Skocz do zawartości

[FM2006] Guys in the red... are fighting for win...


Rekomendowane odpowiedzi

Świetnie panu Pitman strzela... Pokażesz jego profil?

Brett Pitman

 

 

Naszym następnym przeciwnikiem miała być kolejna drużyna z Londynu. Tym razem przyszedł czas na tę najbardziej utytułowaną, czyli Arsenal. Obawiałem się tego meczu, bo Londyńczycy to bardzo solidna marka nawet pomimo tego, że ostatni sezon im nie wyszedł. Z drugiej strony my teraz gramy naprawdę całkiem fajnie. Mimo słabej postawy w ostatnim spotkaniu Siivonena postanowiłem mu raz jeszcze zaufać.

 

 

Elliott – Siivonen, Phillips, Terry, Tsarouchas – Hunter, Farag, Collins, Sivok – Postiga, Pitman

 

Gospodarze bardzo szybko, bo już w 7 minucie meczu objęli prowadzenie po golu Noble’a. Nam udało się po części odpowiedzieć groźnym atakiem w 17 minucie, kiedy strzał głową oddał Collins (po dośrodkowaniu Postigi), ale uderzenie to było niecelne. W 27 minucie ładna akcja Parkinsona i Knightsa dała gospodarzom drugiego gola, strzelonego przez tego drugiego. Po chwili zaś Knights był bliski podwyższenia jeszcze tego prowadzenia, ale co nie udało się jemu, udało się kilka minut później Pitmanowi, który strzelił gola kontaktowego. Druga połowa zaczęła się od naszych ataków. Pitman wypuścił Postigę w uliczkę prostopadłym podaniem, ale Portugalczyk nie ma już tej szybkości co kiedyś i nie doszedł do piłki. W 52 minucie Postiga zmarnował doskonałą sytuację na wyrównanie, nie trafiając z ośmiu metrów do bramki. Pięć minut później z kolei uratował nas Terry przed utratą bramki, bo efektownie szarżował Knights. Po chwili do remisu mógł doprowadzić Hunter, ale uderzył za słabo, żeby mogło to sprawić jakieś trudności Kameniemu. W 62 minucie jeszcze raz Kameruńczyka sprawdził Postiga, tym razem strzałem z dystansu. Po chwili zaś Kameni był bez szans gdy Postiga umieszczał piłkę w siatce, doprowadzając do wyrównania. Tym samym udało się odrobić dwie bramki straty. Takim już wynikiem zakończyło się to spotkanie, choć gdybyśmy mieli trochę szczęścia to może sytuacja z 88 minuty kiedy uderzał Siivonen zakończyłaby się bramką…

 

Premiership, 7/38, 15.09.2018

Emirates Stadium, 59657 widzów

[12] Arsenal – [3] Luton, 2:2 (Noble ‘7, Knights ’27, PITMAN ’38, POSTIGA ‘74)

MoM: Helder Postiga (Luton Town)

 

 

Ten remis pozwolił nam utrzymać trzecią pozycję w lidze, ale już tracimy coraz więcej punktów do lidera z Manchesteru. To jednak nieważne, ważne, że gramy ostatnio dobry futbol i już raczej nie myślimy tylko o utrzymaniu. Tymczasem w II rundzie Pucharu Ligi naszym rywalem jest Harletpool, a więc drużyna, która nie powinna nam sprawić problemów z awansem do kolejnej fazy. W tym meczu wystąpi rezerwowy skład.

 

 

Degre – Zeb, Spinelli, Lolli, Scotti – Galante, Galan, Meyer, Lundberg – Ekola, Johnson

 

Zaczęliśmy udanie od bramki strzelonej przez Ekolę w 3 minucie spotkania. Pięć minut później bliski pokonania Loggata był też Johnson, ale tym razem bramkarz gospodarzy dobrze się spisał, podobnie z resztą jak trzy minuty później gdy znów musiał bronić po strzale Amerykanina. W 26 minucie zatrudniony został Degre, który musiał obronić uderzenie Watsona. Siedem minut później groźnie szarżował Cavellin, ale w decydującym momencie akcji zaplątał się we własne nogi. My zaś graliśmy swoje i spokojnie punktowaliśmy rywala kontratakami, jak choćby tym z 42 minuty, zakończonym drugim golem szwedzkiego napastnika. W drugiej połowie Ekola skompletował hattricka, strzelając trzeciego gola w 59 minucie, ale miał jeszcze przynajmniej dwie doskonałe okazje na powiększenie swojego dorobku bramkowego – w 78 minucie i doliczonym czasie gry.

 

Carling Cup, II runda, 18.09.2018

Victoria Park, 7598 widzów

[C] Hartlepool – [P] Luton, 0:3 (EKOLA ‘3, EKOLA ’42, EKOLA ’58)

MoM: Thom Ekola (Luton Town)

Odnośnik do komentarza

Na ligowe spotkanie z Sunderlandem już wróciłem do podstawowej jedenastki, choć teraz to trudno wskazać który skład jest podstawowy, a który rezerwowy. W miejsce Siivonena do składu powrócił Zeb, a pozycję Collinsa zastąpił Meyer. Oprócz tego w ataku w miejsce Postigi pojawił się Bell.

 

 

Elliott – Zeb, Phillips, Terry, Tsarouchas – Hunter, Farag, Meyer, Sivok – Bell, Pitman

 

Tym razem spotkanie zaczęliśmy bardzo nerwowo i goście dość szybko to wykorzystali, strzelając bramkę w 10 minucie meczu, gdy podanie Kinga na gola zamienił McBride. Dziesięć minut później pierwszy raz bramce gości zagroziło Luton, a konkretnie Pitman, który jednak strzelił prosto w bramkarza gości, Valette. Pięć minut później z kolei Elliott świetnie interweniował po strzale Floresa. W 31 minucie raz jeszcze próbował Pitman, ale nie mógł dziś się wstrzelić w bramkę rywala. Wreszcie w 34 minucie po faulu w polu karnym Stevensa na Meyerze, jedenastkę na bramkę zamienił Terry, a siedem minut później Pitman wreszcie znalazł sposób na pokonanie bramkarza rywali i na przerwę schodziliśmy prowadząc. Po zmianie stron Pitman natychmiast strzelił swojego drugiego gola (już dziesiątego w całym sezonie!) i grało nam się od tej pory już zupełnie spokojniej. Goście co prawda mieli inicjatywę, ale nie potrafili znaleźć sposobu na dobrze dysponowanego Elliotta. A my od czasu do czasu groźnie kontratakowaliśmy, ale nie udało się podwyższyć prowadzenia, choć znakomite okazje mieli rezerwowy Mulenga, czy też Meyer oraz Pitman, który mógł skompletować hattricka. Najważniejsze jednak, że udało się odnieść zwycięstwo.

Premiership, 8/38, 22.09.2018

Kenilworth Road, 11383 widzów

[4] Luton – [8] Sunderland, 3:1 (McBride ’10, TERRY (k) ’34, PITMAN ’41, PITMAN ‘47)

MoM: Zeb Gessang-gottowt Zeb (Luton Town)

 

 

Kilka dni później mieliśmy znakomitą okazję, aby dogonić w tabeli Manchester United, ale musieliśmy koniecznie wygrać swoje spotkanie. Wydawało się, że jest to w naszym zasięgu, gdyż rywalem był beniaminek z Leeds. Bardzo mi zależało na zwycięstwie zwłaszcza, że graliśmy na naszym obiekcie, ale w żadnym wypadku nie lekceważyłem rywala. W składzie kontuzjowanego Sivoka zastąpił Collins.

 

 

Elliott – Zeb, Phillips, Terry, Tsarouchas – Hunter, Farag, Meyer, Collins – Bell, Pitman

 

Ten mecz był niesamowicie wręcz nudny. Jedyną atrakcją dla kibiców było przez większą część spotkania uciszanie chrapiących fanów na sąsiednich stanowiskach na trybunach. Dopiero w 25 minucie pierwszy raz poważnie zagroziliśmy bramce Leeds, ale i tak Roberts pewnie obronił strzał Faraga. W 33 minucie bliski oddania strzału był Pitman po dośrodkowaniu Huntera, ale w ostatniej chwili w to wszystko wmieszał się obrońca gości i nic z akcji nie wyszło. W drugiej połowie wcale nie było lepiej. Strasznie się męczyliśmy. Rywale nie odpuszczali, zagęszczali bardzo środek pola, przez co Collins i Meyer mieli trudności z rozegraniem piłek. Farag i Hunter byli niewidoczni na skrzydłach… pewnie gdyby nie przebłysk geniuszu (który to już?) Pitmana, to mecz zakończyłby się co najwyżej remisem, a może i gorzej. Ale na szczęście mamy dobrego snajpera, który właśnie w tym spotkaniu udowodnił, że potrafi w pojedynkę wygrać nam mecz. Jedna akcja, jeden strzał na bramkę zadecydowały o tym, że zanotowaliśmy trzy punkty po bardzo słabym, trzeba to otwarcie przyznać, spotkaniu.

 

Premiership, 9/38, 29.09.2018

Kenilworth Road, 11367 widzów

[2] Luton – [16] Leeds, 1:0 (PITMAN ’78)

MoM: Remco Van Leeuwen (Leeds United)

Odnośnik do komentarza
Franciszek ma papiery na jakiegoś trenera/scouta?

ni ;(

Eeee, bez Francka to już nie to samo :P

No niby masz trochę racji, ale na szczęście Phillips nie gra dużo gorzej

 

Nagrodę dla najlepszego menedżera miesiąca września przyznano właśnie mi, co, nieskromnie się chwaląc, wcale nie powinno dziwić. Początek października zaś to tradycyjnie rozjazdy graczy na mecze drużyn narodowych. Teraz jedenastu z moich podopiecznych otrzymało powołania. Znów z dobrej strony pokazał się Collins, który znów wpisał się na listę strzelców w wygranym przez Irlandię meczu z Islandią. W drugiej serii spotkań z bardzo dobrej strony pokazał się Tsarouchas, który zagrał świetny mecz z Estonią. Po powrocie do klubu mieliśmy niewiele czasu na przygotowanie się do spotkania wyjazdowego z beniaminkiem ze Stoke. W składzie bez zmian, jedynie na ławce rezerwowych pojawił się Ghilardi.

 

 

Elliott – Zeb, Phillips, Terry, Tsarouchas – Hunter, Farag, Meyer, Collins – Bell, Pitman

 

Okazało się już od pierwszych minut, że Stoke wcale nie będzie dla nas łatwym rywalem. W istocie przeciwnik był to bardzo wymagający i w sumie trochę szczęśliwie udało nam się jako pierwszym objąć prowadzenie w meczu, gdy w 16 minucie bramkę strzelił Pitman. Minutę później doskonale w obronie zachował się Terry, który zablokował strzał Chomickiego (byłego gracza Wisły Kraków). W 23 minucie swoją okazję na strzelenie bramki zmarnował Bell, który już był sam na sam z bramkarzem. Siedem minut później próbował strzałem z rzutu wolnego zaskoczyć Stone’a Phillips. W 40 minucie szczęście uśmiechnęło się do gospodarzy. Strzał Toutiego obronił Elliott, ale po jego interwencji piłka odbiła się od Tsarouchasa i wpadła do siatki. Gol zupełnie przypadkowy. Minutę później szansę na ładnego gola zmarnował Marshall, tym razem zabrakło centymetrów do szczęścia. W drugiej połowie na boisku pojawił się za Bella Romero i to była bardzo dobra zmiana, bo w 51 minucie Hiszpan wpisał się na listę strzelców, znów wysuwając nas na prowadzenie. Pięć minut później kolejne uderzenie Toutiego znakomicie obronił Elliott, a w 59 minucie byliśmy w sporych opałach, ale na szczęście Ramos nie wykorzystał sytuacji sam na sam z naszym bramkarzem. Jednak w 72 minucie hiszpański napastnik gospodarzy już spisał się znacznie lepiej i mocnym strzałem umieścił piłkę w siatce obok bezradnie interweniującego Elliotta. Niestety zabrakło nam czasu i sił na strzelenie zwycięskiego gola i spotkanie zakończyło się remisem.

 

Premiership, 10/38, 15.10.2018

Brittannia Stadium, 18320 widzów

[16] Stoke – [3] Luton, 2:2 (PITMAN ’16, TSAROUCHAS [og] ’40, ROMERO ’51, Ramos ’72)

MoM: Maher Touti (Stoke City)

 

 

Zadanie, jakie postawiono przed nami w następnej kolejce teoretycznie przynajmniej powinno być trudniejsze od meczu ze Stoke, bowiem na nasz obiekt przyjeżdżała drużyna Middlesbrough. Po ostatnim spotkaniu na szczęście nikt specjalnie na Luton nie narzekał, więc w spokoju ducha mogłem przygotowywać drużynę do następnego meczu. Teraz trzeba było udowodnić, że remis z beniaminkiem to był wypadek przy pracy.

 

 

Elliott – Zeb, Phillips, Terry, Tsarouchas – Hunter, Farag, Meyer, Collins – Bell, Pitman

 

Znów zacząłem się zastanawiać, co by było gdyby nie Pitman, który w tym spotkaniu znów strzelił gola i to zaraz na samym jego początku – w 12 minucie. W 22 minucie Brown zabrał piłkę Hunterowi i popędził z nią w kierunku bramki, ale na szczęście jego próba strzału była bardzo nieudana. Jeszcze przed samą przerwą spróbowaliśmy mocniej przycisnąć naszych rywali, ale nie dość, że nie udało się podwyższyć prowadzenia to jeszcze przypłaciliśmy to kontuzją naszego najlepszego piłkarza – Pitmana rzecz jasna. W jego miejsce na całą drugą połowę pojawił się Romero, a bezbarwnego Bella zastąpił Virtanen i przeszliśmy na ustawienie 4-5-1. Brakowało Pitmana i to bardzo. Z rzadka Romero strzelał na bramkę rywali, jak choćby w 52 minucie, ale te próby nie były wystarczająco dobre, by piłka znalazła się w siatce. Na szczęście nasz przeciwnik jeszcze bardziej cofnął się do obrony i przez większą część drugiej połowy po prostu tak zagęściliśmy środek pola, że rywal rzadko kiedy wychodził z piłką poza własną połowę. Dzięki temu, może w nienajlepszym stylu, ale odnieśliśmy cenne zwycięstwo.

Premiership, 11/38, 20.10.2018

Kenilworth Road, 11379 widzów

[2] Luton – [11] Middlesbrough, 1:0 (PITMAN ’12)

MoM: Giancarlo Pozziello (Middlesbrough)

Odnośnik do komentarza

Mimo, że w III rundzie Pucharu Ligi podejmowaliśmy utytułowany Arsenal nie zamierzałem zmieniać swojego postanowienia i na to spotkanie również wystawiłem rezerwowy skład. Wszystko po to aby utrzymywać dobre nastroje w drużynie i aby dać odpocząć najlepszym piłkarzom. Puchar to nie jest cel numer jeden w tym sezonie.

 

 

Politi – Siivonen, Spinelli, Scotti, Lolli – Galante, Slavisa, Lundberg, Virtanen – Ekola, Johnson

 

Już na początku znakomitą okazję na zdobycie gola miał Johnson, ale jego pierwsza próba ostatecznie okazała się nieudana. W 14 minucie znakomicie uderzenie Galante obronił Kameni, ale chwilę później i tak objęliśmy prowadzenie, a bramkę strzelił Ekola. Natychmiast wykorzystaliśmy podłamanie gospodarzy po utracie gola i zaaplikowaliśmy im kolejnego, a znów autorem trafienia został szwedzki napastnik. Chwilę później co prawda z kontuzją boisko opuścił Virtanen, ale wprowadziłem w jego miejsce Zeba, który zajął miejsce na środku obrony, a do pomocy przesunięty został Lolli. W 29 minucie szansę na bramkę zmarnował kolejny Szwed w naszej drużynie – Lundberg. Dziesięć minut później pierwszy raz groźnie zaatakowali gospodarze, kiedy strzelał na naszą bramkę Franz, ale Politi świetnie interweniował. My zaś jeszcze w 42 minucie stworzyliśmy sobie bramkową sytuację, lecz tym razem nie wykorzystał jej Galante. Po przerwie nawet Lolli włączył się w akcje ofensywne, ale wielkiego pożytku nam to nie przyniosło, bo Kameni bronił naprawdę nieźle, a dwie puszczone bramki nie obciążały jego konta. Dopiero w samej końcówce spotkania Arsenal potrafił mocniej nas przycisnąć, ale starczyło im sił i czasu tylko na jednego gola, którego strzelił Ortiz, zatem odnieśliśmy sensacyjne zwycięstwo.

 

Carling Cup, III runda, 23.10.2018

Emirates Stadium, 22585 widzów

[P] Arsenal – [P] Luton, 1:2 (EKOLA ’20, EKOLA ’21, Ortiz ’86)

MoM: Thom Ekola (Luton Town)

 

 

W następnej ligowej kolejce jechaliśmy na dobrze znany mi obiekt Brunton Park, by tam podejmować Carlisle, które jednak w tym sezonie gra znacznie poniżej oczekiwań i aktualnie balansuje na krawędzi bezpiecznej pozycji powyżej strefy spadkowej. Co innego my, ale takie spotkania to zawsze nieco inna rywalizacja. Nasz przeciwnik może chcieć się specjalnie zmotywować, żeby tylko pokonać swojego byłego szkoleniowca. W składzie zaszło kilka zmian. Weszli do niego Mulenga i Sivok, zastępując Huntera i Collinsa, a także Ekola, którego świetna forma w meczach Pucharu Ligi skłoniła mnie do postawienia na niego w meczu ligowym.

 

 

Elliott – Zeb, Phillips, Terry, Tsarouchas – Mulenga, Farag, Meyer, Visok – Ekola, Postiga

 

Stworzyliśmy sobie pierwsi dogodną sytuację, ale nie potrafił jej w 11 minucie wykorzystać Phillips, którego strzał świetnie obronił Grohe. Ale w 24 minucie Brazylijczyk już nie miał nic do powiedzenia po uderzeniu Postigi i objęliśmy prowadzenie. Była to właściwie jedyna naprawdę groźna akcja pierwszej połowy, która od razu dała nam gola. Ale trzeba było mieć się na baczności w drugiej odsłonie spotkania. Chociaż to my pierwsi stworzyliśmy sobie dogodną sytuację w 46 minucie (strzał Romero zablokował Cipriani) to po chwili gospodarze doprowadzili do remisu, gdy dośrodkowanie Jamesa na bramkę zamienił Byrne. Osiem minut później gracze Carlisle zadali nam drugi cios. Strzał Byrne zablokował Tsarouchas, ale piłka trafiła pod nogi Milano, który zrobił z niej właściwy użytek i strzelił bramkę. Na szczęście jednak dziesięć minut później Phillips strzelił bramkę z rzutu wolnego doprowadzając do remisu. Faulowany zaś był wprowadzony chwilkę wcześniej Galan. Taki wynik utrzymał się do końca spotkania, bo po naszej bramce już żadna z drużyn nie potrafiła przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę.

 

Premiership, 12/38, 27.10.2018

Brunton Park, 21464 widzów

[17] Carlisle – [2] Luton, 2:2 (POSTIGA ’24, Byrne ’54, Milano ‘62, PHILLIPS ‘73)

MoM: Allan Phillips (Luton Town)

Odnośnik do komentarza
Zupełnie nowe nazwiska w Carlisle ...

Już gdzieś o tym pisałem, że Benedetti zrobił takie czystki w klubie po moim odejściu, że bania mała. Zostali tylko w pierwszym składzie Sissoko i Orozco. Reszta pierwszego składu to gracze, którzy do drużyny przyszli już za ery Giancarlo.

 

 

W spotkaniu z Sheffield United szczerze mówiąc nie spodziewałem się problemów z odniesieniem zwycięstwa, ale już nie tacy rywale psuli nam sporo krwi. Wystarczy choćby przypomnieć spotkanie ze Stoke, które przecież powinniśmy byli wygrać, a stało się inaczej. Tak samo teraz musiałem mieć się na baczności, żeby nie powtórzyć tamtych błędów.

 

 

Elliott – Zeb, Phillips, Terry, Tsarouchas – Mulenga, Farag, Meyer, Visok – Ekola, Postiga

 

Początek spotkania zdecydowanie należał do naszych rywali. Zaczęli oni ten mecz bardzo zdeterminowani i szybko stworzyli sobie dwie dogodne sytuacje do zdobycia gola. Ani jednej nie potrafili jednak wykorzystać, bo zarówno Iancu, jak i Ward mieli zwichrowane celowniki. Dopiero w 10 minucie Iancu zatrudnił Elliotta, który spisał się bez zarzutu. W 26 minucie faulowany przed polem karnym rywali był Postiga, a rzut wolny wykonywał Meyer, bo tak właśnie ustaliłem przed meczem. I była to trafna decyzja, gdyż Szwajcar strzelił gola bezpośrednio z tego stałego fragmentu. Była to właściwie jedyna nasza groźna akcja w pierwszej połowie. Warto jeszcze wspomnieć o kontuzji dwóch graczy drużyny gości: Kelly’ego i Barbosy, którzy musieli opuścić boisko w pierwszej połowie. Druga połowa rozpoczęła się od naszych ataków, gdy w 50 minucie uderzał Romero. Siedem minut później ponownie rezerwowy hiszpański napastnik straszył obronę rywali, ale tym razem zupełnie bez skutku. W 71 minucie bliski strzelenia gola był były piłkarz Luton, Richards, ale piłka po jego uderzeniu minęła słupek bramki strzeżonej przez Elliotta. W końcówce jeszcze Mulenga zmarnował świetną okazję, a później Meade obronił uderzenie Romero. Ale zwycięstwa rywale nam nie odebrali.

 

Premiership, 13/38, 03.11.2018

Kenilworth Road, 11388 widzów

[2] Luton – [14] Sheff Wed, 1:0 (MEYER ’26)

MoM: Emilio Bartolini (Sheffield Wednesday)

 

 

Po meczu znów na dwa tygodnie straciłem swoich podopiecznych, którzy porozjeżdżali się po świecie by rozgrywać mecze w kadrach narodowych. W spotkaniach tych bardzo dobrze pokazał się Meyer, który strzelił swojego pierwszego gola w narodowych barwach. Oprócz tego bardzo ucieszył mnie powrót do narodowej bramki Elliotta, który znów zagrał w kadrze. W drugiej serii spotkań Meyer też się pokazał, ale z tej gorszej strony, notując swoją pierwszą czerwoną kartkę w reprezentacji. Co innego Ekola, który strzelił dwie bramki. Ucieszyło mnie też, że młody Cordoba strzelił bramkę w swoim debiucie w reprezentacji Kolumbii. Po powrocie graczy do drużyny przygotowywaliśmy się do spotkania z Manchesterem City.

 

 

Elliott – Zeb, Phillips, Terry, Tsarouchas – Mulenga, Farag, Meyer, Sivok – Ekola, Postiga

 

Już na samym początku gospodarze dali mi wyraźny sygnał, że należy się spodziewać w tym spotkaniu wielu ataków graczy Man City. W 3 minucie uderzał (na szczęście niecelnie) Briand. Siedem minut później kolejne uderzenie Francuza bardzo dobrze sparował Elliott, a w 14 minucie z kolei z dobrej strony pokazał się Fletcher, który jednak nie potrafił zakończyć swej przebojowej szarży. W 22 minucie znakomicie Elliott wyprzedził wychodzącego na pozycję Juniora i wybił daleko piłkę. W 35 minucie dobrą okazję do zdobycia gola zmarnował po naszej stronie Sivok, który tego dnia był jakiś taki ospały. Minutę później gospodarze odpowiedzieli uderzeniem Brianda, ale świetnie po raz kolejny zachował się Elliott. W drugiej połowie zagraliśmy nieco odważniej i to dało efekt, bo w 55 minucie Ekola otworzył wynik meczu, zaskakując tym samym wszystkich zgromadzonych na stadionie. Osiem minut później Szwed był bliski podwyższenia naszego prowadzenia, ale tym razem się to nie udało. W 68 minucie gospodarze niestety doprowadzili do wyrównania, a zdobywcą gola został Pandolfi. Siedem minut później Fletcher był bliski wyprowadzenia swojej drużyny na prowadzenie, ale co nie udało się jemu, dokonał chwilę później Briand, który tym samym ustalił wynik spotkania.

 

Premiership, 14/38, 18.11.2018

City of Manchester Stadium, 42658 widzów

[13] Man City – [2] Luton, 2:1 (EKOLA ’55, Pandolfi ’68, Briand ’83)

MoM: Jimmy Briand (Manchester City)

Odnośnik do komentarza
E, nie za dobrze Ci idzie? ;>

Spoko, jeszcze zdąży się wszystko spieprzyć...

 

 

Teoretycznie już przed poprzednim meczem mogłem wystawić do składu Pitmana, który wyleczył swój uraz, ale wolałem dać mu odpocząć jeszcze jedno spotkanie. Mam nadzieję, że nie będę żałował możliwości wystawienia go na mecz z Citizens. Tymczasem wypożyczyłem do West Hamu Keegana, który u nas w drużynie na razie nie ma szans na grę, a w zespole Młotów powinien wywalczyć sobie pozycję w pierwszym składzie. A w kolejnym meczu ligowym podejmowaliśmy na własnym terenie nieobliczalny Liverpool. W składzie na ten mecz tylko jedna zmiana. W miejsce Sivoka, który zaliczył ostatnio fatalny występ wskoczył Virtanen, no i oczywiście Pitman.

 

 

Elliott – Zeb, Phillips, Terry, Tsarouchas – Mulenga, Farag, Meyer, Virtanen – Ekola, Pitman

 

Jako pierwsi groźną sytuację stworzyli sobie goście z Liverpoolu, ale w 6 minucie Zeb zdążył w ostatniej chwili zabrać piłkę Moore’owi. Trzy minuty później znów atakowali goście lecz i ta próba Gila była nieudana. W 12 minucie jeszcze jeden strzał oddali rywale, ale to uderzenie Mirosavljevica było dalekie od ideału. W 16 minucie przeprowadziliśmy pierwszą bardziej składną akcję. Na lewym skrzydle popędził z piłką Farag i dośrodkował na głowę Mulengi, ale ten nie przyłożył się do strzału i chybił. W 31 minucie pierwszą swoją okazję miał Pitman, ale widać po nim, że jeszcze nie jest w optymalnej formie. W 40 minucie po dość kontrowersyjnej decyzji arbitra przyznającego rywalom rzut karny za rzekomy faul Terry’ego na Gilu bramkę strzelił Vogel i na przerwę schodziliśmy przegrywając jednym golem. W drugiej połowie próbowaliśmy odrabiać straty, a najbardziej aktywni byli nasi skrzydłowi: Farag i Mulenga, a zwłaszcza Zambijczyk, który jednak mimo trzech dogodnych sytuacji nie potrafił żadnej zamienić na bramkę. Jeszcze w 67 minucie prowadzenie mogli podwyższyć rywale, ale na szczęście strzał Thompsona nie był trudny do obrony dla naszego golkipera. W 82 minucie wykazał się on po raz ostatni broniąc uderzenie rezerwowego Kirka.

 

Premiership, 15/38, 24.11.2018

Kenilworth Road, 11364 widzów

[2] Luton – [10] Liverpool, 0:1 (Vogel (k) ’40)

MoM: Colin Davidson (Liverpool)

 

 

Była to nasza pierwsza ligowa porażka od dziewięciu spotkań. Dobrze, że akurat teraz przyszła pora na mecz pucharowy w IV rundzie Pucharu Ligi, bo może moi piłkarze trochę odetchną i znów zaczniemy wygrywać. Warto zauważyć, że po raz pierwszy w tym meczu nie zdobywamy kompletu punktów w dwóch kolejnych ligowych spotkaniach. Oby po meczu z Sheffield United mieć lepsze nastroje. Tradycyjnie wystawiłem rezerwowy skład, sięgając nawet do rezerw po środkowego obrońcę.

 

 

Degre – Siivonen, Spinelli, Scotti, Lynch – Galante, Slavisa, Lundberg, Virtanen – Vicente, Johnson

 

Od samego początku agresywnie zaatakowaliśmy bramkę przeciwnika i straszyliśmy rywali wieloma próbami już w pierwszym kwadransie. Strzelali między innymi Johnson czy Vicente. Goście odpowiedzieli jednym strzałem z rzutu wolnego, który nie sprawił problemów francuskiemu bramkarzowi. W 14 minucie objęliśmy prowadzenie. Dalekie podanie Scottiego na gola potrafił zamienić Vicente, dla którego był to pierwszy gol w tym sezonie. Pięć minut później podwyższyć prowadzenie mógł Johnson, gdyby jego główka była dokładniejsza. W 30 minucie po raz kolejny zaatakowali goście lecz i ta próba Aluko była nieudana. Pięć minut później ten sam piłkarz uderzał ponownie i tym razem Degre już musiał się wykazać swoimi umiejętnościami. W 40 minucie kontuzji doznał Vicente i w jego miejsce wprowadziłem Bella. Piłkarz ten jeszcze przed przerwą stworzył sobie dwie dogodne sytuacje, a jedną z nich zdołał nawet zamienić na bramkę. Po zmianie stron niewiele się zmienił obraz gry. Nadal dominowaliśmy na boisku. W 47 minucie Murray obronił uderzenie Bella, a sześć minut później główkował, znów niecelnie, Johnson. W 61 minucie raz jeszcze zaatakowali goście, ale próba Butlera była nieudana tak samo jak inne w wykonaniu graczy drużyny przeciwnej. W 73 minucie Murray znakomicie obronił strzał Galante, a wydawało się, że piłka znajdzie się w siatce. W 80 minucie udało się podwyższyć prowadzenie. Znakomite dośrodkowanie Siivonena na bramkę zamienił po raz drugi w meczu Bell, który, mam nadzieję, wreszcie się przełamał. Na zakończenie rywali dobił strzałem z rzutu karnego Johnson.

 

Carling Cup, IV runda, 28.11.2018

Kenilworth Road, 5074 widzów

[P] Luton – [C] Sheff Utd, 4:0 (VICENTE ’14, BELL ’45+1, BELL ’80, JOHNSON (k) ‘90+1)

MoM: Salvatore Galante (Luton Town)

Odnośnik do komentarza

Przed spotkaniem z Tottenhamem zdecydowałem się już na rozpoczęcie negocjacji nowych kontraktów dla graczy, którym umowy się kończyły. Nowe kontrakty zaakceptowali natychmiast prawie Pitman i Lolli oraz Farag. Problem jest z Sivokiem i Terrym, którzy nie chcą przedłużyć umowy o następny rok. Zobaczymy jak dalej potoczą się negocjacje. W składzie na mecz z Kogutami zrobiłem kilka roszad, może to przyniesie efekt, choć spodziewam się bardzo trudnego meczu.

 

 

Degre – Zeb, Phillips, Terry, Tsarouchas – Galante, Farag, Meyer, Collins – Bell, Pitman

 

Początek meczu wcale nie zwiastował tego co będzie dalej. Zaczęliśmy z animuszem, nawet zagrażając bramce rywala w 7 minucie lecz Smith obronił strzał Bella. Później jednak gospodarze się przebudzili i przeprowadzili bardzo zmasowany atak na naszą bramkę. Degre dwoił się i troił. Bardzo długo radził sobie świetnie, ale w 15 minucie już był bez szans, gdy atomowe uderzenie posłał Rossi. Gospodarze wykorzystali nasze podłamanie i po chwili prowadzili już dwoma bramkami, gdy na listę strzelców wpisał się ten niesamowity Perry. Na szczęście po chwili udało się strzelić gola kontaktowego, którego zapisał sobie Pitman, a przy trafieniu asystował Bell. Oby Brett odzyskał formę z początku sezonu. Koguty nas jednak wciąż niemiłosiernie dziobały. Po chwili drugiego swojego gola w tym meczu dołożył Perry i stało się jasne, że tego popołudnia powalczymy co najwyżej o remis. W 31 minucie Collins wypuścił w uliczkę Bella, ale ten nie potrafił zmieścić futbolówki w siatce. Sześć minut później znów dogodną okazję zmarnował ten angielski napastnik. A w przerwie nie wytrzymałem i wprowadziłem za niego Postigę. W 51 minucie przeprowadziliśmy kolejny atak zakończony strzałem Collinsa, który nie sprawił żadnych problemów Smithowi. Trzy minuty później próbował z kolei Pitman, ale jemu zabrakło szczęścia, gdyż pomylił się nieznacznie. Cztery minuty później gospodarze przeprowadzili swój pierwszy atak w drugiej połowie i od razu strzelili gola, a naszym pogromcą został Chamizo. W 68 minucie próbowaliśmy jeszcze odrabiać straty lecz uderzenie Postigi było bardzo niecelne. W 85 minucie gospodarze mogli nas ostatecznie zniszczyć lecz na szczęście Chamizo nie potrafił po raz drugi wpisać się na listę strzelców.

 

Premiership, 16/38, 01.12.2018

White Hart Lane, 34210 widzów

[4] Tottenham – [3] Luton, 4:1 (Rossi ’15, Perry ’17, PITMAN ’21, Perry ’25, Chamizo ’58)

MoM: Dino Rossi (Tottenham Hotspur)

 

 

Mecz pucharowy niespecjalnie pozwolił nam się pozbierać. Mam nadzieję jednak, że wreszcie wygramy jakieś spotkanie, bo to nie wygląda już zbyt ciekawie. Nasza passa meczy bez zwycięstwa trwa już zbyt długo i jeśli potrwa jeszcze dłużej to spadniemy na łeb na szyję. Tak być nie może. Za dobrze rozpoczęliśmy, żeby teraz tak wszystko spieprzyć. Oby mecz ze Srokami już to odmienił. Może pomogą nam w tym kibice, którzy wreszcie będą mogli zgromadzić się na stadionie w większej ilości, bo przebudowa obiektu Kenilworth Road właśnie dobiegła końca.

 

 

Degre – Zeb, Phillips, Terry, Tsarouchas – Galante, Farag, Sivok, Collins – Bell, Ekola

 

Przez pierwszych kilka minut żadna z drużyn nie stworzyła sobie dogodnej sytuacji. Dopiero 15 minuta wpłynęła na losy meczu. Faulowany w naszym polu karnym był Hall przez Collinsa i sędzia przyznał gościom rzut wolny. Na bramkę ten stały fragment gry zamienił niezawodny Farfan. Po tym golu długo nie mogliśmy się pozbierać. W 28 minucie Degre obronił strzał Farfana, a było już bardzo groźnie i była to jedyna groźna akcja w pierwszej połowie. W drugiej zagraliśmy bardziej zdecydowanie, ale nadal przewagę mieli rywale. W 57 minucie Degre znów musiał ratować zespół broniąc piłkę po strzale Pateaniego. Jedenaście minut później mocno z dystansu uderzał Moreno, ale siła nie przełożyła się na precyzję tej próby. W 73 minucie Farag rozegrał akcję z Phillipsem i już wydawało się, że wreszcie uda nam się strzelić gola, ale tak się nie stało. W 85 minucie raz jeszcze uratował nas Degre, ale koniec końców rzutem na taśmę udało nam się doprowadzić do remisu. W doliczonym czasie gry piłkę po strzale Phillipsa skierował do własnej bramki Nicollini. Tym samym mogliśmy sobie dopisać pierwsze punkty od dawien dawna.

Premiership, 17/38, 08.12.2018

Kenilworth Road, 17962 widzów

[4] Luton – [11] Newcastle, 1:1 (Farfan (k) ’15, Nicollini [og] ‘90+2)

MoM: Vicent Degre (Luton Town)

Odnośnik do komentarza
Sinusoida się włączyła :/

Najważniejsze, że inni też tracą punkty i jakoś drastycznie dystans do prowadzących się nie zwiększa

 

 

Osiemnastą kolejkę spotkań kończyło właśnie Luton spotkaniem wyjazdowym z Derby. Bardzo mi zależało na zwycięstwie z czerwoną latarnią ligi, ale trzeba też pamiętać, że Derby to przecież tegoroczny reprezentant Premiership w Pucharze UEFA, zatem jakiś tam potencjał ta drużyna posiada. W składzie w miejsce Bella powrócił Pitman, który oby już na dobre wyleczył swój uraz.

 

 

Degre – Zeb, Phillips, Terry, Tsarouchas – Galante, Farag, Sivok, Collins – Pitman, Ekola

 

Na początku meczu byliśmy nieco rozkojarzeni, brakowało koncentracji, co starali się wykorzystywać nasi przeciwnicy, jak choćby w 12 minucie, kiedy po ładnej akcji na bramkę uderzał Barison, ale uderzenie to było niecelne. Dwie minuty później bardzo ładnie strzał Mitchella obronił Degre. W 19 minucie pierwszą okazję w tym spotkaniu wypracował sobie Pitman lecz nie potrafił jej skutecznie zakończyć. Pięć minut później Sannibale przytrzymywał w polu karnym wychodzącego na czystą pozycję Pitmana i obejrzał za to czerwoną kartkę. Cóż jednak z tego, skoro Collins nie potrafił wykorzystać jedenastki. Minutę później mogliśmy jednak i tak objąć prowadzenie, gdyby tylko Farag lepiej przyłożył się do strzału głową. W 35 minucie ponownie uderzał Pitman, ale ponownie uderzenie było niedokładne. Pięć minut później szczęścia spróbował Galante, ale i jemu nie udało się znaleźć drogi do siatki. Przed przerwą jeszcze bramkarza gospodarzy próbował zaskoczyć Ekola, bez rezultatu. Na drugą połowę wyszedł na boisko w miejsce Galante Siivonen i Fin wyraźnie rozruszał naszą grę na prawym skrzydle. W 64 minucie po jego szarży sędzia po raz drugi wskazał na wapno, po Siivonena faulował Hutchison. Tym razem już Collins się nie pomylił i pewnie wykonał rzut karny. Trzy minuty później dośrodkowanie Faraga niepewnie wybijał Connoly, do piłki dopadł Sivok i mocnym strzałem zza linii pola karnego podwyższył nasze prowadzenie. W 81 minucie jeszcze jedną okazję do zdobycia bramki zmarnował Pitman, który tego dnia wyraźnie sobie nie radził w sytuacjach, które przed kontuzją wykańczał z zimną krwią. Trochę to martwi, ale najważniejsze, że udało się odnieść zwycięstwo.

 

Premiership, 18/38, 16.12.2018

Pride Park, 21605 widzów

[20] Derby – [6] Luton, 0:2 (COLLINS (k) ’64, SIVOK ‘67)

MoM: Vicent Degre (Luton Town)

 

 

Jeszcze przed zakończeniem rundy jesiennej zagramy jedno spotkanie pucharowe w ramach Pucharu Ligi, w którym w ćwierćfinale zmierzymy się z Sunderlandem. Tradycyjnie w meczu tym dam szansę tym piłkarzom, który dotychczas grali najmniej, czyli, teoretycznie przynajmniej, rezerwowym. Rywal może i wymagający, ale skoro dali radę z Arsenalem to i teraz powinni.

 

 

Politi – Siivonen, Spinelli, Scotti, Lolli – Galante, Slavisa, Lundberg, Virtanen – Bell, Johnson

 

Już na samym początku spotkania znakomitą okazję do zdobycia gola zmarnował Galante, którego uderzenie głową było bardzo niedokładne. W 12 minucie ten sam piłkarz dośrodkowywał w pole karne, ale w porę niebezpieczeństwo zażegnał Cosenza. W 24 minucie wreszcie udało się objąć prowadzenie, gdy na listę strzelców wpisał się Bell. Pięć minut później goście chcieli odpowiedzieć bramką Senegalczyka N’Diaye, ale uderzenie to było niecelne. W 34 minucie znakomicie strzał Lundberga obronił Valette. W 41 minucie trochę niespodziewanie goście doprowadzili do remisu, a zdobywcą bramki był Flores, który dokladnie przymierzył z rzutu wolnego. Druga połowa rozpoczęła się od wygranego przez Politiego pojedynku z McBridem. Po chwili znów zakotłowało się pod bramką Sunderlandu, gdy dośrodkowywał Johnson lecz Valette zdążył wybić piłkę. W 50 minucie uderzał z kolei Cosenza lecz jego próba była również nieudana. W 59 minucie długie podanie Scottiego perfekcyjnie opanował Johnson, popędził z piłką w kierunku bramki i oddał strzał nie do obrony. Niestety goście natychmiast odpowiedzieli za sprawą Wooda. W 72 minucie spróbował bramkarza gości zaskoczyć rezerwowy Romero, ale Valette był na posterunku. Regulaminowy czas gry nie przyniósł rozstrzygnięcia i konieczna była dogrywka. Ta rozpoczęła się od strzału Siivonena, a potem obrony Valette po uderzeniu rezerwowego Galana. Wreszcie na sam koniec pierwszej połowy dogrywki Galante wyprowadził nas ponownie na prowadzenie strzelając gola z rzutu wolnego. Jednak po zmianie stron goście zdołali jeszcze wyrównać i konieczne były rzuty karne. Te lepiej niestety wykonywali rywale i to oni awansowali do półfinału.

 

Carling Cup, ćwierćfinał, 19.12.2018

Kenilworth Road, 12519 widzów

[P] Luton – [P] Sunderland, 3:3, k:2-4 (BELL ’24, Flores ’41, JOHNSON ’59, Wood ’64, GALANTE ‘105, McBride ‘108)

MoM: Jamie Wood (Sunderland)

Odnośnik do komentarza

Rundę jesienną kończyliśmy spotkaniem na własnym obiekcie z drużyną Aston Villi. Przeciwnik ten na chwilę obecną zajmuje miejsce równo w środku stawki – 10 pozycję w lidze. Bardzo zależało mi na tym, aby ten mecz wygrać, bo tylko dzięki temu mogliśmy jeszcze walczyć o fotel wicelidera tabeli. Zdecydowałem też, że Galante zostanie w składzie i na spotkanie ligowe, bo pokazał się ostatnio z bardzo dobrej strony.

 

 

Degre – Zeb, Phillips, Terry, Tsarouchas – Galante, Farag, Sivok, Collins – Pitman, Ekola

 

Spotkanie to rozpoczęło się dla nas bardzo udanie, gdyż już w 2 minucie Pitman otworzył jego wynik płaskim strzałem nie dając szans bramkarzowi drużyny gości. Trzy minuty później bliski wyrównania był Fowler, ale na nasze szczęście uderzenie było minimalnie niecelne. W 14 minucie znakomicie uderzenie Balducciego obronił jakimś cudem Degre. W 22 minucie drugą okazję na bramkę zmarnował tym razem Pitman, a po kilku minutach zgodnie z przysłowiem piłkarskim o niewykorzystanych sytuacjach goście doprowadzili do wyrównania za sprawą Balducciego. Po chwili nawet Robinson mógł dać gościom prowadzenie, ale na szczęście tak się nie stało. Przed przerwą jeszcze Balducci miał drugą szansę na zdobycie gola lecz tym razem zabrakło mu szczęścia. Drugą połowę rozpoczęliśmy równie dobrze jak pierwszą od szybko strzelonej przez Pitmana. Przy bramce tej znakomicie asystował Phillips, który popisał się dokładnym dośrodkowaniem. Po chwili znów dwukrotnie pokazywał się Balducci, ale żadnej z tych szans nie wykorzystał. Co innego Pitman, który zaraz po tym skompletował hattricka. Czyżby powrót do wielkiej formy? Oby tak było. W 57 minucie prowadzenie mógł podwyższyć Ekola, ale jego strzał zablokował jeden z obrońców The Villans. W 65 minucie jednak i tak udało się strzelić kolejną bramkę, a jej autorem był rezerwowy w tym spotkaniu Lundberg. Nie był to jednak koniec emocji związanych ze strzelaniem bramek. W 73 minucie dopiero Farag ustalił wynik meczu, strzelając piątą bramkę w spotkaniu.

Premiership, 19/38, 22.12.2018

Kenilworth Road, 17970 widzów

[4] Luton – [10] Aston Villa, 5:1 (PITMAN ‘2, Balducci ’34, PITMAN ’46, PITMAN ’56, LUNDBERG ’65, FARAG ’73)

MoM: Brett Pitman (Luton Town)

 

 

To zwycięstwo pozwoliło nam zbliżyć się w tabeli do Boltonu już na odległość tylko jednego oczka. Może po następnej kolejce, w której podejmujemy Blackburn uda się już przeskoczyć tego rywala. Do tego jednak potrzebujemy równie dobrego co ostatnio występu, choć nie pogardzę jeśli wygramy i mniejszą różnicą goli. Najważniejsze, żeby były trzy punkty.

 

 

Degre – Zeb, Phillips, Terry, Tsarouchas – Galante, Farag, Sivok, Collins – Pitman, Ekola

 

Początek spotkania, aż do 9 minuty był mało ciekawy. Wtedy jednak wszystko się zmieniło, bo bramkę otwierającą wynik meczu strzelił Ekola. Goście próbowali ruszyć do odrabiania strat, ale mądre cofnięcie się do defensywy i wyprowadzanie od czasu do czasu groźnych kontr powodowało, że gracze Blackburn nie mogli się całkiem odkryć na tyłach. W 22 minucie nawet Farag był blisko podwyższenia tego prowadzenia, choć tym razem się nie udało. Siedem minut później goście przeprowadzili groźniejszą akcję, zakończoną strzałem Bindiego, który jednak nie sprawił trudności Degre. W 31 minucie ponownie uderzał Farag, ale znów bez spodziewanego efektu. Przed przerwą jeszcze czerwoną kartkę za dwie żółte obejrzał pomocnik gości, Moretti i przez całą drugą odsłonę rywale grali w osłabieniu. Niestety nie mogliśmy tego wykorzystać. W 57 minucie fatalnie chybił z bliska Pitman, a w 61 minucie faulowany był przed polem karnym rywala Ekola. W 69 minucie zaś znakomicie strzał Faraga obronił Sala. Dopiero w 88 minucie po akcji dwóch rezerwowych: Siivonena i Romero, Hiszpan strzelił gola, który tym samym potwierdził, że trzy punkty w tym spotkaniu zostają w Luton.

 

Premiership, 20/38, 26.12.2018

Kenilworth Road, 17982 widzów

[4] Luton – [5] Blackburn, 2:0 (EKOLA ‘9, ROMERO ‘88)

MoM: Achmed Samir Farag (Luton Town)

Odnośnik do komentarza
| Pos   | Inf   | Team		  | Pld   | Won   | Drn   | Lst   | For   | Ag	| G.D.  | Pts   | 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 1st   |	   | Man Utd	   | 18	| 14	| 4	 | 0	 | 41	| 7	 | +34   | 46	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 2nd   |	   | Tottenham	 | 20	| 12	| 4	 | 4	 | 44	| 29	| +15   | 40	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 3rd   |	   | Luton		 | 20	| 11	| 5	 | 4	 | 40	| 24	| +16   | 38	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 4th   |	   | Bolton		| 19	| 11	| 3	 | 5	 | 35	| 23	| +12   | 36	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 5th   |	   | Blackburn	 | 20	| 9	 | 7	 | 4	 | 27	| 21	| +6	| 34	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 6th   |	   | Liverpool	 | 20	| 9	 | 6	 | 5	 | 41	| 36	| +5	| 33	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 7th   |	   | Sunderland	| 19	| 10	| 2	 | 7	 | 26	| 21	| +5	| 32	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 8th   |	   | Newcastle	 | 19	| 8	 | 7	 | 4	 | 29	| 25	| +4	| 31	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 9th   |	   | Chelsea	   | 19	| 7	 | 8	 | 4	 | 32	| 21	| +11   | 29	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 10th  |	   | Aston Villa   | 20	| 7	 | 8	 | 5	 | 29	| 27	| +2	| 29	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 11th  |	   | Middlesbrough | 20	| 6	 | 8	 | 6	 | 25	| 22	| +3	| 26	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 12th  |	   | Man City	  | 20	| 7	 | 5	 | 8	 | 28	| 29	| -1	| 26	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 13th  |	   | Arsenal	   | 20	| 4	 | 10	| 6	 | 26	| 30	| -4	| 22	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 14th  |	   | Leeds		 | 20	| 4	 | 7	 | 9	 | 18	| 28	| -10   | 19	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 15th  |	   | Carlisle	  | 20	| 5	 | 4	 | 11	| 23	| 34	| -11   | 19	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 16th  |	   | Derby		 | 20	| 3	 | 7	 | 10	| 16	| 29	| -13   | 16	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 17th  |	   | Everton	   | 20	| 3	 | 6	 | 11	| 18	| 29	| -11   | 15	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 18th  |	   | Sheff Wed	 | 20	| 4	 | 3	 | 13	| 15	| 36	| -21   | 15	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 19th  |	   | Stoke		 | 20	| 2	 | 8	 | 10	| 18	| 38	| -20   | 14	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 20th  |	   | Southampton   | 20	| 2	 | 6	 | 12	| 20	| 42	| -22   | 12	| 
| ----------------------------------------------------------------------------------------------|

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...