Skocz do zawartości

Tańcząc z Guanczami


Fenomen

Rekomendowane odpowiedzi

W ostatnim sparingu przedsezonowym podejmowaliśmy rezerwy Las Palmas. W tym meczu już mogłem skorzystać z usług powracających z meczów reprezentacji Ihou, Abgoha (obaj zagrali przeciwko Kamerunowi) oraz Gharzoula (pojawił się w drugiej połowie w meczu z Tanzanią). Ihou wskoczył też od razu do pierwszego składu w miejsce Aridane. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie Togijczyk zajmie miejsce u boku Johnny’ego i Ortegi w wyjściowej jedenastce na mecze ligowe.

 

Sanchez - Conte, Camara, Dorta, Fournier - Chuchi, Kingston, Elias - Ihou, Johnny, Ortega

 

Początek spotkania układał się po naszej myśli. Szybko udało nam się narzucić swój styl gry. W 7 minucie bliski dania nam prowadzenia był Fournier, który uderzał głową po dośrodkowaniu Ortegi z rzutu rożnego. Cztery minuty potem jednak składna akcja gospodarzy o mało nie zakończyła się golem, gdy uderzał, minimalnie niecelnie Fran Sol. Zrewanżowaliśmy się strzałem z dystansu Chuciego pięć minut po tamtym incydencie. W 20 minucie po akcji Vegi do piłki dopadł Badayco i oddał strzał, nieznacznie niecelny. Minutę potem z kolei niecelnie strzelał Toni, a przewaga gospodarzy, co zaskakujące, zarysowywała się z minuty na minutę. My próbowaliśmy od czasu do czasu atakować, ale brakowało nam skuteczności. Tak jak Johnny’emu w 30 minucie, gdy oddał niecelny strzał, mimo dobrej szansy bramkowej. W doliczonym czasie pierwszej połowy gospodarze sensacyjnie objęli prowadzenie za sprawą dośrodkowania Badayco i strzale Gomeza. W drugiej połowie musieliśmy zaatakować, jeśli nie chcieliśmy, żeby ten mecz zakończył się wstydliwą porażką, ale to rywale nadal posiadali inicjatywę, a w 51 minucie bliski zdobycia drugiej bramki był Gomez. Co nie udało się jemu, osiem minut potem dokonał Vega, strzelając drugą bramkę dla gospodarzy. Jakoś w dziwny sposób nagle przestaliśmy grać, bo bramki dla gospodarzy padały po błędach własnych graczy Vecindario. Na szczęście szybko udało nam się zdobyć gola kontaktowego, kiedy jedenastkę podyktowaną za faul na Sanchisie wykorzystał sam poszkodowany, zdobywając swojego pierwszego gola dla Vecindario. Gospodarze jednak wcale nie zamierzali się bronić. W 69 minucie minimalnie niecelnie z rzutu wolnego uderzał Vega, a sześć minut potem tylko znakomita interwencja Sancheza uratowała nas przed utratą trzeciego gola, gdy dośrodkowanie Suareza zamieniło się niespodziewanie w strzał. W 83 minucie jeszcze okazję do wyrównania miał Jesus lecz nie potrafił celnie przymierzyć i ostatecznie mecz zakończył się naszą porażką, co nie wróży dobrze przed startem sezonu.

 

Towarzyski, 13.08.2011

Pepe Goncalves, 248 widzów

Las Palmas Athletic - Vecindario, 2:1 (Gomez ‘45, Vega ‘58, SANCHIS (k) ‘63)

MoM: Mario Badayco (Las Palmas Athletic)

 

Z ostatniego raportu dotyczącego sprzedaży karnetów wynika, że sprzedano ich 1190. Do oczekiwanej liczby 1200 brakuje już niewiele, ale wszystko wskazuje na to, że liczba karnetów może nawet przekroczyć liczbę 1300, bo jeszcze zostało kilka tygodni, kiedy będą one w sprzedaży.

Odnośnik do komentarza

Możesz przypomnieć? Bo nie jestem pewien, czy wiem, o co Ci chodzi :-k

 

 

 

Miesiące wakacyjne wcale nie oznaczały dla mnie czasu urlopu. W tym czasie stawałem przecież na głowie, żeby skompletować kadrę na nowy sezon. Kadrę, która będzie na tyle silna, że poradzi sobie w Segunda A i zdołamy wywalczyć w nadchodzącym sezonie utrzymanie. Poza tym trzeba było odnowić kontrakty z graczami, którzy tego wymagali, a także przypilnować spraw finansowych, które sprawiały wrażenie wymykających się spod kontroli.

Na dwa tygodnie przed startem rozgrywek wszystko jednak wydawało się dopięte na ostatni guzik. Piłkarze trenowali już z pełnym obciążeniem, zakończyliśmy okres przygotowawczy (a mówiąc ściślej - sparingowy) i teraz po prostu odliczaliśmy dni do startu ligi.

 

To był dobry moment, aby powrócić do spraw prywatnych, które ostatnio zostały mocno zaniedbane.

 

- Amelia... - słysząc mój głos w słuchawce kobieta nawet nie starała się ukryć zaskoczenia.

- Zadzwoniłeś... Co się stało?

- Chcę się spotkać... - wycedziłem prosto bez ogródek.

- Ale dlaczego? Przez ponad pół roku niemal nie dawałeś znaku życia i co? Nagle sobie o mnie przypomniałeś?

 

Doskonale ją rozumiałem. Miała prawa robić mi wyrzuty.

Pytanie, czy na pewno? Czy my w ogóle chociaż jesteśmy parą?

 

- Przypomniałem sobie, bo wcześniej totalnie absorbowała mnie praca. Teraz zaś mam nieco więcej wolnego czasu.

- Ale ja nie wiem, czy chcę się z tobą widzieć.

- No cóż. Skoro tak uważasz... nie będę nalegał... - zdawałem sobie sprawę z ryzyka, jakie podejmuję taką zagrywką, ale zagrałem va banque.

- Nie dałeś mi skończyć. Nie wiem, czy chcę, ale chcę się o tym przekonać.

 

Zagrywka zadziałała.

 

- Jutro, Teneryfa, Playa de Animes. Na molo? O dwudziestej?

- Pasuje. Do zobaczenia.

- Do jutra.

 

Tak naprawdę jednak nie wiedziałem, co mam jej jutro powiedzieć. Prawda bowiem była bolesna. Za dwa tygodnie znów wkręcę się w wir pracy trenerskiej i sprawy sercowe zejdą na dalszy plan. Z drugiej jednak strony widzę, że jej na mnie zależy. Czy gdyby tak nie było, nie walczyłaby o to jutrzejsze spotkanie?

 

Bijąc się z myślami, nawet nie usłyszałem dzwoniącego telefonu. Mojego służbowego.

Numer nieznany.

 

- Słucham?

- Świetnie ci idzie. Myliliśmy się co do ciebie - nieznany głos emanował pewnością siebie. Nigdy wcześniej go nie słyszałem.

- Ale kto mówi?

- Twój anioł stróż.

 

Aha. Już wiedziałem o co chodzi. Moi separatystyczni przyjaciele wcale o mnie nie zapomnieli.

 

- Czego chcesz?

- Niczego. No może tylko pogratulować udanego sezonu.

- Ale...?

- Nie ma ale. Mamy nadzieję, że w najbliższym też będziecie grać tak fajnie i się utrzymacie.

- A jeśli nie?

- Lepiej dla ciebie będzie, jeśli nie będziesz zakładał, co jeśli nie.

- Grozisz mi?

- Nie, ale nie chciałbym, żebyś skończył w piachu. Ty, czy ta twoja lalunia.

- Jaka lalunia znowu?

- No ta, z którą masz się jutro zobaczyć.

 

Kurwa, mam ogon w telefonie.

 

- Widzisz, dużo o tobie wiemy - powiedział, zanim zdążyłem zareagować na poprzednią wiadomość.

- Będę robił swoje. Mam nadzieję, że transfery pomogą w utrzymaniu. Jestem dobrej myśli.

- O, i to mi się podoba. Aha, jeszcze jedno. Zapewnimy ci ochronę, żeby nikt się do ciebie za bardzo niepowołany nie zbliżył.

- Przecież nie prosiłem o to...

- Lepiej nie odmawiaj...

- No dobra. Widzę, że nie mam wyboru.

- Ano, nie masz. Żegnam

- Spadaj...

Odnośnik do komentarza

Złapałem się na tym, że wcale nie przejmowałem się zbliżającą się randką z Amelią tak, jak miało to miejsce jeszcze niespełna rok temu. Teraz to miało być jedno z wielu spotkań, bez większego ciśnienia.

Czułem, że ciągnięcie tego dalej nie ma sensu, bo widujemy się od święta, ale i sam nie czuję, żebym miał potrzebę czynić to częściej. Praca pochłania mnie do reszty i na amory zupełnie nie mam ani czasu, ani ochoty.

Miałem już jednak pomysł, jak z tej sytuacji wybrnąć.

Iście szatański.

Na umówionym miejscu byłem, jak zwykłem ją do tego przyzwyczaić, punktualnie. Niech to pierwsze po miesiącach wrażenie zostanie zachowane. Potem przecież może być gorzej.

Amelia z resztą też nie kazała na siebie długo czekać. Przyszła od południowej strony. Miała na sobie lnianą suknię sięgającą do kostek. Bardzo cienką. Zbyt cienką, aby mogło to umknąć uwadze przechodniów.

Mi chyba z resztą też.

Jej delikatny makijaż, przygotowany, jak zwykle z jednej strony olśniewał perfekcją, a z drugiej, pomagał wtopić się w otoczenie, ponieważ nie był, na szczęście, za bardzo krzykliwy.

 

- Witaj. Wyglądasz, jak zawsze, olśniewająco.

- Dzięki. Ty też nieźle się trzymasz. No ale nie masz wyboru. Jesteś gwiazdą - odparła, próbując ukryć przekąs, ale chyba niespecjalnie jej się to udało. W każdym razie ja go wykryłem.

- Ale wcale się tak nie czuję.

- Zrobiłeś kawał dobrej roboty z tym swoim klubem. Awansowaliście. Zauważ. Nawet ja o tym wiem - dodała, śmiejąc się.

- Chyba rzeczywiście musieliśmy odnieść niebywały sukces, skoro doszedł nawet twoich uszu - podjąłem tę krótką grę słów.

- Teraz pewnie będziesz miał dwa razy więcej pracy, co?

- Nie wiem. Na pewno nie będzie łatwo. Segunda A to nie przelewki. Zagramy tutaj z wieloma znakomitymi firmami, w których grają świetni piłkarze. To już nie są prowincjonalne rozgrywki, jak Segunda B.

- A jak się dogadujesz ze swoimi podopiecznymi?

- Uważam, ze całkiem nieźle. Wszystkie zgrzyty i konflikty staram się rozwiązywać w zarodku. Nawet nie wiedziałem, że mam talent pedagogiczny - znów się zaśmiałem, rozładowując napięcie, które towarzyszyło tej rozmowie,

- A jak przygotowania do nowego sezonu? Jesteście gotowi?

- Nie wiem. Ja zrobiłem wszystko, co mogłem. Naszą gotowość zweryfikują rozgrywki ligowe. Pewnie już nasz debiut w Segunda A przeciwko Alcorcon odpowie na wiele pytań, chociaż dopiero całe rozgrywki będą w stanie ocenić, na ile pasujemy do tego towarzystwa.

- Czyli znów będziesz miał masę pracy...

- Tego zapewne nie uniknę.

- A jak to się ma do nas? - Amelia przeszła zwinnie do ofensywy.

- Nie wiem. Wiem tylko, co było. Sama widziałaś i przeżywałaś to razem ze mną, że nie mieliśmy dla siebie czasu. A może to ja nie miałem dla ciebie. Boję się, że teraz może być podobnie.

- Piłka jest dla ciebie ważniejsza ode mnie?

- Nie licz na to, że odpowiem na to pytanie zerojedynkowo. To moja praca. A że mnie absorbuje. Cóż, taką mam naturę. Ty również byłaś i jesteś dla mnie ważna. Przecież gdyby nie ty, w ogóle bym nie pracował w Vecindario, tylko kisł dalej gdzieś w celi na zadupiu.

- No ale nie odpowiedziałeś mi..

- Powtarzam, nie licz na to, że powiem tak lub nie. Nie potrafię.

- Czyli nie widzisz naszej wspólnej przyszłości?

- A czy chcesz, żebyśmy żyli razem, ale jednak osobno? Widzisz sama, że jak już wpadnę w ten pracoholicki zug, to nie ma na mnie mocnych. Wtedy liczy się tylko futbol.

- Ale mi to nie przeszkadza. Jeśli tylko będę wiedzieć, że wracasz codziennie wieczorem do domu i spędzasz go ze mną, nawet w papierach i przed laptopem.

Sprawa nie była łatwa. Zdecydowałem się wyciągnąć asa z rękawa.

- Tylko, że jest jeden problem. Mam na ogonie cały czas tych swoich separatystycznych przyjaciół, którzy wrobili mnie w morderstwo Preciado. Dzwonili do mnie wczoraj...

- O! I co chcieli?

- Podziękowali za udany sezon Vecindario i poprosili o utrzymanie.

- I czego tu się bać? To chyba miło z ich strony. Chyba trochę za bardzo się ich boisz...

- No nie wiem. Na pytanie, co jeśli awansu nie wywalczę, odparli, że lepiej, żebym się nad tym nie zastanawiał i robił wszystko, żeby to się udało. W przeciwnym razie zainteresują się mną, ale również tobą...

- Mną?! A co im do mnie?

- Mam podsłuch w telefonie. Wiedzą o nas. Wiedzą, że kiedyś się spotykaliśmy i że być może jesteśmy parą.

- Paskudna sprawa.

- No właśnie.

- Ale dla mnie to nie problem! Pomogę ci przez to przejść.

 

No i dupa. Myślałem, że to ją skutecznie odstraszy. Ale skoro nie... skoro jest tak zdeterminowana. Jeżeli nie przeszkadza jej moja nie-dyspozycyjność... to czemu mielibyśmy sobie nie dać szansy?

 

- Wiesz co... może masz rację. Może za bardzo marudzę.

- Zdecydowanie za bardzo.

- I naprawdę nie przeszkadza ci to, że potrafię miesiącami myśleć tylko o piłce?

- Oczywiście, że przeszkadza. Ale jak się od czasu do czasu postarasz, to mogę to wybaczyć...

 

Czego ta kobieta chce ode mnie? Najpierw robi wszystko, żeby się zejść, a teraz stawia warunki.

 

- No to ja już nie wiem, czego ty ode mnie oczekujesz.

- Słuchaj. Postawię sprawę jasno. Kochasz mnie?

 

Poczułem się, jakbym dostał obuchem. Czy to nie facet powinien zadawać takie pytania? O co tu w ogóle chodzi?

 

- Nie wiem... co to za pytanie?

- To ja ci powiem. Lubię spędzać z tobą czas i cholera mnie brała przez ostatnie pół roku, że byłeś nieosiągalny. Lubię, gdy jesteś obok, lubię gdy tu siedzisz i patrzysz na mnie. Wbrew pozorom nawet czuję się przy tobie bezpieczna. Naprawdę nie możemy spróbować?

Amelia postawiła wszystko na jedną kartę. Ale skoro jest tak zdeterminowana, a ja nie jestem pewien swoich uczuć, to warto spróbować, żebym się chociaż o nich mógł przekonać.

- Nie chciałem tego proponować, bo wiem, jak trudnym będę życiowym partnerem, który miesiącami żyje w swoim świecie. Ale... masz rację. Też czuję tę chemię. Coś, co jest między nami. I jeżeli nasze życie zawodowe, chociaż tak skomplikowane, nie jest w stanie tego zepsuć, to chyba już nic tego nie zrobi.

- To co? Zaprosisz mnie w końcu na kawę czy będziemy tak tu ględzić do rana?

Osłupiały z wrażenia, jak skutecznie kobieta potrafiła przejąć inicjatywę, wziąłem ją pod rękę, udaliśmy się do pobliskiej restauracji położonej tu na plaży i spędziliśmy tam pół wieczoru.

Drugie pół spędziliśmy w moim mieszkaniu.

Odnośnik do komentarza

To zaskakujące, ale nie dostałem żadnej oferty kupna swoich kluczowych piłkarzy (Gharzoula. Outtarry, czy Fourniera). A skoro tak, to co będę się wychylał ;)

 

 

 

Na ostatnim przed startem rozgrywek ligowych spotkaniem ze sztabem szkoleniowym postanowiliśmy, co następuje:

- Chuchi rozpocznie treningi na nowej pozycji defensywnego pomocnika

- Nestor wciąż musi pracować nad podaniami

- a Jesus cały czas będzie musiał dodatkowo trenować grę z pierwszej piłki

 

Debiut w rozgrywkach Segunda A zbliżał się nieubłagalnie. Naszym pierwszym rywalem miała być dobrze znana drużyna Alcorcon, która dwa lata temu wyeliminowała z rozgrywek Pucharu Króla sam Real Madryt. Idąc zatem prostym tokiem wnioskowania, jeśli oni pokonali Real Madryt, to my, wygrywając z nimi, bedziemy lepsi od samego Realu Madryt! Jest o co walczyć!

 

Przed meczem jeszcze udzieliłem wywiadu.

- Okres przygotowawczy dobiegł końca. Czy uważa pan, że drużyna jest dobrze przygotowana do sezonu?

- Cieszę się, że znów powracamy do walki o ligowe punkty i mam nadzieję, że uda nam się zrealizować w tym sezonie wyznaczone cele, czyli przede wszystkim wywalczyć utrzymanie.

- Czego się pan spodziewa po pierwszym meczu o punkty w wykonaniu pana podopiecznych?

- Po prostu dobrego meczu. Nic więcej. A jeśli przy okazji wpadną jakieś punkty, to się oczywiście nie pogniewam.

- Trenerzy twierdzą, że rozpoczęcie sezonu od zwycięstwa daje siłę na cały sezon. Podziela pan ten pogląd?

- Chyba nie. Fajnie by było wygrać pierwszy mecz, ale przypisywanie mu tak dużej wagi jest chyba trochę niepoważne. Sezon w Hiszpanii jest długi. Czeka nas teraz do rozegrania ponad czterdzieści ligowych spotkań. Jest się gdzie potknąć i gdzie szukać punktów.

- Jako beniaminek pewnie zamierzacie się bronić?

- Dlaczego? Wychodzimy z założenia, że najlepszą obroną jest atak i dlatego na pewno nie będziemy myśleć tylko o zabezpieczaniu tyłów, ale też o atakowaniu bramki przeciwnika.

- Ma pan już w głowie pierwszą jedenastkę?

- Pierwsze mecze w sezonie pomogą ją wyklarować, chociaż oczywiście pewną wizję zespołu już posiadam.

- Czy zgadza się pan z tym, ze Mustapha Oussalah będzie dla was największym zagrożeniem?

- Absolutnie nie. Skupianie się na jednym zawodniku może spowodować, że inni zadadzą decydujące ciosy. Musimy uważać na każdego gracza drużyny przeciwnej.

- Podobno kluczem do zwycięstwa ma być Gharzoul i jego doskonała dyspozycja...

- Rzeczywiście, Tunezyjczyk gra na wysokim poziomie i jego obecność na boisku powinna nam pomóc, ale nie zdecydowałbym się na tak otwarte deklaracje. Nawet nie wiadomo, czy Ali w ogóle zagra.

- Czy można się spodziewać jeszcze jakichś transferów przed zamknieciem okienka?

- Raczej mało prawdopodobne. Drużyna jest już raczej skompletowana, chociaż w przypadku kuszącej oferty na pewno się dwa razy zastanowię, zanim ją odrzucę.

- Dziękuję za rozmowę.

- Ja również dziękuję.

 

Przed meczem miałem do dyspozycji niemal wszystkich kluczowych piłkarzy, dlatego z doborem jedenastki nie było problemów. Zagrać mieli ci, którzy pozostawili po sobie najlepsze wrażenie w sparingach przedsezonowych.

 

Sanchez - Conte, Camara, Dorta, Fournier - Kingston, Elias, Chuchi - Ortega, Ihou, Johnny

 

Spotkanie rozpoczęło się od naszych ataków, co było odbiciem wypowiedzi prasowych dotyczących stylu, jaki zaprezentujemy. W 10 minucie po akcji Kingstona i podaniu do Ihou, Togijczyk znalazł się w dobrej sytuacji, ale jego strzał był niecelny. Jedenaście minut potem znów uderzał Ihou, tym razem po dośrodkowaniu Conte z prawego skrzydła, ale próba była minimalnie niecelna. W 28 minucie Ihou wypracował sytuację wbiegającemu w pole karne Chuchiemu, ale nasz ofensywny pomocnik fatalnie spudłował. Siedem minut potem jego kolejne uderzenie dobrze obronił Herrera. Pierwsza połowa nie należała zatem do najciekawszych. Druga rozpoczeła się od strzału Samuela w 50 minucie, który starał się wykorzystać złą interwencję w obronie Fourniera. Pięć minut potem padł wreszcie gol i to dla nas, a strzelił go niezawodny przy stałych fragmentach Dorta, który wykorzystał dośrodkowanie Ortegi z rzutu rożnego. Sześć minut potem znów w roli głównej wystąpił Ortega, wypracowując sytuację Kingstonowi, ale Ghanijczyk minimalnie spudłował. W 66 minucie z rzutu wolnego uderzał Johnny, też nieznacznie niecelnie. W doliczonym czasie gry jeszcze okazję do podwyższenia naszego prowadzenia miał wprowadzony na boisko Jesus, ale jego głębokie dośrodkowanie, które stało się strzałem zostało z najwyższym trudem obronione przez Herrerę. Zwycięstwa już jednak nikt nam nie odebrał!

 

Segunda DIvision A, 1/42, 28.08.2011

Polideportivo Maspalomas, 3135 widzów

Vecindario - Alcorcon, 1:0 (DORTA ‘55)

MoM: David Dorta (Vecindario)

Odnośnik do komentarza

Zwycięstwo na starcie sezonu pewnie doda moim podopiecznym wiary we własne możliwości, chociaż ja specjalnej wagi do niego nie przywiązywałem. Oczywiście cieszyłem się z trzech punktów, ale w granicach rozsądku.

 

Teraz jednak czekało nas zupełnie inne zadanie. Na nasz (wypożyczony) obiekt przyjeżdżała drużyna z La Liga - Sporting Gijon, na mecz II rundy Pucharu Króla. Waga spotkania olbrzymia. Spodziewam się solidnych wpływów z biletów, ale przede wszystkim oczekuję wyrównanej gry i awansu do kolejnej rundy!

 

Przed tym meczem również udzieliłem wywiadu.

- Ostatnio przeciwko Alcorcon zagraliście dobry mecz. Czy tu stać was na powtórzenie tak udanego spotkania?

- Oczywiście. Piłkarze nie mogą jeszcze narzekać na zmęczenie, więc powinniśmy zagrać nieźle.

- W jaki sposób chce pan zapewnić drużynie zwycięstwo?

- Po prostu musimy zagrać swoje i liczyć na naszą broń, którą są stałe fragmenty gry.

- Która pozycja, pana zdaniem, jest najsilniejsza w zespole?

- Zdecydowanie obrona.

- Czy mając na uwadze trudny kalendarz, pozwoli pan odpocząć najlepszym w meczu pucharowym?

- Nie. Musimy zagrać na maksa w najmocniejszym składzie. Chcemy awansować jak najdalej w tym pucharze, a do tego potrzebujemy awansu. Chcemy się pokazać w Hiszpanii.

- Dziękuję za wywiad.

- Dziękuję.

 

Ponieważ w zestawieniu z poprzedniego meczu zagraliśmy nieźle, teraz zdecydowałem się tę jedenastkę zachować.

 

Sanchez - Conte, Camara, Dorta, Fournier - Kingston, Elias, Chuchi - Ortega, Ihou, Johnny

 

Zdawałem sobie sprawę z tego, jak trudny mecz nas czeka. Rywale zaś chcieli jak najszybciej przechylić szalę na swoją korzyść. W 5 minucie po krótkim rozegraniu rzutu wolnego, piłka trafiła pod nogi Egurena, który posłał prostopadłą piłkę do Novo, ale ten trafił tylko w słupek. Dwie minuty potem po dośrodkowaniu Ortegi z rzutu rożnego do piłki dopadł Ihou lecz piłka po jego strzale trafiła w poprzeczkę. W 12 minucie znów byliśmy stroną atakującą, kiedy z dobrej strony pokazał się Kingston, odbierając piłkę i uderzając na bramkę. Szkoda tylko, że niecelnie. Kwadrans później efektowną akcją popisał się Carvalho, który następnie niesygnalizowanym podaniem uruchomił Sangoya lecz strzał Francuza okazał się niecelny. Jeszcze przed przerwą gospodarze mieli jedną okazję lecz kolejny strzał Sangoya minął naszą bramkę. W drugiej bramce musieliśmy bardziej zaatakować, bo na razie nie było widoków, abyśmy mogli awansować. Ale w 52 minucie sygnał do ataku dał strzałem z daleka Chuchi. To nic, że próba była zupełnie nieudana. Dziesięć minut potem równie mocno z daleka uderzał Elias, ale niestety równie niecelnie. W 72 minucie dalekie podanie Dorty dotarło do Chuchiego, który wbiegł w pole karne i oddał strzał, nieznacznie chybiony. Po chwili odpowiedzieliśmy strzałem głową Dorty po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Ortegi, ale tym razem nasz stoper minimalnie spudłował. W 85 minucie bardzo mocno z daleka uderzał Eguren. Piłka po strzale Urugwajczyka poleciała jednak wysoko ponad bramką. Regulaminowy czas gry nie przyniósł rozstrzygnięcia i konieczna była dogrywka. Tę lepiej zaczęli goście, gdy w 92 minucie po rzucie rożnym uderzał Klein, ale bardzo niecelnie. Trzy minuty potem dośrodkowanie Pryora wyłapał pewnie Sanchez, a sześć minut potem nasz bramkarz fantastycznie obronił strzał Egurena. Niestety przed zmianą stron w dogrywce daliśmy sobie wbić gola, kiedy Pryor technicznym strzałem pokonał Sancheza. Warto odnotować, że asystę przy tej bramce zaliczył Maciej Sadlok, który nie jest jedynym Polakiem w barwach Sportingu Gijon. Gra tam bowiem również Artur Sobiech. W drugiej połowie musieliśmy zaatakować odważniej, jeśli nie chcieliśmy przegrać tego meczu. Zamiast tego, straciliśmy Conte, który otrzymał drugą żółtą kartkę i opuścił boisko. Grając w osłabieniu jednak potrafiliśmy odrobić straty, kiedy po chwili Johnny wyrównał stan meczu, wykorzystując precyzyjne podanie od Ihou. Ostatnie minuty dogrywki nie przyniosły zmiany rezultatu i konieczne były do rozstrzygnięcia rzuty karne. Te lepiej wykonywali moi podopieczni, którzy po golach Jose Marii i Eliasa wywalczyli nam awans do kolejnej rundy!

 

Puchar Króla, 2 runda, 31.08.2011

Polideportivo Maspalomas, 2811 widzów

Vecindario - [P] Sporting Gijon, 1:1 (Pryor ‘104, JOHNNY ‘117), k. 2-1

MoM: Anthony Ihou (Vecindario)

Odnośnik do komentarza

Po dwóch tygodniach od ostatniego spotkania ze sztabem szkoleniowym, znów zebraliśmy się, aby ustalić postępy prac piłkarzy oraz ustalić zadania specjalne. I tak postanowiliśmy, co następuje:

- Sanchis popracuje nad dośrodkowaniami

- Remi Fournier będzie mentorem dla naszego juniora, Antonio Garrido, który wyjawia potencjał do bycia stoperem światowej klasy

 

Natomiast w następnym meczu ligowym czekał nas bardzo wymagający rywal i jeden z głównych, jeśli nie główny kandydat do awansu do La Liga. Dziwne, że nie awansował w tym sezonie. Real Betis Balompie, bo o nim mowa, to klub z wielkimi tradycjami, ale ostatnio mający spore problemy zarówno natury sportowej, jak i finansowej. Niestety w ostatnich latach kibice nie mogli oglądać bardzo gorących derbów Andaluzji.

 

W składzie Betisu wciąż pozostało kilku naprawdę dobrych piłkarzy, z Arzu, Demidovem, Irineyem, Pavone, a przede wszystkim, Emaną, na czele.

 

Przed meczem udzieliłem oczywiście krótkiego wywiadu. Jestem teraz niezwykle rozchwytywany. Dziennikarz złapał mnie przed wyjściem na rozgrzewkę przed samym meczem.

- Czy długa, dziesięciodniowa przerwa, wpłynie na waszą dyspozycję w tym meczu?

- Nie sądzę. Trenowaliśmy w tym czasie normalnie, więc braków kondycyjnych być nie powinno.

- W losowaniu trzeciej rundy Pucharu Króla trafiliście na Malagę. To trudny rywal?

- O podobnej klasie, co Sporting Gijon, co nie oznacza, że łatwy. W meczu ze Sportingiem wznieśliśmy się na wyżyny swoich możliwości i jeśli chcemy awansować dalej, to w meczu z Malagą musimy znów zagrać na sto dziesięć procent naszych możliwości.

- Dziękuję za rozmowę.

- Ja również. Przepraszam, ale muszę już iść.

 

Sanchez - Conte, Camara, Dorta, Fournier - Kingston, Elias, Chuchi - Ortega, Ihou, Johnny

 

Chociaż można było się spodziewać, że utytułowany rywal rzuci się do ataku, nic takiego nie miało miejsca. To my jako pierwsi stworzyliśmy sobie bramkową szansę, kiedy w 5 minucie mocno z daleka uderzał Kingston, ale minimalnie obok bramki. Po chwili jednak straciliśmy bramkę. Można powiedzieć, że zginęliśmy od własnej broni - straciliśmy gola po rzucie rożnym. Dośrodkowanie Shaqiriego na bramkę zamienił Demidov. Trzy minuty potem z dystansu z półwoleja uderzał Chuchi lecz jego strzał obronił Gotia. Dwie minuty potem szansy wypracowanej przez Ortegę nie wykorzystał Elias, który uderzył niecelnie. W 20 minucie Pavone, znany z tego, przedarł się nczym taran przez naszą linię obrony i ostatecznie pokonał naszego bramkarza, zdobywając drugiego gola dla gości. Nasza sytuacja stawała się coraz trudniejsza. W 34 minucie kolejną szansę na zdobycie gola miał Elias, który często podłączał się do akcji ofensywnych, ale na razie jego strzały były bardzo niecelne. Osiem minut potem na ten strzał odpowiedział podobnym Iriney, ale na nasze szczęście - podobnie niecelnym. Druga połowa rozpoczęła się od ataków gości, którzy chcieli najwyraźniej zdobywać kolejne bramki. Sanchez jednak nie pozwolił się pokonać Pereirze w 46 minucie. W 58 minucie Gotia po raz kolejny obronił strzał Eliasa, a sześć minut potem moi obrońcy wyciągnęli wnioski po utracie drugiego gola i tym razem nie pozwolili Pavone na tak beztroską szarżę przez nasze pole karne. Tym samym uratowali nas przed utratą kolejnej bramki. Po chwili fenomenalnie strzał Pereiry po dośrodkowaniu Emany obronił Sanchez i podobnie w 70 minucie znów górą był nasz bramkarz, tym razem broniąc strzał Pavone. Tym razem dośrodkowywał z rzutu rożnego Shaqiri. Pięć minut potem trzeciego gola dla gości strzelił Molina lecz sędzia dopatrzył się spalonego w tej akcji i bramki nie uznał. To jednak dało nam sił tylko na strzelenie gola honorowego, którego autorem w 85 minucie był Johnny, wykorzystując rzut karny, podyktowany za faul Kasa na nim samym. Tym samym nasza pierwsza porażka w tym sezonie stała się faktem.

 

Segunda Division A, 10.09.2011

Polideportivo Maspalomas, 3653 widzów

[10] Vecindario - [8] Betis, 1:2 (Demidov ‘7, Pavone ‘20, JOHNNY (k) ‘85)

MoM: Xherdan Shaqiri (Real Betis)

 

Po tym meczu zdecydowałem się na dłuższą rozmowę z dziennikarzami.

- Mimo porażki, chyba może pan być zadowolony z gry swoich podopiecznych, prawda?

- To fakt. Zagraliśmy niezłe zawody, będąc stroną dominującą przez większą część czasu, ale to nie wystarczyło na pokonanie tak utytułowanego rywala.

- Czy gol Demidova przesądził o sprawie?

- Na pewno szybko strzelony gol dał rywalom więcej pewności siebie, ale nie sądzę, aby był aż tak kluczowym czynnikiem w tym meczu. Rywale po prostu byli lepsi i nawet gdyby nie strzelili tej pierwszej bramki tak szybko, i tak prędzej czy później by nas wypunktowali.

- 39. ligowa bramka Johnny’ego czyni z niego rekordzistę klubu...

- Zgadza się. Wszyscy się cieszymy, że Johnny jeszcze może dać tak wiele tej drużynie.

- Świetny mecz zagrał też Xherdan Shaqiri. Zgodzi się pan z tym, że nagroda dla najlepszego piłkarza meczu trafiła właśnie do niego?

- Tak. To świetny piłkarz, który w tym meczu tylko to potwierdził Jego akcje prawym skrzydłem i dośrodkowania z rzutu rożnego były niezwykle groźne.

- Dziękuję za rozmowę.

- Ja również dziękuję.

Odnośnik do komentarza

Absolutnie nie mogę mieć pretensji do swoich podopiecznych za porażkę z Betisem. Przegraliśmy z naprawdę silnym rywalem, a przecież nie jesteśmy faworytem do awansu (raczej do spadku), dlatego musimy się przyzwyczajać, że będzie w tej lidze więcej drużyn lepszych od nas. Cieszy mnie za to fakt, że walczymy i staramy się, a że nie zawsze wychodzi - no cóż.

 

W następnym meczu ligowym podejmowaliśmy GIronę. Klub, który jest niejako zapleczem dla Barcelony. Tu trafiają gracze, którzy nie sprawdzili się w rezerwach słynnego katalońskiego klubu i grają z większym lub mniejszym powodzeniem. Z bardziej znanych graczy Barcy, którzy aktualnie grają w Gironie wymienić należałoby Arnau, Tortolero, Davida Sancheza i przede wszystkim Gerarda Lopeza.

 

Przed tym spotkaniem również udzieliłem wywiadu. Widać, jestem coraz ciekawszym celem prowadzenia wywiadów przed i pomeczowych.

- Czy to prawda, że zamierza pan zagrać dziś defensywnie i bronić korzystnego remisu?

- Absolutnie nie. Zawsze staramy się atakować i strzelać bramki. Poza tym Girona to nie jest rywal, mający nad nami jakąś kolosalną przewagę umiejętności.

- Jak pana podopieczni radzą sobie z presją po przegranym meczu z Betisem?

- Wyciągnęliśmy sporo ciekawych wniosków z tamtego meczu. Wiemy, jakie błędy popełniamy i co powinniśmy zrobić, aby je wyeliminować. W następnych meczach przeciwko najlepszym powinno być tylko lepiej.

- Czy to prawda, że największego zagrożenia spodziewacie się po stronie Borji?

- Nie. Uważam, że w Gironie są groźniejsze ogniwa, jak choćby Gerard Lopez, chociaż nie zamierzamy na nim ogniskować całej naszej gry obronnej, bo to mogłoby się fatalnie dla nas skończyć.

- Na razie jednym z głównych faworytów do spadku jest Ceuta. Jak pan sądzi - dadzą radę urwać punkty Realowi Sociedad?

- Wątpię. Real to uznana marka i jeden z głównych faworytów do awansu, ale oczywiście będę im kibicował, bo ten niewielki klubik również zasługuje na chwile szczęścia.

- Dziękuję za rozmowę.

- Ja również dziękuję.

 

Sanchez - Conte, Camara, Dorta, Fournier - Kingston, Elias, Chuchi - Ortega, Ihou, Johnny

 

Kibice mieli zobaczyć starcie drużyn walczących o utrzymanie i liczyli na efektowną wymianę ciosów. I rzeczywiście pierwsze minuty mogły nastrajać optymistycznie, ale tylko naszych fanów W 2 minucie bowiem pierwszy strzał na bramkę oddał Ihou, który otrzymał prostopadłe podanie od Eliasa. Osiemnaście minut potem strzelec w tamtej akcji odgrywał do wbiegającego Chuchiego, a ten uderzył z daleka, ale wprost w Santamarię. Cztery minuty potem pierwszy raz o swoich umiejętnościach kreowania gry przypomniał Gerard, posyłając znakomite podanie do Garcii, ale ten zmarnował jego wysiłek, uderzając niecelnie. W 30 minucie po wślizgu Chuchiego, który chciał wybić piłkę spod nóg Gerarda, ta trafiła do Curto lecz strzał Hiszpana był niecelny. Trzy minuty potem ponownie w roli głównej wystąpił Gerard, próbując dalekim crossem znaleźć Garcię, ale piłka padła łupem bramkarza. Jeszcze przed przerwą jedną bramkową okazję miał Elias, uderzając z krawędzi pola karnego, ale próba ta minimalnie okazała się niecelna. Druga połowa rozpoczeła się od ciekawej wymiany ciosów w 51 minucie, gdy najpierw niecelnie strzelał Curto, na co odpowiedzieliśmy równie niecelnym wykończeniem akcji autorstwa Johnny’ego. W 61 minucie fatalnie rozegrany przez moich podopiecznych rzut wolny uruchomił błyskawiczną kontrę, której na szczęście nie potrafił celnie zakończyć Jandro. Sześć minut potem kibice znów zobaczyli rozegranie pary Johnny-Elias i strzał tego drugiego. Znów jednak niecelny. W 77 minucie Garcia dośrodkował z rzutu wolnego, wprost na głowę Tortolero lecz piłka po strzale byłego zawodnika Barcelony wpadła wprost w ręce Sancheza. Była to ostatnia ciekawa sytuacja i po wyrównanym meczu padł bardzo sprawiedliwy remis.

 

Segunda Division A, 3/42, 14.09.2011

Montilivi, 7290 widzów

[17] Girona - [10] Vecindario, 0:0

MoM: Remi Fournier (Vecindario)

Odnośnik do komentarza

ok. 4 mln euro na minusie, ale miesięcznie już zarabiam! co prawda tylko około 100 tys. euro / miesiąc, ale lepsze to niż nic :)

 

 

Przed kolejnym ligowym meczem, tym razem przeciwko Las Palmas, trenerzy kazali mi szczególną uwagę zwrócić na takich piłkarzy, jak Cejudo i Bruno. Ja jednak wiedziałem swoje. Czekały nas przecież wielkie derby Wysp Kanaryjskich. Na pewno rywale będą gryźć trawę, aby pokazać nam, kto rządzi na Kanarach, ale naszym zadaniem jest sprawić, żeby ich zamiary spaliły na panewce. Pokażmy światu, jak się gra na Kanarach!

 

Las Palmas jest oczywiście murowanym faworytem do zwycięstwa, ale nam ma pomóc dobra, jakby nie patrzeć, forma.

 

Sanchez - Conte, Camara, Dorta, Fournier - Kingston, Elias, Chuchi - Ortega, Ihou, Johnny

 

Fatalnie rozpoczęło się dla nas to spotkanie, bowiem już w pierwszej akcji, w 2 minucie meczu straciliśmy bramkę, kiedy Olivieira podał na skrzydło do Viery, ten dośrodkował, a Perea uprzedził Dortę i wpakował z najbliższej odległości piłkę do bramki. W 13 minucie znów w roli głównej wystąpił Viera, który tym razem próbował akcji indywidualnej lecz jego uderzenie świetnie obronił Sanchez. Trzy minuty później raz jeszcze uderzał Viera, który pozostał bez opieki w polu karnym, ale i ten strzał był niecelny. W 19 minucie pierwszy raz zagroziliśmy bramce rywala. Elias dośrodkował z rzutu wolnego w szesnastkę, tu do piłki wyskoczył Johnny, piłka po strzale została sparowana przez bramkarza, odbiła się od słupka i wyszła poza boisko. W 28 minucie fatalna interwencja Kingstona w defensywie sprawiła, że Cho Won-Hae stanął przed szansą zdobycia gola, ale chyba nie spodziewal się, że nasz pomocnik może zasadzić takiego klopsa i nie zdołał celnie przymierzyć. W 39 minucie raz jeszcze uderzał Viera, ale ten strzał nie sprawił żadnych trudności Sanchezowi. Przed przerwą jeszcze gospodarze przeprowadzili ładną, kombinacyjną akcję, w której brali udział Perea, który ją rozpoczynał, potem Fernandez i na koniec VItolo, który fatalnie spudłował i zmarnował wysiłek konstruktorów tej szansy. Druga połowa też rozpoczęła się od strzału Vitolo, równie nieudanego, jak ten na koniec pierwszej. Siedem minut potem z dobrej strony pokazał się Jesus, który na boisko wszedł w przerwie w miejsce Johnny’ego. Jego strzał z najwyższym trudem na rzut rożny sparował Barbosa. Z minuty na minutę jednak rosła nasza przewaga, a jej konsekwencją był gol wyrównujący, którego w 63 minucie strzelił Ihou. Całą sytuację wypracowali mu zaś rezerwowy Agboh, Elias oraz ten młody Jesus, który ostatecznie zanotował asystę. Siedem minut potem gospodarze stworzyli szansę, by znów objąć prowadzenie lecz tej nie wykorzystał wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Fran Sol. Dziesięć minut później uderzał z daleka Vitolo, ale ten miał ewidentnie skrzywiony celownik tego dnia. W końcówce mieliśmy nawet szansę na zwycięstwo, ale ‘piłki meczowej’ nie wykorzystał Elias, któremu dogrywał znów Ihou. Fantastyczna parada Barbosy uratowała gospodarzy przed utratą gola i punktu w meczu.

 

Segunda Division A, 4/42, 18.09.2011

Estadio de Gran Canaria, 14693 widzów

[6] Las Palmas - [11] Vecindario, 1:1 (Perea ‘2, IHOU ‘63)

MoM: Ibrahima Sory-Conte (Vecindario)

 

Po meczu zdecydowałem się udzielić kolejnego wywiadu.

- Anthony Ihou strzelił swojego pierwszego gola dla Vecindario. To ważne trafienie?

- Oczywiście. Doda ono Togijczykowi pewności siebie w kolejnych spotkaniach i mam nadzieję, że będzie częściej trafiał do bramki rywali.

- Tym samym zakończył on trwającą kilkaset minut niemoc w strzelaniu bramek...

- Ale to nikomu nie przeszkadzało, bo w pierwszych meczach tego sezonu i tak cięzko pracował na sukces drużyny, notując asysty.

- Remis w meczu, gdzie skazywani byliście na porażkę to chyba dobry wynik?

- Oczywiście. Pojechaliśmy na Gran Canarię walczyć o honor. Derby Wysp Kanaryjskich to bardzo poważna sprawa i wszyscy moi podopieczni, nawet ci nie związani mocno z wyspami, przygotowywali się szczególnie do tego meczu.

- Jak ocenia pan występ Conte, który otrzymał nagrodę dla najlepszego piłkarza meczu?

- Nie wiem, czy akurat był najlepszy, bo wszyscy moi podopieczni zagrali udane zawody, ale Conte na pewno się wyróżniał pewnością interwencji w defensywie i agresywną grą z przodu, skutkującą częstymi dośrodkowaniami.

- Dziękuję za rozmowę.

- Dziękuję.

Odnośnik do komentarza

W następnym ligowym meczu podejmowaliśmy drużynę, która jest znana z tego, że pierwsze swoje futbolowe kroki stawiał tam magik z Katalonii, Andres Iniesta - Albacete. W ostatnich sezonach jednak Albacete przeżywa ogromną posuchę i raczej nic nie zapowiada, aby w tym sezonie miało się to zmienić. My zaś za wszelką cenę musimy odnieść zwycięstwo, aby przerwać zawiązującą się negatywną serię meczów bez wygranej.

 

Sanchez - Conte, Camara, Dorta, Fournier - Kingston, Elias, Chuchi - Ortega, Ihou, Johnny

 

Początek spotkania nie obfitował w wiele sytuacji podbramkowych. Jedynie w 6 minucie po rzucie rożnym, bitym przez Ortegę do piłki wyskoczył Dorta i oddał minimalnie niecelny strzał. Dwadzieścia pięć minut potem rywale przeprowadzili akcję na, która naprawdę mogła się podobać. Piłkę w środkowej strefie rozgrywali Camacho z Lopezem i Fragoso. Piłka wreszcie trafiła na lewe skrzydło do Colombo, ten dośrodkował w pole karne, ale napastnika gości zdązył uprzedzić nasz kapitan i wybił piłkę na rzut rożny. Po chwili jednak goście zdołali strzelić bramkę, kiedy Tato świetnie wyskoczył do piłki po dośrodkowaniu z rzutu rożnego i nie dał szans bramkarzowi Vecindario. To było na tyle emocji w pierwszej połowie. Druga rozpoczęła się od szansy De La Cuesty, który uderzał głową po dośrodkowaniu Souzy z rzutu wolnego. Cztery minuty potem fenomenalna interwencja Sancheza po atomowym strzale Camacho uratowała nas przed utratą kolejnej bramki. Po chwili niecelnie uderzał Omar, ale przewaga gości rosła, chociaż nakazałem swoim podopiecznym bardziej odważną grę i próbę doprowadzenia do remisu. W 68 minucie zbyt krótkie wybicie Ortegi mogło się zakończyć nieszczęściem, gdy piłkę przejął Navas i próbował z daleka lobować wysuniętego Sancheza, ale nasz bramkarz zdążył wrócić do bramki i złapać piłkę. W 73 minucie dwójkową akcję przeprowadził rezerwowy Carletes z Omarem, któremu dograł piłkę, a ten oddał płaski strzał w długi róg, nieznacznie chybiąc. Dziesięć minut potem strzeliliśmy bramkę, ale sędzia jej nie uznał, twierdząc, że uderzający głową rezerwowy Outtarra, walcząc o pozycję sfaulował stopera gości. Decyzja mocno kontrowersyjna, bo ja tam żadnego faulu nie widziałem, a jedynie walkę w powietrzu o pozycję do oddania strzału. Tak naprawdę jednak była to nasza jedyna okazja do zdobycia bramki w tym meczu, więc remis nie byłby dla nas sprawiedliwym wynikiem. Zasłużenie przegraliśmy.

 

Segunda Division A, 5/42, 21.09.2011

Polideportio Maspalomas, 2838 widzów

[10] Vecindario - [12] Albacete, 0:1 (Tato ‘33)

MoM: Francisco David Souza (Albacete)

 

Niegroźna z pozoru kontuzja Kingstona, której nabawił się w ostatnim meczu, okazała się znacznie poważniejsza. Ghanijczyka czeka dwa miesiące przerwy i rehabilitacja skręconej kostki. Otwiera to szansę na grę w pierwszym składzie Agbohowi oraz Outtarrze. Który z nich zagra, zadecyduje oczywiście bieżąca forma.

 

Jako ciekawostkę podam, że zgłosił się do klubu agent Nicoli Amoruso, proponując nam usługi swojego 37-letniego klienta. Sprowadzanie legendy włoskiej piłki mogłoby się spodobać kibicom, ale sportowo ten piłkarz ma już niewiele do zaoferowania.

Odnośnik do komentarza

Dla mnie jest on legendą :>

 

 

 

Po raz kolejny na spotkaniu z trenerami dowiedziałem się, że Nestor wraz z Johnnym narzekają na zbyt duże obciążenia na treningach. Ich postawa zaczyna mnie coraz bardziej irytować i o ile pozycja Nestora jest w tym sezonie marginalna, o tyle od Johnny’ego oczekiwałbym jednak nieco więcej profesjonalizmu. I przede wszystkim bramek, których na razie zbyt dużo nie strzela.

 

Poleciłem również Fournierowi, aby próbował mocniej strzelać na bramkę. Taką radę otrzymałem od Roberta [Prosineckiego, przyp. aut.]. Yeray natomiast został usunięty z listy graczy wykonujących stałe fragmenty gry, ponieważ i tak gra on teraz bardzo sporadycznie.

 

Przed wyjazdowym meczem z Granadą udzieliłem jeszcze jednego wywiadu.

- Czy to prawda, że Erik zakończył już rehabilitację i może zagrać w najbliższym meczu?

- Erik kończy etap powrotu do zdrowia, ale na pewno jest za wcześnie, aby wybiegał na boisko w ważnym meczu ligowym.

- Tylko trzy dni przerwy od meczu z Albacete to mało. Jak to wpłynie na postawę zawodników Vecindario?

- Jeżeli ktoś będzie odczuwał zmęczenie, usiądzie na ławce, ale ufam, że piłkarze to profesjonaliści i dobrze przygotowali się do sezonu pod kątem wytrzymałości w okresie przedsezonowym.

- Dziękuję za rozmowę.

- Ja również.

 

Faktycznie wielu graczy było zmęczonych po ostatnim ciężkim boju i dlatego z Granadą zagraliśmy w mocno eksperymentalnym, przynajmniej jak na ten sezon zestawieniu. Dość powiedzieć, że z wyjściowego składu został jedynie bramkarz, środek obrony, rozgrywający i wysunięty napastnik. W ataku mieli zagrać obaj nasi młodzi napastnicy, którzy niedawno podpisali swoje pierwsze zawodowe kontrakty.

 

Jeśli zaś chodzi o drużynę rywala, to na pewno największą uwagę musimy zwrócić na ich największą gwiazdę, wychowanka Athletic Bilbao, Nestora Suaetę.

 

Sanchez - Outtarra, Saul, Dorta, Fournier - Jose Maria, Chuchi, Nestor - Jesus, Sanchis, Johnny

 

Mecz rozpoczął się od dobrej okazji do zdobycia gola, którą miał Lucena w 6 minucie, gdy otrzymał podanie od Susaety ze skrzydła, ale uderzył niecelnie. Siedem minut potem Lopez niecelnie uderzał głową po dośrodkowaniu Susaety z rzutu rożnego, na co dwie minuty potem odpowiedział strzałem z daleka Chuchi, równie nieudanym. W 17 minucie Matamala odegrał do Vazqueza, a ten widząc wysuniętego Sancheza, spróbował go zaskoczyć strzałem z daleka, ale spudłował. W 20 minucie ponownie uderzał Vazquez lecz ta próba wcale nie była lepsza. Dziewięć minut potem po raz pierwszy zagroziliśmy bramce rywala. Piłka w jakiś sposób dotarła pod nogi Marii, a ten będac niepilnowany w polu karnym, oddał strzał, który jednak nie sprawił trudności Roberto. Jeszcze przed przerwą jedną okazję do zdobycia bramki mieli gospodarze, gdy uderzał Benitez lecz jego strzał fenomenalnie obronił Sanchez. W drugiej połowie udało nam się zaskoczyć rywala, gdy w 51 minucie celne dośrodkowanie Johnny’ego z rzutu rożnego (który zastąpił w tym zadaniu nieobecnego Ortegę) zamknął mocnym i precyzyjnym strzałem głową niezawodny Fournier. Już dwie minuty potem rywale mogli wyrównać, gdy dośrodkowywał Susaeta, a akcję kończył Benitez, ale w taki sposób, że piłka wpadła wprost w ręce Sancheza. Po chwili pięknym dryblingiem popisał się Nestor, który okiwał dwóch obrońców i oddał strzał, ale piłka poleciała metr od słupka bramki strzeżonej przez Roberto. W 62 minucie Johnny rozegrał kombinację z Sanchisem, ale nasz młody napastnik nie zdołał celnie przymierzyć, chociaż cała akcja mogła się podobać. W 78 minucie rezerwowy Gharzoul odebrał piłkę w środkowej strefie i nieatakowany przedarł się z nią pod bramkę Roberto i nawet oddał groźny strzał, choć bramka z tej akcji nie padła. Przebojowość Tunezyjczyka mogła się jednak podobać. Była to ostatnia ciekawsza akcja tego spotkania, które zakończyło się naszym cennym zwycięstwem.

 

Segunda Division A, 6/42, 24.09.2011

Nuevo Los Carmenes, 15112 widzów

[17] Granada - [14] Vecindario, 0:1 (FOURNIER ‘51)

MoM: Sekou Outtarra (Vecindario)

Odnośnik do komentarza

Przed kolejnym spotkaniem, w którym naszym rywalem miała być ekipa Hueski, zgłosił się do mnie agent niejakiego Alejandro Zamory (HIS, 27, D C / DM C), oferując usługi swojego podopiecznego. Piłkarz ten poprzednie dwa sezony spędził w Salamance, a wcześniej trzy lata grał w Betisie. Jest zaś wychowankiem Realu Madryt. Zdaniem Abellana (naszego skauta) prezentuje wysokie umiejętności i warto go zatrudnić. Złożyłem mu ofertę, którą zaakceptował i pewnie na dniach dołączy do zespołu.

 

Tymczasem na kilka godzin przed meczem jeszcze udzieliłem wywiadu.

- Uda się jutro utrzymać taką formę, którą zaprezentowaliście przeciwko Granadzie?

- Nie wiem. Mam nadzieję. W ostatnich dniach pracowaliśmy nad tym, aby tak właśnie się stało.

- Huesca zajmuje dopiero osiemnaste miejsce. Czy stać ich, pana zdaniem, na punkty w tej rywalizacji?

- Każdego stać, ale ufam, że jeśli zagramy zgodnie z założeniami taktycznymi, jakie nakreśliłem, odniesiemy zwycięstwo.

- Ma pan duże zaufanie do umiejętności swoich podopiecznych. Którą formację uważa pan za najmocniejszą?

- Zdecydowanie defensywę. To nasza najlepsza formacja.

- Trener Hueski wypowiadał się, że wie dokładnie, czego się spodziewać po was w meczu. Czy zamierza go pan jakoś zaskoczyć?

- Chyba tylko żelazną konsekwencją w realizacji założeń taktycznych. To, że wie, jak zagramy nie oznacza, że wie jak nas powstrzymać. To tak samo jak z rywalami Barcelony [śmiech].

- Czy to prawda, że Roberto Garcia będzie dla was największym zagrożeniem?

- Nie wydaje mi się. Musimy uważać na wszystkich graczy, nie skupiać się na jednej osobie na boisku.

- Dziękuję za wywiad.

- Dziękuję.

 

Do tego meczu desygnowałem już niemal w całości wyjściowy skład, który wyklarował się przed sezonem. Jedyną różnica była obecność Agboha, zastępującego kontuzjowanego Kingstona.

 

Sanchez - Conte, Camara, Dorta, Fournier - Agboh, Elias, Chuchi - Ortega, Ihou, Johnny

 

Od pierwszych minut obie strony rzuciły się sobie do gardeł, a najjaśniejszym punktem obu ekip był bramkarz. W 2 minucie Cabrero świetnie obronił strzał Ortegi, by cztery minuty potem bohaterem został Sanchez, broniąc kapitalnie uderzenie N’Sukiego. W 12 minucie po akcji Eliasa piłka dopadła do Ihou, który oddał strzał z woleja, ale niecelny. Pięć minut potem Ihou minął już z piłką bramkarza po świetnym podaniu od Eliasa, ale zbyt ostry kąt uniemożliwił mu zdobycie bramki. W 24 minucie wyjątkowo aktywny tego dnia Elias został sfaulowany w polu karnym, a jedenastkę na bramkę zamienił Johnny. Dwie minuty przed przerwą kapitalną akcję środkiem pola przeprowadził Chuchi, który ograł dwóch pomocników gości, po czym odegrał świetnie do Ihou, ale nasz napastnik minimalnie chybił. W drugiej połowie rywale próbowali odmieniać losy meczu. W 54 minucie indywidualnej akcji próbował N’Suki. Uderzył jednak niecelnie. MInutę potem odpowiedzieliśmy akcją i strzałem Chuchiego, dając rywalom ostrzeżenie, aby nie przesuwali się do przodu zbyt dużą ilością graczy, bo mogą się nadziać na nasz szybki kontratak, zakończony strzałem na bramkę. W 57 minucie po akcji Silvy do piłki dopadł Baez i oddał mocny strzał lecz piłka nawet nie poleciała w światło bramki. Jedenaście minut potem po raz kolejny z dobrej strony pokazał się Ihou, który niepokoił obrońców i bramkarza gości. Całą akcję wypracował mu jednak Camara, który z dobrej strony pokazał się na lewym skrzydle. Sześć minut potem znów szarżował Camara. Dośrodkował w pole karne, a tu znalazł się Elias, który natychmiast oddał strzał, minimalnie niecelny. Ponieważ była to ostatnia ciekawa sytuacja, mogliśmy się cieszyć z kolejnych trzech punktów na swoim koncie.

 

Segunda Division A, 7/42, 01.10.2011

Polideportivo Maspalomas, 2665 widzów

[10] Vecindario - [18] Huesca, 1:0 (JOHNNY (k) ‘24)

MoM: Remi Fournier (Vecindario)

 

Również po meczu poproszono mnie o chwilę rozmowy dla mediów.

- Tego zwycięstwa chyba się pan nie spodziewał, co?

- Dlaczego nie? Rywal zajmował miejsce nieomal w strefie spadkowej. Dlaczego mieliśmy go nie pokonać?

- Choćby dlatego, że poza wątpliwym rzutem karnym, podyktowanym dla was, nie mieliście stuprocentowych sytuacji.

- Ja tam uważam, że jedenatka była podyktowna słusznie. A nawet jeśli nie to i tak sędzia oddał nam to, co inny zabrał w spotkaniu sprzed tygodnia przeciwko Albacete.

- Anthony Ihou, chociaż bardzo aktywny, był dziś bardzo nieskuteczny...

- Ale nie zamierzam go rozliczać wyłącznie ze strzelanych bramek. Jego aktywność jest dla nas bardzo pożyteczna, bo ściąga na siebie uwagę większej ilości piłkarzy rywala, co otwiera szansę innym graczom ofensywnym Vecindario.

- Ibrahima Sory Camara notuje fantastyczny start sezonu i jednocześnie start swojej przygody w klubie. Musi pan być zadowolony z tak udanego transferu.

- Oczywiście, że jestem, chociaż jestem pewien, że Saul również grałby świetnie, co udowodnił w poprzednim meczu. Mając dwóch tak dobrych graczy na tę pozycję, nie muszę się o nią obawiać, a zdrowa rywalizacja między Ibrahimą, a Saulem tylko wszystkim wyjdzie na dobre.

- Dziękuję za rozmowę.

- Dziękuję.

Odnośnik do komentarza

Następny mecz miał być dla nas prawdziwym sprawdzianem formy. Jechaliśmy bowiem na stadion absolutnego faworyta do awansu do Primera Division, La Rosaleda w Maladze. Tyle tylko, że nie był to mecz ligowy, a pucharowy. Nietrudno się domyśleć, że przed tak ważnym meczem, również zostałem poproszony o udzielenie wywiadu lokalnej gazecie.

- Podobno trener Rayo, Jose Sandoval, ma się niedługo pożegnać z posadą. Co pan o tym sądzi?

- A co mam sądzić? Przecież to nie moja sprawa. Nawet się z panem Sandovalem nie znamy.

- Zdołaliście niedawno pokonać Sporting Gijon, ale czy będziecie w stanie ograć jeszcze mocniejszego rywala?

- Się okaże. Jak jesteśmy w gazie, potrafimy ograć każdego. Mam nadzieję, że dziś forma i biorytm będzie nam sprzyjał. Jeśli tak, pokonamy Malagę.

- Wciąż uważa pan, że najmocjeszą formacją w zespole jest obrona?

- Tak. Potwierdzają to ostatnie nasze mecze, kiedy nagrody dla najlepszych graczy meczu padały w ręce obrońców.

- Czy to może zwiastować defensywne nastawienie w meczu z Malagą?

- A dlaczego mam zmieniać naszą domyślną taktykę, która jak na razie się sprawdza? Zaczniemy tak, jak zwykle, ofensywnie, ale jeśli zauważę, że są problemy, będę reagował.

- Będziecie potrafili zagrać kolejny dobry mecz w tak krótkim odstępie czasowym?

- Musimy. Specjalnego wyjścia nie mamy. Liga narzuca trudne warunki, ale musimy się do nich dostosować.

- Co sądzi pan o nowym wzmocnieniu zespołu, Alejandro Zamorze?

- To dobry piłkarz, który będzie dla nas solidnym wzmocnieniem. Wiadomo, że do grudnia nie będzie mógł grać, bo nie jest zgłoszony, ale w zimowej przerwie zgłoszę go do rozgrywek i pewnie na wiosnę będzie się na boisku pojawiał.

- Dlaczego zdecydował się pan na ten transfer?

- Bo rekomendacje skautów były pozytywne, a potrzebowałem gracza uniwersalnego, mogącego grać zarówno w obronie, jak i na pozycji defensywnego pomocnika. Zamora idealnie się w tę charakterystykę wpisuje.

- Czy ten transfer nie zaburzy równowagi finansowej?

- Absolutnie nie. Ostatnie miesiące były dla nas bardzo korzystne i ten tysiąc euro tygodniowo więcej nie spowoduje katastrofy.

- Dziękuję za wywiad.

- Dziękuję również.

 

Sanchez - Conte, Camara, Dorta, Fournier - Agboh, Elias, Chuchi - Ortega, Ihou, Johnny

 

Malaga chciała nam bardzo szybko pokazać miejsce w szeregu, a jej największy gwiazdor, Eliseu, swoją okazję ku temu zmarnował już w 4 minucie. Dziewięć minut potem rywale jednak już prowadzili, kiedy Fernando Vega przyjął piłkę zagraną przez Rosario i samodzielnie skończył akcję, zdobywając bramkę. Trzy minuty potem dośrodkowanie Vegi kończył strzałem głową Silva lecz na posterunku był Sanchez i nie dał się pokonać. W 21 minucie wreszcie odpowiedzieliśmy składnym atakiem. Ortega popędził prawym skrzydłem i agresywnie dośrodkował w pole karne. Piłka minęła bramkarza gospodarzy, ale Ihou też niestety do niej nie zdążył. Sześć minut potem Sanchez znakomicie obronił strzał Fernandeza, którego znakomitym podaniem obsłużył wcześniej Eliseu. Dwie minuty potem znów uderzał Fernandez. Tym razem z bardzo ostrego kąta i dlatego trafił ledwo w słupek. W 35 minucie odpowiedzieliśmy uderzeniem z daleka w wykonaniu Eliasa. Piłka jednak przeleciała ponad bramką. Przed przerwą jeszcze okazję do podwyższenia prowadzenia gospodarzy miał Austin, który kończył akcję Vegi i Rosario lecz uderzył niecelnie. W drugiej połowie zabrakło nam od pierwszych minut koncentracji i w efekcie w 52 minucie straciliśmy gola, kiedy podanie Vegi na długi słupek zamknął Silva, zdobywając z najbliższej odległości bramkę. Dziesięć minut potem znów w roli głównej wystąpiła ta sama dwójka. Dośrodkowywał Vega, a uderzał Silva (po rzucie rożnym). Strzał Brazylijczyka był jednak niecelny. Trzy minuty potem czujność bramkarza gospodarzy sprawdził Chuchi, ale Colotto obronił pewnie strzał naszego rozgrywającego. Nasza gra jednak była daleka od dobrej, a dzieła zniszczenia w doliczonym czasie gry dopełnił Fernandez, strzelając trzeciego gola dla gospodarzy.

 

Copa del Rey, 3 runda, 05.10.2011

La Rosaleda, 10060 widzów

Malaga - Vecindario, 3:0 (Vega ‘13, Silva ‘52, Fernandez ‘90+3)

MoM: Fernando Vega (Malaga)

Odnośnik do komentarza

Na kolejnym spotkaniu trenerskim ze współpracownikami ustaliliśmy, co następuje:

- Alejandro Zamora musi popracować nad stałymi fragmentami gry

- należy sprawdzić pod kątem przydatności do drużyny Javiego Lary (HIS, 25, M RLC, Betis) oraz Alana Baro (HIS, 26, DM / M C, Albacete) do gry na pozycji środkowego pomocnika

- natomiast w roli napastnika należałoby sprawdzić Chando (HIS, 29, S C, Murcia), Michaela N’Dri (FRA, 26, S C, Lleida) oraz Kassiego Ouedraoggo (BFA, 28, 4A / 0G, S C, US Orleans

- zmieniliśmy egzekutora rzutów rożnych - nie będzie to już Ortega, a Chuchi, który ostatnio znacznie się w tym elemencie się poprawił

 

Przed ligowym meczem z Elche miałem niemały problem z doborem jedenastki, bowiem kluczowi gracze otrzymali powołania do swoich reprezentacji. Przede wszystkim chodzi tu o Conte, Camarę, Gharzoula i Ihou. Jeśli dodamy do tego kontuzje Dorty i Kingstona, sytuacja stała się niełatwa.

 

Sanchez - Outtarra, Saul, Eduardo, Fournier - Jose Maria, Elias, Chuchi - Ortega, Jesus, Johnny

 

Nie oczekiwałem, że rywale się będą przez nami płaszczyć, ale agresja w ataku i chęć jak najszybszego zdobycia gola mnie ewidentnie zaskoczyła. W 3 minucie po raz pierwszy naszej bramce zagroził Fernandez, a po chwili również uderzał Acciari, ale dobrą interwencją popisał się Sanchez. W 15 minucie znów górą był nasz bramkarz, tym razem ratując nas po akcji i strzale Santosa. Niespełna kwadrans później kolejna fantastyczna interwencja Sancheza uratowała nas przed utratą bramki, gdy uderzał z ostrego kąta Azkorra. W 33 minucie Furnier wybił daleko piłkę po dośrodkowaniu Mosquery, ta trafiła pod nogi Ortegi, który popędził z nią w kierunku bramki rywala i oddał strzał, ale niestety niecelny. W doliczonym czasie pierwszej połowy znów Ortega stanął przed szansą zdobycia gola, gdy ograł Ripę i miał już do pokonania tylko bramkarza gospodarzy, ale mimo to nie potrafił zdobyć bramki. W drugiej odsłonie rywale szybko dopięli swego, gdy w 53 minucie Santos dał im prowadzenie, wykańczając akcję rezerwowego Albacara, który na boisku pojawił się zaraz po przerwie. Niemal minutę później gospodarze stanęli przed kolejną szansą lecz tym razem niecelnie uderzał Azkorra. Po chwili bramkę strzelił debiutujący wychowanek Elche, Angulo, ale sędzia jej nie uznał, bowiem młodzieniec był na spalonym. W 65 minucie ponownie próbował na listę strzelców wpisać się Azkorra, znów jednak uderzył daleko obok bramki. Sześć minut potem aktywny debiutant Angulo zabrał piłkę Saulowi, popędził z nią w kierunku bramki i precyzyjnym strzałem nie dał szans Sanchezowi, podkreślając tym samym swój udany debiut. Chcleliśmy odpowiedzieć sześć minut potem, gdy szansę na gola choćby kontaktowego miał nasz debiutujący w tym sezonie wychowanek, Jesus, ale nie potrafił celnie uderzyć, chociaż Johnny wypracował mu dobrą sytuację. W 84 minucie po wyrzucie z autu i zamieszaniu pod bramką rywala, najwięcej przytomności zachował Fournier, który zabrał piłkę Etxeicie i strzelił na bramkę, zaskakując golkipera gospodarzy, a nam dając gola, który okazał się jednak tylko golem honorowym.

 

Segunda Division A, 8/42, 08.10.2011

Martinez Valero, 7030 widzów

[18] Elche - [10] Vecindario, 2:1 (Santos ‘53, Angulo ‘71, FOURNIER ‘86)

MoM: Remi Fournier (Vecindario)

Odnośnik do komentarza

Trener Salamanki, naszego następnego rywala w walce o ligowe punkty, stwierdził przed meczem, że jesteśmy faworytem do spadku. Nie zamierzałem z nim polemizować na ten temat. Naszą odpowiedź zaprezentujemy na boisku. Chociaż ostatnio nie udało nam się wygrać z Elche, teraz na pewno stać nas na pokonanie przeciwnika.

 

Przed meczem znów udzieliłem wywiadu.

- Salamanca gra lepiej niż sądzono i zajmuje wysokie, piąte miejsce. Jak to wpłynie na kształt meczu?

- Nie wiem, trudno mi ocenić. Być może rywal nas zlekceważy widząc różnicę lokat, ale równie dobrze mogą nas zniszczyć, bo grają jak na razei bardzo dobrze.

- Trener Salamanki, Oscar Cano, nie wypowiada się o panu zbyt ciepło...

- Na te komentarze pana Cano postaramy się odpowiedzieć w odpowiedni sposób na boisku.

- Pewnie najbardziej liczy pan na Fourniera, który jest w znakomitej formie...

- To prawda. Remi gra znakomicie od początku sezonu. Powtarzałem już przed rokiem, że to piłkarz, który sobie poradzi w wyższej klasie rozgrywkowej. Teraz widzę, że stać go nawet na bycie liderem drużyny występującej w La Liga. Mam nadzieję, że będzie to dotyczyło już niedługo Vecindario i nigdzie stąd nie odejdzie.

- Huesca, która jest kandydatem do spadku, zagra ze Sportingiem Gijon. Jak pan ocenia szansę gospodarzy na zwycięstwo?

- Raczej marnie. Sporting to uznana firma, ale liga hiszpańska jest znana z niespodzianek i porażek faworytów, więc niczego nie można przesądzić.

- Dziękuję za rozmowę.

- Dziękuję,

 

Najważniejsze, że do składu powrócili kluczowi gracze i mogliśmy zagrać w niemal optymalnym zestawieniu. Do tego brakuje jedynie kontuzjowanego Kingstona.

 

Sanchez - Conte, Camara, Dorta, Fournier - Agboh, Elias, Chuchi - Ortega, Ihou, Johnny

 

Pierwszy kwadrans tego meczu minął na spokojnym rozgrywaniu piłki przez oba zespoły. Żaden nie chciał się za bardzo otworzyć, aby nie narazić się na kontrę. Dopiero w 16 minucie pierwszy raz zaatakowali gospodarze, gdy indywidualną akcję kończył strzałem Kike lecz nieznacznie spudłował. Sześć minut potem znów przed szansą stanął Kike po podaniu od Hectora, ale i tym razem spudłował. W 26 minucie z kolei dobrą okazję do zdobycia bramki miał Palanca, który pokazał się na prawej flance i zbiegł do środka, gdzie oddał strzał lecz próba była minimalnie chybiona. Dwie minuty później gospodarze jednak zdołali strzelić gola, kiedy dośrodkowanie Taimronta z rzutu rożnego na bramkę strzałem głową zamienił Hector. W pierwszej połowie ani razu nie potrafiliśmy zagrozić bramce gospodarzy. Druga również rozpoczeła się od ataków rywala. W 50 minucie na naszą bramke uderzał Marquez, na szczęście niecelnie, a udział w tej akcji przypłacił zerwaniem mięśnia, przez co musiał opuścić boisko. Po chwili w drużynie gospodarzy kontuzji również doznał Sarpong i on musiał też zejść z boiska. Nie przeszkadzało to jednak gospodarzom wciąż atakować i kontrolować grę. W 55 minucie niecelnie uderzał Rosas, na co odpowiedzieliśmy strzałem Chuchiego z dystansu, niecelnym. Jedenaście minut potem agresywne dośrodkowanie Taimronta przekształciło się w strzał, ale Sanchez zachował czujność i obronił tę próbę. W 75 minucie fatalny błąd popełnił Camara, który głową zgrywał piłkę do Sancheza, ale uczynił to zbyt lekko. Piłkę przejął Kike, uprzedził bramkarza i strzelił na 2:0. Sześć minut potem okazji na gola choćby honorowego nie wykorzystał rezerwowy Outtarra, ale tak naprawdę nie zmienia to fatalnego obrazu naszej gry w tym spotkaniu.

 

Segunda Division, 9/42, 15.10.2011

El Helmantico, 8595 widzów

[5] Salamanca - [12] Vecindario, 2:0 (Hector ‘28, Kike ‘75)

MoM: Clement Taimront (Salamanca)

Odnośnik do komentarza

Nasza słaba forma trwała w najlepsze i osiągnęła już rozmiar trzech meczów przegranych pod rząd. Nic nie zapowiadało też, aby ten trend miał się odwrócić w następnej kolejce. Czekał nas bowiem mecz ze Sportingiem Gijon. To nic, że pokonaliśmy tego rywala w meczu pucharowym. To było zupełnie inne spotkanie. Walka o ligowe punkty to całkiem inny kaliber.

 

Podobnie jak ostatnio, tak i teraz przed meczem porozmawiałem z dziennikarzami.

- Ostatnio zagraliście poniżej oczekiwań. Czy dziś będzie odmiana waszej gry?

- Mam nadzieję. To fakt, że z Salamancą zagraliśmy słabe zawody, ale ufam, że limit tych gorszych gier na październik już wyczerpaliśmy.

- Podobno niebawem ze stołkiem ma się pożegnać trener Girony, Raul Agne. Co pan o tym sądzi?

- Uważam, że powinien jeszcze otrzymać kredyt zaufania. To doby fachowiec i powinien móc to jeszcze udowodnić.

- Trener Sportingu podobno ma was dokładnie rozpracowanych...

- To się okaże w trakcie spotkania. Gramy prosty futbol, ale bardzo często proste rozwiązania są najskuteczniejsze.

- Mate Bilić...

- Świetny piłkarz. Kapitalnie czuje się w walce o górne piłki, ale potrafi też z zimną krwią pokonać bramkarza w sytuacji sam na sam. Na pewno od jego dyspozycji będzie dużo zależało, choć to niejedyne groźne ogniwo w drużynie rywala.

- David Dorta powiedział ostatnio, że w szatni brakuje dyscypliny.

- To smutne, że kapitan wynosi na zewnątrz nasze sprawy. Musimy sobie o tym z nim porozmawiać w cztery oczy.

- Dziękuję za wywiad.

- Dziękuję również.

 

Ten mecz miał być transmitowany na żywo w telewizji, dlatego prosiłem kibiców, aby tłumnie przyszli na nasz obiekt i go zapełnili, by ładnie się prezentował w ekranie. Poza tym potrzebowaliśmy dopingu fanów jak nigdy wcześniej.

 

Jako ciekawostkę podam, że partnerem Bilicia w ataku Sportingu jest... mój rodak, Artur Sobiech. Natomiast jego były kolega klubowy z Polonii Warszawa, Maciej Sadlok, zasiadł na ławce rezerwowych.

 

W naszym zestawieniu jedna zmiana. W miejsce przeciętnie ostatnio prezentującego się Chuchiego wskoczył Outtarra, zajmując miejsce przesuniętego na rozegranie Eliasa.

 

Sanchez - Conte, Camara, Dorta, Fournier - Agboh, Elias, Outtarra- Ortega, Ihou, Johnny

 

Nasi rywale zupełnie nie przestraszyli się dopingu, jaki zorganizowali nasi kibice i zaatakowali od pierwszej chwili. W 4 minucie po akcji Sobiecha i odegraniu na lewe skrzydło, przed szansą na zdobycie bramki stanął Lumb, ale spudłował. Cztery minuty potem po akcji Outtarry, piłka trafiła pod nogi Agboha, który oddał strzał, bardzo niecelny. W 10 minucie goście zdołali już strzelić bramkę. Płaskie dośrodkowanie Bilica zamknął Sobiech, wślizgiem kierując piłkę do bramki, uprzedzając po drodze Fourniera. MInutę potem mogliśmy odrobić straty, gdy Elias dostrzegł wychodzącego na pozycję Conte (który ładnie się w tej akcji podłączył), ale Gwinejczyk fatalnie spudłował, mimo świetnej szansy. W 26 minucie dalekie podanie Botii trafiło do Bilicia, ten ograł naszego stopera i nie pozostawił Sanchezowi żadnych szans, strzelając drugą bramkę. W doliczonym czasie pierwszej połowy rywale zadali trzeci cios. Dośrodkowanie Lumba z rzutu wolnego na bramkę zamienił rozgrywający znakomite zawody Sobiech. W drugiej połowie postawiłem wszystko na jedną kartę. Mieliśmy zagrać ultraofensywnie, a na dodatek zrobiłem od razu komplet zmian. To jednak nie pomagało. Rywale nadal dominowali. W 49 minucie okazję na hattricka zmarnował Sobiech, a dopiero kwadrans później pierwszy raz zagroziliśmy bramce gości, gdy uderzał na nią Ortega. W 70 minucie Lora zabrał piłkę rezerwowemu Jose Marii, odegrał do Bilicia, ale Chorwat oddając strzał, poślizgnął się i uderzenie było niecelne. Cztery minuty potem Jose Maria zrewanżował się za tamtą stratę, ale tylko połowicznie, bo choć oddał strzał, było to uderzenie niecelne. Co więcej, była to nasza ostatnia jakakolwiek szansa na odmianę tego niekorzystnego rezultatu.

 

Segunda Division A, 10/42, 21.10.2011

Polideportivo Maspalomas, 3538 widzów

[14] Vecindario - [13] Sporting, 0:3 (Sobiech ‘10, Bilic ‘26, Sobiech ‘45)

MoM: Artur Sobiech (Sporitng Gijon)

 

Tak słabego meczu już dawno nie zagraliśmy. Drużynę dopadł kryzys, a ja nie bardzo wiem, jak należałoby z niego wyjść. Tak źle nie graliśmy jeszcze nigdy odkąd objąłęm drużynę w lecie poprzedniego roku.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...