Uche w Bayernie Monachium. My tymczasem graliśmy swoje. Przed nami dwa ostatnie mecze ligowe. Najpierw jedziemy do Derby. W składzie na ten mecz pojawił się Lolli, zastępując zawieszonego za kartki Grossiego i kontuzjowanego Scottiego.

 

 

Degre – Siivonen, Bellucci, Lolli, Matthews – Galante, Mulenga, Virtanen, Meyer – Cardenas, Ekola

 

Spotkanie to rozpoczęło się dla nas fantastycznie, bowiem w pierwszej akcji meczu objęliśmy prowadzenie. Kombinację Ekoli i Cardenasa wykończył Szwed i od razu po wejściu na boisko mogliśmy się cieszyć z prowadzenia. Minutę później jednak już Degre musiał udowodnić, dlaczego broni u nas od wielu sezonów, broniąc kapitalnie strzał Martina. W 6 minucie zaś popisał się bramkarz gospodarzy Walker, radząc sobie z uderzeniem Ekoli. W 11 minucie i w 14 ponownie górą w pojedynkach angielsko-szwedzkich był bramkarz gospodarzy, ale mimo to podobała mi się aktywność Ekoli. W 21 minucie ponownie naszego bramkarza starał się zaskoczyć Martin, tym razem z rzutu wolnego, ale końcowy efekt był identyczny jak na początku meczu. W 42 minucie mieliśmy swoją ostatnią szansę w pierwszej połowie, gdy strzelał Cardenas lecz niecelnie. W przerwie zdecydowałem, że na boisku na drugie czterdzieści pięć minut pojawi się Okoye i to była dobra zmiana bo już pięć minut po pojawieniu się na boisku Nigeryjczyk trafił do siatki. Pięć minut później gospodarze zdołali jednak strzelić gola kontaktowego, którego autorem był Thueux i nie było nam dane za wcześnie się cieszyć z trzech punktów. W 78 minucie bardzo blisko wyrównania był Federic, ale na nasze szczęście piłka po odbiciu się od poprzeczki wyszła poza boisko. Ww 88 minucie gospodarze dopięli swego i doprowadzili do remisu, a szczęśliwcem, który tego dokonał był Walker. Euforia przesłoniła im jednak konieczność gry do końca, co skwapliwie wykorzystaliśmy. Najpierw swoje drugie trafienie w meczu zanotował Okoye, a po chwili wynik meczu ustalił również swoim drugim golem w spotkaniu Ekola.

Premiership, 37/38, 30.04.2021

Pride Park, 23472 widzów

[16] Derby – [4] Luton, 2:4 (EKOLA ‘1, OKOYE ’51, Thueux ’55, Wright ’88, OKOYE ’90, EKOLA ‘90+1)

MoM: Thom Ekola (Luton Town)

Odnośnik do komentarza
Czyli UEFA masz w kieszeni :keke:

:qwa:

 

 

Ostatni mecz sezonu graliśmy z Plymouth, które aby się utrzymać w lidze musiało co najmniej nie przegrać albo patrzeć na wyniki z innych stadionów, dlatego należało się spodziewać bardzo trudnego meczu z gryzącym trawę przeciwnikiem. My jednak wciąż mieliśmy szansę na wejście na drugie miejsce. Potrzebowaliśmy zwycięstwa, a Everton musiałby swoje spotkanie przegrać. Czy tak będzie?

 

 

Degre – Siivonen, Bellucci, Scotti, Matthews – Galante, Mulenga, Virtanen, Meyer – Cardenas, Ekola

 

Rzeczywiście potwierdziło się to, czego się obawiałem. Gospodarze wyszli na to spotkanie ogromnie zmotywowani i zaatakowali nas od pierwszych minut, a dodatkowo wspierała ich licznie zgromadzona na stadionie publiczność. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W 11 minucie po rozmontowaniu naszej linii defensywy do siatki trafił najlepszy strzelec gospodarzy, Allen. Dziewięć minut później spróbowaliśmy odpowiedzieć strzałem Ekoli z półwoleja, lecz piłka minęła bramkę Lewisa. Cztery minuty później również niecelnie głową uderzał Cardenas. Była to de facto ostatnia groźna akcja pierwszej połowy. Moja reakcja w przerwie była bardzo zdecydowana i na drugą połowę od początku wyszli Okoye, Lundberg i Farag. Zmiany przyniosły szybko efekt. W 49 minucie akcję Faraga na lewym skrzydle sfinalizował Okoye. Ta dwójka bardzo dobrze rozumie się na boisku. W 60 i 62 minucie zostaliśmy jednak zepchnięci do głębokiej defensywy, dwukrotnie będąc zmuszeni do ratowania się w dramatycznych okolicznościach. W obu przypadkach jednak górą był Degre, broniąc strzały Mavino i Muamby. W 74 minucie z kolei okazję na zapewnienie nam zwycięstwa zmarnował Virtanen, którego strzał minął bramkę Lewisa. Minutę później również w dogodnej sytuacji spudłował fatalnie Farag. W 84 minucie szansę na zdobycie gola zwycięskiego dla gospodarzy zmarnował Nielsen, ale co się odwlecze to nie uciecze i cztery minuty później gospodarze dopięli swego, a gola na wagę trzech punktów i jednocześnie utrzymania strzelił Writzl.

 

Premiership, 38/38, 02.05.2021

Home Park, 16245 widzów

[17] Plymouth – [3] Luton, 2:1 (Allen ’11, OKOYE ’49, Writzl ’88)

MoM: Vincent Degre (Luton Town)

 

 

Ostatecznie zajęliśmy trzecie miejsce w lidze, ustępując Tottenhamowi i Evertonowi, a wyprzedzając Chelsea, co mnie niezmiernie ucieszyło. Natychmiast też wypłacono nam 15,5 mln euro za prawa do transmisji telewizyjnych naszych spotkań. W głowach piłkarzy Luton było jednak najważniejsze spotkanie tego sezonu, finał Pucharu UEFA, który miał się odbyć już niedługo. W składzie na ten mecz pojawiło się kilka zmian, bo w meczu nie mógł zagrać m. in. Siivonen zawieszony za kartki oraz Okoye.

 

 

Degre – Bellucci, Phillips, Scotti, Matthews – Galante, Mulenga, Virtanen, Meyer – Cardenas, Ekola

 

Zaczęliśmy to spotkanie od mocnego uderzenia i już w 4 minucie Hartung został zmuszony do interwencji po strzale Cardenasa. Sześć minut później rywale odpowiedzieli uderzeniem OBriena, ale w porę ten strzał zablokował Phillips, tak że Degre nawet nie musiał interweniować. W 17 minucie raz jeszcze próbował OBrien lecz a próba była znacznie gorsza od poprzedniej. Cztery minuty później Czerwone Diabły strzeliły jednak bramkę. Dokładne dośrodkowanie Ronaldo na gola zamienił nie kto inny jak Chapman. Dwie minuty później mogło już być pozamiatane, gdy strzelał Morgan, ale na szczęście nie trafił. Po chwili kontuzji doznał moim zdaniem najlepszy gracz Man Utd, Romano i to mogło nam trochę ułatwić zadanie. Wcale tak jednak nie było. W 36 minucie OBrien zabrał piłkę rozkojarzonemu Matthewsowi, podał ją do Chapmana, a Paul po raz drugi wpisał się na listę strzelców. Nadzieja nie zdążyła jednak umrzeć. W 41 minucie strzał Meyera jeszcze zdołał sparować Hartung lecz wobec dobitki Ekoli był bezradny. Po chwili szansę na doprowadzenie do wyrównania zmarnował właśnie strzelec bramki i to zadecydowało, że w przerwie opuścił boisko a w jego miejsce, wraz z Faragiem i Lundbergiem pojawił się Pitman. I rzeczywiście w 49 minucie Pitman pokazał się z dobrej strony oddając zaskakujący strzał głową, który sprawił sporo kłopotów Hartungowi. Podobnie w 54 minucie chilijski bramkarz miał pełne rękawice roboty, gdy musiał ratować zespół po strzale Cardenasa. W 69 minucie pokazał się również Farag, który dostał piłkę z prawego skrzydła od Galante lecz uderzył niecelnie. Rywale grali pasywnie, ale to oni strzelili trzeciego gola w 73 minucie, gdy naszego bramkarza niesygnalizowanym strzałem zaskoczył Morgan. Odpowiedzieliśmy po chwili co prawda golem Cardenasa, ale na doprowadzenie do wyrównania było już za późno i po dobrym meczu jednak polegliśmy, pozostawiając po sobie jednak dobre wrażenie.

 

Puchar UEFA, finał, 05.05.2021

Estadio Jose Alvarade, 51970 widzów

[ANG] Man Utd – [ANG] Luton, 3:2 (Chapman ’21, Chapman ’36, EKOLA ’41, Morgan ’73, CARDENAS ’82)

MoM: Paul Chapman (Manchester United)

 

 

Jedyny pozytyw to taki, że nie oddaliśmy meczu bez walki, ale jednak apetyty w klubie były większe i muszę się poważnie zastanowić, czy znajdę w sobie jeszcze motywację do pracy w Luton…

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...