Skocz do zawartości

Piece of cake


Loczek

Rekomendowane odpowiedzi

Przygotowania do sezonu rozpoczęły się, nim zdążyłem wrócić do Brytoli. Mój asystent organizował kilka potyczek, a reszta sztabu szkoleniowego odrobiła pilnie prace domowe opracowując sprytne schematy treningowe. Sky Bet League 1 to nie Piece of Cake i już przed przerwą powiedziałem wszem i wobec, że nie ma tu miejsca dla pizdeczek, więc jak ktoś nie ma jaj, śmiało może wypierdalać.

I powiem wam, że podziałało, bo po raz pierwszy na moim stole wylądowały raporty z przygotowań. Każdy był odpowiedzialny za daną grupę zawodników, a każda grupa miała odpowiedni reżim. I tak, jak by nie patrzeć, cały obóz przygotowawczy przyniósł całkiem niezłe rezultaty.

 

9.07.2016 Weston Super Mare 0:3 Millwall ( John Marquis 18,35; Nicky Bailey 26 )

Akurat ten mecz został rozegrany gdy grzałem dupsko w samolocie wracając z Islandii. Hapgood wystawił oczywisty skład, a więc oczywiście wyżej notowany rywal złoił nam dupska jak nauczyciel. Mimo to nie miałem pretensji, ponieważ była to lekcja futbolu i zimny kubeł wody na łby.

 

12.07.2016 Exeter 1:3 Weston Super Mare ( Dobson ) ( Diallo 2x , Plummer )

16.07.2016 Weston Super Mare 1:4 Leeds ( Yetton ) ( Antenucci 3x, Ismail )

19.07.2016 Plymouth 4:2 Weston Super Mare ( Dobbie, Ajose 2x , Lecointe ) ( Gosney, Vieira )

 

Po serii piłkarskich sinusoid nadszedł czas na debiuty i pierwszym spotkaniem ku temu było

25.07 2016 Salisbury 1:6 Weston Super Mare ( Broghammer ) ( Diallo 3x, Edwards, Saemundsson, Cronin )

Saemundsson wspaniale wkomponował się do gry. Miał asystę przy bramce Diallo, sam zdobył w 50 minucie mocnym uderzeniem pod poprzeczkę bramkę i kibice oklaskiwali go, jak jakąś rudowłosą modelkę schodzącą ze sceny. Jeden z dziennikarzy pokusił się nawet o stwierdzenie, że mamy nowego Eidura Gudjohnsena, ale ja wolałem dmuchać na zimne.

 

A zatem Sky Bet League 1, ruszamy pełną parą!

Odnośnik do komentarza

Na lotnisku Gatwick w West Sussex można było zauważyć spore poruszenie. Samoloty lądując wypluwały na ziemię rzesze kibiców; znaczna część pochodziła z Weston Super Mare, ale widziałem też obcych Polaków, co świadczyło o tym, że o mnie i o mojej drużynie było głośno nie tylko na rodzimym podwórku.

Przybyliśmy do Crawley o 9 rano, zdążyliśmy zjeść śniadanie w formie szwedzkiego bufetu, a później John Disney wdał się w słowną utarczkę z ochroniarzem, który wymagał od niego okazania zaproszenia na mecz. Nie rozpoznał naszej tuzy.

Aleksandr Hleb poprawił czapkę z daszkiem, zdjął okulary przeciwsłoneczne i aparaty zaczęły tryskać fleszami. Tylko on był w centrum zainteresowania, ale wydaje mi się, że o mnie też coś ktoś wspominał, bo z tłumu dało się usłyszeć słowa " to ten kutas " i " chuj mu w dupę".

Pan Moss zagwizdał po raz pierwszy dla nas w Sky Bet League 1 o godzinie 15, a to była sobota, dzień odpoczynku i overtimów tych, którzy przyjechali robić kariery.

Temperatura oscylowała w okolicy 18 stopni, było sucho, wietrznie, ale pachniało adrenaliną.

Wyszliśmy w takim oto ustawieniu :

 

Irish - Disney, Edwards, Yeboah, Slocombe - Bonnar, Sims - Hleb, Woodyatt - Saemundsson, Diallo

 

Mecz rozpoczął się fatalnie, bo w 14 minucie worek otworzył Junior Brown. Ofensywny pomocnik bez wahania wykorzystał nadarzającą się okazję i po podaniu Seana Longa w sytuacji sam na sam przelobował Irisha. W drugiej połowie było już znacznie lepiej. Na dzień dobry w 47 minucie Diallo został fantastycznie obsłużony przez Hleba i prostym podbiciem wpakował piłkę do siatki między nogami będącego na wykroku golkipera gospodarzy Sama Slocombe ( zbieżność nazwisk z naszym kapitanem jest przypadkowa ). Nie ukrywam, że poczułem wiatr w żaglach, bowiem jeden punkt na początek uważam za zajebistą sprawę. Dwie minuty po tym golu Martin Slocombe po skoszeniu przez Brundle padł jak rażony piorunem. Padł też tak, jak pada emeryt dowiadujący się o wysokości swojej emerytury w Polsce i w jego miejsce musiałem wpuścić rezerwowego Sigursssona. W 78 minucie Brow wyrżnął równo z trawą Hleba. Białorusin ustawił piłkę na 31 metrze. Do futbolówki podszedł Sims, wypuścił mu na pół metra w bok, a była gwiazda Arsenalu rąbnęła taką petardę, że nawet Slocombe wyjmując piłkę z siatki zasalutował.

 

15:00 Sobota, 30 lipca 2016

Broadfield Stadium, Crawley, widzów 3581

Crawley 1:2 Weston Super Mare

( Junior Brown 14 ) ( Nabi Diallo 47, Aliaksandr Hleb 78 )

 

Po tym meczu mieliśmy taki power w girach, że nawet Forrest Gump przy nasz to leszczyk w bieganiu.

Zobaczcie, pierwszy sezon w Sky Bet League 1 to Pep Guardiola :

 

CAPITAL ONE CUP 1 RUNDA

 

2.08.2016 Gillingham 0:3 Weston Super Mare

( Cousins sam.41, Plummer 72, Hleb 81 )

 

SKY BET LEAGUE 1

 

7.08.2016 Weston Super Mare 4:0 Yeovil

( Saemundsson 18, Blackman sam 35, Gosney 78, Diallo 90+2 )

 

13.08.2016 Colchester 2:4 Weston Super Mare

( Joel 9, Clancy 40 ) ( Diallo 20, Hleb 56, Plummer 63, Woodyatt 90+1 )

 

20.08.2016 Weston Super Mare 2:0 Oldham

( Saemudsson 71, Plummer 90+1 )

 

CAPITAL ONE 2 RUNDA

 

W tym dniu mieliśmy mecz z zespołem występującym w najwyższej klasie rozgrywkowej. Demn Szit, nie róbmy sobie jaj, jesteśmy dziewicą, a tu od razu anal? Mimo to zagraliśmy spotkanie, że palce lizać! W rolach głównych wystąpili zdobywcy bramek, ale genialne spotkanie zagrał też Hleb, co sprawiło, że w mediach zahuczało. Kopciuszek narypał króla.

23.08.2016 ( L1 ) Weston Super Mare 4:2 Nottm Forest ( PL )

( Woodyatt 6,52; Plummer 56,66 ) ( Draper 33, MIKEL ARTERA 84 )

 

SKY BET LEAGUE 1

 

27.08.2016 Swindon 1:2 Weston Super Mare

( McNulty 67 ) ( Edwards 22, Woodyatt 31 )

 

Sierpień sprawił, że rewelacyjny Gosney musiał uznać wyższość młodszego Woodyatta. Genialne mecze grał Plummer, chociaż miał beznadziejne atrybuty. Brynjar Saemundsson też miał całkiem niezłe wejście i tylko Ramadan nie działał jak należy.

 

JOHNSTONE'S PAINT TROPHY PŁD 1 RUNDA

 

Tu zagraliśmy słabe spotkanie, ale potem ... pobiliśmy rekord rozgrywek w ilości rzutów karnych !!!

Po stronie Yeovil pomylili się kolejno : Flannigan i Baldock, a u nas jedynie sierota McCombe rypnął gdzieś w powietrze. Dwadzieścia dwa karne, wyobrażacie sobie moją obstrukcję?

 

31.08.2016 Yeovil 2 ( 10 ) : 2 ( 11 ) Weston Super Mare

( Flanningan 19, Sheridan 34 ) ( Woodyatt 8, Saemundsson 84 )

 

 

 

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza

Przedstawiłem wam sylwetki Sebastiana, Darka i Justyny oraz Jacka. Wszyscy pracowali na Sand Bayu, a na dzień dzisiejszy : Seba wrócił do Polski. Sprzedaje z busa obuwie damskie. Jeździ po Częstochowie i okolicach. Podobno mu dobrze. Przyzwyczaiłem się do tego, że jak Polakowi idzie gorzej niż powinno, to i tak powie, że jest dobrze, żeby nie było, że jest gorszy.

Jacek z kolei wrócił do Polski na dwa miesiące. Przez cały okres pracy zdołał odłożyć tyle pieniędzy, że kupił za gotówkę pod Kamienną Górą mieszkanie, zdołał je wyremontować, a po kolejne dochody udał się do brata kolegi siostry wujka ciotki szwagra, mianowicie do Belgii. Tam wraz z ekipą tych, co to wiecznie spadają na cztery łapy, zajmuje się montowaniem półek w halach i magazynach. Jemu akurat nigdy nie wierzyłem do końca, lecz chwalił się na Facebooku, że zarabia niespełna 3 tysiące euro. Niech mu ziemia miękka będzie. Nikomu nie życzę źle. No, chyba, że kibicowi Chelsea.

Darek i Justyna zrobili sobie dwójkę dzieci. Ale to już wiecie. Zrobili też jakiś myk, bo dwa lata chodzili po wszelkiego rodzaju bankach i instytucjach, aż dostali kredyt i zaczęli budować swój własny dom.

Kelnerzy, którzy budują swój własny dom. Rozumiecie? W Polsce też tak można?

 

Na Sand Bayu było więcej podobnych delikwentów. Był na przykład Damian. Jego akurat pamiętałem z czasów młodości, gdyż był mniej więcej w moim wieku i kiedy ja szlifowałem Gombrowicza i Pilcha, on szlifował sporty walki. Ja brałem pieniądze od rodziców na cokolwiek, on zaś zarabiał legalnie stojąc na bramce w jednej z wiejskich dyskotek. I powiem wam, że na tamten czas był to dobrze zbudowany, dość przystojny ( zawsze miałem z tym problem - weź tu panie określ czy facet jest przystojny czy też nie, jak nie jesteś babą ). Później, gdy zacząłem studiować przestałem go widywać, aż tu proszę - Supervisor na Sand Bayu. Jego praca polegała głównie na robieniu niczego. Wszyscy przychodzili na pół godziny przed podawaniem żarcia, żeby sobie poukładać - a to marmoladę, a to masło, kawę zrobić i takie tam inne bzdury. On przychodził punktualnie, ale siadał sobie na krzesełku i grał na telefonie. A gdy nadszedł czas serwowania posiłków udawał, że jest, ale wychodził co chwila na papierosa, do kibelka. Pojawiał się na sam koniec, gdy trzeba było czyścić sztućce, albo - gdy któryś z kelnerów nie wyrabiał się czasowo z poukładaniem wszystkiego na obiad. Wtedy Damian był najlepszy. Czyścił, polerował, pomagał, dbał, by każdy go lubił.

Wiecie jak dostał pracę Supervisora?

To może dla niektórych wydawać się oczywistą oczywistością ale ... po prostu bardzo dobrze gadał po angielsku. To wszystko. Damian był dla mnie przykładem, że jak jesteś za granicą to musisz krakać tak jak one.

Inaczej do końca życia będziesz embrionem, pieprzoną amebą, jednokomórkowcem, lamblią.

Druga twarz Damiana odkrywała się późnym popołudniem, gdy wszyscy byli już po pracy. Uwielbiał pić, uwielbiał trenować, ale też większość jego czasu pochłaniały nowe gry na Playstation. Wtedy był to trzeci wypust tej zacnej konsoli. Gdzieś pomiędzy treningiem, konsolą, a pracą znajdował jeszcze czas dla dwóch rzeczy - mianowicie każdy z tych, co potrafili grać w pokera, przychodził co piątek do kantyny. Wspominałem wam już o tym na początku mojego opowiadania, ale Damian był jednym z tych, którzy praktycznie zawsze wygrywali. Jak wygrywał, pił. A jak pił to żarł. A jak żarł to po tych kilku latach w których go nie widziałem przytył jakieś 30 kilogramów i wyglądał jak spasiony baleron, syn Butterbeana, gość z puchliną głodową rozłożoną na całe ciało.

Damian miał też dziewczynę Joannę, którą każdy chciał przelecieć. Nie wiem czy wynikało to bardziej z jej urody, czy z faktu, że po prostu też chciałem ją przelecieć. To takie normalne przecież, dlatego też nie warto się nad tym zastanawiać i poświęcać temu większej uwagi.

Joanna też była kelnerką i jej historię opowiem wam później.

Wielokrotnie z ich domku słychać było krzyki " Damian przestań, Damian zostaw mnie, Damian dlaczego? ". Gość naparzał lalkę w komiczny sposób - czym się dało i w co się dało. W efekcie latała po kuchni, pokoju, po ścianach, po suficie, lądowała głową w wazonie. Lubił jej spuścić porządny wpierdol, a gdy leżała na łóżku i krwawiła majestatycznie wyjmował kutasa i pozwalał jej, żeby mógł ją zerżnąć.

Kuriozalne było to, że w podobny sposób traktował 70% pracowników. Jak chciał to spuszczał im łomot, ale w taki sposób, by nie było widocznych śladów, bo - nawet w jego przypadku - działała żelazna zasada = kto się bije, ten tu już nie pracuje.

Pamiętam sytuację, gdy Karol, gość dla którego życie w Anglii jest wyzwaniem na miarę nauki ośmiu języków w trzy godziny, przyszedł do mnie na wódeczkę. Siedział spokojnie przy stole, sączył, śmiał się, opowiadał bzdury wyssane z palca. Przyszedł Damian. Wziął dwa łyki gorzałki, spojrzał na Karola i uderzeniem rodem z Kinga z Tekkena posłał Karola razem z drzwiami na zieloną trawkę przed domek. Taka sytuacja.

 

Sand Bay krył wiele podobnych tajemnic. Każdy o tym wiedział, nikt o tym nie mówił. Wychodziły powoli na światło dzienne, gdy Britannia Hotel przejął ten splendor.

Zastanawiałem się w jaki sposób ja mogę pomóc moim krajanom.

I powiem wam, że to nie Piece of Cake.

 

Jednego razu chciałem otworzyć tradycyjny, polski sklep z jedzeniem. Wiecie, taki populus. Zapytałem kilku byłych pracowników Sand Bayu czy chcieli by pracować u mnie. Ich odpowiedzi zwykle były takie - po co skoro mam benefity, a za ile i czemu tak mało, pomyślę, sam nie wiem, spierdalaj. Sam nie będę stał w takim sklepie za ladą, bo mam lepsze interesy na oku, ale powiem wam szczerze, że za granicą stracić szacunek do Polaka jest tak samo proste jak wydłubać z nosa osad.

 

Drugim pomysłem była firma budowlana, bowiem Polish miał w okolicy kilku chętnych ludzi do zakupu ciekawej nieruchomości. 90% budynków na terenie Weston Super Mare była już sprzedana, zatem postanowiłem wykupić ziemię za polskim kościołem i postawić kilka domów jednorodzinnych. W tym celu udałem się do pobliskich hurtowni budowlanych by negocjować ceny. Szczerze mówiąc taniej mi było kupić busa i wozić towar z hipermarketów budowlanych.

Polaków do pracy nie znalazłem. Każdy miał podobne zdanie, co w stosunku do pracy w sklepie. Pomyślałem zatem sobie - ciekawe ilu krajanów będąc w Polsce szuka pracy w Anglii? Myślę, że nawet wśród was jest garść takich osób, ale nie wiecie gdzie iść i kogo zapytać.

Umieściłem zatem ogłoszenie na Facebooku - dam legalną pracę w UK.

W jeden dzień na skrzynce wiadomości miałem jakieś 500, z czego 200 było takiej treści jak " Nie znam języka, nie umiem nic, co to za praca i czy to z zakwaterowaniem? Uda mi się coś odłożyć ? ". Kurwa, każdy szuka pracy na gotowe. Nie miałem pomysłu na zakwaterowanie aż do momentu ...

Przeglądając zdjęcia moich przyjaciół na Facebooku natrafiłem na kumpla, który handluje pościelą wełnianą po Polsce. Tydzień w tydzień śpi w innych miejscach, nierzadko w dość tanich hotelach. Jednym z umieszczonych zdjęć na portalu było zdjęcie kilkunastu kontenerów dla budowlańców, do których podłączono cały węzeł sanitarny, wsadzono do środka kabiny prysznicowe i sracze, oraz ułożono te kontenery w tak zwany półksiężyc, były tam dwa piętra. Na środku, na ziemi stało miejsce na grilla, obok mini bar z piwskiem i frytkami, a za kontenerami był parking tak, by każdy mógł widzieć swoje autko z okna tej niby posesji.

Szybko odnalazłem firmy handlujące używanymi kontenerami. Koszt zakupu jednego to niespełna 4 tysiące funtów. Ja chciałem ich mieć jakieś 20, za co dostałem rabat na 3500 za sztukę.

Całość postawiłem na terenie budowy. Koszt uzbrojenia i podłączenia wszystkiego to jakieś 5 tysięcy funtów.

I proszę - praca na budowie + zakwaterowanie. 6.31 funta za h, nocleg za darmo, płacisz tylko za wyżywienie + rachunki. Rarytasów nie ma, ale lepsze to niż bycie magistrem w Polsce na kasie w Tesco. W dwa tygodnie udało mi się zatrudnić 10 chłopa do robienia wszystkiego, 2 majstrów i 1 szefa od wszystkiego. I powiem wam, że jako biznesmen czułem się zajebiście, ale jako samarytanin jeszcze lepiej.

Dobro powraca ze zdwojoną siłą.

 

Budynki wybudowałem w 7 miesięcy, sprzedałem ze 150% zyskiem.

W międzyczasie udało mi się wynająć kontenery innym firmom, przez co miałem stały dochód każdego miesiąca. Koszt najmu to 200 funtów od łba + rachunki. Myślę, że uczciwie.

 

Odnośnik do komentarza

We wrzesień weszliśmy jak nóż ze stali chromowo-niklowej w masełko.

Najpierw na samym początku udało się nam wysoko wygrać z Preston, które przez cały mecz prezentowało naprawdę wyborną formę. Niestety dla nich to my byliśmy skuteczniejsi pod bramką, a to za sprawą przebojowego Ramadana, który akurat w tym spotkaniu udowodnił przedsezonowe opinie, że jest drugim Hakanem Sukurem.

 

SKY BET LEAGUE 1

10.09.2016 Preston 0:4 Weston Super Mare

( Ramadan 17,25; Grubb71; Huntington 85 sam. )

 

Swoją dyspozycję filigranowy Turek potwierdził cztery dni później. Od tej pory miałem nie lada orzech do zgryzienia, bo w napadzie miałem 4 równorzędnych piłkarzy, a graliśmy przecież dwójką. I, jak to zwykle bywa, jak nie gra ten to ma focha, a jak nie gra tamten to tamci mają focha.

 

14.09.2016 Weston Super Mare 4:1 Coventry

( Ramadan 40, 42, 63, Plummer 69 ) ( Ikpeazu 64 )

 

Trzy dni później uciułaliśmy na wyjeździe komplet punktów nie dając najmniejszych szans gospodarzom, ekipie Gillingham.

17.09.2016 Gillingham 0:2 Weston Super Mare

( Plummer 16, Gosney 63 )

 

A później nadszedł czas oddzielenia żółtek od białka. 21 września mieliśmy starcie z ekipą z Premier League - Wigan. Już jednych goliatów z tej klasy rozgrywkowej objechaliśmy jak kelnerów, ale z Wigan wiedziałem, że będzie znacznie trudniej. Dlaczego? Bo jak kopciuszek nastuka potencjalnie lepszych, to każdy potencjalnie lepszy czy gorszy stara się spiąć dupsko i nastukać kopciuszka. Owen Coyle był zdeterminowany, zwłaszcza, że w lidze szło im tradycyjnie do dupy.

Składy :

Lainton - Disney, Sigurdsson, Yeboah, Oates - Edwards, Hleb - Plummer, Gosney - Ramadan, Diallo

Mateusz Taudul - Trippier, Dean, Briggs, Sinclair - NANI, Forshaw, Steven - Anichebe, Necid

 

Po gwizdku arbitra głównego - pana Taylora prawie 12500 kibiców rozpoczęło żarcie i gapienie się. Pierwsze 45 minut było nudne jak przyspieszenie Traffica 2.0 w dieslu. Oddaliśmy jeden strzał, ale polski bramkarz nie musiał interweniować. Za to Wigan naparzało jak Pudzian Najmana. Oddali raptem 17 strzałów, z czego tak naprawdę Laiton dwukrotnie fruwał pod poprzeczkę parując gałę nad siebie.

Nadejszla przerwa. Wszyscy poluzowali zwieracze, inni wszyscy napili się czegośtam, a jeszcze inni relaksowali się na stole do masażu. Druga połowa to coś kuriozalnego :

W 46 minucie Nani posłał długą piłkę na Tomasa Necida, ten zgasił ją klatką i uderzył po długim słupku. Lainton musiał uznać wyższość wychowanka Slavii Praga. Grunt walił się nam pod nogami. Pan Taylor nakazał położyć piłkę na środku. I taka sytuacja - Hleb pyka do Woodyatta, ten patrzy że Mateusz Taudul nie zdążył jeszcze wrócić do bramki po łyknięciu z bidonu, no więc wali dużego loba z jakichś 43 metrów. Piłka leci, leci, ja czuję jak adrenalina robi mi lewatywę, zwieracze puszczają i ... piłka wpada do siatki. Nosz kurwa, wpadłem na murawę jak emeryt do Lidla na promo kurczaka. 1:1 to było coś.

Ale nie, bo po co tak kończyć mecz? W 78 minucie była akcja lewą flanką. Hleb do Plummera, ten odgrywa bardziej do środka na wbiegającego w uliczkę Oatesa. Gość się znalazł tam cholera wie dlaczego. Oates chciał uderzyć ale wyrżnął orła instynktownie piętą odgrywając piłkę na 18 metr. Tam znów był gówniarz Walijczyk i wbił polskiego bramkarza razem z piłką za linię. Pan Taylor pokazał na środek, ja pokazałem na serce że niby jestem z Woodyattem, ale ten mnie nie widzi. Podbiega do barierki, chce ściągnąć koszulę, ale Yeboah mu nie pozwala mówiąc, że zaraz będzie kara. Laski szczają, kibice Wigan chcą mu urwać kończyny, nasmarować solą i kazać biegać po rozżarzonym żarze!!

W 90 minucie było po meczu. Zjechaliśmy kolejną ekipę z Premier League !!

 

CAPITAL ONE CUP 3 RUNDA

21.09.2016 Wigan 1:2 Weston Super Mare

( Necid 46 ) ( Woodyatt 47, 78 )

 

Ach co to była za feta. Każdy nawalił się jak porządny Rusek. Było żarcie, dziwki, koks, konserwy i impreza bez przerwy. Nie zdobyliśmy przecież żadnego pucharu, ale dwukrotnie wywalić ekipę z najwyższej klasy z rozgrywek to tak jak by dwukrotnie zostać mężem Paris Hilton. To było też tak, jak by się nawrócić i przestać kibicować Chelsea.

Odnośnik do komentarza

Po meczu z Wigan mieliśmy kaca wielkości dziury ozonowej. Jednak choroba nie była przeszkodą w odnoszeniu kolejnych sukcesów. Niestety dla Blissa w prasie pojawił się obszerny artykuł traktujący o naszym klubie, ale w większości była to beka z naszego bogactwa, murawy, stanu szatni. Nie ukrywam, że czekałem na taką okoliczność, udałem się do biura i powiedziałem co sądzę o wyjebce na nasze warunki pracy. Zagroziłem, że jeżeli Bliss nadal będzie łechtał łechtaczkę umysłową swoją i swoich kurtyzan, to w niedalekiej przyszłości poważnie zastanowię się nad zmianą otoczenia. Oczywiście zostałem zbesztany jak biedny bezrobotny przez Komorowskiego, ale chcąc nie chcąc klub rozpoczął rozbudowę :

 

- Bazy szkoleniowej - planowane było zwiększenie budżetu płacowego dla nowych szkoleniowców. Powiem wam, że jak skanowałem bazę dostępnych trenerów, fizjoterapeutów, scoutów to w zasadzie każdy, ale to KAŻDY chciał minimum 1200 funtów tygodniowo. Powiedzcie mi, jak ja do cholery mogę zapłacić konowałowi tyle hajsu, gdy Hleb - najlepiej opłacany zawodnik w drużynie - zarabia 1300? Podobno dostaliśmy za awans sporo kapusty i - podobno - pod koniec miesiąca księgowy powie ile można na ten cel przeznaczyć.

 

- Szkółki dla juniorów ( nie do końca zgadzałem się akurat z tym założeniem, bo posiadaliśmy lichą kadrę szkoleniową, co dawało nam mierne możliwości w szkoleniu. Całkiem niedawno czytałem bardzo ciekawy artykuł pióra Smetka dotyczący sensu rozbudowywania szkółek do maksymalnego poziomu. W naszym przypadku lepiej kupować, podkradać, szkolić i sprzedawać. Może będziemy takim drugim Ajaxem w niedalekiej przyszłości )

 

- Zmiana murawy - stan naszej murawy nie różnił się niczym od stanu ziemi po maratonie Marines po zaminowanych polach przez Vietmin. Przy bramce - po staropolsku - jebitnie wielka wyrwa w trawie, na której gromadził się deszcz. Jak nie deszcz, to liście. Jak nie liście to było tak twardo, że bramkarze strzelecki woleli mieć ustawiając sobie plecaki na ziemi. Ci co grali w piłkę wiedzą o co kaman.

Planowany koniec wymiany murawy to 21.06.2017 rok.

 

- Rozbudowa stadionu została ukończona dokładnie 26.10.2015. Teraz klub rozpoczął budowę ... NOWEGO STADIONU - planowany koniec rozbudowy to 9.09.2017 rok.

 

I tutaj pojawia się pytanie - po co zmieniać murawę na starym stadionie, skoro klub buduje nowy?

Odnośnik do komentarza

Wpadłem na cholernie genialny pomysł. Polazłem do kucharza, co nam gotował strawę i powiedziałem mu, że od tej pory będzie musiał ze mną konsultować wszystkie składniki i zanim poda piłkarzom żarcie ja sam muszę ocenić czy jest spoko czy nie jest. Wiecie po co? Dosypywałem od tej pory chłopakom do żarcia winstrol w tabletkach, metanabol, clenbuterol i oxandrolon. Wszystko proszkowałem, dodawałem do tego pieprzu, soli i jakichś innych gówien co to niby są naturalne, a koło naturalnego nie leżały nawet. I powiem wam, że to co się po tym działo to przechodziło ludzkie pojęcie. Nikt nas nie kontrolował jeśli chodzi o doping, a preparaty były tak słabe, że nawet jeśli ,to nikt by nie wyczuł.

I obczajcie to, co się działo .

24 września zdobyliśmy trzy punkty w meczu z Barsnley, a to za sprawą Islandczyka Saemundssona, który w pierwszej połowie wcisnął podopiecznym Darrena Fergusona odbyt w gardło. Kropkę nad i postawił Woodyatt bardzo ładnym strzałem lecącym z prędkością pomyślunku i mrugnięciu powieki.

 

24.09.2016 Weston Super Mare 3:1 Barnsley

( Saemundsson 26, 44; Woodyatt 53 ) ( Burke )

 

Zaraz po tym rozjechaliśmy patyczaków z Leyton Orient, bo nie postawili nam żadnej poprzeczki. Było prosto, łatwo i przyjemnie, jak na pierwszej randce z Badoo gdy masz doświadczenie z Tindera.

 

1.10.2016 Weston Super Mare 2:0 Leyton Orient

( Diallo 10, Gosney 83 )

 

Potem mieliśmy mecz w Johnstone's Paint Trophy, a więc mecz w pucharze dla nikogo, który warto zdobyć, żeby nawet przy nikim być kimś. Tutaj akurat Oxford przypomniał sobie, że my też możemy przegrywać i postraszyli nas jak na Halloween w 26 minucie, gdy Phipp podał piłkę do Whiteoaka a ten z czuba wykręcił rogalika z żurawiną. Co z tego, skoro dziewięć minut wcześniej Saemundsson przerżnął krocze Steve Windassa - dosłownie, bo na wślizgu wsunął mu gałę pod nogami o mało co nie kastrując gościa. W 36 minucie było już po meczu, bo Diallo nie chciał być gorszy od nowego piłkarza i uderzeniem z czarnej łepetyny dał nam awans.

 

JOHNSTONE'S PAINT TROPHY PŁD 2 RUNDA

4.10.2016 Weston Super Mare 2:1 Oxford

( Saemundsson 17, Diallo 36 ) ( Whteoak 26 )

 

Ależ to było piekielnie dobre. Graliśmy taktyką z czterema obrońcami, jednym defensywnym pomocnikiem ustawionym zaraz przed obroną i zaraz przed drugim, rozgrywającym. Skrzydłowi dawali czadu na flankach, ale kazałem im olać środek pola, bo tam niepodzielnie rządził Białorusin Hleb. Na szpicy było bogactwo. Kto by tak nie chciał?

 

Po Oxfordzie nadejszla wiekopomna chwiła, bowiem przyjechali do nas derbowcy z Bristolu. Ależ wiary zgromadziły trybuny. Cztery tysiące osób, każdy na pełnej kurwie, aż się chciało bojówkę wpuścić na murawę na powyrywanie nóg z dup piłkarzy Nicka Barmbyego. W ogóle zauważyłem, że kapitanem Bristol City był znany z naszych paszteciarskich boisk Ivica Vrdoljak. Przed meczem podchodzę do chłopa i pytam po polsku dlaczego odszedł z Legii do takiego pionka jak City, a on mi odpowiada, że nawet szósta liga angielska jest lepsza od (L)egłej, więc lepiej mu tu, gdzie nikt nikogo nie dyma bez wazelinki, nie wręcza róż sędziom i nie każe zapierdalać w minus siedemnaście po murawie, że niby hartowanie organizmu. Lepiej mu, a tam zostawił z ziomeczków Jodłowca, Piecha i Pereirę, ale jak proponował żeby ich ściągnąć do Anglii, do menedżer odpowiedział, że akurat tych do koszenia trawy mają za 6.31 funta, a na zmywaku jest Litwin.

No więc z Bristol City to graliśmy całkiem żwawo, bo cisnęli nas od początku jak pani od matematyki humanistę pod tablicą. Jedynego gola zdobył wprowadzony w 75 minucie Ramadan. Ależ gość miał wejście. Wlazł, stanął pod bramką, róg, Edwards bije, Turek skacze i Bobby Olejnik rzuca rękawice na ziemię z wkurwu.

 

SKY BET LEAGUE 1

15.10.2016 Weston Super Mare 1:0 Bristol City

( Cemal Ramadan 76 )

 

Na koksie jest jak na spidzie. To znaczy, nigdy nie zażywałem, ale jak bym zażywał, pewnie by tak właśnie było. Co dało się zauważyć w kolejnym meczu z Bradford. Graliśmy znów na własnym podwórku, gdzie murawa była jak twarz nastolatka smarującego pysk Oxy. Pan Pawson musiał mieć trudne zadanie, bo gwizdał trzy razy jak piłka przekroczyła linię.

Raz w 2 minucie, bo nasz libero Sigurdsson wyrósł jak spod ziemi po podaniu Gosneya i z największą łatwością, taką samą jak podczas zginania palca, wsunął piłkę pod pachą Briana Murphyego. Myślę sobie - łoż Ty byku, toś nam dał kopa. Ale tak myślałem tylko ja, bo reszta zespołu osiadła na mieliźnie i moczyła syry w wodzie podziwiając syreny. W 60 minucie Conor Doyle ( znany z występów w Derby i DC United ) posłał szczura nad Laintonem i mecz rozpoczął się od nowa. Na szczęście znów gówniarz Ramadan błysnął geniuszem, bo w 91 minucie, jak wszyscy już opuścili stadion uderzył nie do obrony z brzucha, w zamieszaniu podbramkowym.

 

18.10.2016 Weston Super Mare 2:1 Bradford

( Sigurdsson 2, Ramadan 90+1 ) ( Doyle 60 )

 

Cztery dni później graliśmy z Wycombe. Tym razem musieliśmy jechać kawał drogi, ale jak się okazało, bardzo słusznie, bo zmiana klimatu służy nawet staremu dziadkowi jarającemu wiarusy. Kibiców było całkiem sporo, aż siedem tysięcy, ale to my dyktowaliśmy warunki. Wynik otwarł Diallo, w 2 minucie. Rąbnął nukę pod poprzeczkę i pofrunął z rozłożonymi rękoma wzdłuż trybun gospodarzy, na co ci powiedzieli mu jak się zrywa banany. w 16 minucie odpowiedział Sam Hoskins, ale to był bardziej błąd Laintona niż gol 23 letniego Anglika. Na szczęście w 23 minucie zapomniany trochę przeze mnie Magno Vieira ustalił wynik meczu uderzając bezpośrednio z wolnego po ziemi.

 

22.10.2016 Wycombe 1:2 Weston Super Mare

( Hoskins 16 ) ( Diallo 2, Vieira 23 )

 

A po tym meczu sierotka Marysia wylosowała nam w Capital One Cup słynne Queens Park Rangers. O zgrozo, znów z Premier League jakieś placki, a my przecież z trzeciej ligi. Buki dawały nam takie szanse, jak premier Kopacz w starciu ze Szpilką. Mimo to do gry desygnowałem taką paczkę :

 

Lainton - Disney, Sigurdsson, Yeboah, Slocombe - Edwards, Johnson - Vieira, Gosney - Saemundsson, Diallo

 

A tamci wystąpili tak :

 

Bunn - Richards, Caulker, Robinson, Rose - Faurlin, Mutch, McManaman, Fer - Delfouneso, Harry Kane

 

Ej, serio to kumałem tylko tego Kane, bo był jak Roy i Robbie, a niedawno chyba grał w Tottenhamie.

Reszta to jakieś placki. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale rżnęliśmy to proso słuchając Disco Polo, a nad głowami krążyły pterodaktyle.

Mamy 38 minutę. Mike Gosney puszcza się jak rumuńska tirówka środkiem pola, mija jednym balansem ciała Caulkera, wpada w pole karne i technicznym lobem lobuje wychodzącego na wykroku Bunna. Kibice kurwują jak na zebraniu w domu Braci Albertów. W 44 minucie odpowiada Harry Kane, bo wbiegł w pole karne po rzucie rożnym i uderzył głową tam, gdzie nie stał nikt. Wszyscy myśleliśmy, że tak się też mecz zakończy, ale nie, w doliczonym czasie gry w zamieszaniu w polu karnym najsprytniejszy okazał się Nabi Diallo i Anglik ustalił wynik meczu. W drugiej połowie nastawiłem grę na hipersuperextradefensywną, z możliwością wykonania kontrataku wyłącznie po przesłaniu podania i dwóch zdjęć legitymacyjnych. I to dało efekty. Jak Clattenburg gwizdnął po raz ostatni całe QPR było w szoku.

 

Ach jak się tu tworzy historyja !!

 

CAPITAL ONE CUP 4 RUNDA

25.10.2016 Weston Super Mare 2:1 Q.P.R !! !! !!

( Gosney 38, Diallo 45+1 ) ( Harry Kane 44 )

 

Jeszcze w ostatni dzień tego zajebistego miesiąca pojechaliśmy w Pucharze Preston i to u nich, na rodzimym podwórku. Mecz był z kategorii tych, gdzie kibice jarają się nim jeszcze kilka lat później. Zobaczyli pięć bramek, dwie z ich strony i trzy z naszej. A dzień konia miał znów Saemundsson strzelając dwie bramy w odstępach dwóch minut.

 

PUCHAR 1 RUNDA

29.10.2016 Preston 2:3 Weston Super Mare

( Wearing 26, Wyke 48 ) ( Ramadan 32, Saemundsson 63, 65 )

 

Ten październik to była petarda.

 

Odnośnik do komentarza

Telefony rozdzwoniły się po wygranej z Queens Park Rangers. Nie wiem skąd pismaki miały mój numer, ale musiałem iść do O2, bo byłem gwałcony przez uszy. Druga rzecz - kluby, które rozjechaliśmy jak żabę czołgiem zaczęły wysyłać mi zapytania, czy nie chciałbym wbić na rozmowę kwalifikacyjną, bo niby dają mi więcej za mniej. I powiem wam, że nazbierało się tego od cholery, ale nie zamierzałem opuszczać Weston Super Mare, bo planowałem się zakochać.

Miałem już tyle hajsu na koncie, że swobodnie mogłem sobie żyć tak jak chciałem, kupować co chciałem, a moje Perpetum Mobile sterydowego królestwa kręciło się jak felga w maluchu. Polish nie odzywał się do mnie od ponad miesiąca, ale skrupulatnie trzepał mi konto siarczystymi przelewami. Wynajem kontenerów dla pracowników kręcił się jeszcze lepiej, więc sam Kyiosaki był by ze mnie dumny. Mógł napisać książkę Biedny Polak, Bogaty w Anglii.

Listopadowe spadanie liści rozpoczęliśmy od wysokiego drzewa, bo rozkręceni dawkami sterydowego szaleństwa zmiażdżyliśmy Brentford na wyjeździe depcząc im twarze brudnymi korkami. Destrukcję rozpoczął Gosney, w ósmej minucie, a Jack Bonham, czy jak się to pisze, nie zareagował. Zawiesił się i musiał go zrestartować kapitan Jordan Jones kręcąc mu suta. Nim postawili piłkę na środku Sigurdsson oddał strzał życia i mógł już umierać. 43 metry nad ziemią, prędkość spadającego promienia słońca, abstrakcja, cud nad Wisłą i piłka zatrzepotała pod poprzeczką, jak wymierzona kątomierzem i cyrklem. Sześć minut później kręcenie wora zrobił im Ramadan ( wybrany młodym piłkarzem poprzedniego miesiąca ( nie wiem dlaczego nie Islandczyk ? )). W odpowiedzi Kazimir Colic ( kimkolwiek on był ) postawił maszty na Lionel Road w Londynie ale w 62 minucie Ramadan ściągnął chorągiewkę i było już 1:4

 

SKY BET LEAGUE 1

2.11.2016 Brentford 1:4 Weston Super Mare

( Colic 19 ) ( Gosney 8, Sigurdsson 10, Ramadan 16, 62 )

 

Zaledwie trzy dni później posłaliśmy na deski słynne Charlton, które nie potrafi wrócić do elity od kiedy pamiętam. Karl Robinson, selekcjoner tej watachy miał być zbawcą, ale był tylko pieniaczem, szlachtą polską, wataszką spod spożywczaka u pani Krystyny. Nie daliśmy im żadnych szans, aczkolwiek w 3 minucie wyrwali nam włosa z nosa za sprawą Freemana. W 28 minucie ładnym strzałem w okienko z jakichś 25 metrów popisał się Ramadan, a później w 42 minucie podziękował za wszystko Woodyatt i zamknął mordy tym kelnerom.

5.11.2016 Charlton 1:2 Weston Super Mare

( Freeman 3 ) ( Ramadan 28, Woodyatt 42 )

 

Po tym meczu mieliśmy długą przerwę. Było to spowodowane chuj wie czym, ale co to za różnica? Zdążyłem zmienić samochód. Wysłużone BMW sprzedałem Plummerowi, który w tym sezonie akurat błyszczał jak słoneczny cień. Nie wiem czy to problemy z matką, bo była MILF, czy to, że nie potrafił się odnaleźć po stracie chomika, który posłużył jako dywanik gdy najebany Anglik wrócił do domu, wyrżnął orła, nadział się kolanem na zwierzaka i przesunął nim jakieś dwa metry po ziemi rozmazując flaki na panelach.

Kupiłem sobie Mercedesa CLK, ale tego budę wyżej. Wiecie, skóra, drewno, dobra benzynka bez podtlenku gazu. Wyglądał jak cukierek, a ja ostatnio miałem cholerną ochotę na słodycze. Do Mercedesa kupiłem sobie najnowszego Iphona, a później w Blue Inc zostawiłem jakiś tysiąc funtów za ciuchy. Każdy musi sobie dawać nagrody za sukcesy. Ty też dajesz ?

 

Następni do golenia byli kelnerzy z Wolves, ale akurat na nich wyrypaliśmy się jak babcia z zakupami na śliskim podeście. Graliśmy w miarę dostatecznie. Same spotkanie było wyrównane, nudne jak niedzielne popołudnie pod kocem i kibice wychodząc ze stadionu mieli niedosyt.

19.11.2016 Weston Super Mare 0:0 Wolves

 

Ale zaraz po tym znów dostaliśmy na talerzu, bez ziemniaków Charlton. I tym razem miałem ochotę wszystko zjeść, a ości zostawić na brzegu talerza. Te cieniasy nie wyciągnęły absolutnie żadnych wniosków po ostatnim laniu dupska. W 9 minucie Saemundsson otworzył worek z bramkami, a ja nie czułem żadnych emocji. Przecież to było tak naturalne jak puszczenie bąka po fasolce po bretońsku. Każdy to robi, tylko kobiety o tym nie mówią. W 18 minucie Diallo dołożył swoje kilka pensów, a w 58 rezerwowy Johnson zaświecił znicz nad padołem po raz ostatni. W 78 minucie Seager zdołał zdobyć honorową bramkę, ale ja tam pieprzę taki honor. Urwaliśmy im punkty w lidze i wywaliliśmy za burtę i tyle można o nich powiedzieć.

Johnstone's Paint Trophy Płd. Ćwf.

23.11.2016 Charlton 1:3 Weston Super Mare

( Seager 78 ) ( Saemundsson 9, Diallo 18, Johnson 58 )

 

Po raz kolejny dowiedziałem się, że następne podania wpływają do klubu. Chciało mnie sześć zespołów z różnych lig, każda brytyjska, a ja wiedziałem, że coś jest na rzeczy, ale Bliss maskował wszystko w trawie.

 

No więc w Pucharze Ligi w drugiej rundzie zagraliśmy bardzo dobre spotkanie z wyżej notowanym zespołem Oldham. 2 minuta, AJ Leitch-Smith ( masakra co za nazwa gościa ) strzelił z zamkniętymi oczami i było 1:0. Pięć minut później Ramadan rozpostarł skrzydła po dobrym, silnym uderzeniu ze łba. W 32 Vieira podwyższył na 2:1, a to za sprawą czuba w swoich adidasach. Dalej, 47 minuta, czyli dwie po gwizdku na siema po raz drugi, Manset zdobył bramkę po solówce w środku. Lainton był bezradny, bo rzucił się w prawo, a piłka poleciała nie dość że w lewo to jeszcze nad nim. W 73 minucie ponownie Johnson dał popis swoich nudnych zdolności, bo z wolnego uderzał Hleb, ale piłka odbiła się od poprzeczki, od ramienia naszego pomocnika i pan Pawson chyba nie widział.

 

Puchar Ligi 2 Runda

26.11.2016 Oldham 2:3 Weston Super Mare

( AJ Leitch-Smith 2, manset 47 ) ( Ramadan 7, Vieira 32, Johnson 73 )

 

Cztery dni później pobiliśmy rekord ligi w ilości strzelonych bramek. Dziesięć trafień podzielić na dwa, to po pięć goli na każdą stronę. Na Fratton Park z Porsmouth było jak w okopach z motyką, gdzie naparza Boleszewik z otwieraczem do kapsli.

Mecz sędziował pan Taylor, a gość jest tak włochaty, że kiedy podnosi rękę to mam wrażenie, że ma Tinę Turner pod pachą. I wygwizdał nam remis.

30.11.2016 Porsmouth 5:5 Weston Super Mare

( Westcarr 2, 75; Seaborne 16; Beavon 41, 45+1 ) ( Saemundsson 8; Hleb 10,12,86; Johnson 87 )

 

Mieliśmy pierwsze miejsce w lidze. Goliliśmy wszystkich bez pianki.

 

W międzyczasie udało się nam nawiązać współpracę ze Stockport Sports gdzie mogliśmy wypożyczać zawodników do tego klubu - chodziło mi o placków nie mieszczących się w pierwszym i drugim składzie. Za całość tamci dostali 7 tysięcy funtów rocznie.

Dla nich taki strzał to szóstka w totka. Dla nas okazja na rozwój klubu, aczkolwiek nie ukrywam, że wolałem klub z innego państwa.

 

A potem dostałem od Blissa spis podań o mnie. Zobaczcie :

 

ROZMOWY KWALIFIKACYJNE

 

20.10.2016 - Bristol City

24.10.2016 - Brentford

27.10.2016 - Tranmere Rovers

07.11.2016 - Charlton Athletic

09.11.2016 - Scunthorpe United

28.11.2016 - Bradford City

 

Wszystkie zapytania zostały odrzucone przez zarząd.

Powód?

Nikt się nie zamierzał mnie pozbywać za żadne pieniądze.

 

To było cholernie miłe. Nie zawsze kasa jest najważniejsza. Czasami lepiej kogoś po prostu docenić.

A potem zapłacić oczywiście :P

Odnośnik do komentarza

@ Tym bardziej jest to dla mnie dziwne.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Święta za granicą to czas, w którym chyba każdy krajan docenia to, co miał, a co sprzedał za pensy. Jesteśmy tradycjonalistami. Kochamy barszcz z uszkami, makowca i ciepło domowego ogniska, a sprzedajemy siebie za zera przed przecinkiem na koncie. Tęsknimy, płaczemy, lamentujemy przez telefon, skypa, whatsupa, a potem regenerujemy rozdeptaną duszę pejslipem za który możemy zapłacić za mieszkanie. Zbieramy funt do funta żeby kupić paczkę ze słodyczami i sprzętem elektronicznym, wysyłamy do domu żeby zrekompensować najbliższym naszą nieobecność. A rodzice z rodzeństwem, babcią siedzą przy wigilijnym stole, nakrywają dla nas jedno miejsce i przez łzy cieszą się, że jest tam nam dobrze. Tylko to już nie wróci. Wszyscy się starzejemy i za kilka lat funty pozostaną na powrót do kraju na tydzień, pochowanie ojca, zapłacenie za lepszy nagrobek. Dokąd zmierzamy? Po omacku, przy zgaszonym świetle, za dźwiękiem szeleszczących funtów.

 

Tamtego dnia raczyłem się kroplami whisky w typowo brytyjskim barze. To była jesień, czas zadumy, czas nostalgii. Kto z was tu mieszka to rozumie o co kaman, bo wtedy wszystko zaczyna zmieniać sens. To, co jest zajebiste staje się wątpliwe, przychodzi sezon na leszcza i nawet najbardziej zagorzali kochankowie idą w przeciwnych kierunkach. Na carpecie ktoś rozlał piwo, a ktoś nie posprzątał. Ktoś dotknął lepkiego stołu, na którym jeszcze pięć minut wcześniej ktoś trzymał ręce po oddaniu kału, nie wytarł do końca i kawałki gówna następny ktoś wsunął do buzi razem z frytkami.

 

To był cholernie dziwny wieczór. Patrzyłem na ludzi, którzy snuli się jak smród po gaciach. Brakowało powera, baterie pokazywały low fuel, a na nieboskłonie nawet niebo miało wszystkich w dupie i pościeliło sobie łóżko chmurą. Chmura zlała się na ziemię.

 

Mieliście kiedyś taki stan? To się nazywa podobno depresja, ale z tego co zdążyłem zauważyć to nazywa się też brytyjska pogoda, brytyjska aura, brytyjski pis of szit.

Niebawem przyjdą święta. Ci co zdążyli zrobić laskę menedżerowi polecą do Polski, do rodziców, do rodzin. Ci co nie zdążyli, ale zdołali obciągnąć ręką mogą pojechać po świętach, przed Sylwestrem. Ale zdecydowana większość nie pojedzie nigdzie. To jest One Way Ticket. Nikt cię nie wywali z pracy bo pojechałeś, ale zrobi tak, że wywali cię z pracy z jakiegokolwiek powodu - bo pojechałeś.

Święta poza domem - dla niektórych to pierwsze takie w życiu, gdzie nie zobaczą mamy piekącej najlepsze ciasta, taty robiącego greka po rybsku, kutię, siostry szatkującej warzywa na sałatkę. Nie będzie krzątającego się pod nogami psa, uśmiechów, nawalanki ze śnieżynek za oknem i lepienia bałwana. Tu śniegu nie ma, a jak jest to na bałwana za mało.

To pierwsze takie, gdzie zamiast kolęd usłyszą, że turkej z żurawiną jest zajebisty, dostaną tutkę z serpentynami i czekoladkami, a wieczorem przyłożą głowę do poduszki i wyleją wodospady łez, bo internet nie działa i nie pogadają na skype. Nazajutrz zamiast zaglądnąć do lodówki, wyjąc ulubione coś i zapić to kawą, colą, albo czym to się zapija pójdą do pracy. Zarobią więcej niż w Polsce, zdecydowanie, ale wyrwą raz na zawsze w sercu dziurę wielkości rowu mariańskiego. A tego nie zalepisz za żaden hajs.

Nie kupią karpia, bo na święta ich tu nie ma. A jak są, polskie sklepy walą takie marże ... zresztą, każdy kto zdąży kupi za jakiekolwiek pieniądze. Bo to tradycja, a Polak Polaka musi wydymać. To też tradycja.

Powiem wam, że we Frykasie dla przykładu ( taki polski sklep prowadzony wyjątkowo przez Polaków ) kupiłem 5 pierogów z kapustą i grzybami, jeden dzwonek z karpia i trzy krokiety. Takie same jak w Polsce, żaden rarytas. Polski sklep, polska babcia, cena - 2 funty za pieroga, 3 f za krokieta i 5 za karpia. Policzcie czy w kraju było by taniej?

Wszędzie słychać te pieprzone dżingol bels. Siedzę w barze, piję alkohol, każdy inny pije alkohol i jara faje. Większość kręci, pozostali proszą o to żeby im skręcono, inni pozostali palą za 8 f za paczkę, a w głośnikach święta. To tak jak byś rżnął piękną blondynkę w swoim BMW słuchając chorału gregoriańskiego.

Brytyjczycy wydają krocie na bzdurne prezenty, kartki z bzdurnym obrazkami; nabywają dziwaczne stroje, przebierają się za Świętego Mikołaja, elfy i inne takie. Wszystko jest dziwnie obce. To znaczy, może nie tyle obce co pomieszane - tradycja z komercją i innością. Każdy jest w tych świętach osobą, która udowadnia wszem i wobec że ma gest.

Święta święta, a liga zapiernicza dalej jak pociąg ekspresowy. Siedzisz w klasie biznes?

 

Podobało mi się to, że na mecze zaczęły przychodzić całe rodziny. Do tej pory wszystkie niemowlaki wyglądały dla mnie tak samo - jak twarz Wayne Rooneya przyciśnięta do szyby. Teraz widziałem w nich pewne źródło zarobku.

Przed Mikołajkami zagraliśmy dobre spotkanie z Carlisle. W rolach głównych wystąpili ci, na których ostatnio stawiałem bez zawahania. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy Ramadan w dość ekwilibrystyczny sposób z barka pokonał Johny Maddisona i na przerwę schodziliśmy z jedną bramką na czubie. W 46 minucie, zaraz po rozpoczęciu spotkania nasz najlepszy strzelec - Tristian Plummer - odblokował się w łepetynie, bo w uderzył piekielnie mocno, w swoim stylu i było 2:0. 3:0 to akcja Simsa z Saemundssonem. Islandczyk był skuteczny sam na sam. Strzelili nam dla honoru w 86 minucie, ale to był maks co mogli z siebie dać.

3.12.216 Weston Super Mare 3:1 Carlisle

( Ramadan 45+2; Plummer 46; Saemundsson 73 ) ( Wilson 86 )

 

Siedem dni po tym nastukaliśmy Shrewsbury na The Greenhous Meadow. Goście on Neila Warnocka ( tego samego który prowadził Q.P.R) postawili wysoko poprzeczkę, ale naparzali Panu Bogu w okno strzelając nam zaledwie ( albo i AŻ ) dwa gole. My zdołaliśmy wepchnąć piłkę aż pięć razy za linię, a dzień konia miał Plummer. To był petardmistrz. Rozstrzelał gospodarzy jak Lewandowski.

10.12.2016 Shrewsbury 2:5 Weston Super Mare

( Nyafli 83, Craig 85 ) ( Plummer 1, 34, 58, 67; Diallo 79 )

Nasz duet napadziorów znów trybił jak łożyska w Wigry.

 

Czternastego lutego nadszedł kolejny moment, kiedy trzeba było oddzielić chłopców od mężczyzn. Niezrozumiałe dla mnie było lipne zainteresowanie ze strony kibiców, bowiem na mecz z Evertonem w Capital One Cup przyszło tylko niecałe 3900 fanów. What a fuck?

Do gry desygnowaliśmy takie oto jedenastki :

 

Lainton - Disney, Sigurdsson, Edwards, Slocombe - Bonnar, Johnson - Hleb, Woodyatt - Saemundsson, Ramadan

 

Marchetti - Christensen, Stones, Subotic, Baines - Garmash, McCarthy, Aaron Lennon, Trotter - Oviedo, Naismith

Opiekunem gości był sam Roberto Martinez, a kapitanem niefrasobliwy Leighton Baines. Phil Jagielka usiadł tym razem na ławce, ale mimo to cały mój skład miał sraczkę jak po zacierkach popitych winem Komandos.

Kiedy pan Atkinson gwizdnął na siemanko ruszyliśmy do ataku niczym polska husaria. To było idealne rozwiązanie, bo wszyscy ale to wszyscy spisywali nas na straty. Mieliśmy dostać syte manto, wrócić do domu ze spuszczoną głową i płakać przy redtube. A tu w 26 minucie Bonnar odebrał piłkę w środku pola pędzącemu Lennonowi. Gość miał lata świetności za sobą bo zachował się jak junior Lecha Poznań. Nasz rygiel posłał długą piłkę wprost na Woodyatta, ten zgasił klatą i posłał gałę w dług róg centymetr od wyciągniętego jak struna byłego golkipera Lazio i Torino. Całe trybuny wystrzeliły z krzesełek w górę i w niebo wzbiły się tumany hołli szit!

W 42 minucie nasze hurra zdeptał Edwards, bo pociągnął z barka pędzącego Oviedo i pan Atkinson wskazał na wapno. Do futbolówki podszedł Steven Naismith. Lainton spojrzał w prawo, spojrzał w lewo - o jaka wielka ta bramka! Szkot nie pomylił się uderzając w prawo, po ziemi. 1:1 to nadal super wynik. W drugiej połowie zaryglowaliśmy dostęp do bramki. Kazałem zaparkować Autosana, wyjąć grabie, motyki i obcinaczki do paznokci.

- Bronić kurwa, bronić! - krzyczał Disney, który nauczył się mojej ulubionej frazy.

Przyszedł czas dogrywki. W 101 minucie Zeus pocisnął grom z jasnego nieba. Huw Johnson z rzutu wolnego z jakichś 40 metrów podał piłkę po ziemi do tyłu do Disneya. Ten nie namyślając się długo posłał długą, wysoką piłkę pod pole karne. Tam stacjonował Pierwszy Pułk Napierdalaczy z Weston w postaci Brynjara Saemundssona. Dwudziestolatek bez okazania szacunku założył sito Federico Marchettiemu i mecz skończyliśmy z wynikiem 2:1.

Rozumiecie? 3 liga !!

 

CAPITAL ONE CUP Ćwierćfinał

14.12.2016 Weston Super Mare 2:1 EVERTON

( Woodyatt 26; Saemundsson 101 ) ( Naismith kar. 42 )

 

Podjarani taką sytuacją rozwalcowaliśmy Oxford u siebie w ilości bramek cztery. Goście nie istnieli. Byli słabi jak koks na odbloku. I tylko tyle mogę o nich powiedzieć.

17.12.2016 Weston Super Mare 4:0 Oxford

( Hleb 32; Sigurdsson 50; Plummer 52, 70 )

 

W półfinale Johnstone's Paint Trophy zagraliśmy arcytrudne spotkanie z odwiecznym rywalem Torquay. Ten mecz to prawdziwy Wywiad z Wampirem czy Obecność. Przebiegał pod dyktando gospodarzy. Worek z bramkami otworzył Josh Sims w szóstej minucie i po tym golu Torquay kontrolowało całkowicie przebieg spotkania. W drugiej połowie sytuacja nie ulegała zmianie, aż w ostatnich dziesięciu minutach zagraliśmy jak Manchester United z Bayernem Monachium. Najpierw w 81 minucie Tristian Plummer został fenomenalnie obsłużony przez Mike Gosneya i w 81 minucie wyrównał. Pięć minut później w sytuacji podbramkowej najlepiej spisał się Cemal Ramadan i strzałem z woleja, po koźle wpakował piłkę do siatki.

JOHNSTONE'S PAINT TROPHY PŁD. Półfinał

21.12.2016 Torquay 1:2 Weston Super Mare

( Sims 6 ) ( Plummer 81; Ramadan 86 )

 

Zaraz po świętach Bożego Narodzenia kibice mieli ucztę piłkarską, bo na Huist Park w Yeovil podejmowaliśmy właśnie to miasto. To był mecz obfitujący w bramki jak arbuz w pestki, ale tradycyjnie w tym sezonie, po testosteronie to my rozdawaliśmy karty. Arbiter Simpson miał nie lada zadanie bo musiał doliczać czas do regulaminowego bowiem cztery razy na noszach boisko opuszczali kolejno : Gearlish i Acuna po stronie gości ( Acunę skosił McCombe wykonując wślizg a la van Damme i pozbywając na zawsze gościa owłosienia w części piszczelowej ). U nas w 30 minucie Edwards zszedł bo wyrypał głową przy skakaniu do główki w łokieć Darrena Portera, a później Darren Bonnar w 67 zjechał na noszach skręcając kostkę.

Yeovil grało bardzo dobrze, ale zdołało uciułać tylko dwie bramki. Aż strach pomyśleć co by było, gdyby zamiast zakontraktowanego w tym sezonie Laintona na bramie stał fatalny Irish.

27.12.2016 Yeovil 2:3 Weston Super Mare

( O'Hanion 18; Bonnar sam. 36 ) ( Diallo 8, 13; Oates 79 )

 

Ostatni dzień tego roku, dzień Sylwestra to czas walcowania kelnerów z Colchester. O zgrozo co to za buraki, nie dość że przyjechali do nas z pięcioma hoolsami, to jeszcze pokradli nam z kibli rolki papieru toaletowego a z pojemników na mydło wycisnęli mydło w płynie.

Daliśmy im trzy razy po pyskach. Najpierw z półobrotu dresiakrskiego wywalił Plummer. Później sezon życia grał Huw Johnson bo w 32 minucie Hleb oddał mu wolnego, a młody Brytol zasadził okienko. W 67 minucie natomiast Saemundsson przypomniał wszystkim, że ma talent na miarę Gudjohnsena. Dostał klepkę od Disneya, balansem ciała zwiódł placka o nazwisku Clancy i mierzonym pierdolnięciem z prostego podbicia dobił konających.

31.12.2016 Weston Super Mare 3:1 Colchester

( Plummer 25; Johnson 32, Saemundsson 67 ) ( Sutton 71 )

 

Czas na zabawę sylwestrową!

 

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza

Fotel lidera na półmetku roku to marzenie każdego menedżera. Sylwester spędziliśmy zatem na tronie. Ja na nim siedziałem, piłkarze lizali mi buty, a im sznurówki wiązał sztab szkoleniowy. Było o nas głośno na całych Wyspach Brytyjskich, bo laliśmy pierwszoligowców jak Tyson dzieci z Bulerbyn.

 

Impreza noworoczna została zorganizowana w hotelu Double Tree by Hilton Cadbury House. To taki lotniskowiec zaparkowany w drogiej dzielnicy Bristolu, gdzie czas spędzają tylko ci dla których średnia krajowa to hajs wydawany na zapałki. To miejsce splendoru, złotych Rolexów, kosztownych kurew i whisky z czasów pitekantropusów.

Wręczyli nam zaproszenia na imprezę. Każdy mógł przyjść sam, a za osobę towarzyszącą trzeba było płacić z własnej kieszeni. W mediach pojawiło się kilka wzmianek na temat naszych partnerek. Nawet ja podobno kogoś miałem. Rąbnęli mi zdjęcie z matką Plummera i podpisali, że to matka Stiflera, ale ja nie byłem Szerminatorem.

Kupiłem markowy frak, firmowe buty, spryskałem się Versace, odstawiłem Mercedesa na parking i czując niebywałą radość z obcowania z tymi samymi gębami co przez ostatnie kilka lat przekroczyłem próg rubensowskiego hotelu.

 

W środku przywitał mnie taki gość który w swoim ubraniu miał z trylion guzików od dołu do góry. Miał za dużo w pasie, za mało we łbie, bo przekręcał moje nazwisko na kilkanaście możliwych sposobów, aż wreszcie powiedział - kołcz? ołrajt - i odhaczył ptaszek jak na Liście Szindlera.

Dżoanna miała na sobie futro z norek, przykrótką mini w panterkę i w tych samych barwach kozaczki po kolana. Loki zakręciła do góry w kok, a na szyi powiesiła coś za drogiego dla każdego. Przywitałem ją skinieniem głowy, pstryknąłem na garsona który spacerował z tacą i jednym haustem pokonałem lampkę szampana.

Parkingowe miejsca zajęły takie landary, że alufelgi sięgały mi do pasa. Nie paliłem, ale aż grzech nie skorzystać, kiedy zaprasza się jakaś kobieta w za drogich ciuchach, obwieszona złotem jak kowarski Cygan. Wylazłem, strzeliłem pięć machów, ciśnienie z żołądka planowało chytrze pokonać drogę na zewnątrz, ale zatrzymałem atak udając, że kaszlę. Nie wiem jak miała na imię. Nie bardzo rozumiałem co mówi, bo cedziła przez procenty słabą angielszczyznę.

- Pawle, zapraszam - Bliss skinął na mnie ręką wskazując miejsce przy stoliku. Usiadłem, kelner podsunął mi krzesło i w pięć sekund mój pit stop obstawił mnie strawą. Nie mam zielonego pojęcia co leżało na stole. To był chyba sum, ale nie wiem czy mają takie ryby w Anglii. To były chyba krokiety ale miały atramentowy kolor. Kawior w półmiskach nakładano czerpakami do zupy. Był poncz, były makarony, a szwedzki stół zaczynał się na sali i kończył osiem kilometrów dalej, na wylocie na Londyn.

Obsługiwali nas Polacy. Młodsi ode mnie, silni, wysportowani. Widziałem, że są tu od niedawna, bo boczki im nie rosły, bo cycki były na swoim miejscu. Były dwie Litwinki, ale one stacjonowały na tej ziemi dłużej, bo cycki dyndały im jak jamnikowi uszy.

 

- To jest ojciec naszego sukcesu - gdzieś tam podsłuchiwałem co Bliss pierdoli do pozostałych. Ten kolo po prawej miał na palcu wskazującym sygnet ze złota z łbem lwa.

- Leicester ? - zmrużyłem oczy.

- Spartak Moskwa - odparł niewzruszony nie zwracając w ogóle uwagi na kelnera ścielącego mu do czarki minestrone soup. Gość podlał mu spodnie, wrzątek ugotował mu jaja na twardo.

Na ścianach pozawieszali obrazy malowane pędzlem kogoś, kto miał we łbie hokus pokus. Gdzieś się coś rozlało, ktoś rzygnął kukurydzą, a później wsadzili to w termomix i dodali szpachli z kremem pod oczy. Kosztowało kilka tysięcy funtów.

Nasz stolik obsługiwał tuzin pachołków. Takich samych jakim ja byłem jeszcze do niedawna, więc pomagałem im zostawiając talerz na talerzu, co zwróciło uwagę szejków mleczarskich, którzy pękali ze śmiechu jak bym im dobry kawał opowiedział. O zgrozo, co za zjeby.

Były też kurtyzany zamaskowane pod postacią niby inteligentnych kobiet z dobrych domów, które przybyły tu w charakterze przedsiębiorcy. Bizneswoman na pierwszy rzut oka wydawała się atrakcyjną partią, ale kiedy człowiek dowiadywał się, że kręcony Passat przed skręceniem miał mniej kilometrów niż ona zapchajdziur to cukierek zaczyna smakować grzybem. Dosłownie.

Sylwester obfitował w śmieszne sytuacje. Oczywiście większość z nas przybijała gwoździa już po dwóch godzinach, bo lali polską wódkę która uznawana jest tu jak perła wśród wieprzy. Po lewej stronie, tuż pod kolumnami stała cała galeria alkoholi które polewał gruby facet w surducie, z melonikiem i kurzajką na pół policzka. Charakterystyczne było to, że akurat kurtyzany nie korzystały z jego usług tylko siedziały przy jednym drinku gotowe do ataku każdego, kto wyróżniał się ubiorem, miał hajs i gest. Akcja była podobno zawsze taka sama : wejść, rozebrać się, postawić maszt, a jak facet uśnie bez bzykania zabrać mu co się da i wrócić wśród ludzi łapiąc alibi.

Widziałem też kilku trenerów z siłowni, właścicieli siłowni. Każdy był moim klientem, każdy też hajsował mi konto każdego tygodnia. Akurat u nich miałem respekt godny Putina, bo kłaniali się w pas witając mnie tak oficjalnie, jak bym odkrył właśnie nową galatykę.

 

Aliaksandr Hleb na parkiecie przypominał Maseraka. Gość wywijał takie serpentyny, że każda kobieta chciała z nim tańczyć, ale wstydziła się poprosić o łaskę. Stare, młode, grube, chude, zaraz za nim Diallo, Johnson, można było też spotkać Irisha, ale akurat ten podpierał ścianę sącząc czarną herbatę z wkładką rumu i wódki. Sprytnie maskował się przed rozjuszoną żoną, która natenczas szukała chuja do dupy chodząc między innymi nawalona jak student na imprezie z darmowym piwem.

Było mi niedobrze. Wylazłem na dwór, zaczerpnąłem świeżego powietrza, zawinął mnie Lainton i poszliśmy do jednego z pokojów gdzie stacjonowała wyżerka. Nie wiem co to byli za ludzie, nie wiem ile wypiłem, ale po godzinie jedliśmy z Laintonem kanapkę z Dżoaną ... z Brazzers.

Było mi głupio względem Blissa, ale z drugiej strony jak nie ja to kto?

Jej się podobało.

 

Po Sylwestrze łeb pękał jak by mi ktoś kazał przyjąć na pysk sierpowego Szpilki. Ale było warto. Raz się żyje.

Kaca mieliśmy wszyscy. Moralnego, alkoholowego, rządziła obstrukcja i coca cola.

 

Trzy dni po libacji mieliśmy na tapecie spotkanie w Półfinale Capital One z zespołem Aston Villa.

Jedenastki :

 

Steer - Uchida, Connolly, Stambouli, Bedimo - Wilson, Delph, Sidwell, Howson - Perica, Helenius

Lainton - Disney, Yeboah, Laird, Slocombe - Bonnar, Sims - Hleb, Woodyatt - Saemundsson, Diallo

 

Atbitrem głównym tego spotkania był Coote, a graliśmy na słynnym Villa Park w Birmingham. Miałem problem, bo zarówno Diallo jak i Laird zgłaszali przed meczem rewolucje żołądkowe. Akurat miałem w torbie węgiel i stoperan, więc nafaszerowałem chłopaków specyfikami i dali radę.

W 12 minucie Nicklas Helenius wykorzystał podanie od Petrici i przelobował Laintona. W odpowiedzi w 26 minucie Diallo po rogu bitym przez Bonnara uderzył z główki i było 1:1. W 32 minucie ponowie podopieczni Sami Hyypii znów prowadzili za sprawą Marca Wilsona. 29 letni wychowanek Porsmouth i były piłkarz między innymi Stoke posłał szczura pod girami Yeboaha i Disneya. Lainton nawet nie zareagował. Dwie minuty później było już 3:1 dla Birmingham, bo Atsuto Uchida ( znany z Schalke ) wpadł w pole karne niczym byk na pastwisko pełne krów z rują i wychlastał po pysku moją obronę. 3:1. W 36 Saemundsson mocnym uderzeniem po ziemi zmierzył długość Steera i piłka wpadła przy lewym słupku. 3:2. Na chwilę uwierzyłem, że może nawet pogonimy kota Brytolom, ale w 51 minucie Hleb wrzucił piłkę z prawej flanki i Diallo ponownie z główki dał nam gola. Remis z taką tuzą to zwycięski remis.

CAPITAL ONE CUP Półfinał 1 Mecz

3.01.2017 Aston Villa 3:3 Weston Super Mare

( Helenius 12; Wilson 32; Uchida 34 ) ( Diallo 26, 51; Saemundsson 36 )

To było coś, bo rewanż gramy u siebie, a tam jesteśmy zajebiści jak Osiłek u Smerfów.

 

Los był dla nas łaskawy, ale też wymagający. Zregenerowani po kanapce z Dżoaną ( jak się później okazało z plotek zjadła ich kilka w trakcie sylwestra, a podobno jaki pierwszy dzień taki cały rok ) w trzeciej rundzie Pucharu Anglii zmierzyliśmy się ze słynnym Blackburn grającymi w Piemier League.

Ich opiekunem był sam Gianfranco Zola, a ja za cholerę nie mogłem uwierzyć, że niedawno podawałem zupy tłustym Brytolom, a dzisiaj mierzę się z takimi Zolami. Przecież niedawno oglądałem go jak strzela bramki w Chelsea. Siedziałem w domu, jadłem kanapkę z mortadelą i keczupem, a mama przynosiła mi herbatę z cytryną i trzema łyżkami cukru, bo na colę hajsu szkoda.

Ja nie ukrywam, że wszystkie te zespoły z pierwszej ligi wychodziły w drugim, albo w trzecim garniturze, ale my graliśmy w półamatorskiej lidze i graliśmy jak równy z równym.

Składu nie zmieniałem, natomiast Blackburn miało taką pakę :

 

Agassa - Mancienne, Hanley, Baker, Mandi - Lumb, King, Lowe, Stephens - Tucudean, Javier Fernandez

 

Znałem oczywiście tylko tego ostatniego, ale na ławce siedzieli : Grant Hanley, Samba Diakate i Danny Drinkwater, a akurat tych zna każdy kto zna Brytyjską Piłkę.

I ten mecz to nie Piece of Cake.

Graliśmy na zero z tyłu, a taktyka jaką obrałem zakładała stricte ultradefensywną defensywę. Mieliśmy łatać możliwość dostępu do Laintona i powiem wam że wyprowadziliśmy pierwszy kontratak w 10 minucie. Hanley stracił piłkę na środku boiska próbując zagrywać do Lowe. Bonnar wślizgiem przejął futbolówkę, odchylił się w prawo i kopnął wprost do wbiegającego na wolne pole Plummera. Nasz napadzior puścił się przed siebie jak Skinhead na Punka i w sytuacji sam na sam pokonał 38 letniego golkipera gospodarzy. Tak naprawdę Agassa mógł obronił ten strzał, ale był zdegustowany postawą swoich obrońców i nawet nie wyłożył się na ziemi.

W tej samej połowie w 38 minucie Jason Lowe skakał do główki i zahaczył futbolówkę ręką, a akurat wtedy mieliśmy drugo kontratak i Howard Webb ( ukochany każdego polskiego kibica piłki nożnej ) pokazał mu gdzie jest jego miejsce. Od tej pory Birmingham grało w 10, a ja zacierałem kopyta z podniecenia. Do przerwy schodziliśmy przy takim wyniku. W szatni panowała zajebista atmosfera. Plummer był naparzany lepami po plecach w geście podziwu, ale po jakichś dwóch minutach spierdolił do kibla na niby siku. Plecy przypominały mu grzankę.

Druga połowa to lekkie rozluźnienie jak po korchydromie. W 49 minucie Fernandez w polu karnym wyskoczył do piłki jak sprężynka i umieścił ją pod poprzeczką Roba Laintona. Fuck and damen szit! Nie po to ustawiam wszystko jak szachy żeby mi takie bzdurne bramki puszczały. Zawołałem więc do siebie Nabi Diallo który pełnił funkcję kapitana i powiedziałem mu, że jak nie będą grać bardziej ofensywnie to jutro zamiast treningu na boso po mieście będą biegać.

I wtedy w 92 minucie, gdy Webb miał gwizdać na nara w polu karnym Sigurdsson chciał zrobić wrzutkę do Johnsona, ale przeszkodził mu Baker broniąc to zagranie przedramieniem. Nie było litości. Z wapna Gosney wyrąbał pod poprzeczkę i przeszliśmy dalej!

PUCHAR 3 RUNDA

7.01.2017 Blackburn 1:2 Weston Super Mare

( Javier Fernandez 49 ) ( Plummer 10, Gosney 90+2 )

Po meczu Gianfranco Zola podlazł do mnie, uścisnął mi prawicę lewą ręką chwytając mnie za łokieć i powiedział, że czegoś podobnego to on nie widział nawet kiedy jeszcze dobrze widział.

 

11 stycznia zremisowaliśmy w lidze z Doncaster, ale ten mecz akurat odpuściłem. Mieliśmy pełno punktów przewagi nad drugim miejscem, zatem jeden punkt to i tak nieźle.

11.01.2017 Weston Super Mare 3:3 Doncaster

( Diallo 44, 48; Saemundsson 51 ) ( Bodin 8, Sinclair 9, Ambrose 40 )

 

A po tym pojechaliśmy do Manchesteru. Ale nie na mecz z podopiecznymi Andre Villasa-Boasa ( który był menedżerem Manchesteru United ), a na mecz z petrodolarami, z klubem bez historii, z klubem, o którym jeszcze kilka lat temu żaden Janusz piłki nożnej nie słyszał.

Manchester City przywitał nas słowami fak ju and fak jor mader. Było miło na siemanko. Akurat tym razem City miało trenera w postaci Jorge Jesusa, ale z Jezusem miał tyle wspólnego co Jeremy Clarkson z księdzem Natankiem.

Kadra City na nasz mecz to :

 

Caballero - Sagna, Reyes, Nastasic, Dier - Kramer, Zuculini, Addai, Grenier - Jese, Icardi

My wyszliśmy tak :

Lainton - Disney, Sigurdsson, McCombe, Oates - Edwards, Johnson, Sims, Hleb - Woodyatt, Diallo

 

Jak Smuda - nie widzę zmian.

 

To była formalność, ale nie ma co się dziwić. Nasz cały zespół razem wzięty kosztuje mniej niż palec u stopy Bacary Sagny. Zagraliśmy poprawnie. Nie, zagraliśmy tak, że każdy był zesrany wielkością rywala. Na The City of Manchester ponad 45 tysięcy kibiców zobaczyło rzeź niewiniątek. Walili w nas jak Schlezwieg-Holstein w Westerplatte, a my odpieraliśmy ataki tak skutecznie jak zapaśnik sumo robi na drutach sweterki dla Harryego Pottera. Było słabo. Pokazali nam miejsce w szeregu. Rozjechali nas jak czołg czołgającego się żołnierza.

PUCHAR 4 RUNDA

21.01.2017 Manchester City 3:0 Weston Super Mare

( Dier 9, Zuculini 48, Insigne 69 )

 

Przerżnąć z takim zespołem to nie grzech, to nie wstyd.

Ale trzeba wyciągnąć wnioski.

Teraz trzeba skupić się na drugim meczu z Aston Villa i na lidze.

A Dżoanna pisała, dzwoniła, że niby ona była pijana, że nie pamięta, że nie prawda, że to nie ona.

Była jak keczup. Każdy maczał w niej parówkę.

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza

25 stycznia 2017 roku zagraliśmy bardzo dobre spotkanie w rewanżowym meczu Półfinału Capital One Cup z zespołem Aston Villi.

Tym razem udało się sprzedać dokładnie 5151 biletów, co było bardzo dobrym wynikiem zważywszy na to, że Woodspring Stadium mieścił 4000 miejsc siedzących, a na cały obiekt mogło wejść 6 tysięcy osób.

Średnia cena biletów na mecze w lidze to 17 funtów, a średnia cena karnetów na cały sezon to 297 funtów.

Ten mecz kosztował równe 20, co i tak było tanio jak dla mnie.

Sami Hyypia przed meczem powiedział mi, że życzy powodzenia, ale powinienem się obudzić z letargu i uznać wyższość lepszego. Ciaran Clark, kapitan przyjezdnych przytaknął, a ja w geście odwzajemnienia uczuć kazałem im iść do diabła.

Mecz by nudny, aczkolwiek interesujący dla taktyków. Ustawiłem formację na kontratak nakazując wszystkim ściśle trzymać się swoich pozycji.

Defensywni pomocnicy spełniali rolę rygla, nie było rozgrywającego, a w napadzie Plummer musiał schodzić do środka po piłkę od Hleba.

Jedyną wartą odnotowania akcją była ta z 30 minuty. Z prawej strony ostro wrzucał Woodyatt, nabiegł na to Plummer i z główki po koźle dał nam upragnione zwycięstwo.

To był ciężki mecz, bo oddaliśmy zaledwie 4 celne strzały przy 9 z Aston Villi.

Dodatkowym smaczkiem było to, że w 61 minucie Phiil Edwards dostał drugą, a w konsekwencji czerwoną kartkę i przez prawie pół godziny graliśmy w dziesiątkę.

 

W finale czeka na nas Chelsea !

 

Capital One Cup Półfinał Rewanż

25.01.2017 Weston Super Mare 1:0 Aston Villa

( Plummer 30 )

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Mała przerwa ;-)

 

------------------------------

 

Do finałowego meczu z Chelsea pozostało nam kilka spotkań, w których musiałem oszczędzać chłopaków. Mieliśmy petardę szansę na zwojowanie świata. No, może Europa to nie świat, a przynajmniej nie cały, ale to zdecydowanie więcej niż plackowate Woodspring Stadium.

W pierwszym meczu po prztyczku w nos Aston Vilii zremisowaliśmy z Gillingham u siebie. Dwie bramki zdobył Plummer, a cały mecz mógł się zakończyć już po pół godzinie gry, bo tylko w tym czasie kibice obczaili bramki.

28.01.2017 Weston Super Mare 2:2 Gillingham

( Plummer 19,34) ( Dunn1, Brunt12 )

 

Zaraz po tym, zalewie trzy dni później zagraliśmy finałowy mecz - pierwszy - ze znienawidzonym Porsmouth. Mecz był widowiskowy jak walka okrętów podwodnych, a jedyną bramkę zdobył rezerwowy Brazylijczyk Magno Vieira ( tylko ja wiedziałem, że nie przedłużę z nim kontraktu na kolejne sezony ).

JOHNSTONE'S PAINT TROPHY PŁD. FINAŁ 1 Mecz

31.01.2017 Porsmouth 0:1 Weston Super Mare

( Vieira 33 )

 

Zwycięstwo potwierdziliśmy rozjeżdżając cieniasów z Leyton Orient. Tu akurat cały zespół zagrał na czwórkę z plusem, ale plusa nie było, za to cztery bramki na wyjeździe łechtało wędzidełko zwłaszcza, że kanonadę zaczął nasz obrońca. Wszyscy byli w wyśmienitej formie.

04.02.2017 Leyton Orient 0:4 Weston Super Mare

( Disney 15, Woodyatt 71, 86; Plummer 74 )

Po tym meczy za Woodyatta wpłynęła oferta z Leicester - 1,5 mln funtów. Olałem temat, ale Walijczyk był wkurwiony i powiedział, że ma w dupie nowy kontrakt.

 

Cztery dni później chciałem gościa posadzić na ławce za niesubordynację. Niestety mieliśmy małą plagę kontuzji, a nasi wątpliwej jakości fizjoterapeuci nie potrafili pomóc i musiałem im również podziękować po sezonie. Zatem z Coventry zagraliśmy ponownie z Woodyattem, ale na lewej flance zastąpił go powracający do szczytu formy Gosney. I to był bardzo dobry manewr, bo nie dość że wypracował bramkę dla Plummera w 11 minucie to sam w 72 dołożył oczko.

08.02.2017 Coventry 1:2 Weston Super Mare

( Barrowman 90+1 ) ( Plummer 11, Gosney 72 )

 

Z Brentford było łatwo jak na dyskotece w gimnazjum. Każdy wsadzał, począwszy od stopera Oatesa, przez napastnika Woodyatta, a kończąc na defensywnym pomocniku McCombe. Wypad uważam za zaliczony, chociaż Lainton puścił strzał Lee Martina.

11.02.2017 Weston Super Mare 3:1 Brentford

( Oates 10, Woodyatt 39, McCombe 44 ) ( Martin 15 )

 

Następnie w rewanżowym meczu musieliśmy wypunktować Porsmouth i tym samym obronić tytuł sprzed roku. To nie był Piece of Cake, bowiem rywale powiesili wysoko poprzeczkę, a że pizgało na dworze, to każdemu ciężko było bramkę zdobyć. W rolach głównych wystąpili Woodyatt i rezerwowy Sims ( z którym też nie chciałem przedłużać kontraktu - darmozjad ) a honorowo pyknął Parrett. Wygraliśmy zasłużenie w dwumeczu 3:1 i tym samym kolejne trofeum powędrowało do klubowej gabloty. Szczerze mówiąc miałem je gdzieś, bo najarałem się na mecz z Chelsea jak szczerbaty na sucharek.

JOHNSTONE'S PAINT TROPHY PŁD FINAŁ Rewanż

15.02.2017 Weston Super Mare 2:1 Porsmouth

( Woodyatt 6; Sims 50 ) ( Parrett 12 )

 

Przed meczem z Chelsea mieliśmy jeszcze potyczkę derbową z Bristol City. Tu akurat odpuściłem - nakazałem piłkarzom grać delikatnie, kroczyć krokiem elfów, nie lutować a potraktować mecz jak sparing. Każdy miał się relaksować, być tejkitizii i uważać na kontuzję. I tak oto uciułaliśmy jedno oczko, co i tak uważam za spoko rezultat.

18.02.2017 Bristol City 1:1 Weston Super Mare

( Robinson 23 ) ( Plummer 42 )

 

Po tym spotkaniu tabela prezentowała się tak ło :

 

TABELA

 

Odnośnik do komentarza

Cisnę! ;)

----------------------------------------------

 

Cesc Fabregas rozdawał autografy przed Webley. Na nosie miał przeciwsłoneczne okulary, ale gdy je zsunął miał ryj jak by go sponsorował Monar.

Nasz autobus zatrzymał się kilka metrów dalej, ale akurat pod niego nie ustawiła się litania dziennikarzy. Było ich kilkunastu i to bardziej dlatego, że powinni, niż bo chcą. Dla nich jedynym sukcesem naszego zespołu było to, że każdy z nas miał swoje DNA.

Arbitrem głównym był tradycyjnie łysol Webb, a graliśmy pod okiem 90 000 wiary. I to tylko na stadionie, bo przed TV na sto procent siedziało ich z pięćset tysięcy więcej.

Stoperan i magnez, magnez i stoperan, środki na uspokojenie.

- Siedź szybciej w kiblu, inni też chcą mieć szansę !

- Panowie, macie życiową szansę. Dzisiaj stajecie do walki z najlepszymi z najlepszych. I tak już zaszliśmy zajebiście daleko. Jestem z was dumny.

- Damy radę - zaśmiał się Lainton rozrywając kartonik z sokiem.

- Dalej, po honor, po męstwo, po ...

- ... ZWYCIĘSTWO - chórem jebli wszyscy i puścili się w korytarz.

 

Co to było za spotkanie. Dziennikarze żarli mikrofony, kibice masturbowali mózgi i serca. Chelsea była zdziesiątkowana kontuzjami, toteż dali trochę rezerwową pakę.

Składy :

Morgan - Baker, Randall, Loftus-Cheek, Cuevas - Neblett, Berisha, Boga, Baker - Rondon, Fabregas

Lainton - Disney, Sigurdsson, Edwards, Slocombe - Bonnar, Johnson, Hleb - Woodyatt, Plummer, Diallo

 

Gwizdek w pysk, karawana poszła!

9 minuta meczu. Disney zagrywa klepą do Bonnara, ten odwraca się na pięcie i kopie do przodu do Diallo. Brytol ustawia się z lewej strony, markuje strzał, robi balans do środka i ... gol! Jeden do zera! Morgan wyciągnął się jak struna, ale nie doleciał. Rezerwowy Cech pacnął się w pysk. Dziewczyna Morgana też. Ale patrzę, że jest tak brzydka, że nawet ochroniarze jej nie zmacali.

Kibice z Londynu byli na wkurwie, więc nakazałem chłopakom dawkowanie ofensywy. I mamy 24 minutę, na połowie rywala dochodzi do przepychanki. Walczył Hleb z Fabregasem, Hiszpan wyrżnął mu z łokcia i Webb pokazał na wolny. 35 metrów, wrzuca Hleb, do piłki skacze wysoko, jak Artur Partyka kruczowłosy Huw Johnson i przelobowuje Morgana. 2:0!! Trybuny szaleją ... z wkurwu. Naszych jest tyle ile włosów na łbie Colliny. O zgrozo. Lecę więc na łeb na szyję, skaczę przez bidony, czuję, że mi penis obciera o potylicę z radości. Webb pokazuje, że mam wracać, a ja że chcę wyrwać płytę boiska i nawalać nią po pyskach Chelsea. Siadam, jest spokojnie, metaamfetamina spada w żyłach. Ale zaraz po tym Plummer zdobywa trzeciego gola, bo mu wrzucił z lewej strony Woodyatt! 3:0!! Nosz ja pierdolę! Teraz walić Webba i przepisy Fifa. Rwę podeszwami trawę, wyrzucam Plummera do góry, a ten pikuje jak orzeł i rypie łbem o murawę. Tak tak tak! Tak się rodzą legendy!

Menedżer Massimiliano Allegri rąbnął zeszytem o ziemię, splunął obok kamery i chciał zapalić papierosa, ale mu nie pozwolili.

Dostałem oczywiście karę finansową, ale jebać to, wezmę kredyt!

W 37 minucie Fabregas dostaje fantastyczne podanie od Edena Hazarda, który przed chwilą zmienił beznadziejnego Bogę i sam na sam posyła kanał Laintonowi. A więc 3:1, sytuacja zaostrzona jak przed starciem Wojewódzkiego z Cejrowskim.

W 40 minucie było już w zasadzie po meczu. Diallo wykorzystał perfekcyjnie nadarzającą się okazję i z prawej strony, po koźle z woleja dał nam czwartą bramkę. Myślę, że tego nie spodziewał się absolutnie nikt.

W drugiej połowie ponownie Fabregas pokonał Laintona. W 52 minucie dostał podanie od Hazarda, oddał do Cueavas, minął Slocomba, dostał od Cueavasa i rąbnął po ziemi w długi róg. Skurczybyk, był lepszy niż za czasów gdy nim pykałem w Fifie jak grał w Barcy.

Trzy minuty później do prostopadłej piłki wyszedł Tristian Plummer, minął przekładanką Oscara, który zmienił beznadziejnego Valona Berisha i strzałem a la stadiony świata, w lewe okienko odprowadził wzrok Colina Morgana. Osiemnastoletni bramkarz rozpłakał się na dobre.

Ostatnie zdanie w tym meczu należało do Rubena Loftus-Cheeka. Dwudziestojednoletni wychowanek Chelsea ( w którym moi scouci widzieli pana Boga, a nawet Mahometa ) pokonał Laintona po raz trzeci uderzając technicznie, pod poprzeczkę.

Do końca meczu wynik nie uległ zmianie.

Wygraliśmy pewnie, zasłużenie, aczkolwiek nieoczekiwanie z wyżej notowanym rywalem.

To znaczy, tak z pewnością napisał by każdy, kto nie ma jaj.

Rozjebaliśmy Chelsea ! My, z trzeciej ligi zdobyliśmy pieprzony Capital One Cup! 90 tysięcy wiary zobaczyło, że polski trener też ma mózg i potrafi ulepić z gówna miodek!

Tak, tak tak !!

 

CAPITAL ONE CUP FINAŁ

25.02.2017 stadion Wembley

Frekwencja : 90 000

Chelsea 3:5 Weston Super Mare

( Fabregas 37, 52; Ruben Loftus-Cheek 75 ) ( Diallo 9,40; Johnson 24; Plummer 34,55 )

 

Acta est fabula.

Plaudite !

 

Podniecony jak byk przed kryciem zrobiłem to, co Balotelli po Euro!

Odnośnik do komentarza

@ Michael Dee - tak, wynika to z tego, że gram we wszystkich pucharach.

@ MaKK odnośnie taktyki to rozwinę :

 

 

Ja nigdy taktykiem dobrym nie byłem, więc przyznaję się bez bicia, że korzystam z utartych schematów.

 

Do tej pory przetestowałem taktyki pobrane z polskich stron o FM.

 

1. Czołg_2 - totalnie nie sprawdzała się w IV lidze. Modyfikowałem na różne sposoby, totalny niewypał. Myślę, że wynika to z tego, że w V i IV lidze angielskiej nie ma odpowiednich defensorów. Traciłem mnóstwo bramek, strzelałem jak na lekarstwo. Wypróbuję w wyższej lidze, o ile awansuję, ale jak nie "pyknie" w meczach towarzyskich to odpuszczam. Piotrowi Sebastianowi wychodzi, mi nie za bardzo.

 

2. Szybowiec 3 Tiki Taka - jak miałem trzeciego napastnika ( oprócz duetu Diallo - Plummer ) to sprawdzała się wyśmienicie. Akurat w tym ustawieniu zagrałem z Chelsea w finale. Ustawiłem Mentalność na "kontratak" a Styl gry na " bardzo sztywny". Środkowy napastnik dostał rolę "wspierającego" i schodził po piłki do środka boiska. Żeby grać w tym ustawieniu w niższych ligach potrzeba ( według mnie ) dobrego ofensywnego pomocnika, który może grać na szpicy. U mnie akurat w tej roli występował naprzemiennie Plummer i Ramadan, ale ich atrybuty przeczą każdej teorii.

 

3. Taktyka jaką gram najczęściej to modyfikacja taksy " V5 424R Zero Sea's Rage. ( nie pamiętam skąd pobrałem ). W tym ustawieniu w roli głównej występuje defensywny pomocnik ( zwykle Bonnar ) i szybcy skrzydłowi. Tu akurat mam w kim wybierać, bo mam : Hleba, Woodyatta, Gosneya, Magno Vieirę, a od biedy i Plummer może tutaj grać. Przy tej taktyce zdobywam najwięcej bramek.

- Grając u siebie "Mentalność" to "szarża" a "Styl gry" to "Bardzo sztywny" lub " sztywny " w zależności od tego z kim gram ( miejsce w tabeli ).

- Grając na wyjeździe "Mentalność" to "Kontratak" a "Styl gry " to "Zrównoważony " lub " płynny ".

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...