Skocz do zawartości

Choking hazard


Willow

Rekomendowane odpowiedzi

Po ciężkich sprawdzianach z rywalami z najwyższej półki, przyszedł czas na lekkie rozluźnienie. Ostatni mecz w marcu graliśmy przed własną publicznością z outsiderami z Białegostoku, a kilka dni później naszym rywalem miał być przedostatni GKS Bełachtów.

 

Mecz z Jagiellonią ułożył się dla nas bardzo dobrze, bo już w pierwszych sekundach meczu Niewulis sfaulował w polu karnym Andrzeja Rybskiego i sędzia podyktował jedenastkę, którą bez problemu na bramkę zamienił sam poszkodowany. W następnych dwóch kwadransach oddaliśmy trochę pola gościom, dzięki czemu stworzyli sobie dwie dogodne sytuacje po stałych fragmentach, ale w obu przypadkach Bajković nie dał się pokonać. W ostatnich minutach pierwszej połowy podkręciliśmy tempo i tuż przed gwizdkiem na przerwę Balaz zagrał w uliczkę do Galesića, a ten bez trudu pokonał bramkarza gości.

 

W drugiej połowie goście mieli ochotę powalczyć, ale dość szybko sprowadziliśmy ich na ziemię stwarzając sobie 2 doskonałe sytuacje i wybiliśmy im z głowy grę na naszej połowie. Co prawda jeszcze w ostatnich minutach podjęli ostatnią próbę zmiany wyniku, ale Boban Bajković wykazał się kocim refleksem i dwukrotnie wybijał piłki, których nie miał prawa sięgnąć.

 

MoM - Boban Bajković (Lechia) - 8,3 - pięć kluczowych interwencji

 

Lechia: Bajković - Wołąkiewicz, Bąk, Magdoń - Balaz, Bajić (63' Kasperkiewicz), Rybski, Nikolić - Galesić, Djukanović (76' Savić), Kowalczyk

 

 

 

Ekstraklasa (22/30)

27.03.2010 - ul. Traugutta, Gdańsk - 10511 widzów

 

[2] Lechia Gdańsk - [16] Jagiellonia Białystok 2:0 (2:0)

2. A. Rybski 1:0

45. M. Galesić 2:0

Odnośnik do komentarza

Peedro - moi skauci mogą penetrować całą Europę oraz różnego rodzaju turnieje międzynarodowe - no to pojawili się u nas dużo tańsi od Polaków Bośniacy, Czarnogórcy i Serbowie. Dodatkowo w Lechii już było kilku (np. Bajić). Jednak sytuacja się zmieni po sezonie, bo większość okazała się niewdzięcznikami i pójdą w cholerę :/

 

 

No i a'propos obcokrajowców... :)

 

 

Wyjazd do Bełchatowa będziemy z pewnością wspominać bardzo miło - no może poza krótkim incydentem, który miał miejsce w Łodzi, gdy nasz kierowca zamiast zjechać na Bełchatów zahaczył o dzielnicę ŁKSu... W sumie, to i tak mieliśmy wymienić szyby w autokarze, a piłkarze wcześniej narzekali na brak klimatyzacji i panującą wewnątrz pojazdu duchotę.

 

Mieliśmy zdominować Bełchatowian i... znów nam się udało. Tak, jak w zeszłym sezonie byliśmy znani z tego, że traciliśmy bramki w pierwszych sekundach, minutach po gwizdku sędziego, tak teraz z szybko strzelonych bramek zrobiliśmy swoją wizytówkę. Zaczęliśmy od środka, cztery podania, Djukanović zagrał prostopadłą piłkę do wchodzącego ze skrzydła Nikolića i ten zdobył pierwszą bramkę w barwach Lechii. Dzięki temu mogliśmy kontrolować spotkanie i faktycznie to robiliśmy. Jednak jedna akcja pod koniec pierwszej połowy, po której tylko szczęściu i brakowi umiejętności Dawida Nowaka zawdzięczaliśmy, że gospodarze nie wyrównali, była dla nas sygnałem, że mecz sam się nie wygra.

 

Nakazałem piłkarzom szybkie rozprawienie się z przeciwnikami i zdobycie jeszcze jednej bramki... i o mało co, nie skończyło się to tragicznie, gdy Marciniak znalazł się sam na sam z naszym bramkarzem. Na szczęście Bajković wyszedł z tego pojedynku zwycięsko, a my chwilę później strzeliliśmy bramkę na 2:0 - szczęśliwym strzelcem okazał się nasz super-snajper Milos Djukanović, który wykorzystał gapiostwo obrońców. Gospodarze odpowiedzieli strzałem Jaramillo w poprzeczkę, ale ten dzień należał do nas. W ciągu następnych kilku minut zamknęliśmy GKS w ich polu karnym i rozpoczęliśmy bombardowanie. Aż 6 strzałów obronił Kozik bądź zablokowali obrońcy, dopiero na uderzenie głową Djukanovića nie znaleźli recepty. I było po meczu...

 

MoM - Milos Djukanović (Lechia) - 8,6

 

Lechia: Bajković - Wołąkiewicz, Bąk, Midzierski - Balaz (73' Knezević), Kasperkiewicz (73' Bajić), Rybski, Nikolić - Galesić, Djukanović, Kowalczyk

 

 

 

Ekstraklasa (23/30)

03.04.2010 - ul. Sportowa, Bełchatów - 2267 widzów

 

[15] GKS Bełchatów - [2] Lechia Gdańsk 0:3 (0:1)

1. N. Nikolić 0:1

55. M. Djukanović 0:2

59. M. Djukanović 0:3

Odnośnik do komentarza

Mimo mocnego postanowienia, że Puchar Polski już nie jest dla nas imprezą priorytetową, strasznie chciałem wykorzystać szansę jaka się przed nami pojawiła, przejść Polonię i awansować do półfinału. Dlatego też w składzie pojawiło się więcej znajomych twarzy. Miałem tylko nadzieję, że spiszemy się lepiej niż w ostatnim meczu grupowym Pucharu Ekstraklasy, w którym graliśmy właśnie z Polonią i również na boisku pojawili się gracze pierwszego składu... Wtedy przegraliśmy 2:3...

 

 

O pierwszej połowie nie ma co mówić, bo chcielibyśmy jak najszybciej o niej zapomnieć. Mieliśmy przewagę, siedmiokrotnie strzelaliśmy w stronę bramki Przyrowskiego, każda nasza akcja ofensywna pachniała golem i sprawiała nie lada kłopoty obronie gości, a do szatni schodziliśmy przegrywając 0:1. Polonia wyszła z jedną (słownie: j-e-d-n-ą) kontrą i Łukasz Piątek uderzył nie do obrony, pod poprzeczkę przy bliższym słupku bramki Bajkovića.

 

W przerwie powiedziałem chłopakom, że jeszcze wszystko się może zdarzyć, że dadzą radę... choć gotowało się we mnie i jedyne co chciałem im powiedzieć, że są frajerami, którzy chyba jako jedyni w Polsce potrafią przegrywać 0:1 mimo miażdżącej przewagi...

 

Druga połowa zaczęła się od naszych huraganowych ataków. Djukanović strzelił w słupek, uderzenie Savića z najwyższym trudem wybił bramkarz, a strzał głową Galesića z linii bramkowej wybili obrońcy. Bramka wyrównująca wisiała w powietrzu, wszyscy wiedzieli, że to tylko kwestia czasu... i wtedy Brede zbyt krótko wybił piłkę, ta trafiła do Majewskiego, który idealnie obsłużył Mohę i zrobiło się 0:2.

 

Jak nie strzelimy szybko bramki kontaktowej to będzie po nas... - tylko tyle zdążyłem pomyśleć, bo właśnie wtedy Savić wypuścił w uliczkę Djukanovića, a ten położył bramkarza i umieścił piłkę w siatce. I od tego momentu się zaczęło... Cortez strzelił bramkę na 3:1, ale był na minimalnym spalonym i sędzia nie uznał gola, który prawdopodobnie by nas pogrzebał. Chwilę później Balaz uderzył mocno (prawą nogą!!!), ale chybił o centymetry... Mieliśmy coraz mniej czasu...

 

Zostało trochę ponad 20 minut, jeśli teraz nie wyrównamy, to zabraknie nam czasu na trzecią bramkę... - znów moje myśli okazały się prorocze, a do wyrównania doprowadził niezawodny Djukanović, który zachował najwięcej zimnej krwi w zamieszaniu podbramkowym i skierował piłkę do bramki ponad interweniującym niepewnie Przyrowskim.

 

Minuty upływały nieubłaganie, goście bronili się zaciekle, a my mieliśmy coraz mniej sił. Zegar wskazywał 82 minutę... Balaz przedarł się przypadkiem lewą stroną, przebiegł połowę boiska i niestety zabrakło mu sił na celne dośrodkowanie. Piłka padła łupem Przyrowskiego... który popełnił kluczowy błąd i wypuścił ją z rąk - na taki prezent czekał już Kowalczyk i na 8 minut przed końcem meczu wyszliśmy na prowadzenie!

 

Poszliśmy za ciosem... Kowalczyk dostał idealne podanie w tempo, wszedł w pole karne i pokonał bramkarza. Jednak jego radość brutalnie stłamsił sędzia boczny podnosząc (według niektórych) niesłusznie chorągiewkę. Jednak to nas nie zdeprymowało... byliśmy na fali i w 88 min. Bajić podał piłkę wzdłuż linii pola karnego, a bombę z 20 metrów posłał Krzysztof Bąk... były gracz Polonii!!! Prowadziliśmy 4:2!

 

Cofamy, cofamy! Bronimy za wszelką cenę

 

Niestety w 90 minucie Chus Herrero znalazł lukę w naszej obronie, zagrał w pole karne do niepilnowanego Biernackiego (to Midzierski zjebał), a ten strzelił nam bramkę. W ciągu następnych 30 sekund przeżyłem istną sinusoidę emocji - z nieba trafiłem do piekła, by potem dowiedzieć się, że w PP nie ma zasady bramek na wyjeździe i czeka nas... dogrywka.

 

A w niej emocje się skończyły za sprawą Milosa Djukanovića, który w pojedynkę rozmontował obronę rywali, minął w pełnym biegu trzech obrońców i uderzył między nogami wychodzącego bramkarza... stadiony świata! Goście, mimo iż do doprowadzenia do rzutów karnych potrzebowali tylko jednej bramki, nie rzucili się do ataku... a my postawiliśmy kropkę nad "i" w 115 min. gdy Galesić wykorzystał złe ustawienie Przyrowskiego i zmieścił piłkę między jego nogą, a krótszym słupkiem.

 

MoM - Milos Djukanović (Lechia) - 9,5 - hattrick + asysta. już się pogodziłem z jego odejściem, więc cieszy wzrost ceny :)

 

Lechia: Bajković - Brede, Bąk, Midzierski - Knezević (58' Balaz), Bajić, Kasperkiewicz (90' Rybski), Nikolić - Galesić, Djukanović, Savić (58' Kowalczyk)

 

 

 

Puchar Polski (1/4 finału, 2 mecz)

07.04.2010 - ul. Traugutta, Gdańsk - 7236 widzów

 

[EKS] Lechia Gdańsk - [EKS] Polonia Warszawa 6:3 (4:3, 0:1) [2:3]

38. Ł. Piątek 0:1

56. Moha 0:2

58. M. Djukanović 1:2

69. M. Djukanović 2:2

84. M. Kowalczyk 3:2

88. K. Bąk 4:2

90+1. M. Biernacki 4:3

110. M. Djukanović 5:3

115. M. Galesić 6:3

 

 

W półfinale trafiliśmy na Wisłę Kraków - Krakowianie dostali jeszcze jedną szansę od losu, aby pokazać, że są od nas lepsi.

Odnośnik do komentarza

wenger - gdy mi strzelili na 4:3 już myślałem, że jestem w czarnej dupie... a zostałem miło zaskoczony przez dogrywkę :] Ale emocje były kolosalne! :)

 

 

Rewelacyjna w poprzednich rozgrywkach Odra Wodzisław w tym sezonie zawodziła od samego początku. Zaczęło się od kompromitującej porażki w pierwszej rundzie eliminacyjnej do pucharu UEFA (z Czarnogórskim FK Budućnost Podgorica). Potem zdarzały się wpadki 1:4 z nami, 0:5 z Polonią, czy 2:6 z Arką. Nasi rywale wiosnę zaczęli od mocnego uderzenia wygrywając z Legią, by potem zanotować serię 7 spotkań bez zwycięstwa, zdobywając w tym czasie 1 punkt.

 

Byliśmy w gazie, ale liczyłem na ciężką przeprawę, bo na odpoczynek mieliśmy raptem 3 dni. I pewnie bylibyśmy przegrali gdyby napastnicy Odry byli bardziej skuteczni (zwłaszcza Kwiek), a nam nie wchodziło wszystko, co leciało w światło bramki. Worek z bramkami otworzył Milos Djukanović, który w niemożliwy wręcz sposób, uderzył "szupakiem" z linii pola karnego! Piłka odbiła się jeszcze od słupka... Kolejny cudowny gol Czarnogórca! Gospodarze próbowali odrobić straty, atakowali, grali pressingiem, a my po swojej drugiej akcji ofensywnej w tym spotkaniu podwyższyliśmy wynik na 2:0 po tym, jak Rybski wykorzystał jedenastkę podyktowaną za "faul" Szymiczka na Galesiću.

 

Początek drugiej połowy musiał zdołować nawet największego z optymistów wśród kibiców gospodarzy, bo już w 48 min. Djukanović uciekł prawą stroną, dograł wzdłuż 16-stki do Kowalczyka, a ten płaskim strzałem nie dał szans Stachowiakowi na skuteczną obronę. Był to nasz trzeci celny strzał w tym spotkaniu Dalszą część spotkania kontrolowaliśmy, ale też nie ustrzegliśmy się błędu, gdy Szymiczek w 78 min. zdobył honorowego gola dla gospodarzy. Jednak na więcej Odrze nie pozwoliliśmy i na 6 kolejek przed końcem sezonu umocniliśmy się na 2 miejscu w tabeli.

 

MoM - Milos Djukanović (Lechia) - 7,7

 

Lechia: Bajković - Magdoń, Bąk, Wołąkiewicz - Balaz (64' Piątek), Rybski, Kasperkiewicz, Nikolić - Galesić (64' Dawidowski), Djukanović, Kowalczyk

 

 

 

Ekstraklasa (24/30)

10.04.2010 - ul. Bogumiłska, Wodzisław Śl. - 3464 widzów

 

[8] Odra Wodzisław - [2] Lechia Gdańsk 1:3 (0:2)

23. M. Djukanović 0:1

38. A. Rybski 0:2 (kar)

48. M. Kowalczyk 0:3

78. P. Szymiczek 1:3

Odnośnik do komentarza

europejskie puchary coraz bliżej ;) a co do zagranicznych piłkarzy to chodzi mi o inne zespoły ekstraklasy, np. Polonia bo z tego co wyczytałem to przynajmniej dwóch graczy z Ameryki Południowej mają. Ciekawi mnie to, bo w FM 08 rzadko zdarza się że piłkarze z takich krajów trafiają do PL ligi, z reguły jakieś ochłapy z bałkanów... Bo to że ty ściągasz tanich i dobrych piłkarzy z bałkanów to normalne, sam tak zawsze robię, bo jest tanio i dobrze ;)

Odnośnik do komentarza

Peedro - nie wiem, może tak w 09 jest ustalona reputacja Ekstraklasy, że pojawiają się Latynosi i starsi Francuzi, Hiszpanie i inni "zachodni Europejczycy? W Wiśle jest jeden Hiszpan, w Legii chyba też, a do mnie chciał przejść tylko Francuz z polskimi korzeniami :).

 

 

- Jak nastroje przed derbami? - pytanie dziennikarza było konkretne.

- Jesteśmy bojowo nastawieni, choć nie odczuwam, aby był to inny mecz niż zwykle.

- Jak to? Przecież pochodzi Pan z Gdańska, świętą wojnę z Arką wypił Pan razem z mlekiem matki!!!

- Skoro tak... A dla kogo ten wywiad?

- Dla Przeglądu Sportowego.

- Ach... i tak nikt nie uwierzy, więc dobrze... Ma być pompatycznie i z patosem... Hm... niech pomyślę... Derby Północy nie są dla nas kwestią życia i śmierci. To coś o wiele ważniejszego. Może być?

- Super, tak, tak, tak. To czytelnicy lubią. Dzięki, powodzenia...

 

Następnego dnia moja gęba uśmiechała się przyjaźnie z okładki Przeglądu Sportowego. Niestety tytuł artykułu podobał mi się już mniej: "Trener Lechii nawołuje do wojen klubowych nazywając swoich rywali śmierdzącymi śledziami" - w tym roku rodzinę z Gdyni zaproszę do siebie - pomyślałem.

 

 

Moi piłkarze okrutnie się ze mnie naśmiewali, że dałem się złapać na stary chwyt dziennikarzy PS i współczuli, że dość mocno ograniczyłem sobie regiony, w których mogłem czuć się bezpiecznie. Jednak obiecali mi, że zrobią wszystko, aby artykuł i mój swoisty areszt domowy nie poszły na marne.

 

Pierwsza połowa była nudna. Chciałoby się nawet rzec, że lepiej zagraliby piłkarze z Gdyni ze swoimi rezerwami, gdyby nie to, że byłem pewien, że oświadczyłbym wtedy nieprawdę. Emocje na trybunach w ciągu pierwszych 45 minut wywołały tylko dwie akcje - potężny, ale niecelny strzał głową Ławy, oraz bramka Djukanovića, której niesłusznie nie uznał sędzia dopatrując się spalonego.

 

W przerwie lekko wstrząsnąłem drużyną, aby uniknąć jakiejś głupiej porażki wynikającej z naszej ospałości czy marazmu. I poskutkowało - już w 49 min. Djukanović ładnie obrócił się z piłką i zagrał do wchodzącego na czystą pozycję Kowalczyka, a ten uderzył przy krótszym słupku i zdobył swoją bramkę nr 15 w tym sezonie. Gospodarze odpowiedzieli w mgnieniu oka, Trałka zagrał w uliczkę do Gruszczynskiego i Francuz polskiego pochodzenia, którego Arka wyczarowała z Luksemburskiego F91 Dudelange, strzelił wyrównującą bramkę... jednak nie mógł cieszyć się ze swojego piątego gola w sezonie, bo sędzia boczny zauważył pozycję spaloną...

 

Gospodarze po tym zdarzeniu stanęli, a my znów złapaliśmy wiatr w żagle. Naszą przewagę z tego okresu udokumentował Savić, który dobił do pustej bramki piękne uderzenie zewnętrzną częścią stopy Nikolicia. Nokautujące uderzenie zadaliśmy już w końcowych minutach meczu, gdy Rybski pewnie wykorzystał rzut karny podyktowany za faul Łukasza Kowalskiego na Piątku.

 

MoM - Vladimir Savić (Lechia) - 7,7

 

Lechia: Bajković - Midzierski, Bąk, Wołąkiewicz - Balaz (62' Piątek), Rybski, Kasperkiewicz, Nikolić (83' Kawa) - Galesić (68' Savić), Djukanović, Kowalczyk

 

 

 

Ekstraklasa (25/30)

18.04.2010 - stadion GOSiR, Gdynia - 11983 widzów

 

[7] Arka Gdynia - [2] Lechia Gdańsk 0:3 (0:0)

49. M. Kowalczyk 0:1

70. V. Savić 0:2

87. A. Rybski 0:3 (kar)

 

 

Wisła w tej samej kolejce tylko zremisowała z Piastem i dzięki temu nasza strata do Krakowian wynosiła już tylko 1 punkt. Tymczasem za nami z 7 punktową stratą czaił się Lech, który miał jedno zaległe spotkanie do rozegrania.

Odnośnik do komentarza

Kolejny mecz graliśmy u siebie z nijaką w tym sezonie Polonią Bytom. Interesowały nas tylko 3 punkty zdobyte jak najmniejszym kosztem, bo kilka dni później mieliśmy zaplanowany mecz w półfinale Pucharu Polski z Wisłą. Co prawda nie liczyłem na przejście Krakowian, ale uniknięcie pogromu pozwoliłoby utrzymać wysokie morale... tak potrzebne w końcowej fazie sezonu.

 

Mecz nie był ani porywający, ani nerwowy, ani tym bardziej nie musieliśmy drżeć w nim o wynik. Zwłaszcza, że już w 10 minucie za bezmyślny faul w środku pola czerwoną kartkę zobaczył Tomasz Owczarek i mieliśmy 80 minut, aby wykazać swoją wyższość nad Bytomianami. Nie było szaleńczych ataków, kilkudziesięciu strzałów i cudownych akcji. Była zimna i wyrachowana gra, która miała na celu zmęczenie rywala i zadanie jednego, dwóch precyzyjnych ciosów. Pierwszą bramkę zdobyliśmy tuż przed przerwą gdy Djukanović popisał się swoim firmowym zagraniem - przejął piłkę tyłem do bramki, obrócił się i wypuścił w bój wchodzącego w pole karne Nikolicia, a ten nie miał kłopotów z pokonaniem Peskovica.

 

W przerwie wyraziłem swoje niezadowolenie z gry moich podopiecznych, ot, tak z przekory, a oni po przerwie szybko podwyższyli prowadzenie i nie oddali go już do końca. Goście nie byli w stanie zrobić nam krzywdy, a my nie wysilaliśmy się przy konstruowaniu akcji i mecz był nudny jak flaki z olejem. Niestety kontuzji, która wykluczyła go do końca sezonu, doznał Savić.

 

MoM - Nemanja Nikolić (Lechia) - 7,8

 

Lechia: Bajković - Midzierski, Bąk, Wołąkiewicz - Balaz, Rybski, Kasperkiewicz (80' Bajić), Nikolić - Savić (80' Duda), Djukanović, Kowalczyk (68' Dawidowski)

 

 

 

Ekstraklasa (26/30)

24.04.2010 - ul. Traugutta, Gdańsk - 10850 widzów

 

[2] Lechia Gdańsk - [8] Polonia Bytom 2:0 (1:0)

10. T. Owczarek (czerw/k)

45. N. Nikolić 1:0

51. V. Savić 2:0

 

 

 

Wisła ograła Piasta 1:0 i na górze pozostał status quo. Natomiast Lech sensacyjnie uległ Śląskowi 0:1 i odpadł już prawie definitywnie z rywalizacji o MP.

 

Mnie natomiast martwiła coraz gorsza forma mojego zespołu. Od meczu z Odrą, który wygraliśmy tylko dzięki 100% skuteczności nasza gra wyglądała coraz gorzej i mogłem sobie pisać o wyrafinowanej i wyrachowanej grze z osłabioną Polonią Bytom, ale prawda była inna - graliśmy słabo...

Odnośnik do komentarza

Ej, nie zapeszać! :)

 

 

Półfinał Pucharu Polski. Czegóż się spodziewać, jeśli nie pięknych akcji, dramaturgii i walki o każdą piłkę, ale z zachowaniem zasad fair play? Wisła była w gazie, Wisła w tej rundzie grała cudownie, Wisła przegrała tylko raz... z Lechią.

 

Widać było, że obie drużyny skupiały się jednak na czekających je meczach w Ekstraklasie, bo na boisku pojawiło się kilka twarzy widzianych tylko wtedy, gdy wyłapywali je na trybunach realizatorzy z C+. Obie ekipy zaczęły zachowawczo, głęboko cofnięte i badały siebie nawzajem. Dopiero po 20 minutach do śmielszych ataków ruszyli gospodarze i natychmiast zdobyli bramkę. Niestety zrobili to w sposób wołający o pomstę do nieba - Paweł Brożek zderzył się w powietrzu z Hubertem Wołąkiewiczem, ten padł na ziemie i się nie podnosił. Piłka spadła pod nogi Magdońa, który widząc co się dzieje wycofał ją do naszego bramkarza, aby nie przerywać jeszcze gry i sprawdzić co też zrobi leżący na murawie Hubert. Jakież zdziwienie musiało ogarnąć Bajkovicia, gdy piłkę spod nóg wygarnął mu sprawca całej sytuacji Brożek i umieścił ją w siatce... Mimo, że pałaliśmy rządzą zemsty to do przerwy nic już się nie wydarzyło.

 

Drugą połowę zaczęliśmy od dwóch szybkich kontr i jednego, dość długiego, a co najważniejsze, skutecznego ataku pozycyjnego, którego zakończeniem zajął się Galesić umieszczając piłkę przy dłuższym słupku bramki bronionej przez Malarza. Bardzo przytomnym zagraniem w tej akcji popisał się trochę zapomniany, ale odkurzony na potrzeby tego meczu Jakub Kawa. Przez kolejne 20 minut z boiska wiało nudą i powoli zaczynałem wierzyć w korzystny rezultat, ale moje nadzieje rozwiał Jirsak, który dopadł do piłki wybitej spod nóg rozpędzonego Brożka i wpakował ją do bramki obok leżącego już Bajkovicia. Do odrabiania strat zerwaliśmy się niemal natychmiast, czego efektem był faul Sztylki w polu karnym na szarżującym Djukanoviciu. Sędzia wskazał na 11 metr, a do piłki podszedł pałający rządzą zemsty za kilka zmarnowanych w Krakowie lat, Tomek Dawidowski. Podszedł, zajebał, zjebał i się zjebał. - jak to obrazowo opisywał później Pan Miecio. A było tak blisko

 

MoM - Tomas Jirsak (Wisła) - 7,9

 

Lechia: Bajković - Magdoń, Bąk (21' Djoković), Wołąkiewicz (28' Kawa) - Piątek, Bajić, Kasperkiewicz, Pęczak - Galesić (71' Dawidowski), Djukanović, Kowalczyk

 

 

Puchar Polski (1/2 finału, 1 mecz)

28.04.2010 - Stadion Miejski im. Henryka Reymana, Kraków - 8074 widzów

 

[EKS] Wisła Kraków - [EKS] Lechia Gdańsk 2:1 (1:0)

27. P. Brożek 1:0

27. H. Wołąkiewicz (ktz)

55. M. Galesić 1:1

77. T. Jirsak 2:1

81. T. Dawidowski (nie wyk. karnego)

 

 

 

W drugim półfinale Legia wygrała 5:0 z GKS Bełchatów i mogła już świętować awans do finału.

Odnośnik do komentarza

No i zapeszyli... ;P

 

Gdy przed rozpoczęciem rundy jesiennej poszedłem tak dla zabawy do wróżki, ta przepowiedziała mi wtedy:

- Twoja drużyna będzie odnosić sukcesy, ale im więcej wygrasz, tym większa będzie cena, którą zapłacisz. Wielkie zwycięstwa okupisz sromotnymi klęskami...

- Ale czy unikniemy spadku? Proszę powiedz?! - desperacko pytałem.

- Hmm... och z pewnością... ale nie będzie to radosna chwila... heheheehehehhe, ehkhekhehe

 

Teraz, gdy patrzyłem na mecz z Polonią Warszawa jej słowa, aż huczały w mej głowie, a jej drwiący śmiech, który przerodził się w okropny spazmatyczny kaszel ani na moment mnie nie opuszczał. Wysokie wygrane zostaną okupione sromotnymi porażkami... no tak, ale dlaczego właśnie teraz? - rozmyślałem, gdy moja drużyna była rozjeżdżana przez gospodarzy, którzy dodatkowo dobrze się przy tym bawili. Byliśmy bezradni, tak jakby ktoś rzucił na nas urok - Ha! No jasne. Urok! Przecież nagle nie mogliśmy zgubić gdzieś talentu do gry w piłkę. Ale czy na pewno? Przecież już tak było w Kosmicznym Meczu, gdy te stworki zabrały talent koszykarzom i tylko Jordan mógł ich uratować - natychmiast spojrzałem na ławkę, na której siedzieli rezerwowi, którzy w duchu pewnie cieszyli się, że nie przebywają na boisku i omijają ich baty... - Nie... choćbym nie wiem jak bardzo użył wyobraźni, to z żadnego z nich nie zrobię Jordana... - Tomek! Grzej się! - krzyknąłem w stronę Dawidowskiego, ale wiedziałem, że nic to nie da. To był najgorszy mecz, który rozegrała Lechia pod moją wodzą i o ile przed kibicami i dziennikarzami wziąłem winę na siebie, to w szatni piłkarze przestali się cieszyć, że pogrom, którego doznali już się skończył.

 

MoM - Filip Ivanowski (Polonia) - 9,4

 

Lechia: Bajković - Magdoń, Bąk (39' Djoković), Wołąkiewicz - Balaz, Rybski, Kasperkiewicz, Nikolić - Galesić (57' Dawidowski), Djukanović (57' Duda), Kowalczyk

 

 

 

Ekstraklasa (27/30)

01.05.2010 - ul. Konwiktorska, Warszawa - 3808 widzów

 

[5] Polonia Warszawa - [2] Lechia Gdańsk 6:1 (3:1)

15. M. Kowalczyk 0:1

23. Ch. Herrero 1:1

28. F. Ivanowski 2:1

37. L. Pajoy 3:1

46. F. Ivanowski 4:1

57. Ł. Piątek 5:1

74. F. Ivanowski 6:1

 

 

Morale się załamało, już nie było drużyny, porobiły się grupki, ale w samych grupkach też były rozłamy. Dodatkowo wielu piłkarzy narzekało na drobne urazy i ogólne przemęczenie sezonem... Chyba mierzyliśmy zbyt wysoko...

 

Natomiast Wisła stanęła przed szansą odjechania nam na 4 punkty i w Chorzowie przegrała z Ruchem 0:1 po golu Nowackiego. Pocieszające było to, że ich gra wyglądała niewiele lepiej od naszej.

Odnośnik do komentarza

Zanim jednak przystąpiliśmy do ostatecznego boju o Mistrzostwo Polski czekał nas rewanż w półfinale Pucharu Polski z Wisłą Kraków. Gdyby ktoś mi powiedział latem, że będziemy walczyć o te dwa tytuły w tym sezonie to uznałbym go za niespełna rozumu... choć nikt nigdy nawet nie zapytał...

 

- Panie trenerze jakie plany na obecny sezon? Mistrzostwo i Puchar? - zapytał jeden z dziennikarzy.

- Muszę uznać Pana za niespełna rozumu - brzmiała moja odpowiedź

 

Ekhm... no cóż, znalazł się jeden taki, ale po pierwsze był z SE, a po drugie słyszałem ostatnio, że w tej chwili leczy się w zakładzie psychiatrycznym.

 

Nikła porażka w pierwszym meczu półfinałowym dawała nam niesamowite szanse na awans. Wystarczyło strzelić Wiśle tylko dwie bramki i nie stracić żadnej. Banał. Prościzna. Łatwizna. Lajcik. Zwłaszcza, że moi piłkarze epatowali wręcz nieposkromionymi pokładami energii i siły witalnej, które pozwalały im na wejście nawet na pierwsze piętro budynku klubowego. I to bez zadyszki! Na drugie piętro wysyłali najodważniejszych. Morale, po porażce 1:6 z Polonią szczytowało gdzieś pomiędzy K2 a Czomolungmą. Byliśmy gotowi zabić.

 

- No, ruszamy, ruszamy... Panowie, z werwą! - krzyknąłem.

- Ehe... - szepnął nasz kapitan.

- Tak... - zawtórowało kilka słabych głosów.

- Do Boju... eeee....ekehekehkkheheheke - zakaszlał najstarszy w drużynie, będący już w sile wieku, 32-letni Kowalczyk.

- Obudź się, już czas - powiedział Rybski do kolegi obok.

- Trenerze, Magdoń chyba nie oddycha - powiedział ktoś cichym głosem.

- Zara, tylko się wysram - ryknął z łazienki Pęczak.

- What did he say? - zapytał Galesić.

 

Tak, sił i mobilizacji nam nie brakowało...

 

Sam mecz mógłby się nie odbyć, a w zamian za to, transmitująca go telewizja mogłaby puścić nasz pierwszy pojedynek z Krakowa. Obie drużyny znów zagrały zachowawczo. To Wisła ponownie objęła prowadzenie, a my nie potrafiliśmy skutecznie odpowiedzieć. Skupiając się na różnicach pomiędzy obydwoma spotkaniami, to trzeba koniecznie wymienić dwie rzeczy. Przede wszystkim szanse na awans straciliśmy jeszcze w pierwszej połowie, bo Wiślacy w ostatnich minutach podwyższyli na 2:0, a nasza szybka odpowiedź oznaczała tylko tyle, że musieliśmy strzelić jeszcze 3 bramki. A po drugie, przez kolejne 45 minut byliśmy lepsi od pewnych swego gości, którzy nie przemęczali się zbytnio i pozwalali nam wiele, ale nic z tego nie wyniknęło. Mecz skończył się wynikiem ustalonym w pierwszej połowie. I w sumie nie martwiło mnie odpadnięcie z Pucharu gdy byliśmy o krok od upragnionego finału, ale fakt, że nie miałem już kim grać... a na domiar złego kontuzji doznali Kowalczyk, Galesić i Dawidowski, a to oznaczało, że jedynym w pełni zdrowym napastnikiem pozostał krnąbrny i nieusłuchany, zachowujący się jak bachor Djukanović...

 

MoM - Marek Zieńczuk (Wisła) - 8,0

 

Lechia: Bajković - Magdoń, Midzierski, Wołąkiewicz - Knezević (57' Balaz), Rybski, Bajić, Pęczak - Galesić (57' Dawidowski), Djukanović, Kowalczyk (78' Duda)

 

 

 

Puchar Polski (1/2 finału, 2 mecz)

05.05.2010 - ul. Traugutta, Gdańsk - 6105 widzów

 

[EKS] Lechia Gdańsk - [EKS] Wisła Kraków 1:2 (1:2) [2:4 w dwumeczu]

17. D. Sztyłka 0:1

41. M. Zieńczuk 0:2

43. M. Galesić 1:2

Odnośnik do komentarza

Polska żyła walką Wisły ze wszystkimi maluczkimi próbującymi odebrać im MP, PP i PE, a reszta Europy z zapartym tchem patrzyła na końcówkę LM i pucharu UEFA. W ważniejszym z pucharów w półfinale mieliśmy dwa krajowe pojedynki. W jednym Inter próbował zrekompensować sobie niepowodzenia w Serie A grając z faworyzowaną Romą, a w Bitwie o Anglię spotkali się dwaj godni siebie rywale Man U i Chelsea. Niestety dla kibiców Rzymian, Roma zaprzepaściła swoje szanse bezbramkowo remisując przed własną publicznością, co Inter skrupulatnie wykorzystał w rewanżu na San Siro i wygrał zasłużenie 2:0. W drugiej parze Chelsea w obu spotkaniach była lepsza i w dwumeczu wygrała 2:1, co z pewnością uradowało ich trenera Carlo Ancelottiego (choć pewnie mniej niż ogranie Milanu w ćwierćfinale).

 

W półfinale Pucharu UEFA sypnęło niespodziankami. Bo faworyzowane Lazio nie sprostało będącemu w słabej formie Atletico i sromotnie przegrało na Vicente Calderon 0:3 trwoniąc zaliczkę z pierwszego meczu. A wszyscy, którzy liczyli na włosko-włoski finał zawiedli się po raz drugi, gdy Juventus w dość niecodzienny sposób przegrał z Galatasaray remisując najpierw na wyjeździe 2:2, by przegrać na Stadio Olimpico w Turynie 0:1.

 

 

_____________________________________________

 

 

My toczyliśmy korespondencyjny pojedynek z Wisłą, która podejmowała na własnym stadionie Arkę, więc mogliśmy liczyć tylko na to, że wygrywając z Górnikiem utrzymamy status quo przed kolejną kolejką.

 

Musieliśmy przerwać fatalną passę porażek, dlatego też wyszliśmy maksymalnie skoncentrowani. Moim klubowym medykom jakimś cudem udało się poskładać do kupy połowę składu i nasza gra od pierwszych minut mogła się podobać ponad 10-tysięcznej widowni zgromadzonej na Traugutta. Tym bardziej, że skuteczność mieliśmy iście morderczą - przeprowadziliśmy dwie akcje i dwa razy w ciągu niespełna 15 minut pokonaliśmy stojącego w bramce Sebastiana Nowaka. Najpierw znalazł na niego sposób Djukanović po podaniu Kowalczyka, później Kowalczyk po podaniu Djukanovicia. Po przerwie szybko podwyższyliśmy wynik i mogliśmy tylko wyczekiwać końcowego gwizdka i wieści spod Wawelu. Te nie były jednak korzystne, bo Wisła wygrała z Arką w takich samym rozmiarach i nadal traciliśmy do niej 1 punkt.

 

MoM - Maciej Kowalczyk (Lechia) - 8,5

 

Lechia: Bajković - Magdoń, Bąk, Wołąkiewicz - Balaz, Rybski (70' Kędziora), Kasperkiewicz (70' Gul), Nikolić - Duda, Djukanović, Kowalczyk

 

 

 

Ekstraklasa (28/30)

08.05.2010 - ul. Traugutta, Gdańsk - 10650 widzów

 

[2] Lechia Gdańsk - [9] Górnik Zabrze 3:0 (2:0)

5. M. Djukanović 1:0

13. M. Kowalczyk 2:0

46. M. Kowalczyk 3:0

 

 

 

Przed meczem z Lechem bałem się spełnienia najgorszego scenariusza. My przegrywamy, Wisła dzień później ogrywa Koronę i nasze marzenia skończą się jeszcze przed ostatnią kolejką... Liczyłem po cichu, że jednak damy radę...

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...