Skocz do zawartości

Na północy trawa jest bardziej zielona.


Flat Eric

Rekomendowane odpowiedzi

Jeszcze przed zakończeniem fazy grupowej PPLA rozpoczęliśmy walkę o obronę Trofeum Antrim. By po raz drugi z rzędu sięgnąć po to wyróżnienie, musieliśmy najpierw uporać się z amatorskim zespołem Shorts. Jeszcze nigdy nie widziałem, by bukmacherzy tak zdecydowanie wskazywali na nasze zwycięstwo.

Początek wskazywałby, że mieli rację - w 3 minucie Chines dośrodkował z rzutu rożnego wprost na głowę Crawforda i mogliśmy cieszyć się prowadzeniem. Potem nie był już tak różowo. Goście radzili sobie zaskakująco dobrze i chociaż większość ich akcji kończyła się niecelnymi strzałami, to i tak prezentowali się lepiej niż my. W końcu stało się nieuniknione: Gracey skorzystał z nieuwagi Spence'a i doprowadził do wyrównania.

Bardziej ofensywne ustawienie Chimney Corner nie przyniosło pożądanych rezultatów. Za to piłkarze Shorts przeprowadzili szybki kontratak, w wyniku którego Armour znalazł się w dogodnej sytuacji do oddania strzału. Piłka odbiła się jeszcze od któregoś z naszych obrońców i zmyliła Frencha - przegrywaliśmy z amatorami 1:2.

Chociaż czasu było sporo, nie zdołaliśmy odwrócić losów meczu i porażka stała się faktem, nie obronimy Trofeum Antrim. Odpadnięcie z czysto prestiżowych rozgrywek specjalnie mnie nie martwiło, ale postawa moich podopiecznych napawała lekkim niepokojem.

Trofeum Antrim - 2 runda

Chimney Corner [1L] - Shorts [Ama] 1:2 (1:0)

 

3'- Crawford (1:0)

57'- Gracey (1:1)

68'- Armour (1:2)

 

MoM: Gracey (8)

Widownia: 164

 

Tymczasem do grona kontuzjowanych dołączył Johnny Banks. Nasz najlepszy lewy obrońca zerwał mięsień łydki i czekał go blisko 5-miesięczny rozbrat z futbolem. Oznaczało to, że do podstawowej 11-stki wraca 42-letni Davidson, gdyż nie udało mi się sprowadzić nowego zawodnika na tę pozycję.

 

W ramach 3 kolejki Pucharu Ligi Amatorskiej czekał nas wyjazd do Ballyclare.

Był to mecz z gatunku tych "bez historii". Naprawdę, nie ma o czym mówić - Camrades byli lepsi, ale cholernie nieskuteczni, a my dzielnie się broniliśmy, schowani za podwójną gardą. W związku z tym, bramki nie padły.

 

Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej - 3 kolejka

Ballyclare [1L] - Chimney Corner [1L] 0:0

 

MoM: Maitland (7)

Widownia: 191

Odnośnik do komentarza

Tradycyjnie, pod koniec sierpnia w Monaco odbył się mecz o Superpuchar Europy pomiędzy triumfatorem Ligi Mistrzów (Interem Mediolan) a zdobywcą Pucharu UEFA (Bayernem Monachium). Bawarczycy prowadzili po golu Toniego, ale nerazzurri zrewanżowali się trafieniami Ibrahimovica oraz Suazo i to ekipa Roberto Manciniego cieszyła się ze zwycięstwa.

Poza tym, jak zawsze o tej porze, Europa emocjonowała się karuzelą transferową. Ciekawych roszad nie brakowało i tym razem - głośno było o wielkim powrocie Michaela Owena do Liverpoolu, przejściu brazylijskich gwiazd: Ronaldo i Juninho do Sevilli oraz nowym gwiazdorze bundesligi - Maxi Lopezie, który zasilił skład Schalke. Inne ciekawe posunięcia to Paulo Ferreira w Benfice, Emmanuel Eboue i Valon Behrami w Realu Madryt, Cristian Zaccardo i Goran Pandev w Interze, Gabriel Heinze w Romie, Vedran Corluka w Chelsea, a także Lilian Thuram i Mathieu Flamini we Fiorentinie. Polskimi bohaterami letniego okna transferowego byli: Jerzy Dudek, który na zasadzie wolnego transferu trafił do Deportivo La Coruna i Paweł Golański, porzucający Steauę na rzecz Fenerbahce.

Antrim żyło inną informacją: piłkarz Chimney Corner powołany do młodzieżowej reprezentacji Irlandii Północnej! Nasz nowy nabytek, Niall Lavery wystąpił w meczu drużyn U-19. Niestety, młode strzelby Ulsteru musiały uznać wyższość Włochów i przegrały 0:6... Lavery zagrał 90 minut, ale to raczej wątpliwy powód do dumy.

Młody pomocnik miał szansę poprawić sobie humor, zwyciężając w 4 kolejce Pucharu Ligi Amatorskiej z beniaminkiem 2 ligi - Mosside.

Zaczęliśmy zgodnie z planem - w 5 minucie Crawford wyłożył piłkę stojącemu przed polem karnym Bovillowi, a ten huknął w samo okienko. Niestety, z biegiem czasu nasza gra wyglądała coraz gorzej. Mosside okazało się równorzędnym przeciwnikiem, walczyło bez kompleksów i zdołało wyrównać. Na 5 minut przed końcem meczu O'Hare wykorzystał niezdecydowanie naszych obrońców i skopiował wyczyn Bovilla, czyli uderzył z dystansu tuż pod poprzeczkę. Znów nieciekawy, wyrównany mecz i znów remis.

 

Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej - 4 kolejka

Chimney Corner [1L] - Mosside [2L] 1:1 (1:0)

 

5'- Bovill (1:0)

85'- O'Hare (1:1)

 

MoM: Bovill (7)

Widownia: 181

 

Z marszu przystąpiliśmy do starcia decydującego o awansie. Nam wystarczał remis, PSNI musiało wygrać. Chyba znów poczuliśmy się zbyt pewni siebie, ponieważ czerwona kartka dla Moffatta w drugiej (!) minucie zdawała się być istną gwiazdką z nieba. Bo cóż nam może zrobić osłabiony drugoligowiec? Odpowiedź na to pytanie poznaliśmy w 45 minucie. Gola "do szatni" zdobył strzałem z dystansu Stuart Nelson. Moi podopieczni wyglądali na skonsternowanych, ale przez całą pierwszą połowę aż się prosili, by wbić im bramkę - za lenistwo, głupotę i niefrasobliwość trzeba płacić. Zaraz po przerwie siły się wyrównały - bezmyślne zachowanie Maitlanda sędzia nagrodził czerwonym kartonikiem. Co więc mieli zrobić gospodarze, jak nie strzelić drugiego? Podwyższenia rezultatu podjął się McKnight.

W 70 minucie straciliśmy kolejnego człowieka - tym razem z boiska wyleciał Loughlin, chociaż moim zdaniem arbiter potraktował go zbyt surowo. Czarę goryczy przelała bramka Donalda zdobyta po rzucie rożnym, mimo, że na plecach zawodnika PSNI siedział McAlinden. Żenada, blamaż, kompromitacja. Nieoczekiwanie odpadamy z kolejnego pucharu - może i zaoszczędzimy więcej sił na ligę, ale z taką formą to może nam nie wystarczyć...

 

Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej - 5 kolejka

PSNI [2L] - Chimney Corner [1L] 3:0 (1:0)

 

45'- Nelson

67'- McKnight

86'- Donald

 

MoM: Donald (8)

Widownia: 638

 

Tabela końcowa:

 

1. Ballyclare - 11 pkt. (12:5) A

2. PSNI - 9 pkt. (11:5) A

3. Chimney Corner - 8 pkt. (8:6)

4. Ballymoney Utd - 6 pkt. (6:8)

5. Loughgall - 5 pkt. (8:12)

6. Mosside - 2 pkt. (4:13)

Odnośnik do komentarza

W całej Irlandii Północnej nie mówiło się od pewnego czasu o niczym innym, jak o inauguracji rozgrywek ligowych. Oczywiście, większość skupiała się na ekstraklasie, ale kibice drużyn pierwszoligowych też emocjonowali się nadchodzącym sezonem. Bukmacherzy uważali, że największe szanse na awans do elity ma Limavady Utd, czyli świeżo upieczony spadkowicz. Co ciekawe, chociaż byliśmy beniaminkiem, eksperci wróżyli nam utrzymanie się i w notowaniach zajmowaliśmy przyzwoitą, ósmą lokatę.

Kiedy siedziałem w swoim biurze i z zapałem studiowałem terminarz meczów, usłyszałem pukanie do drzwi.

- Otwarte! - krzyknąłem, spodziewając się, że zobaczę Trevora, albo klubową sekretarkę.

Tymczasem moim oczom ukazał się niepozornej postury mężczyzna.

- Niespodzianka ze związku! - oznajmił od progu.

- Radzieckiego? - pokusiłem się o kiepski dowcip, nie zdając sobie sprawy, jak niewiele się pomyliłem.

- Nie-e, Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Teraz sobie przypomniałem - podczas ostatniej rozmowy prezes Grzegorz wspominał coś o jakimś prezencie.

- Dobrze, to gdzie ta niespodzianka? Mam pokwitować odbiór?

- To ja jestem niespodzianką. - jęknął, wyraźnie urażony człowieczek.

Jako, że po PZPN-ie można się spodziewać wszystkiego, nie zdziwiło mnie to aż tak bardzo.

- Hmm, a co miałbym robić z takim prezentem? Będziesz moim bodyguardem, prywatnym kucharzem, pucybutem?

- Już wyjaśniam! Zacznijmy od tego, że na imię mam Witek. Związek przysłał mnie tutaj, żebym obserwował pańską pracę w klubie, a następnie sporządził raport i przesłał do centrali.

- Raport? Nie do końca rozumiem, będziesz kontrolował co robię?

- Ajj nie, czemu od razu kontrolował? Chociaż, jeśli pan chce, to służę wskazówkami, mam tu ze sobą taki PZPN-owski poradniczek "Polska myśl szkoleniowa w pięć dni", autorstwa Jerzego Engela Syna... Bardzo ciekawa lektura. No więc, nie będę kontrolował, tylko prowadził taki, jakby to nazwać...dziennik pokładowy! Kronikę po prostu, żeby utrwalić osiągnięcia polskiego trenera na Wyspach. A przy okazji będę pana drugim asystentem. Prezes Jackson już o wszystkim wie.

- A więc chyba nie mam wyjścia... Witam na pokładzie.

Tym sposobem dorobiłem się drugiego "asystenta", chociaż PZPN-owska koncepcja "kroniki" wydawała mi się mocno podejrzana...

 

Jeszcze zanim wystartowała liga, północnoirlandzkie zespoły zdążyły pożegnać się z rozgrywkami europejskimi. O ile Linfield odpadło w 1 rundzie Pucharu UEFA z honorem (0:2 i 1:2 z Salzburgiem), o tyle występ Armagh na tym samym etapie należy uznać za kompromitację. Zdobywcy Pucharu Irlandii Północnej dwukrotnie przegrali z chorwackim Slavenem Belupo - 0:7 i 0:1. W eliminacjach do Ligi Mistrzów było nieco lepiej niż rok temu, gdyż Glentoran przeszedł pierwszą rundę - zwyciężając dwumecz ze Skonto Ryga (2:0, 1:2). Na kolejnym szczeblu stołeczny klub wpadł jednak na Galatasaray, więc nie miał najmniejszych szans na sukces. Przegrał planowo 0:4 i 0:1.

Odnośnik do komentarza

Nasz debiut w 1 lidze przypadł na 23.09. Typowe, wrześniowe popołudnie w Antrim - trochę słońca, trochę chmur. W tych okolicznościach na Allen Park zawitał jeden z najniżej ocenianych zespołów zaplecza ekstraklasy: Banbridge.

Naszym największym problemem była lewa flanka. Po tej stronie obrony, pod nieobecność Banksa musiał grać Davidson, ale 42 lata robią swoje i facet nie ma już takiej kondycji jak dawniej. Zmęczony pucharowymi bojami musiał nieco odsapnąć. W jego miejsce mogłem wystawić lewego pomocnika - Chinesa, ale ten był potrzebny...w pomocy. A to dlatego, że podstawowy lewy pomocnik, Jordan, również zmagał się z kontuzją (nie tak groźną jak Banks, ale jednak). W związku z tym na lewej obronie zmuszony był zagrać nominalnie prawy McManus. Podsumowując: skład był lekko kombinowany...

Za to pozytywnie zaskoczyła mnie frekwencja na trybunach - kibiców było ponad 300! Od razu widać, że sukcesy przyciągają widownię.

Mecz zaczął się dobrze dla nas - wyszliśmy na prowadzenie, po tym jak Gibson zagrał do Macka - Colin znajdował się na pograniczu spalonego (zdaniem rywali BYŁ na ofsajdzie), przebiegł kilka metrów i mocnym uderzeniem strzelił pierwszego gola dla Chimney Corner w 1 lidze. Euforia trwała zdecydowanie zbyt długo - my jeszcze świętowaliśmy, a Banbridge już wyrównało. Montgomery przymierzył idealnie z rzutu wolnego zaledwie 5 minut po trafieniu Macka... Minęły kolejne dwie minuty i nawet jeden punkt zaczął wymykać się z naszych rąk. Tym razem Murray wykorzystał fatalne zachowanie Spence'a i strzelił z dystansu, sprawiając, że French skapitulował po raz drugi. Sytuacja w 7 minut zmieniła się o 180 stopni...

3 bramki po 19 minutach - można było spodziewać się istnego gradu goli, ale do tego nie doszło. Po bramce Murray'a tempo gry spadło, a rozpoczęło się wzajemne kopanie po kostkach. Mecz zmienił się w pokaz antyfutbolu, więc pominę szczegóły. Najważniejsze, że wynik już się nie zmienił i 300 kibiców opuszczało Allen Park ze zwieszonymi głowami. Debiut w 1 lidze okazał się nieudany.

 

1 liga - 1 kolejka

Chimney Corner [-] - Banbridge [-] 1:2 (1:2)

 

12'- Mack (1:0)

17'- Montgomery (1:1)

19'- Murray (1:2)

 

MoM: Murray (8)

Widownia: 311

 

Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów wyładowałem swoją frustrację na piłkarzach i w ostrych słowach powiedziałem, co myślę o ich ostatnich dokonaniach. Zapowiedziałem, że w meczu przeciwko Tobermore Utd mają wygrać, w przeciwnym razie pierwszą 11-stkę czeka przemeblowanie. Jeśli mieli trochę oleju w głowie i orientację co do sytuacji kadrowej, domyślili się, że blefowałem... Ale nic innego mi nie pozostawało.

Pierwsze minuty pozwalały żywić nadzieję, że mój blef poskutkował. Już po 4 minutach prowadziliśmy - Bovill uderzył bezpośrednio z rzutu wolnego z blisko 30 metrów (!), bramkarz rywali obronił to uderzenie, poradził sobie też z dobitką McClintocka, ale przy poprawce Wallace'a był już bezradny. Widać było, że chłopcy są zdeterminowani i nastawieni na ofensywę.

Potwierdzili to w 15 minucie, kiedy to Wallace wycofał piłkę do Bovilla, a środkowy pomocnik Chimney Corner, z pomocą któregoś obrońcy, skierował łaciatą do siatki.

Niestety, odpowiedź Tobermore nadeszła bardzo szybko - Chisholm mocnym strzałem zza pola karnego zaskoczył Frencha i gospodarze złapali kontakt. I kiedy zdawało się, że United łapią wiatr w żagle znów dali o sobie znać moi podopieczni - piłka dość przypadkowo znalazła się pod nogami Macka, który zachował przytomność i z łatwością podwyższył na 3:1.

Już byliśmy w ogródku, już witaliśmy się z gąską, ale scenariusz tego wieczoru miał nas jeszcze kilka razy zaskoczyć. Gibson fatalnie traci futbolówkę (który to już raz), przejmuje ją Chisholm, oddaje ją Lyonsowi, ten odgrywa z powrotem do Chisholma i prowadzimy już tylko jedną bramką.

Po przerwie ciąg dalszy strzeleckiego festiwalu. McAlinden w bezdennie głupi sposób traci piłkę na rzecz Chisholma, który nie namyślając się długo przekazuje ją Lyonsowi. Jego partner już wie co z tym zrobić - mamy remis. Znów roztrwoniliśmy przewagę, znów po beznadziejnych błędach beznadziejnej defensywy. A była to dopiero 55 minuta, więc byłem przekonany, że zdążą jeszcze zgarnąć pełną pulę. Na pewno! Jeśli ktoś dziś wygra to będą to oni!

Los jednak znów spłatał nam figla - tym razem miłego. W końcówce wpuściłem na boisko O'Kane'a, licząc, że Bóg da nam szansę w postaci jakiegoś rzutu wolnego. Przecież stałe fragmenty były ostatnimi czasy naszą najmocniejszą bronią. I tak się stało - w doliczonym czasie, tuż przed polem karnym piłkę ustawił O'Kane. Wziął głęboki oddech, kopnął i...dał nam zwycięstwo! Ależ dramaturgia! Nagle wszystkie kiksy obrońców przestały być istotne - zaliczyliśmy pierwszą wygraną w pierwszej lidze.

 

1 liga - 2 kolejka

Tobermore Utd [9] - Chimney Corner [10] 3:4 (2:3)

 

4'- Wallace (0:1)

15'- Bovill (0:2)

23'- Chisholm (1:2)

28'- Mack (1:3)

41'- Chisholm (2:3)

54'- Lyons (3:3)

90'- O'Kane (3:4)

 

MoM: Chisholm (8)

Widownia: 264

 

Po meczu podszedł do mnie Witek z nieodłącznym poradnikiem.

- Noo szefie, ale była walka! Ale na pierwszy rzut oka widać, że obrona trochę dziurawa. Przeczytać, co mówi na ten temat poradnik?

- Skoro musisz...

- "Jeśli tracisz dużo bramek: A) udaj się do odpowiednich ludzi, B) jeśli obecnie nie masz funduszy, spróbuj zdobywać więcej bramek, niż tracisz."

Odnośnik do komentarza

I jak wrażenia z gry w Irlandii Północnej - jakieś sukcesy są tu w ogóle możliwe?;) Nie wiem o jakiego Montgomery'ego Ci chodzi, nikogo o tym nazwisko nie było w mojej drużynie kiedy ją obejmowałem. Pewnie grałeś w którąś ze starszych wersji i do 2008 zdążył opuścić Chimney.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

W trzeciej kolejce na Allen Park przyjechali Celtowie z Lurgan. Pasiaste, biało - zielone stroje miały ich upodobnić do imienników z Glasgow, ale grą raczej nie przypominali mistrza Szkocji. Pierwszy poważny cios musieli przyjąć na swe twarde brytyjskie klaty już w 4 minucie. Chines dośrodkował z rzutu rożnego, a Mack wyskoczył najwyżej i zrobił użytek ze swej głowy - 1:0. Później goście próbowali się odgryzać - co prawda dość nieudolnie, ale Adams dwukrotnie mocno nas przestraszył. Przetrzymaliśmy ten napór i zaatakowaliśmy po raz drugi. Tym razem to Boyd, obrońca Lurgan wyłożył Mackowi piłkę jak na tacy. Colin podziękował z uśmiechem i podwyższył na 2:0. Rozochoceni pokusiliśmy się o trzecią bramkę. Minutę później dośrodkowanie Paula na gola zamienił Crawford. Do przerwy mogło być nawet 4:0, ale O'Kane trafił w poprzeczkę.

Wydawało nam się, że druga połowa będzie formalnością, ale trochę się przeliczyliśmy. Celtowie szybko sprowadzili nas na ziemię. Brown dośrodkował, a Adams dopiął swego i z metra wpakował piłkę do siatki. Jeszcze gorzej było w 69 minucie, gdy po uderzeniu Maguire'a futbolówka odbiła się od Lavery'ego i wpadła do bramki strzeżonej przez Frencha... Goście złapali kontakt i mieli zamiar "dorżnąć watahy". Na szczęście w końcówce McGrath brutalnie sfaulował Crawforda i czerwoną kartką osłabił swój zespół. To nas uratowało i ostatecznie udało nam się dowieźć wygraną do końca.

Kibice mogli obejrzeć drużynę o dwóch obliczach - w pierwszej połowie szybcy i wściekli, w drugiej drzewa umierające stojąc.

 

1 liga - 3 kolejka

Chimney Corner [5] - Lurgan Celtic [4] 3:2 (3:0)

 

4'- Mack (1:0)

37'- Mack (2:0)

38'- Crawford (3:0)

56'- Adams (3:1)

69'- Maguire (3:2)

 

MoM: Mack (8)

Widownia: 275

 

Po dramatycznym spotkaniu z Lurgan, Witek obdarzył mnie wyszukanym komplementem: "Od razu widać, że stosuje pan porady z naszego poradniczka! Wydział Szkolenia byłby z pana dumny!"

Natomiast nikt nie czuł dumy, widząc co Chimney Corner wyprawia w meczu przeciwko Ballyclare. Z boiska wiało nudą, aż wstyd wspominać... Jeszcze bardziej wstyd wpominać o wyniku - przegraliśmy 0:1 po bramce Smitha. Wprawdzie w końcówce rzuciliśmy się rozpaczliwie do odrabiania strat, ale poza poprzeczką Davidsona nic ciekawego nie zaprezentowaliśmy.

 

1 liga - 4 kolejka

Ballyclare [5] - Chimney Corner [4] 1:0 (0:0)

 

72'- Smith

 

MoM: Smith (8)

Widownia: 183

Odnośnik do komentarza

wenger - wielkie dzięki za wyróżnienie. Coś w tym jest, wcześniej podejmowałem pracę między innymi w Holandii i wyniki były znacznie gorsze niż tutaj ;)

.erzet. - gram na podstawie. Z PLA odpadłem już w fazie grupowej, frajersko przegrywając ostatni mecz. A zacząłem od dwóch zwycięstw i dwóch remisów... Ostatecznie trzecie miejsce.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Limavady Utd jeszcze w zeszłym roku było dumnym przedstawicielem północnoirlandzkiej ekstraklasy. A teraz? Cóż, upadli tak nisko, że musieli grać z drużynami pokroju Chimney Corner.

Wynik rywalizacji wydawał się z góry przesądzony - goście mieli wygrać i uczynić kolejny krok w kierunku powrotu do elity. Sam dobrze nie wiedziałem na co nas stać, na razie graliśmy w kratkę: 2 zwycięstwa, 2 porażki. Dlatego przyznaję - w duchu podzielałem opinię bukmacherów.

Trzeba powiedzieć, że spadkowicze niczego specjalnego nie zaprezentowali. Pierwszą naprawdę groźną akcję przeprowadziliśmy my, ale Loughlin w sytuacji sam na sam trafił w w bramkarza. Odpowiedzią gości miał być strzał Clyde'a, lecz French również nie dał się pokonać.

W drugiej połowie najaktywniejszy na boisku był O'Kane. Za pierwszym razem przegrał pojedynek z Ryan'em, ale drugie podejście okazało się zabójcze - Aidan pozornie nonszalanckim, płaskim strzałem zza pola karnego zaskoczył bramkarza Limavady. Zrobiło się ciekawie...

Wygrana nad wyżej notowanym przeciwnikiem z każdą minutą stawała się coraz bardziej realna, aż wreszcie... Harrison zagrał do Holmesa, a ten, mimo że moi obrońcy wzięli go w kleszcze, oddał mocne uderzenie i uratował swoich kolegów przed kompromitacją. Nie muszę chyba dodawać, że miało to miejsce w 90 minucie. Tak więc, do dwóch zwycięstw i dwóch porażek dołączył remis.

 

1 liga - 5 kolejka

Chimney Corner [8] - Limavady Utd [7] 1:1 (0:0)

 

74'- O'Kane (1:0)

90'- Holmes (1:1)

 

MoM: O'Kane (7)

Widownia: 284

 

Odpadliśmy już z PLA i Trofeum Antrim, ale to nie był koniec moich "ulubionych" rozgrywek pucharowych. Właśnie startował Puchar Amatorski - w 1 rundzie trafiliśmy na dobrze nam znany zespół Lurgan Celtic. Nie tak dawno ograliśmy ich w lidze, ale podobno nic dwa razy się nie zdarza.

Celtowie od początku rzucili się do ataku i w 3 minucie objęli prowadzenie po golu Adamsa. Radość gospodarzy trwała niespełna kwadrans - Loughlin wyrównał, wykorzystując ładne podanie Lavery'ego. I tak, mimo optycznej przewagi Lurgan, do przerwy utrzymywał się remis.

Nasi rywale rozpoczęli drugą odsłonę tak samo jak pierwszą - strzeleniem bramki. Tym razem Frencha zaskoczył McCourt. Na szczęście Celtowie po wyjściu na prowadzenie znów obniżyli loty i pozwolili nam odrobić straty. Chines dobrze dośrodkował, a Loughlin uprzedził pilnującego go Boyda i skierował piłkę głową do siatki.

Mecz mógł się podobać - wyrównana gra, ostra wymiana ciosów, sporo bramek... A to nie był koniec strzeleckich popisów: krótko po golu Loughlina, Lurgan odzyskało prowadzenie - na 3:2 strzelił Lawless. Jeśli gospodarze myśleli, że tym razem już się nie podniesiemy, to byli w błędzie. Po raz trzeci doprowadziliśmy do remisu, po tym jak McClintock zgrał piłkę głową, a Robinson z kilku metrów wpakował ją do bramki strzeżonej przez Harbinsona.

Regulaminowe 90 minut tego ciekawego widowiska zakończyło się wynikiem 3:3 i kibice szykowali się na kolejne pół godziny piłkarskich emocji. Dogrywka nie była aż tak pasjonująca, chociaż Lavery był bardzo bliski pogrążenia swojej byłej drużyny - trafił w słupek. O awansie miały zadecydować rzuty karne.

Do tej pory "jedenastki" były naszą mocną stroną, ale zazwyczaj wykonywaliśmy je przeciwko amatorom. Jako pierwszy podszedł Robinson i nie pomylił się. Lurgan zaraz jednak wyrównało, bo O'Hagan skopiował wyczyn poprzednika. McClintock również nie zawiódł, za to uderzenie Murphy'ego obronił French i to my byliśmy bliżej 2 rundy. Kiedy Davidson spokojnie wykorzystał swojego karniaka, wszystko zdawało się zmierzać w dobrą stronę. Jednak Lawless zachował zimną krew i dał nadzieję fanom Celticu - po trzech kolejkach było 3:2. Kłopoty zaczęły się, gdy O'Kane przeniósł piłkę nad poprzeczką, a Armstrong spokojnie pokonał Frencha i doprowadził do remisu. Młody Lavery nie wytrzymał presji i fatalnie spudłował. Boyd mógł nas wyeliminować, ale również przestrzelił - teraz obowiązywała zasada "nagłej śmierci". Wallace uderzył niecelnie, więc gol Browna zakończył nasze męki - tym razem rzuty karne nie dały nam awansu. Odpadliśmy z kolejnego pucharu, ale cieszyć mógł fakt, że w meczu pokazaliśmy charakter, trzykrotnie doprowadzając do wyrównania.

 

Puchar Amatorski - 1 runda

Lurgan Celtic [1L] - Chimney Corner [1L] 3:3 (1:1)/ karne 4:3

 

3'- Adams (1:0)

17'- Loughlin (1:1)

49'- McCourt (2:1)

57'- Loughlin (2:2)

65'- Lawless (3:2)

72'- Robinson (3:3)

 

MoM: Loughlin (8)

Widownia: 194

Odnośnik do komentarza

H & W Welders nie mogli, póki co, zaliczyć tego sezonu do udanych. Nawet ja byłbym podłamany pięcioma porażkami w pięciu pierwszych meczach. Od każdego po kolei dostawali solidne lanie, więc nie chciałem być gorszy. Wszyscy leją H & W Welders - leję i ja!

Uprzedzając fakty powiem, że od pierwszej do ostatniej minuty byliśmy stroną przeważającą, lepszą, szybszą i skuteczniejszą. Gospodarze coś tam niby chcieli strzelić, ale nie wychodziło im to. Jedynie Wright mógł z czystym sumieniem powiedzieć po meczu swojemu trenerowi: "szefie, nie bij mnie, ja przynajmniej się starałem." Reszta piłkarzy w żółtych strojach najchętniej położyłaby się i przeleżała tak 90 minut. Mimo ospałości przeciwników, dopiero w 36 minucie zaaplikowaliśmy im pierwszego gola - uczynił to Loughlin uderzeniem z ostrego kąta.

Od tego momentu graliśmy już na pełnym luzie, wiedzieliśmy bowiem, że uniknęliśmy najgorszego - bezbramkowego remisu. Zaraz po przerwie Loughlin podwoił swój dorobek bramkowy, przedzierając się przez zasieki obronne H & W i ze spokojem wykańczając akcję.

Teraz pora na gorsze wiadomości - Chines, sobie tylko znanym sposobem, zwichnął swoją żuchwę i był zmuszony zejść z boiska. Następnie w jego ślady poszedł McClintock, który zerwał więzadła kolanowe - być może będzie pauzował aż 3 miesiące. Wyrastał nam klubowy "szklany chłopiec"...

Piłkarze, którzy pozostali przy życiu postanowili mnie pocieszyć i w ciągu ostatnich 10 minut strzelili jeszcze dwa gole. Najpierw Crawford skorzystał z cudownego podania Loughlina i obiegł bramkarza, a później Ricky Bovill dobił rywala fenomenalnym uderzeniem z 30 metrów. Rozgromiliśmy słabeusza - niby miło, ale poczułem się trochę tak, jakbym zabrał dziecku lizaka. Czas zapolować na grubego zwierza!

 

1 liga - 6 kolejka

H & W Welders [12] - Chimney Corner [8] 0:4 (0:1)

 

36'- Loughlin

52'- Loughlin

80'- Crawford

90'- Bovill

 

MoM: Loughlin (9)

Widownia: 189

 

- Powiedz mi jedno, szefie... Ile to H & W bierze za podkładanie się? Chyba całkiem przystępne sumki, sądząc po tabeli? - zapytał Witek.

- Kiedy wreszcie zrozumiesz, że nie jesteśmy w Polsce, tylko w Irlandii Północnej... Tu panują trochę inne zasady. - kolejny raz, spokojnie wytłumaczyłem.

- Ok, ja rozumiem, że to Zjednoczone Królestwo to dziwne jest, że tu mają kierownicę po prawej stronie, że tu eurosów nie chcieli, ale żeby meczu spokojnie kupić nie można?! Do tego się chyba nigdy nie przyzwyczaję. I jak tu niby zdobywać doświadczenie trenerskie?

 

W tym sezonie na własnym stadionie nie szło nam najlepiej. Być może moi podopieczni byli stremowani, widząc taką liczbę kibiców na trybunach - sam nie wiem. Wiedziałem natomiast, że pokonanie lidera - Ards będzie bardzo trudnym zadaniem.

Tym większa była moja radość, gdy w 19 minucie Crawford przedłużył piłkę głową, a Mack z bliskiej odległości wpakował ją do bramki, dając nam nieoczekiwane prowadzenie! Entuzjazm wśród rezerwowych szybko jednak ostudziłem, zdawałem sobie sprawę, że trwonienie przewagi jest jedną z naszych specjalności. Na domiar złego marnowaliśmy świetne sytuacje - O'Kane przestrzelił minimalnie, a strzał Macka wybronił bramkarz. Ards odpowiedziało tylko uderzeniem Roya, obronionym przez Frencha.

Na początku drugiej połowy Mack zdobył drugiego gola, ale sędzia zagwizdał pół sekundy wcześniej i zamiast dać nam przywilej korzyści, zarządził rzut wolny. Moja wściekłość zniknęła, kiedy arbiter pokazał przy okazji czerwoną kartkę O'Connorowi. Wszystko układało się jak trzeba...

Niestety, po raz kolejny okazało się, że gra w przewadze nie jest naszą mocną stroną. W doliczonym czasie Gibson tak fatalnie podał do Frencha, że piłkę przejął Stirling, odegrał szybko do Sharratta, a ten skierował futbolówkę do opuszczonej bramki... Miałem ochotę coś rozwalić - najlepiej, gdyby był to łeb Gibsona. To on podarował rywalowi punkt, to on dostał opr w szatni i to on żegna się ze składem na czas nieokreślony.

 

1 liga - 7 kolejka

Chimney Corner [5] - Ards [1] 1:1 (1:0)

 

19'- Mack (1:0)

90'- Sharratt (1:1)

 

MoM: Mack (7)

Widownia: 275

Odnośnik do komentarza

Puchar Irlandii Północnej - akurat w tych rozgrywkach warto wygrywać. Ewentualny awans do europejskich pucharów bardzo by nam się przydał, zważywszy na kiepską sytuację klubowych finansów. Pierwszą przeszkodą na drodze do Europy byli amatorzy z Downpatrick. Mimo mało atrakcyjnego przeciwnika, na stadion przybyło ponad 1000 kibiców, a to cieszyło.

Sam mecz nie należał do najciekawszych, długo nie byliśmy w stanie sforsować defensywy rywala. Dopiero w 43 minucie "Juninho z Antrim" - O'Kane, ładnym uderzeniem, bezpośrednio z rzutu wolnego dał nam prowadzenie. To sprawiło, że amatorzy rozluźnili nieco szyki obronne, pozwalając naszym napastnikom na coraz więcej. Niestety, nie potrafiliśmy tego wykorzystać, między innymi Kenny Paul dwukrotnie zawiódł w znakomitych sytuacjach. Na szczęście w 80 minucie Crawford był skuteczniejszy i po dobrym podaniu Bovilla strzelił na 2:0.

Kiedy myśleliśmy, że zwycięstwo mamy w kieszeni, Carl Andrews zdobył bramkę kontaktową - obrońcy Chimney Corner podziwiali w tym czasie przepływające nad stadionem obłoczki. No i znów zrobiła się nerwowa końcówka... Ostatecznie utrzymaliśmy prowadzenie do końca i mogliśmy zameldować się w 5 rundzie krajowego pucharu.

 

Puchar Irlandii Północnej - 4 runda

Chimney Corner [1L] - Downpatrick [Ama] 2:1 (1:0)

 

43'- O'Kane (1:0)

80'- Crawford (2:0)

88'- Andrews (2:1)

 

MoM: Crawford (8)

Widownia: 1027

 

W ósmej kolejce ligowej czekała nas potyczka z drużyną o wdzięcznej nazwie: Dundela. Na razie mecze wyjazdowe nie kończyły się dla nas najlepiej i bardzo chcieliśmy to zmienić.

Zaczęło się wybornie - McKeague popisał się cudownym podaniem, po którym Loughlin z chirurgiczną precyzją umieścił piłkę przy słupku. Nie minęły dwie minuty, a już zabłysnął inny z moich podopiecznych - O'Kane. Prawy pomocnik zdobył wspaniałego gola z rzutu wolnego, z odległości 25 metrów. Ptaszki śpiewały, kibice Chimney Corner podskakiwali radośnie, a uradowani zawodnicy klepali się po pośladkach. Jedynie piłkarze gospodarzy, nie wiedzieć czemu, nie chcieli brać udziału w tej sielance i zaczęli grać w piłkę.

W 35 minucie Graham strzelił gola kontaktowego. "No jak to tak? - zdawali się pytać gracze w czerwonych koszulkach - Przecież to nam dzisiaj wszystko wychodzi!"

Nie wszystko moi drodzy, nie wszystko. A już na pewno nie bronienie. Jeszcze przed przerwą mieliśmy remis - tym razem uderzał Murphy, gdyż defensorzy CC nie pofatygowali się by do niego podejść. I nagle czar prysł, a sytuacja zmieniła się jak w kalejdoskopie. Nam nie wychodziło dosłownie nic, a gospodarzom - wszystko.

Po przerwie Burrows bez problemów wyprzedził Maitlanda, odegrał do Grahama i już mógł się cieszyć z asysty. Stało się nieuniknione - przegrywaliśmy, roztrwoniliśmy wszystko, co można było roztrwonić. Ba, nawet dodaliśmy bonusik w postaci bramki numer cztery. Graham uderzeniem z rzutu wolnego ustalił wynik na 4:2 i skompletował hat-tricka.

Dundela triumfowała, a my znów frajersko straciliśmy punkty. Z drugiej strony - czego tu oczekiwać, skoro od 10 minuty nie stworzyliśmy żadnej składnej akcji?

 

1 liga - 8 kolejka

Dundela [7] - Chimney Corner [5] 4:2 (2:2)

 

7'- Loughlin (0:1)

9'- O'Kane (0:2)

35'- Graham (1:2)

40'- Murphy (2:2)

60'- Graham (3:2)

82'- Graham (4:2)

 

MoM: Graham (9)

Widownia: 175

Odnośnik do komentarza

Jak nietrudno zgadnąć, po meczu z Dundelą nie przebierałem w słowach. Skończyło się odgrywanie dobrego wujka - przegrywać można, ale nie w takim stylu, na Boga! W następnym meczu chciałem zobaczyć inną drużynę i oczekiwałem wygranej, bezwarunkowo. Strata do czołówki wciąż nie była duża, ale przy takich wahaniach formy ciężko było myśleć o awansie.

Na naszej drodze stanął tym razem Carrick. Taki klub, nie Michael. Może to i lepiej, bo podejrzewałem, że pomocnik Manchesteru mógłby w pojedynkę ograć moje stadko kelnerów.

A tak nawet objęliśmy prowadzenie - w 4 minucie Crawford dośrodkował z rzutu rożnego, a Hudson głową otworzył wynik. Nauczeni doświadczeniem nie reagowaliśmy zbyt entuzjastycznie - bolesna lekcja sprzed tygodnia dawała o sobie znać. Dlatego nie zwalnialiśmy tempa, przeciwnie - nieco je podkręciliśmy i w 29 minucie prowadziliśmy już 2:0. Lavery niezbyt mocno uderzył na bramkę gości, ale Coulter, próbując ją wybić...zanotował samobója.

W drugiej części gry popełniliśmy ten sam błąd co zwykle - pozwoliliśmy przeciwnikowi rozwinąć skrzydła. Może nie odpuściliśmy tak bardzo jak ostatnio, ale to wystarczyło by Carrick wyrównał. Treanor uderzył, a piłka po nodze Maitlanda wpadła do bramki strzeżonej przez Frencha.

Chłopcy spanikowali - wciąż mieli w pamięci moją reprymendę i raczej nie chcieli tego przeżywać jeszcze raz. W związku z tym rozpaczliwie bronili się przed wyrównaniem - tak długo, aż zabrzmiał ostatni gwizdek. 3 punkty uratowane.

 

1 liga - 9 kolejka

Chimney Corner [6] - Carrick [7] 2:1 (2:0)

 

4'- Hudson (1:0)

29'- Coulter-S (2:0)

75'- Treanor (2:1)

 

MoM: Lavery (7)

Widownia: 272

 

Kiedy wszyscy w Antrim myśleli, że kryzys został zażegany i że nadeszła era seryjnych zwycięstw....

Na mecz z Dergview pojechaliśmy z pieśnią na ustach, zapominając o tym, co złe - czekało nas przecież łatwe spotkanie z beniaminkiem. No tak, tylko że my też byliśmy beniaminkiem... Zresztą, nieważne.

Ważne, że w 2 minucie Loughlin oszukał obronę gospodarzy i pewnym uderzeniem dał nam prowadzenie. Było pięknie. Jeszcze piękniej zrobiło się w 18 minucie, gdy Loughlin został sfaulowany w polu karnym przez Gallaghera, a Robinson zamienił "jedenastkę" na gola numer dwa. Przeciwnicy zwyczajnie nie istnieli.

W 32 minucie było praktycznie po meczu - O'Kane zdobył bramkę za sprawą perfekcyjnie wykonanego rzutu wolnego. "3:0? To już będzie trudno roztrwonić."- pomyślałem.

Ale dla chcącego nic trudnego. Jeszcze przed przerwą Dergview odrobiło część strat - bramkarz O'Reilly zainicjował błyskawiczny kontratak, który skutecznie wykończył Fair. "Ok, niech też coś mają od życia..." - uśmiech nie znikał z mojej twarzy. Mimo to w szatni motywowałem chłopaków, by nie odpuszczali i wystrzegali się nadmiernej pewności siebie. A co tam, pozory trzeba stwarzać.

Moi podopieczni chyba wyczuli, że mówię to bez przekonania, bo po powrocie na murawę zachowywali się jakby mecz już się skończył. Za to gospodarze grali i strzelili gola kontaktowego - Leckey znakomicie podał, a Fair powiększył swój dorobek. Mój uśmiech powoli zmieniał się z beztroskiego w nerwowy... A dosłownie trzy minuty później całkowicie zgasł, gdyż Dergview wyrównało. Gibson zahaczał Watsona w obrębie "szesnastki", zaś Colin Robinson wymierzył sprawiedliwość. 3:3 - a jednak, Chimney Corner (podobnie jak AC Milan) udowadnia, że roztrwonić można wszystko.

Nie myślałem do końca trzeźwo, na boisko spoglądałem zaślepiony wściekłością, irytacją i poczuciem beznadziei. Doskonale wiedziałem, jak potoczą się dalsze losy tego meczu, mimo to nakazałem swoim piłkarzom frontalny atak. Gospodarze tylko na to czekali: Lindsay dośrodkował, a McHale kropnął bez przyjęcia, zapewniając Dergview prowadzenie. Kto by pomyślał...

Następnie Watson oraz fenomenalny tego dnia Fair, skarcili nas kolejnymi trafieniami. Widowisko zrobiło się przykre i żenujące, wyczyny moich obrońców były żywcem wyjęte z "Piłkarskich Jaj". Na koniec, jakby chcąc osłodzić nam dotychczasowe męki, bramkarz gospodarzy wybił piłkę wprost pod nogi Crawforda i podarował w ten sposób gola na 4:6.

Podsumowując: dramat, tragedia, kompromitacja. W takich chwilach człowiek zaczyna poważnie zastanawiać się nad swoją trenerską przyszłością.

1 liga - 10 kolejka

Dergview [10] - Chimney Corner [4] 6:4 (1:3)

 

2'- Loughlin (0:1)

18'- Robinson-K (0:2)

32'- O'Kane (0:3)

42'- Fair (1:3)

47'- Fair (2:3)

50'- C.Robinson-K (3:3)

61'- McHale (4:3)

65'- Watson (5:3)

72'- Fair (6:3)

78'- Crawford (6:4)

 

MoM: Fair (9)

Widownia: 192

 

 

Odnośnik do komentarza

Atmosfera w klubie była tak gęsta, że można ją było ciąć husqvarną. Trevor, który rzucił palenie po naszym awansie do 1 ligi, znów zaczął palić; prezes tylko spoglądał na mnie z wyrzutem; nawet Witek zrozumiał powagę sytuacji i zrezygnował ze swoich mądrych porad. Każdemu z tej trójki się oberwało, ale najostrzejszą wymianę zdań miałem z prezesem. Cóż, sam się o to prosił - od początku sezonu stękał, że powinienem być aktywniejszy na rynku transferowym. Tym razem nie wytrzymałem i powiedziałem mu, co sądzę na ten temat. Do kogo te pretensje stary dusigroszu? Jak niby miałem być aktywniejszy, skoro i tak blokowałbyś każdy transfer, zasłaniając się "troską o finanse klubu"? A może łaskawie wysupłałbyś jakieś konkretne pieniądze na zakup solidnych graczy, bo samymi zawodnikami z kartą na ręku, potęgi nie da się zbudować?

Jackson nie bardzo wiedział jak zareagować. Gdyby nie fakt, że był z natury spokojnym człowiekiem i doceniał moje dotychczasowe osiągnięcia, zapewne już nie pracowałbym w Chimney Corner. Ostatecznie zapadła między nami krępująca cisza, która trwała jeszcze jakiś czas...

Zresztą prezesa i tak potraktowałem łagodnie. Na piłkarzach nie zostawiłem za to suchej nitki. Chcąc dopiec im jak najmocniej, posłużyłem się w swych inwektywach terminologią ichtiologiczną, najbardziej chyba obrazową dla Irlandczyków. Wykrzyczałem, że ich matki są brzydkie jak flądry, żony całują jak glonojady, a oni sami mają jaja wielkości kawioru.

Poza tym bardzo chciałem wymienić całą obronę, ale sytuacja kadrowa nie pozwalała mi na to. Pozostawało mieć nadzieję, że reprymenda podziałała motywująco.

Z Loughgall wygrać musieliśmy, tego zażądałem i nie chciałem słuchac żadnych usprawiedliwień w stylu: "oni są wyżej notowani", "przecież gramy na wyjeździe" itp. Trzy punkty mają być! W przeciwnym razie...no właśnie - dymisja?

W 2 minucie Loughlin wykorzystał fatalne zachowanie obrońców gospodarzy, popędził na bramkę niczym gepard i pewnym uderzeniem otworzył wynik. Braaawo - który to już raz strzelamy w pierwszych sekundach, by potem to wszystko zaprzepaścić?

Okazało się, że w 9 minucie jeszcze nie oddaliśmy rywalom inicjatywy - Jordan popisał się świetnym podaniem, a Loughlin podwyższył na 2:0.

- Wspaniale! - krzyczałem ze swojego stanowiska. - To co, dzisiaj bijemy rekord? Może tym razem roztrwonimy czterobramkową przewagę?

John chyba też miał taki zamiar, bo chwilę później dobił strzał Crawforda i zanotował pierwszego hat-tricka w barwach Chimney Corner. To wszystko układało się zbyt dobrze, przecież czwarta drużyna ligi wkrótce się otrząśnie i wybije nam z głowy marzenia o triumfie... Jednak do 27 minuty nic takiego się nie działo, przeciwnie, Loughlin utrzelił czwartego gola. Było to jednocześnie najefektowniejsze trafienie, bo oddane z odległości 30 metrów. Tego dnia naszemu napastnikowi wychodziło WSZYSTKO. Mimo to, wciąż byłem sceptyczny:

- Brawo! Jeszcze jakieś 3 bramki i zwycięstwo będzie całkiem realne!

Krótko po przerwie McKee, jakby na potwierdzenie mojego sceptycyzmu, strzelił gola dla Loughgall. Moi podopieczni nie grali już tak efektownie i ofensywnie jak w pierwszej połowie, ale kontrolowali przebieg spotkania, nie pozwalając rywalowi na zbyt wiele. Mecz zakończył się wynikiem 4:1, plama na honorze częściowo została zmazana. Czy oni, do cholery, nie mogą tak grać za każdym razem?

 

1 liga - 11 kolejka

Loughgall [4] - Chimney Corner [5] 1:4 (0:4)

 

2'- Loughlin (0:1)

9'- Loughlin (0:2)

17'- Loughlin (0:3)

27'- Loughlin (0:4)

50'- McKee (1:4)

 

MoM: Loughlin (9)

Widownia: 210

 

Tabela po 11 kolejkach, czyli na półmetku rozgrywek.

Odnośnik do komentarza

Widać, że masz najlepszy atak w lidze. Szkoda, że z oczywistych przyczyn, nie możesz przebudować obrony. No cóż, myślę że będzie awans. A tak na marginesie to ile drużyn wychodzi dwie tylko? Czy może jakieś baraże. I jakbyś mógł to ile drużyn jest w ekstraklasie?

Pozdro i powodzenia.

Odnośnik do komentarza

Na półmetku rozgrywek zajmowaliśmy niezłe, czwarte miejsce i mieliśmy na koncie 17 punktów. W zeszłym sezonie mieliśmy o tej porze 20 oczek, więc różnica nie była duża. To pozwalało żywić nadzieję, że awans wciąż jest całkiem realny. Co prawda zarząd wcale nie wymagał wprowadzenia Chimney Corner do ekstraklasy, ale mój apetyt rósł w miarę jedzenia i po cichu marzyłem o cotygodniowych starciach z tuzami pokroju Glentoranu czy Portadown.

Aby to osiągnąć, płotki takie jak Banbridge należało pokonywać na stojąco. Podopieczni Michaela Lamonta, zgodnie z prognozami, bronili się przed spadkiem - na razie niezbyt skutecznie, bo okupowali przedostatnią, 11 lokatę. Jednak nieoczekiwanie to gospodarze zaczęli z większym animuszem - ofensywny duet Graham - Devlin raz po raz niepokoił naszą obronę. Czyżby ciąg dalszy schematu: klęska - reprymenda - dobry mecz - samozadowolenie - klęska? Obawiałem się, że tak właśnie będzie, ale tuż przed przerwą uspokoił mnie Loughlin, przedzierajac się przez defensywę Banbridge i strzelając gola z ostrego kąta. Liczyłem, że od tego momentu nasza gra będzie wyglądała lepiej.

Przeliczyłem się, w drugiej odsłonie nadal spisywaliśmy się poniżej oczekiwań. Mało mnie to jednak obchodziło, gdy Mack, korzystając ze znakomitego podania Lavery'ego podwyższył na 2:0. Allen Park to nie Camp Nou, Chimney Corner to nie Barcelona - tutaj nikt nie oczekiwał porywającego stylu, celem nadrzędnym był dobry wynik.

Bovill potraktował to trochę zbyt dosłownie, prezentując gospodarzom gola honorowego. Jego kiepskie podanie zostało łatwo przejęte przez Devlina - napastnik Banbridge odegrał do Rice'a, a ten precyzyjnym uderzeniem pokonał Frencha.

Ostatnie minuty to istna obrona Częstochowy, zakończona sukcesem chyba tylko dlatego, że szczęście sprzyja głupszym... Co by nie mówić - drugie zwycięstwo z rzędu, tego dawno nie było!

 

1 liga - 12 kolejka

Banbridge [11] - Chimney Corner [4] 1:2 (0:1)

 

45'- Loughlin (0:1)

58'- Mack (0:2)

65'- Rice (1:2)

 

MoM: Mack (7)

Widownia: 191

 

Tęsknym okiem spoglądałem na europejskie boiska, marząc, że kiedyś poznam smak elitarnych rozgrywek pucharowych. Na razie pozostawały relacje telewizyjne... Oto, jakie drużyny awansowały do 1/8 finału Ligi Mistrzów:

 

Grupa A: 1. FC Barcelona, 2. FC Porto, 3. Besiktas Stambuł, 4. Celtic Glasgow

Grupa B: 1. Benfica Lizbona, 2. Bayern Monachium, 3. Olympique Marsylia, 4. FC Kopenhaga

Grupa C: 1. Inter Mediolan, 2. Manchester United, 3. Olympiakos Pireus, 4. Dynamo Kijów

Grupa D: 1. Atletico Madryt, 2. PSV Eindhoven, 3. FC Liverpool, 4. Juventus Turyn :(

Grupa E: 1. Sporting Lizbona, 2. Olympique Lyon, 3. Feyenoord Rotterdam, 4. Club Brugge

Grupa F: 1. Szachtar Donieck, 2. CSKA Moskwa, 3. Arsenal Londyn, 4. Real Madryt :)

Grupa G: 1. AC Milan, 2. Werder Brema, 3. FC Sevilla, 4. CFR Cluj

Grupa H: 1. Chelsea Londyn, 2. AS Roma, 3. Borussia Dortmund, 4. Glasgow Rangers

 

Za największe sensacje należy uznać odpadnięcie Liverpoolu, Juventusu, Arsenalu i Realu Madryt.

A tak zakończyła się faza grupowa pucharu UEFA:

 

Grupa A: 1. Valencia CF, 2. Galatasaray Stambuł, 3. Tottenham, 4. Artmedia Bratysława, 5. Anderlecht Bruksela

Grupa B: 1. Real Sociedad, 2. HSV, 3. Poli 1921, 4. Zenit St. Petersburg, 5. AZ Alkmaar

Grupa C: 1. Lazio Rzym, 2. OSC Lille, 3. Rosenborg Trondheim, 4. Panathinaikos Ateny, 5. Aberdeen

Grupa D: 1. Sochaux, 2. Fiorentina, 3. SC Heerenveen, 4. Dinamo Bukareszt, 5. Partizan Belgrad

Grupa E: 1. Ajax Amsterdam, 2. Aston Villa, 3. Udinese, 4. Auxerre, 5. Slavia Praga

Grupa F: 1. Fenerbahce Stambuł, 2. Steaua Bukareszt, 3. Crvena Zvezda, 4. FC Basel, 5. Hapoel Tel-Aviv

Grupa G: 1. Rapid Bukareszt, 2. FC Schalke, 3. Betis Sevilla, 4. Empoli, 5. Standard Liege

Grupa H: 1. Newcastle United, 2. RC Lens, 3. Athletic Bilbao, 4. Spartak Moskwa, 5. HJK Helsinki

 

Rewelacją rozgrywek okazało się rumuńskie Poli, które wyeliminowało Zenit i AZ Alkmaar.

 

LFCFUN - bezpośrednio awansuje tylko najlepsza drużyna, zespół z drugiego miejsca gra baraże. W ekstraklasie jest 16 drużyn. A o awans nie będzie tak łatwo jak ostatnio - za duże wahania formy... Tylko dobra postawa napastników napawa optymizmem;)

Odnośnik do komentarza

Tobermore Utd zajmowało dziesiąte miejsce w tabeli, więc teoretycznie było rywalem łatwym do ogrania. Niestety (lub na szczęście), teoria i praktyka to dwie różne sprawy.

Już pierwsza akcja udowodniła, że nasi przeciwnicy to ligowi outsiderzy. Wyszliśmy na prowadzenie po najbardziej kuriozalnym golu, jaki widziałem z ławki trenerskiej. Hudson, stojąc na naszej połowie, postanowił zagrać długą piłkę do Macka, znajdującego się w okolicach pola karnego gości. Zagranie Patricka okazało się zbyt mocne - futbolówka przeleciała nad głową Macka, a następnie... minęła wychodzącego nieumiejętnie golkipera United i wpadła do opuszczonej bramki! Gol zdobyty z własnej połowy - to nie zdarza się zbyt często.

Gdybyśmy my popełnili taki błąd na początku spotkania, zapewne nie podnieślibyśmy się już do końca. Piłkarze Tobermore byli jednak silniejsi psychicznie i rzucili się do odrabiania strat. Byli stroną przeważającą, atakowali z większym rozmachem i zaciętością. W naszym zespole jedynie Loughlin stwarzał jakieś zagrożenie, ale uparł się na strzały z dystansu i za każdym razem brakowało im precyzji. Do przerwy, mimo kiepskiej gry prowadziliśmy 1:0.

Goście dopięli swego w 57 minucie. Simpson wykonywał rzut wolny - piłka odbiła się od stojącego w murze Lavery'ego i to zmyliło Andrew Frencha. Cztery minuty później byłem bliski załamania. Dziesiąta siła pierwszej ligi wyszła na prowadzenie. Tym razem Lyons popisał się cudownym podaniem do Chisholma, który dostrzegł nieco zbyt wysuniętego Frencha i pokonał go pewnym strzałem.

Nie miałem siły krzyczeć, poczułem się, jakbym rzucał grochem o ścianę. Najwyraźniej moje uwagi nie skutkowały, albo działały tylko na krótką metę.

Uspokoił mnie trochę Crawford, finalizując efektowną szarżę Paula i doprowadzając do wyrównania. Obie drużyny wyglądały na usatysfakcjonowane takim wynikiem i nie forsowały nadmiernie tempa gry. I chyba tylko ja nie byłem zadowolony z remisu 2:2...

1 liga - 13 kolejka

Chimney Corner [3] - Tobermore Utd [10] 2:2 (1:0)

 

4'- Hudson (1:0)

57'- Simpson (1:1)

61'- Chisholm (1:2)

72'- Crawford (2:2)

 

MoM: Crawford (8)

Widownia: 306

 

Los nie był dla nas łaskawy i w piątej rundzie Pucharu Irlandii Północnej przydzielił nam trzecią ekipę ekstraklasy - Ballymena Utd. Szanse na zwycięstwo...były nikłe. W okresie przygotowawczym "błękitni" rozbili nas 6:0. W obawie przed powtórką, ustawiłem zespół wyjątkowo defensywnie. Plan był prosty - bronimy się przez 120 minut i próbujemy szczęścia w rzutach karnych.

Te plany szybko zostały zweryfikowane: w 23 minucie Watson zagrał do Larmoura, a napastnik gospodarzy otworzył wynik. Sędzia również miał w tym swój udział, ponieważ nie widział/nie chciał widzieć ewidentnego spalonego.

"Czas przesunąć się do przodu"- zarządziłem. O dziwo, posłuchali. Po ładnej, zespołowej akcji Mack strzelił gola wyrównującego. Mogliśmy powrócić do ustawienia pt. "nie wychylać się, bronić, w razie potrzeby gryźć". To nie był dobry pomysł, ufać defensywie takiej jak moja...

Krótko przed przerwą Ballymena wyszła na dwubramkowe prowadzenie, za sprawą Armoura i Watsona. Później jeszcze dwukrotnie trafiał Larmour i kompletując hat-tricka zakończył wielkie strzelanie. United wygrali 5:1 i nie pozostawili najmniejszych wątpliwości, która drużyna była tego dnia lepsza. Za to my trochę zwątpiliśmy w celowość awansu do ekstraklasy - regularne zbieranie takich batów nie było przyjemną perspektywą...

Puchar Irlandii Północnej - 5 runda

Ballymena Utd [Eks] - Chimney Corner [1L] 5:1 (3:1)

 

23'- Larmour (1:0)

37'- Mack (1:1)

43'- Armour (2:1)

45'- Watson (3:1)

56'- Larmour (4:1)

63'- Larmour (5:1)

 

MoM: Larmour (9)

Widownia: 1223

Odnośnik do komentarza

O tak, pierwszej lidze bliżej poziomem do drugiej, niż do ekstraklasy. No, ale jeśli uda się awansować, to płakał nie będę ;)

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

- Szefie, mam pomysł! - oznajmił pewnego dnia Witek.

- Zamieniam się w słuch...

- Wyraźnie nie radzimy sobie z drużynami z ekstraklasy, więc tak sobie pomyślałem... Żeby zrezygnować z awansu i zarobić przy okazji niemałą kasę! Po prostu ostatnie mecze sezonu będziemy odpuszczać - za odpowiednią opłatą, ma się rozumieć... Podreperujemy budżet, a pan zachowa twarz, unikając takich porażek jak 1:5 z Ballymeną...

Pozostawiłem to bez komentarza.

Moje myśli zaprzątał wyjazdowy mecz z Lurgan Celtic. Starcia z popularnymi "celtami" zawsze obfitowały w emocje i dużą liczbę bramek. Kibice nie mogli narzekać, ale ja, znając umiejętności moich obrońców, trochę się denerwowałem. Chłopcy od początku starali się udowodnić, że niepotrzebnie się martwię i przejęli inicjatywę, nie pozwalając gospodarzom na zbyt wiele. Ofensywne usposobienie Chimney Corner przyniosło efekt w postaci pierwszej bramki - Chines popisał się fantastycznym, niesygnalizowanym podaniem, a Loughlin ograł Dallasa i skierował piłkę do siatki. Moi podopieczni nie spoczęli na laurach i podwyższyli na 2:0. Tym razem Portugalczyk dośrodkował z rzutu rożnego, wprost na głowę Macka. Na razie wszystko szło jak po maśle...

Ponadto, po swojej stronie mieliśmy dwunastego zawodnika - szczęście. To jemu należy zapisać asystę przy bramce numer trzy: strzał O'Kane z rzutu wolnego odbił się od muru i kompletnie zmylił Harbinsona. 3:0 - było pięknie, ale wtedy obniżyliśmy loty i tym sposobem umożliwiliśmy Lurgan zmniejszenie rozmiarów porażki. Wszystko zaczęło się od głupiej straty Gastona, a skończyło na golu rodowitego Irlandczyka, Rodneya Hassana.

Cetowie nic więcej tego dnia nie pokazali, za to my dorzuciliśmy jeszcze jedno trafienie. Mack dograł piłkę co do centymetra, a Crawford zamknął akcję po profesorsku. Zwyciężyliśmy 4:1, podtrzymaliśmy passę czterech meczów bez porażki i, po raz pierwszy w tym sezonie, awansowaliśmy na miejsce barażowe.

1 liga - 14 kolejka

Lurgan Celtic [8] - Chimney Corner [4] 1:4 (0:1)

 

31'- Loughlin (0:1)

49'- Mack (0:2)

58'- O'Kane (0:3)

65'- Hassan (1:3)

90'- Crawford (1:4)

 

MoM: Mack (8)

Widownia: 208

 

Jako świeżo upieczeni wiceliderzy, pojechaliśmy do Limavady, by spróbować swych sił w starciu z głównym kandydatem do awansu, ekipą Limavady Utd. Nasi rywale byli faworytami tego spotkania, ale my, uskrzydleni ostatnimi wynikami, nie zamierzaliśmy się poddawać. Radziliśmy sobie nadspodziewanie dobrze i jedynym powodem , dla którego jeszcze nie prowadziliśmy, były zwichrowane celowniki naszych napastników. W 37 minucie z pomocą przyszedł obrońca gospodarzy, Liam Kearney, który obejrzał zasłużoną czerwoną kartkę i wydatnie osłabił swoją drużynę. Cóż z tego, skoro nadal nie byliśmy w stanie pokonać stojącego między słupkami Ryana...

Dopiero po przerwie, kolegów z ataku wyręczył O'Kane, piekielnie mocnym rzutem wolnym - mogliśmy odetchnąć z ulgą, teraz powinno być już z górki. I rzeczywiście, poszliśmy za ciosem. Kilka minut później bramkarz Limavady tak fatalnie wybił piłkę, że ta trafiła wprost pod nogi Paula. Kenny nie namyślał się długo i spokojnym, płaskim strzałem powiększył nasze prowadzenie.

Niestety, w dalszej części meczu potwierdziła się teoria, że nie potrafimy grać w przewadze... United poczynali sobie coraz śmielej, aż w końcu Curran zaliczył trafienie kontaktowe. I kto wie, jaki byłby finał tej opowieści, gdyby nie kolejna czerwona kartka, tym razem dla Harrisona. Dziewiątka gospodarzy nie była w stanie się nam przeciwstawić i wynik nie uległ już zmianie. Wygraliśmy 2:1 i umocniliśmy się na drugiej pozycji.

 

1 liga - 15 kolejka

Limavady Utd [4] - Chimney Corner [2] 1:2 (0:0)

 

47'- O'Kane (0:1)

53'- Paul (0:2)

67'- Curran (1:2)

 

MoM: Paul (8)

Widownia: 168

Odnośnik do komentarza

Na jesieni rozgromiliśmy H & W Welders aż 4:0, ale w rundzie rewanżowej podopieczni Jimmy'ego McGeougha spisywali się znacznie lepiej i nie byli już chłopcami do bicia. Dlatego też nie zlekceważyliśmy ich i od początku narzuciliśmy swój styl. W dziewiątej minucie ładnie dośrodkował Maitland, a Wallace uderzył głową, nie do obrony. Cały czas dominowaliśmy, ale zamiast strzelić kolejnego gola, straciliśmy go. McAlinden zagrał niefortunnie do Wrighta, ten podał do McCullagha, który przepchnął Gibsona i na raty pokonał Frencha. Czyżby koszmar powrócił?

Jednak nie. Moi chłopcy zareagowali pozytywnie - O'Kane zacentrował na dalszy słupek, gdzie znajdował się Mack, a Colin głową odzyskał dla nas prowadzenie. Crawford mógł jeszcze strzelić na 3:1, ale Thompson popisał się wspaniałą robinsonadą. Najważniejsze, że zanotowaliśmy kolejne zwycięstwo i coraz pewniejszym krokiem zmierzaliśmy do ekstraklasy...

 

1 liga - 16 kolejka

Chimney Corner [2] - H & W Welders [11] 2:1 (1:0)

 

9'- Wallace (1:0)

58'- McCullagh (1:1)

75'- Mack (2:1)

 

MoM: Mack (7)

Widownia: 323

 

Zimowe okienko transferowe przyniosło kilka zaskoczeń. Valencia zapłaciła Fiorentinie aż 37 milionów euro za Riccardo Montolivo, Fernando Belluschi zamienił Bayern na Milan, a szeregi Olympique Lyon zasilił utalentowany Jeremy Menez z Monaco. Polscy kibice żyli transferem Dariusza Żurawia, który opuścił Hannover i zameldował się w eredivisie, a konkretnie w Twente Enschede.

Ponadto, po raz pierwszy w swojej karierze zostałem doceniony i ogłoszony menedżerem miesiąca, wyprzedzając szkoleniowców Dergview oraz H & W Welders. No cóż, trzy zwycięstwa w trzech meczach to nie byle co! Marzyłem, by podtrzymać tę znakomitą passę, ale luty zapowiadał się dużo trudniejszy niż styczeń. Terminarz był bezlitosny - czekały nas potyczki z Ballyclare, Ards i Dergview.

Kibice na Allen Park mieli być świadkami wielkiego widowiska, prawdziwego meczu na szczycie 1 ligi - przyjeżdżał do nas lider, Ballyclare. Gdybyśmy wygrali, zdetronizowalibyśmy naszego najgroźniejszego przeciwnika. Goście szybko sprowadzili nas na ziemię i udowodnili, że zajmują pierwsze miejsce nieprzypadkowo. Od pierwszego gwizdka zabrali się za atakowanie i szybko dopięli swego - w dwunastej minucie McDowell uderzył z dystansu, otwierając wynik. Tego gola powinno nie być, niestety, French zachował się wyjątkowo niefrasobliwie... Później wcale nie było lepiej. Zawodnicy Ballyclare umiejętnie trzymali nas na dystans, nie spiesząc się i szanując piłkę. Pozwolili nam raptem na dwa celne strzały - tego meczu nie dało się wygrać...

 

1 liga - 17 kolejka

Chimney Corner [2] - Ballyclare [1] 0:1 (0:1)

 

12'- McDowell

 

MoM: McDowell (7)

Widownia: 300

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...