Skocz do zawartości

Buon giorno pomidory!


Loczek

Rekomendowane odpowiedzi

- Gdyby Giovanni Gentile dzisiaj żył i do tego miał armię, to takich łapserdaków jak ty rozstrzelali by pod murem! – krzyknął w stronę stojącego przy wejściu do sklepu spożywczego mężczyzny.

- Gentile? Ty w ogóle wiesz o czym mówisz psycholu? Georges Sorel, czy Mussolini owszem, ale co ma do tego filozof? Edukuj się ćwoku. EDUKUJ!

- Patrzcie – powiedział do czterech kompanów w przydługich spodniach. – ten pieprzony czarnuch będzie mi mówił co mam robić. Tfu! Pokażmy mu miejsce w szeregu!

Ruszyli w zwartym szyku strzelając kostkami w palcach. Mężczyzna chwycił za klamkę, ale w tej właśnie chwili brodaty sprzedawca przekręcił klucz w zamku i popukał w szybę mówiąc, że już zamknięte. Stanęli przed nim blokując każdą drogę ucieczki. Prudencio nadepnął ciężkim, wojskowym butem na stopę czarnoskórego mężczyzny i zbliżył twarz na kilka centymetrów.

- Czujecie ten smród? To chyba gówno.

- W 1936 roku mogliśmy wyciąć ich w pień. A tak wałęsają się, cwele, po naszych ziemiach. Czego tu szukasz czarnuchu? – Francesco pacnął mężczyznę otwartą dłonią w kark.

- Nie szukam kłopotów. Chcę tylko zrobić zakupy dla mojej rodziny i już mnie tu nie ma.

- Ale będziesz. Co to za różnica czy w tym sklepie, czy pięć kilometrów dalej?

- Czego wy ode mnie chcecie?

- Pozwól, że ci coś zacytuję. – Prudencio nabrał powietrza w płuca i zacisnął obie pięści - "Rzym, 5 czerwca 1936. A.S.E. Graziani. Wszyscy rebelianci wzięci do niewoli muszą zostać zabici. Mussolini."

- Człowieku, mamy dwudziesty pierwszy wiek. Co mnie obchodzi jakiś Mussolini?

Francesco kopnął w łydkę kompana. Luca rozejrzał się po okolicy, a później wydobył zza paska rozsuwany, stalowy pręt. Zamaszystym ruchem rozciągnął go na całej długości. Prudencio chwycił czarnoskórego mężczyznę za rękę, a Luca mocnym ciosem złamał mu nadgarstek. Kości chrupnęły tak głośno, że Luca odskoczył dwa kroki do tyłu mrużąc przy tym oczy. Mężczyzna krzyknął.

- Uciszcie skurwiela, bo nas ktoś jeszcze zobaczy! – ryknął Prudencio wciskając w usta ofiary zwiniętą gazetę.

- Już ja mu pokażę. Będzie budził nasze włoskie kobiety i dzieci? – Luca wyjął z metalowego pręta długą szprychę rowerową i odsunął Francesco na bok.

- Zwariowaliście! Ratunku! Ludzie, RATUNKU!

Francesco chwycił mężczyznę za nogę i pociągnął do siebie. W tej samej chwili Luca wbił mu w pachwinę metalową szprychę i powoli, z precyzją szwajcarskich zegarków wsuwał ją przebijając narządy w ciele. Ofiara szarpała się jeszcze kilka minut nim ostrze metalu dotarło do prawej komory serca.

- "Rzym, 5 czerwca 1936. A.S.E. Graziani. Wszyscy rebelianci wzięci do niewoli muszą zostać zabici. Mussolini." – Prudencio wymamrotał te słowa, a później zwymiotował.

- Viva la morte! Tutto nello Stato, niente al di fuori dello Stato, nulla contro lo Stato! – Recytował Luca unosząc stalowy pręt ku niebu. Księżyc powoli, wstydliwie wyłaniał się zza chmur rzucając trupi blask na opryszków.

- Co wyście zrobili? Przecież tak nie można! Wszyscy pójdziemy siedzieć!

- Zamknij się Fabio, albo sam dołączysz do tego ścierwa! Tfu! – Luca pochylił się nad kompanem i poklepał go po przepoconych plecach.

- Duce był by z nas dumny. Foto Italico. – Prudencio wypiął dumnie pierś, a później wciągnął całą zawartość blanta w płuca.

Ukryli ciało na szrocie samochodowym. Wcisnęli je do bagażnika rozbitego Volvo XC90, które miało wkrótce trafić pod prasę hydrauliczną. Po wszystkim usiedli na kamiennym murku i otwarli po kartonie wytrawnego wina.

- Nie zmienisz świata, wiesz o tym? – powiedział Fabio do Prudencio.

- Właśnie przez takich ludzi jak ty mamy taki syf. Najlepiej dać się ruchać systemowi na lewo i prawo. Płacić podatki i żyć w demokratycznym kraju, którym tak naprawdę rządzi mafia. Tak tak, co tak patrzysz? Mafia Fabio!

- Credere, Obbedire, Combattere !

-Zamknij się już z tymi sloganami. Może po prostu uczcijmy udaną misję, dobrze?

Przez moment siedzieli w milczeniu obserwując okolicę. Miasto zasnęło kilka godzin wcześniej gasząc rodzinne światła w blokowiskach. Postój taksówek zastygł w bezruchu. Nocny sklep zaryglowali od środka otwierając jedynie lufcik. Powietrze pachniało wiosną. Wiosną i ulatującymi spalinami.

- Zjadłbym pizzę. Taką, jaka twoja mama robi. Palce lizać.

- Odpieprz się od mojej mamy. Już ja wiem jaką ty byś pizzę zjadł! – Luca poderwał się ciskając kartonem w Fabio. Po chwili obaj rzucili się sobie do gardeł.

Prudencio z Francesco wstali i ruszyli w stronę szkolnego boiska do piłki nożnej. Sztuczną murawę oświetlał słaby blask latarni.

- Zagramy? Piłki są w skrzyni.

- Pokażę ci co Roberto Baggio potrafi.

- Masz wyrzuty sumienia ?

- Działam na rzecz Mussoliniego. On mi dał prawo do odbierania życia. Już nie pamiętasz? Libro e moschetto – fascista perfetto przyjacielu. Skończę studia, dołączę do rządu i zrewolucjonizuję ten pieprzony, chory system. Włochy są dla Włochów, a nie dla odmieńców!

- I co wtedy? Stworzysz Gran Consilio Fascista?

- I wtedy żaden pieprzony obcokrajowiec nigdy więcej już nie zabierze miejsca pracy naszym ziomkom. Nigdy!

Odnośnik do komentarza

W radio podawali najnowsze wiadomości. Prudencio z podnieceniem podkręcił pokrętło od głośnika i czekał. Młoda kobieta o barwie głosu przypominającej śpiew kanarka wetknęła w uszy najnowsze informacje polityczne, później zaserwowała kilka słów o sporcie by zakończyć monolog prognozą pogody.

- Pieprzone media. Kłamią! – syknął smarując kanapkę nożem. W lodówce panowała pustka. Ostatnie pieniądze zarobione na zakładach bukmacherskich przepili zeszłej nocy.

- Mówisz. – rzekł Fabio przeżuwając dokładnie każdy kęs czerstwego pieczywa. – że obalisz system? I co wtedy? Przecież w dzisiejszym świecie nie ma miejsca dla dyktatorów. Zobacz co się dzieje na Kubie czy w Korei Północnej. Ludzie żrą trawę zamiast chleba.

- Zobacz jak to wygląda u nas. Bezrobotnych z roku na rok przybywa. Za to miejsca pracy są plagami obsadzane przez Polaczków, Rumunów i Ukraińców. Poziom życia spada na łeb na szyję. To nie to co kilka lat temu. Dzisiaj w większości kraju dogadasz się i po włosku i po angielsku. Nawet rosyjski znają. Myślisz, że dlaczego tak jest? Bo ludzie chcą się kształcić?

- Bo może …

- Gówno tam wiesz. Wynika to z napływu obcokrajowców do naszego państwa, co w konsekwencji pogarsza nasz system. Pieprzona amerykanizacja dosięga już chyba wszystkich. A kiedyś? Kiedyś to Rzym był potęgą, a nie jakiś cholerny Jankes na koniu, który myśli, że Florencja czy Turyn to dziki zachód. Kiedyś było to nie do pomyślenia, żeby włoskie koncerny sprzedawały się brytyjskim, a te z kolei arabskim. To prowadzi do unicestwienia naszej rodzimej gospodarki, rozumiesz? Gówno tam rozumiesz.

- Uspokój się. Staram się zrozumieć i popieram to co mówisz.

- To dlaczego Luca zarżnął tego lumpa, a ty stałeś z boku udając, że obserwujesz czy ktoś przypadkiem nas nie obserwuje?

- Wiesz co? – Fabio poderwał się z miejsca i pokazał środkowy palec pozdrawiając kompana. – masz pretensje do garbatych, że ich dzieci są proste.

- Chcę być kiedyś jak Giuseppe Garibaldi – Prudencio dumnie wypiął pierś i spojrzał na obraz przedstawiający.

- Karbonariuszem chcesz zostać?

- Nie do końca. Oni byli antyklerykałami, a ja wierzę w kościół i Jezusa. Tylko wiesz, czasami zastanawiam się, dlaczego do lektur szkolnych nie wprowadzą „ Le mie prigioni ”.

- Bo to dzieło Silvio Pellico, a o nim raczej nie uczą w podstawówkach.

- Nie mówię o podstawówkach. Bardziej bym kierował tę lekturę do ludzi młodych, pragnących zmieniać świat. Spójrz, jak jeszcze kilka lat temu chodziłeś przekonany, że zostaniesz naukowcem i znajdziesz lekarstwo na raka. Pamiętasz ten stan emocjonalny? To podekscytowanie, wiara we własne możliwości, pragnienie zdobycia najwyższych szczytów? Tyle razy mówiłem ci, że to niemożliwe, ale ty nadal szedłeś w zaparte nie zważając na przeciwności losu. Taki młodzieńczy optymizm. A Pellico w swoim dziele opisuje właśnie podobny stan ducha. Opisuje swój dziesięcioletni wyrok który musiał odsiedzieć w jednym z austryjackich więzień. Wiesz za co? Za bronienie własnych ideologii i przekonań. Ale on był jednym z Chrystusów naszego narodu. To dzięki takim jak on Włochy zostały zjednoczone. To dzięki takim właśnie ludziom jesteśmy tu, gdzie jesteśmy.

Fabio rozejrzał się po pokoju i odparł:

- W ciemnej dupie? Bo w lodówce powietrze i światło, a na chlebie ledwie sól. Biedni jesteśmy. Nie mamy co do garnka włożyć, a kasa którą zgarnął Luca za wyścigi konne niebawem się skończy. Coś trzeba zrobić Prudencio, bo samą ideologią człowiek nie żyje. Brzucha nie nakarmisz powietrzem.

- Garibaldi miał gorzej od nas, a mimo to spełnił swoje marzenia. My też damy radę Fabio, my też.

Po tych słowach zadzwonił telefon. Prudencio wyjął komórkę z przydługich spodni, nacisnął zieloną słuchawkę i usłyszał głos ojca. Rozmawiali przez chwilę spokojnie, ale później Prudencio zdenerwowany cisnął telefonem o ścianę. Stara, wysłużona Nokia roztrysnęła się na miliony kawałkó. Jeden z plastyków ranił Fabio w szyję.

- Co się stało? – Francesco wpadł do pokoju z dwiema torbami pełnymi pustych butelek po piwie. Dzwoniły radośnie dając do zrozumienia, że chętnie się zamienią na te pełne.

- Mój stary. Że też to musiało nastąpić akurat teraz, cholera jasna!

- Co twój stary? Nie gadaj, że wysyłają go na misję?

- No. Z moją matką i siostrą. Tfu!

- Przecież kochasz swoją rodzinę.

- Kocham. Tylko, że to już piąta przeprowadzka w tym roku.

Francesco spojrzał na obraz Garibaldiego, który Prudencio ściągnął ze ściany, a później pokręcił z niedowierzaniem głową i wyszedł. W pokoju został tylko zraniony Fabio który długimi paznokciami usiłował wyjął kawałek obudowy telefonu.

- I gdzie wyjedziesz? Do Mediolanu? Do tych kurew, przepychu i …

- Nie. O wiele dalej Fabio. O wiele dalej …

Odnośnik do komentarza

Chyba jednak nie będą to Włochy. :) W końcu coś, co mogę przeglądać od deski do deski. Znakomita odtrutka na masę szarości w obecnych karierach. Długo nie będzie trzeba czekać na przeniesienie do "Opowiadań", co chyba jest oczywiste. Niczego nie będę ci życzył, może jedynie tego, żebyś uważał na kable. :keke:

Odnośnik do komentarza

Prudencio spakował ciuchy jeszcze tego samego dnia. Trzy kolosalne walizki zamknęły w sobie kilka miesięcy obcowania z przyjaciółmi. Fabio i Luca przynieśli mu na pożegnanie francuskie, czerwone wino, zaś Francesco wręczył mu starą, wysłużoną Mein Kampf, którą dostał w spadku po dziadku. Cała czwórka uścisnęła przysłowiowego niedźwiedzia, a później pomogli Prudencio wnieść walizki do zaparkowanego na chodniku Volkswagena Santana. Pucołowaty taksówkarz z uwagą obserwował ich poczynania mając na względzie fakt, że faszystowska grupka była znana w całej dzielnicy ze swoich brutalnych ideologii i jeszcze brutalniejszych czynów.

- Będziemy za tobą tęsknić Prudencio Nelson Cabron. – rzekł Luca ściskając mu prawicę. W okolicy było cicho, a z nieba siąpił delikatny deszczyk. Luca podwinął dumnie rękaw i pochwalił się nowym tatuażem, który zdobił całą długość przedramienia.

- Coś wspaniałego. Toż to arcydzieło! – syknął Francesco mrużąc oczy.

- Duce byłby z ciebie dumny przyjacielu. – Prudencio położył prawą dłoń na ramieniu kompana, a później przez kilka sekund wlepiał wzrok w twarz włoskiego żołnierza spoglądającą dumnie na swego wodza.

- Może kiedyś pozwolisz nam przyjechać? Mam odłożone kilka groszy. Do przyszłego roku powinno wystarczyć na bilet.

Prudencio nie odpowiedział. Wsiadł na przednie siedzenie, skinął głową i ołowiana Santana pomknęła wzdłuż wąskiej, osiedlowej uliczki pozostawiając w tyle wiernych kompanów.

 

 

Lotniskowy hol był przepełniony surówką nacji. Wszyscy gdzieś pędzili na złamanie karku. Ojciec Prudencio, odziany w wojskowy mundur, dumnie taszczył w lewej ręce torbę podróżną. Matka z siostrą zniknęły na moment w pobliskich stoiskach usiłując skorzystać z wątpliwej promocji. Były na etapie kupienia czegoś niepotrzebnego, co później miały w planach pokazać chłopakom z zapytaniem: „ Popatrz jakie to piękne. Prawda? Nie? Ty świnio, za grosz w tobie romantyzmu!”. Po odprawie biletowej usiedli w sklepie bezcłowym i czekali.

- Ojcze, dlaczego akurat tam lecimy? – spytał wiążąc białe sznurówki w wojskowych butach.

- Bo tam mamy ambasadę. Bo tam mnie potrzebują. Bo tam jeden z konsuli musi mieć moje wsparcie. Jakieś jeszcze pytania?

- Nie jestem twoim szeregowym!

- Odmaszerować! Idź i kup sobie coś na drogę, bo będziemy lecieć kilka godzin. No, marsz!

Prudencio poderwał się z miejsca i zmierzył ojca wzrokiem pełnym nienawiści.

- W marcu 1941 roku tłukliśmy się ze skurwielami pod Matapan. Co, już nie pamiętasz? Angelo Iachino był ponoć twoim przyjacielem ojcze. A dzisiaj co? Zacieśniamy kontakty? Tfu! Gdzie wasz honor!

- Honor? Jak możesz mówi o honorze szczeniaku? Jak się odnosisz do ojca? Baczność!

- Dysponowaliśmy jednym nowoczesnym okrętem liniowym Vittorio Veneto. Piętnaście niszczycieli, cztery lekkie krążowniki, trzy pancerniki. Powinniśmy zniszczyć i HMS Formidable i i HMS Warspite, ale i tak dostali baty. Andrew Cunningham był do dupy. Wiesz ilu ich zginęło?

- Młody jesteś. Masz głowę zapłodnioną jakąś archaiczną ideologią, która nie ma racji bytu w dzisiejszych czasach. Co chcesz udowodnić tym wywodem? Że znasz się na historii? Ja jestem historią! Jestem żywą legendą włoskiej armii!

- Dwa tysiące trzystu zabitych. A u nich?

- Nie mam zielonego pojęcia. Co to ma do rzeczy?

- Trzech chłopa. A co to oznacza? Że walczyliśmy imbecylami. Rozumiesz?. Sam stworzyłbym tam lepszy kraj, dla lepszych ludzi. A nasza rodzima gospodarka z czasem przewyższyłaby tą japońską i tą, tfu, jankeską.

Ojciec Prudencio wstał, klepnął syna otwartą dłonią w plecy, a później ruszył w kierunku wejścia do rękawa. Zaraz za nim ruszyła matka z siostrą, a Prudencio po raz ostatni spojrzał na flagę Włoch zawieszoną tuż nad stanowiskami do odpraw celnych, zrobił znak krzyża na piersi i nucąc Fratelli d'Italia, l'Italia s'è desta, dell'elmo di Scipio s'è cinta la testa. Dov'è la Vittoria? Le porga la chioma,

ché schiava di Roma Iddio la creò, ruszył za rodziną w stronę innej rzeczywistości.

Odnośnik do komentarza

Zmęczenie po trwającej ponad dwadzieścia pięć godzin podroży dawało się we znaki. Szok dwunastogodzinnej zmiany czasu zebrał obfite żniwa posyłając na deski nawet doświadczonych biznesmenów. Przystojny Maorys z wytatuowaną brodą przywitał wszystkich anglojęzycznym dialektem, a później przeskanował wzrokiem dokumenty tożsamości.

- Ciekawe co ja tu będę robił? – Prudencio zmarszczył czoło i z miną wysuszonej śliwki ruszył w stronę krążących po taśmie bagaży. Nienawidził ojca. Nienawidził go za to kim jest, co robi, za jego lodowate serce i bezwzględne traktowanie rodziny. Był służbistą od kiedy pamiętał. W dzieciństwie karał go i Claudię nakazując klęczeć w kącie na jednej nodze, albo dawał sążniste pasy i patrzył, czy równo puchnie ciało od pasa w dół. To przez jego surowe wychowanie Prudencio sikał do łóżka aż do osiemnastego roku życia.

- Mam dla ciebie misję do zrealizowania. Musisz się tylko postarać. – dał do zrozumienia ojciec przekładając przez ramię turkusową walizkę z ciuchami.

Droga do nowego mieszkania wiodła wzdłuż głównej, czteropasmowej jezdni po której z prędkością rakiety mknęły przedziwne pojazdy. Prudencio we Włoszech nie widywał monstrualnych Dodgów i Chryslerów, a już sam widok dzikich zwierząt czmychających z krzaków w krzaki napawał go abominacją. W dodatku taksówkarzem był mulat w berecie rodem z komunistycznych ekranizacji, który całą drogę gwałcił jego uszy muzyką z dżungli. Jechali wehikułem z napisem na tylnej klapie „ Moje serce bije dla jamników ”

- Ta muzyka ma w sobie tyle uroku co pięćdziesięcioletnia k***a stojąca naprzeciwko szkoły podstawowej. Weź to zmień człowieku, bo za chwilę dostanę pomieszania zmysłów!

- Tu się mówi po angielsku synu. Nikt ojczystego nie zrozumie. A już na pewno nie dziki. – matka pogłaskała go po głowie zaczesując mu włosy „na Hitlera”.

- Jak będę miał w przyszłym tygodniu trochę wolnego, może uda nam się polecieć do Rotorua. To stolica zjawisk geotermalnych. Tam jest taki gejzer co się nazywa Pohutu. I on wyrzuca cztery do pięciu razy na godzinę strumienie pary i gorącej wody na wysokość aż dwudziestu metrów. O, albo do Milford Sound. Wiecie co to?

Taksówkarz odwrócił głowę stojąc w korku :

- To jest część Fiordlandu na Wyspie Południowej. Ale to kawał drogi psze pana. Mówią na to Skały Naleśnikowe. Warto zobaczyć te skały ot chociażby ze względu na szczyt Mitre. To najwyższy klif fiordowy na świecie. Mój szwagier ma tam statek, serdecznie zapraszam. Oto jego wizytówka – osobnik wręczył Prudencio biały kartonik z napisem „ Rejsy tu i tam, Kieran Dowley ”.

- Genialnie. Przeleciałem pół świata po to, żeby zwiedzać.

- No no, to nie do końca takie sobie zwiedzanie. Na szwagra statku - Milford Haven - dopływacie sobie aż do Morza Tasmana. Tam już zawraca. Tam niebo potrafi zaciągnąć tajemniczą mgłą, a niezwykła cisza przerywana jest jedynie pluskiem ryb, dalekim szumem wodospadów czy śpiewem egzotycznych ptaków. Coś niesamowitego.

- Jedź pan, bo szkoda czasu! – ojciec wskazał na zielone światło i zielony Holden ruszył z piskiem opon.

 

Wieczorem, nim słońce zaszło za chmury byli już na miejscu. Wielki dom, wciśnięty w bliźniacze mu budowle, skrywał w sobie obmierzłe bogactwo. Wszystko w środku było zdobione fikuśnymi freskami. Pozłacane klamki, poręcze z kości słoniowej, srebrne sztućce i porcelanowe zastawy. Cały komplet należał do rządu włoskiego.

- Jesteśmy tu tylko do końca mojej misji. Później wrócimy do ojczyzny. Claudio, pomóż matce w rozpakowywaniu toreb, zaś ty synu pozwól tu do mnie na chwilę. Mam ci coś bardzo ważnego do zakomunikowania.

Obaj wbili się do niewielkiego ogrodu na którego środku stało oczko wodne. Ojciec Prudencio usiadł na drewnianej ławce i uderzając dłonią w jej powierzchnię nakazał synowi uczynić to samo.

- Widzisz synu … życie nie jest takie proste, jak by się wydawać mogło. Nie zmienisz świata. On i tak jest już wystarczająco zdefektowany. Tu nie ma miejsca dla dyktatorów, dla ludzi chcących obalić system. Skończyły się czasy elektorów, czasy socjalizmu, faszyzmu i innych tego typu pierdół. Mamy demokrację, a co za tym idzie, powinieneś od samego początku iść systemowym trybem wdrażania w dorosłe życie. Najpierw szkoła, później studia, a następnie praca.

Prudencio skrzywił się na samą myśl o kontynuowaniu nauki. Zacisnął obie dłonie na poręczach ławki, ale ojciec szedł w zaparte.

- Porucznik Cambarolini poinformował mnie, że niespełna tydzień temu, na jednym ze złomowisk, w białym Volvo XC90 odnaleziono zwłoki czarnoskórego mężczyzny. Miał rany kłute na pachwinie i bezpośrednią przyczyną zgonu było przebicie prawej komory serca bardzo cienkim i ostrym przyrządem. Słucham, co masz mi do powiedzenia na ten temat?

Po tych słowach krew odeszła z twarzy młokosa. Jak ojciec się o tym dowiedział? Dlaczego podejrzewał właśnie jego i - co gorsza -jakie będą teraz konsekwencje? Nie czekając na dalsze pytania Cabron wstał z ławki i podniesionym głosem odparł :

- Wiem co o mnie myślisz. Że jestem nieudacznikiem! Nie chcę być żołnierzem, no więc każdy inny wybór jest dla ciebie życiową porażką! No a teraz co? Znaleźli ciało jakiegoś czarnucha i od razu mnie sądzisz? Myślisz, że tylko ja nienawidzę tej nacji? Jesteś w błędzie ojcze! Wstyd mi za ciebie!

- Powiem krótko. Masz dwie opcje do wyboru. Albo posłuchasz mnie i wypełnisz rolę od początku do końca, albo Cambarolini jutro odbierze cię z tego domu w eskorcie czterech żołnierzy i odda w ręce sprawiedliwości. A wtedy cię wydziedziczę. Mój syn nie będzie mordercą! Zabiłeś go! Wiem o tym. Widziałem nagranie z pracowniczej kamery synu! Była skierowana dokładnie na waszą szajkę gównowiedzących chłopców!

- Nikogo nie zabiłem! To Luca! To Luca go zabił!

Przez moment zapanowała cisza jak makiem zasiał. Ojciec uważnie obserwował zdenerwowaną twarz Prudencio, który niespokojnie zaciskał pięści i dyszał jak byk szykujący się do natarcia. Claudia przyniosła im na srebrnej tacy dwie szklanki i karton soku jabłkowego. Gdy wróciła do środka ojciec rzekł :

- A jednak puściły ci zwieracze… Tak myślałem, że to wy. Nie było żadnej kamery, ale w sąsiedztwie krążą legendy o waszych wybrykach – nabrał powietrza w płuca i otarł czoło z potu.

- Wziąłeś mnie pod włos? Ty krętaczu!

- Milcz pókim dobry! SIADAJ! Włoska policja zajmie się twoimi koleżkami jeszcze dzisiaj. Wszyscy pójdą pierdzieć. A Luca … no cóż, przystojny chłopak, więc będzie słodki jak cukier, ale będzie też się sypał jak mąka w więziennych celach. Już ja o to zadbam.

- Jak śmiesz! – Prudencio zamachnął się w stronę ojca, ale ten jednym ruchem sparował cios posyłając chłopaka na ziemię. Wykręcił mu obie ręce do tyłu, przycisnął je kolanem do kręgosłupa, a później, najzwyczajniej w świecie oznajmił :

- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Dostaniesz fałszywe papiery, kwalifikacje, paszport , pozostałe dokumenty i przejdziesz swoisty proces resocjalizacji. Należy spodziewać się, że po roku, góra dwóch, przestaniesz wierzyć w tego pierdolonego Duce. Na dzień dzisiejszy nauczę cię dyscypliny, odpowiedzialności i przede wszystkim szacunku do ludzi o innym kolorze skóry, o innych poglądach politycznych, ludzi wierzących w innego boga.

- Zejdź ze mnie! To boli! ZŁAŹ!

- Im dłużej będziesz to przeciągał , tym bardziej będzie bolało. Mój serdeczny przyjaciel jest głównym udziałowcem w jednym z pobliskich klubów piłkarskich. Ta liga nie wymaga nie wiadomo jakiego nochala szkoleniowego, czy taktycznego, wiec uważam, że doskonale sobie poradzisz. Zresztą, grałeś kilka lat w niższych ligach, więc liznąłeś co nieco tematu, prawda mój synu?

- Czego ty chcesz? Ała!

- Chcę, żebyś jutro grzecznie poszedł do siedziby klubu, przedstawił się z imienia i nazwiska, oraz żebyś podpisał stosowne papiery dotyczące twojej nowej pracy. Dość mam utrzymywania bumelanta i darmozjada, który myśli, że pozjadał wszystkie rozumy. Czy wyraziłem się jasno?

- ZŁAŹ!

- CZY WYRAZIŁEM SIĘ JASNO I WYRAŹNIE? Bo powtarzał nie będę. No, chyba, że wolisz dołączyć do koleżków?

Prudencio wstał, otrzepał się z wilgotnej ziemi i splunął gęstą, białą flegmą pod stopy oficera. Mierzyli się wzrokiem przez kilka sekund, a później Claudia przybiegła do ogrodu piszcząc z zachwytu :

- Mamy nawet sedesy, które same podcierają tyłek i zmieniają tampony!

Odnośnik do komentarza

Prudencio ubrał się odświętnie – zupełnie w nie swoim stylu. Turkusowa marynarka, różowa koszula z niebieskim krawatem, do tego jasno-szare spodnie i brązowe mokasyny. Na pierwszy rzut oka przypominał włoskiego jebakę, który zalicza wszystko, co na drzewo nie ucieka. Przez całą drogę do nowego pracodawcy nurtowała go dwie myśli – co chłopaki powiedzieliby na jego nowy design, oraz, czy aby na pewno poszli siedzieć?

Ojciec wprowadził go do wielkiego, czystego budynku urządzonego w ultranowoczesnym stylu. Stalowe dodatki do mebli raziły oczy surowością, a modyfikacje rzeźb i obrazów dodawały całości kolorytu. Szli przez kilkanaście sekund długim, szerokim na trzy metry korytarzem. Co rusz mijali pędzących śmiertelników, którzy w ogóle nie zwracali na nich uwagi. Zatrzymali się dopiero przy ostatnich drzwiach na prawo. Po chwili w ościeżnicy stanęła świńska blondyna i zaczęła wlepiać w nich wzrok tak, jak by mieli ją podrapać tam, gdzie sama nie dosięgnie.

- Zapraszam panów do środka. – zaskrzeczała jak żaba najeżdżana kołem od furmanki.

- Kogo witam, kogo goszczę! – wysoki, barczysty mężczyzna z tupecikiem w kolorze dojrzewającej buczyny przywitał gości ściskając ich prawicę. – siadajcie. Napijecie się czegoś?

- Poproszę wodę. Niegazowaną. Z małą ilością soku z cytryny.

- Dla mnie to samo. Tylko z lodem.

Gdy blondynka wyszła Prudencio przysłonił usta lewą dłonią i szepnął do ojca :

- W mordę kopana, wygląda tak, jak by się wyczołgała z bagna u Stephena Kinga.

- A więc, panie Cabron – zwalisty jegomość zwrócił się w stronę chłopaka dumnym tonem. – chciałby pan zająć się naszym klubem, czy tak?

Jego czarne, gęste brwi przybrały kształt płatków Chocapic. Przez moment panowała cisza, ale ojciec szturchnął go pod stołem łokciem i wyrostek odparł :

- Tak proszę pana. Mam stosowne kwalifikacje. O, tu są moje papiery, tu jest rekomendacja, tu jest moje CV. Wystarczy spojrzeć na moje osiągnięcia by być święcie przekonanym, iż jestem najodpowiedniejszą osobą na to stanowisko. Oczywistym jest, że na samym początku będę się starał zaznajomić z pierwszą i drugą drużyną, ale też jestem pewien, że po miesiącu będą się czuli przy mnie jak w rodzinie.

- Tak … interesujące – przeglądając papiery natrafił na wzmiankę o stażach w HSV Hamburg, Ajax Amsterdam i w norweskim Brann. – kiedy pan miał czas na te staże panie Cabron?

- Kiedy? Dla chcącego nic trudnego. Jeśli całym pańskim życiem jest piłka nożna i wszystko, co z nią związane, to na sto procent znajdzie pan czas nie tylko na staże, ale i na oglądanie meczy w telewizji. A pański klub, jak sądzę, jest mało popularny w moim ojczystym kraju. Pomyślałem więc, że na mojej dupie wypłynie na szerokie wody na tyle daleko, na ile pozwolicie mi dysponować własnym zapleczem szkoleniowym. I to w dowolny sposób.

Ojciec Prudencio był zdziwiony monologiem syna. Do tej pory słyszał jedynie mozolne, monotematyczne bełkoty o faszyzmie i pochodnych. A dziś po raz pierwszy zauważył w juniorze cechy przywódcze. Takie, jakie zdeterminowały jego własną karierę w wojsku.

- Pięknie się wysławiasz młody człowieku. Powiem tak : nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy znaną marką na arenie światowego sportu. Co prawda staramy się zmienić nieco wizerunek piłki nożnej na tym kontynencie, ale jest to tak samo trudne jak wciśnięcie do dziurki od nosa koktajlowego pomidora . W naszym kraju prym wiedzie rugby i to na tę dyscyplinę sponsorzy wykładają najwięcej pieniędzy. Piłka nożna jest daleko w tyle i nie sądzę, że zdołasz to zmienić w najbliższym czasie. Tym niemniej jednak wierzę, że podołasz wyzwaniu utrzymania nas na piedestale rozgrywek.

- Wie pan, z piłką nożną to jest jak z kobietą. Na początku wszyscy są szczęśliwi, ale zaraz potem przyłapujesz ją, jak sika do twoich Predatorów udając, że przecież to nie ona sika. Ja jestem tolerancyjny. Kupię nowe, albo będę biegał na boso. Byle była ze mną szczęśliwa.

- Młodzi … - nabrał powietrza w płuca i głośno je wypuścił otwierając przy tym szufladę z poczęstunkiem. Po chwili na blacie smolistego biurka leżakowały pudełka z cygarami, czekoladkami i cukrowanymi galaretkami w kolorze tęczy.

- To jak? Dogadamy się?

- Dogadamy. Zaczynasz jutro! – po tych słowach jegomość otwarło okno na oścież i majestatycznie oznajmił zgromadzonym dziennikarzom, że :

- Prudencio Nelson Cabron od dziś jest oficjalnym menedżerem Sydney FC!

A w odpowiedzi, przy akompaniamencie jasnych fleszy zdało się słyszeć :

- Cabron? To po włosku znaczy …

- Kto został? Kto to u licha jest?

Odnośnik do komentarza

Pierwszy dzień w nowej pracy był tak podniecający, że Prudencio nie wychodził z kibla od szóstej rano. Nagle jelita wpadły na pomysł szaleńczej produkcji odchodów, które jak na złość nie chciały opuścić ciała. W dodatku serce biło mu z prędkością sierpowych Khalidova, a w głowie huczało od buzujących pomysłów.

Droga na Aussie Stadium wiodła głównymi ulicami dzięki czemu mógł zrelaksować zmęczone oczy widokiem budzącego się do życia miasta. Służbowy Citroen C5 z kierowcą gabarytów Agaty Wróbel po kuracji sterydowej z uśmiechem Marlona Brando oznajmił, że dzisiejszy pierwszy trening będzie zapoznawczy. Mianowicie – każdy z piłkarzy przedstawi się indywidualnie, powie na jakiej pozycji gra, gdzie się czuje najlepiej oraz czego oczekuje od nowego menedżera. W dodatku niejaki Alessandro Del Piero ponoć pała rządzą poznania nowego opiekuna, bo też jest Włochem i wierzy, że współpraca z ziomkiem przyniesie mnóstwo wymiernych korzyści.

- A żebyś kurna wiedział, że przyniesie. – szeptał pod nosem knując niecny plan z Duce w roli głównej.

 

Pierwsza drużyna była podzielona na piłkarzy znanych w świecie sportowym, oraz na tych, o których świat i tak już nie usłyszy. Byli to w większości ludzie w podeszłym wieku jak na piłkarza. Brak odpowiedniej bazy szkoleniowej, oraz niewielkie pieniądze przeznaczane na szkolenie młodzieży sprawiły, że do Sydney trafili tacy piłkarze jak Karol Kisel ( 1977r.), Alessandro Del Piero ( 1974r.), Brett Emerton ( 1979r. ) i to oni głównie byli motorem napędowym.

Prezes przedstawił drużynę jako klub z potencjałem na Azjatycką Ligę Mistrzów. I owszem, było w tym po trosze prawdy, ale lichy budżet transferowy nie pozwalał Prudencio na szaleńcze, gepardzie ataki na zawodników spoza Australii. Mało tego, przeliczając na euro mógł zaproponować nowym nabytkom jedynie 675 euro tygodniowo, co nawet na piłkarzy drugoligowych było pensją głodówkową.

- Starsi piłkarze zarabiają stanowczo za dużo, jak na to co prezentują. Jak sprzedasz jakiegoś, będziesz miał pole popisu kontraktując nowych. – rzekł prezes na ucho dając tym samym do zrozumienia, że zarząd za żadne skarby nie zamierza dyskutować w tych kwestiach. Tylko jak sprzedawać, skoro w kadrze i tak były ogromne braki?

- A ten stadion? Co taki zryty? Nie stać nas na zatrudnienie kogoś, kto będzie dbał o główną płytę?

- Stać, nie stać, to jest Pięta Achillesowa. Widzisz Cabron, na Aussie Stadium w Moore Park występują oprócz nas Sydney Roosters, New South Wales Waratahs i West Tigers, a rugbiści zawsze ryją trawę. I za cholerę nie możemy się porozumieć w tej kwestii z zarządem ich klubu. Wiesz, działa metoda spychologii.

Prudencio spojrzał na wydeptane bajoro pod bramką.

- Ile tu wiary wejdzie? Ponad 45 tysięcy? To już ja się postaram o fundusze na ten cel. Będziemy grać seksowny futbol. I mówię to ja, Włoch z krwi i kości. A my mamy oprócz makaronu i pizzy futbol we krwi panie prezesie!

Po tych słowach stanął przy nich Del Piero. Ukłonił się, uścisnął prawicę i zagaił :

- Bardzo mi miło cię poznać Prudencio. Jestem pewien, że razem stworzymy na tym zadupiu coś konstruktywnego. Jestem już stary, ale nadal mam w nogach dynamit. Musisz mi tylko dać wolną rękę na boisku a obiecuję, że …

- … wolisz grać w duecie z Brazylijczykiem Bruno Cazarine, czy z Finem Juho Mäkelä? O w mordę, a cóż to? – Cabron wskazał na kilkanaście kobiet wędrujących w niebieskich koszulkach wzdłuż linii pola karnego.

- To? Dziewczyny Alena Stajcica.

- Sydney FC ma sekcję kobiet?

- I to jakich! Same rakiety. Z niejednego pieca chleb jadły – Del Piero oblizał się na samą myśl o gorących bułeczkach, a później potruchtał w stronę Liama Reddy’ego i Ivana Necevskiego – dwóch golkiperów rozgrzewających się przy jednej z bramek.

- Panowie. – Prudencio krzyknął do zebranych przy tunelu prowadzącym do szatni. – czas oddzielić dziewczynki od chłopców! Zaczynamy walkę o pierwszy skład! Podzielcie się na cztery drużyny, niech każda weźmie piłkę i zaczynamy rozgrzewkę grą w dziada. Później bramkarze pójdą rozgrzewać się z trenerem bramkarzy, obrońcy z trenerem siłowym, zaś pomocnicy i napastnicy niech się przygotują na trening strzelecki. Nie ma ociągania. Wiem, że były wczasy. Pewnie gro z was leniuchowała w pełnym słońcu smażąc blade tyłki na jakiejś egzotycznej wyspie, popijając drinki i klepiąc po pośladkach niepełnoletnie kelnerki. Ale od dziś musicie skupić się wyłącznie na piłce i na realizowaniu zadań. Nie ma taryfy ulgowej. Kto się nie podporządkuje leci do drugiego składu!

- Ale … ale my nie mamy drugiego składu. Mamy tylko drużynę U19!

- Tym gorzej dla niego. Większość z was w takiej drużynie występować nie może i nigdy nie będzie. A więc czeka was ławka rezerwowych, lub co gorsza, krzesełko na trybunach.

- Pan nas straszy?

- Nie żadne Pan, tylko Prudencio Nelson Cabron. I nie straszę, tylko motywuję. A jestem osobą bezwzględną i z całą pewnością dotrzymam obiecanego słowa. Także spinamy poślady! Penisy w portki, zwieracze sztywne i do pracy! No już, hop hop hop!

 

A później stanął przy ławce trenerskiej i spoglądał wybiórczo : raz na piłkarzy, raz na piłkarki.

- Duce byłby ze mnie dumny.

Odnośnik do komentarza

Po przejęciu zespołu Prudencio postanowił przebudować skład. Niestety, po wystawieniu na listę transferową kilku graczy okazało się, że nikt, totalnie nikt nie interesuje się nimi nawet za darmo. Zasady ligi australijskiej zakładały rejestrację maksymalnie pięciu obcokrajowców, z czego na samym starcie było ich aż dziewięciu. Niezrozumiała polityka transferowa poprzednika doprowadziła do sytuacji, w której niezarejestrowani piłkarze pobierali normalną pensję, trenowali na wszystkich treningach, zaś nie zasiadali nawet na ławce rezerwowej podczas meczy. Kuriozalna sytuacja dała upust swym emocjom w momencie, w którym agent Jasona Culiny zaproponował swojego piłkarza za darmo, ale pensja jakiej chciał to 1600 euro za tydzień gry. Prezes pierwotnie nie zgodził się na takie warunki, ale po przysłaniu Culiny na tygodniowe testy nagle w budżecie znalazły się odpowiednie fundusze na ten transfer.

- Jason Culina – za darmo

- Peter Gavalas – za 120 tysięcy euro

- Matthew Thurtell

Do drużyny miał dołączyć również Robbie Fowler, lecz akurat tego piłkarza nie udało się namówić na redukcję pensji. Przybył do Sydney na kilkudniowe testy w których, podobnie jak Culina zresztą, pokazał się z bardzo dobrej strony.

Mecze sparingowe przebiegały nad wyraz dobrze. Na samym początku Prudencio postanowił zagrać z drużyną juniorów, dając tym samym możliwość wbicia się w pierwszą jedenastkę tym nieco gorszym młokosom. Następne sparingi miały być już zorganizowane przez asystenta Anthony Nusseya, 30 letniego Australijczyka, który był farmerem. Zatrudniał na swoim latyfundium pięciu mieszkańców Wybrzeża Kości Słoniowej i jedną Słowaczkę imieniem Teresa, która przybyła do Australii jeszcze w latach dziewięćdziesiątych na krucjatę nawracania Aborygenów na rzymskokatolicką religię.

Zaraz po ustaleniu obowiązków i analizie harmonogramu rozgrywek Prudencio lekką ręką pozbył się słabych członków sztabu szkoleniowego. I tak, korzystając ze wsparcia merytorycznego Nusseya z klubu poleciało aż siedmiu trenerów, zaś na ich miejsce zostały sprowadzone takie nazwiska, jak :

- Ercan Abdullah – turecki trener pierwszego składu. Na treningi przyjeżdżał wozem gastronomicznym i zaraz po nich sprzedawał z ciepłego wnętrza kebaby.

- Fabien Barthez – trener bramkarzy przeszedł operację wszczepienia włosów, ale po kilku dniach patrzenia w lustro zainwestował w maszynki do golenia i ciął odrastające włosy każdego dnia, każdego poranka, a później smarował łeb kremem.

- Tony Ganter – fizjoterapeuta, który jeszcze dwa lata temu prowadził niewielki klub Gogo, w którym tańczyły wyłącznie dziewczyny w przedziale 18-20. Po wpadce z jedną z nich klub został zamknięty, a Ganter kończąc studia medyczne został zatrudniony w klubie na próbę.

- Julio Olarticoechea – argentyński trener przybył do nas za darmo szukając schronienia przed żoną. Ponoć przeleciał siostrę swojej wybranki i córkę tejże siostry. Nazwisko trenera było tak trudne do wymówienia, że Prudencio zwracał się do niego po prostu Julio.

 

 

Życie na obczyźnie nauczyło Cabrona pokory. Już na samym starcie musiał zderzyć się z brutalną rzeczywistością obcowania z ludźmi z innym pigmentem, z inną religią. Tym niemniej jednak w jego cwanym umyśle nadal rodził się plan przewrotu we Włoszech. Tylko potrzebował do tego oddanych ludzi, których w świecie Kangurów brakowało. Jedynym wiarygodnym poplecznikiem miał być były gwiazdor z Turynu, ale Del Piero ani myślał rozmawiać o ojczyźnie. Czuł się zdradzony, zepchnięty do Hadesu światowego futbolu. Zwykł mawiać, że on i Raul od zawsze stanowili o sile swoich drużyn. Ale gdy przybyli nowi, drożsi piłkarze, których koszulki sprzedawały się na pniu, jak promocyjne zestawy kosmetyków na ruskim bazarze, nagle włodarze zapomnieli o ich wkładzie w budowanie potęgi.

- Swego czasu w podobnej sytuacji znalazł się Angelo di Livio z włoskiej Fiorentiny. Po karnej degradacji kilka klas niżej pozostał w klubie wierząc, że z czasem jego oddanie i poświęcenie zostanie docenione. W efekcie, po kilku latach gry za drobne na waciki i trzy czerstwe bułki na wyżywienie żony i dzieci, został kopnięty w dupę i wyrzucony na z dryfującej w nieznane łajby. Pamiętam go jeszcze z czasów wspólnych wojaży w Juventusie. To był gość. A później naszedł 2002 rok i karna degradacja do Serie C2. Mówię ci Prudencio, takich ludzi już nie ma.

- Ale to może właśnie należałoby coś zmienić? Nie cierpię ludzi, którzy uważają, że skoro system wygląda tak, a nie inaczej, to po prostu należy nauczyć się z tym żyć. Rząd z prezesami urządza codziennie gangbanga waląc nas we wszystkie możliwe otwory, a my ocieramy po tym spermę szmatką mówiąc, że nie było przecież tak strasznie jak pierwotnie zakładaliśmy. Powiedz sam, chciałeś odejść z Turynu?

Del Piero spojrzał na młodzieńca i pogładził nieogoloną brodę nasadą dłoni. W jego żyłach płynęła czysta, włoska krew.

- 20.05.2012. Wiesz co oznacza ta data?

Prudencio pokręcił głową na znak, że nie. Wtedy gwiazdor kontynuował :

- To data mojego ostatniego meczu w barwach Juventusu. 705 meczów i akurat Napoli musiało nam pokazać miejsce w szeregu. Przerżnęliśmy 0:2. Dziewiętnaście lat w tym klubie nauczyło mnie jednego. Prawdziwego mężczyznę nie poznaje się po tym jak zaczyna. Prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy. I nie mówię tu o pierdoleniu drogi kolego – Del Piero zakasał rękawy i wziął się pod boki sugerując Prudencio, że ma kosmate myśli.

- Wiem. – odparł Cabron.

- Mówię tu o tym, jak będziesz traktował byłą partnerkę po rozstaniu. Z szacunkiem, czy też będziesz plugawił jej honor, jej osobę praniem wspólnych brudów w towarzystwie osób postronnych. Ja mój klub kocham całym sercem. A to, że zarząd akurat postanowił tak, a nie inaczej … ludzi nie zmienisz. Możesz co najwyżej spróbować zapłodnić chłonne, młode umysły jakimś optymistycznym planem. Tylko zauważ, że najczęściej wszystko pali na panewce. A uważam, że to, co akurat knujesz w swojej młodej łepetynie nie ma sensu. Z czasem nauczysz się postrzegać życie takim, jakie jest. Masz fach w ręce, stosowne papiery, to spróbuj wypłynąć na szerokie wody światowego futbolu poprzez ciężką i mozolną pracę. Może kiedyś, kto wie, poprowadzisz kadrę Włoch do mistrzostwa świata? Wtedy możesz śmiało powiedzieć, że Włochy są najlepsze na świecie. I wcale nie trzeba obalać systemu. Spójrz na to z innej strony. Jestem Włochem, a gram w Australii. Teoretycznie również zabrałem miejsce pracy jakiemuś potomkowi Aborygenów, czyż nie? A ty? A pozostali, którymi się otaczasz? Czyż oni też są bez winy?

- Ja przybyłem tu bardziej z przymusu niż z wyboru.

- Ale nie ma to żadnego znaczenia czym się akurat kierowałeś. Ważne jest to, gdzie teraz jesteś i co robisz. A prawdę powiedziawszy w tej właśnie chwili przeczysz samemu sobie. Chcesz walczyć z wiatrakami, ale sam je budujesz. Chcesz zabić smoka, ale sam go trzymasz w ogrodzie i płaczesz, że pożera ci kobiety. Ochłoń trochę. Dobrze to robi i tobie i nam.

Po tych słowach Alessandro wsiadł do białego Porsche Panamera, pozdrowił Cabrona salutując, a później silnik zaryczał jak tyranozaur i auto pomknęło lewym pasem do centrum.

Odnośnik do komentarza

Football Manager 2012

Ligi : Australia, Anglia, Włochy

Baza danych : ogromna

Zasady : własne

 

 

Przygotowania do sezonu ruszyły z kopyta. Pomimo pretensji do prezesa i całej reszty zarządu o brak funduszy Prudencio miał w planach wywalczyć mistrza już w pierwszym sezonie. Dzień wcześniej, w zeszycie A4 w kratkę sporządził kilka interesujących taktyk, które w miarę rozwoju wydarzeń zamierzał wdrażać w swój system. I tak, na samym początku pierwsza drużyna zdemolowała juniorów. I to w pełni słowa tego znaczenia, bowiem hokejowy wynik nie do końca odzwierciedlał tego, co się wówczas działo na murawie. Drużyna juniorów praktycznie nie wyszła z własnej połowy i tylko dzięki golkiperowi nie dostali więcej. Z bardzo dobrej strony pokazał się Brazylijczyk Bruno Cazarine, którego poprzedni szkoleniowiec chciał sprzedać. System 4-4-2 z dwoma wysuniętymi skrzydłowymi spisał się na medal.

 

17. 08. 2011 Sydney Football Stadium

Sydney FC 7:0 Sydney FC Juniorzy

( Emerton 3x, Del Piero 2x, Cazarine 2x)

 

Prudencio postanowił w kolejnych dwoch spotkaniach wystąpić w klasycznym ustawieniu, zmieniając jedynie nastawienie całej drużyny. W pierwszym spotkaniu z A.P.I.A Tigers Sydney zagrało ultra defensywną piłkę, w której nawet napastnicy mieli za zadanie wracać po futbolówkę do środka boiska. Dzięki takim zabiegom drużyna gospodarzy oddała jedynie jeden celny strzał na bramkę udowadniając tym samym, że pomimo wąskiej kadry podopieczni Włocha potrafią grać w tyle. I to nie byle jak, bo środkowi pomocnicy byli solidnym fundamentem całej formacji defensywnej, a sam Culina latał jak po amfetaminie między jedną bramką, a drugą, nie popełniając przy tym ani jednego błędu.

27.08.2012 Lambert Park Sydney, 2407 kibiców

A.P.I.A Tigers 0:5 Sydney FC

( Cazarine, Emerton 2x, Del Piero, Culina )

 

W trzeciej towarzyskiej potyczce Cabron ustawił zespół niezwykle ofensywnie. Każdy miał wolną rękę i nikt ściśle nie trzymał swojej pozycji na boisku. Miało to na celu pokazanie trenerowi kto tak naprawdę posiada odpowiednie umiejętności czytania gry i brania odpowiedzialności za ewentualne błędy. A było ich całkiem sporo bo Sydney FC zagrało bardzo przeciętny mecz. Co prawda wszyscy razem wzięci oddali 19 strzałów na bramkę, ale w większości były to piłki Panu Bogu w okno, co bardzo nie podobało się zgromadzonej na trybunach publiczności. W efekcie, dopiero pod koniec drugiej połowy rozwiązał się worek z bramkami.

31.08.2012 Bonnyrigg Sports Club, 2400 kibiców

Bonnyrigg White Eagles 1:2 Sydney FC

( Cazarine, Ryall )

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...