Skocz do zawartości

Kącik depresyjny


Icon

Rekomendowane odpowiedzi

Staż do połowy listopada.

 

No wiecie to jest tak, chociażby jak ze sferą fizyczną. Czuję, że chcę coś zrobić, czuję w sobie parę, siłę, poszedłbym najchętniej na jakiś trening albo chociaż na siłownię czy wyżył się na worku treningowym, ale potem idę na zakupy i mam ogromne bóle barków po niesieniu jednej reklamówki parę kg. No i łapie Cię tak bezsilność, chcesz, a nie możesz. I tak z innymi aspektami w życiu jest tak samo. Masz mocną ambicję, a jesteś ciągle na łańcuchu.

Odnośnik do komentarza

Kolejny numer naszego kwartalnika dostępny w PDF... szczególnie zapraszam na ostatnią stronę, artykuł mojego autorstwa: "Piłka nożna a pierwotny niedobór odporności", jako przykład chory bramkarz z Bielska oraz... ja jako kibic-wyjazdowicz ;)

 

 

http://www.immunoprotect.pl/wp-content/uploads/2015/08/Immunoplus-nr-3.pdf

Odnośnik do komentarza
  • 4 tygodnie później...

To już ta chwila, czuję się na siłach, chociaż muszę ciągle uważać na swój organizm i ciało. Trzeba w końcu zwiększyć pułap zamiast ulegać stagnacji praca-dom-praca i leżenie przy kompie.

 

Wreszcie znalazłem człowieka, trenera personalnego, który zapoznał się z moją dokumentacją medyczną i zadeklarował się pomóc i tak dalej, dziś właśnie mieliśmy pierwszą rozmowę na żywo, w czwartek pierwszy trening :)

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Czuję się jakbym gadał sam ze sobą, ale trudno;). W sumie nie powinienem chyba tu pisać, to kącik depresyjny, a ja jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem, ale takie wygadanie yy wypisanie często mi też pomaga, a Wasze komentarze czy rady z perspektywy pokazują mi, że idę dobrą drogą, że jest w tym sens. Oczywiście mam chwile załamania, ale szybko przechodzą. W końcu jestem na tyle zdrowy, że funkcjonuje w społeczeństwie, mijają 4 miesiące pracy - wykorzystałem 4 dni urlopu i 3 dni L4, zaliczyłem też wyjazdy do Bielska i do Kielc, przytyłem do 70 kg, zacząłem chodzić na siłownię (jestem po 3 treningach), więc czemu miałbym nie być szczęśliwy? Jasne, brakuje trochę pieniędzy, zarobki i kasa frustrują, wkurzają, bo trochę więcej i mógłbym sobie żyć o wiele lżej, swobodniej, że tak powiem klasykiem - bez obawień;) Jasne, czasem zachowuje się głupio albo nawet jak pojebany, bo wydaję pieniądze na bzdury typu gry, żeby trochę pograć, zrelaksować się, wcielić się w inne życie albo postrzelać do kogoś ;-)

 

Organizm trochę się buntuję, przez długi czas wracałem z pracy, zmęczony, nic mi się nie chciało, więc chyba sięgnąłem po efekt placebo, zacząłem od maści na nogi, wywaru z rumianku - tak mi się wydaje, że było lepiej, potem zacząłem z tą siłownią. Jest mi ciężej niż normalnie, antybiotyk mam ostatnio średnio raz na miesiąc, czasem rzadziej, czasem częściej, a wiadomo jak to osłabia, ale przecież gdyby lekki ból czy dyskomfort miał mnie zatrzymać to... bym nawet nie zaczynał, bo na pierwszy trening poszedłem z bólem brzucha (w temacie innym opisałem), wyjaśniłem tylko trenerowi, że brzuszki muszę odpuścić, resztę mogę normalnie robić. Zaczęliśmy od 2 serii po 10 powtórzeń, bywało piekło w mięśniach na koniec, ale np. na nogi spokojnie mogłem brać 50kg w 3 seriach po 15 powtórzeń - i co oszuści (nogi), a takie zmęczone po pracy?;) Na 3 treningu robię wszystkie ćwiczenia w 3 seriach po 10 powtórzeń (nogi po 15), w niektórych te ostatnie już na ostatku sił albo zrobię nawet 7-8 w ostatniej serii, ale .... robię. W poniedziałek przed 2 treningiem wstałem z katarem, zawalonym gardłem, brakiem chęci do czegokolwiek, przez chwilę biła mnie myśl, a może L4? A może pierdolnąć to? I wiecie co zrobiłem? Poszedłem do pracy, a potem na siłownię, jebać przeziębienie, przegrało :)

 

Ciężko jest rano wstać i znaleźć sens dalszej egzystencji, ale ja Ci mówię - wstań i walcz. To Twoje życie, Twój największy skarb.

Odnośnik do komentarza
  • 4 tygodnie później...

Jeden problem z głowy mam już na zawsze. Szanowna komisja lekarska w sprawie orzeczenia o niepełnosprawności przedłużyła mi dalej umiarkowany (drugi na trzy) stopień niepełnosprawności i uwaga - wreszcie dostałem... na stałe. Na początku radość, bo to ulga z kolejnymi załatwieniami papierów i tak dalej, a orzeczenie daje spore możliwości, ale... słowa lekarza lekko mnie zasmuciły - "Dam na stałe, no bo przecież pan się już z tego nie wyleczy...". Mimo, że wiele razy słyszałem w jak fatalnym jestem stanie czy przypadku to jednak ... tak po ludzku zrobiło mi się smutno.

 

Z drugiej strony, dzięki niepełnosprawności poszedłem na studia... wybrałem zaoczne, gdzie koszt dzięki orzeczeniu to było 368zł miesięcznie, a do tego mogłem się starać o stypendium dla takich osób i... dostałem, wynosiło 350zł. Ministerstwo w tym roku jednak postanowiło mi jeszcze bardziej utrudnić życie zmniejszając stypendium do 175zł... W obliczu tego, że w połowie listopada mogę być już bez pracy - po raz kolejny mam więcej znaków zapytania niż kropek.

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...

Kiedyś pisałem o tym, że jest szansa żebym przeszedł na leczenie podskórne czyli domowe, bardziej stabilne. No i jest już program lekowy, ale... nie dla mnie. Nie, tym razem to nie wina NFZ tylko... moja. Oprócz mojego podstawowego schorzenia czyli CVID mam też niedobór czynnika i dopełniacza oraz dodatkowe bodajże siedem chorób współistniejących wykształconych przez to, że nie byłem leczony tak długo, a jedną z nich jest małopłytkowość, przez którą nie mogę grać w piłkę kiedy chcę i trenować sportów walki, bo poziom mi spada czasem tak, że lekkie dotknięcie i mam wylew podskórny czyli prawie czarne siniaki, a nawet nie tamujące się krwawienia z nosa. No i właśnie leczenie podskórne to podawanie sobie leku pompą, igłą, trwa to dość długo, kilka godzin, a preparat podaje się co tydzień i dodatkowo ja mam bardzo dużą dawkę, a moja skóra mogłaby tego nie wytrzymać i miałbym dodatkowe problemy. Przynajmniej już nie mam się co łudzić na polepszenie komfortu leczenia, również w kontekście zawodowym, no ale ma to też jakieś tam swoje zalety.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Kurwa, dawno nie byłem w takim stanie jak jestem teraz. W piątek gruchnęła wieść, że firma wysyła mnie w delegację (krótką, do tygodnia najpewniej) do Egiptu. I od tej pory jestem właściwie roztrzęsiony. Mam gonitwę myśli, mam mętlik we łbie. Zwyczajnie boję się tego.

 

Raz - dwa loty samolotem. W życiu nie leciałem samolotem. Nie wiem jak przygotować sie do takiej podróży, co spakować, jak spakować, itd. No i oczywiście strach przed tym, że może coś się stać.

Dwa - Egipt. Zapewne większość wynika z durnego przekazu telewizyjno-internetowego, ale boję się, że coś się może stać, że ataki albo inne coś.

Trzy - jadę z jedną tylko osobą - montażystą. Boję się, że się nie dogadamy i będą same kwasy. A mam być przekaźnikiem (tłumaczem) między montażystą a kontrahentami. No i do tego też pomagać przy montażu. Ja, dwie lewe techniczne ręce.

Cztery - brak kontaktu z najbliższymi. Jestem domatorem, jestem przebrzydłym domatorem. Mogę jeździć po Polsce. Pojadę do Niemiec i już dalej chyba nie chcę. I jeśli nie będę miał możliwości kontaktu z Kasią i mamuśką to sfiksuję przez te kilka dni.

 

I tak nawiązując do powtarzanego często przez Vamiego hasła - moja strefa komfortu jest wyjątkowo niewielka. Wiem o tym, ale strach mnie paraliżuje i nic z tym zrobić nie mogę. Naprawdę zastanawiam się nawet nad rzuceniem roboty. Ale nie mam tak od zaraz czegoś innego i jestem w kropce.

Odnośnik do komentarza

timon, wiesz że ok. 99% ludzi po usłyszeniu, że zostają wysłani w delegację do Egiptu, to by skakało z radości? ;)

 

1. W ciągu 2 tygodni miałem 6 lotów, łącznie 22h spędzone w samolocie i żyję, a leciałem z Czech, przez Turcję (w dniu mojego lądowania w Stambule były te wybuchy w Ankarze), aż do Tanzanii. Poza tym według wszelkich statystyk powinieneś bać się bardziej wsiadania do samochodu niż do samolotu, więc cały strach jest w twojej głowie. Weź sobie leki na uspokojenie i jazda.

2. patrz wyżej

3. Ale czemu miałbyś się z nim nie dogadać? Czemu od razu zakładasz najgorsze? Wy nie musicie się kochać, jesteście współpracownikami, kwestie firmowe znacie, więc nie wiem co mogłoby pójść nie tak.

4. Halo, przecież wszędzie są kafejki internetowe, w hotelu pewnie będziesz miał wifi, czemu miałbyś nie móc z nimi rozmawiać?

Odnośnik do komentarza

Reaper, ja jestem tym 1% ludzi, którzy lubią siedzieć na dupie w domu. Taki głupi charakter niestety.

 

I wiem, że statystycznie szanse na śmierć w samochodzie są o wiele większe niż w samolocie. Sama jednak świadomość tego, że w przypadku katastrofy samolotu szanse na przeżycie są w zasadzie zerowe powoduje drżenie serca.

Co do punktu trzy - na razie nie wiem nawet z kim jadę, więc to też jest obawa raczej w mojej głowie.

Cztery - obym miał możliwość tego kontaktu i będzie w porządku i przetrwam.

Odnośnik do komentarza

Kurwa, dawno nie byłem w takim stanie jak jestem teraz. W piątek gruchnęła wieść, że firma wysyła mnie w delegację (krótką, do tygodnia najpewniej) do Egiptu. I od tej pory jestem właściwie roztrzęsiony. Mam gonitwę myśli, mam mętlik we łbie. Zwyczajnie boję się tego.

 

Raz - dwa loty samolotem. W życiu nie leciałem samolotem. Nie wiem jak przygotować sie do takiej podróży, co spakować, jak spakować, itd. No i oczywiście strach przed tym, że może coś się stać.

Dwa - Egipt. Zapewne większość wynika z durnego przekazu telewizyjno-internetowego, ale boję się, że coś się może stać, że ataki albo inne coś.

Trzy - jadę z jedną tylko osobą - montażystą. Boję się, że się nie dogadamy i będą same kwasy. A mam być przekaźnikiem (tłumaczem) między montażystą a kontrahentami. No i do tego też pomagać przy montażu. Ja, dwie lewe techniczne ręce.

Cztery - brak kontaktu z najbliższymi. Jestem domatorem, jestem przebrzydłym domatorem. Mogę jeździć po Polsce. Pojadę do Niemiec i już dalej chyba nie chcę. I jeśli nie będę miał możliwości kontaktu z Kasią i mamuśką to sfiksuję przez te kilka dni.

 

I tak nawiązując do powtarzanego często przez Vamiego hasła - moja strefa komfortu jest wyjątkowo niewielka. Wiem o tym, ale strach mnie paraliżuje i nic z tym zrobić nie mogę. Naprawdę zastanawiam się nawet nad rzuceniem roboty. Ale nie mam tak od zaraz czegoś innego i jestem w kropce.

 

Odpowiem prostacko, ale... przestań być pizdeczką. Masz 12 lat czy jesteś dorosłym facetem?

Nie wiesz co zabrać na kilkudniowy wyjazd? Szczoteczkę do zębów i gacie na zmianę.

Nie dogadasz się z towarzyszem podróży? Człowieku, to nie jest podstawówka, żeby Ci zależało, żeby wszyscy Cie polubili.

Tydzień bez kobiety i matki? Serio?

 

Przestań się martwić na zapas. Wszystko będzie ok, a jak wrócisz to jeszcze będzie Ci się micha cieszyła, że przeżyłeś fajną przygodę.

Odnośnik do komentarza

Dzięki za dobre rady, średnie rady i za heheszki. Ciekawe czy panowie odważni tak chętnie by podróżowali w rejon, w którym z niewyjaśnionych przyczyn rozbił się samolot.

 

Dziś pogadałem z kierownikiem i w sumie nie ma rady - jechać trzeba. Przecież nagle z powodu tego wyjazdu nie rzucę roboty. Bo to byłoby dopiero tchórzostwo. Także teraz muszę po prostu unikać programów o katastrofach, doczekać się na paszport i jechać. To będzie tylko kilka dni, a co kości wygrzeję przed zimą to moje ;).

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...