Skocz do zawartości

Choking hazard


Willow

Rekomendowane odpowiedzi

Pan Miecio był, jest i będzie pracował w Lechii, więc pojawi się jeszcze nie raz :)

 

 

Po 11 dniach od klęski z Legią w meczu PE wracaliśmy na Łazienkowską, aby powalczyć tym razem o ligowe punkty. Nasi przeciwnicy byli ostatnio w nadludzkiej formie, pokonując m.in. 5:0 Wisłę na jej terenie w zaległym spotkaniu 9 kolejki. Dlatego ustawiłem drużynę ultra-defensywnie, dałem stówę na mszę w naszej intencji i obiecałem chłopakom wszelkie możliwe uciechy, jakie tylko stolica mogła im zaproponować.

 

Zmobilizowani, skomasowani na 30 metrach byliśmy sporą przeszkodą dla gospodarzy, którzy przez pierwszą połowę łamali sobie na nas zęby, a moi piłkarze bronili się dzielnie mając w głowach "wszelkie obiecane uciechy". Ale nawet chuć nie jest w stanie pomóc jeżeli brakuje umiejętności i zaraz po przerwie gospodarze wykorzystali jedną ze swoich kilkunastu okazji do strzelenia bramki - Chinyama przebił się niczym czołg przez nasze okopy i wturlał się do bramki razem z piłką. Po wyjściu na prowadzenie Legia nie forsowała tempa czując, że nie jesteśmy w stanie jej zagrozić. Piłkarze gospodarzy odpoczywali grając z nami w dziada, a dodatkowo jeden z niewielu ich wypadów zakończył się sukcesem i Iwański podwyższył na 2:0. Gospodarze jeszcze bardziej się rozluźnili i wtedy dopiero przeprowadziliśmy groźną akcję, ba - udało się nam nawet strzelić bramkę kontaktową, której autorem był chyba najlepszy z 5 sprowadzonych Serbów, czyli Savic. To była ostatnia odsłona tego spotkania, bo przez ostatnie 10 minut z boiska wiało nudą.

 

MoM - Takesure Chinyama (Legia) - 7,5

 

Lechia: Bąk - Wołąkiewicz, Midzierski, Brede - Mysona, Trałka, Surma, Pęczak - Rybski - Dawidowski, Buzała

 

 

 

Ekstraklasa (15/30)

15.11.2008 - Stadion Wojska Polskiego, Warszawa - 6369 widzów

 

[1] Legia Warszawa - [11] Lechia Gdańsk 2:1 (0:0)

49. T. Chinyama 1;0

71. M. Iwański 2:0

79. V. Savic 2:1

 

 

Na półmetku zajmowaliśmy 11 miejsce z przewagą 6 punktów nad strefą spadkową i z zapasem 3 punktów nad miejscem "zapewniającym" baraż. Jednak nie był to koniec emocji w tym roku, bo czekały nas jeszcze mecze ze Śląskiem w PE o awans do ćwierćfinału oraz dwie kolejki z rundy wiosennej rozgrywane awansem. Najpierw jechaliśmy do Krakowa, aby powalczyć z Wisłą, a na koniec w połowie grudnia podejmowaliśmy Polonię Bytom.

 

 

| Poz   | Inf   | Zespół		   |	   | M	 | Z	 | R	 | P	 | ZdG   | StG   | R.B.  | Pkt   | 

| ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| 

| 1.	|	   | Legia			|	   | 15	| 12	| 2	 | 1	 | 40	| 9	 | +31   | 38	| 
| 2.	|	   | Wisła			|	   | 15	| 9	 | 5	 | 1	 | 21	| 10	| +11   | 32	| 
| 3.	|	   | Lech			 |	   | 15	| 8	 | 4	 | 3	 | 25	| 16	| +9	| 28	| 
| 4.	|	   | Odra Wodzisław   |	   | 15	| 8	 | 3	 | 4	 | 21	| 16	| +5	| 27	|
| 5.	|	   | Bełchatów		|	   | 15	| 8	 | 1	 | 6	 | 26	| 22	| +4	| 25	
| 6.	|	   | Jagiellonia	  |	   | 15	| 6	 | 5	 | 4	 | 14	| 17	| -3	| 23	| 
| 7.	|	   | Polonia Warszawa |	   | 15	| 6	 | 3	 | 6	 | 20	| 22	| -2	| 21	| 
| 8.	|	   | Ruch Chorzów	 |	   | 15	| 6	 | 3	 | 6	 | 15	| 13	| +2	| 21	|
| 9.	|	   | Piast			|	   | 15	| 5	 | 4	 | 6	 | 12	| 15	| -3	| 19	| 
| 10.   |	   | Górnik Zabrze	|	   | 15	| 4	 | 5	 | 6	 | 18	| 22	| -4	| 17	| 
| 11.   |	   | Lechia Gdańsk	|	   | 15	| 5	 | 2	 | 8	 | 25	| 27	| -2	| 17	| 
| 12.   |	   | Arka			 |	   | 15	| 4	 | 3	 | 8	 | 17	| 18	| -1	| 15	| 
| 13.   |	   | Śląsk			|	   | 15	| 4	 | 2	 | 9	 | 16	| 26	| -10   | 14	| 
| 14.   |	   | Polonia Bytom	|	   | 15	| 3	 | 5	 | 7	 | 9	 | 19	| -10   | 14	| 
| 15.   |	   | ŁKS Łódź		 |	   | 15	| 2	 | 5	 | 8	 | 16	| 25	| -9	| 11	| 
| 16.   |	   | Cracovia		 |	   | 15	| 2	 | 4	 | 9	 | 11	| 29	| -18   | 10	|

Odnośnik do komentarza

- Nie muszę Ci chyba przypominać, że ten mecz musisz wygrać? Zważywszy na złą prasę, passę i coraz słabszą pozycję - jedno zdanie, a mówiło tak wiele...

- Maciek... znasz mnie... Nie musisz mi o tym przypominać - presja była odczuwalna na każdym kroku. Ostatnio musiałem w centrum spędzić 2 godziny zmieniając koło przebite nożem myśliwskim, który dumnie sterczał z opony - na samą myśl zrobiło mi się zimno.

- To dobrze, to dobrze. Śląsk to niby nasz zaprzyjaźniony zespół, ale radość ze spotkania pozostawmy kibicom, a my wygrajmy i wtedy się zobaczy co dalej... - lód w głosie. Było niedobrze.

- Pewnie nie jest to dobry moment, aby rozmawiać o aucie służbowym? - próbowałem rozładować atmosferę żartem, jednocześnie mając iskierkę nadziei, że prezes weźmie moje słowa na poważnie.

Niestety prezes tylko serdecznie się zaśmiał - A to dobre, Ty jak już coś powiesz. No idź już, idź. Muszę trochę popracować, a Ty masz mecz do wygrania.

 

 

Zaczęliśmy ustawieniem bardzo ofensywnym, stworzyliśmy sobie 3 dobre sytuacje i właśnie ta trzecia przyniosła nam bramkę - po rzucie rożnym w okolicach pola karnego rywali pozostał Wołąkiewicz, do którego dość przypadkowo trafiła piłka, którą nasz środkowy obrońca umieścił w bramce Śląska mierzonym strzałem tuż przy słupku. Byliśmy zdecydowanie lepsi, mieliśmy wszystko pod kontrolą. Wiedziałem, że jest zbyt pięknie, że coś zaraz będzie musiało się zjebać. I faktycznie w 24 minucie Cvirik zarobił czerwoną kartkę za atak obunóż na ścięgna Herrery i zaczęły się schody.

 

Goście przed przerwą zaczęli grać coraz odważniej, ale nie stworzyli sobie groźnych sytuacji. W drugich 45 minutach było coraz straszniej. Przestaliśmy nawet wychodzić z własnej połowy z kontrami, a Śląsk cisnął niemiłosiernie. Ich trener dokonał ostatniej zmiany wprowadzając dodatkowego napastnika i 4 minuty później siły na boisku się wyrównały, gdyż gry nie mógł kontynuować Rafał Grzyb i ostatnie 20 minut graliśmy 10 na 10. Dużo luzu na boisku stwarzało dodatkowe opcje ataku, ale obie drużyny straciły wcześniej bardzo dużo sił i dowieźliśmy wynik do końca. Awansowaliśmy do 1/4 finału Pucharu Ekstraklasy.

 

MoM - Hubert Wołąkiewicz (Lechia) - 7,7

 

Lechia: Bąk - Cvirik, Wołąkiewicz, Brede - Piątek, Bajic, Cacic, Andruszczak - Rybski - Wiśniewski, Buzała

 

 

 

Puchar Ekstraklasy (Grupa A 6/6)

25.11.2008 - ul. Traugutta, Gdańsk - 6020

 

Lechia Gdańsk - Śląsk Wrocław 1:0 (1:0)

14. H. Wołąkiewicz 1:0

26. P. Cvirik (czerw/k)

31. P. Wiśniewski (ktz)

72. R. Grzyb (ktz)

 

 

Świętowanie awansu było zabronione, bo następnego dnia po meczu ruszaliśmy na spotkanie z Wisłą i ogłosiłem najwyższy stopień gotowości.

Odnośnik do komentarza

Wisła Kraków chyba pozbierała się po porażce 0:5 z Legią i czekała na nas podbudowana zwycięstwem 5:0 nad Lechem. Niektórzy dziennikarze jednak twierdzili, że w Krakowie nie dzieje się dobrze i ostatnie mecze (0:0 z Arką w lidze i 1:3 również z Gdynianami w PE) mogły być pierwszymi symptomami kryzysu i zmęczenia długim sezonem (Wisła jak co roku atakowała Ligę Mistrzów i jak co roku napotykała ścianę, tym razem w postaci Liverpoolu).

 

 

To był nasz trzeci mecz z Wisłą w tym półroczu. Najpierw przegraliśmy 2:3, potem po morderczej walce i 120 minutach gry było 2:2 i o zwycięstwie musiały zdecydować rzuty karne, więc po cichu liczyłem, że tym razem uda się wyszarpnąć jakimś cudem jeden punkt.

 

Porozmawiałem z chłopakami przed meczem, przekazałem im moją strategię, życzyłem szczęścia na boisku, usiadłem na ławce trenerskiej i skuliłem się zamykając oczy czekając na kataklizm... Tymczasem Wisła nie rzuciła się nam do gardeł od pierwszych minut, a jedynie skubała nas sprawdzając czy ma do czynienia z groźnym zwierzęciem czy z trupem. Cantoro uderzył z dystansu, Brożek przestrzelił w idealnej sytuacji po podaniu od Łobodzińskiego, a w 20 minucie przeprowadzili skomasowany atak, w którym 3-krotnie uderzali na naszą bramkę, ale szczęście było po naszej stronie. Mimo wszystko spodziewałem się, że zgniotą nas tak samo, jak zrobili to Legioniści.

 

Nieśmiało wystawiliśmy głowę ze swoich okopów... pusto... zrobiliśmy pierwszy krok, potem następny... nikogo... zaczęliśmy biec, najpierw zupełnej ciszy, potem było słychać pierwsze okrzyki moich piłkarzy, biegli ile mieli siły w nogach... Wiślaków ani widu, ani słychu... nerwy miałem napięte do granic możliwości, wiedziałem, że gdzieś tam czają się i czekają na nas, że to pułapka, że idzie za łatwo... byliśmy już blisko, doszliśmy na zasięg strzału... i wtedy Boguski dopadł naszych, a dokładniej lidera naszej przedniej straży - Andrzeja Rybskiego, ale pomogła nam jego młodzieńcza fantazja... przeskoczył nad nogami Boguskiego i wyłożył się jak długi... KARNY!!! Karny, dla nas!!!

 

Sam poszkodowany podszedł do piłki i... celnym strzałem w długi róg pokonał Pawełka. Teraz spodziewałem się najgorszego, zagłady, armagedonu, kataklizmu, zaciekłych niekończących się ataków rozwścieczonych Wiślaków... a tymczasem ta straszna bestia puściła dwa bąki i do przerwy prowadziliśmy z Wisłą na jej terenie.

 

Po przerwie pary Wiślakom wystarczyło na 10 minut, w tym czasie Łobodziński uderzył 2 metry obok i 3 metry nad bramką, mając do niej nie więcej niż 5, a potem ten sam zawodnik dwa razy uderzał z dystansu - obie próby były dalekie od powodzenia.

 

Bombardowanie ustało, przestały sypać na nas kawałki ziemi, drewna i zasieków... kule przestały świszczeć nam nad głowami, a grunt przestał drżeć... przetrwaliśmy pierwszą nawałnicę, cisza aż kuła w uszy... wszędzie było słychać nierówne oddechy dzielnych obrońców, wspomaganych przez przednią straż, która wróciła z tak udanego wypadu... Zółtodzioby zaczęły się cieszyć, ale weterani wiedzieli, że to nie koniec i zaczęło się nerwowe wyczekiwanie, już nikomu nie było w głowie atakowanie...

 

Mijały minuty, które dłużyły się niemiłosiernie, każdy szelest, głośniejsze słowo sprawiało, że podskakiwaliśmy w stresie i strachu. 70 minuta - pewnie już, za moment... 80 minuta - teraz już na pewno, już słychać wybuchy gdzieś w oddali... 90 minuta - Panowie, oni chyba nie żyją... - Surma i Trałka poszli to sprawdzić... nie było, aż tak cudownie, bo Wiślacy trzymali się nieźle, ale pojawienie się naszych zawodników tak ich zaskoczyło, że gdyby Surma lepiej przymierzył to byłoby 2:0, a tak, tylko oglądaliśmy potężny strzał, który zatrzymał się na poprzeczce. Wisła nic nie mogła nam zrobić, gigant słaniał się na nogach... Wygraliśmy!!!

 

 

MoM - Paweł Pęczak (Lechia) - 7,4

 

Lechia: Bąk - Wołąkiewicz, Brede, Midzierski - Mysona, Trałka, Surma, Pęczak - Rybski - Buzała, Dawidowski

 

 

 

Ekstraklasa (16/30)

29.11.2008 - Stadion Miejski im. Henryka Reymana - 12401 widzów

 

[2] Wisła Kraków - [11] Lechia Gdańsk 0:1 (0:1)

31. A. Rybski 0:1

54. P. Brożek (ktz)

Odnośnik do komentarza

Feno - głównym kandydatem jest Legia, która niszczy wszystko na swojej drodze i wygrała ze wszystkimi przeciwnikami do końcowego sukcesu

 

arubaluba - Brożek w następnym meczu już zagrał, czyli to jednak nic groźnego, ale i tak słabo gra (10 spotkań, 2 bramki)

 

 

Ostatnią odsłoną rundy jesiennej był mecz z Polonią Bytom, którą podejmowaliśmy u siebie. Byliśmy napakowani motywacją do granic możliwości, wszyscy palili się do gry i przez tydzień ostro walczyli o miejsce w pierwszej jedenastce. Wystawiłem tych, którzy prawie wyzionęli ducha na treningach i liczyłem na cudowne zakończenie roku.

 

W niedzielne popołudnie na trybunach zgromadziło się prawie 10 tysięcy widzów, którzy chcieli zobaczyć jak wygrywamy i wskakujemy na 6 miejsce w tabeli z dorobkiem 24 punktów. Mecz się nawet nie rozpoczął, gdy Łukasz Surma po raz pierwszy zawiódł moje zaufanie i po brutalnym ataku na Grzegorza Podstawka został usunięty z boiska. Czerwona kartka w 2 minucie spotkania mocno komplikowała nasze plany, a gościom dodała odwagi i pewności siebie. Natychmiast na środek pomocy cofnąłem Rybskiego i skupiliśmy się na obronie i nielicznych kontrach. Do przerwy taktyka jako tako się sprawdzała, niestety po niespełna godzinie gry w zamieszaniu podbramkowym najwięcej zimnej krwi zachował Janusz Wolański i kolanem wpakował piłkę do bramki. Wydawało się, że to jest nasz koniec, bo do tej pory stworzyliśmy sobie raptem 2 sytuacje, jednak moja drużyna po raz nie wiadomo który podniosła się z kolan i doprowadziła do wyrównania. Zabłocki, dla którego był to pierwszy mecz w lidze pod moją wodzą, ładnie wymanewrował pilnującego go na lewym skrzydle obrońcę i płaskim dośrodkowaniem na 16 metr obsłużył Rybskiego, który mierzonym strzałem tuż przy słupku strzelił swoją 8 bramkę w sezonie. Goście szarpnęli jeszcze w ostatnich minutach, ale remis dowieźliśmy do końca. Po meczu miałem mieszane uczucia, bo gdyby nie ta czerwona kartka, mogliśmy zainkasować 3 punkty, ale dzielna postawa mojej drużyny napawała mnie dumą i postanowiłem skupić się właśnie na tym.

 

MoM - Janusz Wolański (Polonia B.) - 7,6

 

Lechia: Bąk - Wołąkiewicz, Manuszewski, Midzierski - Mysona, Trałka, Surma, Pęczak - Rybski - Buzała, Zabłocki

 

 

 

Ekstraklasa (17/30)

07.12.2008 - ul. Traugutta, Gdańsk - 9960 widzów

 

[10] Lechia Gdańsk - [13] Polonia Bytom 1:1 (0:0)

2. Ł. Surma (czerw/k)

36. G. Podstawek (ktz)

58. J. Wolański 0:1

67. A. Rybski 1:1

 

 

Na przerwę zimową udaliśmy się z 7 punktową przewagą nad miejscem spadkowym i 9 straty do miejsca premiowanego grą w Pucharze UEFA. 9 miejsce było bardzo satysfakcjonujące i jeżeli udałoby się nam je zachować w maju, byłbym bardzo szczęśliwy. Teraz jeszcze mieliśmy w planach sparing z Wisłą Płock i piłkarze mieli jechać na 2 tygodniowe urlopy. Mnie czekała poważna rozmowa z prezesem na temat funduszu transferowego - potrzebowaliśmy obrońcy z prawdziwego zdarzenia.

Odnośnik do komentarza
i wtedy Boguski dopadł naszych, a dokładniej lidera naszej przedniej straży - Andrzeja Rybskiego, ale pomogła nam jego młodzieńcza fantazja... przeskoczył nad nogami Boguskiego i wyłożył się jak długi... KARNY!!! Karny, dla nas!!!

Jeszcze podaj, kto sędziował :>

 

Piękny opis, oby następne mecze były równie emocjonujące :)

Odnośnik do komentarza

Tydzień po zakończeniu rundy jesiennej przyszedł ten niemiły moment. Za oknem sypał śnieg, który zaskoczył Pana Miecia, tak samo jak naszych drogowców i teraz nasz cieć gonił jakichś juniorów, którzy biegali z ogromną płachtą do przykrycia murawy... Złapałem się na tym, że robię wszystko, aby odwlec ten moment. Przemogłem się wreszcie, usiadłem głęboko w fotelu w gabinecie i otworzyłem swój notatnik. Studiowałem uważnie swoje zapiski dotyczące gry poszczególnych piłkarzy i zaczynałem wyławiać plusy i minusy jakie płynęły z posiadania ich w składzie. Tak jak zapowiedziałem, okres ochronny się skończył i przyszedł czas na eliminację tych, którzy nie dali sobie rady. Podzieliłem sobie piłkarzy na trzy grupy: sprawdzonych, niepewnych i tych przeznaczonych na odstrzał.

 

Na odstrzał, do rezerw i jednocześnie na listę transferową zostali przeniesieni:

Vladimir Mudrinic (32, OP Ś, Serbia), który zawalił wszystkie szanse, które ode mnie dostał i przyznałem się przed prezesem, że niepotrzebnie go sprowadziłem.

Boris Radovanovic (24, O LŚ, Chorwacja), którego błędy kosztowały nas przynajmniej 5 punktów.

Piotr Wiśniewski (26, OP LŚ, N, Polska), który niczym, absolutnie niczym mi nie zaimponował i nie wybijał się ponad przeciętność.

Jakub Zabłocki (24, N, Polska), który obraził się na mnie, że postawiłem z początku na innych i nie chciało mu się udowadniać, że powinien grać.

Marcin Szałęga (26, OPŚ, Polska), początkowo kontuzjowany, potem na treningach go nie widziałem - pewnie dlatego, że pół roku grał w rezerwach.

Marcin Kaczmarek (29, OP PL, Polska), zgubił go brak wszechstronności i fakt, że grał na pozycji, której w mojej taktyce nie przewidziałem.

Krzysztof Brede (28, O PŚ, Polska), gdyby nie to, że się w Gdańsku wychował, już dawno dostałby bana na grę w Ekstraklasie.

Maciej Rogalski (28, OP PL, N, Polska), grał dobrze tylko w Pucharze Ekstraklasy, w lidze gorzej nawet niż młodziutki Hirsz.

Arkadiusz Miklosik (33, DP PŚ, Polska), zgubiła go 5-miesięczna kontuzja, wiek i lepsi rywale do gry w środku pola.

Peter Cvirik (29, O LŚ, Słowacja), grał mało, a jak grał to gorzej niż Radovanovic...

 

Do grona niepewnych, którzy dostali jeszcze jedną rundę, aby udowodnić swoją przydatność zaliczyłem:

Milos Stojanovic (24, OP PŚ, N, Serbia) - gdyby nie fakt, że to ja go sprowadziłem, wiek i drzemiący w nim potencjał, to pewnie byłby w innej kategorii.

Frane Cacic (28, DP PŚ, Chorwacja) - na rundę wiosenną zgłosiłem go do rozgrywek, aby mógł pokazać czy jest coś wart.

Artur Andruszczak (31, OP P, Polska) - w zasadzie to nie wiem czemu skoro i tak w gronie 25 zgłoszonych go nie będzie.

Marin Miok (23, OP PLŚ, Serbia) - miał wejście smoka, myślałem, że będzie walczył z Rybskim o miejsce w składzie, a on tylko gasł w oczach...

 

 

Po dokonaniu tych drobnych korekt w składzie musiałem załatać dziury powstałe w kadrze. Potrzebowałem przynajmniej 2 obrońców, którzy mogliby z marszu wskoczyć do pierwszej jedenastki, jednego pomocnika (najlepiej na lewą stronę) oraz silnego i twardego napastnika, który przyjąłby na siebie zdobywanie bramek...

 

Musiałem tylko udać się do prezesa i błagać go o pieniądze...

Odnośnik do komentarza

Gdzie popełniłem błąd? Co zrobiłem źle? Czy mogłem inaczej przeprowadzić rozmowę z prezesem? Ale jak? Długo się zastanawiałem jakim tonem zacząć, dość długo odwlekałem sam moment rozmowy... W końcu któregoś popołudnia wszedłem do gabinetu i bez ogródek poinformowałem prezesa, że bez wzmocnień nie damy rady wiosną (Prezesie, tzn. Maciek, bardzo przepraszam, że przeszkadzam i że w ogóle czekałem tylko pół minuty po tym jak powiedziałeś, że mogę wejść, ale mam prośbę... nie musisz oczywiście się zgodzić, ba, nie musisz nawet słuchać)... Może źle zacząłem? Może zbyt ostro i dosadnie przedstawiłem swoje żądania? (Bo ja mam taką nadzieję, że może byś mógł mi chociaż w przybliżeniu odpowiedzieć czy dostanę choć trochę pieniędzy na nowych piłkarzy. Broń boże, nie jest tak, że sobie nie poradzimy z tymi, których mam, ale tak sobie myślałem, że...)... Hmm... a może byłem zbyt stanowczy i tym rozzłościłem prezesa? (Nie? Nie i koniec? Nie i mam sprzedać tych, których nie potrzebuję i może dostanę coś z tych pieniędzy? Oczywiście Maciek, ty to masz głowę, oczywiście... że też nie wpadłem wcześniej na to... ale ze mnie matoł... już zabieram się do pracy i jeszcze raz przepraszam, że przeszkodziłem...). Sam nie wiem...

 

Musiałem zacząć sprzedawać... sprzedawać, sprzedawać!

Odnośnik do komentarza

Vladimir Mudrinic do Polonii Bytom, Boris Radovanovic i Piotr Wiśniewski do Wisły Płock, Jakub Zabłocki do GKS Bełchatów...

 

 

Z listy "odrzutów" udało mi się sprzedać tylko tych 4 graczy, do tego doszedł transfer jednego 16-latka z zespołu rezerw i dzięki temu zarobiłem 230 tysięcy euro. Prezes miał gest i z otrzymanej kwoty dał mi całe 160 tysięcy. Przeglądałem raporty moich scautów, kasety z nagraniami i w całej kupie gówna musiałem znaleźć tanich i dobrych piłkarzy. Poszukiwania mogłem prowadzić na "całym kontynencie", więc nie omieszkałem z tego korzystać i przez całą rundę jesienną moi ludzie spenetrowali kawałek Europy Wschodniej, Południowej, a także mistrzostwa Azji U20 oraz wszystkie szczeble rodzimej ligi. Kilkaset nazwisk na liście robiło wrażenie i... straszny burdel, bo przynajmniej 99% z kandydatów mogłoby czyścić buty moim piłkarzom, pozostały 1% był zbyt drogi.

Cóż było robić? Chwyciłem za telefon, potem za fax, a na koniec za poręcz na schodach... wszystkie te przedmioty z jakichś względów wzbudzały we mnie emocje gdy ich dotykałem... eee... ale ja nie o tym...

 

Po dwóch miesiącach gorących negocjacji udało mi się zakontraktować 4 piłkarzy gotowych do gry od zaraz i jedną "melodię przyszłości".

 

Do klubu przyszło dwóch obrońców - Krzysztof Strugarek (22, O LŚ, WO L, Polska) przyszedł za 50 tysięcy euro z Warty Poznań, a Jean-Christophe Devaux (33, OŚ, Francja) Francuz, który szczycił się polskimi korzeniami i tym, że zna dwa słowa w naszym języku - tsześcz i k***a - przyszedł za 4 tysiące euro ze Stade de Reims. Do tej pary dołączyło dwóch bardziej ofensywnych graczy - Zoran Knezevic (22, WO L, PL, Serbia) dołączył do nas gdy jego były klub (Chimki) nie przedłużył z nim kontraktu. Natomiast gwiazdą ataku miał zostać Nenad Injac (23, NŚ, Serbia), który za 70 tysięcy przyszedł do nas z Wołgi Nizny Nowogród, a bój o niego stoczyliśmy m.in. z Zenitem Sankt-Petersburg. Takiego gracza potrzebowałem - prawie 190 wzrostu, 90 kg wagi, potężny, silny, skoczny, zabójczo grający głową, a przy tym obdarzony niezłą techniką i kreatywnością. Dodatkowo po pierwszych treningach zauważyłem, że bardzo chce się zgrać z zespołem, a po treningu zobaczyłem, że to prawdziwy tytan pracy - bo jak inaczej nazwać godzinę skakania do piłki i próby uderzeń na bramkę?

 

Melodią przyszłości był Oleg Shatov (18, OP LŚ, Rosja) reprezentant Rosji U-19, którego za bezcen ściągnęliśmy z Urala Jekatierinburg.

 

 

Sparingi zakontraktowałem 4 - z naszymi rezerwami, Dolcanem Ząbki, Śląskiem Wrocław i Arką Gdynia. Piłkarze biegali po śniegu z pomarańczowymi piłkami, wylewali siódme poty na sali gimnastycznej pobliskiej szkoły nr 75 im. Janusza Kusocińskiego i walczyli między sobą o miejsce w składzie. Po czystce jaką im zafundowałem w grudniu wszyscy zap...indalali aż miło...

 

Niestety kontuzji doznało kilku piłkarzy, a najbardziej bolesną stratą był 2-4 miesięczny rozbrat z futbolem Macieja Kowalczyka, który nabawił się urazu biodra i potrzebował operacji - gotowy do gry miał być na początek marca.

Odnośnik do komentarza

- Gramy słabo - stwierdzenie mojego asystenta było lakoniczne i niestety trafiało w samo sedno.

- Taaa.... - odpowiedziałem przyglądając się jednocześnie jak moja drużyna broniła się rozpaczliwie przed huraganowymi atakami Dolcanu Ząbki.

- I nowi są chyba najgorsi - kolejna celna uwaga, która przyprawiała mnie o siwe włosy.

- Aha... - jakby na potwierdzenie jego słów Knezevic potknął się na piłce nie atakowany przez nikogo.

- Mam nadzieję, że do pierwszego meczu w lidze się poprawimy - uwagi asystenta powoli zaczynały mnie drażnić... pewnie dlatego, że były takie prawdziwe.

- Też mam taką nadzieję - odburknąłem trochę za ostro.

- Zmienimy coś na dwa następne sparingi? Skład, taktykę?

- Mhm... - zmełłem przekleństwo w ustach - Zmienimy...

 

Niestety zmiany nic nie dały i wyniki, a przede wszystkim gra po ciężkim zgrupowaniu w Wiśle była daleka od optymalnej. Byliśmy wolniejsi, słabsi i mniej zwrotni, a założenia taktyczne, które dały nam choćby zwycięstwo nad Wisłą przestały się sprawdzać...

 

1:1 z Lechią U-21, która prowadziła grę, 1:0 z Dolcanem Ząbki po przypadkowo zdobytej bramce i dwie porażki - ze Śląskiem Wrocław 0:2 i z Arką 0:1, które miały być głównym sprawdzianem przed rozpoczęciem rundy utwierdziły mnie w przekonaniu, że źle przygotowałem zespół. Miałem strasznie czarne myśli, a wyobraźnia podpowiadała najdziwniejsze scenariusze mojego zwolnienia...

 

W tak zwanym międzyczasie (na osłodę) udało mi się namówić do przejścia do Lechii słowackiego lewoskrzydłowego, który w ostatnim czasie zbierał rewelacyjne noty w Ruchu Chorzów. Pavol Balaz (24, P L, Słowacja), bo o nim mowa, zasili nasz klub 01.07.2009 roku.

 

Ostatni dzień lutego nadszedł zbyt szybko... drużyna nie zdążyła wypocząć i do meczu ze Śląskiem miało przystąpić 11 piłkarzy o motoryce i szybkości Mariusza Jopa...

Odnośnik do komentarza

W składzie na mecz ze Śląskiem pojawiło się trzech nowych - Strugarek, Knezevic oraz Injac. Wyszliśmy w mocno defensywnym ustawieniu, bo wiedziałem, że gdybyśmy poszli na wymianę ciosów, to skończyłoby się to dla nas dramatyczną klęską. Gdy po rozgrzewce wszyscy dyszeli jak stare parowozy zrozumiałem, że cud się nie zdarzy.

 

Po 10 minutach i 5 doskonałych sytuacjach gospodarzy zastanawiałem się jakim cudem jeszcze nie przegrywamy. Absolutnie nie byliśmy w stanie podnieść rękawicy i Wrocławianie niemiłosiernie nas okładali. Bramkę zdobyli w 19 minucie, a strzelcem okazał się Jarosław Piątkowski, który biegł z piłką szybciej niż goniący go obrońcy... Do przerwy jakoś dotrwaliśmy...

 

Idźcie już... nie skompromitujcie klubu... proszę...

 

W drugiej połowie koncert gry gospodarzy trwał sobie w najlepsze. Słupek, Bąk, obok, poprzeczka, Bąk, gol, minimalny spalony, obok, obok, obok, słupek, Bąk, obok... tak wyglądała druga połowa. Byłem tak zdesperowany, że na boisko wpuściłem Kowalczyka, który dopiero na nowo uczył się chodzić po poważnej kontuzji... i to on (o zgrozo!!!) był naszym najlepszym zawodnikiem. Ba, strzelił nawet bramkę, ale widać było, że gra kosztowała go bardzo wiele i... to było wszystko co mogliśmy pokazać we Wrocławiu...

 

MoM - Jarosław Piątkowski (Śląsk) - 7,7

 

Lechia: Bąk - Strugarek, Wołąkiewicz, Midzierski, Knezevic, Trałka, Bajic, Pęczak - Rybski - Injac, Savic

 

 

 

Ekstraklasa (18/30)

28.02.2009 - ul. Oporowska, Wrocław - 6530 widzów

 

[14] Śląsk Wrocław - [9] Lechia Gdańsk 2:1 (1:0)

19. J. Piątkowski 1:0

60. R. Grzyb 2:0

83. M. Kowalczyk 2:1

 

 

Grupa kibiców śpiewała - Nic się nie stało... - czym mnie tylko drażnili, bo jak to, k***a, nic się nie stało, skoro się stało?!?

Odnośnik do komentarza

Oj tam, strzelić gola mógłby nam nawet Marek Koniarek teraz :)

 

 

Nasza gra wyglądała koszmarnie i podejmując dobrze grającą w rundzie jesiennej Jagiellonię oczekiwałem ciężkiego boju, zwłaszcza, że nasi najbliżsi przeciwnicy wygrali tydzień wcześniej z Arką u siebie. W składzie zrobiłem sporo roszad i wyszliśmy na murawę...

 

Znów graliśmy źle, piłka się nas nie słuchała, a padający deszcz przeszkadzał w konstruowaniu akcji. Byliśmy wolni, nieskuteczni, a brak pomysłu na grę był tak widoczny, że kibice zaczęli buczeć po każdym naszym błędzie, co jeszcze bardziej deprymowało naszych graczy. Nie wiem jaki idiota w telewizji publicznej zdecydował, że akurat ten mecz ma być jednym z dwóch, które miały być transmitowane w rundzie wiosennej, ale z pewnością siedział i srał ze strachu na samą myśl o czekającej go rozmowie z szefem... bo Jagiellonia grała gorzej od nas. Nam udało się 4 razy uderzać w światło bramki, a goście oddali tylko jeden taki strzał... i to z 30 metrów - a właściwie można było uznać to za trochę mocniejsze podanie do naszego bramkarza. Nuda zabiła kilku najodważniejszych kibiców, którzy nie wykazali tyle rozsądku, aby wyjść z meczu szybciej...

 

MoM - Paweł Pęczak (lLechia) - 7,3 - ocena mówi sama za siebie...

 

Lechia: Bąk - Strugarek, Wołąkiewicz, Midzierski - Piątek, Cacic, Kasperkiewicz, Pęczak - Miok - Hirsz, Injac

 

 

 

Ekstraklasa (19/30)

04.03.2009 - ul. Traugutta, Gdańsk - 8335 widzów

 

[10] Lechia Gdańsk - [6] Jagiellonia Białystok 0:0

 

 

:picard:

Odnośnik do komentarza

Ostatni w tabeli ŁKS Łódź był łakomym kąskiem i zarazem prostym celem. Pierwszy raz od kilku miesięcy byliśmy stawiani w roli faworytów. Moi zawodnicy z dnia na dzień odzyskiwali świeżość, szybkość i przyspieszenie, więc po cichu liczyłem na 3 punkty.

 

Łódź przywitała nas deszczem i chłodem. W dniu meczu boisko było grząskie, mokre, a w niektórych miejscach lejąca się z nieba od kilku dni woda, odsłoniła łyse placki ziemi, na których tylko z rzadka pojawiały się uschnięte kępki żółtej trawy. Pierwsze minuty spotkania zapowiadały kolejny nudny i bezbramkowy remis. Łodzianie nie byli w stanie nam zagrozić, a nam w rozgrywaniu piłki przeszkadzała... piłka. Gola zdobyliśmy po stałym fragmencie gry - Trałka wrzucił piłkę w pole bramkowe, wróciła do niego wybita przez obrońców, znów ją wstrzelił w to samo miejsce, ona znów wróciła i dopiero za 3 razem zagrał na dalszy słupek wprost pod nogi Knezevia, który tym samym zdobył pierwszą bramkę w barwach klubu. Do przerwy mieliśmy prowadzić - niestety w 42 minucie Edi Andradina uciekł pilnującemu go Midzierskiemu, zagrał na dobieg do Bartosiewicza i ten strzelił bramkę wyrównującą (zaraz po tym jak pilnujący go Wołąkiewicz kopnął się w kostkę próbując wybić piłkę).

 

Druga odsłona była nudniejsza niż pierwsza, obie drużyny walczyły o miano najgorszego zespołu 20 kolejki. Ciekawiej zaczęło się dziać w ostatnich 10 minutach, gdy gospodarze postanowili jednak zmusić siebie i nas do wysiłku. Wyszli do ataku większą liczbą zawodników i prawie natychmiast nadziali się na kontrę - Rybski zagrał prostopadłą piłkę do wprowadzonego wcześniej Buzały, ten przebiegł z piłką połowę boiska, ściągnął na siebie dwóch obrońców i bramkarza i pięknie podał do Injaca, który wyprowadził nas na prowadzenie zdobywając swoją pierwszą bramkę dla Lechii. Był to nasz 2 strzał w światło bramki. Prowadzeniem cieszyliśmy się 3 minuty... Kascelan wykorzystał niezdecydowanie naszych środkowych pomocników, zagrał na skrzydło do Vayera, a sam popędził przed pole karne. Węgier dobiegł do linii końcowej zagrał wprost na nogę Czarnogórca i było 2:2. Był to 3 celny strzał Łodzian...

 

MoM - Gabor Vayer (ŁKS) - 7,5 - kolejna "boska" ocena dla gracza meczu

 

Lechia: Bąk - Strugarek, Wołąkiewicz, Midzierski - Knezevic, Trałka Bajic, Pęczak - Rybski - Savic, Injac

 

 

 

Ekstraklasa (20/30)

07.03.2009 - Aleja Unii, Łódź - 4354 widzów

 

[16] ŁKS Łódź - [11] Lechia Gdańsk 2:2 (1:1)

16. Z. Knezevic 0:1

42. K. Bartosiewicz 1:1

82. N. Injac 1:2

85. M. Kascelan 2:2

 

 

Zmieniłem taktykę na ten mecz - wysuniętych bocznych obrońców przesunąłem do pomocy i zagraliśmy ustawieniem 3-4-1-2. Niestety nie przyniosło to pożądanych efektów i na mecz z Polonią Warszawa musiałem wymyślić coś innego.

Odnośnik do komentarza

Po trzech bezbarwnych meczach mieliśmy przyjąć na Traugutta rewelację rozgrywek, drugą aktualnie w tabeli Odrę Wodzisław, która jako jedyna próbowała gonić niezniszczalną Legię. Czegóż można było się spodziewać?

 

Brud, smród i ubóstwo, a piłkarze grają jak cipy... - pomyślałem

Powinniśmy być groźni i tanio skóry nie sprzedamy - powiedziałem dziennikarzom zgromadzonym na konferencji prasowej

 

Szkoda, że zespół grał zgodnie z tym co myślałem, a nie z tym co powiedziałem na konferencji prasowej. Co prawda do przerwy dzielnie odpieraliśmy ataki Odry, ale tylko dzięki łaskawości arbitra graliśmy w jedenastu, a nie przegrywaliśmy dzięki pudłom roku Korzyma. Wszystko poszło się kochać zaraz po przerwie. Cały misterny plan, skomplikowane założenia taktyczne i moje marzenia legły w gruzach gdy w 46 Korzym, a w 49 Kwiek znaleźli drogę do naszej bramki.

 

I ch**... - pomyślałem.

Piotrek grzej się, zaraz im pokażemy - powiedziałem do Kasperkiewicza.

 

I... tym razem zagraliśmy tak, jak powiedziałem. W 54 minucie Miok dostał piękne podanie od Rybskiego i płaskim strzałem w długi róg pokonał bramkarza gości, a w 78 minucie sam Rybski wymanewrował 3 obrońców i mocnym strzałem doprowadził do remisu.

 

Fajnie, fajnie, ale i tak zaraz nam wjebią na 2:3 - pomyślałem.

Cofamy, bronimy, walczymy o 3 bramkę - krzyczałem ile sił w płucach.

 

Bramkę na 2:3 straciliśmy w 81 minucie gdy konstruowaliśmy długi i niesamowicie wyrafinowany taktycznie atak pozycyjny. We wszystko wmieszał nam się Malinowski, który nieświadom naszego planu wykopał piłkę na oślep, byle dalej... Futbolówka leciała długo, aż spadła pod nogi naszego bramkarza... ten, przyjął...by ją, gdyby nie to, że wyrósł przed nim jak z pod ziemi Arkadiusz Aleksander... chwilę później było 2:3...

 

MoM - Andrzej Rybski (Lechia) - 7,9

 

Lechia: Bąk - Strugarek, Wołąkiewicz, Midzierski - Knezevic, Trałka, Surma, Pęczak - Miok, Rybski - Injac

 

 

 

Ekstraklasa (21/30)

14.03.2009 - ul. Traugutta, Gdańsk - 7877 widzów

 

[11] Lechia Gdańsk - [2] Odra Wodzisław 2:3 (0:0)

46. M. Korzym 0:1

49. A. Kwiek 0:2

54. M. Miok 1:2

78. A. Rybski 2:2

81. A. Aleksander 2:3

 

 

 

Tym razem wyszliśmy z dwoma ofensywnymi pomocnikami i jednym napastnikiem. Niestety po raz kolejny zaczęliśmy grać dopiero gdy sytuacja graniczyła z beznadziejnością... Na osobne zdanie zasługuje Bąk, który pozbawił nas swoim błędem cennego punktu i gdyby nie kontuzja Kapsy, to już od kilku spotkań siedziałby na ławce...

Odnośnik do komentarza

Tydzień po porażce z Odrą gościliśmy w Warszawie, a naszym przeciwnikiem była Polonia, z którą w rundzie jesiennej przegraliśmy 2:3. Teraz nie spodziewałem się, abyśmy choć zbliżyli się do tego wyniku. Postanowiłem, że jeszcze cierpliwie poczekam 4 mecze - ten, oraz swoisty trójmecz z GKSem Bełchatów, z którym graliśmy najpierw w PE, a potem w lidze. Jeżeli w tych meczach nie będzie poprawy, to nastąpi rewolucja w składzie.

 

Polonia od pierwszych minut miała przewagę, prowadziła grę i miażdżyła nas w pomocy. Wiedziałem, że będą grali pięcioma pomocnikami i wystawiłem przeciwko nim czterech, z czego dwóch miało za zadanie przeszkadzać przeciwnikom we wszystkim. Niestety stojący w bramce zamiast Bąka (do którego straciłem cierpliwość) Łukasz Kubiński źle wyliczył tor lotu piłki, minął się z nią, a z prezentu skorzystał Łukasz Piątek. Modliłem się o to, aby nie stracić drugiej bramki jeszcze przed przerwą, bo to pewnie by nas dobiło. Z upływem minut uporządkowaliśmy jednak swoją grę, zaczęliśmy przejmować inicjatywę i tworzyć groźne sytuacje, a w ostatniej minucie pierwszej połowy doprowadziliśmy do wyrównania - Piątek zagrał do stojącego w linii z obrońcami Injaca, który przejął piłkę i praktycznie z miejsca huknął, aż miło...

 

Gdy zaraz po rozpoczęciu drugiej połowy zastanawiałem się jak długo moi piłkarze będą pamiętali co mają grać i kiedy stracimy bramkę, Marin Miok przejął bezpańską piłkę w środku pola, wypuścił w uliczkę Rybskiego, a ten strzelił swoją 10 bramkę w sezonie wyprowadzając nas na sensacyjne prowadzenie. Gospodarze byli w takim szoku, że pozwolili nam na strzelenie trzeciej bramki - piękną akcję Rybski, Knezevic, Miok wykończył ten ostatni (precyzyjnym strzałem w okienko bramki). Od tego momentu graliśmy już rozważnie, bez szaleństw i gospodarzy było stać tylko na strzelenie bramki w ostatnich minutach gdy ładnym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Lato. Wreszcie wygraliśmy.

 

MoM - Marin Miok (Lechia) - 7,9

 

Lechia: Kubiński - Strugarek, Wołąkiewicz, Midzierski - Knezevic, Kasperkiewicz, Cacic, Pęczak - Miok - Injac, Rybski

 

 

 

Ekstraklasa (22/30)

21.03.2009 - ul. Konwiktorska, Warszawa - 2814 widzów

 

[7] Polonia Warszawa - [12] Lechia Gdańsk 2:3 (1:1)

22. Ł. Piątek 1:0

45. N. Injac 1:1

53. A. Rybski 1:2

64. M. Miok 1:3

89. J. Lato 2:3

Odnośnik do komentarza

Nadal jest kiepsko niestety...

 

 

Dwumecz z Bełchatowem w Pucharze Ekstraklasy był mi tak potrzebny, jak śnieg w czerwcu. Nie potrzebowałem dodatkowych spotkań w celu testowania różnych ustawień, to czego nam brakowało, to kilka dni odpoczynku i spokojnego treningu.

 

Tymczasem gospodarze z Bełchatowa dość poważnie potraktowali tę rywalizację i przeciwko nam wytoczyli najcięższe działa. Bombardowali nas z regularnością szwajcarskiego zegarka, a nasza eksperymentalna jedenastka dość długo im się opierała. Niestety byliśmy bezradni w 17 minucie, gdy po szybkiej kontrze przepięknym lobem popisał się Ujek. To nas trochę ożywiło, ale gdy wydawało się, że wyrównamy, straciliśmy drugą bramkę... jakie to dla nas typowe. Tym razem moi zawodnicy nie upilnowali Garguły, który miał tak dużo miejsca na oddanie strzału, że aż się zdziwił...

 

Po przerwie rzuciliśmy się do ataku, zagraliśmy naprawdę bardzo dobre 45 minut. Strzelaliśmy 7-krotnie na bramkę Krzysztofa Kozika, który jednak zachował czyste konto. Nasze i tak już małe szanse na zdziałanie czegoś w rewanżu pogrzebał Paweł Adamiec, który wykorzystał jedną, jedyną akcję gospodarzy w tej części spotkania. Futbol jest okrutny. Na szczęście, na wyniku mi nie zależało, a widać było, że drużyna gra coraz lepiej i śmielej.

 

MoM - Mariusz Ujek (GKS Bełchatów) - 8,0

 

Lechia: Kapsa - Djokovic, Devaux, Pęczak - Knezevic, Bajic, Trałka, Kawa - Stojanovic - Injac, Rybski

 

 

 

Puchar Ekstraklasy (ćwierćfinał 1/2)

24.03.2009 - ul. Sportowa, Bełchatów - 3478 widzów

 

GKS Bełchatów - Lechia Gdańsk 3:0 (2:0)

17. M. Ujek 1:0

36. Ł. Garguła 2:0

59. P. Adamiec 3:0

 

 

 

 

Rewanż przy Traugutta był dość istotny ponieważ 5 dni później mieliśmy z Bełchatowianami stoczyć bój o punkty w lidze. W składzie pojawiło się już więcej znajomych twarzy i starałem się wyciągnąć jak najwięcej z analizy gry naszych rywali. Mecz przebiegał według scenariusza - my atakowaliśy, Bełchatów się bronił. My marnowaliśmy akcję za akcją, Bełchatów wyprowadzał groźne kontry. My prowadziliśmy grę, Bełchatów za podwójną gardą się takimi pierdołami nie zajmował. Oddaliśmy 18 strzałów, goście połowę tej liczby, a mimo to wynik brzmiał 1:1. Bo gdy wreszcie udało nam się zdobyć bramkę w 65 min., po uderzeniu głową Injaca, natychmiast straciliśmy koncentrację i 5 minut później wyrównał Marcin Drzymont, który wykorzystał fakt, że cała linia obrony zaspała, a próbę złapania strzelca bramki na spalonym należałoby nagrać i puszczać na Youtube jako "Piłkarskie Jaja". Po mecz miałem spory ból głowy, bo niby było dobrze, ale nasza nieskuteczność była dramatyczna. Z tych 18 strzałów, którymi się pochwaliłem, tylko 3 były w światło bramki (a 2 razy był słupek).

 

MoM - Marcin Drzymont (GKS Bełchatów) - 7,6

 

Lechia: Bąk - Djokovic, Devaux, Strugarek - Mysona, Trałka, Bajic, Pęczak - Miok - Injac, Buzała

 

 

 

Puchar Ekstraklasy (ćwierćfinał 2/2)

31.03.2009 - ul. Traugutta, Gdańsk - 9494 widzów

 

Lechia Gdańsk - GKS Bełchatów 1:1 (0:0) [1:4 w dwumeczu]

65. N. Injac 1:0

70. M. Drzymont 1:1

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...