Skocz do zawartości

Na północy trawa jest bardziej zielona.


Flat Eric

Rekomendowane odpowiedzi

Polska myśl szkoleniowa od lat cieszy się dużym uznaniem na całym świecie, za wyjątkiem...Polski. No cóż, najtrudniej być prorokiem we własnym kraju. Historia oceni, kto miał rację- piłkarscy wizjonerzy pokroju Zbigniewa „kurczej paki” Lacha, czy wieczni malkontenci, nie potrafiący cieszyć się drobiazgami.

Światli działacze PZPN wiedzieli jednak, że kto nie idzie naprzód, ten się cofa i postanowili zainwestować w najmłodsze pokolenie krajowych managerów. Doskonale zdawali sobie sprawę, że jeśli nie wyhodują kolejnych marionetek, dających się łatwo sterować...tfu! Doskonale zdawali sobie sprawę, że jeśli nie wyhodują następców Łazarka, Engela, czy Engela Juniora, polska myśl szkoleniowa upadnie i znów trzeba będzie zatrudniać cudzoziemców, mających jakieś dziwne, kosztowne metody szkoleniowe.

Program „Szukamy następców Mistrza” szczęśliwie objął też moją skromną osobę. Po ukończeniu miesięcznego Kursu Obsługi Plazmy i Mazaka, prowadzonego przez Jacka Gmocha, otrzymałem nieoczekiwane zaproszenie na ul. Miodową.

- Sytuacja jest tego rodzaju, że...- zaczął standardowo prezes Grzegorz. - Słyszałem, że ukończyłeś pan kurs obsługi mazaka i to z wyróżnieniem. Takich ludzi nam trzeba! Ani się pan obejrzysz, a będziesz stałym ekspertem od Ligi Mistrzów w TVP. Dlatego też, również, ponieważ PZPN wspiera najzdolniejszych młodych trenerów, mam dla pana niespodziankę.

W tym miejscu prezes zrobił pauzę, potęgując napięcie i uśmiechając się enigmatycznie. Podniósł jedną brew niczym Hubert Urbański, wycelował we mnie palce wskazujące i wypalił:

- W nagrodę otrzymujesz pan pracę w brytyjskim klubie...i to w charakterze managiera!

„Zaraz, chwila... Sir Alex zrezygnował? Zwolnili Beniteza? Czyżbym nie był na bieżąco?”- tysiące myśli przelatywały przez moją biedną, skołowaną głowę. Prezes szybko rozwiał wszystkie wątpliwości.

- Sytuacja jest tego rodzaju, że bilety na jutrzejszy lot do Belfastu już zarezerwowaliśmy. W imieniu całego związku życzę panu powodzenia i liczę, że polska myśl szkoleniowa zatriumfuje wkrótce na zielonych boiskach Ulsteru!

Formułka wypowiedziana przez byłą gwiazdę Stali Mielec szybko sprowadziła mnie na ziemię.

„Irlandia Północna, wspaniale... Spakuję tylko koszulkę z Janem Pawłem II i mogę lecieć...”

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

FM 2008, 8.0.0

Baza: Średnia

Ligi: Irlandia Północna (2. Liga i wyższe), Irlandia (1. Liga i wyższe), Szkocja (2. Liga i wyższe), Walia (tylko Ekstraklasa)

Klub: Chimney Corner

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Tak w ogóle, to chciałbym wszystkich przywitać. Jestem nowy i, podobnie jak kraj, w którym przyjdzie mi „pracować”, kompletnie zielony;) Dlatego, jeśli coś robię nie tak (od strony formalnej), proszę o wybaczenie i drobne wskazówki. Z góry ostrzegam, że poziom literacki, a zwłaszcza czysto „sportowy” może nie być imponujący- dopiero zaczynam poważne granie w FM 2008, kupiłem go dawno temu, ale długo nie miałem okazji się porządnie wkręcić.

Pozdrawiam wszystkich moich FM-owych mentorów (dopiero zaczynam się tutaj udzielać, ale kariery innych użytkowników śledzę regularnie już jakiś czas;)).

Odnośnik do komentarza

Dzięki;) Na razie pomęczę się na podstawie, zobaczymy co z tego będzie- jeśli faktycznie okaże się ponad moje siły to przed rozpoczęciem kolejnej kariery posłucham Twojej rady;)

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Przyznaję bez bicia- do tej pory nie posiadałem zbyt rozległej wiedzy na temat północnoirlandzkiej piłki. Jedyne nasuwające się skojarzenia to George Best, David Healy i Glentoran Belfast, z którym swego czasu Wisła Kraków mierzyła się w pucharze UEFA.

Kiedy mój przewodnik, a zarazem klubowy asystent- Szkot Trevor Smith odebrał mnie na stołecznym lotnisku i bez zbędnych wyjaśnień wywiózł za miasto, doświadczyłem kolejnego rozczarowania. Wszystko wskazywało na to, że nie będę pracował w Belfaście, a na jakiejś prowincji.... „Chwila!- przemknęło mi przez myśl.- Może nawet wcale nie będę prowadził zespołu z Ekstraklasy? Nie-e, no bez przesady, to niemożliwe. Przecież tu nie ma niższych lig...”

Wspominałem już, że nie byłem ekspertem od północnoirlandzkiego futbolu? No więc, nie byłem.

Zatrzymaliśmy się w miejscowości o niewiele mówiącej nazwie Antrim.

- Musisz się załatwić, Trevor? Bo ja nie mam potrzeby, ale chętnie bym zrobił małą przerwę na hamburgera, mają tu jakiś bar, albo chociaż sklep?

Trevor spojrzał na mnie z lekkim niesmakiem.

- Będziesz miał czas, żeby rozejrzeć się po okolicy. Duuużo czasu. Jesteśmy na miejscu, witaj w Antrim, Tom.

Tym oto sposobem wylądowałem w 20- tysięcznym miasteczku, będącym stolicą hrabstwa (a jakże by inaczej) Antrim. Co ciekawe, jest to najliczniej zamieszkałe hrabstwo Ulsteru, leżące nad Oceanem Atlantyckim oraz Morzem Irlandzkim. Jako człowiek mający za sobą kilka lat życia na polskim wybrzeżu, poczułem się prawie jak u siebie. Prawie...

Smith od razu zaprowadził mnie na stadion dumy wszystkich tubylców- klubu Chimney Corner. Wolałem nie pytać o genezę tej nazwy, zresztą nie miałem na to czasu, gdyż wkrótce dołączył do nas rozentuzjazmowany prezes Roy Jackson, zasypując mnie gradem pytań.

- To pan jest tym polskim Mourinho? Podobno jest pan najzdolniejszym trenerem młodego pokolenia w waszym kraju? Trener z kontynentu, a niech mnie! Trevor, pamiętasz kiedy ostatni raz widziano w Antrim kogoś z kontynentu?

- Pamiętam, szefie. Pięć lat temu przyjechał do nas researcher Football Managera, miał opracować drugą ligę, ale stwierdził, że tutaj żaden zawodnik nie zasługuje na dwucyfrowe staty. Od tamtej pory nikt już się nie pofatygował, żeby nas odwiedzić, a nasi piłkarze od pięciu lat dostają w FM-ie, z automatu, same jednocyfrówki.

Złapałem się za głowę. „Moje” Chimney Corner grało w drugiej lidze Irlandii Północnej. Idąc na spotkanie ze swoimi podopiecznymi czułem, że będzie i śmieszno, i straszno.

Odnośnik do komentarza

Skład zespołu potwierdzał, że mam do czynienia z pół-zawodowcami, traktującymi grę dla Chimney Corner w kategoriach rozrywki, dobrej zabawy, lub metody na odstresowanie się. Większość zawodników nie mogła imponować umiejętnościami, wątpiłem też, by brak talentu nadrabiali pracowitością...

Bramkarze:

Andrew French (NIR, 21 lat)- jeden z nielicznych chłopaków w kadrze, mających zadatki na zawodowych piłkarzy. Refleks, komunikacja, gra w powietrzu- to jego niewątpliwe atuty. Czułem, że mogę mieć z niego pożytek, w tej chwili zdecydowanie numer 1 w bramce.

Brian Martin (NIR, 27 lat)- zmiennik Frencha. Dobry w powietrzu i agresywny- na tym kończyły się jego zalety.

Obrońcy lewi:

Gregg Davidson (NIR, 41 lat)- najpierw myślałem, że widzę Gimli'ego z Władcy Pierścieni, gdy ochłonąłem, wziąłem go za trenera. A tu niespodzianka- oto nasz najlepszy lewy obrońca, mierzący 1.60 m. Mimo, że wnuki w drodze, trzymał się całkiem nieźle- mentalne atrybuty na naprawdę wysokim poziomie. Łyknie przed meczem Geriavit i da radę.

Johnny Banks (NIR, 27 lat)- urodzony w Liverpoolu defensor był młodszą i słabszą wersją Davidsona. Miał za to większe inklinacje do gry ofensywnej.

Obrońcy prawi:

Chris McManus (NIR, 22 lata)- hmm... bardzo słaby piłkarz, pewne miejsce na ławce rezerwowych.

David Gibson (NIR, 22 lata)- umiejętności zbliżone do McManusa, ale sprawniejszy fizycznie i szybszy. To dawało mu nadzieję na grę w wyjściowym składzie.

Obrońcy środkowi:

Alan Gaston (NIR, 25 lat)- agresywny, skoczny, szybki i rzekomo błyskotliwy. Jego wyraz twarzy przeczyłby temu opisowi.

Ally McGarry (NIR, 27 lat)- blisko dwumetrowy, stukilowy byk, zwany Taranem z Antrim. Nie tylko silny, ale i... skoczny.

Pomocnicy defensywni:

Aaron McKeague (NIR, 32 lata)- jedyny defensywny pomocnik w składzie. Kiepski, nada się.

Pomocnicy środkowi:

Philip Agnew (NIR, 23 lata)- kolejny, który uważa, że w futbolu nie liczy się technika, a twarde pięści. I kolejny, którego najmocniejszą stroną jest skoczność.

Paul McCrory (NIR, 19 lat)- młody, filigranowy i słaby, ale sympatyczny.

Pomocnicy lewi:

Patrick Hudson (NIR, 19 lat)- następny nastolatek, zdaniem zarządu i kibiców „przyszłość Chimney Corner”... W takim razie, czarno widzę tę przyszłość. Szybko łapie agresora, ale za to jest uniwersalny- może grać jako środkowy, ofensywny pomocnik, a nawet napastnik.

Pomocnicy prawi:

Aidan O'Kane (NIR, 27 lat)- nie tylko jest błyskotliwy i szybki (jak na północnoirlandzkie warunki), ale też nieźle bije rzuty wolne. Jedna z gwiazd drużyny.

Pomocnicy środkowi, ofensywni:

Marc McClintock (NIR, 22 lata)- obecnie chyba najbardziej utalentowany spośród moich podopiecznych. Waleczny, pracowity, rzecz jasna skoczny. No i ta technika! Mógłby nogą wiązać krawaty, ale tego nie robi.

Napastnicy:

Alwyn Crawford (NIR, 23 lata)- może będą z niego ludzie, co tu dużo mówić? Przyzwoity.

Aaron Wallace (NIR, 23 lata)- klon Crawforda. Ot, brytyjski klocek.

Przegląd wojsk nie napawał optymizmem, skład ubogi, zarówno ilościowo, jak i jakościowo. Transfery były konieczne, szkoda tylko, że dostałem na nie okrągłe 0 euro.

Odnośnik do komentarza

Poszukiwania chętnych i, co ważne, wolnych chłopców zakończyły się względnym sukcesem. Jeszcze przed rozegraniem pierwszego sparingu zakontraktowaliśmy czterech nowych graczy:

Ian Maitland (NIR, 31 lat)- solidny, doświadczony, środkowy obrońca. Nieźle kryje, przyzwoicie gra głową i walczy do upadłego. Były zawodnik Knockbredy zapowiadał się na prawdziwą gwiazdę naszych szyków obronnych.

Ricky Bovill (NIR, 29 lat)- środkowy pomocnik, występujący ostatnio w Ballynahinch United. Technik z niego marny, ale skoro potrafi od czasu do czasu dokładnie dograć piłkę, to spokojnie zrobi karierę w Chminey Corner.

John Loughlin (NIR, 30 lat)- napastnik z prawdziwego zdarzenia! Technika na wysokim poziomie i tym razem nie doszukujcie się choćby cienia sarkazmu, Loughlin naprawdę ma zadatki na gwiazdę ligi. Aż dziwne, że kopał piłkę w amatorskim zespole Albert Foundry.

Colin Mack (NIR, 29 lat)- drugi pozyskany przeze mnie snajper. Może nie tak dobrze wyszkolony jak Loughlin, ale moim zdaniem równie wartościowy. Pierwsze obserwacje wskazywały, że Colin zachowuje więcej zimnej krwi w sytuacjach podbramkowych, typ lisa pola karnego. Jego poprzednim pracodawcą było amatorskie Ballymacash.

Podbudowany stosunkowo udaną łapanką, wypuściłem moje smyki w pierwszy, towarzyski bój. Rywal nie byle jaki, bo grająca w ekstraklasie ekipa Ballymena United.

Nad przebiegiem meczu nie ma co się specjalnie rozwodzić. Nasza gra przypominała boiskowe wyczyny na lekcjach w-fu, w klasie bynajmniej nie o profilu sportowym. Jeśli miałbym szukać jakichś pozytywów, to doszukiwałbym się ich w grze wyżej notowanych przeciwników. Mimo, że Ballymena występowała dwie klasy rozgrywkowe wyżej, nie pokazała nic wyjątkowego. Oczywiście, rywale byli szybsi, lepiej zorganizowani, ale im też zdarzały się żenujące kiksy. Jedyny gol był zresztą dziełem przypadku - Wray zagrał po ziemi do znajdującego się w polu karnym Pickinga, po drodze piłka minęła jeszcze Davidsona, który mruczał coś o bolących stawach. Picking mógł więc spokojnie dośrodkować, jednak McManus wybił futbolówkę głową, zażegnując na chwilę niebezpieczeństwo. Na chwilę, gdyż łaciata znalazła się w posiadaniu Watsona, ten uderzył bez namysłu i piłka, po rykoszecie mylącym bramkarza, znalazła się w siatce.

Mecz towarzyski

Chimney Corner [2L] – Ballymena Utd [Eks] 0:1 (0:1)

38'- Watson

Widownia: 180

Przed drugim zaplanowanym sparingiem szeregi Chimney Corner zasiliło dwóch nowych zawodników. Byli to:

Miguel Chines (POR, 28 lat)- ten ofensywny, lewy pomocnik wybitnym graczem nie był, ale mógł być solidnym zmiennikiem. Poza tym, za jego zatrudnieniem przemawiał fakt, iż z pochodzenia był Portugalczykiem. Spodziewałem się, że wiele bladolicych, północnoirlandzkich pań przybędzie na stadion, by przyjrzeć się egzotycznemu, latynoskiemu kochankowi. Miguel robił więc głównie za atrakcję naszego futbolowego cyrku, pozostawało powiesić mu na szyi tabliczkę z napisem Nie karmić.

Johnny Jordan (NIR, 22 lata)- znów skrzydłowy, tyle że młodszy i bardziej uniwersalny, szalał zarówno na lewej, jak i prawej stronie. Nieco drewniany, ale szybki i błyskotliwy, poza tym swego czasu znajdował się w kadrze Manchesteru City! W Antrim ten fakt był wystarczającą rekomendacją.

Odnośnik do komentarza

Sparing z drużyną rezerw niekoniecznie musiał być przysłowiowym „spacerkiem po plaży”. Piłkarze stanowiący zaplecze pierwszego zespołu chcieli pokazać się z jak najlepszej strony, licząc, że spojrzę na nich przychylnym okiem i dla niektórych znajdzie się miejsce wśród najlepszych.

Niestety (a może na szczęście) żaden z zawodników grających w barwach Chimney Corner II pozytywnie się nie wyróżnił. Zwycięstwo przyszło nam łatwo – w 19 minucie O'Kane został podcięty w polu karnym, a Loughlin pewnie wykorzystał jedenastkę.

Nasz nowy snajper postanowił pójść za ciosem i chwilę później podwoił swój dorobek bramkowy, wykorzystując precyzyjne dośrodkowanie Bovilla.

W drugiej połowie nadal byliśmy stroną przeważającą, lecz nie potrafiliśmy tego udokumentować kolejnymi trafieniami i w rezultacie wygraliśmy tylko 2:0.

Mecz towarzyski

Chimney Corner [2L] – Chimney Corner II [Rez] 2:0 (2:0)

19'- Loghlin (K)

25'- Loughlin

Widownia: 61

Kolejny mecz towarzyski, tym razem z amatorskim Newington, szybko sprowadził nas na ziemię. Amatorzy już w drugiej minucie zadali bolesny cios moim pół-amatorom. Mullan w banalny sposób odebrał piłkę Gastonowi, Platt okazał się szybszy od Maitlanda i mierzonym strzałem pokonał bezradnego Frencha.

Drugi atak gości oznaczał drugą bramkę... Gaston za nisko wyskoczył do piłki, przez co dopadł do niej Mullan, wyprzedził Maitlanda i pewnym uderzeniem podwyższył wynik spotkania. Później nieliczni kibice oglądali prawdziwy popis umiejętności Frencha oraz nieudolności napastników Newington.

Dopiero w 68 minucie mieliśmy powód do radości- wtedy to O'Kane uderzył piekielnie mocno z rzutu wolnego. Niestety, na więcej tego dnia nie było stać moich podopiecznych i z boiska schodziliśmy pokonani.

Mecz towarzyski

Chimney Corner [2L] – Newington [Ama] 1:2 (0:2)

2'- Platt (0:1)

11'- Mullan (0:2)

68'- O'Kane (1:2)

Widownia: 174

Jak się okazało, był to ostatni sparing Chimney Corner przed sezonem, gdyż rozlosowano grupy Północnoirlandzkiego Pucharu Ligi Amatorskiej. Brzmi dumnie, prawda? Trafiliśmy do grupy złożonej wyłącznie z drugoligowców, naszymi rywalami były następujące ekipy: Ballinamallard Utd, Ballymoney Utd, Glebe, Moyola Park oraz QUB.

By zwyciężyć w tych prestiżowych rozgrywkach, ściągnąłem jeszcze jednego, nowego piłkarza. Był nim

Gary Spence (NIR, 21 lat)- młody środkowy obrońca, były gracz Ards.

Odnośnik do komentarza
Abruś nie marudź :P

Ja sobie spatchowałem i jestem nieszczęśliwy :( Moja super taksa, którą na 8.00 wygrywałem niemal wszystko(a Hamdi był królem również wszystkiego) na 8.02 jest kompletnie bezużyteczna...

:* :przytul:

 

Dobrze, że nie wybrałeś polskiej ligi, to przynajmniej "polskiego" klubu na Wyspach nie zrobisz :D

Odnośnik do komentarza

No i zaczęło się. Mój debiut w roli szkoleniowca Chimney Corner przypadł na 11. sierpnia 2007 roku. Tego dnia podejmowaliśmy QUB, w ramach rozgrywek o Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej. Zdaniem bukmacherów obie drużyny prezentowały zbliżony poziom, więc spodziewano się wyrównanego meczu.

Zdecydowałem się na ustawienie 4-1-3-1-1, gdzie wysuniętym napastnikiem był najlepszy strzelec okresu przygotowawczego, John Loughlin (imponujący dorobek dwóch goli w starciu z drużyną rezerw).

Przez długi czas gra toczyła się w środkowej strefie boiska, piłkarze obu zespołów wyraźnie badali swoje możliwości. Pierwsi zwietrzyli okazję moi chłopcy – Bovill zagrał prostopadłą piłkę do wybiegającego zza obrońców McClintocka, który z zimną krwią, płaskim strzałem, pokonał bramkarza rywali. Wynik dowieźliśmy do przerwy i zdaje się, że popadliśmy w samozachwyt, bo już pięć minut po wznowieniu gry, QUB wyrównali. Prenter egzekwował rzut wolny na własnej połowie (!), piłka dotarła do znajdującego się przed polem karnym Donnelly'ego (ponieważ McGarry wyskoczył za nisko) i chwilę później znalazła się w naszej bramce – 1:1.

W 59 minucie wszystko zdawało się wracać na dobrą drogę – gdy McDonald otrzymał czerwoną kartkę, znów uwierzyłem w końcowy sukces. Niestety, moi podopieczni nie chcieli być gorsi i chwilę później siły się wyrównały – z boiska, za drugi żółty kartonik, wyleciał O'Kane. Wszystko wskazywało na to, że w swym debiucie zanotuję remis, ale czekała mnie miła niespodzianka. Na dwie minuty przed końcem McGarry (tak, ten drewniany McGarry), zagrał do Jordana, ten z kolei wyprzedził obrońców, obiegł golkipera QUB i pewnym strzałem wyprowadził nas na prowadzenie!

Okazało się, że to nie koniec emocji. W doliczonym czasie gry, po rzucie rożnym, gola na 3:1 strzelił David Gibson i tym samym ustalił wynik spotkania. Mój debiut wypadł całkiem okazale...

Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej – 1 kolejka fazy grupowej

Chimney Corner [2L] – QUB [2L] 3:1 (1:0)

32' – McClintock (1:0)

50' – Donnelly (1:1)

88' – Jordan (2:1)

90' – Gibson (3:1)

MoM: McClintock (8)

Widownia: 175

Odnośnik do komentarza

W drugim meczu Pucharu Ligi przyszło nam zmierzyć się na wyjeździe z faworyzowaną ekipą Ballymoney Utd. Tym razem eksperci nie pomylili się – gospodarze byli stroną przeważającą, a moi podopieczni nie potrafili przeciwstawić się sile ofensywnej rywali. Skupieni głównie na defensywie, broniliśmy się dzielnie aż do 45 minuty, kiedy to kapitan, Sammy McVicker wykorzystał precyzyjne dośrodkowanie Eoina Hudsona. Gol do szatni podciął chłopakom skrzydła, nie poskutkowały dawane w szatni słowa otuchy, głaskanie po główkach, ani wypuszczenie w bój drugiego napastnika – Macka. W całym meczu Chimney Corner nie oddało ani jednego strzału w światło bramki! Tylko nieskuteczności napastników Ballymoney zawdzięczaliśmy tak nikłą porażkę – w drugiej połowie gospodarze nas oszczędzili i spotkanie zakończyło się wynikiem 1:0 dla popularnych United.

Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej – 2 kolejka fazy grupowej

Ballymoney Utd [2L] – Chimney Corner [2L] 1:0 (1:0)

45'- McVicker

MoM: McVicker (8)

Widownia: 172

Mimo przegranej, wciąż zajmowaliśmy drugie, premiowane awansem miejsce w tabeli. No właśnie, jeśli jest ktoś, kto nie zna zasad rządzących Północnoirlandzkim Pucharem Ligi Amatorskiej, spieszę z wyjaśnieniami. Otóż w rozgrywkach biorą udział 24 drużyny, podzielone na cztery 6-zespołowe grupy. W ramach fazy grupowej drużyny grają ze sobą tylko jeden raz, co, jak łatwo policzyć, daje pięć kolejek. Dwa najlepsze kluby z każdej grupy awansują do ćwierćfinału, w którym również nie ma rewanżów.

Tymczasem, przystąpiliśmy do pierwszej potyczki w rozgrywkach prestiżowego Trofeum Antrim. Walkę rozpoczynaliśmy od drugiej rundy, a naszym przeciwnikiem byli amatorzy – Islandmagee.

Gdybym chciał zanudzić kogoś na śmierć, na pewno posłużyłbym się nagraniem z tego meczu. Nudny, toczony w żółwim tempie, pełen niedokładnych podań i fauli – kwintesencja antyfutbolu. Posiadanie piłki oraz liczba strzałów były, rzecz jasna, po naszej stronie, ale nic z tego nie wynikało. Najlepsze okazje mieli w drugiej połowie Colin Mack i Marc McClintock, jednak w obu przypadkach mieliśmy do czynienia z uderzeniami posyłanymi „Panu Bogu w okno”.

Na nieszczęście dla piłkarzy, trenerów i – przede wszystkim – kibiców, spotkanie zostało przedłużone o 30 minut dogrywki, równie emocjonujących, jak regulaminowe 90. Jedyne ciekawe sytuacje były udziałem Aidena O'Kane'a, który najpierw groźnie strzelał z rzutu wolnego, a następnie wyleciał z boiska za drugą żółtą kartkę. Tym oto sposobem dobrnęliśmy do najciekawszego momentu tego widowiska – konkursu „jedenastek”.

Pierwszy uderzał Mack – pewnie wykonał swoje zadanie, chociaż bramkarz rywala odczytał jego intencje. McQuillan z Islandmagee wolał zrekompensować kibicom 120 minut męczarni i podarował piłkę fanom na trybunach. W drugiej kolejce nasz kapitan, Davidson, skopiował wyczyn Macka i prowadziliśmy już 2:0. Sytuacja nie zmieniła się po strzale Conlona, który trafił w słupek – byliśmy coraz bliżej zwycięstwa.

McClintock nie zawiódł, posłał futbolówkę pod poprzeczkę i postawił gości pod ścianą – Waite musiał wykorzystać karnego, w przeciwnym razie jego drużyna pożegnałaby się z Trofeum Antrim. Trzeba przyznać, że spisał się lepiej od swoich poprzedników, bo przynajmniej uderzył w światło bramki, ale na tyle słabo, że French obronił i mógł rzucić się w objęcia kolegów, świętować awans do trzeciej rundy.

Trofeum Antrim – 2 runda

Chimney Corner [2L] – Islandmagee [Ama] 0:0/ karne 3:0

MoM: Foster (7)

Widownia: 170

Odnośnik do komentarza

Nadszedł wrzesień, a co za tym idzie letnie okno transferowe zostało zamknięte. Sprowadzona przeze mnie siódemka wspaniałych miała jeszcze czas, by się wykazać, na oceny było zbyt wcześnie. Żaden z moich zakupów nie powinien raczej liczyć, że zostanie w przyszłości zakupiony przez klub szanowany na europejskiej arenie... Jednak zawsze jest ciekawie poobserwować ruchy transferowe piłkarskich potęg, oto najciekawsze (moim zdaniem) transfery lata 2007 (sumy podawane w euro) :

  1. Nemanja Vidic (Manchester United --> Inter Mediolan) 24 mln.


  2. Andrea Barzagli (Palermo --> AC Milan) 18,5 mln.


  3. Per Mertesacker (Werder Brema --> Juventus Turyn) 18 mln


  4. Cristian Zaccardo (Palermo --> Sevilla) 10,5 mln.


  5. Naldo (Werder Brema --> Olympique Lyon) 9,25 mln.


  6. Roman Pavlyuchenko (Spartak Moskwa --> Anderlecht) 7,75 mln.


  7. Luka Modric (Dinamo Zagrzeb --> Fiorentina) 2,4 mln.


Zapachniało wielkim światem, ale, niestety, musimy wracać do Antrim. Chimney Corner mierzyło się w trzecim meczu PPLA z liderem tabeli, ekipą Moyola Park. Nasi przeciwnicy wygrali dwa pierwsze spotkania, nie tracąc jak dotąd żadnej bramki.

Trzeba przyznać, że moi zawodnicy nie przestraszyli się silniejszego rywala i, przynajmniej w pierwszej odsłonie, zawiesili poprzeczkę dość wysoko. Na tyle wysoko, że w 38 minucie wyszli nawet na prowadzenie – Ricky Bovill uderzył zza pola karnego mocno, pod poprzeczkę nie dając szans wyciągniętemu niczym struna bramkarzowi gospodarzy!

To nie koniec dobrych wiadomości. Prowadzenie utrzymaliśmy do przerwy. Dobre wiadomości skończyły się wraz z rozpoczęciem drugiej połowy. Dokładnie 25 sekund po wznowieniu gry Moyola Park wyrównało za sprawą Storey'a, wykańczającego składną, zespołową akcję swoich kolegów...

Gospodarze byli od tego momentu jak piranie, które poczuły krew – zwietrzyli okazję na dobicie oszołomionego przeciwnika i szybko ją wykorzystali. Davidson sfaulował szarżującego w polu karnym McNicholla, a sędzia bez wahania wskazał na wapno. Hilditch zachował zimną krew i ze spokojem pokonał Andrew Frencha. Ten gol złamał nasze serca, koncepcja się posypała, a morale drastycznie spadło.

Ostateczny cios otrzymaliśmy w 74 minucie – utykający, czekający na zmianę Maitland nie upilnował Duffina, który mógł strzelić z ostrego kąta gola numer 3 dla Moyola Park. Przegraliśmy 1:3 i nasza sytuacja w tabeli zaczynała się komplikować.

Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej:

Moyola Park [2L] – Chimney Corner [2L] 3:1 (0:1)

45'- Bovill (0:1)

46'- Storey (1:1)

56'- Hilditch (2:1)

74'- Duffin (3:1)

MoM: Hilditch (8)

Widownia: 181

Odnośnik do komentarza

W trzeciej rundzie Trofeum Antrim los ponownie przydzielił nam amatorów, tym razem była to Knockbreda – były zespół Iana Maitlanda. Poprzednio kibice byli świadkami arcynudnego widowiska, na szczęście piłkarze postanowili tego dnia wynagrodzić im brak emocji i zafundować istny piłkarski dreszczowiec. Sam zresztą się do tego przyczyniłem, stawiając po raz pierwszy na duet napastników LoughlinMack, licząc, że wreszcie przełamią swoją strzelecką niemoc (na 4 gole zdobyte przez Chimney Corner, 3 były autorstwa pomocników, a 1 obrońcy).

Początek należał do nas, stłamsiliśmy gospodarzy i już w 11 minucie wyszliśmy na prowadzenie – Jordan przejął piłkę na naszej połowie, dalekim podaniem uruchomił Loughlina, który wpadł w pole karne i mocnym strzałem pokonał bramkarza! Czyżby nowe ustawienie przynosiło efekty?

Chyba tak. 10 minut później powiększyliśmy przewagę, gdy McClintock popisał się znakomitym podaniem do wybiegającego zza obrońców Macka, a ten powtórzył wyczyn swojego kolegi z linii ataku.

W tym momencie poczuliśmy się chyba zbyt pewni siebie, nie doceniając waleczności Knockbredy. Krótko po bramce Macka, Eccles zagrał do Williamsa, wykorzystując gapiostwo pilnującego go Spence'a. Pokonanie Frencha było już tylko formalnością...

Nasi rywale poszli za ciosem – zaledwie 5 minut później stanęli przed najdogodniejszą z możliwych okazją do wyrównania. Zdaniem arbitra Gibson faulował Williamsa w obrębie „szesnastki” i podyktowany został kontrowersyjny rzut karny. Johnny Holland ustawił piłkę na jedenastym metrze i nie pomylił się, 2:2...

W drugiej połowie obie strony mogły przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, ale albo brakowało kilku centymetrów, albo dobrze spisywali się golkiperzy. W związku z tym czekała nas dogrywka.

Dodatkowe pół godziny gry lepiej rozpoczęło się dla moich podopiecznych – w 96 minucie, po składnym kontrataku i dośrodkowaniu Loughlina, rezerwowy Hudson ponownie wyprowadził nas na prowadzenie. Gdy w 104 minucie Loughlin wykorzystał znakomitą centrę O'Kane'a, zdawało się, że jest po meczu. Knockbreda nie zamierzała się jednak poddawać – w drugiej odsłonie dogrywki gospodarze zmniejszyli rozmiary porażki, po tym jak Hughes precyzyjnie dośrodkował z rzutu rożnego na głowę Parkera. Na szczęście więcej bramek nie padło i mogliśmy cieszyć się z kolejnego triumfu, tym razem po ciekawym, żywym meczu. Po raz pierwszy to napastnicy spisali się lepiej niż linia defensywna, Loughlin i Mack wreszcie udowodnili, że potrafią strzelać gole.

Trofeum Antrim – 3 runda

Knockbreda [Ama] – Chimney Corner [2L] 3:4 (2:2) (2:4)

11'- Loughlin (0:1)

21'- Mack (0:2)

28'- Williams (1:2)

34'- Holland- K (2:2)

96'- Hudson (2:3)

104'- Loughlin (2:4)

109'- Parker (3:4)

MoM: Loughlin (8)

Widownia: 163

Odnośnik do komentarza

Racja, od teraz odstępy będą mniejsze.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

 

Przedostatnia kolejka fazy grupowej Pucharu Ligi to mecz z Glebe. Popularne „Pasiaki” miały na koncie dwa punkty więcej, dlatego porażka znacznie zmniejszyłaby nasze szanse na awans do ćwierćfinału. Motywacji nie brakowało, argumentów sportowych również.

Nasza przewaga nie podlegała dyskusji, od pierwszego gwizdka atakowaliśmy zaciekle, z pasją i zaangażowaniem. To musiało przynieść efekt; w 11 minucie McIntyre sfaulował Jordana przed polem karnym. McClintock, nie namyślając się długo, podszedł do wykonania rzutu wolnego, uderzył piekielnie mocno i precyzyjnie, wprawiając cały „stadion” w euforię. Gol naprawdę przedniej marki.

Później powinniśmy wbić rywalom przynajmniej kilka kolejnych bramek – niestety, Loughlin dwukrotnie pomylił się o centymetry, a McClintock przegrał pojedynek jeden na jeden z bramkarzem. Obawiałem się, że ulubione powiedzenie Szpakowskiego („niewykorzystane sytuacje się mszczą”) okaże się prawdziwe...

Tym bardziej, że w drugiej połowie piłkarze Glebe wyraźnie się rozkręcili i postanowili powalczyć o choćby jeden punkt. Po kilku strzałach ostrzegawczych, trafili. Cromie podał do Neilla, a ten widząc brak komunikacji między Gibsonem i Frenchem, skierował piłkę do siatki płaskim strzałem.

Kilkanaście sekund później mogło być 2:1 dla gości, ponieważ McManus idealnie wyłożył piłkę Neill'owi. Na szczęście, napastnik Glebe nie spodziewał się takiego prezentu ze strony przeciwnika i przestrzelił.

W doliczonym czasie gry powinniśmy zostać skarceni za niefrasobliwość – Neill wszedł w pole karne niczym nóż w masło, jednak jego strzał z metra wybronił French. Do dobitki dopadł jeszcze Holsgrove, ale on również trafił w naszego golkipera. Niestety, piłka jak zaczarowana wracała pod nogi gości – znów próbował uderzać Neill, tym razem Gibson do spółki z McManusem zażegnali niebezpieczeństwo, wykopując futbolówkę jak najdalej i czekając na ostatni gwizdek sędziego... Koniec meczu. Biorąc pod uwagę ostatni kwadrans, remis należało uznać za sukces. Szkoda tylko, że nasze szanse wyjścia z grupy zmalały do minimum – musieliśmy nie tylko wygrać ostatnie spotkanie, ale też liczyć na korzystne rezultaty pozostałych meczów.

Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej – 4 kolejka

Chimney Corner [2L] – Glebe [2L] 1:1 (1:0)

11'- McClintock (1:0)

81'- Neill (1:1)

MoM: McClintock (8)

Widownia: 160

Zmartwienia pucharowe zostawmy na potem – oto zbliżał się (nareszcie!) początek sezonu ligowego. Bukmacherzy uważali, że w stawce 12 drużyn uplasujemy się gdzieś pomiędzy 8 a 10 miejscem, krótko mówiąc, uznawali nas za jedną ze słabszych ekip. Oczywiście chciałem im udowodnić, że są w błędzie, ale sam musiałem przyznać, że nie bardzo mam kim straszyć. Dotychczasowe mecze nie wypadały wprawdzie aż tak tragicznie, jak się spodziewałem, ale przecież wszelkiego rodzaju Puchary Ligi, czy regionalne trofea to tylko walka o prestiż... Tak naprawdę to liga była priorytetem.

W drugiej lidze Irlandii Północnej rozgrywane są 22 kolejki, dwa najlepsze zespoły awansują bezpośrednio do wyższej klasy rozgrywkowej, a dwa najsłabsze walczą w barażach o utrzymanie. Nam wróżono raczej tę drugą opcję.

Na pierwszy ogień – Ballinamallard Utd.

Odnośnik do komentarza

Łudziłem się, że ligowa potyczka przyciągnie na Allen Park więcej kibiców, ale stadion znów zapełnił się w nieco ponad dziesięciu procentach. Szybko przekonałem się, że mieszkańcy Antrim wolą poświęcić swój wolny czas piwu, wędzonym rybom i miejscowym, najmniej brodatym ślicznotkom. Na mecze przychodziła garstka zapaleńców, wagarowicze z pobliskiej szkoły oraz rodziny, chcące urządzić sobie piknik pod gołym niebem. Atmosfera była więc...specyficzna.

Mecz z Ballinamallard Utd był o tyle interesujący, że cztery dni później mieliśmy zmierzyć się z nimi w decydującym spotkaniu Pucharu Ligi. Przyjezdni uchodzili za drużynę zbliżoną poziomem do nas, czyli czekało nas starcie outsiderów.

Pierwsza połowa zdawała się potwierdzać ten fakt – obaj bramkarze mogli spokojnie położyć się na murawie i poczytać gazetę, pracy praktycznie nie mieli. Dopiero po przerwie na boisku zaczęło się coś dziać. W podbramkowym zamieszaniu, jakie miało miejsce po rzucie rożnym, McVitty powalił na ziemię Aarona McKeague, a sędzia zdecydowanym ruchem wskazał na jedenasty metr. Do rzutu karnego podszedł Colin Mack i pewnym strzałem dał nam prowadzenie – widziałem jak zgromadzone pod zegarem rodziny na chwilę odłożyły swoje kanapki i uniosły ręce w geście triumfu. Piłka zbliża!

Gdy w 59 minucie Grant Hutchinson otrzymał drugą żółtą kartę, myśleliśmy, że nic nam nie zagrozi. Ba, uwierzyliśmy w możliwość podwyższenia wyniku. Cóż, to byłoby zbyt proste... Niepokój wzbudziło już uderzenie w poprzeczkę po strzale Carrolla, niestety, nie podziałało to na nas motywująco. Na kwadrans przed końcem meczu Cooke popisał się świetnym uderzeniem z rzutu wolnego i wyrównał w ten sposób stan rywalizacji.

Moi chłopcy rzucili się do ataku, ale United bronili się dzielnie i dowieźli ten korzystny dla siebie rezultat do końca. Remis nie bolałby tak bardzo, gdyby nie gol stracony mimo przewagi liczebnej...

2 liga – 1 kolejka

Chimney Corner [-] - Ballinamallard Utd [-] 1:1 (0:0)

54'- Mack- K (1:0)

76'- Cooke (1:1)

MoM: Mack (7)

Widownia: 185

Nadszedł dzień, decydujący o naszym być albo nie być w Pucharze Ligi Amatorskiej. Tabela przed ostatnią kolejką prezentowała się następująco:

  1. Moyola Park – 12 pkt. (10:2) A
  2. Glebe – 6 pkt. (5:4)
  3. Ballymoney Utd – 6 pkt. (3:3)
  4. Chimney Corner – 4 pkt. (5:6)
  5. QUB – 4 pkt. (5:7)
  6. Ballinamallard Utd – 1 pkt. (1:7)

Żebyśmy awansowali, musiały zostać spełnione następujące warunki:

 

A) pokonujemy Ballinamallard

B) pewna awansu Moyola ogrywa Glebe (przy naszym dwubramkowym zwycięstwie, tu mógł paść remis, byle nie za wysoki)

C) Ballymoney NIE wygrywa z QUB; najlepszy byłby remis lub nikłe zwycięstwo QUB

 

Nic prostszego, prawda?

- - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Próbowałem wstawić tabelkę utworzoną za pomocą funkcji "wydruk z ekranu", ale po wklejeniu jej tutaj rubryczki lekko się rozjeżdżają i nie wygląda to ciekawie.

Odnośnik do komentarza

- No dobrze, chłopcy – zacząłem przedmeczowe przemówienie.- Dobrze wiecie, że szanse na wyjście z grupy są minimalne, ale chciałbym żebyście zagrali dobre zawody, dla własnej satysfakcji i dla wiernych fanów, którzy przyjechali aż do Ballinamallard, by wam kibicować.


- Hmm, szefie... - odezwał się nieśmiało Gibson. - Serio jest tu ktoś od nas?


- Eee, no pewnie, zobaczcie... Przyjechał prezes, fizjoterapeuta, ja przyjechałem. Wygrajcie dla nas!


Piłkarze wzięli sobie do serca moje słowa i od pierwszych minut siali popłoch w szeregach obronnych gospodarzy. Atak sunął za atakiem, bramka strzeżona przez Chrisa Snow'a przeżywała prawdziwy, regularny ostrzał. Jednak dopiero stały fragment gry przyniósł gola – tuż przed polem karnym futbolówkę ustawił O'Kane i gdy wszyscy spodziewali się, że odda swój firmowy, bezpośredni strzał, on... wyłożył tylko piłkę nadbiegającemu Bovill'owi, a ten huknął jak z armaty, pokonując bramkarza rywali!

W czasie przerwy celowo nie sprawdzałem wyników pozostałych spotkań, by nie wpływać na postawę moich podopiecznych. Wprawdzie Trevor Smith uśmiechał się enigmatycznie znad laptopa, jednak dotrzymał umowy i nie pisnął choćby słówkiem. Pogratulowałem tylko chłopakom dobrej pierwszej połowy i powtórzyłem wytartą formułkę: „uwaga na wodę sodową!”

Formułka, choć oklepana, spełniła swoje zadanie – w drugiej odsłonie Chimney Corner nadal prezentowało się o klasę lepiej od przeciwnika. Dowodem była bramka z 64 minuty – ofensywnie usposobiony, 41-letni Davidson fenomenalnie dośrodkował w pole karne, wprost na głowę Aarona McKeague. Defensywny pomocnik zachował się niczym rasowy napastnik, skutecznie wykańczając tę akcję – futbol totalny w wersji północnoirlandzkiej!

W końcówce kropkę nad „i” postawił rezerwowy Miguel Chines. Portugalczyk efektownym zwodem minął Chambersa, pognał na bramkę i mocnym uderzeniem dobił Ballinamallard.

Zwycięstwo w wielkim stylu stało się faktem. Była to pierwsza tak okazała wygrana w mojej karierze i cieszyłem się, że w godnym stylu żegnamy się z Pucharem Ligi Amatorskiej. Chociaż...Spojrzałem na Trevora – mój asystent jedną ręką łapał się za głowę, a drugą trzymał wyciągniętą, z podniesionym kciukiem. Tak, moi państwo. Moyola Park nie odpuściło i rozbiło Glebe 3:0, a Ballymoney po bezbramkowym remisie podzieliło się punktami z QUB. Krótko mówiąc: rzutem na taśmę awansowaliśmy do ćwierćfinału!

Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej – 5 kolejka

Ballinamallard Utd [2L] – Chimney Corner [2L] 0:3 (0:1)

37'- Bovill

64'- McKeague

84'- Chines

MoM: Bovill (8)

Widownia: 168

Tabela końcowa grupy 4:

  1. Moyola Park – 15 pkt. (13:2) A


  2. Chimney Corner – 7 pkt. (8:6) A


  3. Ballymoney Utd – 7 pkt (3:3)


  4. Glebe – 6 pkt. (5:7)


  5. QUB – 5 pkt. (5:7)


  6. Ballinamallard Utd – 1 pkt. (1:10)


Odnośnik do komentarza

Stare przysłowie mówi, że brak rozumu można nadrobić szczęściem. Tego drugiego akurat nam nie brakowało, co potwierdzały nagłówki lokalnych gazet: Chimney Corner awansuje psim swędem; Czerwoni wychodzą z grupy kuchennymi drzwiami; Trafiło się ślepej kurze ziarno, czyli sukces ekipy z Antrim, itd., itp.

Większość miejscowych dziennikarzy skupiała się na naszym fuksie, nie dostrzegając, że ostatni mecz z Ballinamallard Utd zagraliśmy naprawdę znakomicie i sukces wybiegaliśmy sobie na boisku. Nie pozostawało nam nic innego, jak udowodnić sportową klasę w ligowym meczu z PSNI. Okazja nadarzała się wymarzona, ponieważ goście z Belfastu w pierwszej kolejce przegrali 0:2 i zajmowali ostatnie miejsce.

Tym razem na trybunach zasiadło ponad 200 widzów (!), ale zamiast kolejnego popisu szczęścia, obejrzeli w naszym wykonaniu istną paradę pecha. Generalnie, spotkanie nie należało do najciekawszych, a kiedy już coś się działo... Najlepszą okazję do zdobycia gola miał Mack, niestety najpierw trafił prosto w bramkarza, a przy dobitce w poprzeczkę... Kiedy w 64 minucie Owen Montague obejrzał czerwoną kartkę, myśleliśmy, że fortuna znów spogląda na nas przychylnym okiem. No cóż, chwilę później to my straciliśmy dwóch żołnierzy, tyle, że z powodu kontuzji - najpierw Davidson zszedł z boiska ze złamaną kością policzkową, a następnie McClintock został zniesiony na noszach i przewieziony do szpitala - wyglądało to bardzo groźnie.

Wisienką na torcie była piłka wybita z linii bramkowej po strzale Loughlina. I znów, mimo gry w przewadze, tylko remisujemy...

 

2 Liga - 2 kolejka

 

Chimney Corner [7] - PSNI [12] 0:0

 

MoM: Rees (7)

Widownia: 206

 

Wiadomości przekazane przez fizjoterapeutę nie były krzepiące - Davidsona czekał miesiąc przerwy, a McClintock musiał pauzować przez blisko 4 miesiące, gdyż zerwał mięsień łydki. Zwłaszcza strata najlepszego ofensywnego pomocnika bardzo mnie zmartwiła. W czwartej rundzie Trofeum Antrim przetestowany na jego pozycji miał zostać Miguel Chines.

Naszym przeciwnikiem było amatorskie Connor, dotychczas radziliśmy sobie z amatorami, ale za każdym razem psuli nam sporo krwi. Tego dnia chcieliśmy obejść się bez dogrywki, o karnych nie wspominając. Niestety, goście nie przestraszyli się nazwy "Chimney Corner" i walczyli z nami bez kompleksów. Byli na tyle waleczni, że straciłem kolejnego piłkarza - kontuzji nabawił się McKeague (jak się okazało, wyłączała go z gry na 3 tygodnie...) Druga linia stopniowo się sypała, ale O'Kane, jako jeden z nielicznych okazał się nieczuły na ciosy rywali i w 73 minucie, mocnym strzałem zapewnił nam prowadzenie, którego już się oddaliśmy. A więc jednak, z amatorami można wygrać też w regulaminowym czasie gry!

 

Trofeum Antrim - 4 runda

 

Chimney Corner [2L] - Connor [Ama] 1:0 (0:0)

 

73'- O'Kane

 

MoM: O'Kane (8)

Widownia: 190

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...