Skocz do zawartości

Diabelska Przystań


Makk

Rekomendowane odpowiedzi

23.05.2004, Warszawa, ul. Księżycowa, godz.19:09.

 

- Halo?

- Yes?

- Cześć tato.

- O, Maciek dzwoni. Cześć. Co tam?

- Po staremu. Dobrze i ok., hehe.

- No to fajnie. Coś potrzebujesz?

- Nie, tak po prostu dzwonię.

- No to luz. Coś ciekawego?

- Raczej nie. Słyszałem, że mama chce się przenieść?

- Tak. Taki jest plan. Szuka bardziej przytulnego domku z ładnym ogrodem i widokiem.

- Aha.

- Już upatrzyła sobie chatkę w Stranraer. Nad zatoką. Całkiem ładna.

- Kiedy się przenosicie, hehe?

- Nic ustalone jeszcze nie jest. Mama chce. A wiesz jaka ona jest.

- Wiem, wiem. A reszta jak idzie?

- W sensie…?

- Klub, przetwórnia.

- „The Stars” bardzo dobrze. Dużo rezerwacji. Przetwórnia bardzo ładnie idzie. Teraz jakiś przedstawiciel jakiejś tam sieci z Indii był. Chce nasze wyroby.

- Ładnie. Dużo kasy daje?

- Dużo. Swoje statki i samolot też dorzucają. Do przemyślenia na tą chwilę.

- Czemu? Duży zysk i łatwy.

- Zaraz się zaczną wakacje. Czas troszkę odpocząć. Po tym będziemy myśleć.

- Racja. Jak będziecie się już przeprowadzać to daj znać. Przyjadę i pomogę wam.

- Dobrze. Spokojnie. Jakieś plany na wakacje masz?

- Nie tato. Na razie nie. Chyba wybiorę się na działkę tylko. Z kolegą i może później ktoś dojedzie do nas.

- Aha.

- Jak się miewa Kat?

- Dobrze. Od 1 czerwca startuje u nas.

- Praca?

- Nom. Zastępcą kierownika ma być. Niech się pouczy troszkę.

- A co na to Marry? Co będzie ze sklepem?

- Nic. Ma się dobrze i sama ją wyganiała. Żeby spróbowała czegoś nowego i tak dalej.

- Rozumiem. No to dobrze. Kończę powoli.

- Trzymaj się synu. Odzywaj się częściej.

- Ok. Jak bym miał neta to by tak było.

- To załóż.

- Po wakacjach ogarnę temat.

- To na razie.

- Bye.

Odnośnik do komentarza

29.09.2004, Warszawa, ul. Powstańców Śląskich, sklep, godz.16:15.

 

- Wiecie co- teraz znowu jest ta promocja TePsy z Internetem na 30 dni za 1 zł.

- I co? Byś chciał toto?

- No raczej dziadek. Ale tym razem chyba trzeba będzie zostawiać. Ja będę za to płacił więc spokojna głowa.

- Wtedy faktycznie było za 1 zł.

- No, a teraz jest tak samo. Weźmiemy?

- Ja jestem na tak. W sensie nie mam nic przeciwko.

- Ja też. Ale pod jednym, no może dwoma warunkami.

- Jakimi babciu?

- Pierwszy- sam za to płacisz.

- Ok.

- A drugi to taki, że nie będziesz po nocach w tym siedział.

- Hehe, obiecuję.

- No to zgoda. Możemy wziąć.

- No to chodź dziadek, tu na dole jest punkt TP. Możemy to od ręki załatwić.

- Coś jest potrzebne?

- Nie, tylko zdaje się dowód. Bo i tak telefon jest na ciebie.

- Ok.

Odnośnik do komentarza

03.10.2004, Warszawa, ul. Księżycowa, godz.20:19.

 

- Dziękuję za kolację. Dobre było. Idę do pokoju.

- Tylko mi tam nie siedź za długo.

- Babciu spokojnie. Jutro i tak mam wolne. Wyśpię się. No chyba, że coś trzeba z rana załatwić?

- Nie. Raczej nic. Na bazarek pójdziemy sami. Nie będziemy cię budzić.

- No to dobrze.

 

GG:

- Siema. Dziki, jesteś?

- Elo. Jestem ale na ukrytym.

- Co tam?

- Nic.

- Grasz?

- Ano. W menedżera.

- W 03/04?

- Nom. Ja jeszcze nie przysiadałem do tego teraz. Chyba sobie zrobię przerwę do nowego dopiero.

- Nie wiem czy będzie. Ponoć się rozstały studia.

- Ponoć. Może to wyjdzie na lepsze.

- Jak to?

- jedni i drudzy coś ciekawego zrobią?

- No może.

- Poczekaj chwilę, Psycho do mnie pisze.

- Co dziad chce?

- Nie wiem, wcześniej mu napisałem, żeby mi płyty oddał, hehe. Zaraz wracam.

- Ok.

 

- Siema Psycho. Co jest?

- Kto pisze?

- Ja, Maciek.

- Jaki Maciek?

- No ja, głupku! van Makk.

- Nie znam. Sorry.

- Ty jesteś Piotrek?

- Nie. Marta jestem.

- Eeee… No to w takim razie sorry. Pomyłka.

- A ty nie jesteś Marcin?

- Nie, Maciek.

- To dobrze.

- Czemu, hehe?

- Aj, długo by opowiadać. Wystrachałam się i tyle. Bo też jestem winna płyty komuś.

- Hehe, no to dziwny zbieg okoliczności.

- Nom.

- Przepraszam. Nie mam numery gg do mojego kolegi i tak wpisałem. Wyszedłem z założenia iż będzie tylko jeden Psycho z Warszawy w tym wieku, hehe.

- Spoko, nic się nie stało.

- To dobrze. Dobra, ja ci nie przeszkadzam i spadam.

- Ok.

- Miłego wieczoru, niePsycho, hehe.

- Hej.

 

- Dobra już jestem. Sorki, że tak długo. Napisałem do Piotrka a tu się odezwała jakaś laska, hehe.

- Nie źle.

- Totalna zbieżność. Nawet ona jest winna płyty, hehe.

- Ale LOL.

- No. Ty, Dziki, są jakieś fajne koncerty teraz?

- Chyba nie. Jutro sprawdzę to ci powiem.

- Spoko.

- Będę się zbierał i urywał powoli.

- Ok. To tymczasem.

- No, do jutra.

- Leć, ktoś pisze znowu do mnie. Jakiś nie znajomy.

- Narka.

 

- Cześć.

- Cześć.

- Masz ochotę chwilę poklikać?

- Raczej tak. To zależy z kim mam przyjemność.

- A to ważne?

- Ano ważne. Może jakimś zbokiem jesteś albo co?!

- Poczęci jestem, hehe.

- Aha. Chwilę mogę pogawędzić.

- Co słychać?

- Dobrze słychać. Nie wiem z kim rozmawiam to nie wiem co powiedzieć, hehe.

- Heh. Niech ci będzie. Sylwia z tej strony.

- Miło mi. Maciek.

- Tak, wiem. Mi też miło.

- Skąd wiesz?

- Bo tak cię wyszukałam.

- Ahaaaa. No to ok. Co cię do mnie sprowadza?

- Nic. Chciałam pogadać i nie mam chwilowo z kim.

- Rozumiem. Ja to zastępstwo?

- Hehe, można tak powiedzieć, ale ja tego nie powiem bo zabrzmi toto niegrzecznie.

- Aha.

- Co porabiasz?

- Dziś czy ogólnie?

- I tak i tak.

- Dziś nic takiego. Odpoczywam. A ogólnie się uczę na przykład.

- Coś ciekawego?

- Można tak powiedzieć, pokrótce to Psychologia Sportu.

- Wow. Faktycznie ciekawe.

- A ty?

- Ja Reklamę studiuję.

- Też ciekawie. Skąd jesteś?

- Z Warszawy.

- Aha, no to spoko. Ja w sumie też.

- Czemu w sumie?

- No bo… to długa historia pani Sylwio.

- Wal śmiało, mam czas, heh.

- Ja też w sumie. Która to tam na zegarku?

- 21:15.

- No to luz.

- A powiedz mi- pracujesz?

- Na razie nie. Mieszkam u dziadków i mam trochę oszczędności.

- Dobrze ci.

- Domyślam się iż ty pracujesz.

- Dokładnie. Niestety.

- Gdzie?

- W agencji reklamowej.

- Jako modelka, hehe?

- Już nie. Normalnie.

- Już nie? To kiedyś tak?

- Powiedzmy.

- Ok.

 

4 godziny później.

 

- A powiedz mi pani Sylwio jakie 3 rzeczy byś zabrała na bezludną wyspę?

- Hmm, nie wiem. Nie zastanawiałam się. A ty?

- Czemu się wymigujesz od pytania, hehe?

- Wcale nie! Tak pytam bo muszę się zastanowić.

- Ok. Bardzo miło mi się z tobą gada i nie chcę cię wyganiać ale mam pytanie- nie musisz jutro rano wstać?

- Ano muszę.

- No właśnie. Na zegarku widzę iż jest 1:23 więc myślę, że na ciebie już czas.

- Skoro mnie wyganiasz to idę.

- JA? ABSOLUTNIE! Wręcz przeciwnie. Nawet nie zauważyłem kiedy ten czas minął! Super się gada z tobą.

- Nie, nie. To mi z tobą.

- Dobrze, moja droga- nie licytuj się ze mną bo i tak przegrasz.

- Heh, niech ci będzie.

- NO!

- A więc śpij dobrze.

- Kolorowych snów. Do jutra?

- Jak najbardziej.

- To będę czekał.

- Pa.

- Pa.

Odnośnik do komentarza

Taka sytuacja miała miejsce co dzień. Wracałem ze szkoły, szybko odpalałem kompa jak było późno i koło godziny 17/18 czekałem aż pojawi się okienko z widomością w dolnym prawym rogu. Od niej oczywiście.

Oboje zasiadaliśmy przed monitorem późnym popołudniem i z małymi przerwami kończyliśmy nasze konwersacje gdzieś koło 1 lub 3 w nocy.

Parę razy zdarzyło się iż kładłem się o 5 rano i spałem dwie godziny. Przez cały czas gawędząc z moją nową znajomą Sylwią.

Dziwna to rzecz była. Rozumieliśmy się w każdym calu. To samo poczucie humoru, bardzo podobne zainteresowania.

Siedząc na zajęciach w szkole, myślałem tylko o tym aby wrócić do domu, włączyć Gadu-Gadu i pogadać z koleżanką.

Nawet nie wiedziałem jak wygląda. Co prawda chciałem się dowiedzieć i to bardzo ale i bez tego było przyjemnie.

Odnośnik do komentarza

25.10.2004, Warszawa, ul. Księżycowa, godz.19:15.

GG:

- Ja mam do ciebie pytanie panie Maćku.

- Jasne, wal.

- Jakie laski lubisz?

- Hehe, ciężkie pytanie. Ale z wyglądu?

- No na przykład.

- Nie mam jakieś określonego typu urody. Jak by była w typie Haidi Klum bym nie pogardził. Jak w typie Salmy Hayek to też nie, hehe. Wiem, że nie lubię takich co tylko w różowych rzeczach chodzą.

- Szkoda.

- Czemu?

- Bo taka jestem.

- ??

- Żartuję.

- Uff. Właśnie. Jak na razie tylko opowiadałaś jak wyglądasz. Może w końcu byś się odważyła i pokazała swoją fotkę?

- Moją? Hmm… a jak się przestraszysz i już nie będziesz chciał gadać ze mną?

- Ja się nie przestraszę. Twardy i nieustraszony jestem, hehe.

- Heh, dobre. Zabawny jesteś.

- W sensie pozytywnym czy negatywnym?

- Pozytywnym oczywiście. Zawsze potrafisz mnie rozbawić.

- To jak będzie?

- Z czym?

- Fotką.

- Niech ci będzie. Ale ja chcę twoją.

- Będzie trudno bo nie mam na kompie takich. A nie, moment. Mam jakieś w garniaku tylko.

- Może być.

- Ok. To łap. Wysłałem ci już.

- O, jaki przystojniak z ciebie.

- Ta, śmiej się dalej.

- Mówię poważnie. Trochę inaczej sobie ciebie wyobrażałam. Jest bardzo fajnie.

- Dzięki. Teraz twoja kolej.

- Już leci.

- To ta fotka?

- Nom. Straszna, nie?!

- Yyy…

- Co y?

- Nie wiem co powiedzieć.

- Prawdę.

- Super. W sensie ty jesteś super. Powiem bezczelnie- jedna z najładniejszych kobiet jakie w życiu widziałem. WOW normalnie.

- Heh, nie jestem ani Salma ani Heidi.

- I dobrze. Jesteś 1000 razy ładniejsza.

Odnośnik do komentarza

28.10.2004, Warszawa, ul. Księżycowa, godz.22:38.

 

GG:

- Co dziś u ciebie słychać?

- Dobrze w sumie.

- Coś smutny chyba.

- Trochę.

- Czemu? Co się stało?

- Mam złą wiadomość dla ciebie.

- Jaką? Masz dziewczynę i jej zazdrosna.

- Hehe, nie, to nie to.

- A masz?

- Nie, nie mam teraz dziewczyny. A ty masz?

- Nie, też nie mam dziewczyny, hehe.

- Ahaha, dobre. Pytałem o chłopaka. Na bank masz.

- Nie.

- Jak to nie? Taka piękna i nie ma chłopaka?

- Ano nie mam. Lepiej mów czemu smutny jesteś.

- Bo będziemy mogli gadać jeszcze tylko jutro.

- Czemu?

- Bo jak mówiłem. W piątek muszę oddać modem i nie będę miał netu, hlip hlip.

- Nie bądź smutny. Coś się zaraz wymyśli.

- Ta. Co?

- Nie wiem czy byś chciał ale ja mogę ci dać mój numer telefonu. Zadzwoniłbyś czy coś.

- No co ty!?!? Jak to?

- Normalnie.

- Nie proponowałem bo myślałem, że to nie realne.

- Dlaczego?

- Ja taki brzydal a ty piękność nad piękności.

- Nie żartuj sobie tak. Mówię poważnie.

- Super. Już ci podaję mój-> 555 999 777.

- Zaraz wyślę ci smsa.

- Czekam niecierpliwie.

- Poszło.

- Dziękuję pani Sylwio. Jest pani mega fajna.

- Pan też, heh.

- Dziękuję. Z pewną nieśmiałością zapytam- czy wyślesz mi jeszcze jakąś swoją fotkę. Jakąś taką wyraźniejszą niż ta ostatnia.

- Tak, ale ty też.

- Nie mam żadnej innej.

- Łap.

- WOW, mowę mi odjęło znowu. Super, mega, fantastico i tak dalej.

- Dziękuję. Trochę się stresuję ale zapytam…

- Śmiało wal.

- Chciał byś się spotkać w realu?

- W sklepie?

- Heh, nie. W rzeczywistości.

- No ba! Oczywista oczywistość! Ja bym się nie ośmielił o to zapytać.

- Czyli zgadzasz się?

- Oczywiście.

- Super. Zdzwonimy się i się dogadam, nie?!

- Jasne. Już się nie mogę doczekać.

Odnośnik do komentarza

04.11.2004, Warszawa, ul. Księżycowa, godz.16:22

 

- Część babciu, cześć dziadek. Jak dzionek mija?

- Coś taki wesoły? Wygrałeś coś?

- Nie. Tak już mam.

- Dobra, co tam kręcisz?

- No nic.

- Jakoś ci nie wierzę. Gadaj tu szybko.

- Ok., umówiłem się na sobotę.

- Z kim?

- Z taką jedną. Poznałem ją przez Internet.

- Aha.

- Ładna jakaś?

- Dziadek, czy ładna? Piękna jest.

- No to dobrze. Pierwsze spotkanie?

- Nasze tak.

- To nie zapomnij jej kwiatków kupić.

- Dobrze. Ale nie róże. One sa strasznie oklepane. Coś innego wymyślę.

- Ok. Cóż, baw się dobrze.

- Dzięki babciu.

 

 

W sobotę, zgodnie z planem spotkałem się z panią S. Jak ją ujrzałem po raz pierwszy „na żywo” to myślałem, że padnę. Była najpiękniejszą dziewczyną jaką widziałem. 100 razy ładniejsza niż Kat.

Pierwsza randka w ciemno było stresująca ale za to interesująca. Miałem pietra strasznego, że więcej się ze mną nie zechce spotkać. Co później się okazało nie prawdą. Po spotkaniu ona myślała, że mi się nie spodobała i więcej się nie będę chciał umówić. Hehe, dziwne myślenie i zbieżność. Na szczęście inaczej wyszło.

Były kolejne spotkania.

Odnośnik do komentarza

14.02.2005, Warszawa, ul. Nowy Świat, godz.17:44.

 

- Cześć rybko, długo czekasz?

- Cześć piękna. Nie, nie długo. Jakieś 15 minut.

- Zmarzłeś?

- Nie. Jak tam w szkole?

- Ledwo wytrzymałam. Już chciałam wyjść i tu przyjechać.

- Aha. Ja siedziałem od rana w domu jak na szpilkach. Tak samo ledwo wytrzymałem.

- To co, gdzie się wybieramy?

- Ja bym coś zjadł może. Będziesz mi towarzyszyć?

- W czym? W jedzeniu, hehe?

- No na przykład, hihi. Na co masz ochotę?

- Na ciebie Maćku.

- Ok., bardzo się cieszę. Ale pytam o jedzenie.

- Chyba na KFC. Dawno nie jadłam i tak mnie jakoś naszło.

- Dobra. To chodźmy może tu koło Rotundy?!

- Yhy.

- A potem się przejdziemy na jakieś piwko. Co ty na to?

- Z tobą zawsze i wszędzie.

- No to super.

 

35 minut później.

 

- Dobra ta sałatka?

- Chcesz spróbować?

- Nie, tylko tak pytam.

- Aha, a powiedz mi- tam w Irlandii to mieszkałeś tylko w Belfaście?

- Nie, to na początku. Później się przeprowadziliśmy do takiej mieściny Larne.

- Fajnie.

- Kiedyś może się zabierzesz ze mną.

- Może.

- Sylwia, zauważyłaś, że dziś jest jakoś strasznie dużo ludzi wszędzie? Więcej niż zawsze.

- Masz rację. Dziwne.

- O kurcze!!! Ale jestem głupi!

- Co się stało rybko?

- Nie wiesz jaki dziś dzień?

- Sobota.

- I jaki jeszcze?

- Walentynki! Ale ze mnie kretyn.

- Nie mów tak! Nie prawda! Co się stało.

- Byłem tak zaoferowany naszym spotkaniem, że zapomniałem o tym. Jak bym pamiętał to zarezerwowałbym jakiś fajny stolik.

- Nie przesadzaj. Nie zależy mi na tym. Ważne, że z tobą. Nie ważne gdzie.

- Pięknie to powiedziałaś. Moje słowa, hehe. Uważam tak samo.

- Widzisz jak się zgadzamy ze sobą! Czyli nie pasujemy do siebie.

- Jak to?

- Spokojnie, żartowałam, hehe.

- Uff, zobacz aż mi się ręce zaczęły trząść.

- Spokojnie rybko. Dam ci buziaka to ci przejdzie?

- Nie wiem. Przekonajmy się.

- Heh, ok.

Odnośnik do komentarza

14.02.2004, Warszawa, Trasa WZ, przystanek, godz.20:57.

 

- Chciałem ci podziękować za ten piękny wieczór. Jeden z najlepszych w moim życiu.

- Przestań. Mi też było super.

- Mam nadzieję, że dasz mi jeszcze kiedyś szanse zrewanżować się na Walentynki.

- Dam. Ale zapamiętaj jedno…

- Yhy, co?

- Nie ważne gdzie. Ważne, że z tobą.

- Dobrze.

- Mogę zadać ci pytanie?

- Jasne.

- Czemu nie pocałowałeś mnie na pierwszym naszym spotkaniu?

- Piękna pani wprawia mnie w zakłopotanie, hehe.

- No więc?

- Mam zasadę dżentelmena- nigdy nie całuję na pierwszej randce, hehe.

- Aha. Wybaczam.

- Dzięki ci pani.

- Proszę.

- Ja też muszę coś powiedzieć.

- Słucham? Coś strasznego?

- Chyba tak.

- To znaczy?

- Prosto z mostu- wpadłem w ciebie po uszy. Jestem zakochany w tobie na maxa. Nie mogę przestać o tobie myśleć. Non stop mam to w głowie.

- Nie wiem co mam powiedzieć…

- Nic nie musisz. Jak nie zechcesz się ze mną więcej spotkać to zrozumiem.

- Nie, to nie tak. Wręcz przeciwnie. Bardzo chętnie.

- Super. Teraz jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Odnośnik do komentarza

MaKK nam się zakochał, Makk nam się zakochał! :D dajesz dalej, bo przyjemnie się to czyta :)

jak by nie patrzeć- stare dziej ;) laska jest jak najbardziej prawdziwa. poznana dokładnie tak jak napisane.

dzięki.

Odnośnik do komentarza

08.07.2005, Warszawa, ul. Księżycowa, godz.17:12.

 

- Cześć Maciuś. Koniec już?

- Tak babciu. Zaliczone wszystko, Uff.

- Na co zdałeś?

- Na 5. Ale już jestem wykończony. Blee.

- To co wakacje?

- Już tak.

- Jakieś palny?

- Na chwilę obecną na 100% nie ma. Może się wybierzemy z Sylwią nad morze. Zobaczymy. Ojciec mówił, że może się będą przenosić to polecę i im pomogę.

- Ok., to zadzwoń do mamy jakoś nie długo i zapytaj.

- Wiem, wiem. Ale pod koniec sierpnia muszę być. Trzeba załatwić praktyki.

- Jakie?

- No musze szkolić młodzież. Więc chyba połażę po szkołach i popytam.

- A może na Hutnika pójdziemy i zapytamy?

- To znaczy?

- Tam będziesz szkolił młodzików. I zrobisz praktyki i będziesz miał tak na przyszłość coś z klubem doczynienia.

- Powiem ci dziadek, że całkiem nie głupi pomysł.

- No to dobrze.

Odnośnik do komentarza

29.07.2005, Larne, The Woods Road, godz.14:13.

 

- Cześć piękna pani S. Co słychać?

- Cześć rybko. Jakoś leci. Brakuje mi ciebie.

- Mi ciebie też. Mówiłem, żebyś ze mną przyjechała.

- Wiem, ale nie miałam tyle urlopu.

- Pamiętam. Następnym razem.

- Jasne. Co tam porabiasz?

- Na razie nic. Jutro zaczynamy przeprowadzkę.

- Dokąd?

- Do Stranraer się rodzice już totalnie przenoszą. Dom jest więc trzeba rzeczy przetransportować.

- Aha. A ty rybko kiedy wracasz?

- Za tydzień. To jest 6 sierpnia będę do twojej dyspozycji.

- To dobrze. Nawet bardzo!

- Czemu?

- Będę miała wolną chatę, wpadniesz do mnie i pokażę ci jak się bardzo za tobą stęskniłam.

- Już się nie mogę doczekać!

- Hehe, tak myślałam. Dobra, nie będę ci przeszkadzać. Rób to co masz robić.

- Ok., ale nie przeszkadzasz mi. Za godzinkę spotkam się z moim kumplem i zobaczę co w moim byłym klubie słychać.

- Heh, ta wasza piłka nożna.

- Też cię kocham, hehe.

- A, już wiem. Coś ci wysłałam na gg. Piosenkę.

- Jaką?

- Zobaczysz. Wiem, że to nie twoje klimaty, ale posłuchaj tekstu. Zrozumiesz co teraz mam.

- Obiecuję zaraz posłuchać

piosenki. A mówiłem ci, że masz najseksowniejszy głos na świecie?

- Heh, tak, nie raz. Buziole rybko.

- Pa piękna pani.

Odnośnik do komentarza

Po wojażach wakacyjnych czas był na te cholerne praktyki. Poszło nawet bardzo dobrze.

Udało się zakotwiczyć w Bielańskim Hutniku. Rzut kamieniem od AFW-u i parę przystanków od domu.

Na samym początku byłem tak naprawdę tylko i wyłącznie biernym obserwatorem treningów i przygotowania młodzieży- maluchów w wieku do 13 lat. Odbywała się zupełnie inaczej niż ja byłem nauczany kiedyś w Glentoran FC. Ćwiczenia fizyczne, bez piłki, które były przeprowadzane prowadziły do szybkie przemęczenia młodych zawodników i szybszego zniechęcania do dalszej gry co niektórych.

Długo i głęboko na tym nie będę się rozwodził. Nie ma po co. Szkoda czasu. Miałem tylko odbębnić te godziny.

Odnośnik do komentarza

12.11.2005, Warszawa, ul. Kinowa, godz.17:28.

 

- Cześć. To co idziemy?

- Niestety, nie da rady dziś rybko. Dzwoniłam do ciebie, ale nie odbierałeś.

- Ta, zapomniałem z domu. Coś się stało?

- Rodzice poprosili mnie żebym z siostrą została.

- Aha, ok. Nie ma problemu wielkiego.

- A mały jest?

- Nie, nie.

- Nie kłam Maciuś. Ja już cię znam. Mów szybko.

- Takie tam miałem plany ale się obejdzie. Innym razem najwyżej. Ale chętnie z tobą posiedzę.

- To fajnie. Chodź, włączę jej film bo chciała i możemy wskoczyć do mojego pokoju.

- Hmm, brzmi bardzo ciekawie i zachęcająco, hehe.

- Ty świntuchu. Nic z tego.

- Wiem, wiem.

- Nie wiem, o której starzy wrócą. Może nie długo i uda ci się zrealizować plan.

- Dobrze. Nie ma problemu.

Odnośnik do komentarza

12.11.2005, Warszawa, ul. Kinowa, godz.18:18.

 

- O, już przyszli. Chodź przedstawię cię.

- Może lepiej nie.

- Chodź. Nie pogryzą cię. No może trochę, hehe.

- Proszę pani S. proszę nie straszyć mnie!

- Tak jest. Chodź.

 

- Cześć.

- Cześć.

- Dzień dobry.

- Mamo, tato, to jest ten Maciek.

- Witam. Miło mi państwa poznać.

- Mi również. Dużo słyszałam o panu. Sylwia opowiadała.

- Aha, dobrze wiedzieć. Mam nadzieję, że same dobre rzeczy.

- Oj, Maciek daj spokój. Inaczej się o tobie nie da!

- Da, da. A i mam prośbę- proszę mi nie mówić na PAN. Źle się czuję z tym.

- Dobrze. Chcecie coś do picia?

- Nie, mamo już piliśmy. Zaraz się zbieramy.

- Tak? A może sobie dziś odpuścimy?

- Jak chcesz.

- Właśnie tak, Sylwio. To co miałem to możemy i tu uczynić.

- Aha. No to ok.

- To zapytam od razu. Prosto z mostu. Denerwuję się strasznie i ręce mi się trzęsą więc proszę mi wybaczyć.

- Ale o co chodzi?

- Proszę pana, proszę pani, ja Maciek van Makk chciałem prosić o rękę państwa córki, pięknej Sylwii. Wiem, że dla ciebie to też może być zaskoczenie. Ale przemyślałem to dobrze. Nie widzę innej drogi niż ta, o która proszę.

- Yyyy, no nie wiem co powiedzieć!

- Możesz powiedzieć tak albo nie. Po prostu powiem krótko- nie wyobrażam sobie już życia bez ciebie. Znamy się tylko/aż rok ale to wystarczyło.

- Spokojnie, możesz już wstać panie Maćku. My nie ingerujemy zbytnio w sprawy Sylwii. Ona podejmuje decyzje. Ale my się raczej zgadzamy.

- Oj rybko, ale żeś wyskoczył. Jestem w szoku.

- Ja też, hehe. Nie sądziłem, że się na to zdobędę.

- Jak mówisz, to dosyć krótka nasz znajomość. Ale odpowiedź jest TAK. Też nie wyobrażam sobie już życia bez ciebie.

- To super! Proszę to dla ciebie. Pierścień. Nie wiem czy się spodoba, ale taki w twoim guście jest.

- Piękny jest. Zawsze o takim marzyłam! Prześliczny.

- Dziękuję. Teraz już jestem naprawdę najszczęśliwszym człowiekiem świata.

Odnośnik do komentarza

13.11.2005, Warszawa, ul. Księżycowa, godz.13:14.

 

- Cześć mamo.

- Cześć. Co słychać?

- Dobrze wszystko. Dzwonię bo chciałem się pochwalić, hehe.

- Czym?

- Oświadczyłem się tej Sylwii, o której ci mówiłem.

- Poważnie?

- Nom.

- Chyba nam dorosłeś synek. Jak oświadczyny?

- Dobrze. Miałem to zrobić tak trochę standardowo- w restauracji ale nie wyszło i zrobiłem to przy jej rodzicach.

- Aha. Lepiej mów czy się zgodziła!

- No raczej. Bardzo się podobał pierścionek.

- Super. Jaki był?

- No to taki tam. Srebrny z brylantem.

- Dobrze by było ją poznać, nie sądzisz.

- Sądzę. Ale nie wiem kiedy wpadniemy.

- Na święta?

- Nie ma raczej nie ma szansy.

- Sylwester?

- Też raczej nie. Ale zobaczymy. A tak to ok.

- Szkoła? Praktyki?

- Szkoła ok. Praktyki na razie skończone. Gadałem i po tym roku odbędę tam staż. Prezes się zgodził.

- Fajnie.

- A co u was?

- Jeszcze powoli się ogarniamy po remoncie. Tata jest teraz częściej w domu. Takie są plusy Stranraer.

- Aha. Dobra, ja będę powoli kończył. Zaraz mam iść do sklepu a po tym z Sylwią się widzę. Zapytam ją o tego Sylwestra.

- Ok., baw się dobrze i bądź grzeczny.

- Dobra. Pa mamo.

Odnośnik do komentarza

15.12.2005, Warszawa, ul. Nowy Świat, Pizza Hut, godz.18:10.

 

- Najadłaś się czy chcesz coś jeszcze?

- No way! Najedzona na maxa jestem. Dziękuję.

- Proszę piękna.

- Nie mów tak do mnie przy ludziach, proszę.

- Czemu?

- Bo się strasznie peszę i wiem, że robię się czerwona.

- Wiem, ale wtedy jeszcze piękniejsza jesteś. I te twoje zabójcze policzki.

- Co z nimi nie tak?

- Nic. Tylko właśnie nie wiem. Są po prostu…. Genialne. Nie wiem czemu ale tak.

- Zmień temat, hehe.

- Ok. Jak z Sylwestrem robimy?

- Nie wiem. Jakoś się nie zastanawiałam nad tym.

- A co powiesz na ten wyjazd?

- Do Stranraer?

- Tak. Byśmy polecieli sobie, spędzili parę fajnych dni i wrócili jakoś tak na 5 stycznia do Polski.

- Długo się leci?

- Ta, ze 3 dni, hehe.

- Poważnie pytam. Nigdy tam nie byłam.

- Krótko. Do Glasgow albo do Belfastu i potem autobusem albo promem.

- Nie wiem no. Trochę się obawiam.

- Czego? Podróży?

- Też. I twoich rodziców.

- Jak to?

- A jak im się nie spodobam? I będę musiała wracać?!

- Buahahah, większej głupoty chyba nie słyszałem. Wystarczy, że mi się podobasz. Nic i nkt tego nie zmieni.

- Tak tylko mówisz.

- Nie pękaj mała. Będzie dobrze. Podjadę jakoś na dniach po bilety.

- Ale ja jeszcze nie powiedziałam tak.

- Jak to nie?! Powiedziałaś na początku listopada, hehe.

- Nie to.

- Wiem. Rozmawiałem z twoją mamą. Powiedziałem jej, że chcę cię zabrać i czy nie ma nic przeciwko, hehe.

- Co??

- Nom. Powiedziała, że nie. Więc to będzie taka niespodzianka.

- No nie wiem. Pomyślę.

- Dobrze. Parę dni masz do namysłu, hehe.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...