Skocz do zawartości

PokeFootball


Abruś

Rekomendowane odpowiedzi

Nagle zza stołu wyleciał jakiś dziwny osobnik. Rozwścieczony jak sto pięćdziesiąt, w białym, okrwawionym fartuchu.

 

- Wypierdalać mi stąd, ale już!!! - krzyknął, a my wszyscy staliśmy i patrzyliśmy na niego ze zdziwieniem

- A kim Ty u cholery jesteś? - zapytał Gary

- Właścicielem tego lokalu. Wynocha mnie stąd!!! Nie będziecie mi robić gnoju w moim lokalu.

- A może byś się nam przedstawił? - zapytałem

- Jestem Kwiti, a to mój mały przyjaciel... - z przedniej kieszeni wyjął pokeballa i rzucił w naszą stronę - GYARADOS, WYBIERAM CIĘ!!!

- ... - szczęki nam opadły

- Albo się stąd wyniesiecie, albo wszystkich was poćwiartuję na kawałeczki. Łącznie z Waszymi pokemonami.

- Dorwę Cię Ash. Nikt nie pokona zespołu R!!!

- Zespołu R?

- Tak! Dołączyłem do nich. Jesteśmy niepokonani!

- To składam najserdeczniejsze kondolencje. Bardzo mi przykro, że totalnie Ci odbiło...

- Nie wkurzaj mnie Ash!!!

- KONIEC GADANIA SZCZYLE!!! - krzyknął Kwiti - WYJAZD MI STĄD I ŻEBYM WAS WIĘCEJ TUTAJ NIE WIDZIAŁ!!!

 

Gary i Raven szybko uciekli, a ja wyszedłem z Vulem na zewnątrz bardzo spokojnym krokiem. Zaczęliśmy rozmawiać, kiedy nagle zadzwonił mój telefon. Był to Luis Fradua, mój asystent. Mówił do mnie smutnym, a bardziej zawiedzionym głosem.

 

- Ash?

- Słucham Cię Luis. Jak mecz z Jaen?

- Przykro mi, ale się nie udało...

- Tak też myślałem. No ale nic, tak to niestety bywa. Nie martw się, i tak jest dobrze. A wysoko dostaliśmy?

- 0:1

- To i tak dobrze.

 

[5/38] Segunda Division B, gr. 4

(5) Baza - Jaen (10)

0:1 Moreno 66'

MoM: Inigo Ros (Jaen), 8

Odnośnik do komentarza

Wróciłem do domu. Byłem smutny. Zastanawiałem się dlaczego... Może dlatego, że nie miałem okazji pokazać Garemu, że ciągle jest we mnie coś, czego jemu brakuje. W każdym bądź razie, musiałem być gotowy na wszystko i zawsze musiałem być przygotowany. Jednak teram miałem w głowie wyjazdowe spotkanie z Potruense. Oczywiście nie byliśmy faworytami w tym spotkaniu, jednak chcieliśmy pokazać się z jak najlepszej strony. Mecz był bardzo wyrównany, chociaż moi piłkarze grali, w niektórych momentach, tak ślamazarnie, że szkoda było marnować wzorku, żeby patrzeć na ich grę. Przegraliśmy mecz 1:2, ale jestem zadowolony z postawy moich podopiecznych. Niestety była to druga porażka z rzędu, a kolejne spotkanie także nie należało do najłatwiejszych.

 

[7/38] Segunda Division B, gr. 4

(6) Potruense - Baza (8)

1:0 Torres 11'

2:0 Rosado 18'

2:1 Kosecki 86'

-:- Zurdo (Potr.), cz.k., 86'

MoM: Ivan Rosado (Potruense), 8

Odnośnik do komentarza

Zarząd Bazy mnie rozwalił. Nie dość, że robię co się da, aby utrzymać klub od spadku z ligi, to Ci jeszcze mnie wyzywają, że słabo mi idzie. Zajmujemy jedenaste miejsce w tabeli, dzięki czemu jestem w miarę daleko od strefy spadkowej (patrząc na zajmowaną pozycję, a nie na ilość punktów). Rozumiem, że zarząd chciałby, żebyśmy wygrywali mecz za meczem, ale nie mogę tego zrobić bez dodatkowych środków na transfery, które się, w najbliższym czasie, nie znajdą. Nie wiem, czy będą chcieli mnie wywalić, czy dadzą mi jeszcze szansę, ale moim zdaniem idzie nam bardzo dobrze, zwłaszcza, że jesteśmy kandydatami do spadku... Kolejny mecz rozgrywaliśmy na własnym stadionie. Deszcz lał, a ze stadionu zrobiła się breja. Jednak dwudziestu dwóch chłopa, z sędziami dwudziestu pięciu, wyszło na murawę, żeby rozegrać świetne, daj Boże, spotkanie. I tak było. Po dziewięćdziesięciu minutach ostrej gry udało się nam zremisować z Lorcą. Gdyby nie deszcz, wynik byłby pewnie inny, jednak jestem bardzo zadowolony z wyniku, jaki uzyskaliśmy.

 

[8/38] Segunda Division B, gr. 4

(11) Baza - [6] Lorca

0:1 Busto 45'

1:1 Kosecki 81'

MoM: Jakub Kosecki (Baza), 8

Odnośnik do komentarza

Arcytrudne spotkanie czekało nas w Cartagenie, gdzie mieliśmy się zmierzyć z tamtejszym zespołem. Zespół gospodarzy zajmował trzecią pozycję w tabeli ligowej, więc za bardzo nie liczyłem na zwycięstwo w tym spotkaniu i chciałem, żeby moi zawodnicy zagrali dobre spotkanie, pokazując się z jak najlepszej strony. Wyszło im to wręcz znakomicie, a luz i relaks był sukcesem do zdobycia kompletu punktów. Zawodnicy Bazy bardzo pewnie czuli się na boisku, dzięki czemu psychicznie przewyższali swoich rywali. Przy 600 kibicach, którzy przyszli na stadion, ośmieszyli Cartagenę, wygrywając z nimi 3:1. Był to cudowny mecz, w którym udowodniliśmy, że raczej nie spadniemy z Segunda Division B.

 

[9/38] Segunda Division B, gr. 4

(3) Cartagena - Baza (12)

0:1 Pazos 14'

0:2 Luque 27'

1:2 Sivori 66'

1:3 Luque 85'

MoM: Luque (Baza), 8

Odnośnik do komentarza

Vul - Tak to bywa czasem, ale nic straconego, a walka odbędzie się jeszcze niejedna zapewne ;)

 

 

Mówi się, że raz na wozie, raz pod wozem. Jednak forma moich zawodników jest wręcz niesamowita. Owszem, grają jak patafiany, jednak nadrabiają to swoją skutecznością. Po raz kolejny pokazali mi to w wyjazdowym meczu z Algeciras. Mimo wielkiej przewagi gospodarzy, to my cieszyliśmy się ze zdobycia trzech punktów. Znakomita gra bramkarza oraz obrońców, a także przemyślane kontrataki, dały skromne, jednobramkowe zwycięstwo 1:0. Po tym meczu zrozumiałem, że dopóki nie podpiszę kontraktu z jakimś konkretnym napastnikiem, to formacja z jednym ofensorem jest idealna.

 

(10) Algeciras - Baza (8)

0:1 Kosecki 18'

MoM: Jakub Kosecki (Baza), 7

Odnośnik do komentarza

Vul - O! Edycja FireRed, tylko po co Ci Rattata??? :doh!: Do tego widzę dwa robaczki i mojego kochanego Mankeya :D Kosecki się rozkręca, ale na razie nie chcę zapeszać...

 

 

Przed meczem z Melillą miłą niespodziankę zrobił mi Brock, który przyjechał do mnie, żeby kibicować mi i mojej drużynie.

 

- Cześć Słoneczko.

- Brock!!! Jak miło Cię widzieć! - krzyknąłem i rzuciłem się mu w ramiona - Wchodź do środka. Chcesz coś do picia? Kawę? Herbatkę? Coś mocniejszego?

- Hmm... Może kawkę. Białą ze śmietanką i mleczkiem jeżeli masz.

- Już lecę. Opowiadaj co u Ciebie.

- A po staremu. Siedzę na tej sali i tłukę wszystkich, którzy do mnie przychodzą. Same cieniasy teraz są. Brakuje mi walki z Tobą czy też z...

- Garym?

- Tak. Ale co tam. Chciałem Ci pogratulować dobrych wyników w Twojej Bazie.

- Dzięki. Chociaż Wy, przyjaciele, potraficie to dostrzec...

- A co się stało?

- Zarząd mnie opierdala, że mało się staram.

- Nie słuchaj ich. Zazwyczaj jest to banda kretynów, która ma trochę więcej kasy i myśli, że jest nie wiadomo kim.

- Może i masz rację, jednak to jest mój pracodawca i jeżeli chcę się utrzymać na tym stołku, to muszę się bardziej starać... Przynajmniej wg nich...

- Niby tak... Ale nie martw się, na pewno w kolejnym meczu pokażesz, po raz kolejny, na co Cię stać.

- Dzięki za miłe słowa.

 

Następnego dnia, po miłym, wspólnym wieczorku, Brock pojechał ze mną na stadion. Załatwiłem mu najlepsze, możliwe miejsca na stadionie. Jak się okazało, słowa mojego Skalniaczka były prawdziwe. Rozegraliśmy bardzo dobre spotkanie, mimo, że je tylko (???) zremisowaliśmy. Wreszcie, moi piłkarze pokazali, że umieją grać w piłkę i mimo beznadziejnej sytuacji grają do samego końca. Remis 1:1 zadowolił piłkarzy, zarząd, kibiców i mnie.

 

Segunda Division B, gr. 4

(7) Baza - Melilla (11)

0:1 Chota 24'

1:1 Kosecki 54'

MoM: Jakub Kosecki (Baza), 7

 

 

Podczas meczu z Melillą, drobnej kontuzji doznał Kosecki. Młody Polak stłukł udo i nie będzie grał od 4 dni do 2 tygodni. Mam nadzieję, że nasz najskuteczniejszy piłkarz jak najszybciej wróci do gry.

Odnośnik do komentarza
Vul - O! Edycja FireRed, tylko po co Ci Rattata??? :doh!: Do tego widzę dwa robaczki i mojego kochanego Mankeya :D Kosecki się rozkręca, ale na razie nie chcę zapeszać...

 

Masz coś do szczurka? ;] Może mam za 500 kupić od gościa Magikarpia? :kekeke:

 

Tylko remis, ale zawsze to punkt bliżej do utrzymania :)

Odnośnik do komentarza

Vul - Przemęczysz się przez 20 lvl i masz świetnego poka, a nie szczura na sterydach ;)

 

 

Mecz z Mazarron był dość szczególny z kilku powodów: 1. Byliśmy faworytami, co u nas zdarza się bardzo rzadko, 2. Nasza forma jest, jak na razie, imponująca, 3. Podczas tego meczu organizowany jest Dzień Kibica. Krótko mówiąc: trzeba porządnie skopać tyłki naszym rywalom. Zadanie to nie było jednak takie proste, jak na początku myślałem. Osiemnasty w tabeli Mazarron pokazał wielką klasę na Constantino Navarro. Mimo wielu ataków na bramkę gości, nie udało się nam strzelić bramki. Ta sztuka nie udała się także gościom. Po nudnych 90 minutach, spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem.

 

Segunda Division B, gr. 4

(8) Baza - Mazarron (18)

0:0

MoM: Jose Antonio Llamas (Mazarron), 7

Odnośnik do komentarza
No przecież prosiłem Cię, żadnych homoseksualnych aluzji, tymczasem Ty mnie wziąłeś do najbardziej pedalskiego zespołu ever - Zespołu R... Zawiodłem się na Tobie :P:P:P

Raven - A widziałeś kiedyś Tokio Hotel?

 

 

 

Na następny mecz wyjeżdżaliśmy do Puertollano, żeby spotkać się z wiceliderem w tabeli naszej grupy. Mecz przebiegał zgodnie z tym, co mówili eksperci piłkarscy. Gospodarze spotkania byli górą przez większą część meczu, przez co my musieliśmy pokazać klasę w obronie. Tak się działo przez sześćdziesiąt dziewięć minut (przypadek?). Dopiero wtedy gospodarze zdołali strzelić nam gola, który okazał się jedyną bramką w całym spotkaniu. Rozegraliśmy kolejne, dobre spotkanie, jednak przerwaliśmy naszą dobrą passę. Czas się odstresować. Czas zapomnieć na chwilę o piłce nożnej.

 

Segunda Division B, gr. 4

(2) Puertollano - Baza (2)

1:0 Moscardo 69'

MoM: Vincente Moscardo (Puertollano), 7

Odnośnik do komentarza
Tokio Hotel nie są pedałami. Oni po prostu są emo i kochają seks z mężczyznami :P

 

Oni uwielbiają się zabawiać z czymś tempym ;)

 

Przemęczysz się przez 20 lvl i masz świetnego poka, a nie szczura na sterydach

 

Wyobrażasz sobię heroiczną walkę Magikarpia z Metapodem? :lol: Oczywiście mam na myśli Karpia na levie <15, bo potem się uczy Tackle ;)

 

 

Jak tam tabela?

Odnośnik do komentarza

Grzelo - Nie Tobie jednemu wspomnienia powróciły ;)

Vul, Raven - Najlepszy żart w grze: MAGIKARP, wyłowiony z wody na 15 lvl, który nie ma TACKLE...

 

 

Postanowiłem się wybrać na S.S. Anna. Jest to duży statek wycieczkowy, na który mam bilet od Billa. Doszedłem do statku. Przed wejściem wysoki, umięśniony marynarz sprawdzał bilety. Wszedłem do środka i podziwiałem ogrom tej machiny. Byłem pod wielkim wrażeniem. Stwierdziłem, że pójdę zobaczyć i, jeżeli się uda, porozmawiać z kapitanem tego olbrzyma wodnego. Przechodziłem obok wielu kajut, a z drugiej strony miałem piękny widok na morze. Zatrzymałem się, gdyż był akurat zachód słońca... Przepiękny widok to był... Nagle ktoś mnie puknął w ramię. Odwróciłem się.

 

- Witaj gnido. - powiedział do mnie Ash

- Widzę, że masz już na sobie to śmieszne wdzianko... Żal patrzeć na Ciebie...

- Przynajmniej nie wyglądam jak pół dupy zza krzaka!

- No, racja. Wyglądasz jak cała dupa. - odpowiedziałem spokojnie Garemu

- Dalej jesteś mocny tylko w gębie?

- Nie chce Ci przypominać, ale jak na razie, to ja zwyciężam w walkach z Tobą

- ... - Gary najwyraźniej się zamyślił

- Odjęło Ci mowę?

- ...

- Skoro nie masz nic do gad...

- PIDGEOTTO!!! LEĆ!!!

- Wreszcie... - szepnąłem - MANKEY!!!

 

Mankey bez większych problemów pokonał pokemona-ptaka. Ptaszydło Garego otrzymało parę strzałów z kopa i nie miało sił na kontynuowanie walki. Mankey nie wyszedł z tej walki niepobity. Uderzenie Pidgeotta skrzydłem było na tyle bolesne, że mój mały stworek leżał przez jakiś czas na dechach pokładowych. Widziałem złość w oczach Gary'ego. Był wściekły, a mnie najchętniej rozszarpałby gołymi rękoma. Do następnej walki wystawił Abrę drugiego poziomu - Kadabrę. Do tej walki wystawiłem małego Oddisha. Wyszedł i widząc Kadabrę, zaczął sie za mnie chować. Nie bój się mały. To, że on jest większy, to nie znaczy, że jest lepszy od Ciebie. Pokaż mu na co Cię stać! - mówiłem do Oddisha. Oddish się napiął i skupił bardzo mocno. Nagle rażące światło zaczęło oślepiać wszystkich wokół. Przecież nie dałem mu żadnego polecenia do wykonania... - zacząłem sobie myśleć - O co chodzi? Gdy białe światło opadło, ujrzeliśmy z Garym Glooma. Popatrzył na Kadabrę swoim zaślinionym wzrokiem i szybko charknął na niego. Flegma spływała psychicznemu pokemonomi po wąsach i lusterku. Zaczęła się ostra walka, z której zwycięsko wyszedł Gloom. Przerażona Kadabra nie miała żadnych szans, mimo kilku prób. Gary był w coraz gorszym stanie. Dostawał jakiejś trzęsiawki i bardzo mocno dyszał. Poza tym był spocony i z każdego możliwego miejsca kapała mu kropla. Nigdy więcej takich widoków, Panie Boże... PROSZĘ - mówiłem po cichutku. Mój rówieśnik wystawił do walki Ivysaura, a z mojej strony wyleciał Golbat. Roślinny stworek nie mógł sobie poradzić ze zwinnym, latającym i szybkim jak cholera nietoperzem. Już po pierwszych dwóch uderzeniach skrzydłami było widać kto ma przewagę i najprawdopodobniej wygra całą bitwę. Tak też się stało. Gary musiał sięgnać po ostatnią deskę ratunku - sterydy. Ekhm... tzn. pokemona na sterydach. Mowa tutaj o Raticate'cie. zastanawiałem się czym on jest karmiony, że tak rośnie. Generalnie to ten szczur był podobny bardziej do chomika niż do szczura, no ale to taki poza walką. Do walki wystawiłem Wartortle. Szybko i skutecznie się rozprawił z nim mój pokemon. Raticate został podtopiony i nie miał sił walczyć z moim "wodniakiem".

Odnośnik do komentarza

Gary zszedł ze statku bardzo zły. Do tego pociągał nosem i coś tam mruczał. Miałem go gdzieś. Nie interesowało mnie jak się czuje i czy jeszcze kiedyś coś mi będzie chciał zrobić. Poszedłem do kapitana statku. Opowiedział mi historię S.S. Anna i poczęstował rumem. Postanowiłem wrócić do domu. Kapitam powiedział, że bardzo chętnie podrzuci mnie tam, jednak grzecznie odmówiłem. Po drodze musiałem zahaczyć o PokeCenter, żeby przywrócić swoje pokemony do normalnego statusu.

 

W domu rozwaliłem się przed telewizorem z piwkiem w ręku. Siedziałem, popijałem je sobie i o niczym nie myślałem. Byłem wykończony dzisiejszym dniem. Nagle usłyszałem telefon. Podniosłem swoje zwłoki z fotela i powolnym krokiem ruszyłem w stronę dzwoniącego urządzenia.

 

- Ash, co Ty k***a odpierdalasz? - w słuchawce słyszałem głos wkurzonego prezesa Bazy

- Słucham? Nie rozumiem. - powiedziałem "zdechłym" głosem

- Czemu Cię do cholery nie było na meczu?

- Eeee... - i tutaj sobie przypomniałem, że Baza grała dziś mecz z Eciją - Bo ledwo się na nogach trzymam - ściemniłem - Chciałem do Pana zadzwonić, ale nawet z wyra się nie mogłem podnieść.

- A komórka to co? Dzwoniłem do Ciebie i to ile razy!!! - spojrzałem na telefon i przeraziłem się... 94 nieodebrane połączenia...

- Nie słyszałem. Ja na prawdę ledwo żyję Panie prezesie. Jeżeli mi Pan nie wierzy, to proszę przyjść i zobaczyć.

- A żebyś wiedział, że to zrobię. Do zobaczenia za piętnaście minut.

- Do zobaczenia.

 

Poleciałem szybko do łazienki. Umyłem zęby, żeby nie waliło aż tak piwskiem, wyciągnąłem z szafy jakąś piżamę, i oblałem się zimną wodą (efekt trzęsienia się). Wróciłem do wyra. Przyszedł prezes i przestraszył się, widząc w jakim jestem stanie. Porozmawialiśmy przez jakąś godzinę, a następnie wyszedł. W tym momencie wróciłem do lepszego zajęcia niż udawanie chorego. Włączyłem sobie muzykę (The Outlaws - Green Grass And High Tides), wziąłem piwko (to jest to ciekawsze zajęcie) i zacząłem czytać jakąś książkę.

 

[14/38] Segunda Division B, gr. 4

(10) Baza - Ecija (16)

-:- Antonito, cz.k., 76'

0:0

MoM: Jose Antonio De la Torre (Ecija), 7

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...