Skocz do zawartości

Marynia wstępuje do Stowarzyszenia Libertariat, bo nie dostała #429zł stypendium socjalnego z PWSZ w Kutnie


Ingenting

Rekomendowane odpowiedzi

I pasta dla timona. (długa)

 

U mnie na wsi (dość duża, pogranicze Polski A i B) była sobie rodzinka — Janusz z Grażyną i ich dzieci: Seba (najnormalniejszy z nich wszystkich, kucuje w wielkim mieście), Andżelika (dużo starsza niż reszta, niewiele o niej wiem) i Karyna — która odwaliła >9000 ton inby, o której będzie ta opowieść.

Rodzinka była typową wiejską rodzinką, acz dość bogatą — mieli sporo ziemi i jakieś warsztaty czy tam inne interesy (nie wiem dokładnie), toteż jak na polską wieś gdzie Golf V to szczyt BOGATZTWA KUHWA byli dość dobrze sytuowani w porównaniu z innymi. Karynka wzrastała więc we względnym dobrobycie, a że specjalnie brzydka też nie była (trochę przypominała Miss Piggy, ale poza tym ok) w szkole stała się samicą alfa i samozwańczą, nieformalną królową życiowego balu — w sensie, że wszędzie się wpieprzała, zawsze wszystko wiedziała najlepiej etc. Zapewne znacie ten typ aktorki ze spalonego teatru, więc nie ma co się rozpisywać.

Po ukończeniu LO wyjechała studiować jakieś zarządzanie paznokciami w pobliskim mieście wojewódzkim i jakoś tak na drugim roku nagle sensacja — Karyna w ciąży. Inby u niej w domu sądząc po plotkach i z bezpośrednich obserwacji odchodziły nieziemskie, zwłaszcza że dziecko było typową dyskotekową wpadką — Karyna wypiła raz zbyt dużo drinków, popuściła nieostrożnie szpary i nie ma teraz pojęcia, kto może być ojcem. Jej FZ dowiedziawszy się o tym zerwał z Karyną wszelki kontakt, więc awans przyjaciółki z penisem na męża i ojca nie wchodził w grę. I tak pewnie się przedtem nie dymali.

Tutaj na scenę wkracza Mirek — kolega mój i Karyny z wiejskiego podstawówkogimnazjum, assburgerowaty. zafascynowany kompami stulej, wówczas robił trochę za pośmiewisko i wszystkim dookoła opowiadał o komputerach i jakie to sobie superczęści pokupuje gdy kiedyśtam będzie miał za co, po czym ukończył wioskowe technikum informatyczne (jednocześnie wciąż dłubiąc w swoim komputerze ze śmieci, gdyż nie bardzo było go stać na coś lepszego) i był chwilowo bezrobotny, chwytając się różnych chałtur. Kiedyśtam coś mówił, że niby Karyna mu się podoba (podobnie jak 1/3 szkoły, ale nieważne), toteż rodzince udało się przekonać go do zostania jej mężem — razem z ręką córki otrzymał od teścia także stanowisko pracy w firmie szwagra czy kogośtam, gdzie (za +- 3000 zł) miał obsługiwać jakąś maszynę — co mniej lub bardziej odpowiadało w jakimś stopniu jego wykształceniu. Jak na kogoś, kogo nie stać było na zasilacz Chieftec a dziewczynę miał w formacie JPEG całkiem niezła propozycja, toteż z niej skorzystał. Normalnie jak u Smarzowskiego xD nie wiem dokładnie zresztą jak było, ale w końcu ślub się odbył (dość skromny), wprowadzili się na piętro do rodziców Karyny i stworzyli podstawową komórkę społeczną. Karyna leżała i hodowała w sobie bękarta, Mirek chodził zadowolony do pracy i było prawie jak w bajce, ale koncentracja inby miała dopiero nastąpić.

Szybko okazało się, że Mirek zna się na obsłudze tych maszyn jak Macierewicz na lotnictwie i został zdegradowany na stanowisko przynieś-podaj-pozamiataj i groziła mu obniżka pensji — szwagier Janusza (czy kto to tam był) nie chciał dokładać z własnej kieszeni do zachowywania dobrego imienia dość odległej rodziny. I teraz zaczyna się najlepsze — bękart się narodził. Na początku wszyscy myśleli że ma po prostu ciemną karnację, ale z czasem stało się jasne — aryjczyk z niego żaden i go do NOPu raczej nie wezmą, prędzej do Stowarzyszenia Przeciwko Nietolerancji.

Gdy ojciec Karyny zorientował się, że jego córka dała się zapłodnić murzynowi, miała miejsce inba jaka wieś rzadko widuje, a ich dom to już wogóle. Zawsze byli raczej spokojni i nie robili jakichś wielkich awantur, a wtedy zrobili niewyobrażalną inbę — płacz, krzyki, rzucanie różnymi przedmiotami po chałupie, gonitwy dookoła niej, rękoczyny, interwencja Policji, było naprawdę ciekawie. Mirek też miał wątpliwości co do przynależności rasowej dziecka i zastanawiał się czy umowa między nim a Karyną i jej rodzicami obowiązywałaby, gdyby dziecko było czarne, ale na razie dostał trochę pieniędzy na jakiś bulbulator do kompa i siedział cicho.

Niemowlak jak to niemowlak, co jakiś czas trzeba z nim pójść do lekarza. Nie ominęło to także dziecka Karyny i Mirka na spółkę z panem Koko Dżambo i po jednej z takich wizyt wyszło na jaw coś naprawdę mocnego — Karyna i dziecko mają HIV. Jakoś wcześniej tego nie wykryto (wogóle można się załamać stanem naszej służby zdrowia, takiego czegoś nie znaleźć?), ale teraz już było jasne — najprawdopodniej Bwana Kubwa oprócz plemnika przekazał Karynie jeszcze coś. I do tego jedyne co o nim wiedziała to to, że ma ładny uśmiech. Mirek zestrachany poleciał się zbadać, gdy się okazało że jest czysty (w sumie wątpię, jakoby mieli walić się codziennie) zerwał jednostronnie umowę ze względu na niedotrzymanie warunków przez drugą stronę (niepisany paragraf wykluczał przenoszenie śmiertelnych chorób), olał Karynę, dzieciaka i robotę, w której jego pensja dążyła ku płacy minimalnej (nie robił i tak zresztą nic, za co możnaby mu więcej płacić) i wyjechał gdzieś. Nie wiem teraz, gdzie jest i co się z nim dzieje.

Stało się coś nieoczekiwanego — koleżanka znajomej Karyny znalazła w szpitalu przypadkiem gościa, który mógł być ojcem dziecka. Karyna oczywiście tam popędziła i spotkała Makumbę Bamboleo umierającego na AIDS, który bardziej niż swoją bądź co bądź rodziną zajmował się mamrotaniem jakichś zaklęć w murzyńskim języku, żeby po śmierci trafić do Krainy Wiecznych Łowów czy gdzie tam się wybierał. Ponoć nie sprawiał wrażenia kogoś, kto płaciłby regularnie alimenty.

Karyna — łagodnie mówiąc — niepocieszona rozwojem sprawy zdecydowała, że jej samej też czas wykurwiać. Na wsi nie miała praktycznie po co zostawać, w mieście nie zrobiłaby raczej kariery z czarnym bachorem i gównostudiami przerwanymi po roku. Postanowiła więc wyjechać do UK do jakiejś koleżanki siostry i tam spróbować się jakoś ustawić — znaleźć pracę, w której możnaby zarobić więcej niż na pieluchy dla dziecka i guwno z cebulą i może nawet następnego Mateosza do związku, chociaż nie mając najpoważniejszego w jej sytuacji atutu ciężko byłoby jej przekonać do tego kogoś oferując w zamian spacery z trzymaniem za rączkę.

Pojechała i wkrótce wsią wstrząsnęła następna sensacyjna wiadomość odnośnie jej — zaginęła wraz z dzieckiem. Po prostu pewnego razu nie wróciła do mieszkania, telefon martwy, Skype też. Jej rodzice oczywiście rozpaczali, jeździli po różnych fundacjach, jasnowidzach itp., ale wydaje mi się, że trochę też im ulżyło nie mając przy sobie bękarta wpływającego mocno negatywnie na public relations rodziny. Bądź co bądź przez dwa lata z hakiem było dość smutno, aż tu nagle kolejna sensacja — tym razem już ostatnia w tej historii, i tak jest lepiej niż u Hitchcocka — Karyna została odnaleziona i odwieziona prosto do domu Janusza i Grażyny.

Okazało się, że poznała gdzieś jakiegoś typa, któremu – eufemistycznie mówiąc – nie przeszkadzały jej niedociągnięcia, poszli na drinka a dalej pamięta już tylko obskurne pomieszczenia i ludzi, którzy zmuszali ją na różne sposoby do robienia okropnych rzeczy – nie owijając w bawełnę, ten typ zajmował się handlem żywym towarem i woził Karynę po lewych burdelach w portowych miastach całej Europy, gdzie ruchali ją całymi dniami jacyś niżsi rangą marynarze, którzy po paru miesiącach walenia konia w rytm bujania statku marzyli tylko o jakiejkolwiek cipie, byleby była tania. Oczywiście gdy mówiła, że ma HIV dowiadywała się, że każda tak twierdzi xD No i w końcu trafiła do Hamburga, gdzie Polizei kipiszowała port w poszukiwaniu Jin Lingów i czegośtam jeszcze, przy czym znaleźli Karynę i odstawili do domu.

Odtąd z tego co wiem, Karynie czas mija na siedzeniu w domu i leczeniu psychiatryczno-psychologicznym. Na wsi plotki o niej nie krążą zbyt intensywnie, co się dzieje z dzieckiem nie wie nikt. W sumie może i lepiej nie wiedzieć.

 

 

Odnośnik do komentarza

 

 

ej z całym szacunkiem, ale ja nie do końca rozumiem, podjazdy na Jaha są spoko i tak dalej, ale biedny chłop znalazł sobie pracę, ciuła swoje grosze, to co nam się do tego wtrącać? bynajmniej nie siedzi na tyłku wyciągając od matki ostatnie grosze

 

Jakie podjazdy? To przyjacielskie szturchańce :kekeke:

 

Poza tym ja też sobie znalazłem pracę i nie wyciągam groszy od matki (już spory czas), pewnie kilku forumowiczów jeszcze też, ale sensacji z tego nie robię ;)

Odnośnik do komentarza

 

ej z całym szacunkiem, ale ja nie do końca rozumiem, podjazdy na Jaha są spoko i tak dalej, ale biedny chłop znalazł sobie pracę, ciuła swoje grosze, to co nam się do tego wtrącać? bynajmniej nie siedzi na tyłku wyciągając od matki ostatnie grosze

 

Jakie podjazdy? To przyjacielskie szturchańce :kekeke:

 

Poza tym ja też sobie znalazłem pracę i nie wyciągam groszy od matki (już spory czas), pewnie kilku forumowiczów jeszcze też, ale sensacji z tego nie robię ;)

 

A co ja mam wyciągać?

Z matki kasę która jest rok na zwolnienu lekarskim albo od ojca który bierze 900 zł bezrobocia? Proszę was..

http://zapodaj.net/fe7fb4de3e4ec.jpg.html jeden celny strzał i mecz wygrany ;)

Odnośnik do komentarza

Na wsi chyba nigdy nie byłeś, z emerytury babci to potrafi wyżyć babcia, jej córka z mężem i dziećmi, syn kawaler bez pracy i z potrzebami typu piwo i papierosy, i jeszcze wnuczki parę złotych na prezent zawsze dostaną ;)

Ze wsi to ja się wyprowadziłem 4 lata temu gdzie żyło nam się zajebiście oprócz dojazdów a teraz jest zaciskanie pasa bo kredyt :P

Odnośnik do komentarza

 

ej z całym szacunkiem, ale ja nie do końca rozumiem, podjazdy na Jaha są spoko i tak dalej, ale biedny chłop znalazł sobie pracę, ciuła swoje grosze, to co nam się do tego wtrącać? bynajmniej nie siedzi na tyłku wyciągając od matki ostatnie grosze

 

Jakie podjazdy? To przyjacielskie szturchańce :kekeke:

 

 

Zgadzam się z Fasolem. To nie jego wina, że się taki urodził.

Odnośnik do komentarza

 

 

ej z całym szacunkiem, ale ja nie do końca rozumiem, podjazdy na Jaha są spoko i tak dalej, ale biedny chłop znalazł sobie pracę, ciuła swoje grosze, to co nam się do tego wtrącać? bynajmniej nie siedzi na tyłku wyciągając od matki ostatnie grosze

 

Jakie podjazdy? To przyjacielskie szturchańce :kekeke:

 

 

Zgadzam się z Fasolem. To nie jego wina, że się taki urodził.

 

Fasol?

Odnośnik do komentarza

a do mnie dzisiaj zadzwonili z urzędu, powiedzieli, że bardzo dobrze wypadłem na rekrutacji... zająłem 6. miejsce i na koniec dodali, żebym się nie poddawał i próbował dalej. :eusa_drool:

Mi napisali, cytuję:

 

Na naszym wewnętrznym rankingu kandydatów z którymi mieliśmy okazję porozmawiać byłeś na drugim miejscu z minimalną „stratą”. Mogę tylko powiedzieć, że wasza dwójka w porównaniu do reszty kandydatów wypadłą co najmniej o klasę lepiej. Jak tylko będziemy prowadzić kolejną rekrutację zachęcam do aplikowania.

Odnośnik do komentarza

Na wsi chyba nigdy nie byłeś, z emerytury babci to potrafi wyżyć babcia, jej córka z mężem i dziećmi, syn kawaler bez pracy i z potrzebami typu piwo i papierosy, i jeszcze wnuczki parę złotych na prezent zawsze dostaną ;)

mieszkanie na wsi przez te 10 lat od wejścia do Unii to było Eldorado. teraz dopłaty będą dużo niższe i (niestety dla nich) dużo osób będzie musiało się wziąć do roboty.
Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...