Skocz do zawartości

Buon giorno pomidory!


Loczek

Rekomendowane odpowiedzi

W zastraszającym tempie z ulic znikały młode kobiety. I nie było to wcale wynikiem ciąży, nowych damskich chorób, czy chociażby egzotycznej grypy która siała spustoszenie wśród płci pięknej. Claudia opowiadała, że w jej klasie brakowało już siedmiu dziewczyn, a w klasie równoległej aż dwunastu, co nie umknęło uwadze lokalnej policji. Pierwotnie zakładano, że jest to wynikiem migracji poza wyspę w poszukiwaniu pracy, lecz później w ręce jednego z funkcjonariuszy wpadła rozhisteryzowana blondynka w podartych spodniach z jednym ramiączkiem dyndającym na lewym ramieniu. Okazało się, że okoliczny wataszka Ramirez urządzał bachiczne uczty kaperując do swoich agencji towarzyskich rozsianych na wschód od Sydney wszystkie dziewczyny, które można było sprzedać za godziwe pieniądze. Karmił je przy tym turkusowym proszkiem sprytnie rozpuszczanym w napojach, dodawanym do potraw. Specyfik sprawiał, że kobiety były uległe i spełniały każdą, nawey najbardziej wymyślną prośbę. W międzyczasie do sądu wpłynął pozew przeciwko Prudencio, w którym młoda kobieta oskarżała go o manię prześladowczą, dołączając do pisma kilka niewybrednych tekstów, których autorem rzekomo był właśnie Włoch. Życie powoli nabierało tempa. I to akurat pod sam koniec sezonu, gdy Sydney FC święciło swoje pierwsze, od dawien dawna, sukcesy.

 

Tego dnia miał odbyć się mecz z koreańskim Pohang. Ku uciesze prezesa kasy sprzedały blisko trzynaście tysięcy biletów, co znacząco wpłynęło na uszczuplony budżet rosyjskiego potentata. Niestety na kilka godzin przed potyczką do siedziby klubu przyjechał radiowóz. Dwóch otyłych funkcjonariuszy z lukrem na ustach i cukrem pudrem na kołnierzach wkroczyło ceremonialnie do środka. Bez zbędnych ceregieli wyprowadzili Cabrona na zewnątrz i przytrzymując mu głowę wsunęli go na tylne siedzenie.

- Panowie, tak nie można! – ryczał zamykany za pancerną, kuloodporną szybą.

- Założymy się?

Droga na komisariat przebiegła nad wyraz przyjemnie. Cabron łomotał podeszwami przykurzone drzwi usiłując w delikatny sposób oswobodzić się ze stalowych kajdanek, które jak na złość coraz mocniej zaciskały się na jego przegubach. Policjanci nie zwracali na niego kompletnie uwagi serwując swoim uszom nową listę topowych przebojów przegryzanych zachrypniętym głosem prowadzącego.

 

- Ty opowiem ci dowcip. Dzwoni tato do córki będącej na studiach zagranicznych w Irlandii.

- Cześć córeczko, co słychać?

- Zostałam prostytutką, tato!

- Co? Jak mogłaś! Ty szmato, Ty kurwo! Ty..

- Ależ tato! Tato, ty wiesz ile ja mam teraz ciuchów? Mam czesne i studia opłacone już do końca. Jeżdżę jaguarem. Siostrę zapraszam do mnie na wakacje, a Wam z mamą wykupiłam miesięczne wczasy na Majorce i kupiłam najnowszą Beemę - już tam czeka na Was...

- Czekaj, czekaj........to mówisz, że kim zostałaś?

- Prostytutką !

- Aaaaaa, to przepraszam. Ja zrozumiałem, że protestantką...

 

I obaj ryczeli ze śmiechu wciągając wypadające gile nosem.

Na komisariacie Prudenco musiał złożyć zeznania. Niestety osoby przyjmującej póki co nie było, więc czas oczekiwania wydłużył się do czterech godzin. Cztery bite godziny spędzone w celi z lokalnymi drabami sprawiły, że Sydney FC musiało grać bez swojego trenera. W efekcie, bo zaciętej walce jedyną bramkę w 25 minucie zdobył Noh Byung-Joon strzałem z nożyc. Piłka wpadła za kołnierz golkipera, który wyciągnął się jak struna smyrając jej wentylek opuszkami palców. Cabron szalał jak po amfetaminie częstując dwóch oprychów konkretnymi cepami. W efekcie zamiast składać zeznania musiał spędzić kolejne 24 godziny na dołku pokutując za napaść na współosadzonych.

Liga Mistrzów Grupa G

28.03.2012, kibiców 12903

Sydney FC 0:1 Pohang

( Noh Byung-Joon )

Odnośnik do komentarza

Poszukiwania następców Kisela, Makeli i Cazarine rozpoczęły kolejny etap w klubowym życiu. Pierwotnie zakładano, że Cabron będzie miał wolną rękę, lecz w rzeczywistości nad całością pieczę trzymał wiecznie niezadowolony prezes, który wszędzie węszył spisek. Do odstrzału miał pójść Del Piero, ale cała drużyna stanęła murem za Włochem twierdząc, ze skoro on odchodzi to oni też będą szukać nowego pracodawcy. Kiedy ten plan spalił na panewce to rezerwowy musiał już wypalić. Bret Emerton został wystawiony na listę transferową, co zdemolowało morale całego zespołu. Rosjanin był święcie przekonany, że Cabron będzie chciał w letnim okienku transferowym pozyskać zawodników, których gaża ponownie nadszarpnie budżet zespołu, więc już na starcie zostało zakomunikowane, że klub dziesięć razy obróci w dłoni każdego dolara zanim postanowi złożyć parafkę pod stosownymi papierami. W efekcie stare umowy nie były przedłużane i z klubem pożegnało się kilku słabych juniorów. W dodatku w składzie znajdowało się aż trzech obcokrajowców, których nie udało się zarejestrować przed sezonem. Pobierali pensje, trenowali z drużyną, ale nie zagrali w ani jednym oficjalnym meczu. Cała trójka została poproszona o dobrowolne rozwiązanie kontraktu, a gdy to nie przyniosło oczekiwanego skutku, najzwyczajniej w świecie zostali zwolnieni i dostali za to pokaźne pieniądze.

Poszukiwania nowych zawodników zakładały w pierwszej kolejności pozyskanie dwóch napastników, z czego jeden musiał być wysoki a drugi filigranowy. Prezes David Traktovenko kładł na te założenia ogromny nacisk posiłkując się informacjami wyczytanymi w brytyjskich i hiszpańskich tabloidach. Twierdził, że tam właśnie pracują najwybitniejsi szkoleniowcy i to od nich należy się uczyć taktyki i polityki transferowej.

Skanowanie rynku dostępnych graczy rozpoczęło się więc od wysłania trenera juniorów, trenera bramkarzy i jednego z fizjoterapeutów w trzy regiony Australii. Cięcia budżetowe sprawiły, że nie pozyskano żadnego skauta, co zmusiło Cabrona do tak restrykcyjnych i odważnych decyzji. Lista odpowiednich graczy miała być sporządzona do końca czerwca, a kontraktowanie miało mieć finisz do końca lipca. Faza grupowa Ligi Mistrzów niebawem miała się zakończyć, ale po ewentualnym awansie i tak nowych graczy zgłosić nie można.

Odnośnik do komentarza

Cześć.

Chciałbym wam życzyć wszystkiego co najlepsze w nadchodzącym 2013 roku.

Niech się spełnią Wasze wszystkie marzenia, plany.

Życzę Wam, by każdy kolejny dzień był lepszy od poprzedniego, byście uparcie dążyli do celu.

Wszystkiego co najlepsze!

Szczęśliwego Nowego Roku !! ;-)

Odnośnik do komentarza

Na australijskiej ziemi smaliło niemiłosiernie. Prudencio wezwał ekipę sprzątającą od basenów i pozostawił ją pod opieką siostry, po czym taksówką pojechał do domu rodziców. Wczorajsze tabloidy zaserwowały pokaźną surówkę zdjęć jego ojca w towarzystwie dwudziestokilkuletniej blondynki która pchała przed sobą dziecięcy wózek z bliźniakami. Według pismaków to właśnie głowa rodziny Cabron była ojcem tych dzieci.

- Mamo, opowiedz mi proszę o tym. – położył gazetę na stole jasnobrązowego stołu i nasypał do szklanki dwie łyżeczki cukru mieszając ciepłą herbatę stalową łyżeczką. Patrizia z miną pokerzysty przejrzała czarne litery nad zdjęciami, a później nabrała powietrza w płuca i ze świstem je wypuściła.

- Prudencio, my z ojcem od dawna żyjemy w tak jak by separacji. Wszystko rozpoczęło się już kilka lat temu, gdy wojsko zaczęło wysyłać go na misje. Najpierw pojechał do Afganistanu w charakterze dowódcy jakiegoś oddziału.

- Pamiętam. Spędził tam jakieś pięć miesięcy nie dając praktycznie w ogóle znaków życia.

- Tak, ale sam powiedz. Słyszałeś kiedyś o tym, by Włochy brały udział w tej amerykańskiej wojnie? Bo ja nie. Ale ślepo zakochana ślepo też wierzyłam w jego słowa. Później był wyjazd na Falklandy i do krajów Beneluksu. A teraz to.

- Skoro wiedziałaś, ze coś jest nie tak, dlaczego nie zareagowałaś w porę? – Cabron wypił już całą herbatę i szukał po szafkach czegoś słodkiego do schrupania.

- Po powrocie z Afganistanu znalazłam w jego mundurze czerwonego tipsa. O, taki malutki – matka pokazała palcami wielkość znaleziska a później usiadła na zlewozmywaku. – schowałam go do szuflady i czekałam, aż sam coś powie. Mijały tygodnie, miesiące a nasze pożycie małżeńskie było tak interesujące jak dłubanie w uchu. I wtedy po raz pierwszy twój ojciec zakomunikował mi, że nasze życie nie ma sensu, że on się dusi, że potrzebuje kilku zmian. Dałam mu wolną rękę. Nie chciałam wam mówić, że będziemy się rozwodzić, bo i sama nie do końca byłam pewna czy to aby na pewno nastąpi.

- I to dlatego wstawiliśmy do waszego pokoju tą szarą kanapę?

- Tak. Ojciec sypiał na niej przez ostatnie kilka lat, ale za każdym razem po przebudzeniu chował pościel do środka tak, byście się nie zorientowali, że coś jest nie tak. Starałam się, uwierz mi Prudencio, starałam się – wstała i pochyliła się nad głową syna przeczesując mu włosy palcami.

- Sukinsyn.

-Nie oceniaj go w ten sposób. Każdy ma prawo do własnego szczęścia.

- Ale własnego szczęścia nie da się budować kosztem nieszczęścia drugiego człowieka mamo. Tak po prostu nie można.

- Tak, wiem o tym. Tylko nie zapominaj, że to nadal jest twój ojciec.

- Mój, albo i nie mój.

- Co chcesz przez to powiedzieć? – matka odeszła dwa kroki do tyłu i zmrużyła powieki.

- Nic. Zupełnie nic. Czyli teraz jesteś sama? A kim jest ta gówniara?

- Jest córką jakiegoś pierdolonego konsula, który od lat przesiaduje w Sydney. I według moich przyjaciół to właśnie do tej kobiety twój ojciec od kilku lat latał twierdząc, że jest na misji. No, zmykaj już, niebawem macie chyba mecz, prawda?

Prudencio spojrzał na zegarek i poderwał się z krzesła.

- Mamo, jeśli chcesz, możecie z Claudią zamieszkać u mnie. Mam duży dom, kilka pokojów więc się wszyscy pomieścimy. Sama nie ogarniesz wydatków na to, gdzie teraz mieszkasz.

- Dziękuję synku. Pomyślę nad tym.

 

Po zdobyciu ligi nadszedł czas rozegrania dwóch następujących po sobie meczów półfinałowych Hyundai Finals Series. Rywalem Sydney FC było Adelaide United FC i obydwa spotkania cieszyły się ogromnym zainteresowaniem ze strony zarówno mediów, jak i samych kibiców. Zwycięstwo w pierwszej potyczce dał Del Piero z pomocą Gavalasa. Włoch uderzył z wolnego pod poprzeczkę, zaś golkiper w 89 minucie wspaniałą robinsonadą wyjął piłkę z karnego.

Hyundai Finals Series Duży Półfinał 1.Mecz

01.04.2012, kibiców 16156

Adelaide United FC 0:1 Sydney FC

( Del Piero )

 

Siedem dni później w rewanżu w Sydney było już łatwiej. Jednobramkowa zaliczka zdobyta na wyjeździe dodała Cabronowi skrzydeł i po golach Bridge’a i Emertona Sydney FC awansowało do finału.

Hyundai Finals Series Duży Półfinał 2.Mecz

08.04.2012, kibiców 13494

Sydney FC 2:0 Adelaide United FC

( Bridge, Emerton )

Odnośnik do komentarza

- Warto by było zastanowić się nad sensem sprowadzania gwiazd światowego formatu. Przecież u schyłku kariery grają dość przeciętnie, a skoro nie będą się wyróżniać na tle pozostałych zawodników, to jaki jest sens wypłacania im pokaźnej gaży? – prezes klubu prawił morały na spotkaniu z całym sztabem szkoleniowym. Za nim, na rozwijanym ekranie widniała lista kilku piłkarzy, których wyszukali Sydney poszukiwacze talentów zesłani na pewne obszary globu.

- No dobrze, ale w takim razie skoro nie chcecie rozbudować bazy szkoleniowej, powiększyć obiektów dla juniorów, ani nawet wykupić stadionu – że nie wspomnę o rozbudowie obecnego – to jaki ma pan pomysł na ściągnięcie na mecz większej liczby kibiców? Przecież nie samą transmisją telewizyjną piłka nożna żyje, prawda? – Prudencio usiłował wybrnąć z tej infantylnej sytuacji na różne sposoby. Już niejednokrotnie przerabiał podobne zachowania prezesa, który w dość despotyczny sposób usiłował prowadzić Sydney FC.

- Chciałbym jedynie nadmienić drodzy goście, że to ja mam głos decydujący i to ja będę mówił co jest nam potrzebne, gdzie zainwestujemy a gdzie obetniemy koszta. Mam nadzieję, że wyrażam się jasno panie Cabron? Nie będziemy inwestować w żadne siatki skautów, bo to nie ma większego sensu. Poza tym baza treningowa jest odpowiednio rozbudowana. W przeciwnym razie jak mam wytłumaczyć fakt, że zdobyliśmy mistrza? No bo chyba nie jest to wyłącznie zasługą pana Prudencio Nelsona Cabrona?

W sali zapanowało poruszenie. Szepty cięły niczym szpada muszkietera na wskroś ciszę. Kilka osób kręciło przecząco głową, inni próbowali coś notować w swoich obitych skórą kalendarzach. Za oknem chmury powoli zaczynały śpiewać deszczem, a ulice sukcesywnie się wyludniały.

- Po przedstawieniu kilku list potencjalnych zawodników doszedłem do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie zatrudnienie dwóch Argentyńczyków.

- Kogo?

- Już kontrakty zostały podpisane. Panowie, od jutra na waszych treningach będą się pojawiać:

1. Lucas Castromán – były piłkarz Lazio, Udinese i Boca Juniors. Może występować zarówno w napadzie jak i na prawej flance, co daje nam większe pole manewru przy ustalaniu jedenastki meczowej.

2. Sebastian Merlo – wietnamskie Da Nang oddało tego napastnika całkowicie za darmo. Po przedstawieniu mu naszej oferty kontraktowej bez zastanowienia złożył parafkę pod stosownymi dokumentami. Merlo ma problem z językiem angielskim, więc liczę na to, że w klubie oprócz Castromana będzie ktoś, kto mu pomoże. Prawda?

3. Davide Petrucci – włoski środkowy pomocnik, który pierwsze szlify zbierał w Romie, natomiast pozostałą część kariery spędził w słynnym Manchesterze United. Za jego transfer również nie musieliśmy płacić, co wiąże się oczywiście z przeznaczeniem pieniędzy na większą premię za ewentualne powtórzenie sukcesu z tego roku. O pozostałych transferach porozmawiamy na kolejnym spotkaniu, tymczasem państwu dziękuję za uwagę. Muszę uciekać bo mam za pół godziny zajęcia z Capoeiry. To wszystko, do zobaczenia!

Odnośnik do komentarza

Prediccion mieszkał w bliżej nieokreślonej czasoprzestrzeni, gdzieś pomiędzy wczoraj a pojutrze, w gronie pytań bez odpowiedzi. Na pierwszy rzut oka przypominał człowieka bowiem posiadał identyczne mu ciało. Lecz gdy się bliżej przyjrzeć można było zauważyć znaczące różnice. Potrafił patrzeć w przyszłość i określić czas jaki pozostał danej osobie na ziemskim globie. Lubował się w nawracaniu złych ludzi na poprawne tory, uwielbiał pastwić się nad próżnymi i obrzydliwie bogatymi, dawał biednym nadzieję na lepsze jutro. Był bardzo znanym i szanowanym stworem, a o jego zdolnościach pisano liczne powieści i limeryki. Krążyły legendy o tym, że to on był twórcą Robin Hooda, miał wpływ na dobór osób które wygrały szóstkę w totolotka, a także, że zasiadał po prawicy losu, tuż przed szczęściem i nieszczęściem. Występował pod różnymi postaciami. Raz przybierał kształt poturbowanego szczeniaka, którym miał zaopiekować się wyjątkowo zły człowiek. Innym razem był staruszką, która miała problem z wejściem po schodach; niedoszłym samobójcą którego uratował przekupny policjant; bohaterskim marynarzem, który ratował ludzi tuż po kuriozalnym występku Francesco Schettino. Prediccion żywił się pozytywnymi myślami. Trafiał zawsze tam, gdzie w umyśle rodził się niecny plan przewrotu, powstania, obalenia rządu, biznesu pogrążającego biednych i niepełnosprawnych. Kastrował umysły z bratobójczych pomysłów, zapładniał puste umysły twórczymi pragnieniami. Był czymś w rodzaju klechy, który został zesłany na padół ziemski by przywrócić mu odpowiedni tok rozumowania. Niestetytrafiał wyłącznie do ludzi obdarzonych wyjątkowymi zdolnościami, przez co szarzy obywatele nie mieli szans konfrontacji.

 

Tego dnia Prudencio zamówił dwa samochody dostawcze by przeprowadzić siostrę z matką do swojego domu. Ojciec wszem i wobec oświadczył, że zamienił żonę na lepszy model i zamierza resztę życia spędzić u boku o połowę młodszej kobiety. W efekcie konsul włoski zaproponował mu posadę w ambasadzie dając Prudencio pożywkę do kontynuowania swoich niecnych planów faszystowskiej inwazji. Włoch pierwotnie zakładał, że to właśnie w Sydney FC stworzy namiastkę swojego legionu, lecz przepisy zabraniały rejestrowania więcej niż pięciu obcokrajowców. Pomyślał więc, że jeśli osiągnie międzynarodowy sukces, będzie mógł przenieść się do lepszego klubu, do lepszego państwa. Niestety wakatów w chwili obecnej nie było, a te które miały nadejść nijak mu nie odpowiadały. Z Manchesteru United odszedł Alex Ferguson, w Chelsea zwolniło się miejsce i Juventus Turyn planował zatrudnić nowego szkoleniowca.

Gdy ostatni bus opuścił podwórko Cabron stanął na wprost skrzyżowania i zmrużył powieki. Czarny Chrysler 300 C z chromowanymi felgami tarasował wjazd na posesję ostatniego domu, a z otwartych okien wypadała muzyka Papa Roach.

- Załatwiłaś wszystko? – spytał Claudii, która właśnie pisała sms.

- Wszystko?

- No, z Ramirezem? Forsa oddana? Żadnych długów, problemów, sprzeczek?

Siostra Prudencio spojrzała na niego z wyrzutem.

- Ja z nim problemów nie miałam. Ale moja przyjaciółka owszem. Ta Australia to od początku był głupi pomysł. Ojciec z matką się rozstali, my będziemy mieszkać u ciebie a ty cholera wie ile jeszcze będziesz tym trenerem czy czym tam jesteś. Ramirez rżnie moją przyjaciółkę, a ja mam problem z językiem. Mam tego dość!

- Byłyście z tym na policji?

- Na policji? Zwariowałeś? I co im powiemy? Że zadajemy się ze świrami? Wyśmieją nas. Chciałabym stąd wyjechać. Jak najdalej. Najlepiej znów do Włoch.

- Kiedyś tam wrócimy. Obiecuję. Ale teraz musisz być twarda i wspierać matkę. Dla niej życie wywróciło się do góry nogami i nieprędko się ogarnie. Pamiętaj, jesteś teraz dla niej bardzo ważna. Ucz się siostra, pomagaj w domu, z czasem znajdziesz nowych przyjaciół i może jakiegoś chłopaka.

- Chłopaka? U tych odmieńców?

- Życie czasami łapie nas za chabety i daje po pysku. Ale tylko od nas zależy to, czy będziemy płakać, czy powiemy, że leje jak baba.

Claudia parsknęła śmiechem i pociągnęła bratu po plecach z otwartej dłoni. Po chwili nadjechała taksówka i oboje wsiedli do środka.

- Dokąd? – spytał czarnoskóry starzec z siwą brodą po sam koniec szyi, po czym wygiął się w nienaturalny sposób i wysunął język przed usta.

- Co jest? – Prudencio spojrzał na siostrę, ale ta zamarła w bezruchu trzymając wyprostowaną dłoń przy piersi. Wyciągnął w jej stronę swoją dłoń, ale ta trafiła na niewidzialną ścianę.

- Catharzis! – jego dłoń została wessana aż po przedramię i świat na moment nabrał innego znaczenia.

 

„Miłość jest pojęciem względnym. Każdy traktuje ją jako subiektywną definicję czegoś, co z jednej strony jest utopijne, ale z drugiej cholernie realne. Tylko często gubiąc się gdzieś na rozdrożu wyborów życiowych gubimy też pierwotny stan tej definicji. Doczepiamy później kolejne części, doklejamy po bokach kolejne sentencje i powstaje głowonóg, albo inny równie dziwny twór. Niezrozumiały dla widzów. Otaczasz się szczęśliwymi parami. To znaczy, na pierwszy rzut oka tak jest, ale jakoś nie masz ochoty wnikać w szczegóły tych związków. Wszyscy coś planują, gdzieś wyjeżdżają, coś budują. Jedni spełniają marzenia, inni je dopiero kreują. Ale niewątpliwie każdy działa, w ten, czy w inny sposób. A wypadkowa tych działań jest raz lepsza, raz gorsza. Ale o to w tym wszystkim chodzi. Budować coś z niczego, podnosić Sfinksa z popiołów, albo po prostu dokładać kolejną cegiełkę do fundamentów, stropu i piętra. Tak po prostu. Twoi rodzice zgubili się już kilka lat temu, a utracona miłość nigdy już nie będzie tak samo soczysta. Cierpisz, ale to cierpienie powinno umocnić cię w przekonaniu, że jeśli znajdziesz drugą połówkę, to będziesz ją szanował, kochał, dbał o nią aż po świata kres. A obraz twoich rodziców niech będzie dla ciebie przestrogą – robić wszystko by nie powielić ich schematu. Wspomnienia owiane nutką nostalgii to dychotomia. Radość i poczucie niespełnienia, albo żal i duma. Niestety, życie pisze częściej czarne scenariusze, niż bajkowe. Dzisiaj jesteś królem, jutro żebrakiem. Dziś wznoszą peany na Twą cześć, a jutro kończysz pod blokiem zwinięty w kulkę, z butelką taniego wina i dziurawym kocem. Paroksyzm ”

 

Znów coś huknęło. Prudencio otworzył oczy i przed autem zobaczył Predicciona. Wsuwał tradycyjnie coś z kubełka KFC.

- Dlaczego mi to robisz?

- Ja? Sam sobie to robisz. Bijesz się z myślami zamiast działać! Rusz dupsko i wyjdź do ludzi! Poznaj kogoś, zakochaj się, zapisz się na siłownię!

- Nie chcę!

- To jest życie? Praca, dom, praca? Ty masz dwadzieścia kilka lat! Lukas nie byłby z ciebie dumny! Idź i zapal jointa, przeleć jakąś mamuśkę i jej córkę, wypij za dużo i obij komuś mordę! Korzystaj z życia póki masz czas i możliwości! Bo kiedyś będziesz musiał za to słono zapłacić, a dzisiaj masz to za darmo!

Cabron chciał wysiąść z samochodu, ale ten jak by nigdy nic mknął dalej przez ulicę.

- No więc? Dokąd was zawieźć? – czarnoskóry taksówkarz spoglądał bezpłciowo w lusterko.

Odnośnik do komentarza

- Którą wybierasz? – spytał Gavalas spoglądając na filigranowe Chinki siedzące za szklaną szybą. Prudencio bacznie obserwował wszystkie kobiety. Były podzielone na trzy grupy, a każda z nich nosiła odpowiedni kolor kotylionu. Zielone były najtańsze; siedziały na samym dole. Te należały do grupy delikatnie zaniedbanych-pulchne, za chude, za wysokie i za niskie. Na środkowym podwyższeniu siedziały niebieskie; najczęściej wybierane ze wszystkich. Ich cena nie była wcale niska, ale przeciętny europejczyk spędzający wolny czas podczas tak zwanego wyjazdu służbowego, mógł sobie na jedną pozwolić. Na najwyższym stopniu siedziały czerwone. To były rarytasy, a ich cena często przekraczała granice normalności. Korzystali z nich głównie dilerzy narkotyków, albo otyli właściciele firm produkujących coś dziwnego i niekiedy w ogóle niepotrzebnego.

- Sam nie wiem. Nigdy nie byłem w burdelu. – odparł podwijając rękawy. W środku panował pedantyczny porządek. Szczupły Azjata z delikatnym wąsem i szpiczastą bródką zawiniętą w lewo stał przy mikrofonie i niczym wodzirej zapraszał kolejno numery do kasy.

- Ja wezmę siódemkę. Wygląda jak moja kuzynka.

- Numer siedem, wstań, obróć się dookoła!

Czarna Tajka o ciemnej karnacji i długich, spiętych w dwa dobierane warkocze, włosach spaliła rumieńcem.

- Ja się jeszcze zastanowię.

- Jeśli panowie nie jesteście pewni swoich wyborów, serdecznie zapraszam na salę. Za kilka chwil odbędzie się wspaniały pokaz taneczny w wykonaniu naszych najlepszych dziewczyn. A gwarantuję wam, takiego show jeszcze nie widzieliście.

Prudencio spojrzał na Emertona, który nerwowo wystukiwał na swoim telefonie wiadomość do narzeczonej „ Już śpię. Jutro się odezwę. Też cię kocham ”.

- Często tak robisz?

- Tylko jak jestem w burdelu.

 

Sala przypominała kinową. Faceci nafaszerowani używkami siedzieli w czterech rzędach poustawianych równolegle, a pomiędzy nimi przechadzały się kelnerki odziane w tacę z drinkami.

- Siadamy?

- Zaiste!

Po kilku chwilach oczekiwania na scenę padł biały okrąg światła, a z głośników zawieszonych z każdej strony wyrzygało

.

Pierwsza tancerka odziana w seledynowe sznurki zakrywające wyłącznie przerwę między nogami i sam środek sutków przywitała wszystkich odwróconym skłonem. Zatańczyła przy rurze, a później przytknęła palec wskazujący do ust, uśmiechnęła się tak szczerze, że Cabron przez moment był święcie przekonany, że to było tylko do niego.

- Ciekawe co pokaże.

Dziewczyna rozchyliła nogi, wsunęła w krocze dwa palce i zaczęła wyjmować ze środka sznur. I nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że trwało to całe trzy minuty. Później owinęła się tym sznurem dookoła pięciokrotnie, pożegnała wszystkich machając dłonią i zniknęła przy akompaniamencie oklasków.

Druga Azjatka wyszła na scenę z trzylitrową butelką z wodą mineralną. Usiadła na ziemi, wsunęła w krocze szyjkę i wlała w siebie całą zawartość. Następnie wstała, ukłoniła się, zatańczyła do muzyki, usiadła i wlała zawartość siebie ponownie w butelkę. Tylko, że tym razem ciecz miała barwę już coca-coli.

- Ja pierdolę, zaraz puszczę pawia! – Emerton skrył usta w dłoniach, a Del Piero zataczał się ze śmiechu.

- Jesteś słaby człowieku. Daj se na luz! – Gavalas zainspirowany nowo poznaną metodą fetyszu klepał po plecach kompana jednocześnie obserwując kolejną tancerkę.

Ta z kolei trzymała w dłoniach metrowe dildo, które wyginało się na wszystkie strony. Wsunęła je po sam koniec w przełyk, a później wyjęła pokazując wszystkim, że jest całe. I czynność tą powtarzała pięciokrotnie, nim ostatnia nuta piosenki nie zniknęła pod sufitem.

- Gdyby moja tak potrafiła …

- No wiesz, zdania są podzielone! – Culina parsknął śmiechem.

- Bierzcie i korzystajcie, ale z umiarem, bo jutro mamy mecz z Beijing.

- Cholerny Pekin. I jak tu być wiernym?

Odnośnik do komentarza

Droga do sukcesu międzynarodowego wiodła przez Pekin. Niestety, spotkanie z zielonymi Beijing odbyło się już bez Cazarine, Kisela i Makeli. Cały tercet za darmo odszedł do potencjalnie lepszych drużyn, zaś Prudencio musiał posiłkować się w Azjatyckiej Lidze Mistrzów juniorami. Na Worker’s Stadium w Pekinie przywitał ich tłum rozdartych, fanatycznych kibiców. Sydney FC nie zwykło rozgrywać meczy przy takich tłumach, więc stres zbierał wielkie plony. Najpierw po rozpoczęciu gry Terry McFlynn tak całkiem od niechcenia kopnął na bramkę Chińczyków dając prowadzenie swojej drużynie. Później Mi Haoming zdobył bramkę wyrównującą uciekając pod pachami stoperom z Australii. W 63 minucie było już wiadome, że Sydney awansuje z grupy z pierwszego miejsca. Druga bramka Australijczyka okazała się zabójcza.

Liga Mistrzów Grupa G

11.04.2012, kibiców 52730

Beijing 1:2 Sydney FC

( Mi Haoming ) ( McFlynn 2x )

 

Australijski Hyundai Series Wielki Finał zgromadził na Sydney Football Stadium aż czterdzieści pięć i pół tysiąca kibiców. Przyjechały całe rodziny, klany, watahy przyjaciół. Wszyscy mieszkańcy okolic miasta zjednoczyli się w ten jeden wielki, słoneczny dzień, by kibicować swojej ukochanej drużynie. A naprzeciw siebie w szranki stanęło Sydney FC i Melbourne Victory FC. Nim spiker ogłosił obie jedenastki dział cateringowy sprzedał cały asortyment i kolejne porcje ciepłych kiełbasek, kebabów, pizz, popcornu, tłustych skrzydełek i piersi, frytek, tostów, chipsów, ciastek, pączków i lepkich żelków, słodkich napojów, bezalkoholowych piw i wykałaczek do zębów, miały dojechać dopiero w połowie pierwszej połowy. Prudencio był podniecony jak nastolatek przed zakupem pierwszego sportowego auta w gazie, a piłkarze tupali korkami w rytm

. Na pięć minut przed wyjściem na murawę na samym środku koła boiskowego kilkanaście cheerleaderek wykonało kilka akrobacji, a później wielki finał stał się faktem.

Mecz rozpoczął się niewinnie, jak pierwsza randka z nowopoznaną dziewczyną. Kilka podań, parę wślizgów. Drużyny macały się delikatnie, aż pierwsze włożenie zaliczył rezerwowy Bridge pakując piłkę do siatki pomiędzy nogami golkipera gości. Podenerwowane Melbourne odkryło gardę dając sobie wbić jeszcze kilka ciosów. Ten nokautujący został zaaplikowany w 29 minucie. Środkowy pomocnik Emerton uderzał na bramkę z ponad dwudziestu metrów. Piłka odbiła się od słupka i trafiła pod nogi prawego obrońcy, ale ten niefortunnie oddał ją ponownie do Australijczyka i było już dwa do zera. Do końca meczu wynik nie uległ zmianie.

Hyundai Finals Series Wielki Finał

22.04.2012, kibiców 45500

Sydney FC 2:0 Melbourne Victory FC

( Bridge, Emerton )

Odnośnik do komentarza

@ Dziękuję.

------

 

Jeszcze w kwietniu, po zakończeniu rozgrywek w lidze, do Sydney przyleciał egzotyczny gość – Ballena Shizuoka. Pomarańczowi postawili bardzo wysoko poprzeczkę, a bramka zdobyta w 79 minucie była golem z metrowego spalonego. Sędzia liniowy pana Al-Omary’ego wykazał się nieprawdopodobnym lenistwem i gdy Thurtell dostał podanie od Culiny nawet nie zdołał dobiec do linii pola karnego. A mecz rozpoczął się kuriozalnie, bo w 16 minucie Peter Gavalas zamiast wyrzucić futbolówkę w pole zamachnął się tak bardzo, że ta skozłowała przed nim i przeskakując nad głową dała pierwszego gola gościom. W 44 minucie po mocno bitym wolnym z prawej flanki najwyżej do główki wyskoczył środkowy obrońca Beauchamp i Sydney wyrównało ku uciesze kibiców. W drugiej połowie potomek japońskich samurajów, wywodzący się ze słynnego rodu Tanaka – tego samego, który nauczał Franka Duksa do kumite – zdobył gola po solowej akcji środkiem boiska.

Liga Mistrzów Grupa G

25.04.2012, kibiców 13739

Sydney FC 2:2 Ballena Shizuoka

( Beauchapp, Thurtell ) ( Gavalas sam., Sakata )

 

 

| Poz | Inf | Zespół | | M | Wyg | R | P | ZdG | StG | R.B. | Pkt |

| ---------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 1. | Aw | Sydney FC | | 6 | 3 | 2 | 1 | 10 | 7 | +3 | 11 |

| ---------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 2. | Aw | Beijing | | 6 | 3 | 0 | 3 | 10 | 8 | +2 | 9 |

| ---------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 3. | | Ballena Shizuoka | | 6 | 1 | 4 | 1 | 8 | 10 | -2 | 7 |

| ---------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 4. | | Pohang | | 6 | 1 | 2 | 3 | 4 | 7 | -3 | 5 |

| ---------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| | | | | | | | | | | | |

| ---------------------------------------------------------------------------------------------------------|

 

 

Losowanie kolejnych par odbyło się w dzień po zakończeniu ostatniego meczu.

- Panowie, zwycięstwo w grupie to pikuś. Teraz czas przywalić skośnookim na całego!

- Damy radę szefie. Oni i tak nas do końca nie widzą!

- Gavalas, taka prośba do ciebie. Nie jaraj już tego gówna, bo ci się w głowie przerwaca.

- Ale szefie, ja nie jaram. Ja degustuję!

- Nie chciałbym, żebyśmy musieli popełnić sepuku.

- A co, znów Japonia?

- No … lecimy walczyć z Nagoya Stolz!

- To ja jednak idę zajarać.

Odnośnik do komentarza

- Trener, mieliśmy lecieć do Japońców, a tymczasem ta bitwa o Midway będzie u nas!

- Lepiej u nas niż nie u nas. Mniej zmęczeni, więcej czasu dla siebie, łatwiej o zwycięstwo. No taka prawda, powiedz że nie?

- Wiesz jak z tą prawdą jest? Jak z dziurą w dupie. Każdy ma swoją.

 

Nagoya Stolz nie miała w swoim składzie żadnego obcokrajowca. Prudencio miał problem z nazwiskami, więc po prostu potraktował obcego najeźdźcę zbiorczo twierdząc, że nie będzie skośnooki pluł w twarz i, że trzeba im pokazać miejsce w szeregu. Do gry wypuścił taktyczne cztery cztery dwa i zapowiedział, że po ewentualnym zwycięstwie każdy dostanie premię. W pierwszych dwóch kwadransach było przeciętnie, jak na trzeźwo w dyskotece. Później w 34 minucie Del Piero posłał długiego rogala i piłka wpadła za kołnierz bramkarza. W odpowiedzi z działa pociągnął Watanabe i Gavalas złapany na wykroku cisnął rękawicami w ziemię depcząc je po chwili. Wynik nie ulegał zmianie aż do 90 minuty. W przerwie Cabron wpuścił Marka Bridge który stał się tego dnia bohaterem bowiem w 101 minucie ładnym, plasowanym strzałem po rękach bramkarza dał Sydney upragniony awans.

Liga Mistrzów 2 Rnd.

09.05.2012, kibiców 13562

Sydney FC 2:1 Nagoya Stolz

( Del Piero, Bridge ) ( Watanabe )

 

- Panowie, jak tak będziecie grać, to daleko nie zajdziemy. – Cabron prawił morały zagryzając słowa czerstwą bułką z pobliskiego spożywczaka.

- Są trzy punkty? Są.

- Chyba o awans ci chodziło gościu!

- Awans czy nie awans, będziemy grać dopiero we wrześniu i to bez nowych chłopaków. Jakie mamy szanse?

W szatni unosił się odór wilgotnych skarpet i spoconych majtek. Culina stał przed lustrem wyciskając pryszcze.

- A z kim?

- A jakieś ciapate teraz. Araby z Al-Ahli.

- Gra tam ktoś jakiś?

- Trochę Brazylii, trochę RPA i jakiś tam inny też.

Prudencio uniósł ręce i uciszył społeczeństwo, a później przełknął głośno ostatni kęs wałówki.

- Panowie, mamy urlop, cieszmy się życiem. Spotykamy się w sierpniu, więc teraz zamiast gadać o piłce to bierzcie dupy w troki i na wczasy!

- Na wczasy!

- Na wczasy!

Ryknęli wszyscy i wybiegli z szatni jak dzieciaki po ostatnim dzwonku w szkole przed wakacjami.

Odnośnik do komentarza

We włoskim więzieniu panowało poruszenie. O poranku znaleziono jednego ze strażników ze śrubokrętem wbitym do połowy w oko, który biegał po korytarzach wołając mamę na pomoc. Po odwiezieniu go na oddział intensywnej terapii okazało się, że został uszkodzony nerw wzrokowy i już do końca życia nie będzie nic widział na to oko. Fabio zacierał ręce z zadowolenia twierdząc, że pies i tak ma dobry węch, więc wzrok można mu zabrać. Francesco zaś zajął się pisaniem bajek.

- Tobie to już całkiem się w tym łbie popierdoliło – Luca nie gustował w literaturze. Twierdził, że czytanie to marnowanie czasu, który można by poświęcić na trening bicepsów.

- O co ci chodzi? Ty pakujesz, ja piszę.

- A mógłbyś wziąć przykład ze starszego kolegi? Mamy jednego psa mniej. Ten na drugiej zmianie też coś sapał ostatnio, że będzie nas pucował pod prysznicem jak mu nie zapłacimy.

- Ja już brałem przykład i teraz będę pierdział dożywocie.

- Dwadzieścia pięć lat to nie dożywocie!

- Ta, nie, no jasne. Ale jak wyjdę to co ze sobą zrobię? Na drzewo, sznur i nara.

- Dawaj tu, czytaj coś tam naskrobał.

- Baję o Czerwonym Kapturku w przełożeniu na nasz język. Słuchaj :

 

- „ Planeta kopsa żaru, ptaszki gicio cieniują. Traktem buja się Krasna Kanioła targając samarę. Zza krzaka wyknaja się Skowyr Multirecydywa – susząc tryby. Truknął:

– pucuj się Krasna Kanioło. Dokąd się bujasz? Co tam taskasz w samarze?

Krasna Kanioła kryje patrzałki i truka:

- doginam do Zgredki Korniszonki i targam rakietę z szamunkiem, jarunkiem i czajunkiem.

Skowyr Multirecydywa mlasnął lizawą i bujną w las. Buja się buja, kika – jest jama. Obciął w koło gicio – warknął. Podklepał, zataranił do klapy. Pucuj się – zatrukała mu Zgredka.

– To ja Krasna Kanioła, przytargałam Ci rakiete z szamunkiem, jarunkiem i czajunkiem.

– Gicio – zatrukała Korniszonka stargając się z koja. Odsznurowała klapę i legła z powrotem na gondoli. Wtem w klapie wyknajał się Skowyr i obciął sprawę jak komornik szafę. Wjechał pod mańkę, prosto pod kojo Korniszonki.

– Wskaż co przytargałaś – truknęła Zgredka. Wtem Skowyr Multirecydywa mlasnął lizawa, warknął i zarzucił Zgredkę. Zasznurowła klapę i bujnął się na gondolę. Tymczasem Krasna Kanioła buja sięprze gaj – podjeżdża pod chate, podklepuje i tarani do klapy.

– Zgredka! – pucaj się!

– Kto tam! – odtruknął Skowyr.

– To ja Krasna Kanioła, przytargałam rakietę z szamunkiem, jarunkiem i czajunkiem.

– To gicio! – truknął Multirecydywa, bryknął z woza i odsznurował klapę. Klapa pękła iKrasna Kanioła wjechała pod mańkę. Obcieła sprawę i truknęła:

– Siema Zgredka! Skąd u Ciebie takie duże patrzałki i blindy na kichawie?

– Żeby Cię mogła gicio obciąć.

– A po co Ci takie duże radary?

– Żebym mogła Cię gicio słuchać.

– A po co Ci takie duże i długie tryby?

– Żebym Cię mógł wszamać – truknął Multirecydywa i zarzucił Krasną Kaniołę. W tym samym czasie koło chaty bujał się gajowy Marucha. Obciął przez lipo pod mańkę Korniszonki i przyuważył Skowyra Multirecydywę w gondoli Zgredki. Maruch przetargał się przez bardachę pod mańkę, wytargał giwerę i wykręcił dziesionę na Multirecydywie. Po tym pochlastał samarę i wytargał Krasną Kaniołę i Zgredkę Korniszonkę. Strzały usłyszeli gady i wjechali pod mańkę. Okazało się jednak, że gajowy Marucha miał ćwiarę z kozakiem i wszyscy wyjechali na wolkę. ”

 

Po ostatnim zdaniu Francesco uniósł wzrok na Lucę, a ten w najlepsze wydłubywał syf z paznokci u nóg.

- Ciekawe. Nie musiał byś tego robić gdyby nie Cabron.

- Gdyby nie ty!

- Dobra, nie chrzań. Pomyślałem, że może udało by się nam zawinąć zady z tej celi.

- Chcesz spieprzyć z więzienia?

- Cicho durniu, bo inni usłyszą i będzie problem. Chyba nie pozwolisz nam z Fabio dać dyla samym?

- I co? Zwiniemy się i co dalej?

- Do Meksyku. Tam nas nikt nie znajdzie.

- I co będziemy robić?

- Mój wuj ma tam plantację jakiejś zieleniny. Jakiś proszek z niej robią, do pieczenia czy tam do prania. Załatwi nam lewe papiery i będziemy żyć jak ludzie. Ja, ty i Fabio.

- A jak Cabron się dowie?

- Ty, my go zabijemy. Jak za dawnych czasów. Pamiętasz tego czarnucha?- Luca zarechotał bijąc mukę koledze.

Odnośnik do komentarza

Tego dnia mleczarz przyjechał za wcześnie, a gazeciarz nie dorzucił prasy w odpowiednie miejsce. Deszcz siąpił z nieba targając schematem dnia powszedniego. I nawet nowopoznane strony z pornografią i seksem za kasę zdawały się być tak atrakcyjne jak transwestyta. Bo z życiem jest właśnie jak ze striptizem transwestyty. Najpierw jest zajebiście, ale z czasem … ch**. A świat składa się z bardzo wielu kawałeczków. Jedne z nich przepełnione są smutkiem, inne radością. Są też takie z głodem, bólem, łaskotkami i wściekłością. I wszystkie je pracowicie układamy na plan codzienności. Cholernie trudne do ułożenia są te przepełnione w części miłością, a w części smutkiem. Ciężkie są, nieporęczne. Mają bardzo skomplikowany kształt, który niezwykle trudno wcisnąć w planszę.

Ale to one bardzo nas uczą, pomagają nam znaleźć granice i potem pomagają je przekroczyć. Są jak pies przewodnik, który gryzie przy najmniejszym naszym błędzie. Bolesne i potrzebne. Potrzebne nie dlatego, że cierpienie uszlachetnia. Potrzebne, ponieważ musimy wiedzieć, że nasze układanki miewają ostre krawędzie, musimy ich doświadczyć. I tylko szkoda, że cokolwiek w życiu się stanie – i tak nie można dotknąć chwil, które nam uciekły.

- Długo tak jeszcze będziesz siedział na tej ławce? – spytał Prediccion dzierżąc w dłoni drążek namiętności miejskiego sprzątacza. Na niebie pojawiła się tęcza. Kolory ułożone w hierarchii temperaturowej, posegregowane według schematu bajkowych marzeń.

- A co?

- A gówno. Mam coś dla ciebie interesującego. Patrz – wskazał na pędzący samochód – za chwilę potrąci przebiegającego kota i zmiażdży mu głowę. Lewe oko będzie wystawało znacznie poza oczodoły, a ogon jeszcze przez kilkanaście sekund po zmiażdżeniu będzie drżał w konwulsjach. Bo z tym kotem to jest jak z tobą drogi Cabron. Biegniesz na oślep pomimo pędzących przeszkód, aż wreszcie któraś trafi cię tak mocno, że zginiesz.

- I to ma być to interesujące coś?

- Podoba ci się twoje dotychczasowe życie? A gdybyś tak skupił swą uwagę na czasoprzestrzeni, zatrzymał umysł na moment dając sercu pompować krew w przyspieszonym tempie? Wtedy czas brnie naprzód, a ty tkwisz gdzieś pomiędzy jutro a przedwczoraj. To nie jest miłe uczucie. Czujesz, jak z kości ogonowej przez cały organizm wędruje ku górze sztywny pal zęba czasu, ale po kilkunastu minutach jesteś kilka lat później, lecz tak samo stary jak teraz.

Prudencio zmarszczył czoło i spojrzał na pędzące zwierzę. Czarny Holden wpadł w kota miażdżąc mu czaszkę. Trzy staruszki człapiące wzdłuż chodnika zaczęły piszczeć i wzywać na pomoc wszystkich świętych. Jedna z nich puściła pawia na kratkę ściekową, a po chwili z kałuży rzygowin wydobyła sztuczną szczękę, przetarła ją mankietem rękawa przygłuchej koleżanki i wsunęła na odpowiednie miejsce.

- Chcesz powiedzieć …

- … chcę powiedzieć, że możesz zmienić swoje dotychczasowe życie przesuwając suwak na osi czasu. Na przykład Ramirez niebawem zgwałci panią przedszkolankę której mąż należy do stowarzyszenia Ku Klux Klan. W odsieczy małżonek zbierze armię w postaci czterech zapaśników i jednego kulturysty, porwą chłopaka sprzed domu, powieszą na drzewie za ręce i żyletką będą mu odcinać fiuta, a broczącą ranę nacierać roztworem z soli. Nie umrze, ale będzie okaleczony do końca życia i za siedem lat, nim po raz pierwszy zostanie skazany przez sąd najwyższy, skoczy z mostu na wschód od tego oto meczetu. Jego ciało znajdą trzynaście kilometrów dalej rybacy łowiąc ryby po libacji alkoholowej z okazji narodzin córeczki, która okaże się autystyczna. Ojciec dziewczynki odejdzie od rodziny, znajdzie sobie nową, siedemnastoletnią dziewczynę która będzie tańczyć w przydrożnych barach. Skończy zjedzony przez psychopatycznego mordercę, który najpierw porąbie go na oczach dziewczyny, a później będzie z nią uprawiał seks zajadając jego wnętrzności polane musztardą sarepską.

Prudencio poderwał się na równe nogi i spojrzał w stronę biegnących dzieci. Każde miało na plecach tornister wypełniony książkami.

- A te dzieci?

- Dwóch debili będzie za czternaście lat usiłowało obrabować jubilera. Pierwszy zginie od kuli, drugi spędzi dwanaście lat w więzieniu z którego wyjdzie w pełni zresocjalizowany. Pozna czarnoskórą Doris, która wywodzi się w prostej linii z rodu Obama– tych samych którzy rządzą teraz Stanami Zjednoczonymi Ameryki Północnej. Spędzą życie w trybie koczowniczym podążając wzdłuż wybrzeża Australii w poszukiwaniu lepszego jutra. Trzeci z tych dzieciaków wyjedzie z kraju w poszukiwaniu lepszej pracy i zostanie zatrudniony na posadzie menedżera w Tesco, spłodzi trójkę wspaniałych dzieciaków, wygra na loterii mnóstwo pieniędzy i umrze na zawał przekraczając dziewięćdziesiąty rok życia przy swojej wiernej żonie.

- Skąd ty to wszystko wiesz u licha? O mnie też coś powiesz?

- Ty jesteś zagadką Prudencio. Jedną wielką zagadką. Nie słyszę twoich myśli, nie czuję pragnień. Wiem natomiast, że zostałeś stworzony do czegoś więcej niźli do bycia menedżerem jakiegoś gównianego Sydney FC. Tak, to pewne. Lukas nie spłodził byle kogo.

- Mamy na tapecie mecze w Lidze Mistrzów. Chciałbym je dograć do końca jeśli pozwolisz.

- Rób co najlepiej ci wychodzi. Pamiętaj jednak, że czas zapierdziela jak rozpędzony Aston Martin i nim się obejrzysz będziesz miał kamienie nerkowe, prostatę a za seks będziesz musiał płacić. I to suto.

- To widzisz w mojej przyszłości?

Prediccion pogładził wąs zakręcony ku górze i rozczapierzył palce zrywając kilka liści z żywopłotu.

- Zrywamy kartki z kalendarza a wraz z nimi odpływają w zamrożoną nieuchronnością przeszłość wydarzenia, spotkania, chwile, emocje, nadzieje. Czekamy na jakiś moment a jak przechodzi to pstryk i już go nie ma. Zaprawdę powiadam ci, nie skończysz w Australii. Bo z życiem to bywa jak z latawcami. Przyszywamy życzenia do sylwestrowych latawców jak frywolne kokardkowe ogonki. I rosną one, rosną, a im więcej kokardek tym lot stabilniejszy, wolniejszy. Aż przychodzi chwila przytulić się do łąki bo ogonek przeważa… I w sumie po całym roku, który ma spełnić nasze marzenia pozostają zwykle po prostu dziwaczne smaki zapamiętanych chwil.

- pier****sz już starcze. I ja nie rozumiem o co ci chodzi tak naprawdę.

- Zadbaj o matkę i siostrę. I z ojcem się pojednaj, bo ma nowotwór jelita grubego. On o tym wie ale nie powie nikomu. Masz dwa miesiące więc nie spiernicz tego. Tymczasem spadam na Ukrainę bo tam też są tacy jak ty.

Po tych słowach niebo przeszył piorun. Kilka kropel rąbnęło w metalową rynnę zawieszoną pod dachem. Pies sąsiadów skulił ogon i schronił się do budy, a pierwsze kałuże rozjechał autobus komunikacji miejskiej.

Odnośnik do komentarza

Wakacje minęły jak z bicza strzelił. Przekładaniec odpoczynku z obowiązkami domowymi dał znać o sobie i Prudencio na mecz z egzotycznym rywalem poleciał w pełni sił witalnych.

W trzecim tygodniu września w podopieczni Davida O’Leary’ego sprawdzili formę Australijczyków po okresie przygotowań. Irlandzki trener ( i były piłkarz ) do gry desygnował skład w starym, sprawdzonym schemacie taktycznym :

Chaouchi

Adawi – Eld – Mokoena – Hazzazi

Al-Thafagi – Dawrish – Al-Mohamad – Myeni

Mouath – Al-Jizani

Usposobienie ofensywne wrogiego najeźdźcy zaskoczyło Włocha. Pierwotnie sam chciał wyjść taką taktyką, lecz analizując mecze w których Sydney nie zdobyło kompletu punktów musiał nieco zmodyfikować ustawienie. Cofnął więc Bridge do środka pola dając tym samym możliwość gry Alessandro Del Piero w charakterze tak zwanego „ wolnego elektronu ”. Pierwsza połowa nie przyniosła żadnej zdobyczy bramkowej. Za to rozpoczęcie drugiej dało prawdziwą eksplozję fajerwerków, bowiem w pierwszej minucie Ryall obrzydliwie mocno pociągnął z woleja i piłka z rotacją wsteczną wpadła przy lewym słupku. Dokładnie cztery minuty później piłkarze z Dubaju doprowadzili do remisu, ale po kolejnych czterech minutach było znów na korzyść Cabrona. Oto doświadczony Culina z włosami zaczesanymi do tyłu na włoskiego ojca rodziny, z piętki – sytuacyjnie dał Sydney upragnione zwycięstwo.

Liga Mistrzów Ćwierćfinał 1. Mecz

19.09.2012, kibiców 23829

Sydney FC 2:1 Al-Ahli

( Ryall, Culina ) ( Mouath )

 

Rewanż na obczyźnie stał pod wielkim znakiem zapytania. Samolot którym miała cała drużyna lecieć do Dubaju uległ awarii i przez trzy kwadranse starano się uruchomić podwozie, które za żadne skarby uruchomić się nie chciało. W efekcie podstawiono samolot zastępczy, w którym zamiast telewizorów i łóżek do masażu były stare imbryki na kawę, czerstwe paluszki i stewardesy rodem z filmów promujących zdrowe żywienie wśród grubasów.

Obie ekipy nie zmieniły składu. Nikt nie ucierpiał w poprzednim meczu; nikt też nie zagrał poniżej oczekiwań. Pierwsze czterdzieści pięć minut obfitowało w sporne sytuacje, które jakimś cudem rozstrzygał pan Chan Kai Weng – potomek jednego z twórców Wielkiego Muru Chińskiego. 49 minucie worek z bramkami rozwiązał Del Piero uderzeniem z przewrotki. Nad głowami kibiców na telebimie pokazywano powtórkę tego uderzenia z niemal każdej możliwej pozycji kamery. W 65 minucie ponownie Mouath dał nadzieję arabskim fanatykom bowiem idealnie przymierzył po ziemi i piłka wpadła kilka centymetrów od rękawicy wyciągniętego Gavalasa. W 77 minucie było już po meczu. Del Piero z klepy wsunął piłkę pod pachą i półfinał Ligi Mistrzów stał się już faktem.

Liga Mistrzów Ćwierćfinał Rewanż

26.09.2012, kibiców 9953

Al-Ahli 1:2 Sydney FC

( Mouath ) ( Del Piero 2x )

Odnośnik do komentarza

Niby Gavalas pali zielsko, ale czytajac to opowiadanie zastanawiam się na czym Ty stary jedziesz :D gratulacje za awans do kolejnej, jakze waznej rundy :D gdybys tylko zaczal pisac to oowiadanie wczesniej to stanalbym przed ogromnym dylematem co do na kogo glosowac w kategorii najlepsze opowiadanie.

Odnośnik do komentarza

@ :D Na Zupkach Chińskich :D

 

---------------------------------------------

 

Culina obrał pomarańcza a skórki położył na kaloryferze. Mawiał, że jego babcia tak robiła, a później suszone dodawała do ciasta.

- Ty, a jak tutejsi pomyślą, że czary jakieś odprawiasz, albo co gorsza, jakiś wywar truciznę robisz? Wywal to do kosza. Po co ci taki kawał wozić do chałupy?

Australijczyk zmierzył karcącym wzrokiem Jamiesona i wsunął wskazujący palec do nosa. W hotelowym pokoju panowała napięta atmosfera. McFlynn obgryzł już wszystkie paznokcie i teraz zamierzał wydłubywać uszczelkę z okiennic klapką od telefonu. Cole co chwila wydzwaniał do narzeczonej, która nosiła w brzuchu jego dziecko. W dzielnicy klubowej panowało jednak przekonanie, że przyszły potomek jest pracą zbiorową czterech sąsiadów, którzy dumnie wspierali dziewczynę podczas absencji jej narzeczonego.

W Isfahan życie pędziło na złamanie karku. Bulwary, mosty, pałace i minarety przepełnione były turystami, którzy wszędzie robili zdjęcia – nawet tam, gdzie nie można. Piłkarze byli podenerwowani istnieniem w mieście eksperymentalnych reaktorów nuklearnych, wojskowej bazy lotniczej i wielkiej rafinerii naftowej.

- Ty, a jak nas wysadzą w powietrze?

- Przecież to nie Taliby durniu!

- Ale ciapaci. A ciapaci to ciapaci, tu, tam i wszędzie indziej. Ja pierdzielę takie atrakcje. Ja chcę do mamy!

- Do mamy?

- No, twojej najlepiej.

Sepahan Isfahan był kolejnym rywalem Sydney FC w drodze po sukces w Azjatyckiej Lidze Mistrzów. Irańska ekipa rozgrywała mecze pod batutą Amira Ghalenoei’ego, który był byłym reprezentantem swojego kraju w latach 1993-1996. Prudencio miał świadomość zagrożenia ze strony fanatycznych kibiców którzy utworzyli istny szwadron śmierci gromadząc się licznie pod głównym wejściem na stadion. Uzbrojeni w środki pirotechniczne, flagi, transparenty, trąbki i wolę do walki ciasno obsadzili trybuny w ilości sztuk – ponad dwadzieścia tysięcy. W konsekwencji australijski gość zażądał wzmożonej ochrony policyjnej i dodatkowej straży broniącej wstępu do szatni głównej. W efekcie wyrzucono z Naghsh-e Jahan dwunastu handlarzy tanim jedzeniem i czterech producentów chałupniczo robionych pamiątek, a za nich dodano nowych strażników.

Składy obu ekip prezentowały się następująco :

Sepahan Isfahan :

Escober

Talebi

Shilla – Bahadorani

Zare – Kaebi

Machaisse – Rajabzadeh – Mohhamed

Rasouli – Eslami

 

Sydney FC :

Gavalas

Cole – Griffiths – Ryall – Coyne

Lum – McFlynn – Culina – Grant

Thurtell – Del Piero

 

Enigmatyczne nazwiska gospodarzy wprawiły w niemałe osłupienie przyjezdnych, więc Cabron postanowił operować numerkami na koszulkach. Nastawiając drużynę defensywnie na przetrzymywanie futbolówki na własnej połowie udało się wykorzystać moment zawahania i w piątej minucie Culina ładnym strzałem z główki po rożnym bitym z lewej strony boiska dał Sydney prowadzenie. W odpowiedzi Lum wyciął równo z trawą Mohammeda, ale ten nie zdołał pokonać Gavalasa bowiem piłka po strzale rąbnęła w poprzeczkę. Kibice rzucili w jego stronę groźby pozbawienia życia, wykastrowania i oszpecenia. Jego winy odkupił w 31 minucie Rajabzadeh strzałem z rzutu wolnego. Gavalas odprowadził futbolówkę wzrokiem, a później w szatni twierdził, że zagapił się na latający spodek przemykający cichaczem nad dachem stadionu. W 71 minucie nie zawiódł Del Piero i po jego kopnięciu z popularnego „ Czecha ” Sydney opuściło grząski teren remisując.

Liga Mistrzów Półfinał 1 Mecz

10.10.2012, kibiców 20867

Sepahan 2:2 Sydney FC

( Rasouli, Rajabzadeh ) ( Culina, Del Piero )

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...