Skocz do zawartości

[FM2006] Guys in the red... are fighting for win...


Rekomendowane odpowiedzi

Czekał nas teraz krótki odpoczynek od walki o ligowe punkty, bowiem w środku tygodnia mieliśmy się zmierzyć z Brentford w Pucharze Ligi (I runda). Co ciekawe, dzieli nas teraz różnica dwóch klas rozgrywkowych (Championship – League Two), a jeszcze rok temu graliśmy razem w jednej lidze (League One). Szczerze mówiąc to nie spodziewam się żadnych trudności w tym spotkaniu.

 

 

Santaniello – Sivonen, Phillips, Zeb, Lolli – Galante, Queudrue, Collins, Meyer – Goh, Baptista

 

Fantastycznie zaczął się dla nas ten mecz – w 4 minucie już Goh strzelił bramkę otwierającą wynik. Osiem minut później Nawarro sfaulował w polu karnym Galante i Queudrue podwyższył nasze prowadzenie pewnym strzałem z jedenastu metrów. Pięć minut później Baptista mógł zdobyć szalenie efektowną bramkę strzałem z woleja, ale Mannone jakimś cudem to obronił. W 25 minucie Brazylijczyk jednak i tak wpisał się na listę strzelców. Nie był to koniec emocji. W 41 minucie bardzo mocny strzał oddał Meyer, a minutę później prowadzenie podwyższył będący w świetnej dyspozycji Goh. Po zmianie stron już było nieco gorzej ze skutecznością. W 53 minucie Goh zmarnował dogodną sytuację, a w 69 minucie strzał Kameruńczyka obronił Mannone. W 79 minucie wykończył on jednak akcję Galante, kompletując hattricka i ustalając wynik meczu.

Carling Cup, I runda, 24.08.2016

Kenilworth Road, 5085 widzów

[C] Luton – [L2] Brentford, 5:0 (GOH ‘4, QUEUDRUE (k) ’12, BAPTISTA ’25, GOH ’42, GOH ’79)

MoM: Christian N’Goh (Luton Town)

 

 

W drugiej rundzie Pucharu Ligi zagramy z klubem z League One – Peterborough. Zanim jednak to nastąpi czeka nas seria meczy ligowych. Pierwszy z nich to wyjazd do Huddersfield, zatem do drużyny, która podobnie jak Luton, awansowała do Championship w tym sezonie. Będzie to na pewno bardzo ciekawy pojedynek.

 

 

Santaniello – Sivonen, Phillips, Zeb, Lolli – Galante, Queudrue, Collins, Meyer – Goh, Baptista

 

Od samego początku mecz nie układał się po naszej myśli. Gospodarze mieli wyraźną przewagę i choć strzał Moore’a z 8 minuty był jeszcze niecelny to już uderzenie Marshalla pięć minut później znalazło drogę do siatki. W 18 minucie udało nam się doprowadzić do wyrównania, a bramkę strzelił oczywiście Goh. W 24 minucie kolejną okazję po stronie gospodarzy zmarnował Moore, podobnie jak dziesięć minut później. W 42 minucie mocny strzał z dystansu Douglasa bardzo efektownie obronił Santaniello. Druga połowa zaczęła się udanie dla gospodarzy, którzy za sprawą Hanusa objęli prowadzenie w 50 minucie. W 60 minucie kontuzji doznał rezerwowy Winter i na lewym skrzydle mecz kończył Baptista. W ataku zaś pojawił się Bell, ale nasz dżoker nie zdołał zmienić niekorzystnego rezultatu. Trzeba przyznać otwarcie, że to gospodarze mieli znaczącą przewagę w drugiej połowie i taki rozmiar naszej porażki to zdecydowanie najniższy wymiar kary, jaka mogła nas tutaj spotkać za naszą niefrasobliwość i brak koncentracji.

 

Championship, 5/46, 27.08.2016

Galpharm Stadium, 16975 widzów

[23] Huddersfield – [13] Luton, 2:1 (Marshall ’13, GOH ’18, Hanus ’50)

MoM: Christian N’Goh (Luton Town)

Odnośnik do komentarza

Przed meczem z Doncaster w składzie brakło znaczących zmian. Jedynie rezerwowego Wintera, który doznał kontuzji, zastąpił na ławce Hiszpan Slavisa, dla którego stwarzało to szansę debiutu w pierwszym składzie Luton. Doncaster zaczęło ten sezon równie przeciętnie jak my, plasując się aktualnie przed szóstą kolejką na trzynastym miejscu w ligowej tabeli.

 

 

Santaniello – Sivonen, Phillips, Zeb, Lolli – Galante, Queudrue, Collins, Meyer – Goh, Baptista

 

Początek spotkania był bardzo niemrawy w wykonaniu obu stron. Dopiero w 16 minucie Galante dośrodkował w pole karne gości, ale piłkę z nogi Goha wybił Jung. Była to pierwsza dobra sytuacja w meczu. W 24 minucie ponownie aktywny był Goh, który starał się coś pokazać akcją indywidualną, ale ta mu nie wyszła. Sześć minut później dwójkowa akcja Baptisty i Meyera zakończyła się w rękawicach Price’a, bramkarza gości. Koniec pierwszej połowy to atak gości, ale strzał Maynarda nie sprawił Santaniello żadnych kłopotów. Druga połowa rozpoczęła się od strzałów rywali, jak choćby tego z 50 minuty, zablokowanego przez Lolliego. Uderzał Rochemback. Sześć minut później rezerwowy Slavisa pomknął lewym skrzydłem, odegrał do środka, ale Meyer przegrał pojedynek z Pricem. W 59 minucie dogodna sytuację po niepewnym wybiciu piłki przez Galante zmarnował King. W 65 minucie Phillips mógł strzelić gola z rzutu wolnego po faulu na Bellu lecz uderzył bardzo niecelnie. Jeszcze w końcówce Goh miał dwie okazje, ale mecz zakończył się ostatecznie bezbramkowym remisem.

Championship, 6/46, 29.08.2016

Kenilworth Road, 9977 widzów

[11] Luton – [13] Doncaster, 0:0

MoM: Liam Rosenior (Doncaster Rovers)

 

 

Na początku września mecze rozgrywały drużyny narodowe I choć powołania dostało aż sześciu moich grajków (Virtanen, Siivonen, Zeb, Collins, Gunnarsson i wypożyczony Smirnovs) to w meczu zagrał tylko reprezentant Irlandii, Collins, dla którego z resztą był to debiut, bardzo udany, bo spisał się lepiej niż przyzwoicie [8]. W lidze zaś czekał nas bardzo trudny mecz z Nottingham Forest. W meczu tym nie wystąpi Goh, który otrzymał powołanie na mecz reprezentacji Kamerunu. Zastąpi go Bell.

 

 

Santaniello – Sivonen, Phillips, Zeb, Lolli – Galante, Queudrue, Collins, Meyer – Bell, Baptista

 

I to właśnie Anglik był bliski otworzenia wyniku spotkania już w 6 minucie, gdyby tylko zachował więcej zimnej krwi w doskonałej sytuacji, którą jednak zmarnował. Pięć minut później z daleka strzałem woleja bramkarza gospodarzy zaskoczyć starał się Baptista, ale bez rezultatu. W 14 minucie to Santaniello świetnie obronił strzał Vosa, a minutę później nie zdołał go pokonać Makofo. Trzy minuty później szczęście nie dopisało Vosowi, który uderzył w słupek. W 26 minucie jeszcze raz pokazał się Baptista, ale i tym razem nie zdołał przebić się do siatki. Druga połowa rozpoczęła się od ataków gospodarzy, ale strzał Davisa bardzo ładnie obronił Santaniello. W 56 minucie ponownie z dobrej strony pokazał się Santaniello broniąc strzał Morgana. W 66 minucie zaatakowaliśmy, ale trochę niemrawo. Co prawda po podaniu Collinsa rezerwowy Romero miał dobrą sytuację, ale brak rozgrzania sprawił, że nie trafił czysto w piłkę. Jeszcze przed końcem fantastycznie przed utratą gola uchronił nas po raz kolejny Santaniello, broniąc mocny strzał Morgana z rzutu wolnego.

Championship, 7/46, 10.09.2016

The City Ground, 29406 widzów

[24] Nottingham Forest – [11] Luton, 0:0

MoM: Stefano Santaniello (Luton Town)

Odnośnik do komentarza

W następnej kolejce czekało nas naprawdę trudne zadanie. Na Kenilworth Road przyjeżdżał bowiem Bolton, który zawsze jest niewygodnym rywalem. Mam nadzieję, że powrót do składu Goha pomoże nam w odniesieniu zwycięstwa, bo to bardzo ważny gracz dla naszej drużyny. Szkoda, że zabraknie kontuzjowanego Galante, a wobec kontuzji Wintera oznacza to, że na prawym skrzydle zagra Siivonen, a na obronie Roberts.

 

 

Santaniello – Roberts, Phillips, Zeb, Lolli – Siivonen, Queudrue, Collins, Meyer – Goh, Baptista

 

Ten mecz mógł się dla nas rozpocząć fantastycznie, gdyby Baptista wykorzystał sytuację z 4 minuty. W 15 poo akcji Clarke’a strzał oddał Webster, ale to uderzenie było bardzo niecelne. W 22 minucie ponownie atakowali goście. Byrne posłał daleką piłkę do Knightsa, ale ten przegrał pojedynek z Zebem i akcja spaliła na panewce. W 36 minucie goście jednak zdołali objąć prowadzenie, a strzelcem bramki został Clarke. Będący na fali rywale szybko chcieli zadać drugi cios, ale tym razem Santaniello do spółki z Zebem sobie poradzili z interwencją. Po przerwie jako pierwsi zaatakowali goście, ale to my doprowadziliśmy do wyrównania. W 59 minucie Siivonen zacentrował w pole karne, piłka odbiła się od Rafaela i trafiła pod nogi Baptisty, który nie zmarnował okazji. Pięć minut później mogliśmy wyjść na prowadzenie za sprawą strzału Meyera, brakło naprawdę niewiele. W 71 minucie Baptista po raz drugi wpisał się na listę strzelców, tym razem wykorzystując doskonałe dogranie od rezerwowego Slavisy. Minutę później ponownie strzelał Meyer, ale znów niecelnie. Bolton z minuty na minutę słabł, a efektem tego był dodający gol Bella w doliczonym czasie gry.

Championship, 8/46, 13.09.2016

Kenilworth Road, 7762 widzów

[13] Luton – [11] Bolton, 3:1 (Clarke ’36, BAPTISTA ’59, BAPTISTA ’71, BELL ‘90+1)

MoM: Julio Baptista (Luton Town)

 

 

Przed kolejnym spotkaniem kontuzji doznał ponownie Goh I zabraknie go w meczu z Northampton. Kibice jednak cały czas żyli efektownym zwycięstwem nad Boltonem i chcieli podtrzymania dobrej passy. Ja zdawałem sobie sprawę z tego, jak trudno będzie nie przegrać w następnej kolejce z zawsze dla mnie niewygodnym Northampton.

 

 

Santaniello – Roberts, Phillips, Zeb, Lolli – Siivonen, Queudrue, Collins, Meyer – Goh, Baptista

 

Spotkanie rozpoczęło sie dla nas znakomicie. Już bowiem w pierwszej jego akcji Bell zdobył bramkę otwierającą wynik. Aż dwadzieścia trzy minuty czekali kibice gospodarzy na gola swoich pupili. Wtedy to na listę strzelców wpisał się O’Hanlon. W 38 minucie znakomitą okazję na zdobycie prowadzenia zmarnował Baptista i była to ostatnia groźna sytuacja z pierwszej połowy. Druga zaczęła się od ataków rywali, ale ani Olafsson w 54 ani inni nie potrafili pokonać naszego bramkarza. Co innego moi napastnicy. W 68 minucie Baptista wykończył fenomenalne crossowe podanie od Philipsa, długie na czterdzieści metrów. Brazylijczyk też zadał ostatni cios w tym spotkaniu, strzelając swojego drugiego gola w 85 minucie, ustalając wynik meczu. Tym razem wykorzystał błąd strzelca bramki dla gospodarzy, O’Hanlona, przy wyprowadzaniu futbolówki z własnego pola karnego.

Championship, 9/46, 17.09.2016

Sixfields Stadium, 4467 widzów

[22] Northampton – [12] Luton, 1:3 (BELL ‘1, O’Hanlon ’24, BAPTISTA ’68, BAPTISTA ‘85)

MoM: Julio Baptista (Luton Town)

Odnośnik do komentarza

Pucharu Ligi mógł być tylko jeden. Nie zamierzałem jednak odpuszczać meczu i ryzykować z wystawianiem rezerwowego składu, bo Carling Cup to niezła kasa. Szkoda tylko, że kontuzje nas nie imają. Do grona kontuzjowanych dołączył Queudrue.

 

 

Santaniello – Roberts, Phillips, Zeb, Lolli – Siivonen, Slavisa, Collins, Meyer – Bell, Baptista

 

Znów bardzo dobrze rozpoczęliśmy mecz od szybko strzelonej bramki, której autorem został hiszpański skrzydłowy Slavisa – było to dla niego pierwsze trafienie w oficjalnym meczu. Podkreślam słowo „oficjalnym” bo kilka bramek strzelił już w sparingach. W kolejnych minutach dwukrotnie świetnie zachował się bramkach gospodarzy, Arnesson który obronił strzały Bella i Meyera. W 22 minucie zaatakowali gospodarze lecz strzał Tabba był bardzo niecelny. W 25 minucie ładną akcją indywidualną popisał się Blake i nawet zdołał celnie ją wykończyć, doprowadzając do remisu. To wyraźnie rozeźliło moich podopiecznych. Pięć minut później strzał Bella celnie dobijał Baptista, a w 33 minucie na listę strzelców wpisał się młody angielski napastnik, który wykończył akcję i dośrodkowanie Philipsa. W 40 minucie pojedynek z bramkarzem gospodarzy przegrał Baptista. W drugiej połowie również na początku Baptista nie zdołał wykorzystać sytuacji sam na sam. W 51 minucie niecelnie z dystansu strzelał Meyer, a osiem minut później przypomnieli o sobie gospodarze, ale strzał O’Connora pewnie obronił Santaniello. W 69 minucie Arnesson świetnie po raz kolejny bronił w bramce gospodarzy, tym razem uratował drużynę przed bramką, jaka paść mogła po mocnym strzale Philipsa. W końcówce Blake jeszcze mógł zmniejszyć rozmiary porażki, ale tym razem się nie popisał.

 

Carling Cup, II runda, 21.09.2016

London Road, 5335 widzów

[L1] Peterborough – [C] Luton, 1:3 (SLAVISA ‘2, Blake ’25, BAPTISTA ’30, BELL ‘33)

MoM: David Bell (Luton Town)

 

 

W trzeciej rundzie Pucharu Ligi zagramy na wyjeździe ze świetnie spisującym się w Championship Leicester. Zanim jednak to nastąpi czeka nas jeszcze kilka meczy ligowych. Pierwszym z nich jest spotkanie z Preston na własnym obiekcie. Niedawno jeszcze nasi rywale grali w Premiership, ale ostatnie chude lata zmieniły ten stan rzeczy.

 

 

Santaniello – Roberts, Phillips, Zeb, Lolli – Siivonen, Slavisa, Collins, Meyer – Bell, Baptista

 

Już od początku bramkarz gości, Williams, miał pełne rękawice roboty. Musiał bowiem raz za razem ratować swój zespół przed utratą gola, bo Luton było bardzo aktywne o ofensywie. W 2 minucie obronił strzał Bella, a po chwili Slavisy. W 9 minucie nie dał rady jednak skutecznie interweniować po strzale naszego „dzwoneczka”. Na następne emocje kibice musieli chwilę poczekać, ale warto było. W 34 minucie Slavisa celnie dośrodkował na głowę Meyera, a Szwajcar taką okazję musiał po prostu wykorzystać. W 37 minucie Bell uruchomił zbiegającego do środka Siivonena, ale strzał Fina z linii bramkowej wybił Smedjegarden. W drugiej połowie odpuściliśmy sobie trochę to spotkanie i goście osiągnęli nieznaczną przewagę. W 62 minucie Santaniello obronił strzał Chambersa, a w78 minucie niecelnie strzelał rezerwowy napastnik gości, Garcia. W 88 minucie jeszcze jedną okazję zmarnowali gracze Preston, a konkretnie uczynił to Writzl.

 

Championship, 10/46, 24.09.2016

Kenilworth Road, 10462 widzów

[8] Luton – [15] Preston, 2:0 (BELL ‘9, MEYER ’34)

MoM: Zeb Gessang-gottowt Zeb (Luton Town)

Odnośnik do komentarza

Przed kolejnym meczem miałem pewne obawy, czy nasza dobra forma się przedłuży, bowiem wyjeżdżaliśmy do jaskini lwa w Leeds. Dackolandia na pewno nie przywita nas z radością na ustach a naszym zadaniem jest spowodować, że po naszym zwycięstwie jeszcze bardziej nas znienawidzą. Bardzo chciałbym wygrać to spotkanie.

 

 

Santaniello – Roberts, Phillips, Zeb, Lolli – Siivonen, Slavisa, Collins, Meyer – Bell, Baptista

 

Zaczęliśmy ten mecz bardzo udanie. Już bowiem w 5 minucie Baptista otworzył jego wynik płaskim strzałem w długi róg bramki. Sześć minut później Brazylijczyk podwyższył prowadzenie udowadniając tym samym, że mimo zaawansowanego już nieco wieku, bramki nadal strzelać potrafi i to hurtem. W 14 minucie pierwszy raz groźnie zaatakowali gospodarze, ale strzał Impronty okazał się niecelny. W 18 minucie Roberts, bramkarz gospodarzy, znakomicie obronił strzał Meyera, któremu wystarczało (teoretycznie) tylko dołożyć nogę, żeby strzelić gola. W 20 minucie okazję na gola kontaktowego zmarnował Walton, a jedenaście minut później Slavisa z kolei nie popisał się mając dobrą plikę na 0:3. W 41 minucie Baptista był bliski skompletowania hattricka po podaniu od Collinsa, ale minimalnie chybił. Za to rywale w ostatniej akcji pierwszej połowy strzelili gola kontaktowego. Po zmianie stron wcale jednak nie graliśmy gorzej, choć mogło tak być, bo gol do szatni mógł nas podłamać. W 58 minucie nawet udało się podwyższyć prowadzenie, a gola strzelił… uwaga, uwaga… rezerwowy Piovesan, który zastąpił niewidocznego Bella. Cztery minuty później Santaniello świetnie interweniował po uderzeniu Lowe’a, a po chwili kolejną świetną okazję zmarnował Baptista. W 68 minucie Brazylijczyk wreszcie skompletował hattricka, dobijając strzał Piovesana. Gospodarze co prawda jeszcze strzelili gola (a właściwie to my strzeliliśmy), ale było to tylko zmniejszenie rozmiarów porażki. Victoria!

 

Championship, 11/46, 27.09.2016

Elland Road, 37733 widzów

[8] Leeds – [6] Luton, 2:4 (BAPTISTA ‘5, BAPTISTA ’11, Martin ’45, PIOVESAN ’58, BAPTISTA ’68, PHILLIPS [og] ‘87)

MoM: Julio Baptista (Luton Town)

 

 

Podobnie trudnego zadania jak przed meczem z Leeds spodziewałem się w spotkaniu z Coventry. To także drużyna, która nie tak dawno grała jeszcze w Premiership, a teraz musi się tułać po jej zapleczu. A przecież jeszcze bardziej niedawno grała w League One. Na pewno poza tym mamy do wyrównania pewne rachunki z przeciwnikiem jeszcze za mecze w niższej klasie rozgrywkowej. Wreszcie do składu wraca rekonwalescent Galante.

 

 

Santaniello – Siivonen, Phillips, Zeb, Lolli – Galante, Slavisa, Collins, Meyer – Bell, Baptista

 

Pierwsza połowa meczu była dosyć nudna. Przez pierwsze poł godziny na boisku nie działo się kompletnie nic. Dopiero w 30 minucie Camp obronił pierwszy strzał Baptisty. Minutę później niecelny strzał oddał Bell, ale w 39 minucie powracający po kontuzji Galante otworzył wynik meczu. Przed przerwą jeszcze prowadzenie mógł podwyższyć Meyer, ale zabrakło mu skuteczności. Po zmianie stron nadal atakowaliśmy. Strzał Bella z 46 minuty był co prawda niecelny, ale dwie minuty później prowadzenie podwyższył Baptista. W 55 minucie kolejny strzał oddał Bell, ale tym razem świetnie obronił Camp. W 69 minucie raz jeszcze z daleka uderzał Meyer, ale znów bez bramkowego efektu. W 73 minucie z dobrej strony pokazał się rezerwowy Doherty, który już kiedyś grał w ataku, a ja postanowiłem mu przypomnieć jak się gra na szpicy. Co prawda gola nie strzelił, ale nękał obronę rywala co chwilę groźnymi strzałami. Ostatecznie mecz zakończył się naszym pewnym, dwubramkowym zwycięstwem.

 

Championship, 12/46, 01.10.2016

Kenilworth Road, 10467 widzów

[5] Luton – [20] Coventry, 2:0 (GALANTE ’39, BAPTISTA ‘48)

MoM: Julio Baptista (Luton Town)

Odnośnik do komentarza

Przed kolejnymi spotkaniami miałem dwa tygodnie przerwy bo początek października to okres meczy eliminacji do Mistrzostw Świata. W spotkaniach tych tylko raz grała reprezentacja Irlandii, w barwach której dobre spotkanie zagrał Collins. Smutniejszą wiadomością było potwierdzenie przez Baptistę zakończenia kariery po tym sezonie. Co ciekawe też, pracę stracił trener Carlisle, Benedetti, a kandydatem mediów do objęcia tej posady zostałem oczywiście ja, co natychmiast skrzętnie zdementowałem. Po dwóch tygodniach powróciliśmy do walki o ligowe punkty. Naszym rywalem jest Sheffield United.

 

 

Santaniello – Siivonen, Phillips, Zeb, Lolli – Galante, Queudrue, Collins, Meyer – Bell, Baptista

 

Zaatakowaliśmy rywali od pierwszych minut I efekty przyszły dość szybko. W 11 minucie Baptista otworzył wynik meczu strzelając ładnego gola. W 28 minucie gospodarze doprowadzili do wyrównania. Jedenastkę na bramkę zamienił Foley. W polu karnym Lolli faulował Baileya. W 30 minucie Dehgani kapitalnie obronił strzał Meyera, a cztery minuty Szwajcar był bliski zapisania asysty, gdyby Bell lepiej przymierzył. Przed przerwą Santaniello jeszcze świetnie interweniował po strzale Robinsona i do szatni schodziliśmy z remisem na tablicy wyników. Druga odsłona była spokojniejsza. W 50 minucie niecelnie uderzał Rowland, a z kolei siedem minut później wykończeniem akcji nie popisał się Baptista. W 66 minucie świetny strzał Bella jeszcze lepiej obronił Dehgani i była to ostatnia groźna akcja tego spotkania.

 

Championship, 13/46, 15.10.2016

Brammal Lane, 23307 widzów

[13] Sheffield United – [3] Luton, 1:1 (BAPTISTA ’11, Foley (k) ’28)

MoM: Kevin Foley (Sheffield United)

 

 

Remis z Sheffield podtrzymał naszą dobrą passę ośmiu nie przegranych z rzędu spotkań, ale było to też pierwsze od sześciu spotkań, w którym nie wygraliśmy. Taka seria jak na beniaminka to coś niezwykłego. Miałem nadzieję na podtrzymanie tej o nieprzegranych spotkaniach również w meczu z Norwich, w którym zabraknie kontuzjowanego Zeba, a jego miejsce zajmie wypożyczony z Boltonu Łotysz Smirnovs.

 

 

Santaniello – Siivonen, Phillips, Smirnovs, Lolli – Galante, Queudrue, Collins, Meyer – Bell, Baptista

 

Początek meczu należał zdecydowanie do nas, ale brakowało nam też skuteczności pod bramką. Znakomitą okazję w 12 minucie zmarnował Baptista. Trzy minuty później uderzenie Queudrue z rzutu wolnego obronił ładnie Carson. W 38 minucie to goście zaatakowali, ale Santaniello potwierdził swoją czujność w bramce, broniąc strzał Moore’a. trzy minuty później spróbowaliśmy odpowiedzieć kolejnym atakiem, którego nie skończył jednak Bell. W 44 minucie znów Santoniello stanął na wysokości zadania, broniąc strzał Holmesa. Druga połowa to rozpoczęcie ataków gości od strzału Holmesa, a trzy minuty również i strzał Moore’a. w 59 minucie raz jeszcze Carsona próbował strzałem z rzutu wolnego zaskoczyć Queudrue. Był to zasadniczo koniec emocji boiskowych, jakich tego dnia doświadczyć mogli kibice.

Championship, 14/46, 18.10.2016

Kenilworth Road, 10463 widzów

[5] Luton – [6] Norwich, 0:0

MoM: Karl Svensson (Norwich City)

Odnośnik do komentarza

Z jednej strony jest cały czas dobrze, bo jak na beniaminka radzimy sobie świetnie, nie przegrywając żadnych spotkań już od ponad miesiąca. Z drugiej jednak po serii świetnych meczy chciałoby się dalej wygrywać, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia, a ostatnie dwa mecze pokazały, że z naszą skutecznością jest nienajlepiej. Teraz będzie pewnie jeszcze gorzej, bo przed meczem z West Bromich kontuzji doznał Baptista.

 

 

Santaniello – Siivonen, Phillips, Smirnovs, Lolli – Galante, Queudrue, Collins, Meyer – Bell, Piovesan

 

Podobnie jak w poprzednich meczach, tak I teraz zaczęliśmy od mocnego uderzenia I już w 4 minucie Bell był bliski strzelenia gola. Dwie minuty później nieznacznie pomylił się Virtanen, zastępujący kontuzjowanego też Meyera. W 13 minucie pierwszy raz zaatakowali gospodarze, ale strzał Goncalvesa był też niecelny. Osiem minut później już jednak przegrywaliśmy po golu jednego z moich największych katów – Lity. W 34 minucie z kolei Santaniello świetnie obronił uderzenie strzelca bramki. Pięć minut później znów zaatakowaliśmy, ale Bell tego dnia nie był skuteczny. Po przerwie nadal Santaniello musiał raz za razem ratować drużynę przed utratą gola, a zwłaszcza przed niesamowicie aktywnym Litą. W 56 minucie przeprowadziliśmy jedną z nielicznych akcji ofensywnych, zakończoną jednak w rękawicach Harrisa. W 72 minucie rezerwowy Romero również miał swoją okazję, której nie potrafił wykorzystać. Co innego Lita, który w 74 minucie strzelił drugiego gola i ustalił tym samym wynik meczu.

 

Championship, 15/46, 23.10.2016

Hawthorns, 29359 widzów

[4] West Brom – [6] Luton, 2:0 (Lita ’21, Lita ’74)

MoM: Leroy Lita (West Bromich Albion)

 

 

Szkoda, że pierwsza porażka od dziesięciu spotkań musiała przyjść akurat teraz, gdy za kilka dni gramy mecz z Leicester w III rundzie Pucharu Ligi. Mam nadzieję, że jakoś szybko się pozbieramy i zagramy dobry mecz, być może zakończony awansem do kolejnej fazy. O to jednak nie będzie łatwo i mam tego pełną świadomość.

 

 

Santaniello – Siivonen, Phillips, Smirnovs, Lolli – Galante, Queudrue, Collins, Virtanen – Bell, Piovesan

 

Wielu kibiców Luton na pewno inaczej sobie wyobrażało początek tego meczu. Co prawda zaatakowaliśmy, ale nie potrafiliśmy wykorzystać jedenastki podyktowanej za faul Cody na Bellu. Fatalnie z wapna spudłował Queudrue. Trzeba też zauważyć, że gospodarze mieli między słupkami nie byle kogo bo samego Vincenta Enyeamę, który bronił wszystkie strzały w pierwszej połowie. W 14 minucie nie dał rady pokonać go Piovesan, który ponownie przegrał pojedynek z Nigeryjczykiem trzy minuty później. Po kolejnych trzech minutach znów Enyeama był górą, tym razem nad Bellem. W 35 minucie raz jeszcze Bell przegrał pojedynek z bramkarzem gospodarzy. Były to wszystko najciekawsze sytuacje z pierwszej odsłony meczu. W drugiej bardzo długo brakowało dogodnych sytuacji strzeleckich. Dopiero w 72 minucie po akcji gospodarzy świetną sytuację zmarnował Ainsworth. Dwie minuty później Santaniello świetnie obronił strzał Calistiego i gdy wydawało się, że w końcówce gospodarze coś wreszcie wcisną, bo ich gra wyglądała coraz lepiej, Luton przeprowadziło zabójczy kontratak, zakończony bramką Galante, która dała nam awans do kolejnej rundy.

 

Carling Cup, III runda, 26.10.2016

Walkers Stadium, 23444 widzów

[C] Leicester – [C] Luton, 0:1 (GALANTE ’90)

MoM: Salvatore Galante (Luton Town)

Odnośnik do komentarza
Hyhy :] widzę że jak ktoś ci gratuluje zwycięstw to forma leci w dół :> Ale nie jest źle :> powinieneś spokojnie zakończyć sezon na co najmniej miejscu barażowym :>

Skłamałbym, nie przyznając, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po udanym początku sezonu liczę na podtrzymanie formy w pozostałych spotkaniach.

 

 

Za zwycięstwo I awans do kolejnej rundy otrzymaliśmy 45 tysięcy euro. W czwartej rundzie naszym rywalem będzie drużyna z League One, Tranmere, która właśnie w tym sezonie spadła tam z Championship. W lidze zaś podejmowaliśmy Millwall. W składzie nadal brakowało Goha, Zeba i Slavisy.

 

 

Santaniello – Siivonen, Phillips, Smirnovs, Lolli – Galante, Queudrue, Collins, Virtanen – Bell, Piovesan

 

Od samego początku ruszyliśmy do ataku i w 5 minucie Bell stworzył sobie pierwszą okazję do zdobycia gola. Minutę później zrobiło się groźnie pod naszą bramką, gdy uderzał Schorer, na szczęście jego próba była nieudana. W 18 minucie udało nam się objąć prowadzenie. Podanie Galante na bramkę zamienił Bell, którego dyspozycja w ostatnich tygodniach może się podobać. Cztery minuty później Ridgewell brutalnie skosił Piovesana i za to zagranie zobaczył czerwoną kartkę. Dwie minuty później już Queudrue starał się zaskoczyć osłabionych rywali strzałem z rzutu wolnego, ale Tuffey wykazał się czujnością. W 33 minucie ponownie Tuffey wygrał pojedynek z Queudrue, który tym razem za głęboko dośrodkował. W 41 minucie z daleka uderzał Collins, ale ta próba była bardzo nieudana. Po przerwie nadal atakowaliśmy, ale Tuffey, mimo puszczonego gola, grał i tak bardzo pewnie, uniemożliwiając nam podwyższenie prowadzenia. Wreszcie w 79 minucie przy użyciu szczęścia udało się strzelić drugiego gola. Piłka po strzale Virtanena odbiła się jeszcze od Gibsona, ale gol uznany został Finowi. To już wystarczyło nam, żeby w końcówce spotkania zagrać nieco spokojniej i już tylko dowieźć korzystne zwycięstwo do końca meczu. Warte odnotowania jest również, że w tym spotkaniu kibice zobaczyli po raz pierwszy od blisko dwóch miesięcy na boisku Goha, którego wprowadziłem na ostatnie piętnaście minut rywalizacji.

Championship, 16/46, 29.10.2016

Kenilworth Road, 10473 widzów

[6] Luton – [3] Millwall, 2:0 (BELL ’18, VIRTANEN ’79)

MoM: Federico Piovesan (Luton Town)

 

 

Pomimo dobrej dyspozycji w październiku w żaden sposób nie udało nam się wyróżnić w nagrodach przyznawanych za specjalne osiągnięcia w każdym miesiącu. Nieszczególnie się tym przejąłem. Na głowie miałem raczej trudne spotkanie z Reading, które zbliżało się wielkimi krokami. Na ten mecz do składu wraca Meyer.

 

 

Santaniello – Siivonen, Phillips, Smirnovs, Lolli – Galante, Queudrue, Collins, Meyer – Bell, Piovesan

 

Początek spotkania należał do gości, ale Johnson nie potrafił wykorzystać okazji z 6 minuty meczu. Pięć minut później podobnie źle zachował się pod naszą bramką Chopra i też nie trafił. W 16 minucie pierwszy strzał oddał Bell, ale był to strzał niecelny. W 25 minucie znakomicie strzał Queudrue z rzutu wolnego obronił bramkarz gości, McCormick. Szesnaście minut później zaś fatalnie po raz kolejny strzelał Chopra, którego skuteczność była tego dnia zerowa. Drugą połowę zaczęliśmy agresywniej, choćby z tego powodu, że na boisku zameldował się Goh, który jeszcze był zbyt słaby fizycznie, by wytrzymać pełne obciążenia meczowe. Od razu nasza gra się polepszyła, a Kameruńczyk miał świetna okazję w 47 minucie, której jednak nie zdołał wykorzystać. W 65 minucie po raz kolejny strzelał Johnson lecz i ta próba była nieudana. W 86 minucie ostatni raz naszej bramce zagrozili goście, ale nawet na koniec ich skuteczność nie uległa zmianie, a strzał Pedersena był taki, że lepiej o nim w ogóle nie wspominać.

 

Championship, 17/46, 01.11.2016

Kenilworth Road, 10485 widzów

[3] Luton – [15] Reading, 0:0

MoM: Richard Duffy (Reading)

Odnośnik do komentarza

Na ligową potyczkę z Portsmouth zupełnie wymieniłem linię ataku, którą teraz stanowić będą Baptista i Goh, czyli para, która w domyśle miała być tą pierwszą, ale z powodu kontuzji tak wiele meczy ich ominęło. Poza tym nie przewidywałem większych zmian, no może poza tym, że w miejsce bezbarwnego ostatnio Queudrue wstawiłem do składu Hiszpana Slavisę.

 

 

Santaniello – Siivonen, Phillips, Smirnovs, Lolli – Galante, Slavisa, Collins, Meyer – Goh, Baptista

 

Gospodarze przycisnęli od samego początku I na efekty długo nie trzeba było czekać. W 8 minucie Young strzelił gola otwierającego wynik meczu. Siedem minut później ten sam piłkarz podwyższył prowadzenie gospodarzy. Nie przypuszczałem, że ten mecz może się dla nas aż tak źle ułożyć. W 19 minucie Young był bliski skompletowania hattricka lecz tym razem przeszkodził mu skutecznie Santaniello. W 27 minucie na naszą bramkę strzelał Webb, ale uczynił to bardzo nieporadnie i nieskutecznie. Dopiero w 33 minucie pierwszy raz zagroziliśmy bramce rywala. Ale i tak zabrakło strzału, a jedynie zbyt głębokie dośrodkowanie Galante padło łupem bramkarza gospodarzy. W drugiej połowie nadal byliśmy tylko tłem dla świetnie grających gospodarzy. W 55 minucie strzał Sharpa świetnie obronił Santaniello, który ratował honor naszej drużyny. Szesnaście minut później ponownie Sharp próbował wpisać się na listę strzelców lecz bez efektu. Ostatecznie i tak przegraliśmy, będąc drużyną wyraźnie słabszą.

 

Championship, 18/46, 05.11.2016

Fratton Park, 21188 widzów

[12] Portsmouth – [5] Luton, 2:0 (Young ‘8, Young ‘15)

MoM: Andy Blake (Portsmouth)

 

 

Dwa tygodnie później podejmowaliśmy na własnym stadionie Cardiff, a więc ekipę, która również niedawno dopiero awansowała do Championship. Spodziewałem się wyrównanego pojedynku. Na ten mecz co prawda wykurował się Zeb, ale z kolei kontuzji doznał Lolli. Mamy od początku sezonu problemy ze skompletowaniem linii obrony.

 

 

Santaniello – Siivonen, Phillips, Smirnovs, Zeb – Galante, Slavisa, Collins, Virtanen – Goh, Baptista

 

Zaczęliśmy bardzo udanie ten mecz. Juz bowiem w 7 minucie Goh dał nam prowadzenie. Dwie minuty później Waade w niebywałej sytuacji obronił uderzenie Goha. Cztery minuty później strzał oddali goście, ale Bolstad się nie popisał. W 19 minucie uderzenie Morgana znakomicie sparował Santaniello. Minutę później nasze prowadzenie podwyższył Roberts, który zastąpił parę chwil wcześniej kontuzjowanego Virtanena. Minutę później ponownie znakomicie uwolnił się od opieki obrońcy Goh, ale zabrakło szczęścia. W 31 minucie pierwszy groźny strzał oddał Baptista. Zaraz po przerwie udało się strzelić trzeciego gola. Na listę strzelców po raz drugi w tym spotkaniu wpisał się Goh. Minutę później dobiliśmy rywala czwartym trafieniem, które zapisał sobie Galante. Ale nie był to koniec emocji bramkowych. Po chwili Goh oddał mocny strzał, a Waade popełnił koszmarny błąd w bramce, łapiąc i wypuszczając piłkę, która ostatecznie wpadła mu za kołnierz. Była to już piąta bramka dla gospodarzy. Na tym ostatecznie się skończyło, choć szans na bramki mieliśmy w drugiej połowie znacznie więcej. Podobnie z resztą jak swoje bramki mogli zdobyć goście, które od siedemdziesiątej minuty zaczęli grać znacznie lepiej. Brakowało mi jednak skuteczności.

 

Championship, 19/46, 19.11.2016

Kenilworth Road, 10473 widzów

[7] Luton – [14] Cardiff, 5:0 (GOH ‘7, ROBERTS ’20, GOH ’49, GALANTE ’50, Waade [og] ‘63)

MoM: Julio Baptista (Luton Town)

Odnośnik do komentarza

Przed kolejnym spotkaniem ze Stoke skład mi się dość mocno posypał. Kontuzjowany jest bowiem Lolli, a na grypę zachorowali Phillips oraz Smirnovs, co oznacza, że będziemy mieć poważne problemy z zestawieniem defensywy. Najprawdopodobniej u boku Zeba zagra siedemnastoletni obrońca z Włoch…Na lewej obronie zaś wystąpi pewnie Queudrue.

 

 

Santaniello – Siivonen, Queudrue, Scotti, Zeb – Galante, Slavisa, Virtanen, Meyer – Bell, Baptista

 

Zaatakowaliśmy od pierwszych minut, ale początek był dla nas nieudany pod kątem skuteczności, gdy w 10 minucie znakomitą okazję do zdobycia gola zmarnował Baptista. Pięć minut później ponownie szarżował Brazylijczyk, ale tym razem świetnie jego uderzenie obronił bramkarz gospodarzy. Trzy minuty później, Martin, golkiper Stoke po raz kolejny popisał się refleksem broniąc strzał Baptisty. W 22 minucie z dobrej strony po stronie gospodarzy pokazał się nasz były gracz – Rutten, któremu niewiele brakło by zdobyć bramkę. Wreszcie w 32 minucie po dobrej akcji Bella i dośrodkowaniu w pole karne Baptista strącił piłkę do siatki i objęliśmy prowadzenie. Pięć minut później bliski zdobycia gola był Bell, ale co się odwlecze… Bell zdobył gola do szatni po podaniu Galante w doliczonym czasie gry pierwszej połowy. W drugiej na boisku pojawił się Piovesan, który ostatnio grał całkiem nieźle. Ta druga odsłona z początku była bardzo nudna, potem nieco agresywniej zaatakowali gospodarze, ale w efekcie i tak to my strzeliliśmy trzeciego gola, a na listę strzelców wpisał się właśnie rezerwowy Piovesan. W 79 minucie uderzenie Holendra Fornalskiego znakomicie obronił Santaniello, ale gospodarzom i tak udało się strzelić gola honorowego, gdy w 89 minucie rodak strzelca sprzed paru minut oddał mocny strzał, nie dając naszemu bramkarzowi żadnych szans.

 

Championship, 20/46, 26.11.2016

Stoke-on-trent Stadium, 14558 widzów

[23] Stoke – [5] Luton, 1:3 (BAPTISTA ’32, BELL ‘45+2, PIOVESAN ’76, De Boer ‘89)

MoM: Julio Baptista (Luton Town)

 

 

Teraz czekało na nas spotkanie w Pucharze Ligi, gdzie doszliśmy już całkiem daleko, a mamy szansę zajść jeszcze dalej, bo Tranmere to drużyna z League One, zatem teoretycznie słabsza. W składzie na ten mecz zabraknie dodatkowo Bella, który doznał kontuzji, ale w jego miejsce wraca po wyleczeniu urazu Goh, na którego bardzo liczę.

 

 

Santaniello – Siivonen, Queudrue, Scotti, Zeb – Galante, Slavisa, Virtanen, Meyer – Goh, Baptista

 

Niestety to spotkanie nie zaczęło sie po naszej myśli, bowiem już w 2 minucie po strzale Keogha gospodarze objęli prowadzenie. My jednak z wolna się rozpędzaliśmy i po chwili już przeważaliśmy nad rywalami. W 5 minucie pierwszy groźny strzał oddał Baptista, siedem minut później uderzał Meyer, a w 15 minucie strzał Goha obronił Foster. Cztery minuty później Kameruńczyk zdołał doprowadzić do wyrównania. W 25 minucie Santaniello uratował nasz zespół przed utratą gola, gdy z rzutu wolnego uderzał Davies. Pięć minut później to Quedrue starał się zaskoczyć strzałem ze stałego fragmentu gry bramkarza gospodarzy, ale i jemu się nie udało.w 44 minucie znakomitą interwencją popisał się Zeb, gdyby nie on to pewnie Keogh strzeliłby drugiego gola. Druga połowa rozpoczęła się od ataków gospodarzy, a konkretnie strzału Barlowa. Z minuty na minutę graliśmy jednak lepiej. W 75 minucie groźnie z dystansu uderzał Virtanen. W końcówce Foster bardzo długo bronił znakomicie, ale i tak udało nam się strzelić zwycięskiego gola, gdy w doliczonym czasie gry bramkarza gospodarzy pokonał rezerwowy Piovesan, który tym samym dał nam awans do kolejnej rundy.

 

Carling Cup, IV runda, 30.11.2016

Prenton Park, 6048 widzów

[L1] Tranmere – [C] Luton, 1:2 (Keogh ‘2, GOH ’19, PIOVESAN ‘90+4)

MoM: Ben Foster (Tranmere Rovers)

Odnośnik do komentarza
Coś dziadek Q. ostatnio nie strzela :].

Zagrał dopiero dwa mecze po kontuzji. Nie wymagaj od niego zbyt wiele

 

 

W ćwierćfinale Pucharu Ligi zmierzymy się ze zwycięzcą pary Chelsea – Everton. Z jednej strony należałoby się spodziewać tęgiego lania, ale z drugiej – obie te drużyny w tym sezonie grają znacznie poniżej oczekiwań, zajmując aktualnie odpowiednio jedenaste i dwunaste miejsce w Premiership. Do tego meczu mamy jeszcze sporo czasu. Teraz najważniejsze jest ligowe spotkanie z Blackpool. Niestety kontuzji doznali zarówno Santaniello, jak i Politi zatem na bramce stanie De Boer.

 

 

De Boer – Siivonen, Queudrue, Scotti, Zeb – Galante, Slavisa, Collins, Meyer – Bell, Baptista

 

Co ciekawe, pierwszą groźną sytuację w tym spotkaniu stworzył sobie Zeb, który oddał jednak niecelny strzał w 4 minucie meczu. Dwie minuty później Boer świetnie obronił strzał Campbella. W 18 minucie na bramkę gości strzelał Scotti – nasz siedemnastolatek ze środka obrony. Jak on znalazł się w sytuacji strzeleckiej to tylko on sam wie. W 26 minucie Baptista wreszcie oddał na tyle mocny strzał, że objęliśmy prowadzenie. Jednak trzy minuty później goście zdołali doprowadzić do wyrównania, gdy gola na wagę remisu strzelił po podaniu Campbella Anichebe. Drugą połowę zaczęliśmy udanie od gola strzelonego przez Queudrue, którego zamiarem było raczej dośrodkowanie niźli strzał. Trzeba też docenić asystę Siivonena – cross przez całą szerokość boiska. Chwilę później Goh był bliski podwyższenia prowadzenia. W 68 minucie znakomicie strzał Jarolima obronił De Boer. W 71 minucie jeszcze raz pokazał się Goh, ale tym razem z interwencją zdążył Moore. Wreszcie w 88 minucie udało się strzelić trzeciego gola i potwierdzić, że tego dnia byliśmy drużyną zdecydowanie lepszą. Na listę strzelców wpisał się Kameruńczyk.

Championship, 21/46, 03.12.2016

Kenilworth Road, 10327 widzów

[4] Luton – [19] Blackpool, 3:1 (BAPTISTA ’26, Anichebe ’29, QUEUDRUE ’51, GOH ‘88)

MoM: Jari Siivonen (Luton Town)

 

 

Po meczu wylosowano pary 3 rundy Pucharu Anglii. W meczu pucharowym zagramy z… Carlisle. Będzie to na pewno bardzo ciekawy mecz i mam nadzieję, że uda się zagrać na nosie panu Jenkinsowi – prezesowi The Cumbrians. Everton zaś nie poradził sobie z Chelsea i to właśnie z Londyńczykami zmierzymy się w ćwierćfinale Pucharu Ligi. W ligowym spotkaniu z Bradford City nadal nie opuszczały nas problemy kadrowe. Na pewno nie zagra Galante. W jego miejsce desygnowałem Wintera.

 

 

De Boer – Siivonen, Queudrue, Scotti, Zeb – Winter, Slavisa, Collins, Meyer – Goh, Baptista

 

Początek meczu mimo tego, że nie padła żadna bramka, należał do nas, bo dwukrotnie po groźnych strzałach Baptisty interweniować musiał Taylor. Za wrażenia estetyczne jednak punktów się nie przyznaje i trzeba było poprawić skuteczność. W 21 minucie pierwszy raz zaatakowali gospodarze, ale strzał Kanta był niecelny. Dwie minuty później z kolei uderzenie Goha obronił Taylor. W 34 minucie ponownie górą był wychowanek Arsenalu, który świetnie obronił strzał Baptisty. W 43 minucie pokazał się Phelan, mój były podopieczny z Carlisle w jednym sezonie, który efektownym rajdem popisał się na prawym skrzydle. Druga połowa to nieco lepsza gra gospodarzy, którzy w 58 minucie zdołali strzelić gola, gdy na listę strzelców po nietrudnym w sumie do obrony strzale wpisał się Petersen. Zamiast rzucić się do odrabiania strat, nadal graliśmy defensywnie, co prowadziło do kolejnych ataków gospodarzy. Dopiero w 69 minucie bliski wyrównania był Goh. W 79 minucie znów zaatakowali gospodarze, a rezerwowy napastnik o polsko brzmiącym nazwisku, Furman, nie zdołał wykorzystać okazji. Ostatecznie przegraliśmy, a zadecydowała o tym nasza skuteczność, a raczej jej brak oraz po części też pech.

Championship, 22/46, 10.12.2016

Valley Parade, 6234 widzów

[18]Bradford City – [3] Luton, 1:0 (Petersen ’58)

MoM: Nicolas Meyer (Luton Town)

Odnośnik do komentarza

Na zakończenie rundy jesiennej czekało nas najtrudniejsze chyba spotkanie całej rundy. Na nasz obiekt przyjeżdżała bowiem najsilniejsza jak na razie drożyna Championship – Sheffield Wednesday. Naszym atutem powinno być własne boisko, ale w starciu z najsilniejszą ekipą potrzebujemy też więcej atutów czysto sportowych. Do składu po kontuzji wraca na szczęście Phillips.

 

 

De Boer – Siivonen, Phillips, Scotti, Zeb – Winter, Slavisa, Collins, Meyer – Goh, Baptista

 

Już na początku spotkania Goh był bliski strzelenia gola, ale przeszkodziła mu znakomita interwencja Quaye, który dosłownie w ostatniej chwili zdecydował się na rozpaczliwy, ale skuteczny wślizg. W 15 minucie dobre podanie Goha na bramkę zdołał celnym strzałem głową zamienić Baptista i prowadziliśmy. Pięć minut później w podobnej akcji Brazylijczyk po raz drugi wpisał się na listę strzelców. Tym razem było to jednak podanie po ziemi. W 32 minucie stała się rzecz straszna. Kontuzji doznał nasz bramkarz, De Boer, a ja na ławce rezerwowych nie miałem żadnego zastępcy. Między słupkami z konieczności stanął nasz napastnik Bell. Goście jakby wyczuli, że to dla nich szansa, ale jedyną okazję w pierwszej połowie na zmniejszenie strat zmarnował zbyt mocnym strzałem Walker. W drugiej połowie wcale nie zamierzaliśmy się tylko bronić i ta zaczęła się od strzału na bramkę Virtanena. W 55 minucie następną okazję zmarnował Meyer, ale nic nie wskazywało na to, żeby Bell miał mieć w tym meczu dużo pracy między słupkami. W 76 minucie kolejną sytuację zmarnował Goh, ale najważniejsze było, że nie pozwalamy gościom rozwinąć skrzydeł, dlatego spokojniej przeżywałem nieskuteczne akcje. W 82 minucie bramkarz gości, Henderson, obronił ostatni groźny strzał Goha. Po chwili sędzia gwizdnął po raz ostatni, a my odnieśliśmy bardzo cenne zwycięstwo, mimo, że przez godzinę graliśmy bez nominalnego bramkarza!

Championship, 23/46, 13.12.2016

Kenilworth Road, 10469 widzów

[3] Luton – [1] Sheffield Wednesday, 2:0 (BAPTISTA ’15, BAPTISTA ’20)

MoM: Julio Baptista (Luton Town)

 

 

Po dobrym meczu z liderem tabeli kibice wręcz żądali od nas zwycięstwa w kolejnym spotkaniu z Ipswich, które dość niespodziewanie tylko walczy o utrzymanie. Ja jednak zdawałem sobie sprawę z tego, jak trudne są mecze z outsiderami, którzy są w stanie gryźć trawę, byleby tylko zyskać jakieś punkty. Oni nie czują respektu przed żadnym rywalem. Oni po prostu potrzebują punktów. Na szczęście kontuzja bramkarza nie okazała się bardzo poważna i De Boer, choć nie w pełnej dyspozycji, zagra w najbliższym meczu.

 

 

De Boer – Siivonen, Phillips, Scotti, Zeb – Winter, Slavisa, Virtanen, Meyer – Goh, Baptista

 

Jako pierwsi dobrą sytuację stworzyli sobie goście lecz dośrodkowanie Wintera było zbyt głębokie I Fielding bez problemu złapał piłkę. Cztery minuty później pierwszy raz na bramkę uderzał Baptista, ale niecelnie. W 35 minucie wreszcie po akcji Goha Baptista otrzymał piłkę i zrobił z niej użytek. Widać, że ta dwójka napastników rozumie się znakomicie. Chwilę później De Boer wykazał się kunsztem, broniąc strzał Kaya. Druga połowa rozpoczęła się od naszych ataków, ale strzał Meyera z 49 minuty był niecelny. Podobnie sześć minut później Szwajcar nie zgrzeszył skutecznością. W 69 minucie ponownie De Boer świetnie interweniował, tym razem po strzale Younie’a. Trzy minuty później Goh dobijał strzał Baptysty i prowadziliśmy już dwoma bramkami. Dopiero w 84 minucie gospodarze zdołali strzelić gola, który okazał się jednak tylko honorowym. Dośrodkowanie Kaya przeciął niefortunnie Zeb i piłka wpadła obok bezradnie interweniującego Holendra.

 

Championship, 24/46, 17.12.2016

Portman Road, 18245 widzów

[21] Ipswich – [3] Luton, 1:2 (BAPTISTA ’35, GOH ’72, ZEB [og] ‘84)

MoM: Frank Fielding (Ipswich Town)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...