Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Bo ja reaguję na to, co się dzieje, a nie jak wielu menedżerów, którzy trzymają na boisku swoje "gwiazdki" za zasługi. Jeżeli ktoś zaczyna dawać zadu, choćby był największą gwiazdą klubu (na przykład w pewnym momencie posadziłem na ławkę nawet kapitana), ma u mnie trzy mecze czasu na wzięcie się w garść. Jeżeli tego nie robi, w jego miejsce wskakuje zmiennik, który ma szansę spisać się lepiej. Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy ktoś ewidentnie zawali nam spotkanie i/lub zagra na [4], bądź gorzej - wówczas w większości przypadków daję takiemu odpocząć w następnym meczu.

Odnośnik do komentarza

Przed inauguracją rundy wiosennej wypożyczyłem do końca sezonu trzech chłopaków z rezerw – na całą trójkę, Sebastiana Gerbera, Martina Ulricha i Marcela Rahna, skusiło się trzecioligowe Sportfreunde Siegen. Okazało się też, że siedemnastoletni Giovanni Massini może wyrosnąć na świetnego bramkarza, sądząc po nagłej fali ofert jego względem z klubów Serie A.

 

 

Nareszcie nadszedł długo wyczekiwany przez wszystkich ostatni weekend stycznia, w który to Bundesliga wznawiała rozgrywki po zimowej przerwie. Większość rozgrywała swoje mecze w sobotę, a na niedzielę zaplanowane zostały dwa spotkania – Wolfsburgu z Werderem Brema oraz nasze z Freiburgiem, oba ustalone na ten termin z powodu transmisji na żywo. Wyjściowy skład miałem gotowy już pod koniec obozu w Bułgarii, tak więc dzięki uniknięciu wszelkich kontuzji goście mieli przeciwko sobie scementowaną jedenastkę. Tym razem chyba nawet ich menedżer Leicht coś przeczuwał, bo nie było mu tak śpieszno mielić jęzorem przed dziennikarzami.

 

I faktycznie, po raz pierwszy od dwóch premierowych meczów sezonu zaprezentowaliśmy dojrzały, poukładany futbol, bez trudu zgniatając Freiburg niczym pustą puszkę po Pepsi. Już w drugiej minucie pod polem karnym rywali Theuerkauf wybił piłkę Blondelowi spod nóg, lecz tę przejął Kjelgaard, następnie Lawan z klepki zagrał do Aggera, a Nicolaj chytrym strzałem przy krótkim słupku momentalnie poderwał komplet kibiców zgromadzonych na trybunach. Niespełna dziesięć minut później z kolei Ricardo Fernandes wyłuskał na naszej połowie futbolówkę Gertnerowi i bez zastanowienia przerzucił górą do uciekającego defensywie Lawana, który nareszcie przypomniał sobie, jak się wykańcza sytuacje sam na sam i malowniczym lobem ponad wychodzącym z bramki Shepherdem zmusił go do skłonu do siatki po piłkę. Szwed w końcu grał tak, jak oczekuję tego od napastnika i w 28. minucie przyjął zgranie głową Aggera, kiwnął obrońcę, urządził sobie slalom w polu karnym, po czym zakończył wszystko pewnym strzałem prosto w okienko. Poezja.

 

Czasy, w których nieustannie dawaliśmy ciała z Freiburgiem zdawały się odchodzić w zapomnienie. Po przerwie kontrolowaliśmy w pełni przebieg spotkania, goście mogli pomarzyć o jakichkolwiek dogodnych okazjach, a ja spokojnie wpuszczałem na boisko zmienników; m.in. w ostatnich dziesięciu minutach w lidze zadebiutował dziewiętnastoletni Jürgen Schumacher, by zaczął pomalutku nabierać doświadczenia. Jeżeli o rezerwowych mowa, w doliczonym czasie rozklepaliśmy przypartych do muru rywali, Kjelgaard posłał wrzutkę z lewej strony, a na dziesiątym metrze Schneider musnął ją głową, zmyliwszy bramkarza ustalając wynik na 4:0. Niestety za to pewne zwycięstwo przyszło nam zapłacić urazami Jorge i Projicia – Portugalczyk skręcił kostkę, co jeszcze nie było zbyt groźne, ale już Serb zerwał ścięgno pachwiny przy niefortunnym upadku w szatni i sezon 2016/2017 dobiegł już dla niego końca.

29.01.2017, Osnatel-Arena, Osnabrück, widzów: 28 131; TV

BL (19/34) VfL Osnabrück [10.] - SC Freiburg [11.] 4:0 (3:0)

 

2' N. Agger 1:0

11' R. Lawan 2:0

28' R. Lawan 3:0

56' A. Shepherd (F) ktz.

90+3' A. Schneider 4:0

 

VfL Osnabrück: R.Flood 8 – Jorge 8, M.Morozow 8, J.Projić ŻK 8, P.Kjelgaard 8 – R.Fernandes 8, S.Zielinsky 7 (82' J.Schumacher 6), S.Holzer 7 (66' A.Schneider 7), J.Blondel 7 – R.Lawan 9 (73' A.Farinelli 7), N.Agger ŻK 10

 

GM: Nicolaj Agger (OP PŚ, N Ś, VfL Osnabrück) - 10

Odnośnik do komentarza

Na początek lutego przypadał termin FIFA, a wraz z nim oczywiście kolejny mecz towarzyski reprezentacji Polski. I to nie byle jaki, bo w Chorzowie podejmować mieliśmy Anglię, jedyną do tej pory potęgę europejskiego futbolu, z którą za mojej kadencji jeszcze nie graliśmy, a wobec legendy meczu z 1973 roku z pewnością miało to być spotkanie nader interesujące. W związku z tym na koniec miesiąca przyszło mi ogłosić kadrę na zgrupowanie; obyło się bez niespodzianek, jedynie do składu powrócił Janukiewicz, który wypchnął Juszczyka, a z powodu kontuzji w klubie pozostać musiał Rafał Piątek.

 

 

Bramkarze:

– Michał Górka (24 l., BR, Wisła Kraków, 15/0);

– Radosław Janukiewicz (32 l., BR, Vitesse, 13/0);

– Tomasz Kuszczak (34 l., BR, Cardiff, 2/0).

 

Obrońcy:
– Witold Cichy (30 l., LB, O PŚ, Wisła Kraków, 34/2);

– Dariusz Fornalik (25 l., O L, Olympiakos Pireus, 20/0);
– Mateusz Machnikowski (20 l., O LŚ, P L, Werder Brema, 8/0);
– Tomasz Woźniak (24 l., O LŚ, OP LŚ, N, Newcastle, 41/2);
– Artur Kowalczyk (26 l., O Ś, Tottenham Hotspur, 37/5);
– Marcin Piotrowski (26 l., O Ś, Bayern Monachium, 56/2);

– Jakub Błaszczykowski (31 l., O/DBP/P P, Manchester City, 92/2);

– Adrian Gudewicz (29 l., O/DBP/OP P, Treviso, 25/2);
– Krzysztof Wróblewski (22 l., O/P P, Le Havre, 6/1).

 

Pomocnicy:
– Maciej Kwiatkowski (24 l., DP, Betis Sewilla, 27/4);
– Grzegorz Owczarek (24 l., P Ś, Osasuna, 13/4);

– Maciej Brodecki (22 l., OP PŚ, Atlético Madryt, 30/0);

– Mateusz Cieluch (29 l., OP PŚ, N Ś, SC Freiburg, 43/15);

– Dariusz Frankiewicz (30 l., OP LŚ, Birmingham, 49/6);

– Sławomir Peszko (31 l., OP LŚ, N Ś, Alemannia Aachen, 53/4);

– Piotr Szymański (24 l., OP Ś, Inter Mediolan, 39/8);
– Mariusz Zganiacz (33 l., OP Ś, Deportivo, 72/14).

 

Napastnicy:
– Maciej Korzym (28 l., OP/N Ś, Sporting Lizbona, 46/29);
– Dawid Janczyk (29 l., N Ś, Bastia, 21/6);
– Tomasz Adamczyk (22 l., N, Liverpool, 36/28);

– Marcin Pawlak (19 l., N, Inter Mediolan, 9/3).

Odnośnik do komentarza

Mimo że przed wyjazdem na kadrę czekał mnie jeszcze mecz ligowy na ławce trenerskiej Osnabrücku, to jednak ani na chwilę nie zapominałem o sprawach kadrowych. Tym razem również z uwagi na to, że w rankingu FIFA powróciliśmy już na należne nam miejsce, czyli trzecią lokatę, adekwatną do naszych osiągnięć w ciągu ostatnich trzech lat.

 

 

 

Styczeń 2017

 

Bilans (Osnabrück): 1-0-0, 4:0

Bundesliga: 8. [-1 pkt do Kaiserslautern, +0 pkt nad Schalke]

DFB-Pokal: –

Finanse: -432 tys. euro (-2,38 mln euro)

Gole: Rawez Lawan (11)

Asysty: Jonathan Blondel (8)

 

Bilans (Polska): 0-0-0, 0:0

Eliminacje MŚ 2018: piąta grupa, 4. [-2 pkt do Finlandii, +1 pkt nad Szwajcarią]

Ranking FIFA: 3 [+2]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Liverpool [+2 pkt]

Austria: SV Salzburg [+3 pkt]

Francja: Olympique Marsylia [+7 pkt]

Hiszpania: Atlético Madryt [+1 pkt]

Niemcy: Werder Brema [+6 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+1 pkt]

Rosja: –

Szwajcaria: Neuchâtel Xamax [+1 pkt]

Włochy: Juventus Turyn [+5 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

- Wisła Kraków, 1/16 finału, vs. Chelsea Londyn

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1159], 2. Francja [1091], 3. Polska [1027]

Odnośnik do komentarza

Ostatni mecz przed wyjazdem do Polski przypadł na teoretycznie najcięższy wyjazd tego sezonu, bo do lidera Bundesligi, Werderu Brema. Jednakże sytuacja była dosyć szczególna i nie mam tu na myśli braku kontuzjowanych Jorge i Projicia w naszej obronie; otóż przed tygodniem Werder doznał upokarzającej klęski z rąk Wolfsburgu, przegrywając na terenie rywala aż 0:6, a wówczas tragiczne występy zaliczyli tacy piłkarze, jak Leo Messi, Mario Simonetti, czy nadworny egzekutor bremeńczyków, Markus Feichtinger. Zatem możliwości były dwie – albo gospodarze wciąż będą w szoku po niespodziewanym pogromie, albo będą chcieli odreagować kompromitację i wzniosą się na swoje wyżyny.

 

 

Odpowiedź na to pytanie była dosyć niejasna. Werder próbował narzucić swój styl gry i starał się szarpać zwłaszcza lewym skrzydłem, ale nie bardzo to rywalom wychodziło, a my wyprowadzaliśmy groźne kontry, chociaż sporo akcji psuł Blondel nagminnie niecelnymi podaniami w kluczowych momentach. Niemniej jednak w 31. minucie Lawan świetnie zagrał w uliczkę uciekającemu Aggerowi, którego w polu karnym dogonił i spóźnionym wślizgiem przewrócił Pasanen; pod nieobecność Projicia piłkę na jedenastym metrze ustawił Holzer i potężnym strzałem władował ją w okienko, zanim Wiese na linii bramkowej zdążył ruszyć ręką. Mało tego, chwilę później Morozow pięknie posłał w niebyt górną piłkę Bergera, idealnie dogrywając za linię obrony wprost na nogę Lawana, który natychmiastowym lobem na długi słupek podwyższył na 2:0! W tej fazie meczu Werder rzeczywiście zdawał się nosić jeszcze na sobie piętno niedawnego 0:6, ale tuż przed przerwą Lawan bardzo nieprzemyślanym podaniem z pierwszej piłki, oczywiście niecelnym, zainicjował kontrę gospodarzy, po której kontaktowego gola zdobył Feichtinger.

 

Pomimo moich prób utrzymania moich podopiecznych w ryzach, na początku drugiej połowy kompletnie rozsypaliśmy się w środku pola i defensywie, co Werder błyskawicznie wykorzystał. Po dziesięciu minutach od wznowienia gry wyrównanie gospodarzom sprezentowali Conti do pary z Morozowem beznadziejnymi podaniami i stratą w polu karnym, co skończyło się trafieniem Sanny. Zaczęliśmy od środka, Holzer zagrał na prawo do Fernandesa, Ricardo podał Borrellemu za plecy, obsługując w ten sposób Feichtingera, temu piłkę spod nóg wprost do Messiego wybił Morozow, Argentyńczyk uderzył po ziemi, a ciała spektakularnie dał Flood, przepuszczając to między nogami, na koniec rachitycznie się wywracając. "Ryaaaaaan, coś Ty zrobił...", zawyłem, ale jednocześnie miałem ochotę zamordować Fernandesa, bo to jego żałosne podanie na pamięć sprokurowało tę sytuację.

 

Rywale objęli prowadzenie i wyglądało na to, że jest po nas. A jednak zrobiliśmy coś, co w tym sezonie przychodziło nam z trudem – podjęliśmy walkę, gdy na boisku nic się nie układało. Pięć minut później Morozow profesjonalnie się otrząsnął, podał do rezerwowego Schneidera, Andreas natychmiast zagrał w lukę między obrońcami do Aggera, ten odbił na prawo Lawanowi, a Szwed z zimną krwią zamienił to na swojego drugiego gola. Teraz to my wyrównujemy! Trybuny na Weserstadion sukcesywnie cichły, a tymczasem w 72. minucie po wznowieniu z autu Zielinsky fantastycznie uruchomił Holzera przerzuceniem po linii, ten płasko zacentrował prosto do Lawana, który dosłownie wdusił piłkę do bramki przy rękach Wiesego i krótkim słupku. Prowadzenie wraca w nasze ręce! Po chwili Werder musiał kończyć w dziesiątkę z powodu kontuzji Steina, a w 82. minucie po rzucie rożnym zbyt agresywna interwencja bramkarza gospodarzy dała nam drugi rzut karny.

 

Niestety w tym momencie Holzer kompletnie się spalił i uderzył wprost w golkipera, marnując niepowtarzalną okazję na dobicie konającego przeciwnika. Nie jedyną z resztą, ponieważ następnie sytuację sam na sam sknocił dla odmiany Lawan, a później aż prosiliśmy się o odebranie nam zwycięstwa głupimi stratami i niepotrzebnym wybijaniem na aut. Nie wiem jakim cudem nie ponieśliśmy konsekwencji, ale nie przejmowałem się tym, bo właśnie po dwóch kolejkach rundy wiosennej pozostawaliśmy z kompletem zwycięstw, a Werder – porażek. No i nic nie smakuje lepiej, jak dokopanie liderowi na jego terenie.

04.02.2017, Weserstadion, Brema, widzów: 42 957

BL (20/34) Werder Brema [1.] - VfL Osnabrück [8.] 3:4 (1:2)

 

31' S. Holzer 0:1 rz.k.

35' R. Lawan 0:2

44' M. Feichtinger 1:2

55' F. Sanna 2:2

58' L. Messi 3:2

63' R. Lawan 3:3

72' R. Lawan 3:4

78' S. Stein (WB) ktz.
82' S. Holzer (VfL) nw.rz.k.

 

VfL Osnabrück: R.Flood 7 – M.Borrelli 7, M.Morozow 7, D.Conti 6 (56' M.Borges 7), P.Kjelgaard 7 – R.Fernandes 6 (58' A.Schneider 7), S.Zielinsky 8, S.Holzer ŻK 8, J.Blondel 8 – R.Lawan 10, N.Agger 7 (72' A.Farinelli 7)

 

GM: Rawez Lawan (N, VfL Osnabrück) - 10

Odnośnik do komentarza

Po dotarciu na zgrupowanie czekała mnie bardzo drażniąca sytuacja, z którą do czynienia miałem przy każdym meczu towarzyskim od czasu, gdy dołączyłem do reprezentacji Piotrka Szymańskiego, ale tym razem klubowi menedżerowie przegięli pałę; oprócz naszego pomocnika szkoleniowiec Tottenhamu również postanowił zabronić Kowalczykowi wyjazdu na kadrę. Wszystko to w połączeniu z chorobą Machnikowskiego spowodowało, że zastałem drużynę zdziesiątkowaną i składającą się z zaledwie 21 zawodników. Od dawna opowiadałem się za tym, że klubowi włodarze nie powinni mieć możliwości ingerencji w powołania reprezentacyjne ani na mecze towarzyskie, ani na żadne inne; sam prowadząc również klub nigdy nie wystosowywałem żadnych żądań.

 

Na szczęście przy uzupełnianiu luki po niedysponowanym Machnikowskim FIFA zezwoliła na dowołanie do drużyny dwóch dodatkowych zawodników, jakimi oprócz napastnika Grzegorza Gorząda z Schalke byli dwaj obrońcy, 19-letni Andrzej Brzeziński z Birmingham oraz 20-letni Zbigniew Lewandowski z FC Pasching, dzięki czemu kadra przed meczem z Anglią jakoś się prezentowała. Jakoś, ponieważ wielu ważnych zawodników jak zwykle przyjechało przemęczonych ligowymi i pucharowymi zmaganiami, tak więc od samego początku miałem zdecydowanie pod górkę.

 

 

 

Mimo wszystko atmosfera przed tym pojedynkiem była gorąca, przy czym zawodnicy zapowiadali twardą walkę, a najbardziej Piotrowski, który wyznał, że marzy mu się powtórzenie sukcesu kadry Górskiego z 1973 roku. Z powodu wspomnianych problemów zostałem zmuszony eksperymentalnie wystawić w środku pola Tomka Woźniaka – wyjściowa jedenastka wyglądała nieźle, ale już obsadę ławki miałem nie najlepszą.

 

Wielu przed tym meczem ostrzyło sobie zęby, marząc o drugim w dziejach zwycięstwie nad Anglią, i w pierwszej połowie daliśmy im niezły pokaz siły polskiego futbolu. W 3. minucie Korzym urządził sobie samotny, efektowny rajd między angielskimi obrońcami, zszedł na lewo i zagrał w pole karne, gdzie Adamczyk oszukał Mancienne'a, przyjął piłkę i płaskim strzałem pokonał Bootha. Po ubiegłorocznym spotkaniu z Danią zwracałem uwagę na popełniane co jakiś czas błędy Piotrowskiego. Proszę bardzo – po zaledwie trzech kolejnych minutach od objęcia prowadzenia w naszą szesnastkę zaczął szarżować Milner, a ja miałem złe przeczucia widząc, jak dogania go Marcin; oczywiście nie bezzasadne, bo ten zwyczajnie wykosił go bezmyślnie równo z murawą, a z rzutu karnego na 1:1 błyskawicznie wyrównał Carter. Od tej pory Piotrowski grał po prostu katastrofalnie, nie będąc godnym noszenia tego wieczoru koszulki z orłem na piersi, dlatego po przerwie już nie pojawił się na boisku.

 

Na szczęście moi pozostali kawalerowie waleczni kontynuowali wyżywanie się na Anglikach za te wszystkie porażki i remisy na przestrzeni dekad. W 16. minucie po rzucie z autu bez większego trudu szybkimi podaniami przedostaliśmy się pod pole karne rywali, Zganiacz dostarczył piłkę Korzymowi, jego strzał z ostrego kąta trafił w słupek, a Adamczyk wykorzystał dezorientację Bootha i z linii bramkowej przywrócił nam prowadzenie! Dziesięć minut później fenomenalny tego wieczoru na lewej stronie Korzym wrzucił piąty bieg i odjechał Stearmanowi, a po jego centrze z piłką minął się Mancienne, zaś równie świetny Adamczyk ubiegł wychodzącego z bramki Bootha i podwyższył na 3:1. Jaka szkoda, że chcąc uszanować prośbę menedżera Liverpoolu musiałem w przerwie zdjąć Tomka z boiska...

 

W drugiej połowie niestety nie było już tak efektownie. Niepotrzebnie uspokoiliśmy trochę tempo, mimo iż nie wspominałem przecież o tym ani słowem, a już w 48. minucie fatalny po przerwie Cichy po prostu przepuścił Cartera sam na sam z Janukiewiczem i było już tylko 3:2. W ogóle przez wiele kolejnych minut w naszym polu karnym co rusz odbywały się kolejne partie bilarda – Anglicy strzelali, Radek bronił, ktoś dobijał, któryś z moich podopiecznych ofiarnie blokował uderzenie, znowu jeden z rywali próbował poprawić, raz jeszcze nabijając jednego z nas, i tak w kółko. Innymi słowy, mieliśmy w tej fazie meczu więcej szczęścia niż rozumu. Najbardziej było to widoczne w 85. minucie, kiedy rezerwowy Pawlak kiepskim podaniem zainicjował kontrę Anglii, na szczęście przerwaną przez sędziego odgwizdaniem Carterowi bardzo wątpliwego spalonego. Udało nam się z powodzeniem przetrwać końcówkę, dzięki czemu Polska po raz drugi w historii pokonała Anglię, a my sami zapewniliśmy kibicom kolejne epokowe zwycięstwo Biało-czerwonych. Najwspanialsze było to, że byliśmy już na tyle silni, iż takie wygrane zaczynały stawać się czymś jak najbardziej normalnym.

08.02.2017, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 31 489; TV

TOW Polska [3.] - Anglia [5.] 3:2 (3:1)

 

3' T. Adamczyk 1:0

6' C. Carter 1:1 rz.k.

16' T. Adamczyk 2:1

25' T. Adamczyk 3:1

48' C. Carter 3:2

 

Polska: R.Janukiewicz 8 – J.Błaszczykowski 8 (46' A.Gudewicz 7), W.Cichy 7 (70' G.Owczarek 7), M.Piotrowski ŻK 5 (46' Z.Lewandowski 6), D.Fornalik 7 – M.Brodecki 7 (84' M.Kwiatkowski 6), T.Woźniak 7, M.Zganiacz 8, D.Frankiewicz 7 – T.Adamczyk 10 (46' M.Pawlak 7), M.Korzym 8 (79' D.Janczyk 7)

 

GM: Tomasz Adamczyk (N, Polska) - 10

Odnośnik do komentarza

Dokładnie tak. Za jakieś 2-3 sezony bez trudu powinniśmy dysponować kwotą, za jaką Barcelona sprzedała Messiego, co najlepiej wszystko podsumowuje. Tak w gruncie rzeczy nie rozwinął się tak dobrze, jak w rzeczywistości.

 

-----------------------------------------

 

Wielu piłkarzy Osnabrücku brało udział w towarzyskich potyczkach swoich drużyn narodowych – Morozow, Agger, Kjelgaard, Suchy, Silva, Lawan, Blondel, Borges, Fernandes – teraz sami byliśmy klubem naszpikowanym reprezentantami. Wszyscy powrócili z resztą bez żadnych urazów, dlatego we wznawiającym Bundesligę spotkaniu z HSV miałem do dyspozycji wszystkich zdrowych do tej pory zawodników.

 

Nie powiem, bardzo zależało mi na pomszczeniu sierpniowego 0:6, może nie równie wysokim rezultatem, wystarczyłoby skromne 1:0, ale tak się nie stało. Spotkanie było bardzo bezbarwne, rozczarowujące, a kolejny raz zawodził Blondel niemalże wszystkim, co robił na boisku. Jego zbyt słabe na dotarcie do adresata podania, które były zgarniane przez najbliższego rywala, fatalne dośrodkowania, kiepskie decyzje niweczyły absolutnie cały nasz wysiłek wkładany w budowanie ataków pozycyjnych; w drugiej połowie z resztą zdjąłem naszego bezproduktywnego kapitana z boiska. Goście z Hamburga mieli kilka swoich sytuacji, lecz pewnie zatrzymywał ich Flood, oprócz gaf Blondela i słabszej dyspozycji Lawana brakowało nam ostatniego podania, a po poprzednich dwóch zwycięstwach wiedząc, że jesteśmy w stanie HSV pokonać, bezbramkowy remis przyjąłem z nieskrywanym rozczarowaniem.

11.02.2017, Osnatel-Arena, Osnabrück, widzów: 28 545

BL (21/34) VfL Osnabrück [7.] - HSV Hamburg [6.] 0:0

 

VfL Osnabrück: R.Flood 7 – M.Borrelli 7, M.Morozow 7, D.Conti 6, P.Kjelgaard 6 – R.Fernandes 7 (80' A.Schneider 6), S.Zielinsky 7, S.Holzer 7, J.Blondel ŻK 7 (75' J.Schumacher 6) – R.Lawan 6 (69' M.Baum 6), N.Agger 7

 

GM: Fernando Gago (DP, HSV Hamburg) - 7

Odnośnik do komentarza

Nasza bardzo nieskuteczna i brzydka gra w ataku w meczu z HSV nielicho mnie zaniepokoiła, bo doskonale znałem już swoją drużynę i wiedziałem, że jeden słabszy mecz po serii świetnych w naszym wykonaniu lubi rozpoczynać pasmo spotkań bez wyników. Chociaż Blondel grał z meczu na mecz coraz gorzej, postanowiłem dać mu trzecią szansę w wyjazdowym spotkaniu z Herthą, i liczyłem na to, że przypomni sobie, iż u mnie dosłownie każdy może wylądować na ławce. Jak się okazało, wizyta w Berlinie rzeczywiście zakończyła nasze dobre występy tej rundy.

 

Pierwszym sygnałem do porażki na własne życzenie było to, że od samego początku daliśmy się zepchnąć berlińczykom do obrony i niespecjalnie zależało nam na odwróceniu sytuacji jakąś kontrą; innymi słowy moi zawodnicy tylko biernie wodzili wzrokiem za piłką przekazywaną sobie przez przeciwników i żaden nawet nie spróbował wyjść ze sztywnej formacji i podjąć próby pressingu. Dopiero po małej reprymendzie z mojej strony w przerwie wzięliśmy się do roboty, ale tym razem kompletnie zawodzili Agger z Lawanem – podobnie jak było to wiosną, Szwed sprawiał wrażenie, jakby szybko wystrzelał amunicję i znowu zaczął grać jak swój pokraczny brat-bliźniak –, a po prawdzie nasza druga linia niezbyt ułatwiała im życie mało precyzyjnym dogrywaniem. Na boisko zacząłem wpuszczać zatem zmienników, którzy szybko udowadniali, że i im nie zależy zbytnio na zwycięstwie. Nawet w 83. minucie rezerwowy Baum świetnie przedarł się przez obronę, wyszedł sam na sam z bramkarzem...

 

... i w banalnie prostej sytuacji strzelił prosto w Andersena. A w 89. minucie stojący biernie jak słup soli Morozow wpuścił w nasze pole karne Sóbisa, równocześnie Conti odsunął się z drogi Deschenaux, który pokazał, że wykańczanie sytuacji 1 vs 1 jest dziecinnie proste i pozwoliliśmy ograć się w niemieckim stylu. Lawan znowu w błyskawicznym tempie zaczął zbliżać się do odesłania na ławkę – wraz z Blondelem miał dostać ostatnią szansę –, Morozow został przeze mnie poinformowany, że po raz pierwszy na poważnie mnie zawiódł, a ja zmuszony byłem wystosować premierowy w tym roku opieprz w szatni.

 

19.02.2017, Olympiastadion, Berlin, widzów: 51 137

BL (22/34) Hertha Belin [5.] – VfL Osnabrück [8.] 1:0

 

89’ M. Deschenaux 1:0

 

VfL Osnabrück: R.Flood 7 – M.Borrelli 7, M.Morozow 8, D.Conti 7, P.Kjelgaard 6 – R.Fernandes 6, S.Zielinsky 7, S.Holzer 7, J.Blondel 7 (74' J.Schumacher 6) – R.Lawan 6 (79' M.Baum 7), N.Agger 7 (64’ A.Farinelli 6)

 

GM: Marco Deschenaux (N, Hertha Berlin) - 8

Odnośnik do komentarza

Wisła Kraków sprawiła w Europie niemałą niespodziankę, z której byłem bardzo ucieszony; w 1/16 finału Pucharu UEFA Biała gwiazda najpierw zremisowała 2:2 na Stamford Brigde z Chelsea, a teraz przy Reymonta pokonała faworyzowanego rywala 1:0, sensacyjnie awansując do 1/8. Przypominało mi to moje dawne europejskie wojaże z Gratkorn. W następnej rundzie na wiślaków czekało teoretycznie łatwiejsze wyzwanie w postaci francuskiego Lyonu.

 

 

W obecnym sezonie Bayern prezentował się zauważalnie słabiej, niż w czasie swojej dominacji w Bundeslidze, dlatego gdy przyszło nam podjąć Bawarczyków na Osnatel-Arenie, niemieccy dziennikarze i bukmacherzy przewidywali co prawda zwycięstwo monachijczyków, ale jednocześnie twierdzono, że mamy szansę z nimi powalczyć. Nie mogłem niestety wystawić przeciwko nim tego samego składu, co dotychczas, ponieważ jak muchy padali kolejni zawodnicy, a tym razem musiałem zastąpić Contiego, i to wyciągniętym z rezerw Fiore, ponieważ wszyscy inni sensowni stoperzy również byli pacjentami naszych fizjoterapeutów.

 

Było widać jak na dłoni, że nasi utytułowani rywale nie bez powodu zajmowali dopiero piąte miejsce w tabeli, zamiast tłuc się o jej czoło; Bawarczycy potrafili może lepiej utrzymać się przy piłce, niż my, ale przez bite 90 minut nie pokazali absolutnie nic ciekawego, żadnej naprawdę groźnej akcji, czy choćby odrobiny finezji, ponadto byli do pokonania. Co więcej, po półgodzinie zepchnęliśmy nawet Bayern pod pole karne, przez długie minuty wywalczając kolejne rzuty rożne. Nic z tego wszystkiego jednak nie wynikało, ponieważ znowu zaczęliśmy strzelać bardzo delikatnie i bojaźliwie, przez co szczególnie przy "strzale" Holzera z kilku metrów Kunze ze stoickim spokojem bez trudu złapał piłkę.

 

Ciągle utrzymywał się zatem wynik bezbramkowy, i po prawdzie chciałbym, żeby tak pozostało, ponieważ w 75. minucie Flood pewnie wyłapał górne zagranie rywali i rzucił futbolówkę do Kjelgaarda, który natychmiast oddał ją Júlio Césarowi, a ten korzystając z faktu, że Ryan nie zdążył wrócić na linię, spokojnie przerzucił piłkę do naszej pustej bramki. Wyraz mojej twarzy mógłby zabijać.

 

Znowu wyglądało na to, że po dwóch zwycięstwach na otwarcie rundy przez kolejne dwa miesiące nie będziemy potrafili wygrać żadnego spotkania. Rawez Lawan zgodnie z moimi przewidywaniami zmarnował swoją szansę i trzeci raz z rzędu przeszedł całkowicie obok meczu, tak więc następne spotkanie miał zacząć na ławce, to samo z równie słabym w ostatnim czasie Kjelgaardem, a nad głową Aggera z wolna zbierały się czarne chmury.

25.02.2017, Osnatel-Arena, Osnabrück, widzów: 28 521

BL (23/34) VfL Osnabrück [8.] – Bayern Monachium [5.] 0:1 (0:0)

 

75' Júlio César 0:1

 

VfL Osnabrück: R.Flood 7 – M.Borrelli 6, M.Morozow 7, M.Fiore 7, P.Kjelgaard 6 – R.Fernandes 6, S.Zielinsky 7 (75' F.Abate 6), S.Holzer 7, J.Blondel 6 – R.Lawan 6 (65' A.Farinelli 6), N.Agger 6 (71’ L.Suchy 6)

 

GM: Leandro Castán (O Ś, Bayern Monachium) - 8

Odnośnik do komentarza

Daj spokój, Bayern był do ogrania, i to stosunkowo niezbyt dużym kosztem. No ale znowu zaczynamy swoje tournee, tak jak jesienią :roll:

 

-------------------------------------------------------

 

 

Luty 2017

 

Bilans (Osnabrück): 1-1-2, 4:5

Bundesliga: 8. [-6 pkt do Schalke, +1 pkt nad Freiburgiem]

DFB-Pokal: –

Finanse: -1,81 mln euro (-1,38 mln euro)

Gole: Rawez Lawan (14)

Asysty: Jonathan Blondel (9)

 

Bilans (Polska): 1-0-0, 3:2

Eliminacje MŚ 2018: piąta grupa, 4. [-2 pkt do Finlandii, +1 pkt nad Szwajcarią]

Ranking FIFA: 3 [=]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Chelsea Londyn [+5 pkt]

Austria: SV Salzburg [+6 pkt]

Francja: Olympique Marsylia [+4 pkt]

Hiszpania: Atlético Madryt [+3 pkt]

Niemcy: Werder Brema [+4 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+4 pkt]

Rosja: –

Szwajcaria: Neuchâtel Xamax [+1 pkt]

Włochy: Juventus Turyn [+9 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

- Wisła Kraków, 1/16 finału, 1:0 i 2:2 z Chelsea Londyn; awans, vs. Olympique Lyon

 

Reprezentacja Polski:

- 08.02, Mecz towarzyski, Polska - Anglia, 3:2

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1264], 2. Francja [1091], 3. Polska [1039]

Odnośnik do komentarza

Dobre pytanie. Co prawda ranking FIFA ma "odzwierciedlać" siłę drużyn narodowych, ale możliwe, że jest jeszcze jakiś inny czynnik, który powoduje dziwne awanse i spadki, tak jak w grudniu, kiedy z Polską mimo dobrych wyników zjechaliśmy z 3. na 5. miejsce. Na chwilę, bo na chwilę, ale jednak.

 

----------------------------------------

 

Z konsekwentną realizacją zapowiadanych przez siebie zmian w składzie pojechaliśmy do Gelsenkirchen na pierwszy mecz marca, w którym mieliśmy walczyć o punkty z miejscowym Schalke. Właściwie roszad było nawet trochę więcej, bo nie tylko na ławce wylądowali Lawan z Kjelgaardem, ale na środek obrony wystawiłem Portugalczyka Borgesa, który już długo nie grał, a Michele Fiore często spisywał się w kratkę. Już na VeltinsArena jeszcze tylko wymiana chłodnych spojrzeń z Giulio Caputo, który swojego czasu bezczelnie uciekł od nas wprost do Schalke, a później...

 

...standardowo zaczęła mnie zalewać krew przy linii bocznej. Nie miałem już wątpliwości, że identycznie jak na jesień znowu przyjdzie nam dłuuugo poczekać na kolejne zwycięstwo, do tego czasu właściwie punktując sami siebie. Gospodarze wcale nie prezentowali się lepiej od nas, po dwudziestu minutach gry boisko z urazem opuścił Zielinsky, a w 29. minucie rywale egzekwowali rzut wolny z flanki, a Fischer w ostatniej chwili kompletnie odsunął się od Cody, zostawiając go zupełnie samego (!) w promieniu dobrych 5-6 metrów (!!!), co nie mogło nie skończyć się golem. W tym momencie najpierw opadły mi ręce, a następnie cisnąłem trzymaną przez siebie plastikową butelką o beton przy ławce trenerskiej. Kilka chwil później pokraczny Farinelli dwukrotnie stracił piłkę na naszej połowie, Morozow zostawił po sobie lukę w obronie, Borges krył Pinto na radar, Flood przy strzale po ziemi dziwnie położył się na murawie i było 0:2.

 

W przerwie wywaliłem z boiska beznadziejnego Farinellego, który nawiasem mówiąc rozczarowywał w tym sezonie i w rezerwach zaczęli o niego pytać, zaś całej reszcie kazałem skupić się na ofensywie, bo nawet nie chcę słyszeć o trzeciej z rzędu porażce. Od razu przejęliśmy inicjatywę, ale tylko pod względem posiadania piłki i tego, że ciężar gry przeniósł się bardziej w okolicę 30.-40. metra od bramki Schalke. I to wszystko, bo Fernandes z prawej strony specjalizował się w zwlekaniu z podaniem i szybkimi stratami, a lewe skrzydło było jakby zwichnięte. A jednak w 63. minucie podeszliśmy bliżej, Holzer huknął z linii pola karnego, a zasłonięty Fava nie miał innego wyjścia, jak tylko wyciągnąć piłkę z siatki. Czasu na wyrównanie i powalczenie o zwycięstwo mieliśmy sporo, ale rywali ratowało szczęście – piłka tocząca się idealnie po linii bramkowej –, a tuż przed końcem Suchy z Lawanem wzięli w kleszcze Rodrigueza, wychodzili pomału we dwóch na samego Favę i byłby to pewny gol, gdyby nie faul taktyczny, za który Rodriguez wyleciał z boiska. I prawdopodobnie w ten sposób pozbawił nas punktu, bo Blondel zmarnował rzut wolny z linii szesnastki, a w doliczonym czasie nasze marzenia o remisie zakończył Fernandes, który wolał wybić piłkę na aut, zamiast zagrać do dobrze ustawionych partnerów... Czułem, że pewnego dnia nie wytrzymam i dojdzie do rękoczynów.

04.03.2017, VeltinsArena, Gelsenkirchen, widzów: 61 053

BL (24/34) Schalke 04 [7.] – VfL Osnabrück [8.] 2:1 (2:0)

 

20' S. Zielinsky (VfL) ktz.

29' A. Coda 1:0

36' R. Pinto 2:0

63' S. Holzer 2:1

88' S. Rodriguez (Sch) czrw.k.

 

VfL Osnabrück: R.Flood 7 – M.Borrelli 7, M.Morozow 8, M.Borges 7, O.Fischer 7 – R.Fernandes 6, S.Zielinsky Ktz 6 (20' F.Abate 7), S.Holzer 8, J.Blondel 9 – A.Farinelli 5 (46' R.Lawan 7), N.Agger 7 (75’ L.Suchy 7)

 

GM: Jonathan Blondel (OP LŚ, VfL Osnabrück) - 9

Odnośnik do komentarza

Do rękoczynów doszło tydzień później w meczu ze słabiutkim Stuttgartem, na domiar złego transmitowanego na żywo, ale tym razem celem moich ciosów była jeszcze tylko pleksiglasowa ścianka boksu na naszym stadionie, która efektownie pękła na pół. Zmiany były, to oczywiste, ale tego wieczoru zrozumiałem, że moja ekipa to banda bałwanów, którzy uwielbiają robić z siebie i ze mnie pośmiewisko.

 

Pierwsze minuty meczu wyglądały przekomicznie; piłkarze Stuttgartu plątali się o własne nogi, popełniali niewyobrażalne błędy i oddawali nam piłki za darmo, a w takich momentach moi podopieczni od razu po takich prezentach odwzajemniali się tym samym i również żałosnymi kiksami zwracali futbolówkę rywalom. Widzowie przed telewizorami musieli mieć niezły ubaw w to niedzielne popołudnie; podobno gdzieś po sieci krążyła przeróbka kilku takich rachitycznych akcji z telewizyjnych powtórek, do których ktoś podłożył soundtrack z Benny Hilla. A co się działo później? Fiołkowy standard – Zielinsky, którego uraz sprzed tygodnia okazał się niegroźny, kompletnie nie zważał na fakt, że ma już na koncie żółtą kartkę i kolejnym niepotrzebnym faulem po raz kolejny opuścił boisko przedwcześnie, z kolei w 31. minucie Rafael dośrodkował z głębi pola, Holzer z Borgesem zawalili krycie, a Flood wpuścił do bramki słaby strzał głową Clebersona.

 

Najgorsze – zwłaszcza dla wspomnianej ścianki zabudowy ławki trenerskiej – nadeszło dopiero w końcówce spotkania. Najpierw co prawda w 80. minucie, kiedy rzuciłem zespół do ultraofensywy, Holzer na skrzydle wybiegł zza pleców Ferrego i zagrał płasko w pole karne, gdzie rezerwowy Suchy nareszcie się przełamał i pewnym strzałem wyrównał na 1:1. Ucieszyłem się, nasze pełne trybuny również, ale kilka minut później już tak wesoło nie było. W 86. minucie otwarła się przed nami wielka szansa, kiedy przy komplecie zmian w zespole gości kontuzji doznał Timo Hildebrand i Stuttgart musiał kończyć bez bramkarza. Miejsce między słupkami przeciwnika zajął przerażony Mohr, zaledwie siedemnastoletni boczny obrońca, a ja wiedziałem, że wystarczy po prostu oddać strzał w światło bramki, by objąć prowadzenie. I właśnie wtedy ścianka nie wytrzymała – to, co wyprawiali moi podopieczni, jest nie do opisania; zaczęli się gubić jak dzieci we mgle, byle tylko nie dobić rywala, pozwalali modlącym się o życie rywalom przetrzymywać futbolówkę na naszej połowie, zwłaszcza pomocnicy wybijali piłki po autach, zamiast grać do przodu, a kiedy Suchy wreszcie zdobył gola, zrobił to... ze spalonego. Wstyd, nie potrafiliśmy pokonać nawet rywala grającego bez bramkarza.

 

Po tym meczu nastąpiła mała burza w naszym obozie. Zielinsky otrzymał ode mnie oficjalne upomnienie za bezmyślność, na pomeczowej konferencji ostro skrytykowałem grę Lawana, którym dziś ostatecznie się pogrążył, Fernandes po czwartym z rzędu słabym występie stracił miejsce w składzie, a tytuły "Kolejny pokaz fatalnej gry" w prasie sportowej mówiły wszystko na nasz temat.

12.03.2017, Osnatel-Arena, Osnabrück, widzów: 28 551; TV

BL (25/34) VfL Osnabrück [9.] – VfB Stuttgart [14.] 1:1 (0:1)

 

25' S. Zielinsky (O) czrw.k.

31' Cleberson 0:1

80' L. Suchy 1:1

86' T. Hildebrand (S) ktz.

 

VfL Osnabrück: R.Flood 6 – M.Borrelli 6, M.Morozow 7, M.Borges 7, O.Fischer 7 – R.Fernandes ŻK 6 (46' C.Rendina 6), S.Zielinsky CzK 5, S.Holzer 7, J.Blondel 7 – R.Lawan 5 (73' L.Suchy 7), N.Agger 6 (46' F.Abate 7)

 

GM: Robert Huth (O Ś, VfB Stuttgart) - 8

Odnośnik do komentarza

Od lutego zawsze jedynym, czego byłem pewien w kwestii Osnabrücku przed każdym spotkaniem, był brak zwycięstwa. Z takim samym przekonaniem siedziałem w autokarze, który wiózł nas do Mönchengladbach. Skład pomocy i ataku ponownie sporo różnił się od poprzednich meczów, a tym razem Lawan, który po mojej krytyce znalazł się pod ostrzałem naszych kibiców, nie załapał się nawet do meczowej osiemnastki, zastąpiony Suchym.

 

Na Borussia-Park kibice nie obejrzeli w zasadzie niczego odkrywczego; Suchy zmarnował aż trzy setki, w tym jedną w sytuacji sam na sam. Agger notorycznie był doganiany przez obrońców i zatrzymywany, Farinelli dwie minuty po wejściu na boisko zebrał żółtą kartkę i przeszedł obok meczu, pomocnicy miotali się po boisku jak guano w przerębli, a naszą obronę w ryzach trzymał wyłącznie Morozow i świetnie dysponowany Flood. Napastnicy rywali też często strzelali panu Bogu w okno – przy uderzeniach celnych Ryan interweniował pewnie i skutecznie –, tak że wyglądało to tak, jakbyśmy się założyli z gospodarzami, kto popisze się bardziej koszmarnym pudłem. Nic więc dziwnego, że po końcowym gwizdku na tablicy widniał "ulubiony" wynik kibiców – 0:0.

18.03.2017, Borussia-Park, Mönchengladbach, widzów: 52 858

BL (26/34) Borussia Mönchengladbach [10.] – VfL Osnabrück [8.] 0:0

 

VfL Osnabrück: R.Flood 9 – M.Borrelli 7, M.Morozow 9, M.Borges ŻK 8, O.Fischer 7 – S.Holzer ŻK 6, J.Blondel ŻK 7, F.Abate 7, C.Rendina ŻK 6 (77' R.Fernandes 6) – L.Suchy 7 (71' A.Farinelli ŻK 6), N.Agger 6 (46' J.Schumacher 7)

 

GM: Marat Morozow (O Ś, VfL Osnabrück) - 9

Odnośnik do komentarza

Druga połowa marca była wyczekiwana z niecierpliwością przez rzesze polskich kibiców, którzy na arenie reprezentacyjnej wyrobili już sobie świetną markę, napędzani biało-czerwonymi sukcesami. Oto właśnie nadchodziła upragniona możliwość podreperowania naszej sytuacji w grupie eliminacyjnej do Mistrzostw Świata – Stadion Śląski był gotowy na spotkanie z Litwą, nieoczekiwanym wiceliderem "polskiej" tabeli, która jednak wypracowała swoją pozycję wygranymi z niezbyt silnymi Finami i Mołdawią. Dotychczas bilans z tym rywalem za mojej kadencji mieliśmy świetny – dwa zwycięstwa po 4:1 –, nawet za odległych już w czasie rządów Pawła Janasa, mojego poprzednika, z Litwą zdecydowanie wygrywaliśmy. Tym razem jednak trzeba było uważać, by nie powtórzyć kompromitacji z Helsinek, bo nie mogliśmy sobie pozwolić na żadne potknięcie.

 

W kadrze zabrakło kontuzjowanych Brodeckiego i Adamczyka, a więc dwóch zawodników podstawowego składu, ale i bez nich miałem do dyspozycji wystarczające siły, by poradzić sobie z Litwinami.

 

Bramkarze:

– Michał Górka (24 l., BR, Wisła Kraków, 15/0);

– Radosław Janukiewicz (32 l., BR, Vitesse, 14/0);

– Tomasz Kuszczak (34 l., BR, Cardiff, 2/0).

 

Obrońcy:
– Witold Cichy (31 l., LB, O PŚ, Wisła Kraków, 35/2);
– Andrzej Brzeziński (20 l., O PŚ, Birmingham, 12/0 U-21);

– Dariusz Fornalik (25 l., O L, Olympiakos Pireus, 21/0);
– Mateusz Machnikowski (20 l., O LŚ, P L, Werder Brema, 8/0);
– Tomasz Woźniak (24 l., O LŚ, OP LŚ, N, Newcastle, 42/2);
– Artur Kowalczyk (26 l., O Ś, Tottenham Hotspur, 37/5);
– Marcin Piotrowski (26 l., O Ś, Bayern Monachium, 57/2);
– Zbigniew Lewandowski (20 l., O Ś, DP, FC Pasching, 1/0);

– Jakub Błaszczykowski (31 l., O/DBP/P P, Manchester City, 93/2);

– Adrian Gudewicz (29 l., O/DBP/OP P, Treviso, 26/2);
– Krzysztof Wróblewski (22 l., O/P P, Le Havre, 6/1).

 

Pomocnicy:
– Maciej Kwiatkowski (24 l., DP, Betis Sewilla, 28/4);
– Rafał Piątek (21 l., DP, Southampton, 4/1);
– Grzegorz Owczarek (24 l., P Ś, Osasuna, 14/4);

– Maciej Brodecki (22 l., OP PŚ, Atlético Madryt, 30/0);

– Mateusz Cieluch (29 l., OP PŚ, N Ś, SC Freiburg, 43/15);

– Dariusz Frankiewicz (30 l., OP LŚ, Birmingham, 50/6);

– Sławomir Peszko (32 l., OP LŚ, N Ś, Alemannia Aachen, 53/4);

– Piotr Szymański (25 l., OP Ś, Inter Mediolan, 39/8);
– Mariusz Zganiacz (33 l., OP Ś, Deportivo, 73/14).

 

Napastnicy:
– Maciej Korzym (28 l., OP/N Ś, Sporting Lizbona, 47/29);
– Dawid Janczyk (29 l., N Ś, Bastia, 22/6);
– Grzegorz Gorząd (20 l., N, Schalke 04, 6/1 U-21);
– Marcin Pawlak (20 l., N, Inter Mediolan, 10/3).

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...