Skocz do zawartości

Choking hazard


Willow

Rekomendowane odpowiedzi

Lucas07 do lidera tracimy 7 punktów, ale zespół jeszcze nie jest gotowy na walkę nawet o europejskie puchary, więc się nie podpalam

 

 

Po rewelacyjnej serii spotkań w Ekstraklasie przyszedł czas na rezerwy i wyjazdowy mecz z Wisłą Kraków w Pucharze Ekstraklasy. W składzie pojawiło się jednak kilku zawodników z pierwszego składu, bo liczyłem po cichu na jakąś zdobycz punktową, która pozwoliłaby nam na remis w ostatnim meczu z Polonią w bezpośredniej walce o awans z drugiego miejsca w grupie.

 

Gospodarze byli drużyną prowadzącą grę, atakowali, ale my dość skutecznie stawialiśmy zasieki i akcji bramkowych było jak na lekarstwo. Wakacyjne tempo pierwszej połowy najwyraźniej przeszkadzało zarówno mnie jak i Maciejowi Skorży, bo w drugich 45 minutach spotkanie się ożywiło. Wiślacy od razu rzucili się na nas i szybko wyszli na prowadzenie po doskonałej akcji Łobodzińskiego, który wyłożył idealną piłkę do wchodzącego na 10 metr Brożka. Snajper gospodarzy nie miał najmniejszego problemu z umieszczeniem piłki w siatce. Kolejne 30 minut wyglądało tak jakby wynik odpowiadał obu drużynom, mimo dość szybkiego tempa rozgrywania akcji gospodarze ograniczali się do kasowania naszych ataków, a sami tylko kilkukrotnie uderzali z dystansu. Sytuacja zmieniła się po wprowadzeniu Jakuba Kawy, który w ciągu ostatnich 10 minut zrobił więcej niż zmieniony przez niego Knezevic przez 80 i to właśnie dzięki jego idealnej wrzutce wyrównaliśmy - Injac uderzył głową mocniej niż niejeden napastnik polskiej ekstraklasy potrafiłby nogą. Remis satysfakcjonował obie ekipy i wynik już się nie zmienił.

 

MoM - Nenad Injac (Lechia) - 7,4 - Serb poczuł na plecach oddech dwóch Bośniaków i znów był groźny

 

Lechia: Bajkovic - Brede, Midzierski, Bąk - Knezevic (81' Kawa), Kasperkiewicz, Rybski, Nikolic - Galesic, Injac, Kowalczyk (45' Dawidowski)

 

 

Puchar Ekstraklasy (grupa B - 5/6)

03.11.2009 - Stadion Miejski im. Henryka Reymana - 8031 widzów

 

[1] Wisła Kraków - [2] Lechia Gdańsk 1:1 (0:0)

47. P. Brożek 1:0

83. N. Injac 1:1

Odnośnik do komentarza

Trzy dni po spotkaniu w Krakowie byliśmy już w Zabrzu, aby powalczyć o punkty z tamtejszym Górnikiem, który w tym sezonie nie wybijał się ponad przeciętność, więc liczyłem na zdobycz punktową. W składzie pojawił się Andrzej Rybski, który całkiem udanie zadebiutował u mnie w roli środkowego pomocnika i chciałem sprawdzić czy mogę na niego na tej pozycji liczyć.

 

Mecz stał na typowo niskim, żenującym poziomie ligowej kopaniny. W pierwszym kwadransie żadna z drużyn nie wymieniła choćby 4 składnych podań. Na szczęście posiadaliśmy w swoich szeregach posiadającego papiery na gracza wielkiego formatu Milosa Djukanovica, który uciekł prawym skrzydłem, wpadł w pole karne i dał się sfaulować Tomaszowi Wisio, a sędziemu nie pozostało nic innego jak wskazać na 11 metr. Do piłki podszedł Andrzej Rybski i wyszliśmy na prowadzenie. Radość z tego powodu trwała na naszej ławce raptem 6 minut - gospodarze przeprowadzili szybką akcję lewym skrzydłem, Żmudziński dośrodkował piłkę do Zahorskiego, którego uprzedził Magdoń i w dość nietypowy sposób umieścił ją we własnej bramce obok zdezorientowanego Bajkovica. Jednak tego dnia to my dyktowaliśmy warunki i jeszcze przed przerwą odzyskaliśmy prowadzenie. Tym razem Rybski zagrał w uliczkę (od 6 miesięcy trenował takie zagrania) do Galesica i Bośniak płaskim strzałem złapał Nowaka na wykroku.

 

W drugiej połowie moje serce zabiło mocniej trzy razy. Najpierw dwukrotnie z dystansu strzelał Adam Danch, ale Bajkovic i poprzeczka byli na posterunku, a potem Niedzielan pokazał dlaczego nie zagrzał miejsca w NEC, ani w Wiśle - uderzenie z kilku metrów Panu Bogu w okno na pewno zostanie uznane za pudło kolejki. Wygraliśmy będąc drużyną dojrzalszą i bardziej zdeterminowaną. Niestety umiejętności piłkarskich nadal nie było...

 

MoM - Andrzej Rybski (Lechia) - 7,6 - para Kasperkiewicz - Bajic nie mogła się już czuć tak pewnie

 

Lechia: Bajkovic - Magdoń, Wołąkiewicz, Bąk - Balaz, Bajic (74' Gul), Rybski, Nikolic - Galesic (74' Kowalczyk), Injac, Djukanovic

 

 

 

Ekstraklasa (14/30)

07.11.2009 - Stadion im Ernesta Pohla - 11748 widzów

 

[11] Górnik Zabrze - [2] Lechia Gdańsk 1:2 (1:2)

16. A. Rybski 0:1 (kar)

22. P. Magdoń 1:1 (sam)

45. M. Galesic 1:2

 

 

Utrzymaliśmy 2 miejsce w tabeli...

Odnośnik do komentarza

W ramach ostatniej kolejki rundy jesiennej graliśmy przed własną publicznością ze Śląskiem Wrocław... z którym w tej rundzie już graliśmy. Mało tego. Otóż następny mecz wyznaczono nam z Widzewem, który również był już naszym przeciwnikiem tej jesieni. Dopiero po tych dwóch meczach rundy rewanżowej, granej awansem w listopadzie jako kolejki nr 15 i 16 mieliśmy zagrać w grudniu z Koroną Kielce, który to mecz był oficjalnie 17-stą kolejką Ekstraklasy choć tak naprawdę był 15-stą. Typowy polski burdel...

 

Mecz ze Śląskiem Wrocław był meczem przyjaźni tylko z nazwy, bo obie drużyny od samego początku zagrały z zębem. Niestety umiejętności taktyczne i piłkarskie zostały nadgryzione zębem czasu i tempo meczu przypominało to z lat 70-tych. I to drugiej ligi polskiej... Kółeczko, drugie kółeczko, piłka do kolegi 4 metry obok... ten niepilnowany, kółeczko, kółeczko, nikt nie wyszedł... zagrał do boku... prawy łącznik rozejrzał się, popatrzył, pomachał dziewczynie na trybunach... wreszcie piłka się do niego dotoczyła... myślał, myślał, myślał, aż wreszcie ruszył do przodu, jeden zwód, drugi, potem trzeci... wreszcie doszedł do przeciwnika i stracił piłkę... idealna szansa na kontrę...a piłka wróciła do bramkarza... i tak w kółko... Moi piłkarze chyba zorientowali się, że będę wysoce niezadowolony, że w przerwie czeka ich piekło i chyba ze strachu strzelili bramkę do szatni - Bąk zagrał do Wołąkiewicza, który nie wrócił jeszcze po rzucie rożnym i dzięki temu stanął przed bramkarzem gości i mocnym strzałem z czuba dał nam prowadzenie.

 

Po przerwie było już lepiej, piłkarze przed odegraniem piłki robili tylko po jednym kółeczku i dzięki temu bramkę na 2:0 strzeliliśmy dwa razy szybciej niż w pierwszej połowie - Rybski idealnie zagrał w tempo do wchodzącego Galesica i ten nie miał problemów z pokonaniem bezradnego Kaczmarka. Nadzieje Wrocławian na korzystny wynik odżyły na moment w 83 min. gdy asystą popisał się ich bramkarz, a jego niecodzienny wyczyn przyćmił strzał życia Łudzińskiego, który zapakował takie widły, że... aż brak słów. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a nasze zwycięstwo przypieczętował mocnym strzałem głową weteran Kowalczyk... I pomyśleć, że chciałem się go pozbyć latem nawet za 1.000 euro, byle tylko sobie poszedł...

 

MoM - Hubert Wołąkiewicz (Lechia) - 7,7

 

Lechia: Bajkovic - Magdoń, Bąk, Wołąkiewicz - Balaz, Bajic (62' Kasperkiewicz), Rybski, Nikolic (78' Pęczak) - Galesic, Injac (78' Kowalczyk), Djukanovic

 

 

 

Ekstraklasa (15/30)

21.11.2009 - ul. Traugutta, Gdańsk - 10733 widzów

 

[2] Lechia Gdańsk - [10] Śląsk Wrocław 3:1 (1:0)

45. H. Wołąkiewicz 1:0

64. M. Galesic 2:0

84. P. Łudziński 2:1

90+1. M. Kowalczyk 3:1

 

 

 

Ten mecz wygrałem 3:0 po hattricku Galesica, ale zanim zapisałem grę mój kochany synek nacisnął świecący na zielono przycisk na komputerze i... wygraliśmy 3:1 :)

Odnośnik do komentarza

W meczu decydującym o awansie do ćwierćfinału Pucharu Ekstraklasy na boisku działy się dantejskie sceny, które widzieli wszyscy oprócz rozjemcy tego spotkania, który pływał między piłkarzami niczym Charon po Styksie... niedowidząc, niedosłysząc... pewnie ktoś mu Obola wsadził w dupę zamiast do ręki...

 

Gospodarze musieli wygrać, nam wystarczał remis... ale nie pojechaliśmy do Warszawy, aby grać na 0:0 z Polonią. Jednak gospodarze zastosowali taktykę szkockich drwali i jeszcze w pierwszej połowie musiałem wykorzystać wszystkie trzy zmiany, bo gry kontynuować nie mogli bądź było to zbyt ryzykowne dla ich zdrowia: Mensur Galesic, Milos Djukanovic i Karol Piątek. Niestety tak ostra gra zupełnie wybiła nas z rytmu i gospodarze na przerwę schodzili z satysfakcjonującym ich wynikiem. Bramki strzelili nam Łukasz Piątek oraz Daniel Mąka.

 

W przerwie postanowiliśmy wykrzesać z siebie więcej sił i spróbować coś jeszcze w tym meczu zrobić. Niestety gospodarze wybili nam futbol z głowy. Najpierw w 46 min. podwyższając wynik na 3:0, a później faulując na potęgę. Sędzia ślepy nie widział w tym nic zdrożnego i moi piłkarze ledwo żyli... Zerwaliśmy się do desperackiego ataku po godzinie gry, udało nam się dwukrotnie pokonać bramkarza gospodarzy, obie bramki strzelił Kowalczyk i gdy wydawało się, że mamy szansę na wyrównanie Kowalczyk został wycięty równo z trawą i do końca meczu już tylko asystował na murawie... Przegraliśmy z chamstwem i brutalną grą...

 

MoM - Maciej Kowalczyk (Lechia) - 8,4

 

Lechia: Bajkovic - Magdoń, Djokovic, Devaux - Piątek (44' Balaz), Kasperkiewicz, Rybski, Kawa - Galesic (26' Savic), Injac, Djukanovic (16' Kowalczyk)

 

 

 

Puchar Ekstraklasy (Grupa B - 6/6)

24.11.2009 - ul. Konwiktorska, Warszawa - 1628 widzów

 

[3] Polonia Warszawa - [2] Lechia Gdańsk 3:2 (2:0)

16. M. Djukanovic (ktz)

26. M. Galesic (ktz)

31. Ł. Piątek 1:0

44. K. Piątek (ktz)

45. D. Mąka 2:0

46. D. Mąka 3:0

62. M. Kowalczyk 3:1

64. M. Kowalczyk 3:2

 

 

Odpadliśmy...

Odnośnik do komentarza

Widzew Łódź był naszym rywalem już trzykrotnie tej jesieni i do tej pory padły wszystkie możliwe wyniki. Był remis, zwycięstwo Łodzian i nasza wygrana. Teraz liczyłem na to, że ta absolutnie remisowa historia zmieni się na naszą korzyść.

 

Zaczęliśmy naprawdę nieźle, bo już w 5 min. Bajic zagrał z rzutu rożnego na głowę Injaca i wyszliśmy na prowadzenie. Zmarnowaliśmy potem kilka okazji i to nas uśpiło, a gospodarze niecnie to wykorzystali. W 33 min. Kuklis zachował najwięcej zimnej krwi pod naszą bramką i płaskim strzałem wyrównał wynik spotkania, a kilka minut później sędzia dopatrzył się wątpliwego karnego, którego na bramkę zamienił Jarmuż.

 

Po przerwie bardzo szybko wykorzystaliśmy niemrawą grę obrońców gości, którzy chyba jeszcze myślami byli w szatni i Bajic po podaniu Djukanovica spod linii końcowej mocnym strzałem w długi róg wyrównał wynik spotkania. Nim zdążyłem wymyślić nową strategię na spotkanie znów przegrywaliśmy - sędzia po raz drugi wskazał na wapno. Po raz drugi był to wątpliwy faul Wołąkiewicza i po raz drugi Jarmuż wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Po tej akcji Wołąkiewicz się złamał i musiałem go zmienić. Na szczęście reszta zespołu natychmiast rzuciła się do odrabiania strat i już po 4 minutach Jarmuż strzelił swoją trzecią bramkę w tym meczu... tym razem samobójczą, a "zmusił" go do tego Bajic. Remis nie był wynikiem, po który do Łodzi się wybraliśmy i jeszcze przed upływem 70 minut strzeliliśmy kolejną bramkę - tym razem Bajic wypuścił w uliczkę Djukanovica, a ten strzałem w długi róg bramki zapewnił nam, jak się okazało po kolejnych 20 minutach, zwycięstwo.

 

MoM - Wojciech Jamruż (Widzew) - 8,5 - trzy bramki (2 karne i samobój - normalnie zajebisty powód aby dostać MoMa... a Djukanovic i Bajic byli wyraźnie słabsi... jasne...)

 

Lechia: Bajkovic - Magdoń, Wołąkiewicz (54; Strugarek), Bąk - Balaz, Bajic, Rybski (75' Kasperkiewicz), Nikolic - Galesic (37' Savic), Injac, Djukanovic

 

 

 

Ekstraklasa (16/30)

28.11.2009 - Al. Piłsudskiego, Łódź - 5742 widzów

 

[9] Widzew Łódź - [2] Lechia Gdańsk 3:4 (2:1)

5. N. Injac 0:1

33. P. Kuklis 1:1

40. W. Jarmuż 2:1 (kar)

50. M. Bajic 2:2

54. W. Jarmuż 3:2 (kar)

58. W. Jarmuż 3:3 (sam)

67. M. Djukanovic 3:4

 

 

 

Staliśmy się ofiarą własnego sukcesu... 14 z 20 podstawowych graczy mojego składu cieszyło się zainteresowaniem przynajmniej jednego klubu... Wiedziałem, że zatrzymanie gwiazd będzie niemożliwe, zwłaszcza, że Bajic od ponad roku odmawiał podpisania nowego kontraktu, a Injac dał mi do zrozumienia, że w Lechii osiągnął już wszystko... A to zapewne był tylko przedsmak okienka transferowego, w którym znów szczury uciekną z okrętu... który tym razem jednak nie tonął i po cichu liczyłem, że jednak roztaczając cudowne perspektywy europejskich pucharów (w niedalekiej, ale też nieokreślonej przyszłości) uda mi się namówić większość piłkarzy na pozostanie w Gdańsku. Nadzieja umiera ostatnia...

Odnośnik do komentarza

Ostatni mecz przed długą przerwą zimową graliśmy przed własną publicznością, a naszym rywalem była Korona Kielce utrzymująca się ledwo nad strefą barażowo-spadkową. My chcieliśmy zakończyć jesień efektownym zwycięstwem, mieliśmy tydzień czasu na regenerację sił, przeciwnik nie należał do tych z górnej półki, więc zaatakowaliśmy odważnie od pierwszych minut...

 

I gdyby nie trzy cudowne interwencje Bajkovica z pierwszych 30 minut meczu, to mogłoby być nieciekawie. Gdy się trochę cofnęliśmy, uporządkowaliśmy szyki i zaczęliśmy grać wyższym pressingiem... straciliśmy bramkę. Nie było w tym winy ani obrońców, ani bramkarza, ot, Zganiaczowi udał się strzał życia - piłka uderzona z ponad 30 metrów zatrzepotała w siatce zanim ktokolwiek zauważył, że w ogóle Zganiacz składał się do strzału.

 

W przerwie trochę pomarudziłem, że to nie tak, że się nie godzi, że powinni zagrać lepiej i temu podobne frazesy. Poskutkowało, bo wreszcie byliśmy groźni. W 52 min. jeszcze Cierzniakowi udało się wyjść zwycięsko z pojedynku z Djukanovicem, ale kilka minut później był bezradny, gdy Kowalczyk zagrał do naszego bośniackiego snajpera piłkę idealnie w tempo. Strzał z 7 metrów był formalnością. Potem stanęliśmy... musiałem coś zmienić, weszli rezerwowi i tym razem miałem nosa, bo właśnie jeden z nich, Vladimir Savic strzelił w 77 min. zwycięską bramkę po podaniu z rzutu wolnego Andrzeja Rybskiego. Był to pierwszy gol Serba w tym sezonie... w pierwszym meczu ligowym... w ostatniej jesiennej kolejce.

 

Mom - Mariusz Zganiacz (Korona) - 7,6

 

Lechia: Bajkovic - Magdoń, Wołąkiewicz, Bąk - Balaz, Bajic (70' Kasperkiewicz), Rybski, Nikolic (79' Pęczak)- Galesic (70' Savic), Djukanovic, Kowalczyk

 

 

 

Ekstraklasa (17/30)

05.12.2009 - ul. Traugutta, Gdańsk - 10942 widzów

 

[2] Lechia Gdańsk - [13] Korona Kielce 2:1 (0:1)

43. M. Zganiacz 0:1

60. M. Djukanovic 1:1

77. V. Savic 2:1

 

 

 

 

 

| Poz   | Inf   | Zespół		   |	   | M	 | Z	 | R	 | P	 | ZdG   | StG   | R.B.  | Pkt   | 
| 1.	|	   | Wisła			|	   | 17	| 13	| 1	 | 3	 | 36	| 11	| +25   | 40	| 
| 2.	|	   | Lechia Gdańsk	|	   | 17	| 11	| 3	 | 3	 | 36	| 22	| +14   | 36	| 
| 3.	|	   | Lech			 |	   | 17	| 10	| 1	 | 6	 | 28	| 17	| +11   | 31	| 
| 4.	|	   | Polonia Warszawa |	   | 17	| 8	 | 6	 | 3	 | 25	| 15	| +10   | 30	| 
| 5.	|	   | Legia			|	   | 17	| 9	 | 3	 | 5	 | 21	| 12	| +9	| 30	| 
| 6.	|	   | Odra Wodzisław   |	   | 17	| 8	 | 2	 | 7	 | 16	| 24	| -8	| 26	| 
| 7.	|	   | Ruch Chorzów	 |	   | 17	| 7	 | 3	 | 7	 | 19	| 21	| -2	| 24	| 
| 8.	|	   | Arka			 |	   | 17	| 6	 | 5	 | 6	 | 16	| 14	| +2	| 23	| 
| 9.	|	   | Polonia Bytom	|	   | 17	| 6	 | 4	 | 7	 | 18	| 23	| -5	| 22	| 
| 10.   |	   | Śląsk			|	   | 17	| 5	 | 7	 | 5	 | 23	| 24	| -1	| 22	| 
| 11.   |	   | Widzew		   |	   | 17	| 5	 | 6	 | 6	 | 18	| 20	| -2	| 21	| 
| 12.   |	   | Górnik Zabrze	|	   | 17	| 5	 | 4	 | 8	 | 23	| 24	| -1	| 19	| 
| 13.   |	   | Piast			|	   | 17	| 4	 | 6	 | 7	 | 15	| 26	| -11   | 18	| 
| 14.   |	   | Korona Kielce	|	   | 17	| 4	 | 5	 | 8	 | 18	| 23	| -5	| 17	| 
| 15.   |	   | Bełchatów		|	   | 17	| 2	 | 3	 | 12	| 15	| 32	| -17   | 9	 | 
| 16.   |	   | Jagiellonia	  |	   | 17	| 1	 | 5	 | 11	| 9	 | 28	| -19   | 8	 |

 

 

Piłkarzy wysłałem na krótkie urlopy, a sam zająłem się walką z wiatrakami. Faksy z ofertami, propozycjami i zapytaniami dotyczącymi moich graczy przychodziły niemal bez przerwy i maszyna wypluwała kartki z prędkością CKM-u. Wiedziałem, że bez strat w ludziach się nie obejdzie, zwłaszcza, że trzeba było podreperować klubowy budżet, który ostatnio zszedł poniżej kreski i skarbnik zacierał ręce sprawdzając jakich to sum możemy się spodziewać za naszych zawodników.

Odnośnik do komentarza
Ten mecz wygrałem 3:0 po hattricku Galesica, ale zanim zapisałem grę mój kochany synek nacisnął świecący na zielono przycisk na komputerze i... wygraliśmy 3:1

Dobre rady tatusia:

 

;)

 

Metoda na syna jest prosta. Albo odpalasz Teletubisie, albo Colargola. Najlepiej idź z nim na spacer, a FM-a zostaw na wieczorową porę. Ja tam wolę grać mecze późnym wieczorem, a rano je opisywać. Przynajmniej minimalizuję ryzyko nieoczekiwanych wydarzeń ;)

Odnośnik do komentarza

Peedro - niestety nie za bardzo mam kogo kupić na miejsce straconych gwiazd, bo kasa idzie głównie na pokrycie strat bieżącej działalności

 

wenger - dzięki za radę :)

 

 

Okno transferowe - odsłona styczniowa

 

Hieny zebrały swoje żniwo. Wszelkiej maści managerowie, pośrednicy oraz wysłannicy najróżniejszych klubów wręcz zadomowili się na Traugutta, bo każdy z nich bał się, że zostanie uprzedzony przez konkurenta, albo zostanie uznany przez nasz zarząd za osobę mało zainteresowaną ze zbyt niskim poziomem determinacji w walce o czołowych zawodników Lechii.

 

Ponad 30 klubów wyraziło zainteresowanie Marko Bajicem, ale niestety żaden z nich nie był skłonny zapłacić za niego nawet 100.000 euro i uderzał bezpośrednio do samego piłkarza, aby podpisać z nim kontrakt. Marko odrzucił moją desperacką propozycję nowego kontraktu i wybrał... Legię Warszawa, której szeregi zasili po sezonie, a my nie otrzymamy za niego nawet złotówki.

 

Inaczej sprawa się miała Nenadem Injacem - mój supersnajper posiadał ważn kontrakt i tutaj miałem co nieco do powiedzenia. W walce o zatrzymanie go w klubie odniosłem porażkę na całej linii, bo Injac wykazał się całkowitym brakiem wdzięczności za to co dla niego zrobiliśmy i jasno stwierdził, że Lechia w jego karierze to temat zamknięty. Nie było innej rady jak go sprzedać - zaśpiewałem za niego 500.000 euro, ale nikt nie okazał się na tyle zdeterminowany, a Serb zaczął psuć atmosferę w zespole, więc obniżyłem żądania do 300.000 i właśnie za taką sumę przeszedł do AEK Ateny.

 

Walka o dwóch Bośniaków była jeszcze bardziej zażarta. Milos Djukanovic kuszony m.in. przez FC Utrecht, Murcię i FC Cadiz w dość ostrych słowach zareagował na brak zgody na transfer. Nie wiem czy dobrze zrobiłem, bo tą decyzją unieszczęśliwiłem piłkarza, kilka klubów oraz naszego klubowego skarbnika, który widział już w kasie blisko 600.000, które proponowała Murcia. Natomiast Mensur Galesic wykazał najwięcej rozsądku, nazwa Maccabi Tel-Awiw nie zawróciła mu w głowie i z dużą radością mogłem odrzucić propozycję 330.000 euro jaką złożyli Żydzi., sam zawodnik podpisał nowy 4-letni kontrakt.

 

Działacze Cracovii zachowali się najmniej fair i za plecami klubu skusili do podpisania kontraktów Marina Mioka oraz Damiana Szyputrowskiego - obaj wylądowali w rezerwach, gdzie spędzą następne pół roku w oczekiwaniu na przeprowadzkę do Krakowa.

 

Odrzuciłem też lepsze lub gorsze oferty na Pawła Pęczaka (170.000 z Polonii Warszawa), Piotra Kasperkiewicza (220.000 z Górnika Zabrze), Andrzeja Rybskiego (210.000 z Widzewa Łódź), czy też Huberta Wołąkiewicza (245.000 z GKS Bełchatów)...

 

Większość piłkarzy była mocno niezadowolona z takiego obrotu sprawy, ale gdybym wszystkich zadowolił to pozostałbym na rundę wiosenną z kilkoma graczami nadającymi się do gry w Ekstraklasie... Niestety nikt nie uwierzył w mocarstwowe plany, jakie tworzyliśmy razem z prezesem Maciejem Turnowieckim. Ba, nikt nie uwierzył, gdy mówiliśmy, że być może przy sprzyjających wiatrach już latem zawitają do Gdańska europejskie puchary...

 

W lutym odpadły kluby zagraniczne, ale zakusy na moich piłkarzy czyniło mnóstwo rywali z rodzimego podwórka... Czekała mnie druga i równie trudna runda negocjacyjna...

Odnośnik do komentarza

Dlatego ja nigdy nie odrzucam ofert, daje za to kwoty kilka razy większe od rynkowej wartości zawodnika. Z reguły kluby odrzucają wtedy swoje oferty, a piłkarze nie panikują że chce im zniszczyć karierę :P A jeśli ktoś jest zdeterminowany i wyłoży pieniądze na stół to wtedy sprzedaje za naprawdę dobre pieniądze :)

Odnośnik do komentarza

Peedro - FM2009 to taka szczwana bestia, że na takie numery się nie robi. Jak sobie zaśpiewałem grubą kasę za kilku graczy i kontrahenci się zniechęcili, to oni i tak wyczaili, że robię im pod górę i zaczęli kręcić nosem.

 

 

Drugi miesiąc okna transferowego, co mnie całkowicie zaskoczyło, przebiegł bez ataków na moich czołowych piłkarzy i dzięki temu mogliśmy we względnym spokoju przygotowywać się do wiosennych zmagań. Nie odpowiadałem na plotki transferowe, aby nie podburzać piłkarzy bądź zachęcać potencjalnych kupców do składania niechcianych ofert. O funduszach na transfery mogłem tylko pomarzyć i paru upatrzonych wcześniej piłkarzy przeszło mi koło nosa...

 

W tak zwanym międzyczasie wybraliśmy się na małe turnee... miała być Hiszpania, ale zabrakło funduszy. Miały być Niemcy i halowe turnieje, ale nie zwolniło się miejsce i pozostaliśmy na liście rezerwowej - renoma klubu nadal nie wykraczała poza Bydgoszcz od południa i granicę Gdańska od północy... Dlatego też pojechaliśmy w góry i na początku roku w Czechach rozegraliśmy trzy sparingi. Naszymi rywalami były Teplice, Chmel Blsany oraz Slovan Liberec.

 

Brak zmian kadrowych (poza odejściem zdrajcy Injaca) , a co za tym idzie zgranie zespołu dały o sobie znać i we wszystkich meczach byliśmy drużyną dominującą. A wyniki mogły napawać optymizmem:

4:0 z Teplicami (2 x Djukanovic, 2 x Kowalczyk)

4:0 z Blsanami (2 x Savic, Djukanovic, Knezevic)

2:1 ze Slovanem (2 x Galesic)

 

 

Po udanych wojażach za południową granicą przyszedł czas na ciężki trening i przygotowania do rundy wiosennej. W zaplanowanych na luty sparingach mieliśmy skupić się na doskonaleniu zagrań taktycznych, które miały przynosić nam w przyszłości sporo bramek. Już nie było tak ogromnej przewagi nad przeciwnikami, ale wyniki, a zwłaszcza gra, mogły się podobać.

 

Wygraliśmy z Arką tylko 1:0 po wczesnym golu Knezevica z rzutu wolnego, ale kontrolowaliśmy grę przez pełne 90 minut.

Potem ograliśmy na wyjeździe Polonię Bytom 2:0 po golach z pierwszej połowy Savica i Djukanovica i marnując przynajmniej 5 doskonałych sytuacji na strzelenie bramki w drugiej połowie.

A na koniec, tak aby ostudzić rozgrzane głowy, przegraliśmy 1:2 z liderem pierwszej ligi Zagłębiem Lubin, które oddało zaledwie 2 strzały w światło bramki.

 

Ostatnia porażka wlała w moje serce trochę niepokoju, ale na tydzień przed spotkaniem z Piastem Gliwice byłem dobrej myśli, bo przepracowaliśmy solidnie okres przygotowawczy i uniknęliśmy błędów z zeszłego sezonu, które kosztowały nas potem utratę wielu punktów. Miałem nadzieję, że sytuacja się nie powtórzy i nie zaczniemy grać padaki, albo nie padniemy kondycyjnie w połowie rundy...

Odnośnik do komentarza
Dlatego też pojechaliśmy w góry i na początku roku w Czechach rozegraliśmy trzy sparingi. Naszymi rywalami były Teplice, Chmel Blsany oraz Slovan Liberec.

Widzę po wynikach, że kozice wam za bardzo nie przeszkadzały. Kiedy w meczach kontrolnych jest dobrze - to w lidze padaka murowana! ;) Obym się mylił...

Odnośnik do komentarza

wenger - taaaaa...

 

 

Piast był naszą plamą na honorze, błędem przeszłości i wrzodem na dupie. A wszystko to dlatego, że przegraliśmy z nim w haniebny sposób 0:1 w pierwszej kolejce tego sezonu. Teraz przyszedł czas na rewanż i od miesięcy zapowiadany łomot. Na trybunach zasiadło dobrze ponad 10 tysięcy widzów, którzy uwierzyli w słowa piłkarzy o tym, że goście jeszcze przed przerwą będą chcieli mecz oddać walkowerem.

 

Zaczęliśmy od mocnego uderzenia - Rybski wrzucił piłkę w pole karne, stojący w bramce Grzegorz Kasprzik źle obliczył tor lotu piłki, musiał ratować się piąstkowaniem, ale zrobił to tak niefortunnie, że Kowalczykowi pozostało powiedzieć dziękuję. Po kwadransie było już 2:0 - trójkową akcję Djukanovic, Galesic, Bajic płaskim strzałem tuż przy słupku z około 20 metrów wykończył ten ostatni. Zastanawiałem się wtedy, co ja bez nich zrobię w przyszłym sezonie? Goście rzucili się do odrabiania strat, nie minęło 5 minut i szybką kontrę duetu Kowalczyk, Djukanovic, miękkim lobem nad bramkarzem wykończył Galesic. Goście byli na deskach i należało ich dobić - przed upływem 30 minut prowadziliśmy 4:0, a strzelcem bramki był tym razem Balaz, który bardzo ładnie przymierzył z rzutu wolnego. Piast zdołał w tej połowie przeprowadzić jedną groźną akcję i natychmiast zdobył bramkę, a jej autorem był znajdujący się na spalonym Folc.

 

Po przerwie musieliśmy odebrać gościom ochotę do walki o korzystny wynik. Męczyliśmy się z tym zadaniem dokładnie 20 minut, by w odstępie następnych trzech zadać dwa śmiertelne ciosy, a egzekutorem okazał się Djukanovic, któy najpierw w 65 min. wyprzedził Glika i ośmieszył spóźnionego Kasprzika, a w 68 min. uderzył celnie głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Balaza. Goście zupełnie siedli... a w ostatnich minutach spotkania egzekucję dokończył rezerwowy Savic.

 

MoM - Milos Djukanovic (Lechia) - 9,2 - dwie bramki, dwie asysty... wraz ze wzrostem jego umiejętności rośnie jego cena i niezadowolenie z braku transferu

 

Lechia: Bajkovic - Magdoń, Bąk, Wołąkiewicz - Balaz, Bajic (65' Kasperkiewicz), Rybski (86' Gul), Nikolic - Galesic, Djukanovic, Kowalczyk (65' Savic)

 

 

 

Ekstraklasa (18/30)

27.02.2010 - ul. Traugutta, Gdańsk - 10786 widzów

 

[2] Lechia Gdańsk - [13] Piast Gliwice 7:1 (4:1)

2. M. Kowalczyk 1:0

17. M. Bajic 2:0

21. M. Galesic 3:0

28. P. Balaz 4:0

39. M. Folc 4:1

65. M. Djukanovic 5:1

68. M. Djukanovic 6:1

86. V. Savic 7:1

 

 

Ciekawostka - w meczu padło osiem celnych strzałów na bramkę :)

Odnośnik do komentarza

Następny mecz graliśmy w Chorzowie z mającym pucharowe aspiracje Ruchem. My w glorii sławy Niszczycieli z nad Bałtyku, oni ograli w poprzedniej kolejce GKS Bełchatów. Mimo wszystko mieliśmy większe szanse na wygraną - przynajmniej na papierze.

 

I na papierze wszystko wyglądało ładnie. My mieliśmy atakować, prowadzić grę, strzelać i w końcowym rozrachunku wygrać. Nasi przeciwnicy mieli przyjmować nas na swojej połowie, pozwolić wyszumieć i zaskoczyć jedną, dwoma śmiertelnymi kontrami.

 

Z boiska wiało nudą... obie drużyny miały kłopoty ze zorganizowaniem gry i wszyscy biegali chaotycznie bez ładu i składu. Gdyby nie to, że na boisku była piłka, można by było pomyśleć, że tych 22 facetów bierze udział w jakimś naukowym eksperymencie mającym na celu udowodnienie tezy o nieskoordynowanym ruchu cząsteczek w cieczy...

 

Po przerwie było już lepiej. Niestety na to "lepiej" pracowali tylko gracze Ruchu. My nadal czekaliśmy, aż gospodarze położą się przed Władcami Północy... A tymczasem Ślązacy dwa razy nas puknęli w ciągu kilku minut i było po meczu. A gol Marcina Nowackiego dokładnie pokazał, że jeśli chodzi o obronę to jesteśmy w czarnej dupie... Jedyne na co było nas stać to bramka honorowa, którą mierzonym strzałem zdobył Mensur Galesic.

 

MoM - Marcin Nowacki (Ruch) - 7,9

 

Lechia: Bajkovic - Magdoń, Bąk, Wołąkiewicz - Balaz, Bajic (75' Gul), Kasperkiewicz, Nikolic - Galesic, Djukanovic, Kowalczyk (65' Rybski)

 

 

 

 

Ekstraklasa (19/30)

03.03.2010 - ul. Cicha, Chorzów - 7887 widzów

 

[7] Ruch Chorzów - [2] Lechia Gdańsk 2:1 (0:0)

53. M. Nowacki 1:0

55. Ł. Janoszka 2:0

90+3. M. Galesic 2:1

 

 

 

Porażka przed serią morderczych spotkań z Wisłą, Legią i Lechem z jednej strony mogła martwić, z drugiej strony, gdybyśmy łatwo wygrali, mogłoby to wprowadzić w szeregi drużyny rozprężenie...

 

Tymczasem z dość dużą łatwością odrzuciłem ofertę kontraktu z Legii Warszawa, mimo iż Mistrzowie Polski proponowali godziwe zarobki i prawie 5 milionów euro na transfery... (5 miejsce i 11 pkt straty do Wisły były nie do przełknięcia dla włodarzy klubu, którzy zwolnili Urbana).

Odnośnik do komentarza

- 5 punktów straty do Wisły. Wygrana zmniejszała dystans na wyciągnięcie ręki, porażka rzucała ochłap w postaci walki o miejsca 2-4... - zamyśliłem się.

- Boże... o czym ja mówię? Przecież to jest Wisła, a my mieliśmy przed sezonem zadanie utrzymania w lidze. W kasie pusto, piłkarze są bliscy buntu i jeśli nie puszczę ich latem do lepszych klubów to będę miał spory problem. Nie, nie ma się co martwić meczami z wielką trójką. Wisła, Legia, Lech? Przyjdzie czas... niebawem, ale jeszcze nie teraz.

 

 

Goście zaskoczyli nas... słabą grą w pierwszych minutach meczu oraz ostrymi wejściami, które jakimś cudem uchodziły uwadze sędziego. Obie te rzeczy poskutkowały kontuzją Savica, który wypadł z gry na 2-3 tygodnie oraz bramką Andrzeja Rybskiego z rzutu karnego podyktowanego za faul Singlara na Djukanovicu. To zdarzenie obudziło w Wiślakach jeszcze więcej agresji i jeszcze przed przerwą z boiska musiał zejść kontuzjowany Kowalczyk... którego wprowadziłem wcześniej za Savica.

 

Nie miałem złudzeń, że druga połowa będzie wyglądała podobnie, albo lepiej. Spodziewaliśmy się ciężkiej przeprawy, falowych ataków gości, którzy będą wychodzić z siebie, aby zmazać plamę z pierwszej części gry. Tym razem przypuszczenia się sprawdziły i Wisła urządziła nam prawdziwe piekło. O ile w pierwszej połowie oddała 4 wątpliwej jakości strzały, to w drugich 45 minutach bombardowanie nie ustawało na moment. Sami bliźniacy Piotr i Paweł B. powinni strzelić po 2 bramki. Gdy w 80 minucie nadal prowadziliśmy postawiłem wszystko na obronę i zmieniłem ustawienie na 5-4-1. Potrójne zasieki, ostra walka, gra na czas spowodowały, że goście tylko 2 razy zagrozili naszej bramce w tym okresie. Dowieźliśmy maksymalnie szczęśliwe zwycięstwo do końca, a Bajkovic powinien pójść w niedzielę do kościoła i dać na tacę, bo trzy uderzenia Wiślaków lądowały na słupku bądź poprzeczce jego bramki...

 

MoM - Carmelo Valencia (Wisła) - 7,5

 

Lechia: Bajkovic - Magdoń, Bąk, Wołąkiewicz - Knezevic, Rybski (62' Piątek), Nikolic, Pęczak - Galesic, Djukanovic, Savic (20' Kowalczyk, 43' Dawidowski)

 

 

 

Ekstraklasa (20/30)

06.03.2010 - ul. Traugutta, Gdańsk - 8843 widzów

 

[2] Lechia Gdańsk - [1] Wisła Kraków 1:0 (1:0)

20. V. Savic (ktz)

28. A. Rybski 1:0 (kar)

43. M. Kowalczyk (ktz)

62. A. Rybski (ktz)

 

 

Przed meczami z Legią i Lechem mieliśmy tylko 2 punkty straty do Wisły i gdzieś tam w głębi duszy liczyłem na to, że po tych spotkaniach nasza strata nie wzrośnie do 8 punktów... grając tak dobrze ciężko było pamiętać o swoim miejscu w szeregu...

Odnośnik do komentarza

O wygranej z Wisłą musieliśmy jak najszybciej zapomnieć, bo już tydzień później graliśmy w Warszawie z Legią, aktualnym Mistrzem Polski. Naszej szansy w tym meczu upatrywałem w tym, że Wojskowi niedawno zmienili trenera i Henryk Kasperczak nie zdążył wprowadzić swoich porządków. Z drugiej strony mogła być to nasza zguba, bo prawdopodobieństwo zadziałania efektu "nowej miotły" było równie wysokie.

 

W składzie obyło się bez większych zmian, ale coraz trudniej było mi utrzymać w ryzach niektórych piłkarzy. I taki Milos Djukanović coraz głośniej domagał się zgody na opuszczenie klubu, tak samo jak Andrzej Rybski. O ile ten pierwszy mógł liczyć na zatrudnienie zagranicą i od biedy można było zrozumieć jego stanowisko, to Rybski całkowicie mnie rozczarował, bo najbardziej prawdopodobnym kierunkiem, w którym mógł się udać był Białystok i ew. Zabrze...

 

Inni piłkarze różnie znosili ich fochy - niektórzy tracili pewność siebie, jeszcze inni upatrywali w tym swojej szansy zmiany otoczenia, a jeszcze inni ich potępiali, twierdząc, że rozsadzają klub od środka. Nie miałem wyboru - wiedziałem, że musimy dograć sezon do końca, a latem czeka nas przebudowa składu.

 

Sam mecz z Legią rozczarował. Kasperczak postawił na ostrą defensywę i kontry, my nie potrafiliśmy przebić się przez ich zasieki, baliśmy się utraty bramki i dlatego w akcjach zaczepnych udział brało zbyt mało piłkarzy. Akcji było jak na lekarstwo, strzałów również, dlatego bardzo ważna była maksymalna koncentracja... Pierwsi bramkę zdobyliśmy my, po stałym fragmencie gry. Marko Bajić zagrał z rzutu rożnego w pole bramkowe, a Milos Djukanović celną główką wyprowadził nas na prowadzenie. Poszliśmy za ciosem, jednak strzały Knezevica i Nikolica w dobrym stylu wybronił Mucha, a gol Galesica padł ze spalonego. Niewykorzystane sytuacje zemściły się jeszcze przed przerwą gdy Paluchowski piekielnie mocnym wolejem sprzed pola karnego wykończył akcję Gelsona. Przed przerwą jeszcze dwa razy zagroziliśmy bramce gospodarzy, ale nic z tego nie wyszło.

 

W drugiej połowie nadal byliśmy równorzędnym rywalem dla faworyzowanej Legii, ale brakowało nam już szczęścia, wykończenia i chyba trochę determinacji - najbardziej uwidoczniło się to w akcji, po której straciliśmy bramkę. Paluchowski bez problemu wyprzedził Magdońa, dograł do Radovica, a ten nie atakowany miał mnóstwo czasu, aby oddać potężny strzał pod poprzeczkę. Mieliśmy prawie 30 minut na odrobienie strat, ale gospodarze skutecznie się bronili, a sędzia okradł nas z rzutu karnego i wynik nie uległ już zmianie.

 

MoM - Miroslav Radovic (Legia) - 7,8 (bramka kolejki!)

 

Lechia: Bajkovic - Magdoń, Bąk, Wołąkiewicz - Knezević (86' Balaz), Rybski, Bajić, Nikolić - Galesić, Djukanović (69' Duda), Kowalczyk (45' Dawidowski)

 

 

 

Ekstraklasa (21/30)

13.03.2010 - stadion Wojska Polskiego, Warszawa - 8850 widzów

 

[5] Legia Warszawa - [2] Lechia Gdańsk 2:1 (1:1)

7. M. Djukanović 0:1

37. A. Paluchowski 1:1

63. M. Radović 2:1

69. M. Djukanović (ktz)

 

 

 

Przed meczem z Lechem musieliśmy rozegrać jeszcze pierwsze spotkanie w ramach ćwierćfinału Pucharu Polski, w którym przeciwnikiem była inna warszawska drużyna. Dlatego też pozostałem w stolicy i czekałem aż dołączy do mnie drugi i trzeci garnitur Lechii, który miał nas reprezentować w tych rozgrywkach. Walka w Ekstraklasie była naszym priorytetem i ewentualny blamaż w PP nie był dla mnie problemem.

Odnośnik do komentarza

Puchar Polski był dla nas szansą na zdobycie przepustki do europejskich pucharów - tak przynajmniej myślałem zeszłej jesieni. Jednak bardzo dobra gra w lidze pozwoliła mi na zrewidowanie poglądów i w dwumeczu z Polonią mogłem sobie pofolgować i wystawić wielu rezerwowych.

 

Eksperymentalny skład, gra na wyjeździe, determinacja gospodarzy oraz ich huraganowe ataki w pierwszym kwadransie nie stanowiły dla nas przeszkody w objęciu prowadzenia. Polonia stworzyła sobie 3 "setki", ale żadnej nie wykorzystała, my mieliśmy jeden rzut rożny i Dawidowski wyprzedził obrońców i pierwszy sięgnął piłki zagranej przez Balaza. Niestety radość z prowadzenia trwała dość krótko, bo już 8 minut później stojący w naszej bramce młodziutki Yeboah, który zimą z reprezentacją Ghany zajął drugie miejsce Pucharze Narodów Afryki, popełnił błąd, pozwolił, aby piłka przeleciała nad jego głową i strzał do pustej bramki był dla Dziewickiego tylko formalnością.

 

Drugie 45 minut mogło zacząć się dla nas cudownie, ale ni to strzał, ni to dośrodkowanie Balaza z linii bramkowej wybił jeden z obrońców. Jeszcze nie skończyłem wiązanki na temat pecha, gdy mogłem rozpocząć nową - Chus Herrero uderzył z 35 metrów, piłka najwyraźniej mu zeszła i wpadła w samo okienko bramki. Taki obrót spraw nas nie zdeprymował i już kilka minut później mogliśmy cieszyć się z remisu - swoją pierwszą bramkę w seniorskim futbolu zdobył Adam Duda, który zachował najwięcej zimnej krwi w zamieszaniu pod bramką Przyrowskiego. Niestety nie udało nam się utrzymać wyniku do końca, bo dość szczęśliwą bramkę (po kilku rykoszetach!) strzeliła kolumbijska gwiazda gospodarzy - Lionard Pajoy. Mimo wszystko przegrana tylko jedną bramką była dobrym wynikiem i niezłym prognostykiem przed rewanżem.

 

MoM - Piotr Dziewicki (Polonia) - 7,8

 

Lechia: Yeboah - Brede, Devaux (88' Strugarek), Midzierski - Balaz, Kasperkiewicz, Gul (68' Kędziora), Kawa (88' Krysiński) - Duda, Kowalczyk, Dawidowski

 

 

 

Puchar Polski (1/4 finału, 1 mecz)

17.03.2010 - ul. Konwiktorska, Warszawa - 1982 widzów

 

[EKS] Polonia Warszawa - [EKS] Lechia Gdańsk 3:2 (1:1)

25. T. Dawidowski 0:1

33. P. Dziewicki 1:1

57. Ch. Herrero 2:1

61. A. Duda 2:2

87. L. Pajoy 3:2

 

 

 

Cały misterny plan przewidujący skupienie się na meczu z Lechem i odpuszczenie PP z Polonią spalił na panewce... gdy mecz z Poznaniakami został przesunięty na 14.04 ze względu na to, że Lechowi dzień po spotkaniu z nami wyznaczono mecz Pucharze Ekstraklasy... Od kiedy, pytam się grzecznie, Puchar Ekstraklasy jest ważniejszy od samej Ekstraklasy?!

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...