Skocz do zawartości

Przez Bałtyk do sławy


Abruś

Rekomendowane odpowiedzi

Dziennik "Konusa" #4

 

Goteborg, stadion Hjallbovallen, 13. lipca 2006

 

Dobra passa wiecznie trwać nie mogła. W naszej grze było więcej szczęścia, niż umiejętności. Jednak wiadomo jest i to nie od dnia dzisiejszego, że do wszystkiego szczęście jest potrzebne. Miało nas opuścić ono w wyjazdowym spotkaniu, gdzie w Goteborgu podejmowaliśmy Gunnilse IS, czyli lidera tabeli. Byliśmy jednak zwarci i gotowi, a dobrą passę chcieliśmy jak najdłużej utrzymać. No właśnie...

 

Takiego początku piłkarzom gospodarzy mogli zazdrościć najlepsi. Szybka i dokładna gra sprawiła, że po niecałych dziesięciu minutach przegrywaliśmy już 0:2. Przy stracie obydwu bramek zawinił ten sam piłkarz. Mowa tutaj o Peterze Jonssonie, moim prawym defensorze, który tragicznie rozpoczął to spotkanie. Już w czwartej minucie zachował się jak dziecko, dając się ominąć, z wielką łatwością, jednemu ze skrzydłowych drużyny gospodarzy. Martin Karlsson znakomicie wyrwał się z "sideł", zastawionych właśnie na niego, a swoją świetną wrzutką uraczył Alejandro Castro. Szwed najwyżej wyskoczył do piłki, z pośród piłkarzy, którzy się tam znajdowali i uderzeniem z główki pokonał mojego golkipera. Chwilę później Jonsson znów się nie popisał. Chciał wybić piłkę, jednak całość wyglądała tak, jakby podał ją do nadbiegającego Nestenborga. Dwudziestojednoletni kapitan Gunnilse długo się nie zastanawiał, co ma zrobić i szybko wrzucił futbolówkę w pole karne. Tam czekał już na nią Hetemi, który nie tylko spokojnie ją przyjął, ale z jeszcze większym spokojem wpakował ją w naszą bramkę. Już przed meczem czułem swąd porażki, jednak nie wiedziałem, że obrzydzenie nadejdzie po dziesięciu minutach. Jednak obrzucający zapach zaczął powoli znikać, robiąc miejsce czemuś przyjemnego. Wreszcie się ocknąłem z tego stanu i doszło do mnie, że mokra murawa zaczęła robić cuda. Piłka zaczęła się robić śliska, a bramkarze mieli problemy z jej łapaniem i utrzymaniem w rękach. Pierwszy błąd popełnił wtedy Jimmy Holm, który w dwudziestej szóstej minucie wpuścił gola. Nie tylko pogoda miała wpływ na tą bramkę, ale również świetne zagrania dwójki moich piłkarzy - Martina Jacobssona oraz Cristoffera Jonssona. Pierwszy dostrzegł wbiegającego, z prawej strony, kolegę i zagrał mu idealną piłkę wprost pod nogi, a ten mocnym strzałem pokonał golkipera. W prawdzie Holm zdołał odbić piłkę, jednak tej zabrakło pół metra i wpadła wprost do siatki. Znów szczęście się do nas uśmiechnęło, ale nikt z nas nie płakał z tego powodu. Za bardzo cieszyć się jednak nie mogliśmy, bo jakby nie patrzeć, to piłkarze gospodarzy odstawali od nas ze swoimi umiejętnościami. My byliśmy robakiem, którego trzeba zgnieść, oni człowiekiem, który mógł rozgnieść robaka. Jednak okazało się, że to robak był górą. Znów trochę szczęścia mieliśmy, gdy pod koniec pierwszej połowy sędzia podyktował dla nas rzut karny. Jacobsson przepychał się pomiędzy obrońcami, chcąc oddać strzał z jak najbliższej odległości. Sędzia dopatrzył się wcześniej faulu i przerwał grę. Zaczęły się kłótnie i dyskusje, ze strony piłkarzy Gunnilse, jednak ten był bezdusznym skurwysynem. Akurat w tej sytuacji, to się z tego powodu cieszyłem. "Jedenastkę" na bramkę zamienił Ove Andersson, strzelając swojego pierwszego gola w barwach klubu.

 

Beznadziejny początek zostawiliśmy daleko w tyle, doprowadzając do wyrównania. Jednak teraz nas czekała gorsza, druga połowa. Gospodarze byli rozwścieczeni, a my musieliśmy zrobić wszystko, byle tylko ten wynik utrzymać. Z boiska zszedł Petter Jonsson, który był najsłabszym ogniwem w zespole. Jego miejsce zajął Stridh*, który zmienił także pozycję Cristoffera Jonssona (cofnął się do linii obrony). Druga część spotkania zaskoczyła mnie dość pozytywnie. Moi zawodnicy zaczęli grać jak równy z równym, widząc swoją nikłą szanse na zdobycie choć jednego punktu. Walczyli o każdą piłkę, a w obronie wszyscy stawali murem, jak jeden mąż. W spotkaniu lepiej spisali się obrońcy, aniżeli napastnicy, czy pomocnicy mojego zespołu. Oczywiście Jacobsson nie wchodzi w tą "grę", gdyż był autorem dwóch asyst. Niestety, Vardin zmarnował dwie akcje, a Pintaric, który trafił na lewą stronę, nie potrafił znaleźć swojego miejsca na boisku. Ten pierwszy został zmieniony w sześćdziesiątej trzeciej minucie. Na jego miejsce wstawiłem Sorlistena, gdyż coraz poważniej myślałem o defensywie, a nie konstruowaniu akcji ofensywnych. Niestety, zmiana nie przyniosła zamierzonego skutku, gospodarze ruszyli ostro do ataku, często omijając moich zawodników jak pachołki. Nie trzeba się długo zastanawiać, jak mogło się to skończyć. W osiemdziesiątej drugiej minucie wpadła bramka, która ustaliła wynik spotkania. Dobrze broniący Bengtsson musiał uznać wyższość Begolliego. Jednak to jeszcze nie był koniec moich zmartwień. Jak się okazało, tuż przed zakończeniem spotkania, poturbowany został Reithe...

 

Mimo porażki, utrzymaliśmy się na dziewiątej pozycji w lidze, wyprzedzając następną Svenljungę o dwa punkty.

 

 

[13/22] Div 2 Västra Götaland

[1] Gunnilse 3:2 Eneby [9]

 

J.Bengtsson - O.Andersson, J.Reithe, F.Jansson (G.Valda 82'), P.Jonsson (M.Stridh* 45') - D.Pintaric, M.Świerczewski, H.Bengtsson*, C.Jonsson - S.Vardin (T.Sorlisten 63'), M.Jacobsson

 

----------

net - :x

Odnośnik do komentarza

Piotr Konusonogi na dwa tygodnie stracił zawodnika. Stłuczone żebra Reithego, wykluczyły go na dwa tygodnie z gry. Pewne jest, że nie zagra w najbliższym spotkaniu z Sandared i nie wykluczone, że kibice nie zobaczą defensora podczas wyjazdowego meczu z Flodą.

 

 

Dziennik "Konusa" #5

 

Norrkoping, stadion Fyrbyplan, 20. lipca 2006

 

Było już pierwsze zwycięstwo i pierwsza porażka. Do mojej pełni szczęścia brakuje tylko remisu. Takowy mógł paść właśnie w Norrkoping, gdzie na własnym stadionie przyjmowaliśmy wicelidera z Boras. Nasi następni przeciwnicy cały czas depczą po piętach drużynie Gunnilse. Jednak przez ich sinusoidalną formę, ciągle brakuje im tych kilku punkcików, aby wskoczyć na pierwszą pozycję. Liczyłem, że trafimy właśnie na takie wahanie formy, choć Sandared przegrał ostatni raz 25. maja...

 

Już pierwsze minuty spotkania pokazały, że będzie to bardzo wyrównany mecz. I tak też było, choć to goście mieli trochę przewagi i nie dość, że częściej byli przy piłce, to i stworzyli więcej akcji pod naszą bramką. Najgroźniejszym, a przy tym najłagodniejszym, zawodnikiem był Emil Moberg-Lunden, który aż trzykrotnie próbował pokonać mojego golkipera. To było w tym najgroźniejsze. A dlaczego jednocześnie był łagodny? Gdyż ani razu nie trafił w naszą bramkę, waląc piłkę w trybuny stadionu. W ekipie Eneby kolejne dobre spotkanie rozgrywał Martin Jacobsson, który choć strzelał tylko raz na bramkę, to jednak zmusił golkipera do wielkiego wysiłku. Do tego wszystkiego dochodzi fakt, że nie grał "na sępa", a "zaopatrywał" kolegów kolejnymi to podaniami. Jego gra podnosiła skrzydełka moim zawodnikom, a doskonale to wykorzystywał chociażby Ninos Thore, lewy skrzydłowy i kapitan zespołu. Miał on szansę na strzelenie niesamowitego gola, jednak piłka po jego strzale, zza pola karnego, trafiła prosto w słupek bramki. Wracając jednak do Jacobssena... Podejrzewam, że grałby całe spotkanie, gdyby nie fakt, że pod koniec pierwszej połowy doznał drobnego urazu, co musiało się skończyć zmianą...

 

Zmiana ta nastąpiła w drugiej połowie, a jego miejsce zajął Gabriel Valda. Wyrównana gra toczyła się dalej, a dzięki dobrej grze Bengtssona oraz Claessona, obydwoje to bramkarze, nie było ich widać na horyzoncie. Nie pomagały zmiany, ani zagrywki, jakimi "popisywali" się zawodnicy. Coś ruszyło się dopiero w siedemdziesiątej minucie, gdy moi zawodnicy troszkę mocniej jakby przycisnęli rywali. Zepchnęli ich całkowicie do obrony, "zamykając" ich za linią wyznaczającą środek boiska. Na sukces drużyny, przede wszystkim, ostro pracowali Valda, który pojawił się po przerwie, a także Christoffer Jonsson, który wszedł do gry w międzyczasie. Jednak żaden z nich nie strzelił bramki. Ta wpadła w siedemdziesiątej trzeciej minucie, a jej autorem został Simon Vardin, utrzymując się w rywalizacji o miano najlepszego strzelca w zespole. Napastnik świetnie wbiegł na wolne pole, spokojnie przyjął piłkę i mocnym strzałem skierował ją do bramki, nie dając szans Claessonowi. Będący w świetnych humorach zawodnicy, postanowili jeszcze bardziej dobić przeciwnika. Udało się im to jeszcze raz zrobić, po pięciu minutach od poprzedniej bramki. Tym razem zrobił to Stridh, który kilka minut wcześniej wszedł na murawę.Jednak nasza chwila nieuwagi i odprężenia pozwoliła zawodnikom Sandaredu na wyrównanie. W osiemdziesiątej minucie spotkania Reinholdsson dał swoim kibicom powód do radości, a sobie zapisał drugie trafienie w tym sezonie. Jednak jak się okazało, goście nie mieli tyle sił, aby wpakować nam wyrównującą bramkę. Zakończyliśmy spotkaniem i znów cieszyliśmy się z trzypunktowej zdobyczy.

 

[14/22] Div 2 Västra Götaland

[9] Eneby 2:1 Sandared [2]

 

J.Bengtsson - O.Andersson, M.Świerczewski, F.Jansson, P.Jonsson - M.Thore, T.Sorlisten (M.Stridh* 74'), H.Bengtsson*, D.Pintaric (C.Jonsson 57') - S.Vardin, M.Jacobsson (G.Valda 45')

 

----------

Vetr - To Ty przeczitowałeś cały sezon i go opisałeś w taki sposób, aby to ukryć :keke:

Odnośnik do komentarza

Dziennik "Konusa" #6

 

Avesta, stadion Avestavallen, 27. lipca 2006

 

Avesta - kolejny zespół znajdujący się "pod" nami, jednak wcale to nie znaczy, że jest od nas znacznie gorszy. Podobnie jak my, biało-niebiescy skaczą sobie pomiędzy ósmym a ostatnim miejscem, nie mogąc znaleźć dla siebie dobrej pozycji. Co lepsze, ten klub był jednym z około piętnastu, który pozostawał bez menadżera. Było to zarówno śmieszne, jak i smutne, gdyż i takim klubem było Eneby, przejmując je po dwu czy trzy miesięcznym "bezkrólewiu"...

 

Mój wywód, na temat tego spotkania, będzie jedynie krótką wzmianką. Trzeba sobie założyć kilka pewnych rzeczy, które miały miejsce w stu procentach. Po pierwsze, bez wątpienia spotkanie się odbyło. Po drugie, nie ma co do tego wątpliwości, że zagrały dwie drużyny. Po trzecie... Z zawodników, którzy podobno biegali po trawie jak świeżo przebudzone krowy z rana, pamiętam jedynie nazwisko Jimmy Nyberga. Zastanawiające jest to, dlaczego nie wymieniłem żadnego z moich piłkarzy? Odpowiem w ten sposób: gdyby skrzydłowy gospodarzy nie wyleciał z boiska, to i jego bym nie pamiętał po takim spotkaniu. To, co odbyło się na stadionie Avestavallen, trudno było nazwać meczem piłki nożnej. To był totalna nuda... Ale z drugiej strony cieszę się z tego powodu, gdyż wreszcie dostałem idealną odpowiedź na inne moje pytanie - dlaczego na mecz przychodzi tak mało kibiców? Wydawać by się mogło, że powinienem był zły na moich piłkarzy. Owszem, nie jestem pocieszony, że nie wykorzystali nadarzającej się okazji, ale ważne jest to, że zdobyliśmy punkt. Na to muszę patrzeć i znajdować "plusy" w "minusach".

 

[15/22] Div 2 Västra Götaland

[11] Avesta 0:0 Eneby [9]

 

J.Bengtsson - O.Andersson (F.Jansson 63'), M.Świeczewski, J.Reithe, C.Jonsson - N.Thore, H.Bengtsson*, T.Sorlisten (G.Valda 45'), D.Pintaric - S.Verdin, M.Jacobsson

 

----------

.erzet. - O awansie nawet nie myślę, zwłaszcza że ciągle gram szaraczkami. Poza tym, to jest bardzo bardzo bardzo mało prawdopodobne.

Odnośnik do komentarza

Podsumowanie licpa 2006

 

Sytuacja w klubie:

Bilans - 2-1-1

Bramki - 5:4

Div 2 Västra Götaland - 9. miejsce

Najlepszy strzelec - Simon Vardin - siedem bramek

Najlepszy asystent - Martin Jacobsson - trzy asysty

 

 

Transfery na świecie:

1. Fernando Torres [22 lata, ESP 33A/13, N], Atletico Madryt -> Liverpool FC - 420 mln szwedzkich koron

2. Michael Essien [23 lata, GHA 15A/0, O Ś / P PŚ], Chelsea Londyn -> Manchester United - 420 mln szwedzkich koron

3. Luis Garcia [28 lat, ESP 3A/0, OP PLŚ / N Ś], Liverpool FC -> Arsenal Londyn - 210 mln szwedzkich koron

4. Gianpaolo Pazzini [21 lat, ITA 0A/0, N], ACF Fiorentina -> FC Barcelona - 145 mln szwedzkich koron

5. Luca Toni [29 lat, ITA 13A/2, N], ACF Fiorentina -> VfB Stuttgart - 122 mln szwedzkich koron

 

Transfery w Polsce:

1. Adrian Sikora [26 lat, POL 0A/0, N], Groclin Grodzisk Wlkp. -> Legia Warszawa - 26 mln szwedzkich koron

2. Marcin Smoliński [21 lat, POL 0A/0, OP PLŚ], Legia Warszawa -> Groclin Grodzisk Wlkp. - 8,75 mln szwedzkich koron

3. Maciej Korzym [18 lat, POL 0A/0, OP / N Ś], Legia Warszawa -> Wisła Płock - 6,75 mln szwedzkich koron

4. Francois Endene Elokan [27 lat, CAM 0A/0, OP / N Ś], Pogoń Szczecin -> Lorken - 6,75 mln szwedzkich koron

5. Michał Chałbiński [29 lat, POL 0A/0, N], Zagłębie Lubin -> Sint-Truiden - 6,25 mln szwedzkich koron

 

 

Ligi w Europie:

Dania - Odense BK [+0]

Finlandia - Tampere United [+2]

Niemcy - -

Polska - Wisła Kraków [+2}

Rosja - Zenit Sankt-Petersburg [+1]

Szwecja - Orgryte [+3]

 

 

Mecze reprezentacji Polski:

-

 

 

Ranking światowy:

1. Hiszpania [980], 2. Francja [936], 3. Meksyk [928], ..., 25. Polska [716]

Odnośnik do komentarza

Dziennik "Konusa" #7

 

Floda, stadion Flodala IP, 3. sierpnia 2006

 

Szoku doznałem już przed sam spotkaniem z Flodą, z którą graliśmy na stadionie rywali. Nasze ostatnie sukcesy zostały nazwane czymś niesamowitym, a ja sam osobą, która może stać się legendą klubu, w dość niedługim czasie. Ale to, co ujrzałem w dzisiejszej gazecie, jeszcze przed meczem, zbiło mnie całkowicie z nóg. Tytuł jednej z lokalnych gazet brzmiał - Floda przed ciężkim meczem z Eneby. Nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie to, że my byliśmy drużyną na dziewiątym miejscu w tabeli ligowej, a gospodarze walczyli o awans, trzymając się na trzeciej pozycji...

 

Spotkanie zaczęliśmy dosyć odważnie, nie bojąc się podchodzić pod bramkę gospodarzy. Cóż z tego, skoro gospodarze świetnie się bronili, a i trudno było obejść Pattersona. Ten jednak troszkę jakby przesadził, gdyż od piętnastej minuty zaczął delikatnie kuśtykać. Nie byliśmy jednak drużyną przeważającą. Mecz był bardzo wyrównany, a gospodarze nie dali się tak łatwo zepchnąć do obrony. W prawdzie ich gra pozostawiała dużo do życzenia, jednak zmusili kilka razy mojego golkipera do interwencji. Tak było przy strzałach Sethena Hilla, czy Bjorna Lanno. Na szczęście, przynajmniej dla nas, więcej strzałów oddawali w trybuny, niż w samą bramkę. Mimo wyrównanego spotkania, gra obydwu drużyn mogła się nie podobać kibicom. Może nie było ich za dużo, tylko trzystu pięćdziesięciu, jednak widać było po ich twarzach, że zaczynają się nudzić, oglądając tam marne widowisko. Ich humory, a właściwiej powinienem napisać - poruszenie na trybunach nastało w trzydziestej trzeciej minucie. Wtedy to padła pierwsza bramka, a co najważniejsze, padła dla mojego zespołu. Jej autorem został Vardin, który ostatnimi meczami pokazuje, że jest niezastąpiony w ataku. Dzięki tej akcji, na przerwę schodziliśmy jako drużyna prowadząca.

 

W przerwie, z boiska zdjąłem Thore. Jest to zawodnik bardzo nierówny, który przeplata dobre spotkania z gorszymi. Będę musiał powoli myśleć, nad sprowadzeniem nowego skrzydłowego. Jego miejsce zajął Stridh*. Gra nie zmieniła się, więc znów można było oglądać nudne, ale wyrównane spotkanie. Miałem nadzieję, że taki wynik utrzymamy do końca i znów będziemy mogli świętować trzypunktową zdobycz. W sześćdziesiątej trzeciej minucie, Jacobsson opuścił boisko. Pech chciał, że potknął się o własną nogę i tak niefortunnie spadł na rękę, że ból nie pozwolił mu na dalszą grę. Zmienił go Valda, jednak nie zmieniła się nasza gra. Wymuszoną zmianę musieli przeprowadzić też gospodarze. O drobnej "usterce" Patterssona wspominałem już wcześniej. Golkiper Flody nie zdołał ukończyć spotkania i w sześćdziesiątej dziewiątej minucie zmienił go Johansson. Wszystko wskazywało na to, że spotkanie zakończy się naszym skromnym zwycięstwem, a żadna drużyna nie zdoła przeprowadzić już decydującej akcji. Stało się zupełnie inaczej i to gospodarze mogli cieszyć się ze szczęśliwego zakończenia takiej akcji. W osiemdziesiątej drugiej minucie, Remler, który wszedł na boisko w trakcie drugiej części spotkania, znakomicie uderzył zza linii pola karnego, nie dając żadnych szans Bengtssonowi. Świetnie w tej sytuacji zachował się Lanno, który dostrzegł swojego partnera i wycofał do niego futbolówkę, a nie grał "na sępa". Dzięki tej akcji, gospodarze cieszyli się z jednopunktowej zdobyczy, a my możemy pluć sobie w brody, że nie utrzymaliśmy wyniku jeszcze przez osiem minut.

 

[16/22] Div 2 Västra Götaland

[11] Avesta 1:1 Eneby [9]

 

J.Bengtsson - O.Andersson, M.Świeczewski, J.Reithe, C.Jonsson - N.Thore (M.Stridh* 45'), H.Bengtsson*, T.Sorlisten, D.Pintaric - S.Verdin, M.Jacobsson (G.Valda 63')

 

----------

Kwiti - Szybciej wylecę z klubu, gdyż przez ciągle topniejącą kasę klubową, stanę się mało opłacalny :keke: Co do życia w Szwecji - caly czas do przodu.

Odnośnik do komentarza

Dziennik "Konusa" #8

 

Norrkoping, stadion Fyrbyplan, 10. sierpnia 2006

 

Przed moim przyjściem, Eneby BK było ligowym pośmiewiskiem, któremu ciężej było strzelić, niż stracić bramkę. Mieli problemy ze zdobyciem choć jednego punktu, przed własną publicznością, a zawodnicy nie potrafili się skupić na grze. Pojawienie się mojej osoby w klubie, całkowicie go odmieniło, robiąc z zawodników "gwiazdy", a z samego klubu wielką niespodziankę. Wiele wskazuje na to, że zawodnicy nie mogli pogodzić się z faktem, iż nie kieruje nimi żadna osoba. Przyjście nowego menadżera pozwoliło im na wyciśnięcie z siebie wszystkich potów i pozostawieniu po sobie jak najlepszego śladu. Co za tym również idzie, z meczu na mecz poznają się coraz bardziej i zaczynają odnosić swoje małe sukcesiki. Małe, ale historyczne...

 

Na pierwszą połowę, w meczu z ostatnim Hjulsbro, wyszedł trochę zmieniony skład. Na boisku nie pojawił się Jabobsson, który ostatnimi czasy nie może rozegrać pełnego spotkania, a i Sorlistena zabrakło w wyjściowej jedenastce. Co z tego wyszło? Już po półtorej minuty strzeliliśmy pierwszą bramkę, która była tylko sznurkiem, rozwiązującym ich cały worek. Swoją pierwszą szansę wykorzystał Simon Vardin. Wykorzystał on podanie od Valdy i mocnym uderzeniem, z pierwszej piłki, posłał piłkę wprost do siatki rywali. Od pierwszych minut zaczęliśmy kontrolować grę i przez całe spotkanie to my rozdawaliśmy karty. Przeciwnik może nie był słaby, ale był zbyt zszokowany wydarzeniami, które dzieją się na stadionie Fyrbyplan. Sto dziewięćdziesiąt jeden mord, które przybyło oglądać to spotkanie z perspektywy kibica zajadającego popcorn na stadionie, długo nie musiało czekać na koleją bramkę. Druga wpadła w szesnastej minucie, a świetną akcją znów popisał się duet Vardin - Valda, do którego nie byłem początkowo przekonany. Podział ról był taki jak ostatnio, a strzelec bramki, Vardin, mógł cieszyć się ze zdobycia dziesiątego gola w tym sezonie. Ponieważ mieliśmy zdecydowanie wyraźną przewagę, nakazałem grać piłkarzom troszkę łagodniej, aby nie doszło do żadnych nieprzyjemnych incydentów. Jednak Ci, z czego się bardzo cieszę, robili dalej swoje - strzelali kolejne bramki, które wywoływały entuzjazm wśród kiciów zgromadzonych na stadionie. Oszołomieni tym co się dzieje, zawodnicy Hjulsbro, zostawiali nam coraz to więcej miejsca. Po raz kolejny wykorzystał to mój superduet napastników, który w tym spotkaniu grał niesamowicie... zajebiście. Innego słowa uznać nie można, gdyż tak w rzeczywistości grali. W trzydziestej dziewiątej minucie, Valda jakimś cudem znalazł się po prawej stronie boiska. Wyrwał piłkę jednemu z defensorów i posłał ja na pole karne. Jego partner w ataku, uderzeniem z główki, nie dał szans Haraldssonowi, który grał tak samo słabe spotkanie, jak jego koledzy. Dzięki temu, Vadrin cieszył się ze zdobycia hattricka, a Eneby prowadziło trzema bramkami. Tuż przed końcem pierwszej części spotkania, swoimi umiejętnościami, niemałymi zresztą, popisał się Daniel Pintaric. W czterdziestej czwartej minucie strzelił gościom bramkę "do szatni", uderzając zza linii pola karnego. Jednak okazało się, że to nie była jedyna "szatniana" bramka. Już w doliczonym czasie gry, Marek Świerczewski wykorzystał wrzutkę z rzutu rożnego i popisał się świetnym wolejem. Były piłkarz GKSu Katowice ustalił wynik pierwszej połowy.

 

Z szatni Eneby BK biła wielka radość, połączona z jeszcze większym szokiem. Nie musiałem dawać jakiejś wielkiej przemowy, ani wmawiać zawodnikom co mają robić. Byli tak nakręceni, że obojętnie co bym im powiedział, to i tak do nich by to nie dotarło. Jednak musiałem powiedzieć cokolwiek - Nie dajcie się ponieść emocjom. Tak jak myślałem - mądre słowa na nic się nie zdały...

 

Drugą część spotkania rozpoczęliśmy prawie tak samo świetnie, jak pierwszą. Tuż po przewie, mogliśmy zdobyć kolejną bramkę i prowadzić aż sześcioma bramki. Owszem, po strzale Thorego piłka wpadła do siatki, jednak sędzia liniowy dopatrzył się spalonego i nie zaliczył tej bramki. Jednak piłkarze wcale nie ustępowali gościom z Linkoping. Ciągłe ataki i praktyczne ciągle kontrolowana piłka, pozwoliły im tylko raz uderzyć na bramkę strzeżoną przez nudzącego się Bengtssona. Autorem strzału został Jens Ronnback. Defensor miał jednak pecha, gdyż piłka, po mocnym strzale, wylądowała na trybunach, a nie w siatce. Strzał jakby rozzłościł trochę moich piłkarzy, którzy jeszcze troszkę podkręcili tempo gry. Wyglądali jak małe dzieci, które mają masę sił i nie mają dosyć ciągłego uganiania się za czarno-białą piłką. Szósta bramka wpadła sześćdziesiątej drugiej minucie. Trafienie zaliczył, wreszcie, dziewiętnastoletni Gabriel Valda, który nie miał problemu, aby w akcji jeden na jeden pokonać golkipera gości. Chwilę po tym trafieniu zdecydowałem się przeprowadzić pierwsze zmiany. Schodzących Vardina oraz Bengtssona*, kibice żegnali na stojąco. W ich miejsce wprowadziłem Jacobssona, który nie byłby sobą, żeby nie zakończyć spotkania kuśtykając, oraz Sorlistena. Ich świeże siły oraz chęć podwyższenia wyniku, spowodowały jeszcze większe ożywienie się moich zawodników. Piłkarze Eneby grali tak cudownie, że ciężko było odwrócić od nich wzrok. Tak też było w przypadku gości, którzy wybałuszali oczy, gdy patrzyli jak ich bramkarz wyciąga siódmy raz piłkę z siatki. W siedemdziesiątej siódmej minucie, Jacobsson wpakował piłkę w samo okienko bramki. Zrobił to jednak tak niefortunnie, że w szale radości potknął się i upadł na ziemię, a co za tym poszło, lekko zwichnął sobie stopę. Zaraz potem na boisku pojawił się Cristoffer Jonsson. Po trzech minutach, od ostatniego gola, Świerczewski ustalił wynik spotkania, strzelając gola. Drugi raz w tym spotkaniu, Polak ustala wynik połowy/meczu. Nasze zwycięstwo mogło był jeszcze większe, gdyby Andersson wykorzystał rzut karny w osiemdziesiątej piątej minucie spotkania. Nie zmieniło to jednak faktu, że ten wynik, to historyczny wyczyn w dziejach klubu. Najwyższe zwycięstwo, a co za tym idzie, kolejny krok w walce o utrzymanie się w lidze.

 

Szok, szok, szok... i jeszcze raz szok!

 

[17/22] Div 2 Västra Götaland

[9] Eneby 8:0 Hjulsbro [12]

 

J.Bengtsson - O.Andersson, F.Jansson, J.Reithe (C.Jonsson 77'), P.Jonsson - N.Thore, H.Bengtsson* (T.Sorlisten 62'), M.Świerczewski, D.Pintaric - S.Vardin (M.Jacobssen 62'), G.Valda

Odnośnik do komentarza

Następnego dnia, pod wejściem na stadion Fyrbyplan, stało kilka osób. To byli dziennikarze, którzy chcieli jak najszybciej zamienić kilka słów z Piotrem Konusonogim. Sam bohater dnia poprzedniego, był wymęczony po małej imprezie, z okazji historycznie wysokiego zwycięstwa. Jego oczy pokazywały totalne zmęczenie, a oddech dał odczuć wczorajsze napoje. Konusonogi skupił się jednak i stanął spokojnie w jednym miejscu, aby odpowiedzieć na kilka pytań.

 

- W Norrkoping, jest Pan nazywany "Człowiekiem Cudu". Czy zgadza się Pan z tym określeniem?

- Wczoraj, nazywano mnie różnorako, więc jakby zapytałby się Pan mnie o to właśnie wtedy, to pewnie nie zaprzeczyłbym - odpowiedział Polak, a jednocześnie uśmiechnął się, przypominając sobie o wczorajszej imprezie.

- No dobrze, a nie zauważył Pan, że po wstąpieniu w szeregi Eneby BK klub zaczął porządnie grać?

- Klub grałby tak, jak gra teraz, gdyby od początku sezonu kierował nim jakiś menadżer. Zawodnicy są jacy są, ale potrzebują właśnie osoby, która zajmie się skupieniem ich w jedną całość, która zwie się drużyną. - Butelka niegazowanej wody, którą Konusonogi trzymał w ręku, co chwila wędrowała do jego ust. - Obojętnie, kto by był na tym stanowisku, to zdołałby osiągnąć to, co ja. Dlatego, nie widzę potrzeby tak wielkiej podniety moją osobą - skończył wypowiedź, po czym wziął kolejny łyk wody.

- Do końca sezonu zostało już tylko pięć kolejek. Przy takiej formie, jaką w tej chwili załapaliście, mało prawdopodobne jest to, że spadniecie z ligi. Co dalej?

- Pan mówi "tylko", ja odpowiadam "aż". W ciągu tych kilku kolejek wszystko może się zdarzyć, więc nie chcę zapeszać tekstami, że już jedną nogą się trzymamy w lidze - ton głosu trenera zmienił się, po wzmiance o utrzymaniu się, jednak jego nastawienie do wywiadu nie - miał wszystko w dupie tego dnia.

- No dobrze, ale co dalej?

- Kontrakt mam podpisany prawie do końca 2009 roku, więc chciałbym go dopełnić do końca. Jeżeli patrzeć na przyszły sezon, to na pewno przydałyby się jakieś wzmocnienia. Dużo jednak zależy od naszych sponsorów, gdyż już dawno przekroczyliśmy budżet płacowy, a kasa klubowa świeci pustkami.

- To jeszcze ostatnie pytanie, takie trochę z innej beczki. Soren Akeby, trener klubu Malmo FF jest bliski odejścia z tego zespołu. W Szwecji krążą plotki, że prezes będzie chciał zatrudnić Pana na tym stanowisku. Co Pan na to?

- ... - Konusonogi przełknął głośno ślinę, tak jakby ta informacja do niego nie dochodziła. - Pan chyba sobie raczy ze mnie żartować w tym momencie. Skoro przechodzimy już na takie odległe tematy, to dziękuję bardzo za rozmowę. - Odszedł, co chwila przechylając butelkę z wodą. Zrobił kilka kroków w stronę swojego biura, po czym energicznie odwrócił się i wręcz krzyknął do dziennikarzy - pokażę wszystkim, że i z gówna można zrobić jajecznicę! Mój kontrakt z Eneby jest ważny i go wypełnię należycie!

Odnośnik do komentarza

Dziennik "Konusa" #9

 

Skene, stadion Vavarevallen, 24. sierpnia 2006

 

Dwa tygodnie wyczerpujących treningów. Dwa tygodnie przygotowawczego ganiania za piłką, przed pustymi trybunami. Piłkarzom spodobała się pozycja, którą zajmowaliśmy po zwycięskim starciu z Hjulsbro, awansowaliśmy na siódmą pozycję, więc nie chcieli udowodnić wszystkim, że to nie był przypadek. Udowodnić to mieli podczas wyjazdowego spotkania z Skene...

 

Składu nie zmieniłem, bo... żyłem ciągle poprzednim spotkaniem. Już pierwsze minuty pokazały, że mamy do czynienia ze znacznie cięższym do przejścia rywalem. To spotkanie również zaczęliśmy od szybkiego ataku, jednak moi zawodnicy nie mieli pomysłu na pokonanie Akessona. Golkiper gospodarzy był w wyśmienitej dyspozycji, co udowodnił dwukrotnie, w ciągu pierwszych pięciu minut. Wpierw wybronił mocne uderzenie "nie do obrony", które oddał Vardin, a następnie świetnie interweniował przy strzale Marka Świerczewskiego. Piłkarze drużyny przeciwnej dłużni nie byli i też dosyć często sprawdzali formę Bengtssona. Ten był również nieugięty nie dał się zaskoczyć w żaden sposób. Widać było, że to była niesamowita "walka" obu golkiperów, o status najlepszego w tym spotkaniu. Jednak to troszkę denerwowało kibiców, którzy byli żądni bramek. Nie doczekali się ich jednak w pierwszej połowie...

 

Co innego, jeśli patrzeć na drugą część spotkania. W prawdzie, powinienem napisać w cudzysłowie, że bramka padła, no ale napiszę bez - bramka padła. Stało się to w pięćdziesiątej trzeciej minucie. Solowy rajd urządził sobie Jonsson, który w jego zenitalnym momencie uderzył w stronę bramki. Piłka została wybita przez bramkarza, ale wpadła wprost pod nogi Daniela Pintarica. Ten momentalnie wrzucił ją na Thorego, który znajdował się na idealnej pozycji do strzału. Skrzydłowy dopadł do piłki, a raczej piłka dopadła skrzydłowego, a ten mocnym strzałem umieścił ją w siatce. Cieszyłem się jak małe dziecko. Jednak humor zjebał mi sędzia spotkania, Pan Christian Dahlberg, który po konsultacji z liniowymi pomocnikami, odgwizdał spalony. Na nic zdały się dyskusje i próby przekonania arbitra, gdyż ten nie zmienił zdania. To nas trochę załamało i nie potrafiliśmy skonstruować już żadnej, naprawdę groźnej, akcji... Na szczęście, gospodarze walczyli tylko o remis i takim wynikiem to spotkanie się zakończyło.

 

Po spotkaniu okazało się, że remis dał nam znacznie więcej, niż jeden punkt. Awansowaliśmy o kolejną pozycję, plasując się na szóstym miejscu.

 

[18/22] Div 2 Västra Götaland

[8] Skene 0:0 Eneby [7]

 

J.Bengtsson - O.Andersson, F.Jansson (M.Stridh* 63'), J.Reithe, P.Jonsson - N.Thore (C.Jonsson 45'), H.Bengtsson*, M.Świerczewski, D.Pintaric - S.Vardin, G.Valda

Odnośnik do komentarza

Dziennik "Konusa" #10

 

Norrkoping, stadion Fyrbyplan, 31. sierpnia 2006

 

Sezon zbliża się ku końcowi, a zawodnikom coraz bardziej uwidacznia się zmęczenie na twarzach. Dziwić się im nie można, gdyż rozegrali już siedemnaście, z tym osiemnaście, morderczych spotkań, które doprowadzały do szału nie tylko ich, ale i sztab szkoleniowy Eneby BK. Jednak, mimo tego okropnego wysiłku, piłkarze chcieli jakby coś udowodnić...

 

Frajestaden znajdowało się jedno oczko wyżej od nas. Nie raz udowadnialiśmy już, że i dla takich drużyn potrafimy być groźni, więc jakoś specjalnie nie bałem się przeciwnika. Zresztą, nie bali się go i piłkarze, którzy bardzo szybko wypracowali sobie pierwszą bramkę. Już w piątej minucie, Marek Świerczewski oddał bardzo mocny strzał zza pola karnego. Zdołał go jednak obronić Azinovic, wybijając piłkę za linię końcową boiska. Sędzia nie miał innego wyboru, jak przyznać nam rzut rożny. Do jego wykonania podszedł Pintaric, który podaniem uraczył, stojącego obok, Anderssona. Ten wrzucił piłkę prosto na główkę Vardina, a mój napastnik dokończył dzieło całej drużyny. Goście, w czerwonych strojach, byli troszkę zaskoczeni takim przebiegiem tej akcji, ale stratę bramki przyjęli jak prawdziwi mężczyźni. Szybko się pozbierali do kupy i zaczęli ataki na bramkę strzeżoną przez Bengtssona. Na szczęście, dwudziestodziewięcioletni golkiper był w świetnej dyspozycji tego dnia i nie dał się pokonać. Na szczególne brawa, w pierwszej połowie, zasługuje obrona strzału Jonasa Nilssona, z rzutu wolnego, z trzydziestej ósmej minuty. Pierwsza połowa zakończyła się naszym skromnym zwycięstwem, z którego bardzo się cieszyliśmy przy tak wyrównanym spotkaniu.

 

Na początku drugiej połowy, na boisku pojawił się Mads Stridh*, który zmienił wymęczonego Pintarica. Jego wejście zniosło do gry trochę świeżości, a on sam popisał się kilkoma dobrymi wrzutkami na pole karne rywali. Nie zdołał jednak przeprowadzić takiej akcji, która zakończyłaby się bramką. W drugiej części, więcej takich szans mieli goście, którzy chyba usłyszeli gorzkie słowa w szatni, od swojego trenera. Bardzo mocno przycisnęli nas Stefan Andersson oraz Tobias Ramstedt. Niebezpiecznie również było przy dośrodkowaniach Karlssona z prawej strony. Jednak żaden z wymienionych, ani żaden inny piłkarz, nie mieli pomysłu na pokonanie mojego bramkarza. Ten wyłapywał, bądź wybijał, każdą piłkę, która leciała w światło bramki, chroniąc kilkakrotnie swój zespół od jej utraty. To było bardzo ważne, zwłaszcza, że prowadziliśmy tylko jedną bramką. W siedemdziesiątej piątej minucie udało powiększyć się tą przewagę, a uczynił to nie kto inny jak Simon Vardin, którym powoli zaczynają interesować się inne kluby. Wykorzystał on bezsensowne, naprzemienne podania Azinovica z Edsheimem, tak jakby chłopaki grały na czas i w końcu przejął piłkę. Niezbyt mocnym, ale za to bardzo precyzyjnym, strzałem z ponad trzydziestu metrów, trafił do pustej bramki. Ta bramka ustaliła wynik spotkania, a nam dała kolejne trzy punkty.

 

[19/22] Div 2 Västra Götaland

[6] Eneby 2:0 Frajestaden [5]

 

J.Bengtsson - O.Andersson, F.Jansson, J.Reithe, P.Jonsson - G.Valda, C.Jonsson (T.Sorlisten 62'), M.Świerczewski, D.Pintaric (M.Stridh* 45') - S.Vardin (H.Bengtsson* 88'), M.Jacobssen

 

 

Superpuchar Europy

|WŁO| Juventus Turyn 2:0 Auxerre |FRA|

Mauro German Camoranesi, Alessandro del Piero | -

 

----------

Vetr - Zapomniałeś dodać, że na końcu walnę jeszcze coś o uszkodzonym sejwie, wyłączonym nagle prądzie czy popsutym kompie, tak aby wszystko było jasne jak dzisiejsze słońce nad Świnoujściem.

Odnośnik do komentarza

Podsumowanie sierpnia 2006

 

Sytuacja w klubie:

Bilans - 2-2-0

Bramki - 11:1

Div 2 Västra Götaland - 5. miejsce

Najlepszy strzelec - Simon Vardin - trzynaście bramek

Najlepszy asystent - Ove Andersson - sześć asyst

 

 

Transfery na świecie:

1. Carlos Tevez [22 lata, ARG 18A/4, OP / N Ś], Corinthians -> Atletico Madryt - 127 mln szwedzkich koron

2. Aruna [25 lat, WKS 30A/11, OP PL / N Ś], Lens -> Lyon - 125 mln szwedzkich koron

3. Nicolas Anelka [27 lat, FRA 29A/6, N], Fenerbahce Stambuł -> Atletico Madryt - 110 mln szwedzkich koron

4. Daniel van Buyten [28 lat, BEL 33A/3, O Ś], HSV Hamburg -> Bayern Monachium - 90 mln szwedzkich koron

5. Marcinho [25 lat, BRA 1A/0, OP / N Ś], Palmerias -> Olympiakos Pireus - 46 mln szwedzkich koron

 

Transfery w Polsce:

1. Dawid Janczyk [18 lat, POL 0A/0, N Ś], Legia Warszawa -> Steaua Bukareszt - 11 mln szwedzkich koron

2. Jakub Błaszczykowski [20 lat, POL 7A/0, O / DBP / OP P], Wisła Kraków -> Sochaux - 10 mln szwedzkich koron

3. Mariusz Zganiacz [22 lata, POL 0A/0, OP Ś], Korona Kielce -> MetroStars - 8 mln szwedzkich koron

4. Ferdinand Chifon [30 lat, KAM 0A/0, OP / N Ś], GKS Bełchatów -> Excelsior Mouscron - 5,5 mln szwedzkich koron

5. Marcin Wasiluk [19 lat, POL 0A/0, O Ś], Amica Wronki -> Zagłębie Lubin - 4,75 mln szwedzkich koron

 

 

Ligi w Europie:

Dania - Viborg [+3]

Finlandia - Tampere United [+3]

Niemcy - Herta Berlin[+1]

Polska - Wisła Kraków [+1]

Rosja - CSKA Moskwa [+0]

Szwecja - Goteborgs AIS [+4]

 

 

Mecze reprezentacji Polski:

-

 

 

Ranking światowy:

1. Hiszpania [980], 2. Francja [936], 3. Meksyk [928], ..., 25. Polska [716]

Odnośnik do komentarza
Najlepszy asystent - Ove Andersson - sześć asysty

 

Żeś pozamiatał z odmianą :D

 

3. Mariusz Zagniacz [22 lata, POL 0A/0, OP Ś], Korona Kielce -> MetroStars

 

Nie ma co, daleko dotarł :keke: A tak w ogóle, aż musiałem sprawdzić, co to za klub to MetroStars. Imo powinieneś użyć tej obecnej nazwy -> New York Red Bulls

Odnośnik do komentarza
3. Mariusz Zagniacz [22 lata, POL 0A/0, OP Ś], Korona Kielce -> MetroStars

 

Nie ma co, daleko dotarł :keke: A tak w ogóle, aż musiałem sprawdzić, co to za klub to MetroStars. Imo powinieneś użyć tej obecnej nazwy -> New York Red Bulls

Swoją drogą ciekawe co to za jeden. :keke:

Odnośnik do komentarza

Dziennik "Konusa" #11

 

Oskarshamn, stadion Idrottsparken, 14. września 2006

 

Z każdym kolejnym meczem zawodnicy byli bliżej wakacji, a nie tego, co dzieje się na boisku. Najgorsze jest to, że często przekłada się to na wyniki. W taki właśnie sposób, po passie sześciu spotkań bez porażki, daliśmy ciała w spotkaniu z Oskarshamn...

 

Z jednej strony, jakby nie patrzeć, piłkarze nie rozegrali złego meczu. Zwłaszcza pierwsza połowa, podczas której dominowaliśmy na boisku. Gospodarze spotkania mieli problem, aby przedostać się przez moją obronę. Z tym nie mieli problemu moi zawodnicy, a w szczególności Simon Verdin. W prawdzie nie oddał żadnego strzału na bramkę przeciwnika, jednak swoimi zagraniami obdarowywał kolegów z drużyny. W jednym z takich wejść został nieprzepisowo zatrzymany przez Slavisa Jovica. Niestety, sędzia spotkania, którego imienia i nazwiska nie znał nikt z przebywających na murawie, "nie zauważył" tego i puścił dalej grę. Skończyło się na tym, że w przerwie Vardin musiał opuścić boisko. Na wielkie brawa zasłużył Gabriel Valda, który był znakomicie spisywał się na lewym skrzydle. Nie dość, że oddał dwa strzały na bramkę przeciwnika (przy jednym Axelsson musiał zainterweniować), to dodatkowo wygrywał prawie wszystkie pojedynki główkowe, a i jego wrzutki były nie najgorsze. Szkoda tylko, że napastnicy nie potrafili zrobić z nich pożytku...

 

Jak już wspomniałem wcześniej, z boiska zszedł kontuzjowany Vardin, a w jego miejsce wszedł Thore, przesuwając Valdę na pozycję napastnika. Już kilka razy pokazał, że jest zawodnikiem dość uniwersalnym, a i to pokazał w tym spotkaniu. Niestety bramki nie strzelił, ale szanse na to miał Jacobssen. Już na początku drugiej połowy Valda znakomicie zagrał do wbiegającego partnera, jednak sędzia po raz kolejny zagwizdał, głosząc wszystkim, że dopatrzył się spalonego. Moi piłkarze byli całkowicie załamani i może dlatego sytuacja w meczu całkowicie się odmieniła. Nagle gospodarze zobaczyli swoje szanse w tym spotkaniu i ostro przycisnęli. Nie zdziwiłbym się, gdyby to nie była wina Pana sędziego, który w pewnym sensie im pomagał. Zawodnicy Oskarshamn zaczęli częściej sprawdzać umiejętności Bengtssona, który jednak w żaden sposób nie chciał puścić bramki. I bardzo dobrze! Z boiska zszedł wymęczony Świerczewski, który pomagał zarówno obrońcom, jak i napastnikom. Jego miejsce zajął Pintaric. Niestety, dobra gra to było za mało, aby utrzymać remis... Pod koniec spotkania, gospodarze zdołali pokonać mojego golkipera i cieszyć się z trzypunktowej zdobyczy. Autorem decydującego gola został Thom Mattsson, strzelając go w osiemdziesiątej siódmej minucie meczu...

 

[20/22] Div 2 Västra Götaland

[7] Oskarshamn 1:0 Eneby [5]

 

J.Bengtsson - O.Andersson, J.Reithe, C.Jonsson, P.Jonsson - G.Valda, M.Świerczewski (D.Pintaric 73'), H.Bengtsson*, M.Stridh* - S.Vardin (N.Thore 45'), M.Jacobsson

 

----------

Vetr - Używam fejkowskich nazw, więc się nie czepiaj z łaski swojej :P

świstak - Dzięki za wyłapanie błędu. Chyba jeszcze zaspany byłem :P

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...