Skocz do zawartości

Per aspera ad astra


jmk

Rekomendowane odpowiedzi

Z Londynu udałem się do Newcastle, tam musiałem przesiąść się już w taksówkę i byłem na miejscu, w Sunderlandzie. Tym razem chodziło o piłkę nożną. Przegadałem z włoskim bramkarzem, który właśnie reprezentował barwy Sunderlandu w angielskiej Premiership, ale nie grał w ostatnim sezonie, zaliczył ledwie dwa i to słabe mecze, ale ja w niego wierzyłem. 28-latek jak na nasze warunki byłby idealnym wzmocnieniem, wcześniej kluby dogadały się co do kwoty odstępnego, którą ustalono na 140 tysięcy euro. To jak promocja. Wreszcie udało mi się namówić Włocha do powrotu do swojej ojczyzna i tak były gracz między innymi Arsenalu przeprowadza się do Avellino - Vito Mannone.

 

 

Wypożyczyłem teraz auto, które mogłem oddać nawet na miejscu mojego przeznaczenia - tym razem udałem się do Middlesborugh, gdzie gra zespół Championship. Tutaj kwestia była łatwiejsza, bo Australijczykowi kończył się kontrakt i mógł przyjść do nas za darmo, kwestią było przekonanie go do zmiany otoczenia. Druga liga na drugą ligę. Nie powiem, angielska jest lepsza, ale jakie perspektywy miał w Avellino... I tak o to naszym kolejnym wzmocnieniem okazał się Rhys Williams.

 

Zarówno Williams jak i Mannone nie grali za wiele w swoich klubach, więc było mi łatwiej ich przekonać, natomiast ostatni "brytyjski" transfer to mój największy sukces, gościu strzelił w 46. meczach 21 goli i zaliczył 10 asyst - na poziomie Championship! I przyjdzie do nas... za darmo! Oczywiście również musiałem udać się na prywatną rozmowę w cztery oczy, ale ja już potrafię przekonywać ludzi, od nowego sezonu w Avellino - Simon Cox!

 

 

 

Wydając ledwie 140 tysięcy świetnie wzmocniliśmy skład trójką naprawdę dobrych i doświadczonych graczy. Moja misja na Wyspach jednak nie dobiegła końca. Musiałem dokończyć jeszcze jedno prywatnie śledztwo, Marka już z nami nie ma, ale ja potrzebowałem głowy jeszcze jednej osoby.

 

Musiałem udać się jeszcze bardziej na południe kraju, do Liverpoolu. Niestety, ale żadnego z graczy z tego klubu nie mogłem kupić... Chociaż, to tylko Liverpool... Z moich źródeł wynikało jasno, że to właśnie w tej mieścinie zabunkrował się Roberto, nasz stary wróg. Kilka dni spędziłem na ogólnym poznawaniu miasta i wreszcie ruszyłem na wybrzeże. Okazało się, że Roberto nie był wcale taki biedny, tutaj w Anglii zajmował się wynajmowaniem jachtów, miał własną firmę, wszystko legalnie. Kto wie czy nie prowadził czegoś na boku, ale na pierwszy rzut oka - imigrant marzenie.

 

Oczywiście teraz używałem fałszywej tożsamości, tej którą miałem specjalnie dla "ucieczki" z Markiem. Roberto i jego firma oprócz wynajmowania ludziom jachtów organizowali też imprezy na największej posiadanej łajbie. Można było zamówić całą łódź dla siebie, ale często też po prostu można było wykupić bilet na szaleństwo na morzu.

 

Skorzystałem z tej drugiej opcji. Liczyłem, że i Roberto tam spotkam. Nie myliłem się, gdy przyszedł czas imprezy przybyło wielu gości, a Roberto był gospodarzem spotkania, który zabawiał przybyłych. W zamieszaniu udało mi się dorzucić proszek do kieliszka Roberto, a kiedy go wypił - zasłabł. Byliśmy jeszcze blisko brzegu, kiedy zaczęła się panika, krzyknąłem, żeby ludzie zachowali spokój i zacumowali do brzegu, bo jestem lekarzem i w drodze do szpitala udzielę mu pierwszej pomocy, potrzebowałem tylko kierowcy.

 

Jeden z pracowników Roberto zgłosił się od razu na ochotnika, przybyliśmy do celu, zanieśliśmy Roberto do samochodu, który stał przy przystani i usiadłem z tyłu za kierowcą z Roberto, a pracownik ruszył.

Jechaliśmy piękną trasą, mało ruchliwa, w dali było widać wodę - idealne miejsce. Roberto zaczął się wybudzać, głośno krzyknąłem do kierowcy, aby się zatrzymał, bo muszę ratować Roberto. Bez namysłu wcisnął hamulec do końca, a w tym czasie już musiał walczyć o dostęp do tlenu, gdyż właśnie go dusiłem za pomocą garoty.

 

Kiedy Roberto się ocknął całkowicie byliśmy gdzieś w lesie, na poboczu, z dala od wszystkiego. Miałem na sobie aksamitne rękawiczki, trzymałem w ręku broń i czekałem tylko na jego reakcję. Był zdezorientowany, panicznie się bał. Spokojnie mu wyjaśniłem. Zasłabłeś, jechaliśmy do szpitala, ale kierowcy zrobiło się też słabo z tego wszystkiego i zemdlał, wpadliście do wody...

 

Kiedy zaczął przepraszać było już za późno, dwa celne strzały w serce i po chwili leżał martwy. Zrobiłem kolejne zdjęcia, zrzuciłem bieg i zepchnąłem samochód w stronę przepaści... runął do wody. Ostatni etap brytyjski zakończony sukcesem.

Odnośnik do komentarza

Po powrocie do Włoch byłem zadowolony podwójnie, a może nawet i ... potrójnie. Nie dość, że ja wszystkie sprawy na Wyspach dopiąłem na ostatni guzik to jeszcze Vincenzo spisał się na medal tutaj na miejscu i sprowadził do klubu praktycznie wszystkich zawodników, których chciałem mieć w drużynie, świetnego środkowego pomocnika - Francesco Della Rocca, defensora Giuseppe Figliomeni i Dario Zuparicia, kolejnego do środka pola - Lorenzo Lollo oraz jeden z hitów transferowych... doświadczonego stopera - Thiago Cionka. Oprócz udało nam się ściągnąć po wypożyczeniu już na stałe Pisano i Insigne.

 

 

Nie to jednak było w tej chwili najważniejsze. Musiałem spotkać się z Taco i Walterem i opowiedzieć im całą historię z Markiem oraz pokazać zdjęcia, że "załatwiłem" sprawę. Dodatkowo na swoje usprawiedliwienie sprzątnąłem specjalnie w ramach pokuty Roberto. Myślę, że powinni mi wybaczyć te chwile zawahanie i małe kłamstwo, kiedy nie pociągnąłem za spust w siedzibie wroga i puściłem wolno Marka. Teraz przynajmniej było wiadomo, kto był kapustą, przez kogo to wszystko. No i tej osoby i problemu już nie ma. Mam nadzieję, że nabiorą do mnie zaufania, bo przez ten brak kaucji za mnie trochę się przestraszyłem, że to mnie podejrzewają o konfidenctwo, a pewnie tak było...

Odnośnik do komentarza

Bortolussi, Mokulu, Gavazzi i Nitriański - to zawodnicy, którzy jeszcze nas opuścili na zasadzie wypożyczeń do innych klubów. Ciekawostka, ten ostatni trafił do zespołu Serie C... AC Parmy. Na transferach zarobiliśmy 2,81 mln euro, wydaliśmy 3,68 mln euro. Tymczasem będący w świetnym humorze po mojej wizycie Walter... sypnął do klubowej kasy Avellino "małe" 9 mln euro. Oznacza to, że mamy jeszcze 2,2 mln euro na transfery, ale... Ale na kontrakty wydajemy 1,55 mln euro, a nasz budżet płacowy wynosi 1,2 mln euro. Walter jednak nie chciał mnie słuchać o przenosinach kasy z transferów na płace. No trudno, nie ja tu odpowiadam za kasę.

 

Jak już wspomniałem, Walter był zachwycony, kiedy zobaczył zdjęcia martwego Roberto. Pogratulował mi dobrej roboty, a potem skarcił za akcję z Markiem. Wiedział jednak, że był to mój przyjaciel, więc skoro go zabiłem to muszę być lojalny wobec niego i klanu. Jedyną karą było obcięcie moich dochodów o kilka procent miesięcznie z wpływów z interesów oraz jednorazowa zapłata - połowę miesięcznych wpływów. Jakoś to przełknę.

 

Tymczasem moja kadra w Avellino liczyła 23 piłkarzy. Do rezerw odesłałem Offrediego, który chciał odejść, a teraz na pewno by nie po bronił w pierwszym składzie. W jego miejsce wszedł junior z drugiego zespołu. Mamy więc w kadrze trzech bramkarzy i dwudziestu zawodników z pola. Chyba wystarczy, aby zanotować dobry wynik. Nasze szanse określane są na awans po kursie 26.0, więc... może ktoś się wzbogaci.

Przed sezonem mocno trenowaliśmy kondycję oraz

zgranie zespołu, rozegraliśmy pięć meczów sparingowych, pierwszy z zespołem U-20 wygrany 3:0, następnie porażka z Sampdorią 1:0, pokonanie rezerw naszego klubu 5:0, zwycięstwo z Frano 3:0 i przegrany mecz 2:0 z West Hamem.

Odnośnik do komentarza

 

 

PS2. Więcej fabuły mniej FM-a, więcej FM-a mniej fabuły czy tak jak jest?

Dobrze jest. Nie zmieniać!

Po dwóch tygodniach wolnego nadrobiona treść.

 

 

Odrzuciłem pistolet na ziemię.

Dobrze by było, gdyby tam nie został :p

Odnośnik do komentarza

Waltera miałem opanowanego, chociaż wiedziałem, że będę teraz tak czy siak nieco odsunięty na boczny tor i pewnie w kilka spraw nie będę wtajemniczony. Raz nadszarpnięte zaufanie ciężko czasem będzie odbudować. Taco, niby też mi wszystko wybaczył, ale to jest człowiek furiat, sam widziałem na własne oczy jak gołymi rękoma zmaltretował człowieka, bo ten podał mu zbyt słony makaron. Fakt, miał wtedy gorszy dzień, ale kto z nas wtedy reaguje aż tak bardzo w ten sposób?

 

Mogłem przynajmniej skupić się na przygotowaniach do Serie B. A nie było lekko, kompletnie chciałem odpuścić puchar Włoch, bo wiem jak ciężki mamy przed sobą sezon, a daleko i tak byśmy nie zaszli. W Serie B grają dwadzieścia dwie drużyny! No i odpuściliśmy, w pierwszym meczu z Pordenone przegraliśmy 2:1 po golu Silvy i mogliśmy skupić się na lidze.

 

Przywitanie z Serie B też nie było przyjemne... Desygnowałem to samo ustawienie faktyczne co ligę niżej, ale personalnie widać było znaczące różnice. Graliśmy na wyjeździe z Novarą, w bramce postawiłem oczywiście na Mannone, obrona zmieniła się tylko z jej prawej flanki, gdzie zagrał Figliomeni, ale to z powodu kontuzji Pisano. Poza tym postawiłem na znanych i sprawdzonych. W pomocy zmiana, Do duetu Arini - Paghera dołączył Rhys Williams, a miejsce na ofensywnym pomocniku zamiast Sbaffo zajął Della Rocca. W ataku oprócz naszego najlepszego strzela Joao Silva postawiłem na Simona Coxa, miałem nadzieję, że zostanie naszym żądłem numer jeden. Jednak i on i reszta ze strzelaniem bramek dała sobie na wstrzymanie, przynajmniej w tym meczu. Dickmann szybko strzelił gola dla gospodarzy i taki wynik utrzymali już do końcowego gwizdka. Inauguracja? Słabiutko, słabiutko...

 

Novara - Avellino 1:0 (Dickmann)

 

Mannone - Figliomeni, Esposito, Migliorini, Visconti - Arini, Williams, Paghera, Della Rocca - Joao Silva, Cox

Odnośnik do komentarza

Nie wiem co powinienem zrobić. Który to już raz? No właśnie, czemu tak ciężko jest podejmować decyzję w tak wydaje się łatwym życiu. Teraz jednak nie chodzi o pracę, a o moje życie prywatne, o Francescę. Niestety, ale od czasu aresztowania mnie nie daje znaku życia, nie odbiera telefonu, nie odpisuje na wiadomości, a ja jakoś nie miłaem ani czasu, ani odwagi do niej pójść... Jej rodzice pewnie mnie nienawidzą, ale co tam, przecież to tylko próba oczerniania, ale jak im to wyjaśnię. Gdyby chociaż postępowanie się już zakończyło... na razie szukają ich pseudo koronnego świadka, Marka. Szukajcie, a znajdziecie, he he.

 

Z Avellino debiutowaliśmy na własnym obiekcie w Serie B meczem ze Spal 2013. Widownia dopisała, bo kołowrotki zakręciły się dziewięć tysięcy sześćset siedem razy. Fajnie, oby to się utrzymało, ale to też chyba zależy od naszej gry. Zmian w składzie nie przewidywałem, jednak po głębszym zastanowieniu jakieś pozytywny w naszym ostatnim meczu zauważałem. Ten mecz zaczął się bardzo... nudno. Wyglądało jakby obydwa zespoły chciały się zadowolić wynikiem bezbramkowego remisu, ale wtedy pokierowałem kilka gorzkich słów do swoich graczy w szatni, że rywal nie jest dzisiaj wymagający i musimy to wykorzystać.

To nie Serie C, gdzie byliśmy faworytami. Efekt? 51. minuta i bramka numer jeden w naszych barwach Simona Coxa, piętnaście minut później Silva podwyższył na dwa do zera. Kiedy wydawało się, że wszystko mamy pod kontrolą to straciliśmy gola i zaczęło być nerwowo. Całe szczęście w doliczonym czasie gry ponownie trafił SIlva i zainkasowaliśmy pierwsze trzy punkty w drugiej klasie rozgrywkowej we Włoszech.

 

Avellino - Spal 2013 3:1 (Cox, SIlva 2x - Cellini)

 

Mannone - Figliomeni, Esposito, Migliorini, Visconti - Arini, Williams, Paghera, Della Rocca - Joao Silva, Cox

Odnośnik do komentarza

- Nie jesteście tacy głupi jak myśleliśmy, co zrobiliście z Markiem?

 

- A co z nim? Przejrzał na oczy?

 

- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi.

 

Mogłem tylko zachować kamienną twarz. Nie pierwszy raz zresztą, zjawisko Omerty nie jest mi obce, już nie raz musiałem stosować różne techniki psychologiczne. Oczywiście nawet jakbym śmiał im się prosto w oczy to i tak nic by to nie zmieniło mojego położenia, nie mieli i tak nic dla mnie, brak Marka całkowicie kładł im sprawę na dno. Wolałem pozostawać jednak człowiekiem z klasą i zachować pozory, że jest mi bardzo przykro z powodu ich niekompetencji. Z jednego zarzutu zostałem całkowicie uniewinniony (broń), a za posiadanie narkotyków... nie udowodniono, że należały do mnie, musiałem ponieść zatem jakieś koszta, nie wiem nawet czego, bo zajmował się tym już mój prawnik. Na razie z organami ścigania miałem spokój...

 

Mogłem skupić się na meczach ligowych. Czekał nas teraz bardzo ciężki wyjazd do Cagliari, na spotkanie z faworytami do awansu. Bardzo szybko, bo już po kwadransie meczu wyszli na prowadzenie, ale odpowiedzieliśmy golem Coxa. Oby Simon zachował skuteczność strzelecką to będziemy mieli szanse na coś więcej niż rozpaczliwa walka o utrzymanie. Niestety, ale remisu nie dotrzymaliśmy do przerwy, już w 27. minucie Farias wyprowadził Cagliari dwa do jednego. Próbowaliśmy, staraliśmy się, niech dowodem tego będą aż cztery żółte kartki, ale tego dnia byliśmy po prostu gorsi.

 

Cagliari Calcio - Avellino 2:1 (Cop, Farias - Cox)

 

Mannone - Figliomeni, Esposito, Migliorini, Visconti - Arini, Lollo, Paghera, Della Rocca - Joao Silva, Cox

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

- Francesca... przecież masz tu wyrok, widzisz sędzia przyznał, że jestem niewinny!

 

- Dobra dobra, rodzice mówią...

 

- Rodzice, rodzice! Ktoś chciał mnie wrobić, ale wycofał swoje zeznania, chyba w porę się opamiętał. Ja żyję piłką nożną!

 

- A może zniknął, zaginął, zginął?

 

- Co Ty mówisz?

 

- Ludzie na mieści szepczą, że to nie był przypadek...

 

- Ludzie mówią, żeby mówić. Musisz mi zaufać.

 

- A co z tym twoim kolegą z Polski?

 

- Wyjechał. Uznał, że jednak Włochy to nie jego klimat i szuka dalej w Europie.

 

Nie wiem na ile Francesca mi uwierzyła, a na ile dalej myślała o wersji ludzi, rodziców i Bóg wie kogo jeszcze. No, ale trzeba przyznać, że to oni byli bliżsi prawdzie. Nie obchodziło mnie to, zauważalnym progresem było dla mnie to, że Francesca pojawiła się dziesiątego września na stadionie w Avellino, aby dopingować mojej drużynie. Graliśmy wtedy ze Spezią Calcio. Bardzo szybko otworzyliśmy wynik meczu za sprawą gola Simona Coxa, który trafił z rzutu karnego. Szybko jednak, bo już po 20. minucie było remisowo i to... również po rzucie karnym. Ogólnie mecz był bardzo zacięty, padły łącznie aż 33 strzały i sędzia pokazała sześć żółtych kartek. Po przerwie ponownie wyszliśmy na prowadzenie po świetnym strzela Insigne, ale pod koniec spotkania znowu straciliśmy gola i ostatecznie remisujemy, jednak z przebiegu całego meczu jest to raczej sprawiedliwy wynik.

 

Avellino - Spezia Calcio 2:2 (Cox, Insigne - Piccolo, Nene)

 

Mannone - Figliomeni, Cionek, Migliorini, Visconti - Arini, Williams, Paghera, Insigne - Joao Silva, Cox

Odnośnik do komentarza

Wreszcie Francesca powoli tak jakby od samego zera przekonywała się do mnie. Ponownie musiałem o nią zabiegać, chociaż mówią, że o kobietę trzeba zabiegać codziennie, nie? Znowu chodziliśmy na randki, znowu spędzaliśmy piękne chwile. Po jednym z takim spotkań przytuliła mnie mocno i stwierdziła, że mimo wszystko i wszystkim zawsze będzie ze mną. Wreszcie! Czułem się cudownie, w końcu miałem osobę, która w pełni mi ufała, która chciała ze mną być, z którą mogłem spędzić resztę życia.

Miałem też nadzieję, że sytuacja w Avellino i okolicach już się nie zmieni, że nie będzie wojen, a ja będę mógł zająć się piłką. Byliśmy z Francescą zaręczenie, ale gdzieś tam w głębi mojej głowy chodził już pomysł, abym w końcu wziął ślub i założył prawdziwą włoską rodzinę. No dobra, polsko-włoską rodzinę. Najpierw jednak musiałem ponownie zdobywać zaufanie jej rodziców...

 

Tymczasem w rodzinie, tfu, w drużynie... Jechaliśmy na wyjazdowe spotkanie do Brescii, szczerze powiedziawszy nazwa ich klubu do czegoś zobowiązuje. Sam jeszcze pamiętam występy Marka Koźmińskiego w ich barwach... to były czasy.

Teraz pełni respektu, ale z nastawieniem ofensywnym wyszliśmy na pojedynek. No i się zemściło, bo już w pierwszej kontrze gospodarze doprowadzili do strzelenia nam bramki na 1:0. Udało się wyrównać jeszcze przed przerwą, gdy świetne wejście w pole karne zanotował Insigne i nie dał szans bramkarzowi rywala.

Po przerwie żółtą kartkę w 46. minucie, a następnie drugą w 58. minucie otrzymał Figliomeni i był to koniec naszych marzeń o trzech punktach w tym spotkaniu, bo musieliśmy się zdecydowanie cofnąć, ale jeden punkt udało nam się zachować.

 

Brescia Calcio - Avellino 1:1 (Caracciolo - Insigne)

 

Mannone - Figliomeni, Cionek, Migliorini, Visconti - Arini, Williams, Paghera, Insigne - Joao Silva, Cox

Odnośnik do komentarza

Coraz bardziej byłem przekonany o słuszności swojej drogi. Bycie trenerem Avellino naprawdę sprawiło mi radość, a dzień w którym wywalczyliśmy awans do Serie B był jednym z najpiękniejszych w moim życiu, a przecież wiele wygód miałem pod stopami

.

Teraz czekał nas pojedynek z Virtusem Lanciano i to na własnym stadionie, frekwencja tego dnia dopisywała, bo na trybunach wyliczono aż ponad osiem tysięcy widzów. Niesłychane - to druga liga! Postawiłem na sprawdzony skład i raczej mnie nie zawodzili, ale do przerwy brakowało jednego - goli. Tuż po przerwie jednak nakazałem swoim piłkarzom jeszcze bardziej ofensywnie wejść na przeciwka i opłaciło się, bo już w 54. minucie Joao Silva świetnie wykończył akcję całego zespołu. Przyjezdni nie mieli już sił na odrabianie strat, trochę słabo, bo chyba po to się gra w piłkę, nie? Ale to już nie mój problem.

 

Po meczu w szatni słychać było tylko radość, w końcu każde zwycięstwo w tej lidze jest na wagę złota. Kiedy zaproszono mnie do wspólnego świętowania w przytulnej klubowej knajpce, razem z piłkarzami i kibicami zdecydowałem się, że dołączę później, coś nie dawało mi spokoju. Dwóch typów, którzy stali niedaleko budynku szatni ciągle mnie obserwowało. Musiałem to wyjaśnić. Poszedłem w ich kierunku, czym ich chyba speszyłem. Nagle zajechał drogę jakiś samochód, mimowolnie obejrzałem się na niego, a wtedy otrzymałem cios w brzuch, a na moją głowę powędrował jakiś worek...

 

 

Avellino - Virtus Lanciano 1:0 (Joao Silva)

 

Mannone - Pisano, Cionek, Migliorini, Visconti - Arini, Williams, Paghera, Insigne - Joao Silva, Cox

Odnośnik do komentarza

Ocknąłem się w jakimś starym, obskurnym pomieszczeniu. Siedziałem bokiem, a właściwie to leżałem, a najdokładniej to... moje krzesło do którego byłem przywiązany leżało, miałem skrępowane nogi i ręce. Obok mnie siedziało dwóch wielkich facetów i coś tam nieporadnie pykali na komórkach, pewnie by, zapytał ich co ja tutaj robię, ale usta też miałem zakneblowane.

 

Byli ubrani na czarno, a na twarzy nosili kominiarki, obok ich krzeseł stały kije i łomy, przy spodniach mieli pistolety. Kiedy tak zobaczyłem te narzędzia i już dość dobrze oprzytomniałem zacząłem wyć z bólu, spojrzałem na swoją nogę, krwawiła.

 

Jeden z tych zakazanych typów odebrał telefon, muszę przyznać, że dzwonek miał wyborny. Proste, włoskie disco zawsze w modzie. Nawet się słowem nie odezwał tylko wyszedł do kanciapy obok, która była zaryglowana metalową klamrą. Po chwili osiłek wrócił z... telewizorem.

 

Zacząłem coś tam nieporadnie podłączać, montować aż w końcu mu się udało, był obraz. Szukał jeszcze chwilę odpowiednio kanału i jest. Włączyli mi transmisję na żywo z meczu... Ascoli Calcio - Avellino 1912. Włączyli głos, jakość transmisji była w HD. I nawet moje krzesło postawiono na wprost odbiornika. Nie wiem kim są ci goście, ale muszę przyznać, że mają gest.

 

Obserwowałem po raz pierwszy swoich graczy w takiej sytuacji, w takiej pozycji, dostrzegałem jednak, że spełniają założenia taktyczne z poprzednich meczów. W 31. minucie Roberto Insigne popisał się świetnym strzałem z dystansu i mój zespół prowadził. Nie dość długo, bo cztery minuty później było już 1:1. Zauważyłem na jednym zbliżeniu, Sossio - mój asystent prowadzi zespół za mnie wraz z Vincenzo. Po zmianie stron widowisko siadło i nawet moi dwaj przerośnięci towarzysze wyglądali jakby znudzeni transmisją, kiedy sędzia zagwizdał po raz ostatni. Ten sam osiłek, który przyniósł telewizor teraz go wynosił, a ten drugi? Wstał, kopnął moje krzesło i znowu spoczywałem w pozycji bocznej.

 

Ja coś mówiłem, że mają gest?

 

Ascoli Calcio - Avellino 1:1 (Perez - Insigne)

 

Mannone - Pisano, Cionek, Migliorini, Visconti - Arini, Williams, Paghera, Insigne - Joao Silva, Cox

Odnośnik do komentarza

Ocknąłem się. Nie wiem który to już raz, ale zaczęło mnie to irytować. Czy byłem porwany? Ludzie wiedzą, że klan ma kasy jak lodu, ale kto by się zdecydował porwać członka klanu? Jest tylko inna opcja, inny klan, ale przecież mieliśmy spokój, nawet żadnych spornych terenów w interesach, a z górą w Neapolu dogadywaliśmy się wręcz znakomicie. Przez znakomicie rozumiem, że sporo na nas zarabiali, bo nasz interes kwitł idealnie. Nawet za bardzo mnie nie pobito, ciągle tylko leżałem na tym cholernym krześle... mój błędnik już wariował, a może to metoda zniszczenia psychicznego?

Znowu weszło tych dwóch. Postawili mnie, rozwiązali, ale tylko ręce i nogi. Uff, mogę poruszać kończynami, co za ulga! Jednak zapobiegawczo dostałem cios w brzuch aż mi gałki oczne nieomal nie wyskoczyły. Uklęknąłem, poczułem jak krew wzbiera mi się w środku i musi znaleźć ujście, zacząłem się krztusić, odsłonili mi gębę i z jej wnętrza wydostał się potok czerwonej jak cegła krwi...

 

- Co jest kurwa?

 

Tylko na tyle było mnie stać, ale nie odpowiedzieli, wtedy dostałem worek na głowę, zapewne ten sam co za pierwszym razem i niemal wynieśli mnie z tego pomieszczenia. Minimalny dostęp do tlenu utrudniał mi oddychanie, więc ponownie musiałem stracić przytomność. Jak się ocknąłem to... leżałem w jakimś rowie. Do rak i nóg miałem przywiązane sznurki z kamieniami, ale mogłem przy odrobinie wysiłku nimi poruszać, po prostu ważyły kilka kilogramów więcej. Zdołałem dociągnąć je do wysokości twarzy i zdjąć ten cholerny worek. Powietrze. Jakie to piękne uczucie, oddychać.

 

Wstałem, ogarnąłem się, oswobodziłem z wszystkiego co mnie krępowało. Ruszyłem drogą, wszystko jedno w którą stronę. Po jakimś czasie zauważyłem napis "Warszawa 100".

 

Doszedłem wreszcie do jakiejś miejscowości. Co by zrobiono w filmach? Pewnie miałbym kilka drobnych i znalazł budkę telefoniczną i zadzwonił gdzie trzeba. A tu psikus, mamy 2016 rok i nie ma budek... a ja nie mam drobnych. Znalazłem stację benzynową, wyglądałem jak degenerat, brudny, śmierdzący i tak dalej, ale zawsze miałem w sobie jakiś urok osobisty. Wybrałem najładniejszą z ekspedientek i poprosiłem o pomoc.

 

Opowiedziałem jej, że straciłem przytomność i obudziłem się w takim stanie i nie wiem gdzie jestem i czy da mi zadzwonić przy niej w jedno miejsce to mnie odbiorą, bo to mój nie pierwszy raz. Przejęta historią oczywiście pomogła.

 

- Taco? Żyję, jestem w Polsce.

 

Janina, bo tak na imię babie, tfu. Kobiecie. Pozwoliła mi wejść do prysznica na stacji i nieco się orzeźwić. Poczułem ulgę. Taco wszystko załatwił, za kilka chwil mieli przyjechać jego dawni znajomi z Polski. Żegnając się z Janiną wziąłem jej numer telefonu. A może się przyda...

 

Wsiadłem do samochodu kolegów Taco. Od razu odpalili laptopa i wideokonferencję na Skypie. Po co? Było to niezwykle istotne... fajnie, że przeżyłem, ale Avellino zaraz grało mecz u siebie, a na trybunach siedzieli wielcy z Neapolu i nie mogliśmy teraz zawieźć. Miałem ich poprowadzić online...

 

Przywitałem się z chłopakami z szatni, ucieszyli się na mój widok. Wymieniłem pierwszą jedenastkę, tak trochę z pamięci, trochę będąc na telefonie z moim asystentem. Nie różniła się zbytnio od poprzednich, a może w ogóle? Powiedziałem chłopakom, że mnie porwano, prawdopodobnie dla pieniędzy, ale im uciekłem i chciałbym być teraz z nimi w tym ważnym meczu, ale sytuacja nie pozwala i żeby wygrali dla swojego trenera. Miałem wśród nich uznanie, byłem ich przywódcą, dobrym wychowawcą, generałem. Ufali mi, wierzyli mi, poważali mnie...

 

W 6. minucie Mariano Arini strzela pierwszego gola w tym meczu, z radości prawie rozwalam dach w samochodzie, ale emocje w tym meczu były jeszcze większe. Minutę później strzela Bocalon, który dziś zastępował kontuzjowanego Joao Silvę. W 18. minucie mamy już tylko 2:1 po muszę przyznać pięknej odpowiedzi rywali. A było jeszcze gorzej, 36. minuta i mamy remis. Co robić? Atakujcie panowie, atakujcie! Drę się przez telefon do asystenta, oglądając transmisję na laptopie. I zaatakowali, a konkretnie Simon Cox na trzy minuty przed przerwą.

 

W "szatni" powiedziałem chłopakom, żeby większą część tej przerwy po prostu odpoczywali, bo grają dobrze i stać ich dzisiaj co by się nie działo na wygraną. Jestem z wami. No i mamy 58. minutę i gola Williamsa, odetchnąłem w końcu to znowu prowadzenie dwoma bramki, no właśnie, już tak było... Minutę później Marchi zmniejsza rozmiar naszego prowadzenia, ten skurczybyk strzelił właśnie tego dnia trzeciego gola. Nadchodzi 69. minuta i sędzia pokazuje karnego dla nas, tak właśnie tego było nam trzeba. Podchodzi Cox... nie trafia! Kurwa mać! Drę się do asystenta, aby przywołał Simona i mu powiedział, że nic się nie stało, że gra świetny mecz. A w 81. minucie ten sk... Marchi strzela... czwartego. Remis na niecałe dziesięć minut przed końcem. I wtedy właśnie daje o sobie znać geniusz, geniusz na miarę Serie B Simona Coxa, drybluje niemal całą obronę rywala i umieszcza piłkę w siatce, bramkarz nawet nie powąchał piłki. Co za emocje, co za zwycięstwo! Simon Cox, co za koks!

 

Avellino - Pro Vercelli 5:4 (Arini, Bocalon, Cox 2x, Williams - Marchi 4x)

 

Mannone - Pisano, Cionek, Migliorini, Visconti - Arini, Williams, Paghera, Insigne - Bocalon, Cox

Odnośnik do komentarza

- No to mamy problem. Ktoś uprowadza naszego człowieka, a my nie wiemy kto i nie wiemy kogo zajebać.

 

- Taco, spokojnie. Nie możemy podejmować pochopnych kroków. Jeśli to jacyś nasi wrogowie to pewnie się odezwą, a jeśli nie... A może zobaczyli kogo tak naprawdę porwali i się ocknęli?

 

- I wywieźli go aż do Warszawy? Skąd wiedzieli, że pochodzi z Polski? Coś tu śmierdzi mocno... Co Neapol na to?

 

- Oni nic nie wiedzą, oni żyli teraz futbolem. Właśnie, powiedz Adrianowi, że średnio im się podobało.

 

- Jak to, przecież było ekstra widowisko, gole, wygrana?

 

- To typowi Włosi. Liczy się defensywa, nie wiesz? Niech popracują nad defensywą, żebym nie musiał się więcej wstydzić.

 

Okłamałem swoją narzeczoną. Kolejny raz, ale nie mogłem jej powiedzieć, że mnie porwano, więc jakoś zmyślne to omijałem. Nie mogłem też powiedzieć o Janinie, no bo jak... Czuję, że jestem coraz gorszym człowiekiem, a na dodatek przyszedł Taco z informacją od Waltera, że w Neapolu nie podoba im się moje zbyt ofensywne ustawienie. No panowie...

 

Do Perugii jechałem zatem w ponurym nastroju i chyba piłkarze to wyczuli. Ja wiem, że to trochę górnolotne słowa, ale naprawdę dla mnie drużyna to taka druga, ekhm trzecia rodzina. Pierwsza to ta genetyczna, druga to klan, a trzecia to Avellino 1912.

 

Nie graliśmy nic, a ja nawet nie miałem ochoty krzyczeć na swoich piłkarzy, przesiedziałem pierwszą połowę na ławce, praktycznie nie reagując. W 40. minucie udało nam sie doprowadzić do remisu, ale po rzucie rożnym, więc inwencji ofensywnej w tym nie za wiele. W przerwie w jednej z toalet postanowiłem wciągnąć kreskę na rozluźnienie i... po raz pierwszy podziałało to na mnie wręcz odwrotnie. Przesiedziałem na tej ławce już do końcowego gwizdka. A piłkarze? Przez cały mecz oddali dwa celne strzały.

 

Perugia Calcio - Avellino 1:1 (Del Prete - Figliomeni)

 

Mannone - Pisano, Cionek, Figliomeni, Visconti - Arini, Lollo, Paghera, Della Roca - Mobilio, Insigne

Odnośnik do komentarza

"Jaka pogoda w Polsce?" - nie wytrzymałem, wysłałem takiego sms-a. I jakoś poszło, nie dzwoniliśmy do siebie, po prostu pisaliśmy wiadomości, kilka, kilkanaście, coraz więcej... Wiedziałem, że mam tu na miejscu Francescę, ale jakby coraz dalej mnie, coraz mniej mi ufała, a ja potrzebowałem wsparcia, a nie dodatkowych problemów, chociaż bardzo ją kochałem. Ślub? Coraz mniej o tym myślałem, ale jednak gdzieś tam w głębi wiedziałem, że to Francesca jest idealną kandydatką. Nie dla mojej rodziny z klanu i nie dla jej rodziców, ale dla mnie. Z Janiną było jednak przyjemnie, a była tak daleko...

 

W lidze graliśmy z Modeną. Nie mogłem ponownie skorzystać z Joao Silvy, który jeszcze leczył uraz, stąd nieco zmieniony skład, Insigne grał już w ataku z Simonem, który po jednym meczu absencji mógł już powrócić do składu.

 

Od początku tchnąłem pozytywnego ducha w zespół, chyba to też dzięki mojemu idealnemu nastrojowi, który budowała we mnie... Janina. Jednak dopiero w 44. minucie nie kto inny jak Simon Cox zdołał strzelić gola dającego nam prowadzenie do przerwy. Graczem spotkania zdecydowanie był bramkarz gości, bo moi piłkarze oddali dwanaście strzałów i w tym dziesięć celnych, a mimo to udało nam sie strzelić tylko jeszcze jednego gola, oczywiście autorstwa Coxa. Od 88. minuty goście grali w osłabieniu i wynik nie uległ zmianie.

 

Avellino - Modena 2:0 (Cox 2x)

 

Mannone - Pisano, Cionek, Willaims, Visconti - Arini, Lollo, Della Roca, Lollo - Cox, Insigne

Odnośnik do komentarza

Można powiedzieć, że romans przez telefon kwitł jak pąki na wiosnę, a tymczasem w moim związku doszło do całkowitej niemal odmiany. Nie wiem, może kobiety wyczuwają, że jest coś nie tak? W każdym razie Francesca przyszłą pewnego wieczoru z ciepłą herbatą do łóżka i oznajmiła mi, że ona nie chce tak dalej żyć w kłamstwie, wie kim dokładnie jestem i z kim się zadaje. Chciała, żebym jej to potwierdził, a jej to nie będzie przeszkadzało i zostanie prawdziwą żoną, typową włoską żoną, która nie wtrąca się w interesy męża. Chce wziąć ze mną ślub, urodzić i wychować dzieci, resztą ją nie interesuje.

 

Muszę przyznać, że byłem w lekko w szoku i... odpowiedziałem jej, że ma rację. I cieszę się, że do tego dojrzała. W sumie byłem teraz w kropce, ale przecież właśnie o tym marzyłem, nie? Musiałem jak najszybciej zerwać kontakt przez sms-y z Janiną i pomyśleć o tym jak zaplanować ślub.

 

Szargały mną skrajne emocje... od tych szczęśliwych do tych najgorszych, ale teraz jechałem autobusem na mecz wyjazdowy i musiałem skupić się na drużynie i wyniku, bo wreszcie coś zaczynało się zazębiać.

 

Przez pierwsze 45. minut jednak zawodnicy wyglądali jak... ja. Ani w jedną, ani w drugą stronę, totalna kaszana. Dopiero po zmianie stron, a właściwie po impulsie, jakim był gol Lupoliego zaczęli grać swój futbol, to czego ich nauczyłem. Bardzo szybko, bo niecałe dziesięć minut po stracie gola do remisu doprowadził Della Roca, po asyście Insigne, który tego dnia wziął na swoje barki ciężar rozgrywania i jeszcze przed końcem asystował po raz drugi, tym razem przy golu Bocalona, który wszedł z ławki za Silvę, który wrócił po kontuzji, ale nie wyglądał jeszcze zbyt dobrze. Na sam koniec, już w doliczonym czasie gry Pisa Calcio strzela sobie samobója.

 

Pisa Calcio - Avellino 1:3 (Lupolli - Della Rocca, Bocalon, sam.)

 

Mannone - Pisano, Cionek, Willaims, Visconti - Arini, Lollo, Della Roca, Insigne - Cox, Joao Silva

Odnośnik do komentarza

Zapraszam ;).

 

---

 

Pięć tysięcy euro miesięcznie, myśleliście żeby kiedyś tyle zarabiać mając dziewiętnaście lat? No właśnie, też mam podobne zdanie. Kwoty, jakie zarabiają młodzi piłkarze nie są w dzisiejszej piłce adekwatne do tego... co mają w głowie.

 

Dzień przed meczem ligowym z Empoli na treningu nie zjawił się Andrea Addiego Mobillio, właśnie mój 19-latek, który zarabia owe pięć tysięcy na miesiąc. Zdenerwowałem się, gdy zobaczyłem, że brakuje jakiegoś piłkarza, a nie dał wcześniej znać.

 

Zapytałem więc piłkarzy czy coś na ten temat wiedzą, ale spuścili głowy i nerwowo ruszali rękoma i mącili nogą murawę, normalnie jak dzieci w przedszkolu. Musiałem zacząć płomienną przemowę, że skoro jesteśmy rodziną to musimy sobie ufać bezgranicznie i rozwiązywać wszystkie problemy razem. Jak wiedzą, że się spóźni to będziemy tak stać i czekać aż przyjedzie, a jak wiedzą coś więcej to niech się przyznają, nie będziemy tracić czasu.

 

Pierwszy odezwał się Michalangelo Bertoldi. Opowiedział, że w sumie to byli trochę wczoraj na baletach, bo dziś trening popołudniu, ale on nic nie pił i wrócił szybko do domu, a Andrea został w klubie, ale raczej też nie pił, bo byli furami. Nakazałem asystentowi poprowadzić trening, a samemu pojechałem pod dom młodego piłkarza będąc przekonanym, że pewnie zastanę go śpiącego na kacu...

 

No, ale go nie było. Dzwonię po raz chyba siódmy, wreszcie ktoś odbiera, ale to nie był głos Andrei.

 

- Halo, kto mówi?

 

- To ja się kurwa pytam kto mówi?

 

- Eee, pomyłka.

 

- Ja ci zaraz dam pomyłkę.

 

Zadzwoniłem do Taco. Miał mi znaleźć namiary na ten numer. Okazało się, że jest w jednym w pubów w Avellino. Złapałem Taco po drodze i ruszyliśmy tam. Kiedy weszliśmy do środka tym razem Taco zatelefonował na ten numer, usłyszeliśmy dźwięk dzwonka. Jakiś młodzieniaszek wyjął telefon z kieszeni, od razu do niego ruszyliśmy, ale chyba nas poznał, bo od razu zaczął przepraszać.

 

Taco oczywiście musiał go kilka razy uderzyć, zanim chłopak wyjaśnił, że zabrał ten telefon jakiemuś kolesiowi, który mu wypadł jak napadał ktoś na niego i ukradł jego furę. Gdy dowiedzieliśmy gdzie to się odbyło, dojechaliśmy na miejsce. Znaleźliśmy zgubę, siedział na schodach, płakał jak baba i był cały roztrzęsiony. Pobity, okradziony, siedział tam Adrea Addiego Mobilio .

 

Taco miał się nim zaopiekować, a ja chciałem z nim porozmawiać następnego dnia. Teraz musiałem się spieszyć na mecz, a Mobilio niech sobie odpocznie...

Do Avellino przyjeżdżało Empoli. Uznana marka. No, ale nie obchodziło nas to, bo liczyłem na zwycięstwo. W 14. minucie jednak goście wyszli na prowadzenie i zamierzali się zabarykadować we własnym polu karnym. Pewności siebie dodał im jeszcze niestrzelony rzut karny przez Coxa, ale oni nie wiedzieli, że takie sytuacji go budują. W 20. minucie po solowej akcji pokonał wreszcie golkipera gości. Po zmianie stron znowu mieliśmy pecha, czerwoną kartkę dostał Williams i kwadrans do końca graliśmy w osłabieniu, ale nie przeszkodziło to Joao Silvie na strzelenie gola, który dał nam upragnione tego dnia trzy punkty.

 

Avellino - Empoli 2:1 (Cox, Silva - Barilla)

 

Mannone - Pisano, Migliorini, Figliomeni, Visconti - Arini, Williams, Paghera, Insigne - Cox, Joao Silva

Odnośnik do komentarza

W Avellino wszystko jest poukładane i każdy zna swoje miejsce toteż, gdy dowiedzieliśmy się, że za kradzieżą komórki i samochodu naszego grajka stoją jacyś nowi pseudo-gangsterzy, którzy chcą się wybić na takich akcjach od razu musieliśmy zareagować. Nie było z tym problemu i niemal błyskawicznie odnaleźliśmy sprawców. Jeszcze w tym samym tygodniu nasz zawodnik otrzymał swoje cacka na powrót dla siebie. A chłopcy, którzy zapragnęli być niegrzeczni? Cóż, pobliskie szpitale na oddziałach chirurgicznych mieli nieco wzmożoną ilość przyjęć pacjentów w tym tygodniu...

 

Po serii trzech zwycięstw z rzędu jechaliśmy do Frosinone z nastawieniem kontynuowania serii. Tuż przed samym spotkaniem wpadł do mnie Walter, który był mocno podniecony obecną sytuacją klubu, a i chyba dostał jakieś "premie" z Neapolu, bo tak rozradowanego to ja go nie widziałem jeszcze. Wparował i wycedził, że jeśli dzisiaj wygramy to klub dostanie... ekstra 4 mln euro do budżetu, ale to nie koniec... ja dostanę premię "a może na ślub jak znalazł?" dziesięć procent tej sumy, pod warunkiem... że te 400 tysięcy postawię w buka, to znaczy nasz człowiek. Wkład jest mój, a zysk idzie do Waltera.

 

Przez pierwsze 45. minut nie było za ciekawie... graliśmy dość słabo, a gospodarze prowadzili 1:0. Już miałem przed oczami tę złość Waltera... Dobrze jednak, że po zmianie stron od razu Joao Silva wyrównał stan meczu, więc mieliśmy trochę czasu do nadrobienia zaległości, a rywale nieco odpuścili, więc było łatwiej. Niestety, ale zafundowaliśmy sobie festiwal nieskuteczności. Myślałem, że zejdę na zawał, presja była podwójna, a nawet jeszcze większa. Wszystko jednak wyjaśniło się w 90. minucie za sprawą przypadkowego gola Simona Coxa. Uff, 4 mln dla Avellino, 390 tysięcy dla mnie, 10 tysięcy dla stawiającego zakład i zysk po kursie 2.25 dla Waltera... Co za życie.

 

Frosinone Calcio - Avellino 1:2 (Petagna - Silva, Cox)

 

Mannone - Pisano, Migliorini, Figliomeni, Bertoldi - Arini, Della Rocca, Paghera, Insigne - Cox, Joao Silva

Odnośnik do komentarza

Gomorra miała dwa sezony, ciekawe na ile starczy mi pomysłów? :-k

 

--

 

Francesca jest wniebowzięta. Przyniosłem do domu te pieniądze, tak jak Walter powiedział, a więc cały mój zarobek z tego zamieszania poszedł na "kupkę" na ślub. Oczywiście stwierdziłem, że otrzymałem w klubie premię za dobre wyniki, ale nie było to zbytnio mijające się z prawdą. Kiedy wstałem rano, Francesca była już w toalecie. Obudziły mnie jej krzyki, a raczej okrzyki, które przypominały...

 

- Jesteś w ciąży?

 

- Nie wiem, chyba...

 

Poczułem lekkie uniesienie, a po chwili nagły spadek, tak jakby moje życie miało się nagle zmienić. Ustatkować się, przecież to marzenie każdego mężczyzny, kochająca kobieta, duży dom, dziecko... ale na pewno dla kogoś, kto jest w klanie, lubi wypić i pociągnąć kreskę dla zabawy czy zapomnienia?

 

Podekscytowany poszedłem na stadion. Było ponad 10 tysięcy widzów, piękny widok. Jednak kibice musieli na bramkę czekać dopiero do 42. minuty i niestety nie naszej, bo to Salernitana wyszła na prowadzenie. W przerwie dałem odpocząć piłkarzom, po prostu. 10 minut odpoczywali po czym stwierdziłem, żeby grali swoje, bo są zespołem lepszym. Po zmianie stron atomowym strzałem popisał się Arini i już brakowało nam tylko jednego trafienia do wygrania tego meczu.

W 75. minucie jednak ponownie gospodarze wyszli na prowadzenie, a chwilę później grali już w osłabieniu, jednak przez pozostałe 15 minut atakowaliśmy, ale udało nam się strzelić tylko jednego już gola i mecz zakończyliśmy remisem. Po czternastu kolejkach zajmujemy wysokie, trzecie miejsce. Przypomnę tylko, że runda ma tutaj dwadzieścia jeden spotkań.

 

Avellino - Salernitana 2:2 (Arini, Silva - Donnarumma, Sciaudone)

 

Mannone - Pisano, Migliorini, Zuparić, Visconti - Arini, Williams, Paghera, Insigne - Cox, Joao Silva

Odnośnik do komentarza
  • Makk zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...