Skocz do zawartości

I had a dream


stucky

Rekomendowane odpowiedzi

20 stycznia 2011 roku

 

k***a! Już mi się nic nie chce – pomyślałem tuż po tym jak wygramoliłem się z łóżka i spojrzałem przez okno – zaczynam mieć dość tej dołującej wyspiarskiej pogody. Na zegarku 7:07, na dworze leje deszcz ze śniegiem, iście wymarzona pogoda dla samobójców. Niczym żółw ruszyłem w stronę łazienki po czym odbyłem w niej swoje codzienne poranne rytuały, rozpoczynając od wyszczotkowania zębów, na przystrzyżeniu włosów w nosie zakończywszy. Na śniadanie zrobiłem sobie jajecznicę na bekonie, co jakiś czas popijając ją czarną jak smoła kawą. Boże, co ja bym począł bez tej dającej kopa kofeiny? W momencie gdy odkładałem brudne naczynia do zlewu monotonne dźwięki uderzeń niezliczonych kropli deszczu w szyby zaburzył dzwoniący telefon.

- Czego znowu ode mnie chcesz Tomek? - słowa bardziej przypominały syk węża niż ludzką mowę.

- Boże, czy Ty naprawdę jeszcze się złościsz? – odpowiedział, z nutą wesołości w głosie.

- Wiesz, nie codziennie twój agent odrzuca propozycję znanego klubu, bo jego dola jest o kilka tysięcy za mała!

- Przepraszam, już chyba setny raz Ci mówię że oni chcieli nas wyciulać.

- k***a jakie nas? Nie ma żadnych nas! Rozumiesz?

- Rozumiem, rozumiem. Ale proszę wysłuchaj mnie, mam coś dla Ciebie. To poważna sprawa. – Powiedział podnieconym głosem.

- Poważna sprawa? Tak jak wtedy gdy mówiłeś że mogę zostać trenerem jakiegoś pieprzonego Grimsby Town?

- Nie, nie, to naprawdę coś dużego. Proszę Cię, ten ostatni raz. Spotkajmy się w tym barze w którym podrywaliśmy te dwie długonogie blondynki..w tym..

- „U Lewisa”?

- Właśnie! Miałem to na końcu języka. To jak będziesz?

- Dobra, ale to już ostatni raz – odpowiedziałem już bez złości w głosie.

- Super! Kocham Cię stary, to o 10 „u Lewisa”.

 

Sam byłem zdziwiony jak szybko od złości przeszedłem do wiercącego mi dziurę w brzuchu podniecenia. Może rzeczywiście w końcu znalazł mi jakąś dobrą robotę? Z Tomkiem znam się od małego. Byliśmy wręcz na siebie skazani, bo nie dość że mieszkaliśmy w małej wiosce to jeszcze byliśmy w tym samym wieku. Razem kopaliśmy piłkę w miejscowym A-klasowym klubie, najpierw w drużynie juniorów a potem także w seniorach. Oczywiście marzyliśmy o wielkiej piłkarskiej karierze, ale w naszym przypadku podbijanie piłkarskiego świata zakończyło się na polskich ligach niższych. Potem nasze drogi się rozeszły. Ja postanowiłem zostać trenerem, Tomek natomiast widział się doskonale w roli agenta sportowego. Nasze drogi ponownie spotkały się w Anglii, konkretnie w jednym z londyńskich barów. Przy butelce Whiskey ustaliśmy że będziemy ze sobą współpracować. Od tamtej pory minęło już półtora roku. W przeciągu tych 18 miesięcy Tomek załatwił mi kilka staży w ekstraklasowych klubach, ale nic poza tym. Żadnego profesjonalnego kontraktu, nie licząc super oferty którą postanowił odrzucić, bo miał wrażenie że chcą nas wyciulać. Bo chcą nas wyciulać?! Oby tym razem miał dla mnie coś poważnego, oby bo w innym wypadku będą musiał zacząć szukać klubu na własną rękę..

 

Na miejsce dotarłem z kwadransowym wyprzedzeniem, zamówiłem kawę i usiadłem przy barze. Chcąc jakoś wykorzystać czas który mi pozostał do spotkania z Tomkiem zacząłem kokietować ładną kelnerkę, która lawirowała między stolikami obsługując innych gości baru. Nie przechwalając się mam w sobie „to coś” dzięki czemu podrywanie kobiet przychodzi mi z ogromną łatwością. Bez trudu udało mi się zdobyć numer drobnej blondynki o zielonych jak szafiry oczach. Dzięki przyjacielu – pomyślałem – i właśnie w tym momencie do baru wszedł Tomek.

- Dzięki że się zgodziłeś na spotkanie – powiedział zdejmując kurtkę po czym szybko zajął miejsce tuż obok mnie i zamówił kawę – naprawdę nie pożałujesz.

- Mam nadzieję, wiesz że ostatnio cały czas żałuję tego że się spiknęliśmy? – o dziwo w moim głosie nie było złości – Obyś tym razem mnie nie zawiódł – dodałem popijając letnią już kawę.

- Dobrze że siedzisz bo gdybyś stał to runął byś na podłogę – jego głos był pełen podniecenia – mam dla Ciebie propozycję pracy w Premier League!

- Co?! Serio? Od kogo? – wykrzyczałem, ściągając tym samym na siebie spojrzenia wszystkich osób przebywających w barze.

- Aston Villa! Stary, dostałeś propozycję z Aston Villi!

 

Football Manager 2011, 11.3

Baza danych: Duża + update

Wybrane ligi: Anglia, Francja, Hiszpania, Holandia, Niemcy, Polska, Portugalia, Norwegia, Włochy (różnie z ilością lig)

Odnośnik do komentarza

W międzyczasie gdy angielskie brukowce prześcigały się w komentarzach na temat mało znanego Polaka, który właśnie przejął stery nad tonącą Aston Villą, ja czekałem w poczekalni klubu na spotkanie z amerykańskim prezesem klubu oraz resztą załogi The Villans.

Popijając kupioną w bufecie herbatę czytałem na moim małym laptopie informacje na swój temat. To było trochę dziwne, ale także bardzo przyjemne. Choć na jedną chwilę świat zaczął żyć Wojtkiem Walczyńskim. Natrafiałem na przeróżne opinie i komentarze. Pozytywne oraz mniej pozytywne, mówiąc wprost obraźliwe. "Wojciech kto? Aston Villa pod sterami nieznanego nikomu managera!", "Polak na ratunek tonącej Aston Villi!", "Strzał w dziesiątkę czy totalna katastrofa? Nowy trener The Villans ma odbudować drużynę.". Moją internetową lekturę przerwał mi jeden z zastępców prezesa zapraszając mnie do gabinetu szefa.

W biurze było sześć osób, wszyscy na moje wejście natychmiastowo wstali po czym ustawili się w kolejkę do przywitania. To było dość zabawne, czułem się trochę niezręcznie, nawet trochę głupio. Po wymianie należytych uprzejmości prezes Randy Lerner wskazał przygotowany dla mnie skórzany fotel po czym od razu przeszedł do spraw związanych z klubem.

- Jak na pewno wiesz Wojtek, chyba mogę tak do Ciebie mówić? - odpowiedziałem mu skinieniem głowy - Dobrze, więc Wojtek sytuacja w klubie jest nie najlepsza, cele na ten sezon już dawno przeszły do lamusa, a teraz musimy się bronić przed spadkiem z ligi.

- Tak wiem, sam byłem zaskoczony taką słabą dyspozycją Aston Villi, ale w życiu bym się nie spodziewał że to mnie przyjdzie ją ratować - odpowiedziałem z nutką niepewności w głosie.

- Życie codziennie nas zaskakuje - uśmiechnął się - potrzebowaliśmy świeżej krwi, tak też wybraliśmy Ciebie.

- Nawet pan nie wie jak się cieszę z tego powodu - początkowa niepewność w głosie wyparowała - więc czego pan ode mnie oczekuje?

- Wiesz - wstał po czym podszedł do okna - w lidze już nic nie zwojujemy, a priorytetem jest utrzymanie. W Pucharze Anglii wciąż gramy i to jest nasza jedyna szansa na przyszłoroczne puchary. - mówił utkwiwszy swój wzrok na jakimś punkcie na dworze - Gramy także w Lidze Europy, w najbliższym czasie czeka nas dwumecz z jakąś chorwacką drużyną. Na tym ostatnim froncie musimy zajść jak najdalej tylko się da. - obrócił się w moją stronę po czym dodał - Nasz los jest w twoich rękach Wojtek.

 

Wracając do domu moim ukochanym Fiatem Bravo wciąż miałem w głowie słowa prezesa "Nasz los jest w twoich rękach Wojtek". W jednej chwili z bezrobotnego trenera bez ligowego doświadczenia stałem się przywódcą znanej drużyny Premier League. Teraz czeka mnie ogrom pracy. Po rozmowie z prezesem odbyłem wraz ze swoimi nowymi współpracownikami długą dyskusję na temat tego jak odbudować The Villans. Razem doszliśmy do tego samego wniosku, potrzebujemy istnego trzęsienia ziemi. Już niedługo Aston Villa zmieni się nie do poznania - pomyślałem naciskając mocniej pedał gazu.

Odnośnik do komentarza

Przebudowa drużyny rozpoczęła się wraz z nadejściem drugiego dnia mojej pracy w klubie. Moment jest nie odpowiedni, można nawet powiedzieć bardzo zły ale innego wyjścia nie ma. Jeśli chcemy uratować ligę (z tym nie będzie problemu), wygrać Puchar Anglii (tutaj mamy problem) i zajść jak najdalej w Lidze Europy to musimy wiele zmienić. Z klubu odeszło wielu graczy dla których nie przewidywałem miejsca w nowej, odświeżonej wersji The Villans. Pierwszym który opuścił nasze szeregi jest doświadczony pomocnik Stiliyan Petrov. Bułgar za 4,5 mln euro przeniósł się do hiszpańskiej Malagi. Za pół miliona mniej do Blackburn odszedł młody, ale według mnie nie perspektywiczny obrońca Ciaran Clark. Po prostu Irlandczyk nie przypadł mi do gustu. Do Newcastle za 4,5 mln euro odszedł inny Irlandczyk, tym razem bardziej doświadczony środkowy obrońca Richard Dunne. 300 tys euro mniej zapłacił nam za Carlosa Cuellara hiszpański Villarreal. Jednak ta suma została rozłożona na wiele rat, więc czy nam się to opłacało można podyskutować. Ostatnim który w ramach definitywnego transferu opuścił Villa Park jest Emile Heskey. Doświadczony angielski napastnik odszedł do Newcastle za 1mln euro. Ostatnim eksportowym transferem jest wypożyczenie Jamesa Collinsa do greckiego Panathinaikosu. Łącznie zarobiliśmy na sprzedaży jak dotąd 18,75 mln euro.

 

Jako że wielu piłkarzy od nas odeszło musiało także wielu graczy dojść. Pierwszym nowym okazał się utalentowany polski bramkarz Grzegorz Sandomierski. Jagiellonia zarobiła na sprzedaży 21-latka 875 tys euro. Drugim kupionym w tym okienku bramkarzem jest równie utalentowany co Polak Rumun Silviu Lung Jr. W tym wypadku wydaliśmy o 125 tys mniej. Ogólnie rzecz biorąc to ta dwójka będzie walczyć o miejsce w pierwszej jedenastce. Do ataku za 825 tys euro zakupiliśmy szybkiego, utalentowanego Anglika Zavona Hinesa z West Ham-u. Największych wzmocnień potrzebowała formacja defensywna. Jednak do chwili mojego debiutu udało się zakontraktować tylko lewego obrońcę Michaela Lumba, zakupionego za 750 tys euro z rosyjskiego Zenitu. Transferowe podboje na chwilę obecną zamyka lewo skrzydłowy Jiri Jeslinek, kupiony za 220 tys euro z czeskiej Sparty Praga. Czech może i bogiem futbolu nie jest ale jego szybkość może nam się bardzo przydać, szczególnie w końcówkach spotkania.

 

W przebudowę zespołu wparowało mi ligowe spotkanie przeciwko Blackpool. Popularne mandarynki plasują się na 18. pozycji w ligowej tabeli i nawet w tak osłabionym składzie powinniśmy ich pokonać. Problemem numer jeden na ten mecz jest zestawienie środka obrony. Na tę chwilę nie mamy żadnego stopera, tak więc zagrają boczni obrońcy lub dalecy rezerwowi. Oj szykuje się bardzo ciekawy debiut..

 

Mój debiut w roli trenera Aston Villi rozpoczął się w bardzo dobrym stylu. Już w 4. minucie meczu mogliśmy wyjść na prowadzenie, ale Ashley Young z bliskiej odległości trafił w słupek bramki strzeżonej przez doświadczonego Richarda Kingsona. Z każdą minutą nasze ataki przybierały na sile, a posiadanie piłki oscylowało w granicach 75%. Na prowadzenie wyszliśmy w 24. minucie spotkania. Ashley Young podał na wolne pole do Darrena Benta, a Anglik uderzeniem w długi róg bramki strzelił swojego 20. gola w tym sezonie. Zaledwie 120 sekund później wyborną sytuację zmarnował skrzydłowy Gabby Agbonlahor. Jego strzał głową trafił wprost w ręce bramkarza Blackpool. W odpowiedzi goście, a konkretnie Charlie Adam, spróbowali szczęścia z rzutu wolego, ale świetną paradą popisał się Grzegorz Sandomierski. W 41. minucie było 1:1. Piłkę z lewego skrzydła dośrodkował Sergey Kornilenko, a gola strzałem głową zdobył Elliot Grandin. Jeszcze na chwilę przed końcem pierwszej połowy świetną sytuację zmarnował Darren Bent. Do przerwy bardzo odległy sprawiedliwemu wynikowi remis. Druga część gry rozczarowała wszystkich na stadionie jak i przed telewizorami. Wiało nudą. Gdyby nie meczowe raporty nie zauważyłbym nawet przeprowadzonych trzech zmian. Dzisiaj kończymy z tylko jednym punktem, choć na wyciągnięcie ręki były trzy.

Premier League - 24. kolejka - 22.01.2011

[14.] Aston Villa 1 : 1 Blackpool [18.]

Bent 24' [1:0]

Grandin 41' [1:1]

 

Widzów - 33813

MoM - Elliot Grandin [7,4]

Odnośnik do komentarza

Transferowa karuzela kręciła się aż do pucharowego meczu z Sunderlandem. Tym razem się jedynie wzmacnialiśmy, ale środek obrony wciąż jest nie obstawiony. Mam na oku kilku graczy ale czekamy na decyzje w sprawie pozwoleń o pracę. Przechodząc do sedna sprawy czyli transferów kupiliśmy przez ten tydzień kilku wartościowych piłkarzy. Pierwszym z nich jest Dawid Janczyk, który za 240 tys euro przywędrował do nas z CSKA Moskwa. Polak będzie alternatywą dla naszego najlepszego snajpera Darrena Benta. Kolejnym nowym zawodnikiem jest środkowy pomocnik Steven N'Zonzi. Francuz kosztował nas 1,5 mln euro, ale już teraz jestem pewien że to dobrze zainwestowane pieniądze. Trzecim, ostatnim kupionym w tym okresie graczem jest środkowy obrońca Sebastian Coates. Młody Urugwajczyk, pół Hiszpan, ma przed sobą świetlaną przyszłość. Na tym zakończyliśmy dotychczasowe transfery.

 

Tak jak mówiłem, znaczy pisałem, naszą jedyną szansą na przyszłoroczne europejskie puchary jest zwycięstwo w rozgrywkach o Puchar Anglii. W 4. rundzie zmierzymy się przed własną publicznością z dobrze spisującym się w ligowych rozgrywkach Sunderlandem. Raczej nie mamy co liczyć na taryfę ulgową więc musimy zagrać na najwyższych obrotach aby przejść dalej.

 

Pierwszy z wielu meczy o puchary rozpoczęliśmy w fantastycznym tylu. Na strzał z ponad 20 metrów zdecydował się wypożyczony z Gladbach Michael Bradley, piłka trafiła w poprzeczkę a gola efektowną dobitką szczupakiem zdobył skrzydłowy Marc Albrighton. Na zegarze była dopiero 9. minuta gry. Podrażnieni tą bramką goście próbowali szybko wyrównać ale brakowało im skuteczności. My się cofnęliśmy, piłkarze Sunderlandu do ataków się nie kwapili a czas płynął. Do szatni zeszliśmy z jednobramkowym prowadzeniem. Nie wiem czym w przerwie naszprycował swoich graczy Steve Bruce ale drugą połowę rozpoczęli od szaleńczych ataków. A jeśli się atakuje to w końcu się coś trafi. W 53. minucie goście poklepali przed naszym polem karnym, a akcję strzałem do siatki wykończył Asamoah Gyan. To rozwścieczyło moich chłopców, którzy z miejsca rzucili się do oblężenia bramki rywali. Zaledwie 6 minut później znowu byliśmy na prowadzeniu. Gola, dobijając strzał Marca Albrightona, zdobył dla nas niezawodny Darren Bent. Anglik swojego drugiego gola w tym meczu zdobył pod koniec meczu w 80. minucie. To był przysłowiowy gwóźdź do trumny. Zagraliśmy dobrze, dzięki czemu awansowaliśmy dalej.

 

Puchar Anglii - 4. runda - 29.01.2011

Aston Villa 3 : 1 Sunderland

Albrighton 9' [1:0]

Gyan 53' [1:1]

Bent 59' [2:1], 80' [3:1]

 

Widzów - 36443

MoM - Darren Bent [8,8]

Odnośnik do komentarza

Ostatnie trzy dni zimowego okienka transferowego były trochę szalone. Na gwałt szukałem dwóch podstawowych środkowych obrońców, ale gdzie nie spróbowałem spotykałem się z odmową bądź też wygórowaną ceną. Jednak w końcu udało mi się znaleźć graczy którzy nie byli szokująco drodzy, a przy tym ich umiejętności były przyzwoite. Dodatkowym plusem jest ich wiek, mają przed sobą jeszcze wiele lat gry, tym samym możliwość rozwoju. Pierwszym z nich jest Davide Astori. Łącznie za lewonożnego obrońcę zapłaciliśmy 5,7 mln euro, z czego 2,7 mln przelaliśmy na konto Cagliari, a 3 mln na konto Juventusu. Drugim nowym stoperem jest także Włoch Giuseppe Bellusci. Za niego zapłaciliśmy Catanii 2,9 mln euro. Na tym zakończyliśmy nasze zimowe podboje na rynku transferowym.

 

W pierwszym ligowym meczu pod moją komendą tylko zremisowaliśmy przed własną publicznością z Blackpool. Swój debiut w roli trenera w meczu ligowym na wyjeździe zaliczę na Upton Park w konfrontacji z miejscowym West Hamem. Nasi rywale spisują się tak jak się tego spodziewano, czyli okopują dolne rejony tabeli. Jednak w ich składzie jest kilku bardzo dobry graczy, szczególnie silny mają atak. Nam humory dopisują bo awansowaliśmy do 5. rundy Pucharu Anglii w której to zmierzymy się na Villa Park z Evertonem.

 

Ciężko powiedzieć cokolwiek pozytywnego na temat pierwszych 45 minut gry. Mimo ofensywnego nastawienia moi gracze nie kwapili się do szturmowania bramki rywali. Tym samym odpowiedzieli nam piłkarze West Hamu, co zaowocowało bardzo słabą pierwszą połową. Nie zdziwiłbym się gdyby część kibiców po prostu poszłaby sobie do domu. Na drugą część gry wyszliśmy w bojowym nastawieniu, i już dwie minuty po wznowieniu zawodów prowadziliśmy 1:0. Gola strzałem głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego trafił Sebastian Coates. Można powiedzieć że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki sytuacja na boisku uległa całkowitej zmianie. Teraz to West Ham gonił wynik a my ograniczaliśmy się do kontrataków. Tuż przed końcem meczu wynik podwyższył nasz najlepszy napastnik Darren Bent. Wynik wręcz doskonały, tylko styl jeszcze nie ten. Najważniejsze jest to że ograliśmy sąsiada z tabeli, i to na jego boisku. Po raz kolejny już świetny mecz rozegrał strzelec drugiego gola Darren Bent

 

Premier League - 25. kolejka - 01.02.2011

[15] West Ham 0 : 2 Aston Villa [14]

Coates 47' [0:1]

Bent 90' [0:2]

 

Widzów - 32630

MoM - Sebastian Coates [8,2]

Odnośnik do komentarza

Pora na rehabilitację za falstart w moim wykonaniu na Villa Park. Tym razem naszym rywalem będzie Wolverhampton, które po ostatniej porażce West Hamu w meczu z nami wskoczyło na 15. miejsce w tabeli. Popularne Wilki w poprzedniej kolejce wysoko (4:1) ograli Newcastle. Nasi rywale tak jak my przystąpią do meczu bez żadnych kadrowych osłabień.

 

Spotkanie rozpoczęło się od naszych ataków. Dosłownie od pierwszego gwizdka sędziego zaczęliśmy stwarzać sobie doskonałe sytuacje do zdobycia gola, ale w bramce gości świetne zawody rozgrywał Wayne Hennessey. Do czasu. Przez większość ludzi liczba 13 uznawana jest za pechową, ja powoli zaczynam zmieniać zdanie. To właśnie w "pechowej" minucie wynik meczu bramką zdobytą strzałem głową otworzył skrzydłowy Stewart Downing. O dziwo goście jakoś się tym specjalnie nie przejęli i nie zmieniali swojego defensywnego stylu gry. Do przerwy więc prowadziliśmy 1:0. Druga część gry do złudzenia przypominała pierwszą, z tą różnicą że gola zdobyliśmy dopiero na 60 sekund przed ostatnim gwizdkiem sędziego. Ashley Young przeprowadził 40-metrowy rajd po czym bardzo pewnym strzałem pokonał bezradnego w tej sytuacji 28-krotnego reprezentanta Walii.

 

To moja pierwsza ligowa wygrana na Villa Park, warto odnotować że przy pełnych trybunach. Dzięki tej victorii odskoczyliśmy rywalom, wciąż zajmujemy 14. pozycję w tabeli ale nasza przewaga nad 15. Stoke City wynosi już 6 punktów.

 

Premier League - 26. kolejka - 05.02.2011

[14] Aston Villa 2 : 0 Wolverhampton [15]

Downing 13' [1:0]

Young 89' [2:0]

 

Widzów - 42640

MoM - Ashley Young [8,3]

Odnośnik do komentarza

Powoli zaczynamy łapać wiatr w żagle, gramy co raz lepiej, co raz składniej. Nasz najbliższy rywal - Fulham - gra w tym sezonie bardzo dobrze, plasują się na wysokim 7. miejscu w ligowej tabeli. Ostatnio jednak mieli passę kilku porażek z rzędu, a my musimy to jakoś wykorzystać. Najlepszym graczem gospodarzy jest Amerykanin Clint Dempsey. To jemu będziemy musieli poświęcić najwięcej uwagi.

 

Spotkanie rozpoczęło się całkowicie po naszej myśli. Już w 8. minucie gry gola zdobył Darren Bent. Do szarżującego Anglika chyba nie potrzebnie aż na szesnasty metr wyszedł Mark Schwarzer, dzięki czemu Darren bez problemów pokonał australijskiego bramkarza. Był to zdecydowanie błąd bramkarza, nam pozostaję się tylko cieszyć. W 26. minucie uśmiechy z naszych twarzy golem zmazał Węgier Zoltan Gera. Skrzydłowy Fulham wykorzystał świetne dośrodkowanie kolegi z drużyny Damiena Duffa. Ponownie na prowadzenie wyszliśmy w 35. minucie. Gabby Agbonlahor został sfaulowany w polu karnym przez Danny'ego Murphy'ego po czym sędzia wskazał na wapno. Do piłki podszedł Darren Bent i zdobył swojego drugiego gola w tym meczu. Mimo jeszcze kilku okazji z obu stron pierwsza połowa zakończyła się wynika 2:1 dla nas. Druga część gry nie specjalnie różniła się od pierwszej. Mecz był zacięty, my lekko przeważaliśmy ale i tak obie ekipy stwarzały sobie bramkowe sytuacje. Gdy wydawało się że nic już w tym spotkaniu nie ulegnie zmianie gospodarzy bramką w 85. minucie dobił rezerwowy Fabian Delph.

 

Dziś odnieśliśmy wręcz arcyważne zwycięstwo nad wyżej notowanym rywalem. Dzięki tym trzem oczkom wskoczyliśmy na 12. pozycję w tabeli. Pochwały należą się także Darrenowi który błyszczy formą jak oczy kelnerki z baru "U Lewisa".

 

Premier League - 27. kolejka - 12.02.2011

[7] Fulham 1 : 3 Aston Villa [14]

Bent 8' [0:1], 35' kar. [1:2]

Gera 26' [1:1]

Delph 85' [1:3]

 

Widzów - 24351

MoM - Darren Bent [8,6]

Odnośnik do komentarza

Siedząc w domu, sam, przy buteleczce Johnnie Walkera przypomniałem sobie, że mam numer tej drobnej kelnerki, która pracuje w barze "U Lewisa". Nie wiem jak duży wpływ na to co zrobiłem miał wypity tego wieczoru alkohol, ale jakiś miał na pewno. Bez namysłu wziąłem do ręki telefon i wybrałem numer podpisany jako Nicole UL. Dziewczyna odebrała po kilku sekundach.

- Hej, pamiętasz tego nieznajomego przystojniaka, któremu kilkanaście dni temu dałaś swój numer telefonu? - zapytałem, od razu przechodząc do sedna sprawy.

- Tak, pamiętam. Zakładam że to byłeś Ty.

- Zgadłaś. Ostatnio miałem wiele spraw na głowie - zamilczałem na chwilę po czym dodałem - czy wybrałabyś się ze mną na drinka?

- Pewnie, czemu nie.

- To super! Jutro o 19 "U Lewisa"? - zapytałem podekscytowanym głosem.

- Mi pasuje - zamilczała na chwilę - to do zobaczenia.

Odłożyłem telefon, wypiłem resztę złotego trunku który zalegał w szklaneczce po czym na głos powiedziałem - No i zajebiście! - Jest tylko jeden mały problem. Ja mieszkam w Birmingham, a ona w Londynie..

 

W fazie grupowej Ligi Europy Aston Villa grała bardzo dobrze, w końcu zajęli pierwsze miejsce w swojej grupie. W losowaniu dopisało im szczęście, a teraz ja wraz ze swoimi chłopcami będziemy walczyć o europejskie trofeum. Ogólnie jesteśmy zdecydowanym faworytem tego dwumeczu, jednak ja chcę uniknąć niepotrzebnej nerwówki i już w pierwszy, wyjazdowym spotkaniu zapewnić sobie awans do kolejnej fazy rozgrywek.

 

Co tu dużo mówić, już w 2. minucie meczu wyszliśmy na prowadzenie. Piłkę z rzutu rożnego dorzucił Ashley Young, a gola strzałem głową zdobył Davide Astori. Jednak zamiast pójść za ciosem i spróbować zdobyć kolejną bramkę moi zawodnicy cofnęli się głęboko do obrony. Gospodarze napierali co raz to bardziej aż w końcu zdobyli wyrównującą bramkę. Gola strzałem głową w 13. minucie zdobył obrońca Tonel. Momentalnie na boisku piłkarze zamienili się w stojące tyczki. Działo się tyle co nic, jakby czekali na gwizdek kończący pierwszą połowę. Doczekali się. Drugą połowę rozpoczęliśmy z ogromnym animuszem. 120 sekund po wznowieniu gry bliski trafienia gola był Gabby Agbonlahor, ale piłka po jego uderzeniu trafił w słupek. W 67. minucie gola co prawda zdobył Darren Bent, tyle że sędzia odgwizdał spalonego. 3 minuty później wyśmienitą okazję zmarnował Ashley Young. Jak można przebiec 40 metrów, nie mając przed sobą ani jednego obrońcy, a potem fatalnie spudłować? To wie tylko on. Skrzydłowy zrehabilitował się w 89. minucie meczu. Piłkę z lewego skrzydła dośrodkował rezerwowy Robert Pires, Ashley przyjął piłkę po czym skierował ją do siatki tzw. wolejem. Chwilę potem sędzia zakończył spotkanie.

 

Szczerze powiedziawszy Chorwaci mnie zaskoczyli. Myślałem że wygramy z zapasem a tu mieliśmy mecz walki. W rewanżu musimy uważać bo nie wiadomo czego się po nich spodziewać.

 

Liga Europy - 1/16, pierwszy mecz - 16.02.2011

NK Dinamo 1 : 2 Aston Villa

Astori 2' [0:1]

Tonel 13' [1:1]

Young 89' [1:2]

 

Widzów - 8904

MoM - Ashley Young [8,8]

Odnośnik do komentarza

Tak myślę że albo się podoba jak piszę i nie przeszkadzacie, albo się nie podoba i nie czytacie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

W barze "U Lewisa" stawiłem się na kwadrans przed umówioną godziną. Nicole zjawiła się jakieś 5 minut po 19. Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy jej uroda zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Tego wieczoru mając sporo czasu na spokojną obserwację doszedłem do wniosku że jest jeszcze piękniejsza niż początkowo myślałem. Jej twarz spowiły złote loki, a zielone oczy wręcz mnie hipnotyzowały. Okazało się że jako kelnerka pracuje od niedawna, dlatego też wcześniej jej nie widziałem. Długo rozmawialiśmy, pracuje aby utrzymać małe mieszkanie, które wynajmuje wraz z najlepszą przyjaciółką. W międzyczasie studiuje ekonomię, marzy o własnej firmie, choć jeszcze nawet nie wie w jaki tak na prawdę rynek chce uderzyć. Stereotyp padł jak długi. Blondynki wcale nie muszę być głupie. Spotkanie zakończyliśmy dość wcześnie, bo chwilę po 22. Pocałowała mnie na dobranoc. Ach co to był wieczór. Jednak obowiązki wzywają, czeka nas walka o Puchar Anglii z Evertonem..

 

W lidze Everton gra średnio, zajmują 10. pozycję w tabeli. Teoretycznie mają jeszcze szansę na zajęcie miejsca premiowanego europejskimi pucharami. Właśnie - teoretycznie. Za pewne tak jak my chcą dobić się do Europy poprzez krajowy puchar. Na nasze szczęście w meczu nie wystąpi kontuzjowany Tim Cahill - serce ekipy The Toffees.

 

Spotkanie dość długo nabierało zwykłego dla drużyn grających w Premier League tempa. A wszystko co piękne w tym meczu zaczęło się od bramki zdobytej przez Ashley'a Young'a w 14. minucie spotkania. Asystę przy tej bramce zaliczył wypożyczony z Gladbach Michael Bradley. Nasza radość z prowadzenia trwała zaledwie 4 minuty. Sebastian Coates sfaulował w polu karnym Louisa Sahę, a sędzia wskazał na wapno. Do piłki podszedł niezawodny w takich momentach Mikel Arteta i pewnym strzałem wymierzył nam sprawiedliwość. W 32. minucie znowu wyszliśmy na prowadzenie. Piłkę w okolicach pola karnego otrzymał Darren Bent po czym fantastycznym uderzeniem pokonał Tima Howarda. Mimo jeszcze kilku okazji do przerwy wynik już nie uległ zmianie. Druga połowo rozpoczęła się dla nas katastrofalnie. Jermaine Beckford wyprowadził samotną kontrę, wykańczając ją pewnym strzałem obok próbującego ratować sytuację Grzesia Sandomierskiego. Ta bramka zadziałała na nas pobudzająco, ale brakowało nam w tym wszystkim skuteczności, zimnej krwi zawodowego zabójcy. Można powiedzieć że w 71. minucie wyręczyli nas piłkarze Evertonu. Gabby'ego Agbonlahora w polu karnym na ziemię powalił Diniyar Bilyaletdinov, a jedenastkę na bramkę zamienił doświadczony Robert Pires. Takim też, zwycięskim dla nas wynikiem zakończyło się to emocjonujące spotkanie.

 

Udało się! Gramy dalej. Emocji było co nie lada, ale najciekawsze w tym wszystkim jest to że sędzia nie pokazał dzisiejszego wieczoru ani jednej żółtej kartki.

 

Puchar Anglii - 5. runda - 19.02.2011

Aston Villa 3 : 2 Everton

Young 14' [1:0]

Arteta 18' kar. [1:1]

Bent 32' [2:1]

Beckford 47' [2:2]

Pires 71' kar. [3:2]

Widzów - 40138

MoM - Jermaine Beckford [8,2]

Odnośnik do komentarza

@Phenomenal - Dzięki :)

@Marvin - Wiem, czasami nie wiedzieć czemu nie wstawiam ich specjalnie :-k

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

W krajowym pucharze daliśmy radę więc i tutaj, na europejskiej arenie, nie możemy zawieść. W pierwszym spotkaniu rozegranym w Chorwacji wygraliśmy 2:1, ale mecz był stosunkowo wyrównany. Musimy po prostu być czujni, pilnować wyniku, a awans będziemy mieli w kieszeni. Na szczęście jak na razie kontuzje omijają nas szerokim łukiem, i oby to się szybko nie zmieniło.

 

Mecz rozpoczął się dla nas najlepiej jak tylko mógł. Środkowy obrońca Giuseppe Bellusci wypuścił na wolne pole Gabby'ego Agbonlahora, a szybki skrzydłowy pokonał bezradnego w tej sytuacji bramkarza gości. Na swoją drugą bramkę w tym meczu Anglik czekał zaledwie 8 minut. Piłkę z prawego skrzydła wrzucił w pole karne Ashley Young, a Gabby Agbonlahor mocnym strzałem podwyższył wynik meczu na 2:0. Piłkarze Dinama na boisku praktycznie nie istnieli, zamknęli się na własnej połowie i liczyli chyba na cud. Można powiedzieć, że w pewnym sensie im się udało, bo do przerwy wynik się już nie zmienił. W przerwie ich modlitwy chyba nabrały na sile, bo już w pierwszy sekundach drugiej połowy Ivan Tomecak trafił w poprzeczkę. Jak się później okazało tylko na tyle było ich tego wieczoru stać. My w drugiej połowie nie stworzyliśmy sobie ani jednej podbramkowej sytuacji, wyraźnie sobie odpuściliśmy. Tak też wygrywamy, choć bez fajerwerków.

 

Cieszyć się, czy nie? Niby awansowaliśmy dalej, ale wciąż miewamy długie przestoje w grze. Trafiamy bramkę, dwie, a potem chowamy się aby tylko nas ktoś nie pochwalił za dobrą, ofensywną grę. Trzeba to poprawić, i to szybko. W 1/8 Ligi Europy zmierzymy się w dwumeczu z niemieckim Dortmundem.

Liga Europy - 1/16, drugi mecz - 23.02.2011

Aston Villa 2 : 0 NK Dinamo

Agbonlahor 2' [1:0], 10' [2:0]

Widzów - 33667

MoM - Gabby Agbonlahor [8,8]

Odnośnik do komentarza

W ostatnim czasie gramy na tylu różnych frontach, że mecze ligowe stały się rzadkością, swoistym rarytasem. Dziś na Villa Park podejmiemy się bardzo trudnego zadania, a mianowicie urwania jakiś punktów drużynie Liverpoolu. Ostatnio narzekałem na brak kontuzji, i mam za swoje. Kyle Walker nie zagra przez dwa tygodnie, zastąpi go doświadczony Luke Young. W ekipie gości nie zagra Raul Meireles i dość skuteczny w tym sezonie Milan Jovanovic.

 

Spotkanie rozpoczęło się od naszych ataków, co zaowocowało bramką już w 8. minucie gry. Mało grający za mojej kadencji Fabian Delph podał w uliczkę do Darrena Benta, a 8-krotny reprezentant Anglii mocnym strzałem otworzył wynik spotkania. Wtedy to pałeczkę przejęli piłkarze Liverpoolu, my się cofnęliśmy, przez co już w 19. minucie ponownie był remis. Bramkę do w spółki ze Stephenem Warnockiem zdobył Steven Gerrard. Niby doświadczony obrońca, a popełnia takie gafy. Gdy wydawało się że pierwsza połowa zakończy się bramkowym remisem Gabby Agbonlahor urwał się prawy skrzydłem, wrzucił piłkę płasko w pole karne, a tam świetnie z roli egzekutora wywiązał się Darren Bent. Do przerwy trochę zaskakujące 2:1. A po przewie ponownie szturmować naszą bramkę zaczęli piłkarze Liverpoolu. Na efekty swoich starań długo czekać nie musieli. Już w 46. minucie Dirk Kuyt podał do Luisa Suareza, a Urugwajczyk mocnym strzałem z kilku metrów wyrównał stan meczu. Role na boisku po raz wtóry już w tym spotkaniu się odwróciły. To co wydarzyło się w 56. minucie na długo zapadnie mi w pamięci. Darren Bent zdecydował się na indywidualną akcję, minął trzech rywali po czym wpakował piłkę do siatki obok nawet nie interweniującego bramkarza gości (

). Mimo jeszcze kilku prób Liverpool nie zdołał po raz trzeci w tym meczu nas dogonić. Zwyciężamy po bardzo wyrównanym oraz emocjonującym meczu.

 

Ważne trzy punkty znalazły się na naszym koncie. Dzięki tej wygranej wskoczyliśmy na 11. pozycję w tabeli.

 

Premier League - 28. kolejka - 26.02.2011

[13] Aston Villa 3 : 2 Liverpool [4]

Bent 8' [1:0], 45+1' [2:1], 56' [3:2]

Gerrard 19' [1:1]

Suarez 46' [2:2]

 

Widzów - 40035

MoM - Darren Bent [9,5]

Odnośnik do komentarza

Można powiedzieć, że już się nieźle rozkręciliśmy. Gramy szybką piłkę, przeprowadzamy całkiem składne akcje. A najważniejsze jest to, że sumiennie zbieramy ligowe punkty. O kolejne oczka przyjdzie nam walczyć w meczu wyjazdowym przeciwko Blackburn. Gospodarze grają swoje, czyli plasują się na 13. pozycji w ligowej tabeli. Dodam jeszcze, że dzieli nas tylko jeden punkcik.

 

Sędzia ledwo co zdążył odgwizdać początek meczu, a już świetną sytuację zmarnował Jiri Jeslinek. Czech otrzymał dziś ode mnie szansę gry od pierwszych minut. Tak czy owak już ma u mnie małego minusa. Blackburn szukało swoich okazji w długich piłkach, ale dwukrotnie sam na sam z Nikolą Kalinic lepszy okazywał się Grzegorz Sandomierski. Jeszcze przed przerwą świetną sytuację zmarnował Ashley Young, ach gdzie ta nasza skuteczność? Druga połową zaczęła się po naszej myśli. Futbolówkę z rzutu rożnego dośrodkował Ashley Young, głową uderzył Davide Astori, ale bramkarz obronił strzał Włocha. Jednak już z dobitką Darrena Benta sobie nie poradził. Z prowadzenia cieszyliśmy się zaledwie 4 minuty. Piłkę z autu wrzucił Morten Gamst Pedersen, a piłkę do własnej bramki skierował Luke Young. Kuriozalna bramka. Na następny mecz Anglik raczej nie wybiegnie. Mimo jeszcze kilku doskonałych okazji więcej bramek w tym spotkaniu nie oglądaliśmy. Świetnie w bramce gospodarzy zagrał Paul Robinson. Jeśli chodzi o personalia w mojej ekipie to Czech swojej szansy nie wykorzystał.

 

Tylko remis, ale czy na pewno? W końcu Blackburn to silny zespół, który bardzo dobrze gra przed własną publicznością. Najważniejsze że nie przegraliśmy.

Premier League - 29. kolejka - 05.03.2011

[13] Blackburn 1 : 1 Aston Villa [11]

Bent 51' [0:1]

Young sam. 55' [1:1]

Widzów - 25096

MoM - Paul Robinson [8,0]

Odnośnik do komentarza

Europejskie puchary nie są w tym sezonie celem priorytetowym. Od chwili kiedy przeszedłem do klubu było jasno powiedziane, że żadnej presji na tym froncie nie ma. W tym kontekście nic się oczywiście nie zmienia. Dortmund to dość silna niemiecka ekipa, choć ostatnio w lidze złapali małą gumę. Pierwsze spotkanie rozegramy na wyjeździe, tak też przydałoby się nie przegrać, a już na pewno zdobyć jakąś bramkę.

 

Spotkanie nie rozpoczęło się tak jak sobie to zaplanowaliśmy. Już w 6. minucie meczu sam na sam z Grzesiem Sandomierskim wyszedł Lucas Barrios, i niestety dla nas Paragwajczyk się nie pomylił. Od razu rzuciliśmy się do odrabiania strat. W 8. minucie sam na sam z bramkarzem gospodarzy wychodził Ashley Young, ale został brutalnie sfaulowany przez Łukasza Piszczka. Polak w konsekwencji musiał opuścić boisko. Od tego momentu niepodzielnie rządziliśmy na murawie Signal Iduna Park. W 14. minucie moi gracze poklepali w szesnastce po czym piłka trafiła do Gabby'ego Agbonlahora, a ten minął bramkarza i wpakował piłkę do pustej już bramki. Mimo, że mieliśmy jeszcze kilka okazji, pierwsza połowa zakończyła się remisem. O większej części drugiej połowy wolałbym jak najszybciej zapomnieć. W pamięci zostawiłbym tylko 81. minutę, gdy to wyszliśmy z kontrą. Gabby Agbonlahor podał do rezerwowego Dawida Janczyka, a Polski napastnik strzałem do bramki ustalił wynik meczu na 2:1.

 

Nie ma co się oszukiwać, że gdyby nie czerwona kartka dla Łukasza Piszczka, byłoby z nami bardzo źle. Na szczęście wygraliśmy, w rewanżu będziemy musieli się spiąć aby obronić korzystny wynik.

 

Liga Europy - 1/8, pierwszy mecz - 09.03.2011

Dortmund 1 : 2 Aston Villa

Barrios 6' [1:0]

Piszczek 8'

Agbonlahor 14' [1:1]

Janczyk 81' [1:2]

 

Widzów - 53412

MoM - Gabby Agbonlahor [8,8]

Odnośnik do komentarza

@Fenomen - Dzięki :)

-------------------------------

Puchar Anglii - nasza nadzieja na europejskie puchary w przyszłym sezonie. Niestety nie mieliśmy za dużo szczęścia w losowaniu i trafiliśmy na londyńską Chelsea. Na domiar złego zagramy na Stamford Bridge. Szanse są, ale nikłe. Na pewno będziemy walczyć.

 

Mecz rozpoczął się dla nas fatalnie. Najpierw 200% sytuację zmarnował Darren Bent, a kilkadziesiąt sekund później Chelsea wyszła na prowadzenie. Florent Malouda dośrodkował piłkę z rzutu rożnego, a niekryty prze nikogo Didier Drogba bez problemów wpakował piłkę do siatki. Momentalnie rzuciliśmy się do odrabiania strat, ale skuteczność nam nie dopisywała. W 30. minucie było już 2:0 dla gospodarzy. Fernando Torres urządził sobie na boisku slalom po czym mocnym uderzeniem pokonał dość niefortunnie interweniującego Grzegorza Sandomierskiego. Już wtedy wiedziałem, że z Pucharu nici. W przerwie pełna mobilizacja na najbliższe 45 minut. Tak jak w pierwszej połowie my marnowaliśmy szanse na potęgę, a Chelsea z trafianiem bramek problemów nie miała. W 56. minucie ostatni płomyk nadziei w moim sercu zdmuchnął Fernando Torres. Hiszpan bezbłędnie wykorzystał błąd Grzegorza Sandomierskiego, który wypuścił piłkę z rąk. Polak najprawdopodobniej straci miejsce w wyjściowej jedenastce. Mimo kilku dobrych sytuacji do zdobycia choćby honorowego gola mecz zakończył się bolesnym 0:3. Podsumowując to spotkanie, oddaliśmy 15 strzałów, z czego tylko jeden był celny..

 

No i nasze marzenia o Pucharze Anglii prysły jak mydlana bańka. Teoretycznie mamy jeszcze szanse na Ligę Europy w przyszłym sezonie, ale:

1. Musimy ukończyć sezon na 7. miejscu w tabeli (w tej chwili tracimy do 7. Fulham 5 punktów).

2. Puchar Anglii musi zdobyć zespół, który już zagwarantował sobie europejski puchary poprzez rozgrywki ligowe.

Jakaś tam szansa jest..

 

Puchar Anglii - Ćwierćfinał - 12.03.2011

Chelsea Londyn 3 : 0 Aston Villa

Drogba 7' [1:0]

Torres 30' [2:0], 56' [3:0]

 

Widzów - 41761

MoM - Fernando Torres [8,8]

Odnośnik do komentarza

Musimy się skupić, musimy walczyć, nawet gryźć trawę jak będzie taka potrzeba. Nawet porażka 0:1 daje nam upragniony awans, ale nie możemy w taki sposób podchodzić do tego meczu. Musimy wygrać. Dortmund za pewne od pierwszych minut rzuci się do ataku, trzeba będzie bardzo uważać.

 

Jeśli istnieje tak zwana karma, to z pewnością nas dopadła. Już w 7. minucie meczu z boiska za faul w środkowej strefie wyrzucony został Gabby Agbonlahor. Gdzie ten chłopak miał mózg? Nie mam zielonego pojęcia. Mimo gry w '10' radziliśmy sobie całkiem dobrze. W 29. minucie prawy obrońca Kyle Walker dośrodkował wprost na nogę Ashleya Younga, który potężnym uderzeniem otworzył wynik spotkania. Do remisu gracze Borussii doprowadzili na 5 minut przed końcem pierwszej połowy. Złe wybicie Davide Astoriego wykorzystał Japończyk Shinji Kagawa, płaskim strzałem pokonał Grześka Sandomierskiego (jakoś tak wyszło, że dostał ostatnią szansę). Druga połowa mogła się dla nas zacząć idealnie. Właśnie, mogła, ale nie zaczęła. W polu karnym sfaulowany został Stewart Downing, a sędzia wskazał na wapno. Do piłki podszedł Darren Bent, i fatalnie spudłował. Och za co to się dzieje?! Jak się jebie, to na całego. W 57. minucie już przegrywaliśmy. Dośrodkowaną z rzutu rożnego przez Nuriego Sahina piłkę do bramki w dość szczęśliwy sposób skierował Kevin Grosskreutz. W międzyczasie na boisku pojawił się Dawid Janczyk, i to właśnie polski napastnik wlał w nasze serca jeszcze odrobinę wiary w sukces. W 77. minucie Janczyk dobił strzał Darrena Benta. Było 2:2, czyli awans mieliśmy już na wyciągnięcie ręki. Jednak zaledwie 2 minuty później Sebastian Kehl strzałem z 30 metrów przechylił szale zwycięstwa na stronę Dortmundu. Próbowaliśmy jeszcze coś tam trafić, ale się nie udało..

 

Najpierw odpadliśmy z Pucharu Anglii, teraz także z Ligi Europy. Jedynym pozytywem jest to, że możemy w 100% skupić się na lidze, i celu jakim jest miejsce premiujące grą w europejskich pucharach.

Liga Europy - 1/8, drugi mecz - 17.03.2011

Aston Villa 2 : 3 Dortmund

Agbonlahor 7'

Young 29' [1:0]

Kagawa 40' [1:1]

Grosskreutz 57' [1:2]

Janczyk 77' [2:2]

Kehl 79' [2:3]

 

Widzów - 37651

MoM - Sebastian Kehl [8,3]

Odnośnik do komentarza

Ostatnio nasza forma gdzieś się zapodziała. W lidze wygrywamy bądź remisujemy, a w pucharach dajemy dupy. Nie ma co szukać jakiś wykwintnych słów na opisanie tego co wydarzyło się w ostatnich dwóch rozgrywanych przez nas meczach. Teraz na domiar złego zagramy z lidze z potęgą - Manchesterem United. Oczywiście szanse mamy, nie mówię, że nie, bo już raz daliśmy sobie radę z bardzo silnym Liverpoolem. Jednak będzie trzeba coś zmienić, aby utrzeć nosa chłopcom Fergusona.

 

Nie ma co, stałe fragmenty są naszą siłą. W 9. minucie meczu piłkę z rzutu rożnego perfekcyjnie dośrodkował Ashley Young, a gola strzałem głową zdobył Urugwajczyk Sebastian Coates. Broniący dzisiejszego wieczoru barw Manchesteru United Tomasz Kuszczak był przy tym uderzeniu bez szans. Tak jak to zawsze bywa w takich sytuacjach drużyna przegrywająca rzuciła się do odrabiania strat. Udało się to im w 36. minucie. Wayne Rooney dośrodkował z prawego skrzydła, piłkę w polu karnym bezkarnie przyjął Brazylijczyk Anderson, a potem silnym strzałem pokonał wciąż broniącego barw Aston Villi Grzegorza Sandomierskiego. Tak też do przerwy w pełni zadowalający mnie remis. Druga część spotkania rozpoczęła się od ataków Czerwonych Diabłów, ale ani Wayne Rooney, ani Nani nie potrafił pokonać polskiego bramkarza. Za to skutecznością w 62. minucie błysnął ojciec naszej porażki w Lidze Europy - Gabby Agbonlahor. 24-letni Anglik wpadł z piłką w pole karne i strzałem w długi róg pokonał bramkarza gości. W tym momencie jakby z piłkarzy Manchesteru uleciała cała energia. Dzieła zniszczenia w tym meczu dokonał Darren Bent, wykorzystując świetne prostopadłe podanie od doświadczonego Roberta Piresa.

 

Sensacyjne zwycięstwo nad Manchesterem United zbliżyło nas do przyszłorocznych europejskich pucharów. Zagraliśmy na prawdę świetnie, i myślę że jeśli utrzymamy taką dyspozycję to może jeszcze coś w tym sezonie ugramy.

Premier League - 30. kolejka - 19.03.2011

[11] Aston Villa 3 : 1 Manchester United [2]

Coates 9' [1:0]

Anderson 36' [1:1]

Agbonlahor 62' [2:1]

Bent 83' [3:1]

 

Widzów - 38967

MoM - Sebastian Coates [8,4]

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...