Skocz do zawartości

Rote Teufel - Einmal ist keinmal...


JACK

Rekomendowane odpowiedzi

Znaczy się 3 razy z rzędu? Obawiam się, że to nie jest moim nadrzędnym celem, ponadto zezwoliłem 2 kluczowym zawodnikiem na odejscie (o tym wkróce), niemniej zobaczymy co przyniesie los i na ile wystarczy umiejęstości.

Odnośnik do komentarza

Znaczy się 3 razy z rzędu?

Ma się rozumieć. Kiedyś, w Twoim opku, dyskutowaliśmy nad strategią prowadzenia drużyny. Coraz bardziej mi się to podoba. Poświęcenie kilku sezonów na twardą, ściśle wytyczoną politykę transferową, systematyczne gromadzenie finansów, a potem mozolne realizowanie celów. Pięknie :eusa_boohoo:

Odnośnik do komentarza

Pokusy - które przywołałeś - mają to do siebie, że dają krótkotrwałą satysfakcję. Budowa zespołu w oparciu o wychowanków to proces długotrwały i złożony, więc i frajda z progresji w realizacji celów jest większa. Największe pokusy dla mnie to rzeczy jasna doskonali wolni strzelcy, jacy sie pojawiają na rynku, bo z sejw & load wyrosłem wieki temu. Co więcej, czasem właśnie to przegrana jest dla mnie większym napędem niż zwycięstwo, bo chcę sam sobie udowodnić, że dam radę się odegrać. Wracając na chwilę do możliwości 3-go z rzędu zwycięstwa w LM, to szanse są malutkie z 2 powodów:

- utrzymanie jak najmocniejszej ekipy nie jest dla mnie celem nadrzędnym, z uwagi na wdrażanie do gry wychowanków;

- nie udało mi się (i nie sądzę, by to było w tej części gry możliwe) skonstruowanie taktyki działającej ze 100%-tową efektywnością dłużej niż 2/3 sezonu. Wszystkie są z czasem rozszyfrowywane, a nie ma gwarancji, że modyfikacje zadziałają dobrze i na czas.

Odnośnik do komentarza

Przyznaję bez bicia, sukcesy na arenie klubowej nasyciły mnie na tyle, że prowadzenie Argentyny nie wzbudzało już we mnie specjalnych emocji. Z zadania jednak postanowiłem się wywiązać i zadbać o jak najlepszy występ na Mistrzostwach Świata w Egipcie. Zacząłem w stylu Diego Maradony. Niestety, nie z jego okresu piłkarskiego, lecz szkoleniowego. Przegranej 0:1 z Kostaryką wytłumaczyć się rzeczowo nie dało. Ja zdawałem sobie jednak sprawę, że zgubiło mnie lenistwo, taktykę należało przecież przed mistrzostwami zmodyfikować. Przed kolejnym meczem zaimplementowałem ofensywną taktykę klubową, która przyniosła mi 5 ostatnich zwycięstw w sezonie. Pora była ku temu najwyższa, kolejnym rywalem była bowiem znienawidzona w Argentynie Anglia. Wyspiarze dysponowali potwornie mocnym składem, rzekłbym 5-krotnie lepszym od Kostaryki i zarazem lepszym od mych podopiecznych. W nas jednak pulsowała wściekle krew po doznanym upokorzeniu oraz pamięć o milionach rodaków piłkarzy, oczekujących walki do upadłego. Biegna Argentyna nie potrafi bowiem wybaczyć tego jednego: braku walki. I stało się. Mimo wyrównanego poziomu, nasza determinacja zatryumfowała. Zwycięstwo 3:0 było równie zaskakujące co wcześniejsza porażka. Argentyńskie ulice żyły tańcem i śpiewem do późnej nocy. W grupie wysunęliśmy się na drugie miejsce, mając w perspektywie decydujący mecz z Arabią Saudyjską. Ten rozstrzygnęliśmy na naszą korzyść w stosunku 2:1 i w kolejnej fazie turnieju na naszej drodze stanął jego gospodarz, Egipt.

 

Skład mieliśmy przetrzebiony 4 kontuzjami, ale nie zmieniało to faktu, że byliśmy zdecydowanym faworytem. Potomkowie faranonów nie cierpieli na nadmiar talentów, toteż w jedenastce mieli, między innymi, jednego 16-latka i dwóch 18-latków. Moja ofensywnie usposobiona drużyna kąsała bezwzględnie. Najpierw Salvatierra z ultraostrego kąta – tak jak tylko on potrafi – potem Martinez, po podaniu Salvatierry. Druga połowa przypominała sparring okraszony wspaniałymi interwencjami bramkarza Egiptu. Dał się pokonać jeszcze tylko raz, toteż mecz zakończyliśmy wynikiem 3:0 i awansowaliśmy do ćwierćfinału.

 

Hiszpania to zdecydowany numer 1 światowego rankingu, gorzej trafić nie mogliśmy. Chcąc jednak wybrać Puchar Świata, trzeba być najlepszym, a jedyną drogą do tego jest usunięcie z drogi każdej przeszkody. Wymówki w tym nie pomagają. W międzyczasie dotarły do mnie wieści, iż Kaiserslautern w rankingu klubowym awansował o 2 lokaty, na zaszczytne drugie miejsce. Również pod względem zamożności jesteśmy wyceniani na drugiej pozycji, z tym że od krezusów z Arsenalu dzieli nas ledwie niewielki krok. Ich wartość to 909 mln, nasza 848 mln, a dla porównania skali naszego „wyścigu zbrojeń”, dodam że trzeci na liście Real Madryt szacowany jest na 361 mln. Na nasze niewiarygodne wzbogacenie miały i mają wpływ:

- bezwzględna dbałość o utrzymywanie budżetu płacowego piłkarzy oraz kadry szkoleniowej na jak najniższym - acz adekwatnym do umiejętności - poziomie;

- pozyskiwanie zawodników poprzez ich szkolenie, a nie spektakularne zakupy;

- dbałość o marketing, czego wyrazem jest wzrost takowych wpływów w obiegłym roku do 49 mln (rok wcześniej było to 30 mln). Jest to zasługą współpracy marketingowej z – w chwili obecnej – 3 klubami;

- konsekwentnej rozbudowy stadionu (w tym roku sztuka się ta nie powiodła);

- sprzedaż zawodników w sytuacji, gdy ktoś składa za nich bajońskie oferty.

Odnośnik do komentarza

Gwizdek. Hiszpania rusza, by nas wgnieść w murawę. Strzelają gęsto i groźnie. W 16 minucie piłka uderza w nasz słupek. Liczę na to, że jakoś przetrwamy nawałnicę i Diego z Salvatierrą siłą swych talentów przeważą losy spotkania na naszą korzyść. Szczęśliwie minęły już czasy Iniesty i Xaviego, bo bylibyśmy zupełnie bez szans. Do przerwy utrzymuje się wynik bezbramkowy. Przed tym meczem postanowiłem, iż w razie porażki złożę dymisję, więc motywacji mi nie brakuje. Moim piłkarzom również i to my atakujemy mocniej po gwizdku. W 61. minucie Altamirano zagrywa długą, prostopadłą piłkę, którą z powietrza uderza mocno Rios. Piłka wpada przy samym słupku, gooooool! Natychmiast nakazuję obu skrajnym obrońcom ostrożniejszą grę, trzeba doholować ten wynik. Jednocześnie wprowadzam świeżego napastnika; przecież najlepszą obroną jest atak. Na 10 minut przed końcem blisko szczęścia jest Diego, jednak jego uderzenie zostaje sparowane i piłka toczy się jedynie wzdłuż linii bramkowej. Chwilę później idealne podanie Diego marnuje Martinez. Hiszpanie atakują 4-ma napastnikami, podczas rożnych pojawia się w naszym polu karnym nawet ich bramkarz. I to jest błąd. Po trzecim rożnym z rzędu, wybita piłka trafia do Martineza, ten rusza lewym skrzydłem, patrząc jak bramkarz bije wszelkie rekordy prędkości, usiłując na czas wrócić między słupki. Na próżno, precyzyjnie uderzona futbolówka bezlitośnie go wyprzedza. W ostatnich sekundach honorową bramkę zdobywa Aquino, ale nie zmienia to faktu, że jesteśmy w półfinale Mistrzostw Świata! Zawodnikiem meczu zostaje wybrany nasz bramkarz.

 

Włosi na papierze prezentowali się groźnie i bukmacherzy to ich typowali na zwycięzców. Trafnie, gdyż na prowadzenie wyszli już w 7. minucie. Niemniej, tyle samo czasu potrzebowaliśmy by wyrównać, za sprawą atomowego strzału Gonzaleza. Brawurowa wymiana ciosów przyniosła efekt w postaci kolejnej zdobyczy Włochów w 68. minucie. Tym razem nawalił nasz bramkarz, wpuszczając zwyczajną „szmatę”. Zaatakowaliśmy desperacko, ale brak pełnowartościowych zmienników i zmęczenie turniejem zrobiły swoje. Co prawda udało nam się obić poprzeczkę Capry, ale Włosi poczęstowali nas kolejnym ciosem i zwyciężyli 3:1. W walce o brąz pokonaliśmy Portugalczyków 2:1 i na naszych szyjach zawisły brązowe medale. Jednocześnie – pomimo pozytywnej oceny mojej pracy przez federację Argentyny – uznałem, że wystarczy mi już reprezentacyjnych przygód. Nie jestem stworzony do tej pracy, wolę pociągać za wszystkie sznurki, niż zadowalać się jedynie selekcją i przygotowaniem taktycznym. Ponadto zdobycie Copa America, drugie miejsce w Pucharze Konfederacji oraz brąz na Mistrzostwach Świata wstydu mi nie przynoszą i jednocześnie zaspokoiły moją ciekawość tego aspektu rzemiosła futbolowego. Mam nadzieję, że odmłodzona przeze mnie kadra przyniesie wiele pociechy mojemu następcy, ja zadowolę się wspieraniem reprezentacji powoływanymi z mojego klubu piłkarzami.

 

Co zabawne, po mej dymisji, niemal natychmiast propozycje pracy złożyły mi federacje Meksyku oraz kilkukrotnie sponiewieranej przeze mnie Brazylii. Oczywiście z nich nie skorzystałem.

Odnośnik do komentarza

Nowy sezon rozpoczęliśmy od zwycięstwa nad Bayernem Monachium 2:1 w finale Pucharu Ligi. Zatryumfowaliśmy tutaj po raz 6-ty z rzędu, całkiem niezła passa.

 

W lidze się nie patyczkujemy z nikim. W pierwszych 3 meczach zaaplikowaliśmy rywalom po 3 bramki – włączając batalię z Karlsruhe – i wysunęliśmy się na prowadzenie w tabeli. Gazety prorokują, że znowu będziemy nie do powstrzymania. Do Ligi Mistrzów zgłosiliśmy w tym roku 14 wychowanków, a zmierzyć nam się przyjdzie z Zenitem Petersburg, Club Brugge, Newcastle. Grupa wygląda na łatwą.

 

Klubowa gablota pęka już w szwach od trofeów, ale jakoś udało nam się tam upchnąć Superpuchar Europy (2:0 z Dortmundem). Najbardziej zajmuje mnie obecnie praca nad zwiększaniem wpływów marketingowych (celem wyprzedzenia na liście najbogatszych klubów Arsenalu) oraz szkolenie młodzików. Pierwszy skład mam w tym roku dość wąski, bo wypożyczyłem 3 niezłych zawodników do mocnych klubów – gdzie mają grać w pierwszym składzie – licząc na to, że otrzaskają się w ogniu poważnej gry o punkty.

 

Dortmund zaraz po finale Superpucharu Europy doznał wyjątkowej możliwości zrewanżowania nam się w lidze. Nie do końca się to im udało, tym razem dostali 4:0. Co nie udało się w walce fair, stało się za sprawą FIFA. Powołania przed meczem z Leverkusen tak potężnie przetrzebiły mi skład, że musiałem sięgnąć nawet po młodzieżowców. To nie mogło się dobrze skończyć i w świat poszła wiadomość o naszej "sensacyjnej" porażce 0:3. Sytuacja, w połączeniu z komentarzami, że w tym roku Pineda prezentuje się na murawie lepiej od Alvaro, rozjuszyła tego drugiego. Naprawdę lubię ten jego brak dystansu do siebie, zwłaszcza gdy efektem jest strzelenie łącznie 5 bramek w 2 kolejnych meczach. Wyczyn ten sprawił, że Alvaro miał już zapisane na koncie 8 bramek w 4 meczach, przy szokującej średniej ocen 8.50. Pokonanie RW Essen w stosunku 6:0 sprawiło, że pojawiły się głosy, iż gramy efektowniej od Barcelony z czasów jej glorii pod wodzą Guardioli. Okazją, by to zweryfikować, były 2 mecze z bardzo trudnymi rywalami: Werderem Bremen oraz FC Bayernem.

 

6-ty w lidze Werder Bremen wyróżniał się niezwykle skuteczną grą ofensywną. Ustępowali pod tym względem jedynie nam i to tylko o 2 bramki. Nawet bukmacherzy byli pod wrażeniem ich gry i typowali remis. Typowanie swoją drogą, a realia swoją: w 11 minucie Diego otworzył wynik pięknym strzałem z dystansu. Jensen zrewanżował nam się zabójczym ciosem 9 minut później. Od tego czasu groźne akcje sunęły z obu stron jedna za drugą i dopiero Alvaro zdołał zmienić wynik - w swoim stylu - zjawiając się w polu karnym znikąd i w ułamku sekundy pakując piłkę do siatki. Ten osobnik powinien się nazywać "Człowiek znikąd". Wyraźnie przybici obrotem wydarzeń gospodarze, tuż przed przerwą wbili sobie samobója w zamieszaniu po rzucie rożnym. Na tym nie koniec, Millan do Jensena, ten nastrzeliwuje Alcazara i jest już tylko 3:2. To prawdziwy dreszczowiec. Zdejmuję zmęczonego Alvaro, a wprowadzony za niego Miranda od razu wpisuje się na listę strzelców. To się nazywa mieć trenerski nos! Minutę przed końce Werder trafia jeszcze raz, to co się dzieje na murawie przechodzi ludzkie pojęcie. Zawodnicy słaniają się z wyczerpania, obie ekipy wykorzystały limity zmian. Czuć hektolitry potu. Gospodarze strzelali częściej, ale skuteczność tego dnia bardziej dopisywała - na szczęście - nam.

 

Bundesliga 8/34, 29.09.2022.

Widownia: 42 470.

Werder Bremen - Kaiserslautern 3:4 (1:3)

 

0:1 (Diego 11’)

1:1 (Jansen 20’)

1:2 (Alvaro 40’)

1:3 (Endres own goal 44’)

2:3 (Alcazar own goal 64’)

2:4 (Miranda 67')

3:4 (Millan 89')

 

MoM: Jansen

Odnośnik do komentarza

Do Ligi Mistrzów zgłosiliśmy w tym roku 14 wychowanków,

:o szok! Na tak wysokim poziomie masz tylu świetnych wychowanków (tzn. pewnie wliczasz także tych ściągniętych w wieku 16-17 lat). Wciąż w 100% stosujesz swoją politykę rozwoju juniorów? Tzn. od 17. do 20. roku życia stosujesz jeden uniwersalny reżim?

Odnośnik do komentarza

Tak, wliczam sprowadzanych nastolatków, którzy u mnie w klubie przechodzą cały proces szkolenia. To zresztą jak najbardziej logiczne: Iniesta, Messi czy też Raul również byli za młodu skądś sprowadzeni, a mają/mieli status wychowanków w swych klubach. Mam też przy tym kilku wychowanków, którzy swą przygodę z futbolem rozpoczęli od mojego klubu, najlepszym z nich jest lewoskrzydłowy Sascha Ibrahim, 25-krotny reprezentant Niemiec. Oczywiście wraz z rozwojem szkółki, w coraz mniejszym stopniu opieram się na młodzikach sprowadzonych, licząc że uda się z miejscowych pisklaków wychować orły.

 

Tak, jestem wierny swojej metodzie rozwoju juniorów, ale wygląda nieco inaczej. Pokrótce: młodzicy z U-19 mają 3 różne reżimy treningowe: bramkarski, defensywny i ofensywny. Po przesunięciu do rezerw trenują już razem z pierwszym składem jednym z reżimów: bramkarskim lub dla: obrony, pomocników, napastników. Dodatkowo cyklicznie stosuję kondycyjny (przed sezonem i w trakcie przerwy zimowej) oraz posezonowy. W przypadku rezerw kluczem są regularne sparringi, co 4-5 dni, z jak najmocniejszymi drużynami (czasem nie tylo rezerwy dają się skusić na wspólną potyczkę), ew. wypożyczenia do dobrych klubów, gdzie obiecana jest im gra w pierwszym składzie.

Odnośnik do komentarza
  • 1 miesiąc później...

Wynik z Werderem dał mi nieco do myślenia, więc z spotkaniu z Bayernem zdecydowałem się na rezygnację z otwartej wymiany ciosów na korzyść gry z kontry. W międzyczasie brawurowa gra Alvaro znalazła uznanie w postaci wybrania go najlepszym piłkarzem sierpnia w Bundeslidze.

 

Bayern nie przebierał w środkach, chcąc uniknąć kompromitacji na własnym terenie. Ostra gra nie robiła jednakże na nas wrażeniach. Wynik otworzył nasz joker w ataku, niebywale kreatywny i zaskakujący w każdym meczu Horst Eweka, mroczny obiekt pożądania gospodarzy zresztą. Momachijczycy odpowiedzieli na cios, najpierw ze spalonego, ale już po chwili zgodnie z przepisami. Po zaciekłej walce wynik rozstrzygnął wprowadzony z ławki Pineda.

 

Debiut w dorosłych reprezentacjach zaliczyli: Emerson (Włochy), Miranda (Portugalia) oraz wspomniany Eweka (Niemcy), a 3 grudzień zapisał się w naszej klubowej historii jako 16-ty wygrany mecz z rzędu. Spotkanie 17-te, przeciwko słabemu Burghausen, szło jak krew z nosa i z ogromnej przewagi nic nie wynikało. Szczęśliwie, zabójcza końcówka i strzelone błyskawicznie 3 bramki zapewniły nam kolejne 3 punkty. Tryumfalny pochód został przerwany dopiero przez nasze rezerwy, które „ledwie” zremisowały z silnym Newcastle w wyjazdowym spotkaniu Ligi Mistrzów. Awans z grupy wywalczyliśmy naturalnie z pierwszego miejsca.

 

Jeszcze przed półmetkiem sezonu Salvatierra pobił – swój zresztą - rekord ilości asyst, notując takowe 23 ledwie w 17 występach. Nie ma co ukrywać, byliśmy w gazie. Nieoczekiwane urozmaicenie pojawiło się w postaci Klubowych Mistrzostw Świata. Ani Kaizer Chiefs z Południowej Afryki, ani japońska Saitama UTD nie byli w stanie stawić nam oporu. Kolejne trofeum powędrowało do gabloty, a konto zostało zasilone przez 3,8 mln euro. Tuż przed przerwą zimową legitymujemy się ligowym bilansem 16-0-1 przy bilansie bramkowym 54-14. Jest dobrze...

Odnośnik do komentarza

No wreszcie coś napisałeś po niemal 2 m-cach przerwy. Wyniki masz niesamowite. Zazdroszczę Tobie tych serii -nastu zwycięstw. Ja moim MIFK też gromię aż miło, ale co kilka spotkań zdarzy mi się cholernie nieskuteczny występ i wówczas musimy zadowolić się remisem.

Odnośnik do komentarza
  • 1 miesiąc później...
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...