Skocz do zawartości

Kajdany z ołowiu


Loczek

Rekomendowane odpowiedzi

Prując przed siebie w moim BMW patrzyłem z wyższością na spacerujący plebs. Byłem kimś więcej niż zwykłym zjadaczem chleba, który ma w kredytach 90% majątku. Nie korzystałem z burdeli, nie kupowałem w dyskontach, nie jeździłem komunikacją miejską. A przy tym miałem wyższe wykształcenie, ciało herosa i kilka zer na koncie przed przecinkiem. Czułem, że łapię wiatr w żagle i wypływam na szerokie wody oceanu piłkarskiego świata. Pisano o mnie w gazetach, byłem na ustach wielu znanych działaczy i przedstawicieli, zabiegano o moje względy. Zdobyłem też wielki szacunek wśród moich piłkarzy, bo nie pozwalałem sobie na wchodzenie na głowę. Kiedy Alexander pobiegł z płaczem do mediów, że nie wystawiam go w pierwszym składzie, ukarałem napastnika wstrzymaniem tygodniowej pensji. Kiedy nie pojawił się na treningu, wstrzymałem mu pensję na dwa tygodnie, po czym po tygodniu zaproponowałem rozwiązanie kontraktu za porozumieniem stron. Młody Anglik przeprosił mnie na łamach BBC, a w wywiadzie dla The Times stwierdził, że zachował się jak gówniarz i że więcej się to nie powtórzy. No więc prułem po ulicach Londynu spoglądając na pariasów spacerujących w nieznane. I byłem z siebie dumny. Bo przecież nie ma nic piękniejszego w życiu, niż robienie tego, co się uwielbia i inkasowanie za to niebotycznych pieniędzy.

Niestety, zaraz po tych myślach zadzwonił Kazulov z nieprzyjemną informacją :

- Paweł, masz wielki problem.

- Jaki?

- Wowczuk zwołał spotkanie nadzwyczajne w departamencie w Moskwie. Według doniesień jakiejś wtyczki to Ty zastrzeliłeś Atarovą. Mało tego. Po odsunięciu Cię od operacji " Blizna " nie zdałeś broni, nie oddałeś odznaki. Wowczuk twierdzi, że masz powiązania ze Slayterem, że razem polujecie na Borysa.

- No, ta ostatnia informacja pokrywa się z rzeczywistością Michaił.

- Tak myślałem. Pawle, taka przyjacielska rada - oglądaj się za siebie, bo śmierdzi mi tu jakimś podstępem.

- Jak to rapował Liroy - nie patrz do tyłu, patrz prosto przed siebie. Jeśli się odwrócisz ktoś łopatą Ci przyjebie - zaśmiałem się wciągając małą ilość lepkich glutów do gardła.

- Bardzo śmieszne. Dzwonię żeby Cię ostrzec. Z Wowczukiem nie ma przelewek. Zobacz jak " No Mercy " pojawili się szybko w hipermarkecie. On zna Twój adres, wie kiedy masz treningi itd. Przeszukaj lepiej mieszkanie jakimś wykrywaczem podsłuchów, bo coś mi się zdaje, że masz kilka pluskiew w mieszkaniu. On wie o Tobie naprawdę o wiele więcej niż ja.

Przez moment zapadła cisza. Podrapałem się prawą dłonią za uchem, zrzuciłem bieg na luz i zatrzymałem się przy światłach, tuż za Mercedesem SLK.

- Kazulov ...

- Tak?

- Niech się Wowczuk pospieszy. Bo dni Borysa są już policzone.

- Jeśli go zabijesz, możesz być aresztowany Pawle. Jestem za krótki by Ci pomóc.

- Jesteś wystarczająco długi, by mnie chronić przyjacielu - rozłączyłem się spoglądając za okno. Na równoległym pasie stało BMW Z4 z balonową blondynką w środku. Dziewczyna właśnie poprawiała makijaż składając usta w ogromną literkę " o ". Kiedy dostrzegła, że się w nią wgapiam puściła mi oczko i wcisnęła pedał gazu.

 

Wielka piłka po raz pierwszy pojawiła się na The Den w sobotę, 24 stycznia, kiedy to zagraliśmy z pierwszoligową Aston Villa Birmingham. To było w czwartej rundzie Pucharu Anglii. Stadion The Den może pomieścić maksymalnie 20 146 kibiców. Tego dnia na krzesełkach zasiadło 20 140 fanów. Sześć krzesełek pozostało pustych. Pomyślałem więc, że pierwszą decyzją po zakończeniu sezonu będzie rozbudowanie trybun przynajmniej o te pięć tysięcy miejsc.

Na murawie pojawiliśmy się w ustawieniu 1-3-2-2-1-2 --> w środku zagrał Robinson, Gallard i Whitbread. Na prawym skrzydle wystąpił Senda, na Lewym Cristea. W środku postawiłem na fenomenalnego Adama Dancha, którego wartość rosła z meczu na mecz, oraz Sergio Torresa. Ofensywnym pomocnikiem został Julio dos Santos, zaś na szpicy wystąpił Perciard i Cambpell. Nakazałem drużynie grę środkiem boiska, wykorzystując krótkie podania. Piłka miała wędrować na pełnej prędkości, jak po sznurku. Dos Santos dostał zadanie uderzać praktycznie z każdej pozycji. Do akcji ofensywnych włączali się też boczni obrońcy.

W dziewiątej minucie Dos Santos założył kanał Stephenowi Warnock i podał do Cambpella. Ten przekładanką minął Brada Friedela i uderzył w słupek, a Pericard dobił. Kibice oszaleli. Wyskoczyłem jak z procy unosząc triumfalnie ręce w górę.

W 45 minucie Cambpell został sfaulowany w polu karnym przez Stiliyana Petrova i pan Dowd wskazał na wapno. Niestety, poszkodowany posłał piłkę Panu Bogu w okno. W drugiej połowie Anglika w napadzie zmienił Tresor Kandol. W 59 minucie John Carew wygrał główkowy pojedynek z Gallardem, strącił piłkę wprost na nogę Kuzmanovica, a ten kropnął pomiędzy rękoma Kiraly'ego. Ten wynik mnie nie satysfakcjonował. Byłem wkurwiony jak student po niezaliczonej sesji. Na szczęście w 76 minucie zwycięstwo zapewnił nam Kandol. Nigel Reo-Coker zagrywał wzdłuż boiska do Gabriela Agbonlahora. Piłkę przejął Kandol i puścił się w stronę bramki. W sytuacji sam na sam nie dał żadnych szans Amerykaninowi.

 

Millwall 2:1 Aston Villa Birmingham

Odnośnik do komentarza

27 stycznia zremisowaliśmy bezbramkowo z liderem tabeli - Ipswich Town. W 23 minucie czerwony kartonik ujrzał kapitan drużyny - Paul Robinson, przez co resztę spotkania musieliśmy grać z jednym napastnikiem. A był nim w tym meczu Tresor Kandol. Kibice, podobnie jak ja, nie byli pocieszeni. Ale zawsze to kolejne oczko we wspinaczce.

Millwall 0:0 Ipswich

 

31 stycznia udaliśmy się na wyjazd do Wolverhampton, gdzie na stadionie Molineux zagraliśmy z Wolves. Pomarańczowe Wilki postawiły nam ciężkie warunki i przez większość spotkania musieliśmy się bronić. W 35 minucie na prowadzenie gospodarzy wyprowadził Andrew Surman. W drugiej połowie zmieniłem ustawienie na 1-3-5-2 i swoje trafienia zaliczyli kolejno : Campbell i Kandol. Trzy punkty zdobyte na wyjeździe cieszą podwójnie.

Wolves 1:2 Millwall

 

Na początku lutego nie było już tak sielankowo. Na The Den przyjechało Sheffield United i walczyło jak tygrys. Zdołaliśmy jedynie doprowadzić do remisu i to dopiero w doliczonym czasie gry. Mecz był niezwykle dramatyczny. W pierwszej połowie kibice nie zobaczyli bramek. W drugiej, na początku z rzutu wolnego huknął Danch. Później swój koncert rozpoczął Billy Sharp i w trzy minuty zdobył dwa gole. W 90 minucie rezerwowy Qvist, uznawany przez Solskjaera za swojego następcę, doprowadził do remisu uderzając po ziemi.

Millwall 2:2 Sheff Utd

 

10 lutego znów bezbramkowo zremisowaliśmy z Watford. Na Vicarage Road padał przelotny deszcz, przez co piłka pruła po trawie jak bolid formuły jeden. Przez 90 minut nic nikomu nie wychodziło, a kibice ziewali przeraźliwie dając upust swoim emocjom poprzez głośne buczenie i gwizdanie. Na sam koniec meczu za ściągnięcie majtek i wystawienie gołej dupy w stronę trybun John-Joe O'Toole zobaczył drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę.

Watford 0:0 Millwall

 

W dzień Świętego Walniętego graliśmy na JJB Stadium z Wigan w 5 rundzie Pucharu Anglii. W pierwszej połowie Maynor Figueroa zdobył bramkę do szatni. Po dziś dzień nie potrafię wypowiedzieć imienia i nazwiska tego grajka. W drugiej połowie przepięknym uderzeniem zza pola karnego popisał się Julio Dos Santos i było już 1:1. W 64 minucie dla gospodarzy ukuł Charles N'Zogbia. w 94 minucie meczu, dzięki doliczeniu pięciu minut przez pana Steve Bennetta Fraizer Campbell zdołał dać nam szansę na rewanż

Wigan 2:2 Millwall

 

Cztery dni później farciarsko pokonaliśmy Derby County. Barany przyjechały do Londynu pewne swego, ale szyki pokrzyżował im Vincent Pericard. Francuz w 81 minucie spotkania pierdolnął potężnie w okienko i trzy punkty wywindowały nas na czwartą pozycję w tabeli.

Millwall 1:0 Derby County

 

21 lutego na The Den zawitała drużyna, którą miał swego czasu prowadzić sam Zinedine Zidane - Q.P.R. Arbitrem głównym tego spotkania był pan Darren Deadman, a na trybunach zasiadło Ponad 20 tysięcy kibiców. Wpływy z meczu były zacne.

Pierwsza połowa skończyła się bezbramkowo. W drugiej na prowadzenie wyprowadził nas Tresor Kandol zdobywając bramkę z czuba. Do remisu doprowadził rezerwowy Wade Elliott w 81 minucie meczu. Po raz kolejny straciliśmy głupią bramkę.

Millwall 1:1 Q.P.R

 

25 lutego na swoim podwórku zagraliśmy rewanżowe spotkanie w 5 rundzie Pucharu Anglii z Wigan. Zadziwiające było, że na meczu z Q.P.R mieliśmy prawie komplet na trybunach, zaś na meczu dającym awans do ćwierćfinału siedziało o pięć tysięcy fanów mniej. Tego dnia pokazaliśmy zęby. Co prawda na początku drugiej połowy Dave Cotterill zdobył pierwszego gola dla gości, ale reszta meczu należała już do nas. Pericard i Kandol dali nam pewny awans, pozostawiając bez złudzeń grających tego dnia w białych koszulkach piłkarzy Wigan.

Millwall 2:1 Wigan

 

Zwycięstwo z Wigan, zwycięstwo i z Plymouth. I to na wyjeździe. Millwall zdobywało wszystko co się dało zdobyć. Byliśmy największą sensacją tegorocznych rozgrywek, pewnie zmierzając po zwycięstwo w tabeli i awans do pełnej splendoru Premiership. Nasza drużyna potrzebowała co prawda kilku wzmocnień, ale na dzień dzisiejszy taka paczka, jaką mieliśmy, w zupełności wystarczała.

Plymouth 0:2 Millwall

Odnośnik do komentarza

Topiłem buty w lodowatej brei. Śnieg zmieszany z błotem sięgał mi po kostki - na tyle, bym spoglądając na swoje stopy mógł nie pamiętać jakie buty włożyłem. Odśnieżone drogi tryskały kroplami tej substancji w świeże i czyste ubrania. Ci, co byli uzbrojeni w kurtki zimowe koloru czarnego, przecierali lekko mankietem rękawa plamę i szli dalej. Ale ja postanowiłem być konformistą i założyłem tego dnia beżową skórę i beżowe spodnie. I kiedy wszedłem do kawiarni " Pod parującą parą " wyglądałem jak dalmatyńczyk. Sala była udekorowana jeszcze nie zdjętymi świecidełkami. Gdzieniegdzie, w kątach wisiały jeszcze stroiki świąteczne, co jak na wiosnę było pojebane. Pomiędzy stolikami krzątała się czarnoskóra kelnerka, niezdarnie kręcąc swym spasionym dupskiem zahaczała krzesła i trącała jedzących. Spojrzałem na przegub ręki. Na zegarku była dokładnie szesnasta siedemnaście. Mój rozmówca uniósł rękę w górę. Przeszedłem obok pałaszujących spaghetti studentów, przecisnąłem się pomiędzy wstrętnym odwłokiem murzynki a ścianą i zasiadłem na drewnianym krześle. Kelnerka odwróciła się, puściła do mnie zalotne oczko i przesunęła racicą po pośladku.

- Napijesz się czegoś? - spytał James.

Pstryknąłem palcami i po chwili parowóz wjechał na peron kładąc przed nami dwa menu. Spojrzałem zażenowany na grube krople potu, w których pływały oka z rosołu.

- Poprosimy dwie latte.

- Podwójne?

- A czy prosiłem o podwójne?

Twarz kelnerki była niezdarnym połączeniem facjaty Jacka Gmocha i Ryszarda Kalisza, z długimi włosami zaplecionymi w warkoczyki i czarną jak smoła skórą. Jej usta były wielkości pośladków przeciętnego nastolatka, a czarno-żółte zęby przypominały spleśniały ser szwajcarski. I pachniała podobnie. Pod prawym okiem, na wysokości dziurki od nosa wisiała jakaś narośl. Ale nie byłem w stanie zidentyfikować jej pochodzenia, po ze wszystkich stron okalał ją smalec.

- Pracuję dla Telegraph - rozpoczął James kopiąc mnie porozumiewawczo pod stołem. Afroamerykanka odwróciła się na pięcie i pofalowała krokiem postrzelonego słonia w stronę baru. Odpaliłem papierosa.

- I pomyślałem sobie, że skoro się znamy, mógłbyś mi udzielić jakiegoś wywiadu.

- Ok, ale to kosztuje.

James zrobił zmieszaną minę i poczerwieniał.

- Zrobimy tak. Ja Ci dam ten wywiad, ale przed publikacją wyślesz mi go, żeby nie było nieporozumień.

- Nie ufasz mi?

- Człowieku - prychnąłem - znamy się kilka dni, rozmawialiśmy raz. Nie wymagaj ode mnie Bóg wie czego.

Chłopak wstał z miejsca i wyjął z kieszeni dyktafon. Usiadł, położył go przy zestawie przypraw i kiedy miał zadawać pierwsze pytanie poczułem, że stół drży. Obejrzałem się za siebie i ujrzałem pędzący ponton, który trzymał w dłoniach tacę z kawą. Z daleka przypominał puszystego eklerka oblanego czekoladą, lecz gdy stanął przy nas poczułem jak śmierdzi spocone sto dwadzieścia kilo.

James nacisnął guzik i zadał pierwsze pytanie. Siedzieliśmy tak bite dwie godziny, a ja mu opowiadałem o swoim życiu, o tym jak zostałem trenerem i dlaczego akurat objąłem Millwall. Oczywiście cała historyjka była wyssana z palca, bo jakże by inaczej przedstawić fakt, iż zostałem zatrudniony jako zabójca Borysa. James pytał o moje wykształcenie, o ulubionych piłkarzy. Słowem, pytał o wszystko co było bezpośrednio bądź pośrednio związane z Millwall. I kiedy po dwóch godzinach i piątej kawie postanowiłem wrócić do Pati, przy barze doszło do incydentu.

- Płać! - ryczała jak rozcinane prosie dziewczyna trzymając za przegub ręki jakiegoś kowboja.

- Zabieraj te łapska Ty wielka kupo sadła! - odrzekł grzecznie, z szelmowskim uśmiechem pociągając palcami po swoich wąsach.

Kelnerka weszła za ladę, schyliła się, wyciągnęła kij bejsbolowy i pociągnęła zdrowo po palcach. Kowboj runął na ziemię zwijając się i drąc na całe gardło. Z daleka widziałem, że dłoń wygięła się w drugą stronę, a na ziemię tryskała krew.

- A to Ci kibitka z ikrą - James pokręcił zdziwiony głową.

- Jak byś taką posuwał to byś miał dopiero radochę.

- Bym jej mówił - kochanie, puść proszę bąka na orientację bo szukam dziurki.

Rechocząc wyszliśmy z kawiarni, pod którą właśnie podjechał radiowóz.

Odnośnik do komentarza

Korzystając z okazji chciałbym wam złożyć serdeczne życzenia, zdrowych i pogodnych świąt Bożego Narodzenia, smacznego karpia i stosu prezentów od Dziadka Mroza, Gwiazdora i Świętego Mikołaja!!!!!

--------------------------------

 

Nasza taktyka uległa lekkiej deformacji. Mianowicie - graliśmy teraz systemem 1-4-1-2-1-2.

Kiraly

Wawrzyniak - Gallard - Robinson - Senda

Danch

Cristea - Hackett

Torres

Pericard - Grabban

Węgier w bramce spisywał się w kratkę. Raz bronił setki, raz puszczał takie babole, że nawet napastnicy przeciwnika łapali się za głowę i kręcili nią z niedowierzaniem. Mimo wszystko jego wartość rosła i dziś gdyby miał odejść klub musiałby zapłacić nam odstępne w wysokości 1.5 miliona euro.

 

3 marca wybraliśmy się do Coventry, by sprawdzić formę Coventry City. Na The Ricoh Arena napierdalał deszcz z nieba tak siarczyście, że w pewnym momencie nie wiedziałem czy idę czy płynę. W każdym bądź razie szedłem po wodzie jak Jezus. Fred Graham dwa razy konsultował się z arbitrem technicznym i bocznymi, zanim po raz pierwszy gwizdnął. A gwizdnął i widziało to prawie 18 tysięcy kibiców. Freddy Eastwood rozwiązał worek z bramkami w 8 minucie. Po fantastycznym uderzeniu z ponad 20 metrów piłka zatrzepotała za kapturem Węgra. Jeszcze przed przerwą do remisu doprowadził Grabban. Po podaniu Torresa młody Anglik uderzył po rękach golkipera i było 1:1.

Coventry 1:1 Millwall

 

8 marca dostaliśmy baty na wyjeździe. Naszym katem została drużyna Blackburn Rovers, a miało to miejsce w Pucharze Anglii. W 6 rundzie los rzucił nas na płytką wodę, ale niestety nie potrafiłem odpowiednio zmotywować drużyny. Na Eawood Park Blackburn dało nam srogą lekcję piłki nożnej, aplikując Millwall dwie bramki. Gole zdobywali kolejno : Maceo Rigters i Vladimir Koryt'ko. Dla nas uderzeniem z rzutu wolnego strzelił Rumun Cristea.

Blackburn 2:1 Millwall

 

Po spotkaniu z Blackburn mieliśmy dzień przerwy, a zaraz po nim 10 marca polecieliśmy do Barnsley. Piłkarze byli przemęczeni. Kilku zgłaszało kontuzję, innych kilku niewydolność.

- My jesteśmy Millwall k***a!! - mówiłem im unosząc zaciśniętą pięść ku górze.

I Festung Barnsley legło pod naporem naszej siły ognia. Otóż wygraliśmy fartem i to w doliczonym czasie gry. Absolutnie nie zasługiwaliśmy na zwycięstwo bo to gospodarze dyktowali warunku. Marzec przemijał jak dyktatura Nicolae Ceauşescu a my brnęliśmy do przodu nie zważając na przeciwności losu. Kirali wpuścił trzy szmaty. I to dwie na początku spotkania. Na szczęście na szpicy tego dnia zagrali fenomenalnie Grabban i Pericards, strzelając po dwie bramki na łeb.

Barnsley 3:4 Millwall

 

W sobotę, 14 marca, na własnym boisku podejmowaliśmy trzynaste w tabeli Blackpool. Pogoda sprzyjała wyjściom rodzinnym, ale na trybunach zasiadła garstka. I Ci co nie przyszli mogli żałować, bo zagraliśmy bardzo dobrze. Nie zmieniałem ustawienia, przez co piłkarze powoli zaczynali rozumieć moją taktykę, punktując rywala zawsze gdy nadarzała się okazja. W 10 minucie po ostrym krosie bitym z rzutu rożnego najwyżej do piłki wyskoczył nasz stoper - Robinson i było 1:0. W odpowiedzi w 28 minucie McPhee plasowanym strzałem w długi róg z 15 metrów doprowadził do wyrównania. Przesunąłem Dancha nieco do przodu, nakazując Robinsonowi asekurację z tyły. Ciekawe czy ktoś to czyta. Bla bla. W 36 minucie do piłki zagrywanej ze środka pola przez Torresa dopadł Grabban i technicznym lobem dał nam prowadzenie. Jeszcze przed przerwą kropkę nad "i" postawił Francuz Pericard i z wynikiem 3:1 zajęliśmy trzecie miejsce.

Millwall 3:1 Blackpool

 

W spotkaniu z Crystal Palace zmieniłem taktykę. Wyszliśmy na murawę w następującym ustawieniu :

Edwards

Wawrzyniak - Gallard - Robinson - Selasie

Danch - Torres

Cristea - Hackett

Durica

Grabban

 

Szansę debiutu w pierwszym składzie dostał fenomenalnie spisujący się w drużynie rezerw Preston Edwards. " To nadzieja brytyjskiej piłki " pisał popularny The Times. " Edwards pokaże na co go stać " gryzły bulwarówki od dwóch dni.

I zagraliśmy koncertowo. Na trybunach zasiadł komplet kibiców, przez co Millwall powoli zaczęło wychodzić z kryzysu. Miałem do dyspozycji jeszcze kilka ładnych baniek, ale West prawił mi kazania o fatalnej sytuacji finansowej drużyny. Chciałem więc przeznaczyć tą kasę na wypłaty, lecz zarząd uznał, że nie jest jeszcze tak źle, jak by się wydawać mogło.

Moje ustawienie zdało egzamin prawie celująco. W 38 minucie Durica zagrał do Hacketta. Anglik minął balansem ciała rywala, dograł na głowę Grabbana, ten w powietrzu strącił ją do Słowaka A Durica wbiegając w pole karne przyjebał prosto w okno. Do przerwy prowadziliśmy więc 1:0. W drugiej połowie Crystal Palace rzuciło się do odrabiania strat. W 58 minucie po fatalnym błędzie Gallarda Danns pyknął między nogami Kiraly'ego i ten wynik dawał nam ledwie oczko. W 84 minucie Durica wysunął piłkę w uliczkę Grabbanowi i dwudziestolatek dał nam komplet punktów.

Millwall 2:1 Crystal Palace

Odnośnik do komentarza

Korzystając z okazji, że za oknem prószy śnieg, na ulicy lód, a na aucie mam tyle lodu że nie sposób go odmrozić by dotrzeć na pasterkę, zdam wam sprawozdanie z trzech meczy.

-----------------------

 

Na Carrow Road było wietrznie, a słupek rtęci ledwie łechtał dziewięć stopni Celsjusza. Nie wiedziałem jak się ubrać. W kurtce było mi za gorąco, ale w bluzie za zimno.

- Szefie, dziś jest dobry dzień na zwycięstwo - rzekł Torres zakasując rękawy. Z daleka przypominał Valderamę.

Pat Miller spojrzał na obu bramkarzy, uniósł rękę w górę i gwizdnął po raz pierwszy. Pericard zagrał do Torresa, ten podał do Wawrzyniaka, a Polak posłał krosa w stronę Grabbana. I tak wyglądała pierwsza połowa. Klepaliśmy piłkę między sobą jak Barcelona, wymieniając podania z pierwszej piłki. Brakowało nam tylko gromkiego " ole " i zdobycia gola. I doczekaliśmy się, ale dopiero po godzinie gry. Otóż, Dos Santos puścił w uliczkę Torresa. Argentyńczyk tyłem do bramki odegrał futbolówkę piętką do Grabbana, ten balansem ciała wyłożył golkipera gospodarzy i pyknął na pustą bramkę dając nam prowadzenie. Byłem zadowolony, bo nareszcie Argentyńczyk zaczynał pokazywać na co go stać. Niestety, nasze płonne nadzieje o trzech punktach rozwiał niejaki Blas Perez - piłkarz nie występujący nawet w Wikipedii i z Norwich wywieźliśmy ledwie oczko.

Norwich City 1:1 Millwall

 

10 stopni, silny wiatr i ledwie ponad 16 tysięcy kibiców - tak pokrótce można było opisać sobotę - 4 kwietnia 2009 roku. Na stadionie The Den pod batutą Michaela Jones'a Millwall podejmowało piąte Birmingham. Goście nie przegrali kolejnych pięciu spotkań, więc miałem nie lada zadanie do wykonania. Na szczęście z pomocą przyszedł charyzmatyczny Paul Robinson :

- Panowie, do końca sezonu pozostało już naprawdę niewiele. Nie wiem jak wy, ale ja bym chciał zmienić auto i kupić mojej kobiecie jakiegoś kajmana.

- Musimy się zmobilizować - warknął Pericard - inaczej nigdy nie zaistniejemy w wielkiej piłce.

- Pogoniliśmy kota Aston Villi. Pogońmy i całej reszcie. Jeśli nie teraz to kiedy?

- Spuśćmy wpierdol tej hołocie! - wtórował po polsku Adam Danch, ale pozostali piłkarze tylko spojrzeli pytająco na chłopaka.

- Jak mawiał Michael Buffer ....

- LET'S GET READY TO RUMBLEEEEEEE !!!!!!! - krzyknęli wszyscy unosząc zaciśnięte pięści w górę. Miałem w oczach łzy.

W pierwszej połowie w 13 minucie Grabban padł jak rażony piorunem na połowie rywala nie atakowany przez nikogo. Musiałem wprowadzić rezerwowego Campbella w jego miejsce. W 45 minucie Torres zagrał do Hacketta. Ten puścił się jak tania dziwka pędem, minął lewego obrońcę i strzelił w długi róg bramki. Piłka poszybowała nad frunącym golkiperem, odbiła się od poprzeczki i spadła prosto pod nogę Pericarda. Na przerwę schodziliśmy z jednobramkowym prowadzeniem. W drugiej połowie w 80 minucie w polu karnym był faulowany Kuba Wawrzyniak. Do piłki podszedł Campbell i pewnym strzałem po ziemi zdobył kolejną bramkę. W odpowiedzi Birmingham strzeliło nam gola w 87 minucie.

Millwall 2:1 Birmingham

 

11 kwietnia u siebie graliśmy z liderem - West Brom - byłym klubem Tomasza Kuszczaka, który miał nad nami pięć punktów przewagi. Do gry desygnowałem następujący skład:

Kiraly

Cristea-Robinson-Whitbread-Senda

Dos Santos-Gibson-Danch-Dunne

Kandol-Pericard

Zagraliśmy klasycznym 4-4-2 bez wysuniętych obrońców i pomocników. Piłkarze dostali za zadanie rozgrywać piłkę powoli, dokładnie, posyłając długie piłki za kołnierz obrońców do Kandola i Pericarda. Liczyłem, że angielsko-francuski duet da nam trzy punkty. Robinson ponownie zmotywował kompanów do działania pokazując im najnowsze wydanie " Projekty wnętrz ". Był tam projekt wielkiego domu z basenem, ogrodem, małym placem zabaw dla dzieci i garażem. Wszyscy szczali pod siebie.

Mecz rozpoczął się od mocnego uderzenia. Po podaniu Dunne Kandol otworzył worek z bramkami pakując piłkę do siatki strzałem z dropsztyka. W odpowiedzi w 25 minucie po koszmarnym błędzie Dunne, który zagrał piłkę ze środka boiska pomijając obronę do Kiralyego Christ Bunt wyrównał na 1:1. W drugiej połowie w 65 minucie meczu Calin Cristea popisał się indywidualnym rajdem. Minął kolejno trzech piłkarzy West Brom, wpadł w pole karne, zamarkował uderzenie, a gdy golkiper był na wykroku, z czuba wsadził mu piłkę pod jajami.

Millwall 2:1 West Brom

- Kochani - krzyknąłem gdy schodziliśmy do szatni - mamy tylko dwa punkty straty żeby zostać liderem!!!!

Odnośnik do komentarza

- Red Labela - uniosłem dłoń w górę prosząc barmankę o nalanie boskiej ambrozji. W barze śmierdziało palonym tytoniem i starymi meblami. Nad ladą wisiał łeb jelenia, zaimpregnowany i oprószony lekko kurzem. Kiedy chłodna szklanka uderzyła denkiem o drewniany blat barmanka spojrzała mi w oczy głębią oceanu i puściła zalotnie oczko. Chwyciłem szklankę delikatnie przesuwając opuszkami palca po jej dłoni. Zarumieniła się.

- Tego mi było trzeba. Najcudowniejszego trunku na świecie i towarzystwa niebanalnej kobiety - przechyliłem całą setkę jednym duszkiem i nieco mocniej odstawiłem szklankę na blat. Barmanka wyciągnęła spod lady litrową butelkę i nalała mi jeszcze jednego czyściocha. Jej zarumienione policzki przypominały soczyste, dojrzewające w blasku lipcowego słońca jabłuszko.

- Rzuciła Cię? - spytała cichutko.

Rąbnąłem drugą setkę i otarłem usta rękawem swetra. Dziewczyna miała na sobie czarną bluzeczkę z napisem " Passoa ". Blond włosy zakręcone na końcach opadały namiętnie na ramiona przysłaniając zarumienioną skórę. Nie odpowiedziałem. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów, położyłem na stole, odpaliłem jednego i usiadłem bokiem, spoglądając w stronę szafy grającej.

- Wszystkie baby to dziwki, prócz naszych mam i sióstr - syknęła nalewając sobie whisky.

W sali było pełno studentów. Był czwartek, wczesny wieczór, a na ekranie plazmy zawieszonej nad drzwiami prowadzącymi do kibla tańczyła Rihanna.

- Nie cierpię tego miejsca. Dorabiam tutaj do studiów.

Spojrzałem na blondynkę nalewającą sobie drugiego kielicha. Nosiła seksowne, niebieskie biodrówki.

- Co oznacza ten tatuaż - wskazałem palcem na miejsce pod pępkiem - co to za trójząb?

- To ... - zsunęła o kilka centymetrów pasek - to diabełek.

- A dlaczego jest akurat w tym miejscu?

- Bo uwielbiam piekielnie dobrych - oparła się na łokciach i przybliżyła czereśniowe usta do mojej twarzy. Z bliska była jeszcze piękniejsza.

- A po co ci ten kolczyk? - przesunąłem palcem po metalowej kuleczce wbitej w skórę nad górną wargą.

- Piwo! - ryknął młody chłopak wspinając się na hokera - i paczkę paluszków!

Chwyciła za kufel i zaczęła nalewać bursztynowy trunek, a ja poszedłem do kibla, bo pęcherz cisnął mnie jak czternastolatek koleżankę w damskiej szatni. Kiedy wyjąłem mój sprzęt i czekałem na salwę usłyszałem jakieś szepty. Wycelowałem strumieniem w muchę i utopiłem pierdolonego owada w szczochach. Zapinając rozporek podszedłem pod drzwi do sedesu.

- Ale ja mam ooochhh chłopaka mmmm.

- A ja żonę uuuhhh taaakkkk.

- Ja nie jestem taka jak innee ... o tak dobrze, mhmmm, tak. Nie jestem łatwa.

- Weź go do buzi teraz.

- Tak dobrze? Ochhhh mogłeś mówić ... jej, mam posklejane włosy!

Usiadłem przy barze. Blondynka czekała na mnie trzymając w prawej dłoni moje papierosy. " Your mind's in disturbia It's like the darkness is the light Disturbia Am I scarin' you tonight? " śpiewał czarnoskóry cukiereczek.

- Może chcesz o tym pogadać hm?

- Ale o czym?

- Chyba nie powiesz mi, że taki facet jak Ty przychodzi to tej meliny żeby się ot tak po prostu napić?

Wzruszyłem ramionami i przechyliłem kieliszek.

- Lubię ten utwór - zaśmiała się niewinnie wlepiając niebieskie oczy w ekran. Z profilu wyglądała jak Jessica Simpson - przypomina mi najpiękniejsze czasy szkoły średniej.

- To chyba nie było tak dawno?

- Jestem na pierwszym roku, jeśli o to pytasz.

- O której kończysz?

- Siedzę tu do ostatniego klienta.

Rozejrzałem się po sali. Po krótkiej analizie zauważyłem, że klientów akurat pozostała garstka, a większość z niej szykowała się do wyjścia.

- Chodź, pomożesz mi z kegiem - wskazała palcem na zaplecze.

- Przecież tam nie można wchodzić osobom postronnym!

- To ja cię upoważniam.

Wchodząc do ciemnego pomieszczenia poczułem woń wanilii. Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi, pchnęła mnie na skrzynki z piwem i zdjęła z siebie bluzeczkę. Usiadła okrakiem na moich kolanach i wsunęła mi język w usta. Po chwili nie miałem już na sobie spodni i majtek.

- Ale ... - chciałem coś powiedzieć, ale dziewczyna usiadła na mnie i wsunęła sobie pewną część ciała między swe gorące uda. Poczułem przyjemne, miękkie ciepło.

 

13 kwietnia na The Valley zmierzyliśmy się z Charltonem. Arbitrem głównym tego spotkania był pan Keith Hill, a kasy biletowe sprzedały grubo ponad 27 tysięcy biletów. A spektakl był wyborny. Rozpoczęliśmy od mocnego uderzenia. Dwie bramki zdobył Pericard w odstępie czterech minut. Trzecie trafienie zaliczył Campbell dziewięć minut później i na przerwę schodziliśmy pewni siebie. W drugiej połowie jedyną bramkę dla gospodarzy strzelił Todorov.

Charlton 1:3 Millwall

 

25 kwietnia na The Den pokonaliśmy pewnie Nottm Forest aż trzy do zera. Dwie bramki zdobył Pavol Durica a jedną Pericard. Po tym spotkaniu zajmowaliśmy drugie miejsce. O wszystkim miał zdecydować mecz z Hull.

 

I oto nadszedł sądny dzień. Była niedziela, trzeciego maja, a słupki rtęci wskazywały trzynaście oczek. Z chmur siąpił drobny deszcz, przez co murawa była strasznie nasiąknięta.

- Uważaj na uderzenia po ziemi. Piłka nabiera dziwnej rotacji i możesz wpuścić babola - prawiłem morały Wegrowi trzymając dłoń na jego ramieniu.

- Koledzy, mam nadzieję, że nie dacie dupy. Jesteśmy jedną nogą w pierwszej lidze - Pericard wypinał pierś cedząc słowa.

- Ja tam dupy nie daję. Ale słyszałem że Robinson lubi czasem potrzymać coś ciepłego w odbycie - zarechotał Torres.

- Pierdol się lamusie! - warknął Anglik zrywając się z krzesła.

- No co?

- Jak byłem dziś u Twojej matki i ładowałem ją w usta to miała taką samą minę jak Ty!

- Panowie! Ostatni mecz jest dla nas najważniejszy - stanąłem między Argentyńczykiem a kapitanem drużyny i chwyciłem obu za grdykę.

- Debile - zarechotał Pericard - dowalmy Tygrysom!

Spotkanie rozpoczęło się dla nas fatalnie. W 24 minucie Ghillas zdobył prowadzenie dla Hull. W odpowiedzi Cristea uderzeniem z niemal zerowego konta wyrównał. Przed przerwą po zagraniu piętką przez Torresa Pericard strzelił w okienko. Wystrzeliłem jak z procy chcąc wyściskać rosłego napastnika. Pan Steve Bratt pogroził mi palcem, więc wróciłem na miejsce.

W drugiej połowie w 71 minucie po kardynalnym błędzie Robinsona Ghillas uderzył po ziemi nie do obrony. Usiadłem wkurwiony na ławce i zagryzłem wargi.

- Ten wynik nic nam nie daje - syknął Colin West odpalając papierosa.

- Tu nie wolno palić? - krzyknął ktoś z tyłu.

- Spierdalaj pókim dobry - odparłem wyciągając z kieszeni papierosa.

Wynik nie uległ już zmianie.

- Panowie - krzyczałem do piłkarzy schodzących z murawy - do zakończenia meczu West Brom z Coventry zostało jeszcze kilka minut. Nie bądźmy złej myśli.

Po chwili spiker podał informację :

- PANIE I PANOWIE. W SPOTKANIU OSTATNIEJ KOLEJKI COCA COLA CHAMPIONSHIP PRETENDENT DO AWANSU, DRUŻYNA WEST BROMWICH ALBION PRZEGRAŁA 2:0 Z COVENTRY!! A WIĘC MILLWALL AWANSOWAŁO DO PREMIERSHIP!! PANIE I PANOWIE, GROMKIE BRAWA DLA PAWŁA LOKO I JEGO PODOPIECZNYCH!!

Nim dotarło do mnie to co przed chwilą usłyszałem świat wywrócił się do góry nogami. Frunąłem w górę podrzucany rękoma piłkarzy.

- Aaaaaaaaaawaaaaaaanssssssssssssssss! - darli się w niebo głosy - AWANS!!!!!!

 

Wygraliśmy ligę rzutem na taśmę.

TABELA KOŃCOWA CHAMPIONSHIP

Odnośnik do komentarza

Wciśnięty w czarny garnitur od Armaniego zapinałem złote spinki na mankietach. Spotkanie z całym zarządem drużyny zawsze budziło we mnie ogromne emocje. Wyjąłem z szafki Walkera, nalałem setkę do szklanki i wypiłem całą zawartość jednym duszkiem. Jeszcze jedno tryśnięcie Calvinem na kołnierz i wszedłem do sali.

John Berylson - prezes Millwall przywitał mnie uściskiem dłoni. Dalej, po prawej stronie siedzieli kolejno : Heather Rabbatts ( dyrektor zarządu ) i Rick Bradbrook ( dyrektor generalny ), pozostałych pięciu dyrektorów - Stewart Till, Trevor Keyse, Constantine Gonticas, Peter Gartson, Jeff Burnige oraz Andy Ambler. Zacisnąłem mocniej zwieracze, bo ciśnienie rozsadzało mi jelita.

- Trenerze - Colin West wstał z miejsca i podszedł do mnie - spotkaliśmy się tutaj dzisiaj, by omówić strategię działania na nadchodzący sezon - zwrócił się w stronę zgromadzonych.

Na samym końcu siedział Paul Robinson i Jakub Wawrzyniak. Gdy nasze spojrzenia spotkały się, Polak uniósł kciuka w górę.

- Młodzieńcze - pani Rabbatts chwyciła mnie za ramię - to co osiągnąłeś w przeciągu dwóch lat graniczy z cudem. Dlatego też postanowiliśmy dać ci do dyspozycji spory budżet na transfery. Dostaniesz też nowy kontrakt, ale w chwili obecnej pan Ambler - spojrzała w stronę mężczyzny maczającego usta w kubku z mineralną - wraz z kilkoma doradcami sporządzają odpowiednie umowy.

- Bardzo mi miło proszę pani - odparłem krzyżując palce za plecami.

- Chciałabym, żebyś nam po krótce przedstawił taktykę, jaką zamierzasz grać, oraz piłkarzy, których pragniesz pozyskać - Rabbatts usiadła na krześle obitym skórą i uniosła brwi w górę.

Stałem więc na środku sali trzymając w dłoni markera. Zwieracze puszczały mi raz po raz, lecz tylko ja słyszałem ten cichy, ciepły pęd powietrza. Tylko ja czułem pasaty wydobywające się z mego wnętrza.

- Panie i panowie - rozpocząłem drżącym głosem - taktyka jaką będziemy operować w nadchodzącym sezonie głównie zależeć będzie od wzmocnień - podszedłem do ekranu i począłem nanosić informacje na tablicę.

 

Formacja jaką będziemy grać u siebie i na wyjeździe to 1-3-2-2-1-2.

W zależności od siły potencjalnego rywala to ustawienie może zostać delikatnie zmodyfikowane.

Dla przykładu podam, że na mecze z Chelsea, Manchesterem United, Liverpoolem i Arsenalem, w porozumieniu z moim asystentem - spojrzałem wymownie na Westa - będziemy wychodzić w ustawieniu 1-4-1-2-1-2

 

Teraz do rzeczy :

Punkt numer 1 - Ustawienia drużyny.

Nastawienie drużyny do danego meczu będzie za każdym razem delikatnie modyfikowane. Jeśli będziemy grać ze słabym rywalem, pozwolę piłkarzom na nieco więcej swobody taktycznej. Jeśli z mocnym, nakażę im cofnięcie się na własną połowę, oraz zagrywanie długich piłek do ofensywnych pomocników, bądź bezpośrednio do napastników. Nie mniej, nie więcej, na większość meczy będziemy wychodzili w następującym nastawieniu - naszkicowałem obrazek przedstawiający poszczególne polecenia.

 

Punkt numer dwa - Formacja obronna

Trzech środkowych obrońców będzie miało takie same zadania - oto one.

Prawy i lewy defensywny pomocnik będzie musiał wspierać swoich kolegów zarówno w ofensywie, jak i w defensywie - oto one.

 

Punkt numer trzy - pomocnicy i rozgrywający

Dwóch środkowych pomocników, grających za rozgrywającym będzie miało zgoła odmienne zadania. Pierwszy będzie odpowiedzialny za konstruowanie akcji ofensywnych. Będzie tak zwanym łącznikiem między defensywą a ofensywą. Jeszcze nie zdecydowałem kogo obstawię w roli głównej, bo nie wiem jakich wzmocnień dokonamy. A więc środkowy pomocnik o usposobieniu ofensywnym będzie wyglądał mniej więcej tak - oto on.

Jego partner będzie odpowiadał za przerywanie akcji ofensywnych w środku pola. W tej roli do tej pory najlepiej spisywał się mój rodak, Adam Danch. Nastawienie takiego piłkarza będzie wyglądało tak - oto ono.

Rozgrywający piłkarz będzie dla nas najważniejszym elementem gry. Niestety, na dzień dzisiejszy nie widzę odpowiedniego zawodnika na tę pozycję, dlatego też będę apelował o jego zakup. Torres jest za słaby, Dunne nie da rady tak daleko od środka pola. Danch jest defensywnym piłkarzem, zaś Alexe i Florea są jeszcze za młodzi i za mało doświadczeni. Na dzień dzisiejszy jedynym sensownym rozwiązaniem, jak by się wydawać mogło, będzie danie szansy Pavolowi Durica.

Ofensywny rozgrywający będzie wyglądał tak - oto on.

 

Punkt numer cztery - atak

Zdecydowanie będziemy potrzebować wzmocnień w tej formacji. Pericard, Kandol i Grabban to są bardzo dobrzy piłkarze, ale niestety żaden z nich nie posiada odpowiedniego doświadczenia w grze z renomowanym przeciwnikiem. Nie oszukujmy się, druga i trzecia liga angielska nie dorasta do pięt rozgrywkom w Premiership. Tym bardziej, że zawsze stawiałem sobie wysoko poprzeczkę - a mierzyć w tym sezonie będę bardzo wysoko. Nie chcę walczyć o utrzymanie. Chcę walczyć o środek tabeli, a może i nawet o awans do europejskich pucharów.

Będziemy grać dwoma napastnikami, którzy będą wymieniać się pozycjami względem warunków panujących akurat na murawie.

Obaj będą mieli takie same zadania - oto one.

 

W sali zapanowało poruszenie. West odpalił cygaro i majestatycznie zaciągnął się dymem. Wawrzyniak zaczął coś szeptać na ucho Robinsonowi, a Paul zaczął pisać sms. Nie wiedziałem czy podoba się moja taktyka czy też nie. Wiedziałem natomiast jedno. Jeśli nie wyjdę teraz na moment, moje zwieracze popuszczą wodze fantazji.

Odnośnik do komentarza

Drugi dzień rozmów z zarządem wyglądał nieco inaczej. Tym razem to ja zadawałem pytania, a dyrektorzy do spraw niepotrzebnych odpowiadali na nie pełnym zdaniem. Do sali konferencyjnej został zaproszony cały pierwszy zespół, trenerzy, fizjoterapeuci i scouci.

Wypiliśmy ocean whisky, spaliliśmy więcej papierosów niż miał Tomasz Hajto w piwnicy.

 

- Przedstawiłem pani Rabbitts całą listę piłkarzy, których chciałeś pozyskać jeszcze kilka miesięcy temu - Colin West chwiejnym krokiem, w tempie postrzelonego zająca podszedł do komputera i strzelił rzutnikiem na ekran. Whisky dawała o sobie znać. Nagle poczułem, że chętnie przeleciałbym prezeskę klubu tutaj, przy wszystkich, z okazji awansu do Premiership.

- I zdołaliśmy zakontraktować następujących piłkarzy - West oparł się prawym pośladkiem o drewniane biurko.

 

1. W fenomenalnej dyspozycji w tym sezonie był Darron Gibson. Wypożyczyliśmy więc Irlandczyka na kolejny sezon, całkowicie za darmo.

 

2. To samo chcieliśmy zrobić z Campbellem, ale niestety, Sunderland zablokował transfer. Wspominali coś o tym, że nie chcą, by ich piłkarz grał w zespole z tej samej ligi. Jebać ich - West wsadził papierosa w usta i zaczął szperać po kieszeniach w poszukiwaniu zapalniczki - w zamian za Anglika kupiliśmy z Leeds ich najlepszego snajpera - Jermaine Beckford'a. Daliśmy za niego okrągłe trzy bańki.

 

3. Tracimy stanowczo za dużo bramek. Nie wiem czy to wina bramkarza - spojrzał w stronę Kiraly'ego, który właśnie głaskał po pośladkach kelnerkę - czy obrony, ale postanowiliśmy interweniować i w tej kwestii. Dlatego też, tak jak chciałeś, dołączy do nas reprezentant Iranu - Mohammad Nosrati. On też kosztował trzy bańki chociaż chcieliśmy dać Persepolis dużo mniej.

 

4. Kolejnym wzmocnieniem defensywy zostanie reprezentant Szwajcarii - Kay Voser. Grasshopper sprzedał nam go za 1.5 miliona.

 

5. Za to całkowicie za darmo zasili nasze szeregi Portugalczyk - Helder Barbosa. Pamiętam, jak namiętnie obserwowałeś jego poczynania w Porto, dlatego też postanowiłem działać. A że mistrz Portugalii nie zaoferował lewemu pomocnikowi żadnego kontraktu ... no musiałbym być imbecylem, żeby go nie sprowadzić, prawda?

 

6. Pomyśleliśmy też o drugiej drużynie. Wiadomo, nie zawsze piłkarze występujący w pierwszym składzie są w formie. A wzmacnianie rezerw i to w dodatku za darmo, jest bardzo dobrym posunięciem. Dlatego tez, za darmo, z holenderskiego Rotherham przybył do nas Francuz - Guy Moussi.

 

Nagle w sali światło przygasło.

- A teraz czas na dwie perełki - West wypiął dumnie pierś przeczesując grzebieniem palców bujną czuprynę - sprowadzenie ich do beniaminka graniczyło praktycznie z cudem. Na szczęście mieliśmy do dyspozycji tak zwane rezerwy finansowe.

 

7. Hiszpański piłkarz brazylijskiego pochodzenia grający na pozycji pomocnika. Jest synem Mazinho i Valérii Alcántara, byłej siatkarki. Urodził się we włoskim mieście Bari, w okresie, w którym jego ojciec grał dla US Lecce. Wychowywał się jednak w Brazylii, która była jego rodzinnym krajem. Mieszkał tam ze swoją matką. Swoją przygodę z piłką rozpoczynał w dziecięcych kategoriach brazylijskiej drużyny Flamengo Rio de Janeiro. W wieku 5 lat przeniósł się do Hiszpanii. Dołączył tam do klubu Ureca . Mając 10 lat wrócił do Flamengo. Do Hiszpanii wrócił ponownie w 2004 r. tym razem dołączając do FC BARCELONY.

Całkowicie za darmo z mistrza Hiszpanii dołączył do nas Thiago Alcantara. Mówiąc o rezerwach finansowych miałem na myśli jego gażę. Jeśli utrzymacie się w lidze, wzrośnie ponad dwa razy.

 

8. A teraz nasz najgłośniejszy transfer - West włączył film na komputerze - zawodową karierę rozpoczynał w 2001 roku w Internacional Porto Alegre. W debiutanckim sezonie rozegrał jedenaście ligowych pojedynków, w kolejnych rozgrywkach brał udział w 21 spotkaniach, a w sezonie 2003 zaliczył 31 występów i strzelił 5 goli.

 

Od 2004 roku Brazylijczyk reprezentował barwy CSKA Moskwa. Miejsce w podstawowej jedenastce nowego klubu wywalczył sobie w sezonie 2005, w którym wystąpił w 29 pojedynkach pierwszej ligi rosyjskiej. Moskiewski zespół zdobył mistrzostwo kraju, a Carvalho został wybrany najlepszym zawodnikiem rozgrywek stając się tym samym pierwszym zagranicznym piłkarzem, który dostał tą nagrodę. Brazylijski pomocnik przyczynił się również do zdobycia przez CSKA Pucharu UEFA. Wychowanek Internacionalu strzelił w nim 3 bramki – 1 w wygranym 2:0 meczu 1/8 finału z Partizanem Belgrad i 2 w zwycięskim 3:0 półfinałowym spotkaniu przeciwko Parmie. W finale CSKA pokonało Sporting Lizbona 3:1, a Carvalho w 82. minucie został zmieniony przez Deividasa Šemberasa.

 

W listopadzie 2007 roku Brazylijczyk podpisał ze swoim klubem nowy kontrakt obowiązujący do 2009 roku z możliwością przedłużenia go o kolejny rok. W lipcu 2008 roku Carvalho został wypożyczony do swojej pierwszej drużyny w karierze – Internacionalu Porto Alegre, gdzie miał odzyskać formę po wyleczeniu kontuzji kolana. W późniejszym okresie czasu brazylijski pomocnik negocjował warunki przejścia do Los Angeles Galaxy oraz Adap Paraná, a w jednym z wywiadów oznajmił, że czeka na ofertę z Flamengo Rio de Janeiro.

 

Ostatecznie, za sumę 14 i pół miliona euro dołączy do nas Daniel Carvalho !

 

- Muszę się napić, o k***a - chwyciłem za szklankę do połowy zalaną whisky, poluzowałem krawat i wlałem w siebie całą zawartość.

 

- Analizując potencjał drużyny na samym początku przygotowań musieliśmy pożegnać trzech najsłabszych grajków. Byli to kolejno - Scott Barron - którego z otwartymi rękoma przyjęło Leicester dając nam za niego 500 tysięcy ; Danny Spiller - on zasilił Luton za 625 tysięcy ; Sotiris Vourkou.

 

Łącznie na transfery wydaliśmy 22 miliony.

 

Do klubu dołączyło również dwóch specjalistów. Mianowicie :

- Vincenzo Pincolini - trener siłowy

- Karel Malis - fizjoterapeuta

Odnośnik do komentarza

Słońce prażyło przyjemnie, docierając do każdego zakamarka ciemnego pokoju. W głowie huczało mi jeszcze od kanonady alkoholowych szotów, a na podłodze stała pusta do połowy butelka po soku czereśniowym. Kiedy przetarłem leniwie powieki sufit zaczął kręcić się dookoła jakiejś niewidzialnej osi, a soki żołądkowe postanowiły z tej okazji wyjść na spacer. Jak Ato Bold rzuciłem się w stronę sedesu i pozostałem przy nim do późnych godzin porannych. Minęła dziesiąta. W radio grała właśnie Lady Gaga, a ja spoglądałem jak z wnętrzności wylatuje mi jeszcze całkiem nieźle zachowany kawałek sernika.

- Bum bum bum - usłyszałem silne walenie do drzwi. Wsadziłem więc palca po łokieć, wyrzuciłem z siebie to, co powinienem jeszcze wyrzucić, otarłem twarz papierowym ręcznikiem i rzuciłem się w stronę drzwi. Nie spojrzałem jednak w judasza. Ot, po prostu, przekręciłem kluczyk i pociągnąłem za klamkę. W progu stała Alex. Miała na sobie zwiewną, fioletową sukienkę, fioletowe kozaczki, a na jej szyi dyndał srebrny łańcuszek z serduszkiem. Błękit jej oczu zatapiał wyspę mojego jestestwa.

- Dzień dobry. Kopę lat, prawda? - uśmiechnęła się do mnie przestępując z nogi na nogę.

Chciałem jej coś odpowiedzieć, ale kolejny kawałek sernika upierdliwie wspinał się po przełyku goniony sokami żołądkowymi. A w głośniku nadal brzmiała p-p-p-poker face.

- Mogę wejść? Czy - wsunęła głowę za drzwi spoglądając w lewo i w prawo - jesteś z kimś? Bo wiesz - podniosła głos - nie chciałabym ci robić kłopotu.

Wskazałem jej miejsce na czarnym siedzisku, uśmiechnąłem się nie otwierając ust, a gdy zamknęła za sobą drzwi uniosłem palec wskazujący w górę.

- Co? - spytała zdziwiona.

Ale ja już byłem przy moim przyjacielu sedesie. I waliłem takie wodospady, że Niagara przy nich jest ledwie Kamieńczykiem.

 

Alex zaparzyła nam po kawie. Nie miałem zielonego pojęcia skąd u licha wie, gdzie mam kawę i czy jej pozwolę na baraszkowanie po mojej kuchni. Usiadłem czysty i pachnący za szklanym stołem, założyłem na moment nogę na nogę - ale tak ściśnięte jaja nie dawały mi swobodnie rozmawiać i spytałem :

- Gdzie byłaś jak Cię nie było?

- Byłam całkiem niedaleko. Po prostu, nie chciałam ci mieszać w życiu. Ktoś tu czasem pomieszkuje prawda?

Spaliłem lekko rumieńcem i pociągnąłem łyk kawy. A Alex zdjęła nogę z kolana z taką gracją, że zobaczyłem jej fioletowe, koronkowe majteczki. W świetle letniego słońca chciałem się rzucić na nie jak gepard na gazelę i rozszarpać zębami na strzępy. A później zlizać krem z ptysia i pochrupać ciasteczko.

- Wiesz, idziemy jutro na wieczór kawalerski i szukamy pana do towarzystwa.

- I przyszłaś tutaj, żeby ...

- No, pamiętam jeszcze jak wyglądasz słodziasku - zaśmiała się kusząco przesuwając paluszkiem po dolnej wardze.

- Nie nie nie. To nie wchodzi w rachubę.

- Ale dlaczego? Będą tam same dziewczyny i ty jeden. No chyba mi tego nie zrobisz?

- I co ja miałbym tam robić? Striptiz? Nie jestem jakąś męską dziwką - zarechotałem rozwalając się na sofie.

Alex wstała z miejsca, podeszła do okna i odchyliła firankę. Przez moment siedzieliśmy w ciszy.

- A gdybym Ci zapłaciła? - spytała podchodząc powoli.

- Alex Alex Alex, ja mam tyle pieniędzy, że mógłbym kupić sobie ten dom, tamten dom i ten klub w którym robicie imprezę.

- Ale ja nie mówiłam o tym - wgramoliła się na mnie, siadając okrakiem na wysokości mojego pasa.

- Co Ty robisz? - chciałem ją zrzucić z siebie, ale zabrała mi ręce, wsadziła kolano między nogi i przywarła ustami do ucha.

- A może ... - zaczęła kołysać się w górę i w dół naciskając swoim udem na moje krocze - masz ochotę na inną formę zapłaty niż pieniądze?

- No nie wiem - odwróciłem głowę w stronę okna.

Alex przesunęła koniuszkiem języka po mojej szyi. Cała reszta potoczyła się tak szybko, że nawet nie pamiętam kiedy leżeliśmy już bez ubrań. Ujeżdżała mnie jak dżokej krzycząc przy tym bym robił to szybciej.

 

Odpaliłem papierosa. W pokoju pachniało jeszcze feromonami, paloną gumą i perfumami. Alex leżała naga uśmiechając się do mnie zalotnie. Była perfekcjonistką. Jeśli tak ma wyglądać odpłacanie za uratowanie życia i podzięka za striptiz, którego jeszcze nie wykonałem, to ja chcę, by ten dzień był Dniem Świstaka. Kiedy wyszła, spałem do wieczora. Wyrzygany i zerżnięty.

 

 

rozpływał się po pokoju. Siedziałem na krześle podstawionym pod okno i spoglądałem na zatapianą rzeczywistość. Krople bębniły o parapet melancholijnie, ze szczyptą pesymizmu. Moje BMW mokło w letnim deszczu zupełnie tak, jak moknie małe dziecko pozostawione bez rodzica na chodniku. Pachniało wilgocią, świeżością i delikatną nutką kłopotów. I był to zapach Londynu. Zapach stolicy Anglii i syfu, w którym siedziałem po uszy.
Odnośnik do komentarza

Butcher stał przed knajpą "Boom" tarasując wejście swoim ciałem. Z daleka przypominał ogromnego hipopotama, lecz z bliska można było dostrzec kilka cech człowieka. Miał na sobie czarną koszulkę z napisem " Sceurity ", czarne spodnie i lakierki. Spod rękawka prawej reki wystawało mu pół postaci z kosą. Kiedy stanąłem przy nim uśmiechnął się tylko i przestąpił z nogi na nogę pozwalając mi wejść do środka.

- Dziękuję przyjacielu - zagadnąłem podając mu rękę.

W środku panował półmrok. Klatki zawieszone nad konsoletą były opuszczone do połowy, na ekranie telebimu leniwie wyciągała się jakaś gwiazda pop. Przy barze, na podwyższeniu siedziała jakaś starsza kobieta o urodzie Penelope Cruz. Pachniało środkami do dezynfekcji i mokrym tytoniem.

- Pan do kogo? - zapytała mamuśka wstając z hokera.

- Miałem się tutaj pojawić na wieczorze panieńskim, ale widzę, że chyba pomyliłem lokale.

- Poczekaj przystojniaku - Penelope chwyciła mnie za przegub - tam jest twoja garderoba. Idź się przebierz, a dziewczyny będą tu lada moment.

Chcąc nie chcąc wszedłem do małego pokoju i zamknąłem drzwi na klucz. W środku wszystkie ściany były w lustrach. Na wieszaku wisiał strój policjanta. Po chwili byłem już w moim uniformie. Nie podobało mi się jedynie miejsce styku nóg - miało sporą dziurę. Wiało mi po jajach jak w kieleckim. Usiadłem na podłodze i odpaliłem papierosa.

- Co ja tu k***a robię. Trzydziestka na karku, ukończone studia magisterskie, jestem trenerem, a ja ganiam, zapierdalam w jakimś pedalskim stroju po barze pełnym napalonych mamusiek. Jak tania dziwka.

- Jesteś już goto ... o przepraszam - jedna z dziewczyn weszła do pokoju gdy grzebałem sobie właśnie w majtkach usiłując się usadowić.

 

Wychodząc z przebieralni słyszałem już nieśmiertelny utwór

zmiksowany, przepuszczony przez maszynkę do mięsa. Czułem się jak kompletny debil. Za każdym razem kiedy miałem zawrócić przypominałem sobie boskie gorące uda Alex i to pchało mnie przed siebie. Mknąłem na scenę jak parowóz.

- Aaaaaaaa jeeeestttt!!! - piszczały, gdy wgramoliłem się na stół. Dookoła mnie szalało stado napalonych jajników. Stroboskopy strzelały kolorowymi światełkami na cztery strony świata, a ja z dziurą na jaja przesuwałem namiętnie dłońmi po swoim ubraniu kręcąc przy tym tyłkiem jak rasowa czternastka w dyskotece.

- Daj buziaka! - krzyczała rudowłosa mamuśka. Pomimo swojej wielorybiej tuszy wlazła za mną na stół i wsadziła moją głowę w swoje wielkie cycki. Zacząłem się dusić. Odskoczyłem do tyłu usiłując złapać równowagę. Wtedy zostałem pociągnięty za stopę i runąłem w dół, wprost na ręce trzech czarnoskórych kobiet. Postawiły mnie na ziemi, jak bym ważył tyle co nic.

- Zatańcz dla nas. Jestem Charlotte - najładniejsza z murzynek usiadła na siedzisku i wskazała palcem na swoje uda. Podszedłem więc do niej, nachyliłem się i już miałem coś powiedzieć, gdy ta zerwała ze mnie koszulę. Byłem już tylko w samych spodniach. Jej dłonie spacerowały po moim nagim torsie zataczając koła przy sutkach. W pewnym momencie zrobiło mi się tak gorąco, że usiadłem jej na udach i przystawiłem pierś do ust. Niestety, zostałem zrzucony przez napalonego wieloryba, który wrzucił mnie znów na stół i kazał tańczyć.

- To mój wieczór panieński i będziesz dla mnie tańczył, a nie dla Charlotte! - krzyczała klepiąc mnie po tyłu.

Alex pękała ściskając się za brzuch. Siedziała przy barze pijąc krwawą merry. Spojrzałem na nią speszony. Wsadziła sobie kciuk w usta, zlizała kroplę soku pomidorowego i puściła do mnie oczko.

- Pokaż co tam masz pod maską - syknął rudzielec chwytając mnie za krocze. Odskoczyłem do tyłu, ale tym razem nie utrzymałem równowagi i rąbnąłem całym ciężarem w stos krzeseł. Dziewczyny piszczały z radości podnosząc mnie z ziemi.

- Dobry jesteś.

- Widziałam lepszych.

- Może i widziałaś, ale w telewizji. A ten jest tutaj! Ciekawe jak smakuje - latynoska z wielką dupą oblizała mnie po ramieniu - jak ciasteczko z kremem!

Spojrzałem znów w stronę Alex. Tym razem błagalnym wzrokiem. Dziewczyna wstała i ruszyła w moją stronę. Bad Boys w głośnikach gwałcił moje bębenki uszne.

- A może sprawdzimy co jeszcze potrafi? - Alex puściła oczko do rudzielca i zgięła nogę w kolanie tak, jak zginają kobiety całując mężczyzn.

Rudzielec klęknął przede mną, chwycił mnie za spodnie i po chwili czułem jak coś wessało pewną część mojego ciała. W tym samym czasie Alex zaczęła mnie całować. I było by zupełnie jak w pornusie, gdyby nie to, że ...

- Co tu się k***a dzieje!! - usłyszałem za swoimi plecami. Próbowałem się obrócić, ale zahaczyłem wędzidełkiem o zęby wieloryba - Ty dziwko! To ja się z tobą żenię, a Ty walisz pałę jakiemuś ochlaptusowi? - poczułem silnie uderzenie w plecy. Opadłem na kolana. Po chwili czarny but, na oko rozmiar 44, z twardą, grubą podeszwą chlasnął mnie prosto w policzek. Wyplułem trochę krwi i opadłem na plecy. Kutas sterczał mi jeszcze przez moment. Alex krzyczała:

- Zostaw go bydlaku! A ty na swoim kawalerskim co robisz? Rżniecie te małolaty!

- Milcz suko!

Kiedy otarłem krew spływającą mi po brodzie spojrzałem na mojego oprawcę. Miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę i czarne spodnie. Gabarytami przewyższał nawet Butcha, który zamiast mi pomóc, dłubał wykałaczką w zębach opierając się o strop podtrzymujący piętro.

- Pomódl się skurwysynu, bo to twój ostatni lodzik - mężczyzna wyjął pistolet, przeładował i przystawił mi do głowy. W tym samym momencie zbiłem lufę otwartą dłonią i z backfista uderzyłem go prosto w nos. Gejzer krwi zmieszanej ze smarkami trysnął na mój nagi tors. Było to bardzo przyjemne doznanie. Wstałem z ziemi, i z axe kicka posłałem olbrzyma na deski.

- A wiesz ... Twoja stara - chwyciłem penisa w prawą dłoń - ma całkiem niezłe to ssanie - i zacząłem lać na łeb łysola.

- Pawle, nie! - Butch ruszył pędem w moją stronę ale było już za późno. Ciepła strużka szczochów właśnie masowała potylicę dryblasa.

- O ja pierdolę! - Alex pacnęła się w czoło odwracając się ode mnie.

Butch chwycił mnie za przedramię i szepnął :

- To jest brat Olega Janceva. Radziłbym Ci spieprzać jak najszybciej. Będę cię krył.

- Uhhh - łysol przewalił się na plecy i usiłował wstać. Rudzielec z prawym cyckiem na wierzchu podtrzymywał go za rękę.

- Schowaj te cycki kobieto, bo nie mogę na nie już patrzeć! - ryknął Butch chwytając ją za biust.

- Spierdalaj od mojej kobiety! - brat Jancewa rąbnął Butcha z otwartej dłoni w policzek. Ochroniarz odskoczył od pary i chciał zaatakować.

Pobiegłem do przebieralni i wyjąłem z kabury berettę. Kiedy chwytałem za klamkę usłyszałem strzały. Otwarłem drzwi do połowy i wysunąłem łeb spoglądając w stronę baru. Brat Jancewa stał właśnie nad zakrwawioną, rudowłosą, niedoszłą żoną i płakał. Płakał jak małe dziecko. A potem strzelił jeszcze czterokrotnie w nieboszczyka, po czym wycelował w Alex.

- Nie!! - krzyknąłem wybiegając z przebieralni. Jednym susem dopadłem do baru, pociągnąłem za spust dwukrotnie. Pierwsza kula przebiła szyję. Druga trafiła prosto w oko. Mózg brata Jancewa rozprysnął się po sali jak poranna kaszka niemowlaka. Ciało zwaliło się na rudego nieboszczyka.

- Uratowałeś mnie - Alex wessała me usta.

- Szefie. Ale tu jest bajzel - Butch splunął na ziemię zamykając drzwi do dyskoteki na klucz.

- Teraz trzeba będzie to posprzątać.

- Ja się tym zajmę. Ale masz u mnie dług wdzięczności. Boże ... co by Ci Jancew zrobił gdyby wiedział kto mu zabił brata - Butch otarł pot z czoła i chwycił denata za rękę. Ciągnął go przez pół sali po ziemi. Spojrzałem na stół na którym tańczyłem. Kawałek mózgu skapywał po troszku z krawędzi krzesła, na której dyndało prawe oko.

Odnośnik do komentarza

Przed rozpoczęciem przygotowań do sezonu wybrałem się na małe wczasy. Kilkakrotnie dzwoniłem do Pati, pisałem smsy, lecz słuch po niej zaginął. Wyjechała do Stanów Zjednoczonych na jakieś szkolenie. Nie czekając długo spakowałem kilka najpotrzebniejszych rzeczy, ciuchy, buty, broń, Alex i paczkę gum do żucia, po czym załadowałem wszystko do BMW.

- Gdzie jedziemy? - spytała zdziwiona.

- Zobaczysz. Zapnij pasy.

Mknęliśmy autostradami z pedałem wciśniętym w podłogę. Rozmazane budynki w bocznych szybach wyglądały jak abstrakcyjne obrazy. Nacisnąłem guzik i w radio poleciał Chris Brown. Alex kręciła rytmicznie głową. Miała na sobie obcisła bluzeczkę z napisem " Take me if you have a many ", krótkie spodenki i japonki koloru zbutwiałej sosny. Założyła okulary i rozpięła włosy.

Mijaliśmy kolejne miasta prując autostradowym stołem na południe. Moje konie ukryte pod maską pokonywały wszystkie tarpany wlokące się prawym pasem.

- Nie boisz się?

- Czego?

- Że Cię ten cały Oleg Jancev dopadnie?

Przetarłem kantem dłoni po jej udzie.

- Nie bój się. Nie takie majtki się ściągało.

 

Zatrzymaliśmy się przed kanałem La Manche. Na parkingu pod "Zajazdem u Benka" stała cała masa samochodów. Padał deszcz, a z chmur rąbały pioruny.

- Teraz tak. Albo śpimy tutaj jedną noc i wyjedziemy dalej o poranku, albo kupujemy termos energetyka i prujemy na południe tak szybko, jak się da.

- Wybieram bramkę numerrrr - Alex zmrużyła oczy i parsknęła śmiechem - dwa!

- Patrz jakie ciacho - usłyszałem za swoimi plecami gdy stałem przy kasie.

- Uuuu, jakie nogi. Już widzę me jaja na jej brodzie - zarechotał ten sam głos. Kiedy odwróciłem się w stronę Alex stało przy niej dwóch mężczyzn w dresach. Położyłem na tacce kartę, dołożyłem do zakupów paczkę prezerwatyw, gumy do żucia i tabletki na ból głowy.

- Podoba ci się to co widzisz? Ciekawe jak spodoba Ci się to! - Alex chwyciła chłopaka za ramiona i przyciągając do siebie wyrżnęła mu z kolana prosto w krocze.

- Chodźmy stąd, bo narobimy sobie kłopotów - pękałem chwytając ją za rękę.

- Gdzie w końcu jedziemy?

- Na Lazurowe Wybrzeże - odparłem dociskając gazu.

Odnośnik do komentarza

Hotel o dźwięcznej nazwie żelipapę był wciśnięty między dwa pagórki. Od północy wiał wiatr znad Morza Śródziemnego, od południa śmierdziało smogiem spalin od rur wydechowych Nicei. Leżeliśmy w strojach kąpielowych na leżakach popijając chłodne Mojito serwowane przez nastolatki dorabiające na wakacjach. Nad nami coś w rodzaju parasola, w koszu winogrona, obok tace z trunkami, a w tle DJ właśnie szukał odpowiedniej płyty. Głośniki milczały jak grób, by po chwili wydać na świat kilka łechtających podniebienie nut.

Alex miała na sobie czerwony, dwuczęściowy strój. Jej powabne ciało na leżaku było tak apetyczne, jak kawior tryśnięty sokiem z cytryny, podany na platynowym talerzu z dodatkiem piętnastoletniej whisky. Mogłem tak patrzeć godzinami.

Na plaży paradowało stado turystów. Prężne mięśnie piwne, wywalone w przód niczym trofeum zdobyte podczas polowania, skwierczało na promieniach słońca. Były też nosorożce. Te należały do grupy samców alfa - duże, spasione zwierzęta wciśnięte z przyciasne slipki, z okularami zakupionymi od przydrożnego kupca. Zaliczali się do dwóch podkategorii. Pierwsi stali przy swoich parawanach i wcierali namiętnie jakiś tłusty olejek pod każdą fałdkę ciała. Spoglądali przy tym na piękne ciała rozłożone nieopodal prężąc mięśnie, wciągając brzuch i zalotnie trzepiąc powiekami. Ci byli najczęściej starymi ramolami, z prostatą i reumatyzmem. Próbowali zachować resztki młodości goląc całą głowę, by nie paradować z zakolami. Drudzy robili to samo, ale już nad samą wodą, na linii styku piasku z morzem. Ci byli nieco młodsi i mieli nieco mniej ludzkiego tranu. Z daleka przypominali co prawda wieloryba wyrzuconego przez brzeg i tylko cud sprawił, że Greenpeace nie próbował ich na szelkach wciągnąć z powrotem do morza. Ci młodsi byli świeżo upieczonymi prezesami, kierownikami i ch** wie co jeszcze. Zarabiali krocie. Ich obiekty zainteresowań najczęściej miały o pięć lat mniej niż ich córki. Ci przyjechali do Nicei zdobywać kolejne statystyki w zaliczeniu panienek.

 

Szliśmy po piasku. Alex założyła japonki, a ja klapki, bo plaża miała temperaturę wulkanu wybuchającego na słońcu. Pod wydmami, na samym krańcu plaży stała budowla kształtem przypominająca wielkiego kutasa. Przed ów kutasem ktoś rozłożył kilka drewnianych stołów i krzeseł, powiesił nad nimi wieńce z pąków kwiatowych i wplótł w to sambę. W środku paradował jakiś czarnoskóry mężczyzna, z dredami trzepoczącymi do samego pasa. Miał na głowie zajebiście wielkie słuchawki z antenką, a przed nim znajdowała się konsoleta.

- O, będzie wieczorna imprezka - Alex klasnęła w dłoń chwytając mnie za rowek między pośladkami.

Nie było tu wędrownych sprzedawców. Nikt nie krzyczał " Pączki pączki jaaaaagodziankiiii ", ani " Lody lody na śmietanie, kto poliże temu stanie!". Nie było tu amatorów nudyzmu. Brakowało też dmuchanych zamków dla dzieci, baloników na druciku i śmierdzących, zasranych po sam sufit Toy Toyów. Było czysto, schludnie, pachnąco, jak w pięciogwiazdkowym hotelu. Bałem się puścić bąka, bo zaraz spod ziemi wyrośnie pewnie pan z Rajdem i zastrzeli świeże powietrze ganiąc mnie paluszkiem.

Temperatura wody przypominała temperaturę letniej herbaty. Weszliśmy dalej niż po kolana, ale bliżej niż po pas. Zaczęliśmy chlupać się wodą i wydzierać radośnie jak małe dzieci nad Morzem Bałtyckim, spuszczone z łańcucha nadopiekuńczych rodziców.

- Paweł, a czy tu są rekiny?

- Tak. I piranie i Nessie. Uważaj! - wskazałem palcem na jakiś punkt za jej plecami.

Alex piszczała i biegła w stronę plaży, a ja pękałem w najlepsze.

A później znów leżeliśmy brzuchami do góry. A dookoła nas kelnerki. Jedne miały piersi wielkości agrestu, drugie paradowały z biustem nie mieszczącym się w normalnej rozmiarówce Triumpha. Dj miksował utwory, przepuszczał je przez wszelkie możliwe brzmienia, tańczył, kręcił dupą na cztery strony świata klaszcząc przy tym jak chórek Rubika. A nad głowami leżakowało słońce.

- Nigdy nie byłam w tak pięknym kurorcie. Dziękuję, że mnie tu zabrałeś.

- Podziękujesz wieczorem. Chociaż ...

Spojrzeliśmy na siebie i po kilku sekundach nasze temperatury ciał zjednały się w pożądliwym uścisku, na satynowej pościeli.

Odnośnik do komentarza

Ostatni wieczór wśród piasków zapomnienia spędziliśmy na plażowej dyskotece. Nasz ambasador - barczysty mężczyzna z kaloryferem na brzuchu - siedział przy stoliku z właścicielem hotelu i popijali turkusowe drinki z parasolkami. Usiadłem z Alex przy sąsiednim stoliku, zamówiliśmy po Seksondebicz i słuchaliśmy o czym rozmawiają.

- Popatrz drogi Rupercie na te kobiety tańczące przy brzegu. Wszystkie to mężatki. Wyjechały z pracy na szkolenie z jakiejś asertywności i wylądowały tutaj. Każda ma rodzinę, dobrze płatną pracę i pewnie kochającego męża.

- Tak Sergio.

- No właśnie. Więc co one u licha tutaj robią?

- Za młodu walczyły o pozycję w stadzie, a teraz bawią się na całego. Ale zaraz zaraz, a skąd ty wiesz o tych całych mężach i dzieciach?

- Są słodkie jak cukier, ale sypią się jak mąka drogi Rupercie.

- A te, o tam, pod wydmami. Studentki. Z Niemiec przyjechały.

- Zabawne. Zawsze kojarzyłem Niemki z wielorybami.

- Piękne prawda? Nasz hotelowy boy razem z kelnerem serwującym jedzenie do pokoju zabawiali się z nimi ubiegłej nocy.

- A co w tym dziwnego? Są młode, chcą się wyszaleć.

- Ale żeby pięć dziewczyn osaczyło dwóch chłopców?

- Ach co to były za czasy. Pamiętam jak w 1976 roku wyjechałem z moim najlepszym przyjacielem, panie świeć nad jego duszą, do Włoch. Spędziliśmy tam bite dwa tygodnie. Powiem Ci drogi Sergio, ja w życiu nie przerobiłem tyle mięsa.

- Rupercie, a dlaczego nie korzystasz teraz? Przecież to twój hotel, twoja obsługa. A na przykład te czarnoskóre kelnerki. No sama słodycz. Patrz na tą. Zgrabniutka, a i cycek jak dorodny melon. Albo ta. Nie wiem skąd ją wytrzasnąłeś, ale wygląda jak Pocachontas.

- Sergio Sergio Sergio, kiedy ty wreszcie dorośniesz. Ustatkujesz się, zarobisz na siebie i żonę, docenisz stabilizację. Ja już jestem na to za stary. Ale korzystaj póki możesz. Bo kiedyś będziesz musiał za to płacić.

- No, skoro tak twierdzisz, to idę do tej kelnerki.

- Idź.

Alex założyła nogę na nogę i odprowadziła Apolla wzrokiem. Widziałem, że się jej podobał, ale nie robiło mi to większego problemu. Przecież była tylko moim podręcznym trzepakiem. Nie czułem do niej nic, poza pożądaniem.

DJ puścił Waka Waka. Wszyscy zerwali się z krzeseł i zaczęli tańczyć.

- Chodź, zatańczymy! - chwyciła mnie za rękę.

- Ale ja nie umiem tańczyć. Nie będę robił z siebie kretyna!

- Oj chodź. Każdy umie.

Chwyciłem więc drinka w dłoń i jednym duszkiem wypiłem całość. Parkiet zawirował. Byłem tylko ja i ona i całe tabuny kobiet. Piękne niewierne, wierne nie piękne, grube, chude, a pomiędzy nimi naprocentowani mężczyźni.

Waka Waka!

Odnośnik do komentarza

Po powrocie z wakacji zastałem obraz nędzy i rozpaczy. Mniej więcej połowa zawodników była w doskonałej formie, zarówno psychicznej jak i fizycznej. Druga połowa to piłkarze zmęczeni, skacowani, struci jakimiś specjałami serwowanymi w przydrożnych barach.

Colin West sporządził mi raport w którym to jasno i wyraźnie określił kto powinien grać w najbliższych meczach kontrolnych, a kto powinien zostać na ławce, trybunach i w domu.

Spotkania sparingowe traktowałem bardzo profesjonalnie. Nie interesował mnie wynik. Dla mnie najważniejsza była realizacja założeń taktycznych.

W pierwszym meczu zagraliśmy w klasycznym 4-4-2. Chciałem sprawdzić naszą formę fizyczną. Piłkarze grali krótkimi piłkami, na małej przestrzeni, zagęszczając środek pola.

Millwall 2:1 Fiorentina

Bramki - Pericard, Durica / Gilardino.

Widzów 4752

 

W drugim spotkaniu w mieście York graliśmy długimi podaniami, w systemie 4-3-3. Piłka wędrowała prosto do napastników, często pomijając linię pomocy.

York 1:2 Millwall

Bramki - Murray / Vourkou, Gibson. Karnego nie wykorzystał Robinson.

Widzów 2854

 

A tak wyglądały pozostałe sparingi :

 

Galway United 0:3 Millwall

Bramki - Qvist 2x, Beckford

Widzów 1044

 

Brentford 1:1 Millwall

Bramki - Simmonds / Vourkou ( trochę żałuję, że go sprzedałem ).

Widzów 2938

 

Preston 3:1 Millwall

Bramki - Zamora, Bauza 2x, Durica.

Widzów 5624

 

Bohemians 1:3 Millwall

Bramki - Gorman / Kandol, Beckford 2x

Widzów 1031

 

W międzyczasie podpisaliśmy umowę z nowym klubem patronackim - drużyną Algeciras Z Hiszpanii.

Mieliśmy więc swoje obozy w : Algeciras, Brentford i w szkockim Raith.

Odnośnik do komentarza

Pati przyleciała z USA późnym popołudniem, gdy słońce schowane za chmury leniwie łypało na miasto. Było chłodno i wiał silny wiatr, targając puste kartonowe kubki po asfalcie. Na zegarku wskazówki zatrzymały się na 18:48. Zarzuciłem skórzaną katanę na siebie, włączyłem alarm w samochodzie i dziarskim krokiem, chwiejąc się na boki ruszyłem w stronę lotniska.

- Cieszę się, że cię widzę - przytuliła mnie po przyjacielsku głaszcząc po plecach.

Nie odpowiedziałem nic. Złożyłem delikatny, aksamitny pocałunek na jej policzku, chwyciłem w dłoń wielką, czarną torbę podróżną i poszliśmy bez słowa do BMW. Kiedy Pati usiadła na miejscu pasażera, a ja okrążyłem auto zatrzymałem się na moment przy bagażniku i westchnąłem. Czasami człowiekowi brakuje spontaniczności i szaleństwa. Pati i Alex, dwie różne kobiety, dwa przeciwległe bieguny.

 

- Gdzie jedziemy? - spytała zdziwiona, gdy minąłem dzielnicę, w której mieszkałem.

- Mam dla ciebie niespodziankę - zaśmiałem się skręcając na skrzyżowaniu w prawo.

Minęliśmy dwa centra handlowe, rynek, skręciliśmy przy multikinie w lewo i zatrzymałem się pod hotelem Mercury.

- Co to za niespodzianka?

- Kupiłem mieszkanie.

- Co zrobiłeś? - Pati podciągnęła się na łokciach.

- W którym miejscu się zgubiłaś? - zirytowany otwarłem drzwi od auta.

Mieszkanie znajdowało się na piątym piętrze wielkiego wieżowca usytuowanego tuż obok znanego hotelu. Do budynku prowadziły przeszklone drzwi uzbrojone w ochroniarza, który sprawdzał przed wejściem dokumenty.

- To tylko tak na początku, póki państwa nie poznam - mawiał szeleszcząc siwą brodą.

Po prawej stronie mijaliśmy portiernię. Za ladą siedziały młode dziewczyny szczerząc do nas sztucznie zęby.

- To hotel?

- Nie. Ale dolna część budynku jest przeznaczona dla obiektów handlowych. Odbywają się tu konferencje, szkolenia, pokazy i tym podobne sprawy.

- Aha.

Zatrzymaliśmy się przy windzie. Nacisnąłem guzik i po chwili staliśmy już w środku czystej, pachnącej nowością, stalowej windy z przeszkloną tylną ścianą przez którą widzieliśmy cały hol budynku. Jazda na górę trwała kilka sekund. Gdy zaświeciła się cyferka "5" komputer przywitał nas ciepłym słowem. Wychodząc na beżowy korytarz usłany czerwonym dywanem miałem wrażenie, że jestem w jakiejś produkcji filmowej. Brakowało tylko znanych postaci.

- Jak tu pięknie - Pati spojrzała na obrazy zawieszone na ścianach. Nad nami błyskały nowoczesne żyrandole.

- Ale zaraz, przecież tutaj nie ma innych drzwi, niż te do których idziemy.

- Dokładnie tak jak mówisz - zaśmiałem się przekręcając klucz w zamku.

Nowe mieszkanie miało dokładnie 200 metrów kwadratowych i składało się z dwóch pięter. Na parterze znajdowała się kuchnia, salon dla gości, jadalnia, oraz łazienka, toaleta i garderoba. Na piętro wchodziło się po jasnobrązowych schodach. U góry miałem trzy pokoje, sypialnie, salon filmowy, saunę, jakuzzi, toaletę, oraz małą siłownię. Wszystko mieniło się kolorami jasnego brązu.

- O kurcze, jak tu pięknie - Pati podeszła do okna. Widok rozciągał się na całą panoramę centrum handlowych. Z daleka widziałem stadion The Den.

W salonie telewizyjnym wisiała największa plazma, jaką udało mi się kupić. W czterech kątach sufitu wisiały głośniki. Na środku stało sześć foteli skórzanych, skórzana sofa, a prawa ściana to był jeden wielki regał z płytami DVD. W sypialni miałem wielkie, drewniane łoże z satynową, czarną pościelą.

- Musiało kosztować majątek.

- Stać mnie - zaśmiałem się wzruszając ramionami - masz ochotę coś zjeść?

- Wolałabym się wykąpać.

- To idź na górę. Po lewej stronie, tuż za schodami masz łazienkę. Ręczniki znajdziesz w szafce przy umywalce. Ja zamówię nam obiad.

- Zamówisz?

- Tak. W tym budynku prężnie działa kilka świetnych restauracji. Na co masz ochotę? Chińszczyzna? Jakieś danie z kuchni śródziemnomorskiej? A może coś z tradycyjnej polskiej kuchni, jak schaboszczak?

- Weź co chcesz. Mi to obojętne.

- Uwielbiam takie odpowiedzi. Nie ma to ja być zdecydowanym - pogardliwie pokręciłem głową chwytając za słuchawkę telefonu.

Odnośnik do komentarza

- Trenerze, nie widzę dla siebie miejsca w tej drużynie - Alan Dunne zatrzymał mnie, gdy maszerowałem w stronę szatni. Zmierzyłem go zdziwiony wzrokiem.

- Co ty opowiadasz? Jesteś przecież filarem drużyny. Gdyby nie ty ...

- Dzięki trenerze. Ale jak dla mnie Millwall zaczyna przypominać zbieraninę niechcianych graczy.

- Niechcianych?

- Rywalizacja w pierwszym składzie jest tak ogromna, że Preston Edwards zamiast uczyć się od Kiraly'ego, obrabia mu dupę na każdym kroku. Niezadowolony Torres spóźnia się na trening, zdenerwowany dos Santos problemem ze znalezieniem sobie miejsca po treningu demotywuje całą drużynę. Wiesz trenerze, nie tak wyobrażałem sobie awans do ekstraklasy. To nie dla mnie.

- Nie wiedziałem ...

- Beckford pokłócił się z Grabbanem. Pericard narzeka, że w ataku chce grać z Kandolem, a Ty wystawiasz tego Brazylijczyka Carvalho.

- No, jeszcze by tego brakowało, żeby mi piłkarze ustalali skład.

- Tu nie chodzi o to kto ma ustalać skład trenerze. Tu chodzi o zdroworozsądkowe podejście do tematu. Chyba nie sądzisz, że nie widzimy problemu, jaki narasta z każdym dniem treningowym? Że z przyjaciół przemieniliśmy się w zwierzęta walczące zacięcie o swoje miejsce w stadzie? Nie widzisz tego? Patrz jaki mamy środek pomocy. Jest nas co najmniej sześciu, siedmiu, którzy mogą występować na tej pozycji. A Ty wypożyczasz tego całego Gibsona, nieudacznika cholernego, który podnieca się po strzelonej bramce jak pedał na politechnice podczas zajęć WF-u. Albo taki Danch. Młody chłopak, który robi furorę w prawie każdym meczu. Jest dobry, prawda?

- No ... - kiwnąłem potakująco głową.

- No to po jaką cholerę ściągasz tego Francuza z Holandii? Nawet nie pamiętam jak się nazywał. Kolejny defensywny pomocnik? Po co?

- Drogi kolego - przestąpiłem z nogi na nogę pocierając dłonią o brodę - wydaje mi się, że sprawy zaszły trochę za daleko.

- Wybacz trenerze, ale naprawdę, chciałbym zostać wystawiony na listę transferową. Wolę grać w niższej klasie rozgrywkowej, ale grać w ogóle. Jakoś do tej pory nie narzekałeś ani na mnie, ani na Dancha, Torresa, ba, nawet nie narzekałeś na Whitbreada w środku obrony, który po kupieniu Gallarda nie może znaleźć miejsca nawet na ławce rezerwowych.

- Każdy postęp musi być okupiony jakąś stratą przyjacielu.

- Nie mów do mnie tak trenerze. Nie jesteśmy przyjaciółmi. Już nie - Dunne pokręcił z niedowierzaniem głową marszcząc czoło i prawy policzek - nie tak sobie to wszystko wyobrażałem. Lubiliśmy Campbella i naprawdę był dla nas pożytecznym piłkarzem. A ty zamiast kupić chłopaka, ściągasz tego pyszałka Thiago. Widziałeś konferencję prasową? - Dunne podał mi najnowsze wydanie magazynu sportowego - Spójrz jak on wypowiada się o Millwall.

Czytałem i otwierałem gębę z przerażenia.

" Jestem pępkiem świata. To ode mnie trener będzie ustalał podstawowy skład ( ... ) traktuję Millwall jako trampolinę. Odbiję się od niej i wyląduję w większym klubie, z którym będę zdobywał wszystko co jest do zdobycia. Jestem najlepszy i każdy to wie. Zobaczycie, że pod koniec sezonu będą o mnie pisać na całym świecie (...).

Oddałem gazetę pomocnikowi i wsadziłem dłonie w kieszenie.

- I co o tym powiesz? Tak się zachowuje piłkarz? Ja bym go wywalił na zbity ryj.

- Ale to ja jestem trenerem, nie Ty.

- Chcę odejść - Dunne splunął na ziemię, zmierzył mnie pogardliwie i zniknął w drzwiach prowadzących do szatni.

Po chwili z szatni wyszedł Danny Senda.

- On ma gorsze dni. Żona zostawiła go dla dziesięć lat młodszego studenta. Musisz go zrozumieć trenerze.

- Powiedz mi Danny ...

- Słyszałem waszą rozmowę. Nie będę się wypowiadał na ten temat, bo nie przystoi.

- Nie nie - wyrzuciłem dłonie przed siebie stopując dalszy potok słów - proszę, powiedz mi szczerze, co myślisz o wzmocnieniach?

Senda rozejrzał się po okolicy, sprawdził czy drzwi do szatni są zamknięte, po czym wcisnął głowę w ramiona i rzekł :

- Jak dla mnie panuje za duża konkurencja. Ja mam co prawda za rywala tylko Gebre Selassie i ewentualnie tego Irańczyka, ale w środku pomocy panuje przesyt. Ten cały Guy Moussi wygląda mi na pedała. Wiesz, ja nic do niego nie mam, ani nic nie mam do homoseksualistów, ale jakoś dziwnie się czuję, gdy paraduję z kutasem na wierzchu a on zahipnotyzowany spogląda na mojego felka.

- A bramkarze?

- Scribe to dobry chłopak. O nim nic złego nie powiem. Ale Edwards wyraźnie nie lubi się z Kiraly. Wiesz, Węgier myśli, że jest co najmniej mistrzem świata.

- Wyżej sra niż dupę nosi?

- Coś w tym stylu.

- Postaram się coś z tym zrobić. Może wypożyczę kogoś do Brentford ...

- Ja bym proponował Qvista. Ten Norweg wszystkim działa na nerwy. Wkurwia nas nie mniej niż Thiago. Wywyższa się, a na treningach gra piach. Poza tym na każdym kroku powtarza, że jesteś beznadziejny i że pewnie po tym sezonie wyleją cię na zbity pysk.

- Mnie? A co ja mu zrobiłem?

- Posadziłeś na ławce rezerwowych w dwóch meczach.

- ?

- A on przyszedł tu jako gwiazda i jak gwiazda chce być traktowany.

- Dom wariatów - ruszyłem w stronę BMW zaparkowanego tuż przed wejściem - Dom wariatów ...

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...