Skocz do zawartości

La Serenissima


Miki088

Rekomendowane odpowiedzi

Cztery dni później czekał nas już mecz w Eliminacjach Mistrzostw Świata z Polską. Składu jak zwykle nie zmieniam, zagrają Ci sami, co zagrali w meczu z Estonią. Jednakże kontuzję odniósł Marani, więc zastąpiłem go Muraccinim. Gramy u siebie, na wsparcie naszych kibiców nie mam co liczyć. Jak strzelimy pierwsi bramkę, będziemy mogli uzyskać wsparcie kibiców z Polski, na co bardzo liczyłem.

 

27.03.2013r.

Eliminacje Mistrzostw Świata w Brazylii

San Marino vs Polska

 

A. Simoncini - C. Lonfernini, Alessandro Della Valle, D. Simoncini, F. Vitaoli - M. Bugli, F. Bollini - M. Muraccini, P.F Mazza, E. Cibelli - M. Stefanelli

 

Reprezentacja Polski o dziwo wyszła na nas dość defensywnie, z dwoma defensywnymi pomocnikami i cofniętymi skrzydłowymi. Chcieli zagrać na remis? Niestety chyba nie, bo pierwszą bramkę straciliśmy już w 2 minucie po rzucie rożnym. Według mnie, moi obrońcy byli faulowani, ale mniejsza. Trzy minuty później było dwa zero, Jutkiewicz kapitalnie minął wszystkich obrońców i zdobył bramkę. Po minucie już 3:0, po raz drugi Glik. Tak było co dziesięć minut do końca pierwszej połowy, gdzie schodziliśmy z pięcioma straconymi bramkami. Drugą połowę rozpoczęliśmy poprawnie, jednakże do 60 minuty. Po raz kolejny sędzia się nie popisał, dyktując jedenastkę z niczego. Pewnie ją wykorzystał Glik, kompletując hattricka. Jednakże później Polacy już tak nie atakowali, jak w pierwszej połowie. Wywalczyliśmy rzut rożny po kontrataku, z którego padła bramka. Kapitalnie dośrodkował Selva, a piłkę do bramki skierował Bacciocchi, który wszedł z ławki rezerwowej. Po raz kolejny zadowala gra, nie zadowala wynik. Mecz kończy się wynikiem 1:6. Kiedy pierwszy raz zremisujemy?

Odnośnik do komentarza

Mattia Stefanelli

Gra w drużynie San Marino, ale możesz go kojarzyć z Ceseny.

---

 

Nastąpiła dłuższa, bo trzymiesięczna przerwa na mecze reprezentacyjne, kiedy to zagramy z Anglią. Zakontraktowałem od razu, 3 dni po meczu pojedziemy na daleki wyjazd, gdzie zagramy z reprezentacją Komor(Komorów, nie wiem). Tymczasem wróciłem do kraju. Bogusław postanowił się "ogarnąć", jak to mi dokładnie powiedział i w końcu zaczął normalnie dbać o swój pokój, jakim był domowy salon. Tymczasem Boguś spytał się, czy może sprowadzić na kolację pewną kobietę. Nie mówił, kto to będzie, ale coś wspominał, że będzie ona miała coś wspólnego z piłką nożną. Kiedy nadszedł wieczór, słyszę dzwonek do drzwi. Już chciałem iść otworzyć, kiedy przypomniałem sobie, że nie jest to mój gość, a Bogusława. Wypatrując kątem oka, zobaczyłem trochę znajomą mi twarz, ale nie miałem pojęcia, jak ona się nazywa.

 

 

- Miki, chciałem Ci przedstawić moją znajomą... *skierował wzrok na nią* Jak się pewnie domyślasz, to jest Iza Łukomska-Pyżalska, Iza, to jest *spojrzał na mnie* Mikołaj K... *przerwałem mu*

- Dzień dobry *kiwnąłem głową w stronę Bogusia, następnie przeniosłem wzrok na blondynkę*. Cóż, ostatnio mam tu same osobistości... *westchnąłem, jednocześnie śmiejąc się*

- No widzi Pan... całkiem ładne mieszkanie, jak na tę okolicę. Słyszałam, że prowadzi Pan reprezentację... yyy... San Marino, o właśnie. Nie jest tam tak łatwo, co?

- Łatwo nigdy nie jest, trzeba się starać. Co słychać ciekawego w Warcie?

- Jest trudno, bardzo trudno. Ostatnie miejsce, piłkarzom nie chce się grać, raczej się nie utrzymamy. Ostatnio podpisałam kontrakt z trenerem Yordanovem, może ktoś zza granicy coś zdziała.

- Potrzeba psychologa, niech Pani spróbuje z Bogusławem, on świetnie motywuje moich piłkarzy. *śmiałem się*

- Wezmę sobie to do serca *śmiech, powoli już odchodziła z Bogusiem od mojego biurka, kiedy powiedziała*. Zespół z Bydgoszczy ma też problemy, rozmawiałam z prezesem Osuchem, że w najbliższych dniach będzie kogoś szukał na miejsce trenera. Może Pan spróbuje sił w pierwszej lidze?

- Będę miał to na uwadze.

 

Kilka dni po spotkaniu, przeglądając, jak zazwyczaj, strony internetowe o tematyce sportowej, natrafiłem na news'a, który informuje o tym, że ze stanowiska szkoleniowca Zawiszy Bydgoszcz zwolniony został Jurij Szatałow. W kilka godzin skompletowałem swoje CV, napisałem list motywacyjny i biografię. Wysłałem mail'a i kilka dni czekałem na odpowiedź, aż w końcu...

Odnośnik do komentarza

Przeglądam o poranku 90minut.pl, gdzie widnieje dość duży napis - "Zawisza ma nowego trenera!". Nie sprawdzałem poczty, dlatego pomyślałem, że może chodzi o mnie. Niestety, bardzo się myliłem. Szkoleniowcem został Mariusz Kuraś. Niestety, nie mam wystarczającej renomy, aby zatrudnił mnie średniak pierwszej polskiej ligi, byłem trochę zawiedziony. Trzeba było żyć dalej, mając pewną posadę w San Marino. Większymi krokami zbliżał się mecz z Anglikami, a ja wymyśliłem pewne rozwiązanie, jak zamurować bramkę w tym meczu. Postanowiłem ustawić wszystkich zawodników, oprócz napastnika, na własnej połowie. Dokładnie tak: 1-9-1. Jak się sprawdziło?

 

08.06.2013r.

Eliminacje do Mistrzostw Świata w Brazylii

San Marino vs Anglia

 

M. Francioni - Alessandro Della Valle, D. Simoncini, Alex Della Valle, N. Albani - F. Nanni, F. Bollini, P.F. Mazza, E. Golinucci, M. Coppini - E. Cibelli

 

Nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu, bo na pierwszą bramkę czekaliśmy bardzo długo(!), bo aż do czterdziestej sekundy. Wtedy postanowiłem też wrócić do stabilnej formacji. Szybko traciliśmy kolejne bramki, nie potrafiliśmy celnie podać, a rywale to dogłębnie wykorzystywali. Do przerwy przegrywaliśmy 0:6. Po raz kolejny się przeliczyłem, że możemy coś w tym meczu osiągnąć. W drugiej połowie tracimy jeszcze cztery bramki i jest to rekord, jeśli chodzi o moją kadencję, gdzie dostajemy tak wysoko, aż żal... Po co ja mam się teraz w Polsce pokazywać? Przegrywamy 0:10...

Odnośnik do komentarza

@Vanlid

Z niecierpliwością na nich czekam, bo jak na razie juniorzy nie wyglądają za dobrze.

@Tomba

Będę mu dawał szanse, taki zastępca już Selvy.

@Maniek_Zks

Raczej nie, fajnie mi się tak gra.

 

---

 

Jak już wspominałem, trzy dni po blamażu z Anglią, mieliśmy zagrać z reprezentacją Komor. Szczerze, to nawet nie wiedziałem gdzie te Komory leżą. Coś mi w głowie świtało, że to raczej wyspa - później przeglądając mapę, trzy razy się przeżegnałem. Niedaleko Madagaskaru, odległość odpowiadająca północy Afryki. Bałem się, że możemy już stamtąd nie wrócić. Po raz kolejny ustawiłem zawodników, nieco inaczej. Tym razem zagramy bez skrzydłowych, skupimy się głównie na grze środkiem. Nie miałem zielonego pojęcia co do gry tamtejszej reprezentacji, także wynik był wielką niewiadomą.

 

11.06.2013r.

Mecz towarzyski

Komory vs San Marino

 

F. Valentini - C. Lonfernini, Alessandro Della Valle, D. Simoncini, F. Vitaoli - P.F Mazza, F. Bollini, M. Coppini - E. Cibelli, E. Golinucci - M. Stefanelli

 

Spotkanie rozpoczęliśmy bardzo udanie, kiedy to od razu po wznowieniu gry, świetną piłkę w stronę Stefanellie'go posłał Coppini - ten minął jednego obrońcę, spojrzał w kierunku bramki i oddał prosty strzał i bramkarz pozostał bez szans. Pierwszy raz, za mojej kadencji prowadziliśmy. Druga połowa przebiegała pod nasze dyktando. Kontrolowaliśmy całkowicie grę, co jakiś czas atakując bramkę reprezentacji Komorów. Drugą połowę mogliśmy podobnie rozpocząć, jednakże doskonałą okazję, z rzutu rożnego zmarnował Coppini. Powoli, inicjatywę zaczęli przejmować rywale. Nasza gra stała się nerwowa i zawodnicy popełniali wiele błędów. Składną akcję przeprowadzili właśnie gospodarze, ładnym dośrodkowaniem popisał się Aadil Ahamada, a głową gola zdobył Mohamed M'Changana, a było to dokładnie w 59 minucie. Zawołałem Bogusława, aby zacząć na nich wrzeszczeć, motywować ich i przypominać o ewentualnym późniejszym spotkaniu po meczu. Zadziałało to na moich podopiecznych. Było widać u nich o wiele większe zaangażowanie, aczkolwiek także opanowanie i chęć do zdobycia bramki i wygrania tego meczu. Sztuka ta udała się w minucie 70, kiedy sam na sam, po dobrym podaniu Cibelliego wyszedł Coppini i zdobył bramkę strzałem pod poprzeczkę. Kilka minut później wynik ustalił Stefanelli i tak mogliśmy cieszyć się z pierwszej wygranej za mojej kadencji oraz z historycznego zdobycia trzech goli w jednym meczu. Byłem bardzo zadowolony, a widziałem także, że wynik podniósł na duchu wszystkich piłkarzy i mam nadzieję, że w końcu uwierzyli w siebie. Wygrywamy 1:3!

 

Po tym spotkaniu wziąłem sobie miesięczny urlop, podczas którego miałem zamiar pojechać na wakacje do Turcji.

Odnośnik do komentarza

@Maniek_Zks

W końcu się należy. :D

@Vanlid

Raczej przypadek, szarak w ich reprezentacji. Mają czterech takich "żywych".

@Bacao

Dokładnie.

@Tomba

Dzięki. :)

 

Ogólnie teraz tak patrzę, że Komory mają całkiem niezłych zawodników w składzie, np. Ali M'Madi wart 1.8mln euro, gra w Evian TG(Francja), dodatkowo Abdallah w Monaco czy Youssouf w Vannes. Pięciu zawodników wart ponad 800 tysięcy euro.

 

---

 

Wylądowałem w Turcji, na niezbyt ciekawym lotnisku w Antalya'i. Od razu po wyjściu z samolotu, ruszyłem za wszystkimi turystami z tego lotu, aby odebrać swój bagaż. Szybko wypatrzyłem wzrokiem i mogłem ruszać do autobusu, który zawiózł mnie do hotelu. Najgorsza była podróż w autobusie. Niby klimatyzowany, ale przejechaliśmy około 140 kilometrów, w potwornym upale i z jedną przerwą na miejscowy sklepik, gdzie teoretycznie nic ciekawego nie było. Na moje szczęście, wysiadałem jako pierwszy, razem z kilkoma osobami, przy bramie hotelowej. Sam ośrodek był kameralny, mieścił około dwustu osób. Dwa baseny z obydwu stron, blisko do morza, cóż chcieć więcej. Hotel nazywał się Gardenia. Po zameldowaniu, udałem się do pokoju. Od razu rzuciłem się na wielkie, dwuosobowe łoże, które było tylko i wyłącznie dla mnie. Po chwili przebrałem się, założyłem strój kąpielowy i poszedłem na basen. Spędziłem tam parę godzin, w międzyczasie zjadłem obiad i rozmawiałem z turystami, którzy przylecieli tym samym lotem. Były to moje pierwsze typowe wakacje zza granicą. Było wręcz cudownie, niesamowita cisza i spokój, zero obecności Bogusława, tego mi było trzeba. Drugiego dnia, będąc na plaży, zauważyłem piękną, długowłosą kobietę, ubraną w niebiesko-białe bikini. Kogoś mi przypominała, więc postanowiłem zagadać.

 

- Hello, we have a good day, yep?

- Ye... Yes. What can i help you?

- Nothing...

 

Nagle kobieta zaczęła rozmawiać do drugiej kobiety, która leżała obok na leżaku - oczywiście po Polsku, niczym jak w Pamiętnikach z Wakacji, sami Polacy!

 

- Oo.. *zaśmiałem się* Polka? Dzień dobry, przylecieć tak daleko, spotkać osobę z tego samego kraju.

- *śmiech* A, no widzi Pan, tutaj jest dużo ludzi z Polski, jedni przyjeżdżają za pracą, drudzy na wakacje. Ja tutaj pracuję, w miejscowym Tiffany'm. *powiedziała uradowana kobieta*

- To gratuluję, uznana marka...

- A Pana co tutaj sprowadza, wakacje, czy praca?

- To pierwsze, byłem zmęczony codzienną pracą, muszę się kiedyś rozerwać... Ta chwila przypadła właśnie na ten tydzień.

- Czyli rozumiem, że pracuje Pan za biurkiem?

- Można tak rozumieć. *śmiech* Jestem trenerem pikarskim.

- Ooo-ufff, rozmawiam z przyszłą legendą?

- Raczej nie, robię to dla pasji, nie dla pieniędzy, raczej nie osiągnę wielkich sukcesów, wie Pani... ważne, że płacą.

- Mów mi Emily, wolę angielską wersję Emilii.

- Mikołaj, miło poznać. *uśmiech*

- W którym hotelu jesteś?

- W Gardenii, dlaczego pytasz? *spytałem zaciekawiony*

- Z ciekawości, chcę wiedzieć z kim mam do czynienia, nie?

- Widzimy się na kolacji, o 20:00, w hotelu. *powiedziałem z uśmiechem i odszedłem w stronę molo*

- Aleee.... no dobra, będę na czas.

 

W ten ciekawy sposób poznałem piękną Polkę - w sumie jestem ciekaw, które nie są, no chyba, że znajdzie się jakaś polska Helga. Wieczór miałem już całkowicie zaplanowany, mieliśmy zjeść miłą kolację. Spotkanie przebiegało w radosnych nastrojach, trochę pożartowaliśmy, toteż rozmawialiśmy o pracy i różne tego typu sprawy. Emily - co za piękne imię, myślałem wtedy. Poszedłem spać szczęśliwy, że może w końcu wrócę do Polski i nie będę w domu już samotny. To jest ideał kobiety, takiego człowieka szukałem!

Odnośnik do komentarza

Tak mijały prawie wszystkie następne dni, a czas wyjazdu do domu zbliżał się nieubłaganie. Codziennie kolacyjki, wspólne posiłki, tańce, śpiewy i tym podobne. Niestety, musieliśmy się już rozstać, musiałem wracać, a ona Alanya'i nie opuści. Postanowiłem, że będę ją odwiedzał co roku, ale aby mnie nie zapomniała, kupiłem jej pierścionek z małym brylantem. Wróciłem z wakacji wypoczęty, jednakże powrót do szarej rzeczywistości był trudny. Poranne wstawanie o siódmej, sporządzanie raportów z moich dni wolnego od treningów i też niecierpliwość, co będzie w przyszłości, po Eliminacjach, czy zostanę, czy odejdę, czy ktoś mnie zatrudni. Valter przysłał mi sms'a, czy chcemy zagrać mecz towarzyski w sierpniu z Liechtensteinem, sami wysłali propozycję - więc się zgodziłem. Rywal o wiele trudniejszy, niż Komory, można napisać z wyższej półki. Od razu po powrocie, wszedłem na facebook'a i dodałem Emily do znajomych, bo by się jeszcze obraziła, jak co niektórzy moi piłkarze. W końcu przyszedł czas meczu, musiałem jechać razem z Bogusławem do San Marino, gdzie mieliśmy zagrać sparing z wyżej wymienionym rywalem, czyli Liechtensteinem.

 

14.08.2013r.

Mecz towarzyski

San Marino vs Liechtenstein

 

F. Valentini - Alessandro Della Valle, Alex Della Valle, D. Simoncini, N. Albani - E. Cibelli, F. Bollini, M. Coppini - P.F Mazza, E. Golinucci - M. Stefanelli

 

Mecz rozpoczął się w popularnym dla nas stylu, czyli spokojne rozgrywanie piłki i szukanie luk w obronie rywala. Szybko inicjatywę przejął niestety zespół Liechtensteinu i już w w czternastej minucie bramkę zdobył Eris Goop. Później moi podopieczni zaczęli atakować, co także skutkowało ładną bramką zza pola karnego, a strzelcem gola był Pier Felipo Mazza. Na tym nasz dorobek bramkowy w pierwszej połowie się skończył, natomiast rywale przed przerwą przeprowadzili jeszcze jedną składną akcję i Valentini musiał wyciągać po raz trzeci piłkę z siatki. Zmieniłem trochę ustawienie i ruszyliśmy na drugą połowę. To nie był mecz, to była totalna padaka, której jeszcze w żadnym meczu nie widziałem. Jedni wybijali na auty, drudzy na rożne - totalny antyfutbol, nie dało się tego oglądać. Tak dotrwaliśmy do końca meczu i przegrywamy kolejny mecz, szkoda, 1:3.

Odnośnik do komentarza

Nie było sensu wracać do ojczyzny, skoro niedługo już mieliśmy zagrać mecze eliminacyjne z Mołdawią i Czarnogórą. Sytuacja w tabeli jeszcze otwarta. Na bezpośredni awans największe szanse ma obecny lider, czyli Anglia, trzy punkty straty Polska i już mająca bardzo małe szanse Ukraina ze stratą dziewięciu punktów do prowadzącego. Zagramy podobnym składem, jak w meczu z Komorami. Nie miałem zamiaru już mieszać z ustawieniem, chłopcy muszą się już do obecnego przyzwyczaić. Tym razem mieliśmy mecz na wyjeździe. Wylecieliśmy trzy dni przed spotkaniem, na miejscu dwa treningi, kilka spacerów i można było zacząć kolejną potyczkę o punkty.

 

07.09.2013r.

Mecz Eliminacji do Mistrzostw Świata w Brazylii

Mołdawia vs San Marino

 

A. Simoncini - M. Muraccini, Alessandro Della Valle, D. Simoncini, M. Palazzi - P.F Mazza, F. Bollini - M. Coppini, E. Cibelli, E. Golinucci, M. Stefanelli

 

Spotkanie rozpoczęło się tak, jak spodziewałem. Chóralne ataki zespołu reprezentacji Mołdawii, pierwsze trzydzieści minut to istna "obrona Częstochowy". Później, niestety było gorzej. Zabrakło nam umiejętności, składną akcję przeprowadziła dwójka Suvorov i Dadu - podania na jeden kontakt i technicznym strzałem zakończył sytuację ten drugi. Pierwsza połowa skończyła się tym samym rezultatem, czyli przegrywaliśmy 1:0. Po przerwie strzałami z dystansu próbowali Coppini i Bollini, jednakże bez skutku. Co się nie ziści, to się zemści. Podobny strzał z dystansu w 69 minucie oddał ponownie Dadu i podwyższył prowadzenie reprezentacji Mołdawii. Sytuacja wydawała by się już zamknięta, ale ataki jeszcze narastały. Dzielnie spisywał się Mirko Palazzi, któremu postanowiłem dać kolejną szansę powrotu do zespołu i ją świetnie wykorzystał, będąc podporą naszej defensywy. Kolejny rzut karny, nie wiem z czego, chyba z kapelusza, ale w tym kontekście z kapcia - podyktował sędzia Valeri. Pewnie strzelił Dadu, tym sposobem kompletując w tym spotkaniu hat-tricka. Tracę nerwy, tracę nerwy... Przegrywamy 0:3.

Odnośnik do komentarza

Załamanie, załamaniem, ale nas czekał następny mecz, tym razem z Czarnogórą. O tyle, że miałem posadę pewną, to ciśnienie krwi w moim organizmie wrastało szybciej niż pozycja Polskiej reprezentacji w rankingu FIFA. Kilka dni po spotkaniu byłem już umówiony na wizytę u lekarza, nie mogłem tego zlekceważyć, bo kto wie, co we mnie strasznego siedzi. Przechodząc już do samego meczu, przetasowałem karty i zmieniłem wyjściowy skład. Chciałem dać szanse zawodnikom, którzy już dawno nie grali. Liczyłem na to, że nie stracimy pięciu bramek i strzelimy chociaż jedną - z takiego obrotu sprawy, byłbym zadowolony.

 

11.09.2013r.

Eliminacje do Mistrzostw Świata w Brazylii

San Marino vs Czarnogóra

 

F. Valentini - G. Bologna, S. Bacciocchi, D. Simoncini, M. Palazzi - P.F Mazza, F. Bollini - M. Coppini, E. Cibelli, A. Gasperoni - R. Aluigi

 

Nie muszę przypominać, w jaki sposób rozpoczął się ten mecz. Były to szaleńcze ataki ze strony Czarnogórców w stronę naszej bramki. O dziwo, defensywa na początku sprawiała dobrej, wręcz bardzo dobrej. Linia oporu przełamała się jednak w minucie dziesiątej, po fatalnym błędzie Cibelliego, który odbił piłkę głową po rzucie rożnym... nie w tę stronę i przegrywaliśmy 0:1. Chwilę później, wynik podwyższył Jovetic, po fantastycznym rajdzie z połowy boiska niczym Grzegorz Rasiak, mijając pachołki, przebrane za piłkarzy. Bramkarz był bez szans w tej sytuacji, nikt mu nie pomógł. Do przerwy utrzymał się ten sam, nawet dobry wynik. Niestety ponownie zauważyliśmy niesamowite działania ofensywne rywali, jak na jakiejś wojnie, na przykład w Afganistanie. Nie mogło być inaczej, drugą swoją bramkę w tym meczu zdobył Jovetic, główkując po wcześniejszym rzucie rożnym, wbijając piłkę do siatki. Sytuacja się uspokoiła, wynik raczej spodobał się przeciwnikom i zwolnili tempo. My to świetnie wykorzystaliśmy. Po odbiorze piłki, swoją szybkością popisał się Cibelli, zagrał ładną piłkę do wychodzącego za obrońców Gasperiniego, a ten ładnym, drewnianym strzałem zdobył bramkę, kolejną już w tych eliminacjach dla naszego zespołu. Słyszałem, jak ktoś krzyknął - "jest jeszcze szansa!". Minutę później już jej nie było, jak ponownie do pracy wzięła się reprezentacja Czarnogóry, zdobywając czwartą już bramę w tym spotkaniu. Dokładniej, był to Vukovic. Na ostatnie dziesięć minut meczu tempo wyraźnie opadło, wynik utrzymał się do końca. Plan zrealizowany, nie straciliśmy pięciu goli, a na dodatek jednego strzeliliśmy. Teraz czas na coś cięższego, mecz... to znaczy wizyta u lekarza. Mam nadzieję, że w kolejce miesiąca nie będę stał, bo na mecz jeszcze nie zdążę... 1:4.

Odnośnik do komentarza

Wizytę u lekarza przełożyłem na później, jakoś lepiej w życiu zaczęło mi się układać - to serce lepiej funkcjonuje, przynajmniej w tych kolejkach nie muszę stać. Zbliżały się już dwa ostatnie mecze w eliminacjach. Cóż, powoli będzie trzeba cały ten okres podsumować i określić, co dalej, czy zostaję, czy odchodzę. Teoretycznie, to nic, oprócz historycznego zwycięstwa nie osiągnąłem. Zostawmy to na później, bo jeszcze możemy zebrać niezłe lanie w meczu z Anglią czy Ukrainą. Nic mi już nie zostało, później będzie już wielka przerwa między meczami reprezentacji, więc postanowiłem wystawić tylko jednego defensywnego pomocnika i zagrać ofensywnie. Najwyżej przegramy wysoko, a może i sprawimy wielką niespodziankę - w co głęboko wierzyłem, bo potencjał w linii ataku mamy, ale wykorzystać go nie potrafimy. Wielkie, cudowne Wembley - marzenie każdego trenera, by tutaj przyjechać! Kilka roszad w składzie mi mogliśmy zaczynać.

 

12.10.2013r.

Eliminacje do Mistrzostw Świata w Brazylii

Anglia vs San Marino

 

M. Francioni - G. Bologna, Alessandro Della Valle, D. Simoncini, M. Palazzi - F. Bollini - P.F Mazza, M. Coppini, E. Cibelli - M. Stefanelli, P. Gennari

 

Nie mam pojęcia, czy zawodnicy reprezentacji Anglii się bali zaatakować, czy może zaskoczyliśmy ich ofensywną grą - ale wyglądali jak zagubione panienki w hotelu Hyatt. Przecierałem oczy ze zdumienia, jak zespół San Marino musiał grać atakiem pozycyjnym na Wembley w Londynie. Co prawda, nie przeprowadziliśmy żadnej groźnej akcji w pierwszych trzydziestu minutach, jednakże rywale nie mieli nic do powiedzenia. W końcu worek z bramkami rozwiązał nie kto inny, jak Bent - ale dopiero w trzydziestej dziewiątej minucie i to jeszcze z rzutu wolnego. Do przerwy przegrywaliśmy z wielką Anglią, która walczyła o awans tylko 1:0. Byłem naprawdę zdziwiony i oczywiście zadowolony z naszej gry. Druga połowa spotkania nie rozpoczęła się tak wesoło, gdyż w 47 minucie świetnie dośrodkowanie z rzutu rożnego wykorzystał Rooney i podwyższył wynik. Pięć minut później doszło do kontrowersyjnej sytuacji, kiedy za koszulkę Gerrarda pociągał Palazzi, ten pierwszy się przewrócił jak rażony piorunem, a nasz zawodnik otrzymał z niczego czerwoną kartkę. Dosadnie utrudniło to nam grę w tym meczu. Sędzia nas mocno skrzywdził, co miało późniejsze odzwierciedlenie. Straciliśmy jeszcze dwie bramki, strzelcami tych bramek był oczywiście Rooney i przegrywamy w dziesiątkę z Wielką Anglią tylko 4:0. W końcu zadowolenie z gry i wyniku.

Odnośnik do komentarza

Zmieniam trochę formę opisu meczu, który gdzieś zauważyłem i mi się przypodobał, mam nadzieję, że Wam także.

---

 

Nastąpił czas na ostatni już mecz w tychże eliminacjach. Jest smutek, bo teraz prócz sparingów nie będzie szczerze powiedziawszy co robić - przynajmniej tak mnie poinformowano. Ustawienie będzie takie same, nie mamy już niczego do stracenia, a z Ukrainą mamy rachunek do wyrównania, kiedy przegraliśmy aż osiem do dwóch. Postanowiłem dać kolejną szansę młodemu Gennariemu, bo mi w meczu z Anglią zaimponował. Tym razem gramy na wyjeździe, na ładnym stadionie - który był jednym z miejsc UEFA Euro 2012, Donbas Arenie. Po tym meczu prawdopodobnie wszystko się wyjaśni na temat mojej przyszłości.

 

 

M. Francioni - G. Bologna, Alessandro Della Valle, D. Simoncini, L. Conti - F. Bollini - P.F Mazza, M. Coppini, E. Golinucci - M. Stefanelli, P. Genarri

 

Tym razem, bramkę straciliśmy szybko, bo już w piątej minucie za sprawą dośrodkowania Yarmolenki, które wykorzystał Milevskyi. Niestety sześć minut później, wynik podwyższył... samobójczym trafieniem Bollini, który został nabity piłką, po uderzeniu Garmasha. Bramki tak padały, padały i padały... W sumie do przerwy straciliśmy jeszcze jedną, kapitalnym dośrodkowaniem z rzutu rożnego popisał się Seleznyov, a główką piłkę do siatki wpakował ponownie Milevskyi. Pech spotkał naszą drużynę i w tym meczu. Akcja zaczęła się od ładnego przejęcia piłki przez Simonciniego w naszym polu karnym, zagrał idealną piłkę w stronę Coppiniego, ten przedłużył głową do Genarriego, wbiegł w pole karne, strzelił w stronę bramki, a piłka niestety odbiła się od słupka i wypadła po za linię bramkową. Wynik nie zmieniał się do minuty 84, kiedy Bologna za długo przytrzymał piłkę przy słupku naszego bramkarza, odebrał mu ją Milevskyi, minął Francionego, kompletując hattricka. Nasz bramkarz, pomimo tego, że stracił cztery bramki, zyskał notę 9.0, co jest niebywałym sukcesem. Kolejny dobry mecz, cieszy gra oraz wynik. Szkoda, że nie zdobyliśmy choć jednej bramki.

 

16.10.2013r.

Eliminacje do Mistrzostw Świata w Brazylii

Ukraina 4:0 San Marino

- Artem Milevskyi 5'

- Fabio Bollini s. 12'

- Artem Milevskyi 24'

- Artem Milevskyi 84'

 

MoM: Artem Milevskyi [9.6]

Widzów: 67 341

Miejsce: Donbas Arena

 

 

Decyzję co się stanie ze mną w najbliższej przyszłości już podjąłem, jednakże nikomu o tym jeszcze nie powiedziałem.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...