Skocz do zawartości

Na północy trawa jest bardziej zielona.


Flat Eric

Rekomendowane odpowiedzi

Wreszcie nadszedł ten moment, chwila na którą wszyscy czekali... Inauguracja rozgrywek ligowych sezonu 2009/2010. Cel był jasny - awans do ekstraklasy, każde inne rozwiązanie oznaczałoby, że żegnam się z Chimney Corner. Nie, to nie było ultimatum prezesa. Sam zdecydowałem się zawiesić poprzeczkę wyżej i w razie porażki, opuścić Antrim z honorem. Nie muszę więc dodawać, że wszyscy byli bardzo zmobilizowani przed starciem z zawsze groźnym Ards.

Zaczęliśmy z animuszem - przeważaliśmy, atakowaliśmy, strzelaliśmy... Niestety, ani razu w światło bramki. Oczywiście, to musiało się zemścić - w 29 minucie Brown oddał nonszalancki strzał zza pola karnego, a piłka odbiła się od słupka i, rzecz jasna, wpadła do bramki. Ten gol złamał nasze serca - jak to tak, przecież przez pół godziny byliśmy lepsi, graliśmy szybciej, ładniej dla oka? Nasze tempo siadło, jedynie Rios próbował ratować sytuację płaskim uderzeniem z dystansu, jednak nawet to nie przyniosło rezultatu.

Stopniowo stawaliśmy się coraz bardziej osowiali, a gospodarze bezwzględnie to wykorzystali. W 55 minucie Stirling bez problemu uciekł Whiteside'owi i umieścił futbolówkę tuż pod poprzeczką, podwyższając na 2:0.

Chwilę później było już 3:0. Tym razem Stirling wypuścił w uliczkę Simpsona, a ten nie pozostawił złudzeń Loughnanowi.

Końcowe 30 minut puśćmy w niepamięć - nie wydarzyło się już nic, co zmieniłoby losy spotkania. Przegraliśmy 0:3 na inaugurację, gorzej być nie mogło. Co zabawniejsze, Ards wcale nie zasługiwało na zwycięstwo, a na pewno nie tak wysokie... Statystyki dowodzą, że mecz był naprawdę wyrównany - gospodarze oddali 18 strzałów, w tym 8 celnych, a my 12 strzałów, z czego 6 w światło bramki. Posiadanie piłki: 54% Ards, 46% Chimney Corner. Ok, może byli od nas lepsi, ale nie o trzy bramki!

 

1 liga - 1 kolejka

Ards [-] - Chimney Corner [-] 3:0 (1:0)

 

29'- Brown

55'- Stirling

60'- Simpson

 

MoM: Stirling (8)

Widownia: 341

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Po fatalnym początku sezonu ligowego, chcieliśmy poprawić sobie humory dobrym występem w 4. rundzie Trofeum Antrim. Niestety, kibice udzielili nam wotum nieufności i praktycznie nie pojawili się na trybunach - 74 widzów to mało, nawet jak na północnoirlandzkie standardy. Swoje robił pewnie fakt, iż przeciwnikiem były zaledwie rezerwy zespołu Ballymena United.

W pierwszej połowie dominował chaos - tylko jedna akcja okazała się na tyle składna, że zakończyła się strzeleniem gola. Na szczęście, była to akcja przeprowadzona przez Chimney Corner - Brady dośrodkował z rzutu wolnego do McClintocka, znajdującego się w polu karnym. Nasz ofensywny pomocnik opanował piłkę i mocnym uderzeniem pokonał Weatherupa.

W 61 minucie mogło być jeszcze piękniej. Getty sfaulował Robinsona w obrębie "szesnastki", a sędzia wskazał na wapno. Sprawiedliwość postanowił wymierzyć sam poszkodowany, co okazało się błędem. Robinson fatalnie przestrzelił, a to musiało się zemścić... Kilka minut później Brown wykorzystał centrę Kane'a i doprowadził do wyrównania.

Kiedy wydawało się, że czeka nas kolejna dogrywka, defensorzy gości znów popełnili błąd. Banks został zahaczony w polu karnym przez Jenkinsa - arbiter nie zawahał się i podyktował drugi tego dnia, rzut karny. Tym razem piłkę na jedenastym metrze ustawił doświadczony Colin Mack i nie pomylił się. Jego zimna krew okazała się przepustką do kolejnej rundy Trofeum Antrim.

 

Trofeum Antrim - 4 runda

Chimney Corner [1L] - Ballymena Utd Res [Rez] 2:1 (1:0)

 

41'- McClintock (1:0)

69'- Brown (1:1)

83'- Mack-K (2:1)

 

MoM: McClintock (8)

Widownia: 74

Odnośnik do komentarza

Dzięki, chociaż nie wiem jak długo to jeszcze pociągnę.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Przyszedł czas, by rozegrać pierwszy mecz ligowy na własnym stadionie. Gościliśmy Lurgan Celtic, a to zawsze gwarantowało żywy, zacięty, emocjonujący spektakl. Oczekiwania były więc duże - chcąc awansować do ekstraklasy, musieliśmy od początku zbierać punkty. Na Allen Park było to wręcz naszym obowiązkiem.

Nic dziwnego, że kibice byli bardzo rozczarowani, gdy Gray potężnym strzałem z dystansu pokonał Loughnana, otwierając wynik spotkania. Wszystko szło nie tak, jak zakładałem. Miała być dominacja absolutna od pierwszej do ostatniej sekundy, walka o każdy centymetr boiska, atak sunący za atakiem... Zamiast tego otrzymałem apatię, żółwie tempo i brak dokładności. Przekazałem chłopakom swoje uwagi w czasie przerwy i zdawało mi się, że reakcja była pozytywna. Zwłaszcza, gdy w 62 minucie O'Kane popisał się oportunistycznym uderzeniem, po którym piłka odbiła się od nóg obrońcy i kompletnie zmyliła bramkarza gości. 1:1! Naprawdę, uwierzyłem, że wszystko wraca na dobrą drogę.

Przeliczyłem się. Zamiast pójść za ciosem i powalczyć o komplet punktów, zmuszeni byliśmy odpierać coraz bardziej zdcedowane ataki rywala. W 72 minucie uratowała nas poprzeczka, ale chwilę później nie mieliśmy już tyle szczęścia. Banks na spółkę z Loughnanem podarowali Celtom gola numer dwa - Johnny fatalnie podał, Declan beznadziejnie przyjął, a Byrne wykorzystał to kuriozalne nieporozumienie i skierował piłkę do siatki. Ta bramka z pewnością stanie się hitem na youtube.

Końcówka to dramatyczne walenie głową w mur - O'Kane i Crawford mieli okazje by wyrównać, ale tego nie uczynili. Druga kolejka i druga porażka - zapowiadała się piękna katastrofa.

 

1 liga - 2 kolejka

Chimney Corner [12] - Lurgan Celtic [3] 1:2 (0:1)

 

30'- Gray (0:1)

62'- O'Kane (1:1)

77'- Byrne (1:2)

 

MoM: O'Kane (8)

Widownia: 259

 

O meczu z Loughgall można powiedzieć tyle, że się odbył. Sędzia z niewiadomych przyczyn nie uznał gola strzelonego przez Crawforda i spotkanie zakończyło się wynikiem bezbramkowym.

 

1 liga - 3 kolejka

Chimney Corner [12] - Loughgall [3] 0:0

 

MoM: Kane (7)

Widownia: 218

 

Trzy mecze - jeden punkt, jedna zdobyta bramka, pięć straconych... Nasz bilans prezentował się katastrofalnie. Najgorsze było to, że nie wiedziałem, co jest przyczyną takiego spadku formy. Czułem, że osiągnąłem z Chimney Corner szczyt możliwości, że ta drużyna niczego więcej już po prostu nie dokona. I tak wspięliśmy się na pułap, o którym niedawno nikt nawet nie śmiał marzyć. Chyba dobiega koniec mojej przygody w Antrim - pomyślałem i poszedłem do biura prezesa, by złożyć rezygnację. Byłem już pod budynkiem, w którym urzędował szef, gdy...

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...