Skocz do zawartości

Na północy trawa jest bardziej zielona.


Flat Eric

Rekomendowane odpowiedzi

Spojrzałem w klubowy kalendarz - okazało się, że październik zaczniemy od swego rodzaju "dwumeczu" z Dergview - najpierw potyczka w lidze, a następnie w Pucharze Ligi. Nie ukrywam, że liga miała dla mnie dużo większe znaczenie, bo przecież jakie korzyści, poza wątpliwym prestiżem i jeszcze bardziej wątpliwą nagrodą finansową, płynęły z tych wszystkim pomniejszych pucharów? Na to pytanie nikt w Antrim nie potrafił mi odpowiedzieć.

Wypuściłem więc w bój najmocniejszy (w miarę możliwości) skład i liczyłem na pierwsze zwycięstwo w rozgrywkach ligowych - remisów miałem serdecznie dość. Biorąc pod uwagę urazy pomocników, zdecydowałem się na grę dwójką napastników. Kiedyś przyniosło to efekt w postaci wygranej 4:3, a taki wynik brałbym w ciemno, z pocałowaniem ręki.

Pierwsza połowa to ostra wymiana ciosów, na groźny strzał Crawforda gospodarze odpowiedzieli "poprzeczką" Sproule'a; "słupek" w wykonaniu Loughlina został zripostowany niebezpiecznym rzutem wolnym. Pytanie brzmiało: kto pierwszy przełamie strzelecką indolencję? Nie wiem co działo się w szatni Dergview podczas przerwy i chyba wolę nie wiedzieć, bo czarno-biali wyszli na murawę jacyś rozkojarzeni. Owszem, na początku postraszyli nieco Frencha, ale wreszcie popełnili błąd, który słono ich kosztował. Loughlin w dziecinny sposób ograł Pritcharda, czym otworzył sobie drogę do bramki - nie pozostało mu nic innego jak strzelić gola i paść w objęcia kolegów z drużyny.

Od tego momentu gospodarze z każdą minutą stawali się coraz bardziej osowiali, powolni i zwyczajnie "klapnięci". W 79 minucie mogli się tylko przyglądać, jak Loughlin podwaja swój dorobek bramkowy, uderzając przepięknie zza pola karnego. Prowadziliśmy 2:0 i zważywszy na obecną formę rywala było już praktycznie po herbacie. Mimo to nie zwalnialiśmy tempa, moi chłopcy byli napaleni na gole niczym dzik na szyszki. W 85 minucie Mack podwyższył na 3:0, po tym jak piłka odbiła się od jego kolana, za sprawą precyzyjnego dośrodkowania Wallace'a. Gwóźdź do trumny Dergview wbił Crawford, uderzając mocno pod poprzeczkę. Wyjazdowy pogrom stał się faktem, 4:0 robiło wrażenie.

 

2 liga - 3 kolejka

Dergview [6] - Chimney Corner [8] 0:4 (0:0)

 

62'- Loughlin

79'- Loughlin

85'- Mack

87'- Crawford

 

MoM: Loughlin (8)

Widownia: 213

 

Ten mecz pokazał, że moja gromadka przeciętnych brytyjskich kopaczy ma charakter i potrafi wznieść się na prawdziwe piłkarskie wyżyny (z zachowaniem odpowiednich proporcji, rzecz jasna...) Teraz chciałem się przekonać, że nie był to jednorazowy wyskok - piłkarze Chimney Corner mieli to udowodnić, wygrywając drugie z rzędu spotkanie z Dergview. Skoro już dotarliśmy do najlepszej ósemki PPLA, to warto byłoby zgarnąć pełną pulę, inaczej szkoda by było naszego dotychczasowego wysiłku.

Popularne "Sroki" ziały wręcz nienawiścią i dyszały chęcią zemsty za upokorzenie sprzed kilku dni. Wiedziałem, że rozjuszony rywal może zawiesić poprzeczkę wyżej, ale jednocześnie może popełnić więcej prostych, niewymuszonych błędów.

Pierwsze huraganowe ataki Dergview skutecznie odparliśmy, French obronił efektownie, między innymi, kąśliwy strzał McNamee. Tak naprawdę to szturm naszych przeciwników trudno porównać do huraganu, piłkarze w czarno-białych strojach doskonale zdawali sobie sprawę z naszego potencjału ofensywnego, dlatego starali się rozgrywać bardzo ostrożnie i nie odsłaniać się zbyt mocno. Nie ma jednak takiej rury na świecie, której nie dałoby się odetkać. Mając w składzie Johna Loughlina każda ściana obrońców była do przejścia. Najskuteczniejszy snajper Chimney Corner dał o sobie znać w 68 minucie - gol zdobyty ze skraju pola karnego był doprawdy piękny. Nic dziwnego, że kibice domagali się bisu i bis otrzymali - 6 minut później Loughlin praktycznie skopiował swój wyczyn, uderzając w podobny sposób, z podobnej odległości, bez przyjęcia. Palce lizać. Zawodnicy Dergview zrozumieli, że znów trzeba uznać naszą wyższość, a Johna Louhglina ochrzcili mianem bestia negra. Półfinał Pucharu Ligi Amatorskiej był nasz!

 

Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej - 1/4 finału

Chimney Corner [2L] - Dergview [2L] 2:0 (0:0)

 

68'- Loughlin

74'- Loughlin

 

Mom: (zgadnijcie) Loughlin (8)

Widownia: 142

Odnośnik do komentarza

Dobrą passę chcieliśmy kontynuować w meczu z Brantwood. Zadanie nie powinno być trudne, gdyż drużyna ta zajmowała dopiero dziesiątą lokatę w tabeli - głównie z powodu kiepskiej obrony.

I rzeczywiście, już pierwsza akcja dała nam bramkę. Niezawodny Loughlin dostał dobre, dalekie podanie od Spence'a, a następnie, w swoim stylu, kropnął potężnie tuż pod poprzeczkę. Ręce same składały się do oklasków.

Goście próbowali się odgryzać, ale robili to zbyt niemrawo i nieudolnie by poważnie zagrozić naszej bramce. Moi podopieczni postanowili skarcić kolegów z Brantwood i pokazać jak TO się robi. Tzn. jak strzela się gole. Loughlin udowodnił, że jest w wyśmienitej formie i w 77 minucie podwyższył na 2:0. Trzeba jednak przyznać, że nie musiał się zbytnio wysilać - bramkarz gości po prostu podał mu piłkę, a to nie mogło skończyć się inaczej niż trafieniem numer dwa.

Honor Brantwood uratował w samej końcówce George Chambers, który zdobył gola z rzutu wolnego. Po drodze futbolówka odbiła się jeszcze od jednego z obrońców Chimney Corner i to zmyliło Frencha. Na więcej nie było tego dnia stać naszych rywali i zwycięska seria została podtrzymana.

 

2 liga - 4 kolejka

Chimney Corner [7] - Brantwood [10] 2:1 (1:0)

 

3'- Loughlin (1:0)

77'- Loughlin (2:0)

85'- Chambers (2:1)

MoM: Loughlin (8)

Widownia: 191

 

Zabawa się skończyła - w kolejce do golenia czekał wicelider, Ballymoney Utd. Spotkaliśmy się z nimi już w Pucharze Ligi i przegraliśmy 0:1, ale teraz byliśmy na fali i wierzyliśmy, że są w naszym zasięgu.

To, że już w 20 sekundzie opukali naszą poprzeczkę, powinno dać nam do myślenia. Większość moich chłopców chyba nadal żyła triumfami nad Dergview i Brantwood, bo na boisku nie byli zbyt przytomni. W 32 minucie Bovill był zmuszony powstrzymać przeciwnika chwytając go za koszulkę, co byłoby do zaakceptowania, gdyby nie fakt, że zrobił to w obrębie "szesnastki"... Do wykonania rzutu karnego podszedł Kearney i z zimnym uśmiechem kata pewnie wykonał wyrok.

Gospodarze byli od nas lepsi w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. W drugiej połowie potwierdził to gol na 2:0 autorstwa McLaughlina, który był popisem niezdecydowania moich obrońców. Spence najwyraźniej zapomniał jak wybija się piłki na oślep. Do tej pory była to jego najmocniejsza strona, tym razem jednak pozwolił piłce poleżeć spokojnie w polu karnym, co skwapliwie wykorzystał napastnik Ballymoney. French nie miał najmniejszych szans na skuteczną interwencję. Tym oto sposobem piękny sen w hrabstwie Antrim został przerwany.

 

2 liga - 5 kolejka

Ballymoney Utd [2] - Chimney Corner [6] 2:0 (1:0)

 

32'- Kearney-K

77'- McLaughlin

 

Mom: Kearney (8)

Widownia: 175

Odnośnik do komentarza

To nie był dobry sezon dla północnoirlandzkich klubów w europejskich pucharach. Mistrz kraju – Linfield poległ już w pierwszej rundzie eliminacyjnej LM, przegrywając z fińskim Tampere (3:2, 0:2). Pierwsza runda eliminacji do Pucharu UEFA okazała się natomiast zabójcza dla dwóch innych ekip: Dungannon przegrało dwumecz z GKS Bełchatów (0:4, 1:3), zaś Glentoran okazał się słabszy od szwedzkiego AIK (0:3, 0:4). Zdaje się, że w rankingu nie podskoczymy...

Zwycięstwo w ćwierćfinale PPLA zaostrzyło nasze apetyty i teraz chcieliśmy powtórzyć ten wyczyn w ¼ Trofeum Antrim. Los przypisał nam za rywala zespół Cookstown Olympic, czyli po raz kolejny amatorów.

I znów spacerek po plaży zmienił się w niepotrzebny horror. Popularne „kaleki z Cookstown” wyszły na prowadzenie po bramce Marca Harkina. Moi obrońcy wyraźnie nie chcieli zrobić mu krzywdy... Chwilę później to my mieliśmy szczęście – strzał O'Kane'a z rzutu wolnego odbił się od stojącego w murze Loughlina i w ten sposób doszło do wyrównania.

Radość nie trwała długo, jeszcze przed przerwą straciliśmy drugiego gola. Tym razem Wilson okazał się najsprytniejszy w polu karnym i zaskoczył Frencha, pakując piłkę do siatki.

Cookstown rozochociło się i w drugiej połowie nadal groźnie atakowało. Ja z kolei straciłem cierpliwość i dokonałem kompletu zmian. Ten ruch trochę wstrząsnął Chimney Corner, bo udało nam się ponownie wyrównać – na strzał zdecydował się wreszcie Crawford i doprowadził do dogrywki. Perspektywa 120 minut walki średnio mnie cieszyła, ponieważ za kilka dni mieliśmy zmierzyć się w trudnym meczu ligowym z Annagh Utd...

Dogrywka rozstrzygnięcia nie przyniosła, a więc byliśmy zmuszeni rozegrać konkurs jedenastek. Loughlin – tego wieczoru wyjątkowo nieskuteczny, karnego wyegzekwował perfekcyjnie. Smyth pomylił się nieznacznie, ale to wystarczyło by trafić w słupek i skomplikować sytuację swojego klubu. Wallace uderzył na tyle precyzyjnie, że bramkarz, mimo iż rzucił się w dobrym kierunku, nie zdołał zapobiec utracie gola. McGukan, dla odmiany, postanowił uderzyć leciutko, w sam środek bramki – French nie musiał ruszać się z miejsca, by skutecznie interweniować. Jak na razie 2:0 dla Chimney Corner! Crawford, który już raz pokonał Conwaya, tym razem nie sprostał zadaniu i posłał piłkę wysoko nad poprzeczką... Jeśli Cookstown odzyskało nadzieję, to natychmiast ją straciło. Strzał Doyle'a efektownie obronił French – goście zwyczajnie nie potrafili bić rzutów karnych, co znacznie ułatwiło nam zadanie. W czwartej kolejce Maitland zrobił, co do niego należało i dał nam awans do półfinału.

Trofeum Antrim - 1/4 finału

Chimney Corner [2L] - Cookstown Olympic [Ama] 2:2 (1:2)/ k 3:0

 

17'- Harkin (0:1)

19'- Loughlin (1:1)

37'- Wilson (1:2)

76'- Crawford (2:2)

 

MoM: Crawford (8)

Widownia: 227

 

Odnośnik do komentarza

Dzięki, dzięki, staram się;) Niestety, podbić świat z Chimney Corner będzie baaardzo trudno....

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Półfinał Pucharu Ligi Amatorskiej. Przeciwnik: Ards. Po raz pierwszy graliśmy w meczu o stawkę z ekipą z wyższej klasy rozgrywkowej, konkretnie z pierwszej ligi. Nastawienie było bojowe, chociaż bukmacherzy nie dawali nam najmniejszych szans na zwycięstwo. Nie zamierzałem murować dostępu do własnej bramki, powiedziałem chłopakom w szatni, że mają pełne prawo do prowadzenia otwartej gry i atakowania bardziej renomowanego rywala. Ards w 1 lidze radziło sobie dobrze, początek sezonu dawał im nawet nadzieje na awans do ekstraklasy.

Moi podopieczni faktycznie nie przestraszyli się klubu z Bangor i toczyli wyrównaną walkę. Mogli nawet wyjść na prowadzenie, ale Mack trafił prosto w bramkarza, a Crawford zbyt długo zwlekał z dobitką... Ards chwilę później zademonstrowało, jak strzela się gole - Burke dośrodkował do Stirlinga tak precyzyjnie, że zastanawiałem się, gdzie schował kątomierz i ekierkę? Snajper drużyny przeciwnej oczywiście zamienił tę centrę na gola i otworzył wynik. Odpowiedzieć próbował Chines, najpierw fantastycznie zwodząc golkipera Ards, a następnie katastrofalnie pudłując... Forsythe obił jeszcze poprzeczkę po rzucie wolnym i tak zakończyła się pierwsza połowa.

W drugiej odsłonie nie złożyliśmy broni, jednak mieliśmy problem z wykańczaniem akcji. Ten fakt sprawił, że nie zdołalismy odmienić losów spotkania i po ambitnej walce odpadliśmy z PPLA. A finał był tak blisko...

Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej - 1/2 finału

Chimney Corner [2L] - Ards [1L] 0:1 (0:1)

 

28'- Stirling

 

MoM: Burke (8)

Widownia: 797

 

Nic nie poprawiłoby nam humoru tak bardzo, jak wygrana z wiceliderem 2 ligi. Annagh Utd do tej pory nie przegrało ani razu, będąc najskuteczniejszym zespołem rozgrywek. Faworytem znów nie byliśmy, ale mimo to pokazaliśmy się z dobrej strony. Cóż z tego, skoro za styl w futbolu punktów się nie przyznaje...

Już w 3 minucie myślałem, że zaleje mnie krew. Chines strzelił bramkę po świetnej, koronkowej akcji całej drużyny, czego najwyraźniej sędzia nie mógł znieść i postanowił zepsuć nam radość, odgwizdując spalonego z kosmosu. Kolejny cios w moje zbolałe serce wbił Mack, trafiając w dogodnej sytuacji, w słupek. Przeważaliśmy, atakowaliśmy, a to musiało się źle skończyć. W 38 minucie Haffey strzelał z rzutu wolnego - piłka odbiła się od muru, zmyliła Frencha i w ten fuksiarski sposób Annagh Utd wyszło na prowadzenie. W takich chwilach człowiek naprawdę ma ochotę wyć. Żeby było śmieszniej, gospodarze zdążyli wbić nam jeszcze "gola do szatni" - tym razem z wolnego strzelał Crowe, futbolówka znów otarła się o któregoś z moich obrońców i wylądowała w siatce.

Przebieg meczu tak mnie rozwścieczył, że kazałem swoim najemnikom rzucić się do zmasowanego ataku, nie bacząc na konsekwencje. Przez moment myślałem, że nie był to głupi pomysł - po dalekim wykopie Frencha piłka dotarła do Loughlina, który zgrał ją głową do Crawforda. Alwyn uderzył bez namysłu, zdobywając bramkę kontaktową.

United szybko sprowadzili nas na ziemię. Trzy minuty później Crowe strzelił gola (a jakże by inaczej) z rzutu wolnego. Pocieszające, że tym razem było to naprawdę dobre, czyste uderzenie, a nie kolejny rykoszet.

Na koniec Ali Habib z dziecinną łatwością odebrał piłkę Maitlandowi i ustalił rezultat na 4:1. Gospodarze pokazali nam nasze miejsce w szeregu.

2 liga - 6 kolejka

Annagh Utd [2] - Chimney Corner [6] 4:1 (2:0)

 

38'- Haffey (1:0)

45'- Crowe (2:0)

65'- Crawford (2:1)

68'- Crowe (3:1)

69'- Habib (4:1)

 

MoM: Crowe (8)

Widownia: 196

Odnośnik do komentarza

Klimat byłby całkiem przyjemny, gdyby nie mnogość rozgrywek, które nic nie dają i niepotrzebnie męczą mi zawodników:P Poza ligą gram jeszcze w Pucharze Ligi Amatorskiej, Trofeum Antrim, Pucharze Antrim, Pucharze Amatorskim i Pucharze Irlandii Północnej - chyba tylko ten ostatni gwarantuje prawo gry w Europie. Poza tym gra się fajnie, powoli zaczyna mnie wciągać prowadzenie tych brytyjskich kołków, bo każde zwycięstwo daje satysfakcję. A do tej pory nie przepadałem za wyspiarskimi klubami w FMie.

Odnośnik do komentarza

Rywalizację o Puchar Antrim rozpoczęliśmy w pierwszej rundzie od meczu z amatorskim Dunaghy. Skład był nieco kombinowany - do obrony wracał po kontuzji dziadek Davidson, a na środku pomocy grał wieczny rezerwowy, McCrory.

Kibice, widząc początek spotkania w naszym wykonaniu, myśleli chyba, że odniesiemy przekonującą wiktorię. Już po pięciu minutach wyszliśmy na prowadzenie - bramkarz gości tak fatalnie wybił piłkę, że ta trafiła wprost pod nogi Macka. Colin szybko zagrał do swojego kolegi z ataku, który uderzył mocno, z 25 metrów i nie chybił - był to już dziesiąty gol Loughlina w sezonie.

Gdy Aaron Wallace zdobył bramkę głową, po dośrodkowaniu Maitlanda, zdawało się, że nic nie odbierze nam awansu do kolejnej rundy. Odebrać mogliśmy go sobie tylko my sami... i tak zrobiliśmy. W 85 minucie Downey mógł spokojnie zacentrować na głowę O'Neilla, a napastnik gości strzelił gola głową, mimo, że obok stał rosły Spence. No właśnie - STAŁ.

Zawodnicy Dunaghy zwietrzyli okazję na wyrównanie i skorzystali z niej. O'Neill praktycznie wbiegł z piłką do bramki, a Spence znów przyglądał mu się z podziwem. W przerwie przed dogrywką załatwiłem mojemu obrońcy numer do O'Neilla, bo najwyraźniej mieli się ku sobie.

W dogrywce jedyne trafienie zaliczyło Chimney Corner - Loughlin podał w niesygnalizowany sposób do Crawforda, a nasz ofensywny pomocnik przedarł się przed zasieki obronne Dunaghy i przywrócił nam prowadzenie. I znów ogrywamy amatorów po 120 minutach twardej walki.

 

Puchar Antrim - 1 runda

Chimney Corner [2L] - Dunaghy [Ama] 3:2 (1:0), (2:2)

 

5'- Loughlin (1:0)

47'- Wallace (2:0)

85'- O'Neill (2:1)

89'- O'Neill (2:2)

103'- Crawford (3:2)

 

MoM: O'Neill (8)

Widownia: 166

 

Zwycięstwo nad Dunaghy było dobrą wiadomością, po której nadeszły trzy złe. Po pierwsze, Ian Maitland nie zagra do końca roku z powodu nadwyrężonych więzadeł kolanowych. Po drugie, nasz bramkarz Andrew French miał problemy natury emocjonalnej. Był przytłoczony faktem, że interesują się nim liczne kluby, między innymi z pierwszej ligi i walijskiej ekstraklasy. Postanowiłem ulżyć jego cierpieniom i pozwolić mu odpocząć w najbliższym spotkaniu. Po trzecie, czekał nas mecz w ramach kolejnych bezużytecznych rozgrywek - Pucharu Amatorskiego. Rywalem było Ballymoney Utd, zespół, który już dwa razy udowodnił swoją wyższość nad Chimney Corner.

Goście zaczęli planowo, od gola strzelonego w pierwszej minucie. Maybin wszedł w pole karne jak nóż w masło i nie dał szans rezerwowemu Martinowi. Przewaga Ballymoney rosła aż do 39 minuty, kiedy to przeprowadziliśmy szybką (jak na północnoirlandzkie warunki) kontrę, sfinalizowaną trafieniem Crawforda.

Miałem cichą nadzieję, że szybsi i dokładniejsi United strzelą coś w drugiej połowie, wybawiając nas od konieczności rozegrania drugiej z rzędu, męczącej dogrywki, ale nic z tego. Po raz kolejny nasz mecz miał trwać bite dwie godziny. Ba, wiele wskazywało na to, że kibice będą świadkami rzutów karnych. Do tego jednak nie doszło, ponieważ w końcówce Mack zagrał zaskakującą piłkę do wybiegającego zza obrońców Loughlina, którą to piłkę John skierował wprost do bramki! Zmęczeni, spoceni, ale szczęśliwi, świętowaliśmy pierwsze w historii zwycięstwo nad Ballymoney. Szkoda, że nie w lidze, a w Pucharze Amatorskim...

 

Puchar Amatorski - 1 runda

Chimney Corner [2L] - Ballymoney Utd [2L] 2:1 (1:1) (1:1)

 

1'- Maybin (0:1)

39'- Crawford (1:1)

117'- Loughlin (2:1)

 

MoM: Crawford (8)

Widownia: 171

Odnośnik do komentarza

pamietam moje poczatki z Limerick - czulem totalne zagubienie (niczym w lesie - same drewna :D ), ale tak jak piszesz, tez mnie szybko wciagnelo

a w Irlandii tez jest sporo rozgrywek pozaligowych (Puchar Irlandii, Puchar Ligi Irlandzkiej, Puchar Ogólnoirlandzki... :] )

Odnośnik do komentarza

Słowo klucz przy prowadzeniu takich drużyn to "cierpliwość" :D Irlandczycy najwyraźniej lubią wystawiać ją na ciężką próbę, tak jak w tym meczu ligowym:

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Jeśli chcieliśmy odgrywać poważną rolę w 2 lidze (a chcieliśmy), to przeciwników pokroju QUB musieliśmy pokonywać z palcem w nosie. Kibice drużyny Queens University Belfast byli w stolicy raczej niezbyt liczni, a szkoda, bo miałem nadzieję, że wreszcie zagramy przy poważnej publiczności. Większość moich chłopców nadal sapała po wyczerpujących meczach pucharowych, więc ponownie zostałem zmuszony nieco przemeblować skład. Zwłaszcza obronę można było określić mianem "eksperymentalnej".

Mecz miał jednostronny przebieg, cały czas to my atakowaliśmy, więc zamiast tradycyjnej relacji, wymienię tylko najdogodniejsze sytuacje stworzone przez Chimney Corner:

6'- O'Kane w szybkiej kontrze podaje do Loughlina. John znajduje się sam na sam z bramkarzem, strzela, ale to golkiper wychodzi z tego pojedynku zwycięsko.

18'- O'Kane z rzutu wolnego trafia w słupek. Piłka wychodzi w pole, dopada do niej Mack i z dwóch metrów trafia w bramkarza.

33'- McManus dostrzega stojącego w polu karnym, niepilnowanego Chines'a. Dogrywa mu co do centymetra, ale Portugalczyk uderza obok bramki.

66'- Świetne dośrodkowanie w obręb "szesnastki", żaden obrońca QUB nie przecina toru lotu piłki. Futbolówka dociera więc do Crawforda, a ten pudłuje niemiłosiernie.

69'- Tym razem nie sytuacja podbramkowa, a czerwona kartka dla Tumilty'ego. Gospodarze już chyba bardziej nie mogą nam pomóc... chyba, że samobójem.

80'- O'Kane znów wykonuje rzut wolny - bramkarz paruje jego strzał, ale szansę na dobitkę ma Jordan. Johnny zamiast strzelać woli jednak posłać piłkę gdzieś w bok, gdzie nikogo nie ma.

84'- Chines zagrywa do Crawforda, który uwalnia się spod opieki obrońcy, obiega golkipera i ... nie, to niemożliwe... A jednak! Trafia do bramki! GOOOOL!

W doliczonym czasie gospodarze przeprowadzili jeszcze akcję, która zmroziła mi krew w żyłach, ale French na spółkę z obrońcami uratował nam trzy punkty. Zasłużone jak nigdy i wywalczone ciężko, jak zawsze.

 

2 liga - 7 kolejka

QUB [9] - Chimney Corner [7] 0:1 (0:0)

 

84'- Crawford

 

MoM: Crawford (7)

Widownia: 178

Odnośnik do komentarza

Wreszcie puchar, na kórym mi zależało. Ten najważniejszy, najbardziej prestiżowy: Puchar Irlandii Północnej. Wkraczaliśmy do gry w 3 rundzie, na naszej drodze stanęło dobrze nam znane, przeciętne do bólu Brantwood. Krótko mówiąc, trafił swój na swego. Obstawiałem więc dogrywkę.

Po kilku niecelnych strzałach, gospodarze dopięli swego. Spence sfaulował w polu karnym Harveya, a „jedenastkę” wykorzystał młody McMaster. Następnie dobrą okazję miał Hirthe, ale tym razem Spence się zrehabilitował i czystym wślizgiem zażegnał niebezpieczeństwo.

W przerwie nie szczędziłem swoim podopiecznym ostrych słów, próbując w ten sposób wymusić większą aktywność w napadzie i pewność w defensywie. Czy reprymenda podziałała? Trochę nie, trochę tak. Nie, ponieważ styl nadal pozostawiał wiele do życzenia. Tak, ponieważ doczekałem się gola wyrównującego. A czekać trochę musiałem, gdyż padł on w doliczonym czasie gry. Do rzutu wolnego pewnym krokiem podszedł, tradycyjnie, O'Kane. Odległość była spora, mimo to zdecydował się na bezpośredni strzał. Piłka odbiła się od muru i po rykoszecie wpadła do bramki. Nie wierzyłem własnym oczom! W taki sposób to my gole TRACIMY a nie ZDOBYWAMY!

A więc, zgodnie z moimi przewidywaniami, mieliśmy dogrywkę. W niej dominacja Brantwood nie podlegała dyskusji, ale co z tego, skoro ich akcjom brakowało wykończenia? Raz po raz, piłkarze w niebieskich koszulkach pudłowali lub przegrywali pojedynki z Andrew Frenchem. Arbiter zarządził więc rzuty karne.

W egzekwowaniu „jedenastek” mieliśmy pewne doświadczenie, już dwukrotnie wywalczyliśmy w ten sposób awans. Pierwszy podszedł do piłki Haugh i przeniósł ją nad poprzeczką. W odpowiedzi Mack po profesorsku, ze stoickim spokojem umieścił futbolówkę w siatce. Humorów gospodarzom nie poprawił Hirthe, trafiając prosto w bramkarza. Loughlin, w przeciwieństwie do poprzednika, idealnie wykonał swoje zadanie i po dwóch kolejkach prowadziliśmy 2:0. Ross wlał nadzieję w serca niebieskich, przełamując niemoc kolegów. Na domiar złego, uderzenie Davidsona obronił Rowan. Nasza przewaga zaczynała niebezpiecznie topnieć. Uskrzydlony swą interwencją Rowan sam postanowił strzelić karnego i uczynił to skutecznie, niczym Ricardo podczas Euro 2004. Na szczęście Jordan nie zawiódł mojego zaufania i trafił na 3:2. To sprawiło, że McMaster musiał zdobyć bramkę, by Brantwood pozostało w grze. Młokos nie wytrzymał presji, przestrzelił i wprawił w euforię kibiców Chimney Corner. Europejskie puchary wciąż były w naszym zasięgu.

Puchar Irlandii Północnej - 3 runda

Brantwood [2L] - Chimney Corner [2L] 1:1 (1:0) (1:1)/ karne 2:3

 

18'- McMaster-K

90'+3 - O'Kane

MoM: McMaster (8)

Widownia: 701

Odnośnik do komentarza

W lidze czekała nas bardzo ważna potyczka z Oxford Utd Stars. Ważna, ponieważ zwycięstwo nad sąsiadem z tabeli pozwoliłoby nam doszlusować do czołówki, która w ostatniej kolejce pogubiła punkty.

Pierwsza połowa była istną sielanką. Już w trzeciej minucie Bovill przymierzył przepięknie, z 25 metrów i zapewnił nam prowadzenie. Co prawda chwilę później musiał zejść z boiska, z powodu urazu, ale w dalszym ciągu konsekwentnie atakowaliśmy rywala. Świetną okazję miał między innymi O'Kane, ale skutecznie interweniował bramkarz Oxfordu.

I kiedy kibice na trybunach z coraz większym spokojem zajadali swoje kanapki, McManus popełnił katastrofalny błąd. Próbował podać do Spence'a, jednak uczynił to tak słabo, że piłkę przejął Doherty. Zawodnik popularnych "Gwiazd" zagrał do Harkina, a najgroźniejszy snajper gości zdobył gola wyrównującego. Od tego momentu sielanka zmieniła się w koszmar. Spence zdzielił Doherty'ego łokciem, za co zasłużenie wyleciał z boiska. Mimo osłabienia, kazałem moim piłkarzom w dalszym ciągu grać do przodu, ponieważ remis i tak nic nam nie dawał.

Oczywiście była to woda na młyn Oxfordu, który szukał zwycięskiej bramki. Pewni siebie, cały czas atakowali, nieostrożnie odsłaniając tyły.

Czwarta minuta doliczonego czasu gry... Bramkarz gości - Wilson popełnia błąd, zbyt krótko wykopuje piłkę i ta trafia pod nogi Macka... Colin zgrywa do środka, tam jest Crawford... Nasz ofensywny pomocnik cudownie wypuszcza w bój Aarona McKeague, który wbiega z impetem w pole karne... Strzela w prawy górny róg... i GOOOOL!!! 95 minuta! Mimo gry w osłabieniu wygrywamy ten arcyważny mecz! Coś niesamowitego, nie mogłem się powstrzymać i wbiegłem na murawę, podziękować moim smykom. Dla takich chwil warto być managerem!

 

2 liga - 8 kolejka

Chimney Corner [7] - Oxford Utd Stars [6] 2:1 (1:0)

 

3'- Bovill (1:0)

58'- Harkin (1:1)

90'+5 - McKeague (2:1)

 

MoM: Bovill (8)

Widownia: 186

 

O meczu z Oxford mówiło całe Antrim. Znów zagraliśmy do końca i znów sukces przyszedł w końcówce, gdy wszyscy spisywali nas na straty. Jednak prawdziwą chwałę mogło nam dać zwycięstwo nad Moyola Park - drużyną, która zajmowała trzecią lokatę w tabeli i była jednym z głównych kandydatów do awansu. W Pucharze Ligi nie dali nam żadnych szans i zdaniem ekspertów teraz miało być podobnie.

Faktycznie, gospodarze od pierwszych sekund mocno nas straszyli. A to McIvor trafił w boczną siatkę, a to znów French musiał bronić groźne strzały Heaney'a i McHugha. Zawodnicy Moyola Park uważali chyba, że bramka jest tylko kwestią czasu i atakowali z coraz większym rozmachem. A my? My, w swoim stylu doczekaliśmy do 90 minuty. Powoli zaczynaliśmy wierzyć w magię końcowych sekund i to nas pozytywnie nakręcało. Zgodnie z tradycją, Mack strzelił wtedy gola, lecz sędzia uznał, że nasz napastnik znajdował się na pozycji spalonej.

Ale od czego mamy doliczony czas? W 92 minucie Mack dośrodkował w pole karne, Wallace strącił piłkę głową, a Crawford uderzył z furią... zdobywając bramkę na wagę 3 punktów! Szczęście nas nie opuszczało, pokonaliśmy murowanego faworyta i... awansowaliśmy na pozycję wicelidera!

 

2 liga - 9 kolejka

Moyola Park [3] - Chimney Corner [6] 0:1 (0:0)

 

90'+2 - Crawford

 

MoM: Crawford (8)

Widownia: 172

Odnośnik do komentarza

Przełom listopada i grudnia oznaczał prawdziwy maraton rozgrywek pucharowych. W ciągu 10 dni czekały nas mecze w ramach Trofeum Antrim, Pucharu Amatorskiego, Pucharu Antrim i Pucharu Irlandii Północnej.

Miejscową tradycją było, że decydujące fazy rozgrywane były na neutralnych stadionach, co uważałem za dobry pomysł. Półfinał Trofeum Antrim, przeciwko 1st Bangor, miał miejsce na stołecznym obiekcie narodowym - słynnym kartoflisku Windsor Park. Dzięki temu spotkanie obserwowało ponad 1,5 tysiąca kibiców! Oznaczało to zapełnienie trybun w znikomym procencie, ale atmosfera i tak była inna, bardziej gorąca i odświętna.

Szare twarze piłkarzy amatorskiego 1st Bangor, podobne były zupełnie do nikogo, wiedziałem jednak, że lekceważyć ich nie można. Moi chłopcy niestety tego nie wiedzieli i pozwalali rywalom na stanowczo zbyt wiele. Już w siódmej minucie wykorzystał to Shanks, dobijając strzał Clyde'a. To trochę podrażniło naszą ambicję i rzuciliśmy się do odrabiania strat. Zajęło nam to zaledwie 5 minut - piłka trafiła pod nogi ofensywnie usposobionego, wbiegającego w pole karne McManusa i obrońca Chimney Corner, niczym rasowy snajper, wykończył akcję celnym uderzeniem. Kolejne minuty upłynęły pod znakiem wyrównanej walki i niewykorzystanych okazji, po obu stronach. Ten pat został przełamany przez Colina Macka, który wykorzystał nieporozumienie obrońców i odzyskał dla nas prowadzenie. Zawodnicy Bangor nie poddawali się i zdobyli nawet gola, jednak zdaniem sędziego, McMinn był na spalonym.

Powoli zaczynałem myśleć o finale TA, ale przecież zwycięstwo w takich okolicznościach byłoby zbyt łatwe. Oto bowiem nadeszła 86 minuta - rzut rożny dla przeciwnika. Do piłki podszedł Donald Dickson i dośrodkował, podkręcając ją tak, że wpadła do bramki zaskoczonego Frencha. Gol zdobyty bezpośrednio z rzutu rożnego... to chyba specyfika Windsor Park, gdzie kilka lat wcześniej Maciej Żurawski zrobił coś bardzo podobnego.

Kiedy szykowaliśmy się do kolejnej (której już w tym sezonie?) dogrywki, ponownie czekała nas niespodzianka. W 90 minucie Jackson przewrócił Macka, a sędzia podyktował rzut karny - dość dyskusyjny, przyznaję. Sprawiedliwość wymierzył sam poszkodowany, ratując nas przed dogrywką i zapewniając awans do wielkiego finału.

Trofeum Antrim - 1/2 finału

1st Bangor [Ama] - Chimney Corner [2L] 2:3 (1:1)

 

7'- Shanks (1:0)

12'- McManus (1:1)

67'- Mack (1:2)

86'- Dickson (2:2)

90'- Mack-K (2:3)

 

MoM: Mack (8)

Widownia: 1535

 

Jeżeli któryś z piłkarzy Chimney Corner marzył w młodości, by zagrać w Holywood, to tego dnia mógł spełnić swoje marzenie. Naszym rywalem w 2 rundzie Pucharu Amatorskiego było bowiem właśnie Holywood. Amatorzy, według bukmacherów, mieli większe szanse na zwycięstwo... No cóż, jaka liga, tacy eksperci.

Nieoczekiwanie, to my otworzyliśmy wynik, a konkretnie Wallace przy asyście Aarona McKeague. To nas uśpiło i od tego momentu French miał pełne ręce roboty, dosłownie i w przenośni. Nasz bramkarz potwierdził swoje nieprzeciętne umiejętności, wybraniając wiele beznadziejnych sytuacji. W końcu jednak skapitulował – krótko po przerwie mocny strzał Marca Crawforda w samo okienko sprawił, że Andrew był bez szans.

Teraz, dla odmiany, „zieloni” obniżyli swoje loty i gra wyrównała się na tyle, że więcej goli nie padło. Czyli znowu dogrywka... W 106 minucie czerwoną kartę otrzymał McGeown, więc nasze szanse wzrosły. Mieliśmy kwadrans, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, jeszcze przed rzutami karnymi. Takiej okazji nie mogliśmy zmarnować i już minutę później zrobiliśmy użytek z przewagi liczebnej, strzelając bramkę na 2:1. Z rzutu wolnego idealnie przymierzył O'Kane – zmieścił piłkę tuż przy słupku, jak zresztą miał w zwyczaju. W ostatnich sekundach dogrywki Loughlin ustalił wynik na 3:1.

Puchar Amatorski - 2 runda

Holywood [Ama] - Chimney Corner [2L] 1:3 (0:1) (1:1)

13'- Wallace (0:1)

54'- M.Crawford (1:1)

107'- O'Kane (1:2)

120'- Loughlin (1:3)

MoM: French (9)

Widownia: 168

Odnośnik do komentarza

Rzeczywiście, z formą jest całkiem dobrze;) Cieszy przede wszystkim postawa w lidze – na półmetku zdecydowanie bliżej nam do awansu, niż do spadku. Obym nie powiedział tego w złym momencie;)

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

27 listopada - dzień moich kolejnych urodzin. Chłopcy zapowiedzieli, że prezent zrobią mi wieczorem, pokonując drużynę Donegal Celtic w ćwierćfinale Pucharu Antrim. Prezent byłby to zacny, gdyż nasi rywale grali na co dzień dwa szczeble wyżej - w Ekstraklasie. Bardziej niż na zwycięstwo, liczyłem na uniknięcie kompromitacji, chociaż ciężko było nie zauważyć, że nasza forma szła ostatnio w górę.

Już w trzeciej minucie gospodarze sprowadzili nas na ziemię - Paul McVeigh mocnym strzałem pokonał Frencha i zapowiadało się przykre widowisko. Tym bardziej, że "celtowie" nie zamierzali na tym poprzestać i nieustannie niepokoili moich obrońców groźnymi szarżami. Pozostawaliśmy przyczajeni, czekając na dogodny moment do wyprowadzenia zaskakującej kontry. I taki moment nadszedł krótko przed przerwą - Mack dośrodkował, a Loughlin sprytnym, płaskim strzałem wyrównał! Wyraźnie dał do zrozumienia, że to trafienie dedykuje swojemu ulubionemu managerowi. Ehh, wzruszyłem się. Chwilę później mógł nawet podwyższyć, ale uderzył w boczną siatkę.

W drugiej odsłonie rozjuszone Donegal nacierało coraz mocniej. Szczęście dopisywało nam do 60 minuty, wtedy McVeigh przepchnął naszych defensorów i wpakował piłkę do bramki - zrobił to na takim luzie, na jaki mógł sobie pozwolić tylko zawodnik z Ekstraklasy.

"Magia końcówek" tym razem nie dopisała - Jordan mając 200%-ową szansę, strzelił wprost w bramkarza...

Dzień moich urodzin był też dniem pierwszej porażki Chimney Corner od 8 spotkań, czyli od miesiąca.

Puchar Antrim - 1/4 finału

Donegal Celtic [Eks] - Chimney Corner [2L] 2:1 (1:1)

 

3'- McVeigh (1:0)

40'- Loughlin (1:1)

61'- McVeigh (2:1)

 

MoM: McVeigh (8)

Widownia: 213

 

Każda porażka ma swoje plusy. W sumie cieszyłem się, że jeden mało ważny puchar mamy z głowy, zwłaszcza, że pożegnaliśmy się honorowo i uniknęliśmy blamażu. Zdecydowanie bardziej zależało mi na wygranej w Pucharze Irlandii Północnej.

Przeprawa miała być łatwa, bo los skojarzył nas z amatorami: ekipą Desertmartin. Historia nauczyła nas jednak, że amatorzy lubią stwarzać problemy i chociaż ostatecznie przegrywają, to zawsze wysoko zawieszają poprzeczkę.

Rozpoczęliśmy z animuszem - świetne dośrodkowanie O'Kane'a i jeszcze lepszy strzał głową Loughlina dały nam prowadzenie. Potem niestety, nie było już tak różowo. W 20 minucie sędzia uznał, że Spence faulował Boyda w polu karnym i wskazał na wapno. Do wykonania "jedenastki" podszedł Platt, ale jego próba zakończyła się niepowodzeniem i mogliśmy odetchnąć z ulgą.

Nie na długo. Chwilę później arbiter znów dał nam się we znaki - tym razem, jego zdaniem, Gaston popełnił "cyniczny faul" za co otrzymał czerwoną kartkę. Wyczuwaliśmy zapach kompromitacji...

W 42 minucie stał się on wręcz namacalny, ponieważ Don Davidson zdobył gola wyrównującego. Wiedziałem, że gra w osłabieniu w żadnym wypadku nie usprawiedliwi naszej ewentualnej porażki, dlatego kazałem swym żołnierzom zagrać bardziej ofensywnie. Zaskoczeni taką taktyką goście powoli zaczęli się gubić. Mimo wszystko, do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka (tak, wiem, to już się robi nudne). Dodatkowe 30 minut rozpoczęliśmy lepiej od rywali i Crawford udokumentował to efektownym golem zza pola karnego. Prowadzenia już nie oddaliśmy i mogliśmy się zameldować w następnej rundzie Pucharu Irlandii Północnej - w skrócie PIP.

 

Puchar Irlandii Północnej - 4 runda

Chimney Corner [2L] - Desertmartin [Ama] 2:1 (1:1) (1:1)

 

10'- Loughlin (1:0)

42'- D. Davidson (1:1)

93'- Crawford (2:1)

 

MoM: Loughlin (8)

Widownia: 765

Odnośnik do komentarza

Powrót do ligowej rzeczywistości miał być lekki, łatwy i przyjemny, bo rywalem było przedostatnie w tabeli Ballinamallard Utd. Gospodarze okazali się bardzo gościnni, dzięki czemu poczuliśmy się jak u siebie w domu i robiliśmy, na co tylko mieliśmy ochotę.

A ochota naszła nas na strzelanie bramek. Pierwszy uczynił to Colin Mack, po dośrodkowaniu Chines'a. Co prawda za pierwszym razem trafił w słupek, ale dobitka była już bezbłędna. Następnie w jego ślady poszedł Wallace, dobijając strzał Jordana. Dzieła zniszczenia dopełnił O'Kane, pewnym uderzeniem finalizując składną kontrę, zainicjowaną przez kolegów z obrony.

Zwycięstwo mogło być jeszcze bardziej okazałe, ale poprzestaliśmy na trzech golach. Tak czy inaczej, wygrana była efektowna i nie podlegała żadnej dyskusji.

 

2 liga - 10 kolejka

Ballinamallard Utd [11] - Chimney Corner [4] 0:3 (0:2)

 

27'- Mack

38'- Wallace

75'- O'Kane

 

MoM: Wallace (8)

Widownia: 177

 

W ostatniej kolejce umownej "rundy jesiennej" graliśmy z ekipą Wakehurst. Typowy średniak był do ogrania, czuliśmy się bardzo pewnie po ostatnich dobrych występach. Niestety, każda passa kiedyś się kończy.

Mecz był wyrównany, ale to moi podopieczni mieli nieznaczną przewagę. Bramkarz Wakehurst - Wilson, musiał się nieźle napocić, by obronić kąśliwe uderzenia Jordana czy Loughlina. Piłkarze gospodarzy oddali niewiele strzałów w światło bramki, za to byli do bólu skuteczni i wykorzystali nasz patent, czyli wygrywanie w doliczonym czasie gry. W 92 minucie Armstrong uprzedził wychodzącego do piłki Frencha i zdobył gola na wagę zwycięstwa. Wakehurst mogło świętować, zginęliśmy od własnej broni...

2 liga - 11 kolejka

Wakehurst [8] - Chimney Corner [3] 1:0 (0:0)

 

90'+2- Armstrong

 

MoM: Wilson (8)

Widownia: 177

Odnośnik do komentarza

Zwycięstwo w potyczce z najsłabszym zespołem ligi - Glebe, było naszym obowiązkiem. Żaden inny rezultat niż wygrana, nie był brany pod uwagę. Goście ostatni raz poczuli smak triumfu 2 miesiące temu!

Generalnie spotkanie było nudne i niepokojąco wyrównane, chociaż moi podopieczni grali dojrzalej, z większą pewnością siebie. Zaowocowało to bramką z 32 minuty - Watson tak fatalnie podawał do McKenny, że piłkę przejął Mack i ze stoickim spokojem pokonał golkipera Glebe.

W tym momencie tempo meczu powinno wzrosnąć, ale tak się nie stało. Przeciwnie, nam jakby brakowało motywacji do pognębienia rywala, a goście najwyraźniej stracili wiarę w sukces, oddając zaledwie kilka niecelnych strzałów. Wymęczone, bo wymęczone, ale zawsze zwycięstwo. Radość z pokonania outsidera była spora, ponieważ dzięki temu, na 10 kolejek przed końcem sezonu, zajmowaliśmy drugie, premiowane awansem miejsce. Tonowałem jednak nadmierny optymizm, przeczuwając, że utrzymanie tak znakomitej lokaty będzie bardzo trudnym zadaniem.

 

2 liga - 12 kolejka

Chimney Corner [4] - Glebe [12] 1:0 (1:0)

 

32'- Mack

 

MoM: Mack (7)

Widownia: 199

 

Tabela po 12 kolejkach

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...