Skocz do zawartości

Przez Bałtyk do sławy


Abruś

Rekomendowane odpowiedzi

Zaraz po powrocie do Szwecji, trener Konusonogi został wezwany przez tajemniczego, wręcz całkowicie anonimowego człowieka, który uznawany był za prezesa Eneby BK. Był to bardzo dziwny człowiek, zwłaszcza, że nikt, tak naprawdę, nie znał jego nazwiska, czy chociażby imienia. Zawsze w czarnym, długim płaszczu, wielkim kapeluszu i apaszką zakrywająca twarz tak, aby widoczne były tylko przeraźliwe oczy. Konusonogi wiedział, że jest coś nie tak, gdyż jego strasznie wyczuwalny oddech, był bardzo mocno przyśpieszony, a serce waliło jak porąbane, bijąc jego własne rekordy.

 

- Panie Piotrze - zaczął tajemniczy człowiek, delikatnie poprawiając spadającą apaszkę - myślę, że powinienem Panu podziękować, na samym początku rzecz jasna.

- Podziękować? Pan wybaczy, ale chyba nie bardzo rozumiem, za co... - Odpowiedział niechętnie polski trener, po czym wziął większy łyk wody, która była wielką ulgą, przelatując z wolna w dolne partie ciała.

- Za pracę, którą Pan wykonał w naszym... znaczy się w moim klubie.

- Proszę bardzo, jednak nadal nie rozumiem, o co tutaj właściwie chodzi...

- Chodzi mi o to, że właśnie się Pan rozstaje z Eneby i z zawodnikami, z których wyciągnął Pan całą energię, doprowadzając ich do wyżyn swoich możliwości.

- Że co, przepraszam bardzo? - Konusonogi nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Zwłaszcza, że jeszcze nie dawno słyszał tony pochwał i gratulacji, od strony przedstawicieli zarządu. Ręce zaczęły mu drżeć, oczy skraplać, a oddech powoli się zwiększał...

- Z punktu widzenia kibica, czy nawet piłkarza, jest Pan idealną osoba na tym stanowisku. Proszę mi wierzyć albo nie, ale wiele osób nie będzie potrafiło się pogodzić, z Pana odejściem - i zaraz po tym zdaniu zamilkł na chwilę. - Niestety, musiałem podjąć taką, a nie inną decyzje, gdyż zarówno klub, jak i Pan, stajecie się bardzo nieekonomiczni...

- Czyli jak zwykle, jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę... - Wzdychnął sobie Konusonogi, tak jakby spodziewał się takiej informacji... ale nie tak szybko...

- Z miesiąca na miesiąc mamy coraz większe straty - anonimowy człowiek jakby nie usłyszał tego, co powiedział Polak - a kasa klubowa już nawet pustkami nie świeci. Jesteśmy prawie półtora miliona koron w plecy i zanim zbierzemy się do kupy i "poskładamy" to wszystko, to chyba wcześniej zdołam zbankrutować i pójść na dno razem z klubem.

- Jeżeli o mnie chodzi, to mogę nawet pracować za niższą pensję! Nawet o połowę, bylebym mógł zostać w klubie! - Krzyczał przerażony Konusonogi, który wyglądał na człowieka zakochanego w swojej "firmie". Wyglądał na człowieka, do którego nie dociera jeszcze informacja, puszczona przed samą chwilą.

- Proszę przyjść jutro, koło godziny dwunastej do biura i zabrać swoje rzeczy.

- Czy to znaczy, że jestem bez... bez... bezrobotny? - Widać, że bał się wypowiedzieć tego słowa...

- Widzimy się jutro o godzinie dwunastej. Do widzenia.

 

Obcy wstał od stołu i zniknął jakby gdzieś w otchłani... Znikł i on, znikł i klub...

 

----------

zdziarson - Myślę, że ten odcinek powinien Ci odpowiedzieć na Twoje pytanie.

Odnośnik do komentarza

Dziennik "Konusa" #17

 

Norrkoping, gdzieś w mieście, 1. kwietnia 2007

 

Wiadomość od tajemniczego prezesa mnie dobiła i sprowadziła na ziemię, z której odleciałem dostając pracę w Eneby BK. Byłem podłamany i nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Chciałem wrócić z powrotem do Polski, zostawiając tutaj wszystko i nie wracając po nic. Jednak nie mogłem tego tak zostawić... Nie mogłem zostawić zawodników, z którymi nawiązałem jakiś pozytywny kontakt, bez słowa wyjaśnień z mojej strony. Ruszyłem więc na stadion.

 

Każdy krok, który robiłem w stronę mojego... dawnego już biura, był dla mnie wielką katorgą. Im bliżej się go znajdowałem, tym coraz bardziej czułem bicie mojego serca. Smutek mnie ogarnął, a strach obleciał... Ciągle zastanawia mnie to, dlaczego tak się stało? Jestem w Szwecji przez niecały rok i jeszcze do końca nie znam ich języka. Klub owszem, ma dość przyjemną atmosferę, jednak to nie jest nic wielkiego, czego nie można by było zastąpić czymś innym. Zawodnicy to grupa ludzi, którym idzie, jak idzie, ale ciężko wbić do łbów, o co w tym wszystkim chodzi. Pan prezes, o ile jest nim naprawdę, jest bardziej tajemniczą osobą, niż mało kto na tej planecie. Wszystko brzmi tak dziwnie, tak niezrozumiale, a jednak to najbardziej wpływa na chęć zostania tutaj. Ta niepewność dnia następnego, która pobudza i motywuje, która wpływa na naszą wyobraźnie tak, że wszystko, a przynajmniej większość rzeczy, układa się tak, jak powinno. To właśnie ona jest moim głównym pracodawcą, który jako jedyny może mnie zwolnić, zatrzymać, bądź opieprzyć od stóp, aż do samego czubka głowy. Szkoda, że tylko w mojej głowie...

 

Jednak mój wywód i tak był niczym, gdyż chcąc nie chcąc, musiałem wejść do swojego... dawnego już biura. Otworzyłem drzwi i... doznałem prawdziwego szoku. Biuro było całkowicie puste, nie licząc biurka, stojącego w samym środku pomieszczenia. Podszedłem do niego i ujrzałem białą kopertę. Wziąłem ją do ręki i wyjąłem kartkę z jakimiś słowami, dobranymi tak starannie, aby zbić człowieka z nóg:

 

PRIMA APRILIS! UWAŻAJ, BO SIĘ POMYLISZ!

 

Usiadłem na biurku, żeby się nie przewrócić, gdyż nie mogłem uwierzyć, że tak mnie ktoś wkręcił. To było naprawdę miłe, ale niebezpieczne. Jednak to nie był koniec wiadomości, gdyż z tylko był dłuższy tekst:

 

Niezmiernie nam przykro, jednakże nie możemy udostępnić Panu większej ilość pieniędzy, na podreperowanie stanu budżetu płacowego.

 

W tamtej chwili, miałem to już naprawdę w dupie...

 

----------

zdziarson - Też się już możesz dowiedzieć :)

Odnośnik do komentarza

Dziennik "Konusa" #18

 

Norrkoping, stadion Fyrbyplan, 19. kwietnia 2007

 

Pierwsze spotkanie w nowym sezonie rozgrywaliśmy przed własną publicznością. Był to więc idealny moment, aby przedstawić wszystkim nowych zawodników oraz moje rozwiązania taktyczne. Przeciwnik, Skarmnhams IK, jest beniaminkiem w lidze, który sobie krąży pomiędzy czwartą, a piątą ligą, z roku na rok awansując, bądź spadając. Liczyłem więc, że prezentacja mojego zespołu odbędzie się w miłej, przyjemnej atmosferze, która związana będzie również z naszym zwycięstwem. No właśnie... Liczyć, to można na matematyce...

 

W prawdzie ani gości, ani my nie ruszyliśmy od pierwszych minut do ostrego ataku, ale po dwóch minutach gry wpadła pierwsza bramka. Jej autorem został Niklas Lofgren, który wykorzystał straszliwy błąd świeżo upieczonego kapitana zespołu - Bengtssona. Mój golkiper niepewnie wyszedł do podania, przez co niepewnie i przyjął... To znaczy, miał przyjąć... Piłka odbiła się jednak od niego i wpadła pod nogi wyżej wymienionego napastnika. Jak się mogło skończyć, to każdy powinien wiedzieć - Lofgren skierował piłkę do pustej bramki, zdobywając pierwszego gola w dla swojej drużyny. Byłem zaskoczony, że popełnił taki błąd, zwłaszcza, że w poprzednim sezonie był bardzo mocnym punktem, nie popełniającym większych błędów. No ale tak bywa i załamywać się jeszcze nie ma co. Na pewno nie zrobili tego moi piłkarze, którzy szybko zorientowali się, że grają z beniaminkiem i zaczęli go zamykać na połowie boiska. Doprowadziło to dość szybkiego wyrównania, a bramkę strzelił Robert Andersson. Były reprezentant Szwecji, w dziewiątej minucie ładnie uderzył zza pola karnego, wykorzystując podanie Świerczewskiego, dzięki czemu mógł się cieszyć ze zdobyczy bramkowej w debiucie. Dwie bramki, w ciągu pierwszych dziesięciu minut, były tylko delikatnym śniadankiem, przed daniem głównym, jakie zaserwowali zawodnicy obydwu drużyn. Po zdobyciu wyrównawczej bramki, zauważyłem znaczną poprawę gry, więc zaczynałem być coraz spokojniejszy o wynik spotkania. Humor mi się jeszcze bardziej poprawił, gdy w dwudziestej minucie wpadła druga bramka dla mojego zespołu, a jej strzelec, Martin Jacobsson, wraz ze swoimi kolegami wyglądali na zmotywowanych do dalszej gry i dalszych bramek. Jednak prawdą jest to, że pozory mylą... Jak szybko zdołaliśmy strzelić dwie bramki i wysunąć się na prowadzenie, tak szybciej "udało się" nam je stracić. Gdy po trzydziestu minutach, od pierwszego gwizdka sędziego, na tablicy widoczny był wynik 2:3, złapałem się za głowę i zacząłem się zastanawiać, gdzie jest drużyna z tamtego sezonu. W dwudziestej ósmej minucie, po znakomitej akcji całego zespołu, Ozgur Yasar zdołał pokonać mojego golkipera. To nie był jednak koniec, gdyż po wznowieniu gry, szybko straciliśmy piłkę i praktycznie oddaliśmy trzecią bramkę gościom. Duży błąd wykorzystał Freden-Klenfeld, który swym podaniem uszczęśliwił nie tylko Lofgrena, ale i cały zespół. Zagrał znakomicie do napastnika, a ten, w akcji jeden na jeden, nie miał problemu, żeby pokonać podłamanego już golkipera. 0:1 - 2:1 - 2:3 - aż czekałem, co mnie jeszcze może czekać w tym spotkaniu. I co było? Najpierw wielka radość. Już nikt nie patrzył, że gramy z beniaminkiem, ale każdy liczył na jakąś zdobycz punktową. W trzydziestej siódmej minucie, Vardin wleciał na pole karne jak szaleniec i uderzeniem z główki wykorzystał wrzutkę Pintarica. Ale na co nam to wszystko? Na co się pytam, bo gdy widzę zespół, który podnieca się bramką pięć minut, a w dupie ma to, co dzieje się na boisku, to człowiekowi ręce opadają. Świetnym przykładem na to, jest sytuacja z czterdziestej drugiej minuty, w której to głównymi bohaterami byli moi środkowi obrońcy i golkiper. Nie mogę zaprzeczyć, że Bengtsson przyjął dobre podanie od Anderssona, w żadnym wypadku. Jednak, po jakiego chuja ten ostatni i Jonsson cofnęli się chamsko, robiąc miejsce Lofgrenowi, który to wykorzystał kolejny błąd golkipera i... Wynik do przerwy 3:4...

 

Z drugiej połowy zadowolony nie był na pewno Jorgen Bengtsson, który wyleciał na kopach, słysząc za sobą kilka niezbyt miłych słów. Jego miejsce zajął dwudziestoletni Ferm, który liczył na to, widząc jak się zachowuje, że wejdzie na boisko. Swoją szansę wykorzystał znakomicie, gdy, po pierwsze, nie wpuścił żadnej bramki w drugiej części spotkania, a po drugie, obronił cztery mocne strzały rywali. Najgroźniejszym zawodnikiem Skarhamn nie był już Lofgren, który i tak miał na koncie hattricka, ale Freden-Klenfeld. Skrzydłowy gości nie tylko próbował pokonać mojego bramkarza strzałem z dystansu, ale także znakomicie zagrywał na pole karne, dając swoim kolegom prawie stuprocentowe sytuacje, które należało tylko wykorzystać. A tu pojawiał się zawsze Ferm, który zasługuje na brawa i pokłony. To był jeden powód, dlaczego bramki nie padały w drugiej połowie. Innym powodem, było zaangażowanie moich zawodników w akcje ofensywne. To znaczy... jego brak. Zarówno Jacobsson, jak i Vardin całkowicie opadli z sił. Jednak to nie jest tylko ich wina - nie było żadnego wsparcia ze strony zawodników z drugiej linii. Nie pomogły zmiany, kombinowanie z taktyką czy inne ciekawsze lub mniej wynalazki. Byliśmy drużyną gorszą, która nie potrafi się zorganizować w żaden sposób. Wszystko więc wskazywało na to, że nie uda się nam wygrać pierwszego spotkania w tym sezonie i zejdziemy z murawy ze spuszczonymi głowami. Trzeba powiedzieć prawdę - należało się gościom to zwycięstwo! Ale to nie powiem, gdyż mecz trwa od pierwszego, aż do ostatniego gwizdka, o czym przekonali się wszyscy na stadionie Fyrbyplan. Dziewięćdziesiąta druga minuta, Jonsson walczący o górną piłkę i gwizdek sędziego przerywający wszystko. Jonas Bylund biegnie w kierunku piłkarzy zebranych na polu karnym, wskazując wapno! W takich chwilach nie pewnie czuje się trener, ale mogłem tylko wyobrażać sobie, co dzieje się w Ninosie Thore, który podchodził do wykonywania "jedenastki". Na szczęście zrobił to, co do niego należało, zachowując zimną krew, a my szczęśliwie zdobyliśmy jeden punkt. A na początku mówiło się, że rozgnieciemy rywali niczym wałek...

 

[1/22] Div 2 Västra Götaland

[-] Eneby 4:4 Skarhamn [-]

 

J.Bengtsson (J.Ferm 45') - Piyo, O.Andersson (J.Reithe 69'), C.Jonsson, P.Jonsson - G.Valda (N.Thore 45'), M.Świerczewski, R.Andersson, D.Pintaric - M.Jacobsson, S.Vardin

 

----------

zdziarson - Powiem Ci szczerze, że nie mam zielonego pojęcia. Drużyny w lidze są naprawdę na bardzo wyrównanym poziomie, z dosłownie dwoma, może trzema przypadkami, więc bardzo trudno mi powiedzieć cokolwiek już teraz. Dodatkowo dochodzi fakt, że nie wzmocniłem praktycznie drugiej linii, co mnie bardzo mocno osłabiło... Nie wiem nic.

Vetr - Chyba za bardzo mnie przeceniasz z tym pierwszym, a z tym drugim to raczej mnie się nie wydaje :P Chcę się tu utrzymać ile się da, chyba, że zwolni się miejsce w pewnym klubie, to wtedy będę walczył o posadę poza granicami Szwecji ;)

Odnośnik do komentarza

Dziennik "Konusa" #19

 

Norrkoping, stadion Fyrbyplan, 26. kwietnia 2007

 

Inauguracyjne spotkanie dało mi do zrozumienia, że nie mogę być taki "hej do przodu". Przed kolejnym spotkaniem, tym razem przeciwko Aveście, postanowiłem jeszcze trochę przysiąść przy taktyce. Z tym miałem największy problem, gdyż jakkolwiek bym nie ustawił zawodników, to zawsze gdzieś mi będzie kogoś brakować... Zawsze... Tym razem, postanowiłem zagrać jednym napastnikiem, ze wsparciem ofensywnego i defensywnego pomocnika, a na bramce zostawiłem "pechowego" Bengtssona... Rezultat?

 

Pierwsze minuty spotkania zdecydowanie należały do gości ze stadionu Avestavallen, jednak to wcale nam nie przeszkodziło w szybkim zdobyciu bramki. Pomogły nam w tym dwie rzeczy. Pierwsza, to brak celności u zawodników Avesty. Tak było w przypadku strzałów oddanych przez Josefssona czy Adamssona, którzy praktycznie nie zagrozili Bengtssonowi. Drugą bardzo ważną sprawą, a jednoczenie bardzo mocno wpływającą na wynik całego spotkania, jest czerwona kartka, którą obejrzał zawodnik drużyny gości. Środkowy obrońca, Gustav Uusihannu, zobaczył "krwistą" kartkę, za chamskie zatrzymanie przedzierającego się Gabriela Valdy. Sędzia był bezwzględny i nie słuchając jakichkolwiek wyjaśnień, sięgnął do kieszeni po kartonik. Ponieważ cała sytuacja miała miejsce na polu karnym, to dodatkowo przysługiwał nam jeszcze rzut karny. Bezbłędnie wykonał go Robert Andersson, wpakowując drugą bramkę w barwach Eneby BK. Jednocześnie pokazał, że nadal jest bardzo pewnym i solidnym graczem, jak na swój wiek i ligę, w której obecnie gra, a sprowadzenie go nie było błędem. Zacząłem być spokojniejszy o wynik i przebieg spotkania, jednak nadal po głowie chodziła mi gra mojego zespołu w poprzednim meczu. Jednak pierwsza połowa zakończyła się naszym sukcesem, a nawet "bardziej" sukcesem. Tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę, Simon Vardin dobił załamanych gości strzelając im bramkę "do szatni".

 

Na początku drugiej części meczu, na boisku pojawił się Joakim Reithe, który zastąpił Ove Anderssona. Z tym defensorem, mówię tutaj o Ovie, mam duży problem. W tamtym sezonie był wybijającą się postacią w obronie. Teraz, gdy do klubu przyszedł Piyo, został wstawiony na środek pomocy, gdzie najwyraźniej niezbyt dobrze się czuje. Ma już jednak trzydzieści dwa lata, a ja wolę stawiać na trochę młodszych zawodników, o ile mam taką okazję. Nie skreślam go jednak, gdyż chcę się mu jakoś odwdzięczyć za poprzedni sezon. Wracając jednak do drugiej połowy - dalej graliśmy dobrze, kontrolując grę przez pełne czterdzieści pięć minut, jednakże nie widać było tej samej agresji co na początku spotkania. Początkowo myślałem, że to przez temperaturę powietrza, tylko trzy stopnie Celsjusza, gdzie piłkarze mogli by lekko przywierać do podłoża, jednak szybko wyrzuciłem ten "pomysł" z głowy. Piłkarze chcieli po prostu utrzymać wynik do końca spotkania, nie dając podpuścić się zagrywkom taktycznym rywala. Powiem szczerze, że nawet im to wyszło, a ich gra mnie zaskoczyła. Gdy atakowali i akcja im nie wyszła, znaczy się ktoś spartolił sprawę, to do obrony wracali praktycznie wszyscy i to takim tempem, że człowiekowi aż serce stawało. Po meczu stwierdziłem, że nie moja taktyka, ani czerwona kartka dla rywala, ale doskonałe zgranie doprowadziło do tego, że to spotkanie wygraliśmy 2:0, awansując na fotel wicelidera tabeli.

 

[2/22] Div 2 Västra Götaland

[5] Eneby 2:0 Avasta [10]

 

J.Bengtsson - Piyo, O.Andersson (J.Reithe 45'), F.Jansson, P.Jonsson - G.Valda, R.Andersson, D.Pintaric, M.Świerczewski, C.Jonsson - S.Vardin (M.Jacobsson 62')

Odnośnik do komentarza

Podsumowanie kwietnia 2007

 

Sytuacja w klubie:

Bilans - 1-1-0

Bramki - -

Div 2 Västra Götaland - 2. miejsce

Najlepszy strzelec - Robert Andersson, Simon Vardin - dwie bramki

Najlepszy asystent - Cristoffer Jonsson - dwie asysty

 

 

Transfery na świecie:

1. Roman Wallner [25 lat, AUT 21A/5, N], Austria Wiedeń -> Al-Sadd - 14 mln szwedzkich koron

2. Jose Sand [26 lat, ARG 0A/0, N], River -> Botafogo - 3 mln szwedzkich koron

3. Vaclav Zapletal [21 lat, CZE 0A/0, OP L], Tescoma Zlin -> Ulsan - 3 mln szwedzkich koron

4. Kyriakos Charalabous [20 lat, CYP 0A/0, OP PŚ], AEL Limassol -> AEK Larnaka - 2,3 mln szwedzkich koron

5. Jimmy Zakazaka [21 lat, MWI 9A/2, N], FC Utrecht -> Al-Rayyan (QAT) - 1,9 mln szwedzkich koron

 

Transfery w Polsce:

-

 

Ligi w Europie:

Dania - FC Kopenhaga [+2]

Finlandia - -

Niemcy - Werder Brema [+3]

Polska - Legia Warszawa [+0]

Rosja - CSKA Moskwa [+1]

Szwecja - Goteborgs AIS [+0]

 

 

Mecze reprezentacji Polski:

-

 

 

Ranking światowy:

1. Anglia [1133], 2. Francja [1126], 3. Hiszpania [1114], ..., 14. Polska [765]

Odnośnik do komentarza

Do klubu Eneby BK trafił pierwszy z pseudo utalentowanych juniorów, wyrośnięty w klubowej pseudoszkółce. Oskar Werner [16 lat, SWE 0A/0, N] trafił do drużyny U-18, gdzie ma się oklepać z... No właśnie... Z kim? Dodatkowo klub ma już prawie dziesięć tysięcy szwedzkich koron w różnicy między budżetem płacowym, a samymi płacami... Wszystko spowodowane zostało podpisaniem nowych kontraktów przez większość zawodników. Konusonogi miał dylemat - zostać bez zawodników, czy bez grosza przy duszy?

 

 

Dziennik "Konusa" #20

 

Boras, stadion Sandevi, 5. maja 2007

 

Do Boras pojechaliśmy w dobrych humorach, choć mój troszkę się popsuł dosłownie chwilę przed meczem. W spotkaniu z Sandareds nie zagrał Jorgen Bengtsson, który doznał kontuzji. Jego pauza będzie trwała około tygodnia, a w tym czasie jego miejsce zajmie Ferem, który już raz mnie zaskoczył w tym sezonie. Jakby nie patrzeć - z pozytywnej strony.

 

Mecz od pierwszych minut był bardzo wyrównany, co cieszyło kibiców zebranych na stadionie. Zarówno jedna, jak i druga drużyna stwarzała bardzo ciekawe akcje, mimo że brakowało najważniejszego - bramek. W pierwszej połowie główne role odgrywali bramkarze, wcześniej wspomniany Ferm oraz Lindstrom u drużyny gości, którzy znakomicie powstrzymywali ataki rywali. jednak prawda jest taka, że i sporo było strzałów niecelnych, które w ogóle nie robiły wrażenia na golkiperach. U nas taką postacią był niewątpliwie Robert Andersson, który w pierwszej części aż trzy razy nie trafiał w światło bramki. Jednak ważne jest to, że chociaż próbował strzelać. Mecz bez żadnej historii ciągnął się dalej, dochodząc do drugiej części spotkania. Była ona, prawie że, bliźniaczo podobna do pierwszej, jednak miała klika drobnych różnic. Po pierwsze były zmiany, pod drugie były kontuzje, no i po trzecie... Pierwszą zmianę przeprowadzić musiałem z powodu drugiej różnicy. Kontuzję załapał Simon Vardin, który został piłkarzem numer trzy na liście kontuzjowanych w moim klubie. Jego miejsce zajął Jacobsson, który stał się bohaterem tego spotkania, a właściwie Eneby BK. Jego wejście trochę ożywiło grę mojego zespołu, a partnerzy zaczęli dostrzegać kogoś takiego jak napastnik. Wielkie brawa należą się dla Ninosa Thore, który znakomicie wrzucił piłkę na wolne pole, dając Jacobssonowi pole do popisu. Napastnik przejął piłkę i omijając golkipera skierował ją do pustej bramki. Tym samym strzelił jedynego gola w spotkaniu i dał nam drugie z rzędu zwycięstwo.

 

[3/22] Div 2 Västra Götaland

[7] Sandareds 0:1 Eneby [2]

 

J.Ferm - Piyo, J.Reithe, F.Jansson, P.Jonsson (O.Anderson 67') - G.Valda (N.Thore 74'), R.Andersson, D.Pintaric, M.Świerczewski, C.Jonsson - S.Vardin (M.Jacobsson 58')

 

----------

Lagren - Ale jak ja nie chcę?

Odnośnik do komentarza

Dziennik "Konusa" #21

 

Degerfors, stadion Stormstrops IP, 10. maja 2007

 

Pierwsza minuta i pierwszy gol? Było bardzo możliwe, aby w spotkaniu z Stormstrops w ciągu dwóch minut wpadły dwa gole. Pierwszą sytuacje mogli wykorzystać gospodarze, którzy ładnie wyprowadzili akcję, zaraz po gwizdku sędziego spotkania. Wszystko za sprawą Marcusa de Bruina, który świetnie pociągnął zespół lewą stronę. Spokojnie ominął Anderssona i wrzucił piłkę na pole karne, gdzie czekał już na nią Toivonen. Wyskoczył i uderzył główką, jednak przytomny Ferm świetnie złapał lecącą piłkę, mocno tuląc ją do siebie. Chwilę później rzucił ją pod nogi Ove Anderssona, który szybko wyprowadził kontratak. Ruszyliśmy bandą czterech piłkarzy i gdy wydawało się już, że wysuniemy się na prowadzenie, stało się to, co dzieje się zazwyczaj. Martin Jacobsson chyba za szybko poczuł "zapach" bramki i swoim pseudolobem trafił wprost w golkipera gospodarzy... Byłem jednak zadowolony, że potrafimy, w miarę oczywiście, wykorzystywać nadarzające sytuacje, aby postraszyć piłkarzy Stormstrops. Jak widać, gra była wyrównana od samego początku, dzięki czemu zrozumiałem, zresztą po raz kolejny, że ta liga jest bardzo nieprzewidywalną rzeczą, jaka może być. Z jednej strony podobało mi się to, jednak z drugiej trafiał mnie szlag. Wracając jednak do meczu, to nie było to coś niesłychanego. Dwie pierwsze akcje były najgorźniejsze w pierwszej części, choć jeszcze Rashid miał szanse na strzelenie gola, jednak mój zespół uratowała poprzeczka, w którą trafiła piłka po strzale napastnika gospodarzy.

 

Druga połowa również ni była jakimś wielkim spektaklem, ale za to było więcej momentów, kiedy to na głowie jeżyły się włosy. Zaczęło się dość niepozornie, gdyż obie drużyny wyszły na boisko jakby bez werwy... Pierwsze dziesięć, piętnaście minut było zwykłą kopaniną, gdzie zawodnicy jakby sprawdzali się wzajemnie, czekając na popełnienie błędu przez drugi zespół. Nikt się nie kwapił do ataków i nikogo nie motywowało buczenie publiczności. Dopiero w sześćdziesiątej piątej minucie coś się ruszyło, gdy Marek Świerczewski zdecydował się wbiec z piłką na pole karne przeciwnika. Gdy zabierał się do strzału, został ściągnięty na ziemię przez Sannego Cosica. Trener gospodarzy złapał się za głowę, a sędzia za kieszeń, wyjmując czerwony kartonik. Byłem zachwycony, gdyż został nam przyznany rzut karny, którego wykonawcą został wyznaczony Ove Andersson. Niestety załamałem się, gdy zobaczyłem co on zrobił i w jakim stylu... Raz, że podchodził do tego jak pies do jeża, dwa, że uderzył wprost w bramkarza, który nawet nie musiał się wysilać aby wybić piłkę... Tragedia... Co mi zostało? Graliśmy z przewagą jednego zawodnika, a w dodatku wykorzystałem tylko jedną zmianę. Nic nie ryzykując, zmieniłem taktykę na 352, przesuwając Roberta Anderssona do ataku, wykonując przy tym dwie zmiany. Nic nie pomogło, choć mieliśmy kilka sytuacji, które tak naprawdę powinniśmy wykorzystać. W jednej świetnym refleksem wykazał się golkiper Stormstrops, Nygren, a w innej piłka trafiła w słupek... Kolejne spotkanie, które mogliśmy wygrać, a tego nie zrobiliśmy. Z drugiej strony jednak, cieszę się, że zdobywamy punkt na stadionie rywala. Do tego wszystkiego, jesteśmy jedyną drużyną w lidze, która jeszcze nie przegrała spotkania, choć spadliśmy na trzecią pozycję.

 

[4/22] Div 2 Västra Götaland

[10] Stormstrops 0:0 Eneby [2]

 

J.Ferm - Piyo, J.Reithe (N.Thore 67'), F.Jansson, O.Anderson (P.Jonsson 67') - D.Pintaric, R.Andersson, C.Jonsson, M.Świerczewski, M.Stridh* - M.Jacobsson (G.Valda 45')

 

----------

Cesarz - Właśnie o to chodzi, że nie mam składu na Div 1, ani siana na nowych zawodników :/

Vetr - Przestań zapeszać :x

Odnośnik do komentarza

Liga Europejska /finał/

|ENG| Liverpool FC 1:1 (karne 7:6) Chelsea Londyn

John Arne Riise | Eidur Gudjohnsen

 

Liga Mistrzów /finał/

|ITA| AC Milan 0:2 FC Barcelona |ESP|

- | Samuel Eto'o x2

 

 

Dziennik "Konusa" #22

 

Mellerud, stadion Radavallen, 17. maja 2007

 

Wpierw dwa spotkania przed własną publicznością, teraz trzecie z rzędu na wyjeździe. Wcale mnie to nie martwi, ani nic, gdyż i tak jest to dopiero początek sezonu. W lidze jesteśmy strasznie wysoko, przez co czuje się niebezpiecznie... Dziwne to się może wydawać, ale tak jest naprawdę - mam lęki przez początek tego sezonu... A i kolejny mecz, który...

 

Spotkanie zaczynaliśmy my. Drużyna Mellerud już na początku dała nam prostą i czystą drogę do bramki, a moi piłkarze nie zmarnowali takiej sytuacji i po czternastu sekundach zdobyli bramkę. Znakomicie spisał się Pintaric, który nie poszedł na całość, po lewej stronie, a spokojnie obrócił się z piłką i znalazł wbiegającego Świerczewskiego. Czterdziestolatek przebiegł jeszcze kawałek, z futbolówką pod nogami, a następnie mocno huknął w stronę bramki. Piłka "wysłuchała" jego życzeń i nie dała się złapać w ręce Ohlssona, tylko wpadła prosto do siatki, radując zawodników Eneby BK, jak i mnie samego. Powiem szczerze, że jestem zaskoczony tym, ile Świerczewski tchnął życia w ten zespół, mimo swojego pokaźnego wieku, jak na piłkarza. Gospodarze spotkania byli w wielkim szoku, jednak nie oznaczało to, że od razu oddali nam całe spotkanie i przestali całkowicie atakować, a skupili się wyłącznie na defensywie. Byli bardzo groźną drużyną, ale Ferm po raz kolejny mi udowodnił, że jest piłkarzem, który może nie w tym sezonie, ale już w następnym, będzie numerem jeden na bramce Eneby BK. Znakomicie wybronił strzał Daniela Anderssona, a i nie dał szans, w akcji jeden na jeden, Matthiasowi Karlssonowi. Głównie dzięki niemu, wygraliśmy spokojnie pierwszą połowę.

 

Wiedząc, że i tak stracić mogę niewiele, postanowiłem przydusić trochę moich zawodników, aby jeszcze zaatakowali bramkę rywala, starając się o kolejną zdobycz bramkową. Muszę przyznać, że byłem zaskoczony tym, jak moje słowa weszły do łbów moich zawodników. Może i nie strzeliliśmy bramki Ohlssonowi, ale bardzo intensywnie sprawdzaliśmy jego umiejętności bramkarskie. Robił to przede wszystkim Martin Jacobsson, który aż trzykrotnie strzelał na bramkę rywali, jednak dwa razy świetnie spisał się golkiper, a raz po prostu nie trafił bramkę. Defensorom [y]Mellerud[/i] w twarz śmiał się również Świerczewski, któremu jedna bramka chyba nie wystarczała. Jego strzały z dystansu przelatywały obok, lub nad, obrońcami, jednak drugiej bramki strzelić nie zdołał. Gospodarze byli niesamowicie zaskoczeni przebiegiem spotkania. Liczyli na wyrównane spotkanie, zwłaszcza, że znajdowali się tylko jedno oczko pod nami, a do tego mieli przewagę o nazwie "własny stadion". Widać było, że szczęście im nie dopisuje... Całkowicie opuścili ręce, gdy w osiemdziesiątej piątej minucie z boiska wyleciał Niklas Forsberg...

 

Koleje spotkanie wygraliśmy i nadal zostajemy drużyną, która nie poniosła w tym sezonie ani jednej porażki. Boje się, że kiedy to nastąpi, odczujemy ją bardzo mocno... Po pięciu spotkaniach mogę oficjalnie ogłosić, że: boję się tego sezonu!

 

[5/22] Div 2 Västra Götaland

[4] Mellerud 0:1 Eneby [3]

 

J.Ferm - Piyo, J.Reithe (P.Jonsson 64'), F.Jansson, O.Anderson - D.Pintaric, R.Andersson, C.Jonsson, M.Świerczewski, G.Valda (N.Thore 64') - M.Jacobsson

Odnośnik do komentarza

- Walczycie o awans, czy po prostu to jest przypadek, że tak dobrze Wam idzie w lidze? - Zapytał się Konusonogiego jeden z dziennikarzy.

- Przypadkiem, to Pan tu trafił. Do widzenia.

 

 

Dziennik "Konusa" #23

 

Norrkoping, stadion Fyrbyplan, 24. maja 2007

 

Wreszcie mogliśmy zaprezentować się przed własną publicznościa. Musieliśmy to zrobić porządnie, zwłaszcza, że jesteśmy, jak na razie, niepokonani. Przed meczem doszła mnie informacja, że będą mogli zagrać Bengtsson oraz Vardin. Niestety do listy kontuzjowanych dołączył Christoffer Jonsson, który rozciął sobie głowę. Jego przerwa będzie trwała około tygodnia, więc najprawdopodobniej nie zagra w jeszcze kolejnym spotkaniu. Jednak teraz podejmowaliśmy Olme i to było najważniejsze.

 

Zaczęliśmy niesamowicie dobrze - prawie tak dobrze, jak ostatnio. Już pierwsza akcja pokazała, że jesteśmy przeciwnikiem groźnym, którego strzec się trzeba od pierwszych minut spotkania. W trzeciej minucie świetną grą popisał się duet Anderssonów. Ove znakomicie zauważył wbiegającego na wolne pole Roberta i posłał mu piłkę wprost pod nogi. Pomocnik Eneby BK, osaczony przez jednego z defensorów gości, odwrócił się z piłką i zasadził niesamowitą bombę, kierując piłkę do bramki. Golkiper gości, niejaki Amel Hrnjic, nie miał szans przy obronie tego strzału... Niestety, po strzale gola stało się najgorsze. Moi piłkarze nie tylko odpuścili sobie grę ofensywną, ale do tego dopuszczali gości do naszego pola bramkowego. Zabrakło im jaj takich, jakie mieli w ostatnim spotkaniu. Myśleć długo nie trzeba, do czego mogła doprowadzić taka gra. W czternastej minucie, Peter Edin wykorzystał jeden z takich "prezentów", w tym przypadku podziękowania powinien słać Fredrikowi Janssonowi, strzelając bramkę wyrównującą dla swojego zespołu. Byłem wściekły, choć nadal zadowolony. Ważne, że wynik utrzymaliśmy do końca pierwszej połowy.

 

Druga połowa była popisem gry defensorów drużyny Olme. Na szczególne słowa uznania zasługuje Armin Mustavic, który kilkakrotnie zatrzymywał moich zawodników, dając jednocześnie odetchnąć golkiperowi. Jednak mimo dobrej gry, potrafiliśmy zagrozić kilka razy bramce Hrnjica. Najlepszą sytuację zmarnował Robert Andersson, który trafił w słupek, po swoim strzale z dystansu. Natomiast Marek Świerczewski pomylił się o kilka centymetrów, uderzając z rzutu wolnego. Byliśmy drużyną przeważającą, jednak nie potrafiliśmy tego wykorzystać. Mimo zmian, jakie przeprowadziłem w trakcie spotkania, nie zdołaliśmy strzelić tej jednej, decydującej bramki. Z drugiej strony, powinniśmy się cieszyć, że i goście nie strzelili tej jednej bramki, a samo spotkanie zakończyło się podziałem punktów.

 

[6/22] Div 2 Västra Götaland

[2] Eneby 1:1 Olme [3]

 

J.Bengtsson - Piyo, J.Reithe, F.Jansson (P.Jonsson 66'), O.Andersson - N.Thore, M.Jacobsson (G.Valda 45'), R.Andersson, M.Świerczewski, D.Pintaric - S.Vardin

 

----------

zdziarson - Być może dlatego, że przez liczbę zawodników, zostałem zmuszony grać jednym napastnikiem. Choć mało strzelamy, to, chyba, nawet dobrze na tym wychodzimy, bo i mało tracimy :P

Vetr - Trochę prawdy w Twojej wypowiedzi jest :-k

Odnośnik do komentarza

Dziennik "Konusa" #24

 

Norrkoping, stadion Fyrbyplan, 31. maja 2007

 

Pierwszy raz, tak oficjalnie, przed własną publicznością pokazać mógł się Henrik Hultberg, który wrócił do gry po kontuzji. Dość szybko kibice mogli ujrzeć też Christoffera Jonssona, który także nie zwlekał z wylizywaniem się z urazu i był w pełnej gotowości do występu przeciwko Farjestaden. I bardzo dobrze! Tak mogę mówić już po fakcie!

 

Nasza przewaga nad przeciwnikiem była widoczna od pierwszych minut spotkania i utrzymała się przez pełne dziewięćdziesiąt minut. Zresztą widać to było, po ilości strzałów oddanych przez drużynę gości - tylko trzy próby, z czego żaden strzał nie był oddany w światło bramki. Ja natomiast wreszcie uwierzyłem, że mój zespół potrafi coś więcej, niż tylko strzelanie w trybuny. Numerem jeden, na boisku, został Robert Andersson, który już w dziewiątej minucie rozwiązał worek pełen bramek. Wykorzystał świetną "wystawkę" Świerczewskiego i mocnym strzałem pokonał golkipera drużyny Farjestaden. Nasze akcje były prowadzone, przede wszystkim, lewą stroną, gdzie świetnie spisywał się duet Piyo - Thore. Wszystko zaczynał kenijski defensor, a Szwed znakomicie posyłał piłki w pole karne rywali. Tak też było w dwudziestej pierwszej minucie. Lewy skrzydłowy świetnie wrzucił piłkę, jednak tam dobrze ustawiony Kim Johansson przeciął jej lot, wybijając ją za pole karne. Zrobił to jednak tak pechowo, że wpadła ona pod nogi C.Johnssona, który świetnym strzałem pokonał golkipera, dając nam drugą bramkę i podwyższając prowadzenie. Radość na trybunach nie była jakaś wielka, a przynajmniej słabo odczuwalna. Z trochę większym entuzjazmem zareagowali kibice, gdy dziesięć minut później sędzia sięgnął po czerwoną kartkę. Pokazał ją jednemu z napastników gości, dokładniej Tobiasowi Ramstedtowi, który chcąc pomóc kolegom z obrony, nabrudził na całej linii. Chamsko pociągnął Pintarica za koszulkę, więc sędzia nie miał wyboru, jak wyrzucić go z boiska, a nam podyktować "jedenastkę", gdyż cała sytuacja miała miejsce na polu karnym. Rzut karny pewnie wykorzystał Thore, dając nam trzy bramki przewagi nad gośćmi z Kalmar. To jednak nie był koniec, jak się po pewnym czasie okazało, naszej totalnej dominacji w pierwszej połowie. Jeszcze w trzydziestej dziewiątej minucie, Robert Andersson dobił rywali, strzelając bramkę z najbliższej odległości. Dołożył tylko nogę, do podania Pintarica, a piłka odbijając się, sama wpadła do bramki. 4:0, po pierwszej połowie!

 

Drugą połowę mieliśmy zagrać spokojnie i bez nerwów. Wszystko po to, aby nie złapać niepotrzebnych nikomu kontuzji, a i żeby nie męczyć się bezsensownie. Najważniejsza była dla mnie jedna rzecz - skończyć to spotkanie, nie tracąc żadnej bramki. Byłoby to dla nas,a przynajmniej dla mnie, poniżenie. Na szczęście tak się nie stało, gdyż rywale nie mieli jak dojść do naszego pola karnego, nie mówiąc już o strzale na bramkę. W trakcie spotkania z boiska zdjąłem debiutującego Hultberga, którego jeszcze nie chciałem przemęczać po kontuzji. W jego miejsce wszedł Peter Jonsson, a piłkarze nadal wykonywali moje polecenia. Grali spokojnie, nie wysilając się zbytnio. Dobrze rozgrywali piłkę, raz na jakiś czas konstruując akcję ofensywną. Jednak zmiana golkipera w drużynie gości wyszła im na dobre. Jonas Deurell pewnie wyłapywał wszelkie piłki, nie dając się zaskoczyć w żaden sposób. Mnie jednak to nie interesowało, gdyż mieliśmy taką przewagę, a właściwie to mieliśmy podwójną przewagę, że mogłem sobie siedzieć spokojnie na ławce trenerskiej i przyglądać się, jak zachowują się moi piłkarze na boisku. Mecz zbliżał się ku końcowi, a ja powoli szykowałem się do opuszczenia stadionu w znakomitym humorze. Jednak ten humor został jeszcze bardziej poprawiony, gdy tuż przed gwizdkiem sędziego zespół zdobył piątą bramkę! Właściwie, to goście sami ją sobie wbili. Beznadziejnie zachował się Per-Martin Carlsson, który wybił piłkę... nie w tą stronę co trzeba, pokonując własnego bramkarza. Po spotkaniu okazało się, że zostaliśmy liderem ligi!

 

[7/22] Div 2 Västra Götaland

[2] Eneby 5:0 Farjestaden [10]

 

J.Bengtsson - Piyo, J.Reithe, O.Andersson (F.Jansson 74'), H.Hultberg (P.Jonsson 60') - N.Thore, R.Andersson, C.Jonsson, M.Świerczewski, D.Pintaric - S.Vardin (M.Jacobsson 83')

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...